BLONDYNKA I WSZYSTKO JASNE


 

Jasność widzę 



Urocze, słodkie i głupie, czy może wyrafinowane i pełne uwodzicielskiej mocy? Fascynacja blondynkami to nie wymysł współczesności. Od stuleci blondynki oczarowują mężczyzn i budzą zazdrość brunetek.  Dlaczego wywołują tak ogromne emocje?

 

MARIE COUSIN I JEAN-PIERRE DUFREIGNE 

14.08.2003

 

Ponad rok temu, we wrześniu 2002 roku, świat usłyszał wielką nowinę: telewizje amerykańskie ABC oraz CNN, a także czasopisma brytyjskie (nie tylko brukowce) obwieściły, że za 200 lat nie będzie już na ziemi naturalnych blondynek. Z komunikatu Międzynarodowej Organizacji Zdrowia (WHO) wynikało, że recesywny gen, któremu zawdzięczamy płowy kolor włosów, zaniknie około roku 2200. Na tę wieść blondynki i blondyni - od Kalifornii po okolice podbiegunowe - zgłosili gotowość ofiarowania badaczom swych włosów w nadziei, że genetyka zapobiegnie tej klęsce.

Zaczęło się od Wandalów

Ale parę dni później WHO zdementowało fatalną nowinę: zanik blond-genu nigdy nie wchodził w rachubę. Nie nadszedł jeszcze czas, gdy blondynkami będą wyłącznie przefarbowane szatynki, brunetki czy rude. Tak czy owak, według danych zawartych w książce Martina Monestiera "Les Poils" (Włosy), blondynka to biały kruk. Niemniej jednak na 6 miliardów ludzi - 30 milionów osób to jasnowłose.

Blondynki to produkt importowany: jeśli w Andaluzji rodzą się płowowłose, to dzięki temu, że terminem "wandal" określa się dzikusa. Wandalowie osiedli na południu Hiszpanii w V wieku. A jeśli Sycylijki pod żałobną chustą kryją płowe kosmyki, to dlatego że w starożytności Wielka Grecja była terenem rozgrywek między Wandalami i Ostrogotami (491 rok n.e.), w 545 roku znalazła się pod władzą Bizancjum, w IX wieku - Arabów, w 1061 roku - jasnowłosych Normanów Rogera I, a w XII wieku - Niemców. Blondynki miewają więc różnorodne korzenie.

Z kolei w Australii roi się od blondynek (jak Kylie Minogue czy Nicole Kidman), bo płowowłosi mieszkańcy Albionu zsyłali tam swoich skazańców. Cóż dopiero mówić o obu Amerykach, ojczyźnie Indian, dokąd trafiały rzesze Anglików, Szkotów, Irlandczyków, Polaków, Niemców, Bałtów, Holendrów i Szwedów... Wystarczyły dwa stulecia, by na przedmieściu Los Angeles (byłej posiadłości hiszpańskiej) Hollywood wyniosło na piedestał blondynkę, nierzadko farbowaną.

Obecnie - i to na całej planecie - jasnowłose cieszą się zawrotnym powodzeniem. Japonki i Afrykanki robią, co mogą, by rozjaśnić sobie włosy, walcząc z melaniną (od greckiego melas, melanos - czarny), pigmentem powodującym, że w lecie się opalamy, także decydującym o kolorze naszych włosów, skóry, a nawet źrenic. "Czarne blondynki" wykonujące rap oraz R&B upodabniają się do Barbie - jak nowojorska raperka Kelis albo Beyoncé Knowles, wokalistka zespołu Destinys Child. W Japonii, w eleganckich dzielnicach Tokio roi się od Shibuya girls tudzież innych ganguro czy yamamba, które nie kryją, że chcą za wszelką cenę się upodobnić do błękitnookich i jasnowłosych bohaterek najróżniejszych komiksów, w tym także erotycznych. Japonki podświadomie chcą się zbliżyć do kultury amerykańskiej, a włosy zaczęły sobie rozjaśniać pod koniec II wojny światowej, gdy ich wyspy znalazły się pod okupacją dzielnych chłopców MacArthura. Jak twierdzi Jonathan Pavius, redaktor naczelny komiksowego pisma "Japan Vibes": Jasny kolor włosów, jako egzotyczny, sprzyja wyzwalaniu się od konwencji, presji i tradycji kultury japońskiej.

