Gazeta Wyborcza - 03/10/1997

 

 

Witold Jabłoński

Fala za kulisami

 

 

Zaczyna się rok akademicki. Przychodzą nowe fuksy. Fuksowanie rozpoczyna się w pierwszych dniach roku akademickiego. Dla jednych to wspaniała zabawa, dla innych - okrutna psychodrama.

Obyczaj zwany "fuksowaniem" praktykowany jest w szkołach aktorskich całego kraju. Trwa zwykle parę miesięcy.

Fuks jest niczym

...głosi punkt 1 Regulaminu Fuksa w gdyńskim Studium Baduszkowej. Inne regulaminy pomijają tę kwestię milczeniem, niemniej w każdym udowadnia się młodemu adeptowi sztuki aktorskiej jego zupełną nicość.

Już samo słowo "fuks" (po raz pierwszy używane w tym kontekście w XIX w. na uniwersytetach niemieckich) oznacza kogoś, komu udało się dostać się gdzieś przez przypadek, nie zaś dzięki własnym talentom. Starsi koledzy nie omieszkają tego wytknąć przy lada okazji.

Fuks nie ma praw, tylko obowiązki. W pierwszych dniach października ma obowiązek założenia dzienniczka, do którego fuksujący wpisują swoje krytyczne uwagi (czasami typu: "kompletne gówno!"), choć zdarzają się i pochwały. Starszy może dzienniczek podrzeć, wtedy trzeba go starannie skleić. Fuks powinien znać na pamięć regulamin, a także nazwiska wszystkich starszych kolegów i wykładowców (czyli zwykle około stu osób).

- Pierwszy bodaj regulamin fuksa powstał u nas w 1975 r. - mówi prof. Edward Dobrzański, opiekun obecnego II roku krakowskiej PWST. - Wtedy też zaczęły się działania typu "rekolekcje" (spotkania w grupie ze starszymi kolegami), "spowiedź" (indywidualne przesłuchania fuksów) itp. Wówczas miało to jednak jeszcze formę bardzo łagodną.

Budyń mi się wylał

Fuks musi nosić na uczelni, w akademiku, a także na ulicach własnoręcznie wykonany identyfikator bądź tarczę - zazwyczaj sporej wielkości prostokąt lub koło zawieszone na piersi - na których wypisane są podstawowe dane: imię i nazwisko, znak zodiaku.

A także utworzone ad hoc podczas pierwszych spotkań przezwiska, niekiedy bardzo złośliwe, stosunek do palenia papierosów (uwaga: nie wolno palić w obecności starszych, kto jednak przyzna się do nałogu, musi częstować na żądanie), a także, jak np. w Krakowie, dokładne wymiary ciała.

W szkole wrocławskiej niektórzy musieli nosić na korytarzach uczelni drewniane albo metalowe tablice na łańcuchach.

Student I (PWST Kraków): - Do "ludzi teatru", czyli do fuksujących, musimy się zwracać per "szanowna koleżanko, szanowny kolego ", a do studentów IV roku "wielce szanowny", stojąc w postawie zasadniczej. Uznano nas za wielbicieli disco polo, więc do najstarszych kolegów mówiliśmy wierszem:

 

"Nestorze, nestorze,

polskich scen gwiazdorze,

disco polo klasę mają,

lecz do pięt nie dorastają".

 

Fuks jest ponadto zobowiązany - jak stwierdza regulamin krakowski - do "nieprzerastania fizycznego i intelektualnego" starszych studentów.

Student II (Studium Baduszkowej w Gdyni): - W praktyce oznaczało to, że kłanialiśmy się im do wysokości mostka. Ponieważ jestem wysoki, najchętniej egzekwowały to różne kurduple.

Student III (PWST Wrocław): - U nas był tzw. dzień mundurowy i nosiliśmy strój "chiński": rajstopy, wypuszczone na wierzch koszule, kartonowe kapelusze, buty z pomponami oraz długie i ciężkie kostury. Musieliśmy też tak chodzić po mieście, chociaż w listopadzie było bardzo zimno. Fuks jest wszędzie fuksem i również poza murami uczelni można od niego zażądać właściwie wszystkiego. Dziewczętom nie wolno było się malować - jeśli zostały przyłapane z makijażem przez starsze koleżanki, słyszały nieprzyjemne, nieraz wulgarne uwagi.

