Gazeta Wyborcza - 02-06-1999

 

Beata Pawlak

Ali Agca




Turecki terrorysta skazany na dożywocie za zamach na papieża Jana Pawła II w 1981 roku.

Ostatniego dnia procesu rzekł: "Zawsze mówiłem moją własną prawdę, nie mówiłem, że to absolutna prawda".

 




Rok 1979. Ali Agca siedzi w sali sądowej na ławie oskarżonych. Za nim stoją żołnierze. Jest w garniturze, białej koszuli i krawacie w paski. Spogląda gdzieś w górę, roztargniony, nieobecny, jakby słuchał nudnego wykładu.

Trwa proces, w którym Agca odpowiadał za zabójstwo tureckiego dziennikarza Abdiego Ipekci.

18 lat później fotograf francuskiego tygodnika "Paris Match" sportretował Agcę w więzieniu pod Ankoną. Agca w zbliżeniu: pociągła twarz, świeży zarost. Ubrany jest w miękki granatowy sweterek, na ręku widać zegarek. W ciągu tych lat postarzał się, ale nie zmienił tak bardzo: te same głęboko osadzone oczy i wystające kości policzkowe.

Mehmet Ali Agca ma dziś 41 lat i zupełnie siwe włosy. W więzieniu jada wyłącznie warzywa i sery. Schudł. Czas spędza w swojej celi lub bibliotece więziennej. Nauczył się trzech języków - francuskiego, angielskiego i włoskiego.

Jest przykładnym więźniem. "Gdyby wszyscy więźniowie byli jak Agca, moglibyśmy zostawić bramy więzienia szeroko otwarte" - chwalił Turka dziennikarzowi "The Times" naczelnik więzienia Montaculo w Ankonie.

Po trzydniowej rozprawie, 22 lipca 1981 roku, Ali Agca został skazany na dożywotnie więzienie za zamach na papieża Jana Pawła II. Od trzech lat turecki zamachowiec śle do włoskich władz prośby o ułaskawienie, skrócenie kary, ekstradycję do Turcji (gdzie odsiadywałby karę za zabójstwo dziennikarza) albo objęcie go systemem półwięziennym (w ciągu dnia pracowałby, do więzienia wracałby na noc).

"Księgarnia katolicka niedaleko Ankony już zgodziła się mnie zaangażować - mówił dwa lata temu w wywiadzie dla tygodnika >Viva!< - Byłbym użyteczny w księgarni. We Włoszech mało się czyta, a sławny sprzedawca może nawet podwoić zyski".

Obrońca Agcy, pani Marina Magistrelli, porównuje: wszyscy zabójcy Aldo Moro (premier uprowadzony i zamordowany w 1978 r. przez Czerwone Brygady) są już na wolności, a Agca, który przecież nikogo nie zabił, wciąż siedzi w więzieniu.

"Dość już wycierpiałem - mówił Agca trzy lata temu w wywiadzie telewizyjnym. - Po 15 latach całkowitej izolacji odpokutowałem za swój grzech".

- Kiedy strzelałem do Papieża, miałem 22 lata - tłumaczył włoskiemu dziennikowi "Il Corriere della Sera" w marcu tego roku. - Byłem młodym fanatykiem i osobą nieodpowiedzialną. Minęło 18 lat i w tym czasie zrozumiałem, że popełniłem bardzo ciężki błąd. Pojąłem, że zwróciłem broń przeciwko osobie wyjątkowej, osobie, która zmieniła świat.

Z punktu widzenia prawa włoskiego Agca mógłby być zwolniony.

Czy można sobie wyobrazić tego człowieka przechadzającego się ulicami Rzymu? - pytają retorycznie włoscy dziennikarze.

Sędziowie obawiają się jednak, że jeśli Agca wyjdzie na wolność, zniknie ostatnia nadzieja, cień nadziei, że świat kiedykolwiek dowie się prawdy o zamachu na Jana Pawła II.

Nic nie jest pewne w przypadku Alego Agcy. Tak często zmieniał swoje zeznania, podawał tyle wersji wydarzeń sprzed pamiętnego 13 maja 1981 r., że przestano mu w ogóle wierzyć.