We Francji 33 proc. kobiet uważa się za  blondynki, 39 proc. - za jasne szatynki (sondaż z 2002 roku). Tymczasem badania przeprowadzone na zlecenie firmy LOréal dowodzą, że we Francji jest 10 proc. blondynek i tyle samo brunetek. Wynika z tego, ku satysfakcji firm kosmetycznych, że blondynki farbowane są liczniejsze od naturalnych. Tak więc są to "organizmy modyfikowane genetycznie" - przeciwko którym grzmi José Bové, noszący galijskie, raczej jasne, wąsiska.

Nie tylko naturalne

Na rynku pełno jest produktów umożliwiających rozjaśnianie włosów. Dla wielkich firm ta moda to prawdziwa gratka, skłaniająca do wymyślania coraz to nowych odcieni. Jak wyjaśnia Véronique Abrial, co roku lansuje się nowy odcień (jest ich kilkanaście), jak "blond BB" (aluzja do Brigitte Bardot), "blond miodny" czy nieśmiertelny "blond platynowy". W tym roku mamy "blond perłowy", ale bestsellerem pozostaje "blond kalifornijski" stworzony dla Evy Herzigovej.

Firma LOréal w nazwach swych produktów odwołuje się do walorów smakowych, jak "clats de moka", "fleur doranger" czy "crme citronnée". Taką blondynkę chciałoby się schrupać. Niczym jabłko Ewy. W ikonografii chrześcijańskiej jasnowłosa Ewa kusi Adama fatalnym jabłkiem. Jasne włosy malarze przypisują oczywiście aniołom, ale także Jezusowi oraz jego matce Maryi, pochodzącym z Bliskiego Wschodu. Co prawda legenda wywodzi Jezusa i jego Matkę od Dawida, którego Biblia (1 Księga Samuela, 16, 12) przedstawia jako jasnorudego.

Jasne włosy od praczasów skłaniały do snucia mrzonek. Szczególnie skłonne są do tego kobiety. Według badań amerykańskich 84 proc. z nich wierzy, że "mężczyźni wolą blondynki". Równocześnie tylko 35 proc. respondentek może się poszczycić taką czupryną. To dla nich Christophe Robin otworzył pierwszy salon służący wyłącznie farbowaniu włosów. W wytwornej rezydencji mistrz Robin pielęgnuje i farbuje włosy najsłynniejszych gwiazd oraz wielu innych dam. - Gdy pytam klientki, czemu chce się utlenić, słyszę w odpowiedzi: "Bo mój mąż ogląda się za blondynkami" - tłumaczy Robin. Mają one w sobie coś zmysłowego, seksownego. Kobiety są przekonane, że rozjaśniwszy sobie włosy, zwabią mężczyzn. Jakby ta barwa miała rozwiązać wszystkie ich problemy... Jak wyjaśnia Robin: Niektóre modelki, tracąc powodzenie, gdy występują już tylko w niemieckich katalogach bieliźniarskich, proszą, abym zmienił ich wygląd. Spełniam to życzenie, a ich kariera zaczyna się od nowa.

Za realizację marzeń trzeba płacić. Najmodniejszy obecnie odcień "perłowosrebrzysty", rodem z Dalekiej Północy, wymaga radykalnego rozjaśnienia, co kosztuje 300 euro. W dodatku, chcąc go utrwalić, trzeba co tydzień powtarzać zabieg. Nie ma lekko.

