ADOLF HITLER
MOJA WALKA
Tytuł oryginału -
Mein Kampf
Tłumaczenie:
Irena Puchalska,
Piotr Marszałek
SPIS TREŚCI
Część I
Obrachunek
Słowo wstępne Adolfa Hitlera .
Rozdział I
W domu rodzinnym .
Rozdział II
Wiedeńskie łata nauki i walki .
Rozdział III
Poglądy polityczne z okresu wiedeńskiego .
Rozdział IV
Monachium
Rozdział V
Wojna światowa
Rozdział VI
Propaganda wojenna
Rozdział VII
Rewolucja .
Rozdział VIII
Początki mojej działalności politycznej .
Rozdział IX
Niemiecka Partia Robotnicza .
Rozdział X
Przyczyny upadku imperium
Rozdział XI
Naród i rasa .
Rozdział XII
Pierwszy okres w rozwoju Narodowosocjalistycznej Niemieckiej
Partii Robotniczej
CZĘŚĆ II
Ruch narodowosocjalistyczny
Rozdział I
Światopogląd a partia .
Rozdział II
Państwo
Rozdział III
Obywatele
Rozdział IV
Osobowość a koncepcja państwa narodowego .
Rozdział V
Światopogląd a organizacja .
Rozdział VI
Pierwsze dni walki: znaczenie przemówień .
Rozdział VII
Walka z siłami czerwonych .
Rozdział VIII
Silny człowiek jest najmocniejszy, gdy jest sam .
Rozdział IX
Myśli na temat znaczenia i organizacji socjalistycznych robotników
Rozdział X
Pozorny federalizm .
Rozdział XI
Propaganda a organizacja .
Rozdział XII
Sprawa związków zawodowych .
Rozdział XIII
Powojenna polityka Niemiec w kwestii sojuszy.
Rozdział XIV
Polityka wschodnia
Rozdział XV
Prawo do samoobrony.
Aneks
Oficjalny Manifest NSDAP w sprawie stanowiska Partii w kwestii
chłopskiej oraz rolnictwa
Program NSDAP .
Część I
Obrachunek
Słowo wstępne Adolfa Hitlera
9 października I921 roku, w cztery lata od jej powstania, Narodowosocjalistyczna
Niemiecka Partia Robotnicza została rozwiązana, a jej działalność zakazana w
całej Rzeszy.
I kwietnia I924 roku wyrokiem Sądu Ludowego w Monachium zostałem skazany i
osadzony w twierdzy Landsberg nad Lechem.
To dało mi po latach nieprzerwanej pracy możliwość przystąpienia do dzieła,
którego
wielu się domagało, a które ja uważałem za pożyteczne dla ruchu. Tak więc
postanowiłem
wyjaśnić w tej książce cele naszego ruchu, a także przedstawić obraz jego
rozwoju. Z niej
będzie się można więcej nauczyć niż z jakiejkolwiek czysto doktrynerskiej
rozprawy
naukowej. Dało mi to sposobność przedstawienia swojej osobowości na tyle, na ile
jest to
potrzebne do zrozumienia idei tej książki i rozwiania sfabrykowanej przez
żydowską prasę
legendy mojej osoby.
Tą pracą zwracam się nie do obcych, ale do tych stronników ruchu, którzy należą
do
niego sercem i pragną jego zrozumienia.
Wiem, że ludzi łatwiej można pozyskać słowem mówionym niż pisanym i że każdy
wielki ruch na tej ziemi rośnie w siłę dzięki mówcom, a nie wielkim pisarzom.
Jednakże w celu stworzenia podstaw jakiejś doktryny i jej ujednolicenia
wewnętrzne
zasady muszą zostać spisane. Może więc ta książka stanie się kamieniem węgielnym
naszego ruchu, do którego i ja wniosę swój wkład.
Autor
ROZDZIAŁ I
W domu rodzinnym
Dzisiaj rozumiem, jak dobrze się stało, że los wybrał na miejsce mojego
urodzenia
Braunau nad Innem. To małe graniczne miasteczko leży między dwoma państwami
niemieckimi, o których ponowne zjednoczenie należy zabiegać wszelkimi możliwymi
środkami.
Niemiecka Austria musi powrócić do wielkiej niemieckiej ojczyzny i to nie z
powodów
ekonomicznych. O nie! Nawet gdyby z tego punktu widzenia ponowny związek był
rzeczą
obojętną - a także wtedy, gdyby aktualnie był szkodliwy - musi on nastąpić.
Wspólna krew
powinna należeć do wspólnej Rzeszy. Niemcy nie mają prawa zajmować się polityką
kolonialną tak długo, jak długo nie będą zdolni do połączenia swoich synów we
wspólnym
państwie. Dopóki każdy Niemiec nie znajdzie się w granicach Rzeszy i nie będzie
w stanie
wyżywić się, dopóty nie będą mieli Niemcy moralnego prawa zdobywania obcych
terenów,
choćby to było korzystne dla poszczególnych obywateli. W ten sposób to małe
miasteczko
stało się symbolem wielkiego przedsięwzięcia.
Czy my nie jesteśmy tacy sami jak wszyscy Niemcy? Czy wszyscy nie stanowimy
całości?
Ten problem zaczął wrzeć w moim dziecięcym umyśle. W odpowiedzi na swoje
nieśmiałe pytania, byłem zmuszony z zazdrością uznać fakt, że Niemcy nie byli
nigdy tak
szczęśliwi, jak będąc członkami imperium Bismarcka.
W tym austriackim miasteczku nad Innem, mieszkali w końcu lat osiemdziesiątych
minionego stulecia moi rodzice: ojciec był urzędnikiem państwowym, matka
zajmowała się
gospodarstwem domowym. Z tych czasów niewiele pozostało w moich wspomnieniach,
gdyż
wkrótce ojciec musiał opuścić na zawsze to miasteczko i podjąć pracę w Passau, w
samych
Niemczech.
Los austriackiego urzędnika celnego wymagał ciągłego podróżowania. Po pewnym
czasie ojciec przeniósł się do Linzu i tam doczekał emerytury. Kupił w
Marktfleckens
Lambach w Górnej Austrii gospodarstwo rolne i tym samym poszedł w ślady naszych
przodków.
Wolą mego ojca było, abym został urzędnikiem państwowym. Był dumny z tego, co
sam osiągnął i tego samego pragnął dla swego dziecka. Nie wyobrażał sobie
odmowy:
według niego niedoświadczony chłopiec nie mógł sam o sobie decydować.
A jednak miało się stać inaczej. Pierwszy raz w swoim życiu, mając zaledwie
jedenaście lat,
musiałem stanąć w opozycji do ojca! Tak jak on był zdecydowany przeforsować
swoje plany,
tak ja byłem nieugięty w odmowie.
Nie chciałem zostać urzędnikiem. Żadne rozmowy czy poważne argumenty nie
zmieniły mej niechęci. Nie chciałem być urzędnikiem i nie godziłem się zostać
nim. Każda
próba powoływania się na przykład mego ojca, mająca wzbudzić we mnie zachwyt i
zainteresowanie tym zawodem, wywoływała jedynie przeciwny efekt. Nienawidziłem
siedzenia w biurze nie pozwalającego być panem swojego własnego czasu; spędzenie
całego życia na wypełnianiu formularzy wydawało mi się nudne.
Teraz, gdy dokonuję przeglądu tych lat, ujrzałem dwa zdarzenia, które
uwidoczniły się
w tym okresie najwyraźniej: I) stałem się nacjonalistą, 2) nauczyłem się
rozumieć prawdziwy
sens historii.
Stara Austria była państwem wielonarodowościowym.
W stosunkowo wczesnej młodości miałem możliwość wziąć udział w nacjonalistycznej
walce w starej Austrii. Mieliśmy szkolną organizację i wyrażaliśmy nasze poglądy
przy
pomocy kwiatów chabru i czarno-czerwono-złotych barw. Pozdrawialiśmy się słowami
"Heil",
a zamiast pieśni "Kaiserlied", śpiewaliśmy, pomimo ostrzeżeń i kar, "Deutschland
über Alles"
(Niemcy ponad wszystko - przyp. tłumacza). W ten sposób młodzież kształciła się
politycznie, podczas gdy obywateli tak zwanego państwa narodowego nie łączyło
nic więcej
poza wspólnym językiem. Mimo to, oczywiście, nie zaliczałem się do obojętnych i
stałem się
wkrótce fanatycznym niemieckim nacjonalistą, jednak nie w dzisiejszym partyjnym
rozumieniu tego słowa.
Rozwój w tym kierunku następował u mnie bardzo szybko, tak że już w wieku
piętnastu lat rozumiałem różnicę między dynastycznym "patriotyzmem", a narodowym
"nacjonalizmem". To ostatnie rozumiałem o wiele lepiej.
Czy my już jako chłopcy nie wiedzieliśmy, że to austriackie państwo nie darzyło
nas,
Niemców, w ogóle żadną miłością?
Nasza wiedza o metodach postępowania Habsburgów była potwierdzana każdego
dnia przez codzienne doświadczenia. Na północy i na południu trucizna obcych ras
zżerała
ciała naszego narodu i nawet Wiedeń coraz mniej przypominał niemieckie miasto.
"Dom Cesarski',
stawał się czeskim, gdzie tylko to było możliwe; wreszcie ręka bogini odwiecznej
sprawiedliwości i nieubłaganej zemsty zadała śmierć największemu wrogowi
niemieckości
Austrii, arcyksięciu Franciszkowi Ferdynandowi. Zabiła go kula, której sam
pomógł. To on był
przecież głównym patronem ruchu, którego celem było uczynić z Austrii państwo
słowiańskie.
Zarodek przyszłej wojny światowej i w istocie całkowita ruina Niemiec leżą w
fatalnym
połączeniu młodej niemieckiej Rzeszy z austriackim niby-państwem. W trakcie
pisania tej
książki będę musiał zająć się gruntownie tym problemem. Wystarczy tu jedynie
stwierdzić, że
od najwcześniejszej młodości byłem przekonany, iż zniszczenie Austrii jest
koniecznym
warunkiem bezpieczeństwa niemieckiej rasy, a ponadto, że poczucie narodowości w
żaden
sposób nie może być identyfikowane z dynastycznym patriotyzmem. Nieszczęściem
niemieckiej rasy był przede wszystkim panujący dom Habsburgów.
Konsekwencjami tego stanu była gorąca miłość do mojej niemieckiej Austrii i
głęboka
nienawiść do austriackiego państwa.
Decyzja o wyborze zawodu zapadła szybciej, niż mogłem tego oczekiwać. W
trzynastym roku życia straciłem nagle ojca. Zawał serca pozbawił życia tego
jeszcze
krzepkiego człowieka. Umarł bezboleśnie pogrążając nas w głębokim bólu. Nie
powiodło mu
się to, czego najbardziej pragnął - zapewnić swojemu dziecku egzystencję i tym
samym
uchronić go przed goryczą życia, której sam zaznał.
Z początku nic się nie zmieniło. Matka zgodnie z Życzeniem ojca czuła się
zobowiązana nadal kierować moim wychowaniem i kształcić mnie na urzędnika. la
jednak,
jak nigdy przedtem, byłem zdecydowany, że pod żadnym warunkiem nim nie zostanę.
Dlatego już w szkole średniej unikałem niektórych przedmiotów i w ogóle nauki. Z
pomocą przyszła mi choroba i w ciągu kilku tygodni zdecydowały się losy mojej
przyszłości.
Ciężka choroba płuc spowodowała, że lekarz stanowczo odradzał podjęcie pracy w
biurze.
Musiałem przerwać naukę na jeden rok. To, o czym tak długo marzyłem, stało się
rzeczywistością. Pod wpływem mojej choroby matka w końcu uznała, że po przerwie
wrócę
do szkoły realnej, a później będę mógł uczęszczać do akademii.
Były to najszczęśliwsze dni, jak przepiękny sen. I naprawdę miał to być tylko
sen.
Dwa lata później śmierć matki położyła kres tym wszystkim planom. Jej choroba od
początku
nie dawała wielkich nadziei na uleczenie, jednak jej śmierć była dla mnie
wielkim ciosem.
Swojego ojca czciłem, a matkę kochałem.
Ubóstwo i twarda rzeczywistość zmuszały mnie do podjęcia szybkiej decyzji.
Skromne środki finansowe mojej rodziny prawie zupełnie się wyczerpały wskutek
ciężkiej
choroby matki. Przyznana mi sieroca renta nie wystarczała nawet na przeżycie,
tak więc
byłem zmuszony zarabiać jakoś na swoje utrzymanie.
Z walizką pełną ubrań i bielizny oraz determinacją w sercu pojechałem do
Wiednia.
Miałem nadzieję odmienić los, tak jak mój ojciec pięćdziesiąt lat wcześniej.
Chciałem zostać
"kimś", ale w żadnym wypadku nie urzędnikiem.
ROZDZIAŁ II
Wiedeńskie lata nauki i walki
Śmierć matki, niczym przeznaczenie, zadecydowała w pewnym sensie o mojej
przyszłości.
W ostatnich miesiącach jej choroby pojechałem do Wiednia w celu złożenia
egzaminów wstępnych do akademii. Byłem przekonany, że z dziecinną łatwością zdam.
W
szkole realnej rysowałem najlepiej w mojej klasie, a od tego czasu moje
zdolności rozwinęły
się jeszcze bardziej. Liczyłem więc na powodzenie.
Nad moim talentem malarskim wzięły jednak górę zainteresowania architekturą.
jeszcze w wieku szesnastu lat, gdy po raz pierwszy pojechałem do Wiednia, by
studiować
malarstwo w dworskim muzeum, moje oczy widziały tylko samo muzeum. Biegałem za
tymi
drzwiami od rana do wieczora, a nawet do późnej nocy, od jednego obiektu do
drugiego.
Godzinami mogłem tak stać przed operą i podziwiać parlament. Cała ulica
Ringstrasse robiła
na mnie wrażenie cudu z tysiąca i jednej nocy.
Teraz po raz drugi byłem w tym pięknym mieście i czekałem na rezultat egzaminu
wstępnego. Byłem tak przekonany o powodzeniu, że zawiadomienie o nie przyjęciu
spadło
na mnie jak grom z jasnego nieba.
Jednak rektor wyjaśnił mi, że z rysunków, które ze sobą przyniosłem,
jednoznacznie wynika,
iż nie mam predyspozycji malarskich, natomiast mam zdolności w dziedzinie
architektury.
Po raz pierwszy w moim młodym życiu byłem niezadowolony z samego siebie. To,
czego dowiedziałem się o moich zdolnościach, sprawiło, że postanowiłem zostać
architektem. Droga do tego była jednak bardzo trudna. Zemściła się teraz moja
niechęć do
nauki w szkole realnej. Przyjęcie do akademii było uwarunkowane posiadaniem
matury. Nie
było możliwe spełnienie mojego marzenia, aby zostać artystą.
Zadziwiające bogactwo i odrażająca nędza przeplatały się w Wiedniu ze sobą w
ogromnym kontraście. W centralnych częściach miasta można było czuć tętno
dwudziestopięciomilionowego imperium, z wszelkimi niebezpiecznymi powabami tego
wielonarodowościowego państwa. Olśniewający blask dworu przyciągał jak magnes
bogactwo i inteligencję pozostałych części imperium. Do tego dochodziła jeszcze
silna
centralistyczna polityka habsburskiej monarchii.
Ona umożliwiała utrzymanie razem tej mieszaniny narodów. jej rezultatem była
nadzwyczajna koncentracja całej władzy w stolicy.
Ponadto Wiedeń nie tylko był politycznym i intelektualnym centrum naddunajskiej
monarchii, ale także centrum administracyjnym. Oprócz rzeszy wysokich rangą
urzędników
państwowych, oficerów, artystów i uczonych znajdowała się w nim jeszcze większa
armia
robotników, a przytłaczające ubóstwo występowało tuż obok bogactwa arystokracji
i kupców.
Tysiące bezrobotnych przewalało się wokół pałaców przy Ringstrasse, a poniżej,
via
Triumphalis bytowali w brudzie i bagnie bezdomni.
Wiedeń, jak żadne inne niemieckie miasto, najlepiej się nadawał do studiowania
problemów socjalnych. Ale, aby nie zrobić błędu, trzeba się znaleźć w samym
środku tych
problemów, inaczej nic z tego nie pozostanie poza czczym gadaniem i zakłamaną
sentymentalnością. Jedno i drugie jest szkodliwe. Pierwsze, bo nie bada sedna
zagadnienia,
drugie, ponieważ pomija je. Nie wiem, co jest groźniejsze: ignorowanie
socjalnych potrzeb,
jak czyni większość tych, którym się poszczęściło, i tych, którzy podnieśli się
dzięki własnym
wysiłkom w codziennej pracy, czy lekceważenie ludzi przez pozbawioną taktu,
chociaż
zawsze uprzejmą, łaskawą i modną część bab w spódnicach lub spodniach, udającą
sympatię dla ludu. Ci ludzie oczywiście grzeszą bardziej z powodu braku
instynktu niż próby
zrozumienia. Dziwi ich później brak rezultatów mimo gotowości do pracy
społecznej i reakcje
sprzeciwu. Stawiają to za dowód niewdzięczności ludu.
Te umysły nie rozumieją, że za pracę społeczną nie wolno domagać się
wdzięczności, ponieważ nie rozdzielają jałmużny, ale przywracają w ten sposób
prawo. Już
wtedy uświadomiłem sobie, że tylko podwójna metoda może przyczynić się do
polepszenia
warunków bytu, mianowicie: głębokie poczucie socjalnej odpowiedzialności, w celu
stworzenia lepszych podstaw naszego rozwoju, połączone z bezlitosną determinacją
zniszczenia narośli, którym nie można zaradzić.
Tak jak natura nie koncentruje się na utrzymaniu tego, co jest, lecz aby
podtrzymać
gatunek doskonali go poprzez rozwój, tak i w życiu nie można ulepszać
istniejącego zła,
które posiadając naturę człowieka w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na
sto nie
da się zmienić. Należy więc zapewnić lepsze metody rozwoju od samego początku.
W trakcie walki o egzystencję w Wiedniu zauważyłem, że zadania socjalne wcale
nie
muszą składać się z pracy charytatywnej, która jest śmieszna i bezużyteczna, ale
ich
sensem powinno być usunięcie głęboko tkwiących błędów w organizacji naszego
życia
gospodarczego i kulturalnego, które są powiązane ze sobą, i doprowadzenie do
usunięcia
pojedynczych przeszkód, bądź przynajmniej ograniczenie ich znaczenia.
Ponieważ austriackie państwo w praktyce ignorowało całkowicie socjalne prawa,
jego
niezdolność do usunięcia złych narośli budziła mój niepokój .
Nie wiem, co najbardziej mnie w tym czasie przerażało: ekonomiczna nędza
towarzyszy
pracy, ich moralne ubóstwo, czy też niski poziom ich duchowego rozwoju.
Jakże często nasza burżuazja unosi się w moralnym oburzeniu, gdy słyszy z ust
jakiegoś nieszczęsnego włóczęgi, że jest mu obojętne, czy jest Niemcem, czy nie,
byle miał
zapewniony byt. Natychmiast głośno protestują i są przerażeni takimi poglądami.
Ale ilu naprawdę zadało sobie pytanie, dlaczego ich poglądy są lepsze. Ilu jest
takich,
co pamiętają o wielkości ojczyzny, o swoim narodzie we wszystkich dziedzinach
kulturalnego
i artystycznego życia, które daje im prawo do dumy wynikającej z przynależności
do tego
błogosławionego narodu? Jak wielu z nich ma świadomość, że poczucie dumy z
własnej
ojczyzny zależy od zrozumienia jego wielkości we wszystkich tych dziedzinach?
Szybko i gruntownie nauczyłem się rozumieć coś, czego poprzednio byłem
nieświadomy.
Problem nacjonalizmu ludzi jest pierwszym i głównym warunkiem stworzenia
zdrowych socjalnych warunków jako podstawy wychowania jednostki. Ponieważ tylko
ten,
kto poprzez wychowanie i szkołę poznał kulturalną, ekonomiczną, a nade wszystko
polityczną wielkość swojej ojczyzny, może uzyskać poczucie dumy, że jest
członkiem takiego
narodu. Walczyć mogę tylko o coś, co miłuję, miłuję tylko to, co szanuję, a
szanuję jedynie
to, co rozumiem.
Teraz, gdy obudziło się we mnie zainteresowanie zagadnieniami socjalnymi,
zacząłem studiować je gruntownie. Przede mną otworzył się nowy i nieznany świat.
W latach 1909-19IO moje położenie ekonomiczne zmieniło się w takim stopniu, że
nie
musiałem pracować na chleb jako robotnik pomocniczy. Pracowałem samodzielnie
jako
malarz i akwarelista.
Psychika szerokich mas nie jest wrażliwa ha pół. Środki i słabości. Podobnie jak
kobieta, na której delikatność uczuć mniejszy wpływ ma abstrakcyjna mądrość niż
bliżej
nieokreślona tęsknota poddania się uczuciom, łatwiej ulegnie mocnemu mężczyźnie
niż
słabemu, tak i ludzie bardziej kochają mocnego władcę niż słabego i czują
większą
satysfakcję z doktryny, która nie toleruje rywali, niż z takiej, która uznaje
liberalną wolność -
naród na ogół nie wie, jak się nią posługiwać i wnet czuje się opuszczony.
Jeżeli doktryna słuszniejsza, ale w praktyce bardziej bezlitosna, przeciwstawi
się
socjaldemokracji, to ta doktryna, być może w ciężkiej walce, ale zwycięży.
Jeszcze przed dwoma laty nie były znane ani zasady socjaldemokracji, ani
instrumenty,
którymi się w działaniu posługiwała.
Ponieważ socjaldemokracja najlepiej zna wartość siły z własnego doświadczenia,
zwykle atakuje tych, u których wyczuwa instynktownie brak tego elementu.
Z drugiej strony chwali słabość przeciwnika, początkowo ostrożnie, później
śmielej,
stosownie do poznanej lub przewidywanej jego wartości.
Mniej obawia się ona bezsilnego geniuszu niż kogoś mocnego, ale miernego pod
względem umysłowym. Najbardziej popiera słabych zarówno na ciele, jak i na
duchu. Wie,
jak wywołać wrażenie, iż potrafi zachować spokój, podczas gdy zdobywa jedną
pozycję po
drugiej. Stosuje także ciche represje lub jawny rozbój w momentach, gdy uwaga
opinii
publicznej jest skierowana ku innym sprawom. Niekiedy nie porusza pewnych spraw
uważając je za nieistotne, aby celowo pobudzać na nowo niebezpiecznego
przeciwnika.
Jest to taktyka całkowicie obliczona na ludzką słabość, a jej rezultat jest
matematycznie pewny, chyba że i druga strona nauczy się, jak walczyć.
Słabsze natury muszą wiedzieć, że chodzi tutaj o ich "być albo nie być".
Zastraszenie
W warsztatach i fabrykach, na spotkaniach i masowych demonstracjach będzie
skuteczne,
dopóki nie natrafi na równą sobie siłę.
Nędza, która dopada robotników, wcześniej czy później kieruje ich do obozu
socjaldemokracji.
Ponieważ mieszczaństwo niezliczoną ilość razy, nie tylko w najgłupszy, ale także
i
najbardziej niemoralny sposób występowało przeciwko uzasadnionym Żądaniom ludu -
często bez żadnych korzyści dla siebie - dlatego robotnicy, nawet ci najbardziej
zdyscyplinowani,
byli zmuszani do porzucania działalności w organizacjach związkowych i do
zajmowania się polityką.
W wieku dwudziestu lat nauczyłem się odróżniać związki zawodowe będące
instrumentem obrony socjalnych praw pracujących i walki o lepsze warunki życia
dla nich od
związków pełniących funkcję instrumentu partyjnego w politycznej walce klasowej
.
Fakt, że socjaldemokracja zrozumiała ogromne znaczenie ruchu związkowego,
umożliwił jej posługiwanie się nim jako instrumentem walki i zapewnił jej
sukces.
Mieszczaństwo nie zrozumiało tego, wskutek czego straciło swoją polityczną
pozycję.
Wierzyło ono, że pogardliwe odrzucenie tego logicznego przecież postępowania,
zada mu
śmierć i zmusi socjaldemokrację do wejścia na drogę pozbawioną logiki. Ponieważ
absurdem
jest twierdzenie, że ruch związkowy jest głównym, wrogiem ojczyzny, prawdziwy
musi
być pogląd przeciwny. Jeżeli akcje związków są wymierzone przeciwko klasie
stanowiącej
jeden z filarów narodu i odnoszą sukces, to nie są one skierowane przeciwko
ojczyźnie czy
państwu, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu narodowo. W ten sposób można ukuć
socjalne podstawy, bez których ogólne narodowe uświadomienie jest nie do
pomyślenia.
Zyskują one największe zasługi dzięki wykorzenianiu socjalnych narośli
rakowatych,
zwalczają choroby zarówno umysłowe, jak i fizyczne i doprowadzają naród do
ogólnego
dobrobytu.
Zbędne jest więc pytanie, czy są one potrzebne.
Tak długo, jak między pracodawcami istnieją ludzie o niewielkim stopniu
zrozumienia
zagadnień socjalnych lub - przekonani do fałszywych idei sprawiedliwości i
uczciwości, jest
nie tylko prawem, ale i obowiązkiem ludzi przez nich zatrudnionych, którzy mimo
wszystko
tworzą część naszej narodowości, zabezpieczyć interesy ogółu przeciwko wyzyskowi
i
głupocie poszczególnych pracodawców, ponieważ utrzymanie lojalności i zaufania
ludzi jest
dla narodu tak samo konieczne, jak utrzymanie go w zdrowiu.
Jeżeli niegodne traktowanie ludzi wywołuje ich opór, wtedy o tej walce
zadecyduje
strona, która jest silniejsza, chyba że oficjalny wymiar sprawiedliwości jest
przygotowany do
odparcia zła. Ponadto jest zrozumiałe, że poszczególny pracodawca popierany
przez połączone
siły wszystkich przedsiębiorców może zwrócić się przeciwko zatrudnionym. Jeżeli
oczywiście nie będzie zmuszony oddać zwycięstwa na samym początku.
W ciągu kilkudziesięciu lat pod fachowym okiem socjaldemokracji ruch związkowy
przekształcił się z instrumentu broniącego socjalnych praw ludzi w instrument
rujnujący
narodową gospodarkę. Interesy robotników wcale się nie liczyły, ponieważ w
polityce zastosowanie
ekonomicznych nacisków zawsze ma miejsce tam, gdzie jedna strona jest w
wystarczającym stopniu pozbawiona skrupułów, a druga wystarczająco głupia. Od
początku
tego wieku ruch związkowy zaprzestał służyć swoim pierwotnym celom. Z roku na
rok coraz
bardziej znajdował się pod wpływem polityki socjaldemokracji i skończył się,
użyty jako tama
dla walki klas.
"Wolne związki zawodowe" zawisły nad politycznym horyzontem i nad życiem
każdego człowieka, jak chmury burzowe.
To był jeden z najokropniejszych instrumentów terroru przeciwko bezpieczeństwu,
narodowej niezależności i trwałości państwa oraz wolności ludzi.
Przede wszystkim to one przekształciły idee demokracji w odrażające, ironiczne
frazesy przynoszące wstyd wolności i kpiące z braterstwa następującymi słowami
"jeżeli nie
przyłączysz się do nas, dla twojego dobra rozwalimy ci czaszkę".
Poznałem wówczas tych "przyjaciół ludu". Z biegiem lat moje poglądy stawały się
szersze i głębsze, ale nie znajdowałem przyczyny, aby je zmienić.
Gdy coraz bardziej wnikałem w różne aspekty socjaldemokracji, wzrosło moje
pragnienie zrozumienia istoty jej doktryny.
Oficjalna literatura partii była prawie zupełnie bezużyteczna dla moich celów.
Twierdzenia i
argumenty dotyczące zagadnień ekonomicznych, które tam znalazłem, okazały się
błędne, a
kierunki politycznych celów - fałszywe. Poczułem się dodatkowo odtrącony
krętackimi
sposobami przedstawiania faktów.
W końcu znalazłem powiązanie pomiędzy tą destrukcyjną doktryną, a
charakterystycznymi cechami rasy do tej pory mi nie znanej .
Zrozumienie Żydów jest jedynym kluczem do właściwego poznania wewnętrznych, a
więc rzeczywistych celów socjaldemokracji.
Zrozumienie tej rasy pozwala na odrzucenie błędnych koncepcji dotyczących
przedmiotu i znaczenia tej partii.
Dzisiaj jest mi trudno powiedzieć, jeżeli to w ogóle możliwe, kiedy słowo "Żyd" nabrało
dla mnie socjalnego znaczenia. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek usłyszał to słowo
w domu
za życia mego ojca. Myślę, że ten starszy pan traktował je jak słowo z innej
epoki, jeżeli w
ogóle używał tego terminu. Miał mocne poczucie własnej narodowości, które
również na
mnie wywarło swe piętno.
Także w szkole nie znalazłem podstaw do zmiany wyniesionego z domu obrazu
rzeczywistości.
W szkole realnej poznałem żydowskiego chłopca, którego wszyscy traktowaliśmy z
dużą nieufnością. Ta ostrożność spowodowana była jego powściągliwością.
W wieku czternastu, piętnastu lat zacząłem coraz częściej spotykać się ze słowem
"Żyd", szczególnie przy okazji politycznych dyskusji.
Odczuwałem lekką niechęć do tego słowa i nie mogłem powstrzymać się przed
nieprzyjemnym uczuciem wywołanym przez ujawniane w mojej obecności różnice
religijne.
Wówczas zagadnienie to widziałem wyłącznie w tym aspekcie.
W Linzu mieszkało bardzo mało Żydów. W ciągu stuleci upodobnili się do
Europejczyków i nie różnili się wyglądem od innych ludzi: wówczas rzeczywiście
patrzyłem
na nich jak na Niemców. Nie była dla mnie jasna błędność tej koncepcji, ponieważ
jedynym
wyróżniającym ich szczegółem, który dostrzegałem, była odrębność religijna.
Wówczas
myślałem, że to była przyczyn a ich prześladowania, a niechęć, jaką do nich
czułem,
przeradzała się w odrazę do siebie. O istnieniu żydowskiej wrogości nie miałem
wówczas
pojęcia.
Następnie pojechałem do Wiednia.
Początkowo znajdowałem się pod wrażeniem architektonicznych doznań i byłem zbyt
przybity trudną sytuacją, by uświadomić sobie rozwarstwienie ludzi w tym
ogromnym
mieście.
Chociaż Wiedeń liczył wówczas około dwóch tysięcy Żydów, nie widziałem ich
wśród
dwu milionów mieszkańców. W czasie pierwszych tygodni moje oczy i umysł nie były
zdolne
zauważyć tylu wartości i idei. Stopniowo uspokajałem się i różne wrażenia
zaczęły się
stawać wyraźne i oczywiste, przez co zyskiwałem więcej doświadczenia w tym nowym
świecie. Powracałem także do kwestii żydowskiej .
Nie twierdzę, że sposób, w jaki miałem ich poznać, był dla mnie szczególnie
miły.
Ciągle jeszcze traktowałem Żydów jako przedstawicieli innej religii i nie
zgadzałem się na
atakowanie ich z powodu zwykłej tolerancji religijnej. Uważałem, że ton, używany
szczególnie
przez wiedeńską antysemicką prasę, niegodny był kulturalnych tradycji wielkiego
narodu.
Dręczyło mnie wspomnienie pewnych zdarzeń ze Średniowiecza, których wolę nie
wspominać. Ponieważ prasa nie cieszyła się dobrą reputacją - nigdy nie
wiedziałem
dokładnie, skąd to się wzięło - uważałem to bardziej za efekt zazdrości niż
rezultat
przewrotności poglądów.
Moje przekonania umocniło to - wydawało mi się to bardziej godne w formie -gdy
naprawdę wielka prasa odpowiadała na ataki albo reagowała milczeniem. Pilnie
czytałem tak
zwaną światową prasę ("Neue Freie Presse",. " Wiener Tageblatt", etc.). Stale
jednak budził
we mnie odrazę sposób, w jaki ta prasa nadskakiwała dworowi. Zaledwie jakieś
wydarzenie
miało miejsce w Hofburgu, a już uderzano w tony pełne; zachwytu bądź krzykliwej
reklamy,
stosując idiotyczną praktykę zwracania się do "najmądrzejszego monarchy" wszystkich
czasów. Uważałem to za skazę na liberalnej demokracji.
Mieszkając w Wiedniu z wielkim zainteresowaniem śledziłem, podobnie jak
wcześniej, wszelkie wypadki w Niemczech, związane z politycznymi lub
kulturalnymi
zagadnieniami. Z dumą i podziwem porównywałem wzrost znaczenia Rzeszy z upadkiem
państwa austriackiego. Gdy polityka zagraniczna w całości mnie
satysfakcjonowała, martwiła
mnie często polityka wewnętrzna. Kampania przeciwko Wilhelmowi II nie wzbudziła
mojej
aprobaty. Uważałem go nie tylko za cesarza niemieckiego, . ale przede wszystkim
za twórcę
niemieckiej floty. Fakt, że Reichstag zakazał cesarzowi przemówień, rozgniewał
mnie,
ponieważ zakaz nie miał mocy prawnej.
Byłem wściekły, że w tym państwie każdemu głupcowi wolno krytykować i
występować w Reichstagu jako prawodawcy, że osoba nosząca koronę imperium może
być
strofowana przez najgłupszą i najbardziej absurdalną instytucję w każdym czasie
.Jeszcze
bardziej byłem oburzony tym, że wiedeńska prasa, która kłaniała się z szacunkiem
najniższemu z niskich, jeżeli zaliczał się do dworu, teraz z udawanym
niepokojem, ale także
- jak zauważyłem - z ukrytą wrogością dawała wyraz swym zastrzeżeniom do cesarza
Niemiec. Muszę przyznać, że jedna z antysemickich gazet, " Wentsche Volksblatt",
zachowywała większą przyzwoitość pisząc na ten temat.
Działał mi też na nerwy sposób, w jaki prasa odnosiła się do Francji. Wstyd
było się
przyznać, że jest się Niemcem, słysząc słodki hymn na cześć tego " wielkiego,
kulturalnego
narodu". To powodowało, że częściej odrzucałem tę "światową prasę". Sięgałem
wtedy po
"Volksblatt", który był mniejszy, ale uczciwiej przedstawiał poglądy na te
sprawy. Nie
zgadzałem się z ich napastliwym antysemickim tonem, ale znalazłem w nim
argumenty,
które wywołały u mnie refleksje.
W każdym razie dowiedziałem się z niego o człowieku i ruchu, którzy później
zadecydowali o losie Wiednia: doktorze Karlu Luegerze i Partii Chrześcijańsko-
Socjalistycznej.
Po przybyciu do Wiednia byłem ich wrogiem .W moich oczach ten człowiek i ta
organizacja były wówczas "reakcyjne".
Kiedy pewnego razu spacerowałem po mieście, napotkałem jakąś istotę z czarnymi
pejsami, w długim kaftanie. Moją pierwszą myślą było, czy jest to Żyd. W Li n z
u wyglądali
oni zupełnie inaczej. Ostrożnie obserwowałem tego mężczyznę, ale im dłużej
wpatrywałem
się w niego i badałem jego rysy, tym bardziej nasuwało mi się pytanie: czy to
jest Niemiec?
Jak zwykłe przy takich okazjach próbowałem rozwiać moje wątpliwości przy pomocy
książek. Pierwszy raz w życiu kupiłem za kilka halerzy antysemickie broszury.
Niestety
wszystkie one zdawały się być napisane dla czytelnika, który ma przynajmniej
częściową
wiedzę na temat zagadnień żydowskich. W końcu ton większości z nich był taki, że
znowu
ogarnęły mnie wątpliwości, ponadto twierdzenia w nich zawarte nie były poparte
naukowymi
argumentami.
Sprawa ta wydawała się tak bardzo rozległa, a jej badanie zbyt długotrwałe, że
nękała mnie obawa, abym nie wyrządził komuś krzywdy. Znowu ogarnęła mnie
niepewność i
niepokój .
Nie mogłem dłużej wątpić, ten problem nie dotyczył ludzi innej wiary, ale
odrębnego
narodu. Jak tylko zacząłem studiować to zagadnienie i zwróciłem uwagę na Żydów,
ujrzałem
Wiedeń w innym świetle. Teraz gdziekolwiek nie poszedłem widziałem Żydów, a im
częściej
ich spotykałem, tym wyraźniej zauważałem, że, różnili się od innych ludzi.
Szczególnie
śródmieście i rejony znajdujące się na północ od kanału Dunaju; roiły się od
ludzi
niepodobnych do Niemców.
Mimo to wciąż miałem wątpliwości, a moje wahania rozwiali sami Żydzi.
Wielki ruch, który rozszerzał się wśród nich, był szeroko reprezentowany
zwłaszcza w
Wiedniu. Był to syjonizm.
Oczywiście wyglądało to tak, jakby tylko część Żydów zajmowała taką postawę,
większość natomiast rzeczywiście szczerze odrzucała takie zasady. Jednak przy
baczniejszej obserwacji, zjawisko to rozwiało się we mgle teorii, faktycznie ze
względów
praktycznych, ponieważ tak zwani liberalni Żydzi nie uznawali syjonistów, ale
nie jako nieŻydzi,
ale po prostu jako Żydzi, którzy uważali syjonizm za niepraktyczny, mało tego,
może
nawet za niebezpieczny dla judaizmu.
Ale ich wewnętrzna solidarność jest trwała.
Pozorny rozdźwięk pomiędzy syjonistami i liberalnymi Żydami w krótkim czasie
przyprawił mnie o mdłości. Wydawał się być nieszczery od początku do końca, cały
był
kłamstwem, a co więcej, niegodny był stale wychwalanej wzniosłości i czystości
moralnej
tego narodu.
Judaizm wiele stracił w moich oczach, kiedy poznałem przejawy jego działalności
w
prasie, literaturze i dramatopisarstwie. Na nic nie zdadzą się już obłudne
zapewnienia.
Wystarczy tylko popatrzeć na ich plakaty i przestudiować nazwiska tych
natchnionych
twórców obrzydliwych wymysłów na potrzeby kina czy teatru, które są im
przypisywane, żeby
się na nie na zawsze uodpornić. Ta zaraza, która została wszczepiona naszemu
narodowi,
była gorsza niż czarna śmierć.
Zacząłem uważnie studiować nazwiska wszystkich twórców tych plugawych
produktów życia artystycznego. Efektem była coraz bardziej nieprzychylna
postawa, jaką
kiedykolwiek zajmowałem w stosunku do Żydów. Chociaż moje uczucia mogły się
sprzeciwiać temu tysiąc razy, rozum musiał jednak wyciągać właściwe wnioski.
Pod tym samym kątem zacząłem badać moją ulubioną "prasę światową".
Liberalne tendencje w tej prasie postrzegałem teraz w innym świetle: jej
uszlachetniony ton w odpowiedzi na ataki lub zupełne ich ignorowanie był dla
mnie chytrym,
nędznym trikiem. Ich genialnie napisane recenzje teatralne zawsze faworyzowały
żydowskich autorów, a krytyka dotyczyła wyłącznie Niemców. Ich uszczypliwe
docinki
przeciwko Wilhelmowi II, podobnie jak ich podziw dla francuskiej kultury i
cywilizacji
wykazywały zgodność ich metod. To nie mógł być przypadek.
Teraz, kiedy poznałem Żydów jako przywódców socjaldemokracji, otworzyły mi się
oczy. Moja długotrwała walka wewnętrzna do biegała końca.
Stopniowo zdawałem sobie sprawę, że socjaldemokratyczna prasa była w większości
kontrolowana przez Żydów. Nie przywiązywałem do tego większej wagi, ale
dokładnie taka
sama sytuacja była w innych gazetach. Należy jednak zauważyć, że nie istniało
ani jedno
czasopismo kierowane przez Żydów, które miałoby charakter narodowy.
Próbowałem odrzucić niechęć i czytać tę prasę, ale moja odraza rosła w miarę
lektury. Dlatego byłem ciekawy autorów tego narodowego draństwa; poczynając od
wydawców wszyscy byli Żydami.
Zauważyłem, że autorami wszelkich ukazujących się socjaldemokratycznych broszur
byli,
bez wyjątku, Żydzi. Stwierdziłem, że nazwiska prawie wszystkich przywódców, a na
pewno
ogromnej większości, należały do "narodu wybranego", obojętnie czy byli to
członkowie
parlamentu austriackiego, czy sekretarze związków zawodowych, przewodniczący
organizacji lub uliczni agitatorzy. Wszędzie widoczny by l ten sam ponury obraz.
Na zawsze
pozostały w mej pamięci nazwiska: Austerlik, Dariel, Adler, Ellenbogen itd.
Jedna rzecz stała się teraz dla mnie zupełnie jasna, przywództwo partii, z
którym od
miesięcy prowadziłem zażartą walkę, było prawie zupełnie w rękach obcego narodu.
Dowiedziałem się w końcu, ku mojej wewnętrznej satysfakcji, że Żyd nie był
Niemcem.
Dopiero teraz nabrałem całkowitej pewności, że działali oni na szkodę naszego
narodu.
Im dłużej walczyłem z nimi, tym lepiej poznawałem ich dialektyczne metody.
Bazowali
na głupocie swoich przeciwników, a gdy to nie przynosiło rezultatów, udawali, że
nie wiedzą,
o co chodzi. Jeżeli sytuacja nie była dla nich korzystna, szybko zmieniali temat
i te same
banały stosowali do zupełnie innego zagadnienia. Dopasowywali je w sposób
dowolny i
ogólnikowy, chcąc sprawić wrażenie, że posiadają rzetelną wiedzę. Gdy jednak
przystawiało
się takiego osobnika do muru, tak że nie miał innego wyjścia i musiał
przytaknąć, wydawało
nam się, że posunęliśmy się do przodu. Jakież ogromne było nasze zdziwienie, gdy
nazajutrz Żyd nic nie pamiętał i dalej opowiadał swoje skandaliczne bzdury,
jakby nic się nie
stało. Nie mógł sobie nic przypomnieć, oprócz udowodnionych już raz prawd swoich
twierdzeń.
Ze zdumienia stawałem jak wryty. Nikt nie wiedział czemu bardziej się dziwić -
błyskotliwości ich odpowiedzi czy umiejętności kłamania. Stopniowo zaczynałem to
nienawidzić.
Wszystko to miało jednak dobrą stronę. Moja miłość do narodu niemieckiego
wzrastała wszędzie tam, gdzie miałem do czynienia z propagatorami
socjaldemokracji.
Na podstawie codziennych doświadczeń zaczynałem szukać źródeł marksistowskiej
doktryny. Jej przejawy były jeszcze dla mnie widoczne w indywidualnych
przypadkach. Bez
odpowiedzi pozostawało ciągle pytanie, czy twórcom znany był rezultat osiągnięty
w praktyce,
czy też stali się ofiarami błędu.
Zacząłem zapoznawać się z twórcami doktryny, aby poznać zasady tego ruchu.
Dzięki znajomości, chociaż niezbyt rozległej, problemu żydowskiego, osiągnąłem
swój cel szybciej, niż się tego spodziewałem. Umożliwiło mi to w praktyce
porównanie
rzeczywistości z teoretycznymi twierdzeniami orędowników socjaldemokracji.
Nauczyłem się
rozumieć metody Żydów.
Dokonywały się we mnie wówczas największe zmiany, jakich kiedykolwiek
doświadczyłem. Z szarego obywatela stałem się fanatycznym antysemitą.
Żydowska doktryna marksistowska odrzuca arystokratyczne prawo natury i w miejsce
odwiecznego przywileju siły kładzie masy i znaczenie ilości. W ten sposób
zaprzecza
indywidualnej wartości człowieka, nie uznaje, aby narodowość i rasa były
wartością,
pozbawia znaczenia ludzką egzystencję i kulturę.
Jeżeli Żyd z pomocą swego marksistowskiego credo podbije narody świata, jego
panowanie
będzie końcem ludzkości, a nasza planeta, bezludna jak przed milionami lat,
będzie pędzić w
eterze.
Odwieczna natura bezwzględnie karze tych, którzy; łamią jej prawa.
To daje mi przekonanie, że działam w imieniu Wszechmogącego Stwórcy.
ROZDZIAŁ III
Poglądy polityczne z okresu wiedeńskiego
Generalnie rzecz biorąc myśl polityczna w starej naddunajskiej monarchii była
bogatsza i miała szerszy zakres niż w Niemczech w tam samym czasie, z wyjątkiem
Prus,
Hamburga i wybrzeża Morza Północnego.
Niemiecki Austriak, żyjąc w granicach wielkiego imperium, nigdy nie stracił
poczucia
obowiązków z tego wynikających. Tylko on w tym państwie poza granicami cesarstwa
widział
jeszcze granice imperium. Chociaż przeznaczenie oderwało go od wspólnej
ojczyzny, do
końca jednak próbował dokonać wielkiego zadania, polegającego na utrzymaniu tego
imperium dla Niemiec, bo zdobyli je jego przodkowie w trwających wiele wieków
walkach na
wschodzie. W sercach i w pamięci najlepszych Niemców nigdy nie wygasła sympatia
dla
wspólnej ojczyzny-matki.
Krąg widzenia Niemca austriackiego był szerszy niż mieszkańców reszty imperium.
jego stosunki ekonomiczne często obejmowały całe imperium. Prawie wszystkie
wielkie
zakłady znajdowały się w jego rękach, podobnie jak stanowiska urzędnicze i
techniczne.
Poza tym zajmował się handlem zagranicznym, o ile Żydostwo nie zdążyło położyć
ręki na
tej dziedzinie. Niemiecki Austriak - rekrut - powoływany był do niemieckiego
regimentu, z tym
że ów regiment mógł także stacjonować w Herzegowinie, jak w Wiedniu czy Galicji.
Korpus
oficerski pozostawał niemiecki, w tymi zwłaszcza wyżsi oficerowie. Sztuka i
nauka były
niemieckie. W muzyce, architekturze, rzeźbiarstwie i malarstwie Wiedeń był
niewyczerpanym
źródłem nowych prądów.
Także polityka zagraniczna była kierowana przez Niemców, chociaż można się było
również doliczyć kilku Węgrów .
Mimo to możliwości utrzymania imperium były niewielkie, ponieważ brakowało
najważniejszych założeń. W austriackim imperium wielonarodowościowym jedyną
możliwością przezwyciężenia tendencji odśrodkowych poszczególnych nacji mogło
być
zarządzanie centralne i zorganizowanie wewnętrzne. W innym wypadku nie mogło ono
przetrwać.
Rzeszę niemiecką, w przeciwieństwie do Austrii, gdzie warunki były odmienne,
zamieszkiwał jeden naród.
W różnych krajach Austrii, z wyjątkiem Węgier, przeszłość nie odgrywała większej
roli, być może zniszczył ją czas. Za to rozwijały się w nich ruchy
narodowościowe, których
zwalczanie było trudne. Na obrzeżach monarchii zaczęły się tworzyć państwa
narodowościowe.
Sam Wiedeń nie mógł przez dłuższy czas tej walki wytrzymać.
Kiedy Budapeszt stał się wielkim miastem, okazał się rywalem Wiednia. Od tej
pory
już nie wzmacniał całej monarchii, lecz tylko jej część. Wkrótce Praga poszła za
jego
przykładem, następnie Lwów i inne centra.
Od śmierci Józefa II w 1790 roku ten proces był coraz bardziej widoczny. Jego
szybkość zależała od różnych czynników, które częściowo znajdowały się w samej
monarchii, a częściowo były rezultatem posunięć Austrii w polityce zagranicznej
.
Jeżeli walka o utrzymanie państwa miała być poważna i skuteczna, to osiągnąć ten
cel można było jedynie poprzez bezwzględną i konsekwentną centralizację. Ale to
wymagałoby wprowadzenia zasady jednolitego języka państwowego, a więc także
przygotowania technicznych instrumentów wprowadzenia go drogą administracyjną,
ponieważ bez tego państwo nie może przetrwać. Jedynym sposobem osiągnięcia tej
jednolitości jest wyrobienie świadomości już w szkole i w ogóle w czasie
pobierania nauki.
Nie można tego osiągnąć w dziesięć czy dwadzieścia lat, a dopiero w ciągu
wieków,
ponieważ tak jak w przypadku wszelkich problemów kolonizacyjnych konsekwentne
dążenie
do celu jest znacznie ważniejsze niż spazmatyczne wysiłki.
Austriackie imperium nie składało się z podobnych narodów - nie łączyła ich
wspólna
krew, ale raczej wspólna pięść. Słabość kierownictwa niekoniecznie musi
prowadzić do
odrętwienia w państwie, ale może obudzić indywidualne instynkty.
Niezrozumienie tego jest być może największą winą Habsburgów.
Józef II, cesarz rzymski narodu niemieckiego, rozumiał, że jego "Dom" stanie nad
przepaścią i dostanie się w wir babilonu ras, chyba że w ostatniej chwili uda mu
się naprawić
słabe strony dokonań jego poprzedników. Ten "przyjaciel ludu" zaczął z nadludzką
energią
naprawiać zaniedbania poprzednich władców i próbował w okresie dziesięciu lat
odzyskać
to, co zostało wypuszczone z rąk w ciągu stuleci. Jego następcy nie stanęli na
wysokości
zadania ani duchem, ani siłą woli.
Rewolucja 1848 roku była, być może wszędzie, walką klas, lecz w Austrii była ona
początkiem walki narodów. Ale Niemiec, zapominając o swoim pochodzeniu i nie
zdając
sobie sprawy z jego znaczenia stanął w służbie ruchu rewolucyjnego i
przypieczętował w ten
sposób swój los.
Odegrał znaczną rolę w budzeniu ducha światowej demokracji, która w krótkim
czasie
obrabowała gol z podstaw jego egzystencji.
Utworzenie reprezentacyjnego ciała parlamentu, bez[ uprzedniego ustanowienia
języka państwowego, stanowiło początek końca panowania niemieckiej rasy; od tej
chwili
samo państwo wydało na siebie wyrok. To, co następnie się stało, było już tylko
ewolucją
imperium.
Nie chcę wchodzić w szczegóły, ponieważ nie jest to celem tej książki, chcę
jedynie
rozważyć te wypadki, które będąc zawsze przyczynami upadku narodów i państw,
mają
znaczenie dla naszej epoki, a i mnie pomogą ustalić zasady własnej myśli
polityczne).
Wśród instytucji wskazywanych zwykłym obywatelom -chociaż nietrudno było
zauważyć, że monarchia jest rozbita - najważniejszą, stanowiącą podstawową
jakość był
parlament, czy jak go zwano w Austrii Reichsrat.
Jest oczywiste, że parlament w Anglii, kraju "klasycznej" demokracji, był ojcem
tego
ciała. Ta błogosławiona instytucja została przeniesiona stamtąd w całości i
osadzona w
Wiedniu bez istotnych zmian.
Angielski dwuizbowy system rozpoczął swój byt w "Abgeordnetenhaus und
Herrenhaus". Jednak "domy" się nieco różniły. Gdy Barry pozwolił na wyłonienie
się pałacu z
fal Tamizy, zaczerpnął z historii brytyjskiego imperium natchnienie udekorowania
tysiąca
dwustu nisz, konsoli i kolumn tego wspaniałego gmachu. W ten sposób w
rzeźbiarstwie i
malarstwie Izba Lordów i Wspólna Izba Reprezentantów stały się Świątynią
narodowej
chwały.
To był pierwszy problem Wiednia. Gdy Duńczyk Hansen ukończył ostatnią wieżyczkę
marmurowego pałacu dla przedstawicieli narodów, nie pozostawało mu nic innego
jak
zapożyczyć ornamenty z antyku. Greccy i rzymscy mężowie stanu i filozofowie
upiększyli ten
teatralny gmach "zachodniej demokracji", a na szczycie z symboliczną ironią
umieszczono
kwadrygę obracającą się na cztery strony świata i obrazującą rozbieżne tendencje
wewnątrz
państwa.
Inne narodowości uznały za zniewagę i prowokację fakt, że tą pracą gloryfikowano
austriacką historię, podobnie jak i to, że w imperium niemieckim ośmielono się
poświęcić
budynek Reichstagu w Berlinie "narodowi niemieckiemu".
Los Niemców w państwie austriackim zależał od ich siły w Reichsracie. Do czasu
wprowadzenia powszechnego i tajnego głosowania Niemcy posiadali większość w
parlamencie. Nawet wtedy, gdy socjaldemokracja nie była jeszcze uważana za
niemiecką
partię. Od wprowadzenia powszechnego głosowania Niemcy stracili liczebną
przewagę.
Teraz nie było już żadnych przeszkód w dalszej degeneracji państwa.
Obecna demokracja zachodnia jest zwiastunem marksizmu, który nie powstałby bez
demokracji. Jest ona pożywką zarazy rozwijającej się na świecie. W swojej
zewnętrznej
formie wyrazu - w systemie parlamentarnym - pojawia się ona jako "potworność
gówna i ognia"
(ein Spottgebust aus Dreck und Feuer), ku memu ubolewaniu jej ogień wypalił się
zbyt
szybko.
Jestem bardzo wdzięczny losowi, że ten problem stanął przede mną jeszcze w
Wiedniu. Obawiam się, że w Niemczech znalazłbym zbyt łatwo odpowiedź na to
pytanie.
Gdybym za pierwszym pobytem w Berlinie poznał absurdalność związaną z
funkcjonowaniem parlamentu, mógłbym popaść w przeciwną skrajność, to znaczy
popierać
idee imperialne i bez zastanowienia stanąć w opozycji do ludzkości.
W Austrii to było niemożliwe. Nie tak łatwo było popełnić tak prosty błąd.
Jeżeli parlament nic
nie był wart, Habsburgowie jeszcze mniej znaczyli, w każdym razie nie więcej.
Parlament podejmuje decyzję, jej konsekwencje są fatalne - nikt nie ponosi
odpowiedzialności, nikt nie ma obowiązku wytłumaczyć się z tego. Czy parlament
bierze
odpowiedzialność za rząd, który wyrządził ! wszelkie szkody i po prostu ustępuje
z urzędu?
Albo czy parlament się rozwiązuje, kiedy zmienia się koalicja? Czy w ogóle
większość może
być za cokolwiek odpowiedzialna? Czyż każda koncepcja odpowiedzialności nie jest
związana z jednostką? A czy w praktyce jest możliwe oskarżenie jakiejś
osobistości z rządu
o machinacje?
Czy sądzimy, że rozwój tego świata bierze się z połączonej inteligencji większej
grupy, a nie z umysłu poszczególnych jednostek? Albo czy wyobrażamy sobie, że w
przyszłości będziemy mogli pomijać ten aspekt ludzkiej kultury?
Czy przeciwnie, nie jest teraz nawet bardziej potrzebny niż dawniej?
Czytelnikowi żydowskich gazet trudno sobie wyobrazić zło spowodowane przez
nowoczesne instytucje demokracji, kontrolowane przez parlament, chyba że nauczył
się
samodzielnie myśleć i badać. J es t to podstawowa przyczyna zalania naszego
politycznego
życia najbardziej bezwartościowymi zjawiskami naszych czasów.
Jednej rzeczy nie wolno nigdy zapomnieć. Większość nie może nigdy zastąpić
jednostki. Większość jest nie tylko obrońcą głupoty, ale także tchórzliwej
polityki i tak jak stu
głupców nie może stać się jednym mądrym, tak i bohaterskiej decyzji nie może
wydać stu
tchórzy.
Daleko bardziej skutecznym podziałem w politycznej edukacji, którą w tym
przypadku
jest właściwiej nazywać propagandą, jest ten, który przypisuje się prasie
zajmującej się
"pracą uświadamiającą" i w ten sposób będącej w pewnym sensie rodzajem szkoły
dla
dorosłych. Ta nauka nie leży jednak w gestii państwa, bo jest przejęta przez
siły w
przeważającej części pośledniego charakteru. Gdy jeszcze jako młody człowiek
byłem w
Wiedniu, miałem najlepszą sposobność poznać właścicieli i mądrych rzemieślników
tej
maszyny do masowej edukacji. Z początku dziwiłem się, jak w krótkim czasie te
złe siły w
państwie zdołały tak bardzo wpłynąć na opinię publiczną. W ciągu kilku dni ten
absurd stał
się sprawą państwową w wielkich konsekwencjach, podczas gdy w tym samym czasie
podstawowe
problemy poszły w zapomnienie albo może należałoby raczej powiedzieć, że
zostały skradzione z pamięci i pola widzenia.
Tym samym w ciągu kilku tygodni wylansowano nazwiska i związano z nimi
nieprawdopodobne nadzieje. Zyskały one taką popularność, której nie mógłby
osiągnąć
przez całe życie naprawdę wielki człowiek, i to nazwiska, o których jeszcze
miesiąc
wcześniej nikt nie słyszał, podczas gdy stare zaufane postacie życia publicznego
i
państwowego poszły w zapomnienie albo zostały obrzucone takimi pomówieniami, że
mogłyby stać się symbolem hańby. Trzeba było koniecznie badać te niegodziwe,
żydowskie
metody równocześnie w setkach miejsc, aby móc ocenić w pełni niebezpieczeństwo
grożące
ze strony tych łajdaków.
Najszybciej, najłatwiej uchwycimy bezsens i niebezpieczeństwo tej niemoralności,
jeżeli porównamy system demokracji parlamentarnej z prawdziwą niemiecką
demokracją.
Najpierw należy zwrócić uwagę na to, że liczba po. wiedzmy pięciuset osób, które
zostały wybrane, jest powołana do decydowania w każdej sprawie. W praktyce oni
sami są
rządem, ponieważ gabinet wybrany z tej liczby osób tylko pozornie kieruje
sprawami
państwowymi. Ten tak zwany rząd faktycznie nie może podjąć żadnego działania bez
uprzednio otrzymanej zgody zgromadzenia ogólnego. W tej sytuacji nie może za
cokolwiek
odpowiadać, ponieważ ostateczna decyzja nigdy do niego nie należy, ale pozostaje
w rękach
parlamentarnej większości. On istnieje, aby po prostu wykonywać wolę większości
we
wszystkich przypadkach.