Pierwszy scenariusz: Od Agcy, przez Sofię, ślad wiedzie do Moskwy

Zaraz po aresztowaniu twierdził, że sam wpadł na pomysł zamordowania Papieża i że działał samotnie. Rok później zeznał, że działał w porozumieniu z mafią turecką, która w Bułgarii kupowała broń za przemyconą tam heroinę.

Z mafią miał współpracować bułgarski wywiad. "Rozkaz zabicia Papieża przyszedł z ambasady radzieckiej w Sofii" - oświadczył. Agca twierdził też, że miał również dokonać zamachu na Lecha Wałęsę w czasie jego wizyty w Watykanie w styczniu 1981 r.

Sąd, opierając się na jego zeznaniach, postawił w stan oskarżenia czterech Turków i trzech Bułgarów. Zapowiadał się proces stulecia.

27 maja 1985 r. przed włoskim sądem stanęli oskarżeni o zorganizowanie spisku w celu pozbawienia życia papieża Jana Pawła II:

Omar Bagci, 38 lat, Turek, pracownik rzeźni w Szwajcarii, członek skrajnie prawicowych Szarych Wilków, oskarżanych o skrytobójcze mordy na przeciwnikach politycznych;

Musa Celebi, 32 lata, Turek, szef Szarych Wilków w Niemczech Zachodnich;

Siergiej Antonow, 36 lat, Bułgar, skromny i łagodny zastępca dyrektora firmy Balkanair.

Poszukiwani byli:

Oral Celik, 25 lat, Turek, przyjaciel Agcy, członek Szarych Wilków;

Bekir Celenk, 50 lat, Turek, ojciec chrzestny tureckiej mafii w Sofii;

Jelio Kolew Wasiliew, 42 lata, Bułgar, major - sekretarz attache wojskowego Bułgarii;

Todor Stojkow Ajwazow, 31 lat, Bułgar, kasjer ambasady Bułgarii w Rzymie.

Pierwszego dnia procesu runęła jednak misterna opowieść, którą Agca budował, składając drobiazgowe zeznania przez dwa i pół roku.

Ali Agca, zamknięty na sali sądowej w metalowej klatce, krzyknął: "W imię Boga wszechmogącego, ogłaszam koniec świata. Jestem Jezusem Chrystusem. W tym pokoleniu cały świat zostanie zniszczony".

Dalej było już tylko gorzej. Agca był rozpalony i rozgorączkowany. Wieszczył: "Jestem większy niż Karol Darwin i Zygmunt Freud razem wzięci".

- Jeśli próbuje wydać się mniej wiarygodny, to mu się wyśmienicie udało - zauważył prokurator Antonio Marini.

Sąd nie znalazł dostatecznych dowodów na to, że oskarżeni Bułgarzy i Turcy zorganizowali spisek na życie Papieża. Uwolnił ich 30 marca 1986 r.

Boży szaleniec czy lis, który myli trop?

Obliczono, że Ali Agca podał co najmniej 128 różnych wersji planów, które doprowadziły do zamachu na Papieża.

Mówi o sobie jako o mesjaszu i Chrystusie. W swojej autobiograficznej książce "Moja prawda" wydanej trzy lata temu w Rzymie opowiada, że od wczesnej młodości wewnętrzny głos mu podpowiadał: "Mehmet Ali Agca, nie jesteś człowiekiem jak inni, nie możesz wieść zwykłego życia, jesteś naznaczony".

"Agca miał w sobie coś z maniaka: rozpalony wzrok, śpiewny akcent, ręce w kajdankach podnosił jak do błogosławieństwa". Tak opisywała go nieżyjąca już amerykańska dziennikarka Claire Sterling. To ona jako pierwsza odkryła "bułgarskie powiązania" Agcy.

"Agca nie jest szalony, lecz gra szalonego" - twierdził prokurator Antonio Marini, a sędzia Severino Santiapichi dodawał: "To człowiek o niepospolitej inteligencji".

Dziennikarz francuskiego tygodnika "Paris Match", który w 1997 r. odwiedził Agcę w więzieniu w Ankonie, pisze: "Początkowo myślałem, że Agca jest obłąkany. Choroba ta byłaby zrozumiała po 11 latach całkowitej izolacji. W rzeczywistości jest on wykształcony, poinformowany, inteligentny i wszczyna swoją gadaninę >Bożego szaleńca< tylko po to, by nie wydać swojego wielkiego sekretu: kto mu zapłacił za zabicie Papieża".

