Wyobraźmy sobie wiek XIX. Nieszczęsny nasz naród w niewoli, jego język, kultura,
religia są niszczone. Naturalne jest, że aby ocalał, jego przewodnikami
duchowymi stać się muszą artyści, poeci, kapłani, inteligenci. Oni tchną w duszę narodu
wiarę i nadzieję, oni stworzą utylitarną "sztukę narodową", która odrzucając bezpłodny
artyzm stanie się Narzędziem Walki.
Dodajmy jeszcze do tego obrazka nędzę i ciemnotę większości społeczeństwa.
Jego mentalną bezradność, zacofanie gospodarcze i cywilizacyjne. Kurne chaty,
wkładanie butów tylko na niedzielną mszę, porcje wypitej wódki zaznaczane w szynku
kredową kreską. Przewodnicy duchowi narodu muszą także angażować się i w te sprawy.
Będzie więc kaganek oświaty, literatura śmiało demaskująca bolączki społeczne, będą próby
"publicystycznego" ożywienia gospodarki (ach, te wspaniałe kampanie prasowe!) -
pamiętajmy o tym "cywilizacyjnym" aspekcie narodowej misji przewodników duchowych.
I, co może najbardziej istotne wspomnijmy o socjalnych skutkach gospodarczego
zacofania. Brak normalnego, kreowanego przez kapitalizm organizmu społecznego, brak
silnego mieszczaństwa, które wchłonęłoby ludzi wykształconych. Mamy za to
społeczeństwo składające się w większości z niepiśmiennych chłopów, gdzieś po kątach chowa się
mieszczaństwo, a może raczej drobnomieszczaństwo bez energii, bez ambicji - warstwa
bardzo nieliczna i nie będącą żadną nawet namiastką społecznej elity. Pamiętajmy
jednak, że w kraju tym działają szkoły, istnieją naukowe instytucje, kraj ten ma znakomite
tradycje kulturalne. Powstaje nowa, niezwykła warstwa społeczna - inteligencja. Warstwa
ta żyje mitem misji, walki o narodową duszę, ale także, nie zapominajmy walczy o
materialną tkankę tego kraju.
Wobec cywilizacyjnego zacofania warstwa ta kieruje się odmiennymi od mieszczan
wartościami, wartościami, które mają odróżnić ją od niekulturalnego motłochu, praca
zarobkowa jest dla niej pewnym poniżeniem, prawdziwie nobilitująca jest za to
kontemplacja kultury wysokiej. Inteligent staje się konsumentem, lecz nie producentem
kultury.
I, by w opisie niczego nie zabrakło przypomnieć należy, iż w tym dziwnym kraju
wiek
XIX trwał do końca wieku XX. Rzeczywistość została zakonserwowana - okupacje,
dławienie narodowego ducha, zacofanie gospodarcze, petryfikacja społecznej hierarchii.
Przejdźmy więc do tematu, do opisu życia i dorobku duchowego
przewodnika narodu. Niech się nazywa, na przykład Jerzy Andrzejewski.
Lata 30 - te naszego wieku - nabierają siły konflikty polityczne i światopoglądowe, narasta
społeczny i gospodarczy kryzys. Wszystkie nurty polityczne żądają od artystów
społecznego zaangażowania, zgodne są tu i lewica skrajna i prawica radykalna, sanacja i
lewica umiarkowana. Artystami, intelektualistami zaangażowanymi stają się Boy i
Broniewski, Kaden-Bandrowski i ...Gałczyński (mało kto chce pamiętać dziś jego kuriozalne
wystąpienia w oenerowskim "Prosto z mostu").
Jerzy Andrzejewski, młodzieniec indyferentny politycznie i religijnie, artystycznie
nieokreślony pisze "powieść katolicką" - "Ład serca". Treść daleka od
publicystyki, bohater - ksiądz staje się świadkiem niezwykłej kulminacji
przejawów zła, która następuje w niewielkiej, poleskiej wsi.
Część krytyki zwróciła uwagę na pesymizm powieści, na jej subtelność
psychologiczną, lecz w większości byli krytycy operujący zupełnie innymi kategoriami.