Czy to zapatrzenie mężczyzn na blondynki nie jest aby mitem, kultywowanym przez kobiety? Jak twierdzi znawca tematyki: W niektórych krajach mężczyźni wolą blondynki, które uchodzą za istoty wrażliwe, wymagające opieki. Odpowiadają one męskiej naturze lepiej niż brunetki, uważane za uparte złośnice. Dlaczego płowowłose mają być słabsze, wrażliwsze? Dlatego że jasność kojarzy się z dzieciństwem: u większości dzieci nie funkcjonują jeszcze komórki wytwarzające melaninę. Uaktywniają się one z wiekiem, często w okresie dorastania. Wielu brunetów to dawni blondyni, a w fascynacji blondynkami jest coś z nostalgii.

Przed i po Marilyn

Łagodność i niewinność kobiety-dziecka: ucieleśnieniem tego ideału jest blondynka o cerze jak płatki róż. 29-letnia jasnowłosa Adle, zirytowana tym stereotypem, przefarbowała się na kruczą brunetkę: Wszyscy uważali mnie za osóbkę cichą, spokojną, co to nie wadzi nikomu. Przezywano mnie Heidi albo Cindy. To mnie wkurzało - jestem przecież całkiem inna. Ale jednak korzystałam z tej mojej rzekomej łagodności. Kobieta-dziecko pochlebia samczemu ego. Mam wrażenie, że dla niektórych facetów paradowanie z blondynką u boku to oznaka sukcesu, jak posiadanie roleksa czy porsche.

Według badań amerykańskich, lat 1950-1970, 48 proc. zdjęć w "Vogue" i 47 proc. w "Playboyu" przedstawia blondynki. Brunetki wzięły odwet w latach 80.: 74 proc. zdjęć w "Vogue" i 47 proc. w "Playboyu". A dziś?  - Mam wrażenie, że obecnie mężczyźni marzą raczej o śniadych - twierdzi Guillo Lomig, doradca redakcji "FHM", miesięcznika pretendującego do roli "najlepszego przyjaciela mężczyzn". - W dotychczasowych czterech edycjach konkursu na najseksowniejszą dziewczynę roku trzy razy wygrały brunetki. W tym roku jest to Halle Berry (ostatnia dziewczyna Bonda). Jedyną zwycięską blondynką (wygrała w ubiegłym roku) była tenisistka Anna Kurnikowa - uzasadnia Loming.

Mit o mężczyznach, którzy wolą jasnowłose, wywodzi się z powieści Anity Loos i zrealizowanego na tej podstawie filmu Howarda Hawksa, który postawił na platynowłosą Marilyn. Producent filmu Darryl F. Zanuck, pan i władca wytwórni Fox, nazywał ją pieszczotliwie "słomką". Przepadał on za tą dawną brunetką i bronił jej wbrew wszystkim, także wbrew niej samej. Traktował ją jak dziecko trochę "inne", krótko mówiąc - jak idiotkę. Sama Marilyn Monroe zwierzała się Trumanowi Capote: Nie ma autentycznych blondynek. Ja jestem prawdziwa, bo czuję się nią w duszy. Chciała być zwyczajną dziewczyną, podobającą się zwykłym facetom. Takim, z jakimi się wychowywałam - byle jak ubranym i nie unikającym mocnych słów. Taką, z którą każdy chciałby żyć, a kierowcy tirów wieszaliby sobie jej zdjęcie w kabinie. Marilyn wyznała to niedługo przed śmiercią swemu fotografowi Douglasowi Kirklandowi.

Pogoń za lisicą

Dziś blondynki nadal cieszą się powodzeniem, zarazem jednak nie najlepszą opinią, a to za sprawą "farbowanych lisic". Jak wyjaśnia Guillo Lomig: Uchodzą za głuptaski. Nadal jednak urzekają bujne kształty  la Pamela Anderson, a co młodsi czytelnicy "FHM" marzą o kobietach farbowanych na płowo. To kwestia instynktu. Niemniej wszyscy pozostajemy pod wrażeniem niezliczonych dowcipów o blondynkach.

