Marc Abrahams
IgNobel Prizes. AntyNoble
2004
(...)
Pokój - dyplomacja i perswazja
Nieparlamentarna wymiana poglądów w parlamencie
"Na początku Chien i Lin ograniczali się do słownych potyczek na temat oskarżeń, po czym wielu posłów opuściło salę. Chien poprosił wtedy, żeby przewodniczący zaapelował o spokój. Właśnie wtedy Lin podszedł do Chiena i oskarżył go o przerwanie zebrania. Lin chwycił Chiena za kark i obaj stoczyli zaciętą walkę mimo podejmowanych przez innych parlamentarzystów wysiłków ich rozdzielenia. Lo także włączył się w ogólną bijatykę.
Po rozdzieleniu grup Lin i Lo zażądali, by Chien przeprosił za to, co uznali za bezpodstawne oskarżenie. Gdy Chien opuścił salę, Lin i Lo udali się za nim. Do tego momentu incydent nagrywały kamery i obraz transmitowany był na żywo na cały kraj. Jednak kamery nie pokazały tego, co zdarzyło się po wyjściu całej trójki z sali posiedzeń. Zdaniem Chiena, Lin uderzył go w podbródek. Lin i Lo temu zaprzeczają".
doniesienie "Taipei Timesa" 4 stycznia 2000 roku
OFICJALNY WERDYKT KAPITUŁY
POKOJOWA NAGRODA ANTYNOBLA
Pokojową Nagrodę AntyNobla za rok 1995 otrzymuje Narodowy Parlament Tajwanu za udowodnienie, że politycy zyskują znacznie więcej, bijąc, kopiąc i skacząc sobie wzajemnie do oczu, niż prowadząc wojny przeciwko innym krajom.
Demokracja nawet w najlepszym wydaniu może przypominać przepychankę. Cóż może mierzyć się z dramatyzmem sytuacji i nieokiełznanymi emocjami oraz intelektualnym dreszczykiem, odczuwanymi przez prawodawców, którzy szermują słowami i przekuwają idee w prawa?
W 1988 roku postanowili to sprawdzić nowi deputowani do tajwańskiego parlamentu.
Doktor Ju Gau-jeng utrzymuje, że to on wprowadził nowy styl tworzenia prawa w 1988 roku, gdy był członkiem Demokratycznej Partii Postępu (DPP). W pewnej chwili Ju wskoczył na stół i wszczął kłótnię, która przerodziła się w bijatykę.
Działo się to niedługo po dopuszczeniu do wyborów na Tajwanie partii opozycyjnych, czego wcześniej zabraniało prawo. Działalność partii opozycyjnych była zakazana przez czterdzieści lat po chwalebnym odwrocie generała Czang Kaj-szeka z lądu stałego i założeniu nowego rządu na Tajwanie.
Zgodnie z tajwańską konstytucją, parlament w większości składał się z posłów reprezentujących okręgi wyborcze w Chinach kontynentalnych, których nie widzieli od dziesięcioleci i z którymi nie mieli żadnego kontaktu. Mając niewiele obowiązków, ci starsi już panowie spędzali czas, przysypiając i od czasu do czasu mówiąc "nie".
Nowo wybranym posłom opozycji sytuacja ta się nie spodobała. Po słynnych pierwszych krokach doktora Ju Gau-jenga na stole i w historii walk parlamentarnych w jego ślady wkrótce poszli inni.
Wang Chao-wei twierdzi, że jest autorem kolejnych innowacji, których dokonał, przewracając siedem zastawionych stołów podczas lunchu wydanego na cześć starszych posłów.
Ju, Wang i ich koledzy z DPP ciężko pracowali przez kilka kolejnych lat, żeby przekonać swoich siedemdziesięcio- i osiemdziesięcioletnich przeciwników do przejścia na emeryturę. Początkowo praktykowali sztukę łagodnej perswazji. Popychali. Uderzali. Kopali. Walili. Bandaże, kule i kołnierze ortopedyczne zagościły na stałe na parlamentarnym pokazie mody.
Wreszcie w 1991 roku starzy posłowie z nieistniejących okręgów stwierdzili, że mają dosyć, i ustąpili z urzędu.
Po zniknięciu swoich ulubionych przeciwników dżentelmeni z DPP nie widzieli powodu, żeby tak pożyteczne umiejętności poszły w zapomnienie. DPP nadal pozostawała w mniejszości i nie miała zbyt wielu argumentów przeciwko partii rządzącej. Dlatego postanowiła zastosować w praktyce swój urok, kierując go teraz przeciwko każdemu, kto - z ich punktu widzenia - odmawiał uczestnictwa w racjonalnej dyskusji.
Taktyka chwyciła i wkrótce Rada Miejska Tajpeju zaczęła organizować własne walki. Senat Tajwanu nie chciał być gorszy. Jedną z pierwszych bijatyk w tym dostojnym gronie zainicjowała niewybredna uwaga o bieliźnie jednej z pań senator. Uwaga doprowadziła do policzka, który rozwinął się w slapstickową wolną amerykankę, z tym że niepełną, bo pozbawioną akcentu rzucania tortem po twarzach.
Tak obiecująco zapoczątkowaną tradycję kontynuują tajwańscy prawodawcy różnych szczebli.
Za wyprowadzenie pierwszego ciosu i pójście za nim parlament Tajwanu otrzymał Pokojową Nagrodę AntyNobla. Laureaci nie mogli lub nie chcieli uczestniczyć w ceremonii wręczenia nagród.
Dwa lata później, gdy Tajwan odwiedził Dalajlama - przywódca Tybetańczyków na wygnaniu i laureat Pokojowej Nagrody Nobla - otrzymali drugie, choć nie tak oficjalne wyróżnienie. Za styl i ducha obrad Dalajlama pochwalił parlament słowami: "Tak trzymać!".
Najlepsze kawałki
Niektóre z walk w parlamencie to już klasyka gatunku. Oto doniesienia prasowe opisujące kilka z nich.
"Asia Week", 16 czerwca 1995
Nie była to zwykła przerwa na herbatkę. Przeciwnicy polityczni z tajwańskiego parlamentu - oburzeni na siebie z powodu jakiegoś proceduralnego szczegółu - oblali się wzajemnie herbatą i pobili podczas kłótni, która wybuchła w następstwie czytania projektu ustawy. Jakiegokolwiek udziału w sprzeczce wystrzegali się deputowani Demokratycznej Partii Postępu, którzy aktywnie starają się zmienić swoją reputację ulicznych awanturników na scenie politycznej.
"The China Post", 29 marca 2001
W dniu wczorajszym poseł niezależny Lo Fu-chu ze złością uderzył swoją koleżankę z partii People First (Najpierw Ludzie) Diane Lee za to, że ta jakoby nazwała go gangsterem. Posłankę hospitalizowano z powodu lekkich obrażeń ciała. Przepychanka nastąpiła około godziny 9 rano, tuż po tym, jak Lo wszedł do sali parlamentarnej, w której Lee miała uczestniczyć w posiedzeniu komisji oświaty i kultury.
Jak pokazują nagrania kamery monitorującej salę, Lo rozpoczął awanturę, gdy Lee zasiadła już za stołem. W pewnej chwili Lee uderzyła w stół, wstała i wzięła do ręki papierowy kubek z wodą, najwyraźniej zamierzając rzucić nim w Lo.
W odpowiedzi na to Lo wytrącił jej kubek z dłoni, a potem okrążył stół, próbując ją uderzyć, lecz został powstrzymany przez jednego ze współpracowników posłanki, którego z kolei odepchnął na bok towarzysz Lo. Obydwoje posłowie zaczęli walkę ze sobą, podczas której Lo uderzył Lee w rękę, chwycił za włosy i uderzył ją w głowę, mimo iż inni posłowie i policja starali się go powstrzymać.
Australijskie wiadomości telewizyjne 60 minut, 1995 rok
PROWADZĄCY: Uderzył pana...
PAN WEI: Uderzył mnie w głowę, i krew...
(zdjęcia bijących się posłów na sali obrad)
PROWADZĄCY (komentarz do zdjęć): Tematem dyskusji był przydział środków budżetowych na budowę nowej elektrowni jądrowej. Walczą poseł Wang i Hsui Thai Chung z Kuomintangu.
PAN HSUI THAI CHUNG (przez tłumacza): A kiedy zaczął mnie szturchać, chwyciłem go za głowę - o tak - i popychałem w drugą stronę.
(zdjęcia bijących się posłów na sali obrad)
PAN WEI: Wie pan, ktoś go uderzył. Ja nie wiem, kto.
PROWADZĄCY: Pan nie miał z tym nic wspólnego.
PAN WEi: Nie wiem, kto go u-u-uderzył w kark, tego nie wiem.
PROWADZĄCY: Aha.
PAN WEI: A on powiedział, wie pan, że ktoś go uderzył.
PAN CHUNG (przez tłumacza): To czwarty, piąty i szósty kręg...
PROWADZĄCY: Zostały uszkodzone?
PAN CHUNG: Tak.
PROWADZĄCY: To bolesne obrażenia.
PAN CHUNG (przez tłumacza): Na zawsze. To trwałe obrażenia.
PROWADZĄCY: Więc - podsumowując - w tajwańskim parlamencie była dzisiaj jedna osoba z zakrwawioną głową - pan.
PAN WEI: Tak.
PROWADZĄCY: l jedna, pan Hsui, której założono na szyję kołnierz ortopedyczny.
PAN WEI: Tak.
PROWADZĄCY: To dość sporo jak na jeden dzień.
PAN WEI: Wie pan, nasi po... nasza polityka jest trudna, wie pan.
PROWADZĄCY: Trudno tego nie zauważyć.
PAN WEI: W dużym, dużym kryzysie, bardzo trudna.
PROWADZĄCY: l bolesna.