Uderzono w potężny dzwon, miał oto objawić się pisarz zaangażowany w sprawy
społecznego konkretu, pisarz, który w katolicyzmie ujrzał system aksjologiczny zdolny do uporania się
z polskimi problemami. Ów społeczny aspekt powieści akcentowali
szczególnie publicyści związani z obozem nacjonalistycznym. A i sam pisarz w końcu
uwierzył w optymizm pesymizmu utworu, "uwierzył we wiarę", jak opisał niegdyś podobną
postawę Gombrowicz. Andrzejewski począł występować jako autorytet w dziedzinie
pisarstwa katolickiego, i jak twierdzi Anna Synoradzka w biografii pisarza upodabniał swe
publiczne wypowiedzi do kazań kościelnych.
W stworzonej naprędce teorii estetyki religijnej Andrzejewski wyznaczał pisarzowi funkcję
autorytetu moralnego, od którego należy wymagać zgodności Słów z Czynami.
Andrzejewski uwierzył, że literatura może mieć wpływ na losy rzesz katolickich, a nawet
kraju.
Powieść zanadto psychologiczna, jak na dzieło katolickie miała pesymistyczną
wymowę. Pryncypia wiary nie równoważyły ogromu ludzkiej zbrodni, pisarz podkreślił
raczej bezradność kapłana, niż jego heroizm.
Rok 1939, wybuch wojny. Okupacja, narodowa mobilizacja - potrzeba
zaangażowania sztuki staje się oczywista, wyrazi ją dosadnie grupa "Sztuki i Narodu". Cóż
na to jednak Andrzejewski, neofita narodowego misjonarstwa? Pisarz w praktyce angażuje
się w pracę Delegatury Rządu na odcinku finansowego wspierania pisarzy.
A w kwestiach artystycznych? Tłem okupacyjnych opowiadań Andrzejewskiego są realia
wojny, lecz treścią zasadniczą są kwestie egzystencjalne, wojna nie jest zdolna przesłonić
ludzkich namiętności, zagadnienia zła człowieczego są ponadczasowe, niezależne
od warunków zewnętrznych.
Rzecz zdumiewająca, w czasie wojny, kiedy słowa "moralny obowiązek" brzmią zupełnie
jednoznacznie, pisarz wybiera artyzm, psychologię, niejednoznaczność właśnie. W
"Ucieczce" dramat ucieczki małżeństwa z zagrożonego miasta jest tylko tłem wobec ich
własnego, prywatnego koszmaru.
Wymowa innych opowiadań, w kontekście wojennej grozy wydawała się wręcz
cyniczna.
Oto w "Przed sądem" - bohater nie mogąc znieść samotnie śmierci z rąk okupantów
denuncjuje przyjaciela. Opowiadanie, przeczytane w gronie literatów w roku 1941 uznano
za uzasadnianie czynu haniebnego. Użyto też charakterystycznego argumentu, iż
"psychologiczne usprawiedliwianie zdrady jest błędem".
"Wielki Tydzień" pisany w czasie likwidacji getta spotkał się z lodowatym przyjęciem.
Treścią była psychologiczna relacja bohatera i uratowanej Żydówki, ukazanie zderzenia
heroizmu etycznego z niemożnością stłumienia czysto ludzkiej niechęci do
uratowanej kobiety. Tło, a więc zagłada Żydów malało wobec psychologicznego wymiaru
niepożądanego przez dwoje ludzi spotkania.
Iwaszkiewicz uznał taką postawę
Andrzejewskiego za eksploatację tragedii Żydów w celach literackich.
Szczególnie znaczącym dowodem takiej rzekomo cynicznej postawy, a w
rzeczywistości egzystencjalnej perspektywy widzenia realiów okupacyjnych była
niedokończona powieść "Natchnienie świata". Jej bohater, wychowany w tradycjach
patriotycznych (wszyscy przodkowie walczyli za Polskę), w czasie okupacji odmawia
złożenia z siebie ofiary za ojczyznę, która "nie oszczędza żadnego pokolenia i w której
niezmiennie trzeba wszystko odbudowywać na nowo".
Droga Andrzejewskiego do komunizmu wcale nie była taka prosta, jak się sądzi.
Na przykład w 1946 r. nazywał zbrodnią plakaty oskarżające AK o faszyzm.
Jednym z pierwszych symptomów przemiany światopoglądowej były perypetie "Wielkiego
Tygodnia". Z utworu psychologicznego stał się publicystycznym, głównym bohaterem stało
się społeczne tło, a właściwie kwestia polskiego antysemityzmu. Zmian dokonał pisarz
wskutek "ideowej" perswazji, utwór spłaszczył się artystycznie, zaangażowanie polityczne
miało swoją cenę.
