Budujemy cyfrowe narzędzia do walki z handlem ludźmi. Spójrzmy prawdzie w oczy: handel ludźmi, jak wszystko dzisiaj, przeniósł się do sieci, więc tworzymy cyfrowe narzędzia, by z nim walczyć.
THORN: Digital Defenders of Children (Cyfrowi Obrońcy Dzieci)
Innocent Screams (Krzyki Niewinnych) to strona służąca jedynie dyskusjom i dzieleniu się scenami gwałtów, tortur i śmierci osób (oraz zwierząt). Tak, oznacza to, że możesz zamieszczać zdjęcia brutalnie gwałconych i mordowanych dzieci (przeznaczono na to specjalne sekcje), ale nie jest to miejsce do wrzucania przypadkowej CP [pornografii dziecięcej]. Wszystkie materiały muszą zawierać element prawdziwego molestowania - w dowolnej postaci - inaczej zostaną usunięte. Co więcej, jeśli łatwo urazić twoje uczucia, NIE rejestruj się. Zostałeś ostrzeżony. A jeśli nie jesteś mięczakiem ani trzęsidupą, witaj na Innocent Screams!
Strona powitalna dark webowej strony Hurtcore
"Ojciec oskarżony o gwałt na dwuletniej córce. Relacja na żywo w dark webie". Sam tytuł wystarcza, by poczuć mdłości, a to tylko jeden z wielu przykładów. Dark web to prawdziwa wylęgarnia pedofilów, drapieżców czyhających na dzieci - ogłasza jeden tabloid za drugim, a rynek stale rośnie.
To istny koszmar. Większość osób po raz pierwszy zapuszczających się do mrocznego internetu najbardziej boi się, że trafi tam na pornografię dziecięcą. Ich obawy nie są bezpodstawne: w dark webie aż się od niej roi i każdy, kto będzie jej szukał, szybko ją znajdzie. Równocześnie szanse, że trafi się na nią przypadkowo, są niewielkie. Witryny zwykle żądają rejestracji i nie pozostawiają wątpliwości, czego należy się spodziewać po zalogowaniu.
Kiedy zakładano pierwsze darknetowe sklepy, ich twórcy przedstawiali się jako żarliwi zwolennicy prawdziwie wolnego handlu. Jednak nawet najbardziej zatwardziali libertarianie zmieniali front, gdy sprzedawcy zaczynali oferować materiały z pornografią i molestowaniem dzieci. Każda z tych platform handlowych miała sekcję XXX. Tam, między kodami dostępu do płatnych stron pornograficznych z publicznego internetu, szybko pojawiały się niepokojące materiały.
Bez względu na to, czego internauci szukali na darknetowych sklepach, na ogół odstręczała ich sama myśl o materiałach z wykorzystywaniem dzieci. To coś, od czego przyzwoitych, ale też i niezbyt przyzwoitych ludzi odpycha wbudowany w nas moralny kompas. Każda platforma do puszczająca sprzedaż takich materiałów trafiała pod ostrzał użytkowników i potencjalnych klientów. Nikogo nie przekonywały argumenty, że właściciel nie jest w stanie kontrolować wszystkiego, co oferują sprzedawcy. Niektórzy tłumaczyli, że wolność handlu oznacza również prawo do sprzedawania czegokolwiek. Także tego, co u większości budzi obrzydzenie. W końcu, bądźmy szczerzy, użytkownicy platformy wcale nie są święci: kupują narkotyki i broń; krytykując tych, którzy jedynie posuwają się nieco dalej, zachowują się jak hipokryci.
FreeNet.org, platforma zapewniająca mniejszą anonimowość niż TOR, ale znana z licznych stron zawierających przykłady przemocy wobec dzieci, twierdziła, że "prawdziwym sprawdzianem dla tych, co mienią się obrońcami wolności słowa, jest to, czy potrafią tolerować mowę, z którą się nie zgadzają, albo wręcz budzącą w nich obrzydzenie". Takie argumenty jednak nie przekonywały czarnorynkowych klientów, którzy grozili bojkotem witryn dopuszczających sprzedaż bądź rozpowszechnianie takich materiałów. Nawet jeśli właściciele bazarów nie mieli nic przeciwko temu, taka decyzja stanowiła biznesowe samobójstwo.
Choć sprzedawcy materiałów z wykorzystywaniem dzieci nie mogli promować swoich produktów na dużych i powszechnie znanych platformach, interes kwitł. Pedofile i drapieżcy seksualni po prostu stworzyli w dark webie własny zakątek, gdzie witryny - fora, czaty, galerie zdjęć i filmów albo jeszcze gorsze kategorie - grupowano wedle różnych upodobań. Można było tam znaleźć i ściągnąć materiały pornograficzne niedostępne w otwartym internecie. Zaliczały się do nich pornografia z małymi dziećmi i dziećmi w wieku dojrzewania, zoofilia oraz hurtcore, czyli materiały, w których zarówno dzieciom, jak i dorosłym, a także zwierzętom zadawano ból, czasem nawet tortury.
Strony nosiły nazwy w rodzaju Playpen (Plac Zabaw), Toybox (Pudełko z Zabawkami), Child's Play (Zabaweczka), Kinder Surprise (Jajko Niespodzianka), Lolita City (Miasto Lolity), Giftbox (Pudełko z Prezentami), The Love Zone (Strefa Miłości). Pedofile uwielbiali sięgać po to, co niewinne, i zmieniać to w coś odrażającego. Predatorzy i pedofile bez trudu trafiali na siebie w dark webie. Najbardziej znana brama do mrocznego internetu, Hidden Wiki, otwarcie dzieliła sekcję pornograficzną na "dorosłą" i "nieletnią". Tę drugą zamieszczano w grupie zatytułowanej Hard Candy.
Rynek wykorzystywania dzieci i pornografii dziecięcej to najbardziej niepokojący i zatrważający aspekt dark webu. Nie chodzi jedynie o zdjęcia i wideo ściągane terabajtami, ale także o fora, gdzie drapieżcy dzielą się radami, jak dawkować środki odurzające, by dziecko stawo się bezwolne, ale zachowało świadomość; jakie psychologiczne sztuczki stosować i jak zacierać ślady. Nic nie opisze uczuć towarzyszących lekturze czatów, gdzie pedofile obrazowo opisują akty seksualne z małymi dziećmi, posługując się słownictwem, które kojarzymy z dorosłymi gwiazdami pornosów.
W październiku 2011 roku Anonymous przeprowadzili operację Darknet. Zhakowali strony z pornografią dziecięcą w TOR-ze, ujawniając dane ich użytkowników. Anonymous to grupa haktywistów (połączenie słów "haker" i "aktywista"), która wyłoniła się z forum dyskusyjnego 4Chan, gdzie większość użytkowników publikowała wpisy jako "anonim" (Anonymous). Anonymous nie jest organizacją, do której można się zapisać albo wstąpić. To raczej dość luźno powiązana wspólnota.
Ci, którzy poczuwają się do przynależności do tej grupy, lubią trollować ludzi i organizacje (ich ulubiony cel stanowi Kościół scjentologiczny). Szybko i ochoczo przyznają się też do ataków DDoS na korporacje, w których widzą źródło wszelkiego zła. Często są oskarżani o zastraszanie przez internet. Równocześnie jednak nie pozostają obojętni na kwestie sprawiedliwości społecznej. Niektóre ich akcje przykuły uwagę światowej opinii publicznej. Należała do nich operacja Darknet.
Stanowiła ona jeden z pierwszych przykładów wykorzystania technologicznego know-how oraz inżynierii społecznej jako narzędzi pozwalających zdemaskować tych, którzy ukrywali się za serwisami TOR-a. Anonymous umieścili w zrzucie nazwiska i adresy IP osób, które - jak twierdzili - pobierały materiały z pornografią dziecięcą ze strony Lolita City, największej witryny umieszczonej w Hidden Wiki pod szyldem Hard Candy.
Jeszcze przez kilka dni po ataku media poświęcały temu tematowi wiele uwagi. Fala poparcia dla akcji Anonymous rosła. Jak zwykle w takich sytuacjach zaczęło się od wzmianek na technicznych i plotkarskich serwisach takich jak PC World czy Gawker. Informację szybko podchwyciły "The Wall Street Journal" i BBC. Większość serwisów powtarzało oficjalną deklarację Anonymous: "Poprzysięgliśmy walczyć w imieniu bezbronnych, a któż jest bardziej bezbronny niż wykorzystywane niewinne dziecko?".
Hard Candy odtworzyło zawartość stron z kopii zapasowych. 20 października, kiedy przywrócono funkcjonalność strony, jej właściciel wysłał wiadomość do Anonymous: "Do wandali: możecie milion razy hakować stronę, a my odbudujemy ją milion i jeden raz. Odrodzi się za każdym razem. Nikt nas stąd nie ruszy. Ludzie przeprowadzają na nas ataki
DDoS i myślą, że to nas zaboli. Owszem, boli. Ale to nasze ŚWIĘTE, BOSKIE prawo, by odczuwać pociąg seksualny do młodych. To samo odnosi się do wszystkich społeczności pornograficznych. Nie wybraliśmy tego, po prostu tacy jesteśmy. Wy, Anonymous alias #OpDarknet, nie macie prawa nas cenzurować".
Grupa odpowiedziała operacją Paw Printing. Sprytnie wykorzystując inżynierię społeczną do demaskacji użytkowników stron z pornografią dziecięcą oraz zniechęcenia tych, którzy chcieliby tam zajrzeć, podpuszczała gości Hard Candy i Lolita City, żeby klikali przycisk umieszczony tam przez Anonymous. Dzięki temu pobierała dane o użytkownikach.
Przycisk - pojawiający się jedynie przy bramce do pornografii dziecięcej - opisany jako "uaktualnienie zabezpieczeń TOR" w ciągu dwudziestu czterech godzin przyniósł Anonymous adresy IP stu dziewięćdziesięciu użytkowników z całego świata.
2 listopada Anonymous w kolejnym zrzucie opisali, w jaki sposób dotarli do adresów, IP i przedstawili kierujące nimi pobudki:
Operacja Darknet w ogóle nie zmierzała do zniszczenia TOR-a ani "darknetów". Miała tylko jeden cel: ujawnić, jak jeden procent użytkowników, korzystających z projektu TOR do ściągania dziecięcej pornografii, niszczy jego reputację. Pozostałe 99% to przecież chińscy/irańscy dziennikarze, wywiad prowadzący tajną wojnę z Al-Kaidą i wreszcie my, Anonimy, żarliwi obrońcy wolności słowa.