Celem obecnej demokracji nie jest ukształtowanie zgromadzenia mądrych ludzi, ale
raczej zebranie tłumu, który jest do niczego nieprzydatny, daje się łatwo
poprowadzić w
określonym kierunku, szczególnie jeżeli inteligencja poszczególnych jednostek
jest
ograniczona.
Ten parlamentarny system w ostatnich latach ustawicznie zmierzał w kierunku
osłabienia państwa habsburskiego. Ponieważ przewaga niemieckiego elementu
została
złamana, system służy rozgrywkom poszczególnych narodowości. Generalnie linia
rozwoju
została wytyczona przeciwko Niemcom. W szczególności od czasu, gdy następca
tronu,
arcyksiążę Franciszek Ferdynand, zaczął zyskiwać na znaczeniu i poparł czeskie
wpływy.
Przyszły władca monarchii usiłował wszelkimi środkami doprowadzić do procesu
degermanizacji. Dlatego często niemieckie miejscowości poddawane były powoli,
ale
skutecznie obcojęzycznym wpływom nacji. W dolnej Austrii proces ten posuwał się
znacznie
szybciej i wielu Czechów uważało Wiedeń za swoje miasto.
Główna myśl tego nowego Habsburga, którego rodzina mówiła po czesku (żona
arcyksięcia była hrabianką czeską, a w kręgach, z których pochodziła, panowała
tradycja
antyniemiecka), zmierzała do założenia w Europie Środkowej państwa słowiańskiego
o opcji
katolickiej i miała stanowić zabezpieczenie przed ortodoksyjną Rosją. W ten
sposób religia
ponownie została wciągnięta do służby koncepcjom politycznym, co często miało
miejsce u
Habsburgów.
Rezultat pod wieloma względami był tragiczny. Ani dom Habsburgów, ani kościół
katolicki nie otrzymały spodziewanych korzyści.
Habsburg stracił tron, Rzym - wielkie państwo.
Po wojnie 1870 roku dom Habsburgów powoli, z premedytacją i determinacją podjął
wysiłek wykorzenienia niebezpiecznej niemieckiej rasy -było to celem
słowianofilskiej
rodziny monarchy.
Z poczuciem patriotyzmu ludzie po raz pierwszy przekształcili się w rebeliantów
-
rebeliantów buntujących się nie przeciwko państwu, ale przeciwko systemowi
rządzenia,
który zmierzał do zniszczenia własnego narodu.
Po raz pierwszy w najnowszej historii Niemiec uwidoczniła się różnica pomiędzy
patriotyzmem dynastycznym, a miłością do ojczyzny i narodu.
Nie wolno zapominać - jest to generalna zasada iż najwyższym celem nie może być
utrzymanie państwa czy rządu, ale raczej ochrona jego narodowego charakteru.
Ludzie prawa są ponad prawami państwa.
Jeżeli w swojej walce o prawa ludzkie naród przegrywa i jest nieprzygotowany lub
niezdolny do walki przetrwanie, to opatrzność zadecyduje o jego końcu .
Świat nie jest dla tchórzliwych narodów.
Wszystko, co było związane z powstaniem i przeminięciem ogólnoniemieckiego ruchu
z jednej strony8i i znacznego rozwoju partii chrześcijańsko-socjalistycznej z
drugiej strony,
miało dla mnie duże znaczenie jako przedmiot badań.
Rozpocząłem je od dwóch osób uważanych za założycieli i przywódców dwóch
narodów: Georga Von Schönerera oraz doktora Karla Luegera.
Obaj byli czymś więcej niż przeciętnymi parlamentarnymi osobistościami. W całym
tym bagnie ogólnej politycznej korupcji ich życie pozostało czyste i nie budziło
zastrzeżeń.
Pierwotnie moja sympatia skierowana była na Schönerera, ale stopniowo skłaniałem
się
również ku przywódcy ruchu chrześcijańsko-demokratycznego.
Porównując ich zdolności uznałem, że Schönerer jest lepszym myślicielem w
zakresie podstawowych problemów. To on, jaśniej i wyraźniej niż ktokolwiek inny,
dostrzegł
nieuchronny koniec austriackiego państwa. Gdyby uważniej słuchano jego ostrzeżeń
dotyczących monarchii habsburskiej, nigdy nie doszłoby do nieszczęścia wojny
światowej, w
której Niemcy miały przeciwko sobie całą Europę. Schönerer zdawał sobie jednak
sprawę z
istoty problemów, które mylnie ocenił.
Siła Luegera tkwiła w tym, że posiadał rzadką znajomość ludzi, a szczególnie
unikał
ich idealizowania. Dzięki temu realniej oceniał możliwości, podczas gdy
Schönerer miał dla
spraw życiowych mniejsze zrozumienie. Wszystkie pangermańskie idee pod względem
teoretycznym były słuszne, ale brakowało siły i zrozumienia, by tę wiedzę
umiejętnie
pokazać szerokiemu ogółowi.
Niestety dostrzegał on tylko w niewielkim stopniu nadzwyczajne ograniczenia woli
walki "mieszczaństwa", które unikało ruchu, bo miało zbyt dużo do stracenia
angażując się w
sprawy gospodarcze.
Ten brak zrozumienia dla niższych warstw społecznych spowodował, że jego poglądy
na zagadnienia społeczne nie przystawały do rzeczywistości.
W tym wszystkim doktor Lueger był przeciwieństwem Schönerera, który rozumiał
znakomicie, że siła walki wyższej warstwy mieszczaństwa jest obecnie mała
niewystarczająca do osiągnięcia zwycięstwa przez ten wielki, mocny ruch.
Przygotował
użycie wszelkich dostępnych środków, aby przyciągnąć już istniejące instytucje i
czerpać z
tych starych źródeł władzy jak największe korzyści dla swego ruchu.
Swoją nową partię oparł przede wszystkim na Średnich warstwach, których byt był
zagrożony i dzięki temu były gotowe do wszelkich poświęceń i zdolne do
uporczywej walki.
Jego nadzwyczajna mądrość w utrzymywaniu stosunków z kościołem katolickim
pozwoliła
mu pozyskać sobie młodszy kler. W rzeczywistości stara partia klerykalna została
zmuszona
do ustąpienia pola albo do przyłączenia się do nowej partii, w nadziei
stopniowego
odzyskiwania utraconej pozycji.
Wielką niesprawiedliwość uczyniłoby się temu człowiekowi, gdyby uznać powyższe
za jedyne osiągnięcie, ponieważ był nie tylko wielkim taktykiem, ale także
wielkim
inspiratorem reform. Ograniczały go w tym brak dostatecznej wiedzy o dostępnych
mu
możliwościach oraz pułap jego własnych zdolności.
Cele, jakie ten naprawdę wybitny człowiek postawił przed sobą, były rzeczywiście
praktyczne. Pragnął zdobyć Wiedeń, serce monarchii. Z tego miasta ostatnie ślady
życia
przenikały do chorego i wyczerpanego organizmu rozkładającego się imperium.
Jeżeli serce
będzie zdrowe, wtedy i reszta ciała odżyje - ta zasadniczo właściwa idea mogła
ujawnić się
dopiero po pewnym czasie.
W tym tkwiła słabość tego człowieka.
Jego osiągnięcia, jako burmistrza miasta, są w najlepszym tego słowa znaczeniu
nieśmiertelne, ale mimo to nie mógł uratować monarchii. Było za późno.
Jego przeciwnik Schönerer widział ten problem jaśniej. To, co doktor Lueger
wziął w
swoje ręce, doprowadzał do pomyślnego końca. Schönerer natomiast nie mógł
zrealizować
swoich zamierzeń, ale jego obawy spełniły się w okropny sposób.
Wskutek tego żaden z nich nie osiągnął zamierzonego celu. Lueger nie potrafił
ocalić
Austrii, a Schönerer nie mógł uchronić narodu niemieckiego przed upadkiem.
Dzisiaj jest dla nas bardzo pouczające badanie przyczyn niepowodzenia obu tych
partii. To jest podstawowe zadanie dla moich przyjaciół, ponieważ w wielu [
punktach obecne
warunki są podobne do tamtych i ich znajomość może nam pomóc uniknąć tych
błędów,
które doprowadziły do upadku jednych, a do jałowości drugich. .
Upadek ogólnoniemieckiego ruchu był spowodowany brakiem przywiązywania od
początku najwyższej wagi do pozyskania zwolenników wśród szerokich mas
społecznych.
Stał się mieszczański i godny szacunku, ale pod spodem był radykalny.
Pozycja Niemiec w Austrii była beznadziejna od czasu powstania ruchu
ogólnoniemieckiego. Z roku na rok parlament coraz bardziej niszczył naród
niemiecki. Każda
próba uratowania go polegała na usunięciu tej instytucji.
Ruch ogólnoniemiecki wszedł do parlamentu i został pokonany.
Największym forum słuchaczy nie jest izba parlamentu, ale większe publiczne
zgromadzenie. Tysiące ludzi przychodzi po prostu słuchać, co mówca ma do
powiedzenia,
podczas gdy w parlamencie jest obecnych tylko kilkaset osób. W dodatku większość
z nich
jest obecna tylko po to, by otrzymać diety, a nie aby stać się mądrzejszą
mądrością jednego
bądź drugiego przedstawiciela ludu.
Przemawianie przed takim forum jest rzucaniem pereł przed wieprze, naprawdę nie
jest to warte zachodu. W ten sposób nie można osiągnąć żadnego rezultatu.
Tak to było. Członkowie ogólnoniemieckiego ruchu mogli zabierać głos bez nadziei
na jakikolwiek rezultat. Prasa albo całkowicie ich ignorowała, albo okaleczała
ich
przemówienia przekręcając sens lub go wręcz całkowicie gubiąc. Opinia publiczna
otrzymywała więc zniekształcony obraz tego ruchu. Nie miało znaczenia, o czym
poszczególni posłowie mówili, ważne było to, co reszta otrzymywała do czytania.
A były to
streszczenia ich przemówień, które mogły tworzyć wrażenie bezsensowności. Poza
tym
forum, przed którym przemawiali, liczyło pięciuset parlamentarzystów i sam ten
fakt mówi za
siebie.
Najgorsze było jednak co innego.
Ruch ogólnoniemiecki mógł osiągnąć sukces tylko wtedy, kiedy zrozumiałby od
pierwszej chwili, że jego celem jest stworzenie nowego światopoglądu, a nie
założenie nowej
partii. Tylko to mogło pobudzić wewnętrzne siły do walki i doprowadzić ją do
końca. Do tego
jednak potrzebne są najlepsze i najodważniej s z e umysły.
Jeżeli walki o nowy światopogląd nie prowadzą bohaterowie gotowi do poświęceń,
to
w krótkim czasie nie znajdzie się nikt gotowy do poświęcenia życia. Człowiek,
który wałczy
tylko dla siebie, niewiele może dać ogółowi. Ciężką walkę, którą ruch
ogólnoniemiecki
stoczył z kościołem katolickim, można wyjaśnić tylko brakiem zrozumienia
psychologicznych
cech ludzi.
Aby przekształcić Austrię w państwo słowiańskie stosowano różne metody: czescy
księża zajmowali czysto niemieckie parafie przedkładając interesy własnego
narodu nad
interesy kościoła i stawali się zarzewiem antyniemieckiego procesu.
Duchowieństwo niemieckie zawiodło całkowicie. Nie tylko było zupełnie niezdolne
do
walki o niemieckie prawa, ale nawet do wystarczająco silnego oporu wobec ataków
innych.
Wskutek tego naród niemiecki powoli, ale nieprzerwanie cofał się przed tym
naporem.
Georg Schönerer nie uznawał połowicznych rozwiązań. Podjął walkę z kościołem w
przekonaniu, że właśnie on może uratować naród niemiecki. Ruch " Uwalniania się
od
Rzymu" (Los von Rom) okazał się najmocniejszą, chociaż najtrudniejszą formą
ataku,
związaną z pogrzebaniem w ruinach wrogiego Hofburga. Gdyby to się powiodło,
nieszczęsny
podział kościoła w Niemczech zostałby osiągnięty na zawsze, także zwycięstwo
byłoby
korzystne dla wewnętrznych sił imperium i narodu niemieckiego. Ale jego
założenia i tak.
tyka walki były błędne.
Nie ma wątpliwości, że siła oporu katolickiego duchowieństwa narodowości
niemieckiej była mniejsza niż ich nieniemieckich braci, szczególnie Czechów.
Podczas gdy
czeski duchowny traktował swój naród podmiotowo, a kościół po prostu
przedmiotowo, tak
proboszcz l niemiecki oddany był kościołowi podmiotowo, a przedmiotowo traktował
swój
naród.
Porównajmy postawę naszych urzędników, którą na przykład przyjmują wobec ruchu
narodowego odrodzenia, z tą, którą przyjmują urzędnicy innych narodów w
podobnych
okolicznościach. Czy wyobrażamy sobie, że korpus oficerski gdziekolwiek na
świecie usunie
narodowe żądania pod wpływem frazesu "autorytet państwa", jak to się nam
zdarzyło pięć lat
temu; to nawet zostało uznane jako zupełnie nienaturalne!
Autorytet państwa, demokracja, pacyfizm, międzynarodowa solidarność i tak dalej
są
po prostu pojęciami, doktrynalnymi koncepcjami i z ich punktu widzenia oceniane
są
wszystkie sprawy dotyczące pilnych narodowych potrzeb.
Protestantyzm zawsze pomagać będzie w popieraniu wszystkiego, co niemieckie, czy
będzie to dotyczyć wewnętrznej czystości, pogłębiania narodowych uczuć, czy
obrony
niemieckiego stylu życia, języka, a nawet niemieckiej wolności, ponieważ to
wszystko
stanowi jego podstawę; jednak jest bardzo nieprzychylny wobec każdej próby
ratowania
narodu ze szponów jego Śmiertelnego wroga, bo jego postawa wobec żydostwa leży
mniej
lub bardziej w dogmatyce.
Partie polityczne nie powinny mieć nic wspólnego z problemami religijnymi,
dopóki nie
podrywają moralności narodu; tym samym religia nie powinna być włączana w
partyjne
intrygi.
Jeżeli dostojnicy kościelni posługują się religijnymi instytucjami, a nawet
naukami, aby
ranić swoją własną narodowość, nie powinni mieć naśladowców. Należy użyć
przeciwko nim
ich własnej broni.
Przywódcy politycznemu nie wolno nigdy naruszać doktryny religijnej i instytucji
jego
narodu. W przeciwnym .razie nie może on być politykiem, a tylko reformatorem,
jeżeli ma, w
tym kierunku kwalifikacje!
Każda inna postawa prowadzi, szczególnie w Niemczech, do katastrofy.
W trakcie moich studiów nad ogólnoniemieckim ruchem, jego walką przeciwko
Rzymowi, doszedłem do następującej konkluzji: wskutek małego zrozumienia
znaczenia
problemów socjalnych ruch ten stracił poparcie w masach; przez wejście do
parlamentu
stracił przywilej kierowania i został obarczony wszystkimi trudnościami
związanymi z tą
instytucją. Walka przeciwko kościołowi zdyskredytowała go w wielu kręgach
niższych i
średnich klas i pozbawiła go wielu najlepszych elementów, które można byłoby
nazwać
narodowymi.
Praktyczne rezultaty kulturkampfu były w Austrii równe zeru.
ROZDZIAŁ IV
Monachium
Wiosną 1912 roku przyjechałem do Monachium.
Niemieckie miasto! Jakże inne niż Wiedeń! Czułem się źle, gdy wspominałem ten
Babilon narodów. Także dialekt, który był podobny do mojego, przypominał mi moją
młodość
związaną z Dolną Bawarią. Tak było na każdym kroku. Należałem do tego miasta
bardziej
niż do jakiegokolwiek innego miejsca na świecie i wynikało to z faktu, że jest
ono
nierozerwalnie związane z moim rozwojem.
W Austrii jedynymi przeciwnikami idei porozumienia byli Habsburgowie i Niemcy. W
pierwszym przypadku było to spowodowane przymusem i wyrachowaniem, a w drugim
naiwną łatwowiernością i polityczną głupotą. Naiwną łatwowiernością dlatego, że
wyobrażali
sobie, iż uczynią wielką przysługę niemieckiemu imperium poprzez trójstronne
przymierze,
które wzmocni je i zapewni bezpieczeństwo. Polityczną głupotą, ponieważ ich
wyobrażenia
nie przylegały do faktów i w rzeczywistości pomagały uczynić z imperium martwe
państwo,
ciągnęły je w przepaść, dlatego zwłaszcza, że ten alians prowadził do coraz
większej
degermanizacji Austrii. Habsburgowie wierzyli, że przymierze z Rzeszą
zabezpieczy ich
przed jej ingerencją - i niestety mieli rację - umożliwiło to im kontynuowanie
polityki
stopniowego wypierania niemieckich wpływów wewnątrz państwa i w dodatku osiągali
to
łatwo i bez ryzyka. Nie musieli obawiać się żadnych protestów ze strony
niemieckiego rządu.
Gdyby w Niemczech gruntowniej studiowano historię i psychologię narodów, nikt
nie
mógłby uwierzyć, że Rzym i Wiedeń mogłyby stanąć razem do wspólnej walki. Włochy
stałyby się prędzej wulkanem, niżby jakikolwiek rząd ośmielił się wysłać choćby
jednego
Włocha na pole bitwy z pomocą temu fanatycznie znienawidzonemu habsburskiemu
państwu. Kilka razy obserwowałem z Wiednia namiętne lekceważenie i bezgraniczną
nienawiść, jaką Włosi odczuwali do austriackiego państwa. Grzechy Habsburgów w
stosunku
do Włoch, ich wolności, niezależności były tak wielkie w ciągu wieków, że
mogłyby zostać
zapomniane, nawet gdyby chciano, aby tak się stało. Ale nie było pragnienia
zarówno w
narodzie, jak i we włoskim rządzie. Dlatego dla Włoch istniały tylko dwie
możliwości
kontaktów z Austrią - porozumienie albo wojna.
Wybierając to pierwsze, można było spokojnie przygotowywać się na drugą
ewentualność.
Niemiecka polityka była zarówno bezsensowna, jak i ryzykowna, dlatego zwłaszcza,
że austriackie stosunki z Rosją zmierzały coraz bardziej w kierunku wojny.
Dlaczego więc w ogóle zawarto porozumienie?
Po prostu po to, by w przyszłości zabezpieczyć Rzeszę, kiedy już stanie na
własnych
nogach. Ale przyszłość Rzeszy nie była niczym innym jak pytaniem o możliwość
egzystencji
narodu niemieckiego.
A przyrost naturalny Niemiec wynosił wówczas około dziewięciuset tysięcy
rocznie.
Zdobywanie nowych terytoriów dla osadnictwa wzrastającej liczby obywateli
przynosi
ogromne korzyści szczególnie jeżeli bierze się pod uwagę przyszłość, a nie tylko
chwilę
obecną.
Jedyną nadzieją na sukces tej polityki terytorialnej są w dzisiejszych czasach
zdobycze w Europie, a nie na przykład w Kamerunie. Walka o naszą egzystencję
jest
naturalnym dążeniem.
Istnieje jeszcze jedna przyczyna, dla której to rozwiązanie wydaje się być
słuszne.
Wiele państw europejskich przypomina dzisiaj piramidy stojące na swoim szczycie.
Ich powierzchnia w Europie wydaje się śmiesznie. mała w porównaniu z ich
koloniami,
handlem zagranicznym itd. Można powiedzieć: wierzchołek w Europie, podstawa
natomiast
na całym świecie - w odróżnieniu od federacji amerykańskiej, której baza
znajduje się na
kontynencie i tylko swoim wierzchołkiem dotyka reszty świata. Stąd ogromna
wewnętrzna
siła tego państwa i słabość większości europejskich mocarstw kolonialnych.
Nawet Anglia nie jest tu wyjątkiem, ponieważ mamy skłonności do zapominania o
prawdziwej naturze anglosaskiego świata w stosunku do imperium brytyjskiego.
Jeżeli tylko
zwrócić uwagę na ich związki językowe i kulturalne z federacją amerykańską, to
okaże się,
że nie można porównać Anglii z żadnym innym państwem europejskim.
Dlatego jedyna nadzieja Niemiec na przeprowadzenie zdrowej polityki
terytorialnej
leży w zdobywaniu nowych ziem w Europie. Kolonie są bezużyteczne, ponieważ nie
służą
osiedlaniu się tam Europejczyków na dużą skalę. W XIX wieku nie było jednak już
możliwości
zdobywania takich terytoriów metodami pokojowymi. Polityka kolonizacyjna tego
rodzaju mogła być prowadzona w ciężkich bojach, co byłoby daleko bardziej
właściwe dla
zdobywania obszarów na kontynencie blisko swego państwa niż ziem leżących poza
Europą.
Dla takiej polityki jest możliwy tylko jeden sojusznik' w Europie - Wielka
Brytania. Jest
ona jedynym mocarstwem, które mogłoby zabezpieczyć nasze tyły w wypadku
rozpoczęcia
nowej germańskiej ekspansji (Germanenzug). Mamy takie samo prawo do tego, jakie
mieli
nasi przodkowie.
Ażeby osiągnąć porozumienie z Anglią, żadne ofiary nie będą za duże. Oznaczałoby
to rezygnację z kolonii i znaczenia na morzu oraz powstrzymanie się od
rywalizacji z
brytyjskim przemysłem.
Był taki moment, w którym mogliśmy rozmawiać z Wielką Brytanią na ten temat,
ponieważ rozumiała ona bardzo dobrze, że Niemcy, mając duży przyrost naturalny,
będą
musiały znaleźć jakieś rozwiązanie albo w Europie z pomocą Wielkiej Brytanii,
albo gdzieś
na świecie bez niej .
Na przełomie stuleci takie próby były czynione w samym Londynie. Ale Niemców
irytowała myśl o " wyciąganiu z ognia angielskich kasztanów", tak jakby nie było
możliwe
porozumienie oparte na innych podstawach. Z Anglią można się było porozumieć na
takich
zasadach. Brytyjska dyplomacja była wystarczająco mądra, by wiedzieć, że bez
wzajemnych
ustępstw nie można niczego dokonać.
Wyobraźmy sobie, że Niemcy zręczną polityką zagraniczną odegrały taką rolę jak
Japonia w 1904 roku trudno byłoby przewidzieć konsekwencje tego faktu dla
Niemiec.
Nigdy nie byłoby wojny światowej.
Jednak tak się nie stało.
Wciąż jeszcze pozostały inne możliwości: przemysł i handel światowy, potęga
morska
i kolonie.
Jeżeli politykę podboju terytorialnego w Europie można było prowadzić wyłącznie
w
porozumieniu z Wielką Brytanią przeciwko Rosji, to polityka kolonialna i handel
światowy
były do pomyślenia tylko w aliansie z Rosją przeciwko Wielkiej Brytanii. W tym
przypadku
należałoby bezwzględnie wyciągnąć wnioski i odsunąć się od Austrii.
Przyjęto formułę "pokojowego, ekonomicznego podboju świata". Jej celem było
zniszczenie na zawsze polityki siły, którą Niemcy stosowali do tego czasu. Być
może nie byli
zupełnie pewni w czasach, gdy całkowicie niezrozumiałe zamierzenia pochodziły z
Wielkiej
Brytanii. W końcu zdecydowali się budować flotę nie w celu atakowania i
zniszczenia, ale
obrony "światowego pokoju" i dla pokojowego podboju Świata. W ten sposób zostali
zmuszeni do utrzymania jej na skromną skalę, nie tylko co do ilości, ale także
tonażu
poszczególnych statków, tak że stało się oczywistym, że ich ostatecznym celem
jest pokój.
Mowa o "pokojowym, ekonomicznym podboju świata" była największą głupotą, jaką
kiedykolwiek uczyniono, ustanawiając ją główną zasadą polityki państwa,
zwłaszcza iż nie
wzdragano się przed wezwaniem Wielkiej Brytanii do udowodnienia, iż jest to
możliwe do
osiągnięcia w praktyce. Szkód wyrządzonych przez naszych profesorów w nauczaniu
historii
i teorii nie można już było naprawić; okazało się, jak wielu uczy się historii
bez jej rozumienia.
Właśnie Wielka Brytania miała możliwość poznać błędność tej teorii: żaden naród
nie był
lepiej przygotowany do ekonomicznego podboju, a później do jego utrzymania niż
brytyjski.
Tym samym było wielkim błędem wyobrażać sobie, że Anglia była zbyt tchórzliwa,
aby
przelewać krew w obronie swojej polityki ekonomicznej! Fakt, że brytyjczycy nie
posiadali
armii, o niczym nie świadczy, ponieważ nie chodzi tutaj o możliwość użycia siły
w danej
sprawie, ale raczej o wolę i determinację jej użycia. Anglia zawsze posiadała
uzbrojenie,
którego potrzebowała. Zawsze walczyła taką bronią, która zapewniała jej
zwycięstwo.
Walczyła przy pomocy najemników tak długo, jak długo byli oni wystarczającą
siłą. Ale
sięgała także do najlepszej krwi całego narodu, kiedy takiej ofiary wymagały
zwycięstwa.
Zawsze wykazywała determinację w walce i nieustępliwość w prowadzeniu wojny.
W Niemczech jednak - w szkole, w prasie i w gazetach humorystycznych - idea
brytyjskiego ducha, a nawet więcej, całego imperium, była pokazywana w sposób
wypaczony, co prowadziło do największych własnych pomyłek. To wszystko
doprowadziło do
powstania, złej opinii o Anglikach. Ta błędna idea rozprzestrzeniła się tak
bardzo, iż każdy
był przekonany, że Anglik jest jedynie handlarzem zarówno przebiegłym, jak i
niewiarygodnie
tchórzliwym. Tych niewielu, którzy ostrzegali, ignorowano albo zmuszano do
milczenia.
Pamiętam dokładnie zdziwienie na twarzach moich towarzyszy broni, kiedy
stanęliśmy
twarzą w twarz przeciwko "Tommies" we Flandrii. Po pierwszych kilku dniach
bitwy
zaświtało każdemu z nas w głowie, że Szkoci nic nie mają wspólnego z tymi, o
których
pisano w prasie humorystycznej i w innych gazetach.
Zwróciłem wówczas uwagę na rolę propagandy i jej najkorzystniejsze formy.
To oszustwo oczywiście było korzystne dla tych, którzy je propagowali -mogli
przytaczać przykłady, jednakże były one nieprawdziwe, tak jak i pomysł o
słuszności
ekonomicznego podboju świata. Oczekiwaliśmy sukcesu tam, gdzie i Anglikowi się
powiodło.
Tym bardziej, że byliśmy pozbawieni tej tak zwanej brytyjskiej perfidii, co
uznawano za
szczególną zaletę. Wierzono, że to przyciągnie do nas mniejsze narody i pozwoli
zyskać
zaufanie większych.
Wartość trójprzymierza była psychologicznie mało znacząca, ponieważ trwałość
paktów zmniejsza się tym bardziej, im mocniej ogranicza się je do utrzymania
istniejącego
stanu. Z drugiej strony pakt staje się mocniejszy, jeżeli poszczególne mocarstwa
mają
nadzieję, że zyskają określone korzyści.
Ta prawda znana była tylko tak zwanym profesjonalistom. Szczególnie Ludendorff,
pułkownik Wielkiego Sztabu Generalnego, wskazał tę słabość w memorandum w 1912
roku.
Naturalnie, mężowie stanu nie potraktowali poważnie tej sprawy. Niemcy mieli
wielkie
szczęście, że wojna 1914 roku wybuchła pośrednio przez Austrię i dzięki temu
Habsburgowie zostali zmuszeni do wzięcia w niej udziału. Gdyby zdarzyło się
inaczej,
Niemcy byliby pozostawieni samym sobie.
Państwo nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek koncepcją ekonomiczną lub
ekonomicznym rozwojem. Nie jest ono zgromadzeniem podmiotów gospodarczych w
jakimś
okresie czasu, służących wykonaniu ekonomicznych zadań, ale organizacją
społeczeństwa
dla jego lepszego funkcjonowania. Tylko to i nic więcej powinno być przedmiotem
zainteresowania państwa.
Państwo żydowskie nigdy nie było ograniczone do przestrzeni - w takim sensie
było
państwem nieograniczonym - ale było ograniczone do rasy. Dlatego ci ludzie
tworzyli
państwo w państwie i było ono jednym z najgenialniejszych tworów.
Jeżeli kiedykolwiek Niemcy zyskiwały znaczenie polityczne - także gospodarka
ulegała poprawie - kiedy gospodarka monopolizowała życie naszych obywateli i
tłamsiła
zalety umysłu - państwo załamywało się ponownie razem z gospodarką.
Gdy zadajemy sobie pytanie, jakie siły tworzą i utrzymują państwo, dochodzimy do
wniosku, że można zawrzeć to w jednym zdaniu: zdolność i gotowość do poświęceń
poszczególnych jednostek. To, że te cnoty nie mają nic wspólnego z gospodarką,
jest
oczywiste z tego prostego powodu, że człowiek nigdy nie poświęca się dla celów
gospodarczych, to znaczy że nie umiera dla gospodarki, ale za ideę. Nic nie
wyróżnia
bardziej psychologicznej przewagi Anglików w gotowości do poświęcenia się
narodowym
ideałom niż motywacja do podjęcia walki. Gdy walczyliśmy o chleb, Anglia
walczyła o "
wolność" - ale nie o własną, lecz mniejszych narodów. W Niemczech wyśmiewano się
z tej
bezczelności i złoszczono na nią udowadniając w ten sposób, jak bezmyślna i
głupia była
przed wojną tak zwana niemiecka dyplomacja. Nie mieliśmy najmniejszego pojęcia o
istocie
sił, które prowadzą ludzi z własnej woli na śmierć.
Tak długo, jak Niemcy byli w 1914 roku przekonani, że walczą o ideały, robili to
z
zapałem, ale gdy stało się jasne, że walczą po prostu o chleb - byliby
zadowoleni
zaprzestając walki.
Nasi inteligentni mężowie stanu dziwili się bardzo tej zmianie.
Przed wojną wierzono, że Niemcy potrafią pokojowymi metodami, polityką handlową
i
kolonizacyjną otworzyć sobie świat albo go zdobyć. Był to klasyczny przykład na
to, że
prawdziwe cnoty, które tworzą i podtrzymują państwo - siła woli i determinacja
dokonania
wielkich rzeczy - całkowicie przepadły. Rychłym rezultatem tego była wojna
światowa ze
wszystkimi jej konsekwencjami.
Zacząłem studiować ustawodawstwo Bismarcka. stopniowo zyskiwałem przekonanie
o jego fundamentalnych podstawach, tak wielkich, że od tego czasu nie musiałem
już nigdy
myśleć o zmianie moich zapatrywań na to zagadnienie. Podjąłem także gruntowne
badania
stosunków między marksizmem a judaizmem.
W latach 1913-1914 zacząłem wyrażać w różnych kręgach moje przekonania, które
obecnie stanowią część doktryny ruchu narodowosocjalistycznego, a mianowicie, że
przyszłym problemem dla narodu niemieckiego będzie zniszczenie marksizmu.
Wewnętrzny upadek narodu niemieckiego zaczął się dużo wcześniej, ale jak to
często bywa, ludzie nie zdawali sobie sprawy z tego. Czasem traktowali to
zjawisko jako
chorobę, ale na ogół błędnie pojmowali jej przyczyny. Ponieważ nikt tego nie
chciał wiedzieć,
walka przeciwko marksizmowi nie miała większego znaczenia niż bezsensowne
gadulstwo.
ROZDZIAŁ V
Wojna światowa
W mojej młodości nic nie martwiło mnie tak bardzo jak to, że urodziłem się w
czasie,
w którym rzeczą oczywistą było, iż jedynymi ludźmi zasługującymi na szacunek są
kupcy i
urzędnicy państwowi. Fale zajść politycznych tak się układały, że przyszłość
wydawała się
należeć do "pokojowego współzawodnictwa między narodami", to jest do spokojnego,
wzajemnego oszukiwania się poprzez wyłączenie metody gwałtu. Różne państwa
okazały
zainteresowanie tymi działaniami: odbierały sobie nawzajem ziemie,
przechwytywały klientów
i kontrakty oraz szukały dla siebie korzyści na wszelkie możliwe sposoby. Ten
rozwój
wydarzeń wydawał się być permanentnym i za powszechną aprobatą miał
przekształcić
świat w jeden wielki dom handlowy będący pod kontrolą Żydów.
Dlaczego nie mogłem się urodzić sto lat wcześniej, gdzieś w czasach wojen
wyzwoleńczych, kiedy człowiek był jeszcze poza biznesem coś wart?
Kiedy wiadomość o zamordowaniu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda dotarła do
Monachium, byłem w domu i tylko niewyraźnie usłyszałem, jak to się stało.
Obawiałem się,
że kule padły z pistoletów niemieckich studentów, którzy zapragnęli uwolnić
niemiecki naród
od tego wewnętrznego wroga, prowadzącego politykę prosłowiańską. Łatwo mogłem
wyobrazić sobie, co by się działo: nowa fala prześladowań, którą byłoby łatwo
wyjaśnić i
"usprawiedliwić" przed całym światem. Ale kiedy usłyszałem nazwiska domniemanych
przestępców i kiedy zostali oni rozpoznani jako Serbowie, poczułem lekkie
przerażenie na
myśl o zemście tajemniczego przeznaczenia.
Największy przyjaciel Słowian stał się ofiarą słowiańskich fanatyków.
Wiedeński rząd spotkała niesprawiedliwość - został zasypany zarzutami
dotyczącymi
formy i treści postawionego przez niego ultimatum. Żadna siła na świecie nie
mogłaby
inaczej postąpić w podobnej sytuacji. Na południowej granicy Austria miała
śmiertelnego
wroga, który w coraz to krótszych odstępach czasu rzucał monarchii wyzwanie, aby
w
odpowiednim momencie spowodować upadek imperium. Istniała uzasadniona obawa, że
stanie się to zaraz po śmierci cesarza. Gdyby to nastąpiło, monarchia nie byłaby
w stanie
dłużej stawiać oporu. W ostatnich latach państwo było uzależnione od Franciszka
Józefa tak
bardzo, że jego śmierć w oczach społeczeństwa była równoznaczna ze śmiercią
samego
państwa.
Tak, to był naprawdę niesprawiedliwy zarzut wobec wiedeńskiego rządu, że
zmierzał
do wojny, której jeszcze wówczas można było uniknąć. Wojna była jednak
nieunikniona.
Można było jedynie odroczyć ją na rok, może dwa lata. Ale przekleństwem zarówno
niemieckiej,
jak i austriackiej dyplomacji było to, że zawsze usiłowały one przesunąć w
czasie
nieunikniony dzień rozrachunku, dopóki nie zostały zmuszone do uderzenia, i to w
nieszczęśliwą godzinę. Możemy być pewni, że dalsze próby ratowania pokoju
doprowadziłyby do wybuchu wojny w jeszcze gorszym momencie.
Od wielu lat socjaldemokracja agitowała w Niemczech za wojną przeciw Rosji,
podczas gdy centrum, z pobudek religijnych, kierowało politykę niemiecką głównie
na Austro-
Węgry. Teraz trzeba ponieść konsekwencje tego błędu. To, co się stało, musiało
się stać i
żadne okoliczności nie mogły tego odmienić. Wina niemieckiego rządu tkwiła w
fakcie, że dla
utrzymania pokoju spóźnił się z działaniem i podjął je w nieodpowiednim
momencie,
angażując się w układy pokojowe na świecie, w wyniku czego stał się
ofiarą Światowej
koalicji, sprzeciwiającej się podtrzymywaniu pokoju na świecie i z determinacją
zmierzającej
ku wojnie. Wybuchła wojna o wolność, większa niż świat kiedykolwiek widział.
Zaledwie doszła do Monachium wiadomość o zamachu, natychmiast dwie myśli
zaprzątnęły mój umysł pierwsza, że wojna była absolutnie nieunikniona, i druga,
że państwo
habsburskie będzie zmuszone pozostać wierne swoim sojusznikom, gdyż najbardziej
obawiałem się ewentualności, że pewnego dnia Niemcy właśnie z powodu tego
sojusznika
popadną w konflikt, którego przyczyną może być Austria i że to austriackie
państwo z
powodów polityki wewnętrznej nie okaże pomocy swoim sprzymierzeńcom. To stare
państwo
musiało walczyć, czy tego chciało, czy nie.
Mój stosunek do tego konfliktu był prosty i jasny. Według mnie, to nie Austria
walczyła
o uzyskanie zadośćuczynienia ze strony Serbów, ale Niemcy walczyły o
przetrwanie, naród
niemiecki walczył o swoje "być albo nie być", o swoją wolność. Należało pójść
śladami
Bismarcka; młode Niemcy muszą znowu bronić tego, za co ojcowie walczyli
heroicznie od
Weisenbergu do Sedanu i Paryża. Ale jeżeli walka byłaby zwycięska, nasz naród
dzięki swej
sile znów znalazłby się między narodami, a wtedy niemiecka Rzesza stałaby się
potężnym
strażnikiem pokoju, bez konieczności pozbawiania swoich dzieci chleba, z powodu
tego
pokoju.
Trzeciego sierpnia wniosłem podanie do Jego Królewskiej Mości - Ludwika III o
pozwolenie podjęcia służby w bawarskim pułku. Z pewnością w tych dniach biuro
rządu
miało pełne ręce roboty, więc tym większa była moja radość, że jeszcze tego
samego dnia
moja prośba została pomyślnie rozpatrzona.
Zaczął się teraz dla mnie, tak jak dla każdego Niemca, największy i najbardziej
pamiętny okres mojego życia. W porównaniu z wypadkami tej wielkiej wojny, cała
przeszłość
poszła w niepamięć. Z dumą i smutkiem myślę o tych dniach i wracam do pierwszych
dni
naszej bohaterskiej, narodowej walki, w której łaskawy los pozwolił mi wziąć
udział.
I tak to szło z roku na rok; przerażenie zastąpił romantyzm walki. Zapał
stopniowo
opadał, radość tonęła w agonii śmierci. Przyszedł czas, gdy każdy musiał toczyć
walkę
między instynktem samozachowawczym a poczuciem obowiązku. Ta walka zakończyła
się u
mnie zimą 1915-1916 roku. W końcu zwyciężyła we mnie wola walki. W pierwszych
dniach
byłem gotów atakować z okrzykami radości i śmiechem, teraz byłem spokojny i
stanowczy.
Młody ochotnik przemienił się w doświadczonego żołnierza. Taka zmiana nastąpiła
w
całej armii. Ciągła walka hartowała albo powalała każdego, kto nie był w stanie
przetrzymać
uderzenia.
Dopiero wtedy można było oceniać armię. Po dwóch, trzech latach nieustannej
walki
z przeciwnikiem mającym przewagę liczebną i zbrojną, doznając głodu i
niedostatku
nadszedł czas, by ocenić wartość tej armii.
Nawet po upływie tysięcy lat nikt nie powie o bohaterstwie, nie myśląc
jednocześnie o
niemieckiej armii w czasie wojny światowej. Z mgły przeszłości wyłoni się szara
stal hełmów,
pomnik nieśmiertelności. Jak długo żyć będą Niemcy, trwała będzie świadomość, że
ci ludzie
byli synami tego narodu.
W tamtych dniach nie interesowałem się polityką, ale musiałem wyrazić opinię na
temat pewnych zjawisk, które dotyczyły całego narodu, a szczególnie nas,
żołnierzy.
Ostatecznym i stałym celem marksizmu było zniszczenie wszystkich nie żydowskich
narodowych państw, toteż przywódcy tego ruchu patrzyli z niechęcią w tych
lipcowych
dniach 1914 roku, jak niemiecka klasa robotnicza budziła się i wstępowała coraz
szybciej, z
godziny na godzinę, do służby dla ojczyzny. W kilka dni mgła i oszustwo tej
podłej,
narodowej zdrady rozwiały się w powietrzu i banda żydowskich przywódców nagle
znalazła
się sama i opuszczona i nie pozostał nawet jeden ślad tej głupoty i szaleństwa,
które były
wpajane masom od sześćdziesięciu lat. Był to zły moment dla zdrajców niemieckiej
klasy
robotniczej. Jednak wkrótce przywódcy zrozumieli zagrażające im
niebezpieczeństwo,
pospiesznie naciągnęli czapkę-niewidkę kłamstw na uszy i bezczelnie udawali
poparcie dla
narodowego powstania.
Ale teraz nadszedł odpowiedni moment do zaatakowania całej tej zdradzieckiej
organizacji żydowskich trucicieli narodu. Teraz - ponieważ robotnicy niemieccy
odkryli na
nowo drogę do narodowości - rząd powinien zadbać o wykorzenienie bez litości
tych, którzy
agitowali przeciwko narodowi.
Gdy najlepsi ginęli na froncie, można było wytępić tych szkodników, którzy
pozostali.
Zamiast tego cesarz osobiście wyciągał rękę do starych kryminalistów, zapewnił
im
bezpieczeństwo i umożliwił utrzymanie ich organizacji.
Każdy światopogląd czy to natury religijnej, czy politycznej ma trudny do
określenia
początek i koniec. Nie wiadomo, kiedy jedna teoria się kończy, a zaczyna druga.
Mniej
walczy o zniszczenie przeciwnej teorii, bardziej o ustanowienie własnej. Walka
sprowadza
się raczej do ataku niż obrony. Już w wyznaczeniu swojego "celu uzyskuje
przewagę,
ponieważ zmierza do zwycięstwa własnej idei, podczas gdy trudno określić, kiedy
negatywny
cel zniszczenia wrogiej doktryny może być uznany za osiągnięty i bezpieczny.
Dlatego
Światopogląd lepiej można określić w planie, jest również silniejszy w ataku niż
obronie,
ponieważ ostateczne rozstrzygnięcie następuje nie w obronie, lecz w ataku
właśnie.
Każda próba zwalczania jakiegokolwiek Światopoglądu przy pomocy środków
przymusu ostatecznie źle się kończy, o ile walka nie przybrała form ataku w
popieraniu
nowej intelektualnej myśli. Gdy dwa Światopoglądy zmagają się ze sobą, zwycięży
ta siła,
która jest bardziej uparta i bezwzględna i spowoduje rozstrzygnięcie zbrojne dla
poparcia
swej intelektualnej koncepcji .
W 1914 roku walka przeciwko socjaldemokracji była rzeczywiście możliwa, ale brak
praktycznych środków budził obawy, jak długo mogłaby być prowadzona pomyślnie. W
tym
względzie istniała poważna luka.
Uważałem tak na długo przed wojną i z tego powodu nie mogłem podjąć decyzji o
wstąpieniu do jakiejkolwiek istniejącej wówczas partii, która musiałaby być
czymś więcej niż
partią "parlamentarną" i podjąć bezlitosną walkę przeciw socjaldemokracji.
Często rozmawiałem o tym z moimi bliskimi kolegami. To było wtedy, gdy pierwszy
raz uznałem za możliwą do spełnienia myśl, aby w przyszłości podjąć aktywną
działalność
polityczną. Z tego powodu często w wąskim gronie przyjaciół wyrażałem swoje
pragnienie
podjęcia po wojnie, obok mojego właściwego zawodu, pracy mówcy.
Sądzę, że już wówczas traktowałem to bardzo poważnie.
ROZDZIAŁ VI
Propaganda wojenna
W czasie, gdy z uwagą śledziłem wszelkie wydarzenia polityczne, zawsze bardzo
interesowała mnie sprawa propagandy. Widziałem w niej instrument opanowany z
mistrzowską zręcznością przez organizacje socjalistyczno-marksistowskie. Wkrótce
zrozumiałem, że właściwe posługiwanie się propagandą jest prawdziwą sztuką,
praktycznie
nie znaną partiom mieszczańskim. Jedynie ruch chrześcijańsko-socjalistyczny,
zwłaszcza za
czasów Luegera, stosował ten instrument bardzo umiejętnie i dzięki temu odniósł
wiele
sukcesów.
Czy u nas istnieje w ogóle jakaś propaganda?
Niestety! Mogę odpowiedzieć jedynie przecząco. Wszystko, co robiono w tym
kierunku, było tak niewłaściwe i błędne od samego początku, że nie nadawało się
do
niczego, czasami wręcz szkodziło.
Niewystarczające w formie, błędne psychologicznie powinno być efektem
systematycznego badania niemieckiej propagandy wojennej. Brakowało nawet
pewności,
czy propaganda jest środkiem, czy celem?
Propaganda jest środkiem i musi być oceniana z punktu widzenia celu, któremu ma
służyć. Musi być właściwie ukształtowana, aby pomagała w realizacji danego celu.
J es t
również oczywiste, że znaczenie tego celu może się różnić od ogólnie uznanego
punktu widzenia.
W czasie wojny walczono o cel najbardziej szlachetny i wzbudzający szacunek,
jaki
można sobie wyobrazić. Była nim wolność i niezależność naszego narodu,
zagwarantowanie
możliwości wyżywienia i narodowego honoru.
Co się tyczy kwestii humanitaryzmu, już Moltke powiedział, że podstawową sprawą
na wojnie jest szybkość jej zakończenia - a więc najsroższe metody
najskuteczniej prowadzą
do jej końca.
Propaganda w czasie wojny była środkiem prowadzącym do celu, którym była walka
o życie narodu niemieckiego - dlatego mogła być oparta wyłącznie na zasadach
stanowiących wartości dla tego celu. Najokrutniejsza broń była humanitarna,
jeżeli
prowadziła do szybkiego zwycięstwa, a więc w istocie to były jedyne metody,
które
zapewniały narodowi prawo do wolności.
Nie można było przyjąć innej postawy dotyczącej zagadnienia propagandy wojennej
w walce na śmierć i życie.
Cała propaganda powinna być narodowa i powinna zawierać taki poziom
intelektualny, aby była przyjmowana przez tych, do których jest adresowana. Tym
samym jej
duchowy zakres musi być szerszy, proporcjonalnie do ilości ludzi, których ma
objąć. Jeżeli
jednak propaganda ma na celu, jak w przypadku wojny, wpłynąć na cały naród,
wówczas
nigdy nie będzie dość ostrożności.
Zdolność przyjmowania przez masy treści politycznych jest bardzo ograniczona, a
możliwości zrozumienia ich niewielkie; z drugiej strony mają pewną zdolność
zapamiętywania. Dlatego skuteczna propaganda musi się ograniczać do niewielu
punktów,
które z kolei muszą być lansowane w formie sloganów tak długo, aż każdy
zrozumie, co
przez ten slogan chce się powiedzieć.
Na przykład podstawowym błędem było ośmieszanie wrogów, jak to czyniła
austriacka i niemiecka prasa humorystyczna. To było błędne, ponieważ rzeczywiste
zetknięcie się z wrogiem wywoływało zupełnie odmienne wrażenie i mściło się
później w
straszliwy sposób, gdyż żołnierz niemiecki pod wrażeniem oporu wroga czuł się
oszukany i
zamiast odczuwania zapału do walki pojawiało się załamanie.
Z drugiej strony brytyjska i amerykańska propaganda wojenna była psychologicznie
prawidłowa. Poprzez pokazywanie swoim żołnierzom Niemców jako barbarzyńców i
Hunów,
przygotowały ich do okropności wojny i pomagały uniknąć rozczarowań.
Najstraszniejsza
broń, którą później wobec nich użyto, była dla nich po prostu potwierdzeniem
informacji,
które już wcześniej otrzymali i ich wiara w prawdziwość rządowych zapewnień
jeszcze się
wzmacniała.
Dzięki temu brytyjski żołnierz nigdy nie czuł się oszukany, co w przypadku
Niemców
zdarzało się wiele razy, aż w końcu odrzucali jako kłamstwo.
Co na przykład możemy powiedzieć o plakacie reklamującym nowe mydło, jeżeli
przedstawia także inne mydła jako dobre?
Podstawowym błędem było szukanie winnego tej wojny, sugerowanie, że nie tylko
Niemcy ponoszą odpowiedzialność za wybuch tej katastrofy; właściwą rzeczą byłoby
uznanie winy wroga, nawet gdyby to nie było prawdą, jak to w rzeczywistości
miało miejsce.
Przeważająca większość ludzi jest tak sfeminizowana, że ich myśli i czyny są
kierowane bardziej przez uczucia i sentymenty niż racjonalne przesłanki.
To stwierdzenie nie jest skomplikowane, jest bardzo proste i logiczne. Nie ma
dużych
różnic między miłością i nienawiścią, prawdą i kłamstwem, nigdy jednak nie
powinno istnieć
równocześnie jedno i drugie.
Z prawdziwą genialnością zrozumiała to propaganda brytyjska. W Anglii nie
używano
połowicznych stwierdzeń, które mogłyby wywoływać wątpliwości.
Zmiana metod nie powinna zmieniać istoty tego, do czego propaganda dąży i jej
ogólny sens musi być taki sam na końcu, jak na początku.
ROZDZIAŁ VII
Rewolucja
W lecie 1915 roku wrogowie zaczęli zrzucać na nas z powietrza ulotki.
Ich treść mimo różnic w formie prawie zawsze była taka sama: nędza w Niemczech
staje się coraz większa, wojna nigdy się nie skończy, a nadzieje na wygranie są
coraz
mniejsze. Naród w ojczyźnie tęskni za pokojem, ale zarówno "militaryzm" jak i
Kaiser nie
pozwalają na to. Cały świat - dobrze o tym wiedząc - nie prowadzi wojny
przeciwko narodowi
niemieckiemu, lecz wyłącznie przeciwko człowiekowi, który sam ponosi
odpowiedzialność -
przeciwko cesarzowi. Dlatego wojny nie zakończy się, aż ten wróg pokoju nie
ustąpi. Liberalne
i demokratyczne narody po zakończeniu wojny przyjmą naród niemiecki do związku
światowego pokoju, którego gwarantem będzie zniszczenie "pruskiego militaryzmu".
Większość ludzi po prostu śmiała się z tych pokus.
Jednak na jeden punkt tego rodzaju propagandy należało zwrócić uwagę. Na
każdym odcinku frontu, gdzie znajdowali się Bawarczycy, zniechęcano ich do Prus
zapewniając, że tylko Prusy były winne wojnie, że alianci nie czują absolutnie
żadnej
wrogości, zwłaszcza do Bawarczyków, nie można jednak pomóc im tak długo, jak
długo
służyć będą pruskiemu militaryzmowi i za nich " wyciągać z ognia kasztany".
Już w 1915 roku ten sposób przekonywania zaczął dawać wyraźnie rezultaty. Wśród
żołnierzy wzrastała niechęć do Prus. Była ona całkiem widoczna, ale władze nawet
raz nie
przeciwstawiły się temu.
W 1916 roku nie było już potrzeby rozrzucania przez wroga ulotek z powietrza,
ponieważ podobny, bezpośredni wpływ na żołnierzy miały listy pełne skarg,
przychodzące z
domu na front. Głupie listy pisane przez Niemki kosztowały życie setek tysięcy
mężczyzn w
najbliższym czasie.
To było już szkodliwe zjawisko. Przeklinano front, gderano i okazywano
niezadowolenie i rozgoryczenie - czasami słuszne. Podczas gdy żołnierze
głodowali i
cierpieli, ich rodziny siedziały w domach w ubóstwie, a równocześnie inni
posiadali więcej niż
było im to potrzebne i hulali. Nawet na froncie nie wszystko było w tym
względzie jak należy.
Kryzys szybko wzrastał, ale to były sprawy "domowe". Ten sam człowiek, który
gderał
i narzekał, w kilka minut później w milczeniu wykonywał swe obowiązki, jakby to
było
zupełnie naturalne. Ci, którzy jeszcze przed chwilą dawali upust rozgoryczeniu,
teraz zajmowali
miejsca w okopach, jakby los Niemiec zależał od tych kilkuset metrów dziur
pełnych
błota. To była stara, wciąż wspaniała, armia bohaterów.
W październiku 1916 roku zostałem ranny, ale szczęśliwie przeniesiony na tyły i
przetransportowany do Niemiec kolejowym ambulansem. Minęły dwa lata, odkąd
ostatni raz
widziałem swoją ojczyznę. W takich okolicznościach dostałem się do szpitala w
pobliżu Berlina.
Co za zmiana!
Niestety, także pod innym względem był to zupełnie nowy świat. Duch armii
frontowej
był tu niewidoczny. Po raz pierwszy spotkałem się z czymś, co było
niedopuszczalne na
froncie - chwalenie się własnym tchórzostwem.
Gdy tylko mogłem znów chodzić, otrzymałem pozwolenie na wyjazd do Berlina.
Wszędzie widoczna była nędza. Milionowe miasto głodowało, rozgoryczenie było
ogromne.
W wielu domach, które odwiedzali żołnierze, panował ten sam nastrój, co w
szpitalu. Można
było odnieść wrażenie, że te typy celowo szukały takich miejsc, aby popisywać
się swoimi
poglądami.
W Monachium warunki były dużo gorsze. Po wyleczeniu i zwolnieniu ze szpitala
wysłano mnie do batalionu rezerwy. Z trudnością rozpoznawałem to miasto. Gniew,
rozgoryczenie i przekleństwa, gdziekolwiek poszedłem. Żołnierze powracający z
frontu mieli
pewne dziwactwa wynikające z ich służby, zupełnie niezrozumiałe dla dowódców
jednostek
rezerwowych, ale były oczywiste dla oficerów, którzy dopiero co powrócili z
frontu. Szacunek
dla nich był zupełnie inny, niż dla oficerów pozostających na tyłach. Poza tymi
wyjątkami
nastrój ogólnie był kiepski. Unikanie służby wojskowej uznawano za oznakę
wyższej
inteligencji, poświęcenie obowiązkom - za oznakę słabości i ograniczoności
umysłu.
Kancelarie były pełne Żydów. Prawie każdy urzędnik był Żydem, prawie każdy Żyd -
urzędnikiem.
Byłem zdumiony tą masą kombatantów wybranego narodu i nie mogłem się
powstrzymać od porównania ich z niewielką ilością na froncie.
Jeszcze gorzej wyglądało to w gospodarce. Tutaj naród żydowski stał się
faktycznie
"niezastąpiony"
Strajk zaopatrzenia końcem 1917 roku nie dał spodziewanych rezultatów, załamał
się
zbyt szybko z powodu braku amunicji i skazał armię na klęskę. Ale jakże wielkie
były
moralne krzywdy, które wyrządził!
Po pierwsze, o co walczyła armia, jeżeli nawet naród nie chciał zwycięstwa? Dla
kogo
były te niesamowite ofiary i wyrzeczenia? Żołnierz musi walczyć o zwycięstwo, a
w ojczyźnie
strajk przeciwko niemu! Po drugie, jaki to miało wpływ na wroga?
W zimie 1917-1918 roku Ciemne chmury pokryły horyzont świata aliantów.
Zniknęły wszelkie nadzieje związane z Rosją. Sojusznik, który złożył największe
krwawe ofiary na ołtarzu wspólnych interesów, był u kresu sił i leżał zdany na
łaskę silnego
napastnika. Strach i obawa wkradały się w serca żołnierzy, do tej pory ślepo
wierzących w
zwycięstwo. Obawiano się nadchodzącej wiosny. Jeżeli do tej pory nie udało się
pokonać
Niemców, chociaż mogli tylko część swoich sił umieścić na froncie zachodnim, to
jak teraz
mogli liczyć na zwycięstwo, gdy cała siła tego potężnego państwa bohaterów
zjednoczyła się
do ataku przeciwko Zachodowi?
W chwili, gdy niemieckie dywizje otrzymały ostatnie rozkazy przed wielkim
atakiem,
wybuchł w Niemczech strajk generalny. Świat osłupiał!
Brytyjska, francuska i amerykańska prasa zaczęły siać przekonanie w sercach
swych
czytelników o wybuchu rewolucji w Niemczech równocześnie używając nadzwyczajnej
inteligentnej propagandy do pobudzania swoich wojsk na froncie.
Niemcy w przededniu rewolucji! Nieuniknione zwycięstwo aliantów! To było
najlepsze
lekarstwo, by postawić na nogi chwiejącego się Tommy lub Poilu.
To wszystko było rezultatem strajku zaopatrzeniowego. Przywrócił on wiarę w
zwycięstwo wrogim narodom - w konsekwencji tysiące niemieckich żołnierzy
zapłaciło za to
krwią. Inicjatorem tego haniebnego strajku byli ci, którzy spodziewali się
otrzymać najlepsze
posady w zrewolucjonizowanych Niemczech.
Miałem szczęście brać udział w pierwszych dwóch i ostatniej ofensywie. Zrobiły
one
na mnie największe wrażenie, jakiego kiedykolwiek doznałem w życiu, największe,
ponieważ
w ostatnim czasie wojna straciła defensywny charakter i stała się ofensywna, jak
w 1914
roku.
W środku lata 191 8 roku na froncie nie było czym oddychać. W ojczyźnie trwały
spory. O co? W różnych jednostkach armii słyszało się różne pogłoski. Wydawało
się, że
wojna znowu jest beznadziejna i tylko głupcy mogli sądzić, że możemy wygrać.
Nie było narodu, tylko kapitaliści i monarcha byli zainteresowani tym stanem
rzeczy.
Były wiadomości z ojczyzny i dyskusje na froncie.
Z początku front zareagował na to bardzo słabo. Cóż znaczyło dla nas prawo
głosowania? Czy to było to, o co walczyliśmy od czterech lat? Na froncie
niewiele uwagi
zwracano na nowe cele wojenne panów: Eberta, Scheidemanna, Bartha, Liebknechta,
etc.
Niezrozumiałe było, dlaczego ci, którzy uchylali się od służby, mieli prawo
przypisywać sobie
kontrolę państwa nad armią.
Moje własne polityczne wyobrażenia były stałe. Nienawidziłem od początku tego
całego gangu partyjnych najemników, którzy zdradzali naród. Widziałem jasno, że
ta banda
nie myślała naprawdę o dobru narodu, ale o napełnianiu swoich własnych brzuchów.