Innym, daleko bardziej znaczącym kompromisem artystycznym był "Popiół i
diament". Powieść, pierwotnie opowiadanie mające za treść etyczną metamorfozę
znanego z uczciwości adwokata w znienawidzonego obozowego kapo. Pytanie, czy
można potępiać ludzi nie uwzględniwszy potwornych, demoralizujących warunków lagru
miało pozostać nierozstrzygnięte.
Wydawałoby się, że temat opowiadania - moralny relatywizm wiąże je z okupacyjną
twórczością pisarza. Andrzejewski dokonuje jednak zmian, które coraz bardziej oddalają
zasadniczy temat na margines. Opowiadanie przekształca się w powieść "Zaraz po
wojnie" o treściach zupełnie już społeczno - politycznych, o konflikcie podziemia z
komunistami. Na plan pierwszy wysunął się dylemat młodego żołnierza AK - czy walczyć,
czy wtopić się w nową rzeczywistość. Dylemat ten był w swej istocie polityczny, pytanie -
czy zabijać, oznaczało - czy zabijać komunistów w czasie "normalizacji".
Etyka schodzi tu na plan dalszy, zabójstwo jawi się jako kwestia polityczna, nie etyczna. Powieść wydana pt. "Popiół i diament", choć przedstawiała na przykładzie grupy młodych
konspiratorów i adwokata problem wojennej demoralizacji, jednak rozmywała tę kwestię w,
fałszywym na dodatek tle społeczno - politycznym. I tu, jak w zmienionym "Wielkim
Tygodniu" głównym bohaterem stała się zbiorowość, nie jednostka
Niezwykła jest gwałtowność zaangażowania Andrzejewskiego po stronie stalinizmu. Pisarz katolicki, związany z przedwojennym narodowo - radykalnym "Prosto z mostu" rzucił się przepaść sowietyzmu. Czyżby wyrzuty sumienia za okupacyjną obojętność? Może raczej przedwojenny katolicyzm był dla pisarza grą, sposobem, który miał mu zapewnić upragniony rząd dusz. Teraz, jak wierzył rolę narodowego wieszcza zagwarantować miał mu komunizm, i jak dawniej stał się znowu kaznodzieją, jego teksty upodobniły się do kazań kapłana, a może wyznań mistyka. Pisarz nie znajdzie w sobie żadnych oporów moralnych, pogrążać się będzie w zupełnych absurdach.
Komunizm przedstawił pewien projekt społeczeństwa utopijnego,
deklarował stworzenie społeczeństwa nowoczesnego w niemal feudalnej, agrarnej Polsce.
Miano wyrwać chłopów z ciemnoty i stworzyć z nich proletariat, przemysł
miał zniwelować zacofanie cywilizacyjne. Po fazie wyrzeczeń, po zbudowaniu podwalin
przemysłowej potęgi kraju obiecywano powszechny dostatek.
Choć brzmi to cokolwiek szokująco to utopia sowiecka zawierała elementy społecznego
projektu pozytywizmu i idei "posłannictwa inteligenckiego" rodem z XIX wieku, i dlatego
właśnie została tak łatwo i powszechnie przez inteligencję zaakceptowana. Komunizm
obiecywał wszak oświatę, walkę z obskurantyzmem, przemysł, zerwanie z feudalną
strukturą społeczeństwa, a nade wszystko nadawał inteligencji i
intelektualistom, mimo wstrętów rolę inżynierów dusz, przewodników narodu. Potwornemu urokowi
sowietyzmu nie oparł się niemal nikt z elity intelektualnej.
A sprawa terroru, o którym rzekomo nie wiedzieli literaci i filozofowie? Komunizm
szczerze obiecywał "nową ziemię i niebo nowe", a taka eschatologiczna obietnica Nowego
Jeruzalem musiała się ziścić po zagładzie. Wiara w komunistyczną Paruzję wymagała
akceptacji terroru.
Etapem pierwszym komunistycznego zaangażowania była dla Andrzejewskiego, i
nie tylko dla niego rezygnacja z nieutylitarnych założeń sztuki. Jeśli jednak wspomnieć XIX
- wieczne tradycje literatury polskiej to odrzucenie "bezpłodnego artyzmu" na rzecz
zaangażowania w sprawę społecznego konkretu nie musiało być decyzją szczególnie
drastyczną.