Pamiętajmy jednak, że pornografia dziecięca TO NIE WOLNOŚĆ SŁOWA. Dowiedliśmy ponad wszelką wątpliwość, że ponad 70% użytkowników Hidden Wiki wchodzi do sekcji HARD CANDY, "tajnego katalogu", którym posługują się pedofile, by zyskać dostęp do stron takich jak Lolita City czy The Hurt Site, gdzie jest prowadzony handel materiałami z gwałtami na dzieciach.
Wysiłki Anonymous spełzły na niczym. Organy ochrony porządku publicznego nie mogły wykorzystać nielegalnie zdobytych adresów IP do tropienia użytkowników pornografii dziecięcej. Odnieśli tylko jedno małe zwycięstwo: odzyskali sympatię internautów, którzy byli już znużeni ich przypadkowymi atakami na firmy, organizacje i strony internetowe. Od tej pory Anonymous mogli szczycić się mianem zaangażowanych hakerów, a nie zwyczajnych hakerów. W następnych latach znów było o nich głośno, gdy zmuszali władze do zajęcia się oskarżeniami o gwałt, które próbowano zatuszować. Do najgłośniejszych przypadków należy sprawa gwałtu w gimnazjum w Steubenville, w stanie Ohio. Dwóch popularnych zawodników drużyny futbolu amerykańskiego przenosiło nieprzytomną nastolatkę z miejsca w miejsce, dopuszczając się wobec niej przemocy seksualnej i filmując swoje wyczyny. Dziewczyna nie miała pojęcia o gwałcie, dopóki w mediach społecznościowych nie zaczęły krążyć zdjęcia. Mieszkańcy Steubenville mu-rem stanęli za chłopakami. Dopiero interwencja Anonymous doprowadziła da skazania gwałcicieli. Oprócz nich skazano trzy osoby za utrudnianie śledztwa. Anonymous zasłynęli też z demaskowania i wytykania palcami trolli, którzy - przekonani o własnej bezkarności - swoimi wpisami dręczyli ofiary, czasem doprowadzając je nawet do śmierci.
Anonymous wypowiedzieli też wojnę stronom promują cym molestowanie dzieci. "Będziemy dalej hakować serwer nie tylko Freedom Hosting, lecz także każdy, który będzie zawierał, promował albo pochwalał pornografię dziecięcą".
Jednak operacja Darknet przyniosła też skutek, którego Anonymous nie mogli przewidzieć. Oto bowiem pewien internauta postanowił zajrzeć na jedną z owych stron, żeby się przekonać, o co tyle hałasu, i zamiast obrzydzenia ogarnęło go podniecenie; zamiast odwrócić się ze wstrętem, poczuł, że znalazł pokrewne dusze.
Wielu internautów z ciekawością obserwowało walkę Anonymous z Lolita City. Wśród nich znajdował się stały bywalec 4Chana, gdzie rodziły się i były szeroko dyskutowane akcje Anonymous. Występował tam jako Lux, od marki mydła. Chciał za wszelką cenę zyskać uznanie i sławę w dark webie. Uważał się za eksperta od zabezpieczeń i bacznie przyglądał się stronom darknetowych sklepów w nadziei, że będzie mógł im zaoferować swoje usługi. Okazało się jednak, że te są świetnie zabezpieczone, a ich administratorzy najwyraźniej znają się na rzeczy. Nie potrzebowali Luxa ani jego dość rudymentarnych umiejętności. Dlatego zainteresował się innymi, głębszymi, mroczniejszymi zakątkami dark webu.
- Zaprowadziła mnie tam niezdrowa ciekawość - przyznał później, twierdząc jednak, że początkowo chciał wesprzeć Anonymous w ich walce z pedofilami. Zarzekał się, że kiedy zaczął się logować na tamtych stronach, nie odczuwał pociągu seksualnego do dzieci. Jednak w miarę jak coraz głębiej zanurzał się w mętne wody pornografii dziecięcej, jego nastawienie się zmieniało. - Znalazłem tam olbrzymie wsparcie. W tamtym okresie zmagałem się z depresją i aspergerem. Obie choroby dopadły mnie z niespotykaną wcześniej siłą. A tam poczułem się - bo ja wiem - jak w domu. Jakbym trafił do grupy wsparcia.
Strony oferujące materiały z molestowaniem dzieci nie generowały wielomilionowych zysków jak darknetowe platformy handlowe. Dlatego ich zabezpieczenia kulały. Zresztą, ich użytkownicy byli mniej zaawansowani technologicznie i nie przykładali aż takiej wagi do bezpieczeństwa jak narkomańska brać. Lux chętnie oferował pomoc, a administratorzy ochoczo ją przyjmowali.
Lux podawał się za amerykańskiego pediatrę. Twierdził, że jakoby odbył liczne stosunki seksualnie z dziećmi, a także jakoby regularnie współżył z sześciolatkiem. Mówił wszystko to, co, jak sądził, zapewni mu szacunek i uznanie pedofilów.
- Wydaje mi się, że z czasem zyskałem zaufanie i szacunek tej małej społeczności - oświadczył.
Lux marzył o akceptacji, pochwałach i uwielbieniu; o tym wszystkim, czego nie zdobył w świecie realnym ani w innych społecznościach internetowych. Nie miał ani charyzmy, ani szczególnych uzdolnień. Nie budził zainteresowania, nikt nie chciał ani bliżej go poznać, ani z nim rozmawiać. Dopiero w tym środowisku poczuł się jak w domu. Wszyscy członkowie tej zamkniętej wirtualnej społeczności stykali się z pogardą i nienawiścią, a przy tym czuli się nierozumiani i prześladowani. Niektórzy traktowali odrazę, jaką budzili w innych, jak wyróżnienie i powód do chluby.
- Dopiero kiedy odkryłem społeczność pedo w TOR-ze, zaakceptowałem swoje preferencje i poczułem się z nimi dobrze - zwierzył się Patrickowi O'Neillowi w jedynym dużym wywiadzie, jakiego udzielił.
Lux zaczął od porad i wskazówek, jak ukryć się przed czujnym spojrzeniem instytucji ochrony porządku publicznego. Potrafił usuwać metadane ze zdjęć i nagrań, wiedział, jak chronić komputery przed policją. Pedofile, którym pomógł, wylewnie mu dziękowali i chwalili jego umiejętności, którym zawdzięczali bezpieczeństwo. Zewsząd płynęły wyrazy wdzięczności i uznania, których tak pragnął.
Znalazł też osobę, z którą nadawał na tych samych falach. Zaprzyjaźnił się z mężczyzną ukrywającym się pod nickiem Wolfman Jack. Wspólnie stworzyli pierwszą stronę Luxa w TOR-ze, gdzie zamieszczano bardziej drastyczne i jeszcze mroczniejsze materiały niż w innych witrynach. Po niej przyszły następne. Lux każdą wolną chwilę poświęcał na ich rozwijanie. To nadawało jego życiu sens.
- Niemal co dzień po powrocie z pracy zamiast siadać przed telewizorem odpalałem laptopa i pracowałem nad PedoEmpire (Imperium Pedofilów) w nadziei, że stworzę coś, co choć kapinkę ulepszy naszą grupę - opowiadał O'Neillowi.
W kręgu jego najbliższych współpracowników znalazł się też Skee, administrator The Love Zone, który zamieszczał na stronach Luxa materiały przedstawiające molestowanie dzieci - także dokonywane przez niego samego. Skee nie podzielał ani nie rozumiał marzeń o rozgłosie, które rozpierały Luxa i innych użytkowników.
- PO CO, do cholery, dzielić się tymi informacjami? Jak możecie być tak głupi, by ryzykować, że zniszczycie ludziom życie, ujawniając tajemnice, których latami strzegliśmy? - pytał tych, którzy zgadzali się na współpracę z dziennikarzami. - Informacja to władza. Udzielanie informacji o grupie prowadzącej nielegalną, karalną działalność to nie żarty. Dwieście pięćdziesiąt lat więzienia to, kurwa, nie żarty. Choćbyś miał Bóg wie jaką wiedzę, nie dziel się nią i koniec dyskusji.
Lux tymczasem rozkoszował się swoją rosnącą sławą. Dla coraz liczniejszego grona przestępców seksualnych aktywnych w dark webie stał się prawdziwą wyrocznią, co przynosiło mu satysfakcję i budowało poczucie własnej wartości. Zapewniał klientom znakomitą obsługę i nie ustawał w wysiłkach, by zapewnić użytkownikom swoich stron maksymalną anonimowość.
Pedofile coraz częściej radzili się go także w innych kwestiach. Zadowolony i dumny, że wyrósł na autorytet, radził, jak przygotowywać i molestować seksualnie dzieci; jak nie zostawiać śladów penetracji; jakie dawki środków odurzających podawać, żeby dziecko było przytomne, ale równocześnie niczego później nie pamiętało; jak uprowadzać dzieci, a potem zabijać je i pozbywać się ciał.
W następnych latach Lux tworzył kolejne niszowe strony dostosowane do gustów konkretnych pedofilów, zapewniając "społeczności" to, czego - jego zdaniem - chciała i potrzebowała. Witryn zrobiło się tyle, że zebrał je pod jednym parasolem serwisu poświęconego molestowaniu i pornografii z udziałem dzieci. Nazwał go PedoEmpire, a siebie ogłosił jego cesarzem.
PedoEmpire Luxa miało oferować pedofilom wszystko, czego tylko sobie zażyczą. Poczynając od zdjęć skąpo ubranych dzieci - wyrwanych z katalogów z bielizną albo ściągniętych z facebookowego konta znajomego, który podzielił się fotkami z rodzinnej wyprawy na plażę - po materiały zaspokajające najmroczniejsze gusta najbardziej zdeprawowanych użytkowników. W pięciu sekcjach - Wiadomości; Pedofilia i Pornografia Dziecięca ("sprawdzony wybór stron, które osobiście odwiedzam i polecam"); Imperium; Narzędzia i Bezpieczeństwo; Kanały - można było znaleźć wszelkie możliwe linki.
Fora dawały możliwość czatowania z osobnikami o podobnych upodobaniach. Wiadomości, jak wszędzie, grupowano według tematów i tytułów. Platforma oferowała też relacje na żywo (PedoTube) i możliwość ładowania wideo.
- Chciałem, żeby PedoTube był całkowicie dostępny i otwarty dla każdego, bez konieczności zdobycia zaproszenia, co okazało się znacznie trudniejsze, niż sądziłem - mówił Lux O'Neillowi. - Ale pamiętam o tym, mam to na liście!
Bramą do imperium Luxa i najczęściej odwiedzaną stroną była PedoWiki. Podobnie jak jej niewinne kuzynki miała stanowić zbiór informacji, wiedzy i danych historycznych uzupełniany, poprawiany i aktualizowany przez członków PedoEmpire. Szybko rozrosła się do sześciuset artykułów na tysiącu dwustu stronach. Oto kilka jej przykładowych haseł:
* gwiazdy dziecięcego porno,
* poradnik (zbiór argumentów w dyskusji z zaciekłymi przeciwnikami pornografii dziecięcej),
* badania,
* historia pornografii z udziałem dzieci.