Dziennikarze wysunęli hipotezę: wśród tych 128 różnych wersji planów zabicia Papieża Agca podał pewne szczegóły prawdziwe. Miał to być sygnał dla jego mocodawców: uważajcie, bo mogę powiedzieć całą prawdę.

Podejrzenie wraca do KGB

Tajemnicy Alego Agcy nie rozwikłał upadek starego porządku. W archiwum Stasi, tajnej policji NRD, nie znaleziono dokumentów świadczących o udziale Bułgarii w zamachu. Były szef wywiadu NRD Markus Wolf powiedział, że jego bułgarscy koledzy zaprzeczali, jakoby mieli cokolwiek wspólnego ze strzałami na placu Świętego Piotra. Były wiceminister spraw wewnętrznych Bułgarii gen. Stojan Sawow, zanim w 1992 r. popełnił samobójstwo, zostawił list pożegnalny. Napisał, że Antonow rzeczywiście był agentem wywiadu, ale nie miał nic wspólnego z zamachem na Papieża.

Bomba jednak wybuchła. W marcu 1990 r. Wiktor Iwanowicz Szejmow - agent KGB, który w 1980 r. uciekł do USA - w wywiadzie dla amerykańskiego dziennika "Washington Post" oświadczył, że zamach na Papieża zorganizowało KGB.

Był rok 1979. Szejmow właśnie znajdował się w Warszawie, w siedzibie KGB, gdy miało dotrzeć tam polecenie z Moskwy. Szef KGB Andropow nakazywał rezydentom wywiadu "otrzymać maksimum informacji o środkach fizycznego zbliżenia się do Papieża". "To oznaczało, że chcieli go zabić" - tłumaczył Szejmow.

KGB zalecało też "użycie" cudzoziemców, by nie można było skojarzyć zamachowców z wywiadem radzieckim.

Wiktor Szejmow twierdził, że o wszystkim powiadomił CIA w 1980 r. Nie wiadomo, jaki użytek zrobiła CIA z tych informacji.

Mata Hari zamienia figurki

Wiosną 1998 r. odtajniono raport włoskich służb specjalnych zredagowany osiem lat wcześniej. KGB, według raportu, tuż po wyborze Karola Wojtyły na papieża, zorganizowało spisek, by go "zdyskredytować, a jeśli możliwe, zlikwidować".

Mówił też o podsłuchach założonych w Watykanie.

Pojawia się tu postać pięknej kobiety - Iriny Trollerovej, Czeszki, żony kuzyna kardynała Agostino Casarolego (od 1979 do 1991 roku był sekretarzem stanu Jana Pawła II).

Korzystając z wizyt u kardynała, Trollerova, którą włoska prasa ochrzciła watykańską Matą Hari, podmieniła religijne figurki w jadalni. W środku był mikrofon. Jadalnia znajdowała się dokładnie naprzeciw rezydencji ambasadora ZSRR w Watykanie.

Andreotti oskarża Amerykanów

Giulio Andreotti, premier Włoch, skierował w 1991 podejrzenia w zupełnie innym kierunku. Możliwe, powiedział, że za zamachem na Papieża stał jeden z wywiadów zachodnich. I zwrócił uwagę na pewien szczegół.

Otóż Agca był doskonale zorientowany w prywatnym życiu bułgarskich agentów. Wiedział, że Wasiliew zna się na elektronice i nosi japoński zegarek na prawej ręce. A także, że Ajwazow ma kłopoty z zębami.

Najwięcej wiedział o Antonowie: że kolekcjonuje miniaturowe butelki po alkoholu, że lubi muzykę pop i często kupuje kwiaty. Znał imiona jego żony i córki, wiedział, w którym miejscu w jego domu stoi telefon, a także jaki jest widok z okien jego mieszkania.

Albo rzeczywiście miał do czynienia z Bułgarami, albo też został nafaszerowany tymi informacjami przez jakiś wywiad.

Jaki wywiad?

Premier Andreotti zauważył, że w opowieści Agcy wszystko się zgadzało prócz rozsuwanych drzwi. Takich drzwi nie było w mieszkaniu Antonowa! Znajdowały się za to piętro niżej. Mieszkał tam "znany agent jednego z zachodnich wywiadów". Chodziło o księdza Andre Feliksa Morliona, agenta CIA.

