Gazeta Wyborcza - 03.06.2012
Wojciech Czuchnowski
Aresztować Wałęsę
W "dniu teczek", 20 lat temu, ludzie Macierewicza zarządzili alarm w Nadwiślańskich Jednostkach Wojskowych
Gdy 4 czerwca 1992 r. o godz. 10 rano szef MSW Antoni Macierewicz dostarczał
do Sejmu "listy agentów", podległe mu jednostki wojskowe rozpoczęły
niepokojące przygotowania. Żołnierzy zatrzymano w koszarach i przydzielono
im dodatkowe magazynki do pistoletów maszynowych. Oficerowie spędzili noc w
sztabie w mundurach polowych. W pogotowiu czekały ciężarówki, śmigłowce,
antyterroryści.
Ze ściany w dowództwie jednostki ktoś zdjął portret prezydenta Lecha Wałęsy.
Takie informacje można znaleźć w aktach tajnego śledztwa Naczelnej
Prokuratury Wojskowej, która badała, czy w "dniu teczek" podjęto
próbę wyprowadzenia wojska na ulice.
Naimski nie umiał
Spór o to, czy uchwałę lustracyjną Sejmu usiłowano wesprzeć militarnie,
trwa od obalenia rządu Jana Olszewskiego.
12 czerwca 1992 r. nowy szef MSW Andrzej Milczanowski ujawnił, że 4 czerwca
próbowano wprowadzić stan podwyższonej gotowości bojowej w Nadwiślańskich
Jednostkach Wojskowych (NJW). Miały obstawić Belweder (siedzibę
prezydenta), Sejm i telewizję publiczną. Postawiono na nogi ok. 800 żołnierzy,
w tym żandarmerię, grupę antyterrorystyczną. Gotowe do akcji były śmigłowce
MSW: Bell i Mi-8. Alarm odwołano 5 czerwca rano po nocnych obradach Sejmu, na
których odwołano rząd Olszewskiego.
Milczanowski powiedział, że rozkaz akcji wydał Piotr Naimski, do 4 czerwca
szef Urzędu Ochrony Państwa. Ujawnił też szyfrogram (PF 100), który płk
Józef Pęcko, dowódca NJW, wysłał do podwładnych po rozmowie z Naimskim.
NJW, rozwiązane w 2002 r., liczyły wtedy ok. 5 tys. żołnierzy i podlegały
ministrowi spraw wewnętrznych. Formacji tej używano do ochrony rządu, działań
antyterrorystycznych i traktowano jako pierwszą linię obrony w razie
zamieszek lub konfliktu zbrojnego.
Po wystąpieniu Milczanowskiego sprawę zaczęły badać specjalna komisja
sejmowa i prokuratura. Komisja zakończyła prace dziwną konkluzją (12 głosów
za, 6 przeciw) - że 4 czerwca nie było stanu podwyższonej gotowości
bojowej w wojskach MSW. Nie wykluczyła jednak, że Naimski usiłował to
zrobić, ale... nie wiedział jak.
Prokuratura wojskowa latem 1993 r. umorzyła śledztwo z przyczyn formalnych.
Uznała, że z 30 czynności składających się na procedurę stanu podwyższonej
gotowości wprowadzono tylko 6.
Jednak tajne do dziś przesłuchania oficerów NJW, którzy 4 czerwca mieli
wykonywać rozkazy, pokazują, dlaczego próba wyprowadzenia wojska na ulicę
się nie udała.
"Odwołaj to wszystko"
"Uznałem, że wojsko zostało zamieszane w rozgrywki polityczne.
Sytuacja taka jak 4 czerwca 1992 nie była wyjątkowa, ale od 1989 r. takich
historii nie było. W mojej ocenie istniała realna możliwość użycia
wojska poza koszarami. Groziło to nieobliczalnymi skutkami" - oświadczył
przed prokuratorem ppłk Jan Budnik, szef sztabu 1. Warszawskiej Brygady
Zmotoryzowanej NJW.
Opowiedział, że w "dniu teczek" płk Pęcko wezwał go o godz. 11
(godzinę po rozmowie z szefem UOP) i polecił "natychmiastowe
wzmocnienie ochrony gmachu MSW poprzez wystawienie patroli i wzmocnienie
posterunków". Rozkazał "przejście na wzmocniony wariant ochrony,
przezbrojenie warty w broń długą".
Dowódca wezwał go ponownie. Budnik: "Pytał się, ilu jeszcze posiadam
żołnierzy w dyspozycji i czy jestem w stanie wydzielić do działania
batalion piechoty" (oficer miał w tym momencie do dyspozycji 400 żołnierzy).