PedoWiki cieszyła się dużą popularnością, hasła współtworzyło ponad tysiąc osób. Witryna miała ponad trzy miliony odsłon.
Choć wejście na niektóre strony wymagało zaproszenia od zaufanego użytkownika, większość była dostępna dla każdego, choć tam też istniały strefy "premium" wyłącznie dla osób, które miały swój wkład w budowanie PedoEmpire. "Pijawki", które konsumowały, niczego nie wnosząc, musiały się liczyć z krytyką, a po pewnym czasie traciły dostęp do imperium. Nowi członkowie musieli udostępnić zdjęcia albo film, najlepiej świeży materiał, którego nigdzie nie opublikowano.
Lux wymagał od użytkowników różnego stopnia zaangażowania, w zależności od charakteru i zawartości stron, na które wchodzili. Ciekawscy mogli bez ograniczeń oglądać zdjęcia nagich albo częściowo ubranych dzieci, ale żeby zyskać dostęp do materiałów pornograficznych, trzeba było samemu wrzucić na stronę podobne treści. Do ekskluzywnej strefy Producers' Lounge mogli wejść tylko ci, którzy dowiedli, że uprawiają seks z dzieckiem, dostarczając oryginalne, nigdzie wcześniej niepublikowane materiały z dzieckiem, które trzyma identyfikator z nazwą strony lub frazą podyktowaną przez Luxa. Niektórzy członkowie wypisywali markerem na ciele dziecka swój nick.
W ten sposób Lux nie tylko walczył z pijawkami, ale także asekurował się przed infiltracją. Każdy zrozumie, jeśli agent instytucji ochrony porządku publicznego kupi narkotyki w darknetowym sklepie, ale nagrywanie i udostępnia nie dziecięcej pornografii to zupełnie inna sprawa. Takiego materiału nie da się zrobić, nie krzywdząc dziecka. Dlatego pewne części imperium pozostawały niedostępne dla policji. Chyba że ktoś zostałby aresztowany i podał dane do logowania. Nawet to jednak nie zdawało się na wiele, bo warunkiem podtrzymania dostępu było udostępnianie coraz to nowych materiałów.
W miarę upowszechniania się dostępu do dark webu PedoEmpire rozrastało się i rozwijało, zyskując coraz większą popularność. Lux żadnych opłat nie wprowadzał ani - jak zapewniał O'Neilla - nie zamierzał ich wprowadzać. Jego imperium nie miało przynosić zysków. Wyświadczał przysługę marginalizowanej grupie społeczeństwa.
Niektórym użytkownikom wystarczało to, co znajdowali na stronie, ale inni szukali coraz brutalniejszych zdjęć i filmów, byli całkowicie pozbawionych hamulców. 28 lutego 2013 roku Lux uruchomił nową stronę, która miała zaspokoić oczekiwania użytkowników spragnionych najmocniejszych wrażeń. Błyskawicznie zyskała ona tysiące użytkowników i obserwatorów. Jednogłośnie przyznawano, że to najokropniejsza, najbardziej sadystyczna strona ze scenami molestowania dzieci.
Hurt2theCore [zranić do żywego] to forum dające przestrzeń do swobodnej, otwartej dyskusji; pozwala bez cenzury dzielić się przemyśleniami na temat pedofilii i seksu z dziećmi. To znaczy, że akceptujemy oba wymiary: miłość do dziecka oraz ostrą jazdę aż do bólu. Jeśli nie czujesz się w świecie łączącym oba te elementy - rozmawiając o nim albo oglądając materiały graficzne - to nie jest miejsce dla ciebie. Ale jeśli to twój żywioł, witamy w Hurt2theCore!
Strona powitalna Hurt2theCore (2013)
- Nazywam się Lux - przedstawiał się w liście do policji bodaj najbardziej znienawidzony człowiek dark webu. - Nie tylko posiadam największy zbiór pornografii dziecięcej w TOR-ze, ale także sprawuję całkowitą kontrolę nad największą na świecie grupą producentów takich materiałów.
Dzięki stałemu i dynamicznemu rozwojowi PedoEmpire miał prawo do takich twierdzeń.
W dark webie aż roiło się od anonimowych bohaterów cieszących się większą lub mniejszą sławą bądź niesławą, to zależało od punktu widzenia. Niektórych - na przykład DPR-a albo Satoshiego Nakamoto, twórcę bitcoinów - wychwalano jako bohaterów libertarianizmu i wizjonerów. Podobnie też najwięksi handlarze narkotyków - choć wyjęci spod prawa - cieszyli się podziwem darknetowej społeczności.
Na drugim biegunie znajdował się Lux. Jego pseudonim stał się głośny. Sączyło się z najbrudniejszych zakątków mrocznego internetu, wypowiadane ze wstrętem i odrazą. Większość jednak starała się go ignorować, udawać, że nie istnieje. Nawet pedofile nurzający się w szambie darkwebu mieli hierarchię "dopuszczalnego" zepsucia, które byli skłonni tolerować. Materiały, do których dawała dostęp bramka Hard Candy, ogromnie się różniły: od właściwie niewinnych fotografii dzieci, po treści coraz bardziej ekstremalne i zdeprawowane.
- Nie umiem się pogodzić z tym, że w powszechnym odbiorze stawia się znak równości między nami a gnidami takimi jak Lux i jego zgraja. To tylko wzmacnia te chore rojenia, których pełno w serialach i filmach. Człowiekowi ręce opadają - napisał ktoś w "grupie wsparcia dla pedo". W swoim profilu informował, że lubi chłopców i dziewczęta w wieku od czterech do czternastu lat.
Działania aktywistów z grupy Anonymous tylko w niewielkim stopniu i na krótko zmniejszyły dostępność takich materiałów w dark webie. Po krótkim i - w ostatecznym rozrachunku nieudanym - ataku DDoS na Lolita City materiały wrzucane do sieci stały się jeszcze brutalniejsze. Pojawiła się nowa przerażająca moda, by nie tylko filmować seksualne wykorzystywanie dzieci, lecz także świadomie zadawać im ból wyłącznie dla przyjemności widzów. Lux stał się niekwestionowanym królem hurtcore, tak bezwzględnym i okrutnym, że odcinała się od niego większość pedofilów. Równocześnie niewielki (a mimo to niepokojąco liczny) margines widział w nim bohatera, on zaś rozkoszował się tym statusem.
Ludziom znudziły się nieustanne przechwałki Luxa, który twierdził, że jego imperium jest największe, najlepsze, najbardziej ekstremalne i szokujące. Część podejrzewała wręcz, że nie jest jednym z nich, a hurtcorowe materiały tworzy nie dlatego, że to go kręci, ale dlatego, że zyskuje poklask, którym karmi swoje rozbuchane ego.
Trudno dziś ustalić, kiedy ukuto termin hurtcore, ale jego etymologia jest oczywista. To hardcorowe zadawanie bólu (ang. hurt) w kontekście pornograficznym. To podtyp pornografii, w której pojawia się gwałt, przemoc, a nawet tortury - niesymulowane, lecz prawdziwe. Zawsze istniał popyt na tego rodzaju treści, ale dopiero internet stworzył miejsce, gdzie poszukiwacze wrażeń, które u większości z nas wywołałyby koszmary, mogli spotykać się, dyskutować, wymieniać opowieściami, zdjęciami i filmami. Na nowej stronie Luxa znajdowały się materiały pełne przemocy zadawanej zwierzętom, dorosłym (ale bez ich zgody) lub dzieciom. Jeśli wziąć pod uwagę, do kogo adresował swoje witryny, przytłaczająca większość należała do tej ostatniej grupy.
Na Hurt2theCore mógł wejść każdy, ale pewne sekcje były dostępne tylko dla tych, którzy dostarczyli nowe treści. Najliczniejszą i podstawową grupę tworzyli tzw. aktywni członkowie, którzy często zamieszczali wpisy, dołączając do nich materiały z wykorzystywaniem dzieci. Elitę jednak stanowiła Producers' Lounge (Loża Producentów), gdzie pedofile będący najwyżej w hierarchii dzielili się bieżącymi doświadczeniami ze związków z dziećmi.
Hurt2theCore dzieliło się na liczne fora, podgrupy i wątki - identycznie jak miliony innych grup dyskusyjnych w sieci. W lipcu 2013 roku strona liczyła 7728 członków, miała 22 236 postów w 2192 tematach. Rozmówcy mogli wybrać spośród różnych kategorii: Hurtcore, czyli jak sprawić, żeby krzyczały; Okrucieństwo; Edukacja dzieci w praktyce, czyli porady i wskazówki, jak uzyskać od dzieciaków to, czego się chce; Seksturystyka i prostytucja, czyli gdzie szukać seksownych słodziaków. Fora z filmami i zdjęciami były podzielone na podgrupy: mężczyzny, kobiety, noworodki, niemowlęta, małe dzieci, nastolatki i dorośli.
Tworzono też rankingi forumowiczów. Pozycja zależała od liczby wpisów. Im bardziej płodny autor, tym większym szacunkiem się cieszył.
0 postów - Ofiara gwałtu
10 postów - Początkujący pedofilek
50 postów - Zaawansowany pedofilek
100 postów - Jebak dzieci
250 postów - Dyplomowany gwałciciel
500 postów - Mistrz hurtcore'u
1000 postów - Sam wybierz sobie tytuł
Oprócz swojego awatara członkowie musieli podać wiek i preferencje seksualne. Kiedy forumowicz zamieścił sto wpisów i miał co najmniej miesięczny staż, Lux albo jego moderator analizował historię postów. Gdy zawartość się spodobała, nowy awansował do sekcji aktywnych członków, których lojalnie uprzedzano, że jeśli będą próbowali pójść na łatwiznę, zamieszczając zdawkowe i ogólnikowe relacje, nie mogą liczyć na dostęp do ekskluzywnych sekcji.
Lux aktywnie uczestniczył w życiu społeczności, nie było dla niego nic świętego. Kiedy jeden z członków szukał rady, jak najlepiej uprowadzić, zgwałcić i zabić pięcioletnią dziewczynkę w Rosji, najpierw zażądał dowodu, by się upewnić, czy tamten pyta na poważnie.
- Dobra, czyli masz plan. Nie chodzi tylko o jakieś tam fantazje erotyczne - odpisał, otrzymawszy wymagany dowód. - Mam sporo chętnych, gotowych kupić takie nagranie.
Dalej udzielił Rosjaninowi praktycznych, szczegółowych rad.