PAN WEI: Na... na Tajwanie, i bolesna.
(zdjęcia bijących się posłów na sali obrad; i pana Hsui).
PROWADZĄCY (komentarz do zdjęć): Następnego dnia do walki przyłączyły się setki wyborców panów Wanga i Hsui. Była to sprawa honoru, każda ze stron broniła bowiem urażonej dumy pobitego posła.
Flambé dla złodziei samochodów
"Osobiście uważam, że na pewno oślepi złodzieja, delikwent już nigdy nie przejrzy na oczy. Ale nie zabija. Przecież nikt nie będzie stał w miejscu i czekał, aż się upiecze".
Charl Fourie
OFICJALNY WERDYKT KAPITUŁY
POKOJOWA NAGRODA ANTYNOBLA
Pokojową Nagrodę AntyNobla za rok 1999 otrzymują Charl Fourie i Michelle Wong z Johannesburga, Republika Południowej Afryki, za skonstruowanie alarmu samochodowego złożonego z obwodu wykrywania ruchu i miotacza ognia.
Urządzenie to figuruje jako World Patent (z roku 1999) pod numerem W09932331 "A Security System for A Vehicle" (System zabezpieczenia pojazdu), ma także południowoafrykański patent ZA9811562 o podobnej nazwie (z roku 2000).
Gdy w Johannesburgu nasiliła się plaga kradzieży samochodów i porwań, zespół konstruktorów złożony z męża i żony postanowił jakoś temu zaradzić. Najskuteczniejszym rozwiązaniem wydawało się upieczenie przestępców na gorącym uczynku.
Charl Fourie i Michelle Wong zrobili coś, co charakteryzuje wszystkich dobrych wynalazców - łącząc istniejące rodzaje technologii, otrzymali coś zupełnie nowego, co wykracza poza zwykłą sumę części składowych. Alarmy samochodowe są przecież znane od ładnych paru lat. Podobnie miotacze ognia. Połączenie tych dwóch, podobnie jak małżeństwo Charla Fourie i Michelle Wong, było zapisane w gwiazdach.
Swoją konstrukcję nazwali po prostu "blaster" (miotacz). Można ją zainstalować prawie pod każdym samochodem lub ciężarówką. Głównymi składnikami aparatu są butle z gazem (o pojemności od 4 do 12 kilogramów), z których wychodzi układ i rurek. Z reguły pojemnik z gazem montuje się w bagażniku, rurki prowadzi się pod podwoziem, a końcówki robocze wystają lekko spod drzwi i skierowane są nieco na Iewo i na prawo. Kierowca ze swego miejsca steruje specjalnym pedałem, który zapala płomień gazu równocześnie po obu stronach pojazdu.
Patentowany opiekacz złodziei
Oto wybrane fragmenty opisu blastera z wniosku patentowego:
Zakres tematyczny wynalazku
Wynalazek ten zalicza się do kategorii zabezpieczeń samochodowych, a konkretnie - do zapobiegających kradzieży pojazdu.
Wprowadzenie
W niektórych krajach kradzież samochodu przez zmuszenie kierowcy jego opuszczenia stanowi poważny problem. Konwencjonalny sposób postępowania złodzieja przedstawia się następująco: bandyta, zwykle uzbrojony w broń palną, zbliża się do drzwi kierowcy. Konwencjonalne środki bezpieczeństwa działają dopiero wtedy, gdy bandyta znajdzie się już w posiadaniu pojazdu i siedzi w jego wnętrzu. Niewiele istniejących obecnie środków uniemożliwia bandycie działanie w chwili, gdy znajduje się jeszcze na zewnątrz w taki sposób, by miał niewielką lub żadną sposobność oddania strzału do kierowcy.
Szczegółowy opis
Przełącznik (17) umieszczony jest wewnątrz pojazdu (1), aby mógł nim operować kierowca pojazdu (1), używając do tego celu stopy (nie pokazano).
Gdy bandyta (niepokazany) stoi obok pojazdu (1), jego kierowca dwukrotnie naciska przełącznik (17), po raz pierwszy po to, by ustawić go (17) w stan gotowości, a po raz drugi, by spowodować zadziałanie pompy (8) i zwoju (16). Pompa (8) zasysa paliwo z przewodu paliwowego (10) i pod ciśnieniem wtłacza je do dyszy (6). Zapalarki (15) równocześnie wytwarzają iskry u wylotu każdej z dysz (6), zapalając przesyłane nimi paliwo. Powoduje to powstanie dużego płomienia, który płonie, dopóki przełącznik (17) pozostaje wciśnięty. Dysze (6) są wygięte nieco w górę, żeby skierować płomień w stronę klatki piersiowej bandyty. Mają specjalnie dobrany kształt, płomień więc obejmuje swoim zasięgiem dość szerokie pole wokół pojazdu.
Uważa się, że urządzenie to stanie się wysoce skuteczną metodą zwalczania bandytów i złodziei samochodowych stojących w pobliżu pojazdu, jednocześnie nie powodując poważnych lub nawet żadnych szkód w pojeździe.
Fourie mówi, że gdy kierowca oczekuje na zmianę świateł, a jakiś facet z bronią podchodzi do okna i każe mu wysiadać, powinien wtedy podnieść ręce do góry i nacisnąć na pedał gazu. "To czysty przykład wyboru mniejszego zła", wyjaśnił twórca systemu dziennikarzom BBC.
Szef działu informacji policyjnej David Walkley powiedział, że zainstalował blaster w swoim samochodzie. Dziennikarzom Agencji Reutera przyznał, że "w przepisach nie ma nic takiego, co sugerowałoby, że sprzęt jest nielegalny. Wszystko zależy od okoliczności i od tego, czy użytkownik blastera jest w stanie uzasadnić konieczność obrony. Tak, z użyciem blastera wiąże się pewne ryzyko, lecz ryzyko związane jest także z brakiem jakiegokolwiek środka odstraszającego".
Walkley stwierdził później, że reklamowanie czegokolwiek jest sprzeczne z przepisami obowiązującymi w policji i że wcale nie miał zamiaru nikomu polecać produktu.
Charl Fourie powiedział dziennikarzom, że "popyt jest ogromny". Ogromny popyt przełożył się na sprzedaż ogółem około dwustu blasterów.
Za próbę zwiększenia bezpieczeństwa na ulicach Charl Fourie i Michelle Wong otrzymali Pokojową Nagrodę AntyNobla za rok 1999. Laureaci nie chcieli lub nie mogli uczestniczyć w ceremonii wręczenia nagród.
Blaster znalazł się także w Księdze rekordów Guinnessa w kategorii "Przestępcy: Najbardziej niebezpieczne zabezpieczenie pojazdu".
Pod względem komercyjnym urządzenie niezupełnie spełniło pokładane w nim nadzieje konstruktorów. Producenci pojazdów odmówili instalowania urządzenia jako s t a n d a r d o w e g o w y p o s a ż e n i a nowych samochodów, potem nawet jako w y p o s a ż e n i a d o d a t k o w e g o do samodzielnego montażu, i blaster nigdy nie trafił do grupy najlepiej sprzedających się produktów.
Dwa lata później Fourie i Wong opracowali kieszonkową wersję urządzenia, której szczegółowy opis zamieszczono w południowoafrykańskim wykazie patentów pod numerem ZA200001559 jako "ręczne urządzenie ochronne".
Odkrycia - podstawowe badania naukowe
Minidinozaury, miniksiężniczki
"Miniczłowiek miał wielkość niewielkiej Nowej Mrówki i przypuszczalnie mieszkał w jaskiniach po osiągnięciu pewnego stopnia rozwoju lub mieszkał w prostych domostwach wybudowanych z płatków kalcytu lub czegoś podobnego. Ponadto znał pismo i potrafił wytwarzać cement przez wygrzewanie kalcytu i potrafił też wytwarzać porcelanę".
podpis pod zdjęciem na stronie 271 "Oryginalnego Raportu Laboratorium Skamielin Okamury"
OFICJALNY WERDYKT KAPITUŁY
NAGRODA ANTYNOBLA W DZIEDZINIE BIORÓŻNORODNOŚCI
Nagrodę AntyNobla w dziedzinie bioróżnorodności za rok 1996 otrzymuje Chonosuke Okamura z Laboratorium Skamielin Okamury w Nagoya, Japonia, za odkrycie skamielin dinozaurów, koni, smoków, księżniczek i ponad tysiąca innych wymarłych "minigatunków", których wymiary nie przekraczały ćwierci milimetra.
Wyniki jego badań opublikowane zostały w serii Original Reports of the Okamura Fossil Laboratory w Nagoya, Japonia, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku.
Earle Spamer, badacz z Academy of Natural Sciences w Filadelfii, jest najlepszym światowym ekspertem (może nawet jedynym) od Chonosuke Okamury. Spamer napisał trzy artykuły mające na celu objaśnienie zakresu prac Okamury i opublikował je w "Annals of Improbable Research" nr 4, zeszyt 1 (lipiec/sierpień 1995), nr 4, zeszyt 2 (lipiec/sierpień 1996) i nr 6, zeszyt 6 (listopad/grudzień 2000). Wiele spośród poniższych opisów opiera się na raportach Spamera.
Gdy pewien japoński naukowiec zbadał pod mikroskopem kawałki skał, odkrył dowody na to, że wszystkie współcześnie żyjące organizmy pochodzą od malutkich organizmów przypominających duże, jakie widzimy dzisiaj, we wszystkim, z wyjątkiem rozmiarów. Te wymarłe gatunki nazwał "ministworzeniami".
Chonosuke Okamura był paleontologiem, który specjalizował się w analizie mało efektownych skamielin - bezkręgowców i glonów z okresu od ordowiku do trzeciorzędu. Opublikował całą serię suchych, nieefektownych raportów.
