Polityka - 13 maja 2006 r.

 

Bohdan Piasecki był synem kontrowersyjnego polityka XX-wiecznej Polski. Miał życie krótkie i śmierć męczeńską, której prawdziwych okoliczności nic ustalono przez pięćdziesiąt lat. Nigdy przedtem i nigdy potem z zemsty politycznej nie mordowano w Polsce dzieci.

 

Ewa Winnicka

 

Bez litości

MORDERSTWO POLITYCZNE W PRL

 

 

1.

Tygodnik "Maariv", Tel Aviv, 13 marca 1966 r.

"Sensacja w sprawie zabójstwa politycznego.

Kilka lat temu Warszawa zaalarmowana była wiadomością o zaginięciu syna Bolesława Piaseckiego, osobistości znanej w Polsce i różnie ocenianej. Przed wojną osobistość ta była kandydatem na polskiego Hitlera. Działalność z czasów wojny owiana jest mgłą. Walczyła ona przeciwko ruchowi komunistycznemu (...). Aresztowana przez NKWD, odbyła rozmowę z wysokim funkcjonariuszem bezpieki. Zaraz po wojnie stworzyła organizację postępowych katolików, która miała współpracować z reżymem.

Kilka tygodni temu Bolesław Piasecki otrzymał pismo od [Mieczysława] Moczara, polskiego ministra [SW], że śledztwo w sprawie zamordowania jego syna zostanie wznowione. Z informacji tej wynika, że Bohdan Piasecki został zamordowany przez dwóch Żydów, którzy pracowali dawniej jako kierowcy w polskiej służbie bezpieczeństwa. Uważa się, że znali oni przeszłość Piaseckiego i jego zachowanie się wobec Żydów podczas wojny, ale nie mogli wystąpić przeciwko niemu ze względu na więzy, jakie łączyły go z polską służbą bezpieczeństwa (...)".

2.

Bohdan Piasecki i Wojciech Szczęsny byli przyjaciółmi. W styczniu 1957 r. mieli po 15 lat i siedzieli w jednej ławce. Szczęsny przysięga, że Bohdan byłby artystą. Może kompozytorem. Jego pierwszy utwór mieścił się na jednej stronie zeszytu nutowego i miał tytuł "Marsz żałobny". Był żarliwym katolikiem.

22 stycznia 1957 r. Szczęsny widział przyjaciela ostatni raz. Dwaj mężczyźni, w płaszczach i kapeluszach, wprowadzali Bohdana do taksówki. Szczęsny pamięta numer: T-75-222. Bohdan nie był wystraszony. Miał raczej wzrok człowieka zdziwionego: kurcze, nie wiem, co się dzieje.

Wracali w pięciu z lekcji w należącym do stowarzyszenia PAX katolickim liceum św. Augustyna przy al. Niepodległości w Warszawie, mogła być godz. 13.30. Ruszyli ul. Naruszewicza, szli w kierunku Puławskiej. Tamci (Szczęsny rzucił jeszcze: Patrzcie panowie, typowi tajniacy) czekali przy skrzyżowaniu z ul. Wejnerta. Kioskarz Henryk Rysak mówił później milicjantom, że było ich dwóch. Pobili go potem za to zeznanie nieznani sprawcy. Odechciało mu się zeznawać. Teraz tamci podeszli do grupy chłopców, machnęli legitymacją (Szczęsny pamięta, że milicyjną) i zapytali: Obywatel Piasecki? Odeszli z Bohdanem w stronę taksówki, która ruszyła z Wejnerta i wjechała w ul. Malczewskiego. Ustalono w śledztwie, a był to jeden z nielicznych faktów, które ponad wszelką wątpliwość w tym śledztwie ustalono, że bocznymi ulicami dojechała do gmachu sądów na ul. Leszno, dziś Solidarności.