Przesadne "robienie się na blondynkę" zawsze prowokowało do kpin. W starożytności pisarze, jak na przykład Propercjusz, Owidiusz, Marcjalis czy Juwenalis, wyśmiewali Rzymianki rozjaśniające sobie włosy. Ale boginie i bogowie na Olimpie byli jasnowłosi, co w tamtych regionach świata jest raczej wyjątkiem. Wiązało się to z mitem solarnym i z symboliką plonów. Bogini urodzaju Demeter musiała być jasnowłosa. Apollo kierował rydwanem słońca, Wenus- Afrodyta narodziła się z piany morskiej, jasnej jak piasek na plaży, Achilles i Herakles też byli jasnowłosi... Dionizos, bóg mroku, upojnych nocy i orgii był pierwszym bóstwem "przefarbowanym"; u Homera (VIII wiek przed n.e.) był ciemnowłosy, u Eurypidesa (480-406 przed n.e.) stał się urodziwym młodzianem o piwnych oczach i jasnych kędziorach.

Zauważmy, że Ludwik XIV, który malarzom nakazał przedstawiać się w postaci Apollina - to typ ze wszech miar dionizyjski, jako że po babce Marii Medycejskiej odziedziczył piwne oczy, a po matce Annie Austriackiej - był  jasnym szatynem. Mianował się też Królem-Słońce. Na jego dworze pięknej kobiecie wypadało być blondynką, ale jego pierwsza wielka miłość Maria

Mancini była brunetką...

Przesądy na temat blondynek - przefarbowanych, a więc głupich - okazały się ponadczasowe. Ale Madonna im nie ulega. Rozpoczynając karierę, utleniła swe ciemne sploty i zawiesiła na szyi krzyż. W 1990 roku, podczas trasy "Blonde Ambition Tour", Madonna była wręcz platynowa.

A oto przypadek rozchodzenia się rojeń z poglądami: dr Tony Cassidy, psycholog z uniwersytetu w Coventry, przedstawił w 1999 roku wyniki swych badań na corocznym kongresie Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego. Doktor Cassidy poprosił 60 kobiet i 60 mężczyzn, by przyjrzeli się serii zdjęć tej samej modelki, ale z różnym kolorem włosów: platynowym, zwykłym jasnym, ciemnym i rudym. Badani mieli klasyfikować modelki pod względem ich inteligencji, agresywności, atrakcyjności oraz nieśmiałości. Rezultat: blondynkę platynową uznano za najgłupszą, blondynkę naturalną - za najatrakcyjniejszą.

Opowiem wam kawał...

"Blondynofobia" nieoczekiwanie nasiliła się wraz z lawiną "dowcipów o  blondynkach". I to tak dalece, że w 1998 roku w Finlandii powołano International Blond Association (Międzynarodowe Stowarzyszenie Blondynek). Fińskie blondynki miały dosyć docinków na swój temat. Stowarzyszenie postawiło sobie za cel zrehabilitowanie jasnowłosych, tworzenie wszędzie komitetów krajowych i lansowanie kampanii "promocyjnych".