Nigdy nie wierzyłem w "bułgarski ślad" - mówił premier Giulio Andreotti.

Dziś we Włoszech toczy się proces tego 80-letniego polityka oskarżonego o związki z mafią. Prokuratorzy żądają dla niego 15 lat więzienia.

Kto faszerował zamachowca?

Agca, odwołując swoje zeznania w sądzie, początkowo wyjaśniał, że szczegóły dotyczące Bułgarów zna z gazet. Potem wyznał, że "bułgarski ślad" kazał mu wymyślić agent włoskiego wywiadu wojskowego Francesco Pazienza.

Pazienza istotnie odwiedzał Agcę w więzieniu. Tyle że Agca wspomniał to nazwisko w sądzie w szczególnym momencie. Obrońca Bułgarów właśnie pytał, kto w więzieniu nafaszerował go informacjami o Bułgarach. Sędzia, któremu adwokat tym pytaniem przerwał wypowiedź, zawołał poirytowany: "Abbia Pazienza, proszę o spokój, pozwólcie mi wykonywać moją pracę".

- Pazienza - powiedział Agca.

Francesco Pazienza zaprzeczył, że zmusił zamachowca do zmyślania historii o bułgarskich powiązaniach. Został potem oskarżony o związki z włoską mafią.

Gość z KGB

Alego Agcę odwiedził w celi nie tylko agent włoskich służb specjalnych. Przesłuchiwany był tam także przez dwóch sędziów bułgarskich, co zdradził rok temu sędzia śledczy Ferdinando Imposimato.

Bułgarom towarzyszył tłumacz, niejaki Markow. Według sędziego był on agentem KGB. Miał przekazać Agcy wiadomość od radzieckiego wywiadu: udawaj szaleńca; jeśli tego nie zrobisz, ty i twoja rodzina zostaniecie zamordowani.

Ali bardzo kocha swoją matkę.

A może włoska mafia?

Agcę odwiedzała w więzieniu jeszcze jedna, niegroźna z pozoru osoba - ojciec Santini, kapelan więzienny.

Ojciec Santini jest oskarżany o kontakty z mafią neapolitańską.

Opowieść warta 50 milionów dolarów

W 1993 r. niejaki Bedri Ates, ujęty pięć lat wcześniej przez francuską policję za przemyt narkotyków i skazany na osiem lat więzienia, wyznał to, czego od początku domyślali się włoscy sędziowie - że jego prawdziwe nazwisko brzmi Oral Celik. To on został sfotografowany na rzymskim placu Świętego Piotra, gdy uciekał tuż po zamachu. Umknął z Włoch, jak się podejrzewa, w bułgarskiej ciężarówce, która tego wieczora wyjechała z Ambasady Bułgarii w Rzymie. Zarzucano mu, że oddał jeden strzał do Papieża.

Oral Celik był przyjacielem Agcy z lat dziecięcych i jego kolegą w Szarych Wilkach.

Francja wydała Celika Włochom, którzy jednak nie znaleźli dostatecznych dowodów jego winy.

Celik wyjechał do Turcji. Wiosną 1997 r. zadzwonił do Paryża do dziennikarza "Paris Match". Zaproponował, że za 50 milionów dolarów opowie całą prawdę. Jego wyznanie "Jak strzelałem do Papieża" nie ukazało się jednak we francuskim tygodniku. Za to dla włoskiego "La Voce" Celik powiedział, że za zamachem na Papieża stały "osoby należące do hierarchii Stolicy Apostolskiej".

Turecki ślad

3 listopada 1996 r. na trasie pod miastem Susurluk w południowo-zachodniej Turcji mercedes jadący z szybkością 200 km na godzinę wpadł na ciężarówkę.

Zginęły trzy osoby: Husejn Kocadag - wysokiej rangi szef policji, Abdullah Catli - przemytnik heroiny, oraz jego dziewczyna - była turecka królowa piękności Gonca Uz.