Fuksy muszą ułożyć swój hymn, który wykonują chóralnie bądź indywidualnie na życzenie fuksującego.

W minionym roku alademickim w Gdyni pierwsza zwrotka brzmiała tak:

 

"Fuks, fuks to stworzenie boże,

Nikt takiemu, nikt takiemu nie pomoże.

Ciągle kłania się, nawet gdy mu źle,

A to wszystko po co?".

 

Student IV (PWSFTViT Łódź): - Dzienniczki, formuły, meldowanie się - to wszystko pryszcz w porównaniu z nocnymi apelami po zajęciach. Staliśmy w świetle reflektorów na baczność nieraz wiele godzin.

Student II: - U nas to się nazywało "kwarcówka", chyba od ostro dających po oczach, rozgrzanych reflektorów. To był koszmar, byliśmy strasznie zmęczeni.

Student III: - Kazali mi wykonywać różne etiudy na kretyńskie tematy, np. "budyń mi się wylał", "brum, brum, dzyń, dzyń" itp. Gdy ktoś nie jest w stanie wykonać wszystkich zadanych etiud (zadaje się ich tyle, że to raczej niemożliwe), trzeba przygotować dodatkowo program "przeprosinowy".

Fuks chodzi twarzą do ściany

Student I: - Za karę chodziliśmy bokiem korytarza twarzą do ścian, trzeba było na czworakach udawać psa albo ryczeć jak baran, również na ulicy.

Student IV: - Szczególnie perfidnym świństwem jest "kurtynka". Podprowadzili mnie i wypytywali o wady kolegów i koleżanek. Niestety, dałem się w te maliny wpuścić. Później okazało się, że mój rok słuchał tego schowany za kotarą. Miałem oczywiście przechlapane.

Student V (PWST Warszawa): - Dla mnie najgorszy był "reflektorek". Prowadzili długo po schodach z zawiązanymi oczami, potem zdjęli opaskę. Okazało się, że jestem na scenie. Świecąc prosto w oczy "punktówką", przesłuchiwali mnie prawie godzinę, zadając w kółko te same pytania: skąd jestem, ile mam lat, z kim sypiam itp. Myślałem, że zwariuję.

Student II: - U nas karą jest "stonka" - trzeba biegać na czworakach, a potem "umierać", leżąc na plecach i wymachując odnóżami.

Student III: - Sporo dziewczyn nie wytrzymywało napięcia, wpadały w histerię, były zresztą z premedytacją doprowadzane do płaczu.

Student IV: - Chłopaków straszyło się biciem. Nie wiedzieliśmy, że to zostało wcześniej wyreżyserowane. Jeden z fuksujących rzucił się na mnie z pięściami, sycząc: "Zaraz fuksowi przy...olę!". Inni go powstrzymali. Podobno zzieleniałem wtedy na twarzy.

Student III: - U nas znęcali się bardziej przemyślnie, np. mówili: "Co, mięciutki kolega jest? Lubimy facetów?". Po prostu nam to wmawiali, jak cwelom w więzieniu.

Student II: - Podobnie jest w Gdyni. Tam w ogóle mają świra na punkcie seksu, to chyba specyfika portowego miasta. Jedną z koleżanek zapytali na wstępie: "Ty k..., ile masz w cyckach?!". Mnie kazali mówić falsetem i chodzić w krótkich spodenkach, a jedna ze starszych koleżanek parę razy żądała: "Niech mi fuks pokaże swoje pośladki". Koledze kazali wypinać tyłek: "Pokaż rozetę!". Kiedy wykonałem etiudę "Rżnięcie rury" (symulowałem stosunek z rurą kanalizacyjną), fuksująca powiedziała: "Masz u mnie piątkę, fuksie. Zrobiło mi się tam mokro".