Bohdan, syn szefa PAX, wpływowej organizacji katolików świeckich, wydawał się nietykalny. Szczęsny nie od razu więc zawiadomił ojca przyjaciela o wydarzeniu. Zresztą osoba Bolesława Piaseckiego nie skłaniała nastolatka do bezpośrednich kontaktów. Poczekał więc na Jarosława, młodszego brata Bohdana, który za godzinę kończył lekcje u św. Augustyna. Z mieszkania Piaseckich zadzwonili do PAX. Za chwilę o porwaniu wiedziało MSW. Milicja miała szukać taksówki i kierowcy.

Szczęsny pamięta: Bohdan i Jarosław byli zżyci ze sobą. W Powstaniu Warszawskim stracili matkę, Halina Piasecka zginęła w 14 dniu, była łączniczką. Dopóki ojciec nie wrócił z partyzantki, a potem z aresztu, braci wychowywała babcia Pelagia Piasecka. Ojciec ferował wyroki w dziecięcych sporach z wysokości wielkiego biurka w gabinecie w kamienicy przy ul. Krasickiego.

O PAX mówiono już wtedy, że jest państwem w państwie; jedynym prywatnym przedsięwzięciem od Władywostoku po Łabę. O Piaseckim, że jest jego królem. "Wysoki blondyn o oczach niebieskich, otwartych, dobrze zbudowany, o ujmującej twarzy i pełnych godności ruchach wodza Gallów. Ostatni prasłowiański kniaź polityczny podejmujący swych wasali wśród scenerii z niedźwiedzich skór" - napisał o nim Leopold Tyrmand, nienawistnie, w miesięczniku "Świat" w 1956.r.

Za działania polityczne swojego ojca Bohdan zapłacił najwyższą cenę.

3.

O Bolesławie Piaseckim wypowiadano się więc z nienawiścią albo z czcią. Z rzadka obojętnie. Kiedyś będę rządził Polską - miał powiedzieć kolegom jako uczeń liceum im. Zamoyskiego w Warszawie. Miał ambicje. Miał wielką umiejętność kierowania ludźmi. Mówiono nawet o zdolnościach parapsychologicznych. (Ryszard Reiff, młodszy kolega z partyzantki, a po śmierci Piaseckiego szef stowarzyszenia PAX, przysięga, że nie zniósłby innego niż Bolesław szefa. Do dziś portret Bolesława wisi w mieszkaniu Ryszarda).

W II RP Bolesław był narodowcem, najmłodszym przywódcą ugrupowania politycznego. Dowodził ONR-Falanga, głosił skrajny antykomunizm i antysemityzm, jego bojówki terroryzowały organizacje lewicowe. W 1937 r. Falanga ostrzelała pochód żydowskiej partii socjalistycznej Bund, zginęła wtedy sześcioletnia dziewczynka. Gdy wybuchła wojna, kierował Konfederacją Narodu, lansującą program budowy na gruzach ZSRR i Niemiec imperium słowiańskiego, w którym Polska odgrywałaby kluczową rolę. Tę fantasmagoryczną wizję usprawiedliwia Ryszard Reiff jedynie młodym wiekiem autora.

Wkrótce Piasecki oświadczył oficjalnie, że zrewidował swoje polityczne stanowisko. Najpierw, gdy Hitler zaczął realizować zagładę Żydów, porzucił czynny antysemityzm. Potem, po 1944 r., gdy zrozumiał, że komunizm jest nieuchronny - porzucił ideę walki zbrojnej. Nowym założeniom zawdzięcza przetrwanie. W sierpniu 1944 r. w Otwocku aresztowało go NKWD. Spędził w więzieniu 7 miesięcy. Młody, charyzmatyczny, narodowy polityk, bez złudzeń co do celowości walki z ZSRR, wzbudził zainteresowanie samego gen. Iwana Sierowa, wówczas wiceszefa NKWD. Ich rozmowę komentował Tyrmand: "Odbywała się na pewno w atmosferze owej szczególnej, zaprawionej z lekka brutalnością, kurtuazji, cechującej chwile, w których doniosłość decyzji, maestria politycznych graczy, sumienie, honor i dialektyka splatają się w specyfikę głęboko ukrytego nurtu wydarzeń. Wartość moralna tego nurtu jest jednak w oczach współczesności równa zeru".