Natomiast Edip Sedat Bucak - parlamentarzysta z konserwatywnej partii Słusznej Drogi i jednocześnie właściciel mercedesa - został ranny. Źródła kurdyjskie mówią o nim, że przewodził prawdziwej armii tysiąca uzbrojonych ludzi, która walczyła z Kurdami. Zdobył też, według nich, pokaźną fortunę pochodzącą z rekieterstwa, lukratywnych kontraktów rządowych i handlu narkotykami.

W mercedesie znaleziono pięć rewolwerów dużego kalibru, dwa karabiny i amunicję.

Wypadek ten ujawnił ścisłe powiązania między turecką mafią, policją i politykami.

Cała czwórka wracała podobno z negocjacji w sprawie przejęcia sieci sal hazardowych, których właściciel właśnie zginął.

W tym samym hotelu w mieście Kusadasi, gdzie zatrzymali się pasażerowie mercedesa, zamówił pokój również ówczesny minister spraw wewnętrznych Mehmet Agar.

W kwietniu 1998 r. ukazał się parlamentarny raport na temat wypadku pod miastem Susurluk, omówiony szczegółowo przez "Los Angeles Times".

Raport mówi, że przez 20 lat tureckie służby specjalne finansowały skrajnie prawicowe szwadrony śmierci oraz gangi narkotykowe. Jedne i drugie mają na swoim koncie niezliczoną liczbę porwań i zamachów bombowych. Raport twierdzi, że tureckie siły bezpieczeństwa były odpowiedzialne za 14 tys. niewyjaśnionych zaginięć i zabójstw w ostatnich latach.

W raporcie pojawia się też nazwisko Abdullaha Catli. To on pomógł Agcy uciec z więzienia tureckiego w 1979 r., dostarczył mu fałszywy paszport i wspierał aż do zamachu na Papieża. Raport podkreślał, że w tym czasie Catli znajdował się na liście płac tureckiego rządu.

Co z tego wynika, tego raport nie precyzuje.

Czyżby Agca korzystał także z poparcia i opieki rządu tureckiego? Jaki interes mieliby tureccy politycy w pomaganiu Agcy?

A może to masoni?

Bekir Celenk, który siedział w tureckim więzieniu za przemyt broni i narkotyków, zmarł tam w 1985 r. na atak serca. Zwany ojcem chrzestnym tureckiej mafii, oskarżony był również o udział w zamachu na Papieża. To on, według zarzutów prokuratury, miał dostarczyć Agcy 1,2 mln dolarów wypłaconych przez Bułgarów za wykonanie zadania. Nigdy nie stanął przed włoskim sądem - Turcja nie zgodziła się wydać go Włochom.

Jego wspólnikiem był Henry Arsan, Syryjczyk, właściciel firmy eksportowo-importowej Stibam z siedzibą w Mediolanie i pokątny handlarz bronią.

Arsan współpracował też z tajną masońską lożą Propaganda 2. Jej członkami byli włoscy parlamentarzyści, sędziowie, biznesmeni, dziennikarze i wojskowi. Istnienie loży wyszło na jaw w 1981 r., gdy okazało się, że zamieszana jest w wiele afer polityczno-finansowych, w tym w działanie na szkodę banku watykańskiego, które przyczyniło się do jego bankructwa. "Tak więc być może to z powodu tych brakujących miliardów, o których zwrot się ubiegał, Papież musiał zginąć" - sugerował dwa lata temu "Paris Match".

Gdzie jest Emanuela?

Kiedy Alego Agcę prowadzono cztery lata temu do prokuratury, zaczął nagle krzyczeć w stronę tłoczących się dziennikarzy: "Emanuela Orlandi żyje i przebywa w klasztorze!".

15-letnią Emanuelę Orlandi, córkę świeckiego pracownika Watykanu, porwano w czerwcu 1983 r. Porywacze zażądali, by Jan Paweł II zwrócił się do prezydenta Włoch o ułaskawienie Agcy.

Nazajutrz Agca powiedział w wywiadzie telewizyjnym, że jest mu bardzo dobrze w więzieniu włoskim i nie chce go opuszczać.

Najwidoczniej Agca się bał.

Czy dlatego 27 maja 1985 r., w pierwszym dniu procesu Bułgarów, wykrzyknął, że jest Chrystusem?

Agca, przesłuchiwany cztery lata, nie powiedział jednak o Emanueli nic nowego.

Nie odnaleziono jej do dziś.