Student V: - Podczas apeli nie można się śmiać, czasem nawet mrugnąć powieką. Karą za to jest klęczenie, wiszenie na drążku, stanie na jednej nodze albo parę godzin "warty" przed pomnikiem Zelwerowicza.

Student II: - Przed wejściem na scenę musieliśmy zdejmować buty, a do bufetu wolno nam było wchodzić tylko czwórkami.

Student III: - Na porządku dziennym są także usługi typu zakupy (oczywiście na własny koszt), zmywanie naczyń czy nawet sprzątanie mieszkania. Tu i ówdzie zdarzają się również próby seksualnego wykorzystywania szczególnie atrakcyjnych fuksic.

- Parę lat temu - potwierdza prof. Waldemar Wilhelm, wykładowca łódzkiej filmówki - jedna z dziewcząt nocowała w akademiku na korytarzu, nie chcąc przebywać w pokoju z podochoconymi starszymi kolegami.

- Nigdy nie odważyłabym się opowiedzieć mojej matce o tym, co tam przeżyłam - mówi absolwentka szkoły wrocławskiej, która postanowiła, tak jak i inni studenci, zachować anonimowość. - Przez cały czas fuksowania chodziłam zastraszona, niewyspana i zapłakana.

Katownia w akademiku

Student III: - W akademikach dzieją się rzeczy najgorsze. Generalnie zadaniem fuksujących jest nie dopuścić, by fuksy zbyt długo spały. Wpadają do pokojów w środku nocy, każą odgrywać półprzytomnym ludziom scenki albo robić pompki, zarządzają "sprzątanie rejonów" szczoteczkami do zębów, jak w woju. Niczym się to nie różni od fali.

Student IV: - Oprowadzali nas nocą po Łodzi pod pretekstem pokazywania teatrów. Trwało to nieraz do rana. Były też "komisje lekarskie". Fuksujący oceniali moje umiejętności gimnastyczne na golasa. To zabawa typowa dla męskiego akademika na Ciesielskiej w Łodzi. Chociaż czasem sprowadzają dziwki zwane "statystkami", które oceniają głośno walory poszczególnych chłopaków. W październiku szorowaliśmy w samej bieliźnie pomnik Leona Schillera przy Piotrkowskiej. Kiedy zrobili nam "śniegowisko" i ochlapali zawartością trzech gaśnic pianowych, dziekan Wrocławski wezwał fuksujących do siebie. Wkrótce potem fuksowanie się zakończyło.

Pod względem akademikowych skandali za najłagodniejszy uchodził dotychczas Kraków, ale (jak doniósł tygodnik "Wprost") to właśnie tam parę lat temu ktoś przypomniał sobie, że gmach podczas wojny był siedzibą gestapo, toteż młodych zapędzono pod prysznic i polewano zimną wodą.

- To absurdalna plotka - komentuje tę informację prof. Dobrzański. - Było dokładnie odwrotnie. Młodzież nie chciała nawet wchodzić do tego pomieszczenia, skoro tam była katownia.

Fuksujący mają problem ze studentami I roku, którzy mieszkają na stancji albo po prostu we własnym domu. W krakowskiej szkole znaleziono na to sposób: "Każdy fuks zobowiązany jest spędzić choć jedną noc w akademiku" - głosi regulamin. Innymi słowy, ofiara powinna sama zgłosić się dobrowolnie.

Powszechne bratanie w listopadzie

Fuksowanie trwa zazwyczaj do połowy listopada, we Wrocławiu ponoć najdłużej, nawet do końca grudnia.

- Pierwszy semestr mamy z głowy - mówi prof. Wilhelm z Łodzi. - Pierwszacy są permanentnie niewyspani, rozkojarzeni, zestresowani. Boją się wyjść po zajęciach na korytarz, nie wiedząc, co ich może tam za chwilę spotkać ze strony starszych kolegów. To szalenie utrudnia nauczanie, tym bardziej że same zajęcia są wystarczająco stresujące.

Wszystko kończy się spektaklem przygotowanym dla starszych kolegów i zaproszonych gości, następnie odbywa się rodzaj pasowania na studenta i powszechne zbratanie w oparach alkoholu.