Piaseckiego uwolniono, polecono nowej władzy PRL. Wkrótce zaczął budować organizację tzw. postępowych katolików. Zasadą miała być współpraca z reżymem. Naród, wedle Piaseckiego, miał jednak od środka przesiąkać katolicyzmem. Co w czasie kilku dziesięcioleci, nie wcześniej, doprowadziłoby do wyzwolenia. A twórcę koncepcji do władzy. Bardziej przychylni Piaseckiemu historycy będą o nim mówić: Jeden z nielicznych w czasach reżymu prawdziwych polityków, który nie trafił w swój czas.

PAX tymczasem uzyskał wielką niezależność finansową. Wydawał książki, produkował dewocjonalia, zatrudniał setki osób. Piaseckiemu zarzucano związek z wywiadem sowieckim, chęć rozbicia Kościoła, totalizm, nacjonalizm, antysemityzm. Krytykom trudno było zracjonalizować fakt, że jednocześnie pomaga uniknąć więzienia kilkuset byłym żołnierzom AK. A uczniowie paksowskiego liceum dowiadują się prawdy o wojnie polsko-bolszewickiej albo o napaści ZSRR na Polskę w 1939 r.

4.

Ojciec Bohdana nie wierzył w wielką siłę sprawczą polskiego Października '56. Dla reformatorów okazał się wrogiem publicznym, betonowym stalinistą. Dla konserwatywnej frakcji w PZPR był mimo wszystko wrogim, katolickim elementem. Nie ufano mu.

Tuż przed VIII Plenum KC PZPR, w przeddzień rozpoczęcia marszu wojsk radzieckich na Warszawę i dojścia Władysława Gomułki do władzy, w należącym do PAX "Słowie Powszechnym" ukazał się artykuł "Instynkt państwowy". Wywołał absolutną burzę. Piasecki pisał: "Twórczą wartością jest dyskusja o sprawach państwowych. Nie miejmy jednak złudzeń: Za twórczą dyskusję zapłacimy cenę, a będzie nią anarchizacja. Jeśli nie będziemy odpowiedzialni, zamiast demokratyzacji spowodujemy proces brutalnej konieczności realizowania racji stanu w okolicznościach podobnych do stanu wyjątkowego".

Po artykule doszło do rozłamu w PAX. Gdy wydawało się, że likwidacja stowarzyszenia jest przesądzona, Piaseckiego przyjął Władysław Gomułka. Organizacja przetrwała, uzyskała szersze nawet możliwości działania. Gomułka miał powiedzieć zdziwionym partyjnym kompanom: Wy byście chcieli mnie pozostawić sam na sam z [kardynałem] Wyszyńskim, ale ja tego nie zrobię, ja bicza na siebie nie ukręcę. PAX miał pozostać narzędziem do rozgrywki z Kościołem.

Bohdan zwierzył się kolegom jeszcze w grudniu: Zdarzyło mi się coś strasznego, ale nie mogę o niczym powiedzieć. Dwa tygodnie później został porwany.

5.

Tego styczniowego popołudnia zadzwoniły jeszcze dwa telefony. Pierwszy w gabinecie dyrektora liceum. Głos należący rzekomo do urzędnika Ministerstwa Oświaty pytał, czy Bohdan Piasecki jest naprawdę synem Bolesława. Drugi telefon zadzwonił w mieszkaniu Piaseckich. Ktoś poinformował, że porwał Bohdana. I zażądał wysokiego okupu. Okazało się potem, że drwił brutalnie ze zrozpaczonego ojca, bo Bohdan zginął już pierwszego dnia. Telefony z żądaniami ponawiały się przez kilka następnych dni. Pracownicy PAX, księża związani z Piaseckim krążyli więc po mieście na próżno, według telefonicznych wskazówek zostawianych przez kidnaperów.