Lecz wszystko zmieniło się z chwilą publikacji XIII numeru "Oryginalnego Raportu Laboratorium Skamielin Okamury". Okamura pokazał w nim zdjęcia doskonale zachowanej skamieniałej kaczki z sylurskich warstw łańcucha górskiego Kotagami, wcześniej nieznanego gatunku, który nazwał Archaeoanus japonica. Ilustracja Okamury wyraźnie pokazuje przedstawiciela gatunku, według profesora, "w stanie skurczu wywołanego wstrząsem spowodowanym przez zasypanie żywcem w okresie syluru". Okaz mierzy zaledwie 9,2 mm długości, czyli przypomina rozmiarami tabletkę aspiryny.
Kolejne raporty Okamury pełne są zadziwiających fotografii skamieniałych szczątków najróżniejszych rodzajów ministworzeń. Każdemu towarzyszyły ryciny eksponujące ważne szczegóły oraz fascynujące opisy, które Okamura napisał samodzielnie wyborną mieszaniną japońskiego i łamanej angielszczyzny.
Opisuje miniryby, minipłazy, minigady, miniptaki, minissaki i minirośliny. Są nawet minismoki, jak na przykład Fightingdraconus miniorientalis i Twistdraconus miniorientalis. Większość spośród nowo odkrytych skamieniałych jednostek taksonomicznych to podgatunki gatunków żyjących współcześnie. Okamura pokazuje nam minirysia (Lynx lynx miniorientalis), minigoryla (Gorilla gorilla miniorientalis), miniwielbłąda (Camelus dromedarius miniorientalis), sylurskiego miniwęża (Y. y. miniorientalis), mininiedźwiedzia polarnego (Thalarctos maritimus miniorientalis) oraz minipsa (Canis familiaris miniorientalis), "wyglądem przypominającego psa św. Bermarda [sic], o długości nieprzekraczającej 0,5 milimetra".
Okamura odkrył także dawne formy wymarłych gatunków, na przykład minipterodaktyla (Pteradactylus spectabilis miniorientalus) i ulubieńca dzieci minibrontozaura (Brontosaurus excelsus miniorientalis).
Rozmiary żadnego z tych stworzeń nie przekraczają jednego centymetra, a niektóre ledwo sięgają jednego milimetra.
Większość opisów Okamury wzbogacają rozważania naukowe i pełne współczucia spostrzeżenia. Na przykład w opisie zwierzęcia Lynx lynx miniorientalis Okamura pisze:
"Niektóre wyglądają na przestraszone i złe na nagłą konwulsję natury, podczas gdy inne są obojętne na swój los, a nawet spuściły głowy na piersi, straciwszy wszelką siłę oporu. To są resztki pozostałych ruchów psychicznych, pokazujących stopień rozwoju inteligencji".
Z pewnością największym tytułem do sławy Okamury jest odkrycie miniczłowieka, Homo sapiens miniorientalis. W długiej i szczegółowej analizie anatomicznej ilustrowanej setkami fotomikrografii przedstawia najwcześniejszych przodków człowieka. "Miniczłowiek z Nagaiwy miał wzrost zaledwie 1/350 Nowego Człowieka, lecz taki sam kształt". Analiza ta zawiera także opis narzędzi, w tym "jednego z pierwszych narzędzi z metalu".
Okamura przekazuje nam bardzo precyzyjne spostrzeżenia na temat życia miniludzi. Prosimy zapoznać się z trzema spośród jego obserwacji:
"1) Wszystkie kobiety z ryciny 70. mają zamknięte usta i widać, że cierpią z bólu spowodowanego zakopaniem żywcem we wrzącym błocie, kobieta zaś na rycinie 1. ma szeroko otwarte usta, jak osoba, która postradała zmysły.
2) Na tej fotografii dwóch zupełnie nagich ludzi porusza harmonijnie rękami i nogami w dobrych stosunkach. Nie może nam to nie przypominać tańca w stylu dnia obecnego.
3) Byli politeistami i mieli zainstalowanych wielu bożyszczy".
Okamura demonstruje nam "najstarsze fryzury", "szybkonogą kobietę z Nagaiwy, która przypuszczalnie ciężko pracowała", "minikobietę, która mogła pochodzić z warstwy wyższej", oraz "głowę miniczłowieka w przewodzie pokarmowym smoka".
Miniludzie z Nagaiwy byli także rzemieślnikami tworzącymi rzeźby różnych rodzajów. "Coś, co można uznać za najbardziej oryginalne dzieło - mówi nam i Okamura - to pełnowymiarowy portret kobiety siedzącej na grzbiecie smoka", kobiety, która "być może wkłada kapelusz". Okamura przypuszcza, że to jakaś bogini, której "piersi są dość nabrzmiałe i nieco obwisłe".
Miniświat Nagaiwy był daleki od idylli. Okamura wspomina o "przytulonych do siebie protominimężczyźnie i protominikobiecie (...), którzy oboje przeciwstawiają się smokowi", o "smoku duszącym dziewczynę", a także o "miniczłowieku składającym ofiarę brutalnemu smokowi", by wymienić tylko kilka wnikliwych interpretacji obrazków. Jednak ta prezentacja nie odzwierciedla nawet ułamka spośród bogactwa szczegółów zawartych w raportach Okamury.
Wzajemne relacje pomiędzy miniludźmi i smokami wydają się dość uciążliwe, jeżeli wierzyć interpretacji japońskiego naukowca.
"Z ustaleń autora wynika, że miniludzie żyli w starożytnych czasach, mieli wysoki poziom intelektualny i tylko płaskie paznokcie do obrony. Nawet gdyby udało im się chwycić pałki wolnymi kończynami górnymi lub wykorzystać prymitywne metaliczne ramiona, które chyba istniały, lub gdyby rzucali z grubsza obrobione kamienie, mieliby niemałe kłopoty z ucieczką przed żarłacznymi [tak!] pragnieniami niezliczonych mięsożernych wygłodzonych smoków".
Wcześniejsze formy miniludzi występowały bez rąk, jednak zdaniem Okamury "w walce wręcz ze smokami nie sprawiałoby im to żadnej różnicy, bo i tak zostaliby pokonani bez najmniejszego oporu. Smoki śmiertelnie poraniłyby ich i zmiażdżyłyby im ciała".
Zaskakujące spostrzeżenia Okamury nie są zupełnie pozbawione emocji: "Autor uczyni co w jego mocy, by pocieszyć ich duchy, które odeszły".
Laboratorium Skamielin Okamury zaprzestało publikowania nowych prac około 1987 roku. Sam Chonosuke Okamura przypuszczalnie wybrał życie w odosobnieniu. Jego szczegółowe prace po prostu odeszły w zapomnienie. Niech to posłuży za smutną zapowiedź tego, co może się zdarzyć, gdy naukowiec nie zyska sobie wystarczającej uwagi mediów.
Za odkrycie maleńkich aspektów naszej przeszłości Chonosuke Okamura otrzymał Nagrodę AntyNobla w dziedzinie bioróżnorodności.
Laureat nie chciał lub nie mógł przybyć na uroczystość wręczenia nagród. Kapituła Nagrody starała się go odnaleźć, lecz bez powodzenia.
Gdzie można zobaczyć zdjęcia Okamury?
Chociaż Chonosuke Okamura wysyłał swoje raporty do wielu bibliotek na świecie, niewiele egzemplarzy zachowało się do dnia dzisiejszego. Earle Spamer, najlepszy specjalista od Okamury, kupił swoje podczas wyprzedaży rzeczy używanych. Skompletował też listę instytucji nadal posiadających egzemplarze raportów. Są to:
Academy of Natural Sciences (Filadelfia), Colorado School of Mines, Cornell University, Denver Public Library, Fiels Museum of Natural History, Harvard University, Museum of Comparative Zoology, Kent State University, Pell Marine Science Library (Narragansett, Rhode Island), Smithsonian Institution, US Geological Survey (Reston, VA), University of California, Los Angeles, University of California, San Diego, University of Houston, University of Texas, Austin, University of Wyoming.
Troy i niedźwiedź grizzly
"Podobnie jak wcześniej kapitan Ahab *[Kapitan statku tropiący wielkiego wieloryba z powieści Hermana Melville'a Moby Dick.], Troy Hurtubise ma obsesję na punkcie wytropienia Wielkiego Zwierza. Ubrany w siedemdziesięciokilogramową zbroję domowej roboty, po setkach prób w warunkach polowych, stojąc na krawędzi bankructwa, czeka na ostateczną rozgrywkę".
fragment artykułu o Troyu Hurtubise, magazyn "Outside", rok 1997
OFICJALNY WERDYKT KAPITUŁY
NAGRODA ANTYNOBLA W DZIEDZINIE INŻYNIERII
Nagrodę AntyNobla w dziedzinie inżynierii zabezpieczeń za rok 1998 otrzymuje Troy Hurtubise z North Bay, Ontario, Kanada, za zaprojektowanie, wykonanie i osobiste przetestowanie kombinezonu ochronnego przeciwko niedźwiedziom grizzly.
Troya Hurtubise i jego dzieło przedstawia film dokumentalny Project Grizzly nakręcony przez National Film Board of Canada (Kanadyjską Radę Filmową). Dalsze informacje i sekwencje wideo znaleźć można na stronie internetowej Troya: www.projecttroy.com
W wieku dwudziestu lat, poszukując złota w rzekach kanadyjskiej głuszy, Troy Hurtubise przeżył bliskie spotkanie z niedźwiedziem grizzly. Resztę swojego życia poświęcił stworzeniu kombinezonu odpornego na niedźwiedzia grizzly, który umożliwiłby mu bezpieczne pójście na spotkanie z tym groźnym zwierzęciem. Pierwotny projekt powstał pod przemożnym wpływem potężnego robota humanoida z filmu pod tytułem RoboCop, który Troy ujrzał przypadkiem tuż przed podjęciem intensywnych prac badawczo-rozwojowych.