A tym,
że była gotowa poświęcić dla tego celu cały naród i dopuścić do upadku Niemiec,
jeżeli to
było dla niej korzystne, zasłużyła sobie na powieszenie na moich oczach. Czynić
zadość ich
życzeniom oznaczało poświęcić interesy klasy pracującej dla korzyści złodziei. W
ten sam
sposób wciąż jeszcze myślała większa część armii.
W sierpniu i wrześniu zaczęły się uwidaczniać coraz częściej oznaki rozkładu,
chociaż efektów ataku wroga nie można było porównywać z przerażeniem naszych
oddziałów
bojowych. W porównaniu z nimi bitwy nad Sommą i we Flandrii były wspomnieniem
przerażającej przeszłości.
Końcem września moja dywizja po raz trzeci zajęła pozycję, którą mój regiment
szturmował, gdy byliśmy jeszcze młodymi ochotnikami. Co za wspomnienia?
Teraz, jesienią 1918 roku, ludzie byli zupełnie inni, często odbywały się w
oddziałach
dyskusje polityczne. Trucizna z ojczyzny zaczęła działać i tu, tak ja wszędzie.
Młodzi
rezerwiści zupełnie zawiedli. Przybywali prosto z ojczyzny.
W nocy z trzynastego na czternastego października Brytyjczycy zaatakowali gazem
trującym na froncie południowym przed Ypres. Wieczorem trzynastego października
byliśmy
wciąż na wzgórzu, na południe od Werwik, gdy znaleźliśmy się pod huraganowym
ogniem
trwającym kilkanaście godzin, kontynuowanym z różnym natężeniem przez całą noc.
Około
północy znaczna część nas odpadła - niektórzy na zawsze. Nad ranem poczułem ból,
który
narastał z każdym kwadransem, a około siódmej chwiejąc się na nogach, z piekącym
bólem
w oczach szedłem z ostatnim meldunkiem na tej wojnie.
Po kilku godzinach moje oczy zmieniły się w rozżarzone węgle i wszystko wokół
mnie
ogarnęła ciemność. Zostałem wysłany do szpitala w Pasewalk na Pomorzu i tam też
szerzyłem rewolucję.
Ciągle nadchodziły złe wieści z marynarki wojennej, w której podobno panował
ferment, ale nie sądziłem, aby obejmował większą liczbę ludzi, przypisywałem to
raczej
chorej wyobraźni kilku młodych. W szpitalu wszyscy rozmawiali o zakończeniu
wojny, mieli
nadzieję, że szybko nadejdzie, ale nikt nie wyobrażał sobie, że nastąpi to
natychmiast. Nie
byłem w stanie czytać gazet.
Napięcie wzrosło w listopadzie. Pewnego dnia nagle i niespodziewanie nadeszła
katastrofa. Na ciężarówkach przybyli marynarze nawołujący do buntu. Przywódcami
tej walki
o " wolność, piękno i godność" naszego narodu było kilku młodych Żydów. Żaden z
nich
nigdy nie był na froncie.
Następne dni były najgorszymi w moim życiu. Pogłoski stawały się coraz bardziej
wiarygodne. To, co wydawało mi się lokalną sprawą, było najwyraźniej powszechną
rewolucją. Na domiar złego jeszcze z frontu nadchodziły rozpaczliwe wieści.
Chciano
kapitulować. Tak. Czy to było możliwe?
Dziesiątego listopada przyszedł do szpitala na krótką rozmowę stary pastor; od
niego
dowiedzieliśmy się wszystkiego.
Czułem się głęboko przejęty. Ten stary, dobry człowiek drżał, jak się wydawało,
gdy
mówił nam, że Hohenzolernowie nie będą dłużej nosić korony niemieckiego imperium
i że
ojczyzna stanie się republiką. Więc wszystko było na próżno. Wszystkie ofiary i
cała nędza,
głód i pragnienie przez nie kończące się miesiące poszły na marne, na próżno
były wszystkie
godziny, które spędziliśmy na wypełnianiu obowiązków, ogarnięci strachem przed
śmiercią,
na darmo śmierć dwóch milionów ludzi.
A nasz kraj?
Czy była to jedyna ofiara, którą musieliśmy ponieść? Czy w przeszłości Niemcy
były
mniej warte niż sądziliśmy? Czy nie miały zobowiązań wobec własnej historii? Czy
nie
byliśmy warci chodzenia w glorii przeszłości? W jakim świetle to zdarzenie
będzie
przedstawiane przyszłym pokoleniom?
Marni, zdeprawowani kryminaliści.
Im bardziej próbowałem uzyskać jasne spojrzenie na te nadzwyczajne wypadki, tym
bardziej było mi wstyd. Czym był ten cały ból oczu w porównaniu z takim
nieszczęściem?
To były okropne dni i jeszcze gorsze noce. wiedziałem, że wszystko zostało
stracone.
Moja nienawiść do organizatorów tych wydarzeń ciągle wzrastała.
Cesarz Wilhelm był pierwszym cesarzem Niemiec, który podał przyjazną dłoń
marksistowskim przywódcom, mało dbając o to, że są to łotry bez honoru.
Z Żydami nie ma żadnych porozumień - jest po prostu "to albo to".
Postanowiłem zostać politykiem.
ROZDZIAŁ VIII
Początki mojej działalności politycznej
Z końcem listopada 191 8 roku wróciłem do Monachium. Ponownie wstąpiłem do
mojego regimentu, który znajdował się w rękach rad żołnierskich. Cała ta sprawa
była dla
mnie odpychająca, postanowiłem więc go opuścić tak szybko, jak to tylko było
możliwe. W
towarzystwie mojego wiernego kolegi z wojny, Emsta Schmidta, przybyłem do
Traunstein i
pozostałem tam aż do rozwiązania obozu.
W marcu 1919 roku powróciłem do Monachium. Sytuacja była nie do wytrzymania i
zmierzała ku dalszemu rozprzestrzenianiu się rewolucji. Śmierć Eisnera tylko
przyśpieszyła
jej rozwój i doprowadziła w końcu do dyktatury rad, lepiej powiedzieć, do
uzyskania przez
Żydów przejściowej kontroli, która była celem i ideą tych, co dali początek
rewolucji. W tym
okresie przez moją głowę przebiegały nie kończące się plany.
W trakcie tej nowej rewolucji swoim postępowaniem ściągnąłem na siebie wrogość
Centralnej Rady. Dwudziestego siódmego marca 1919 roku usiłowano mnie
aresztować, ale
gdy skierowałem swój karabin przeciwko oprawcom, ci trzej młodzieńcy stracili
odwagę i
wrócili, skąd przyszli.
Kilka dni po oswobodzeniu Monachium wezwano mnie przed komisję i skierowano do
Drugiego Regimentu Piechoty. To był mój pierwszy kontakt z bardziej lub mniej
czystą
polityką.
Kilka tygodni później otrzymałem rozkaz wzięcia udziału w kursie dla członków
sił
obrony. Jego celem było zapoznanie żołnierzy z zasadami obowiązującymi obywateli
państwa. Wartość kursu brała się z faktu, że przez okres jego trwania poznałem
kolegów,
którzy myśleli tak jak ja i z którymi mogłem dyskutować na temat aktualnej
sytuacji. Byliśmy
wszyscy mniej lub bardziej przekonani, że Niemcy nie będą w stanie się podnieść
z ruiny,
która im coraz bardziej zagrażała. Uważaliśmy, że członkowie partii centrum i
socjaldemokracji,
a także związanych z nimi grup mieszczańsko-narodowych nigdy, nawet z
najlepszą wolą, nie będą w stanie naprawić szkody, którą sami wyrządzili
zbrodnią
listopadową.
W naszym małym kręgu dyskutowaliśmy o powstaniu nowej partii.
Podstawowe zasady, które rozważaliśmy, były później realizowane przez nas w
Niemieckiej Partii Robotniczej. Nazwa tego nowego ruchu wskazywała początkowy
kierunek
penetracji szerokich mas, ponieważ gdyby zabrakło tej jakości, cała praca
mogłaby się okazać
bezcelowa i zbędna. Tak więc nazwaliśmy ją partią socjalrewolucyjną, gdyż idee
socjalne tej nowej organizacji łączyły się z rewolucją.
Była także głębsza przyczyna. Cała uwaga, jaką poświęcałem problemom
gospodarczym we wcześniejszym okresie mego życia, skupiała się mniej lub więcej
na
uboczu problemów socjalnych. Dopiero później rozszerzyłem te granice w wyniku
moich
rozważań na temat niemieckiej polityki koalicyjnej. Ta ostatnia była w
przeważającej części
rezultatem błędnej oceny gospodarki i nieokreślonych zasad wyżywienia w
przyszłości
narodu niemieckiego. Te idee oparte były na twierdzeniu, że w każdym wypadku
kapitał jest
po prostu wynikiem pracy, a poza tym stanowi - jak sama praca - podstawę korekty
wszystkich czynników, które mają zarówno rozwijać, jak i ograniczać ludzką
działalność. W
tym tkwi narodowe znaczenie kapitału, iż jest całkowicie zależny od wielkości,
wolności i siły
państwa, to jest narodu: związek ten powoduje, że kapitał dążąc do utrzymania
się i rozwoju
popiera jednocześnie państwo i naród. To wzajemne powiązanie kapitału z
niezależnym
państwem zobowiązuje to ostatnie do uczynienia narodu wolnym i silnym.
W ten sposób obowiązek państwa względem kapitału jest stosunkowo prosty i jasny.
Po prostu musi ono widzieć, że kapitał pozostaje w służbie państwa i nie otrzyma
kontroli ze
strony narodu. Zajmując takie stanowisko, państwo mogłoby ograniczyć się do
dwóch celów:
z jednej strony utrzymania wydajności narodowej i niezależności administracji, a
z drugiej -
zabezpieczenia socjalnych praw robotników.
Natychmiast po wysłuchaniu pierwszego wykładu Federa w moim mózgu zaświtała
myśl, że wreszcie odkryłem drogę do jednej z podstawowych zasad, na której może
być
stworzona nowa partia.
Szybko zrozumiałem, że to było zagadnienie teoretycznej prawdy o ogromnej
ważności dla przyszłości narodu niemieckiego. Ostre odróżnienie giełdowego
kapitału od
finansów narodu dawało możliwość przeciwstawienia się umiędzynarodowieniu
niemieckiej
administracji finansowej, bez zagrożenia podstaw narodowej egzystencji w walce
przeciwko
kapitałowi.
Rozwój Niemiec był dla mnie zbyt oczywisty, abym nie był świadomy, że najcięższa
walka nie będzie toczona przeciwko wrogim narodom, ale przeciwko
międzynarodowemu
kapitałowi.
Wykład Federa wyposażył mnie w doskonały okrzyk bojowy, przydatny w
nadchodzącej walce. Ten przypadek, jak również późniejsze wydarzenia, udowodnił,
jak
poprawne były nasze odczucia w tym okresie. Nie będziemy dłużej wyszydzani przez
naszych głupich, burżuazyjnych polityków. Nawet oni teraz rozumieją, jeśli nie
kłamią, że
międzynarodowy kapitał był nie tylko największym agitatorem wojny, ale nawet
teraz, gdy
wojna się skończyła, nie szczędzi niczego, by przemienić pokój w piekło.
Dla mnie i dla wszystkich prawdziwych narodowych socjalistów istnieje tylko
jedna
doktryna: naród i ojczyzna.
Tym, o co musimy walczyć, są bezpieczeństwo istnienia i rozwoju naszej rasy i
narodu, wyżywienie jego dzieci i zachowanie czystości krwi, wolność i
niezależność
ojczyzny, a wtedy nasz naród będzie mógł dojrzeć do wypełnienia misji nałożonej
na niego
przez Stwórcę Wszechświata. Zacząłem uczyć się na nowo i dopiero teraz
prawidłowo
zrozumiałem nauki i zamiary Żyda - Karola Marksa. Dopiero teraz właściwie
odczytałem jego
"Kapitał", tak samo, jak i walkę socjaldemokracji przeciwko gospodarce narodu i
to, że jego
celem jest przygotowanie podstaw dominacji prawdziwie międzynarodowego kapitału,
finansjery i giełdy.
Z drugiej strony dało to wielkie rezultaty. Pewnego dnia zgłosiłem intencję
zabrania
głosu w dyskusji. Jeden z uczestników myślał, że złamie lancę wymierzoną w Żydów
i zaczął
bronić ich w długich wywodach. To pobudziło mnie do przeciwstawienia się.
Przytłaczająca
większość obecnych stanęła po mojej stronie.
Rezultatem tego - jakkolwiek kilka dni "później było wydanie mi rozkazu
wstąpienia do
monachijskiego regimentu na stanowisko instruktora.
Dyscyplina wojenna w tym czasie była raczej słaba. Było to następstwem okresu
rad
żołnierskich.
Teraz mogłem przypisać sobie sukces: w trakcie moich przemówień setki - mało
tego
- tysiące kolegów zdołałem przywrócić narodowi i ojczyźnie. "Unarodowiłem" oddziały
wojskowe i mogłem w ten sposób przyczynić się do wzmocnienia dyscypliny.
Ponadto poznałem wielu kolegów, którzy myśleli tak jak ja, którzy wspólnie ze
mną
wykładali podstawy nowego ruchu.
ROZDZIAŁ IX
Niemiecka Partia Robotnicza
Pewnego dnia otrzymałem rozkaz z kwatery głównej, aby pójść i dowiedzieć się, co
się dzieje w organizacji politycznej pod nazwą Niemiecka Partia Robotnicza,
która miała
odbyć spotkanie w czasie kilku następnych dni. Miał na nim przemawiać Gottfried
Feder.
Miałem pójść na spotkanie i przyjrzeć się ludziom, a następnie złożyć raport.
Ciekawość partii politycznych odczuwana w armii była więcej niż zrozumiała.
Rewolucja dała żołnierzom prawo aktywności politycznej, a przede wszystkim,
nawet
najbardziej niedoświadczonym, możliwość robienia z niej pełnego użytku. Tak było
do chwili,
aż partie centrum i socjaldemokratyczna zdały sobie sprawę, że żołnierze
zaczynają
odwracać się od partii rewolucyjnych i kierują się ku ruchowi narodowemu i
odrodzeniu
państwa. Widziały w tym pretekst do odebrania armii prawa wyborczego i zakazania
jej
udziału w życiu politycznym.
Mieszczaństwo, które cierpiało z powodu starczej słabości, myślało z całą
powagą, że
armia wróci do swojego poprzedniego stanu, tj. będzie po prostu częścią sił
obronnych
Niemiec, podczas gdy ideą centrum i marksistów było usunięcie niebezpiecznego,
zatrutego
zęba nacjonalizmu, bez którego armia jest niczym innym jak policją, a nie siłą
militarną,
zdolną do oparcia się wrogowi.
Zdecydowałem się wziąć udział we wspomnianym spotkaniu partii, o której nic nie
wiedziałem.
Byłem zadowolony, gdy Feder skończył przemawiać. Widziałem wystarczająco wiele i
już przygotowywałem się do odejścia, gdy zatrzymała mnie informacja, że teraz
każdy
będzie mógł zabrać głos. Wydawało mi się, że nie zdarzy się nic godnego uwagi,
gdy nagle
jakiś "profesor" zaczął przemawiać. Miał wątpliwości do poprawności rozumowania
Federa -
nagle odwołał się do "podstawowych faktów" i zasugerował, że ta młoda partia
jest jedyną,
nadającą się do podjęcia walki o odseparowanie Bawarii od Prus. Ten człowiek
miał czelność
twierdzić, że gdyby to się stało, niemiecka Austria natychmiast połączyłaby się
z
Bawarią, a wówczas pokój dla Niemiec byłby o wiele pewniejszy i tym podobne
bzdury. Na to
musiałem odpowiedzieć i przedstawiłem temu gentlemanowi moje poglądy na ten
temat tak
skutecznie, że przewodniczący uciekł z budynku jak zmoczony pudel, jeszcze zanim
skończyłem.
W ciągu kilku dni myślałem często o tej sprawie i już chciałem odłożyć ją na
dobre,
gdy ku memu zdziwieniu otrzymałem po paru dniach kartkę pocztową z informacją,
że
przyjęto mnie na członka Niemieckiej Partii Pracy. Zaproszono mnie także do
wzięcia udziału
w zebraniu komitetu tej partii na następną środę.
Byłem więcej niż zaskoczony metodami zyskiwania członków i nie wiedziałem, czy
śmiać się, czy płakać. Nigdy nie wyobrażałem sobie wstąpienia do jakiejś już
istniejącej
partii. Chciałem sam założyć partię. Naprawdę, ten zamiar nigdy się u mnie nie
pojawił.
Kiedy już miałem wysłać odpowiedź do autora zaproszenia, zwyciężyła ciekawość i
postanowiłem udać się tam we wskazanym dniu, aby wyjaśnić ustnie kierujące mną
powody.
Nadeszła środa. Byłem zaskoczony, gdy powiedziano mi, że na spotkaniu ma być
osobiście przewodniczący tej partii na całą Rzeszę. Postanowiłem odroczyć na
chwilę moją
deklarację. Wreszcie pojawił się. Pozostałem, aby zobaczyć, co się wydarzy. W
każdym razie poznałem nazwiska
tych gentlemanów. Przewodniczącym organizacji w Rzeszy był pan Harrer,
przewodniczącym monachijskiej organizacji był Anton Drexler .
Po przeczytaniu protokołu ostatniego zebrania podziękowano lektorowi.
Następnie rozpoczęto przyjmowanie nowych członków, a to dotyczyło i mnie.
Zacząłem zadawać pytania. Poza kilkoma głównymi zasadami nie było niczego, ani
programu, ani ulotek, zupełnie nic nie wydrukowano. Było jedynie dużo wiary i
dobrych
intencji.
Nie było mi do śmiechu.
Wiedziałem dobrze, co ci ludzie czuli. Pragnęli nowego ruchu, który miał być
czymś
więcej niż partią w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Przede mną stanęło najtrudniejsze pytanie mego życia. Przystąpić do nich, czy
się
wstrzymać?
Wydawać by się mogło, że los mnie zaprasza. Nigdy nie chciałem wstępować do
jakiejkolwiek istniejącej wielkiej partii i wyjaśniłem dokładnie moje powody.
Według mnie było
korzystne, że ta śmieszna, mała grupa z garstką członków nie przekształciła się
w organizację,
ale oferowała jednostkom prawdziwe otwarcie się dla ich aktywności. To była
praca do wykonania, a im mniejszy był ruch, tym szybciej mógł uzyskać właściwy
kształt. W
ciąż było możliwe określenie jego charakteru, celu i metod, czego nie można
byłoby osiągnąć
w przypadku istnienia wielkich partii.
Im dłużej rozważałem to w moim umyśle, tym większego nabierałem przekonania, że
takie małe ruchy jak ten mogą łatwiej utorować sobie drogę do narodowego
odrodzenia, co
nigdy nie uda się parlamentarnym partiom politycznym, ponieważ trzymają się zbyt
kurczowo
przestarzałych koncepcji lub mają interes w popieraniu nowego reżimu. To, co
należało teraz
zrobić, to ogłosić nowy światopogląd, a nie nowe wybory.
Po dwóch dniach męczących rozmyślań ostatecznie podjąłem decyzję uczynienia
tego kroku. To był decydujący moment mojego życia. Odwrót nie był możliwy ani
celowy.
Oto jak stałem się członkiem Niemieckiej Partii Robotniczej i otrzymałem
tymczasową
legitymację członkowską noszącą numer siedem.
ROZDZIAŁ X
Przyczyny upadku imperium
Wielu ludzi uważa upadek Niemiec za zwykły rezultat powszechnego ubóstwa.
Prawie każdy jest osobiście przez nie dotknięty - doskonała przesłanka
zrozumienia
nieszczęścia przez każdą jednostkę. Ludzie nie wiążą upadku z politycznymi,
kulturalnymi i
moralnymi kwestiami. Brak im zarówno przeczucia, jak i zrozumienia tego faktu.
Nie ulega wątpliwości, że tak się dzieje z masami, ale fakt, że inteligenckie
kręgi
społeczeństwa uważają upadek przede wszystkim za "ekonomiczną katastrofę"
i myślą, że odrodzenie musi nadejść od strony ekonomicznej, jest jedną z
przyczyn tego, że
do tej pory żadna kuracja nie była możliwa. Ludzie nie rozumieją, że ekonomia
może stać
dopiero na drugim albo nawet na trzecim miejscu i że elementy etyczne i rasowe
muszą
mieć pierwszeństwo, abyśmy mogli zrozumieć przyczyny obecnego nieszczęścia i
dostrzec
środki i metody leczenia.
Najłatwiejszą do dostrzeżenia i dlatego najpowszechniej uznawaną przyczyną
naszych niepowodzeń i obecnego rozkładu jest przegrana wojna.
Prawdopodobnie jest wielu wierzących w te bzdury, ale chyba jest więcej tych, w
których ustach taki argument jest świadomym kłamstwem. To ostatnie dotyczy
wszystkich,
którzy tłoczą się wokół narodowego koryta.
Czy ci apostołowie światowego pojednania nie twierdzili, że klęska Niemiec po
prostu
nie zniszczyła militaryzmu? Że Niemcy będą się radować chwałą odrodzenia? Czy
cała ta
rewolucja nie była pełna frazesów, że rzekomo tylko dzięki niej niemożliwe było
zwycięstwo
Niemiec, ale sam naród niemiecki osiągnąłby w pełni zwycięstwo w ojczyźnie i
poza nią?
Czy nie było tak, wy kłamiące łajdaki?
Z pewnością charakterystyczną dla żydowskiej bezczelności twierdzono, że
militarna
klęska spowodowała upadek, gdy tymczasem centralny organ wszystkich zdrajców,
berlińska gazeta "Vorwarts" pisała, że tym razem niemiecki naród nie będzie
mógł przynieść
do ojczyzny sztandaru zwycięstwa! Czy to może być uważane za przyczynę naszego
upadku?
Odpowiedź na twierdzenie, że przyczyną tego stanu rzeczy jest klęska wojenna,
może być następująca:
Oczywiście, przegrana wojna miała straszliwy wpływ na los naszego kraju, ale to
nie
była przyczyna, ale skutek. Cała inteligencja i życzliwi ludzie dobrze wiedzą,
że
nieszczęśliwe zakończenie tej wojny prowadzonej na śmierć i życie musi prowadzić
do
straszliwych rezultatów, ale niestety by li także ludzie, których siła
rozumowania w pewnym
momencie opuściła, i tacy, którzy walczyli przeciwko tej prawdzie i zaprzeczali
jej, mimo iż
byli jej świadomi. Oni są faktycznie winni upadkowi, a nie przegrana wojna, jak
to teraz
utrzymują. Ponieważ przegrana wojna była właśnie rezultatem ich działania, a nie
złe
dowodzenie - jak teraz twierdzą. Wróg nie składał się z tchórzy, on bardzo
dobrze wiedział,
jak umierać. Od pierwszego dnia miał przewagę liczebną nad niemiecką armią i
cały świat na
usługach dla swojego uzbrojenia. Nie możemy także pominąć faktu, że niemieckie
zwycięstwa, które miały miejsce przez cztery lata zaciętych walk przeciwko
całemu światu,
zawdzięczamy, oprócz całego bohaterstwa żołnierzy, świetnej organizacji i
właściwemu
dowodzeniu. Organizacja i dowództwo niemieckiej armii były najlepszymi, jakie
świat
kiedykolwiek widział. Braki wynikały z potencjału ludzkiego.
Czy naprawdę są narody, które kiedykolwiek upadły wskutek przegranej wojny i
tylko
przez to? Odpowiedź może być krótka.
Tak jest zawsze, gdy militarną klęskę narodu spowodowało lenistwo, tchórzostwo,
brak charakteru i faktyczny brak wartości u części narodu. Jeśli tak nie jest,
militarna klęska
staje się bodźcem do większego odrodzenia w przyszłości, a nie grobem narodu.
Historia dostarcza niezliczonych przykładów potwierdzających prawidłowość tego
stwierdzenia.
Niemiecka klęska militarna nie była niestety niezasłużoną katastrofą, ale
zasłużoną
karą odwiecznego prawa zemsty. Na podwójną klęskę nie zasłużyliśmy.
Jeżeli front pozostawiony sobie naprawdę by zawiódł i jeżeli narodowa katastrofa
naprawdę spowodowana byłaby zaniedbaniem, naród niemiecki zaakceptowałby klęskę
w
zupełnie innym duchu. Zniósłby nieszczęścia, które nastąpiły, z zaciśniętymi
zębami albo
byłby przygnieciony smutkiem. Ich serca wypełniałaby wściekłość i furia
przeciwko
złośliwości losu lub przeciwko wrogowi, któremu przeznaczenie dało zwycięstwo.
Nie byłoby
ani radości, ani tańców, o tchórzostwie nie mówiono by z dumą, nikt by nie kpił
z walczących
oddziałów, a ich barw nie wrzucano by w błoto; ale ponad wszystko ten haniebny
stan rzeczy
nigdy nie upoważniłby brytyjskiego pułkownika Repinktona do pełnej pogardy
wypowiedzi:
"Co trzeci Niemiec jest zdrajcą".
Nie nastąpił militarny upadek, ale w konsekwencji seria chorobliwych zdarzeń i
upadek tych, którzy je spowodowali. Oni zarazili naród już w czasie pokoju.
Klęska była
pierwszą widoczną, katastrofalną oznaką moralnego zatrucia, osłabieniem
instynktu
samozachowawczego i doktryny, która już wiele lat wcześniej podkopywała
fundamenty
narodu i Rzeszy.
To było naturalne, że cała ta bezdennie zakłamana dusza żydostwa i walcząca
organizacja marksistowska, obciążały bezpośrednią odpowiedzialnością za klęskę
tego
człowieka, który próbował z nadludzką wolą i energią zapobiec przewidywanemu
nieszczęściu i zaoszczędzić narodowi okresu głębokiego bólu i upokorzenia.
Wskutek
obarczenia Ludendorfa winą za przegraną wojnę światową, wyrwano broń moralnej
sprawiedliwości z ręki tego jedynego przeciwnika zdrajców ojczyzny.
Możemy uważać za wielkie szczęście narodu niemieckiego, że okres pełzającej
choroby przeszedł do głowy i został zatrzymany nagle przez tę okropną
katastrofę, ponieważ
gdyby sprawy ułożyły się inaczej, naród popadłby w ruinę, może nieco wolniej,
ale równie
pewnie. Choroba stałaby się chroniczna, podczas gdy ta ostra postać choroby dała
przynajmniej jasny i rzeczywisty obraz znacznej ilości obserwatorów.
W długim okresie pokoju poprzedzającym wojnę pojawiły się pewne formy zła i jako
takie zostały rozpoznane, chociaż w praktyce nikt nie zwrócił uwagi z pewnymi
wyjątkami -
na przyczyny, które je wywołały. Tymi wyjątkami były zjawiska ekonomiczne, które
dotykały
przede wszystkim poszczególnych ludzi. Pojawiło się wiele oznak upadku, które
powinny
nakłaniać do poważniejszych przemyśleń.
Zdumiewający przyrost naturalny w Niemczech przed wojną wywołał problem
zapewnienia podstawowego wyżywienia, coraz bardziej widoczny w całej politycznej
i
ekonomicznej działalności. Ale niestety rządzący nie mogli zdecydować się na
jedyne
właściwe rozwiązanie, ponieważ wyobrażali sobie, że mogą osiągnąć ten cel
tańszymi
metodami. Wyrzeczenie się idei zdobywania nowych terytoriów i zastąpienie jej
szaleństwem
ekonomicznego podboju doprowadziło w końcu do nieograniczonej i szkodliwej
industrializacji.
Pierwszym i najgorszym skutkiem było osłabienie rolnictwa.
Proporcjonalnie do tego, jak klasa chłopska pogrążała się, a proletariat tłamsił
się w
wielkich miastach, te klasy wzrastały liczbowo, aż w końcu całkowicie została
naruszona
równowaga.
Gwałtowny rozdźwięk między bogatymi i biednymi stał się wyraźny. Bogactwo i
ubóstwo żyło obok siebie i konsekwencje tego musiały być żałosne. Nędza i wielkie
bezrobocie zaczęły zbierać żniwo wśród ludzi i pozostawiały za sobą rozgoryczenie
i
niezadowolenie. Miały miejsce nawet gorsze zjawiska związane z uprzemysłowieniem
narodu. Pieniądz stał się bogiem, któremu wszyscy musieli służyć i przed którym
każdy
musiał się kłaniać. Zaczął się okres demoralizacji, zwłaszcza że odbywał się w
czasie, gdy
naród - bardziej niż kiedykolwiek - potrzebował w godzinie nadchodzącego
niebezpieczeństwa inspiracji największych talentów. Niemcy powinny być
przygotowane do
zapewnienia chleba za pomocą pokojowych środków i do poparcia mieczem swoich
wysiłków.
Niestety dominacja pieniądza została usankcjonowana, także przez tę stronę,
która
powinna być w największej opozycji do niego. Szczególnie nieszczęśliwe było to,
że jego
Wysokość nakłaniał szlachtę, aby weszła w krąg nowej finansjery. Należy
przyznać, na jego
usprawiedliwienie, że nawet Bismarck nie zdawał sobie sprawy z kryjącego się w
tym
niebezpieczeństwa. W praktyce ideały cnót zeszły na drugi plan w stosunku do
pieniądza,
ponieważ było oczywiste, że wchodząc na taką drogę szlachta będzie musiała grać
drugie
skrzypce wobec finansjery.
Już przed wojną zaczęła się internacjonalizacja niemieckiej gospodarki. Część
niemieckiego przemysłu podejmowała zdecydowane próby odsunięcia tego
niebezpieczeństwa,
ale w końcu padła ofiarą połączonego aktu żarłocznego kapitału, popieranego
w wielkiej mierze przez swoich wielkich przyjaciół - ruch marksistowski.
Wojna prowadzona z pomocą marksizmu przeciwko niemieckiemu przemysłowi
ciężkiemu była widocznym początkiem internacjonalizacji, o którą zabiegano, a
jedynym
możliwym sposobem zakończenia tej roboty było zwycięstwo marksizmu w rewolucji.
Najlepszym dowodem sukcesu uprzemysłowienia Niemiec jest fakt, że gdy wojna się
skończyła, jeden z liderów niemieckiego przemysłu i handlu mógł wyrazić opinię,
że handel
jest jedyną siłą, która znowu będzie mogła postawić Niemcy na nogi. Te słowa
wypowiedziane
przez Stinnesa - spowodowały niewiarygodne zamieszanie, ale zostały
podjęte i stały się ze wstrząsającą szybkością mottem wszystkich oszustów,
którzy pod
płaszczykiem "mężów stanu" roztrwonili fortunę Niemiec.
Jedną z najgorszych oznak dekadencji w Niemczech przed wojną była powszechna
połowiczność, którą manifestowano na każdym kroku, we wszystkim co robiono. jest
ona
zawsze rezultatem braku poczucia pewności i wynikającej z niego, jak i z innych
przyczyn,
małoduszności. Przyczyną tego stanu był system edukacji.
Edukacja w Niemczech przed wojną miała bardzo wiele słabych punktów. Był to
jednostronny system kształcenia, preferujący samą wiedzę, a bardzo mało uwagi
poświęcający praktycznym umiejętnościom. Jeszcze mniejszy nacisk kładziono na
kształtowanie charakteru, bardzo mały na zachęcanie do brania odpowiedzialności
na siebie,
a żadnego na rozwijanie siły woli i umiejętności podejmowania decyzji.
Rezultatem takiego
wychowania nie był mocny człowiek, ale ulegający wpływom posiadacz dużej wiedzy
- tak
powszechnie było przed wojną i dlatego cieszyliśmy się względami innych narodów.
Kochano Niemca, ponieważ przydawał się, ale mając słabą wolę nie cieszył się
szacunkiem.
Z tej przyczyny łatwiej porzucał narodowość i ojczyznę niż inni. Wyraża to
świetnie
przysłowie: ,,Z kapeluszem w ręce możemy przemierzyć cały świat".
Tak oto wartość i znaczenie idei monarchy nie może skupiać się głównie na jego
osobie,
chyba że niebiosa zechcą łaskawie umieścić koronę na głowie wspaniałego bohatera,
takiego jak Fryderyk Wielki, albo tak mądrej osobistości jak Wilhelm I. To może
zdarzyć się
raz na kilka wieków, nie częściej. Inaczej mówiąc, koncepcja powinna mieć
pierwszeństwo
przed człowiekiem. Jej znaczenie musi się kształtować wyłącznie wewnątrz
instytucji, a
monarcha sam wchodzi w krąg tych, którzy jej służą.
Skutkiem przewrotnej edukacji był strach przed odpowiedzialnością i wynikająca z
tego słabość w załatwianiu podstawowych problemów.
Podam tylko kilka przypadków z całej masy przykładów, które zaobserwowałem.
Kręgi dziennikarstwa mają zwyczaj pisać o prasie, jako o "wielkiej sile" w
państwie.
Jest prawdą, że jej znaczenie jest obecnie ogromne. Trudno je przecenić- stanowi
ona w
rzeczywistości przedłużenie edukacji aż do późnego wieku.
Podstawową sprawą państwa i narodu jest dbać o to, aby ludzie nie wpadali w ręce
złych, niewykształconych czy nieżyczliwych nauczycieli. Jest zatem obowiązkiem
państwa
czuwanie nad edukacją społeczeństwa i zabezpieczenie jej przed niekorzystnymi
zjawiskami. Powinno ono także kontrolować prasę, szczególnie to, co ona robi,
ponieważ jej
wpływ na ludzi jest ogromny i najskuteczniejszy ze wszystkiego, gdyż jej
oddziaływanie nie
jest przejściowe, a stałe. Jego ogromne znaczenie tkwi w jednostajnym i ciągłym
powtarzaniu swojej nauki. Obowiązkiem państwa jest pamiętać, że cokolwiek robi,
musi być
ukierunkowane na jeden cel i tylko jeden, nie można pozwolić na sprowadzenie jej
na
manowce przez tak zwaną " wolność prasy" albo nakłaniać ją do zaniedbywania
swoich
obowiązków i odmawiania strawy, której naród potrzebuje, aby być zdrowym.
Państwo musi
zdecydowanie kontrolować ten instrument edukacji narodu i umieścić go w służbie
państwa i
narodu.
To, co tak zwana liberalna prasa robiła przed wojną, było kopaniem grobu dla
niemieckiego narodu i niemieckiej Rzeszy. O kłamstwach marksistowskiej prasy nie
potrzebujemy w ogóle mówić, dla niej kłamstwa są tak niezbędne do życia jak
miauczenie
kota. Jedynym jej celem jest złamanie narodowych i społecznych sił oporu,
przygotowanie
ich do służenia internacjonalistycznemu kapitałowi i jego panom -Żydom.
Co państwo zrobiło, aby przeciwdziałać temu masowemu zatruwaniu narodu? Nic,
absolutnie nic! Kilka nic nie znaczących ostrzeżeń, kilka kar za przestępstwa
zbyt
skandaliczne, aby mogły pozostać niezauważone, i to wszystko.
Walka rozpoczęta przez rząd w tych dniach przeciw prasie -kontrolowanej głównie
przez Żydów - która powoli deprawowała naród, nie miała ani zdecydowania, ani
określonej
linii, ale przede wszystkim zabrakło wyraźnego celu. Całkowicie pominięto
zarówno ocenę
znaczenia tej walki, jak i wybór metod oraz ustalenie jasno określonego planu.
Dla niezupełnie wykształconych, pobieżnych czytelników "Frankfurter Zeitung" jest
szczytem elegancji. Nie używa nigdy mocnych określeń, odżegnuje się od przemocy
i
zawsze na rzecz walki operuje "intelektualnymi" środkami, a to przyciąga
ciekawość
przynajmniej inteligentnych ludzi.
Dla naszych półinteligentnych klas pisze Żyd w tak zwanej prasie inteligenckiej.
"Frankfurter Zeitung" i "Berliner Tageblatt" mają na celu przyciągnąć je i
rzeczywiście ta
prasa wywierała na te grupy wpływ. Najostrożniej, unikając szorstkości języka
używali innych
naczyń do wlania trucizny do serc swoich czytelników. W mieszaninie czarujących
wyrażeń
uspokajają swoich czytelników wiarą, że czysta wiedza i moralna uczciwość są
kierującymi
siłami ich działań, podczas gdy naprawdę jest to zręczny środek do
przywłaszczenia sobie
broni, której ich oponenci mogliby użyć przeciwko prasie.
Zadowolenie z półśrodków jest zewnętrzną oznaką wewnętrznej dekadencji, a
narodowy upadek nastąpi wcześniej czy później. Wierzę, że nasza obecna
generacja, jeżeli
będzie prawidłowo kierowana, dużo łatwiej opanuje to niebezpieczeństwo. Miała
ona różne
doświadczenia, które wzmocniły nerwy tych, co ich zupełnie nie stracili. Pewnym
jest, że
wcześniej czy później Żyd w swoich gazetach podniesie wrzask, gdy na jego
umiłowane
gniazdo zostanie położona ręka kończąca z tym haniebnym wykorzystywaniem prasy i
przez
postawienie tego środka w służbie państwowej i odebranie go obcym i wrogom
narodu.
Wierzę, że będzie to mniejszym ciężarem dla nas młodych, niż to było dla naszych
ojców.
Trzydziestocentymetrowy granat zawsze syczy głośniej niż tysiąc żydowskich,
gazetowych
żmij więc pozwólmy im syczeć!
Cała edukacja powinna zmierzać ku temu, aby wolny czas chłopca zająć korzystnym
rozwojem ciała. Nie ma prawa pozwalającego na to, aby marnował swoje młode lata
i
zakłócał spokój na ulicach i w kinach, po całodziennej pracy powinien wzmacniać
swoje
młode ciało, tak aby życie nie pozwoliło mu stać się miękkim, gdy weń wchodzi.
Przygotowanie i zrealizowanie tego jest obowiązkiem edukacji młodego pokolenia,
a nie tylko
pompowanie tak zwanej wiedzy. To musi uwolnić go od wrażenia, że kierowanie
ciałem jest
wyłącznie sprawą jednostki. Nikomu nie wolno grzeszyć przeciw potomnym, to
znaczy
przeciw rasie.
Walkę przeciwko zatruwaniu duszy należy prowadzić równolegle z rozwojem ciała.
Należy zwrócić uwagę na "jadłospis" kin, teatrów i variete, przecież trudno
zaprzeczyć, żeby
była to właściwa strawa, zwłaszcza dla młodych. Parkany i kioski z ogłoszeniami
przyciągają
uwagę społeczeństwa w wulgarny sposób. Każdy, kto nie stracił zdolności wejścia
w duszę
młodego człowieka, zrozumie, że musi to prowadzić do poważnych wynaturzeń.
Życie ludzi musi być wolne od duszących woni naszego nowoczesnego erotyzmu. We
wszystkich tych sprawach cel i metoda muszą być kierowane pragnieniem
zabezpieczenia
zdrowia naszego narodu, zarówno jego ciała, jak i duszy. Prawo do osobistej
wolności jest
drugie w hierarchii ważności w stosunku do obowiązku utrzymania rasy.
Podobną chorobliwość można dostrzec w każdej dziedzinie sztuki i kultury. Smutną
oznaką wewnętrznej dekadencji było zakazanie młodym ludziom odwiedzania tak
zwanych
domów sztuki (Kunststatte). Weźmy pod uwagę choćby to, co bezwstydnie,
publicznie "eksponowano",
z zastrzeżeniem "tylko dla dorosłych".
I pomyśleć, że takie środki ostrożności były konieczne w takich właśnie
miejscach,
które przede wszystkim powinny dostarczać materiału dla kształcenia młodzieży, a
nie dla
zabawy zblazowanych dorosłych. Co powiedzieliby najwięksi dramaturdzy wszystkich
czasów na takie ostrzeżenie i na przyczynę, która uczyniła je koniecznym.
Wyobraźmy sobie oburzenie Schillera i to, jak Goethe wpadłby w furię.
Ale rzeczywiście, kim są Schiller, Goethe, Shakespeare w porównaniu z bohaterami
nowej, niemieckiej poezji! Skończeni i przestarzali, całkowicie niemodni.
Ponieważ to jest
charakterystyczne; nie tylko dla okresu, który nie tworzy nic poza plugastwem i
rzuca w błoto
wszystko, co było naprawdę wielkie w przeszłości.
Dlatego najsmutniejszą stroną naszej narodowej kultury w okresie poprzedzającym
wojnę był nie tylko kompletny zanik naszych twórczych sił w sztuce i generalnie
w kulturze,
ale także duch nienawiści, której pamięć i wielkość skalała i zamazała
przeszłość. Prawie w
każdej dziedzinie sztuki, szczególnie w dramacie i literaturze rozpoczęto na
przełomie stuleci
produkować coraz mniej nowych, wartościowych rzeczy, a także lekceważono to, co
było
dawniej najlepsze i pokazywano jako gorsze i przestarzałe.
Badanie stosunków religijnych przed wojną pokazuje, jak wszystko znalazło się w
stanie rozbicia. Nawet w tej dziedzinie miały miejsce wielkie podziały narodu,
co
spowodowało całkowitą utratę jednolitości przekonań. Ci, którzy byli w otwartym
konflikcie z
kościołem, odgrywali mniejszą rolę niż ci, którzy byli po prostu obojętni.
Obydwa wyznania
prowadzą misję w Azji i Afryce, w celu przyciągnięcia nowych wyznawców -
praktyka ta daje
bardzo umiarkowane rezultaty w porównaniu z rozwojem wiary mahometańskiej - gdy
tymczasem w Europie tracą miliony prawdziwych wyznawców, których całkowicie
zraża się
do religijnego życia albo którzy po prostu idą swoją własną drogą. Konsekwencje,
z
moralnego punktu widzenia, nie są dobre.
Jest wiele oznak walki, z dnia na dzień coraz gwałtowniejszej, przeciwko
dogmatycznym zasadom różnych kościołów, bez których w praktyce wiara religijna
byłaby na
tym świecie nieprawdopodobna. Szerokie masy narodów nie składają się z
filozofów; wiara
jest dla nich przeważnie jedyną podstawą moralnych poglądów na życie. Różne
próby
znalezienia środków zastępczych nie okazały się właściwe ani pomyślne, nie
powiodło się
także wprowadzenie ich na miejsce dawnych wyznań religijnych. Jeżeli nauka i
wiara
religijna naprawdę opanują szerokie rzesze społeczeństwa, absolutny autorytet
tej wiary
będzie całkowitą podstawą jego skuteczności. Tym, czym obyczaj dla życia, jest
dla państwa
prawo, a dla religii dogmat. To i tylko to może pokonać chwiejne, ciągle
kwestionowane
intelektualne koncepcje i nadać im kształt, bez którego wiara nie może istnieć.
W innym
wypadku koncepcja metafizycznego poglądu na życie - innymi słowy filozoficznej
opinii -
nigdy z tego nie wyrosłaby. Dlatego atak przeciwko dogmatom jest bardzo podobny
do walki
przeciwko powszechnym, prawnym podstawom państwa i prowadzi do kompletnej
anarchii,
aż znajdzie swój koniec w beznadziejnym, religijnym nihilizmie.
Polityk jednak musi ocenić wartość religii, niekoniecznie w odniesieniu do
błędów w
niej tkwiących, ale pod kątem korzyści płynących z niej jako ze środka
zastępczego. Dokąd
będą istnieć jakieś środki zastępcze, tylko głupcy i kryminaliści będą je
niszczyć.
Fakt, że wielu ludzi w przedwojennych Niemczech czuło niechęć do życia
religijnego,
należy przypisać błędom popełnionym przez tak zwaną partię "chrześcijańską"
i
bezwstydnym próbom identyfikacji wiary katolickiej z polityczną partią.
To fatalne odchylenie dawało korzyści znacznej części bezwartościowych członków
parlamentu i spowodowało szkody w Kościele.
Konsekwencje musiał ponosić cały naród, bo w rezultacie doprowadziło to do
osłabienia życia religijnego i tradycyjnych zasad moralnych w okresie, gdy
wszystko
zaczynało upadać.
Te szczeliny i pęknięcia gmachu naszego narodu mogły istnieć tak długo, jak
długo
nie spadło na niego dodatkowe obciążenie, tzn. mogły wówczas spowodować klęskę,
o ile
natłok wielkich wypadków zamieniłby problem wewnętrznej narodowej solidarności w
kwestię
o decydującym znaczeniu.
Także w dziedzinie polityki oko obserwatora mogło zauważyć oznaki zła, które -
chyba że zmiany i udoskonalenia byłyby szybko wprowadzone - były symptomem
zbliżającego się wewnętrznego upadku imperium i jego polityki wewnętrznej.
Było również wielu takich, co z trwogą patrzyli na te zjawiska i krytykowali
brak planu i
myśli w polityce cesarstwa: oni bardzo dobrze wiedzieli o jego wewnętrznej
słabości i pustce,
ale byli po prostu outsiderami życia politycznego. Biurokracja w rządzie
ignorowała
przeczucia Houstona Stewarda Chamberlaina z taką samą obojętnością, jak robi to
dzisiaj.
Ci ludzie są zbyt , głupi, żeby samodzielnie coś wymyślić i zbyt zarozumiali,
żeby uczyć się
tego, co potrzebne, od innych.
Jedną z bezmyślnych uwag powszechnie powtarzanych jest ta, że system
parlamentarny "nie sprawdza się od czasów rewolucji". To prowadzi zbyt szybko do
przypuszczenia, że inaczej było przed rewolucją. W rzeczywistości wynik
działalności tej
instytucji jest i może być tylko taki, wyłącznie niszczycielski, i taki był
również w czasach,
kiedy większość ludzi wolała nosić klapki na oczach i nic nie widzieć.
Upadek Niemiec był niemałą zasługą tej instytucji.
Cokolwiek poddane zostało wpływowi parlamentu, robione było połowicznie,
jakkolwiek na to nie patrzeć.
Polityka cesarstwa wobec sprzymierzeńców miała również słaby, połowiczny wymiar.
Chociaż parlament chciał utrzymać pokój, nie był w stanie zapobiec wojnie.
Polityka wobec Polski miała także połowiczny wymiar. Drażniono tylko Polaków
nigdy
nie traktując ani ich, ani tej polityki poważnie. W efekcie nie było ani
zwycięstwa dla Niemiec,
ani pojednania z Polską, a wywołało to tylko wrogość Rosji.
Rozwiązanie problemu Alzacji i Lotaryngii miało również połowiczny wymiar.
Zamiast
brutalnie, raz na zawsze, urwać łeb francuskiej hydrze przyznając Alzatczykom
równe
prawa, nie zrobiono niczego.
Co więcej, nie można było zrobić nic. Główni zdrajcy swego kraju zajmowali
miejsca
w szeregach wielkich partii, na przykład Wetterle centrum.
Podczas gdy żydostwo za pomocą marksistowskiej i demokratycznej prasy
rozprzestrzeniało na cały świat ; kłamstwa o niemieckim militaryzmie i
wszystkimi sposobami
i siłami próbowało krzywdzić Niemcy, marksistowskie i demokratyczne partie
odrzucały
wszelkie rozważania na temat uzupełnienia narodowych sił Niemiec.
Los walki o wolność i niezależność niemieckiego narodu jest rezultatem braku
entuzjazmu w czasie pokoju i słabości w nawoływaniu do połączenia sił narodu w
obronie
ojczyzny.
Pewnym złem systemu monarchistycznego było coraz mocniejsze przekonanie dużej
części narodu o tym, że jest rzeczą naturalną, iż rząd czuwa nad wszystkim i
jednostka nie
musi o nic się martwić. Tak długo, jak rząd był naprawdę dobry albo przynajmniej
wydawał
się dobrym, sprawy szły dobrze, ale niestety, rząd o najlepszych intencjach
zastąpiono
nowym, mniej sumiennym! Najgorszym do wyobrażenia wówczas złem było bierne
posłuszeństwo i dziecinna wiara.
Ale między tymi różnymi słabościami były rzeczy o bezspornej wartości.
Przede wszystkim stabilność kierownictwa państwowego zabezpieczona przez
monarchistyczny kształt państwa oraz ochrona posad państwowych przed
spekulacjami
chciwych polityków. Także wewnętrzna godność instytucji i autorytet, który
wynosił rangę
urzędników państwowych i armii ponad zobowiązania partyjnych polityków. Te
korzyści
wynikały z osobistego wcielenia zwierzchnika państwa w osobie monarchy i z
przykładu
odpowiedzialności, która spoczywała na monarsze mocniej niż na parlamentarnej
większości.
Armia uczyła pewnych ideałów i poświęcenia dla ojczyzny i jej wielkości, podczas
gdy
w innych dziedzinach panowała chciwość i materializm. Ona uczyła narodowej
jedności
przeciwko rozbiciu na klasy i być może jedyną jej słabością była instytucja
ochotników,
wstępujących do niej na rok. To była słabość, ponieważ łamała zasadę całkowitej
równości i
oddzielała lepiej wykształconych od zwykłej społeczności wojskowej. Rozważając
ekskluzywność wyższych klas i ich coraz większe odsunięcie od pozostałych
dochodzimy do
wniosku, że armia mogłaby działać jako "błogosławieństwo", gdyby uniknęła w
każdym
przypadku wyodrębnienia tak zwanej inteligencji w swoich szeregach. To był błąd,
że tak się
nie stało, ale jaka instytucja na tej ziemi postępuje bezbłędnie, a poza tym i
tak przeważały w
armii dobre strony, więc tych kilka błędów nie było poniżej ludzkiej
niedoskonałości.
Do tej formy państwa i armii przyłączono urzędnicze ciało starego cesarstwa.
Niemcy były najlepiej zorganizowanym i najlepiej administrowanym krajem na
świecie. Jakkolwiek wielu urzędników można było nazwać pedantycznymi
biurokratami
niemieckiego państwa, w innych państwach nie wyglądało to lepiej; wręcz
przeciwnie -
gorzej. Inne kraje nie posiadały tej cudownej solidności aparatu urzędniczego
uchodzącego
za nieprzekupny, które to cechy można było przypisać niemieckim urzędnikom.
Lepiej być
raczej pedantycznym, gdy się jest uczciwym i wiernym, niż uświadomionym i
nowoczesnym,
a równocześnie niższego charakteru oraz - jak to się dzisiaj zdarza - nic nie
wiedzącym i nie
umiejącym.
Niemieckie ciało urzędnicze i machina administracyjna były znakomite szczególnie
ze
względu na niezależność od poszczególnych rządów, których przejściowe zamysły w
polityce nie miały wpływu na stanowiska urzędników niemieckiego państwa. To
wszystko
zostało zmienione zasadniczo przez rewolucję. Względy partyjne wyparły zdolności
i
kompetencje, a mocny i niezależny charakter miał mniejsze znaczenie niż
rekomendacja.
Na tych trzech filarach - państwie, armii i korpusie urzędniczym - opierała się
cudowna siła i skuteczność starego cesarstwa.
ROZDZIAŁ XI
Naród i rasa
Istnieje niezliczona ilość przykładów w historii pokazujących z przerażającą
szczerością, jak ciągle aryjska krew miesza się z krwią "gorszych ludzi" i w
rezultacie
prowadzi do końca kultury zachowania rasy. Północna Ameryka, której ludność
składa się w
przeważającej części z elementu germańskiego i w małym stopniu zmieszanego z
gorszą,
kolorową ludnością, pokazuje człowieka i kulturę całkowicie odmienną od tej ze
Środkowej i
Południowej Ameryki, tworzonej przez ludzi głównie pochodzenia romańskiego. Ich
krew w
dowolny sposób była mieszana z krwią tubylców. Biorąc powyższe za przykład jasno
rozpoznamy efekty mieszania ras. Człowiek pochodzenia germańskiego na
kontynencie
amerykańskim, utrzymując czystość rasy, podniósł się do roli pana i pozostanie
panem tak
długo, jak długo nie dopuści się haniebnego czynu mieszania krwi.
Być może idea pacyfistyczna jest zupełnie dobrą ideą w tych przypadkach, kiedy
człowiek jako najwyższa istota zupełnie podbije i opanuje świat, aby stać się
jego wyłącznym
panem. Wówczas ta zasada, pod warunkiem stosowania jej w praktyce, nie
przyciągnie mas
ludzkich. Tak więc najpierw walka, a później pacyfizm. W przeciwnym razie
oznaczałoby to,
że ludzkość przekroczyła najwyższy punkt swego rozwoju, a końcem nie byłaby
dominacja
jakiejś etnicznej idei, tylko chaos. Niektórzy naturalnie będą się z tego śmiać,
ale trzeba
pamiętać, że ta planeta przemieszczała się w eterze wolna od ludzkości miliony
lat i może
znowu tak się stać, jeżeli ludzie zapomną, że nie istnieją dla szalonej idei czy
ideologii, ale
dla zrozumienia i bezlitosnego stosowania odwiecznych praw natury.
Wszystko, co podziwiamy na tej ziemi - nauka, sztuka, umiejętności techniczne i
wynalazczość - jest twórczym produktem jedynie niewielkiej liczby narodów, a być
może
nawet jednej rasy. Cała kultura opiera się na ich egzystencji. Jeśli zostają
zrujnowane,
zabierają ze sobą do grobu całe piękno tej ziemi.
Jeżeli podzielimy ludzką rasę na trzy kategorie twórców, obrońców i niszczycieli
-
aryjska rasa może być uważana za reprezentującą tę pierwszą kategorię.
Aryjskie rasy - czasem w absurdalnie małych ilościach - opanowują inne narody i
są
faworyzowane przez wielką liczbę ludzi niższego rzędu, którzy stają do ich
dyspozycji i
rozwijają się stosownie do warunków życia zdobytych terytoriów, takich jak
urodzajność,
klimat itp.
Drzemią w nich talenty intelektualne i organizacyjne. W ciągu wieków tworzą oni
kulturę autentycznie odciskającą piętno swego charakteru na ziemi i w ludziach
sobie
podporządkowanych. Grzechem zdobywców jest wystąpienie przeciwko zasadzie
utrzymania czystości krwi (zasadę tę stosowali od początku) i mieszanie jej z
tubylcami,
których ujarzmili, co prowadzi nieuchronnie do końca ich istnienia jako narodu
wybranego,
ponieważ grzech popełniony w raju kończy się wygnaniem.
Dla rozwoju wyższej kultury jest konieczne istnienie ludzi wyższej cywilizacji,
ponieważ nikt poza nimi nie mógł stanowić ekwiwalentu środków technicznych, bez
których
wyższy rozwój nie był do pomyślenia. Kultura w swoich początkach była oczywiście
bardziej
zależna od zatrudnienia gorszego ludzkiego materiału niż oswojonych zwierząt.
Dopiero po zniewoleniu podbitych ras taki sam los spotkał świat zwierzęcy - wbrew
temu, w co wielu chciałoby wierzyć - gdyż najpierw przed pługiem szedł
niewolnik, a po nim
dopiero koń. Zwłaszcza pacyfistycznym szaleńcom może się to wydać oznaką
ludzkiej
deprawacji. Pozostali muszą jasno widzieć, że taki rozwój jest nieuchronny, aby
doprowadzić
do takiego stanu rzeczy, w którym owi apostołowie będą mogli rozprzestrzeniać te
głupoty w
świecie.
Postęp ludzkości jest podobny do wspinania się po drabinie nie mającej końca;
człowiek nie może wyjść wyżej, dopóki nie pokona niższych stopni. Taką,
prowadzącą do
celu, drogą musiał iść Aryjczyk, a nie tą istniejącą w marzeniach pacyfistów.
Droga, którą kroczył Aryjczyk, była jasno wyznaczona. Będąc zdobywcą podbił
"niższych ludzi", aby pracowali pod jego kontrolą, stosownie do jego woli i
celów. Chociaż
wymuszał ciężką pracę, to jednak nie tylko ochraniał ich życie, ale także
zapewniał lepszą
egzystencję od tej, jaką wiedli dawniej na wolności. Tak długo, jak się czuł
zwierzchnikiem,
nie tylko utrzymywał swoje panowanie, ale był także poplecznikiem i piastunem
kultury. Ale
jak tylko te ujarzmione narody zaczęły się podnosić i prawdopodobnie upodabniać
swój język
do języka zdobywców, upadła ostra bariera między panem i sługą. Aryjczyk wyrzekł
się
czystości krwi, a tym samym swego prawa do pozostania w raju, który dla siebie
stworzył.
Tonął, przy, gnieciony mieszaniną ras i stopniowo tracił na zawsze swoje
cywilizacyjne
zdolności, aż zaczął się coraz bardziej upodabniać do tubylców, zarówno pod
względem
umysłowym, jak i fizycznym. Jeszcze przez jakiś czas mógł się cieszyć
błogosławieństwem
cywilizacji.
Tak oto upadają cywilizacje i imperia ustępując miejsca nowym tworom. Mieszanina
krwi i obniżanie poziomu czystości rasy, która temu towarzyszy, jest jedyną i
wyłączną przyczyną,
dla której znikają stare cywilizacje - to nie tylko przegrane wojny rujnujące
ludzkość,
ale właśnie utrata sił oporu płynących z czystości krwi.
W naszym niemieckim języku jest słowo, które wspaniale oddaje poświęcenie dla
ogólnego dobra. Jest to "Pflickterfullung" - gotowość do posłuszeństwa w
wypełnianiu służby.
Ideę stanowiącą fundament takiej postawy nazywamy idealizmem, w przeciwieństwie
do egoizmu i przez nią rozumiemy zdolność jednostki do poświęcenia się dla
społeczeństwa.
W czasach, gdy zagraża zanik ideałów, możemy zaobserwować natychmiastowe
zmniejszenie siły społeczeństwa, która jest jego istotą i niezbędnym warunkiem
kultury.
Wówczas kierującą siłą w narodzie staje się egoizm i w pogoni za szczęściem
rozluźniają się
więzy porządku, a ludzie spadają z nieba prosto do piekła.
Dokładnym przeciwieństwem Aryjczyka jest Żyd.