Do bardziej okazałych w roku akademickim 1996/97 należała fuksówka krakowska, podczas której adeptom "obcinano ogony" i chrzczono ich, polewając szampanem. Trzeba było widzieć, z jaką furią fuksy zrywały z siebie identyfikatory, z jaką nienawiścią po nich deptały! Potem jednak większość wzięła je ze sobą. Zawsze to pamiątka.

Psychopatologia zna takie przypadki

Świeżo upieczonym studentom wmawia się, że brutalne fuksowanie ma pomóc w ich przyszłej pracy. Aktor musi być przecież stale gotowy do grania różnych ról, często takich, na które nie ma ochoty, znosić obelgi reżysera itd.

- Jest w tym niewątpliwie spora doza prawdy, ale nie uprawnia to starszych do uzurpowania sobie władzy, jakiej nikt im nie dał - mówi prof. Wilhelm z Łodzi.

- Podstaw zawodu winni uczyć pedagodzy, nie zaś rozwydrzeni "kolesie". Pod pretekstem "przycierania nosa młodym" gnoi się potencjalnych konkurentów, rozładowuje własne frustracje i kompleksy. Dzieje się tak zwłaszcza, gdy fuksuje rok II. Świeżo doznane krzywdy pragnie odegrać na młodszych. Niestety, ten prymitywny, znany z koszar i więzień mechanizm działa również pośród ludzi, zdawałoby się, inteligentnych. Szkoła artystyczna powinna stworzyć warunki do rozwoju wybitnych indywidualności, ucząc równocześnie w miarę bezkonfliktowej pracy zespołowej. Nie może być mowy o rzeczywistej pomocy młodszym, skoro wszystko odbywa się w atmosferze agresji i chamstwa. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym zaprzyjaźnić się i współpracować z kimś, kto mnie kiedyś okrutnie dręczył, chociaż wiem, że podręczniki psychopatologii notują takie przypadki.

Fuks cierpi w milczeniu

Zastanawiające, że nowi studenci wykazują całkowitą niemal uległość, w większości godząc się na uczestniczenie w grze. Już pierwszego dnia dowiadują się od starszych kolegów, że każdy musi przez to przejść, jeśli chce być przyjęty do uczelnianej społeczności. Odpowiedzią na decyzję nieuczestniczenia w fuksowaniu jest całkowity ostracyzm, izolacja ze strony otoczenia. Mało kto ma odwagę przeciwstawić się temu i zostać autsajderem. Takich ludzi z jednej strony się podziwia, ale często nie lubi - z bohatera łatwo stać się kozłem ofiarnym. Zdarza się, że odchodzą ze studiów, nie mogąc tego wytrzymać.

Jednak Żebrowski zerwał...

Kilka lat temu jeden z najbardziej dziś obiecujących aktorów Michał Żebrowski, wówczas student szkoły warszawskiej, zdecydował się zerwać fuksowanie, w czym poparł go cały rok i razem wytrwali cztery lata. Nikomu z nich ta decyzja nie przeszkodziła w dalszej karierze (a zwłaszcza Żebrowskiemu).

- Byłem zaskoczony zjawiskiem fuksowania, ponieważ nic o nim wcześniej nie wiedziałem - mówi Piotr Szwedes, fuks z 1988 roku, jeden z "młodych wilków" i kawalerzysta w "Cwale". - Na początku bardzo się buntowałem, zwłaszcza przeciwko znęcaniu się nad nami i chamstwu. Z kolegami prowadziliśmy nawet ranking najbardziej znienawidzonych osób. Nie zdradzę jednak, kto to był. W pewnym momencie doszło do zerwania fuksówki i przez dwa tygodnie nikt się do nas nie odzywał. Zerwanie okazało się chyba dobrą metodą, bo kiedy za namową czwartego roku wróciliśmy do fuksowania, przeważyły elementy bardziej twórcze: mieliśmy np. pisać wiersze, prozę, urządzić akademię na cześć rewolucji październikowej itp. Wtedy mój agresywny stosunek do fuksowania nieco się zmienił. Obiecywałem sobie, że na drugim roku "odegram" się na nowych, ale myślę, że jednak nie przodowałem w rankingach, jeśli takowe były. Dzisiaj wspominam tamte wydarzenia z pewnym sentymentem, ale chyba tak jest zawsze, że wspomnienia pięknieją.

