Archiwum  

Życie z dnia 2000-12-02

 

Wielka cisza

Czarna księga komunizmu

 

Historia zna zbrodnie... i zbrodnie. Jedne są głośno potępiane, o innych mówi się półgębkiem. Jeszcze inne przemilcza zupełnie. Do takich zalicza się sprowokowany przez Stalina głód lat trzydziestych. Także siedemdziesiąta (symboliczna oczywiście) rocznica wielkiego głodu, obchodzona przed kilku dniami na Ukrainie, nie wywołała znaczącego echa w światowych mediach. Świat nie chce pamiętać zbrodni komunizmu.
Plan Stalina sprzed siedemdziesięciu lat polegał na przeprowadzeniu w Rosji drugiej rewolucji. W trakcie pierwszej - 1917-1918 - zlikwidowano w krwawy sposób warstwę właścicieli ziemskich, fabrykantów, tradycyjnego mieszczaństwa. Zwycięstwo nie było jednak pełne. Wieś, po zagrabieniu ziemi obszarniczej (Lenin: "Grab zagrabione"), dalej pozostawała oazą względnej normalności. Choć terror wojny domowej i komunizmu wojennego dał się tu również we znaki, to jednak pracowano na swoim, handlowano, przestrzegano tradycyjnych świąt. Upartyjnienie było niemal symboliczne, a np. do komunistycznej organizacji młodzieżowej należało w końcu lat 20. pięć procent młodzieży wiejskiej.
Temu światu, politycznie niezaangażowanemu, ale obojętnemu dla bolszewickiej rewolucji, wydano w końcu lat dwudziestych wojnę. Kolektywizacja wsi tłumaczona była ideą przyspieszenia rozwoju ciężkiego przemysłu. W myśl teorii promowanej m.in. przez Bucharina (Stalin mówił o nim per "sumienie partii", było to jednak sumienie komunisty, dopuszczające ofiary dla umocnienia władzy radzieckiej) rozwój w kapitalizmie wymagał akumulacji kapitału przez przedsiębiorców. W komunizmie rolę kapitalistów przejmie państwo i nie może ono czekać, jak na Zachodzie, przez wiek czy dwa.
Zagarnięcie majątku najliczniejszej w Rosji warstwy posiadaczy, chłopów, akumulacja kapitału poprzez upaństwowienie prywatnej własności współgrały z nienawiścią wielu bolszewików do chłopów, których udział w przemianach rewolucyjnych ograniczył się do parcelacji majątków ziemian. U progu kolektywizacji 3/4 obywateli ZSRR mieszkało na wsi.
Karty zostały rozdane, a natarcie Partii na chłopów okazało się najkrwawszą rewolucją dwudziestego wieku. Podobną skalę zbrodni osiągnęli tylko w latach 40. Niemcy, mordując miliony Żydów.
W cieniu zapomnianego kolektywizacyjnego ludobójstwa pozostaje wyniszczenie życia religijnego w ZSRR. Wojna z pozostałościami "starego świata" oznaczała faktyczną eliminację rozstrzeliwanego, więzionego i zsyłanego duchowieństwa praktycznie wszystkich wyznań. W większości miast nie działała nawet jedna świątynia, chyba że utrzymano ją ze względu na prośby dyplomatów z obcych placówek. Wtedy jednak zwykli wierni bali się tam przychodzić, lękając się oskarżeń o współpracę z obcym wywiadem.
Bohaterem propagandy lat 30. został Pawlik Morozow. Jego podkoloryzowany życiorys głosił, że chłopiec, aktywista Komsomołu, wydał przed władzami swojego ojca i stryja - chłopów sabotażystów, ukrywających zboże. Pawlika mieli potem zamordować reakcyjni krewni. I tylko o tej ofierze kolektywizacji wolno było głośno mówić.
Również w Polsce dopiero w wydanej w zeszłym roku "Czarnej księdze komunizmu" pod redakcją Stéphane'a Courtois po raz pierwszy pokazano prawdziwą skalę zbrodni kolektywizacji. Oto fragment "Czarnej księgi" dotyczący wielkiego głodu.