W żadnym narodzie świata instynkt samozachowawczy nie jest tak silnie rozwinięty
jak w "narodzie wybranym". Najlepszym tego dowodem jest fakt, że ten naród wciąż
istnieje.
Czy jest gdzieś naród, który przez ostatnie dwa tysiące lat tak niewiele zmienił
swoją
wewnętrzną osobowość jak rasa żydowska? Jaka rasa była w rzeczywistości
zaangażowana
w większe rewolucyjne zmiany niż ta i jeszcze przeżyła bez szwanku to
najokropniejsze
nieszczęście? Jakże te fakty oddają ich zdecydowaną wolę życia i utrzymania
gatunku.
Intelektualne zdolności Żydów rozwinęły się w ciągu wieków. Dzisiaj myślimy o
Żydzie
- sprytny i w pewnym sensie tak samo było w każdej epoce.
Autentyczny Aryjczyk był prawdopodobnie nomadem, a dopiero później, po pewnym
czasie, osiedlił się - to dowodzi, że on nigdy nie był Żydem! Nie, Żyd nie jest
nomadem,
ponieważ nawet nomadowie mieli określony stosunek do pracy. Praca tak długo była
podstawą ich dalszego rozwoju, dopóki nie posiedli koniecznych, umysłowych
właściwości.
Ale nomadowie posiedli umiejętność tworzenia ideałów, tak więc ich koncepcja
życia może
być obca aryjskiej rasie, ale nie obojętna. Ta koncepcja nie miała miejsca w
przypadku Żyda,
on nigdy nie był nomadem, był pasożytem na ciele innych narodów. Zdarzało się,
że
opuszczał dotychczasową sferę swego życia, nie dla własnych zamiarów, ale w
konsekwencji wydalenia go przez narody, których gościnności nadużywał. Jego
rozmnożenie
na całym świecie jest typowe dla pasożytów! On zawsze poszukuje nowych żerowisk
dla
swojej rasy.
Jego życie wewnątrz innych narodów może trwać po wieczne czasy, jeżeli tylko uda
mu się wywołać wrażenie, że stanowi on nie problem rasowy, ale "wspólnotę
religijną". Jest
to pierwsze, wielkie kłamstwo!
Aby istnieć jako pasożyt wewnątrz narodu, Żyd musi się posłużyć pracą, aby
zaprzeczyć swojej prawdziwej wewnętrznej naturze. Im bardziej inteligentny jest
poszczególny
Żyd, tym większe osiągnie powodzenie w swoim oszustwie. Może powiedzie mu
się tak dobrze, że większa część społeczeństwa uwierzy, że Żyd naprawdę jest
Francuzem
albo Anglikiem, Niemcem albo Włochem, chociaż innej wiary.
Obecny rozwój ekonomiczny prowadzi do zmian w socjalnym rozwarstwieniu narodu.
Gdy drobny przemysł stopniowo obumiera, robotnik ma coraz rzadziej możliwość
bezpiecznej egzystencji, nawet skromnej, i w sposób widoczny staje się
proletariuszem.
Rezultatem tego jest "robotnik fabryczny", którego cechą charakterystyczną jest
brak
zdolności do podjęcia życia, jako jednostki. On nie posiada nic w
najprawdziwszym
znaczeniu tego słowa: podeszły wiek oznacza dla niego cierpienie, które ledwo
można
nazwać życiem.
Podobna sytuacja wymagająca pilnego rozwiązania miała już kiedyś wcześniej
miejsce i rozwiązanie to znaleziono. Emerytowani urzędnicy, szczególnie
państwowi, stawali
się robotnikami rolnymi i rzemieślnikami. Oni także nic nie posiadali w
dosłownym sensie.
Państwo znalazło wyjście z tego niezdrowego stanu rzeczy, wzięło na siebie
odpowiedzialność za pomyślność swoich poddanych, którzy nie byli w stanie
zabezpieczyć
się na stare lata i ustanowiło emerytury i renty. Dzięki temu cała klasa
pozbawiona własności
została zręcznie wyprowadzona z socjalnej nędzy i przywrócona ciału narodu.
W późniejszych latach państwo i naród musiały stawić czoła tym samym problemom,
ale na daleko większą skalę. Nowe masy ludzi liczone w milionach stale
przemieszczały się
z wiosek do miast, żeby zarobić na życie, jako robotnicy fabryczni w nowych
zakładach
przemysłowych.
W ten sposób powstaje obecnie nowa klasa, na którą należy zwrócić choćby
niewielką uwagę, ponieważ nadejdzie dzień, kiedy znowu padnie pytanie, czy naród
ma dość
siły, aby własnym wysiłkiem ponownie odzyskać tę klasę dla społeczeństwa,
różnice klasowe
będą się poszerzać, aż nastąpi "pęknięcie".
Gdy mieszczaństwo ignorowało najtrudniejsze zagadnienia i pozwalało toczyć się
sprawom swoim biegiem, Żyd brał pod uwagę nieograniczone możliwości rzutujące na
przyszłość. Z jednej strony robił użytek z kapitalistycznych metod służących
wyzyskiwaniu
ludzi do ostateczności, a z drugiej był gotowy do poświęceń i wkrótce pojawił
się jako lider w
walce przeciw sobie. "Przeciw sobie" to oczywiście tylko przenośnia, ponieważ
ten wielki
mistrz kłamstwa bardzo dobrze wie, jak wyjść z czystymi rękami i innych obciążyć
winą.
Ponieważ posiada tupet umożliwiający mu kierowanie masami, którym nigdy nie
przychodzi
na myśl, że jest to najbardziej haniebna zdrada wszystkich czasów.
Żydowski sposób postępowania jest następujący: zwraca się do robotników, udaje
współczucie dla ich losu lub oburzenie z powodu ich ubóstwa, aby zyskać ich
zaufanie. Stara
się analizować prawdziwe lub zmyślone trudności ich życia i wzmagać w nich
pragnienie
zmiany egzystencji. Z nieprawdopodobną bystrością wzmaga żądanie socjalnej
sprawiedliwości we wszystkich ludziach aryjskiego pochodzenia i walczy o
usunięcie
socjalnego zła w jasno określonym celu. Tworzy doktrynę marksistowską.
Przez przemieszanie problemów nie do rozwiązania z całą masą słusznych
socjalnych żądań, zapewnia popularność doktrynie, podczas gdy z drugiej strony
wywołuje u
skromnych ludzi niechęć do popierania pretensji, które prezentowane w takiej
formie okazują
się błędne od samego początku, mało tego - niemożliwe do realizacji.
Pod płaszczykiem socjalnych idei ukryte są prawdziwe szatańskie zamiary i są one
z
bezczelną szczerością otwarcie pokazywane. Przez kategoryczne podważanie
wartości
jednostki, jak również wartości narodu i rasowej doniosłości, niszczy
elementarne zasady
całej ludzkiej kultury, która jest oparta na tych czynnikach.
Żyd dzieli marksistowską organizację masowej Światowej nauki na dwie kategorie,
które pozornie rozdzielone - naprawdę tworzą nierozłączną całość; są to - ruch
polityczny i
gospodarczy.
Ruch robotniczy jest bardziej pociągający. Oferuje on robotnikowi pomoc i
zabezpieczenie w ciężkiej walce o egzystencję z powodu chciwości i
krótkowzroczności
pracodawców, a także możliwość uzyskania lepszych warunków życiowych. Jeżeli
robotnik
wzbrania się przed powierzeniem swego losu kaprysom ludzi często bez serca i z
małym
poczuciem odpowiedzialności, przed oddaniem im obrony swego prawa do życia jako
człowieka, w czasie gdy państwo - tj. zorganizowane społeczeństwo - praktycznie
nie zwraca
na niego najmniejszej uwagi, musi sam zabezpieczyć swoje interesy. Teraz, gdy
tak zwane
narodowe mieszczaństwo zaślepione pieniędzmi stawia przeszkody w walce o warunki
życia
i nie tylko sprzeciwia się, ale powszechnie i aktywnie działa przeciw wszelkim
próbom
skrócenia nieludzko długiego dnia pracy, przeciw położeniu kresu pracy dzieci,
ochronie
kobiet i stworzeniu I warunków zdrowotnych w fabrykach i mieszkaniach - !
inteligentniejszy
Żyd ujmuje się za pokonanymi. stopniowo przejmuje kierownictwo ruchu
związkowego, tym
łatwiej, że nie chodzi mu o rzeczywiste usunięcie socjalnego zła, ale stworzenie
ślepo
posłusznej bojówki w zakładach przemysłowych, w celu zniszczenia niezależności
gospodarki narodowej .
Żyd, stosując przemoc, pozbywa się na tym polu wszystkich konkurentów. Przy
pomocy wrodzonej brutalnej chciwości stawia związki zawodowe na poziomie
brutalnej siły.
Każdego, kto ma wystarczającą inteligencję do oparcia się żydowskim powabom,
łamie się
przez zastraszenie, jakkolwiek nie byłby zdecydowany i inteligentny. Te metody
są niezwykle
skuteczne.
Za pośrednictwem związków zawodowych, które powinny ochraniać naród, Żyd
niszczy teraz podstawy narodowej gospodarki.
Równolegle z powyższym ukierunkowuje się organizację politycznie. Tak dzieje się
w
ruchu związkowym, ponieważ ten ostatni przygotowuje masy do politycznej
organizacji i
faktycznie kieruje je do niej siłą. Jest on ponadto stałym źródłem pieniędzy, z
którego
polityczna organizacja zasila swoją ogromną machinę. Jest organem kontrolnym w
pracy
politycznej i naganiaczem we wszystkich wielkich demonstracjach o charakterze
politycznym. W końcu traci zupełnie swój ekonomiczny charakter służąc
politycznej idei i
stosując swoją główną broń, to znaczy odmawiając pracy w formie strajku
generalnego.
Przez stworzenie prasy, która jest na poziomie najmniej wykształconych,
polityczne i
gospodarcze organizacje uzyskują siłę przymusu i sprawiają, że najniższe warstwy
narodu
stają się gotowe do najbardziej ryzykownych przedsięwzięć.
To jest żydowska prasa, która w absolutnie fanatycznej kampanii oszczerstw
odrzuca
wszystko, co może być uważane za podporę narodowej niezależności, cywilizacji i
ekonomicznej autonomii narodu. Ryczy szczególnie przeciwko tym, którzy nie
ulegają
Żydowskiej dominacji albo których intelektualne zdolności jawią się Żydom jako
niebezpieczeństwo.
Nieświadomość prawdziwej natury Żydów okazywana przez masy i brak
instynktownego przestrzegania naszych wyższych klas czynią ludzi łatwymi
ofiarami
żydowskiej kampanii kłamstw.
Gdy wyższe warstwy wskutek wrodzonego tchórzostwa odwracają się od człowieka,
który jest atakowany przez Żydów za pomocą kłamstw i oszczerstw, głupota i
łatwowierność
mas sprawia, że wierzą one we wszystko, co usłyszą. Władze państwowe drżą ze
strachu w
milczeniu, lub - co się zdarza częściej -żeby zakończyć żydowską kampanię w
prasie,
szykanują tych, którzy zostali niesprawiedliwie zaatakowani i to w oczach
takiego biurokraty
służy obronie autorytetu państwa i utrzymania pokoju oraz porządku.
Jeżeli przyjrzymy się przyczynom upadku Niemiec, ostatecznym i rozstrzygającym
powodem okaże się brak zrozumienia problemów rasowych, a szczególnie zagrożenia
żydowskiego.
Klęski na polach bitwy w sierpniu 191 8 roku można byłoby zmieść z największą
łatwością. To nie to nas powaliło; powaliła nas siła, którą zorganizowano do
tego
nieszczęścia, przez obrabowanie narodu ze wszystkich politycznych i moralnych
instynktów
oraz sił, przez spisek przygotowywany w okresie wielu dziesięcioleci. Wskutek
ignorowania
problemu utrzymania rasowych podstaw naszej narodowości, stare imperium
lekceważyło
ten problem i prawo, które czyni możliwym życie na tej ziemi.
Utrata czystości rasowej rujnuje szczęście narodu na zawsze. To powoduje
stopniowe pogrążenie się ludzkości, a jego następstwa nigdy nie zostają usunięte
z ciała i
umysłu.
Wskutek tego wszystkie próby reform i cała socjalna praca, wszelkie polityczne
wysiłki, każdy wzrost ekonomicznej koniunktury i każde pozorne wzbogacenie
wiedzy
naukowej szły na marne. Naród i organizm, który czynił możliwym życie na tej
ziemi - czyli
państwo, nie stawały się zdrowsze, lecz zanikały coraz bardziej . Świetność
starego
imperium nie oparła się wewnętrznej słabości i wszelkie próby wzmocnienia Rzeszy
kończyły
się niczym, ponieważ uparcie ignorowano najbardziej podstawowe problemy.
To dlatego w sierpniu 1914 roku naród nie ruszył z determinacją do walki.
Ostatnim
przebłyskiem narodowego instynktu samozachowawczego było przeciwstawienie się
przeważającym siłom marksizmu i pacyfizmu, kaleczącego ciało naszego narodu.
Ale ponieważ w tych rozstrzygających dniach nikt nie zdawał sobie sprawy z
istnienia
wewnętrznego wroga, cały opór był daremny, a opatrzność nie dała w nagrodę
zwycięstwa,
lecz zapanowało prawo odwiecznej zemsty.
ROZDZIAŁ XII
Pierwszy okres w rozwoju
Narodowosocjalistycznej
Niemieckiej Partii Robotniczej
Gdy na końcu tego tomu wyjaśniałem pierwszy okres rozwoju naszego ruchu i
wspomniałem krótko o liczbie spraw z nim związanych, moim zamiarem nie było dać
rozprawy o teoretycznych celach ruchu. Ma on bowiem zadania i cele tak ogromne,
że
musiałbym poświęcić cały tom, aby to omówić. Dlatego ograniczę się do zasad
dotyczących
programu tego ruchu i próby pokazania, co rozumiemy przez słowo "państwo". Przez
"my"
rozumiem setki tysięcy ludzi, którzy pragną tych samych rzeczy, ale nie znajdują
słów na
wyrażenie tego, co niepokoi ich umysły. Znaczącym faktem wszystkich wielkich
reform jest
to, że na ich czele jako przywódca stoi tylko jeden człowiek, ale za to
popierany przez
miliony. Często jego cel jest taki sam, jak setek tysięcy ludzi, które pragnęły
go w tajemnicy
od wieków, aż do czasu, gdy ktoś głośno wypowie to uniwersalne żądanie i
pokieruje nim do
zwycięstwa nowej idei jako chorąży.
Głębokie poczucie niezadowolenia milionów ludzi dowodzi, że ich serca żywią
pragnienie całkowitej zmiany warunków życia.
Pierwszym i głównym zagadnieniem odrodzenia naszej narodowej siły politycznej
jest
odbudowanie naszego narodowego instynktu samozachowawczego, ponieważ
doświadczenie pokazuje, że budowanie polityki zagranicznej, a także oszacowanie
znaczenia jakiegoś państwa w mniejszym stopniu opiera się na istniejącym
uzbrojeniu niż na
znanej bądź wyobrażonej sile obrony narodu. Porozumienie zawiera się nie z
bronią, ale z
ludźmi. Wskutek tego naród brytyjski będzie uważany za najcenniejszego
sprzymierzeńca w
świecie tak długo, jak długo świat będzie oczekiwał od kierownictwa
bezwzględności i
nieustępliwości w dążeniu do rozstrzygnięcia rozpoczętej walki, prowadzonej przy
użyciu
wszystkich środków i bez oglądania się na czas, a poniesione ofiary doprowadzą
do
zwycięstwa.
Młody ruch, mający na celu między innymi ustanowienie na nowo niemieckiego,
suwerennego państwa, będzie musiał skoncentrować swoje siły na uzyskaniu
poparcia mas.
Nasze tak zwane "narodowe mieszczaństwo" jest tak beznadziejne, że z całą
pewnością nie
należy się spodziewać z tej strony poparcia mocnej narodowej wewnętrznej i
zagranicznej
polityki. Jednakże z powodu tej samej głupoty niemieckie mieszczaństwo wykazało
postawę
biernego oporu, nawet przeciwko Bismarckowi, w godzinie nadejścia liberalizmu.
Także
teraz, mając na uwadze jego przysłowiowe tchórzostwo, nie ma powodu obawiać się
z tej
strony aktywnego oporu.
Inaczej jest z masami naszych rodaków o internacjonalistycznych sympatiach. Im
bardziej prymitywna natura, tym większe skłonności do myśli o przemocy - ich
żydowscy
przywódcy są bardziej brutalni i bezwzględni.
Dodać należy do tego jeszcze fakt, że kierownictwo tych partii narodowej zdrady
przeciwstawia się i przeciwstawiać się musi każdemu ruchowi, ze względu na
instynkt
samozachowawczy. To jest historycznie niepojęte, żeby naród niemiecki mógł
powrócić do
swojego dawnego znaczenia bez uprzedniego rozliczenia się z tymi, co dali impuls
przerażającej klęsce, która nawiedziła nasze państwo. Listopad 1918 roku nie
będzie
oceniany jako zdrada stanu, ale jako zdrada narodu.
Dlatego też każda idea przywrócenia Niemcom niezależności jest nieodłącznie
związana z odbudowaniem zdecydowanego ducha naszego narodu.
Dla nas było już jasne w 1918 roku, że głównym celem nowego ruchu musi być
obudzenie poczucia narodowościowego w masach. Z taktycznego punktu widzenia
wynika
cały szereg warunków:
1. Aby pozyskać masy dla narodowego ruchu żadna ofiara nie jest zbyt wielka, ale
ruch, którego celem jest pozyskanie niemieckiego robotnika dla niemieckiego
narodu, musi
zrozumieć, że ekonomiczne ofiary nie są jego podstawowym czynnikiem tak długo,
jak długo
utrzymanie i niezależność istnienia narodowej gospodarki nie jest przez nie
zagrożona.
2. Unarodowienie mas nigdy nie może być skutecznie osiągnięte za pomocą
półśrodków albo łagodnego stwierdzenia typu: "obiektywny punkt widzenia", ale
przez
zdecydowaną i fanatyczną koncentrację na przedmiocie swojego celu. Masy nie
składają się
z profesorów i dyplomatów. Człowiek, który pragnie pozyskać zwolenników, musi
znać klucz,
którym otworzy ich serca. To nie oznacza słabości, ale zdecydowanie i siłę.
3. Pozyskanie ludzkich dusz może się zakończyć powodzeniem tylko wtedy, gdy
podczas prowadzenia walki o polityczne cele równocześnie zniszczymy tych, którzy
się temu
sprzeciwiają.
Masy są częścią przyrody i nie muszą rozumieć wzajemnego uścisku dłoni między
ludźmi, którzy są w opozycji do siebie. Oni pragną zobaczyć zwycięstwo
mocniejszego i
zniszczenie słabszego.
4. Włączenie tej części narodu, która wyodrębniła się jako klasa, do
społeczeństwa
albo po prostu państwa, będzie skuteczne nie przez poniżenie wyższych klas, ale
przez
podniesienie niższych. Z tym że klasa biorąca udział w tym procesie nigdy nie
może być
wyższą klasą, ale tą, która walczy o prawo równości. Dzisiejsze mieszczaństwo
nie zostało
włączone do państwa wskutek pomocy szlachty, ale przez swoją działalność
prowadzoną
pod własnym przywództwem.
Najpoważniejszą przeszkodą na drodze do zbliżenia robotników nie jest ich
zazdrość
o swoje klasowe interesy, ale postawa międzynarodowego przywództwa, które jest
wrogie
narodowi i ojczyźnie. Te same związki zawodowe, kierowane w fanatycznie
narodowym
duchu w odniesieniu do polityki i narodowości, przemienią miliony robotników w
bardzo
wartościowych członków narodu i to nie będzie miało żadnego związku z walką
pojawiającą
się tu i tam w dziedzinie gospodarczej .
Ruch, który uczciwie odzyska niemieckiego robotnika dla niemieckiego narodu i
uratuje go przed szaleństwem internacjonalizmu, musi znajdować się w opozycji do
postawy
obowiązującej wielkich pracodawców, którzy pojmują narodowość w sensie
bezradnej,
ekonomicznej zależności pracownika od pracodawcy.
Robotnik grzeszy wobec wspólnej narodowości, gdy bez własnego stosunku do
wspólnego dobra i bezpieczeństwa narodowej gospodarki głosi zdziercze żądania z
ufnością
w swoją siłę, tak wyniośle, jak to robotnik potrafi; pracodawca, kiedy nadużywa
roboczej siły
narodu przez nieludzkie metody jej eksploatacji i domaga się zdzierczych
profitów z potu
milionów ludzi.
Dlatego rezerwą, z której powinien czerpać zwolenników młody ruch, musi być
młode
ciało robotników. Jego zadaniem będzie zwrócenie ich społeczeństw wolnych od
szaleństwa
internacjonalizmu, socjalnego ubóstwa, podniesionych z kulturalnego upadku i
przemienienie
w trwały, wartościowy, pełen narodowych uczuć i aspiracji element społeczeństwa.
Naszym celem oczywiście nie jest dokonywanie przewrotu w obozie narodowym, ale
zwyciężenie antynarodowego obozu dla osiągnięcia naszych celów. Ta zasada jest
absolutną podstawą dla taktyki kierowania naszym ruchem.
Ta konsekwentna i dlatego jasna postawa musi być wyrażona w propagandzie ruchu i
będzie konieczna z propagandowych względów.
Propaganda, zarówno w treści, jak i w formie, tak powinna być ukształtowana, aby
pozyskać masy: jedynym kryterium jej poprawności jest osiągnięcie sukcesu w
praktyce. Na
dużym ludowym zgromadzeniu najskuteczniejszym mówcą nie jest ten, kto jest
najbardziej
bliski wy kształconej części słuchaczy, ale ten, który zdobywa serca tłumu.
Cel ruchu politycznych reform nie jest nigdy osiągany pracą wyjaśniającą lub
przez
uzyskanie wpływu na utrzymanie siły, ale wyłącznie przez wzięcie w posiadanie
siły
politycznej .
Zamach stanu nie może być uważany za pomyślny wtedy, kiedy rewolucjoniści biorą
w posiadanie administrację, ale tylko wtedy, gdy sukces w osiąganiu ich celów i
intencji
realizuje się w takich rewolucyjnych działaniach, które przynoszą narodowi
więcej dobrego
niż miał on za poprzedniego reżimu. Dlatego nie można mówić o niemieckiej
rewolucji
jesienią I 9 I 8 roku jako o akcie terroru.
Jeżeli zdobycie politycznej siły jest wstępem do przeprowadzenia reform w
praktyce,
wówczas ruch od pierwszego dnia swego istnienia musi czuć się w reformatorskich
intencjach ruchem społecznym, a nie klubem kawiarnianym czy partią małych
drobnomieszczańskich kombinatorów.
Ten młody ruch jest w swojej istocie i organizacji ruchem antyparlamentarnym, to
znaczy sprzeciwia się każdej teorii opartej na zasadzie głosowania i
przyjmowania woli
większości, zakładającej, że lider jest tylko po to, by wypełniać rozkazy i
stosować się do
opinii innych. We wszelkich sprawach, małych i dużych, ruch opowiada się za
zasadą
niekwestionowanego autorytetu przywódcy, autorytetu połączonego z pełną
odpowiedzialnością.
Jednym z głównych zadań ruchu jest wprowadzenie tej zasady jako decydującej i to
nie tylko w swoich własnych szeregach, ale w całym państwie.
Ostatecznie, nie jest obowiązkiem ruchu utrzymanie czy odbudowa jakiejkolwiek
formy państwa w opozycji do jakiejś innej, ale raczej stworzenie fundamentalnych
zasad, bez
których nie może istnieć ani republika, ani monarchia. Jego misją nie jest
utworzenie
monarchii czy ustanowienie republiki, ale stworzenie państwa niemieckiego.
Zagadnieniem wewnętrznej organizacji ruchu nie jest sprawa zasady, ale
celowości.
Najlepszą organizacją jest ta, która wprowadza jak najmniej, a nie najwięcej
biurokratycznej
machiny państwa pomiędzy przywódców a jednostki od nich zależne. Dlatego
zadaniem
organizacji ma być przekazywanie określonych idei - które zawsze mają swój
początek w
umyśle jednostki - ogółowi, a także zadbanie o ich zrealizowanie.
Gdy zacznie wzrastać liczba zwolenników, będą z nich tworzone małe grupy
stanowiące komórki przyszłych organizacji politycznych.
Wewnętrzna organizacja ruchu powinna być oparta na następujących zasadach:
Koncentracja całej pracy od samego początku w jednym miejscu - Monachium.
Należy stworzyć sztab zwolenników o nieskazitelnej wiarygodności oraz szkołę,
której
zadaniem w przyszłości będzie propagowanie idei ruchu. Z czasem nastąpi
uzyskanie
koniecznego autorytetu dzięki wielkim i rzucającym się w oczy sukcesom,
skupionym w tym
jednym centrum.
Lokalne grupy mogą być kształtowane tylko wtedy, gdy władza kierownictwa w
Monachium zyska konieczny dowód uznania.
Kierownictwu oprócz siły woli jest potrzebna zdolność, będąca źródłem energii o
większej wadze, niż ta płynąca z genialności. Najcenniejsze jest połączenie tych
trzech
wartości.
Przyszłość ruchu zależy od fanatyzmu, a nawet nietolerancji; przy ich pomocy
zwolennicy bronią go jako słusznego ruchu i kultywują w opozycji do programów o
podobnym charakterze.
Jest wielkim błędem myśleć, że ruch staje się mocniejszy przez połączenie go z
innymi o podobnych celach. Przyznaję, że każdy wzrost rozmiarów oznacza
poszerzenie
zakresu i w - oczach postronnych obserwatorów - także jego siły. W
rzeczywistości jednak
na ruch pada ziarno słabości, która w późniejszym czasie daje o sobie znać.
Wielkość każdej aktywnej organizacji, która stanowi uosobienie jakiejś idei,
leży w
duchu religijnego fanatyzmu i nietolerancji, przy pomocy tych czynników atakuje
pozostałych,
będąc fanatycznie przekonaną o swojej słuszności. Jeżeli idea sama w sobie jest
słuszna i
zostaje wyposażona w taką broń, to jest niezwyciężona w prowadzeniu wojny na tej
ziemi.
Wielkość chrześcijaństwa leży w nieubłaganym, fanatycznym głoszeniu i obronie
swojej własnej doktryny, a nie w próbach pogodzenia go z filozoficznymi
poglądami
starożytnych, najbardziej zbliżonych do niej.
Członkowie ruchu nie mogą dać się zastraszyć nienawiścią wrogów naszego narodu i
ich teoriami rządzenia, a także słowami: oni muszą widzieć to wszystko. Kłamstwa
i
oszczerstwa są nierozerwalnie związane z tą nienawiścią.
Każdy człowiek, który nie jest atakowany, zniesławiany i szkalowany w żydowskiej
prasie, nie jest prawdziwym Niemcem, nie jest prawdziwym narodowym socjalistą.
Najlepszym kryterium wartości jego uczuć, prawdziwości jego przekonań i siły
woli jest
okrucieństwo okazywane mu przez wrogów naszego narodu.
Ruch powinien stosować wszelkie środki, aby wpoić szacunek dla jednostki.
Powinien
zachować w pamięci, że wartość każdego człowieka leży w osobowości, że każda
idea,
każdy czyn jest rezultatem pracy twórczej jakiegoś człowieka i że podziw dla
wielkości nie
jest po prostu ofiarą dziękczynną, ale stanowi więź jednoczącą wszystkich
wdzięcznych mu
za to. Osobowości nie można niczym zastąpić.
W najwcześniejszym okresie naszego ruchu cierpieliśmy ogromnie z powodu faktu,
że nasze nazwiska nie miały znaczenia i były nieznane; to samo przez się daje
niewielką,
całkowicie niejasną szansę sukcesu. Społeczeństwo, oczywiście, nic o nas nie
wiedziało. W
Monachium nikt nawet nie znał nazwy partii, z wyjątkiem niewielkiej liczby jej
członków i ich
znajomych. Dlatego podstawową sprawą było rozszerzenie tego małego kręgu i
pozyskanie
nowych zwolenników i doprowadzenie - za wszelką cenę - do tego, aby nazwa ruchu
stała
się znana.
W tym celu próbowaliśmy początkowo co miesiąc, a później co dwa tygodnie
odbywać spotkania. Zaproszenia pisaliśmy częściowo na maszynie, a częściowo
ręcznie.
Przypominam sobie, jak dostarczyłem przy takiej okazji osiemdziesiąt karteczek,
a
wieczorem oczekiwaliśmy na przybycie tłumów. Po odroczeniu spotkania o godzinę
przewodniczący musiał je otworzyć dla siedmiu. uczestników, poza nami nikt nie
przyszedł!
M y, biedacy, zebraliśmy niewielką sumę i w końcu zamieściliśmy ogłoszenie o
spotkaniu w "Munchener Beobachter" - niezależnej gazecie. Tym razem sukces był
zdumiewający.
Na odbycie tego zebrania wynajęliśmy pomieszczenie. Już o godzinie siódmej
obecnych było sto jedenaście osób i rozpoczęliśmy zebranie. Jeden z
monachijskich
profesorów wygłosił wprowadzające przemówienie, a ja miałem zabrać głos jako
drugi.
Przemawiałem przez trzydzieści minut i teraz sprawdziło się to, co instynktownie
czułem, ale
czego nie byłem pewien potrafiłem przemawiać. Po trzydziestu minutach
publiczność w
małej sali była zelektryzowana, a entuzjazm był taki, że mój apel spowodował
wśród
obecnych gotowość podarowania nam trzystu marek na koszty' działalności. To
uwolniło nas
od wielkiego zmartwienia.
Ówczesny przewodniczący partii, pan Harrer, był z zawodu dziennikarzem, ale jako
przywódca partii miał jedną wadę, nie był dobrym mówcą. Chociaż dokładna i
sumienna była
jego praca, brakowało mu siły przewodzenia. Pan Drexler, ówczesny lokalny
przewodniczący
ruchu w Monachium, był prostym robotnikiem i również nie sprawdzał się jako
mówca;
ponadto nie byłżołnierzem. On nigdy nie brał udziału w wojnie - tak więc oprócz
tego, że
oczywiście był słaby i niezdecydowany, nigdy nie miał tej jedynej praktyki
sprawiającej, że
mężczyzna traci łagodność i niezdecydowaną osobowość. Dlatego żaden z nich nie
posiadał
umiejętności przyswojenia fanatycznej wiary w zwycięstwo na rzecz jakiegokolwiek
ruchu.
Ja sam byłem wtedy jeszcze żołnierzem.
Najbardziej ze wszystkich ruchów marksistowscy zdrajcy narodu musieli
nienawidzić
tego, którego jawnym celem było pozyskanie mas, pozostających do tej pory na
usługach
marksistowsko-żydowskich partii giełdowych. Nazwa Niemiecka Partia Robotnicza
była
irytująca.
Przez całą zimę 1919-1920 roku naszą jedyną walką było wzmocnienie wiary w
zwycięską moc młodego ruchu i doprowadzenie do fanatyzmu mającego siłę
przesuwania
gór.
Spotkanie "Deutches Reich" przy Dachauer Strasse jeszcze raz udowodniło, że
miałem rację. Audytorium liczyło ponad dwieście osób i nasz sukces, zarówno co
do
frekwencji, jak i finansów, był olśniewający. Miesiąc później na nasze spotkanie
przyszło
ponad czterysta osób.
Nie bez przyczyny ten młody ruch oparto na jasno sprecyzowanym programie i nie
posługiwano się słowem "ludowy" (volkisch). Z braku możliwości precyzyjnego
określenia
tego pojęcia nie daje ono żadnemu ruchowi możliwości oparcia się na nim.
Ponieważ jest
ono trudne do zdefiniowania, w praktyce jest otwarte na różnorodne
interpretacje, a jego
zakres jest za szeroki. Wprowadzenie do politycznej walki pojęcia tak osiągnąć
to, czego nie
można pozostawić jednostce do ustalenia według jej indywidualnych pragnień i
przekonań.
Nie potrafię wystarczająco ostrzegać tego młodego ruchu przed wciągnięciem go w
sieć tak zwanych "milczących robotników". Oni są nie tylko tchórzami, ale także
osobnikami
pozbawionymi zdolności i leniami. Człowiek znający sprawę rozpoznaje potencjalne
nie
bezpieczeństwo i dostrzega środki mogące mu zaradzić, jego obowiązkiem jest -
nie praca w
milczeniu ale wystąpienie publiczne przeciwko złu i praca nad jego uleczeniem.
Jeżeli nie
czyni tego, jest słabym, zapominającym o obowiązkach człowiekiem, który "
wysiada"
zarówno z tchórzostwa, jak i lenistwa oraz braku zdolności. nieokreślonego i o
tak dużych
możliwościach interpretacji zmierzałoby do zniszczenia społecznego celu w walce
po to, by
Tak oto zwykle reaguje większość tych "milczących robotników", jakby wiedzieli
Bóg wie co.
Oni zupełnie nie mają zdolności, a przy tym jeszcze usiłują oszukać cały świat;
są leniwi, a
sprawiają wrażenie ogromnie zajętych działalnością - tą ich "milczącą" robotą.
Krótko
mówiąc, oni są oszustami, politycznymi spekulantami, którzy nienawidzą uczciwej
pracy,
wykonywanej przez innych. Każdy agitator, który odważnie stanie w tawernie
przeciwko nim,
śmiało broniąc swoich poglądów, uzyska większy efekt niż tysiąc takich
płaszczących się,
podstępnych hipokrytów.
Na początku 1920 roku nalegałem na zorganizowanie pierwszego wielkiego,
masowego zebrania. Pan Harrer, który był wówczas przewodniczącym partii, nie
zgadzał się
z moimi poglądami i z honorem ustąpił ze stanowiska w ruchu. Jego następcą
został Drexler.
Ja podjąłem się organizacji propagandy w ruchu i kontynuowałem ją bezwzględnie
dalej.
Dwudziesty czwarty lutego 1920 roku był datą wyznaczenia pierwszego wielkiego
masowego wiecu, który do tej pory był nie znany naszemu ruchowi. kierowałem nim
osobiście.
Wybraliśmy kolor czerwony jako najbardziej rzucający się w oczy i było bardzo
prawdopodobne, że rozdrażni to i zirytuje naszych przeciwników politycznych i
dlatego
najpewniej zachowają nas w pamięci.
Rozpoczął się wiec; o godzinie siódmej piętnaście poszedłem przez salę przy
Hofbrahausfestsaal w Platzl w Monachium, a moje serce omal nie pękło z radości.
Tamta
wielka sala - taką mi się wówczas wydawała - była szczelnie wypełniona przez
niemal dwutysięczne
audytorium.
Kiedy pierwszy mówca skończył, ja zacząłem przemawiać. W ciągu kilku pierwszych
minut przerywano mi wielokrotnie, wśród zgromadzonych na sali powstały gwałtowne
awantury. Garstka oddanych mi towarzyszy wojennych i kilku innych zwolenników
zajęła się
zakłócającymi porządek i po chwili przywróciła spokój. Mogłem kontynuować. Pół
godziny
później aplauz zagłuszał krzyki i gwizdy i w końcu, kiedy objaśniłem dwadzieścia
pięć
punktów, miałem przed sobą hol pełen ludzi połączonych nową myślą, nową wiarą,
nową
wolą. Zapłonął ogień, z którego wyłonił się miecz przeznaczony do odzyskania
wolności i
życia niemieckiego narodu.
W następnych rozdziałach w szczegółach opiszę kierujące nami zasady, zawarte w
naszym programie.
Te, tak zwane inteligenckie klasy, śmiały się i Żartowały w swoich próbach
dokonania
krytycznej oceny. Ale skuteczność naszego programu dostarczała najlepszych
dowodów na
prawidłowość naszych poglądów.
Część II
Ruch
narodowosocjalistyczny
ROZDZIAŁ I
Światopogląd a partia
Było jasne, że nowy ruch nie dawał nadziei na osiągnięcie znaczenia i siły
potrzebnych w wielkiej walce, jeśli nie zapewniał od samego początku
wszczepienia w serca
zwolenników imponującego przeświadczenia, że nie dostarcza życiu politycznemu
nowego,
wyborczego hasła, ale przedstawia nowy światopogląd jako zasadę.
Powinno się rozważyć, jak godne pożałowania są motywy partii, będące w swej
istocie programem, który jest od czasu do czasu wygładzany i przemodelowywany.
Dominuje
tam jeden motyw prowadzący albo do nanoszenia nowych, albo do zmiany już
istniejących
ustaleń - niepokój o rezultaty następnych wyborów.
Po zakończeniu wyborów członek parlamentu wybrany na pięć lat - chodzi każdego
ranka do gmachu parlamentu - być może nie do wnętrza, ale do miejsca, gdzie
znajduje się
lista obecności.
Jego męcząca, służąca ludziom praca prowadzi do zaznaczenia jego nazwiska i w
zamian za wyczerpujący, codzienny wysiłek otrzymuje niewielkie honorarium, jako
dobrze
zapracowane wynagrodzenie.
Nie ma nic bardziej przygnębiającego od obserwowania trzeźwym okiem zjawisk
zachodzących w parlamencie i przypatrywania się stale powtarzającym się zdradom.
Na takim gruncie intelektualnym nie należy się spodziewać wytworzenia w obozie
burżuazyjnym sił zwalczających zorganizowane siły marksizmu.
Rzeczywiście, gentlemani w parlamencie nie myślą o tym poważnie.
Obserwując to, dochodzi się do wniosku, że dla wszystkich partii o tak zwanych
burżuazyjnych tendencjach polityka polega aktualnie wyłącznie na szamotaniu się
o każde
miejsce w parlamencie, z którego i tak zostają w odpowiednim momencie wyrzuceni
za burtę
jak piasek-balast. Ich programy są naturalnie stanowcze, a ich siły oceniane są
- okrężną
oczywiście drogą - w zgodności z tym. Oni nie posiadają wielkiego magnetycznego
przyciągania, na które reagują masy pod natarczywym oddziaływaniem wielkich i
wzniosłych
idei, jak nie kwestionowana wiara połączona z fanatyczną, wojowniczą odwagą. Ale
w
czasie, gdy jedna strona uzbrojona w tysiące częstokroć kryminalistów, atakuje
istniejący
stan rzeczy, druga strona może tylko wyrazić swój sprzeciw, pod warunkiem, że
przybierze
formę nowej wiary - w naszym wypadku politycznej - odrzuci słaby, bojaźliwy,
defensywny
stosunek na korzyść śmiałego i bezwzględnego ataku.
Koncepcja "popularna" (Volkisch) wydaje się być niesprecyzowana i pozbawiona
praktycznych ograniczeń, dająca się zmiennie interpretować jako słowo "Religious".
Obie
zawierają ustalone podstawowe elementy wiary. A chociaż nie posiadają jeszcze
ostatecznego
znaczenia, nie wznoszą się powyżej wartości poglądów, które muszą być w jakimś
stopniu przyjęte, dopóki nie utrwalą się jako podstawowe elementy w ramach
partii
politycznej.
Dla samego sentymentu czy pragnienia ludzkość nie jest zdolna do zmiany
światowych ideałów i żądań,
które poza tym pojawiają się w rzeczywistości, jako że chce osiągnąć wolność
jedynie
poprzez powszechne jej pragnienie. Nie jest to możliwe, dopóki idea zmierzająca
w kierunku
niepodległości nie zostanie wsparta przez walczącą organizację w formie siły
militarnej, która
znakomicie zrealizuje żądania narodu.
Jakakolwiek światowa idea, będąca tysiąckrotnie prawdziwą i korzystną dla
ludzkości,
nie będzie miała siły i znaczenia w narodzie, dopóki jej zasady nie utworzą bazy
walczącego
ruchu, zdolnego utrzymać się w ramach partii do czasu, aż działanie zostanie
ukoronowane
sukcesem, a dogmaty partii staną się nowymi, podstawowymi prawami państwa
obowiązującymi całe społeczeństwo.
Powszechny stosunek do politycznych prądów jest u nas dzisiaj oparty zwykle na
wyobrażeniach, że atrybutami państwa powinna być twórcza i cywilizująca moc,
państwo nie
odgrywa roli w kwestiach dotyczących rasy, ale jest wynikiem potrzeb
ekonomicznych, a w
najlepszym przypadku, naturalnym rezultatem działań politycznych. Konkludując -
te
podstawowe zasady prowadzą nie tylko do fałszywego przedstawienia kwestii
rasowych, ale
również do braku oznaczenia ich indywidualnych charakterystycznych wartości.
Przecząc
różnicy między rasami przejawiającej się w zdolności do rozwijania kultury,
rozszerzamy ten
wielki błąd na kształtowanie sądów dotyczących podstaw jednostki ludzkiej. Z
założenia, że
wszystkie rasy są równe pod względem charakteru, będzie wynikać podobna droga
rozwoju
poszczególnych narodów czy też jednostek. Tak oto międzynarodowy marksizm jest
jedynie
ogólnym poglądem na świat - który obowiązywał od dawna - przetworzonym przez
Żyda
Karola Marksa w formę sprecyzowanych wyznań politycznego credo. Brak fundamentów
tego trochę trującego procesu już w ogólnym działaniu czyni niemożliwym
nadzwyczajny
sukces polityczny tej doktryny. Karol Marks był w rzeczywistości po prostu
jednym z
milionów, któremu udało się rozpoznać nieomylnym okiem proroka w trzęsawisku
skorumpowanego świata niezbędną truciznę i wyekstrahował ją z magiczną
zręcznością w
skoncentrowanej formie, ażeby spowodować szybszą destrukcję niepodległych bytów
wolnych narodów świata. A wszystko po to, ażeby służyć swojej własnej rasie.
Na tej drodze doktryna marksistowska jest intelektualnym skrótem dzisiejszych
ogólnoświatowych poglądów.
W tej części światowej kultury i cywilizacji są nie dające się rozwikłać
problemy,
związane z obecnością aryjskiego elementu. Jeśli on wyginie albo zmniejszy swą
liczebność,
czarna maska okresu upadku kultury znowu spadnie na glob.
Dla każdego, kto patrzy na świat okiem nacjonalisty, każda wyrwa w istnieniu
cywilizacji ludzkiej, powodowana przez zniszczenie rasy, która ją podtrzymuje,
będzie się
wydawać w tym świetle przeklętą zbrodnią. Ktokolwiek śmie kłaść swoją rękę na
najszlachetniejszą podobiznę Boga, grzeszy przeciwko łaskawemu Stwórcy tego cudu
i
zasługuje na wypędzenie z raju.
Mamy wszyscy świadomość, że w dalekiej przyszłości rodzaj ludzki będzie miał do
czynienia z problemami, którym będzie musiał stawić czoła i uczyni to
najszlachetniejsza
rasa wysunięta na przywódcę świata i popierana przez siły całego globu.
Organizacja polityki światowej może dać wyniki tylko przez dokładne, wyraźne,
publiczne wypowiedzi; zasady polityczne partii, która jest w okresie formowania
się, są dla
niej tym, czym dogmaty dla religii.
Dlatego polityka narodowa musi mieć jakiś instrument, który umożliwi nam obronę
przed takimi siłami - jaką właśnie jest teraz partia marksistowska, otwierająca
drogę do
internacjonalizmu. To jest cel, do którego dąży NSDAP.
Spostrzegłem więc, że moim specjalnym zadaniem jest wyciągnąć główne pojęcia z
masy nieukształtowanego materiału uniwersalnej światowej teorii i przekształcić
je w mniej
czy bardziej dogmatyczne formy, które jasno sformułowane powinny być rodzajem
solidnego
połączenia tych wszystkich, którzy je wspierają. Innymi słowy, NSDAP podejmuje
się
zaadaptować istotne zasady uniwersalnej, narodowej, światowej teorii. I mając
należyty
wzgląd na praktyczne możliwości czas, podaż czynnika ludzkiego i jego słabości -
formułować
z nich jakieś polityczne credo, które powinno w najbliższym czasie być
wstępnym warunkiem
ostatecznego triumfu światowej teorii, kiedy takie właśnie metody
umożliwią silne
związanie
organizacyjne wielkich mas ludzkich.
ROZDZIAŁ II
Państwo
Już w latach 1920-1921 świat burżuazyjny, który potępiał nasz stosunek do
państwa,
oskarżył nasz młody ruch. Z tego powodu partie polityczne wszelkiego rodzaju
uznały, że
trzeba przy pomocy wszystkich możliwych środków zniszczyć młodego, kłopotliwego
obrońcę światopoglądu. Oni rozmyślnie zapomnieli o tym, że świat burżuazyjny
reprezentuje
pogląd, iż państwo nie jest jednolitym ciałem, a więc nie ma i być nie może
logicznej definicji
tego słowa.
W dodatku w naszych wyższych szkołach państwowych nauczyciele, wykładowcy
prawa państwowego, muszą znajdować uzasadnienie dla mniej lub więcej
szczęśliwego bytu
państwa, które im płaci. Gorsza konstytucja państwa, głupsza, bardziej napuszona
i mniej
zrozumiała - to określenia powstałe z takiej właśnie przyczyny. Jak na przykład
mógł
profesor wyższej uczelni napisać kiedyś o znaczeniu i celu państwa w kraju,
którego byt
państwowy jest najgorszą potwornością XX wieku? Naprawdę trudne zadanie!
Można wyróżnić wśród nich trzy grupy:
Do pierwszej grupy można zaliczyć tych, którzy widzą państwo jako więcej czy
mniej
dobrowolny zbiór ludzi pod administracją rządu. Dla nich istnienie państwa
stanowi wyłącznie
żądanie jego nienaruszalności. Na poparcie tej szalonej koncepcji ludzkiego
umysłu
wyrażają podziw dla tak zwanego "państwowego autorytetu".
To nie państwo ma służyć ludziom, ale ludzie mają oddawać cześć autorytetowi
państwa, który przybiera ostatecznie formę ducha biurokracji.
Druga grupa nie uważa, aby autorytet państwa był wyłącznym i jedynym celem
państwa, ale liczy się tu jeszcze dobro poddanych. Rozważanie "wolności" niewłaściwie
rozumiane przez większość wchodzi w skład tej koncepcji państwa. Sam fakt, że
istnieje
rząd, nie jest wystarczającym powodem, by otaczać go najwyższą czcią, ale musi
zdać
egzamin pod względem praktycznym. Najwięcej zwolenników tego poglądu jest wśród
naszego, niemieckiego mieszczaństwa, a szczególnie wśród liberalnych demokratów.
Trzecia grupa jest liczebnie najsłabsza. Postrzega ona państwo jako środek
realizacji
bardzo niejasno wyobrażonych tendencji polityki siły przez zjednoczony naród,
mówiący tym
samym językiem.
Naprawdę mógł niepokoić sposób, w jaki ludzie, wyrażając przez ostatnie sto lat
swoje poglądy - większość z nich w dobrej wierze - używali słowa "germanizacja".
Pamiętam,
jak w mojej młodości to słowo prowadziło do zaskakująco błędnych koncepcji. W
pangermańskich
kręgach sugerowano, że z pomocą rządu można pomyślnie dokonać
germanizacji słowiańskiej ludności Austrii. Trudno sobie wyobrazić, że
ktokolwiek mógł
myśleć, że z Murzyna albo Chińczyka można zrobić Niemca, tylko dlatego, że
nauczył się
języka niemieckiego i może mówić nim przez resztę swego życia oraz głosować na
jakieś
niemieckie partie polityczne.
Ten proces oznacza początek mieszania naszej rasy i w naszym przypadku nie
germanizację, ale niszczenie niemieckiego elementu.
Ponieważ narodowość, a raczej rasa nie jest sprawą języka, ale krwi, można by
było
prowadzić dyskusję o germanizacji, gdyby ten proces mógł spowodować wymianę
krwi. Jest
to jednak niemożliwe. To musiałoby się odbyć przez zmieszanie krwi, co
oznaczałoby
obniżenie poziomu wyższej rasy.
Historia pokazuje, że miała miejsce germanizacja "ziemi", dokonana przez naszych
przodków mieczem, która przyniosła korzyści, ponieważ to była kolonizacja
dokonana dzięki
rolnictwu. Zawsze, kiedy obcą krew wprowadzano do ciała naszego narodu,
nieszczęśliwym
skutkiem tego faktu była utrata naszego narodowego charakteru.
Główną zasadą, którą musimy zauważyć, jest to, że państwo nie jest celem, ale
środkiem. Jest podstawą, na której opiera się kultura, ale ono nie dało jej
początku. To raczej
obecność rasy wyposażonej w możliwości cywilizacyjne wytworzyła ją. Mogłyby być
setki
modeli państwa na świecie, ale jeżeli skończyłoby się aryjskie podtrzymywanie
kultury, nie
istniałaby ona obecnie na intelektualnym poziomie największych narodów. Możemy
iść
nawet dalej i powiedzieć, że fakt, iż ludzie kształtują państwa, nie eliminuje
możliwości
zaniku ludzkiej rasy, zakładając, że większe intelektualnie zdolności i
możliwości
przystosowania zaczynają gubić.
Stąd koniecznym warunkiem dla stworzenia lepszej natury ludzkiej nie jest
państwo,
ale rasa, która posiada w tym celu niezbędne własności.
Narody czy jeszcze lepiej rasy, posiadające kulturalne i twórcze talenty, mają
te
pożądane, ukryte zalety, choćby nawet zewnętrzne okoliczności, niekorzystne w
danym
momencie, wstrzymywały ich rozwój. Dlatego jest oburzającym przedstawianie
Niemców w
erze przedchrystusowej jako pozbawionych kultury barbarzyńców. Nigdy nimi nie
byli.
Surowy klimat północnej ojczyzny zmuszał ich do życia w warunkach, które stawały
na
drodze rozwoju ich twórczych zdolności. Jeżeli nie było tam żadnego klasycznego,
antycznego świata i gdy przybywał on do łaskawszych, południowych krajów,
spotykał się z
technicznymi urządzeniami stworzonymi dzięki wykorzystaniu dla swoich celów
niższych ras
i zdolności tworzenia kultury, które w nich drzemały i umożliwiły stworzenie
kwitnącego i tak
wspaniałego świata, jak w rzeczywistości miało to miejsce w przypadku Greków.
Dopiero kiedy naród jest zdrowy we wszystkich częściach, na ciele i duszy, wtedy
radość z przynależności do niego może odpowiednio wzrosnąć do tego wzniosłego
uczucia,
które my nazywamy narodową dumą. Ale ta wzniosła duma pojawi się tylko w
człowieku,
który zna wielkość swojego narodu. Obawa przed szowinizmem, która jest odczuwana
w
naszych czasach, jest oznaką jego bezsilności. Ten świat niewątpliwie przechodzi
okres
wielkich zmian. Pytanie, czy wynik będzie dobry dla ludności aryjskiej, czy
przyniesie on
korzyści nieśmiertelnemu Żydowi?
Dlatego zadaniem narodowego państwa będzie zachowanie rasy i dostosowanie jej
do spełnienia końcowych i największych decyzji na tym globie przez odpowiednie
wykształcenie swojej młodzieży. Naród, który będzie pierwszy na tym polu,
osiągnie zwycięstwo.
Z punktu widzenia rasy wykształcenie powinno być zakończone służbą w armii.
Właśnie dla zwykłych Niemców okres służby wojskowej powinien być zakończeniem
normalnej edukacji.
Chociaż będzie się przykładać wielką wagę do cielesnego i umysłowego szkolenia w
narodowym państwie, wybór najlepszych jednostek będzie bardzo ważny. Jest to
traktowane
dzisiaj bardzo przypadkowo. Stało się regułą, że dzieci rodziców lepszej klasy w
dobrych
okolicznościach uważa się za nadające się do wyższego szkolenia.
Kwestia talentu odgrywa podrzędną rolę. Ocena talentu może być tylko względna.
Syn farmera może mieć daleko większy talent niż syn tych rodziców, którzy od
wielu pokoleń
mają za sobą wysoką pozycję. chociaż ich dziecko ustępuje talentem dziecku
zwykłego
obywatela. Nie ma to żadnego związku z mniejszym czy większym talentem, ale jest
zakorzenione w zasadniczo większym bogactwie wrażeń otrzymanych przez dziecko
jako
rezultat jego bardziej wszechstronnego wykształcenia i bardziej zróżnicowanego
środowiska
jego życia.
Wiedza uzyskana przez wtłaczanie nie wytworzy twórczych jakości, ale tylko te,
które
są inspirowane przez talent. Jednakże nikt w Niemczech nie przykłada do tego
obecnie
żadnej wagi. Tylko krzycząca potrzeba może to ujawnić.
Oto jest następne edukacyjne zadanie dla narodowego państwa. Jego obowiązkiem
nie jest ograniczenie decydującego wpływu znajdującego się w rękach panującej
obecnie
klasy społecznej, ale wyselekcjonowanie najbardziej kompetentnych umysłów z
całej masy
narodu i awansowanie ich na miejsce ich dostojeństwa. Obowiązkiem państwa jest
przekazać pewną określoną edukację w narodowej szkole przeciętnemu dziecku,
jednak
musi ono także dysponować talentem, z którego czerpać będzie radość. Państwo
powinno
uznawać za swój najwyższy obowiązek otwieranie drzwi państwowych instytucji dla
wyższego wykształcenia bez względu na to, jakiego rodzaju talent pojawi się w
danej klasie.
Jest jeszcze inny powód, dla którego państwo powinno zwracać uwagę na tę sprawę.
W Niemczech szczególnie inteligencka klasa jest tak mocno zamknięta w sobie i
oddzielona
od reszty świata, że nie ma powiązań życiowych z niższymi od niej klasami. To
rodzi dwa
chorobliwe skutki: po pierwsze ta klasa nie ma żadnego zrozumienia i sympatii u
ludzi. Zbyt
długo była odcięta od wszystkich powiązań z nimi, aby mogła posiadać konieczne,
psychologiczne zrozumienie u ludzi. Była dla nich obca. Po drugie - tej wyższej
klasie
brakuje podstawowej siły woli, która jest zawsze słabsza pośród inteligencji niż
w
prymitywnych masach. Bóg wie, że my, Niemcy, nigdy nie zawiedliśmy w dziedzinie
wiedzy,
ale zawiedliśmy jako naród najwięcej, jeżeli chodzi o siłę woli i determinację.
Im większymi
intelektualistami byli nasi mężowie stanu, tym słabsza okazywała się większość z
nich w
realnych osiągnięciach. Było naszą narodową, smutną dolą, że musieliśmy walczyć
o życie
ojczyzny pod przewodnictwem kanclerza, który był filozofującym cherlakiem.
Jeżeli
bylibyśmy prowadzeni przez jakiegoś krzepkiego mężczyznę z ludu, zamiast
Bretchmana
Hollwega, grenadiera - nasza heroiczna krew nie byłaby przelana na próżno.
Ponadto
przesadnie intelektualne cechy materiału, z którego nasi przywódcy zostali
ukształtowani,
zapewniły najlepszych możliwych sprzymierzeńców dla tych łajdaków z listopada.
Rzymski kościół katolicki daje przykład, dzięki któremu można się dużo nauczyć.
Celibat obowiązujący jego kapłanów zmusza go do przyciągania przyszłych pokoleń
do
kapłaństwa nie ze swoich własnych szeregów, ale z mas ludzkich. Większość ludzi
jest
nieświadoma tej szczególnej roli celibatu. Jest on podwaliną żywotnej siły i
wynikiem
instynktu samozachowawczego tej starej instytucji. Będzie obowiązkiem narodowego
państwa w jego edukacyjnych możliwościach zajęcie się ciągłym odnawianiem
inteligenckiej
klasy przez świeżą krew z dołów. Obowiązkiem ciążącym na państwie jest
wybieranie z
ogromną troską i dokładnością ze wszystkich nacjonalistów, z całego materiału
ludzkiego "
ludzi dysponujących oczywistym, naturalnym talentem i wcielanie ich do służby
państwowej.
W naszym Świecie, takim jakim jest on obecnie, nie wydaje się to możliwe. Cała
ta praca ma
podwójne znaczenie, czysto moralne i idealistyczne. Jej materialna wartość
polega na
znaczeniu wykonanej pracy, mierzonej nie przez materialny aspekt, ale przez jej
podstawową potrzebę, gdzie - idealnie rzecz ujmując - istnieje równość od
momentu, gdy
każda jednostka w swojej sferze, cokolwiek by to nie było, mobilizuje się sama,
aby zrobić
wszystko, co jest w jej mocy.
Ocena wartości mężczyzny musi zależeć od sposobu, w jaki wykonuje zadanie
powierzone mu przez społeczeństwo. Dla jednostki praca jest tylko środkiem, a
nie celem jej
egzystencji. Musi ona raczej kontynuować formowanie i doskonalenie siebie jako
mężczyzny, ale jest to możliwe tylko w ramach kultury, w której ona uczestniczy
i która musi
mieć zawsze swoje podwaliny w państwie. Obecny czas pracuje na swój własny
upadek -
wprowadza powszechne prawo głosowania, mówi o różnych prawach i nie może podać
żadnego powodu dla takiego myślenia. W jego oczach materialne profity są wyrazem
wartości człowieka, w ten sposób przekreśla podstawę najszlachetniejszej
równości, która by
mogła istnieć.
Równość nigdy nie opiera się i nie może się opierać na samych osiągnięciach
człowieka, ale można założyć, że każdy człowiek wypełnia swoje specjalne
zobowiązania.
Tylko to może odsunąć na bok szansę, kiedy ocenia się wartość człowieka i każdy
człowiek
odczuwa swoje znaczenie. Prawdopodobne, że złoto stało się jedyną dominującą
siłą w
obecnym życiu; jednak przyjdzie czas, kiedy ludzie ugną się przed większymi
bogami. Dzisiaj
jest dużo takich, którzy zawdzięczają swą egzystencję pragnieniu posiadania
dóbr, ale
niewielu jest włączonych w to posiadanie. Jednym z zadań naszego ruchu jest
wykorzystanie
perspektywy czasu, w której da się jednostce to, czego ona potrzebuje do życia,
ale także
utrzymanie zasady, że człowiek nie żyje tylko dla dóbr materialnych. Znajdzie to
wyraz w
mądrym stopniowaniu zarobków, tak aby umożliwiło to każdemu robotnikowi być
pewnym
jutra.