Lux służył też wsparciem internautom, którzy zamieszczali nagrania na stronie. Mówił, jak usunąć metadane; a jeśli użytkownicy sami kręcili film, podpowiadał, jak zadbać, by nie pojawiło się nic, co by ich zdradziło. Uznał na przykład, że dystrybucja nagrania gwałtu na niemej siedmiolatce cierpiącej na SM jest zbyt ryzykowna, bo dziewczynkę łatwo można było rozpoznać. Zachęcił jednak, żeby pedofil nakręcił film dla własnej przyjemności.
- Przynajmniej masz pewność, że nie będzie wzywać pomocy - podsumował.
Ze strony korzystali pedofile ze wszystkich zakątków świata. Wielu pracowało w branżach zapewniających łatwy dostęp do dzieci. Jeden - Jabber - był zatrudniony w ośrodku dla dzieci z niepełnosprawnościami intelektualnymi w Wielkiej Brytanii.
Lux był tak spragniony podziwu i akceptacji, że chętnie przyjął rolę najgorszego diabła dark webu. Zawsze mógł liczyć na uwielbienie grupki zdemoralizowanych do szpiku drapieżców. Aby jednak podtrzymać swoją reputację, musiał tworzyć i dostarczać coraz drastyczniejsze treści. Nieustannie szukał nowych materiałów, by zadowolić rosnące grono klientów. Już wcześniej słyszał o filmie, który podobno stanowił kwintesencję hurtcore'u w najczystszej postaci. Lux postawił sobie za cel, że na Hurt2theCore pojawi się Daisy's Destruction.
Daisy's Destruction
Wokół dark webu narosło mnóstwo plotek i przerażających historii. Większość to przesada, kłamstwa albo zwykłe naciąganie. Historie o przerażających witrynach internetowych albo nagraniach przekraczających najgorsze wyobrażenia krążyły od dawna. Wielu wierzyło, że istnieje jeszcze głębszy, jeszcze mroczniejszy poziom dark webu nazywany sieciami mariańskimi (Mariana's Web). Tam garstka wybrańców dostawała klucze do największych okropności. Naturalnie były tam filmy snuff, ale to jeszcze nic. Do tego trzeba dodać strony ze szczegółowymi opisami eksperymentów godnych nazistów, przeprowadzanych na bezdomnych i kończących się ich śmiercią. Walki gladiatorów na śmierć i życie. Nagrania ulubionej zabawy psychopatów: wymachiwanie niemowlęciem trzymanym za nóżki tak, by roztrzaskać czaszkę drugiego dziecka. Człowiek, który tworzył ludzkie lalki do seksu, piłą pozbawiając kończyn kobiety i dziewczynki oraz usuwając im struny głosowe - ale tak, by zostały przy życiu.
Wszystkie te "rewelacje" to twory chorych, pokręconych umysłów, które można spokojnie umieścić w kategorii czystej fikcji. Ich korzeni należy szukać na "randomowej" tablicy 4Chana albo w subreddicie nonsleep (bezsenność), gdzie zamieszczano opowieści, które miały przede wszystkim szokować.
Na początku 2013 roku w dark webie zaczęły krążyć opowieści o filmie zatytułowanym Daisy's Destruction. Szczegóły różniły się w zależności od opowiadającego. Jedno było pewne, chodziło o torturowanie dziewczynki. Wielu twierdziło, że pojawiały się tam tortury i morderstwo. Jak zwykle w takich sytuacjach wkrótce każdy już słyszał o filmie i każdy znał kogoś, kto go oglądał. A choć pojawiło się kilka relacji z pierwszej ręki, ci, którzy ponoć widzieli film, zapamiętali różne szczegóły.
Im głośniej robiło się o Daisy's Destruction, tym więcej wersji się pojawiało, co z kolei sprawiło, że ludzie coraz łatwiej zbywali to wzruszeniem ramion: ot, kolejna miejska legenda dark webu. Jako że w historiach krążących po Reddicie i innych forach clearnetu zmyślenia stanowiły przytłaczającą większość, łatwo było się przychylić do tej opinii. Równocześnie jednak nagromadziło się zbyt wiele zbieżnych opowieści potwierdzających istnienie filmu. Regularnie też powtarzała się nazwa jednej strony jako miejsca, gdzie można go obejrzeć. Jeśli film gdzieś miał zostać umieszczony, to musiała to być strona Hurt2theCore.
Lux chciał podtrzymać swoją reputację dostawcy najbardziej drastycznych treści w dark webie. Postanowił więc zlokalizować Daisy's Destruction i umieścić film na swojej stronie.
Jego źródła podpowiedziały, żeby zainteresował się instytucją znaną jako No Limits Fun. Firma - prawdziwa, z własnym logo - produkowała hurtcorowe filmy molestowanych młodziutkich Azjatek skutych łańcuchami. Lux rozpoczął negocjacje z producentem ukrywającym się pod nickiem Exciteagirl. Zaproponował NLF równowartość dziewięciuset dolarów w bitcoinach za cały film. Ofertę błyskawicznie odrzucono. NLF chciał znacznie więcej, twierdząc, że może sprzedać go prywatnym odbiorcom za dziesięć tysięcy i więcej. Exciteagirl zadeklarował, że gdyby Lux nawiązał z nimi współpracę, mogliby wyprodukować dla niego więcej filmów na zamówienie. Dla Luxa jednak, który nie chciał wprowadzać opłat za materiały na stronie, cena okazała się zaporowa.
Możliwość jakiejkolwiek współpracy wkrótce została przekreślona. Podczas gdy No Limits Fun zachwalał swój produkt jako "rarytas dla pedofilów w rozdzielczości 1920x780; ponad czterdzieści pięć minut czystej przyjemności!", Lux zdobył z innych źródeł cztery krótkie fragmenty - łącznie dwanaście minut materiału - które za darmo jeden po drugim udostępniał swoim użytkownikom, mszcząc się w ten sposób na producencie za brak porozumienia. Kiedy film stał się dostępny na stronach Luxa, jego wartość rynkowa spadła na łeb na szyję. Zwłaszcza że wypuszczając kolejne części, Lux zachęcał użytkowników, by pisali w komentarzach, który fragment - z jakimi torturami - chcieliby jako następny.
Luxowi zależało, żeby wszyscy wiedzieli, że Daisy's Destruction można obejrzeć za darmo wyłącznie na Hurt-2theCore.
- Typki z NLF zasłużyły sobie na to, co zrobiłem. To wiecznie marudzące, niezadowolone suki - napisał na jednym z forów, gdzie szukał wsparcia i pochwał. Lux rozkoszował się poczuciem własnej wszechmocy i hołdami wdzięcznych użytkowników. Oto on jako jedyny nie tylko zdobył legendarny film, lecz także zapewnił darmowy dostęp do niego.
Materiał okazał się tak przerażający, jak zapowiadano. Brakowało jedynie samej sceny morderstwa. W czołówce poza logo NLF i wypalonym powyżej napisem "Przedstawiamy Daisy's Destruction" pojawiały się perwersyjne pastisze zapowiedzi i fotosów z oryginalnego filmu: "Zobacz mentalny upadek dziecka... Utratę niewinności... Wykorzystana jako narzędzie... nauczy się zadowalać swoją panią... Okaleczona. .. pozbawiona godności... bezsilna będzie kurczowo trzymać się życia ku twojej uciesze". Dalej nagranie przedstawia osiemnastomiesięczną dziewczynkę gwałconą i bestialsko dręczoną: kopaną, policzkowaną, szczypaną, kłutą; do jej pochwy wprowadzano duże sople i inne przedmioty, jej narządy płciowe przypalano zapalniczką; zamaskowana kobieta dokonywała na niej czynności seksualnych, wieszała ją głową w dół i oddawała na nią mocz. Poddawane tym niewyobrażalnym męczarniom dziecko zawodziło. Jego rozpaczliwy płacz towarzyszący całemu materiałowi prześladował potem w snach tych, którzy musieli oglądać ten film, by postawić producenta przed sądem.
Lux zamieszczał linki kierujące chętnych na Hurt2the-Core, ale niemal wszyscy uznawali te treści za zbyt drastyczne i szybko usuwali materiał. Byli jednak też tacy, którzy właśnie tego szukali. Kolejni użytkownicy ściągali film, jego urywki krążyły po pedofilskich sieciach, przenikając też do sieci zindeksowanej za sprawą tych, którzy koniecznie chcieli zaspokoić ciekawość, oglądając go na własne oczy. Lux dokonał tego, co nie udało się nikomu innemu. Dał dark webowi Daisy's Destruction. Był cesarzem.
- Co by się stało, gdyby Luxa aresztowano? - zastanawiał się jakiś użytkownik we wpisie na Hurt2theCore. W odpowiedzi został uspokojony, że Lux jest zbyt ostrożny, by dać się złapać. Sam zainteresowany żartował, że gdyby do tego doszło, wszyscy by się dowiedzieli, bo jego upadkowi towarzyszyłaby łuna niczym spadającej gwieździe.
Międzynarodowe instytucje ochrony porządku publicznego doskonale wiedziały o Luksie i jego PedoEmpire. Dark web stał się platformą gromadzącą w jednym miejscu producentów najgorszych, najbrutalniejszych materiałów z przemocą dziecięcą, ale za sprawą rozwoju technologicznego coraz trudniej było ich namierzyć. Bestie żyły rozrzucone po całym świecie, ale wystarczyło parę kliknięć, by mogły się ze sobą kontaktować.
W 2013 roku połączone siły Europolu oraz wydziału FBI do spraw brutalnych przestępstw przeciwko dzieciom przeprowadziły operację Downfall (Upadek), przejmując serwery Freedom Hosting, tej samej platformy, która niecałe dwa lata wcześniej stała się celem akcji Anonymous. Właściciele serwisu bez cenzury ani zbędnych pytań udostępniali swoją przestrzeń każdemu, dzięki czemu Freedom Hosting stał się miejscem najchętniej wybieranym przez strony oferujące brutalne treści.
Na serwerach Freedom Hosting władze znalazły największy i najbardziej bezwstydny zbiór stron z przemocą seksualną wymierzoną przeciwko dzieciom. Nie chodziło wyłącznie o zdjęcia i filmy. Strony zachęcały użytkowników, by sami - i to jak najczęściej - tworzyli treści zawierające pornografię dziecięcą i kipiące przemocą. Zamieszczano tam przykłady penetracji seksualnej, związywania i torturowania niemowląt oraz małych dzieci.
Agenci FBI i Europolu ustalili, że czołowe miejsce wśród osób zachęcających do seksualnego wykorzystywania dzieci oraz ułatwiających ten proceder zajmował niejaki Lux. Uważano go za najbardziej wpływowego i najbardziej znanego pedofila na świecie. Miał grono zagorzałych zwolenników, ale ze względu na swoje wyjątkowe okrucieństwo nie cieszył się sympatią nawet wśród degeneratów.