Imperator wśród Szarych Wilków

Wróćmy jeszcze do roku 1979. Toczy się właśnie proces Agcy, w którym oskarżony jest o zamordowanie dziennikarza Abdiego Ipekci. Ali Agca ma 21 lat.

Urodził się w 1958 r. na przedmieściach Malatyi we wschodniej Turcji jako pierworodny syn ubogiej rodziny. "Moje pojawienie się na ziemi miało miejsce w prymitywnym domu, chałupie bez wody, światła i ogrzewania" - pisał w książce "Moja prawda".

Rodzice byli analfabetami, matka wciąż chorowała, ojciec pił. Wkrótce urodziła się im jeszcze córka Fatima i syn Adnan.

Ojciec zmarł, gdy Ali miał osiem lat. "Na pogrzebie byliśmy tylko we dwoje: matka i ja" - wspominał.

"Od tej pory nie mogłam go kontrolować" - opowiadała tuż po zamachu na Papieża matka Agcy.

Uczył się i zarabiał na życie, sprzedając wodę pitną w pociągach.

W szkole zapamiętali go jako indywidualistę i samotnika. "Wszystko robiłem sam - zeznał potem tureckim policjantom. - Sam chodziłem do kina, na mecze piłki nożnej, do teatru, czasem do opery czy biblioteki, zawsze sam. Dzięki temu wydawałem się interesujący".

"Zawsze jednak twierdził, iż pewnego dnia będzie sławny" - opowiadała jego nauczycielka angielskiego dziennikarce Claire Sterling.

Kiedy miał 15 lat, dostał się do szkoły dla nauczycieli w Malatyi. "W tamtym czasie nie miałem wielkich ambicji ani aspiracji. Chciałem zostać nauczycielem i ożenić się z jakąś piękną nauczycielką, zbudować niewielki dom z ogrodem, hodować kurczaki i kwiaty" - pisze w swojej książce.

Ale podobno już wtedy, jak twierdził jego brat Adnan, Ali zastrzegał się, że nie zostanie nauczycielem: "Nie mam zamiaru pracować za dziesięć tysięcy lirów miesięcznie" (wówczas około 80 dolarów).

W 1976 roku zaczął w Ankarze studiować literaturę, historię i geografię. Dwa lata później wyjechał do Stambułu na studia ekonomiczne. Nie miał dziewczyny, nie chodził na zajęcia, włóczył się za to po podrzędnych kawiarenkach. "Uniwersytet przydatny był tylko z przyczyn logistycznych" - pisze we wspomnieniach.

Turcja była wtedy na skraju wojny domowej. Dziesiątki grup terrorystycznych organizowały zamachy i skrytobójstwa.

Agca przyłączył się do Szarych Wilków - skrajnie prawicowej organizacji nacjonalistycznej. Byli antykomunistami, ale i antykapitalistami. Chcieli mieć Turcję od Morza Śródziemnego aż po Mongolię. Atakowali działaczy lewicowców, Kurdów, niezależnych dziennikarzy. "Miałem wiele sympatii dla Hitlera" - wyznał później Agca w jednym z wywiadów. Rzadko chodził do meczetu, w dodatku pijał alkohol. Na pewno nie był fanatykiem religijnym.

W Szarych Wilkach dostał pseudonim Imperator: "Takie tytuły nadają tylko swym najlepszym ludziom" - podkreślał Hassan Fehmi Gunes, były minister spraw wewnętrznych Turcji.

Jednoosobowa grupa terrorystyczna

1 lutego 1979 r. pod własnym domem zastrzelony został Abdi Ipekci, wydawca liberalnego dziennika "Milliyet", postać znana i popularna. Ali Agca przyznał się, że to on pociągnął za spust. Został aresztowany i osadzony w dobrze strzeżonym wojskowym więzieniu Kartal-Maltepe.

"To twardy facet" - mówił o Agcy pismu "The Sunday Times" przesłuchujący go wówczas oficer policji.

"Inteligentny chłopiec" - dodał Hassan Fehmi Gunes, były minister spraw wewnętrznych Turcji, który uczestniczył w kilku przesłuchaniach. "Wiedział, co robi i co mówi. Tureckie organizacje terrorystyczne zatrudniają zazwyczaj niepiśmiennych bandziorów. Agca nie był jednym z nich. Był bystry, silny i odważny. Znakomicie wyszkolony i zdyscyplinowany. Nie myślał zbytnio o obronie własnej. Zależało mu na tym, żeby nie zdradzić swych powiązań".