To powinno być możliwe na świecie, gdzie setki tysięcy mężczyzn związanych tylko
przykazaniami kościoła ochotniczo poddaje się celibatowi.
Jeżeli pokolenie cierpi na słabości, o których wiadomo i do których się
przyznaje, i
jeżeli ono zadowala się -jak to ma miejsce dzisiaj w naszym burżuazyjnym świecie
- tylko
deklaracją, że nic nie może być zrobione w tej sprawie, to takie społeczeństwo
jest skazane
na upadek.
Nie, my wszyscy musimy odrzucić poddanie się temu rozczarowaniu. Nasza obecna
burżuazja jest teraz zbyt chora i niezdolna do dokonania wielkiego zadania dla
ludzkości.
Ona jest chora - w mojej opinii - nie od rozmyślnego zepsucia, ale od olbrzymiej
indolencji i
od wszystkiego, co z niej wypływa. Już dawno kluby polityczne, które skupiły się
pod
pospolitą nazwą partii burżuazyjnych - nie były niczym innym, jak tylko
towarzystwami
reprezentującymi pewne odrębne klasy i zawody i poza chronieniem samolubnych
interesów,
jak tylko to potrafią, nie mają nic wznioślejszego do roboty. Oczywistym jest,
że bractwo
polityków burżuazyjnych, tak jak nasze, dostosowane jest tylko do walki;
szczególnie, gdy
druga strona nie składa się z ostrożnych sklepikarzy, ale z proletariackich mas,
burzliwie
powstałych i całkowicie zdeterminowanych.
Obowiązkiem państwa jest przemienić młodą latorośl w wartościowy instrument dla
późniejszego powiększenia rasy. Mając to na względzie państwo narodowe musi tak
kierować swoją pracą edukacyjną, aby na pierwszym miejscu nie było wpompowywanie
czystej , wiedzy, ale rozwijanie zdrowych ciał. Potem przychodzi czas na rozwój
zdolności
umysłowych. Zawsze Zaczyna się od formowania charakteru, szczególnie rozwijania
siły woli
i determinacji połączonej z nauczaniem przyjmowania odpowiedzialności z radością
i dopiero
na końcu przychodzi czas na przekazywanie czystej wiedzy.
Państwo narodowe musi opierać się na założeniu, że człowiek o średnim
wykształceniu, ale zdrowy ciałem, o silnym charakterze, wypełniony radosną
pewnością
siebie i siłą woli jest większą wartością dla społeczeństwa niż wysoko
wykształcony cherlak.
Dlatego rozwijanie ciała w narodowym państwie nie jest sprawą jednostki, nawet
nie
jest sprawą dotyczącą tylko rodziców, która jest drugo lub nawet trzeciorzędnym
obiektem
zainteresowania społeczeństwa, ale jest nakazem związanym z utrzymaniem rasy,
którą
państwo ma bronić i chronić. Państwo musi tak rozkładać swoją pracę edukacyjną,
żeby
młode ciała były kształtowane we wczesnym dzieciństwie i otrzymywały konieczną
hardość
potrzebną w późniejszym życiu. Musi się ono w szczególności troszczyć o to, aby
nie dorastały
pokolenia pozostające w domach.
Szkoły w narodowym państwie powinny pozostawiać więcej czasu na ćwiczenia
cielesne. Nie powinno być dnia, w którym chłopiec nie miałby przynajmniej
jednogodzinnego
ćwiczenia cielesnego, zarówno rano, jak i po południu, w grach i gimnastyce. W
szczególności nie powinien być pomijany boks, który wielu "nacjonalistów" uważa
za brutalny
i bezwartościowy. To niewiarygodne, jak fałszywe pojęcia są rozpowszechniane o
nim
pomiędzy wykształconymi ludźmi. Oni uważają za naturalne i godne honoru, aby
młody człowiek
nauczył się walczyć i walczył w pojedynkach, ale żeby boksować się z
brutalnością?
Dlaczego? Nie ma takiego sportu, który bardziej pobudza ducha ataku niż boks.
Wymaga on
błyskawicznej decyzji, utwardza i czyni giętkim ciało. Dla dwóch młodych
chłopców nie jest
bardziej brutalne załatwianie sporu pięściami niż wypolerowaną taśmą stali.
Jeżeli cała
nasza inteligencja nie byłaby wyłącznie wytrenowana w wysokoklasowym zachowaniu
i
zamiast tego nauczyłaby się dokładnie boksować, nie byłoby niemieckiej rewolucji
tyranów,
dezerterów i poddanych. To było możliwe tylko dlatego, że nasz system wyższego
wykształcenia nie produkuje mężczyzn, ale urzędników, inżynierów, prawników i -
aby
podtrzymać tę intelektualną żywotność - profesorów.
Nasze intelektualne kierownictwo zawsze uzyskiwało wspaniałe rezultaty, ale
kształtowanie naszej siły woli było poniżej krytyki.
Nasz naród niemiecki, który teraz znajduje się w stanie załamania, przez każdego
kopany, potrzebuje sugestywnej siły wytworzonej przez pewność siebie. Ta pewność
siebie
musi być wykształcona w młodszych członkach narodu, począwszy od dzieciństwa.
Cała
edukacja i ćwiczenia muszą być skierowane tak, aby wpoić im przekonanie, że
przewyższają
innych. Przez siłę cielesną i zręczność młodzież musi odzyskać wiarę w
niezwyciężoność
swego narodu. To, co kiedyś prowadziło niemieckie zastępy do zwycięstwa, było
sumą
pewności, którą każda jednostka czuła w sobie, a wszyscy czuli ją w swoich
przywódcach.
Istnieje przekonanie, że wolność może być jeszcze raz osiągnięta. Ale to
przekonanie może
być tylko końcowym produktem uczucia, odczuwanym przez miliony jednostek.
Niech nikt nie popełnia w związku z tym błędu: tak jak olbrzymi był upadek
naszego
narodu, tak rozległy musi być wysiłek, aby pewnego dnia zakończyć ten
nieszczęśliwy stan.
Tylko przez ogromny wpływ narodowej siły woli, wolność i namiętne poświęcenie
możemy
odtworzyć to, co zaginęło w nas. Obowiązkiem narodowego państwa jest
kształtowanie
sprawności cielesnej nie tylko w czasie urzędowych lat szkolnych, ale także po
skończeniu
szkoły musi pilnować ono tego tak długo, jak długo młody mężczyzna rozwija się
fizycznie, a
wtedy rozwój ten okaże się błogosławieństwem dla niego.
Głupio jest myśleć, że prawo państwa do nadzorowania swoich młodych obywateli
kończy się nagle z ukończeniem przez nich szkoły, a potem powtórnie zaczyna,
kiedy
rozpoczynają służbę wojskową.
Prawo to jest obowiązkiem jednakowo równym we wszystkich okresach. Armia także
nie może jedynie uczyć mężczyzny, jak ma maszerować i stać na baczność, ale musi
funkcjonować jako końcowa i najwyższa szkoła narodowego kształcenia. Młody
rekrut musi
oczywiście nauczyć się posługiwania bronią, ale w tym samym czasie musi on także
kontynuować swoje szkolenie potrzebne w przyszłym życiu. Ta szkoła przekształci
chłopca w
mężczyznę; nie tylko nauczy się posłuszeństwa, ale będzie szkolony z myślą o
dowodzeniu
kiedyś w przyszłości. Nauczy się być cichy nie tylko wtedy, kiedy jest karcony,
ale także
znosić niesprawiedliwość w ciszy, jeżeli będzie taka potrzeba.
Umocniony przekonaniem o własnej sile, wypełniony "duchem ciała", którego będzie
odczuwał wspólnie z innymi, chłopiec uzyska przekonanie, że jego naród jest
niezwyciężony.
Kiedy skończy się jego służba wojskowa, musi być w stanie wykazać się dwoma
świadectwami: dokumentem stwierdzającym, że jest prawnym obywatelem państwa,
umożliwiającym mu uczestnictwo w sprawach publicznych, i świadectwem zdrowia,
wykazującym, że jest gotów do zawarcia małżeństwa.
W przypadku wykształcenia kobiety główny nacisk powinien być położony na
ćwiczenia cielesne, następnie na rozwój charakteru i na końcu - intelektu. Ale
absolutnym
celem wykształcenia kobiety musi być przygotowanie jej do roli matki.
Jak rzadko podczas wojny słyszano skargi na to, że tylko nieliczni ludzie byli w
stanie
utrzymać język za zębami i dlatego tak trudno było dochować ważnych tajemnic
przed
nieprzyjacielem. Ale rozważ sam, czy wykształcenie niemieckie przed wojną
kiedykolwiek
uważało milczenie za cechę męską? Nie, istniejący wówczas system szkolny uważał
je za
sprawę błahą. Ale ta błaha sprawa kosztuje państwo niewyobrażalne miliony w
wydatkach
prawnych, ponieważ dziewięćdziesiąt procent przypadków zniesławienia i im
podobnych
powstaje po prostu z nieumiejętności utrzymania milczenia.
Nasz handel narodowy nieustannie cierpi z powodu ujawniania tajemnic wytwórców,
będących wynikiem nieuwagi i każde tajne przygotowania do obrony kraju są
iluzoryczne,
ponieważ ludzie nie nauczyli się trzymać języka za zębami i nigdy nie potrafią
dochować
tajemnicy. Na wojnie ta pasja plotkowania może kosztować przegrane bitwy i być
podstawową przyczyną złego zakończenia wojny. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego,
że
nie można nauczyć dorosłego mężczyzny tego, czego nie wykształcono w młodości.
Nie istnieje dzisiaj w naszych szkołach świadomy rozwój wznioślejszych jakości.
Od
tej chwili problem ten trzeba rozważać w całkowicie innym świetle. Godność
zaufania,
gotowość do poświęcenia siebie, milczenie są cnotami, których potrzebuje wielki
naród, a
nauczanie ich w naszych szkołach jest ważniejsze od ogromu materiału naukowego,
który
wypełnia program szkolny. Dlatego praca edukacyjna w państwie narodowym musi
kłaść
duży nacisk na formowanie charakteru, krok po kroku z kształtowaniem ciała.
Wiele
moralnych wad przylegających teraz do ciała narodu mogłoby być przez
konsekwentne
szkolenie w dużej mierze złagodzone, jeżeli nawet nie całkowicie wykorzenione.
Ludzie
często się skarżyli, że przez listopad i grudzień 1918 roku spotykały ich
niepowodzenia na
każdym kroku i że od monarchy w dół do ostatniego dowódcy dywizyjnego, nikt nie
mógł
zdobyć się na odwagę, aby podjąć jakąkolwiek niezależną decyzję. Ten okropny
fakt jest
przekleństwem naszego kształcenia i wówczas, w tej bolesnej katastrofie,
pojawiło się na
szeroką skalę to, co było zwykle obecne w mniejszych sprawach. Właśnie ten brak
siły woli,
a nie brak materiału wojennego, sprawia, że dzisiaj jesteśmy niezdolni do
poważnego oporu.
Leży to głęboko w naszym narodzie i powstrzymuje nas przed podejmowaniem decyzji
połączonej z ryzykiem, tak jak gdyby wielkość w działaniu nie składała się z
popisów
śmiałości.
Powiodło się niemieckiemu generałowi, który nie zdając sobie z tego sprawy,
odkrył
klasyczną formułę dla tej miernej potrzeby decyzji - powiedział on: "Ja nigdy
nie działam,
dopóki nie mogę liczyć na pięćdziesiąt jeden procent sukcesu ". Te pięćdziesiąt
jeden
procent stanowi podsumowanie tragedii niemieckiej klęski. Obecny terror braku
odpowiedzialności jest właśnie w tym zawarty. Wina leży w wykształceniu młodych.
Przenika
całe publiczne życie i znajduje swoje oparcie w instytucji rządu
parlamentarnego.
Narodowe państwo musi w przyszłości zwracać baczną uwagę na kształtowanie siły
woli i decyzji, musi zaszczepić w sercach młodych, począwszy od dzieciństwa,
radość z
odpowiedzialności i odwagę przyznawania się otwarcie do win.
Przekazywanie wiedzy, które dzisiaj stanowi całe wykształcenie państwowe, może
być zaadaptowane przez narodowe państwo z pewnymi zmianami, które mogą być
rozważane według trzech kategorii. Na pierwszym miejscu trzeba przyjąć, że
młodzieńczy
umysł nie może być obciążony przedmiotami, których w dziewięćdziesięciu
procentach nie
potrzebuje i z tego powodu zapomina. Weźmy przykład zwykłego urzędnika
państwowego,
który ukończył gimnazjum (publiczną szkołę dzienną) lub szkołę
matematycznoprzyrodniczą,
mającego trzydzieści sześć, czterdzieści lat. Jak niewiele on zachował z tego
wszystkiego, co w niego wtłoczono!
System nauczania, który tu ogólnie wskazuję, będzie całkowicie wystarczający dla
większości młodych ludzi; pozostali, którym potrzebna będzie znajomość języka,
mogą
studiować całkowicie według własnego wyboru. On także zapewni podczas szkolnego
dnia
czas na Ćwiczenia cielesne i na -wskazane już wcześniej przeze mnie - zwiększone
potrzeby pod innymi względami.
Szczególnie rozważone muszą być zmiany w metodach nauczania historii. W
dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto wyniki obecnego systemu są
godne
ubolewania. Kilka dat i nazwisk są wszystkim, co pozostaje, podczas gdy
szerokie, jasne
tematy są całkowicie nieobecne w szkole. Zasadnicze tematy, które naprawdę mają
znaczenie, nigdy nie są nauczane, odkrycie wewnętrznego znaczenia potoku dat i
kolejności
wydarzeń pozostawia się mniej lub więcej utalentowanemu geniuszowi jednostki.
Ograniczenie materiału w nauczaniu historii musi zostać rozważone. Historii nie
studiuje się zwykle po to, aby odkryć, co się wydarzyło, ale po to, aby mogła
ona dawać
wskazówki na przyszłość i pomagała w kontynuowaniu egzystencji naszego własnego
narodu.
Nie powinna być oderwana od studiowania starożytności. Historia rzymska,
właściwie
ujęta według odpowiednich zasad, może być uważana za najlepszą instrukcję nie
tylko na
teraz, ale dla wszystkich okresów. Obowiązkiem narodowego państwa jest
dopilnowanie,
żeby w końcu napisano historię świata, w której kwestia rasy zajmuje dominującą
pozycję.
Niewielkie sprawozdanie, przeprowadzone przez nasze dzisiejsze szkolnictwo,
szczególnie w szkołach Średnich, dotyczące zawodów wykonywanych w późniejszym
życiu,
najlepiej udowadnia fakt, że mężczyźni po ukończeniu trzech całkiem różnych
szkół mogą
wykonywać ten sam zawód. Liczy się tylko ogólne wykształcenie, a nie wtłaczanie
wyspecjalizowanej wiedzy. Ale przypadki wymagające takiej wiedzy nie mogą być
uwzględniane w programie nauczania szkół średnich jak to ma miejsce dzisiaj.
Narodowe państwo nie może tracić czasu na usuwanie takich niedoskonałości. Drugą
zmianą, której wymaga nasz system szkolny, jest wprowadzenie ostrego podziału
pomiędzy
ogólnym a wyspecjalizowanym szkoleniem technicznym. Ponieważ to drugie grozi
coraz
większym popadaniem w służbę mamony, wykształcenie ogólne, przynajmniej w swoim
idealnym założeniu, musi działać jako przeciwwaga dla niego.
Musimy trzymać się zasady, że przemysł, nauka techniczna i handel mogą się
rozwijać tylko tak długo, jak długo narodowa społeczność ze wzniosłymi ideałami
stwarza
odpowiednie warunki. Przez to rozumie się nie materialne samolubstwo, ale
gotowość do
poświęceń i radość z wyrzeczenia się.
Dzisiaj nie ma jasnej definicji państwa jako koncepcji; nic nie pozostało do
nauczenia
poza lokalnym patriotyzmem. W starych Niemczech przybierało to głów, nie formę
cokolwiek
niejasnej gloryfikacji chwilowych potentatów, których znaczna część nie
przyczyniła się do
żadnej wartościowej oceny wielkości naszego narodu, uważając to od samego
początku za
niemożliwe. Rezultat był taki, że nasi ludzie jako naród otrzymali bardzo
niedoskonałą
koncepcję niemieckiej historii. Pominięto w niej najważniejsze zagadnienia. Jest
więc
oczywiste, że żaden człowiek nie mógł nigdy zdobyć się na rzeczywisty entuzjazm
do
narodu.
Nikt nie wiedział, jak uczniom zaprezentować jako wspaniałych bohaterów
znaczących ludzi dla naszego narodu, jak skupić na nich powszechną uwagę i
stworzyć w
ten sposób trwały sentyment.
Odkąd rewolucja weszła do Niemiec, a monarchistyczny patriotyzm zaniknął sam,
nauczanie historii sprowadzono do jednego celu, a mianowicie - do zwykłego
przekazywania
wiedzy. Obecne państwo nie ma żadnego pożytku z narodowego entuzjazmu i nigdy
nie
osiągnie tego, co chce. Istnieje niewielka szansa w trwałej, przeciwstawiającej
się sile.
Dlatego nie może być wątpliwości, że Niemcy nie utrzymałyby się nigdy na polu
bitwy przez
cztery i pół roku, gdyby ich motto brzmiało: "za republikę". Ta republika jest
popularna w
pozostałej części świata.
Słaby mężczyzna jest bardziej lubiany przez tych, którzy go wykorzystują, niż
mężczyzna o szorstkich manierach. Rzeczywiście sympatia wroga do tej formy
państwa
stanowi jego najbardziej niszczącą krytykę. Podobała im się Republika Niemiecka
i pozwalali
się jej rozwijać, ponieważ nie mogli znaleźć lepszego sprzymierzeńca w
ujarzmieniu naszego
narodu.
Narodowe państwo musi walczyć o swoje życie. Propozycje Dawesa nie pomogą mu
obronić się samemu. "' Dla swojej egzystencji i samoobrony będzie wymagało
właśnie tego,
co ludzie uważają za niepotrzebne. Im bardziej doskonałe i wartościowe jest
narodowe państwo
w formie i w istocie, tym większą urazę będą czuli do niego oponenci i tym
bardziej
przeciwstawiali się jemu.
Wtedy jego najlepszą ochroną będą mieszkańcy, nawet lepszą niż uzbrojenie. Nie
osłonią go ściany fortecy, ale żywe ściany mężczyzn i kobiet, pełne miłości do
ojczyzny i
fanatycznego, narodowego entuzjazmu.
Trzecie zalecenie dotyczy naukowego nauczania. Narodowe państwo będzie
traktować naukę jako środek służący zwiększeniu narodowej dumy. Nie tylko
Światowa
historia, ale także historia cywilizacji musi być nauczana pod tym kątem.
Wynalazcę powinno
uważać się za wielkiego człowieka. Podziw dla każdego wielkiego czynu musi być
połączony
z dumą, ponieważ jego szczęśliwy twórca jest członkiem naszego narodu. Musimy
największych ludzi wydobyć z masy wielkich nazwisk historii niemieckiej i
przedstawić ich
młodzieży w tak imponujący sposób, żeby mogli się stać filarami niewzruszonego,
nacjonalistycznego państwa.
Nie ma takich rzeczy jak nacjonalizm wyróżniający jakąś klasę. Być dumnym ze
swojego narodu można wtedy, jeżeli nie ma klasy, która by zawstydzała; ale
naród, którego
połowa jest w biedzie, wyczerpany troską czy rzeczywiście skorumpowany,
przedstawia tak
zły obraz, że nikt nie może czuć się z niego dumny.
ROZDZIAŁ III
Obywatele państwa
Instytucja, którą obecnie niewłaściwie nazywa się państwem, zna tylko dwa
rodzaje
jednostek: obywateli państwa i obcokrajowców. Obywatelami państwa są wszyscy ci,
którzy
zarówno przez urodzenie, jak i naturalizację korzystają z praw obywatelstwa
państwa; obcokrajowcami
są ci, którzy korzystają z podobnych praw w innych państwach. Obecnie te
prawa są nabywane w pierwszym rzędzie przez fakt urodzenia się w obrębie granic
państwa.
Rasa i narodowość nie odgrywają tu żadnej roli. Dziecko murzyńskie, które
kiedyśżyło w
protektoracie niemieckim, a teraz jest osiedlone w Niemczech, jest automatycznie
obywatelem niemieckiego państwa. Cała procedura uzyskiwania obywatelstwa państwa
nie
różni się bardzo od uzyskiwania członkostwa klubu automobilowego. Wiem, że to
nie będzie
mile przyjęte, ale coś bardziej szaleńczego i mniej przemyślanego niż nasze
obecne prawa
obywatelstwa państwa trudno sobie wyobrazić. Jest jednak takie państwo, w którym
są
widoczne słabe próby uporządkowania tych spraw. Ja oczywiście nie mam na myśli
naszej
Republiki Niemieckiej, ale Stany Zjednoczone Ameryki, gdzie próbuje się
przynajmniej
częściowo włączyć w te sprawy zdrowy rozsądek. Stany Zjednoczone odmawiają
pozwolenia
imigracyjnego elementom, które są złe z punktu widzenia zdrowia i absolutnie
zakazują
naturalizacji pewnych określonych ras. I w ten sposób stawiają mały krok w
kierunku
poglądów, który nie różni się od koncepcji narodowego państwa.
Narodowe państwo dzieli swoich mieszkańców na trzy klasy: obywateli państwa,
poddanych państwa i obcokrajowców.
W zasadzie urodzenie daje tylko status poddanego. Nie niesie ono z sobą prawa do
piastowania urzędów państwowych ani do brania aktywnego udziału w polityce, to
znaczy
głosowania w wyborach. W wypadku każdego poddanego państwa rasa i narodowość
muszą być udowodnione. "Poddany" może o każdym czasie przestać być poddanym i
stać
się obywatelem kraju odpowiadającym jego narodowości. Obcokrajowiec tym tylko
różni się
od "poddanego", że jest on poddanym w obcym państwie.
Młody poddany narodowości niemieckiej jest zobowiązany podjąć edukację szkolną,
która jest dostępna dla każdego Niemca. Później musi on zgodzić się na podjęcie
ćwiczeń
cielesnych wymaganych przez państwo i w końcu wstępuje do armii. Szkolenie
militarne jest
uniwersalne. Po zakończeniu służby wojskowej zdrowy, młody człowiek z
nienagannym
rejestrem będzie uroczyście obdarowany prawami obywatelstwa państwa. Będzie to
najważniejszy dokument w całym jego doczesnym życiu.
Być obywatelem Rzeszy, nawet jeżeli jest się tylko zamiataczem ulic, musi być
uważane za większy honor niż bycie królem w obcym kraju.
Niemiecka dziewczyna jest "poddaną państwa", ale małżeństwo czyni ją obywatelem.
Jednak niemieckiej kobiecie zaangażowanej w business mogą być również
przyznane prawa obywatelstwa.
ROZDZIAŁ IV
Osobowość a koncepcja państwa narodowego
Byłoby szaleństwem z naszej strony mierzyć wartość człowieka rasą, do której on
należy i tym samym deklarować wojnę z marksistowskim aksjomatem: wszyscy ludzie
są
sobie równi, jeżeli nie bylibyśmy przygotowani na doprowadzenie tej sprawy do
końca.
Każdy, kto dzisiaj wierzy, że narodowosocjalistyczne państwo powinno za pomocą
czysto mechanicznych środków i lepszej konstrukcji jego ekonomicznego Życia
różnić się od
innych państw przez lepszy kompromis pomiędzy bogactwem a biedą, przez
rozszerzenie
sterowania ekonomicznym procesem, przez sprawiedliwsze wynagradzanie czy też
przez
pozbywanie się zbyt dużych różnic w płacach - znalazłby się w impasie, ponieważ
nie ma
dobrej koncepcji tego, co my rozumiemy przez obraz świata. Metody opisane
powyżej nie
oferują trwałej nadziei i coraz rzadziej zapewniają o wielkiej przyszłości.
Naród, który kładzie
ufność w reformie tak powierzchownej, nie zyska gwarancji jakiegokolwiek
zwycięstwa w
ogólnej walce narodów. Ruch, który opiera swoją misję na takich kompromisach jak
te, nie
wprowadzi wielkich reform, ponieważ jego działanie nigdy nie dotknie niczego
poza
powierzchnią rzeczy.
Pierwszym krokiem, który w sposób widoczny oddzielił ludzkość od świata
zwierzęcego, był ten, który prowadził do wynalazku. Pierwsze środki w walce z
resztą
zwierząt godne ludzkiej miary wywodziły się niewątpliwie z potrzeby rządzenia
istot, które
miały specjalne zdolności.
Nawet wtedy osobowość kierowała wyraźnie tworzeniem decyzji i osiągnięć, które
później przyjmowała cała ludzkość jako rzeczy zrozumiałe. Wiedza ludzka i jej
siła, którą
rozpatruję, nawet teraz jest podstawą całej strategii. Była wytworem
oryginalnego i zdeterminowanego
umysłu i dopiero może po upływie tysięcy lat została wszechstronnie przyjęta
za doskonałą, naturalną rzecz.
Człowiek ukoronował to pierwsze odkrycie drugim: nauczył się między innymi, jak
żyć
w czasie, gdy jest się zaangażowanym w walkę o życie. I tak zaczęła się
działalność
inwestycyjna, właściwa człowiekowi, której rezultaty wszyscy widzimy dookoła
nas. Jest to
rezultat mocy twórczej i indywidualnych możliwości jednostki. Było to głęboko
fundamentalne
w działalności twórczej człowieka, który ma ciągle jeszcze siłę, aby wspinać się
wyżej. Tym
samym czym były kiedyś proste tricki pomagające myśliwym w lesie w ich walce o
byt, są
teraz wspaniałe naukowe odkrycia pomagające ludzkości w walce o byt dzisiaj i
wykuwające
broń do walk w przyszłości.
Umiejętność rozwijania czystej teorii naukowej, której nie można zmierzyć, ale
która
jest konieczna dla całego dalszego materialnego odkrycia, jest znowu uważana za
wyłączny
wytwór jednostki.. Tłum nie dokonuje wynalazków, nie organizuje, nie myśli...
Robi to zawsze
pojedynczy człowiek, jednostka.
Społeczność ludzka uważana jest za dobrze zorganizowaną, jeżeli popiera ona w
każdy możliwy sposób pracę tych twórczych sił i zatrudnia je dla dobra ogółu.
Organizacja
musi być ucieleśnieniem wysiłku, aby wielkie umysły wznieść ponad tłum i
podporządkować
im go.
Organizacja nie powinna powstrzymywać umysłów od wyłaniania się z tłumów, a
nawet wprost przeciwnie, przez swoje świadome działania musi czynić to możliwym
w
największym stopniu i pomagać im.
Trudna walka o życie powoduje pojawienie się inteligencji.
Administracja państwa i siła narodu włączone w siły obronne są zdominowane przez
ideę osobowości i związany z tym autorytet oraz odpowiedzialność w stosunku do
wysoko
postawionej jednostki. Obecnie życie polityczne samo odwróciło się od tej
naturalnej zasady.
Podczas gdy cała ludzka cywilizacja jest wynikiem twórczej siły osobowości. W
społeczeństwie, jako całości, a szczególnie między jego przywódcami, zasada
godności
grupy stanowi pretekst do zdobycia decydującej władzy i zaczyna stopniowo
zatruwać całe
życie. Niszczące prace judaizmu w różnych warstwach społecznych, aby podkopać
wagę
osobowości w narodach, które są ich gospodarzami i zastąpić ją wolą tłumu, mogą
tylko na
dole być przypisane trwałemu, wiecznemu wysiłkowi.
My teraz rozumiemy, że marksizm jest jawnie głoszoną, żydowską próbą obalenia
znaczenia osobowości we wszystkich dziedzinach ludzkiego życia i zastąpienia jej
przez
masy jednostek. W polityce wyrazem tego jest forma parlamentarna rządów, która
wyrządza
tyle krzywdy: od najmniej szych rad parafialnych do siły sterującej całą Rzeszą.
Marksizm nigdy nie był zdolny położyć fundament pod kulturę lub wytworzyć
ekonomiczny system, a ponadto nigdy rzeczywiście nie był w opozycji pozwalającej
przetrwać istniejącemu systemowi zgodnie z jego własnymi zasadami. Po krótkim
okresie
czasu został zmuszony do odwrotu i przyznania słuszności teorii znaczenia
osobowości;
nawet w jego własnej organizacji nie może zaprzeczyć tej zasadzie.
Narodowa teoria świata musi przeto być całkowicie odróżniana od teorii
marksistowskiej; musi ona wierzyć ślepo rasie, a także uznawać znaczenie
osobowości i
uczynić je filarami podtrzymującymi całą jej budowlę. Są to jej podstawowe
czynniki
pojmowania świata. Narodowe państwo musi pracować niestrudzenie nad uwolnieniem
całego rządu, szczególnie najwyższego, to znaczy politycznego kierownictwa od
zasady
sterowania przez większość, to jest od tłumu, tak aby zabezpieczyć
niekwestionowaną
władzę jednostki.
Najlepszą formą państwa i konstytucji jest ta, która z wrodzoną pewnością ręki
podnosi najlepsze umysły społeczeństwa na pozycje kierownictwa i dominacji. To
nie
większość będzie podejmować decyzje, ale zwykłe gremium składające się z
odpowiedzialnych osób i słowo "rada" wróci do swego dawnego znaczenia. Każdy
będzie
mógł mieć doradców, ale decyzje będą podejmowane przez jednego człowieka.
Narodowe państwo nie ucierpi z tego powodu, że ludzie, którym wykształcenie i
stanowisko nie dało specjalnej wiedzy, będą zapraszani, aby doradzać lub oceniać
tematy
szczególnej natury, na przykład ekonomiczne. Dlatego państwo podzieli swoje
reprezentatywne ciało na mniejsze części, na przykład na polityczne komitety
włącznie z
komitetami reprezentującymi zawody i handel.
Aby uzyskać korzystną współpracę między tymi dwoma instytucjami, ponad nimi
funkcjonował będzie trwale wybrany senat. Ale ani senat, ani izba nie będą miały
mocy
podejmowania decyzji; są one powołane do pracy, a nie do podejmowania decyzji.
Indywidualni członkowie mogą doradzać, lecz nigdy decydować. Jest to na razie
przywilej
zastrzeżony dla odpowiedzialnego prezydenta.
Co się tyczy możliwości wprowadzania naszej wiedzy w praktykę, mogę przypomnieć
moim czytelnikom, że parlamentarna zasada podejmowania decyzji większością
głosów
nie zawsze rządziła ludzką rasą, wprost przeciwnie - pojawiała się ona tylko
podczas krótkich
okresów historii, a te były zawsze okresami upadku narodów i państw.
W każdym razie niech nikt sobie nie wyobraża, że powyższe czysto teoretyczne
środki spowodują taką zmianę; rozumując logicznie nie może ona cofnąć się przed
konstytucją państwa i całym ustawodawstwem i oczywiście całe życie obywatela
powinno
być nią przesycone. Taka rewolucja zdarzy się, a może się zdarzyć tylko przy
pomocy ruchu
powstałego w duchu tej idei i dlatego uznawanego za ojca nadchodzącego państwa.
W ten sposób narodowosocjalistyczny ruch musi dzisiaj sam identyfikować się z tą
ideą i stosować ją w praktyce swojej własnej organizacji, tak aby nie tylko był
zdolny
skierować państwo na właściwą drogę, ale aby miał również doskonały materiał,
gotowy do
objęcia funkcji państwowych.
ROZDZIAŁ V
Światopogląd a organizacja
Narodowe państwo, którego ogólny obraz próbowałem nakreślić, nie powstanie przez
zwykłą znajomość potrzeb państwa. Nie wystarczy wiedzieć, jak powinno wyglądać
takie
państwo. Problem jego narodzin jest daleko trudniejszy. My nie możemy czekać, aż
obecne
partie, które czerpią korzyści z aktualnego kształtu państwa, zmienią swoje
nastawienie z
własnej inicjatywy. Nie jest to możliwie, ponieważ ich prawdziwymi przywódcami
sąŻydzi, i
tylko Żydzi.
Żyd prześladuje swój obiekt nieprzerwanie swoim postępowaniem, w przeciwieństwie
do niemieckiej burżuazji i proletariuszy, którzy zsuwają się ku zagładzie,
zawdzięczając to
głównie własnej indolencji, głupocie i bojaźliwości. Żyd jest świadomy swego
końcowego
celu. Partia prowadzona przez niego nie ma innego wyboru, jak tylko walczyć o
jego interesy
i nie ma .nic wspólnego z charakterem narodów aryjskich.
Dlatego, jeżeli mamy zrobić zamach, aby urzeczywistnić ideał narodowego państwa,
musimy zignorować siły kontrolujące teraz życie publiczne i szukać innej siły
zdeterminowanej i zdolnej do podjęcia walki o ten ideał. Ponieważ walka jest
przed nami,
naszym pierwszym zadaniem nie jest stworzenie nowej koncepcji państwa, ale
zniszczenie
obecnej, żydowskiej koncepcji. Pierwszą bronią nowej doktryny, zawierającej nowe
i wielkie
zasady, chociaż wielu jednostkom może się to nie podobać, musi być sondaż
ostrego
krytycyzmu. Marksizm posiadał cel i obawiał się konstruktywnej ambicji (nawet
jeżeli jest to
tylko wytwór despotyzmu żydowskiej, światowej finansjery), mimo to poddawał się
sam
rujnującemu krytycyzmowi przez całe siedem lat.
Potem zaczęła się jego tak zwana "konstruktywna praca". Było to całkowicie
właściwe, naturalne i logiczne. Światopogląd jest nietolerancyjny i nie może
zadowolić się
tym, że jest jedną spośród wielu partii; nalega na wyłączne i trwałe uznanie
siebie i na
absolutnie nową koncepcję całości publicznego życia, zgodną z jego poglądami.
Dlatego nie
może tolerować dalej siły, która reprezentuje dotychczasowe warunki.
To samo jest z religiami.
Chrześcijaństwo nie zadowalało się tylko wznoszeniem swojego ołtarza. Musiało
tak
postępować, aby zniszczyć ołtarze pogan. Taka fanatyczna nietolerancja
umożliwiła
rozszerzenie tego kamiennego credo; jest to podstawowy kierunek jego istnienia.
Partie
polityczne są zawsze gotowe do kompromisu, światopoglądy nigdy. Partie
polityczne godzą
się ze swoimi przeciwnikami, a światopoglądy proklamują własną nieomylność.
Nawet partie polityczne na początku często żywią nadzieję zniesienia
despotycznej
władzy; zawierają one zwykle pewien niewielki ślad światopoglądowy. Ale ubóstwo
ich
programu pozbawia je heroizmu, którego wymaga światopogląd. Ich gotowość do
pojednania
przyciąga drobne, słabe duchy, z którymi nie można przeprowadzićżadnej krucjaty.
Więc
grzęzną szybko w swoich problemach, bagnie własnej, żałosnej drobiazgowości.
Idee światopoglądu nigdy nie mogą zwyciężyć, o ile nie zjednoczy on w swoich
szeregach najśmielszych i najsilniejszych elementów jego wieku i narodu i
sformułuje je w
trwałą, walczącą organizację. Trzeba koniecznie wyciągać pewne określone idee z
ogólnego
obrazu świata i prezentować je w zwięzłej, ekspansywnej formie, aby mogły służyć
jako
credo przyszłemu społeczeństwu.
Podczas gdy polityczny program partii jest zwykle receptą na osiągnięcie dobrych
rezultatów w nadchodzących wyborach, to program światowej teorii jest
równoznaczny z
deklaracją wojny przeciw ogólnie przyjętemu poglądowi na życie.
Nie jest konieczne, aby każdy pojedynczy wojownik był obdarowany pełnym wglądem
i dokładną znajomością najnowszych idei.
Armia nie byłaby dobra, gdyby składała się z samych generałów, a polityczny ruch
nie
broniłby lepiej swojego światopoglądu, gdyby się składał z samych
intelektualistów. Nie, on
potrzebuje również prymitywnego, walczącego mężczyzny - dlatego bez niego nie
jest
możliwa wewnętrzna dyscyplina.
Przez swoją właściwą naturę organizacja nie może istnieć, o ile przywódcy
reprezentujący wysoki poziom intelektualny nie są obsługiwani przez masę
mężczyzn
inspirowanych przez sentyment. Trudniej byłoby utrzymać dyscyplinę w kompanii
dwóch
setek mężczyzn równo obdarowanych walorami intelektualnymi, niż w takiej samej
grupie
zawierającej sto dziewięćdziesiąt osób mniej obdarowanych i dziesięciu z
wyższymi intelektami.
Organizacja socjaldemokratów jest takim przypadkiem; jej armia składa się z
oficerów
żołnierzy. Niemiecki żołnierz zwolniony z armii jest prostym Żołnierzem,
żydowski
intelektualista jest oficerem.
Aby ta narodowa idea mogła powstać z jakiejś bliżej nieokreślonej potrzeby
bieżącego dnia i odniosła powodzenie w wytworzeniu jasnej myśli - musi ona
wybrać pewne
określone najważniejsze sentencje z masy szerokich koncepcji. Na tej podstawie
program
nowego ruchu opracowany został w formie ograniczonej liczby głównych sentencji;
jest ich
dwadzieścia pięć. jego celem jest przede wszystkim danie przybliżonego obrazu
intencji
ruchu mężczyźnie z ulicy.
W pewnej mierze są one wyznaniem politycznej wiary, służącym częściowo
dowartościowaniu ruchu, a częściowo jako spoiwo łączące razem wszystkich
uznających te
postulaty.
W naszej polityce rozpowszechniania doktryny, która jest w zasadzie zdrowa,
uważamy, że mniej szkodliwe jest przylgnięcie jednej koncepcji, nawet jeżeli ona
zupełnie
nie odpowiada aktualnej rzeczywistości, niż próba ulepszania jej -można
objaśniać w
dyskusji pewne podstawowe prawo ruchu, które dotychczas było uważane za
niezmienne -
ponieważ zmiana mogłaby spowodować bardziej szkodliwe konsekwencje. Faktycznie
nie
można tego zrobić w czasie, gdy ruch walczy o zwycięstwo. Tego, co jest
podstawowe,
trzeba szukać nie w aspektach zewnętrznych, ale w sensie wewnętrznym - i nic w
tym nie
można zmienić. M y możemy mieć tylko nadzieję, że w swoim własnym interesie ruch
utrzyma siłę, potrzebną mu do walki przez unikanie jakiegokolwiek działania,
które mogłoby
ujawnić podział i brak solidarności.
Dużo można się nauczyć od kościoła rzymskokatolickiego.
Chociaż istotna część doktryny katolickiej wchodzi w kolizję z naukami ścisłymi
i
wynikami badań w wielu dziedzinach - nie zawsze koniecznymi - kościół nie jest
przygotowany na to, aby poświęcić choćby jedno, pojedyncze słowo ze swoich
doktryn. On
bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że siła oporu nie jest zależna od
pozostawania w
zgodzie z naukowymi ustaleniami w danej chwili - które ściśle rzecz ujmując
zawsze się
zmieniają - ale raczej polega na ścisłym trzymaniu się dogmatów raz
ustanowionych, które w
całości naprawdę wyrażają charakter wiary. W konsekwencji kościół jest
mocniejszy niż
kiedykolwiek wcześniej .
Ze swoim programem dwudziestu pięciu tez - Narodowosocjalistyczna Niemiecka
Partia Robotnicza przyjęła zasady, które muszą być utrzymywane i są
nienaruszalne. Jest i
będzie zadaniem członków naszego ruchu nie krytykować i nie zmieniać tych
wiodących
zasad i uważać się za zobowiązanych do obstawania przy nich. W swoich początkach
ruch
zawdzięczał im swoją nazwę, a program partii był zredagowany zgodnie z nimi.
Podstawowe idee ruchu narodowosocjalistycznego są nacjonalistyczne: jeżeli
narodowy socjalizm ma zwyciężyć, to absolutnie i wyłącznie musi się trzymać tego
przekonania. Jego prawem i obowiązkiem jest bardzo stanowcze głoszenie, że żadna
próba
reprezentowania nacjonalistycznej idei poza granicami Narodowosocjalistycznej
Niemieckiej
Partii Robotniczej nie może mieć miejsca i w większości wypadków opiera się na
błędnym
założeniu. Wszystkie rodzaje stowarzyszeń i klik, jak również " wielkie partie" roszczą sobie
prawo do określenia -nacjonalistyczny; nie jest to jedyny efekt wpływu
narodowosocjalistycznego ruchu. Tym wszystkim organizacjom nigdy nie przyszłoby
na myśl
nawet wspomnieć słowo "nacjonalistyczny" - w szczególności dlatego, że nie
sugerowałoby
to im żadnego znaczenia i nie byłyby w stanie posłużyć się tą koncepcją. NSDAP
była
pierwszą, która upowszechniła znaczenie tego słowa zawierającego tak dużo
treści.
Nasz ruch w swojej pracy propagandowej całkowicie udowodnił siłę
nacjonalistycznej
idei i to właśnie żądza korzyści zmusza innych do udawania, że mają podobne
aspiracje.
ROZDZIAŁ VI
Pierwsze dni walki:
znaczenie przemówień
Zaledwie skończyliśmy pierwsze wielkie spotkanie dwudziestego czwartego lutego
1920 roku w Hafbcihausfestsaal w Monachium, a już były w toku przygotowania do
następnych spotkań. Dotychczas nie ośmieliliśmy się marzyć o tym, aby mieć w
mieście
takim jak Monachium spotkanie raz w miesiącu, a tym bardziej raz na dwa
tygodnie. A teraz
olbrzymie spotkania mają być organizowane co tydzień.
W tym czasie ratusz miał ogromne znaczenie dla narodowych socjalistów. Za każdym
razem był coraz szczelniej wypełniony, a ludzie stawali się uważniejsi. Obrady
prawie
zawsze zaczynały się od tematu winy wojennej, którą wtedy nikt nie zawracał
sobie głowy;
burzliwe sposoby przemawiania były jak najbardziej odpowiednie i rzeczywiście
potrzebne.
Jeżeli w tych dniach publiczne, masowe spotkania były potrzebne, to właśnie
takie, na
których obecni byli udręczeni proletariusze, a nie flegmatyczna burżuazja.
Zajmowano się na
nich traktatem wersalskim, co oznaczało atak na Republikę i przyjmowane było za
oznakę
reakcyjnego, jeżeli nie monarchistycznego poglądu. Każda krytyka Wersalu była
regularnie
przerywana. Tłum kontynuował krzyk do chwili, aż zagłuszony mówca poddawał się.
Byliśmy
skłonni walić głowami w ścianę z desperacją, że przyszło nam w takim zespole
ludzi
pracować.
Oni nie rozumieli, że Wersal był wstydem i hańbą, a ten podyktowany pokój był
przerażającym ograbieniem naszego narodu. Marksistowska praca zniszczenia i
trująca
propaganda wroga uczyniły tych ludzi ślepymi na wszystkie racje i do tej chwili
nikt nie mógł
się skarżyć na niewyobrażalnie wielką winę drugiej strony.
Co burżuazja zrobiła, aby powstrzymać tę okropną dezintegrację, czy za pomocą
lepszej i bardziej inteligentnej manipulacji próbowała utorować drogę do
wolności działania?
Nic podobnego! Ja sam jasno zauważałem, że o ile dotyczyło to ruchu w jego
okresie powstania,
pytanie o winę wojenną musi być wyjaśnione na zasadach historycznej prawdy.
Doświadczyłem takich przypadków także przy innych okazjach, kiedy potrzebna była
olbrzymia energia, aby powstrzymać statek od dryfowania. Ostatnia okazja
pojawiła się
wtedy, kiedy naszej diabelskiej prasie powiodło się postawienie przed
południowym Tyrolem
kwestii wybitności, która będzie miała poważne konsekwencje dla niemieckiego
narodu. Bez
rozważenia, jakiej sprawie one posłużą, kilkunastu tak zwanych "nacjonalistów" z
partii i
stowarzyszeń połączyło się w wołaniu, po prostu z obawy o publiczne uczucia
wywołane
przez Żydów, i głupio poparło walkę przeciwko systemowi, który my, Niemcy,
powinniśmy szczególnie
teraz w obecnym kryzysie -uważać za jedyny jasny punkt w tym
skorumpowanym świecie. W czasie, gdy międzynarodowy świat żydowski powoli, ale
pewnie, dławi nas, nasi tak zwani patrioci wściekają się na człowieka i system,
który miał
odwagę wyswobodzić się sam, przynajmniej w tej części świata, z ucisku
żydowskiego
wolnomularstwa i przeciwstawić się międzynarodowej, światowej truciźnie -siłami
nacjonalizmu.
Wkrótce stało się oczywiste, że nasi przeciwnicy, szczególnie w czasie debat z
nami,
są uzbrojeni w określony repertuar argumentów przeciwko naszym Żądaniom, który
ciągle
powracał w ich przemówieniach; to po prostu wskazywało na świadome ujednolicone
szkolenie.
I tak było faktycznie. Dzisiaj jestem dumny, że odkryłem środki, które nie tylko
sprawiają, że ich propaganda jest nieefektywna, ale także pokonują autorów tych
przemówień ich własnymi środkami. Dwa lata później byłem mistrzem przebiegłości.
Zawsze, kiedy przemawiałem, dbałem o to, by utrzymać jasną myśl broniącą przed
prawdopodobną formą i charakterem ataków, których należało oczekiwać podczas
dyskusji i
wcześniej argumenty przeciwników rozłożyć na części w moim wstępnym
przemówieniu. Sedno
rzeczy tkwiło w tym, aby wymienić od razu wszystkie argumenty strony przeciwnej
i
udowodnić ich fałszywość.
To było przyczyną, dla której po moim pierwszym wykładzie na temat wersalskiego
traktatu pokojowego, który wygłosiłem do oddziałów jako ich wykładowca, zrobiłem
zmianę i
później mówiłem na temat traktatów pokojowych "Brześć litewski i Wersal".
Szybko zauważyłem w dyskusji, która nastąpiła po moim pierwszym wykładzie, że
ludzie nic nie wiedzą o traktacie brzeskim, co było wynikiem udanej propagandy
ich partii, i
są przekonani, że ten traktat jest jednym z najbardziej wstydliwych aktów ucisku
w świecie.
Wytrwałość, z jaką to kłamstwo było przedstawiane ogółowi, była powodem, iż
miliony
Niemców uważały traktat wersalski za nic więcej, jak tylko zemstę, którą
popełniliśmy w
Brześciu litewskim! I dlatego uważali każdą rzeczywistą walkę przeciwko
Wersalowi za złą.
W wielu przypadkach obecna była prawdziwa moralna niechęć do takiego
postępowania i to
było przyczyną, dla której wstydliwy i potworny wyraz "reparacje" mógł znaleźć
miejsce w
Niemczech. W moich wykładach łączyłem te dwa traktaty razem, porównując je punkt
po
punkcie i demonstrując, jak prawdziwie i nadzwyczajnie ludzki był pierwszy w
przeciwieństwie do nieludzkiej okropności drugiego; rezultat był nadzwyczajny.
Jeszcze raz wielkie kłamstwo zostało wymazane z serc i umysłów publiczności
liczącej tysiące osób,
a prawda została zasiana w jego miejsce.
Te spotkania sprawiły, że powoli stawałem się mówcą na masowych spotkaniach, a
patos i gestykulacja nabyte w olbrzymich salach mieszczących tysiące ludzi stały
się sprawą
mojej drugiej natury.
Nasze pierwsze spotkanie wyróżniało się tym, że były tam stoły pokryte ulotkami
i
różnego rodzaju pamfletami. Ale my polegaliśmy głównie na słowie mówionym. I
faktycznie
to ostatnie jest jedyną siłą, zdolną do stworzenia naprawdę wielkich rewolucji z
psychologicznych
pobudek.
Mówca otrzymuje ciągle wskazówki od swojej widowni, pozwalające mu na poprawę
wykładów, a także może liczyć przez cały czas na poparcie swych słuchaczy w
takiej mierze,
w jakiej oni ze zrozumieniem śledzą jego argumenty, oraz przekonać się, czy jego
słowa
wywołują efekt, jakiego pożąda, podczas gdy pisarz nie ma żadnego bezpośredniego
kontaktu ze swoimi czytelnikami. Dlatego jest zmuszony do podjęcia dyskusji na
ogólnych
warunkach i nie może przygotować swojej wypowiedzi mając na uwadze przemawianie
do
określonego tłumu ludzi siedzącego przed jego oczami. Przypuśćmy, że mówca
zauważy, że
jego słuchacze nie rozumieją go - czyni on swoje wyjaśnienia tak elementarnymi i
jasnymi,
że każdy pojedynczy słuchacz musi to zrozumieć. Jeżeli czuje, że jest on
niezdolny do
śledzenia toku jego rozumowania, rozwija swoje idee ostrożnie i powoli, dopóki
najmniej
inteligentny człowiek ich nie pojmie. Znowu, kiedy odczuwa on, że słuchacze nie
są
przekonani, a sam jest pewny słuszności własnych argumentów, będzie przeczytał
im bez
końca najświeższe przykłady i sam wyrażał wątpliwości słuchaczy; będzie
kontynuował to
tak długo, aż ostatnia grupa opozycjonistów da mu odczuć, że została przekonana
jego
przedstawieniem sprawy.
Często jest to wynikiem uprzedzeń, które nie powstają ze zrozumienia, ale są
najczęściej nieświadome
i podtrzymywane przez sentyment.
Tysiąc razy trudniej jest przełamać barierę instynktownej niechęci,
sentymentalnej
nienawiści i negatywnej słabości niż wyprostować opinie powstałe na skutek
niewłaściwej
czy błędnej wiedzy. Ignorancję i fałszywe koncepcje można usunąć przez
nauczanie,
natomiast opór wynikły z sentymentu - nigdy. Tylko apel do tych ukrytych sił
może przynieść
sukces. Osiągnięcie takiego efektu jest niemożliwe dla pisarza. Poza mówcą nikt
nie może
mieć nadziei na taki rezultat. Siła, która dała marksizmowi zadziwiającą moc nad
masami,
nie jest wynikiem formy pracy napisanej przez żydowskich intelektualistów, ale
raczej
zasługą rozległego zalewu krasomówczej propagandy, która dominowała nad masami
przez
lata. Z setek tysięcy niemieckich robotników nie więcej jak setka wie o książce
Marksa, która
tysiąc razy częściej była studiowana przez inteligencję, zwłaszcza przez Żydów,
niż przez
prawdziwych zwolenników ruchu w niższych klasach. Ta książka nie była napisana
dla nas,
ale wyłącznie dla intelektualnych przywódców żydowskiej machiny, a agitacja w
celu
podbicia świata była prowadzona na podstawie różnych materiałów. To właśnie
uwydatnia
różnice między marksistowską a burżuazyjną prasą, które polegały na tym, że ta
pierwsza
była pisana przez agitatorów, podczas gdy burżuazyjna prasa wolała prowadzić
agitację
przez swoich pisarzy. Nasza niemiecka inteligencja wykazała się głupią
nieznajomością
świata uważając, że pisarz na pewno przewyższy mówcę inteligencją. Pogląd ten
jest
najlepiej zilustrowany w artykule zamieszczonym w pewnej nacjonalistycznej
gazecie, w
którym zostało przedstawione, jak często jednostka bywa rozczarowana
przemówieniem
uznanego, wielkiego mówcy.
Przypominam sobie także artykuł, który dostał się do moich rąk w czasie wojny.
Autor wziął się za przemówienia Lloyda Georga, wówczas ministra uzbrojenia, i
badał je jak
pod mikroskopem tylko po to, aby dojść do olśniewającego wniosku, że te
przemówienia
pokazywały słabość inteligencji i wiedzy ich autora, były banalne i oklepane.
Dostałem kilka
tych przemówień oprawionych w mały tom i śmiałem się głośno na myśl, że
zwyczajny
niemiecki gryzipiórek nie zdoła dostrzec istoty tych psychologicznych arcydzieł,
w zakresie
wpływania na publiczność. Facet oceniał te przemówienia jedynie przez wrażenie,
jakie
robiły one na jego zblazowanym intelekcie, podczas gdy wielki brytyjski demagog
był w
stanie wywrzeć świetny efekt z ich pomocą na swojej publiczności, a w najszerszym
sensie
na wszystkich brytyjskich niższych klasach. Z tego punktu widzenia przemówienia
Welschmana były najwspanialszymi osiągnięciami, ponieważ dawały one dowody
zdumiewającej znajomości mentalności pospólstwa; ich drążący efekt był
decydujący w
najprawdziwszym sensie.
Porównajmy z nimi powierzchowne jąkania Bethmana Hollwega. Być może jego
przemówienia były bardziej intelektualne, ale naprawdę wykazywały jedynie brak
zdolności
przemawiania tego człowieka do swojego narodu.
Lloyd George wykazał swoją bezgraniczną wyższość w stosunku do Bethmana
Hollwega przez fakt, że forma jego przemówień i wrażenie, jakie wywoływały,
otwierały przed
nim serca jego ludu i sprawiały, że okazywał on aktywne posłuszeństwo jego woli.
Ogromna
prymitywność tych przemówień, sposób wyrażania i proste przedstawianie kwestii,
łatwość w
odbiorze są dowodami górującej zdolności politycznej Welschmana.
Masowe zgromadzenia są konieczne, ponieważ podczas uczestniczenia w nich
jednostka odczuwa potrzebę przyłączenia się do młodego ruchu i wszczyna alarm,
jeżeli
pozostawi się ją samej sobie, doświadcza pierwszego wrażenia wspólnoty z większą
społecznością, a to ma wzmacniający i zachęcający wpływ na większość ludzi. Sama
poddaje się magicznym wpływom, które my nazywamy "sugestią tłumu". Pragnienia,
tęsknoty i rzeczywista siła tysięcy ludzi jest gromadzona w umyśle każdej
obecnej jednostki.
Człowiek, który przychodzi na takie spotkanie z wątpliwościami i wahaniem,
opuszcza je
korzystnie wzmocniony: stał się członkiem społeczności. Narodowosocjalistyczny
ruch nie
może nigdy ignorować tego faktu.
ROZDZIAŁ VII
Walka z siłami czerwonych
W latach 1919-1920, a także w roku 1921 osobiście uczestniczyłem w tak zwanych
burżuazyjnych spotkaniach. Cokolwiek dowiedziałem się o tych prorokach
burżuazyjnego
świata i rzeczywiście nie zdziwiłem się, gdy zrozumiałem, dlaczego oni
przykładali tak małą
wagę do mówionego słowa. Uczestniczyłem także w spotkaniach demokratów,
niemieckich
nacjonalistów, niemieckiej partii ludowej i bawarskiej partii ludowej (Bawarska
Partia
Centrum). To, co uderzyło mnie na początku, to trwała jednomyślność
publiczności. Prawie
wszyscy, którzy brali udział w takich demonstracjach, byli zwolennikami partii.
Brak było
dyscypliny i w sumie wyglądało to bardziej na karciane spotkanie niż
zgromadzenie ludzi,
którzy właśnie przeprowadzali rewolucję. Mówcy robili wszystko, co w ich mocy,
aby
utrzymać tę pokojową atmosferę. Wygłaszali oni czy jeszcze lepiej, większość z
nich czytała
przemówienia w stylu zręcznego artykułu prasowego czy też rozprawy naukowej
unikając
wszelkich silnych wrażeń, tu i tam wprowadzano kiepski żart, na których w
odpowiedzi
gentlemani na podium obowiązkowo parskali rubasznym śmiechem - nie głośno, lecz
z
rezerwą. Po trzech kwadransach takiego zebrania, które przerywane było odgłosem
kogoś
wychodzącego lub brzękiem naczyń noszonych przez kelnerkę, lub też ziewaniem
wielu
osób spośród słuchaczy, cała publiczność drzemała jakby w rodzaju transu. Na
zakończenie
przewodniczący nawoływał do niemieckiej patriotycznej pieśni.
Na tym spotkanie kończyło się, każdy śpieszył do wyjścia. Jeden na piwo, inny do
kawiarni, a jeszcze inny po prostu na świeże powietrze.
Narodowosocjalistyczne spotkania nie były w żaden sposób "pokojowymi". Fale
dwóch poglądów na świat ścierały się ze sobą i spotkania nie kończyły się
przemielaniem
nudnej, patriotycznej pieśni, ale fanatycznymi wybuchami popularnej i
nacjonalistycznej
pieśni. Od początku było ważne, aby na naszych spotkaniach wprowadzić ślepą
dyscyplinę i
ustanowić całkowitą władzę przewodniczącego.
A mieliśmy na naszych spotkaniach bojowych przeciwników - zwolenników Czerwonej
Flagi. Przychodzili zawsze w zwartych grupach z kilkoma agitatorami pomiędzy
sobą i na
każdej twarzy można było wyczytać: "mamy zamiar wszystko dzisiaj wygarnąć!" Zebranie
wisiało na włosku i tylko energia przewodniczącego, surowe, szorstkie
traktowanie przez
naszą straż, udaremniło intencje naszych przeciwników - ci ostatni mieli powód,
aby się na
nas złościć. Wybraliśmy czerwień dla naszych plakatów po dokładnym i starannym
rozważeniu. Naszą intencją było zirytowanie lewicy, doprowadzenie ich do
wściekłości i
sprowokowanie do przyjścia na nasze spotkania - nie tylko w celu przekonania
ich, ale
również po to, aby mieć szansę porozmawiania z nimi.
Potem nasi oponenci przystępowali do wygłaszania apeli kierowanych do
"świadomego klasowo proletariatu", aby przychodził tłumnie na nasze spotkania i
uderzył
swoją "proletariacką pięścią" w "monarchistyczną, reakcyjną agitację" reprezentowaną przez
nas.