Dzięki operacji Downfall Lux znalazł się na celowniku instytucji ochrony porządku publicznego na całym świecie. Choć dark web z założenia nie pozwala ustalić, skąd użytkownik łączy się z siecią, osoby często korzystające z forów i zamieszczające posty nieświadomie zostawiają ślady i wskazówki, które pozwalają doświadczonym policjantom zlokalizować ich i - w końcu - aresztować.
Likwidacja Freedom Hosting tylko na krótko powstrzymała działalność stron z treściami pedofilskimi. Lux szybko przeniósł swoje imperium do własnego hostingu - czyli Pe-doEmpire - gdzie uruchomił też serwis umożliwiający anonimowe udostępnianie obrazów i transmisje internetowe. Użytkownicy mogli także korzystać z czatów, forów i usług hostingowych. Głośno puszył się tym - jak sądził - zwycięstwem nad instytucjami ochrony porządku publicznego.:
No cóż, wygląda na to, że Imperium jeszcze nie upadło! Uwaga, wszystkie IOPP [instytucje ochrony porządku publicznego], które czytają te słowa: walcie się! Nie zniszczycie nas. Po każdej waszej próbie będziemy powstawać jeszcze więksi i silniejsi. Jeszcze raz dzięki za darmową reklamę i wskazanie kolejnym pedofilom miejsc, gdzie ich nie dopadniecie.
A moich braci pedofilów zapewniam, już wkrótce największe witryny CP wrócą i będą działać jak dawniej.
W oczekiwaniu na tę chwilę proponuję spędzać wolny czas, polując na dzieciarnię. Rżnijmy dzieciaki!
Lux uważał się za niepokonanego. Zarządzał swoimi stronami i udostępniał skrajnie obrzydliwe materiały, a równocześnie wydawał się bezkarny, całkowicie poza zasięgiem policji. Pozostawał też postacią dwuznaczną, polaryzując środowiska użytkowników dark webu i społeczności pedofilskiej. Aby ugłaskać aktywnych pedofilów, którzy jednak nie akceptowali hurtcore'u, uruchomił stronę Love2theCore (Miłość do głębi), ukazującą jedynie wypaczone oblicze miłości - to, co nazywał "miękką stroną pornosów z dzieciakami - podczas gdy Hurt2theCore dalej promowała brutalne materiały. Podobnie jak na pozostałych jego witrynach dostęp do forum był otwarty dla każdego, jednak żeby zobaczyć jakiekolwiek materiały, trzeba było najpierw wrzucić co najmniej 25 mb własnych treści. Lux stworzył nawet system stopniowania dostępu: wrzuć materiał bez nagości, to będziesz mógł zajrzeć na strony bez nagości. Dostarcz hardcore z nastolatkami, a zyskasz dostęp do wszystkich treści.
Większość użytkowników dark webu nadal nie chciała mieć nic wspólnego z Luxem ani ze stronami, którymi administrował.
- Operator tej strony jest niegodnym człowiekiem o podłej reputacji. - Tak "zwyczajny" pedofil ostrzegał forumowicza, który zapytał o możliwość rejestracji na Love2theCore. - Osobiście trzymałbym się jak najdalej od niego. Po co mają cię kojarzyć z człowiekiem odpowiedzialnym za dystrybucję Daisy's Destruction?
Na początku 2014 roku Luxa obleciał strach. Czuł, że agenci ochrony porządku publicznego są na jego tropie, i podjął dziwaczną decyzję. Wysłał e-mail do komórki FBI przyjmującej zgłoszenia o przypadkach molestowania seksualnego dzieci w sieci, proponując, że ujawni dane swoich klientów.
- Nazywam się Lux. Nie tylko posiadam największy zbiór pornografii dziecięcej w TOR-ze, ale także wiedzę o jego użytkownikach (łącznie z ich tożsamością), jaką nie może pochwalić się nikt inny. - Lux deklarował, że jest gotów przekazać władzę nad swoim imperium, łącznie z informacjami niezbędnymi do administracji wszystkimi stronami należącymi do PedoEmpire, szczegółowymi danymi serwerów oraz dostępem do swojej korespondencji e-mailowej. Przedstawiciele prawa w pełni przejmą figurę znaną jako Lux i będą mogli całkowicie ją kontrolować. - Co więcej, sprawuję także całkowitą kontrolę nad największą na święcie grupą producentów takich materiałów - kusił. - Jestem przekonany, że dostęp do tego i całej reszty jest wart pochylenia się nad warunkami, które przedstawiam poniżej.
Warunki zakładały wpłatę pięćdziesięciu tysięcy bitcoinów oraz absolutną nietykalność w każdym państwie świata. Nie powinno dziwić, że służby federalne ani przez chwilę nie brały pod uwagę takiej ugody.
- Widzę, że nie traktujecie poważnie mojej oferty - napisał sfrustrowany Lux, kiedy nie pojawiły się ani pieniądze, ani gwarancja bezkarności. - To NIE jest gra. Tu wchodzą w grę realne ludzkie istnienia. Teraz wiem, że jeśli chcę rozwiązać problemu, muszę zrobić to sam. Pozbędę się tych ludzi, bo nikt inny nie chce kiwnąć palcem w tej sprawie. A skoro nie chcecie przyłożyć do tego ręki, żegnam.
Lux ogłosił grupce najbliższych współpracowników, że zlikwiduje witryny spod parasola PedoEmpire. Niektórzy w odpowiedzi zamieścili materiały z przemocą wobec dzieci stworzone specjalnie ku jego czci. Jeden z fanów przysłał zdjęcia swojej dziewięcioletniej siostrzenicy - nagiej, zmuszonej do przyjęcia wyzywającej pozy - która miała na nodze kartkę z dedykacją: "Lux, będzie nam cię brakować".
Niżej zostały wyliczone obrzydliwe występki wuja. Między oboma mężczyznami narodziło się coś w rodzaju przyjaźni po tym, jak Lux nauczył pedofila, jak usuwać z filmów szczegóły ułatwiające identyfikację: na przykład jego tatuaże lub twarz ofiary.
24 czerwca 2014 roku Lux dotrzymał słowa i zamknął swoje imperium.
- Dziś odchodzę - napisał w oświadczeniu. - Do tej decyzji zmusiły mnie problemy osobiste, o których poinformowałem najbliższych przyjaciół.
Nie trzeba było długo czekać, by do głosu znów doszła nieposkromiona pycha i gorączkowe pragnienie, by niepodzielnie królować nad swoim chorym, pokręconym imperium. Na początku sierpnia 2014 roku w prywatnej rozmowie na czacie z zaufanym przyjacielem pochwalił się, że zabił Luxa, ale odradza się jako Budda. Budda pracował nad nową witryną, Innocent Screams.
Kiedy 26 sierpnia 2014 roku policja otoczyła dom na przedmieściach, dwadzieścia kilometrów od centrum Melbourne, była pewna, że dopadła właściwego człowieka. Długie godziny spędzone na analizowaniu zwolenników hurtcore'u i środowisk pedofilskich doprowadziły detektywów do tego zwyczajnego domu przy spokojnej ulicy w kraju, którego zwykle nie kojarzy się z tak ekstremalnymi zjawiskami. Jak będzie wyglądał Lux, najgorszy z najgorszych, najbardziej znienawidzony pedofil dark webu?
Lux przedstawiał się jako amerykański pediatra ze znacznym doświadczeniem życiowym. Policjanci wiedzieli, że pod tym adresem mieszkają biały, pięćdziesięciokilkuletni mechanik samochodowy, jego żona, syn i córka.
- Sądziliśmy, że wiemy na pewno, który to Lux - opowiadał funkcjonariusz przydzielony do śledztwa.
Mimo to, przetrząsając mieszkanie, szybko zorientowali się, że to nie na mechanika polują, ale na jego syna: młodego mężczyznę, jeszcze niemal nastolatka, który całe dnie i noce spędzał zamknięty w pokoju, pochylony nad komputerem. Z niemal upiornym spokojem zareagował na aresztowanie i słuchał, jak czytali mu jego prawa.
Matthew Graham, urodzony 21 września 1992 roku -podobnie jak wielu rówieśników - w większych grupach czuł się niepewnie i wolał się wycofywać. W szkole nie zdołał nawiązać przyjaźni, nie miał też powodzenia u płci przeciwnej. Brak sukcesów towarzyskich rekompensował czasem spędzonym przed komputerem. Namiastką społecznych interakcji stały się gry online, zwłaszcza "World of Warcraft". Zamknięty w pokoju godzinami ślęczał przed monitorem. Społeczność graczy była jedyną grupą, poza najbliższą rodziną, z którą utrzymywał kontakty.
Wkrótce rozmowy na czacie Warcraftu zaprowadziły go na inne fora pełne nastoletnich i dorosłych aspołecznych odludków. Stamtąd wszystkie drogi nieodmiennie prowadziły na forum dyskusyjne gromadzące graczy, wyrzutków i dewiantów: 4Chana. Tam Matthew odkrył zupełnie inny świat: świat anonimowości, gdzie mógł się stać każdym i wszystkim, czym tylko zapragnął. Zafascynowała go zwłaszcza największa chluba 4Chana, uważanego za kołyskę grupy zaangażowanych hakerów - Anonymous.
Matthew uważał się za osobę aseksualną. Miał za sobą tylko jedno, w dodatku niesatysfakcjonujące doświadczenie seksualne w wieku dojrzewania. Nie pociągała go też pornografia. Jako nastolatek coraz bardziej się izolował. W większych grupach ogarniał go paniczny lęk, czuł się też zagrożony przez rówieśników. Oddalał się od rodziny i każdą wolną chwilę spędzał zamknięty w swoim pokoju. Rodzice, którzy zamartwiali się o syna, szukali pomocy u psychologa. Ten próbował go leczyć z głębokiej fobii społecznej, ale Matthew odmawiał współpracy.
Niedługo przed maturą zafascynowany chłopak śledził na 4Chanie deklaracje Anonymous, którzy zapowiadali atak na Lolita City, sekcję Hidden Wiki poświęconą pornografii z udziałem nieletnich, bramkę prowadzącą do dark webu. Matthew pomyślał, że fajnie byłoby zobaczyć, w czym rzecz. Po raz pierwszy zajrzał na mroczną stronę internetu, dokąd jeszcze nigdy się nie zapuszczał.
Anonymous rzeczywiście na jakiś czas zablokowali Lolita City, ale ostatecznie ich atak okazał się nieskuteczny, bo nie wyrządził trwałej szkody pedofilskim witrynom w dark webie. Grupa nie była też zainteresowana pomocą ze strony Matthew Grahama. Pryszczaty nastolatek po raz kolejny został odrzucony i uznany za bezużytecznego przez tych, których akceptacji i pochwały żarliwie pragnął. Równocześnie jednak odkrył nowe społeczności jeszcze większych odmieńców niż internetowi gracze i forumowicze z 4Chana.