Trzeciego dnia głos w telefonie nakazał, by czekać na instrukcje w restauracji Kameralna przy ul. Foksal. Z pieniędzmi poszedł katecheta ze św. Augustyna ks. Suwała. Odebrał instrukcję w pudełku zapałek napisaną na maszynie Bambino. Miał podejść do domu przy ul. Na Skarpie 65. Pod tym adresem leżało kolejne pudełko. Teraz trzeba było jechać na Saską Kępę na ul. Jakubowską 16, skąd następna instrukcja kierowała na Wał Miedzeszyński. Instrukcja miała leżeć w porzuconym pantoflu. Ale pantofel był pusty.

Trzeciego dnia z okupem ruszył Ryszard Reiff. Porywacze kazali pójść do bramy na ul. Mokotowskiej. W pudełku zapałek leżała instrukcja napisana na tej samej maszynie. Przy pierwszej kolumnie na moście Poniatowskiego miał więc Reiff umieścić numer telefonu mieszkania, o którym było wiadomo, że nie jest na podsłuchu. Litery miały mieć wysokość najmniej 15 cm i być widoczne z okna jadącego mostem tramwaju. Następnego dnia miał czekać tam w południe na kolejne polecenie. Nazajutrz usłyszał w słuchawce: Ma znaleźć rogi jelenia, mają mieć co najmniej pół metra. Z rogami w jednej, a z walizką z okupem w drugiej, ma stać przed słupem milowym na ul. Marszałkowskiej w godzinach szczytu. Porywacze dbali, by biegły w strzelaniu Reiff miał zajęte obie ręce. Jako obstawę wziął więc Reiff ukrytego w bagażniku strzelca wyborowego Mieczysława Lipkę, kolegę z partyzantki. Przy słupie nic się nie wydarzyło.

Ryszard Reiff zadzwonił więc do MSW, że kontakt się zerwał. Prowadzący śledztwo kazali mu jednak wrócić na miejsce. Dziwnym trafem pod słupem czekała kolejna instrukcja. Wziął rogi i poszedł na ul. Topiel. Miał wejść do bramy i po 30 krokach oczekiwać na dalsze informacje. Już ich nie było. Po tamtej eskapadzie Reiff zrozumiał, że czasy walki podziemnej definitywnie się dla niego skończyły. Mógł się domyślać, że porywacze mają w MSW swoją reprezentację. A on miał już czwórkę dzieci i strasznie się bał.

6.

Władze PRL nigdy Piaseckiemu nie ufały, był pod stałą opieką III Departamentu MSW, jego wszystkie rozmowy były podsłuchiwane, listy kontrolowane. Ale nagrania z rozmów z porywaczami zginęły w MSW. Zginął też list zostawiony na poste restante, na którym mogły się zachować odciski palców porywaczy. Piasecki rozumiał: jeśli był wcześniej czytany, to w MSW wiedziano, że ktoś szykuje porwanie. Jeśli pominięto komórkę cenzury - mógł zrobić to ktoś mający swobodę poruszania się w urzędzie pocztowym. Krąg podejrzanych był wąski.

Piasecki zachowywał kamienną twarz pokerowego gracza. Ten zadziwiający spokój będzie widać na zdjęciach z pogrzebu Bohdana na Powązkach. Otoczona tłumami zapłakana najbliższa rodzina i posągowy Bolesław. Tylko stenogramy z podsłuchów, dostępne historykom po 50 latach, pokażą, jak nieracjonalnych rozwiązań chwytał się Piasecki, by odzyskać syna, i z jaką obojętnością najwyższe władze dawały odpór jego prośbom o interwencję. Np. w dniu porwania milicji nie udało się ustalić, do kogo należy samochód, którym posłużyli się przestępcy. Informację tę można było zdobyć bez trudu dzwoniąc do wydziału komunikacji. Zrobili to pracownicy PAX. I to oni zawiadomili milicję, że samochód to taksówka. Prowadził ją tego dnia niejaki Ignacy Ekerling.