Nasze spotkania były od początku wypełnione robotnikami, jeszcze na trzy
kwadranse przed ich rozpoczęciem. Przypominały beczkę prochu gotową do wybuchu w
każdej chwili po przytknięciu zapałki. Ale zawsze było odwrotnie. Ludzie
przychodzili jako
wrogowie, a odchodzili może nie przygotowani do przyłączenia się do nas, ale w
każdym
razie w refleksyjnym nastroju i gotowi do krytykowania i badania zgodności
naszych doktryn.
Wtedy pojawiały się słowa: "proletariusze! unikajcie spotkań nacjonalistycznych
agitatorów!" Podobnie niezdecydowaną taktykę można było obserwować w czerwonej
prasie.
Ludzie stali się ciekawi naszego ruchu. Nagle zmieniła się taktyka stosowana
wobec
nas i przez pewien okres byliśmy traktowani jak prawdziwi kryminaliści
występujący przeciw
ludzkości. Artykuły, jeden po drugim, głosiły i demonstrowały naszą
przestępczość, a
skandaliczne opowieści sfabrykowane od "a" do "z" miały dokonać tej sztuki. Ale
w krótkim
okresie czasu nasi wrogowie przekonali się sami, że takie ataki nie
przynoszążadnego
efektu: faktycznie te działania rzeczywiście pomogły skoncentrować ogólną uwagę
prosto na
nas.
Jedyną przyczyną, dla której nigdy nie doszło do rozpędzenia naszych spotkań,
było
niewątpliwie niezwykłe tchórzostwo wykazywane przez przywódców naszych
przeciwników.
We wszystkich krytycznych chwilach te nikczemne kreatury czekały na zewnątrz na
rezultat
eksplozji.
W tym okresie byliśmy zmuszeni przejąć ochronę naszych spotkań we własne ręce;
nie można było nigdy liczyć na ochronę ze strony oficjalnych władz. Wprost
przeciwnie -
doświadczenie wykazało, że one zawsze sprzyjały zakłócającemu elementowi.
Jedynym
rzeczywistym sukcesem towarzyszącym oficjalnej akcji było rozwiązanie spotkania,
czyli jego
całkowite wstrzyma.. nie, a to faktycznie było celem i przedmiotem zabiegów
naszych
przeciwników, którzy przychodzili, żeby nam przeszkadzać.
Tak więc doszliśmy do przekonania, że każde nasze spotkanie, które zależy tylko
od
ochrony policji, przynosi kompromitację organizatorom w oczach mas.
Bardzo często garstka stronników stawiała heroiczny opór wściekłemu
gwałtownemu tłumowi czerwonych. Tych piętnastu czy dwudziestu mężczyzn pokonano
by z
pewnością, ale reszta wiedziała dobrze, że najpierw trzy lub cztery razy więcej
z nich
dostałoby po głowach, a oni nie zamierzali tym ryzykować.
Było jasne dla każdego, że rewolucja możliwa była tylko dzięki niszczycielskim
metodom burżuazji, która rządziła naszym narodem.
Nawet wtedy byłoby mnóstwo pięści gotowych do obrony niemieckiego narodu, ale
brakowało czaszek gotowych do pękania. Jak często widziałem oczy młodych ludzi
błyszczące w odpowiedzi wtedy, kiedy wyjaśniałem im istotę ich misji i
zapewniałem ich bez
przerwy, że cała mądrość na tej ziemi jest niczym, o ile nie jest zastępowana i
chroniona
przez siłę, że łagodne bóstwa pokoju nie mogą poruszać siły, jeżeli nie
towarzyszy im bóg
wojny, i że każdy wielki akt pokoju musi być chroniony i wspomagany przez siłę.
W ten
sposób idea służby wojskowej dotarła do nich w daleko bardziej żywotnej formie -
jako
realizacja obowiązku każdego mężczyzny gotowego poświęcić swoje życie, by jego
naród
mógł żyć wszędzie po wszystkie czasy.
Ci młodzi ludzie nie zawiedli!
Niczym rój szerszeni rzucili się na przeszkadzających mężczyzn w naszych
spotkaniach, nie zważając na przewagę liczebną, nie dbając o rany i krwawą
ofiarę,
przepełnieni po brzegi wielką ideą, świętą misją, aby oczyścić drogę dla naszego
Ruchu.
Już w lecie 1920 roku oddziały do utrzymania porządku zaczęły stopniowo
przyjmować określoną formę i do wiosny 1921 roku zostały one podzielone według
stopni na
kompanie, które znowu zostały podzielone na mniejsze sekcje.
To było konieczne, ponieważ w tym czasie nasza działalność i częstotliwość
naszych
spotkań ciągle wzrastały.
Organizacja naszych grup dla utrzymania porządku na spotkaniach posłużyła do
wyjaśnienia bardzo trudnego problemu. Do tej pory ruch nie posiadał emblematów
partyjnych
i flag. Brak tych symboli był mankamentem nie tylko wtedy, także w przyszłości
był nie do
pomyślenia, ponieważ członkowie partii nie mieli wyróżniających ich znaków
członkostwa, a
w przyszłości brak pewnych znaków symbolizujących ruch był nie do
zaakceptowania.
Co najmniej raz w mojej młodości z punktu widzenia uczuć odczułem wyraźnie
psychologiczną ważność takiego symbolu. W Berlinie, po wojnie, byłem obecny na
masowej
demonstracji marksistów przed królewskim pałacem. Morze czerwonych flag,
czerwonych
szarf i czerwonych kwiatów dawało zewnętrzny obraz siły temu tłumowi, który
oceniłem na
około sto dwadzieścia tysięcy osób. Czułem i rozumiałem, jak łatwo człowiek na
ulicy
pozostaje pod wrażeniem sugestywnej magii - takiego wspaniałego przedstawienia.
Burżuazja jako partia nie reprezentująca żadnego światopoglądu nie miała
sztandaru.
Jej członkami byli "patrioci " i często pokazywali się w kolorach Rzeszy.
Czerń i biel oraz czerwień starego imperium zostały wskrzeszone przez tak zwane
narodowo-burżuazyjne partie jako ich kolory.
Jest oczywiste, że naszym symbolem w sytuacji, która mogła być zdominowana przez
marksizm w nieznanych okolicznościach, nie mógł być znak, pod którym ten sam
marksizm
miał być z kolei zmiażdżony.
Jakkolwiek każdy porządny Niemiec bardzo musi kochać i czcić te stare kolory,
dla
niego wspaniałe wówczas, kiedy stały ustawione jeden przy drugim w młodzieńczej
świeżości albo kiedy walczył pod nimi i widział ofiary tak wielu istnień - to
flaga ta niewielką
ma wartość dla walk, które będą stoczone w przyszłości.
Z tej przyczyny my, narodowi socjaliści, uznaliśmy, że dźwiganie starego
sztandaru
nie odpowiada symbolowi, który wyrażałby nasze specjalne cele, ponieważ nie
mieliśmy
ochoty na wskrzeszanie zrujnowanego imperium ze wszystkimi jego wadami, lecz
chcieliśmy
zbudować nowe państwo.
Ruch, który dzisiaj walczy z marksizmem, musi właśnie dlatego nosić na swych
sztandarach znak nowego państwa.
Ja sam zawsze byłem za utrzymaniem starych kolorów. Po niezliczonych próbach
zdecydowałem się na końcową formę: biały pas na czerwonym tle z czarną swastyką
na
środku. Po wielu poszukiwaniach zdecydowałem się na odpowiednie proporcje
pomiędzy
rozmiarami flagi i białym pasem a kształtem i grubością krzyża i taki pozostał
na zawsze.
Takie same opaski zostały od razu zamówione dla członków grup utrzymujących
porządek -
czerwone z białym pasem i swastyką.
Nowa flaga po raz pierwszy pojawiła się publicznie w połowie lata 1920 roku.
Dwa lata później, kiedy nasi ludzie, których liczba sięgała już wtedy kilkunastu
tysięcy, byli znaczącym oddziałem szturmowym, okazał się potrzebny organizacji
walczącej
o nowy światopogląd specjalny symbol zwycięstwa - sztandar.
W tym czasie nie było w Monachium partii, sprzeciwiającej się partiom
marksistowskim, zwłaszcza nacjonalistycznej, która mogłaby pokonać masowe
demonstracje
tak, jak to my robiliśmy. Piwnica Munchener Kindl, która mogła pomieścić pięć
tysięcy ludzi,
była kilka razy pełna do granic możliwości i tylko do jednej sali nie
zaryzykowaliśmy wejścia,
a był nią Circus Krone.
W końcu stycznia 1921 roku miało miejsce zdarzenie, które wywołało niepokoje w
Niemczech. Było nim porozumienie paryskie, na mocy którego Niemcy zostały
zobowiązane
zapłacić absurdalną sumę stu miliardów marek w złocie, a które miało zostać
potwierdzone
w formie ultimatum londyńskiego.
Przechodził dzień za dniem, a żadna z wielkich partii nie zwróciła uwagi na to
przerażające wydarzenie, organizacja robotnicza nie mogła zdecydować się na
określenie
terminu demonstracji. We wtorek, pierwszego lutego, zażądałem ostatecznej
decyzji.
Odłożono to do środy. W tym dniu zażądałem, aby jasno określono termin i miejsce
spotkania. Odpowiedź była ciągle pełna niepewności i wahań: zamierzano tego dnia
zaprosić
robotników na demonstrację.
Wtedy straciłem wszelką cierpliwość i zdecydowałem, żeby przeprowadzić
demonstrację na moją własną odpowiedzialność. Do południa w środę podyktowałem w
dziesięć minut hasła na plakaty i na następny dzień - trzeciego lutego wynająłem
cyrk
Korona.
W tamtych dniach było to ogromne przedsięwzięcie. Nie było pewności, czy
wypełnimy tę ogromną halę i istniało ryzyko przesunięcia terminu spotkania.
Jedna rzecz
była pewna - niepowodzenie na długi czas usunęłoby nas w cień .Mieliśmy jeden
dzień na
załatwienie wszystkich spraw. Na nieszczęście w czwartek rano padało i
zachodziła obawa,
że wielu ludzi będzie raczej wolało pozostać w domu niż spieszyć się na
spotkanie w deszczu
i śniegu, szczególnie że można było się tam spodziewać gwałtu i morderstw.
W czwartek dwie ciężarówki, które wynająłem, zostały, jak tylko to było możliwe,
owinięte w czerwień i zatknięto na nich dwie flagi. Każda z nich przewoziła
piętnastu lub
dwudziestu członków naszej partii; wydano rozkazy, aby z samochodów jadących
szybko
przez ulice rozrzucać ulotki informujące o masowym spotkaniu, które miało się
odbyć
wieczorem. Po raz pierwszy takie ciężarówki z flagami przejeżdżające przez ulice
nie
przewoziły marksistów.
Kiedy wszedłem do wielkiej hali, poczułem tę samą radość, którą odczuwałem rok
wcześniej na pierwszym spotkaniu w hali Hofbrahausfest. Dopiero, kiedy
sforsowałem
drogę przez lity mur mężczyzn i wspiąłem się na podium, uświadomiłem sobie pełny
rozmiar
naszego sukcesu.
Sala była wypełniona tysiącami ludzi.
Mój temat brzmiał: "Przyszłość czy upadek". Przemawiałem prawie przez dwie i pół
godziny. Moje przeczucie po pierwszej pół godzinie podpowiadało mi, że spotkanie
będzie
wielkim sukcesem.
Burżuazyjna prasa donosiła o demonstracji o czysto "nacjonalistycznym" charakterze,
na swój zwykły, skromny sposób zapominając zupełnie nadmienić o jej
organizatorach.
Ta demonstracja w 1921 roku sprawiła, że nasze spotkania w Monachium stały się
coraz częstsze. Przyjąłem, że będziemy odbywali je nie rzadziej niż jedno na
tydzień.
Czasami dochodziło do tych spotkań masowych dwa razy w tygodniu. W połowie lata
i późną
jesienią były tendencje do organizowania trzech spotkań w tygodniu. Teraz zawsze
spotykaliśmy się w cyrku Korona i stwierdziliśmy ku naszej satysfakcji, że
wszystkie wieczory
były równie udane.
Rezultatem był stały wzrost szeregów ruchu.
Nasi przeciwnicy naturalnie nie zamierzali nie reagować na takie sukcesy.
Zdecydowali się więc na przeprowadzenie ostatniej próby terroru polegającej na
po' psuciu
szyków naszego spotkania. Akcja miała miejsce po kilku dniach. Na ostateczne
porachunki
wybrano spotkanie w sali Hofbrahausfest, na którym miałem przemawiać. Pomiędzy
szóstą
a siódmą wieczorem czwartego listopada 1921 roku otrzymałem pierwsze wiadomości
o tym,
że spotkanie ma być definitywnie rozpędzone.
Dzięki niefortunnemu zbiegowi okoliczności nie zrozumieliśmy tego wcześniej. W
tym
właśnie dniu przenosiliśmy się z naszych wspaniałych starych biur Stemackergasse
do
nowych - nie opuściliśmy jeszcze starych ani też nie wprowadziliśmy się do
nowych,
ponieważ ciągle jeszcze trwały w nich prace. Rezultat był taki, że porządek na
spotkaniu
miała utrzymać tylko bardzo mała grupa mężczyzn - pod ręką było słabe
towarzystwo około
czterdziestu sześciu mężczyzn, a alarmowe telefony nie były w stanie zwołać
wystarczających posiłków w przeciągu jednej godziny.
Wszedłem do przedsionka sali za piętnaście ósma i zorientowałem się, że nie ma
żadnych wątpliwości co do najbliższych zamierzeń naszych przeciwników. Sala była
wypełniona, a policja powstrzymywała następnych przed wejściem. Nasi wrogowie,
którzy
przybyli bardzo wcześnie, byli w środku sali, a nasi przyjaciele pozostali na
zewnątrz. Mała
grupa strażników czterdziestu pięciu ludzi. Wyjaśniłem tym młodym członkom, że
dzisiaj
wieczorem po raz pierwszy ruch dużej sali i zwołałem będzie musiał udowodnić
swoje
oddanie i wierność i że żaden z nas nie może opuścić czekała na mnie w
przedsionku.
Zastałem zamknięte drzwi do sali, chyba że zostanie wyniesione martwy. Ale nie
sądziłem,
że któryś z nich może mnie opuścić. Jeżeli spostrzegłbym jakiegoś mężczyznę,
zachowującego się jak tchórz, sam osobiście zdarłbym z niego opaskę i wyrzucił
odznakę.
Potem zaapelowałem do nich, aby ruszyli naprzód natychmiast na pierwszy znak
próby
rozbicia spotkania i pamiętali, że najlepszą formą obrony jest atak.
Odpowiedzią były trzy dźwięki, które brzmiały wścieklej i ostrzej niż
kiedykolwiek
wcześniej.
Potem wszedłem do sali i sam na własne oczy zobaczyłem, jak wygląda sytuacja.
Siedzieli stłoczeni blisko siebie i próbowali przebić mnie swoim wzrokiem.
Niezliczone twarze
kipiące nienawiścią były zwrócone w moją stronę, inni wydawali ryki, które
oznaczały tylko
jedno - pewność, że są silniejszą stroną. I tak się też czuli.
Mimo to rozpoczęcie spotkania było możliwe, więc zacząłem przemawiać.
Po około półtorej godziny dano sygnał. Wzniesiono kilka złych okrzyków, a jakiś
mężczyzna nagle przyskoczył do krzesła i zawył: " Wolności"! Wtedy bojownicy o
wolność
zaczęli swoją robotę. W kilka sekund sala wypełniła się ryczącym i wyjącym
motłochem, ponad
którym latała niezliczona ilość kufli jak pociski haubicy. Rozwalano nogi
krzeseł, tłuczono
szkło na drobne kawałki, słychać było krzyki i wycia. To było szalone
przedstawienie.
Wstałem z miejsca i oglądałem aktywnych, młodych członków ruchu, wykonujących
swój obowiązek.
Zaledwie zaczął się taniec, kiedy moje szturmowe oddziały, jak je zaczęto
nazywać
od tego dnia, zaatakowały. Jak wilki rzucali się bez ustanku w grupach po ośmiu
i dziesięciu
na wroga i zaczęli stopniowo wymiatać ich z sali. Po pięciu minutach mogłem
zobaczyć
zaledwie jednego, który nie broczył krwią. Zacząłem poznawać ich jakość; na ich
czele stał
mój wspaniały Maurycy Hess, obecnie mój prywatny sekretarz, i wielu innych,
którzy chociaż
okropnie poranieni, kontynuowali atak tak długo, jak tylko mogli utrzymać się na
nogach.
W rogu sali ciągle pozostawał broniący się wściekle tłum. Wtedy nagle oddano od
wejścia w kierunku podium dwa strzały z pistoletu i podniosła się dzika wrzawa.
Czyjeś serce
prawie się uradowało na takie odrodzenie starych, wojennych wspomnień. Nie można
było
rozpoznać, kto oddał strzały, ale w każdym razie zauważyłem, że moi ludzie
ponowili atak ze
wzmocnionym duchem, aż w końcu ostatni zakłócający porządek zostali usunięci z
sali.
To wszystko trwało około dwudziestu pięciu minut, po których zapanowaliśmy nad
sytuacją. Herman Esser, który tego wieczoru był przewodniczącym spotkania,
oznajmił:
spotkanie będzie kontynuowane, niech mówca ciągnie dalej. Tak więc kontynuowałem
swoje
przemówienie.
Gdy spotkanie już się kończyło, podniecony porucznik policji wbiegł nagle do
sali i
zawył machając rękami: "Spotkanie jest zamknięte!" Musiałem się zaśmiać: była to
rzeczywiście oficjalna pompatyczność.
Nauczyliśmy się wiele tego wieczoru, a nasi przeciwnicy także nie zapomnieli
lekcji,
którą otrzymali. Aż do jesieni 1923 roku "Munchener Post" nie wspominał w ogóle
o
przejściach proletariatu.
ROZDZIAŁ VIII
Silny człowiek jest najmocniejszy, gdy jest sam
Mocny człowiek zyskuje na sile, kiedy jest samotny. Zwykły obywatel jest
zadowolony
i uspokojony, kiedy słyszy, że grupy pracownicze przez połączenie się razem w
związki
zawodowe odkryły element, który jednoczy je w jedno gremium i odrzuciły to, co
je dzieli.
Każdy jest przekonany, że taki związek ogromnie zyskuje na sile i że dawniej
słabe, małe
grupy zmieniają się dzięki temu w potęgę. A jednak jest to po większej części
błędne.
Jakiś jeden człowiek głosi jakąś prawdę, apeluje o rozwiązanie pewnego problemu,
wytycza cel i tworzy ruch, który ma na celu realizację jego zamierzeń.
Jest to sposób na założenie związku lub partii, których program ma na celu
zarówno
usunięcie istniejącego zła, jak i uzyskanie określonego stanu rzeczy po jakimś
czasie.
Kiedy taki ruch zostanie już powołany do życia, może wtedy żądać pierwszeństwa.
Naturalnym biegiem rzeczy byłoby, aby ci wszyscy, którzy pragną walczyć o ten
sam cel co
ruch, identyfikowali się z nim i przez to dodali mu siły, aby lepiej służył
dążeniu.
Są dwa powody, które zmieniają bieg tych spraw.
Pierwszy z nich może być uznany za tragiczny, a drugi za godny politowania,
mający
swoje oparcie w ludzkiej słabości.
Każde wielkie działanie na tym świecie jest zwykle spełnieniem pragnienia od
dłuższego czasu obecnego w milionach ludzkich serc i będącego przedmiotem
powszechnej
tęsknoty.
Cechą charakterystyczną wielkich kwestii w każdym okresie jest to, że nad ich
rozwiązaniem pracują tysiące ludzi i wielu z nich wyobraża sobie, że są wybrani
przez
przeznaczenie, lecz dopiero temu, który zwycięży w wolnej grze sił, będzie
powierzone
zadanie rozwiązania tego problemu.
Ma to jednak swoją tragiczną stronę - ludzie ci walczą o ten sam cel zmierzając
do
niego różnymi drogami. Każdy z nich prawdziwie wierzy w swoją własną misję i
podąża
własną drogą całkowicie lekceważąc innych.
Nierzadko rasa ludzka zawdzięczała swoje sukcesy lekcjom wyniesionym z
niepowodzeń poprzedników. Widzimy w historii, że dwie drogi postępowania, które
w tym
samym czasie prawdopodobnie rozwiązałyby niemiecki problem, a których głównymi
przedstawicielami i mistrzami były Austria i Prusy, Habsburgowie i
Hohenzolernowie -
powinny biegnąć od początku razem; cała reszta, zgodnie z ich opiniami, powinna
powierzyć
swoje połączone siły jednej lub drugiej stronie. Wtedy droga tego, który okazał
się być
bardziej wartościowym, stałaby się jedyną, którą należałoby podążać, a
austriacka metoda
nigdy nie doprowadziłaby do niemieckiego cesarstwa.
W końcu to cesarstwo, silne w niemieckiej jedności, powstało z tego, co miliony
Niemców odczuwały w swoich sercach jako najokropniejszy znak konfliktu między
braćmi;
dla niemieckiej cesarskiej korony odniesiono zwycięstwo w rzeczywistości na polu
bitwy pod
Koniggrate, a nie w walkach dookoła Paryża, jak powszechnie utrzymywano.
Powstanie
Cesarstwa Niemieckiego nie było rezultatem żadnego wspólnego pragnienia,
wynikłego ze
wspólnych metod, ale raczej wynikiem przemyślanej walki o hegemonię, z której to
walki
zwycięskie wyszły Prusy.
Dlatego nie ma czego żałować, jeżeli duża liczba ludzi chce uzyskać ten sam cel:
zwycięża wtedy bardziej bystry i silny człowiek.
Drugi powód nie jest tragiczny, ale godny politowania. Wynika on ze wspomnianej
mieszaniny zawiści, chciwości, ambicji i gotowości do kradzieży, która niestety
pojawia się -
często połączona ze sprawami interesującymi ludzkość.
Od chwili, w której nasz ruch zaczął działać i przyjął swój własny, indywidualny
program, przychodzą ludzie twierdzący, że walczą o ten sam cel. Nie oznacza to,
że oni
zamierzają uczciwie zająć swoje miejsce w szeregach ruchu i w ten sposób uznać
jego
prawo pierwszeństwa, ale to, że chcą okraść jego program i utworzyć nową, opartą
na nim
partię.
Powstanie całej liczby nowych grup, partii itp. nazywających siebie
"nacjonalistycznymi" w latach 1918-1919 było naturalnym rozwojem i odbyło się
bez zasług
ich twórców. Do 1920 roku Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza
stopniowo
zaczęła się wyłaniać jako zwycięska partia. Nic tak doskonale nie dowodzi
prawdziwej
szczerości pewnych indywidualnych założycieli jak fakt, że kilkunastu z nich
zdecydowało się
z godną podziwu szybkością poświęcić swój własny, oczywiście mniej popularny
ruch, to
znaczy zakończyć jego działalność i przyłączyć go bezwarunkowo do ruchu
silniejszego.
Przypadek ten dotyczył szczególnie protagonisty Niemieckiej Partii
Socjalistycznej w
Nurembergu Julian a Streichera. Dwie partie rozpoczęły działalność z podobnymi
celami -
ale poza tym były całkowicie niezależne jedna od drugiej. Jakkolwiek Streicher
zaraz, gdy
tylko przekonał się wyraźnie i bezspornie o przeważającej sile i większym
wzroście
liczebnym Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotnicze), przestał
pracować dla
Niemieckiej Partii Socjalistycznej i zaapelował do swoich zwolenników, aby
stanęli w jednym
szeregu z Narodowosocjalistyczną Niemiecką Partią Robotniczą, która wyszła
zwycięsko ze
współzawodnictwa i połączyli się z nią w celu kontynuowania walki o wspólną
sprawę.
Decyzja wysoko chwalebna, ale trudna dla niego jako mężczyzny.
Nigdy nie można zapomnieć, że żadne naprawdę wielkie cele nie były osiągnięte
przez koalicje, ale powstały one z powodu sukcesu jednego, pojedynczego
człowieka.
Zwycięstwa osiągnięte przez koalicję, dzięki naturze ich źródła, zawierają od
samego
początku nasiona przyszłego rozkładu i tracą w rzeczywistości to, co było
wcześniej zdobyte.
Wielkie przemiany myśli, które rzeczywiście rewolucjonizują świat, są wynikiem
tytanicznych
walk prowadzonych przez indywidualne siły - nigdy przedsięwzięć prowadzonych
przez koalicję.
Dlatego nigdy narodowe państwo nie będzie stworzone przez niepewną wolę
nacjonalistycznego związku robotników, lecz tylko przez nieugiętą siłę woli
jednego ruchu,
który po pokonaniu wszystkich pozostałych zwycięży.
ROZDZIAŁ IX
Myśli na temat znaczenia i organizacji socjalistycznych robotników
Siła starego państwa spoczywała na trzech filarach: monarchistycznym kształcie
państwa, organach administracyjnych i armii. Rewolucja I 9 I 8 roku zniszczyła
tę formę
państwa, zdezorganizowała armię i doprowadziła organy administracyjne do
częściowej
korupcji.
Tak więc niezbędne podpory władzy państwowej zostały wycięte. Władza
uzależniona jest zawsze od trzech elementów, które zasadniczo leżą u jej
podstawy.
Pierwszym stałym czynnikiem niezbędnym dla władzy jest poparcie społeczne. Ale
władza, opierająca się tylko na tym fundamencie, jest niezwykle słaba, nietrwała
i chwiejąca
się. Drugim elementem wszelkiej władzy jest niewątpliwie siła. Jeżeli poparcie
społeczne i
siła są połączone i mogą przetrwać przez pewien okres w zgodzie, to władza może
się wtedy
oprzeć nawet na trwalszym podłożu - na autorytecie tradycji. Jeżeli zdarzy się,
że poparcie
społeczne, moc i autorytet tradycji się zjednoczą, wówczas władza może być
uważana za
trwałą.
Jest godnym uwagi, że średnia klasa, tak chciałbym nazwać masy ludzi - nigdy nie
dochodzi do znaczenia, z wyjątkiem sytuacji, w której dwie przeciwne klasy
ścierają się w
konflikcie i jedna z nich zwycięży - oni zawsze chętnie poddają się zwycięzcy.
Jeżeli najlepsi
ludzie osiągną dominację, masy pójdą za nimi, jeżeli na szczycie staną najgorsi,
masy nie
uczynią żadnej próby, aby przeciwstawić się im, ponieważ średnie masy nie będą
nigdy
walczyć.
W końcu wojny byliśmy świadkami następującego widowiska: wielka średnia warstwa
narodu kierująca się poczuciem obowiązku zapłaciła swoją krwią; skrajna ~ grupa
najlepszych ludzi poświęciła się z typowym dla człowieka bohaterstwem;
radykalna,
najgorsza, chroniona przez bzdurne prawa i przez zaniedbanie w stosowaniu prawa
wojny -
utrzymała się przy życiu.
Ta starannie zachowana szumowina naszego narodu przeprowadziła później
rewolucję. Tylko ona mogła dokonać tego, ponieważ ci najlepsi nie mogli się
dłużej
przeciwstawiać. Przecież większość z nich poległa w bitwach.
Ci marksistowscy korsarze nie mogli polegać dalej wyłącznie na poparciu
społecznym
dla ich autorytetu. A jednak młoda republika potrzebowała go za wszelką cenę,
chociaż oni
nie mieli ochoty na to, by po krótkim okresie chaosu zostać zgniecionymi przez
siły złożone z
pozostałości najlepszego elementu w naszym narodzie.
Element, który zapewnił schronienie rewolucyjnym ideom i przeprowadził
rewolucję,
ani nie mógł, ani też nie był gotowy wezwać żołnierzy, aby go ochraniali. To,
czego pragnął
ten element, to nie zorganizowanie państwa, ale zdezorganizowanie tego, co
jeszcze istniało;
takie działanie najlepiej odpowiadało jego instynktom. Jego hasłem nie był ład i
budowa
Republiki Niemieckiej, ale raczej jej ograbienie.
Wtedy pojawiła się po raz pierwszy duża liczba gotowych do służby, chcących
pokoju
i porządku młodych Niemców, którzy postanowili przywdziać znowu tunikę żołnierską,
wziąć
na swoje ramię karabiny, nałożyć stalowe hełmy, aby pójść walczyć przeciwko
burzycielom
ich ojczyzny. Przystąpili do pracy zorganizowani w grupy ochotników, by przez
cały czas
rewolucji bronić ojczyzny i umacniać ją w praktyce. Działali w dobrej wierze.
Prawdziwi organizatorzy rewolucji i jej ówczesny przywódca - pociągający za
sznurki
międzynarodowy Żyd, właściwie ocenili sytuację. Nie nadszedł jeszcze czas
zepchnięcia
narodu niemieckiego w krwawe bagno bolszewizmu, jak to się stało w Rosji.
Pytanie brzmiało:
jak się zachowają oddziały z frontu? Czy zniosą to ludzie w szarych mundurach
polowych?
Podczas tych tygodni rewolucja w Niemczech była przynajmniej zmuszona sprawiać
wrażenie radykalnego umiarkowania, jeżeli nie chciała ryzykować rozniesieniem na
kawałki
przez dwie lub trzy niemieckie dywizje. Bo gdyby przynajmniej jeden dowódca
dywizji zdecydował
się wtedy z udziałem oddanych mu żołnierzy ściągnąć czerwoną flagę i postawić
"rady" pod murem lub złamać każdy opór miotaczem min i ręcznymi granatami, to w
czasie
krótszym niż jeden miesiąc ta dywizja mogłaby się powiększyć do armii
składającej się z
sześciu dywizji. To właśnie przerażało Żyda pociągającego za sznurki, bardziej
niż inne
przeciwności.
Rewolucja jednak nie została przeprowadzona przez siły pokoju i porządku, ale
przez
siły wszczynające bunt, rozboje i uprawiające grabież. I dalszy rozwój rewolucji
nie był
zgodny z wolą jej przywódców, i nie można było jej przebiegu wytłumaczyć tylko
taktycznymi
powodami ani uczynić przyjemną dla nich.
Kiedy socjaldemokracja stopniowo odzyskiwała siły, ten ruch coraz bardziej
tracił
charakter rewolucyjnej, brutalnej przemocy.
Zanim skończyła się wojna, w tym samym czasie, gdy Partia Socjaldemokratyczna
zawdzięczająca swój charakter bezczynności mas zawiesiła jakby ołowiany ciężar
na szyi
obrony narodowej, ujawniono radykalno-aktywistyczne elementy i formowano je w
nowe i
agresywne kolumny ataku.
Były to: Niezależna Partia i Związek Spartakusa, szturmowe bataliony
rewolucyjnego
marksizmu. Ale kiedy armia powracająca z frontu pojawiła się niczym próżny
sfinks, trzeba
było złagodzić narodowy bieg rewolucji. Główna grupa socjaldemokratycznego tłumu
ubezpieczyła zdobyte pozycje, a Niezależni Spartanie zostali zepchnięci na jedną
stronę. Nie
przeszło to bez walki. Zmiana dokonała się dopiero po pojawieniu się dwóch
obozów obok
siebie: partii pokoju i porządku oraz grupy krwawego terroru.
Czy nie było to całkowicie naturalne, że burżuazja z powiewającymi flagami udała
się
do obozu pokoju i porządku?
Wynik był taki, że wrogowie republiki zaprzestali walki przeciwko niej i pomogli
ujarzmić tych, którzy sami także byli wrogami republiki, lecz z bardzo różnych
powodów.
Dalszym rezultatem było zażegnanie i udaremnienie walki przeciwko nowemu państwu
przez
stronników starego porządku.
Jeżeli zastanowimy się, dlaczego rewolucja mogła całkiem niezależnie od wad
starego państwa, które ją wywołały, zakończyć się powodzeniem w decydującym
momencie,
stwierdzimy, że była ona wynikiem:
1) złagodzenia naszych koncepcji obowiązku i posłuszeństwa,
2) bojaźliwej pasywności partii, które miały podtrzymywać państwo.
Pierwsza przyczyna wynikała w gruncie rzeczy z naszej całkowicie nienarodowej i
czysto państwowej edukacji. Stąd wyszła błędna koncepcja środków i celów.
Świadome
wypełnianie obowiązku i posłuszeństwo nie są celami samymi w sobie, tak samo jak
państwo nie jest celem samym w sobie, ale właśnie wszystkie one powinny
być środkami dla
umożliwienia i zagwarantowania egzystencji społeczeństwa prowadzącego życie
duchowo i
fizycznie podobne.
Rewolucja powiodła się, ponieważ nasi ludzie czy raczej nasze rządy straciły
całe
zaangażowanie dla tych koncepcji, co uczyniło je słabymi, formalnymi i
doktrynalnymi.
Co się tyczy drugiego punktu, partie burżuazyjne, będące jedynymi politycznymi
formacjami istniejącymi przed starym państwem, były przekonane, że mogą
przekonywać do
swoich poglądów jedynie intelektualnymi metodami, ponieważ fizyczne metody
zarezerwowane są tylko dla państwa. Było to bezsensowne, ponieważ polityczny
przeciwnik
dawno porzucił ten punkt widzenia i deklarował z całkowitą otwartością możliwość
osiągnięcia
swoich politycznych celów przy pomocy siły.
Polityczny program burżuazyjnych partii opierał się na przeszłości do tego
stopnia,
że był nie do pogodzenia ze sprawami nowego państwa, jakkolwiek celem tych
partii był
udział - o ile byłoby to możliwe w nowej rzeczywistości politycznej. Ale ich
jedyną bronią były,
tak jak przedtem, słowa, i tylko słowa.
Jedynymi organizacjami, które w tym czasie miały siłę i odwagę przeciwstawić się
marksizmowi i masom, które on podburzał, był Wolny Korpus, następnie organizacje
samoobrony i Einwohnerwehr, a w końcu związki broniące tradycji.
Sukces marksizmu narodził się z wzajemnego oddziaływania politycznej
determinacji
i bezlitosnej siły. Tym, co obrabowało nacjonalistyczne Niemcy z każdej
praktycznie nadziei
kształtowania niemieckiego rozwoju, był brak określonej współpracy bezwzględnej
siły z
polityczną inspiracją.
Wszystkie inspiracje "nacjonalistyczne" tych partii były za słabe, aby uzyskać
poparcie przez walkę, a już z pewnością nie na ulicach. Całą siłę skupiały
stowarzyszenia
obronne i panowały na ulicach, ale brakowało im politycznych idei czy celów, dla
których ich
moc mogłaby zostać użyta z korzyścią dla nacjonalistycznych Niemiec.
Jedynie Żyd odnosił błyskotliwy "sukces w szerzeniu koncepcji o niepolitycznym
charakterze" stowarzyszeń obronnych w swojej prasie tak, jak w polityce zawsze
sprytnie
podkreślał "czysto intelektualny" charakter walki. Siły rewolucyjne nie miały
szans na
zbudowanie nowej tradycji. W rzeczywistości autorytet tradycji już nie istniał.
Rozpad starego
imperium i zniszczenie symboli jego poprzedniej świetności gwałtownie rozdarły
tradycję, co
było ciężkim ciosem dla władzy państwowej .
Drugi filar autorytetu państwa - siła - też nie istniał. Aby rewolucja odniosła
całkowity
sukces, zdezorganizowano siłę i moc państwa, to znaczy jego armii: mało tego,
jej
przywódcy nawet zostali zobowiązani do użycia obdartych okruchów armii, jako
siły walczącej
na rzecz rewolucji. Władza nie mogła w żaden sposób szukać poparcia w tych
buntowniczych tłumach żołnierzy, traktujących służbę wojskową jako ośmiogodzinny
dzień
pracy. W ten sposób drugi element zapewniający bezpieczeństwo władzy został
odebrany i
rewolucja aktualnie nie posiadała żadnego, poza prawdziwym społecznym poparciem,
z
którym chciała zbudować swój autorytet.
Każdy naród można podzielić na trzy klasy: na jednym końcu będą najlepsi ludzie
narodu, dobrzy w sensie każdej cechy i szczególnie cenieni za odwagę i gotowość
poświęcania się, na drugim końcu najgorsze męty ludzkości, złe w sensie
samolubstwa i
zdeprawowania.
Pomiędzy tymi dwoma skrajnościami znajduje się trzecia klasa, szeroka średnia
warstwa, w
której nie ma ducha ani dla dobrego, ani dla złego.
Brak nowej i wielkiej idei we wszystkich czasach oznacza brak walczącej siły.
Przekonanie, że istnieje prawo do użycia ,broni nawet najbardziej brutalnej,
zawsze idzie w
parze z fanatyczną wiarą, że nowy i zrewolucjonizowany porządek musi zwyciężyć
na
świecie.
Ruch, któremu nie udaje się walczyć o takie wzniosłe ideały i cele, nigdy nie
będzie
konsekwentny.
Rewolucja francuska odkryła sekret sukcesu w stworzeniu nowej, wielkiej idei. To
samo było z rewolucją rosyjską, a faszyzm czerpał swoją siłę jedynie z idei
podporządkowania całego narodu procesowi całkowitej odnowy z bardzo dobrymi
wynikami
dla tego narodu.
Kiedy Reichswehra została sformowana i skonsolidowana, marksizm stopniowo
odzyskiwał siłę konieczną dla poparcia swojej władzy: zaczął konsekwentnie od
odrzucenia
niebezpiecznie wyglądających nacjonalistycznych stowarzyszeń obronnych,
opierając się na
założeniu, że są już niepotrzebne.
Utworzenie Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej było pierwszym
znakiem ruchu, który nie dążył tak jak partie burżuazyjne do mechanicznego
odtworzenia
przeszłości, ale żądał utworzenia organicznie nacjonalistycznego państwa w
miejsce
obecnego, bezsensownego mechanizmu państwowego. Dzięki swojemu przekonaniu o
fundamentalnej ważności nowej doktryny - młody ruch naturalnie uważał, że należy
ponieść
każdą ofiarę, aby osiągnąć ten cel.
Zdarzało się w historii świata, że okres terroru oparty na teorii
światopoglądowej nie
był przerwany przez zmianę rządów, ale torował drogę do nowej, innej teorii
światopoglądowej, równie śmiałej i zdeterminowanej. To może ranić uczucia
przywódców
krajów pełniących oficjalne stanowiska, ale me zmieni to faktów.
Państwo jest opanowane przez marksizm. Wiedząc, że poddało się bezwarunkowo
marksizmowi dziewiątego listopada 1918 roku, musimy zdawać sobie sprawę, że nie
powstanie ono nagle jutro, aby go pokonać; i wprost przeciwnie -
burżuazyjne prostaczki,
które zajmują ministerialne fotele, już paplają o konieczności niepodejmowania
akcji
przeciwko robotnikom i pokazują, że dzięki "robotnikom" oni rozumieją marksizm.
Opisałem już historię utworzenia dla praktycznych celów naszego młodego ruchu
zespołu służącego ochronie spotkań i przyjmowaniu stopniowo przez niego
charakteru
trzonu oddziałów utrzymujących porządek, a który niecierpliwie oczekiwał na
zmianę kształtu
organizacyjnego.
W tym czasie grono to pełniło funkcję straży na spotkaniach. Jego pierwsze
zadania
były ograniczone do umożliwienia spotkań, które w przeciwnym razie byłyby
przerywane
przez naszych oponentów. Ci mężczyźni byli przygotowywani do ataku nie dlatego,
żeby ich
ideałem była gumowa pałka, jak głosiły to niemądre niemieckie nacjonalistyczne
koła, ale
dlatego, że zdawali sobie sprawę, iż nie ma szans na realizację ideałów, jeżeli
ich obrońca
został zdzielony jedną z nich: rzeczywiście nierzadko zdarzało się w historii,
że najwięksi
przywódcy kończyli z ręki jakiegoś nieznaczącego niewolnika. Członkowie naszych
oddziałów nie uważali przemocy za swój cel, pragnęli tylko bronić tych, którzy
głosili wielkie,
szczytne ideały opanowania przez przemoc. Zdawali sobie sprawę, że nie było ich
obowiązkiem bronić państwa, które nie chroniło narodu, ale byli wszędzie, gdzie
trzeba było
bronić naród przed tymi, którzy grozili zniszczeniem i narodu, i państwa.
Szturmowy oddział
- jak ich nazwano - jest niczym innym, jak tylko jedną z sekcji ruchu, podobnie
jak
propaganda, prasa, instytut naukowy itp., są po prostu sekcjami Partii.
Idea, będąca podstawą utworzenia oddziału szturmowego, łącznie z intensywnym
treningiem cielesnym zmierzała do przekształcenia go w całkowicie przekonanego
obrońcę
narodowosocjalistycznej idei i do doskonalenia jego dyscypliny.
Nie miał on nic wspólnego z żadną organizacją obronną w pojęciu burżuazyjnym ani
z żadną tajną organizacją. Miałem ważny powód, aby zabezpieczyć się w tym czasie
przed
przekształceniem oddziału szturmowego Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii
Robotniczej w tak zwane stowarzyszenie obronne. Obrona narodu nie może być
przeprowadzona przez prywatne stowarzyszenie obronne, jeżeli nie jest popierana
przez
wszystkie siły w państwie. Zupełnie nie może wchodzić w rachubę tworzenie
organizacji pozbawionej
militarnej wartości dla określonego celu, opierającej się tylko na tak zwanej
"ochotniczej dyscyplinie". Brakowało podstawy dyscypliny wymuszającej
wykonywanie
rozkazów, a mianowicie możliwości wymierzania kar. Na wiosnę 1919 roku już było
możliwe
utworzenie "ochotniczych oddziałów", ponieważ większość mężczyzn walczyła na
froncie i
przeszła przez szkołę starej armii. Tego ducha całkowicie brakuje w
organizacjach
obronnych dzisiaj.
Nawet jeśli przyjąć, że mimo wszystkich trudności, powiodło się niektórym
stowarzyszeniom przemienić określoną liczbę Niemców w mężczyzn, wiernych w
sentymencie i sprawnych w ćwiczeniach cielesnych i wojskowych, wynik i tak musi
być
zerowy w państwie, które nie pragnie utworzenia takiej siły i które faktycznie
nie znosi idei,
ponieważ jest ona zwykle niezgodna ze skrytymi celami jego przywódców
sprzedawczyków
państwa.
Dzisiaj ma miejsce taki przypadek. Czyż nie jest absurdalne zadanie rządu
polegające na wyszkoleniu dziesięciu tysięcy mężczyzn w specjalny sposób, skoro
kilka lat
wcześniej to samo państwo niegodziwie poświęciło osiem i pół miliona wysoko
wyszkolonych
żołnierzy i nie tylko nie miało planów dotyczących ich dalszego wykorzystania,
ale na znak
wdzięczności dla ich poświęceń wystawiło ich na światową nienawiść?
Czy oczekuje się, że żołnierze będą szkoleni dla reżimu, który oczernił i
splunął na
najwspanialszych żołnierzy, zdarł ich medale i odznaczenia, podeptał ich
sztandary i odrzucił
z pogardą ich osiągnięcia? Czy ten reżim państwowy kiedykolwiek uczynił jakiś
krok w
kierunku zwrócenia honoru starej armii lub w kierunku postawienia do
odpowiedzialności
tych, którzy ją zniszczyli i zelżyli? Ani jednego kroku! Wprost przeciwnie, tych
ostatnich
można zobaczyć na najwyższych stanowiskach w państwie. I jeszcze powiedzieli w
Lipsku:
"Prawo idzie z siłą". Ponieważ jednak siła dzisiaj jest w rękach tych ludzi,
którzy wzniecili
rewolucję, a ta rewolucja uosabia najnikczemniejszą zdradę kraju, najbardziej
łajdacki akt w
całej niemieckiej historii, nie będzie z pewnością powodu, dla którego siła tego
rządu
powinna być wzmocniona przez utworzenie młodej, nowej armii. Sprzeciwia się temu
całe
sensowne rozumowanie.
Jeżeli państwo w obecnym kształcie przyjęłoby system wyszkolonych band
obronnych, to on nigdy nie mógłby być zastosowany do obrony narodowych interesów
poza
krajem, ale mógłby być użyty wewnątrz kraju dla chronienia ciemiężców narodu
przed
gniewem zdradzonego i przehandlowanego narodu, który mógłby pewnego dnia powstać
w
gniewie.
Z tego powodu nie pozwolono naszym szturmowym oddziałom mieć cokolwiek
wspólnego z wojskową organizacją. Były one jedynie instrumentem służącym
chronieniu i
szkoleniu Narodowosocjalistycznego Ruchu i ich zadania zmierzały w całkiem innym
kierunku, niż tego tak zwanego Obronnego Stowarzyszenia.
Nie reprezentowały także tajnej organizacji. Cele tajnych organizacji mogą być
tylko
nielegalne.
To, czego potrzebowaliśmy wtedy i potrzebujemy teraz, to nie setka czy dwie
upartych konspiratorów, ale setki tysięcy i powtórnie setki tysięcy fanatycznych
bojowników o
nasz światopogląd.
Praca ta musi być wykonana nie na tajnych zebraniach, ale przez mocne, masowe
uderzenie. Droga dla ruchu nie może być oczyszczona za pomocą sztyletu, trucizny
czy
pistoletu, ale przez zdobycie człowieka z ulicy.
Musimy zniszczyć marksizm tak, aby uzyskana w przyszłości kontrola ulicy
spoczęła
w rękach narodowego socjalizmu.
Tajna organizacja niesie z sobą jeszcze inne niebezpieczeństwo: jej członkowie
często nie potrafią całkowicie zrozumieć wielkości zadania i są skłonni
wyobrażać sobie, że
sukces narodowej sprawy może być zagwarantowany całkowicie i natychmiast za
pomocą
pojedynczego morderstwa. Taka myśl może znaleźć historyczne usprawiedliwienie w
tych
przypadkach, w których cierpienia narodu spowodowane były tyranią niektórych
utalentowanych ciemiężców.
W latach 1919 i 1920 istniało niebezpieczeństwo, że członkowie tajnych
organizacji,
zachęceni przez wielkie przykłady w historii i porwani przez ogrom nieszczęścia
narodu,
mogą próbować wziąć odwet na sprzedawczykach kraju, wierząc, że w ten sposób
położą
kres nieszczęściu narodu. Wszystkie takie próby były czystym szaleństwem,
ponieważ
zwycięstwo marksistowskie nie było wynikiem nadzwyczajnego geniuszu jakiegoś
wybitnego
indywidualnego przywódcy, ale bezmiernej nieudolności i tchórzostwa
burżuazyjnego świata.
Jeżeli zatem oddział szturmowy nie może być ani militarną organizacją, ani
tajnym
stowarzyszeniem, musi być rozwinięty według następujących zasad:
1. Jego szkolenie nie może być przeprowadzone na zasadach wojskowych, ale pod
kątem tego, co jest korzystne dla partii. Rozumiejąc, że członkowie jego
oddziałów muszą
być sprawni fizycznie, należy przywiązywać wagę nie do musztry, ale do ćwiczeń
sportowych. ja zawsze uważałem boks i ju-jitsu za bardziej ważne niż mierne
ćwiczenia w
strzelaniu.
2. Aby powstrzymać oddział szturmowy przed przyjmowaniem jakiegokolwiek
charakteru tajności, jego ubiór musi być powszechnie rozpoznawany, znaczenie
jego pozycji
powinno mu wskazywać drogę najbardziej użyteczną dla ruchu i ta droga musi być
powszechnie znana. Jemu nie wolno działać za pomocą tajnych Środków.
3. Budowa i organizacja oddziału szturmowego nie może być kopią starej armii,
ubiór
i wyposażenie musi być dobrane tak, aby odpowiadało zadaniom, jakie on ma przed
sobą.
Były trzy wydarzenia, które wywarły wpływ na późniejszy rozwój oddziału
szturmowego.
1. Wielka powszechna demonstracja zorganizowana przez wszystkie patriotyczne
towarzystwa późnym latem 1922 roku na Konigsplatz w Monachium przeciwko prawu do
obrony Republiki. Pochód partii, w którym narodowosocjalistyczny ruch wziął
udział, był prowadzony
przez sześć kompanii z Monachium, po których następowały sekcje partii
politycznej. Ja sam osobiście miałem zaszczyt przemawiać do tłumu, który liczył
około
sześćdziesięciu tysięcy ludzi, jako jeden z mówców. Przygotowania zostały
uwieńczone
ogromnym sukcesem, ponieważ pomimo wszystkich gróźb ze strony czerwonych
udowodniono po raz pierwszy, że nacjonalistyczne Monachium było zdolne
maszerować
ulicami.
2. Wyprawa do Coburgu w październiku 1922 roku. Pewne "nacjonalistyczne"
towarzystwa zdecydowały, aby odbyć "Niemiecki Dzień" w Coburgu. Zostałem
zaproszony
do wzięcia udziału, z rekomendacją, aby przyprowadzić kilku swoich przyjaciół ze
sobą.
Zabrałem ośmiu mężczyzn z oddziału szturmowego, żeby pojechali ze mną specjalnym
pociągiem do tego miasta, które stało się częścią Bawarii.
Na stacji w Coburgu zostaliśmy powitani przez delegację organizatorów
"Niemieckiego Dnia", którzy oświadczyli, że ustalono - na polecenie miejscowych
związków
zawodowych, tj. Niezależnej i Komunistycznej Partii -że nie powinniśmy wchodzić
do miasta
z powiewającymi flagami i grającą orkiestrą (mieliśmy orkiestrę składającą się z
czterdziestu
dwóch muzyków) i nie powinniśmy maszerować w zwartych szeregach.
Odrzuciłem te skandaliczne warunki natychmiast i nie omieszkałem wyrazić tym
gentlemanom, którzy zorganizowali ten dzień, mojego zdziwienia z faktu
negocjowania i
szukania porozumienia z takimi ludźmi i oświadczyłem, że oddział szturmowy
będzie natychmiast
maszerował w szyku kompanii do miasta z powiewającymi flagami i orkiestrą.
Na dziedzińcu stacyjnym zostaliśmy powitani przez wrzeszczący tłum, liczący
wiele
tysięcy ludzi. "Mordercy, "bandyci", "zbóje", "kryminaliści" - były
pieszczotliwymi epitetami,
którymi ci wzorowi założyciele Republiki Niemieckiej obsypywali nas. Młody
oddział
szturmowy utrzymywał doskonały porządek. Przemaszerowaliśmy na dziedziniec
Hofbrauhausheller w centrum miasta. Aby zapobiec podążaniu tłumu za nami,
policja
zamknęła bramy dziedzińca. Jako że było to nie do zniesienia, zażądałem, aby
policja
otworzyła bramy. Po długim wahaniu wyrazili zgodę. Przemaszerowaliśmy z powrotem
przez
ulicę, doszliśmy do naszych kwater i tam w końcu stanęliśmy naprzeciw tłumu.
Przedstawiciele prawdziwego socjalizmu, równości i braterstwa zabrali się do
rzucania
kamieniami. Nasza cierpliwość wyczerpała się i uderzaliśmy w prawo i w lewo
przez dziesięć
minut. Kwadrans później nie można było już zobaczyć czerwonych na ulicach.
Do ponownych starć doszło podczas nocy. Patrole oddziału szturmowego
przychodziły z pomocą narodowym socjalistom, którzy byli atakowani pojedynczo i
znajdowali się w opłakanym stanie. Z wrogiem rozprawiono się szybko. Do
następnego
ranka czerwony terror, pod którym Coburg znajdował się przez lata, został
złamany.
Następnego dnia wymaszerowaliśmy na plac, gdzie oznajmiono, że ma się odbyć
demonstracja dziesięciu tysięcy "robotników". Zamiast jednak dziesięciu tysięcy,
jak
głoszono, obecnych było tylko kilkuset, którzy zachowywali się cicho, kiedy
zbliżaliśmy się.
Tu i tam grupy czerwonych złożone z tych, którzy doszli z zewnątrz i jeszcze nas
nie
znali, próbowały wzniecić sprzeczki, ale szybko straciły na to ochotę. Stało się
oczywiste, że
ludność, która przez długi okres czasu była okropnie zastraszana, teraz powoli
budziła się i
nabierała odwagi, aby nas pozdrawiać okrzykami, a kiedy odjeżdżaliśmy wieczorem,
pozdrawiano nas spontanicznie.
Nasze doświadczenia w Coburgu wykazały, jak zasadniczą sprawą jest
wprowadzenie stałego umundurowania dla oddziału szturmowego, nie tylko w celu
wzmocnienia "ducha ciała", ale także, aby uniknąć zamieszania i pomyłek w
rozpoznawaniu
ludzi występujących przeciwko niemu. Do tego czasu oddział szturmowy nosił tylko
opaski,
ale od tej chwili dodano koszule i dobre, znane czapki.
Nauczyliśmy się także, jak ważne jest występowanie według regularnego planu we
wszystkich miejscach, w których czerwony terror od wielu lat powstrzymywał od
odbywania
jakichkolwiek spotkań tych, którzy myśleli inaczej, i ustanowienie wolności
zgromadzeń.
3. W marcu 1923 roku miało miejsce wydarzenie, które zmusiło mnie do zmiany
trybu
postępowania ruchu i wprowadzenia reorganizacji. We wczesnym okresie tego roku
Ruhra
była okupowana przez Francuzów i miało to odpowiednio wielkie znaczenie w
rozwoju
oddziału szturmowego. .
Okupacja Ruhry, która nie była dla nas zaskoczeniem, rozbudziła nadzieję na
zakończenie naszej tchórzliwej polityki poddania i na wykorzystanie obronnych
stowarzyszeń. Podobnie było z oddziałem szturmowym, który skupiał kilkanaście
tysięcy
silnych, młodych mężczyzn i nie powinien być pozbawiony udziału w narodowej
służbie. W
ciągu wiosny i lata 1923 roku przekształcił się on w walczącą wojskową
organizację. Od tego
w większej części zależał późniejszy , dotyczący naszego ruchu rozwój
wydarzeń podczas
tego roku.
Na pierwszy rzut oka wydarzenia końca 1923 roku mogły napawać wstrętem, lecz
kiedy patrzyło się na nie z wyższej płaszczyzny, trzeba było uznać je za
konieczne,
ponieważ zakończyły one za jednym zamachem przekształcanie się oddziału
szturmowego,
który obecnie szkodzi ruchowi. W tym samym czasie wydarzenia te otworzyły
możliwość
zrekonstruowania spraw, dla których zmieniliśmy wcześniej obrany kurs.
W 1925 roku Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza została powtórnie
założona i musi ona zrekonstruować i zorganizować swój oddział szturmowy na
zasadach
wspomnianych na początku. Musi powrócić do pierwotnych, zdrowych zasad i musi
uważać
za swój najwyższy obowiązek przekształcenie oddziału szturmowego w narzędzie
służące
obronie i wzmocnieniu walki o światową teorię ruchu.
Nie można pozwolić, aby oddział szturmowy zszedł do poziomu tajnej organizacji:
trzeba raczej podjąć kroki, aby uczynić z niego strażnika stu tysięcy mężczyzn
dla
narodowosocjalistycznej, a przez to głęboko nacjonalistycznej idei.
ROZDZIAŁ X
Pozorny federalizm
Zimą 1919 roku, a jeszcze bardziej na wiosnę i latem 1920 roku młoda partia
została
zobowiązana do zajęcia stanowiska w kwestii, która pozostawała ważna nawet
podczas
wojny. W poprzednim rozdziale krótko opisałem zauważone przeze mnie oznaki
groźby
upadku Niemiec, ze szczególnym uwzględnieniem systemu propagandy prowadzonej
przez
Anglików, a także Francuzów, stawiającej sobie za cel rozszerzenie starej
szczeliny
pomiędzy północą a południem Niemiec.
Na wiosnę 1915 roku po raz pierwszy pojawił się, uważany za jedyną przyczynę
wojny, cykl artykułów i ulotek przeciwko Prusom. Był on rozwijany i doskonalony
w
przebiegły i niegodziwy sposób aż do 1918 roku. Liczono na najniższe instynkty
ludności i
zaczęto podburzanie Niemców z południa przeciwko Niemcom z północy. Na owoce tej
agitacji nie trzeba było długo czekać. Można wiele zarzucić przywódcom zarówno w
rządzie,
jak i w armii (szczególnie armii bawarskiej); nie mogą oni zrzucić z siebie winy
za
niepowodzenia, za kryminalną ślepotę i niedbalstwo oraz za brak odpowiedniej
determinacji
do podjęcia właściwych kroków, aby temu zapobiec. Nic nie zostało zrobione!
Wprost
przeciwnie, niektórzy z nich wydawali się obserwować to, co się dzieje, bez
większej irytacji i
możliwe, że byli za mało inteligentni, aby wyobrazić sobie, że taka propaganda
może nie
tylko wbić klin w zjednoczenie narodu niemieckiego, ale nawet wzmocnić
automatycznie siły
federacji. Rzadko kiedy w historii takie paskudne zaniedbanie zostało ciężej
ukarane.
Osłabienie, jakiego doznały Prusy, zaatakowało całe Niemcy. Przyśpieszyło to
upadek, który
nie tylko zrujnował same Niemcy, ale z całą pewnością wszystkie poszczególne
państwa.
W mieście, w którym sztucznie podniecana nienawiść przeciwko Prusakom szalała
najbardziej gwałtownie, bunt przeciwko panującemu "domowi" był początkiem
rewolucji.
Błędem byłoby wyobrażać sobie, że jedynie wroga propaganda była odpowiedzialna
za antypruskie nastawienie. Metody stosowane przez naszych organizatorów wojny,
którzy
zebrali i oszukali całe cesarstwo w całkowicie obłędny system centralizmu w
Berlinie, były
główną przyczyną antypruskiego nastawienia.
