usenet - 12 stycznia 2005
Bartłomiej "Zyga" Kolański
Czego wy właściwie chcecie od Arnolda Buzdygana?
Od momentu kiedy się tu pojawiłem, moją uwagę zwrócił obcesowy i bezceremonialny sposób obchodzenia się z tym człowiekiem. Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego osoby odpowiedzialne za szarganie jego danymi personalnymi wciąż są na wolności! Czy w tym kraju nie szanuje się prawa jednostki do dobrego imienia? A może sprawcy tych niecnych czynów, mających na celu ośmieszenie Buzdygana łudzą się pozorną nietykalnością i bezkarnością, która wedle ich mniemania bezwarunkowo obowiązuje w Internecie? Z tak okrutnym postępowaniem wobec jednego człowieka jak dotąd nie spotkałem się nigdzie indziej.
Arnold Buzdygan w ciągu kilku lat stał się najłatwiej rozpoznawanym internautą, w związku z czym zwykłemu obserwatorowi mogą nasuwać się następujące spostrzeżenia: 1) Arnoldowi zależało na popularności, z którą jego zdaniem nieodłącznie związane jest lepsze "wzięcie" w świecie biznesu, w którym obecnie funkcjonuje z całkiem niezłym rezultatem - dlatego też sam Arnold aktywnie uczestniczył w popularyzacji swojej postaci poprzez tzw. trollowanie i zwracanie na siebie uwagi rzesz Internautów, których najczęściej przyciąga tania sensacja i możliwość bezkarnego naigrywania się, tworząc w ten sposób podwaliny pod swoją dominację w rynku, opartą na dezinformacji 2) Ludzie drwiący z Budygana wydają się być osobnikami do cna zdemoralizowanymi, którzy w ten sposób starają się uleczyć liczne kompleksy. Jak wiadomo bowiem Arnold Buzdygan jest człowiekiem czynu, a jego ogólnodostępne CV potrafi zaimponować nawet osobie z wieloletnim doświadczeniem w prowadzeniu przedsiębiorstwa. Usenet zaś, zwany w niektórych kręgach skupiskiem nieudaczników, złożony jest przeważnie z osób, które o założeniu dobrze prosperującego przedsiębiorstwa mogą jedynie pomarzyć. Na tym gruncie rodzą się liczne animozje pomiędzy Buzdyganem, uosobieniem sukcesu, a szarą resztą, biernie spędzającą godziny przed ekranem monitora. Zawiść powodowana niezaspokojeniem potrzeb pobudzonych spektakularnym sukcesem Buzdygana obraca się więc w czystej wody złośliwość, obliczoną na spotwarzenie Buzdygana, stanowiące rodzaj rekompensaty dla "szarej strefy" za upokorzenie i "kłócie w oczy" osiągnięciami i milionowymi zyskami, będącymi rezultatem rozlicznych interesów Buzdygana i powiązań z krajowym i światowym biznesem.
Jakkolwiek nie tłumaczyć by przyczyn takiego, a nie innego postępowania mrowia szaraków, zgnębionych sukcesami Buzdygana, nie można zapomnieć o kwestiach związanych z prawem i jego poszanowaniem, bowiem ludzie, którzy zrobili z Buzdygana "szmatę do pomiatania" zdają się nie rozumieć konsekwencji swoich czynów i ich wagi dla reputacji człowieka, zarządzającego przedsiębiorstwem, które generuje milionowe zyski na przestrzeni roku. Zmasowany atak na Buzdygana jest więc w pewnym sensie atakiem skierowanym przeciwko polskiej gospodarce i biznesowi. Każda złośliwa uwaga spłodzona przez żądnych krwi zawistników jest w stanie odwieść potencjalnego klienta od zawarcia umowy z firmą Eteria, co w prostej linii przekłada się na zmniejszone zyski w skali rocznej oraz zredukowane możliwości inwestowania tychże pieniędzy w polską gospodarkę. Ostateczny wynik wymienionych zabiegów można przewidzieć z wielką łatwością: stracą na tym wszyscy, zarówno właściciele firmy Eteria, Arnold Buzdygan, polska gospodarka i polski rynek pracy. Niszcząc dobre imię Arnold Buzdygana porywacie się również na markę produktów i usług oferowanych przez tego człowieka, co doprowadza do załamania finansów przedsiębiorstwa i ograniczenia zatrudnienia. Wasze działanie zwiększa w ten sposób poziom bezrobocia i niweluje szanse na bujny rozwój małej i średniej przedsiębiorczości, która jest bez dwóch zdań podstawą rozwoju polskiej gospodarki i fundamentem na którym powinniśmy budować pierwsze piętra polskiej supremacji w dziedzinie globalnego biznesu.