Ryszard Reiff uważa, że fakt, iż porywacze pozostali nieujawnieni, obala tezę o specjalnym traktowaniu Piaseckiego przez władze. A oficer K. z jednostki prowadzącej wówczas śledztwo będzie mógł po pięćdziesięciu latach powiedzieć, że tzw. czynniki spychały je na ślepe tory.

7.

Późnym wieczorem pierwszego dnia zatrzymano więc Ignacego Ekerlinga, starającego się od pół roku o wyjazd do Izraela. Dwóch mężczyzn, opowiadał Ekerling, kazało mu zawieźć się na Mokotów, a potem, gdy zabrali chłopca, do Śródmieścia. W lutym jego wersja nie wytrzymała konfrontacji z zeznaniami świadków porwania, kolegów Bohdana, a także kioskarza Rysaka. Nikt z nich nie widział Ekerlinga. To oznaczało, że pożyczył on taksówkę porywaczom. To znaczy - znał porywaczy i musiał im ufać. Czyli: brał udział w przestępstwie.

Świadkowie zaczęli mieć kłopoty. Matka Szczęsnego odebrała telefon z pogróżkami: Jeśli syn powie, jaki numer miała czarna Warszawa, spotka go dotkliwa krzywda. Wkrótce nieznani sprawcy pobili chłopca pod drzwiami domu, w którym mieszkał. Szczęsny próbował popełnić samobójstwo. Rodzice, ciężko doświadczeni w latach stalinizmu, przenieśli go do innego liceum.

Tymczasem milicja poprosiła Ekerlinga, by nie opuszczał Warszawy. W marcu odebrał on jednak bez przeszkód paszport. O przyspieszoną procedurę prosił w MSW pracownik Komitetu Żydowskiego jeszcze w grudniu 1956 r. Ekerling zwolnił się z pracy, sprzedał mieszkanie i wysłał bagaże do Izraela.

4 kwietnia 1957 r. ruszył pociągiem do Zebrzydowic. O jego planowanym wyjeździe poinformowano nieoficjalnie Bolesława Piaseckiego. Gdy ten interweniował w MSW, śledczy najpierw zaprzeczali. Po kolejnych interwencjach przyznali: Ekerling jedzie do Szczecina, tam zostanie przechwycony. W końcu wyjawili: Świadek zmierza na południe, biuro paszportowe tam wyznaczyło mu miejsce przekroczenia granicy. Ekerlinga ostatecznie wysadzono z pociągu w Katowicach. Kolejny rok pozostawał na wolności. Odzyskał posadę w MPT i przydział na mieszkanie. Omawiał to z funkcjonariuszami MSW, którzy brali udział w śledztwie w sprawie porwania. Tylko raz podczas przesłuchań Ekerling zeznał śledczym: Bardziej niż was boję się tych, którzy użyli mojej taksówki.

8.

Dnia 28 stycznia 1957 r. "Słowo Powszechne" uzyskało od cenzury zgodę na codzienne drukowanie ogłoszenia, w którym zwracano się do czytelników z prośbą o pomoc w odzyskaniu Bohdana. Podawano zdjęcie i rysopis. "Wzrost 183 cm, włosy - szatyn, oczy niebieskie, rzęsy ciemne, nos lekko zadarty. Przedni ząb górnej szczęki jest doprawiony nylonem (ukośna linia, sztukowanie widoczne), palce długie, chód prosty. Ubrany w palto jasnopopielate z paskiem (samodział), czapka uczniowska nowa, rękawiczki ciemnozielone z jednym palcem, spodnie narciarskie granatowe, buty duże narciarskie ciemnobrązowe, na ręku zegarek marki Thiell z ciemnym paskiem, teczka brązowa skórzana, czarny worek z pantoflami, pantofle płócienne popielate, rozmiar 44-45". Redakcja przypominała o nagrodzie w wysokości 200 tyś. zł. Podawano telefony redakcji: 81985 i 86011 wew. 30, czynny całą dobę.