Żyd był zbyt przebiegły, aby nie zdawać sobie sprawy, że ta nikczemna kampania
plądrowania, którą on zorganizował przeciwko narodowi niemieckiemu pod
płaszczykiem
stowarzyszeń wojny, z pewnością spowoduje powstanie opozycji. Tak długo, jak nie
rzucała
się ona do jego własnego gardła, nie miał powodu, aby się jej obawiać. Potem
przyszło mu
do głowy, że nie może być lepszej metody odwrócenia powstania mas doprowadzonych
do
desperacji i rozdrażnienia, niż pozwolić, aby ich gniew wybuchł i wyładował się
w całkiem
innym kierunku.
Wtedy przyszła rewolucja.
Międzynarodowy Żyd, Kurt Eisner, zaczął napuszczać Bawarię na Prusy. Przemyślnie
kierując rewolucyjny ruch w Bawarii przeciwko reszcie Rzeszy, nie działał
bynajmniej w
interesie Bawarii, ale jako członek upoważniony do takiego działania przez
Żydów. wykorzystał
istniejące w Bawarii instynkty i niechęci, aby przy ich pomocy dokonać rozbioru
Niemiec. Rzesza raz położona w gruzach stałaby się łatwym łupem bolszewizmu.
Zręczność bolszewickich agitatorów w przedstawianiu zawczasu ewentualności
wyzwolenia, kładącego kres komunistycznym republikom w wyniku zwycięstwa
pruskiego
militaryzmu nad antymilitarystycznymi i antypruskimi elementami, przyniosła
bogate owoce.
Warto zauważyć, że chociaż w czasie wyborów do Bawarskiego Zgromadzenia
Ustawodawczego, Kurt Eisner nie miał dziesięciu tysięcy zwolenników w Monachium,
a
Komunistyczna Partia poniżej trzech tysięcy, to po upadku komunistycznej
republiki te dwie
partie połączyły się razem i liczyły prawie sto tysięcy członków.
Myślę, że nigdy w moim życiu nie zaznałem bardziej niepopularnej roboty niż
wtedy,
gdy sprzeciwiałem się antypruskiemu podżeganiu. W Monachium podczas na wpół
komunistycznego okresu miało miejsce pierwsze masowe spotkanie, na którym
nienawiść
przeciwko reszcie Niemiec, szczególnie Prusom, została doprowadzona do takiej
gorączki
szaleństwa, że jeżeli Niemiec z północy brał udział w spotkaniu, to ryzykował
swoim życiem.
Te demonstracje zwykle kończyły się dzikimi okrzykami w rodzaju: "precz z Prus",
"precz z
Prusami", " wojna przeciw Prusom", uczucie to podsumowane zostało w niemieckim
Reichstagu przez wspaniałego obrońcę interesów suwerenności Bawarii w okrzyku
bitewnym: "Raczej umrzeć jako Bawarczyk, niż gnić jako Prusak".
Walka, którą rozpocząłem na początku sam, a później kontynuowałem z poparciem
moich towarzyszy wojennych, była prowadzona przez młody ruch, mogę tak rzec,
prawie jak
święty obowiązek. Jestem dumny, mogąc powiedzieć dzisiaj, że my - polegając
prawie
wyłącznie na naszych zwolennikach w Bawarii - byliśmy odpowiedzialni za
położenie, powoli,
ale skutecznie, kresu kombinacji szaleństwa i zdrady.
Jest oczywiste, że agitacja przeciwko Prusom nie miała nic wspólnego z
federalizmem. Federacyjne działania są najbardziej nieodpowiednie, kiedy ich
przedmiotem
jest rozerwanie czy rozebranie na części innej konfederacji. Dla prawdziwego
federalisty, dla
którego koncepcja cesarstwa Bismarcka jest nie tylko pustym frazesem, byłoby nie
do
pomyślenia żądać odejścia części pruskiego państwa, które zostało stworzone i
udoskonalone
przez Bismarcka, czy też publicznie popierać takie separatystyczne dążenia.
Jest to tym bardziej niewiarygodne, gdyż walka prowadzona przez tych
federalistów
była skierowana przeciwko temu elementowi w Prusach, który w najmniejszym
stopniu mógł
być uważany za związany z listopadową demokracją.
Ich oszczerstwa i ataki nie były wymierzone przeciw ojcom konstytucji
weimarskiej,
którzy składali się głównie z południowych Niemców i Żydów, ale przeciw
przedstawicielom
starych, konserwatywnych Prus przeciwnikom konstytucji weimarskiej .
Nie powinniśmy się czuć zaskoczeni, że byli oni szczególnie ostrożni w sprawie
występowania przeciw Żydom. Być może jest to klucz do rozwiązania całej zagadki.
Celem
Żyda było podburzanie "narodowych" elementów w Niemczech przeciwko sobie -
postawienie
konserwatywnej Bawarii przeciwko konserwatywnym Prusom i to mu się powiodło.
W zimie 1918 roku antysemityzm zaczął się rozprzestrzeniać w całych Niemczech.
Żyd wrócił do swoich starych metod. Z zadziwiającą szybkością rzucił jabłko
niezgody w
popularny ruch i zaczął świeże rozdarcie.
Postawienie problemu alpejskiego i wynikające z tego spory, które mu
towarzyszyły,
były jedyną możliwością zwrócenia uwagi ogółu na inne problemy po to, aby
powstrzymać
skoncentrowany atak na Żydów. Ludzie, którzy zarazili nasz naród takim
problemem, nigdy
nie mogą naprawić zła, jakie mu wyrządzili. Żydowi z pewnością powiodło się w
jego
zamiarze jest zachwycony widząc katolików i protestantów walczących z sobą. Wróg
ludności aryjskiej i całego chrześcijaństwa śmieje się w kułak.
Dwa kościoły chrześcijańskie patrzą obojętnymi oczami na to skażenie i zepsucie
szlachetnej i jedynej egzystencji nadanej przez szczodrość Bożą na tej ziemi
.Jakkolwiek dla
przyszłości świata nie jest ważne, czy protestancki, ale czy aryjski człowiek
przetrzyma, czy
wymrze.
Dzisiaj jeszcze te dwa wyznania nie walczą przeciw niszczycielowi arian, ale
próbują
unicestwić się wzajemnie.
W Niemczech nie jest dozwolone prowadzenie walki przeciwko ultramontaizmowi czy
klerykalizmowi, jak to mogłoby mieć miejsce w czysto katolickich państwach,
chociaż
protestanci z pewnością braliby w tym udział. Obrona, którą katolicy w innych
krajach podjęliby
przeciwko atakom o charakterze politycznym na swoich religijnych
przywódców, w
Niemczech natychmiast przybrałaby formę ataku protestantyzmu przeciwko
katolicyzmowi.
Zresztą fakty przemawiają same za siebie. Ludzie, którzy w 1924 roku nagle
odkryli,
że główną misją nacjonalistycznego ruchu była walka przeciwko "ultramontaizmowi" - nie
zdołali go przełamać, ale powiodło im się rozłamanie ruchu nacjonalistycznego.
Muszę
ostrzec, gdyby przypadkiem jakiś niedojrzały umysł w nacjonalistycznym ruchu
wyobrażał
sobie, że może zrobić to, czego Bismarck nie był w stanie dokonać. Głównym
obowiązkiem
tych, którzy prowadzą narodowosocjalistyczny ruch, jest całkowite
przeciwstawienie się
każdej próbie świadczenia przez ich ruch na rzecz takiej walki i wykluczenie od
razu z jego
szeregów tych, którzy prowadzą w tym celu propagandę. Ściśle mówiąc, odnosiliśmy
w tym
nieprzerwane sukcesy przez całą jesień 1923 roku. Żarliwi protestanci mogli stać
ramię w
ramię z żarliwymi katolikami w naszych szeregach bez najmniej szych niepokojów
sumienia
związanych z ich religijnymi przekonaniami.
Państwa republiki amerykańskiej nie stworzyły związku, ale to związek stworzył
większość z tych tak zwanych stanów. Te bardzo wszechstronne prawa przyznane
różnym
terytoriom wyrażają nie tylko podstawowy charakter tego związku państw ale są w
harmonii z
rozległością terenu, który zajmują, dochodząc prawie do rozmiarów kontynentu.
Tak więc do państw związku amerykańskiego nie można odnosić się tak jak do
państw mających suwerenność państwową, ale jak do korzystających z praw czy może
lepiej, przywilejów określonych i zagwarantowanych przez Konstytucję.
Jednakże w Niemczech poszczególne państwa były pierwotnie suwerennymi i z nich
zostało utworzone cesarstwo. Ale utworzenie cesarstwa nie było wynikiem wolnej
woli i
jednakowej współpracy poszczególnych państw, ale tego, że Prusy osiągnęły
hegemonię
nad innymi. Wielka różnica w wielkości terytoriów pomiędzy państwami
niemieckimi, sama w
sobie nie umożliwia jakiegokolwiek porównania ze związkiem amerykańskim.
Ponadto, różnica w wielkości pomiędzy najmniejszym z nich, a większym czy może
raczej największym ukazuje nierówność osiągnięć i udziału w tworzeniu cesarstwa
i
formowaniu konfederacji państw.
Nie można utrzymywać, że większość państw kiedykolwiek naprawdę cieszyła się
prawdziwą "suwerennością".
Prawa suwerenności, z których zrezygnowały państwa, aby utworzyć cesarstwo,
zostały oddane w bardzo małym stopniu z ich własnej woli.
W większości przypadków albo one nie istniały, albo po prostu zostały utracone
pod
naciskiem przeważającej siły Prus.
Reguła, według której postępował Bismarck, polegała na tym, aby nie dawać
państwu
po prostu tego, co zostało zabrane mniejszym państwom, ale żądać od państw tego,
czego
cesarstwo bezwzględnie potrzebowało. jest jednak całkowitym błędem przypisywać
decyzję
Bismarcka przekonaniu (jeżeli o niego chodzi), że państwo w ten sposób nabywało
wszystkie
prawa suwerenności, których potrzebowałoby przez cały czas; wprost przeciwnie -
on miał
na myśli pozostawienie dla przyszłości tego, co byłoby ciężko uzyskać w
Ówczesnej chwili. I
suwerenność Rzeszy faktycznie ciągle rosła kosztem poszczególnych państw.
Wraz z upływem czasu zostało osiągnięte to, czego pragnął Bismarck.
Upadek niemiecki i rozbicie monarchistycznej formy państwa z konieczności
przyśpieszyło te wydarzenia. Ta sama przyczyna zadała ciężki cios federacyjnemu
charakterowi Rzeszy; jeszcze cięższy cios został zadany poprzez przyjęcie
zobowiązań
wynikających z "pokojowego" traktatu.
Było to zarówno naturalne, jak i oczywiste, że kraje straciły kontrolę nad swymi
finansami i musiały zrezygnować z tego na rzecz Rzeszy od chwili, kiedy Rzesza -
przegrawszy wojnę - została poddana finansowym zobowiązaniom, co do których
nigdy nie
sądzono, że będą pokrywane przez wkłady poszczególnych państw. Dalsza decyzja,
która
doprowadziła do tego, że Rzesza przejęła kolej i usługi pocztowe, była
koniecznym i
postępowym krokiem w stopniowym ujarzmianiu rannego narodu - zgodnie z traktatem
pokojowym.
Cesarstwo Bismarcka było wolne i niezwiązane. Nie było obciążone przez
całkowicie
nieproduktywne finansowe zobowiązania, takie jak obecnie Niemcy Dawes'a muszą
dźwigać
na swoim grzbiecie. jego wydatki sprowadzały się do kilku absolutnie koniecznych
pozycji o
krajowej ważności. Było ono dlatego zdolne dobrze działać bez finansowej
supremacji i żyć
za pieniądze wnoszone przez prowincje. I naturalnie fakt, że państwa zachowały
swoje
prawa suwerenności i musiały stosunkowo niewiele płacić cesarstwu, dawał im
satysfakcję,
że są członkami cesarstwa. Ale jest zarówno niewłaściwe, jak i nieuczciwe chcieć
robić
propagandę z założenia, że jakiekolwiek istniejące niezadowolenie było
przypisywane
wyłącznie finansowej nieudolności, na którą cierpiały państwa w rękach
cesarstwa. Nie, to z
pewnością nie był powód. Zanik radości w zamyśle cesarstwa nie powinien być
przypisywany utracie praw suwerenności, ale jest raczej rezultatem sposobu (dość
marnego),
w jaki niemiecki naród był wtedy reprezentowany przez swoją Rzeszę.
Dlatego Rzesza jest dzisiaj zmuszona dla samoprzetrwania uszczuplać coraz
bardziej
suwerenne prawa poszczególnych państw, nie tylko z ogólnego, naturalnego punktu
widzenia, ale także dla zasady. Widząc, że wytacza ostatnie krople krwi ze
swoich obywateli
przez swoją politykę finansowego ucisku, musi odebrać ostatnie z ich praw, chyba
że jest
przygotowana oglądać, jak ogólne niezadowolenie przeradza się w rebelię.
My, narodowi socjaliści, musimy dlatego przyjąć następującą podstawową zasadę:
Potężna Rzesza Narodowa broniąca i chroniąca interesów swoich obywateli za
granicą, w najszerszym tego słowa znaczeniu, jest zdolna zaoferować wolność w
kraju.
Wtedy nie musi się obawiać o trwałość państwa. Z drugiej strony, silny narodowy
rząd może
przyjąć odpowiedzialność za dwa zakusy na wolność jednostek oraz państwa - bez
ryzyka
osłabienia idei cesarstwa, jeżeli tylko każdy obywatel uzna, że takie środki
są środkami
mającymi na celu uczynienie jego narodu wielkim.
Jest faktem, że wszystkie państwa na świecie zmierzają w swej krajowej polityce
w
kierunku unifikacji i Niemcy również nie pozostaną poza tym dążeniem.
Jakkolwiek naturalny może się wydać problem unifikacji, szczególnie w dziedzinie
komunikacji, nie zmniejsza to obowiązku narodowych socjalistów, aby występować
podając,
że jedynym celem tych środków jest zamaskowanie i umożliwienie prowadzenia
niebezpiecznej
polityki zagranicznej z silną opozycją przeciwko takiemu rozwojowi wypadków w
dzisiejszej Rzeszy. Z tego właśnie powodu, że Rzesza dzisiaj proponuje przejąć w
całości
kolejnictwo, usługi pocztowe, finanse itd., z przyczyn, które nie stanowią
wielkiej, narodowej
polityki, ale aby mieć w swoich rękach środki i gwarancje dla nieograniczonego
wypełniania
zobowiązań, my narodowi socjaliści, musimy podjąć każdy krok, który wydaje się
celowy,
aby zablokować i jeżeli to możliwe, zapobiec takiej polityce.
Innym powodem dla przeciwstawienia się tego rodzaju centralizmowi jest to, że
żydowsko-demokratyczna Rzesza, która stała się rzeczywistym przekleństwem dla
narodu
niemieckiego, doszukuje się nieudolnych sprzeciwów podnoszonych przez państwa,
które
nie są tak daleko nasycone duchem wieku, aby je ukazać, a następnie rozgniatać
1e do tego
momentu, aż staną się całkowicie nieważne.
Nasze stanowisko ma zawsze odzwierciedlać wielką narodową politykę i nigdy nie
może być wąskie czy partykularne.
To ostatnie spostrzeżenie jest konieczne, żeby nasi stronnicy nie wyobrażali
sobie, że
my, narodowi socjaliści, myślimy zaprzeczać prawu przyjmowania wyższej
suwerenności
przez Rzeszę od pozostałych państw. Nie powinno i nie mogło być żadnej
wątpliwości
dotyczącej tego prawa. Ponieważ dla nas państwo samo w sobie jest tylko formą,
podczas
gdy zasadnicze jest to, co się na nie składa, mianowicie naród, ludzie - i musi
być oczywiste,
że wszystko powinno być podporządkowane narodowym interesom, a w szczególności
nie
możemy pozwolić żadnemu pojedynczemu państwu w obrębie narodu i Rzeszy (która
reprezentuje naród), aby korzystało z niezależnej politycznej suwerenności jako
państwo.
Potworność pozwalająca państwom konfederacji utrzymywać poselstwa za granicą
musi być
i będzie powstrzymywana. Tak długo, jak to jest możliwe, nie mamy prawa się
dziwić, że
obcokrajowcy wątpią w stabilność struktury naszej Rzeszy i odpowiednio to
oceniają.
Ważność poszczególnych państw będzie w przyszłości wynikać bardziej ze stanu ich
kultury. Monarcha, który robił bardzo wiele dla reputacji Bawarii, nie był
zawziętym
partykularystą z antyniemieckimi sentymentami, tak bardzo stał po stronie
większych
Niemiec, jak po stronie sztuki - to Ludwik I.
Armia musi być całkowicie pozbawiona wpływów poszczególnych państw.
Nadchodzące państwo narodowosocjalistyczne nie może popełniać błędu przeszłości
zmuszając armię do podejmowania zadania, które nie jest i nigdy nie powinno być
jej
przypisane. Armia niemiecka nie jest po to, aby kontrolować szkoły w celu
utrzymywania
partykularyzmów, ale raczej, aby uczyć wszystkich Niemców rozumieć i zgadzać się
wzajemnie.
Wszystko to, co zmierza w narodowym życiu do podziałów, musi być przekształcone
przez armię w jednoczący wpływ. Musi wznieść każdego młodzieńca ponad wąski
horyzont
jego własnego, małego kraju i znaleźć mu własne miejsce w niemieckim narodzie.
On musi
nauczyć się patrzeć nie na granice swojego domu, ale swojej ojczyzny; ponieważ
są to te
granice, których pewnego dnia może będzie musiał bronić. Dlatego szaleństwem
jest
pozwalać młodemu Niemcowi przebywać w domu, lepiej pokazać mu Niemcy w czasie
jego
służby wojskowej. To wszystko jest bardzo istotne dzisiaj, ponieważ młodzi
Niemcy nie
podróżują i trzeba rozszerzyć ich horyzont tak, jak to miało miejsce dawniej.
Doktryny narodowego socjalizmu nie mają służyć politycznym interesom państw
konfederacji, ale są po to, aby prowadzić niemiecki naród. Muszą określać życie
całego
narodu i na nowo je kształtować. Dlatego powinny stanowczo domagać się prawa do
przekraczania granic nakreślonych według politycznego rozwoju wypadków, które my
odrzuciliśmy.
ROZDZIAŁ XI
Propaganda a organizacja
Propaganda musi wyprzedzać organizację i zdobywać ludzki materiał, nad którym
organizacja musi pracować. Ja zawsze byłem wrogiem pośpiesznej i pedantycznej
organizacji, ponieważ często prowadziło to do martwego, mechanicznego wyniku.
Z tej to przyczyny najlepiej jest stworzyć warunki, aby idea przez pewien okres
była
przekazywana z centrum za pomocą środków propagandy, a następnie wyszukiwać
uważnie
i poddawać badaniom tych przywódców, którzy zostali dzięki propagandzie
wyłonieni. Często
się zdarza, że mężczyźni nie wykazujący oczywistych zdolności na początku,
okazują się
być urodzonymi przywódcami.
Całkowicie błędne jest wyobrażenie, że znaczna ilość teoretycznej wiedzy jest
koniecznym warunkiem zdolności i energii potrzebnej do przewodzenia. Bardzo
często bywa
na odwrót.
Wielki teoretyk rzadko jest wielkim przywódcą. Należy się spodziewać, że
agitator
będzie posiadał daleko więcej zdolności, niekoniecznie pożądanych u tych, którzy
zajmują
się wyłącznie zagadnieniami teoretycznymi. Agitator, który jest zdolny do
przekazywania idei
masom, musi być psychologiem, nawet jeżeli jest tylko demagogiem. On zawsze
będzie
lepszy jako przywódca niż teoretyk-emeryt, który nic nie wie o ludziach.
Przywództwo
oznacza zdolność do poruszania tłumów ludzi. Talent do tworzenia idei nie ma nic
wspólnego ze zdolnością do przywództwa. Połączenie teoretyka, organizatora i
przywódcy w
jednym człowieku jest bardzo rzadkim zjawiskiem na ziemi, ale w tym właśnie
zawiera się
wielkość.
Pisałem już, jaką wagę przykładałem do propagandy we wczesnym okresie ruchu. Jej
funkcja polegała na zarażeniu nową doktryną małej grupki mężczyzn tak, aby
ukształtować
materiał, z którego później mogłyby być uformowane pierwsze elementy
organizacji. W tym
procesie cele propagandy daleko bardziej przewyższały cele organizacji.
Zadanie propagandy polega na pozyskaniu zwolenników idei, podczas gdy
najbardziej szczerym, początkowym zajęciem organizacji musi być przekształcenie
najlepszych zwolenników w aktywnych członków partii. Nie ma potrzeby, aby
propaganda
zajmowała się wartością każdej jednostki z grona swoich słuchaczy i oceniała ją
pod kątem
wydajności, zdolności, inteligencji czy charakteru, zważywszy, że zadaniem
organizacji jest
staranny wybór wszystkich, którzy mogą przyczynić się do triumfu ruchu.
Pierwszym zadaniem propagandy jest pozyskanie zwolenników dla powstającej
organizacji; natomiast celem organizacji jest pozyskanie członków dla
prowadzenia
propagandy. Drugim zadaniem propagandy jest zdezorganizowanie istniejących
warunków
politycznych za pomocą nowej doktryny, natomiast organizacji walka o pozyskanie
siły, która
zapewni końcowy sukces doktryny.
Jednym z głównych celów organizacji jest troska o to, aby żadna oznaka rozbicia
nie
wpełzła do ruchu powodując podziały i prowadząc do osłabienia pracy ruchu; także
to, żeby
duch ataku nie wymarł, ale ciągle odnawiał się i umacniał. Do osiągnięcia tego
celu
członkostwo nie powinno być powiększane nieskończenie; ponieważ energia i
śmiałość
charakteryzują tylko część ludzkości, ruch, którego organizacja nie stawia
barier dla jego
liczebności, z konieczności któregoś dnia stanie się słaby.
Jest zatem sprawą zasadniczą dla ruchu, nawet tylko dla celu jego samozachowania,
aby tak długo, jak cieszy się powodzeniem, nie zwiększał liczby swoich członków,
lecz od tej
właśnie chwili zachowywał największą ostrożność i tylko po dokładnym sprawdzeniu
rozważył ewentualność powiększenia swojej organizacji.
Wówczas zostanie zachowane jądro ruchu świeże i zdrowe. Trzeba troszczyć się,
aby to jądro utrzymywało wyłączną kontrolę ruchu, to znaczy decydowało o
propagandzie,
która ma prowadzić do powszechnego uznania i mając całą władzę przeprowadzało
działania konieczne dla praktycznej realizacji swoich ideałów. Sprawując nadzór
nad
propagandą partii zachowywałem ostrożność nie tylko wtedy, gdy przygotowywałem
grunt
dla przyszłej wielkości ruchu, ale także wypracowując bardzo radykalne zasady
zmierzające
do tego, żeby tylko najlepszy materiał był wprowadzany do organizacji. Im
bardziej radykalna
i pasjonująca była moja propaganda, tym bardziej odstraszała słabe i
niezdecydowane
charaktery i zapobiegała ich przenikaniu do wewnętrznego jądra naszej
organizacji. To
wszystko wychodziło mu na dobre. Aż do połowy 1921 roku ta twórcza aktywność
wystarczała i wychodziła ruchowi na dobre. Ale w lecie tegoż roku pewne
wydarzenia
uwidoczniły, że organizacja nie może dotrzymać tempa propagandzie, której sukces
stopniowo stawał się coraz bardziej widoczny.
W latach 1920-1921 ruchem sterował komitet wybierany przez członków
zgromadzenia. Komitet ten dość komicznie ucieleśniał właśnie tę zasadę
parlamentaryzmu,
przeciwko której ochoczo walczył ruch. ja odmówiłem poparcia takiemu szaleństwu
i w
bardzo krótkim okresie czasu zaprzestałem uczęszczać na spotkania komitetu.
Robiłem
propagandę na swój własny użytek i to był jego koniec; odrzucałem namowy
ignorantów,
którzy próbowali przekonać mnie do innego kursu. Podobnie powstrzymywałem się
wraz z
innymi od ingerencji w ich wydziały. Zaraz jak tylko przyjęto nowe reguły i
zostałem
mianowany przewodniczącym partii uzyskując tym samym konieczną władzę i prawa
jej
towarzyszące - wszystkie te szaleństwa natychmiast się zakończyły.
Decyzje komitetu zostały zastąpione zasadą absolutnej odpowiedzialności.
Przewodniczący jest odpowiedzialny za cały nadzór nad ruchem.
Ta zasada stopniowo została uznana wewnątrz ruchu jako naturalna, przynajmniej w
odniesieniu do nadzoru nad partią.
Najlepszym sposobem unieszkodliwienia komitetów i sprawienia, aby nie robiły nic
poza płodzeniem niepraktycznych zaleceń - było zaprzęgnięcie ich do pewnej
rzeczywistej
roboty. To śmieszne widzieć, jak członkowie cicho znikają i nagle nie można ich
nigdzie
znaleźć! Przypominało mi to naszą wielką instytucję podobnego rodzaju -
Reichstag. Jak on
szybko rozleciałby się, gdyby dano im rzeczywistą robotę zamiast gadania, a
zwłaszcza
gdyby każdy człowiek stał się personalnie odpowiedzialny za każdą pracę, którą
wykonał.
W grudniu 1920 roku nabyliśmy "Volkischer Beobachter". Gazeta ta pierwotnie -
jak
sugeruje jej nazwa - przeznaczona dla czytelnika ludowego, miała się stać
organem
Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej. Na początku ukazywała
się dwa
razy w tygodniu, ale już w początkach 1923 roku stała się gazetą codzienną, a w
końcu
sierpnia zaczęła ukazywać się w swoim późniejszym, dobrze znanym, dużym
formacie.
"Volkischer Beobachter" była tak zwanym "ludowym" organem ze wszystkimi swoimi
zaletami, a jeszcze bardziej wadami i słabościami przynależnymi popularnym
instytucjom.
Chociaż zamieszczała doskonałe artykuły, jej kierownictwo nie spełniało swoich
zadań w
sensie "dochodowości" przedsięwzięcia. Podstawową ideą było utrzymanie jej przez
powszechną subskrypcję; nie zdawano sobie sprawy, że musi ona torować sobie
drogę we
współzawodnictwie z innymi i nieprzyzwoitością byłoby oczekiwać, że prenumerata
dobrych
patriotów pokryje błędy i zaniedbania "handlowej" strony przedsięwzięcia.
Zadałem sobie wiele trudu wówczas, aby zmienić przyzwyczajenia, których
niebezpieczeństwo wkrótce poznałem.
W 1914 roku w okresie wojny zapoznałem się z Maxem Amanem, który obecnie jest
generalnym dyrektorem handlowym partii. W lecie 1921 roku zwróciłem się do niego
-
starego towarzysza z oddziału, przypadkiem spotkanego - i poprosiłem go, aby
został
dyrektorem handlowym ruchu. Po długim wahaniu miał wtedy dobre stanowisko z
perspektywami - zgodził się, ale pod warunkiem, że nie będzie na łasce
niekompetentnych
komitetów; musi odpowiadać przed jedną osobą i tylko przed jedną. Redakcję
gazety uzupełniono
kilkoma ludźmi, którzy poprzednio należeli do Bawarskiej Partii Ludowej, ale ich
praca wykazała, że mieli doskonałe kwalifikacje. Wynik tego eksperymentu okazał
się
całkowitym sukcesem. Należy to zawdzięczać uczciwemu i szczeremu uznaniu dla
prawdziwych kwalifikacji ludzkich oraz temu, że ruch ujął za serca swoich
pracowników
szybciej i pewniej niż to miało miejsce kiedykolwiek wcześniej. Później stali
się oni dobrymi
narodowymi socjalistami, a udowodnili to nie tylko słowem, ale także swoją
solidną, wytrwałą
i sumienną pracą, którą wykonywali w służbie nowego ruchu.
W okresie dwóch lat sukcesywnie wprowadzałem moje poglądy dotyczące
kierownictwa ruchu w czyn i dzisiaj stoi ono na stanowisku, że było to
najbardziej naturalne
rozwiązanie.
Dzień dziewiątego listopada 1923 roku ukazał oczywisty sukces tego systemu.
Cztery
lata wcześniej, kiedy wstąpiłem do ruchu, nie było nawet gumowej pieczęci.
Dziewiątego
listopada 192 3 roku partia została rozwiązana, a jej majątek skonfiskowany.
Całkowita suma
uzyskana ze wszystkich obiektów i gazety osiągnęła wartość ponad sto
siedemdziesiąt
tysięcy marek w złocie.
ROZDZIAŁ XII
Sprawa związków zawodowych
Gwałtowny wzrost ruchu zobowiązał nas w 1922 roku do zajęcia stanowiska w
kwestii, która wtedy nie była jednoznacznie czysta. W naszych wysiłkach
polegających na
studiowaniu najszybszych i najłatwiejszych metod, dzięki którym ruch mógłby
przesiąkać w
serca mas, ciągle spotykaliśmy się z zastrzeżeniem, że robotnik nie może
całkowicie
przyłączyć się do nas, dopóki o jego zawodowe i ekonomiczne interesy troszczą
się ludzie,
głoszący inne opinie niż nasze, i polityczna organizacja pozostaje w ich rękach.
Poprzednio opisałem naturę i cele, a także konieczność istnienia związków
zawodowych. Wyraziłem tam opinię, że jeżeli za pomocą działań państwa (które
zwykle są
mało skuteczne) lub przy pomocy nowego ideału edukacji nastawienie
zatrudniającego w
stosunku do robotnika nie ulegnie zmianie, ten ostatni nie będzie miał innego
wyjścia, jak
tylko samemu podjąć się obrony swoich interesów przez upominanie się o równe
prawa, jako
układającej się stronie życia ekonomicznego. Kontynuowałem pisząc, że takie
obronne
działanie koliduje z całą narodową społecznością, jeżeli z tego powodu nie
byłoby można
zapobiec socjalnym niesprawiedliwościom, powodującym duże szkody w życiu
społecznym.
Powiedziałem ponadto, że konieczność istnienia związków zawodowych musi być
brana pod
uwagę tak długo, jak długo pracodawcy będą mieli wśród swoich członków łudzi,
którzy nie
mają w sobie poczucia socjalnych zobowiązań czy nawet elementarnych praw
ludzkości.
Jestem przekonany, że w obecnym stanie rzeczy nie można obejść się bez związków
zawodowych. Faktycznie należą one do najważniejszych instytucji życia
gospodarczego
narodu.
Ruch narodowosocjalistyczny, którego celem jest utworzenie
narodowosocjalistycznego państwa, nie może mieć wątpliwości, że każda przyszła
instytucja
państwa musi wywodzić się z samego ruchu. Największym błędem jest wyobrażanie
sobie,
że samo posiadanie władzy pozwoli na przeprowadzenie jakiejś skutecznej
reorganizacji,
jeżeli będzie się zaczynać od niczego, bez pomocy personelu - ludzi, którzy
zostali wcześniej
wyszkoleni w duchu nowego przedsięwzięcia. Tu także sprawdza się zasada, że duch
jest
zawsze ważniejszy niż forma, którą można stworzyć bardzo szybko.
Dlatego nikt nie mógł proponować nagłego wyciągnięcia z teczki projektu nowej
konstytucji i oczekiwać, że będzie można wprowadzić go za pomocą dekretu z góry.
Można by było spróbować, ale nie dałoby to oczekiwanych rezultatów - z pewnością
byłby to poroniony płód.
Przypomina się powstanie konstytucji weimarskiej i próba narzucenia nowej
konstytucji, nowej flagi narodowi niemieckiemu, chociaż żadna z propozycji nie
miała
jakiegokolwiek związku z czymś znanym naszemu narodowi przez ostatnie pół wieku.
Narodowosocjalistyczne państwo musi unikać takich eksperymentów; musi ono
wyrastać z
organizacji, która funkcjonuje już od dłuższego czasu. Stąd
narodowosocjalistyczny ruch
musi uznawać konieczność posiadania własnej organizacji związków zawodowych.
Jaka powinna być natura narodowosocjalistycznych związków zawodowych? Co jest
naszym zadaniem i jakie są ich cele?
Nie są one instrumentem wojny klasowej, ale powinny służyć obronie i
reprezentacji
robotników. Narodowosocjalistyczne państwo nie zna klas, w politycznym sensie
składa się z
obywateli o całkowicie równych prawach i podobnie równych obowiązkach, a obok
nich
funkcjonują przedmioty całkowicie pozbawione praw w politycznym znaczeniu.
Wstępnym celem systemu związków zawodowych nie jest walka pomiędzy klasami,
to marksizm ukształtował instrument dla swojej własnej walki klasowej. Marksizm
stworzył
ekonomiczną broń, którą międzynarodowy Żyd wykorzystał dla zniszczenia
ekonomicznych
podstaw wolnych i niezależnych, narodowych państw, dla zrujnowania ich
narodowego
przemysłu i handlu; jego celem było uczynienie wolnych narodów niewolnikami
światowej
finansjery żydowskiej, która nie uznaje granic państwowych.
W rękach narodowosocjalistycznego związku zawodowego strajk nie jest
instrumentem służącym zrujnowaniu narodowej produkcji, ale jej powiększeniu i
rozwoju
przez walkę z wadami, które swoim nie socjalnym charakterem powstrzymują rozwój
wydajności w interesach i w życiu całego narodu.
Narodowosocjalistyczny robotnik powinien sobie zdawać sprawę, że narodowa
pomyślność oznacza materialne szczęście dla niego samego.
Narodowosocjalistyczny pracodawca musi zdawać sobie sprawę, że szczęście i
zadowolenie jego robotników jest konieczne dla jego egzystencji i rozwoju
wielkiego
przedsięwzięcia gospodarczego.
Bezsensownym jest zakładanie narodowosocjalistycznych związków zawodowych,
aby istniały obok innych związków zawodowych. Do tego trzeba byłoby być głęboko
przekonanym o uniwersalności ich zadania i wynikającym stąd zobowiązaniu, aby
względem
innych instytucji z podobnymi lub wrogimi celami być gotowym do proklamowania
swojej
własnej podstawowej indywidualności. Nie może być żadnego kompromisu z pokrewnymi
aspiracjami; jego całkowite prawo do odrębności musiałoby być utrzymane. Było i
ciągle jest
wiele argumentów przeciwko utworzeniu naszych własnych związków zawodowych.
Ja zawsze odmawiałem brania pod uwagę eksperymentów, które były skazane na
niepowodzenia od samego początku. Uważam za zbrodnię branie od robotnika części
jego
ciężko zarobionego wynagrodzenia, aby płacić instytucji, jeżeli się nie jest
całkowicie przekonanym,
że będzie to pożyteczne dla jej członków. Nasze działanie w 1922 roku było
oparte
na takich przesłankach. Inni widocznie wiedzieli lepiej i zorganizowali związki
zawodowe. Ale
ich działalność nie trwała długo. Tak więc w końcu znaleźli się oni w takim
samym położeniu
jak my. Różnica polegała na tym, że my nie zdradziliśmy ani siebie samych, ani
innych.
ROZDZIAŁ XIII
Powojenna polityka Niemiec w kwestii sojuszy
Nieudolność Rzeszy w dziedzinie polityki zagranicznej i nieumiejętne stosowanie
właściwych zasad w polityce przymierzy były nie tylko kontynuowane po rewolucji,
ale
prowadzone w jeszcze gorszej formie. Jeżeli przed wojną pomieszanie pojęć w
polityce
mogło być uważane za najważniejszą przyczynę złego kierownictwa państwa w
sprawach
zagranicznych, to po wojnie doszedł jeszcze brak szczerych intencji. Było
oczywiste, że
partia, która osiągnęła swoje niszczycielskie cele za pomocą rewolucji, nie jest
zainteresowana w polityce przymierzy, których celem była rekonstrukcja wolnego
niemieckiego państwa.
Tak długo, jak Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza była tylko
małą i
nie bardzo znaną grupą, problemy polityki zagranicznej wydawały się mieć
znaczenie tylko w
oczach wielu naszych zwolenników. I rzeczywiście sprawą podstawową w walce o
wolność
przeciw cudzoziemcowi jest usunięcie powodów naszego upadku i zniszczenie tych,
którzy
czerpią z tego korzyści.
Ale od chwili, w której mała i bez znaczenia grupa poszerzyła swoją sferę
działań i
nabyła wagi wielkiego stowarzyszenia, stało się konieczne zajęcie się rozwojem
wydarzeń w
polityce zagranicznej. Musieliśmy zdecydować się na zasady, które nie tylko nie
mogły być w
sprzeczności z naszymi podstawowymi poglądami, ale powinny je wyrażać.
Rozważając tę kwestię nie tracimy z oczu zasadniczej i podstawowej idei, według
której polityka zagraniczna nie jest celem, ale środkiem do celu. A celem jest
wyłącznie
wsparcie naszej własnej samodzielności państwowej.
Żadna propozycja w polityce zagranicznej nie może kierować się innymi względami
niż następujące: czy pomoże ona narodowi teraz lub w przyszłości i czy nie
zaszkodzi?
Musimy ponadto zdać sobie sprawę, że odzyskanie terytoriów, które naród i
państwo
utraciło, jest zawsze przede wszystkim sprawą odzyskania politycznej siły i
niezależności dla
macierzystego kraju i w takim przypadku sprawy utraconych terytoriów muszą być
bezwzględnie
zignorowane jako przeciwne uzyskaniu wolności przez macierzysty kraj. Bowiem
uwolnienie ciemiężonych i odciętych szczepek rasy lub prowincji imperium nie
jest wynikiem
jakiegoś żądania gnębionej ludności czy protestów tych, którzy pozostają, ale
sprawą
posiadanych nadal przez resztę kraju ojczystego która kiedyś była wspólna -
jakichkolwiek
środków władzy.
To, że uciemiężone kraje znalazły się z powrotem w posiadaniu wspólnej Rzeszy,
nie
jest wynikiem ostrych protestów, ale raczej wynikiem siły lub kombinacji.
Zadaniem przywódców narodu w polityce wewnętrznej jest wykuwać te siły, a w
swojej
polityce zagranicznej muszą pamiętać, że oręż został wykuty i powinni szukać
ludzi, aby
posłużyć się tą bronią.
W początkowych rozdziałach "Mein Kampf" opisałem brak zdecydowania naszej
polityki sojuszy przed wojną. Zamiast zdrowej polityki terytorialnej w obrębie
Europy
preferowano politykę kolonii i handlu. Było to tym bardziej niewyobrażalne, że
bezpodstawnie
wiązano z tym sposobem nadzieję na uniknięcie podejmowania decyzji przy użyciu
broni.
Wynik tego podejścia był taki, że politycy zamiast siedzieć twardo na . stołkach
pospadali z
nich - jak to się zwykle zdarza - a wojna światowa była konieczną karą nałożoną
na
cesarstwo za kierowanie jego sprawami.
Właściwą drogą wówczas powinno być wzmocnienie siły cesarstwa na kontynencie
przez zdobycie nowego terytorium w Europie.
Ale ponieważ ojcowie szaleństwa naszego demokratycznego parlamentu odmówili
rozważenia jakiegokolwiek formalnego schematu przygotowania obrony, to każdy
plan
zdobycia terytoriów w Europie był odraczany, a przez preferowanie polityki
kolonialnej i
handlu zaprzepaścili sojusz z Anglią. W tym samym czasie zaniedbali zapewnienia
sobie
poparcia ze strony Rosji, co było jedynym logicznym sposobem postępowania. W
końcu
opuszczeni przez wszystkich oprócz feralnej dynastii habsburskiej wmieszali się
w wojnę
światową.
Historyczna tendencja brytyjskiej dyplomacji której jedynym odpowiednikiem w
Niemczech była tradycja armii pruskiej - od czasu królowej Elżbiety była
rozmyślnie
skierowana w kierunku powstrzymania za pomocą wszystkich możliwych środków
powstania
jakiejś europejskiej potęgi, wychodzącej poza ogólny standard i złamanie jej w
razie
konieczności przy pomocy wojskowego ataku.
Środki stosowane w tym celu przez Wielką Brytanię były uzależnione od sytuacji i
postawionego zadania, ale wola i determinacja były zawsze te same. Polityczna
niezależność
poprzednich północno-amerykańskich kolonii doprowadziła z biegiem czasu do
potężnych wysiłków, aby uzyskać pewność poparcia na kontynencie europejskim.
Dlatego po upadku potęgi Hiszpanii i Holandii siły brytyjskiego państwa zostały
skoncentrowane przeciwko rosnącej potędze Francji, aż do chwili, kiedy z
upadkiem
Napoleona obawa o hegemonię francuskiej potęgi wojskowej, najbardziej
niebezpiecznej ze
wszystkich dla Anglii - rozwiała się, gdyż wydawała się być złamana na dobre.
Zmiana nastawienia brytyjskiej polityki, godnej wielkiego męża stanu, przeciwko
Niemcom była powolnym procesem, ponieważ Niemcy wskutek braku narodowej jedności
nie przedstawiały widocznego niebezpieczeństwa dla Anglii.
Jednakże w latach 1870-1871 Anglia zajęła nowe stanowisko w tej kwestii. J ej
wahanie, wywołane przez wzrost znaczenia Ameryki w światowej gospodarce, jak
również
rozwój potęgi Rosji, niestety nie zostały wykorzystane przez Niemcy, w
rezultacie czego
historyczna tendencja brytyjskiej polityki jeszcze bardziej umocniła się.
Brytania uważała Niemcy za siłę, której przewaga w handlu, a przez to w polityce
światowej - jako konsekwencja jej olbrzymiego uprzemysłowienia, stawała się
bardzo
poważnym zagrożeniem. Podbicie Świata za pomocą "pokojowej penetracji", którą
nasi
mężowie stanu uważali za największą mądrość, zostało podsunięte przez
brytyjskich
polityków jako podstawa dla organizowania oporu. Fakt, że ten opór przyjął formy
w pełni
zorganizowanego ataku, był całkowicie zgodny w charakterze z polityką mężów
stanu,
których celem nie było utrzymanie wówczas więcej niż wątpliwego światowego
pokoju, ale
ustanowienie brytyjskiej dominacji w świecie. Fakt, że Anglia włączyła w to jako
swoich
sojuszników wszystkie państwa, które mogły być użyteczne w sensie wojskowym,
było
właśnie zgodne z jej tradycyjnymi przewidywaniami w ocenie siły oponentów, jak
również ze
znajomością swych własnych słabych punktów w każdym momencie. Nie można tego - z
brytyjskiego punktu widzenia - określać jako "niegodziwość", ponieważ
zorganizowania
wojny w sposób kompleksowy nie ocenia się przy użyciu heroicznych standardów,
ale przez
wykorzystanie nadarzających się okazji.
Zadaniem dyplomacji jest zajęcie się tym, żeby naród nie ginął heroicznie, ale
żeby
został zachowany przez wykorzystanie wszystkich praktycznych środków. Wtedy
każda
droga prowadząca do tego celu jest właściwa, a nie podążanie nią jest oczywistą
zbrodnią i
skandalicznym zaniedbaniem podstawowych obowiązków.
Kiedy Niemcy przeobraziły się rewolucyjnie, cała obawa związana z
groźbą światowej
dominacji Niemiec przestała istnieć dla mężów stanu brytyjskiej polityki.
Całkowite
wymazanie Niemiec z mapy Europy nie leżało w interesie brytyjskim. Wprost
przeciwnie,
straszliwy upadek Niemiec w listopadzie 1918 roku stawiał brytyjską dyplomację
twarzą w
twarz z nową sytuacją, która natychmiast została dostrzeżona i uznana za
możliwą: po
zniszczeniu Niemiec Francja urośnie do najsilniejszej potęgi politycznej w
Europie.
Zlikwidowanie potęgi Niemiec przyniosłoby korzyści tylko przeciwnikom Anglii. A
jednak pomiędzy listopadem 1918 roku a latem 1919 roku brytyjska dyplomacja nie
była
nastawiona na zmianę swojego stanowiska, ponieważ wykorzystywała publicznie siły
sentymentu podczas długiej wojny pełniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Ponadto jedyną możliwą polityką dla Anglii w celu rozwoju potęgi francuskiej
było
poparcie Francji w jej dążeniu do agresji. Faktycznie Anglia po przyłączeniu się
do wojny nie
zdołała osiągnąć tego, co zamierzała. Nie udało się zapobiec powstaniu
europejskiej potęgi
znacznie przekraczającej wskaźnik siły w kontynentalny m systemie państwowym
Europy. W
rzeczywistości został on na trwałe ustanowiony.
Pozycja Francji jest dzisiaj wyjątkowa. Jest ona pierwszą potęgą w sensie
wojskowym, nie mająca poważnego przeciwnika na kontynencie, jej granice od
strony Włoch
i Hiszpanii są bezpieczne, od strony Niemiec chroni ją najsilniejsza na
świecie armia,
rozciągające się szeroko wybrzeże jest zabezpieczone przed atakiem przez
marynarkę
wojenną, która staje się silniejsza od marynarki imperium brytyjskiego.
Stałym życzeniem Wielkiej Brytanii jest utrzymanie pełnej równowagi sił pomiędzy
państwami Europy, ponieważ wydaje się to być koniecznym warunkiem utrzymania
brytyjskich wpływów na świecie. Natomiast stałym dążeniem Francji było
powstrzymanie
rozwoju Niemiec w trwałą potęgę i utrzymanie w Niemczech systemu małych państw,
więcej
czy mniej sobie równych siłą, pozbawionych zjednoczonego przywództwa, i
zachowanie
lewego brzegu Renu jako gwarancji rozbudowy i zabezpieczenia francuskiej
hegemonii w
Europie.
Ostateczny cel francuskiej dyplomacji stoi w sprzeczności z ostatecznymi
tendencjami brytyjskiej polityki mężów stanu.
Nie istnieje żaden brytyjski, amerykański czy włoski mąż stanu, który mógłby
kiedykolwiek być uznany za proniemieckiego. I każdy angielski mąż stanu jest
przede
wszystkim Brytyjczykiem i tak samo jest z każdym Amerykaninem. Żaden Włoch nie
byłby
przygotowany do prowadzenia innej polityki niż prowłoskiej. Dlatego każdy, kto
chce zawrzeć
sojusze z obcymi narodami, polegające na progermanizmie wśród mężów stanu innych
krajów, jest albo osłem, albo fałszywym mężem stanu.
Anglia nie chciała Niemiec będących światową potęgą, Francja nie chciała, aby
Niemcy byli potęgą w ogóle - bardzo zasadnicza różnica!
My jednak walczymy nie o zajęcie miejsca światowej potęgi, ale o istnienie
naszej
ojczyzny, o naszą narodową jedność i powszedni chleb dla naszych dzieci. Z tego
punktu
widzenia zostały tylko dwa kraje, które mogłyby być naszymi sojusznikami: Wielka
Brytania i
Włochy. Wielka Brytania nie życzy sobie, aby Francja, dzięki wojskowej potędze
przewyższającej siły reszty Europy, mogła któregoś dnia podjąć politykę
wymierzoną przeciw
brytyjskim interesom. Wojskowa dominacja Francji rani boleśnie serce światowego
imperium
Wielkiej Brytanii. Włochy również nie mogą sobie życzyć dalszego umocnienia
potęgi
francuskiej w Europie. Przyszłość Włoch będzie zawsze zależeć od rozwoju
wypadków na
terytoriach położonych w basenie Morza Śródziemnego. Ich motywem przyłączenia
się do
wojny nie było pragnienie powiększenia siły Francji, ale raczej zdeterminowanie,
by zadać
cios znienawidzonym rywalom nad Adriatykiem. I każdy wzrost siły Francji na
kontynencie
oznacza zagrożenie dla przyszłości Włoch i dlatego nie uznają one zasady, że
narodowe
stosunki w każdym wypadku wyłączają rywalizację.
Chłodne i ostrożne rozważenie sprawy pokazuje, że najbardziej naturalne interesy
tych państw - Wielkiej Brytanii i Włoch, są w sprzeczności z warunkami
niezbędnymi dla
istnienia narodu niemieckiego i do pewnego stopnia zbieżne z nimi.
Pewną korzyść oficjalnej, brytyjskiej polityce przyniesie dalsze upokorzenie
Niemiec,
a taki rozwój sytuacji będzie jak najbardziej korzystny dla Żydów
międzynarodowej
finansjery. W przeciwieństwie do brytyjskiego państwa, żydostwo finansowe życzy
sobie nie
tylko trwałego niemieckiego gospodarczego poniżenia, ale także naszego
całkowitego
politycznego ujarzmienia.
Dlatego Żyd jest wielkim agitatorem opowiadającym się za zniszczeniem Niemiec.
Trend myślenia żydostwa jest jasny. Trzeba zbolszewizować Niemcy, czyli
wyniszczyć niemiecką narodową inteligencję, a przez to rozkruszyć siły
niemieckiego świata
pracy pod jarzmem żydowskich Światowych finansów, co ma być wstępem do dalszego
rozszerzenia żydowskiego planu podbicia świata.
W Anglii, jak i we Włoszech różnica poglądów pomiędzy solidną polityką godną
prawdziwych mężów stanu, a żądaniami żydowskiego finansowego świata jest
oczywista,
często - rzeczywiście - bywa to tylko z grubsza widoczne.
Jedynie we Francji potajemnie zawarto porozumienie pomiędzy Żydami
reprezentującymi intencje giełdy i Żądaniami mężów stanu tego narodu, którzy z
natury są
szowinistami.
Ta tożsamość stanowi ogromne niebezpieczeństwo dla Niemiec.
Oczywiście nie jest łatwo nam, członkom ruchu narodowosocjalistycznego,
wyobrazić
sobie Brytanię jako przyszłego sojusznika. Naszej żydowskiej prasie znowu się
powiodło w
koncentrowaniu nienawiści na Wielkiej Brytanii i wiele głupich niemieckich gili
zbyt ochoczo
dało się złapać na lep na ptaki przygotowany przez Żydów, świergotano o
"umacnianiu"
marynarki wojennej, protestowano przeciw utraceniu naszych kolonii i sugerowano,
że
powinniśmy je odzyskać. W ten sposób dostarczano materiału żydowskiemu
łajdakowi, który
przekazywał go krewnym w Anglii w celach propagandowych.
Zaraz powinno było zaświtać naszym głupim burżuazyjnym politykom, że tym, o co
musimy teraz walczyć, nie jest "potęga morska". Nawet przed wojną szaleństwem
było
wykorzystywać naszą narodową siłę dla takich celów, bez wcześniejszego
zabezpieczenia
sobie odpowiedniej pozycji w Europie. Tego rodzaju aspiracje są jedną z tych
głupot, które w
polityce nazywa się zbrodniami.
Muszę wspomnieć jedno szczególne hobby, które upodobał sobie podczas
niedawnych lat i uprawiał ze szczególną zręcznością Żyd: Południowy Tyrol.
Chciałem stwierdzić, że byłem jednym z tych, którzy wtedy, kiedy decydował się
los
Południowego Tyrolu - to jest od sierpnia 1914 roku do listopada 1918 roku
-udali się do
armii, by bronić tego kraju. Przez cały ten okres myślałem, że Południowy Tyrol
nie powinien
być stracony, ale tak jak każdy inny niemiecki kraj powinien być zachowany dla
ojczyzny.
Naturalnie nie gwarantowały Niemcom utrzymania Tyrolu kłamliwe i podżegające
mowy
eleganckich parlamentarzystów w wiedeńskim ratuszu czy Feldheumhalle w
Monachium, ale
wyłącznie bataliony na froncie walki. To właśnie parlamentarzyści rozproszyli
ten front,
zdradzili Południowy Tyrol, jak również wszystkie inne niemieckie okręgi.
Haniebną stroną tej sytuacji było to, że mówcy sami nie wierzyli, iż cokolwiek
uzyska
się przy pomocy ich protestów.
Oni sami bardzo dobrze wiedzą, jak szkodliwe i beznadziejne są ich przebiegłe
sposoby. Robią to tylko dlatego, że łatwiej jest teraz paplać o odzyskaniu
Południowego
Tyrolu, niż kiedyś było walczyć o jego utrzymanie. Każdy robi swoje, my
ofiarowaliśmy naszą
krew, a ci ludzie teraz zadzierają nosy.
Jeżeli niemiecki naród ma powstrzymać rozkład, który zagraża Europie, nie wolno
mu
popełniać błędów okresu przedwojennego i pozwalać na tworzenie wrogów Boga i
świata,
ale musi rozpoznać najbardziej niebezpiecznych przeciwników, tak aby
przeciwstawić im
całą swoją skoncentrowaną siłę.
Jeżeli Niemcy będą postępowały w ten sposób, nadchodzące pokolenie zrozumie
nasze wielkie potrzeby i obawy i będzie podziwiało naszą zawziętą determinację
tym
bardziej, kiedy ujrzy wspaniały sukces, który z tego wyniknie.
To była fantastyczna myśl, aby sprzymierzyć się z martwym kadłubem państwa
Habsburgów, które zniszczyło Niemcy.
Dzisiaj fantastyczna sentymentalność w posługiwaniu się możliwościami polityki
zagranicznej jest najlepszym sposobem, aby zapobiec naszemu ponownemu powstaniu
na
wszystkie czasy.
Co zrobiły nasze rządy, by jeszcze raz zaszczepić w narodzie ducha dumnej
niezależności, męskiego oporu i narodowej determinacji?
W 1919 roku, kiedy naród niemiecki był obciążony traktatem pokojowym, znajdowano
usprawiedliwienie w nadziei, że ten dokument ucisku pomoże w domaganiu się
oswobodzenia Niemiec. Zdarza się czasami, że traktaty pokojowe, których warunki
uderzają
w naród jak bicze, brzmią jak pierwszy sygnał trąbki do wskrzeszenia, które
później
następuje.
Ile możliwości dawał traktat wersalski!
Każdy jego punkt mógł wpełznąć w umysły i uczucia narodu, aż w końcu powszechny
wstyd i powszechna nienawiść stałyby się morzem płonącego ognia w umysłach
sześćdziesięciu milionów mężczyzn i kobiet; z rozpalonej masy powstałaby żelazna
wola i
krzyk: Będziemy uzbrojeni tak dobrze jak inni!
Ta okazja była stracona i nie zrobiono niczego. Kto będzie zastanawiał się nad
tym,
że nasz naród nie jest tym, czym powinien być i mógłby być?
Naród - w sytuacji takiej jak obecna - nie będzie brany pod uwagę jako
sojusznik,
chyba że rząd i opinia publiczna zdecydują się współpracować w proklamowaniu i
obronie
woli walki o wolność.
Krzyk o nową flotę wojenną, zwrot naszych kolonii itp., jest oczywiście pustym
gadaniem, ponieważ nie zawiera możliwości praktycznej realizacji; spokojne
rozważenie
sprawy pohamuje to natychmiast. Ci, którzy protestują, sami są wyczerpani
szkodliwymi
demonstracjami przeciwko Bogu i reszcie świata, poza tym zapominają o pierwszej
zasadzie, która jest podstawowa dla wszelkiego powodzenia; to co robisz, rób
dokładnie.
Przez występowanie przeciwko pięciu lub dziesięciu państwom, zaniedbujemy
skoncentrowania wszystkich sił narodowej woli i psychiki dla ciosu w serce
naszego
najbardziej namiętnego wroga i poświęcamy możliwość zdobycia siłą za pomocą
sojuszy w
celu rewizji hańby. Tu jest misja dla narodowosocjalistycznego ruchu. Musi on
nauczyć
naszych ludzi pomijać drobnostki i patrzeć w kierunku tego, co jest wielkie, i
nigdy nie
zapominać, że celem, o który dzisiaj musimy walczyć, jest podstawowa egzystencja
naszego
narodu i jedynym wrogiem, w którego musimy zawsze uderzać, jest siła, która
pozbawia nas
egzystencji.
Ponadto naród niemiecki nie ma moralnego prawa skarżyć się na stanowisko
przyjęte przez
resztę świata; niech ukarze kryminalistów, którzy zdradzili i sprzedali własny
kraj.
Czy można sobie wyobrazić, że ci, którzy reprezentują prawdziwe interesy
narodów, z
którymi sojusz jest możliwy, będą mogli wyegzekwować swoje poglądy wbrew woli
śmiertelnego wroga wolnych, narodowych krajów?
Walka prowadzona przez faszystowskie Włochy . przeciwko trzem głównym siłom
żydostwa, nieświadomie może - chociaż ja osobiście nie wierzę w to, że trujące
korzenie tej
siły na zewnątrz i ponad państwem są wyciągane, choćby nawet za pomocą
pośrednich środków.
Tajne stowarzyszenia są zakazane, a niezależne są bardzo narodowe, prasa jest
prześladowana, a międzynarodowy marksizm został rozbity.
Nawet w Anglii ciągle się toczy walka pomiędzy przedstawicielami interesów
brytyjskiego państwa a Żydowską dyktaturą.
Po wojnie pierwszy raz widziano, jak dokładnie te przeciwstawne siły zderzają
się ze
sobą w kwestii Japonii- z jednej strony w stanowisku brytyjskiego rządu, a prasy
z drugiej .
Zaraz po zakończeniu wojny stara wzajemna złość między Ameryką a Japonią
zaczęła się pojawiać na nowo. Więzy zależności nie mogły zapobiec pewnemu
uczuciu
zawistnego niepokoju narastającemu przeciwko Związkowi Amerykańskiemu w każdej
dziedzinie międzynarodowej ekonomii i polityki. Jest zrozumiałe, że Brytania
powinna z
niepokojem przejrzeć listy jej starych sojuszników i patrzeć na zbliżającą się
chwilę, kiedy
zamiast słów "zamorska Wielka Brytania" będzie się używać określenia "ocean dla
Ameryki".
Nie w brytyjskim, ale w pierwszym rzędzie w Żydowskim interesie było zniszczenie
Niemiec, tak jak dzisiaj zniszczenie Japonii mniej służyłoby interesom
brytyjskiego państwa
niż brzemiennym w następstwa Życzeniom zarządcy domu królewskiego mającego
nadzieję
na przyszłe żydowskie światowe imperium. Podczas gdy Anglia sama trudzi się w
utrzymaniu swojej pozycji w świecie, Żyd organizuje środki dla jego podbicia.