Troy jest najczystszym przykładem samotnego wynalazcy, kontynuatorem tradycji Jamesa Watta, Thomasa Edisona i Nikoli Tesli. Uznawany przez niektórych za półgeniusza, przez innych - za półwariata, dysponuje niesamowitym uporem i wyobraźnią. Jest także bardzo ostrożny. Dowodem jest to, że jeszcze żyje.
Niedźwiedź grizzly jest niewyobrażalnie wprost silny. Dlatego Troy postanowił przetestować kombinezon w kontrolowanych warunkach polowych przed poddaniem go ostatecznemu sprawdzianowi. Spędził siedem lat i wydał około stu pięćdziesięciu tysięcy dolarów kanadyjskich, poddając kombinezon działaniom wszelkich wielkich potężnych sił, jakie mu przyszły do głowy. Podczas prawie wszystkich testów Troy pozostawał zamknięty we wnętrzu opasłego kombinezonu, mimo iż cierpi na ostrą klaustrofobię.
Kombinezon jest cudem techniki, tym bardziej jeżeli uświadomimy sobie, że składa się głównie z materiałów wyżebranych lub zdobytych własnym przemysłem. Oto jego dane techniczne:
Nazwa: Ursus typ VI
Materiały:
*** poszycie zewnętrzne z ognioodpornej gumy (z Minnesoty)
*** płytki zbrojące z tytanu (z Hamilton, Ontario)
*** kolczuga na stawy kombinezonu (z Francji)
*** wnętrze wyłożone prefabrykowanym plastikiem (z Japonii)
*** wewnętrzna warstwa poduszek z powietrzem
*** przemysłowa taśma klejąca
Wysokość: 218 cm z kamerą zamontowaną na hełmie.
Waga: 66,68 kg.
Osłona głowy: dwukomorowa. Hełm wewnętrzny: specjalnie zmodyfikowany hełm motocyklowy firmy Shoei. Komora zewnętrzna: skorupa ze stopu tytanu z aluminium. Rozmiary: głębokość ok. 60 cm, szerokość 45 cm.
Układ chłodzenia: zasilany bateriami dwuwentylatorowy nawiew chłodnego powietrza, równocześnie usuwający ogrzane powietrze z wnętrza hełmu.
System łączności: wzbudzany głosem radiowy aparat nadawczo-odbiorczy.
System transmisji obrazu: miniaturowa kamera z szerokokątnym ekranem umocowana na hełmie.
Czarna skrzynka: wzbudzane głosem urządzenie nagrywające zlokalizowane po prawej stronie osłony głowy do nagrywania odgłosów niedźwiedzia lub - gdyby kombinezon zawiódł - do nagrania ostatnich słów osoby znajdującej się w jego wnętrzu.
System obrony: zamontowany na prawym przedramieniu pojemnik, który może rozpylać stożkowy strumień środka odstraszającego niedźwiedzie o średnicy 38 cm na odległość 4,6 m przez 7 s.
Urządzenie do pomiaru siły zgryzu: pasek wrażliwy na nacisk zlokalizowany na prawym ramieniu w celu pomiaru siły nacisku szczęk niedźwiedzia.
TESTY PRZEPROWADZONE Z UŻYCIEM KOMBINEZONU
*** Ciężarówka: 18 kolizji z trzytonową ciężarówką poruszającą się z prędkością 50 km/godz.
*** Karabin: ostrzelanie z karabinu kalibru 12 śrutem typu "sabot".
*** Łuk: strzały przebijające pancerz wystrzelone z 45-kilogramowego (100-funtowego) łuku.
*** Pień drzewa: dwie kolizje z 136-kilogramowym pniem drzewa spadającym z wysokości 9 m.
*** Gang motocyklistów: atak trzech mężczyzn, z których najwyższy miał 205 cm wzrostu i ważył 175 kg, uzbrojenie: siekiera, deski, kij baseballowy.
*** Zbocze: skok z urwiska i upadek z wysokości 15,25 m.
Kombinezon Ursus typ VI ma jeszcze kilka niewielkich niedociągnięć, które zostaną usunięte, zanim Troy uzna projekt za optymalny. W wersji bojowej będzie można zrobić więcej niż pięć kroków bez upadku na ziemię, jeżeli powierzchnia, po której się chodzi, nie jest doskonale równa.
W przyszłości nowe wersje kombinezonu będą lżejsze i bardziej elastyczne.
Troy to urodzony przywódca, obdarzony bezgraniczną charyzmą, urokiem i pogodą ducha. Współpracuje z drużyną ochotników, którzy gotowi są rzucić wszystko, co robią, i skoczyć mu na pomoc w pracach nad nową wersją wynalazku. Pomagają mu także nagrywać na wideo większość testów. Niektóre z najlepszych pierwszych nagrań wykorzystano w kanadyjskim filmie dokumentalnym Project Grizzly z 1997 roku. Film ten pokazuje także pierwszy powrót Troya do głuszy w poszukiwaniu niedźwiedzia.
Troy jedzie konno i ubrany jest w stosowny strój. Film reklamowano radosną zapowiedzią:
"Bądźcie razem z Troyem, gdy wystawia swój kombinezon i odwagę na próbę, podejmując wyzwanie, które jeży włos na głowie i bawi zarazem. Wybierzcie się w podróż z tym współczesnym Don Kichotem i drużyną towarzyszy, którzy wyruszają w mityczne Góry Skaliste na spotkanie z przeznaczeniem".
Troy ucieszył się, że jego konstrukcja zasłużyła sobie na tyle uwagi, jednak był rozczarowany, że ton filmu niewystarczająco wyeksponował jego zaangażowanie w naukowe badanie obyczajów niedźwiedzia grizzly.
Film eksponuje jednak to, że żadne z przeżytych rozczarowań nie zniechęciło Troya do pracy. Jednego z nich Troy doświadczył pod koniec lat dziewięćdziesiątych, gdy został zmuszony do ogłoszenia bankructwa, a sąd upadłościowy w prowincji Ontario przejął jego kombinezon z myślą o znalezieniu na niego nabywcy w celu spłaty choć części długów. Od czasu do czasu sąd wypożycza Troyowi kombinezon, najczęściej na okoliczność wywiadów i innych wystąpień publicznych, podczas których może znajdzie się ktoś, kto zapragnie mieć go w swoim posiadaniu.
Za wymyślenie, skonstruowanie i przetestowanie kombinezonu oraz za ustrzeżenie jego i siebie od zniszczenia Troy Hurtubise otrzymał Nagrodę AntyNobla w dziedzinie inżynierii zabezpieczeń za rok 1998. Sąd upadłościowy prowincji Ontario zezwolił mu wywieźć kombinezon za granicę na ceremonię wręczenia nagrody w Harvardzie.
Troy przybył ze swego domu w North Bay, Ontario, na ceremonię wręczenia nagród w towarzystwie swojej żony Laurie i tajemniczego, ubranego w ciemny garnitur mężczyzny nazwiskiem Brock, którego Troy przedstawiał jako konwojenta kombinezonu wyznaczonego przez sąd, choć on sam mówił o sobie "prezes jednej z firm Troya". Cała trójka przeżyła krótką, lecz na szczęście dobrze zakończoną przygodę z amerykańskim urzędem celnym na bostońskim lotnisku Logana. Stamtąd czekała ich już tylko krótka przejażdżka w bostońskim ruchu ulicznym, przez rzekę Charles do Cambridge i wreszcie do Sanders Theatre w Harvardzie.
Przyjmując nagrodę, Troy powiedział:
"Tak czy inaczej jeszcze żyję. Co mogę powiedzieć? Jestem tylko prostym człowiekiem z północnego Ontario, któremu jest dane stanąć w sławnych murach Harvardu. Mogę powiedzieć, że czuje się to napięcie, ludzie, co za wypas! Musimy odrzucić oczywistą absurdalność pewnych odkryć i wynalazków, wyjść poza wąskie horyzonty nauki, żeby choć na chwilę bez przeszkód móc skorzystać z przyrządu zwanego wyobraźnią.
Kombinezon Ursus typ VI jest kuloodporny, niepalny i tak dalej. Szkielet zewnętrzny wykonany jest z czystego tytanu. Zewnętrzna osłona z gumy chroni osprzęt elektroniczny. Przez dwa lata miałem kłopoty z połączeniem jednego z drugim. Więc żeby związać gumę z tytanem, wnętrze kombinezonu wykleiłem 2 745 m przemysłowej taśmy klejącej - czego stąd nie da się zobaczyć.
Jutro w centrum nauk ścisłych w Harvardzie zaprezentuję po raz pierwszy na świecie kolejny projekt - G-Man Genesis - i jego założenia teoretyczne".
Następnego dnia Troy zaprezentował zainteresowanej grupie reporterów i technologów, po raz pierwszy na świecie, plany kombinezonu następnej generacji. Pierwsza jego wersja ma kosztować półtora miliona dolarów, będzie też lżejsza, wytrzymalsza i da się nią lepiej manewrować niż poprzednią konstrukcją Ursus typ VI. Osoba ubrana w ten kombinezon będzie mogła normalnie biegać, a także schodzić do wnętrza wulkanu.
Tamtego wieczoru Troy pojawił się na dwóch specjalnych otwartych pokazach filmu Project Grtzzly witany przez pełne podziwu tłumy.
Troy powrócił do Harvardu rok później, by pomóc uhonorować nowych laureatów nagrody, a także aby wygłosić wykład w Massachusetts Institute of Technology, który niemal pełną salę inżynierów doprowadził do stanu bliskiego ekstazy natchnienia.