Sytuacja się nie poprawiła, kiedy Matthew rozpoczął studia na wydziale nanotechnologii uniwersytetu La Trobe. Choć intelektualnie radził sobie dobrze, cechowała go społeczna niedojrzałość. Najlepiej było mu w otoczeniu dzieci, ale nie odczuwał wobec nich pociągu seksualnego. Często opiekował się dziećmi sąsiadów, ale nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek dotykał ich w niewłaściwy sposób. Nie zagrzał miejsca na uczelni.
- Zacząłem studia i w sumie, bo ja wiem, nie był to najlepszy okres - zeznawał potem na policji. - Wtedy nie uważałem się za pedofila i dziś zresztą też, jakoś tak... No.
Kiedy zrezygnował ze studiów, przestał kontaktować się z rodzicami i cały czas spędzał w pokoju. Przez następne trzy lata prawie się stamtąd nie wynurzał. Do tego doszły zaburzenia lękowe, powodujące, że nie potrafił jeść w obecności innych, więc przestał nawet dołączać do rodziny podczas posiłków.
W przerwach między grą online coraz częściej zaglądał do dark webu, zaintrygowany tym, co tam odkrywał. Desperacko pragnął stać się kimś. Liczył, że znajdzie tam kogoś, kto doceni jego umiejętności komputerowe. Najpierw zaglądał na strony handlujące narkotykami i bronią, aż w końcu dotarł do witryn z dziecięcą pornografią. Tam otworzył się przed nim świat, który równocześnie fascynował go i budził obrzydzenie. Na czatach spotykał dziwaków o wypaczonej optyce, która zacierała granice między rzeczywistością a fantazją. Nigdy do końca nie wiedział, czy snują opowieści o swoich prawdziwych postępkach czy to jedynie gorączkowe majaczenia szaleńców. Najbardziej pociągały go fora, gdzie podobni do niego ludzie przelicytowywali się, próbując udowodnić, że są jeszcze bardziej odrażający i zdeprawowani niż reszta.
Od forum, gdzie toczono jedynie rozmowy, tylko krok dzielił od forum obrazkowego. Sławetne "randomowe" forum (znane po prostu jako /b/) na 4Chanie stanowiło istną kopalnię chorych obrazów pełnych przemocy i śmierci, a czasem również pornografii dziecięcej. Graham zaczął potrzebować mocniejszych bodźców niż te, których dostarczało /b/. Zszedł do głębin dark webu, szukając coraz bardziej odrażających obrazów. To, co tam znalazł, rozpalało jego wyobraźnię. Plugawe obrazy wcześniej w ogóle go nie ruszały. Teraz zaczął kompulsywnie się przy nich masturbować. Choć wcześniej w ogóle nie odczuwał pociągu seksualnego, doszedł do tego, że podniecały go jedynie obrazy krzywdzonych dzieci.
Kiedy jeszcze odkrył, że niektóre strony chętnie i z wdzięcznością skorzystają z jego wiedzy technicznej, na dobre zagościł w świecie, gdzie znajdował upragniony szacunek i poczucie spełnienia. Bezrobotny nastolatek mieszkający z rodzicami wreszcie poczuł się kimś wyjątkowym. Stał się Luxem, a Lux był cesarzem.
Policja przetrząsnęła dom Grahamów, konfiskując cały sprzęt elektroniczny Matthew, łącznie z jego pendrive'ami, na których - jak się okazało - zgromadził najbardziej odrażające treści pornograficzne, z jakimi funkcjonariusze kiedykolwiek się zetknęli. Policjanci dowiedzieli się o licznych diagnozach psychiatrycznych mówiących o zaburzeniach schizofrenoidalnych, stanach lękowych i depresji. Rozmawiali ze wstrząśniętymi rodzicami, którzy nie mieli pojęcia, jak pomóc synowi, kiedy - podobnie jak tylu innych zagubionych nastolatków - odrzucał ich pomoc i pociechę. Kiedy nastolatek stał się już dorosłym mężczyzną, coraz trudniej było go wyciągnąć z pokoju. Sądzili, że grał. Nawet im przez myśl nie przeszło, że tuż pod ich nosami budował swoje imperium zła.
W dark webie aż huczało, gdy do społeczności pedofilskich dotarła wiadomość o aresztowaniu Luxa, a potem o kolejnych związanych z tym zatrzymaniach. Także w Australii został aresztowany trzydziestotrzylatek, Shannon McCoole, znany w dark webie jako Skee - ten sam, który ostrzegał Luxa i pozostałych użytkowników, by za wszelką cenę unikali rozgłosu. Mężczyznę, który pracował wcześniej w pomocy społecznej, zajmując się dziećmi, skazano na trzydzieści pięć lat więzienia za molestowanie seksualne siedmiorga dzieci, z czego sześcioro znajdowało się pod jego opieką. Policja zatrzymała też wuja dziewięciolatki, która musiała trzymać pożegnalną notkę, gdy Lux likwidował PedoEmpire. Jego również skazano na wieloletnie więzienie.
Namierzenie i schwytanie tych drapieżców dark webu nie wymagało żadnych supernowoczesnych narzędzi informatycznych. To wyłącznie zasługa wytrwałej, metodycznej pracy policjantów, inteligentnego wykorzystania inżynierii społecznej i skoordynowanych działań organów ochrony porządku publicznego na całym świecie. Za aresztowaniami w Australii stały oddziały specjalne Argos. Skee na przykład udało się namierzyć po tym, jak policja złapała na gorącym uczynku stałego bywalca The Love Zonę i dostała od niego dane do logowania na profilu dla VIP-ów. Dzięki temu funkcjonariusze mogli wejść do sekcji dla wybrańców, której członkowie śmiało i bez obaw dzielili się materiałami. Wśród nich znalazły się też filmy nagrane przez Skee, z których nie usunięto metadanych, łącznie z informacjami o kamerze.
Dla tych, którzy bliżej znali Skee, nie było tajemnicą, że pochodził z Australii. Dysponując tą informacją, policja zaczęła zawężać pole poszukiwania, badając gramatykę, pisownię i styl jego wypowiedzi. Jeden z funkcjonariuszy zwrócił uwagę, że Skee zwykle zaczynał swoje wpisy od powitania "siemeczka!", które było na tyle nietypowe, że po przeszukaniu milionów stron internetowych i forów udało się zejść do pięciu tysięcy podejrzanych. Następnie analitycy sprawdzili całą listę punkt po punkcie, wynajdując w clearnecie osoby o podobnych zainteresowaniach jak Skee. Z tej grupy- jeśli wierzyć profilowi na Facebooku - tylko jedna pracowała z dziećmi. Tam też znajdowało się zdjęcie samochodu z widoczną tablicą rejestracyjną. Sprawdzając historię logowań, policjanci wybrali moment, kiedy najprawdopodobniej Skee będzie w sieci, i wtedy zorganizowali nalot. Rzeczywiście, gdy wpadli do domu, siedział przy otwartym laptopie. Po zatrzymaniu porównali kamerę znalezioną w mieszkaniu z metadanymi na filmie. Rozpoznali też piegi na jego palcu.
Zatrzymawszy Skee, policjanci podszywali się pod niego w internecie i demaskowali kolejnych pedofilów na całym świecie.
Ci, którzy molestowali dzieci, posługiwali się własną pokrętną moralnością, by wytłumaczyć sobie aresztowanie Luxa. Użytkownik ukrywający się pod nickiem Chairman (Prezes) z Grupy Wsparcia Pedofilów napisał:
Lux okazał się żałosnym chłopaczkiem, dzieciakiem.
Na swój sposób uroczym, ale zbyt nieostrożnym, przez co zostawił otwartą drogę dla skandalicznych niedopatrzeń. Trzeba przyznać, że bez Luxa, który dał pierwszy impuls, nie powstałaby sekretna społeczność, do której znajomości żaden z nas się nie przyzna. Jednak przez jego arogancję pewna dziewczynka zmarnowała sobie życie - choć cieszyła się zdrowym pożyciem seksualnym. Od razu położył się na grzbiecie, domagając się czułości i uwagi, które - nie wątpię - obiecali mu funkcjonariusze organów porządku publicznego. Lux był niewyobrażalnie zakompleksiony, przez co stał się też niewyobrażalnie niebezpieczny: dla niego liczył się tylko i wyłącznie on oraz jego rozbuchane ego. Stąd H2TC, potem L2TC, i tak dalej, i tak dalej...
W sumie powinno nam być go żal.
A jeszcze bardziej powinno nam być żal tych, na których życie wpłynął.
Dziewczynka, która zdaniem Chairmana cieszyła się "zdrowym pożyciem seksualnym", była dziewięciolatką przez trzy lata gwałconą przez wuja. Sam Chairman szczycił się, że na partnerki wybiera sobie dziewczynki w wieku od sześciu do jedenastu lat.
Inni byli zszokowani, że wyrafinowany, obyty amerykański pediatra okazał się kimś zupełnie innym.
- Co? Ten smarkacz to Lux? Dzieciak jest młodszy ode mnie! I jeszcze bardziej pokręcony! Jak to możliwe? - zdumiewał się Unleashed Loser, drapieżca polujący na dziewczynki w wieku od sześciu do dwunastu lat. - Spodziewałem się Dartha Vadera! A tymczasem to zwykły forumowicz z 4Chana!
Kiedy wkrótce po aresztowaniu Matthew Grahama Chris Johnston, reporter dziennika "The Age", wydawanego w Melbourne, odwiedził jego dom w South Morang, okazało się, że nieruchomość została sprzedana niczego niepodejrzewającej rodzinie. Poprzedni lokatorzy wyprowadzili się w pośpiechu, zostawiając po sobie bałagan i graffiti we wnętrzu szafy: "Rodzice powinni się bać, że wychowają dzieci takie jak my".
Nowi właściciele zamalowali napis.
Kiedy o Daisy's Destruction zrobiło się głośno, zaczęło się międzynarodowe polowanie na autorów sadystycznego filmu. Oddziały specjalne różnych państw analizowały klatka po klatce "dzieło" No Limits Fun, by ustalić, gdzie zostało nagrane. 20 lutego 2015 roku Petera Scully'ego, Australijczyka mieszkającego na Filipinach, aresztowano dosłownie ze spuszczonymi portkami. Mężczyźnie przedstawiono długą listę zarzutów. Później okazało się, że stał nie tylko za Daisy's Destruction i innymi produkcjami NLF przedstawiającymi gwałty i tortury dzieci. W płytkim grobie przy domu, który wcześniej wynajmował Scully, znaleziono szczątki jedenastoletniej dziewczynki.