Czy naprawdę warto ryzykować pogorszenie kondycji polskiej gospodarki dla pofolgowania swojej zawiści i manii niższości? Następnym razem zanim wyślecie na grupę dyskusyjną sarkastyczną uwagę na temat Arnolda Buzdygana pomyślcie choć przez chwilę, jak bardzo wasza decyzja o "dołożeniu" Buzdyganowi może wpłynąć na stan jego przedsiębiorstwa. Pomyślcie również o koszmarze, przez który ten człowiek musiał przejść, będąc zaszczutym przez tysiące nieznanych mu ludzi, którzy skuszeni złudną anonimowością, postanowili urządzić sobie "zbiorowe natrzęsawisko" z człowieka, który ich zdaniem uważał się za lepszego od innych. Arnold Buzdygan jest przedsiębiorcą z krwi i kości: zawsze zdecydowany, wie czego chce, a jeśli postawi sobie jakiś cel, uparcie dąży do jego realizacji. Jest modelowym przykładem człowieka, który wyemancypował się z nizin społecznych (dawnej klasy robotniczej) dzięki pracowitości, sprytowi i żelaznej konsekwencji. Nie powinniście więc spodziewać się po nim nagłej skłonności do zmiany stanowiska, bądź też uległości i bezczynnego znoszenia razów, które słaliście na jego plecy w postaci dziesiątek tysięcy obraźliwych postów. Buzdygan jest człowiekiem prawym, szanuje innych ludzi, tak długo, jak oni szanują jego. Jeśli sprzyjasz jego planom, nie masz się czego obawiać. Jeśli jednak staniesz mu na drodze, nie chciałbym znaleźć się w twojej skórze. Taka nieprzejednana postawa wobec otoczenia jest warunkiem koniecznym odniesienia sukcesu w jakże trudnej polskiej rzeczywistości. Stąd też ci, którzy zabawiali się w robienie z Buzdygana "tata-wariata" powinni mieć pretensje do samych siebie, że obiekt ich bezczelnych ataków wziął sprawy w swoje ręce i sam zadbał o przestrzeganie prawa. Arnold Buzdygan wymyślił niezawodny system "samoobrony", który jak się okazało zdał egzamin z postawy obywatelskiej na ocenę celującą. W obliczu opieszałości organów ścigania, Buzdygan ścigał sprawców na własną rękę, inwestując dość znaczne sumy pieniędzy w pozyskiwanie numerów telefonów delikwentów piszących na grupy dyskusyjne i zatrudnianie tzw. "dresów", którzy wykazywali się niezwykłą wręcz biegłością w sztuce perswazji. Dzisiaj tylko nieliczni pozwalają sobie na kpiny z Arnolda - większość siedzi cicho jak mysz pod miotłą, obawiając się nagłej interwencji zwiastowanej silnym kopniakiem w drzwi.
Usilne próby obrony dobrego imienia, Arnold Buzdygan przypłacił wieloma skargami, które wniesiono na niego do wrocławskiej prokuratury. Pomimo tymczasowej mody na "procesowanie się z Arnoldem" przetrwał on okres nasilonego "przypływu wniosków" i do dnia dzisiejszego z wielkim powodzeniem zarządza przedsiębiorstwem o nazwie Eteria, specjalizującym się w oferowaniu usług telekomunikacyjnych. Z tego co mi wiadomo, Arnold za kilka lat będzie mógł konkurować nie tylko z wielkimi koncernami, których zasięg oddziaływania na polski rynek jest jeszcze relatywnie niewielki (Tele 2), ale nawet z polskim tytanem monopolu na świadczenie usług telekomunikacyjnych - TPSA. Firma ETERIA jak na razie zwiera szeregi i kolekcjonuje kapitał, jakże niezbędny do ostatecznego rozprawienia się z krajowym monopolistą. Już wcześniej Arnold Buzdygan stał się znany w kraju (i nie tylko) za sprawą licznych przedsięwzięć, które swoim nowatorstwem i oryginalnością przyćmiły największe inicjatywy kulturalne lat 2002 - 2004. Arnold Buzdygan postanowił bowiem wyprodukować pierwszą w historii polskiej kinematografii bajkę animowaną wykonaną w całości w technice 3D. Sztuka ta, na pozór karkołomna, przez całe lata dojrzewała do końcowego kształtu, który przeszedł najśmielsze oczekiwania samego Buzdygana. Bajka o dźwięcznym tytule "Swojaki" przeszła już do historii polskiej animacji, zajmując lukratywne miejsce wśród podobnych produktów, spośród których wyróżnia się profesjonalnym podejściem do tworzenia animacji oraz wielką wagą przykładaną do fabuły, jakże często odsuwanej na boczny tor w