Agca mówił wtedy o sobie "jednoosobowa grupa terrorystyczna", choć wiadomo było, że w zabójstwie Ipekciego uczestniczyły dwie osoby.

25 listopada 1979 r. Agca, przebrany w mundur wojskowy, z pomocą sześciu żołnierzy ucieka z pilnie strzeżonego więzienia.

Kilka dni później dziennik "Milliyet" publikuje jego list: "Zachodni imperialiści w obawie, że Turcja i zbratane z nią narody islamskie mogą stać się na Środkowym Wschodzie potęgą polityczną, militarną i ekonomiczną, przysłali do Turcji w tak ważnym momencie Dowódcę Krzyżowców, Jana Pawła, przebranego za przywódcę religijnego. Jeśli wizyta ta [...] nie zostanie odwołana, bez wahania zabiję Papieża-Przywódcę. Był to jedyny powód mej ucieczki z więzienia".

Nic jednak nie zakłóciło wizyty Papieża, który przybył do Turcji w trzy dni po ucieczce Agcy.

Śpiący agent

Czy Ali Agca rzeczywiście zabił Ipekciego?

Na jednej z rozpraw Agca wycofał się z samooskarżenia. Powiedział: "Ja nie zabiłem Ipekciego, ale wiem, kto to zrobił" i zapowiedział, że zdradzi to na następnym posiedzeniu sądu.

Już nie zdążył - uciekł. Objawił się dopiero półtora roku później, w Rzymie, strzelając do Papieża.

Sterling zwraca uwagę na to, że jedynym dowodem obciążającym Agcę było jego własne zeznanie. Że przy aresztowaniu był tak spokojny, jakby na nie czekał. Że osoba, która zadzwoniła na policję, by powiedzieć, iż zabójca Ipekciego siedzi właśnie w kawiarni, nigdy nie zgłosiła się po nagrodę (ponad dwieście tysięcy dolarów!). A także, że po 11 dniach przesłuchań Agca zjawił się na konferencji prasowej beztroski, w dobrym humorze, bez śladów brutalnego traktowania, co w przypadku policji tureckiej jest wprost niezrozumiałe. "Był najprawdopodobniej pierwszym od wielu lat podejrzanym o morderstwo, który opuścił celę przesłuchań stambulskiego więzienia bez najmniejszego zadrapania" - ironicznie zauważa Sterling.

Jeśli za zamachem na Papieża stał wywiad bułgarski i KGB, to na rękę byłoby im - jak i każdemu innemu wywiadowi - stworzyć wizerunek zabójcy Papieża jako fanatycznego mordercy, prostaka, który uciekł z więzienia.

Zdaniem amerykańskiej dziennikarki Agca został zauważony przez agentów jakiegoś wywiadu, którzy docenili jego inteligencję i charakter. Zaczęto go sobie przekazywać coraz wyżej i wyżej. Został "śpiącym agentem" czekającym na wyjątkowe okazje.

Nadczłowiek w płaszczu z wielbłądziej wełny

Po ucieczce z więzienia Agca opuszcza Turcję. Przez następne miesiące podróżuje: Iran, Sofia, Rzym, Zurych, Wiedeń, Majorka, Mediolan, Hammamet w Tunezji. Wydaje w tym czasie około 50 tysięcy dolarów.

Jest rok 1981. Agca chodzi w płaszczach z wielbłądziej wełny, nosi złoty zegarek Rolex, ubiera się w sklepach drogich krawców. Zna słabo angielski.

Jest maj 1981 r. Agca zajmuje pokój numer 31 w pensjonacie Isa w Rzymie, o dwa kroki od Watykanu.

Przesłuchujący go tuż po zamachu na Papieża Włosi zwrócili uwagę na to, że Ali Agca był niezwykle opanowany i wytrzymały. "Zasypiał na krześle, po chwili budził się odświeżony i gotowy do następnej rundy pytań. Nigdy nie natrafili na tak zaskakującego więźnia" - pisała w swojej książce "Czas morderców" Claire Sterling. Jeden z komisarzy opowiadał: - Agca lubi twierdzić, że jest terrorystą "czystym", a może po prostu chce być nadczłowiekiem.