Troy wciąż prowadzi zaawansowane badania i nadal przytrafiają mu się niesamowite przygody, między innymi z udziałem NASA, krajowej ligi hokeja na lodzie, wynalazku pozwalającego na oczyszczenie oleju z piasku, telefonu na podsłuchu, tajemniczego włamania nocną porą, kopnięcia w krocze w programie telewizyjnym Rosanne Barr, odwiedzin porywaczy z Al-Kaidy oraz spotkania w zamkniętym pomieszczeniu z dwoma niedźwiedziami brunatnymi.
WYRAZY UZNANIA DLA TROYA
Oto kilka wyrazów uznania dla Troya Hurtubise wygłoszonych podczas ceremonii wręczenia nagród w 1998 roku, w którym zostało wyróżnione jego osiągnięcie.
Wyraz uznania dla Troya: Niesamowita siła
Colin Gillen, badacz, Wildlife Clinic, Tufts University Veterinary School of Medicine
"Widziałem to, co zostało z forda winnebago *[Samochód kempingowy.], któremu wygłodniały grizzly zerwał tylny płat karoserii, jakby otwierał puszkę sardynek, tylko po to, żeby dobrać się do słodkich chrupek. Widziałem też specjalnie wzmacniane pojemniki na żywność, jakich używa nasza amerykańska straż leśna, które niedźwiedź toczył przynajmniej z pół mili [osiemset metrów] przez gęsty las, doliny i pod górę po przeciwnej stronie. Pojemnik taki zwykle waży przynajmniej dziewięćdziesiąt kilogramów, a z zawartością jego waga może dochodzić nawet do stu czterdziestu kilogramów. Na własne oczy widziałem też, jak niedźwiedź grizzly podnosi stukilową tylną ćwiartkę bizona i idzie sobie, nie pozostawiając ani śladu wleczenia ciężaru na śniegu.
Żywię zmieszany z ciekawością podziw dla Troya i jedynej w swoim rodzaju rynkowej niszy, jaką wykroił sobie na polu badań nad niedźwiedziami i inżynierii materiałowej. Ktokolwiek widział jego nagrania wideo, z pewnością zainteresuje się, tak jak ja, wynikami testów polowych. Życzę mu powodzenia i wiele szczęścia, które z pewnością będzie mu potrzebne; wierzę też, że mimo ryzyka ma spore szansę na sukces".
Wyraz uznania dla Troya: Materiałoznawstwo
Robert Rose, profesor materiałoznawstwa, Massachusetts Institute of Technology
"Troyu Jamesie Hurtubise, dzisiaj pragniemy wyróżnić twoje oryginalne zastosowanie nowoczesnej technologii materiałowej w badaniach polowych w zakresie biomechaniki mięśniowo-szkieletowej, zwłaszcza w dziedzinie tłumienia wstrząsów.
Twoje metody badawcze wywrą wpływ na wielu polach. Na plan pierwszy wysuwa się tu częstsze i bardziej bezpośrednie wykorzystywanie do badań ludzi, którzy są przecież jedynymi królikami doświadczalnymi z polisą ubezpieczeniową na życie. Z kolei praktykę badania odporności z zastosowaniem kijów baseballowych zaleciłbym wielu uniwersyteckim projektom badawczym, z jakimi dane było mi się zapoznać. A sekrety hibernacji będą miały szerokie praktyczne znaczenie dla wielu studentów i wykładowców naszego wydziału".
Wyraz uznania dla Troya: Człowiek i niedźwiedź
Dudley Herschbach, laureat Nagrody Nobla, Harvard University
"Kiedyś spotkałem niedźwiedzia grizzly. Był prawie tak wielki jak dom. Nie spodobał mi się. Na szczęście, ja też mu się nie spodobałem".
Specjalne ogłoszenie na temat kombinezonów ochronnych przeciwko niedźwiedziom
Znany nowojorski prawnik zajmujący się sprawami ceł William J. Maloney
"Dzisiaj przemawiam do was w imieniu Amalgamated Grizzly Bear Suits Workers of America (Zjednoczonych Producentów Kombinezonów Ochronnych przeciwko Niedźwiedziom Grizzly w Ameryce), związku, który z dumą reprezentuje interesy amerykańskich robotników produkujących ochronne kombinezony przeciwko niedźwiedziom grizzly od ponad siedemdziesięciu pięciu lat. Mamy powody, by sądzić, że laureat Nagrody AntyNobla Troy Hurtubise produkuje swoje kombinezony, wykorzystując tanią, niezrzeszoną siłę roboczą. Ponadto mamy podstawy przypuszczać, że ma zamiar produkować te kombinezony na skalę masową i zalać nimi rynek amerykański, co negatywnie wpłynie na sprzedaż wyższej jakości kombinezonów produkowanych przez zrzeszonych w związkach zawodowych robotników amerykańskich".
Sztuka i jej odbiór
Członki w królestwie zwierząt
"Penises of the Animal Kingdom (Członki w królestwie zwierząt) to porównawcza prezentacja anatomiczna przedstawiająca męskie organy kopulacyjne wybranej grupy zwierząt, w tym człowieka. Ilustracje sporządzono, kładąc szczególny nacisk na proporcje, skalę i wielkość, którą determinują przeciętne wymiary ciała dorosłych samców. Wszystkie organy przedstawione są w stanie erekcji o rozmiarach jednej piątej rzeczywistej wielkości".
fragment opisu dołączonego do plakatu
OFICJALNY WERDYKT KAPITUŁY
NAGRODA ANTYNOBLA W DZIEDZINIE SZTUKI
Nagrodę AntyNobla w dziedzinie sztuki za rok 1992 otrzymują Jim Knowlton, współczesny człowiek renesansu, za klasyczny plakat anatomiczny Penises of the Animal Kingdom (Członki w królestwie zwierząt) oraz amerykańska organizacja National Endowment for the Arts (Krajowy Fundusz na rzecz Sztuki) za zachęcanie pana Knowltona do rozszerzenia zasięgu jego prac przez wydanie ich w formie książki z otwierającymi się obrazkami.
Pierwszy nakład plakatu został już wyczerpany. Jeżeli i kiedy Jim Knowlton ukończy pracę nad rozszerzoną wersją, będzie ją można zamówić pod adresem Scientific Novelties Co., P.O. Box 673, Bloomington, IN 47402, USA.
Jim Knowlton jest autorem jednej z najbardziej specjalistycznych, nowatorskich, popularnych i poprawnych graficznych prezentacji anatomicznych XX wieku. Pozostawia niezatarte piętno w pamięci wszystkich, którzy kiedykolwiek ją widzieli.
W 1984 roku Jim Knowlton studiował fizykę na Columbia University. W przypadkowej rozmowie dowiedział się, że pewne gatunki węży mają po dwa członki i że członek kota pokryty jest ostrymi kolcami. Rozmowa przerodziła się w szczegółową dyskusję na temat wybryków anatomii. Wieczorem pan Knowlton wpadł na pomysł narysowania plakatu przedstawiającego porównawczą anatomię zwierzęcych członków.
Przeprowadził szerokie badania w różnych bibliotekach uniwersyteckich i publicznych w Nowym Jorku, studiując zdjęcia, drukowane opisy i dane statystyczne odnoszące się do członków licznych gatunków zwierząt.
Aby możliwie najlepiej wyeksponować naukowy charakter i zamierzenia plakatu, pan Knowlton postanowił sporządzić ilustracje atramentem, w stylu nawiązującym do starej dobrej encyklopedii anatomicznej Graya. W ostatnim tygodniu grudnia 1984 roku zorganizował druk pierwszego rzutu tysiąca egzemplarzy i wystawił je na sprzedaż.
Plakat Penises of the Animal Kingdom natychmiast okazał się przebojem. Pan Knowlton przeprowadził się do Bloomington w stanie Indiana i założył jednoosobową firmę zwaną Scientific Novelties, której głównym produktem był właśnie wyżej opisany plakat.
Nauczyciele biologii, weterynarze i pedagodzy wpadli w zachwyt. W czasach gdy wielu studentów traktowało naukę jako coś niesłychanie nudnego i zesztywniałego, Penises of the Animal Kingdom proponowały podejście tyleż proste, co ciekawe.
Plakat osiągnął zawrotną popularność, lecz nie zyskał powszechnej aprobaty. W pewnych szkołach medycznych profesorowie anatomii nie chcieli przyjąć go do oficjalnego użytku, być może dlatego że program nauczania wymaga przestudiowania niesamowitej ilości materiału w bardzo krótkim czasie i w związku z tym niechętnie podchodzą do pomocy naukowych, które są zbyt wyspecjalizowane.
- Jednak moim zdaniem z najciekawszą i najbardziej nieoczekiwaną reakcją na plakat spotkałem się ze strony rzekomo liberalnych mediów - narzekał Knowlton podczas wywiadów. - Chociaż kilka dużych magazynów zgodziło się zamieścić reklamy plakatu, większość odmawiała. Nawet samozwańczy obrońcy tolerancji i swobody wypowiedzi, w tym "Playboy", "Cosmopolitan" i "The Atlantic", odmówiły ich zamieszczenia.
W 1992 roku pan Knowlton przeczytał o National Endowment for the Arts (Krajowy Fundusz na rzecz Sztuki), agendzie amerykańskiej administracji, której zadaniem jest zachęcanie twórców do pracy i finansowanie sztuki. NEA ostatnio sfinansowała anatomiczne zdjęcia Roberta Mapplethorpe'a oraz Piss Christ (zdjęcie krzyża zawieszonego w moczu) Andresa Serrano. Knowlton miał nadzieję, że agencja będzie w stanie sfinansować przedsięwzięcie artystyczne bardziej konserwatywne w stylu i naukowe w treści.