Blondynka, w czasach "dwornych" opiewana przez trubadurów, stała się przedmiotem dowcipów. W Stanach Zjednoczonych jest to przede wszystkim Polka, we Francji - Belgijka. Początkowo kpiono z "farbowanych lisic", dziś ofiarą padają wszystkie jasnowłose panie. Jak tłumaczyć tę epidemię? Dowcipy o blondynkach szerzą się dzięki nowym mediom. Jak wyjaśnia Brune Biebuyck, specjalistka z Uniwersytetu Columbia, do upowszechnienia tych dowcipów walnie przyczyniły się e-maile. Złośliwe kawały kulturowo wiążą się też z Hollywoodem i jego aktorami, zarazem nieosiągalnymi i kuszącymi. Inni uważają, że moda na takie dowcipy przyszła w latach 70., gdy firma kosmetyczna Clairol na wielką skalę reklamowała swe produkty spod znaku "special blondes". Slogan głosił: "Blondes have more fun" (w wolnym przekładzie: Z blondynką masz ubaw). Nadużywanie tego hasła wzbudziło opory i zachęciło do kpin. I ostatnia hipoteza: "Blonde jokes" są wynikiem "poprawności politycznej", zakazującej ośmieszanie jakiejkolwiek mniejszości: Żydów, Murzynów, gejów, Portorykańczyków. Tak więc humor miał godzić w to, co wśród WASP-ów (White Anglo-Saxon Protestant) jest najbardziej waspowskie: w blondynkę...

W kontekście relacji francusko-amerykańskiej odnotujmy, że blondynkami są dwie słynne postacie literackie nie grzeszące inteligencją: Emma Bovary oraz głupawa nimfetka, jaką jest Lolita Nabokova. Obie powieści to arcydzieła, zaś ich bohaterkom trudno się oprzeć.

Zdaniem Brune Biebuyck jedno jest pewne: blondynka - podobnie jak dolar czy gwiaździsty sztandar - stała się symbolem Stanów Zjednoczonych. I z tej racji budzi zarówno podziw jak i niechęć. Począwszy od Barbie aż po królewny Walta Disneya, dzieci od najmłodszych lat ulegają czarowi jasnowłosej "pięknej, bogatej, miłej i sławnej".

Tajemnicze słowo blond

Samo słowo owiane jest tajemnicą. Wspominaliśmy już o Wandalach i Ostrogotach, którzy jako najeźdźcy dotarli z płowymi włosami aż do Andaluzji i na Sycylię. Filologia także często ulegała wpływom germańskim. Na przykład w języku francuskim nazwy barw są pochodzenia germańskiego (brun, blanc, bleu, gris...). Ale "blond"? To słowo, określające włosy nordyków, powoli zyskiwało prawo bytu. Rzymianie potrzebowali go dla opisania swych germańskich wrogów, potem sojuszników, a potem znów wrogów. W późnej łacinie występuje słowo "blunda". W języku francuskim początkowo (1080 roku) pisano je jako "blund". "Blond" w języku niemieckim i w nowożytnej angielszczyźnie to późne zapożyczenie z francuskiego, podobnie jak włoskie "blondo". Niemiecki filolog Friedrich Kluge w swoim słowniku wywodzi je z hinduskiego "bradhria" (czerwonawy).

Słowo bez obrazu jest jednak niczym i już Wittgenstein głosił, że nie warto mówić o czymś, co można pokazać. Pewien Anglosas uczynił więc z jasnych włosów swą dewizę i znak firmowy: był nim Alfred Hitchcock. Nie wynalazł on blondynki, ale się nią posłużył.

Hollywood od 1901 roku znało Lilian Gish, pierwszą gwiazdę, której podświetlone włosy ukazywano w zbliżeniu. Potem pojawiła się platynowa Jean Harlow. Marlenę Dietrich po jej roli w "Błękitnym aniele" odniemczono, odchudzono i rozjaśniono. Frank Tashlin wylansował z kolei Marilyn Monroe i Jayne Mansfield. Ale na całego do blondynek dobrał się Hitchcock, obecny w Hollywood od 1939 roku ("Rebeka"). Jego pierwszą jasnowłosą aktorką była Anna Ondra ("Szantaż" z 1929 roku), która wykończyła nożem swego gwałciciela. Potem nastąpiła symfonia w kolorze blond. Jak pisał Michel Grisolia w swej książce "Le Sicle de Hitchcock" (Wiek Hitchcocka): "Reżyser marzył o tym, by wszystkie pochodziły ze Sztokholmu, Londynu, Berlina, ostatecznie z Filadelfii - nigdy natomiast z Madrytu, Paryża czy Rzymu. Jeśli nawet przyszły na świat w Tokio jak Joan Fontaine, w Cincinnati jak Doris Day, w Fort Wayne jak Carole Lombard, w Chicago jak Kim Novak - widział je jako istoty nierzeczywiste w perłach i w czerni, surowe jak guwernantki, z groźbą i grozą w oczach. Bohaterki Hitchcocka oscylują między salonem a domem wariatów".