"Po wielu dniach dokładnych przesłuchań sędziowie sami nie wiedzieli, jaki Agca jest naprawdę. Czy jest zatwardziałym zbrodniarzem, za jakiego z dumą się podawał? Sprytny, władczy, próżny, ambitny, na zmianę tajemniczy i dziwnie gadatliwy, nie pasował do żadnej z konwencjonalnych przegródek: nie był mesjanistycznym szaleńcem ani muzułmańskim fanatykiem czy gorliwym nacjonalistą lub faszystą, nie był zwykłym najemnikiem ani nawet podziemnym działaczem komunistycznym" (Claire Sterling).

"Prawda jest taka, że tamtego dnia nawet ja nie wiedziałem, dlaczego strzelam... Po prostu chciałem wejść do historii" - mówił Agca w jednym z wywiadów w 1994 r. "Byłem egzaltowanym i samotnym biedakiem" - pisał dwa lata później w liście do kardynała Casarolego, określając zamach na Papieża jako "ostatni desperacki i samobójczy gest swego życia".

"Zranienie Papieża stało się jedynym w swoim rodzaju, niepowtarzalnym i tajemniczym wydarzeniem, stanowiącym główną iskrę do spalenia komunizmu" - napisał w liście. I dodawał: "Po latach zrozumiałem, że byłem duchem w ręku jakiegoś przerażającego tajemniczego planu zapisanego w trzeciej tajemnicy fatimskiej".

Co myśli Ali Agca?

Papież wybaczył swemu niedoszłemu zabójcy już cztery dni po zamachu, w publicznym oświadczeniu.

W grudniu 1983 odwiedził go w celi w więzieniu Rebibbia pod Rzymem. Rozmawiali 20 minut.

Kilka razy Papież przyjął na audiencji matkę Agcy i jego brata.

W marcu tego roku wystąpił do prezydenta Włoch Oscara Luigi Scalfaro z prośbą o ułaskawienie zamachowca.

Ali Agca czeka w więzieniu w Ankonie na decyzję prezydenta. Dziennikarze przypuszczają: - Jeśli Papież prosi, to prezydent jego prośbę spełni. Być może już wkrótce.

30 maja Jan Paweł II miał odwiedzić Ankonę. Zapowiedział jednak, że nie spotka się tam z Agcą.

"Większość czasu spędzam w celi. Jestem samotnikiem - mówił Agca w wywiadzie dla >Vivy!< - Gimnastykuję się trochę, gram czasem w piłkę nożną, bilard, czytam gazety, oglądam telewizję i piszę listy".

Raz w roku odwiedza go rodzina.

Agca zapewnia, że stał się antyfaszystą, jest przeciwnikiem wszystkich totalitaryzmów, odcina się od skrajnej prawicy, wierzy w parlamentarne demokracje.

Ale nikt nie wie, co myśli Ali Agca.

Podobnie jak nikt nie wie, co tak naprawdę działo się w jego głowie, gdy w słoneczne popołudnie 13 maja szedł na plac Świętego Piotra. Zatrzymał się, łamaną angielszczyzną zapytał pewnego benedyktyna, którędy wjedzie Papież, i ruszył we wskazanym kierunku. A potem padły strzały i nad plac Świętego Piotra nagle poderwały się gołębie. W białym dżipie ksiądz Stanisław Dziwisz, sekretarz osobisty Jana Pawła II, podtrzymywał osuwającego się Papieża. Na jego sutannie nie było jeszcze krwi.

- Gdzie? - zapytał ksiądz Dziwisz Papieża.

- W brzuch.

- Boli?

- Tak.

 

 

 

Korzystałam z książek:

Claire Sterling "Czas morderców", wydawnictwo Głos, Warszawa 1985; 

Tadeusz Szulc "Jan Paweł II", Świat Książki, Warszawa 1996;

"N'ayez pas peur! Andre Frossard dialogue avec Jean Paul II", Robert Laffont, Paris 1982;

Ali Agca "La mia verita", Grandi Tascabili Economici Newton, Roma 1996 

oraz z prasy polskiej i zachodniej