 

Wielki głód z lat 1932-1933, który wedle niepodważalnych dziś źródeł spowodował ponad sześć milionów ofiar, długo znajdował się wśród "białych plam" sowieckiej historii. Katastrofa ta nie była jednak podobna do innych klęsk głodu, których cykl, w regularnych przerwach, poznała carska Rosja. Była ona bezpośrednią konsekwencją nowego systemu "wojskowo-feudalnego wyzysku" chłopstwa - wedle wyrażenia antystalinowskiego lidera bolszewickiego Nikołaja Bucharina - wprowadzonego w czasie przymusowej kolektywizacji oraz tragiczną ilustracją przerażającego regresu społeczeństwa, który towarzyszył szturmowaniu wsi przez władzę sowiecką w końcu lat dwudziestych.
W latach 1921-1922 władza sowiecka przyznała, że panuje głód, prosząc otwarcie o pomoc międzynarodową, teraz jednak zaprzeczała klęsce lat 1932-1933 i zagłuszała propagandą głosy zagranicznej opinii publicznej, zwracające uwagę na tragedię. Reżimowi pomogły w tym wydatnie odpowiednio zorganizowane "świadectwa", na przykład opinia francuskiego deputowanego i lidera Partii Radykalnej Edouarda Herriota, który w czasie swej podróży na Ukrainę latem 1933 roku trąbił o "wspaniale nawodnionych i uprawianych kołchozowych warzywnikach" i "zdecydowanie wspaniałych żniwach", by zakończyć kategoryczną konkluzją: "Przejechałem Ukrainę. A więc! Ręczę wam, że widziałem ją podobną do przynoszącego obfite plony ogrodu". (...)
Nie można oczywiście rozpatrywać problemu głodu lat 1932-1933 w oderwaniu od kontekstu - od nowych stosunków między państwem sowieckim a chłopstwem, powstałych w wyniku przymusowej kolektywizacji wsi. W skolektywizowanych wioskach kołchoz odgrywał rolę strategiczną. Jego zadaniem było zapewnienie państwu ustalonych dostaw produktów rolnych przez coraz silniejsze odciąganie ich z "kolektywnych" zbiorów. Każdej jesieni kampania skupu zamieniała się w prawdziwą próbę sił między państwem a chłopstwem, które rozpaczliwie usiłowało zatrzymać część zbiorów dla siebie. Stawka była poważna: państwu chodziło o pobranie należności, chłopu o przeżycie. Im bardziej urodzajny był region, tym więcej z niego pompowano. W 1930 roku państwo zabrało 30 proc. produkcji rolnej na Ukrainie, 38 proc. na bogatych równinach Kubania i północnego Kaukazu, 33 proc. zbiorów w Kazachstanie. W 1931 roku, przy dużo gorszych zbiorach, ilości te wyniosły odpowiednio 41,5 proc., 47 proc. i 39,5 proc. Podobna praktyka mogła jedynie całkiem zdezorganizować cykl produkcji; wystarczy przypomnieć, że w epoce NEP-u chłopi sprzedawali tylko 15-20 proc. produkcji, zatrzymując 12 do 15 proc. na zasiewy, 25 do 30 proc. na paszę dla bydła, a resztę na potrzeby własne. Nieunikniony był konflikt między chłopami, gotowymi na każdy podstęp, by zatrzymać część zbiorów, a lokalnymi władzami, które za wszelką cenę musiały wykonać coraz bardziej nierealny plan - w 1932 roku plan przymusowego skupu był o 32 proc. wyższy od planu z roku ubiegłego.
W 1932 roku kampania skupu posuwała się bardzo powoli. Kiedy tylko zaczęto omłoty, kołchoźnicy starali się ukryć lub "ukraść" nocą część zbiorów. Powstał prawdziwy "front biernego oporu", wzmocniony cichym wzajemnym porozumieniem, prowadzącym często od kołchoźnika do brygadzisty, od brygadzisty do księgowego, od księgowego do dyrektora kołchozu, który sam był dopiero co awansowanym chłopem, a od dyrektora do miejscowego sekretarza partii. Do odbierania zboża centralne władze musiały znów posłać "brygady szturmowe", utworzone w miastach z komsomolców i komunistów. (...)