Zatelefonował do kwatery głównej Funduszu w Waszyngtonie, D.C., opowiedział o plakacie i wyjaśnił, że pragnie rozbudować swoje przedsięwzięcie do rozmiarów książki z otwierającymi się ilustracjami. Przedstawiciel NEA nie odłożył słuchawki. Razem przedyskutowali plany, a pan Knowlton otrzymał zachętę do oficjalnego wystąpienia o środki.
I tak, za naukowy wkład w naukę i sztukę, Jim Knowlton i National Endowment for the Arts podzielili się Nagrodą AntyNobla w dziedzinie sztuki za rok 1992.
Pan Knowlton przybył z Bloomington w stanie Indiana na uroczystość wręczenia nagród na własny koszt. Współlaureat, NEA, nie chciał lub nie mógł przysłać przedstawiciela na uroczystość wręczenia nagród. Oto pełny tekst przemówienia pana Knowltona z okazji przyznania mu nagrody:
"W tym stuleciu powstała sztywna bariera oddzielająca naukę od sztuki. Jako urodzony artysta i naukowiec, uważam, że to niebezpieczne.
Moja nowatorska praca to plakat anatomii porównawczej pokazujący organy kopulacyjne samców niektórych gatunków zwierząt - od człowieka do walenia. Stworzyłem plakat podczas studiów magisterskich na Columbia University. Zawsze pociągały mnie dwuznaczne i eufemistyczne prace konceptualne. Penises of the Animal Kingdom uwypukla i wykorzystuje napięcie pomiędzy tematem (fallus) a suchym kontekstem (klasyczną tablicą anatomiczną), pobudzając artystę i naukowca i motywując ich do ponownego przeanalizowania postaw społecznych.
Marzę o opracowaniu książki z otwierającymi się ilustracjami przestrzennymi, która będzie rozszerzoną wersją mojego plakatu, i mam nadzieję, że uda mi się to. Przeprowadziłem już na jej temat rozmowy z National Endowment of the Arts. Gorąco zachęcano mnie do wystąpienia o finansowanie, a ja zastosowałem się do udzielonych mi porad.
W imieniu sztuki, w imieniu nauki i w imieniu członków królestwa zwierząt - dziękuję wam".
Pod koniec ceremonii pan Knowlton przeżył oblężenie ze strony entuzjastów zwierząt, wielbicielek (w wieku od dziewiętnastu do dziewięćdziesięciu trzech lat) i anatomów, poszukujących autografów, porad i plakatów.
Dwa lata później nalegania wielbicieli sprowadziły go znów na ceremonię rozdania Nagród AntyNobla. Odpowiadając na gorące okrzyki entuzjastów plakatu, wstąpił na podium i rzekł:
"Plakat ma dwojakie oddziaływanie. Chociaż jego wygląd i koncepcja mają korzenie naukowe, ma także niezaprzeczalną stronę humorystyczną. Tworząc go, pragnąłem przedstawić prowokacyjny temat, fallusa, w klinicznym i suchym kontekście tablicy anatomicznej. Chociaż napięcie pomiędzy przedmiotem a kontekstem jest źródłem humoru, żywię nadzieję, że konflikt ten rozwiąże się przez powtórną analizę przeważających postaw społecznych wpisujących się w mistykę falliczną i że plakat ten przyczynia się do lepszego poznania biologicznej roli członka".
W 1996 roku powrócił do Cambridge, aby pomóc uhonorować nowych laureatów podczas szóstej pierwszej dorocznej ceremonii wręczenia Nagród AntyNobla. Korzystając z tego forum, zainicjował dyskusję nad pojęciem bioróżnorodności.
"Moje badania", powiedział laureatom Nagrody Nobla i tysiącowi dwustu innych znakomitych gości zebranych w Sanders Theatre, "odkryły zaskakującą różnorodność członków królestwa zwierzęcego. Niektóre są ogromne, inne trochę mniejsze. Chciałbym w tym miejscu skorzystać z okazji i powiedzieć parę ciepłych słów o jednej z moich ulubionych książek - The Mismeasure of Man (Błędne pomiary człowieka) profesora Stephena Jaya Goulda".
Jimowi Knowltonowi udało się sprzedać ponad dwadzieścia pięć tysięcy egzemplarzy plakatu, zanim na pewien czas usunął się ze świata sztuki i anatomii. W 2001 roku rozpoczął pracę nad nową, rozszerzoną wersją pozycji Penises of the Animal Kingdom.
Tylko dla odważnych: kawa luak
"Goście odwiedzający plantacje na wschodzie Jawy z pewnością będą mieli sposobność skosztowania kopi luak. Sekret tej wybornej mieszanki, zwykle wyjawiany dopiero po wypiciu jej przez gościa, tkwi w sposobie pozyskiwania ziaren kawy. Dokonuje tego luak, gatunek kota piżmowego żyjącego na Jawie. Luak wybiera tylko najlepsze, najdojrzalsze ziarenka, które, częściowo przetrawione, wydala kilka godzin po zjedzeniu, a pracownicy plantacji zbierają ziarenka gotowe do palenia".
ulotka informacyjna Indonezyjskiej Rady do spraw Promocji Turystyki
OFICJALNY WERDYKT KAPITUŁY
NAGRODA ANTYNOBLA W DZIEDZINIE ŻYWIENIA
Nagrodę AntyNobla w dziedzinie żywienia za rok 1995 otrzymuje John Martinez z firmy J. Martinez & Company w Atlancie za kawę luak, najdroższą kawę na świecie, sporządzaną z ziarenek częściowo przetrawionych, a następnie wydalonych przez luaka (znanego też jako piżmak palmowy).
Kawę luak można zdobyć bezpośrednio od luaków z indonezyjskich wysp Sumatra, Jawa i Sulawesi lub, pośrednio, od firmy J. Martinez & Company z Atlanty w Stanach Zjednoczonych. Tel. 404-231-5465.
Trzeba hartu ducha, żeby nawarzyć kawy luak, i tego samego potrzeba, co najmniej za pierwszym razem, żeby ją wypić.
Najdroższa kawa na świecie pochodzi z Indonezji, gdzie jej ziarenka znajduje, połyka i pozostawia zwierzę, a zbiera człowiek, aby następnie (i tu właśnie zaczynają rosnąć koszty) wysłać je i sprzedać koneserom kawy w odległych krajach. Znakomicie wykształcony dżentelmen nazwiskiem John Martinez, urodzony i wychowany do handlu kawą, ponosi większą niż ktokolwiek inny odpowiedzialność za zaproponowanie międzynarodowej społeczności amatorów kawy tego ekstrawaganckiego, kontrowersyjnego przysmaku.
Luak, znany oficjalnie jako piżmak palmowy, a jeszcze bardziej oficjalnie pod naukową nazwą Parodoxurus hermaphroditus, to mały, brązowy krewniak rysia amerykańskiego, zamieszkujący pewne regiony indonezyjskich lasów tropikalnych i spędzający większość czasu na drzewach. Luak jest zwierzęciem owocożernym, odżywia się jagodami i miękkimi owocami. Uważa się, że wybiera tylko idealnie dojrzałe nasiona i owoce. Nasiona przechodzą przez jego układ pokarmowy i opuszczają go w nienaruszonym stanie. Dla ludzi niezwykle podniecające jest to, że luak zachowuje się jak najwybredniejszy koneser kawy, zbiera i zjada wyłącznie najbardziej czerwone, najdojrzalsze ziarenka i przepuszcza je niestrawione przez swój układ pokarmowy.
Kawa luak pochodzi z indonezyjskich wysp Sumatra, Jawa i Sulawesi. Każdego roku osiemdziesiąt do pięciuset funtów tej kawy (w handlu kawą luak trudno o dokładniejsze dane) wysyła się za granicę, głównie do Japonii i Stanów Zjednoczonych.
Prawdę mówiąc, zwierzę częściowo trawi ziarenka, ale nie tak, jak mógłby to sobie wyobrazić laik. Ziarenka kawy rosną otulone lepką proteinową otoczką, którą należy usunąć przed przystąpieniem do palenia. Obecnie większość ziarenek kawy łuska się maszynowo, ale kawa luak łuskana jest w najbardziej naturalny sposób - dzięki obróbce w jelitach luaka. Luak wydala ziarenka bez otoczki i, jak mówią ludzie obeznani w temacie, raczej bez "dodatków". Zbiory polegają po prostu na spacerowaniu po plantacji i znajdowaniu małych stosików ziaren pozostawionych przez luaka.
Wedle słów jednego z komentatorów: "Niezwykły smak i zapach tej kawy zawdzięczamy temu, że jej ziarenka, jeszcze przez zebraniem, zostały częściowo przetrawione przez zwierzę". Luaki mają dobrze rozwinięte gruczoły piżmowe w okolicy odbytu, jednak wielbiciele kawy twierdzą, że przydaje to kawie wyraźnego smaku. Zasadniczo wszyscy zgadzają się, że kawa luak ma bogaty bukiet i aromat. Wprawdzie niektórzy twierdzą, że napar trąci nieco dziczyzną, inni jednak zapewniają, że nie ma pyszniejszej kawy.
John Martinez urodził się na Jamajce, w rodzinie plantatorów kawy. Przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, gdzie założył firmę J. Martinez & Company, zdobywając reputację jednego z największych handlarzy kawą i ekspertów w swojej branży. To właśnie głównie dzięki jego wysiłkom kawa luak, początkowo kompletnie nieznana, osiągnęła dzisiejszą pozycję rynkową. Martinez zainteresował się produktem, gdyż, jak powiedział w wywiadzie dla "Atlanta Journal-Constitution": "handlując na ogromną skalę drugim co do popularności towarem na świecie, trzeba wciąż szukać czegoś wyjątkowego".