Na początku lutego rodziną Piaseckich wstrząsnęła publikacja w tygodniku "Dookoła świata". W artykule "Zagadka cichej uliczki" autorzy sugerowali, że porwanie zostało sfingowane przez mataczącego ojca, a Bohdan przebywa za granicą razem z matką. Było wszak jasne, że wszystkie artykuły podlegają centralnej cenzurze, a władza doskonale wiedziała, że Halina Piasecka zginęła w powstaniu, a ojciec z rozpaczy odchodzi od zmysłów. Wyglądało to na celową dezinformację.

Autorami artykułu byli Zdzisław Szakiewicz i Leszek Moczulski. Kiedy w latach 70. Romuald Szeremietiew organizował na wniosek Piaseckiego lokalną strukturę PAX w Poznańskiem, Piasecki odrzucił jakąkolwiek możliwość współpracy z Moczulskim, późniejszym twórcą KPN.

9.

Po roku Piasecki wciąż słał pisma: do Władysława Gomułki, do Mieczysława Moczara i Antoniego Alstera, wiceszefów MSW, do prokuratora generalnego Jana Wasilewskiego. Zarzucał śledczym opieszałość. Wyjaśniał: "Pisząc o MSW mam na myśli III departament prowadzący sprawę. Faktem jest, że w ramach obowiązków departament ten rozpracowuje PAX jako instytucję ideowo-polityczną. Połączenie w jednej komórce sprawy Bohdana i sprawy obserwacji PAX z samej natury może sprawiać komplikacje. Ocena PAX przez III Dpt. jest zmienna, co może wpływać na zaangażowanie się funkcjonariuszy w śledztwie".

Nieustanne skargi odniosły krótkotrwały skutek. W kwietniu 1958 r. zmienił się prokurator prowadzący sprawę. Nowy postanowił przesłuchać ponownie naocznych świadków. U Ekerlinga w domu przeprowadzono rewizję. Znaleziono notes. W nim nazwiska i adresy. Kilka z nich pokrywało się z adresami punktów kontaktowych, w których współpracownicy Piaseckiego odbierali informacje od domniemanych porywaczy. A więc przy ul. Na Skarpie 65 mieszkał Zygmunt Rodziewicz, ówczesny dyrektor MPT, przy Jakubowskiej 18 Bernard Szewc, znajomy kierowca. Znaleziono także odręczny rysunek przedstawiający róg ulic Wejnerta i Naruszewicza. Oraz telefon do niejakiego płk. Dorozdzieckiego, który mieszkał przy Naruszewicza, blisko miejsca porwania.

Znaleziono jeszcze jeden numer telefonu i nazwisko: Jan Kossowski. Znaczenie tego numeru wyjaśniło się, gdy 8 grudnia 1958 r., przy okazji remontu piwnic domu nr 82 przy al. Świerczewskiego, w zabitym hufnalami pomieszczeniu sanitarnym znaleziono zwłoki Bohdana. W budynku tym, pod nr 120, znajdował się lokal kontaktowy MO. Formalnie podlegał działowi gospodarczemu KM MO. W 1957 r. odpowiadał za niego właśnie Jan Kossowski, bliski kolega Ekerlinga.

Pół wieku potem sędzia Józef Gargul, prowadzący sprawę zabójstwa w połowie lat 70., awansowany dekadę później na stanowisko prokuratora generalnego, westchnie rozbrajająco: Gdybyż udało się przesłuchać tamte osoby... Niestety, doda, od 1957 r. osoby zwolnione z MSW zaczęły wyjeżdżać masowo za granicę. Rodziewicz, Szewc, Dorozdziecki i Kossowski byli w latach 50. zatrudnieni w MSW. Wyjechali do Izraela wkrótce po porwaniu Bohdana.

10.

Oficer K. zanotował: "W piwnicach budynku pod delikatesami vis-a-vis sądów znaleziono martwego chłopca z nożem w piersi w pozycji siedzącej, opartego o miskę klozetową". Dokoła leżały książki i zeszyty. Czaszka chłopca była roztrzaskana. Stwierdzono, że Bohdan zginął zaraz po porwaniu. Na koszuli nie było śladów potu. Mankiety były czyste. Oficer K.: "Kiedy okazało się, że to Piasecki, do piwnicy od razu ściągnęli wipowie. Taka była sensacja. Milicjant stał w drzwiach, salutował i przepuszczał wszystkich. Żadnych śladów nie udało się niestety zabezpieczyć". Na podstawie ukrycia zwłok oficer K. od razu przypuszczał, że mordercy mieli doświadczenie w popełnianiu zbrodni.