W arsenale środków represji decydującą rolę odgrywało słynne prawo ogłoszone 7 sierpnia 1932 roku, a więc w najgorętszym momencie wojny między chłopstwem a reżimem, które przewidywało dziesięć lat obozu lub karę śmierci "za wszelką kradzież lub roztrwonienie socjalistycznej własności". Lud znał je pod nazwą "prawa o kłosach", gdyż skazani na jego podstawie winni byli najczęściej kradzieży kilku kłosów pszenicy lub żyta na kołchozowych polach. Prawo to umożliwiło skazanie od sierpnia 1932 do grudnia 1933 roku ponad 125 tysięcy ludzi, w tym 5400 na karę śmierci.
Mimo tak drakońskich środków zboże nie "wpływało". W połowie października 1932 roku plan skupu w najważniejszych regionach zbożowych kraju był wykonany tylko w 15-20 proc. W celu "przyspieszenia skupu" 22 października 1932 roku Biuro Polityczne zdecydowało więc o wysłaniu na Ukrainę i na północny Kaukaz dwóch nadzwyczajnych komisji; jednej przewodniczył Łazar Kaganowicz, drugiej - Wiaczesław Mołotow. Drugiego listopada komisja Kaganowicza (...) przybyła do Rostowa nad Donem. Zwołała natychmiast konferencję wszystkich rejonowych sekretarzy partyjnych Kraju Północnokaukaskiego, która na zakończenie podjęła następującą uchwałę: "W związku ze szczególnie haniebną klęską planu skupu zbóż zobligować lokalne organizacje partyjne do zduszenia sabotażu, zorganizowanego przez kułackie elementy kontrrewolucyjne, i do zdławienia oporu wiejskich komunistów i przewodniczących kołchozów, którzy stanęli na czele tego sabotażu". Wobec niektórych rejonów wpisanych na "czarną listę" (wedle oficjalnej terminologii) podjęte zostały następujące kroki: wycofanie wszystkich produktów ze sklepów, całkowite wstrzymanie handlu, natychmiastowa spłata wszystkich zaciągniętych kredytów, podatek nadzwyczajny, aresztowanie wszystkich "sabotażystów", "elementów obcych" i "kontrrewolucyjnych", zgodnie z przyspieszoną procedurą i pod egidą GPU. W wypadku kontynuowania "sabotażu" ludności groziła kara masowego zesłania.
Tylko w listopadzie 1932 roku, a więc w pierwszym miesiącu "walki z sabotażem", w strategicznie ważnym z punktu widzenia produkcji rolnej Kraju Północnokaukaskim aresztowano 5 tysięcy wiejskich komunistów, którym zarzucono "karygodne przymykanie oczu" na "sabotaż" kampanii skupu, oraz 15 tysięcy kołchoźników. W grudniu rozpoczęły się masowe zesłania nie tylko samych kułaków, ale całych wiosek, szczególnie zaś kozackich stanic, które znały już podobne represje z 1920 roku. Jeśli w 1932 roku dane administracji GUŁagu odnotowały przybycie 71 236 zesłańców, to rok 1933 przyniósł napływ 268 091 nowych osadników specjalnych.
Komisja Mołotowa podjęła na Ukrainie analogiczne decyzje: wpisanie rejonów, które nie wypełniły planów skupu, na "czarną tablicę", wraz ze wszystkimi opisanymi wyżej konsekwencjami oraz czystkami w wiejskich organizacjach partyjnych, masowymi aresztowaniami nie tylko kołchoźników, ale także kierowników kołchozów podejrzewanych o "zaniżanie produkcji". Wkrótce posunięcia te zostały rozszerzone na inne regiony produkujące zboże.