Hitchcock, twórca trwożliwy, a zarazem wszechpotężny, sfrustrowany, perwersyjny, sadystyczny - nękał swe blondynki fizycznie i psychicznie. Napuszczał na nie chmary ptaków, zakładał im kajdanki (fetyszyzm), wydawał na pastwę synalka mamusi w "Psychozie". Nóżki jak u gazeli, zbyt wysokie obcasy, nieskazitelne fryzury, bose stopy (znów fetyszyzm), obnażone ramiona - te dziewczyny zdradzane, a zarazem groźne tworzą niepowtarzalny nastrój. Jak mówił Hitchcock: Blondynka jest jak thriller - im więcej niedopowiedzeń, tym większe wrażenie.

Były więc: Kim Novak, Janet Leigh, Eva Marie Saint i Grace Kelly, z którą - nim została księżną Monaco - łączyła go współpraca i przyjaźń. No i Tippi Hedren. W "Ptakach" miała pierwotnie zagrać Grace Kelly. Gdy do tego nie doszło z powodu jej dostojnego zamążpójścia, Hitchcock zdecydował się na modelkę Tippi, całkowicie ją przekształcając. Realizacja filmu przebiegała opornie - mistrz zaczął umizgiwać się do modelki, a ona się buntowała. Jej córka Melanie Griffith wspomina, że jako 9-letnia dziewczynka dostała od wujcia Alfreda lalkę, kreowaną na wzór i podobieństwo Tippi - w ubraniu poszarpanym przez ptaki.

Barbie ze swymi błękitnymi oczyma, złotą czupryną, obfitym biustem i talią jak u osy nadal urzeka dziewczynki na całym świecie: 90 proc. małych Francuzek ma przynajmniej jedną taką lalę. Na świecie sprzedano ich ponad miliard - na jedną prawdziwą blondynkę przypadają 333 egzemplarze tej lalki!

Barbie zrzuca mundur

Barbie nie jest "native American" (rdzenną Amerykanką) - przybyła jako imigrantka z Niemiec. Jej pierwowzorem była Lili, seksbomba z "Bild Zeitung". Do USA przywiozła ją w 1951 roku Ruth Handler przekonana, że trzeba Lili zamerykanizować i zrehabilitować. Zrehabilitować, bo na powojennej niemieckiej blondynce ciążyła retoryka nazistowsko-rasistowska. Zdaniem pani Marie-Françoise Hanquez-Maincent, autorki rozprawy "Barbie, poupée totem" (Barbie, lalka to-tem) - niemiecka Lili stała się amerykańską ikoną: "Na swych wysokich obcasach, które uniemożliwiają wykonywanie prac domowych, Barbie jawi się jako amerykański wizerunek gnuśnej kobietki, mającej jedyną misję: dowartościowywanie ważniaka. Kobiety zaś nadal postrzegają tę lalkę jako sztuczny, zgubny stwór, z którym się nie identyfikują. Nie chcą, by je sprowadzano do czegoś takiego".

Barbie to komercyjny towar stworzony na wzór całej plejady kreowanych gwiazd. Niektórzy buntują się przeciwko tej "dętej" karierze. Na przykład plastyk Alexandre Perigot poświęcił im wystawę "Blondasses" (Farbowane blondzie). Jego zdaniem te złotowłose gwiazdki o sztucznych ustach i biustach to pierwsze organizmy genetycznie modyfikowane, które napływają do nas ze Stanów Zjednoczonych.

 

L'Express, distr. by NYT Synd.