Scully, ojciec dwojga dzieci, kilka lat wcześniej uciekł z Australii, by uniknąć oskarżenia o oszustwa. Mężczyzna okradł ludzi na miliony dolarów, przekonując ich do inwestycji deweloperskich oraz informatycznych. W programie 60 Minutes zarzekał się, że w Australii ani w pierwszym okresie pobytu na Filipinach nie miał skłonności pedofilskich. Twierdził, że nie pamięta, kiedy i dlaczego zaczął w tak odrażający sposób wykorzystywać i dręczyć dzieci.
Scully i jego partnerka Liezyl Margallo zamieszkali na filipińskiej wyspie Mindanao, gdzie produkowali filmy, na których dopuszczali się niewyobrażalnych zbrodni na dzieciach. Część ich ofiar miała zaledwie osiemnaście miesięcy. Scully zmuszał je, by odbywały akty seksualne ze sobą, a także z jego dziewczynami i z nim samym. Wszystko to nagrywał, a następnie rozpowszechniał. Kazał im też kopać sobie groby na podwórku, mówiąc, że wkrótce się w nich znajdą.
W części przypadków rodzice - żyjący w skrajnej nędzy - dobrowolnie przekazywali mu dzieci, widząc w nim dobroczyńcę, który zapewni maluchom lepszą przyszłość. Inne dzieci trafiały do niego za pośrednictwem jego "dziewcząt" - nastolatek, które zaczynały jako dziecięce prostytutki. Scully wysyłał je, by szukały na ulicach dzieci, które mógłby "adoptować". Udzielał też szczegółowych instrukcji: dziewczynki nie mogły mieć skończonych dwunastu lat. Dzieci zwabiał do siebie obietnicą jedzenia.
Choć rzekomo wywiózł z Australii miliony, które miał zarobić na swoich przekrętach, a każdy film przynosił mu po dziesięć tysięcy dolarów, Scully nie żył rozrzutnie. Dom, w którym został aresztowany, był skromny i nadawał się do remontu; podobnie jak nieruchomość, gdzie znaleziono ciało jedenastoletniej Cindy.
Ukryta za groteskową maską karnawałową Liezyl Margallo torturowała malutką Daisy i dzieci w innych filmach. Ona i Scully zostali oskarżeni o kidnaping, gwałt, tortury i morderstwo. Na Filipinach takie przestępstwa - choć koszmarne - nie są zagrożone karą śmierci. Podobno rząd rozważał jej przywrócenie, by skazać Scully'ego. A choć inicjatywa spotkała się z dużym poparciem społecznym, ostatecznie została zarzucona.
Daisy przeżyła, trafiła do rodziny zastępczej, ale tortury Scully'ego i Margallo zostawiły trwałe ślady. W przyszłości nie będzie też mogła mieć dzieci. Margallo twierdziła, jakoby Scully nakręcił morderstwo Cindy - jak zadusił ją na śmierć - ale policja nie znalazła takiego nagrania. Funkcjonariusze zarekwirowali wielogodzinny materiał ze scenami wykorzystywania seksualnego i torturowania dzieci, ale nie było tam morderstw. Film zawsze urywał się tuż przed zabójstwem.
Nie ulega wątpliwości, że Peter Scully skrzywdził o wiele więcej niż troje dzieci, o których wspomniano w akcie oskarżenia. Niestety, większość dowodów, jakie prokuratura zgromadziła przeciwko Scully'emu - łącznie z komputerem, kartą pamięci, aparatem fotograficznym, monitorem, kamerą filmową i kajdankami - spłonęła w pożarze, którzy na początku roku strawił budynek filipińskiego sądu.
Wspólniczki Scully'ego - jego "dziewczyny", które ukryte za maskami pod jego dyktando znęcały się nad dziećmi - należałoby właściwie uznać za ofiary jego zepsucia. Liezyl Margallo zaś, kobieta występująca w Daisy's Destruction, przeciwnie - wykazała nikłą skruchę, a tuż po aresztowaniu Scully'ego uciekła. Tymczasem NLF wypuściło kolejne produkcje. Okazało się, że Margallo utrzymuje kontakty ze Scullym, który - zdaniem wielu - zza więziennych krat dalej kieruje biznesem.
- Oczywiście, musiałem je obejrzeć. To mój obowiązek -stwierdził sędzia. - A szkoda. Czegoś tak potwornego nigdy nie widziałem.
Sąd okręgowy rozpatrujący sprawę Matthew Grahama najchętniej nie oglądałby Daisy's Destruction. Niestety, musiał to zrobić, a teraz dzielił się swoimi przemyśleniami z oskarżonym i z widownią obecną na sali rozpraw.
- Dla ciebie to był po prostu kolejny materiał wrzucony na stronę - mówił. - Tymczasem to najczystsze zło.
Prokuratura nalegała, żeby sędzia zapoznał się z filmem, bo tylko wtedy zrozumie, jakie treści Lux zamieszczał na swojej witrynie. Trochę się nad nim zlitowała, usuwając dźwięk (jeden z policjantów prowadzących dochodzenie uważał, że właśnie on - ciągły, rozpaczliwy płacz katowanego niemowlęcia - był najgorszy). Sędzia wcale się do tego nie palił.
- Naprawdę muszę to zobaczyć, żeby przekonać się, że to bestialstwo? - pytał.
Obrońca Grahama nie oglądał fragmentów zamieszczonych na stronie ani nie pragnął, by sędzia się z nimi zapoznawał. W głębi sali Graham szlochał cicho, a uczeni mężowie toczyli dysputę.
- Możliwość udostępnienia użytkownikom Daisy's Destruction zwiększała prestiż administratora. Film był bardzo poszukiwany?
- Tak - przytaknęli zgodnie oskarżyciel i adwokat.
- I nie bez powodu, prawda?
- Pan Graham nie kwestionuje zawartości materiału -odparł mecenas, przyznając, że to było "najgorsze z najgorszych".
Pani prokurator odczytała najważniejsze argumenty stojące za jej wnioskiem.
- Trzeba go obejrzeć, żeby naprawdę, namacalnie przekonać się, o co w nim chodzi. Sam opis to za mało.
Sędzia przyznawał, że formalnie ma obowiązek zobaczyć nagranie, ale naprawdę się do tego nie palił. Dyskusja toczyła się rano. Ustalono, że Wysoki Sąd obejrzy film w południe. Po dwunastej jednak oświadczył, że nie potrafił się zmusić, by włączyć telewizor. O 16.00 prokurator zasugerowała, że może to odpowiedni moment.
- Wciąż jeszcze nie czuję się na siłach - odparł sędzia.
Wreszcie następnego dnia wykroił na to pół godziny.
Zniknął w gabinecie i zapoznał się z materiałem. Na salę rozpraw wrócił blady i przygaszony.
- Tego nie da się oglądać beznamiętnie - powiedział. - To dziecko katowano. Zadawano mu prawdziwe tortury. Malutkie, ufne dziecko w pieluszce, które w pierwszej scenie uśmiecha się radośnie, a w ostatniej przypomina wrak człowieka, zawodząc z bólu.
Młody mężczyzna, nigdy przedtem nienotowany, słuchał listy zarzutów i cicho, piskliwym głosem odpowiadał twierdząco na formułę, kończącą kolejne akapity: "Czy oskarżony przyznaje się do winy?". Od aresztowania życie nie rozpieszczało Matthew Grahama. Choć umieszczono go razem z innymi przestępcami seksualnymi, był molestowany i bity zarówno przez więźniów, jak i przez strażników. Jak kiedyś w internecie, tak teraz w więzieniu znalazł się na samym dole hierarchii. Na razie przebywał w areszcie zapobiegawczym, gdzie zapewne zostanie na dłuższy czas. Siostra i ojciec, w którym na samym początku policja widziała Luxa, wspierali go, zjawiając się na wszystkich rozprawach.
Jeśli ranek zaczyna się od dokładnego - scena po scenie - opisu Daisy's Destruction, a to jeszcze nie jest najgorsze, co cię czeka, wiesz, że przed tobą ciężki dzień. Luxa oskarżono o współsprawstwo w uprowadzeniu, gwałcie i zabójstwie pięcioletniego dziecka w Rosji. Ale dopiero szczegółowy opis znęcania się nad siedmioletnią, głęboko upośledzoną dziewczynką - chorą na stwardnienie rozsiane i przykutą do wózka - zmusił dużą część widowni do opuszczenia sali, a ojca Matthew doprowadził do łez. Graham senior nawet nie próbował powstrzymać płaczu, gdy odczytywano zapis rozmowy Luxa z gwałcicielem, gdzie Lux uprzedzał, że film będzie zbyt brutalny, by nadawał się do dystrybucji, ale radził mężczyźnie, żeby nakręcił go dla własnej przyjemności. Bodaj najbardziej odrażająca wydawała się beztroska, z jaką mówili o ofiarach. I żarty, że - skoro siedmiolatka jest niema - "przynajmniej nie będą musieli się obawiać, że zdradzi ją akcent".
W miarę jak odczytywano kolejne potworności, słuchacze - w tym krewni Grahama - chwiejnym krokiem opuszczali salę, nie mogąc dłużej tego słuchać. Ci, którzy zostali, poznali historię trzyletniej Sary z plastikowym workiem na głowie, sznurem na szyi i słowem "gwałt" nabazgranym na brzuchu. Opisywano też obrazy dzieci zmuszanych do zoofilii lub fotografie przedstawiające dzieci pozbawione głowy albo gwałcone na śmierć. Piętnastolatkę szantażem zmuszono, żeby sama wprowadziła sobie do pochwy ostre przedmioty i zadawała sobie ból, równocześnie pokazując tablice reklamujące stronę Hurt2theCore.
Przesłuchania trwały dwa dni. Matthew Graham na przemian to z podniesionym czołem patrzył wyzywająco na zebranych, to załamany siedział skulony ze zwieszoną głową, cicho pochlipując. Jego obrońcy heroicznie próbowali wprowadzić okoliczności łagodzące, które zmniejszyłyby wyrok. Matthew Grahamowi nie zarzucono niedozwolonych stosunków seksualnych. Oskarżony nie czerpał też żadnych korzyści materialnych ze swojej działalności. To po prostu samotny, smutny, pozbawiony przyjaciół chłopczyk spragniony uwagi i uznania kolegów.
Równocześnie ci, którzy zawsze poświęcali mu uwagę i otaczali zdrową miłością - jego najbliżsi - towarzyszyli mu przez cały proces, choć serca im pękały. Rodzina Grahama znalazła się w dramatycznej sytuacji i wybrała najtrudniejszą postawę: "Potępiam grzech, ale kocham grzesznika". Bez wątpienia nie zabraknie takich, którzy będą ich oceniać i piętnować za to, że lojalnie stali u boku syna, brata i siostrzeńca. Nikt jednak nie wyglądał na bardziej wstrząśniętego niż ojciec, gdy uświadomił sobie, jakim potworem okazał się Matthew. Nic przecież nie wskazywało na to, że mógł wychować taką bestię. Matthew jako dziecko nie spotkał się z przemocą ani zaniedbaniem. Przeciwnie, rodzice zawsze starali się otaczać go miłością i na tyle, na ile potrafili, dość bezradnie pomagać mu odnaleźć się w tym świecie.