gigantycznych przedsięwzięciach Walta Disneya. "Swojaki" niemalże z miejsca stały się przedmiotem uwielbienia milionów polskich dzieci, które jak na zawołanie skupiły się przed teleodbiornikami, aby z uwagą śledzić przygody swoich ulubieńców. Od samego początku prac nad "Swojakami" Arnoldowi Buzdyganowi przyświecał jeden zasadniczy cel: wypełnić oczekiwania polskiego dziecka, nie epatować go przemocą i jednocześnie dostarczyć mu masę uciechy, która miałaby szansę zastąpić sztucznie wykreowane pożądanie "krwawe jatki", usilnie promowanej przez amerykańskie wytwórnie. Buzdygan prawie w każdym ze swoich projektów szedł tzw. "polską drogą", nie ulegał stereotypom i budził w ten sposób ducha szacunku i narodowej dumy, której niezwykle brakuje Polakom od czasów nagłej i niespodziewanej transformacji ustrojowej, skazującej miliony rodaków na wegetację i wyginięcie. Arnold Buzdygan jest również znany we wrocławskim światku biznesu, jako szacowny mecenas kultury, mający na swoim koncie dwie publikacje książkowe. Zwłaszcza jedna z nich, dotycząca hipnozy, zyskała sobie wielką poczytność i ogromną popularność polskiego czytelnika. Podobno książka ta zainspirowała setki ludzi do zajęcia się hipnozą w celach zawodowych, przyczyniając się tym sposobem do utworzenia specyficznej branży hipnotycznej, która (choć mało kto o tym wie) jest rdzennie polskim wynalazkiem.
O sukcesach zawodowych Arnolda Buzdygana można by prawić w nieskończoność, pomijając tym samym wiele aspektów z życia prywatnego Arnolda które są niezwykle ważne przy próbie oceny jego postępowania i przewinień tysięcy Internautów biorących udział w niszczeniu dzieła życia Arnolda, psucia mu reputacji i odbieraniu klientów. Arnold Buzdygan jest bez wątpienia silnym mężczyzną, pewnym swojej wartości i o jasno sprecyzowanych celach życiowych. Do świata polskiego biznesu wszedł on z gracją słonia w składzie porcelany i właśnie ta cecha, na pierwszy rzut oka wydająca się wadą, bardzo pozytywnie zaważyła na jego dalszej karierze. Buzdygan od samego początku swojej działalności zdawał sobie sprawę ze znaczenia biznesowej propagandy i lansowania własnej marki na rynku, w tym celu najprawdopodobniej zmienił imię i nazwisko. Większość badaczy zjawiska gospodarczego, jakim stał się Arnold Buzdygan zgodnie przypuszcza, że "Arnold Buzdygan" jest jedynie "pseudonimem artystycznym", imieniem pod którym ukrywa się niezwykle skomplikowana osobowość oraz płaszczem ochronnym i werbalną kwintesencją charakterologiczną Buzdygana. Wszyscy pamiętamy o burzliwych dziejach gwiazd filmowych, które pomne ostrzeżeń o licznych niebezpieczeństwach czyhających na naiwnych, przybierały nowe imienia i nazwiska, chroniąc tym samym swoją sferę intymności przed licznymi atakami i tworząc sobie furtkę bezpieczeństwa w razie nagłego spadku popularności lub wejścia w konflikt z prawem. Arnold Buzdygan, który w pewnym okresie swojego życia postanowił zostać zdobywcą świata, zmienił swoja personalia, podobnie jak Dżugaszwili po całonocnej kontemplacji syberyjskich stepów. Przybrał imię swej ukochanej gwiazdy filmowej, lekko cofniętego w rozwoju Austriaka, cierpiącego na chroniczne problemy z potencją spowodowane niekontrolowanym wchłanianiem sterydów, znanego z niezłomnej woli odniesienia sukcesu i przemożnego pragnienia "bycia najlepszym w jednej dziedzinie". Kiedy imię zostało już ustalone, przyszedł czas na nazwisko, które będąc dopełnieniem imienia, musiało wyrażać podobne cechy stałości, twardości, determinacji i siły. Arnold początkowo rozważał opcję "Młot", ale po dłuższym zastanowieniu doszedł do przekonania, że "Arnold Młot" brzmi zbyt jednoznacznie, dlatego też zdecydował się na "Buzdygana", mającego oznaczać "potęgę miażdżenia konkurencji", "chłod uczuciowy i emocjonalny", oraz "siłę przebicia tarana". Arnold Buzdygan, jak zostało wcześniej napisane, przyszedł na świat w rodzinie robotniczej, więc legendarne skundlenie