Dlaczego kawa luak jest nie tyle droga, ile bardzo kosztowna? Najwyraźniej chodzi o stworzenie niepowtarzalnego przeżycia. Każdy, kto przebywa w pobliżu luaka i plantacji kawy, może oczywiście zebrać nieco ziarenek, nie płacąc za nie ani grosza.
Za obdarowanie świata tym rzadkim i zapewne subtelnym doznaniem smakowym John Martinez otrzymał w 1995 roku Nagrodę AntyNobla w dziedzinie żywienia.
Laureat przybył na własny koszt z Atlanty, by uczestniczyć w ceremonii. Odziany w drogi i wspaniale uszyty garnitur, pełen pewności siebie i godności, przyjął nagrodę, składając jednocześnie bardzo osobisty hołd bywałej w świecie kawie:
"Napisałem wierszyk, który doskonale wpisuje się w nastrój wieczoru. Nosi on tytuł Oda do luaka:
Luak, luak,
Słychać śpiew,
Czy to drzewo? Czy to lew?
Ach, nie, przyjaciele, mylicie się dzisiaj,
Bowiem nasz bohater kuzynem jest rysia.
Luak, luak,
Zwierz nowy!
Encyklopedia podaje: to piżmak palmowy,
Genus Paradoxurus, hermafrodytyczny,
Oto naukowe miano jego śliczne.
Luak, luak,
Gdzie twe schronienie?
Na wyspie Sumatra, gdzie słońca promienie.
Tam pod najciemniejszej nocy osłoną
Zbieram najdojrzalsze kawy nasiona.
Luak, luak,
Kiedy się już najesz,
Całkiem nowy wówczas smak kawy powstaje.
Drodzy tu zebrani, oto gwóźdź programu:
Z odchodów luaka kawę wam podano".
Kiedy Martinez skończył swoje przemówienie i otarł załzawione oczy, do sali wkroczyło pewnym krokiem pięć młodych tancerek. Ubrane były w laboratoryjne fartuchy i niosły po kubku świeżo zaparzonej, parującej kawy luak. Kubki podano pięciu laureatom.
Laureaci siedzieli, wpatrując się na przemian to w kubki kawy, to w siebie nawzajem. W tym momencie wszyscy zebrani w sali wiedzieli dokładnie, o czym myśleli ci wielcy ludzie: "Jeżeli jeden z nas się napije - wszyscy będziemy musieli to wypić". Po długiej, pełnej nerwowego chichotu chwili i kilku nieudanych próbach podniesienia kubka z kawą do ust jeden z laureatów wypił podany przysmak. Pozostali poszli w jego ślady. I prawie natychmiast tych pięciu szacownych, dostojnych naukowców zaczęło opowiadać obrzydliwe dowcipy. Kiedy stało się jasne, że nie przestaną z własnej woli, mistrz ceremonii z niejakim trudem zawstydził ich, mówiąc cicho "już dobrze, chłopcy...".
Aby stało się zadość zasadzie równości, sam mistrz ceremonii wziął kubek z kawą, pociągnął z niego porządny łyk i przełknął. "No i jak smakuje?", krzyknął ktoś z tłumu. Odpowiedź brzmiała: "Lepiej, niż można by się spodziewać".
Literatura
948 tytułów w poszukiwaniu autora
"Można by zapytać, dlaczego Jurij tak bardzo starał się publikować. Co takiego nie pozwoliło mu ułatwić sobie zadania?"
fragment nekrologu Jurija Timofiejewicza Struczkowa [1926-1995] napisanego przez Alajosa Kalmana i opublikowanego w periodyku "Acta Crystallographica"
OFICJALNY WERDYKT KAPITUŁY
NAGRODA ANTYNOBLA W DZIEDZINIE LITERATURY
Nagrodę AntyNobla w dziedzinie literatury za rok 1992 otrzymuje Jurij T. Struczkow, niepowstrzymany autor z Instytutu Organicznych Związków Chemicznych w Moskwie, za 948 naukowych publikacji wydanych przez niego w latach 1981-1990, co daje przeciętną wydajność jednego artykułu na 3,9 dnia.
Dla wielu pracowników naukowych lista publikacji często stanowi najważniejszy czynnik decydujący o prestiżu, wysokości zarobków, awansach i ofertach pracy. Niektórzy autorzy są bardziej płodni niż inni. Lecz jeden człowiek, Jurij T. Struczkow, ustanowił rekord nadludzkiej niemal wydajności. W ciągu dziesięciu lat opublikował więcej, dużo więcej artykułów naukowych niż jakikolwiek inny naukowiec na świecie.
Jurij T. Struczkow pełnił funkcję dyrektora Instytutu Organicznych Związków Chemicznych przy Akademii Nauk Ścisłych w Moskwie. Był jednym z najlepszych krystalografów na świecie. Krystalograf używa aparatu Roentgena do fotografowania kryształów. W XX wieku była to jedna z najważniejszych i najskuteczniejszych technik, dzięki którym naukowcy poznawali strukturę złożonych cząsteczek. Wielu chemików zdobyło sławę i chwałę, a w kilku wypadkach także Nagrodę Nobla, dzięki wykorzystaniu krystalografii do wyjaśniania chemicznych tajemnic Natury.
Jednakże, pomimo swej pozycji w społeczności krystalografów, Jurij Struczkow był kompletnie nieznany reszcie świata aż do 1992 roku. Wtedy właśnie David Pendlebury z Institute for Scientific Information (Instytut Informacji Naukowej) w Filadelfii wykorzystał potężną bazę danych instytutu, by sprawdzić, który naukowiec opublikował najwięcej artykułów w latach 1981-1990.
Nietrudno zgadnąć, że zwycięzcą był mało znany doktor Struczkow. 948 publikacji naukowych wymieniało Jurija T. Struczkowa jako swojego autora lub współautora. Średnio, w ciągu tych dziesięciu lat, co 3,9 dnia ukazywał się nowy artykuł Struczkowa.
Dosłownie wszystkie publikacje dotyczą krystalografii, prawie za każdym razem Struczkow był współautorem, nie zaś jedynym autorem.
I tak na przykład w 1985 roku był współautorem (wraz z Pysznograjewą, Bacanowem, Ginzburgiem i Setkiną) intrygującej rozprawy naukowej "Zasadowość kompleksów metalo-karbonylowych. 19. Zastępowanie grupy CO w azacymantrenie i reakcje (ETA-C4H4N)MN(CO)2PPH3 z elektrofilami - struktura krystaliczna [(PPH3(CO)2 MN(ETAC4H4N)]2PDCL2 w promieniach Roentgena".
W tym samym roku, wraz z Czerepinskiimalowem, Gurarii Li, Mukmenowem i Arbuzowem, opublikował szeroko komentowaną rozprawę "Krystaliczne i molekularne struktury dwuetyloamonianów soli 2-hydroxy-4,5-dwubromofenylowego kwasu fosforowego, C10H16BR2NO5P".
Ponadto, u boku Jegorowa, Kolesnikowa, Antipina, Seredy i Nefedowa, napisał artykuł "Struktura delta-1.7-2.2.6.6-trójmetylo-4-tia-8,8-dwumetylo-8-germa-bicy-klo[5.1.0]oktenu - pierwszy przykład germacyklopropenu".
Są to, oczywiście, zaledwie trzy z około dziewięćdziesięciu artykułów, które opublikował tego roku, a rok 1985 to ledwie jeden z dziesięciu. Należy przy tym odnotować, że świetna passa pisarska Struczkowa rozpoczęła się długo przed 1985 rokiem i trwała długo po 1990.
Za swój kolosalny wkład w literaturę światową, Jurij T. Struczkow otrzymał w 1992 roku Nagrodę AntyNobla w dziedzinie literatury.
Laureat nie chciał lub nie mógł wziąć udziału w ceremonii wręczenia nagród. Jurij Struczkow nie ustawał w gorączkowej kontynuacji swego dzieła.
Zmarł w 1995 roku. W nekrologu umieszczonym w periodyku "Acta Crystallographica" czytamy, że w sumie opublikował ponad dwa tysiące artykułów naukowych. Autor nekrologu, zdumiony osiągnięciem Struczkowa, próbował odgadnąć, jakie były jego motywy:
"Można by zapytać, dlaczego Jurij tak bardzo starał się publikować. Co takiego nie pozwoliło mu ułatwić sobie życia? Najsilniejszym argumentem przeciwko wstąpieniu do komunistycznej partii było ogromne zaangażowanie w pracę naukową, które nie pozostawiało mu czasu na nic innego. Jurij uważał, że jedynym wyjściem była dla niego ciężka praca, dziś cięższa niż wczoraj, a jutro cięższa niż dziś. Otrzymał Złoty Medal A.N. Nesmejanowa tylko raz, w 1988 roku, a dopiero w 1990 roku wybrano go na członka korespondenta Akademii Nauk Ścisłych".
To jedna możliwość. O innej wspomnieli zachodni naukowcy zaznajomieni z sytuacją w ZSRR. Sprzęt do analiz z dziedziny krystalografii był w Związku Radzieckim towarem deficytowym. Powstała więc plotka, że radzieccy naukowcy, którzy chcą prowadzić badania krystalograficzne, mogą korzystać ze sprzętu Instytutu Organicznych Związków Chemicznych przy Akademii Nauk Ścisłych w zamian za dołączenie pewnej osoby do listy współautorów, kiedy rezultaty badań zostaną już opublikowane.