Żyd wie bardzo
dobrze, że po tysiącu latach przystosowania jest on zdolny do podkopania ludzi
Europy i
uczynienia ich bękartami bez rasy, ale z trudem mógłby robić to z azjatyckim
narodowym
krajem, takim jak
Japonia.
Dlatego dzisiaj podburza narody przeciwko Japonii tak, jak to robił przeciwko
Niemcom, i może się zdarzyć, że podczas gdy brytyjska polityka mężów stanu
próbuje
zbudować japoński sojusz, żydowska prasa w Anglii będzie w tym samym czasie
nawoływać
do walki przeciwko sojusznikom i przygotowywać kraj do wojny na wyniszczenie
przez
proklamowanie demokracji i wznoszenie sloganu: "Precz z japońskim militaryzmem i
imperializmem".
W ten sposób Żyd w Anglii jest dzisiaj buntownikiem i walka przeciwko
żydowskiemu
światowemu niebezpieczeństwu będzie rozpoczęta także tam.
Narodowosocjalistyczny ruch musi zająć się tym, aby w naszym własnym kraju
zdawano sobie sprawę z istnienia śmiertelnego wroga oraz z tego, że walka
przeciw niemu
może być pochodnią rozświetlającą także mniej mroczny okres dla innych narodów i
może
przynieść korzyść aryjskiej ludzkości w jej walce o życie.
ROZDZIAŁ XIV
Polityka wschodnia
Nasza tak zwana inteligencja zaczyna w bardzo niezdrowy sposób odrywać uwagę
naszej polityki zagranicznej od każdego prawdziwego reprezentowania narodowych
interesów, aby mogła ona służyć ich fantastycznym teoriom i dlatego czuję się
zobowiązany
mówić ze specjalną troską do moich zwolenników na temat bardzo ważnej kwestii
polityki
zagranicznej, a mianowicie naszych stosunków z Rosją, ponieważ powinno to być
rozumiane
przez wszystkich i może być omawiane w takiej pracy jak ta.
Obowiązkiem polityki zagranicznej narodowego państwa jest zapewnienie
optymalnych warunków istnienia narodu poprzez utrzymywanie naturalnej i zdrowej
proporcji
pomiędzy liczebnością i przyrostem narodu a rozmiarami i jakością obszaru, który
zamieszkują.
Tylko odpowiednia przestrzeń na ziemi zapewnia wolność egzystencji narodowi. W
ten sposób naród niemiecki może obronić się jako światowa potęga.
Przez prawie dwa tysiące lat nasze narodowe interesy, jak mogą być nazwane nasze
mniej lub więcej szczęśliwe działania zagraniczne, odgrywały swoją rolę w
historii świata.
Sami możemy być świadkami tego.
Wielka walka narodów trwająca od 1914 do 1918 roku była tylko walką narodu
niemieckiego o jego egzystencję w świecie, a zyskała miano wojny światowej.
W tym czasie naród niemiecki był "pozornie" światową potęgą. Mówię "pozornie",
ponieważ w rzeczywistości nie był on światową potęgą. Gdyby naród niemiecki
zachował
proporcje, do której odniosłem się wyżej, Niemcy rzeczywiście byłyby nią, a
wojny,
niezależnie od wszystkich innych czynników, można by było uniknąć albo zakończyć
na
naszą korzyść.
Dzisiaj Niemcy nie są światową potęgą. Z czysto terytorialnego punktu widzenia
obszar
niemieckiej Rzeszy jest nieznaczny w porównaniu z obszarami tak zwanych
światowych
potęg. Nie można się powoływać na przykład Anglii, ponieważ brytyjski kraj
macierzysty jest
rzeczywiście tylko wielką stolicą światowego imperium, które rości sobie prawo do
jednej
czwartej powierzchni ziemi jako swojej własności. Musimy raczej patrzeć na
ogromne
państwa, takie jak Związek Amerykański, następnie Rosja i Chiny - porównując
obszary
przez nie zajmowane musimy stwierdzić, że niektóre z nich są dziesięciokrotnie
większe niż
Cesarstwo Niemieckie. Francja również musi być zaliczona do tej grupy. Ciągle
powiększa
swoją armię o kolorowych żołnierzy rekrutujących się z różnych narodów jej
rozległego
imperium. Jeżeli Francja będzie dalej postępowała tak, jak robi to od trzystu
lat, to będzie
miała silne, zamknięte terytorium od Renu po Kongo, wypełnione rodzajem ludzkim
coraz
bardziej zwyrodniałym. Tym francuska polityka kolonialna różni się od
poprzedniej polityki
Niemiec.
Nasi politycy ani nie powiększali obszarów zajmowanych przez niemiecką rasę, ani
nie czynili kryminalnej próby, aby umocnić imperium poprzez wprowadzenie czarnej
krwi.
Plemię Askari w niemieckiej Afryce Wschodniej było małym, niepewnym krokiem w
tym kierunku, ale faktycznie byli oni tylko używani dla obrony samej kolonii.
Nie zdołaliśmy wykorzystać swojego położenia w porównaniu z innymi wielkimi
państwami świata i to tylko dzięki fatalnemu kierunkowi naszego narodu w
polityce
zagranicznej, całkowitemu brakowi jakiejkolwiek tradycji, jak mógłbym to nazwać,
określonej
polityce w sprawach zagranicznych i utracie całego zdrowego instynktu oraz
dzięki
ponagleniom, aby utrzymać nas samych jako naród.
Wszystko to musi być naprawione przez narodowosocjalistyczny ruch, który
powinien
próbować usunąć dysproporcje pomiędzy naszą ludnością a zajmowanym przez nas
terenem - uważanym za źródło pożywienia, jak i za bazę politycznej potęgi -
pomiędzy naszą
historyczną przeszłością a beznadziejnością naszej obecnej nieudolności.
Jednym z największych osiągnięć polityki niemieckiej było utworzenie państwa
pruskiego i doskonalenie przez niego idei państwa; także rozbudowa niemieckiej
armii, która
do dnia dzisiejszego spełnia nowoczesne wymagania.
Zmiana od idei indywidualnej obrony do narodowej obrony jako obowiązku wynikła
bezpośrednio z utworzenia państwa i nowych zasad, które ono wprowadziło.
Niemożliwe jest
przecenienie znaczenia tego wydarzenia. Naród niemiecki, zdezintegrowany przez
nadmiar
indywidualizmu, stał się zdyscyplinowanym organizmem pod rządami armii pruskiej
i
odzyskał tym sposobem przynajmniej trochę zdolności do organizacji, którą
wcześniej utracił.
Poprzez proces ćwiczeń wojskowych odzyskaliśmy dla nas samych jako narodu to, co
inne
narody zawsze posiadały - dążenie do jedności. Dlatego zniesienie obowiązku
służby
wojskowej - która może nie mieć znaczenia dla tuzina innych narodów - ma fatalne
skutki dla
nas. Jeżeli dziesięć pokoleń Niemców byłoby pozbawionych dyscypliny i
wykształcenia w
ćwiczeniu wojskowym i poddanych zgubnemu wpływowi rozbicia, który jest w naszej
krwi, to
nasz naród straciłby ostatnie relikty niezależnej egzystencji na tej planecie.
Niemiecki duch
wniósłby swój wkład do cywilizacji wyłącznie pod flagami innych narodów, a jego
pochodzenie poszłoby w zapomnienie.
Bardzo ważne dla naszego sposobu postępowania zarówno teraz, jak i w przyszłości
powinno być wyrażane rozróżnienie i trzymanie osobno rzeczywistych politycznych
sukcesów naszego narodu i bezużytecznych celów, za które została przelana krew
naszego
narodu. Narodowosocjalistyczny ruch nie może nigdy połączyć się ze zdeprawowanym
i
głośnym patriotyzmem naszego dzisiejszego burżuazyjnego świata.
Szczególnie niebezpieczne jest dla nas przekonanie, że byliśmy w pewien sposób
związani z rozwojem wypadków na krótko przed wojną. Naszym celem musi być
doprowadzenie naszego terytorium do stanu zgodności z liczbą naszej ludności.
Żądanie przywrócenia granic z !9!4 roku jest politycznie nierozsądne. Jednak ci,
którzy upierają się przy tym, głoszą to jako cel swojego działania w polityce i
przez takie
postępowanie zmierzają do konsolidacji wrogiego sojuszu, który w przeciwnym
wypadku rozpadłby
się w naturalny sposób. Jest to jedyne wytłumaczenie, dlaczego osiem lat po
światowej wojnie, w której państwa z odmiennymi dążeniami i celami brały udział,
zwycięska
koalicja potrafi wytrwać w bardziej lub mniej trwałym kształcie.
Wszystkie te państwa w tym czasie czerpały korzyści z upadku Niemiec. Groźba
naszej siły spychała wzajemną zazdrość i zawiść pojedynczych, wielkich potęg na
dalszy
plan. Uważali, że podział naszego cesarstwa pomiędzy nich byłby najlepszą
ochroną przed
jakimkolwiek przyszłym powstaniem. Nieszczęsne sumienie i obawa przed naszą
narodową
siłą jest najbardziej skutecznym cementem wiążącym razem członków tego sojuszu.
Czasy zmieniły się od kongresu wiedeńskiego. Książęta i ich kochanki nie grają
już o
prowincje, ale teraz bezlitosny międzynarodowy Żyd walczy o kontrolę nad
narodami.
Granice z 1914 roku nie znaczą nic w odniesieniu do przyszłości Niemiec. Nie
były
ochroną w przeszłości i nie oznaczałyby siły w przyszłości. Nie dałyby
niemieckiemu
narodowi wewnętrznej solidarności ani nie zaopatrzyły go w żywność. Z wojskowego
punktu
widzenia nie byłyby odpowiednie czy nawet zadowalające ani nie poprawiłyby
naszej
obecnej sytuacji w stosunku do innych światowych potęg, które są nimi w
rzeczywistości.
Tylko jedna rzecz jest pewna. Każda próba przywrócenia granic z 1914 roku, nawet
gdyby się powiodła, doprowadziłaby jedynie do dalszego rozlewu naszej narodowej
krwi, aż
nie pozostałby nikt godny uwagi i nadający się do podejmowania decyzji oraz
działań, które
mają zmienić życie i przyszłość narodu. Wprost przeciwnie, próżny blask tego
pustego
sukcesu zmuszałby nas do zrezygnowania z każdego następnego celu, ponieważ
"narodowy
honor" byłby wtedy usatysfakcjonowany, a drzwi jeszcze raz otwarte dla handlowej
inicjatywy, aż do chwili innych zdarzeń. Jest naszym, narodowych socjalistów,
obowiązkiem
trwanie niezachwianie przy wyznaczonych celach w polityce zagranicznej, które
zapewnią
niemieckiemu narodowi terytorium należące mu się na tej ziemi.
Żaden naród na ziemi nie posiada kwadratowego jardu terenu na podstawie prawa
wywodzącego się z nieba. Granice są tworzone i zmieniane tylko przez działania
ludzkie.
Fakt, że narodowi udało się uzyskać w sposób nieuczciwy część jakiegoś
terytorium nie jest
powodem, aby go nie szanować. To tylko udowadnia siłę zdobywcy i słabość tych,
którzy
przez to stracili. To wyłącznie siła stanowi prawo do posiadania. Jakkolwiek
byśmy dzisiaj nie
uznawali konieczności porozumień z Francją, to i tak będzie ono bezużyteczne w
długim
okresie czasu, jeżeli w imię tego mielibyśmy poświęcić nasz główny cel w
polityce
zagranicznej. To miałoby sens tylko w przypadku, gdyby zapewniało nam poparcie w
uzyskaniu przestrzeni, którą nasi ludzie powinni zamieszkiwać w Europie.
Kwestii tej nie rozwiąże nabycie kolonii, to fakt, lecz uzyskanie terytorium do
zamieszkania, które nie tylko będzie utrzymywało nowych osadników w ścisłej
łączności z
krajem, ale także stanowiło z nim zjednoczoną całość.
My, narodowi socjaliści, umyślnie nakreśliliśmy linię pod przedwojenną tendencją
naszej polityki zagranicznej. Jesteśmy tam, gdzie oni byli sześćset lat temu.
Powstrzymujemy germański potok skierowany na południe i na zachód Europy i
zwracamy
nasze oczy w kierunku wschodnim. Skończyliśmy z przedwojenną polityką kolonii i
handlu i
przechodzimy do polityki terytorialnej przyszłości. Sam los wydaje się nam
podsuwać ten
kierunek. Kiedy los porzucił Rosję dla bolszewizmu, pozbawił on rosyjskich ludzi
wykształconej klasy która kiedyś stworzyła państwo i gwarantowała jego
istnienie. Element
germański może obecnie być uważa n y za całkowicie usunięty z Rosji. Jego
miejsce zajął
Żyd. Tak samo jak dla Rosji niemożliwe jest odrzucenie żydowskiego jarzma przy
użyciu
swojej siły, tak dl: Żyda utrzymanie kontroli rozległego imperium prze: dłuższy
okres czasu.
Nie ma on charakteru organizatora, ale raczej stanowi zaczątek rozkładu. Ogromne
imperium upadnie któregoś dnia.
Już w latach 1920-1921 zbliżano się z różnych stron do partii z próbą
skontaktowania
jej z wolnościowymi ruchami w innych krajach. Było to związane z szeroko
reklamowanym
"Stowarzyszeniem Uciemiężonych Narodów". Składało się ono głównie z
przedstawicieli
pewnych państw bałkańskich, a także Egiptu i Indii; zrobili oni na mnie wrażenie
gadających,
nic sobą nie reprezentujących plotkarzy.
Jednak niewielu Niemców, szczególnie pomiędzy nacjonalistami, pozwoliło się
nabrać tym trajkoczącym mieszkańcom Bliskiego W schodu i dało się przekonać, że
każdy
indyjski czy egipski student, któremu zdarzyło się pojawić, był prawdziwym
przedstawicielem
Indii czy Egiptu. Pozostali nigdy nie zadali sobie trudu sprawdzenia tego i nie
zdawali sobie
sprawy z tego, że byli to ludzie, którzy sobą nic nie reprezentują i działają
bez upoważnienia
do zawierania jakichkolwiek porozumień; tak więc wyniki kontaktu z takimi
osobami były po
prostu zerowe i powodowały jedynie stratę czasu. Dobrze pamiętam dziecinne i
niezrozumiałe nadzieje, które nagle powstały w latach 1920-1921 w
nacjonalistycznych
kołach. Anglia miała być na krawędzi upadku w Indiach. Kilku hochsztaplerów z
Azji (jeżeli o
mnie chodzi, to mogę ich uznać za prawdziwych bojowników o wolność w Indiach),
którzy
objeżdżali Europę, zdołali zarazić całkiem rozsądnych ludzi manią, że brytyjskie
imperium
światowe z osią w Indiach prawie się rozpada. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że
tę myśl
zrodziły tylko pragnienia.
Dziecinadą jest myśl, że w Anglii nie docenia się ważności Imperium Indyjskiego
dla
brytyjskiego światowego związku. I jest to smutny dowód odmowy wyciągnięcia
lekcji z wojny
światowej i zdania sobie sprawy z determinacji anglosaskiego charakteru, kiedy
ludzie
wyobrażają sobie, że Anglia pozwoliłaby uniezależnić się Indiom. To także
dowodzi
całkowitej ignorancji, przeważającej w Niemczech, co do metod, za pomocą których
Brytyjczycy zarządzają tym imperium.
Anglia nigdy nie straci Indii, chyba że dopuści do bałaganu w swej machinie
administracyjnej albo zostanie zmuszona do zrobienia tego za pomocą miecza
potężnego
wroga. Indyjskie powstania nigdy nie zakończą się powodzeniem. My, Niemcy, wiemy
wystarczająco dobrze z doświadczenia, jak ciężko jest zwalczyć zbrojne ramię
Anglii.
Niezależnie od tego, jako Niemiec wolałbym daleko bardziej widzieć Indie pod
panowaniem brytyjskim niż pod panowaniem innego narodu.
Nadzieje na mityczne powstanie w Egipcie przeciwko brytyjskiemu wpływowi były
również oparte na fałszywych założeniach. To przekonanie było złe w czasach
pokoju.
Sojusze z Austrią i Turcją nie były tym, czym można by się cieszyć.
W chwili kiedy największe wojskowe i przemysłowe państwa na świecie łączyły się
razem w aktywny obronny sojusz, my zebraliśmy parę słabych i zacofanych państw i
próbowaliśmy z pomocą masy rupieci, skazani na podejście, stawić czoła aktywnej
światowej
koalicji.
Niemcy ciężko zapłaciły za ten błąd w polityce zagranicznej.
Jako nacjonalista oceniający ludzkość przez pryzmat rasy, nie mogę przyznać, że
właściwe jest wiązanie losów jednego narodu z tak zwanymi "uciemiężonymi
narodowościami", ponieważ wiem, jak bezwartościowe są one rasowo.
Obecni władcy Rosji nie mają zamiaru wstępować do jakiegokolwiek sojuszu przez
dłuższy okres czasu.
Nam nie wolno zapominać, że bolszewicy są splamieni krwią, że dzięki
sprzyjającym
okolicznościom w tragicznej godzinie zawładnęli wielkim państwem i we wściekłej
masakrze
wytracili miliony swoich najbardziej inteligentnych współziomków, i obecnie od
dziesięciu lat
prowadzą najbardziej tyrański reżim wszystkich czasów. Nie wolno nam zapominać,
że wielu
z nich należy do rasy, która łączy w sobie rzadką mieszaninę bestialskiego
okrucieństwa i
rozległej umiejętności w kłamstwach oraz uważa siebie teraz za specjalnie
powołaną do
zgromadzenia całego świata pod krwawym uciskiem. Nie wolno nam zapominać, że
międzynarodowy Żyd, który stara się dominować nad Rosją, nie uważa Niemiec za
sojusznika, ale za państwo przeznaczone takiemu samemu losowi.
Niebezpieczeństwo, które zagraża Rosji, jest jednym z tych, które ciągle wiszą
nad
Niemcami. Niemcy są następnym wielkim celem bolszewizmu. Cała siła młodych
misjonarskich idei jest potrzebna, aby podnieść nasz naród jeszcze raz, uwolnić
go od
uścisku międzynarodowego pytona, powstrzymać rozkład jego krwi w domu tak, żeby
siły
narodu raz uwolnione mogły być wykorzystane na zachowanie naszej narodowości.
Jeżeli to jest nasz cel, to byłoby szaleństwem pozostawać na stopie wielkiej
zażyłości
z potęgą, której zamiarem może być stanie się śmiertelnym wrogiem naszej
przyszłości.
Szczególnym grzechem starego imperium niemieckiego popełnionym w stosunku do
swej polityki sojuszy było psucie swoich stosunków ze wszystkimi przez ciągłe
zmiany swej
drogi i przez swoją słabość w zachowywaniu pokoju za wszelką cenę.
Tylko z jednej rzeczy nie można było czynić mu wymówek: przestało utrzymywać
swoje dobre stosunki z Rosją.
Szczerze przyznaję, że podczas wojny myślałem, iż byłoby lepiej, gdyby Niemcy
poszerzyły swoją głupią kolonialną politykę i politykę morską, połączyły się z
Anglią w
sojuszu dla obrony przeciwko inwazji Rosji i zarzuciły swoje wątłe aspiracje,
odnoszące się
do całego świata, dla określonej polityki uzyskania terytorium na kontynencie
europejskim.
Nie zapomnę ciągłych bezczelnych próśb serwowanych Niemcom przez
panslawistyczną Rosję; nie zapomnę ciągłego ćwiczenia mobilizacji, którego
jedynym celem
było denerwowanie Niemiec; nie mogę zapomnieć gniewu opinii publicznej w Rosji,
która
przed wojną prześcigała się w inspirowanych nienawiścią atakach na nasz naród i
cesarstwo, ani nie mogę zapomnieć wielkiej rosyjskiej prasy, która zawsze była
bardziej za
Francją niż za nami.
Obecna konsolidacja wielkich potęg jest ostatnim ostrzegającym sygnałem dla nas,
aby przemyśleć to i wyprowadzić naszych ludzi z krainy marzeń do twardej prawdy
i znaleźć
sposób, który pomoże starej Rzeszy powtórnie się rozwinąć.
Jeżeli narodowosocjalistyczny ruch pozbędzie się wszystkich iluzji i zrozumie,
że tylko
on może być przywódcą, katastrofa I 9 I 8 roku może okazać się ogromnym
błogosławieństwem dla przyszłości naszego narodu. Możemy na koniec uzyskać to,
co
Anglia posiada, i nawet to, co posiadała Rosja, a co Francja kiedyś i obecnie
wykorzystywała
dla własnych interesów w podejmowaniu właściwych decyzji - polityczną tradycję.
Rezultaty sojuszy z Anglią i Włochami byłyby całkowicie przeciwne do tych
wynikających z sojuszu z Rosją.
Najważniejszym jest fakt, że zbliżenie z tymi dwoma krajami nie oznaczałoby w
ogóle
ryzyka wojny. Jedyna potęga, która mogłaby zająć postawę przeciwną takiemu
sojuszowi -
Francja - nie byłaby w stanie tego zrobić.
Nowy, angielsko-niemiecko-włoski sojusz trzymałby wodze, a Francja
przeciwstawiałaby się temu. Prawie równie ważny byłby fakt, że nowy sojusz
obejmowałby
państwa posiadające różne, wzajemnie się uzupełniające walory techniczne.
Byłyby oczywiście trudności, jak wykazałem w poprzednim rozdziale, w stworzeniu
takiego sojuszu. Ale czy stworzenie ententy było mniej łatwe? Gdzie królowi
Edwardowi
powiodło się przeciwko interesom, które z natury wzajemnie się wykluczały, nam
powinno i
musi się powieść, jeżeli znajomość konieczności pewnych wydarzeń pozwalająca
układać
nasze działanie z umiejętnością i dojrzałą odwagą, zainspiruje nas.
Powinniśmy oczywiście spotykać się z zaciętym trajlowaniem wrogów naszej rasy w
domu. My, narodowi socjaliści, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że jeżeli
głosimy to, co
mówi nam nasze wewnętrzne przekonanie, to jest to sprawą zasadniczą. Musimy
hartować
się, aby stawić czoło opinii publicznej doprowadzonej do szaleństwa przez
żydowską
przebiegłość w wykorzystywaniu naszego niemieckiego braku wyobraźni. Dzisiaj
jesteśmy
zaledwie skałami w rzece, za kilka lat los może wznieść nas jako tamę, o którą
zostanie
rozbity główny strumień, po to tylko, aby popłynął naprzód nowym korytem.
ROZDZIAŁ XV
Prawo do samoobrony
Kiedy złożyliśmy broń w listopadzie 1918 roku, polityka wkroczyła w nową fazę, z
której z całym ludzkim prawdopodobieństwem miała doprowadzić do kompletne) rumy.
Stało się zrozumiałe, że okres czasu pomiędzy 1906 a 1913 rokiem był
wystarczający, aby napełnić Prusy, całkiem pokonane nową energią i duchem walki,
co
zostało zmarnowane i niewykorzystane i w rzeczywistości doprowadziło do jeszcze
większego osłabienia naszego państwa. Powodem tego był fakt, że po haniebnym
podpisaniu zawieszenia broni nikt nie miał ani energii, ani odwagi, aby
przeciwstawić się
środkom opresji, które wróg nieustannie podejmował. Był on zbyt przebiegły, aby
zażądać
zbyt dużo za jednym razem.
Nakazy rozbrojenia czyniące nas politycznie bezsilnymi, następujące po s9bie,
gospodarcze spustoszenie mające na celu wytworzenie ducha, który uważałby
mediacje
generała Davesa za szczyptę szczęścia.
Do zimy 1922-1923 roku wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że nawet po zawarciu
pokoju Francja pracowała z żelazną determinacją, aby osiągnąć swoje pierwotne,
wojenne
cele. Nikt nie uwierzy, że przez czteroletni okres najbardziej wyczerpującej
walki w swojej
historii, Francja przelała tak wiele szlachetnej krwi swojego narodu tylko po
to, aby później
otrzymać odszkodowanie za wszystkie straty, które poniosła. Alzacja-Lotaryngia
same nie
wyjaśniłyby energii francuskich przywódców wojennych, jeżeli nie byłoby to już
częścią
wielkiego politycznego programu przyszłości Francji.
Ten program był następujący: rozdrobnienie Niemiec na związki małych państw. O
tym myślała szowinistyczna Francja i dążąc do tego sprzedawała swój naród, aby
stał się w
rzeczywistości wasalem międzynarodowego Żyda. Niemcy nie upadły z szybkością
błyskawicy w listopadzie 19 18 roku. Ale w czasie, gdy katastrofa potęgowała się
w domu,
armie były głęboko w krajach wroga. Główną troską Francji w tym okresie nie było
rozdrobnienie Niemiec, ale raczej pozbycie się niemieckiej armii z Francji i
Belgii tak szybko,
jak to tylko możliwe. Dlatego najważniejszym zadaniem przywódców w Paryżu,
mającym na
celu zakończenie wojny, było rozbrojenie niemieckiej armii i zepchnięcie jej w
miarę
możliwości do Niemiec. Dopiero kiedy to nastąpiło, mogliby skierować swoją uwagę
na
osiągnięcie własnego, pierwotnego celu wojennego.
Dla Anglii wojna została rzeczywiście wygrana wtedy, kiedy Niemcy zostały
zniszczone jako kolonialna i handlowa potęga i sprowadzone do roli państwa o
drugorzędnym znaczeniu. Nie miała ona jednak Żadnego interesu w unicestwieniu
niemieckiego państwa; faktycznie miała wiele powodów, aby życzyć sobie istnienia
przyszłego rywala Francji w Europie. Tak więc Francja musiała czekać na pokój
przed
przystąpieniem do pracy, pod którą wojna położyła podwaliny, a deklaracja
Clemenceau, dla
którego pokój był jedynie kontynuacją wojny, uzyskała dodatkowe znaczenie.
Intencje Francji musiały być znane najpóźniej zimą 1922-1923 roku.
W grudniu 1922 roku wydawało się, że sytuacja dla Niemiec znowu staje się
groźna.
Francja szeroko rozważała nowe środki ucisku i potrzebowała aprobaty dla swojego
działania. We Francji żywiono nadzieję, że okupacją Ruhry złamie się w końcu
kręgosłup
Niemiec i doprowadzi je do katastrofalnego gospodarczego położenia, w którym
byłyby
zmuszone przyjąć bardzo ciężkie zobowiązania.
Przez okupację Ruhry los jeszcze raz dał niemieckiemu narodowi szansę domagania
się należnego szacunku. To, co na pierwszy rzut oka wydawało się być strasznym
nieszczęściem, zawierało przy bliższym spojrzeniu wyjątkowo obiecujące
możliwości
zakończenia cierpień Niemiec.
Po raz pierwszy Francja prawdziwie i głęboko zraniła Anglię - nie tylko
brytyjskich
dyplomatów, którzy doprowadzili do sojuszu francuskiego i utrzymywali oraz
traktowali go z
ostrożną wizją chłodnej kalkulacji, ale także szerokie rzesze narodu. W
szczególności świat
biznesu poczuł się głęboko poirytowany tym niezmiernym umacnianiem się potęgi
Francji na
kontynencie. jej okupacja zagłębia węglowego Ruhry pozbawiła Anglię wszystkich
sukcesów,
jakie uzyskała ona na wojnie, i to marszałek Foch i Francja, którą on
reprezentował, a nie
czujna i staranna dyplomacja Anglii, byli teraz zwycięzcami. Uczucia Włoch także
obróciły się
przeciwko Francji. Rzeczywiście, zaraz po zakończeniu wojny ta przyjaźń
przestała
wyglądać różowo i obróciła się całkowicie w nienawiść. Nadeszła chwila, w które
wczorajsi
sprzymierzeńcy mogli się już jutro stać wrogami. To, że do tego nie doszło,
można
zawdzięczał głównie faktowi, że Niemcy nie mieli Envera Pasky'ego, lecz zaledwie
Cuno jako
kanclerza.
Natomiast na wiosnę 1923 roku, zanim po francuskiej okupacji Ruhry mogłaby
nastąpić odbudowa naszej wojskowej potęgi, musiałby być wszczepiony w niemiecki
naród
nowy duch, umocniona siła jego woli i musieliby być zniszczeni przeciwnicy tej
największej
siły w narodzie.
Jak rozlew krwi w 191 8 roku był zapłatą za zaniedbania popełnione na przełomie
lat
1914 i 1915 - nie zgnieciono wówczas pod nogami marksistowskiego węża - tak samo
okropną karą miało być na wiosnę 1923 roku niewykorzystanie oferowanej przez los
okazji
mającej na celu ostateczne zniszczenie pracy marksistowskich zdrajców i
morderców
narodu.
Tylko burżuazyjne umysły mogły dojść do niewiarygodnej koncepcji, że marksizm
mógłby być inny teraz, niż był, i że kanalie, które przewodziły w 191 8 roku i
które potem bez
skrupułów wykorzystały dwa miliony poległych jako stopnie do zajęcia miejsc w
rządzie,
byłyby teraz gotowe świadczyć usługi narodowemu poczuciu prawa. Niewiarygodnym
szaleństwem było oczekiwanie na to, że zdrajcy przeobrażą się nagle w bojowników
o
wolność Niemiec. Nie marzyli o tym! Z takim samym prawdopodobieństwem marksista
odwróci się od zdrady jak hiena od padliny!
Sytuacja w 1923 roku była bardzo podobna do tej z 1918 roku.
Pierwszą zasadniczą sprawą każdej formy oporu, na którą by się zdecydowano, było
usunięcie marksistowskiej trucizny z ciała naszego narodu. Byłem przekonany, że
najważniejszym obowiązkiem każdego prawdziwie narodowego rządu jest szukać i
znaleźć
siły zdecydowane na walkę prowadzącą do zniszczenia marksizmu i dać tym siłom
wolną
rękę; nie było ich nadskakiwania szaleństwu "porządku i spokoju" w chwili, kiedy
wróg
zadawał śmiertelny cios ojczyźnie, a zdrada czaiła się w kraju za każdym rogiem
ulicy. Nie,
prawdziwie narodowy rząd powinien się opowiadać za niepokojem i nieporządkiem,
jeżeli
powstający zamęt był jedyną metodą do ostatecznego rozprawienia się z
marksistowskimi
wrogami naszego narodu.
Ja często błagałem tak zwane nacjonalistyczne partie o to, aby dały losowi wolną
rękę i przyznały naszemu ruchowi środki na rozliczenie się z marksizmem;
krzyczałem do
głuchych. Oni wszyscy myśleli, że wiedzą lepiej, łącznie z szefem sił zbrojnych,
aż w końcu
sami znaleźli się twarzą w twarz z najbardziej ohydną kapitulacją wszechczasów.
Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że niemiecka burżuazja zakończyła swoją misję
i
nie może być powoływana do wykonywania dalszych zadań.
W tym okresie, przyznaję to otwarcie, odczuwałem gorący podziw dla wielkiego
człowieka z południowych Alp, którego głęboka miłość do swojego narodu nie
pozwalała na
układanie się z rodzimymi wrogami Włoch i który walczył za pomocą wszystkich
możliwych
środków i metod, aby ich zniszczyć. To co stawia Mussoliniego w rzędzie wielkich
ludzi tego
świata, to jego determinacja, aby nie dzielić się Włochami z marksizmem, ale
zachować kraj
przez wydanie wrogów narodu na zagładę. Jak karłowaci wydają się być w
porównaniu z
nimi nasi fałszywi mężowie stanu w Niemczech!
Postawa przyjęta przez naszą burżuazję i sposób, w jaki oszczędziła marksizm,
zadecydowały już na początku o losie każdej próby aktywnego oporu w Ruhrze.
Szaleństwem było próbować walczyć z Francją, mając pośród nas tego umarłego
wroga.
Nawet na wiosnę 1923 roku łatwo było przewidzieć, co się wydarzy.
Dyskusja o tym, czy była szansa, czy nie na militarny sukces w walce przeciwko
Francji, wydaje się bezużyteczną. Gdyby wynikiem niemieckiego działania w
sprawie Ruhry
było jedynie zniszczenie marksizmu w Niemczech, sukces byłby po naszej stronie.
Niemcy
raz uwolnione od śmiertelnych wrogów swojego istnienia i przyszłości posiadałyby
siłę, której
świat nie mógłby już nigdy ponownie zdławić. W dniu, w którym marksizm zostanie
rozbity w
Niemczech, kajdany naszego narodu zostaną rozkute.
Nigdy bowiem w naszej historii nie zostaliśmy zwyciężeni przez zewnętrzne siły
wrogów, ale raczej przez naszą własną deprawację i przez wroga istniejącego w
naszym
własnym obozie.
Jednakże w wielkiej chwili natchnienia niebiosa podarowały Niemcom wielkiego
człowieka - pana Cuno, którego sposób rozumowania był następujący: Francja
okupuje
Ruhrę; co się tam znajduje? Węgiel.
Nie było nic bardziej oczywistego dla pana Cuno niż przekonanie, że strajk
pozbawiłby Francję węgla i że wcześniej czy później opuściliby Ruhrę, ponieważ
przedsięwzięcie to nie byłoby opłacalne.
Taki był sposób myślenia tego "znakomitego", "narodowego "męża stanu .
Dla zorganizowania strajku potrzebowali naturalnie marksistów, ponieważ dotyczył
on
w pierwszym rzędzie robotników. Dlatego podstawową sprawą było, aby robotnik (w
umyśle
burżuazyjnego męża stanu takiego jak Cuno jest on synonimem marksisty) znalazł
się z
pozostałymi Niemcami w zjednoczonym froncie. Marksiści szybko wyszli z ideą:
marksistowscy przywódcy potrzebowali pieniędzy Cuno tak bardzo, jak Cuno
potrzebował
ich dla swojego "zjednoczonego frontu ".
Gdyby pan Cuno w tym momencie, zamiast zachęcać do generalnego strajku w
nabywaniu towarów i czynić z tego bazy "zjednoczonego frontu", zażądał dwóch
godzin
pracy dodatkowej od każdego Niemca, z oszustwem "zjednoczonego frontu" rozprawiono by
się w trzy dni.
Narody nie uzyskują wolności przez nie robienie niczego, ale przez poświęcenie.
Ten tak zwany bierny opór nie mógłby być utrzymywany przez dłuższy czas. Tylko
człowiek, który nic nie wie o wojnie, mógłby wyobrażać sobie, że można
wyprowadzić armię
okupacyjną za pomocą metod tak absurdalnych.
Gdyby Westfalczycy w Ruhrze zdawali sobie sprawę z tego, że armia złożona z
osiemdziesięciu czy stu dywizji była gotowa poprzeć ich działania, Francuzi
stąpaliby jak na
szpilkach.
Zaraz jak tylko marksistowskie związki zawodowe w praktyce napełniły swoje
skarbonki datkami Cuno i zdecydowano zmienić ospały, pasywny opór na aktywny
atak,
czerwona hiena niemal natychmiast wyłamała się z narodowego stada i powróciła do
tego,
czym zawsze była.
Pan Cuno bez szemrania wycofał się na pokład swoich statków, a Niemcy stały się
bogatsze o jeszcze jedno doświadczenie i biedniejsze o jedną wielką nadzieję.
Ale kiedy rozpoczął się fatalny upadek i miała miejsce wstydliwa kapitulacja po
poświęceniu miliardowych sum i wielu tysięcy młodych Niemców, którzy tak łatwo
uwierzyli
obietnicom przywódców Rzeszy oburzenie przeciwko takiej zdradzie naszej
nieszczęśliwej
ojczyzny wybuchło w płomieniach. W milionach ludzi zajaśniało przekonanie, że
tylko
radykalne uzdrowienie całego systemu panującego w Niemczech przyniesie ratunek.
W tej książce mogę jedynie powtórzyć ostatnie zda nie mojego przemówienia na
wielkim procesie wiosną 1924 roku:
"Chociaż sędziowie tego państwa mogą być szczęśliwi w swoim potępieniu naszych
działań, to jednak historia, bogini wyższej prawdy i lepszego prawa uśmiechnie
się, gdy
rozerwie na kawałki ten wyrok i uwolni nas wszystkich od winy i obowiązku
pokuty".
Nie będę próbował opisywać tu wydarzeń, które doprowadziły i zadecydowały o
wypadkach z listopada 1923 roku, ponieważ nie sądzę, aby miało to przynieść
jakąkolwiek
korzyść na przyszłość i ponieważ rzeczywiście nie ma sensu rozdrapywać ran,
które się
zaledwie zasklepiły, czy mówić o winach w przypadku osób, z których wszystkie
być może w
głębi swoich serc pałały miłością do swojego narodu, a które tylko opuściły
wspólną drogę
lub nie zdołały jej wspólnie ustalić.
Aneks
OFICJALNY MANIFEST NSDAP W SPRAWIE STANOWISKA PARTII W KWESTII
CHŁOPSKIEJ ORAZ ROLNICTWA
1. ZNACZENIE WARSTWY CHŁOPSKIEJ I ROLNICTWA DLA NIEMIEC
Naród niemiecki znaczną część żywności uzyskuje z importu zagranicznych
produktów spożywczych. Przed wojną płaciliśmy za ten import naszym eksportem
przemysłowym handlem i zagranicznymi depozytami kapitałowymi. Wyni1 wojny
położył kres
tym możliwościom.
Obecnie za importowaną żywność płacimy najczęściej korzystając z pożyczek
zagranicznych, które coraz bardzie wpędzają naród niemiecki w długi u
międzynarodowej
finansjery udzielającej nam kredytów. Jeżeli to się nie zmieni pauperyzacja
narodu
niemieckiego będzie się pogłębiać.
Jedyną możliwością uniknięcia takiego uzależnienia je~ zdolność Niemiec do
produkcji podstawowych artykułów żywnościowych w ojczyźnie. Dlatego wzrost
produkcji
niemieckiego rolnictwa jest dla narodu niemieckiego spraw życia i śmierci.
Ponadto ludność wiejska, ekonomicznie zdrowa i wysoce produktywna, jest
uosobieniem zdrowia narodu, stanowi jego zaplecze, jeżeli chodzi o młode
pokolenia, i jest
ostoją jego siły militarnej.
Utrzymanie wydajności pracy rolników, wzrastających liczebnie w ramach ogólnego
przyrostu naturalnego, jest podstawowym punktem programu politycznego narodowych
socjalistów, ponieważ nasz ruch uważa, że dobrobyt naszej ludności nadejdzie
wraz z
przyszłymi pokoleniami.
2. AKTUALNE ZANIEDBANIA PAŃSTW A WOBEC WARSTWY CHŁOPSKIEJ
ROLNICTWA
Produkcja rolna, mimo iż tkwią w niej możliwości wzrostu, nie może się rozwijać
ze
względu na powiększające się zadłużenie rolników uniemożliwiające im nabywanie
urządzeń
koniecznych do uprawy rolnej, a z kolei fakt niewypłacalności gospodarstw
rolnych sprawia,
że zanikają bodźce do wzrostu produkcji.
Przyczyn, które powodują, że gospodarstwa rolne nie przynoszą wystarczających
dochodów, należy szukać:
1. W aktualnej polityce fiskalnej nadmiernie obciążającej rolnictwo. Ponieważ
światowa finansjera żydowska - która w rzeczywistości kontroluje demokrację
parlamentarną
w Niemczech - pragnie zniszczyć niemieckie rolnictwo i zdać naród niemiecki, a
szczególnie
klasę robotniczą, na swoją łaskę i niełaskę, dlatego powinnością Partii jest
rozstrzygnąć ten
problem.
2. W konkurencyjności pracujących w znacznie korzystniejszych warunkach
zagranicznych rolników, których nie trzyma w ryzach polityka wspierająca
niemieckie
rolnictwo.
3. W nadmiernych zyskach wielkich pośredników - hurtowników, którzy wpychają się
pomiędzy producenta a konsumenta.
4. W uciążliwych opłatach za energię elektryczną i nawozy sztuczne, które
pozostają
w rękach Żydów.
Wobec ludzi ubogich, żyjących z pracy na roli, nie można stosować wysokiego
opodatkowania. Rolnik jest bowiem zmuszony do zaciągania pożyczek, a następnie
płacenia
od nich lichwiarskich odsetek. Coraz bardziej ugina się pod ich ciężarem i w
końcu zostawia
wszystko, co posiada, Żydowskiemu lichwiarzowi.
W ten sposób niemiecka warstwa chłopska podlega procesowi wywłaszczania.
3. KONIECZNOŚĆ PRZESTRZEGANIA PRAWA DO ZIEMI I STWORZENIA POLITYKI
ROLNEJ SŁUŻĄCEJ DOBRU NIEMIEC
Dopóki niemiecki rząd będzie kontrolowany przez międzynarodowych magnatów
finansowych, wspomaganych przez parlamentarny system demokratyczny, nie będzie
nadziei
na radykalną poprawę warunków życia ludności wiejskiej czy ożywienie rolnictwa.
Celem wymienionych sił jest zniszczenie potęgi Niemiec opartej właśnie na ziemi.
W nowym i całkowicie odmiennym państwie niemieckim, które chcemy zbudować,
rolnicy i
rolnictwo uzyskają należne im znaczenie, wynikające z faktu, iż to oni stanowią
podporę
naprawdę narodowego państwa niemieckiego.
1. Niemiecka ziemia, zdobyta i broniona przez naród niemiecki, musi służyć temu
narodowi, podobnie jak dom i środki niezbędne do egzystencji. Wszyscy, którzy
posiadają
ziemię, muszą czynić z niej taki właśnie użytek.
2. Ziemię mogą posiadać tylko członkowie narodu niemieckiego.
3. Ziemia, prawnie uzyskana, będzie uważana za ich dziedziczną własność.
Jednakże prawo do uzyskania własności związane będzie ze zobowiązaniem się do
korzystania z nil zgodnie z interesem narodu. W tym celu zostaną wyznacz on
specjalne
sądy, w których skład wejdą reprezentanci wszystkich departamentów klasy
posiadaczy i
jeden przedstawiciel państwa.
4. Niemiecka ziemia nie może stać się przedmiotem finansowych spekulacji ani też
nie może przynosić właścicielowi dochodów nie wypracowanych przez niego. Ziemię
może
uzyskać tylko osoba, która zdecydowana jest sama ją uprawiać. Dlatego państwo
musi
posiadać prawo pierwokupu ziemi.
Nie wolno zostawiać ziemi na rzecz prywatnych pożyczkodawców. Niezbędne pożyczki
na
uprawę będą przyznawać rolnikom na łagodnych warunkach organizacje upoważnione
przez
państwo i samo państwo.
5. Wysokość opłat należnych państwu za uprawianie ziemi będzie zależeć od jej
obszaru i klasy. To będzie jedyna forma opodatkowania własności ziemskiej.
6. Żadne prawo nie może ustanowić wielkości upraw. Z punktu widzenia naszej
polityki demograficznej korzystna jest duża ilość małych i średnich gospodarstw.
Jednakże
bardzo ważną rolę może odegrać gospodarowanie na wielką skalę i będzie to jak
najbardziej
korzystne, pod warunkiem, że uda się zachować właściwą proporcję pomiędzy nimi a
mniejszymi gospodarstwami.
7. Zadaniem prawa spadkowego będzie uniemożliwienie podziału własności i
akumulacji jej zadłużenia.
8. Państwo będzie miało prawo przejęcia ziemi, a odpowiednie odszkodowanie
zostanie przyznane w następujących wypadkach:
a) gdy ziemia nie znajdzie się w rękach członka narodu,
b) gdy orzeczeniem sądu ziemskiego zostanie stwierdzone, że właściciel wskutek
złego gospodarowania nie działa w interesie narodowym,
b) w celu osiedlenia na niej rolników nie posiadających ziemi, w przypadku, gdy
właściciel sam jej nie uprawia,
d) w innych szczególnie ważnych przypadkach, ze względu na interes narodowy (np.
komunikacja, obrona narodowa).
9. Obowiązkiem państwa jest kolonizacja ziemi będącej w jego dyspozycji, zgodnie
z
planem wynikającym z ważnych względów polityki demograficznej. Osadnicy
otrzymają
ziemię jako dziedziczną własność na warunkach, które zapewnią im byt. Osadnicy
będą
wybrani po dokonaniu oceny ich zawodowych i obywatelskich kwalifikacji.
Szczególną troską
zostaną otoczeni synowie rolników, którzy nie posiadają prawa dziedziczenia.
Kolonizacja wschodnich rubieży ma nadzwyczajne znaczenie. W tym wypadku nie
wystarczy samo założenie gospodarstw, konieczne również będzie powstanie
miejscowości
handlowych powiązanych z nowymi gałęziami przemysłu. Jest to jedyny sposób
zapewnienia
zbytu mniejszym gospodarstwom, a tym samym zagwarantowania im opłacalności.
Obowiązkiem niemieckiej polityki zagranicznej będzie dostarczenie wielkich
przestrzeni powiększającej się stale liczbie ludności Niemiec w celu jej
wyżywienia i
osiedlenia.
4. KONIECZNOŚĆ EKONOMICZNEGO I EDUKACYJNEGO WYDŹWIGNIĘCIA SIĘ
WARSTWY CHŁOPSKIEJ
1. Obecne ubóstwo ludności chłopskiej należy natychmiast złagodzić poprzez
umorzenie opodatkowania oraz podjęcie innych niezbędnych kroków. Dalsze
zadłużenie
musi ulec zahamowaniu przez obniżenie z mocy prawa stopy procentowej pożyczek do
wysokości z okresu przedwojennego i przez wprowadzenie w trybie doraźnym działań
przeciwko zdzierstwu.
2. Państwo musi dbać o to, żeby rolnictwo było opłacalne Musi je chronić
właściwymi
taryfami celnymi, ustaleniem zasad importu i planem narodowego kształcenia.
Ustalenie cen na produkty rolne nie może podlegać spekulacjom rynkowym i musi
nastąpić kres eksploatacji rolnictwa przez wielkich pośredników. Dlatego państwo
ma
obowiązek udzielić poparcia organizacjom rolniczym, aby umożliwić im przejęcie
tej sfery
działalności.
Zadaniem takich zawodowych organizacji będzie obniżenie wzrastających w
rolnictwie kosztów oraz wzrost produkcji (zaopatrzenie w sprzęt, nawozy,
nasiona, hodowla
zwierząt na korzystnych warunkach, udoskonalenia, zwalczanie szkodników,
bezpłatne
doradztwo, analizy chemiczne itd.). państwo udzieli tym organizacjom pełnej
pomocy w
wykonaniu tych zadań, w szczególności musi domagać się znacznej redukcji kosztów
ponoszonych przez rolników na nawozy sztuczne i energię elektryczną.
3. Organizacje rolnicze muszą także ustanowić warstwę robotników rolnych jako
członków społeczności rolniczej poprzez zawieranie kontraktów, sprawiedliwych w
sensie
społecznym. Kontrola i arbitraż w tych sprawach będzie przedmiotem działania
państwa.
Robotnicy dobrze wykonujący swoje obowiązki muszą mieć szansę zmiany swego
statusu
na właścicieli ziemskich. Z żądaniem polepszenia warunków życiowych i płac
będzie można
wystąpić, jak tylko ulegnie zmianie ogólna sytuacja w rolnictwie. Kiedy tylko te
warunki
poprawią się, nie będzie konieczne zatrudnianie obcych robotników rolnych, a w
przyszłości
będzie to wręcz zakazane.
4. Znaczenie warstwy chłopskiej wymaga, aby państwo wspierało techniczne
wykształcenie rolnicze (instytucje dla nieletnich, szkoły średnie kształcące dla
potrzeb
rolnictwa z bardzo korzystnymi warunkami dla utalentowanej młodzieży pozbawionej
środków finansowych).
5. ROLA POLITYCZNEGO RUCHU NSDAP W ODBUDOWIE NIEMIECKIEGO ROLNICTWA
Ludność wiejska jest biedna, ponieważ cały naród niemiecki jest biedny. Błędem
byłoby przekonanie, że świat pracy nie może mieć udziału w ogólnym szczęściu
społeczeństwa niemieckiego - a już karygodne jest czynienie różnicy między
ludnością
miejską i wiejską, które są ze sobą powiązane na dobre i złe.
W obecnym systemie politycznym ekonomiczna pomoc nie da pożądanych efektów,
ponieważ polityczna niewola jest źródłem ubóstwa naszego narodu i tylko
polityczne metody
mogą je przezwyciężyć.
Stare partie polityczne, które były i są odpowiedzialne za stać się liderami
drogi do
ujarzmienie narodu, nie mogą stać się liderami drogi dowolności.
Zawodowe organizacje rolnicze w naszym przyszłym państwie będzie oczekiwać
wiele poważnych zadań. Już teraz dużo mogą uczynić w tym kierunku, ale nie są
właściwe
dla prowadzenia politycznej walki o wolność, która jest fundamentem nowego
porządku. Tę
walkę będzie w stanie rozstrzygnąć tylko cały naród, a nie jedna organizacja.
Ruchem, który doprowadzi do końca polityczną walkę o wolność, jest NSDAP .
(podpis) Adolf Hitler
Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza na wielkim spotkaniu 25
lutego
1920 roku w Hofbrauhausfestsaal w Monachium ogłosiła światu swój program.
Zgodnie z paragrafem drugim statutu naszej Partii program ten jest niezmienny.
PROGRAM NSDAP
Dopóki nie zostaną osiągnięte cele ogłoszone w statucie naszej Partii, przywódcy
nie
ustanowią nowych. Mogłyby one wywołać sztuczne niezadowolenie mas i dać pretekst
do
podtrzymania sensu dalszego istnienia Partii.
1. Żądamy zjednoczenia wszystkich Niemców i powstania Wielkich Niemiec, zgodnie
z prawem narodów do samostanowienia.
2. Żądamy równości praw dla Niemców w ich stosunkach handlowych z innymi
narodami i unieważnienia pokojowych traktatów z Wersalu i St. Germain.
3. Żądamy ziemi i terytoriów (kolonii) w celu wyżywienia naszego narodu i
osiedlenia
ciągle wzrastającej liczby ludności.
4. Tylko członkowie narodu mogą być obywatelami państwa. A tylko ci, w których
żyłach płynie niemiecka krew, bez względu na wyznanie, mogą być członkami
narodu.
Dlatego żaden Żyd nie może być członkiem narodu.
5. Ten, kto nie jest obywatelem państwa, może mieszkać w Niemczech jedynie w
charakterze gościa i musi być traktowany jak podmiot prawa obcego państwa.
6. Prawo wyborcze oraz całe prawodawstwo ma przysługiwać wyłącznie obywatelom
państwa. Dlatego żądamy, aby wszystkie urzędowe nominacje - obojętnie jakiego
szczebla -
w Rzeszy, w państwie czy małych miejscowościach przyznawano tylko obywatelom
państwa
Sprzeciwiamy się korupcyjnym obyczajom obowiązującym w parlamencie przy
obsadzaniu stanowisk. Decyzje te powinno się pozostawić Partii i podejmować bez
powoływania się na osobowość czy zdolności danej osoby.
7. Żądamy, aby państwo uznało za swój podstawowy obowiązek ożywienie
przemysłu i poprawę warunków życia obywateli państwa. Jeżeli wyżywienie całej
ludności
państwa okaże się niemożliwe, obcokrajowcy będą zmuszeni do opuszczenia Rzeszy.
8. Należy uniemożliwić migrację wszystkim, którzy nie są niemieckiego
pochodzenia.
Żądamy, aby nie-Aryjczycy, którzy przybyli do Niemiec po 2 sierpnia 1914 roku,
natychmiast
opuścili Rzeszę.
9. Wszyscy obywatele państwa będą posiadali równe prawa i obowiązki.
10. Najważniejszą powinnością każdego obywatela państwa powinna być praca
umysłowa albo fizyczna. Zakres działania jednostki nie może kolidować z
interesami
większości, ale powinien się mieścić w ramach społecznych i służyć ogółowi.
Dlatego żądamy:
11. Niehonorowania dochodów nie osiągniętych przez pracę.
12. Z uwagi na ogromne ofiary życia i mienia, które pochłania wojna, osobiste
wzbogacenie wskutek wojny będzie uważane za przestępstwo przeciwko narodowi.
Dlatego
żądamy bezwzględnej konfiskaty wszelkich korzyści uzyskanych w takich
okolicznościach.
13. Żądamy nacjonalizacji wszelkich przedsięwzięć, które dotychczas
ukształtowały
się w formie kompanii (trustów) 14. Żądamy rozdzielenia korzyści osiągniętych w
drodze
handlu hurtowego.
15. Żądamy wszechstronnego zabezpieczenia socjalnego dla ludzi w wieku
emerytalnym.
16. Żądamy stworzenia i utrzymania zdrowej średniej klasy, natychmiastowego
uspołecznienia nieruchomości służących działalności hurtowej i oddania ich w
dzierżawę
drobnym kupcom za niewielką opłatą. Szczególną uwagę należy zwrócić na drobnych
dostawców dla państwa, władz okręgowych i mniejszych miejscowości.
17. Żądamy reformy własności ziemskiej zgodnej z naszymi narodowymi potrzebami,
uchwalenia prawa konfiskaty ziemi na cele społeczne bez odszkodowania,
zniesienia odsetek
od pożyczek przeznaczonych na rolnictwo oraz zapobiegania wszelkim spekulacjom
ziemią *.
18. Żądamy stosowania bezwzględnych środków prawnych wobec tych, których
działalność jest sprzeczna z interesem społecznym. Nikczemni kryminaliści
występujący
przeciwko narodowi, lichwiarze, spekulanci etc. muszą być karani śmiercią, bez
względu na
ich wyznanie czy rasę.
19. Żądamy, aby prawo rzymskie, które służy materialistycznemu porządkowi
świata,
zastąpić nowym systemem prawnym w całych Niemczech.
20. W celu stworzenia każdemu zdolnemu i przedsiębiorczemu Niemcowi możliwości
dalszego kształcenia się i osiągania dzięki temu postępu - państwo musi dokonać
gruntownej
przebudowy narodowego systemu edukacyjnego. Program nauki wszystkich instytucji
oświatowych musi odpowiadać praktycznym potrzebom życia codziennego. Rozumienie
idei
państwa (państwowa socjologia) musi być przedmiotem nauczania i to od
najmłodszych lat.
Żądamy, aby państwo dbało o utalentowane dzieci ubogich rodziców, bez względu na
ich
kategorię społeczną czy zawód. Państwo jest zobowiązane kształcić je na swój
koszt.
21. Państwo musi troszczyć się o podniesienie poziomu zdrowia narodu przez
objęcie
opieką matki i dziecka, zakazanie pracy dzieci, wzrost sprawności fizycznej
ustanawiając w
szkołach z mocy prawa obowiązek ćwiczeń gimnastycznych i uprawiania sportu, a
także
przez udzielanie szerokiego poparcia klubom zajmującym się rozwojem fizycznym
młodzieży.
22. Żądamy zniesienia płatnej armii i sformowania armii narodowej .
23. Żądamy podjęcia środków prawnych przeciwko Świadomym kłamstwom i
oszczerstwom politycznym i propagowaniu ich przez prasę. W celu ułatwienia
procesu
tworzenia narodowej prasy niemieckiej domagamy się:
a) aby wszyscy wydawcy gazet posługujący się językiem niemieckim i ich zastępcy
byli
członkami narodu;
b) aby wprowadzić obowiązek uzyskania specjalnej zgody państwa na wydawanie
gazet nie
niemieckich;
c) aby wszystkim, poza Niemcami, prawo zakazywało udziału finansowego lub
wywierania
wpływów w gazetach niemieckich, a sankcją prawną za naruszenie tego przepisu
prawa było
zlikwidowanie gazety i natychmiastowa deportacja osób zaangażowanych w takim
przedsięwzięciu, a nie będących Niemcami.
Należy zakazać wydawania prasy, która nie przyczynia się do pomyślności narodu.
Domagamy się stosowania środków prawnych umożliwiających zwalczanie wszelkich
tendencji w sztuce i literaturze oraz zlikwidowanie instytucji, które występują
przeciwko
wymienionym zadaniom.
24. Żądamy wolności dla wszystkich wyznań religijnych; jej granice stanowić będą
bezpieczeństwo państwa oraz wystąpienia naruszające poczucie moralności narodu
niemieckiego. Partia, jako taka, popiera chrześcijaństwo, ale nie wiąże się w
kwestii wiary z
żadną religią. Zwalcza w nas i poza nami żydowskiego materialistycznego ducha i
jest
przekonana, że nasz naród może czerpać siłę tylko z zasady:
Interes ogółu ponad własnym
25. W celu realizacji powyższych zadań żądamy utworzenia silnego centralnego
ośrodka władzy w państwie. Dlatego potrzebna jest niekwestionowana władza
politycznie
scentralizowanego parlamentu ponad całą Rzeszę i jej organizacjami oraz
utworzenie izb
parlamentarnych dla poszczególnych warstw społecznych i zawodów w celu
stosowania
praw wprowadzonych przez Rzeszę w różnych państwach konfederacji.
Przywódcy Partii przysięgają uczynić wszystko - nawet poświęcić życie, jeżeli
będzie
to konieczne - aby niezawodnie wywiązać się z powyższych zobowiązań.
Monachium , 24 lutego 1920 roku
*13 kwietnia 1928 roku złożono oświadczenie następującej treści:
"Konieczne jest udzielenie wyjaśnienia w związku z fałszywą interpretacją przez
część naszych przeciwników
punktu, 17-go Programu NSDAP.
Ponieważ NSDAP akceptuje zasadę własności prywatnej, jest rzeczą oczywistą, iż
wyrażenie
"konfiskata bez odszkodowania" odnosi się do możliwości konfiskaty z mocy prawa
- gdyby zachodziła taka
konieczność - ziemi uzyskanej nielegalnie albo nie uprawianej tak, jak wymaga
tego dobro ogółu. Jest to zgodne
z dobrem narodu. Konfiskata jest wymierzona przeciwko żydowskim spółkom
spekulującym ziemią.
Monachium, 13 kwietnia 1928 r.
(podpis) Adolf Hitler"