Płk Pęcko pytał go też, "czy będzie miał jeszcze 50 ludzi na
Radiokomitet".
W gabinecie szefa Budnik słyszał, jak wyznacza on zadania dowódcy Pułku
Lotniczego NJW: "Przy mnie płk Pęcko pytał, ile ma śmigłowców Bell.
Dowódca powiedział, że ma 2, ale 1 niesprawny. Płk Pęcko powiedział, żeby
wobec tego przygotować jeszcze wszystkie Mi-8".
Siły, którymi Budnik dysponował, były gotowe na godz. 17. (Sejm szykował
się do nocnej debaty nad "teczkami Macierewicza"). Budnik zeznał:
"Na placu alarmowym stała kolumna środków transportu w postaci 20 starów
266, UAZ-a z radiotelefonem i sanitarki z sanitariuszem. Żołnierze
przebywali w pododdziałach, broń i amunicja alarmowa znajdowała się w
magazynach, w gotowości pozostawały też środki łączności. Każdy z żołnierzy
miał otrzymać kbk AKM. Określona została do wydania amunicja alarmowa w
ilości 8 skrzynek po 1400 szt. w skrzyni. Każdy żołnierz miał też
otrzymać po 4 magazynki z ładownicą, maskę i hełm".
Następnego dnia po upadku rządu Olszewskiego do gmachu MSW nie wpuszczono
Macierewicza i Naimskiego. Gdy Budnik przyszedł rano do jednostki, szef
sztabu płk Wojciech Dziamski powiedział mu krótko: "Odwołaj to
wszystko".
Pułkownik kręci głową
Jednym z następnych rozmówców Pęcki był jego zastępca ds. liniowych płk
Tadeusz Wnęk. Dowódca wezwał go ok. godz. 14. Powiedział mu więcej niż
Budnikowi: "Poinformował, że w godzinach rannych był wezwany do
ministerstwa, gdzie w imieniu ministra spraw wewnętrznych szef UOP Piotr
Naimski wydał mu polecenie wprowadzenia stanu podwyższonej gotowości
bojowej w NJW oraz wzmocnienia ochrony obiektów telewizji".
Rozmowę przerwał telefon. Wnęk: "Płk Pęcko podniósł słuchawkę i
zameldował się, używając zwrotu >>panie ministrze<<. Ze słów, których
używał, domyśliłem się, że jego rozmówca żąda informacji o realizacji
otrzymanego polecenia, zorientowałem się, że pytał o fazę realizacji i
czy już wyjechały wzmocnienia do obiektów telewizji, dowódca tłumaczył,
dlaczego to trwa tak długo. Z treści wypowiedzi dowódcy wywnioskowałem, że
druga strona tej rozmowy telefonicznej napiera na wykonanie tych zadań".
Płk Wnęk czuł niepokój. "W tej fazie rozmowy dawałem dowódcy do
zrozumienia, aby nie ulegał tym naciskom. Czyniłem to w ten sposób, że kręciłem
przecząco głową" - zeznał prokuratorowi.
Był też świadkiem dramatycznej rozmowy płk. Pęcki z szefem sztabu płk.
Dziamskim. Pęcko pytał, na jakim etapie jest przygotowanie grupy żołnierzy
do wzmocnienia ochrony obiektów telewizji. Płk Wnęk: "Słyszalny był
dla mnie głos płk. Dziamskiego. Mówił dowódcy, że trzeba jak najdłużej
czekać z tym i nie wyprowadzać wojska poza koszary".
Wśród oficerów rosło rozdrażnienie. Wnęk: "Po rozmowie z płk.
Dziamskim dowódca powiedział do mnie, że ta poprzednia rozmowa była z
gabinetu ministra spraw wewnętrznych i że dzwonił szef UOP Piotr Naimski,
który nie jest jego przełożonym, ale wydaje mu polecenia, jakby nim był.
Dowódca określił to dosadnie, używając niecenzuralnych słów. Widać było,
że [płk Pęcko] jest zdenerwowany. Zorientowałem się, że dowódca uważa
takie działania za niepotrzebne, nieuzasadnione, wręcz awanturnicze".
Plotki o zatrzymaniu Wałęsy
Płk Zbigniew Bonczyński, jeden z szefów żandarmerii NJW, zeznał, że 4
czerwca oficer dyżurny przekazał mu polecenie przebrania się w mundur
polowy: "Nie precyzował powodu. Po jakimś czasie wszedłem do pokoju
komendanta ŻW, który w tym czasie telefonował do jednostki w Emowie [pod
Warszawą], gdzie stacjonuje kompania żandarmerii NJW. Rozmowa dotyczyła
wyjazdu części tych żołnierzy do Warszawy. Ta grupa żołnierzy została
przywieziona do Warszawy i zakwaterowana na obiektach 9. batalionu.