genów od początku stanowiło dość znaczną blokadę jego rozbujanych aspiracji mentalnych. Jak powszechnie bowiem wiadomo, ludzie pochodzący z klasy robotniczej nie grzeszą rozumem. Buzdygan bardzo ostro pracował nad poprawieniem swoich umiejętności przyswajania wiedzy, kładąc szczególny nacisk na opanowaniu podstaw retoryki i sztuki przekonywania, niezbędnych w biznesie. Łącząc kolokwialne zwroty rodem z polskiej wsi, brak wyczucia konwencjonalnej stylistyki i ogromne emocjonalne zaangażowanie w wypowiadane kwestie, Buzdygan stał się dość sprawnym mówcą, któremu o niebo łatwiej przychodzi składania skomplikowanych wypowiedzi niejako ad hoc niż ich pisanie. Być może z chęci wypełnienia tej luki i znalezienia dodatkowych "czynników schlebiających" Buzdygan rozpoczął swoją przygodę z Usenetem. Dziś trudno jest cokolwiek na ten temat powiedzieć. Jedno jednak jest pewne: niespotykana wręcz zawiść grupowiczów całkowicie ośmieszyła tego człowieka, nie pozostawiając na nim suchej nitki. Wtedy to po raz kolejny twardy charakter Buzdygana dał o sobie znać. Postanowił on zawalczyć o przestrzeganie prawa w Internecie, skupiając się na egzekucji prawa danych osobowych, niestety bez spodziewanego rezultatu. Wyszedł z tej walki przetrącony, ale nie przegrany. Pomimo licznych stron internetowych i grup dyskusyjnych mających na celu skompromitowanie jego osoby, Buzdygan wciąż cieszy się nie gasnącą popularnością, a nawet uwielbieniem. Do dnia dzisiejszego, po wielokroć cytowana wypowiedź Grzegorza D. wzbudza takie same uczucia, jak wtedy, gdy została po raz pierwszy sformułowana: "Arnold Buzdygan jest najwyższą syntezą przedstawiciela wyemancypowanej klasy robotniczej. Jest ucieleśnieniem uniwersalizmu Goethego, głębi Kanta, dynamizmu Hegla, patriotyzmu Fichtego, geniuszu Fryderyka II, realizmu Bismarcka, jak również burzliwej inspiracji Wagnera oraz bystrości Spenglera. " Buzdygana niejednokrotnie przedstawiano zarówno jako kapłana kapitalizmu, jak i wojownika o prawa, człowieka czynu i wielkiego myśliciela - niemal jako żywego boga, ostatecznego sędziego, który może kształtować los. Ktoś kiedyś napisał: "Buzdyganie, jesteś prosty, ale wielki i za to cię kocham"...
Trudno napisać o Arnoldzie Buzdyganie w kilku słowach, jeszcze trudniej przekonać osoby, które do tej pory naigrywały się z niego, aby dały sobie na wstrzymanie. Moim celem było nie tylko opamiętanie co niektórych, ale także przybliżenie sylwetki Buzdygana nowym grupowiczom, którzy są najbardziej podatni na ataki wrogiej propagandy Rafała Maja i spółki. Prawda o Arnoldzie Buzdyganie wygląda zupełnie inaczej, niż przedstawiają ją służebne "serwisy informacyjne" pana Maja, mające wytworzyć w wyobraźni odbiorców nie pozostawiający złudzeń image Buzdygana, jako człowieka niezrównoważonego psychicznie i emocjonalnie, żyjącego na bakier z prawem i niebezpiecznego dla otoczenia. Prawda o Arnoldzie Buzdyganie tkwi w nim samym i nie ma prawie nic wspólnego z tym, co usiłują przeforsować wrogie mu jednostki. Życzę sobie i całej Polsce, aby takich konsekwentnych i pracowitych ludzi, jak Arnold Buzdygan było w tym kraju o wiele więcej i aby wszyscy oni zabrali się do odbudowywania polskiej gospodarki, zniszczonej rabunkową prywatyzacją, interwencjonizmem państwowym oraz szczerzącą się korupcją i poczuciem bezkarności wśród najwyższych urzędników państwowych. To właśnie w rękach takich ludzi jak Buzdygan spoczywa przyszłość kraju nad Wisłą i to właśnie takich ludzie powinniśmy wspierać w dążeniu do stworzenia jak największej ilości miejsc pracy. Drodzy grupowicze! Odłóżmy na bok resentymenty i zawiść. Dajmy żyć Arnoldowi Buzdyganowi i wspomóżmy go czasem dobrym słowem. Nie krytykujmy wszystkiego, co wychodzi spod jego rąk. Niech nasze nastawienie do życia stanie się bardziej konstruktywne i tolerancyjne. Jeśli nie zaczniemy zmian od samych siebie, nigdy nie będzie lepiej w naszej ukochanej Ojczyźnie.