- Nigdy, w najgorszych snach, nie pomyśleli, że prowadzisz tak nikczemne, na wskroś zepsute życie w najciemniejszych zakątkach cyfrowego świata - oświadczył sędzia chłopakowi, który tylko zwiesił głowę.
17 marca 2016 roku sąd okręgowy skazał Matthew Grahama na piętnaście lat więzienia. Przy dobrym zachowaniu może liczyć na warunkowe zwolnienie już po dziesięciu latach.
- W swojej wieloletniej karierze nieraz stykałem się z szokującymi historiami, ale żadna nie umywa się do tej - podsumował sędzia. - Nie przypominam sobie drugiej sprawy takiej jak ta. To rzecz bez precedensu.
U części opinii publicznej ta, jak ją nazywano, pobłażliwość sądu wzbudziła oburzenie. Niektórzy porównywali ten wyrok z werdyktem seryjnego pedofila Geoffreya Roberta Dobbsa, który przez dwadzieścia osiem lat molestował co najmniej sześćdziesiąt trzy dziewczynki w wieku od miesiąca do piętnastu lat. Sąd skazał go na dwa dożywocia i dodatkowo jeszcze trzydzieści lat.
Czy jednak założenie strony internetowej i zachęcanie do brutalnych aktów seksualnych oraz przemocy waży tyle samo co dokonywanie tych czynów? Oto pytanie, na które sądy muszą znaleźć odpowiedź.
Ponieważ proces był głośny, naturalnie narzucały się analogie między wyrokiem Luxa, założyciela strony specjalizującej się w torturowaniu dzieci, a wyrokiem DPR-a, założyciela witryny zajmującej się handlem narkotykami.
Wielu powiedziałoby, że pierwsze przestępstwo jest znacznie gorsze (choć trudno porównywać wyroki zapadające w zupełnie innych systemach prawnych), trzeba jednak pamiętać, że w chwili wyjścia na wolność Matthew Graham będzie stosunkowo młody, podczas gdy Ross Ulbricht nigdy nie opuści więzienia: zgodnie z wyrokiem ma tam umrzeć.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że Lux będzie odsiadywał całą karę - bez względu na to, czy będzie to dziesięć czy piętnaście lat - w pojedynczej celi. Jak w dark webie, gdzie był znienawidzony, tak i w więzieniu nie może liczyć na wyrozumiałość. Nawet najbardziej zatwardziali przestępcy nie mają litości dla takich jak on. Niewykluczone, że nie dożyje końca wyroku.
Internetowa społeczność pedofilów przyjęła werdykt z mieszanymi uczuciami.
- Mnie Lux zawsze kojarzył się z NLF i hurtcore'em. Dlatego zawsze będę nim gardził - napisał BabyBoyLove, który najbardziej lubił chłopców i dziewczynki powyżej trzeciego roku życia. - Teraz płaci za swoje postępki, a dla nas stał się po prostu wstydliwym epizodem w historii darknetu. Niech przejdzie do przeszłości i pamięć o nim zaginie.
- Ten dupek ponosi odpowiedzialność nie tylko za cierpienia, a prawdopodobnie i śmierć dzieci, lecz także utrudnienie życia całej naszej społeczności - stwierdził foolsareus, który lubi dziewczynki w wieku od dziewięciu do trzynastu lat.
Pojawił się za to jeden użytkownik zadowolony ze stosunkowo łagodnego wyroku.
- Nie mogę się doczekać jego powrotu za piętnaście lat. W sumie będzie wystarczająco młody, by znów administrować stronę - prognozował Chairman.
Choć organy ochrony porządku publicznego na całym świecie starają się likwidować niebezpieczne witryny, ustalać tożsamość tych, którzy za nimi stoją, i stawiać ich przed sądem, nie jest to proces łatwy. Ogłoszenia o dzieciach sprzedawanych na niewolników seksualnych można bez trudu znaleźć w clearnecie - chociażby w serwisie ogłoszeń drobnych Craigslist, ale anonimowość, którą gwarantują zaawansowane technologie dark webu, daje seksualnym drapieżcom poczucie bezkarności. Mogą śmiało spotykać się, dyskutować, wymieniać doświadczeniami i rozwijać narzędzia, dzięki którym nie zostaną namierzeni.
Mimo upadku PedoEmpire Luxa próżnię po nim natychmiast zapełniły nowe strony wyrastające jak grzyby po deszczu. Z punktu widzenia organów ochrony porządku publicznego dotarcie do kręgów pedofilskich jest trudniejsze, ponieważ - w przeciwieństwie do platform handlowych - witryny nie powstają z myślą o generowaniu zysków. Często, jak to było w wypadku Luxa, chodzi wyłącznie o znalezienie osób o podobnych upodobaniach. Kwoty, jakie Scully miał otrzymywać za swoje produkcje, wydają się mocno przesadzone. Jeśli wziąć pod uwagę warunki, w jakich mieszkał na Filipinach, należy podchodzić do tych sum z dużym sceptycyzmem.
- Nikt na tym w żaden sposób nie zarabia - twierdzi członek jednej z internetowych społeczności. - Mainstreamowe media wmawiają ludziom, że dzieci są brutalnie wykorzystywane, by nakręcać biznes wart wiele milionów, co nie ma żadnego związku z rzeczywistością. Od ponad dziesięciu lat "konsumuję" online i nigdy, ani razu na żadnej stronie nie podałem prawdziwego adresu e-mailowego ani nie wpłaciłem złamanego centa. Inwestuję wyłącznie swój czas. Owszem, pojawiło się kilka firm, które próbowały zarabiać, handlując nagimi zdjęciami dzieci, ale szybko się zwijały. Wcześniej czy później policja je likwidowała. Goście, którzy płacili, wpadali, a zawartość strony i tak krążyła po sieci za darmo, powszechnie dostępna. Kiedy ktoś handluje dziecięcą pornografią, jedynym, co właściwie ma do zaoferowania, jest wyłączność. A ten argument i tak od razu znika, bo wszyscy wymieniają się materiałami. Dlatego dopóki pornografia dziecięca pozostanie nielegalna, nikt na tym nie zarobi.
Równocześnie wielu pedofilów- za wszelką cenę stara się znaleźć pokrewne dusze, dlatego - mimo anonimowości -wymieniają się informacjami, które pozwalają ustalić ich tożsamość, a w konsekwencji namierzyć ich i zatrzymać. Jednak funkcjonariusze, którzy działają pod przykrywką, próbując wydostać z nich dane, mają bodaj najcięższą pracę w policji.
Międzynarodowe organizacje ochrony porządku publicznego, w tym oddziały specjalne Argos, nieustannie próbują dotrzeć do środowisk pedofilskich, gdzie drapieżcy polują na ofiary przekonani o bezkarności, jaką zapewnia im dark web. Czasem metody, po które sięgają stróże prawa, budzą wątpliwości. W 2015 roku FBI przejęło i przez kilka miesięcy kierowało witryną Playpen, jedną z największych oferujących pornografię dziecięcą, wprowadzając tam swoje oprogramowanie, które umożliwiało identyfikację użytkowników. Jeden z pedofilów, który dzięki temu został ujęty, później wytoczył proces rządowi, twierdząc, że to biuro wywiadowcze udostępniło mu dostęp do witryny.
Jakiś czas potem ujawniono, że australijskie oddziały specjalne Argos we współpracy z podobnymi instytucjami europejskimi, kanadyjskimi i amerykańskimi przez ponad rok kierowały inną dużą witryną Child's Play. Miała ona ponad milion użytkowników, z czego setka regularnie produkowała i zamieszczała na stronie materiały pornograficzne. Agenci, którzy zdołali przejąć pojedyncze strony, świadomie starali się piąć jak najwyżej w hierarchii społeczności pedofilskiej, by zdobyć zaufanie użytkowników i - oby! - ocalić więcej istnień. Czasem jednak ich rola wymagała tego, by sami zamieszczali nagrania przedstawiające molestowanie dzieci.
Tymczasem w październiku 2017 roku okazało się, że użytkownik Hurt2theCore, który szukał pomysłów, "jak szantażować piętnastolatkę", a potem zamieścił nagrania z rezultatami swoich działań, to lekarz, absolwent Cambridge. Dwudziestoośmioletni dr Matthew Falder prześcignął nawet Scully'ego i Grahama, bowiem - jak ujawniono - w podobny sposób szantażował ponad pięćdziesiąt osób w różnym wieku; zmuszał je do upokarzających czynności, a nagrania zamieszczał w dark webie. Aktywnie udzielał się na Hurt-2theCore, gdzie zachęcał innego użytkownika, by zgwałcił czteroletniego chłopaka i opublikował wideo.
Zanim w lutym 2017 roku aresztowano Liezyl Margallo, ukrytą za maską kobietę z Daisy's Destiuction i partnerkę życiową Scully'ego, pławiła się ona w luksusach, wrzucając na Instagrama kolejne zdjęcia z egzotycznych wakacji. Telefony i SMS-y, jakie wymieniała ze Scullym, kazały przypuszczać, że choć zamknięty w więzieniu, nadal stoi za stroną z filmami pełnymi przemocy i wykorzystywania seksualnego dzieci. Peter Scully cieszy się przywilejami i wygodami niedostępnymi dla innych więźniów odsiadujących karę w filipińskich zakładach karnych. Spokojny, że nie grozi mu kara śmierci, nie przyznał się do żadnego z zarzucanych mu czynów. W ten sposób doprowadził do przeciągającej się batalii sądowej w kraju, gdzie wymiar sprawiedliwości nie jest całkiem odporny na korupcję. Do tego - ktoś mógłby to uznać za dziwnie sprzyjający zbieg okoliczności - większość dowodów przeciwko niemu spłonęła w tajemniczym pożarze.
Pozostaje liczyć na to, że aresztowanie Margallo oznacza prawdziwy koniec No Limits Fun. Niestety, dzieci - zwłaszcza w najbiedniejszych państwach świata - dalej będą wykorzystywane i molestowane, by zaspokajać zdeprawowane apetyty garstki zwyrodnialców, a rozwój technologii będzie zapewniał bezkarność tym, którzy zamierzają oddawać się tym odrażającym czynom.
Ci zaś, którzy chcieliby się dowiedzieć, jak głęboko sięga dark web, właśnie poznali odpowiedź. To właśnie jest najciemniejsza z sieci.