Przyjechali ze swoją bronią, natomiast jeśli chodzi o amunicję, to
prawdopodobnie została wydzielona z 9. batalionu. Widziałem na korytarzu
oddziału drewniane skrzynki z amunicją".
Na pytanie, o czym wtedy myślał, Bonczyński odpowiedział: "Jedną z
wersji, którą osobiście traktuję jako plotkę, było, że w dniu obrad
Sejmu nad odwołaniem rządu i związanej z tym sprawy teczek tajnych współpracowników
UB i SB mogło nastąpić ewentualne zatrzymanie prezydenta RP w
areszcie".
Tylko 50 żandarmów z Emowa przyjechało do jednostki w centrum stolicy. Dowódca
mjr Roman Kalisz zakwaterował ich i zarządził ograniczenie wyjścia pozostałych
żołnierzy z koszar.
Ładowanie magazynków
Wyjazd żandarmów do Warszawy opisywał też płk Zdzisław Makuszewski, szef
Wydziału Pracy Sztabowo-Biurowej NJW: "Kilku żołnierzy w mundurach
polowych ładowało amunicję do dwóch skrzyń stojących pod drzwiami
kancelarii. Składali do skrzyń magazynki od kbk AK z ostrą amunicją".
Dowódca NJW i jego zastępca byli w mundurach polowych. Makuszewski:
"Zapytałem, co się u nich dzieje. Dowiedziałem się tylko, że spali w
oddziale".
Prokurator pytał Makuszewskiego, czy wie, jak to się stało, że 4 czerwca
ze ściany w dowództwie NJW przy ul. Podchorążych znikła fotografia
prezydenta Lecha Wałęsy. "Nie wiem, kiedy i z czyjego polecenia te
fotografie zdjęto" - odpowiedział oficer.
Makuszewski również słyszał o możliwym zatrzymaniu prezydenta:
"Rozważaliśmy przypuszczenia odnośnie działań w dniu obrad Sejmu.
Łącząc różne fakty i zdarzenia, wyrażone zostało przypuszczenie, że
to, co prezydent Lech Wałęsa mówił o swoim ewentualnym osadzeniu, mogło
polegać na prawdzie".
Wizytacja w Arłamowie
Powód tych pogłosek była jeszcze jedna. Z zeznań w śledztwie b. szefa NJW
gen. Edwarda Wejnera i jego zastępcy płk. Józefa Kołaczkiewicza wynika, że
już w kwietniu 1992 r. grupa związanych z Macierewiczem urzędników MSW
wizytowała koszary NJW w Bieszczadach i ośrodek w Arłamowie, gdzie Wałęsa
był internowany w stanie wojennym. Sprawdzano możliwości lądowania śmigłowców
i zakwaterowania żołnierzy. Niespodziewana wizytacja nastąpiła też w tzw.
obiektach umocnionych przeznaczonych na stanowiska kierowania w okresie zagrożenia
i wojny dla naczelnych organów władzy i administracji państwowej.
Bez wiedzy Kancelarii Prezydenta dokonano także "lustracji obiektu
Prezydenta" przeznaczonego na schronienie dla głowy państwa podczas
wojny.
Gen. Wejner: "W czasie rozmowy oficerów Żandarmerii Wojskowej padło
stwierdzenie, że gdyby prezydent wieczorem lub w nocy w dniu głosowania w
Sejmie nad odwołaniem Rady Ministrów wyszedł poza budynek Sejmu, to zostałby
odizolowany i odsunięty od władzy. Takie same komentarze były czynione
przez członków grupy antyterrorystycznej. Z tego, co mi wiadomo, to w tej
grupie od 27 maja do 5 czerwca 1992 była wprowadzona pełna gotowość
bojowa. 4 czerwca zostały utworzone co najmniej dwie podgrupy
antyterrorystyczne w składzie dowódca, kierowca i 5 funkcjonariuszy z
odpowiednim wyposażeniem w broń i amunicję. Grupy te poruszać się miały
dwoma mercedesami sanitarkami. Zadania tym podgrupom wydawał osobiście min.
Macierewicz".
I jeszcze o zdjęciu Wałęsy: "Na polecenie dowódcy NJW z tablic
propagandowych w sztabie dowództwa zostały zdjęte fotografie Prezydenta RP
i jego małżonki" - zeznał gen. Wejner.