Czy państwo, stosując represje, mogło wygrać wojnę z chłopami? Nie, podkreślał w drobiazgowym raporcie włoski konsul z Noworosyjska: "Nadmiernie uzbrojony i silny aparat sowiecki nie jest w rzeczywistości w stanie odnieść zwycięstwa nawet w pojedynczych regularnych bitwach; przeciwnik nie działa masą, jego siły są rozrzucone, toteż władza traci siły w nie kończącej się serii maleńkich operacji: tu nie opielone pole, tam schowano kilka kwintali zboża, tu zepsuty traktor, tam drugi świadomie uszkodzony, trzeci zamiast pracować, gdzieś pojechał... oraz na stwierdzaniu, że jakiś magazyn rozkradziono, księgi rachunkowe są źle prowadzone lub fałszowane, a dyrektorzy kołchozów, ze strachu lub złej woli, nie podają prawdy w raportach... I tak dalej, w nieskończoność i ciągle na nowo na tym ogromnym obszarze! [...] Wroga trzeba szukać dom po domu, wieś po wsi. To tak, jakby nosić wodę sitem"!
Pierwsze raporty o groźbie "kryzysu żywnościowego" zimą 1932-1933 roku docierały do Moskwy od lata 1932 roku. W sierpniu Mołotow zameldował Biuru Politycznemu, iż "nie ma realnego zagrożenia głodem w rejonach, w których były doskonałe zbiory". Niemniej zaproponował wypełnienie za wszelką cenę planu skupu. W tym samym miesiącu przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych Kazachstanu, Isajew, poinformował Stalina o rozmiarach głodu w swej republice, w której kolektywizacja i przymusowe osiedlenie plemion wędrownych całkowicie rozregulowało tradycyjną gospodarkę koczowniczą. Nawet zatwardziali stalinowcy w rodzaju Stanisława Kosiora, pierwszego sekretarza Komunistycznej Partii (bolszewików) Ukrainy, czy Michaiła Chatajewicza, pierwszego sekretarza partii obwodu dniepropietrowskiego, poprosili Stalina i Mołotowa o zmniejszenie planu skupu. "Żeby w przyszłości produkcja mogła wzrosnąć zgodnie z potrzebami proletariackiego państwa - pisał Chatajewicz do Mołotowa w listopadzie 1932 roku - musimy wziąć pod uwagę podstawowe potrzeby kołchoźników, bez których zaspokojenia nikt nie będzie siał i produkował".
"Wasze stanowisko - odpowiedział Mołotow - jest głęboko niesłuszne i niebolszewickie. My, bolszewicy, nie możemy postawić potrzeb państwa - potrzeb ustalonych dokładnie przez uchwały partii - ani na dziesiątym, ani nawet na drugim miejscu".
Kilka dni później Biuro Polityczne rozesłało do lokalnych władz okólnik nakazujący, by kołchozy, które jeszcze nie wykonały planu, zostały natychmiast ogołocone z całego posiadanego ziarna, w tym także z tak zwanych rezerw zasiewowych!

W ten sposób miliony chłopów z najbogatszych regionów rolniczych Związku Sowieckiego, które zmuszono groźbą lub torturami do oddania wszystkich marnych zapasów, nie mając ani środków, ani możliwości kupienia czegokolwiek, zostały wydane na pastwę głodu i jedynym środkiem ratunku stało się dla nich przeniesienie do miasta. Jednak rząd wydał właśnie, 27 grudnia 1932 roku, ustawę o paszportach wewnętrznych i obowiązkowym meldunku dla mieszkańców miast, aby ograniczyć wychodźstwo ze wsi, "zlikwidować pasożytnictwo społeczne" i "zwalczać przenikanie elementów kułackich do miast". Wobec ucieczek ratujących życie chłopów rząd ogłosił 22 stycznia 1933 roku podpisany przez Stalina i Mołotowa okólnik, który skazywał na zaprogramowaną śmierć miliony zagłodzonych ludzi. Nakazywał on lokalnym władzom, a w szczególności GPU, uniemożliwić "wszelkimi środkami masowe wyjazdy chłopów Ukrainy i północnego Kaukazu do miasta. Po aresztowaniu elementów kontrrewolucyjnych inni uciekinierzy zostaną doprowadzeni do miejsca zamieszkania". Okólnik wyjaśniał sytuację następująco: "Komitet Centralny i rząd mają dowody, że ta masowa ucieczka organizowana jest przez wrogów władzy sowieckiej, kontrrewolucjonistów i polskich agentów w celu wzniecenia propagandy zwłaszcza przeciw systemowi kołchozowemu, a ogólnie przeciw władzy sowieckiej".
Aby uniemożliwić chłopom porzucanie miejsc zamieszkania, we wszystkich dotkniętych głodem regionach zawieszono natychmiast sprzedaż biletów kolejowych, a na drogach postawiono blokady, kontrolowane przez oddziały specjalne GPU. Raport policji politycznej z początku marca 1933 roku podawał, iż w wyniku operacji, powstrzymującej ucieczkę chłopów do miast, w ciągu miesiąca zatrzymano 219 460 osób, z których 186 588 "odstawiono do miejsca zamieszkania", a pozostałe aresztowano i postawiono przed sądem. Raport nie mówił jednak nic o ludziach usuniętych z miast.
A oto raport na ten temat konsula włoskiego z Charkowa, miasta położonego w sercu jednego z najbardziej dotkniętych przez głód regionów kraju: "Od tygodnia zorganizowano służbę przyjmującą porzucone dzieci. W istocie bowiem poza chłopami napływającymi do miast, gdyż na wsi nie mają żadnych nadziei na przeżycie, są jeszcze dzieci, przywożone tu przez rodziców, którzy po porzuceniu ich wracają, by umrzeć na wsi. Mają bowiem nadzieję, iż w mieście ktoś zaopiekuje się ich potomstwem. [...] Od tygodnia zmobilizowano dworników [stróżów] w białych bluzach, którzy patrolują miasto i doprowadzają dzieci do najbliższego posterunku milicji. [...] Koło północy rozpoczyna się przewożenie ich ciężarówkami na dworzec towarowy Siewiero Doniec. Tam gromadzi się dzieci znalezione na dworcach i w pociągach, a także rodziny chłopów i samotne starsze osoby schwytane w mieście w ciągu dnia. Jest tam też personel medyczny [...], który dokonuje >> selekcji<< . Ci, którzy jeszcze nie spuchli i mają szanse na przeżycie, kierowani są do baraków w Chołodnej Gorze, gdzie kona na słomie prawie 8000 ludzkich dusz, w większości dzieci. [...] Osoby opuchnięte przewozi się pociągami towarowymi na wieś i pozostawia pięćdziesiąt-sześćdziesiąt kilometrów za miastem, żeby nie umierały na widoku. [...] Po dotarciu na miejsce wyładunku kopie się wielkie rowy, do których wrzuca się zwłoki zebrane ze wszystkich wagonów".
Na wsiach śmiertelność sięgnęła szczytu na wiosnę 1933 roku. Do głodu dołączył tyfus; z wielotysięcznych osad przeżyło po kilkadziesiąt osób. Zarówno raporty GPU, jak raporty dyplomatów włoskich z Charkowa informują o przypadkach ludożerstwa: "Każdej nocy uprząta się w Charkowie prawie 250 trupów osób zmarłych z głodu lub na tyfus. Zauważono, że wiele z nich nie ma wątroby, którą prawdopodobnie wyciągnięto przez szerokie nacięcie. Policji udało się w końcu złapać kilku tajemniczych >> chirurgów<< , którzy zeznali, że z tego mięsa robili farsz do pierożków, sprzedawanych następnie na targowisku". (...)