O konsekwencjach wiary w utopię niech świadczy wizja "szklanych domów"
Żeromskiego gdzie artyści stają się architektami nowego świata. "Wielcy artyści. Dzisiaj
są ich tam już setki. I, powiem ci, nie są to nudziarze, snoby, żebraki, produkujące bzdury i
głupstwa, śmieszne cudactwa i małpiarstwa dla znudzonych sobą i nimi bogaczów, lecz
ludzie mądrzy, pożyteczni, twórcy świadomi i natchnieni, wypracowujący przedmioty
ozdobne, piękne a użyteczne, liczne, wielorakie, genialne, a godne jak najszerszego
rozmnożenia - dla pracowników, braci swych, dla ludu." Przykład utopii Żeromskiego
dowodzi, że XIX - wieczne rojenia inteligenckie znacznie ułatwiły komunizmowi w Polsce i w Rosji
uwiedzenie elit. Dla wielu "wierzących" artystów uświadomienie sobie
swego społecznego "nihilizmu" musiało być szokiem. Trzeba było winę owego nihilizmu
zmyć najdzikszymi wystąpieniami.
Andrzejewski uczestniczy w nagonkach na Watykan i Gałczyńskiego. Kraje
zachodnie przedstawia jako faszystowskie, zaś wyścig zbrojeń ma według niego
doprowadzić do spadku stopy życiowej na Zachodzie. Zupełnie jawnie w swej publicystyce
przyznaje komunizmowi prawo do stosowania przemocy, pisze: "Proletariat stosuje
przemoc, aby wszelkiej przemocy w stosunkach ludzkich położyć kres."
W 1954 pisarz godzi się na publikację "Popiołu i diamentu" w "wersji poprawionej", znikły
wszystkie powieściowe pytania i dylematy, adwokat Kossecki, który w pierwszej wersji
powieści zostaje wypuszczony na wolność, teraz zostaje wydany UB. Kończące utwór
pytanie "Po coś uciekał człowieku?" ma w 1954 wymowę całkiem jednoznaczną, z raju
sowieckiej utopii nie ma ucieczki.
Mimo wielokrotnego wznawiania powieści w czasach bardziej już liberalnych pisarz nie
przywrócił wersji pierwotnej powieści.
Rok 1956. Październik. Uwalnianie więźniów politycznych. Prawda o UB,
częściowa rehabilitacja AK. Kolejny projekt społeczny - antystalinowskiego (lecz nie
antykomunistycznego) samorządu, nowa utopia. Czas zaangażowania tysięcy ludzi.
Andrzejewski pisze "Ciemności kryją ziemię", historię ideowego uwiedzenia młodzieńca
przez Wielkiego Inkwizytora. Inkwizytor uzasadnia młodemu człowiekowi konieczność
terroru, ten przekonany sam staje się następcą zbrodniarza.
Artur Sandauer zauważył, iż powieść nie była ani artystyczna, ani intelektualna. Zawierała
oczywiste anachronizmy, takie jak istnienie rasizmu w XV - wiecznej Hiszpanii. Czy była
książką złą? Andrzejewski nie pisał jej z założeniem, by była artystycznym sukcesem. Jej
utylitarność jest nazbyt oczywista. Dla jej autora miała zapewne znaczenie terapeutyczne,
a jej funkcja społeczna sprowadzała się do metaforycznego opisu stalinizmu. Jak
wcześniej w "Popiele..." uzasadnił poniekąd konieczność zaprowadzenia porządków
stalinowskich, tak w "Ciemnościach..." racjonalizował tego stalinizmu upadek. Czy wobec
tak postawionych celów społeczno - politycznych jakikolwiek artyzm może grać rolę? Czy
wobec Wagi Sprawy tworzenie sztuki nie jest zajęciem kabotyńskim i ...nihilistycznym?
W 1956 r. postanowił Andrzejewski służyć piórem społeczeństwu, tak jak parę lat
wcześniej partii. I teraz, i wcześniej kierował się tą samą motywacją - być głosem narodu.
Lata 60 - te były dla pisarza czasem próby, ostateczne decyzje wyboru drogi twórczej jeszcze nie zapadły. Mógł wybrać los artysty, dowodem tego pozycje "Idzie skacząc po górach" i "Bramy raju", ta druga uznawana jest za najlepszą rzecz pisarza. Jednak rola narodowego autorytetu, będącego sumieniem i przewodnikiem mas była kusząca. Andrzejewski przywykł był do takiej roli. Niepewny byt artysty, w sensie egzystencjalnym i intelektualnym być może go przerastał. Bycie po prostu artystą było wyborem ryzykownym?
Historia legendarnej "Miazgi" to także dzieje nie tyle politycznego kompromisu, jak
chce wielu, ale raczej artystycznego upadku. Andrzejewski - artysta upadł pod ciężarem
Sprawy, jaką chciał podjąć.