Literatura
Skarby z odbytu
"Prezentujemy opis przypadku leczenia dwóch pacjentów, w których odbytach uwięzły ciała obce, najprawdopodobniej umieszczone tam przez samych pacjentów. Ponadto raport zawiera przegląd opublikowanej dotychczas literatury tematu, wraz ze stu osiemdziesięcioma dwoma innymi odnotowanymi przypadkami, ujętymi w formę tabeli według rodzaju i liczby odnalezionych ciał obcych i opatrzonymi danymi na temat wieku, historii choroby, komplikacji i rokowania pacjentów".
fragment artykułu autorstwa Davida B. Buscha i Jamesa R. Starlinga
OFICJALNY WERDYKT KAPITUŁY
NAGRODA ANTYNOBLA W DZIEDZINIE LITERATURY
Nagrodę AntyNobla w dziedzinie literatury za rok 1995 otrzymują David B. Busch i James R. Starling z Madison w stanie Wisconsin, za wyjątkowo dogłębny raport "Ciała obce w odbycie. Opisy przypadków i obszerny przegląd literatury przedmiotu". Wśród wymienianych ciał obcych znalazły się między innymi: siedem żarówek, przyrząd do ostrzenia noży, dwie latarki, druciana sprężyna, tabakierka, puszka oleju z korkiem z ziemniaka, jedenaście różnych rodzajów owoców, warzywa i inna żywność, piła jubilerska, zamrożony świński ogon, blaszany kubek, szklanka do piwa, a nawet wyjątkowa kolekcja składająca się z okularów, klucza do walizki, kapciucha na tytoń i czasopisma.
Raport opublikowano w piśmie "Surgery", rocznik 100, nr 3, wrzesień 1986, 512-519.
Większość lekarzy miała do czynienia przynajmniej z setką niezwykłych przypadków - pacjentów, których schorzenia były tak wyjątkowe, że zdobyły dla nich miejsce w historii medycyny. Zaskakująco wiele tych przypadków ma związek z ciałami obcymi utkwionymi w odbycie.
Doktor James R. Starling zajmował się kilkoma takimi przypadkami, co spowodowało, że wraz z kolegą zagłębił się jeszcze bardziej w rozproszoną i wysoce specjalistyczną literaturę tematu. Tam znalazł ich dużo więcej. Lekarze odkryli, jak wielu spraw jest nieświadoma opinia publiczna. W służbie swojej profesji sporządzili ogólny spis - pierwszy na świecie - wszystkiego, co znaleźli.
Przypadek, który zainspirował doktora Jamesa R. Starlinga i zrobił na nim największe wrażenie, był dość niezwykły:
"Trzydziestodziewięcioletni żonaty prawnik rasy białej zgłosił się z buteleczką perfum, którą sam umieścił w odbycie, a następnie nie potrafił jej usunąć za pomocą rozmaitych przyrządów, w tym przyrządu do drapania pleców".
Po drugim przypadku ukrytego skarbu zgłoszonym przez innego pacjenta doktor Starling zwerbował swojego kolegę po fachu, doktora Davida B. Buscha, do tworzenia dzieła mającego stać się klasykiem raportów medycznych i naukowych. Odwiedzając biblioteki medyczne i ślęcząc nad tym, co nazwali "obszerną literaturą przedmiotu, zawierającą opisy około siedmiuset znalezisk dokonanych u około dwustu pacjentów", doktorzy Starling i Busch dotarli w miejsca, których nie odwiedzał regularnie żaden inny lekarz.
Odnotowali opisany w "Kentucky Medical Journal" z 1937 roku przypadek "wetknięcia żarówki do odbytu pięćdziesięciodwuletniego dziadka przez kilku nietrzeźwych przyjaciół".
Kontemplowali zamieszczony w "South African Medical Journal" z 1959 roku dokładny opis przypadku "umieszczenia przez kolegę w odbycie trzydziestoośmioletniego mężczyzny okularów, kluczyka do walizki, tabakierki i czasopisma".
Ich uwagę przykuło też "podejrzenie o fałszywe zgłoszenie napadu", opisane w "New York State Journal of Medicine" z 1934 roku: "pięćdziesięcioczteroletni żonaty mężczyzna przyznał się do własnoręcznego umieszczenia w swoim odbycie dwóch jabłek, odwołując złożone uprzednio zeznania o dokonaniu napadu przez kilku mężczyzn, którzy mieli siłą wetknąć do jego odbytu warzywa (ogórka i rzepę)".
Doktorzy Busch i Starling objaśniają, że w niektórych przypadkach tego typu pacjenci podają częściowo nieprawdziwe dane. "Jest to zapewne sposób radzenia sobie ze wstydem i zażenowaniem podczas rozmowy z lekarzem", napisali. "Pacjentów takich traktować należy delikatnie i taktownie, mając na uwadze ich dyskomfort psychiczny". "American Journal of Surgery" z 1928 roku zawiera opis takiego przypadku: "Pacjent początkowo przyznał się do umieszczenia w swoim odbycie cytryny i słoika schłodzonej śmietany, a następnie, powracając do zdrowia, oświadczył, że zrobił to za radą farmaceuty, w celu złagodzenia bólu hemoroidów, których nie znaleziono podczas badania".
Raport z 1935 roku, umieszczony w tym samym czasopiśmie, opisuje przypadek pacjenta, który "zgłosił się ze złamanym kijem od miotły w odbycie, oświadczając, że przyrząd ten wykorzystywał do masażu prostaty, zgodnie z zaleceniem lekarza, który sam wykonywał na nim ten zabieg dwa razy tygodniowo, kiedy pacjent miał jeszcze pieniądze na leczenie". W 1932 roku, podczas wielkiego kryzysu, "The Illinois Medical Journal" opisał pacjenta, który "zgłosił się z dwoma szklankami w odbycie, umieszczonymi tam w celu złagodzenia dokuczliwego swędzenia".
Obok wysokiej wartości literackiej i historycznej dzieło doktorów Starlinga i Buscha Rectal Foreign Bodies: Case Reports and a Comprehensive Review oft he World's Literature ma też walory informacyjne, zawiera bowiem garść danych przydatnych na co dzień każdemu lekarzowi. Raport przedstawia na przykład parę metod, za pomocą których można usunąć ciała obce z odbytu.
"Żarówki usunięto z powodzeniem, owinąwszy je uprzednio gazą i etaminą i ostrożnie miażdżąc obiekt. Inne oryginalne przyrządy wykorzystane do usuwania żarówek to na przykład wyplatany uchwyt szczotki i dwie duże łyżki".
"Co do kieliszka, usunięto go dzięki umieszczeniu w odbycie gipsowego opatrunku z wbitym w niego haczykiem, którym posłużono się, gdy gips stwardniał".
"Pewien słynny przypadek z XVI wieku dotyczył kobiety, w której odbycie tkwił świński ogon porośnięty szczeciną ułożoną w kierunku wyjścia z odbytu pod włos. W celu usunięcia przedmiotu do odbytu wsadzono pustą trzcinkę sięgającą dalej niż ogon, co umożliwiło skuteczne pozbycie się obu ciał obcych jednocześnie".
Za rzucenie światła na wiele rzeczy ukrytych dotąd w głębokich ciemnościach doktorzy David B. Busch i James R. Starling otrzymali w 1995 roku Nagrodę AntyNobla w dziedzinie literatury. Laureaci nie przybyli osobiście na ceremonię wręczenia nagród, lecz doktor Starling przysłał kasetę wideo z nagranym przemówieniem. W pełnym lekarskim rynsztunku powiedział monotonnym głosem:
"Jestem bardzo wdzięczny za wyróżnienie mnie tegoroczną nagrodą. Pragnę oczywiście podziękować moim współpracownikom, szczególnie doktorowi Buschowi, który wspierał mnie w badaniach i wertowaniu prac źródłowych. Występuję odziany w kitel, chcąc przypomnieć wszystkim, którzy pragną zająć się tą, czasem niebezpieczną, gałęzią medycyny, by zawsze ubierali się stosownie, konsekwencje zaniedbań pod tym względem mogą być bowiem zaskakujące, a nawet zgubne. Jeśli więc chcecie podjąć tę pracę, życzę wam stosownego stroju, poczucia humoru i powodzenia".
Raport doktorów Buscha i Starlinga wymienia pełny zestaw przedmiotów znalezionych w odbytach przed rokiem 1986, czyli datą publikacji. Czytelnicy raportu zorientowali się, że był on zaledwie początkiem serii.
W następnych latach pacjenci nabierali pewności siebie, a równocześnie wzrastała sprzedaż przedmiotów, które prędzej czy później trafiały do ludzkich odbytów. Oto subiektywny wybór tytułów opublikowanych w tym czasie:
*** 1987: "American Journal of Forensic Medicine and Pathology" zamieścił raport pt. Rectal Impaction Following Enema with Concrete Mix (Niedrożność odbytu wywołana lewatywą z mieszanki betonowej),
*** 1991: japońskie czasopismo medyczne "Nippan Hoigaku Zasshi" opisało szczegółowo niefortunny przypadek Homicide by Rectal Insertion of a Walking Stick (Zabójstwo przez wetknięcie laski do odbytu),
*** 1994: "American Journal of Gastroenterology" odnotował przypadek Tooth-pick in Ano (Wykałaczka w odbycie),
*** 1996: "Indian Journal of Gastroenterology" zamieścił opis przypadku Whisky Bottle in the Rectum (Butelka whisky w odbycie). Tego samego roku w czasopiśmie znalazły się jeszcze dwa interesujące dla znawców tematu raporty: Screwing a Carrot Out of the Rectum (Wykręcanie marchewki z odbytu) oraz And Now, a Needle in the Rectum (A teraz - igła w odbycie),
*** 1999: "Journal of Emergency Medicine" doniósł o przypadku znalezienia rękawicy kuchennej w odbycie dwudziestoletniego mężczyzny,
*** 2001: czasopismo medyczne "Rozhledy v Chirurgii" poinformowało, że w odbycie pewnego czeskiego dżentelmena znaleziono porcelanową filiżankę, natomiast "British Dental Journal" w raporcie pt. Don't Forget Your Toothbrush (Nie zapomnij szczoteczki do zębów!) opisał przypadek pacjenta, który zapomniał.