Utrzymywane do ostatnich lat w tajemnicy archiwa demograficzne i spisy ludności z lat 1937 i 1939 pozwalają ocenić zasięg klęski głodowej z 1933 roku. Geograficznie rzecz biorąc, "strefa głodu" pokrywała całą Ukrainę, część strefy czarnoziemnej, żyzne równiny nad Donem, Kubaniem, północny Kaukaz oraz większą część Kazachstanu. Głodowa nędza lub głód dotknęły prawie 40 milionów ludzi. (...)
Najcięższą stratę, prawie 4 miliony zmarłych, ponieśli ukraińscy chłopi. W Kazachstanie było około 1 miliona ofiar, głównie wśród koczowników pozbawionych po kolektywizacji całego bydła i siłą osiedlonych. Na północnym Kaukazie i w regionie czarnoziemnym zmarł 1 milion osób.
Wielki głód z lat 1932-1933, szczytowy punkt drugiego aktu rozpoczętej w 1929 roku wojny z chłopstwem, stanowi - na pięć lat przed Wielkim Terrorem, który dotknie przede wszystkim inteligencję, kierownicze kadry gospodarki i partii - moment decydujący we wprowadzaniu systemu represji wypróbowywanego kolejno - i w zależności od aktualnej sytuacji politycznej - na różnych grupach społecznych. Wielki głód, ze swym bagażem przemocy, tortur i wyroków śmierci dla całych grup ludności, tłumaczy przerażający regres, zarówno w dziedzinie polityki, jak stosunków społecznych. Widać, jak mnożą się mali, lokalni tyrani i despoci, gotowi na wszystko dla wyduszenia z chłopów ostatnich zapasów, a także jak szerzy się barbarzyństwo. Zdzierstwo podniesione zostaje do rangi codziennej praktyki, a wraz z bandytyzmem i epidemiami pojawiają się ponownie kanibalizm i porzucanie dzieci; tworzy się "baraki śmierci", a krótko trzymani przez partię-państwo chłopi poznają nową formę niewolnictwa. Jak przenikliwie napisał do Siergieja Kirowa w styczniu 1934 roku Sergo Ordżonikidze: "Nasze kadry, które poznały sytuację z lat 1932-1933 i które ją wytrzymały, są naprawdę zahartowane jak stal. Myślę, że zbudujemy z nimi państwo, o jakim nigdy nie słyszano w historii". (...)

 

"Czarna księga komunizmu", wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 1999 r.