Pierwotnie Sprawa, co już u pisarza przeszło w nałóg była w
treści utworu czymś wtórnym, później dopiero zdominowała powieść. Jednak w przeciwieństwie do
poprzednich dzieł była to dominacja na miarę połknięcia Jonasza przez potwora, dzisiaj
powieść ta jest całkowicie nieczytelna.
Pomysł powieści narodził się w maju 1960 r. Bohaterem jej miał być wybitny polski pisarz
(a jakże!), jego życie miał opisywać przyjaciel dysponujący listami i pamiętnikiem. Powieść
miała ilustrować doświadczenie intelektualno - artystyczne samego Andrzejewskiego.
Już jednak w 1962 r. pisarz notuje w dzienniku modyfikację koncepcji, treścią utworu ma
być twórczość i koleje życia bohatera "jak najbardziej zrośnięte z ostatnim
pięćdziesięcioleciem." Na początku 1963 r. powstaje idea sceny wesela nawiązująca do
dramatu Wyspiańskiego, w lecie tego roku decyduje się autor, iż Panem Młodym będzie
syn wysokiego dygnitarza państwowego, Panną Młodą dziewczyna z ludu, zaś akcja
rozgrywać się będzie w 1963 r. Pięćdziesięciolecie zwyciężyło!
Pisarz rezygnuje z planowanej pierwotnie konwencji groteski, wobec takich powieściowych
założeń byłaby ona wręcz niestosowna.
Wydrukowane w "Twórczości" fragmenty miały być, jak chcieli krytycy zapowiedzią dzieła,
które wywoła wielką dyskusję polityczną (zaraz po publikacji fragmentów "Miazgi"
Andrzejewski przystępuje do pisania "Apelacji").
Dalszego doskonalenia konstrukcji powieści dokonuje pisarz po roku 1968. "Miazga" przedstawia już
establishment głęboko zdemoralizowany, podzielony na kliki. Szczegóły "Marca" weszły do biografii
bohaterów powieści.
Ale, jakby i tego było mało Andrzejewski wprowadził do utworu dziennik, w którym komentował bieżące
wydarzenia. Anna Synoradzka tak pisze o tym zabiegu: "Dziennik był tłem dla fabuły powieściowej, sytuując ją w
szerszym kontekście historycznym. Pokazywał Polskę jako państwo totalitarne, nad którym panuje ponure
widmo wszechwładnego imperium sowieckiego; kraj ziejący beznadzieją, krępujący wolności twórcze,
niszczący wartościowe indywidualności."
Doraźna aktualizacja nie kończy się na tym. Kiedy w 1970 r. umiera Paweł Jasienica, Andrzejewski
wprowadza do powieści wspomnienie o publicyście, a także tekst swojego przemówienia, jakie wygłosił na
pogrzebie Jasienicy.
"Apelację" zaczął pisać Jerzy Andrzejewski w 1967 r. Bohater, pacjent szpitala psychiatrycznego pisze
apelację do pierwszego sekretarza partii opisując swą historię człowieka osaczonego przez agentów tajnych
służb. Choroba jest metaforą systemu, to nie bohater jest chory, to system jest obłąkany zaszczuwając i
skazując na śmierć niewinnych.
Staraniom o publikację (początkowo oficjalną !) towarzyszą wydarzenia marcowe, pisarz bierze w nich
aktywny udział. Uczestniczy w słynnym zebraniu oddziału warszawskiego ZLP.
W tym samym 1668 r. Andrzejewski pisze list protestacyjny w sprawie inwazji wojsk Układu Warszawskiego
w Czechosłowacji.
Lata 70 - te przynoszą pisarzowi silniejsze zaangażowanie polityczne, ale i artystyczną impotencję.
Andrzejewski podpisuje protesty w sprawie aresztowania członków podziemnej organizacji "Ruch",
angażuje się także w sprawę protestu przeciw zmianom konstytucji PRL. Działa także w KOR - ze i piśmie
"Zapis". Prostytuuje się w dobrej wierze bez ograniczeń, co jednak przynosi mu, jako artyście fatalne skutki.
Pisze dramat "Prometeusz", zignorowany przez krytykę, także powieść "Teraz na ciebie zagłada" nie
przynosi sukcesu. Publikacja opowiadania "Już prawie nic" (którego bohaterem jest sam pisarz, czyli Tomasz
Mann) uznanego przez Andrzejewskiego za jeden z jego najlepszych utworów nie wywołuje przychylnych
reakcji.