30 września 1959 r. do IX wydziału Sądu Powiatowego dla m.st. Warszawy wpłynął akt oskarżenia przeciw Ignacemu EkerlingowL Proces miał się rozpocząć 20 listopada. Piasecki nalegał, by przy drzwiach otwartych. Rozesłano wezwania do świadków. Ale na kilka dni przed rozprawą prokuratura zwróciła się do sądu z wnioskiem o odesłanie wszystkich akt śledztwa. Powoływała się na nowe okoliczności, obciążające dodatkowo Ekerlinga. Akta nigdy do sądu nie wróciły. Sędzia Józef Gargul powie: Wiadomo, że czynniki polityczne uznały, iż sprawę trzeba wycofać. Podkreśli, że chodziło o czynniki najwyższe.

Ignacego Ekerlinga zwolniono z aresztu. Nie niepokojony przez wymiar sprawiedliwości mieszkał w Warszawie, zmarł w 1977 r.

11.

Pół wieku po morderstwie historycy będą mieć wątpliwości, czy motywy, a także nazwiska zbrodniarzy zostaną kiedykolwiek ustalone. Czy w 45 tomach akt ze śledztwa, które odzyskali ostatecznie z byłego MSW, znajdą odpowiedź na powyższe pytania?

Antoni Dudek, współautor biografii Bolesława Piaseckiego, przychyla się do teorii, że mordu dokonała grupa funkcjonariuszy bezpieki żydowskiego pochodzenia, która po redukcjach w MSW w 1956 r. planowała wyjazd do Izraela, ale wcześniej wyrównanie rachunków za przedwojenne i wojenne czyny oddziałów Piaseckiego. Zbrodnia nie została ukarana ze względu na obecność w Polsce protektorów zbrodni. Zajmowali oni wysokie stanowiska, więc gdyby doszło do procesu Ekerlinga, ich związki z mordercami wywołałyby skandal i kompromitację MSW.

Prof. Andrzej Garlicki nie chce prorokować. Przyznaje jednak, że mogło chodzić o rozgrywki w aparacie bezpieczeństwa i że mordowanie syna wroga nie mieści się w polskiej kulturze politycznej. Jest zdania, że wypadki z 22 stycznia miały inny wynik niż zakładali porywacze. Być może nie chcieli oni zabić Bohdana. Mogli chcieć ojca szantażować, a wystraszeni konsekwencjami zabili w końcu syna.

Walki frakcyjne toczone wewnątrz MSW były bardzo zajadłe, jedna z frakcji mogła mieć powody, by mścić się na Piaseckim, druga mogła sprzyjać Piaseckiemu, ale gdy ministerstwu groził skandal - zwyciężała resortowa lojalność. Ta wersja znajduje potwierdzenie w relacji Stanisława Cichockiego, syna jednego z przedwojennych przywódców KPP. Spotkał on w połowie lat 60. w Tel Awiwie dwóch mężczyzn, byłych pracowników bezpieki, którzy w prywatnej rozmowie przyznali się do porwania. Zaznaczali, że nie było ono planowane.

12.

Tygodnik "Maariv", c.d. artykułu z 1966 r.

"(...) Dopiero w 1956 r., gdy wydawało się, że Piasecki schodzi ze sceny politycznej, sprawcy postanowili pomścić żydowskie ofiary poprzez zabicie syna Piaseckiego. Niedługo potem opuścili Polskę i udali się do Izraela. Nie należy spodziewać się ekstradycji, bo wedle prawa międzynarodowego nie przewiduje się takowej w związku z przestępstwami politycznymi".







*** Jarosław KURSKI - PORTRET WODZA