Druga połowa lat 70 - tych to czas pogłębiającej się degradacji artystycznej i egzystencjalnej. Pisarz przestaje pisać, odsuwa się od działalności podziemnej, zrywa niemal z przyjaciółmi. Pogrąża się w alkoholizmie. Ci nieliczni, z którymi chce jeszcze utrzymywać kontakt wiedzą, że jakiekolwiek wizyty w jego mieszkaniu po południu są bezcelowe, pisarz jest wtedy w stanie zupełnej nieprzytomności. W 1981 r. przebywa w szpitalu z powodu ostrego zapalenia wątroby, grożącego marskością. Umiera w 1983 r.
Anna Synoradzka tak opisuje pogrzeb: "Żałobna uroczystość, którą celebrował ksiądz Zieja,
zgromadziła tłum około dwu tysięcy osób. Nad grobem przemawiali Jan Józef Szczepański oraz Jacek
Bocheński. Ten ostatni wyrażał uczucia bliskich przyjaciół zmarłego, przypominając jego drogę twórczą,
wyjątkową odwagę cywilną oraz pomoc, jakiej wielokrotnie udzielał potrzebującym.
Żegnano nie tylko sławnego pisarza, ale również duchowego patrona opozycji demokratycznej, teraz
zdławionej i pozbawionej praw do oficjalnego istnienia w życiu społeczeństwa. To właśnie ona w dużej
mierze stanowiła tłum zebrany wokół trumny pisarza. Na zakończenie odśpiewano hymn narodowy, przy
którym wielu obecnych wznosiło palce w geście zwycięstwa."
Pisarz nawet po śmierci odegrał swoją ukochaną rolę.
Po latach najbardziej zdumiewa nikłość dorobku Andrzejewskiego. Nikłość zarówno ilościowa, pisarz ten był
autorem dziesiątek niedokończonych nowel i powieści, jak i jakościowa, właściwie nie wiadomo za co
mamy kochać tego poetę. Pisarz ten za życia uznawany był za intelektualną i artystyczną potęgę, za jednego
z największych polskich twórców XX wieku (!). Dzisiaj, nie znając społeczno - politycznego kontekstu
ówczesnych ocen tej twórczości nie sposób pojąć skąd ta wielkość. Andrzejewski uznany za sumienie narodu
musiał być wielkim artystą, i był. Fenomen niezwykłej wagi, jaką przypisywano jego twórczości porównać
można do fenomenów Dąbrowskiej i Żeromskiego. Nie byli oni artystami, byli moralnymi autorytetami, ich
bezwład artystyczny był poniekąd atrybutem ich misji. Poświęcali swe talenty na ołtarzu ojczyzny i dopiero
dziś ze zgrozą konstatuje się, że ta biedna kobiecina Dąbrowska była autorką tylko "Nocy i dni" i
"Dziennika". Okazuje się naraz, że Żeromski był grafomanem! Czy tylko on? Kto wie, co napisał, prócz
"Boskiego Juliusza" Jacek Bocheński, co właściwie napisał godnego uwagi J.J. Szczepański? Co można
powiedzieć o pasjach twórczych A. Szczypiorskiego, poza tym, że piętnuje on ciemnogród?
Aparat państwowy wylansował w latach 40-tych Andrzejewskiego na Wielkiego Pisarza, przemiany po roku 1956
nie strąciły go w niebyt, przeciwnie, stał się Wielkim z mocy środowisk opozycyjnych skutecznie narzucającym swe
zdanie ludziom kultury. Gdy w latach 70-tych ciągle wymieniano w Polsce nazwisko pisarza jako rzekomo pewne w kolejce
po literackiego Nobla nikt się nie śmiał, wszyscy porażeni byli analogią z Mannem, Żeromskim, Tołstojem.
Rok 1989 przyniósł niezwykłe przewartościowanie, którego wagi jeszcze nie bardzo potrafimy objąć. Nie tylko kod romantyczny uległ rozkładowi, zanikł kod polski, sposób rozumienia rzeczywistości, jaki obowiązywał przeszło 200 lat. Polskość okupacyjno - niepodległościowa, z jej koncepcją społecznej dyspozycyjności sztuki stała się dla młodych dwudziestoletnich, urodzonych po 1989 r. całkowicie obca. Odchodzi w niebyt kosmos polskości, świat Poniatowskiego i Terleckiego. Umiera szybko i niekłopotliwie.