...a Malajkat nie dał sobie dmuchać w kaszę

Zwolennicy fuksowania powołują się zazwyczaj na długą tradycję tego obyczaju.

- Dawniej wyglądało to zupełnie inaczej - mówi Barbara Dembińska, aktorka łódzkiego Teatru Studyjnego. - Kończyłam filmówkę w latach 70., wtedy sprowadzało się to głównie do nauki dobrych manier, bardziej przypominało harcerskie otrzęsiny, np. piliśmy z drewnianej łyżki miksturę na bazie tranu zwaną "talentem". Nikt nie miał wątpliwości, że to tylko zabawa. Przy tym trwało to o wiele krócej, najwyżej parę tygodni. Później, na początku lat 90., prowadziłam w tej szkole zajęcia i z przerażeniem obserwowałam, jak ten obyczaj coraz bardziej upodabnia się do wojskowej fali. Jakieś nocne apele, przesłuchania... Ówczesny dziekan Waldemar Wilhelm próbował w to ingerować, wręcz zakazać podobnych praktyk.

- Poniosłem klęskę - wyjaśnia prof. Wilhelm. - Zakaz sprawił tylko, że fuksowanie przeniosło się do podziemia, zwłaszcza do akademikowego getta, gdzie przybrało na sile. Natrafiłem na opór znacznej części studentów, w tym również pierwszoroczniaków, którzy uważali, że bez fuksowania nie będą prawdziwymi aktorami. Co gorsza, zwyczaj ten popierała też część pedagogów, którym takie "ustawianie" młodych było najwyraźniej na rękę.

- Nie wspominam najgorzej swojego fuksowania - mówi Wojciech Malajkat, w roku 1982 fuks, dziś absolwent i wykładowca łódzkiej filmówki. - Na czwartym roku byli wtedy ludzie dość mądrzy i nie mścili się na nas za to, co sami kiedyś przebyli. Równocześnie ja i moi koledzy, m.in. Czarek Pazura i Piotr Polk, staraliśmy się nie dać sobie dmuchać w kaszę i zachować godność. Traktowaliśmy to jako zabawę i tylko wtedy fuksowanie ma sens. Myślę też, że jako późniejsi fuksujący nie zapisaliśmy się negatywnie w pamięci młodszych kolegów. Obyczaj ten istnieje od lat, więc widocznie jest obu stronom potrzebny. Nie sądzę, aby zakazywanie go było konieczne. Studenci mają prawo się zabawić, zanim wejdą w trudne, dorosłe życie zawodowców.

Choćby cię smażono w smole...

Zwykle na początku roku dziekani i opiekunowie I roku deklarują swoją pomoc w skrajnych przypadkach poniżania godności. Granica ta jest jednak płynna. Czy dziewczyna namawiana do opowiadania o swym życiu intymnym albo chłopak zmuszony do udawania stosunku seksualnego mają prawo poczuć się urażeni, czy raczej winni godzić się na to, by zdobyć akceptację otoczenia? Dla wszystkich jasne jest, że skarga do władz uczelni tylko pogorszyłaby sprawę.

- "Choćby cię smażono w smole, nie mów, co się dzieje w szkole" - cytuje przysłowie prof. Dobrzański z Krakowa. - Studenci nie chcą nic mówić pedagogom, obawiają się opinii kapusia. Przez to trudno nam interweniować, chyba że dochodzi do skrajnych przypadków. Na przykład w akademiku kazano komuś spać na korytarzu, a dziewczynie - "jeść" łyżką wódkę z głębokiego talerza. To już są przejawy chamstwa. Echa takich zdarzeń do nas dochodzą, ale cóż na to począć? Życie akademikowe to wewnętrzna sprawa studentów. Ale ponieważ fuksowanie utrudnia naukę, w zeszłym roku rada wydziału uchwaliła, że obrządek ten nie może trwać dłużej niż dwa tygodnie. Tylko co wtedy się stanie z fuksówkowym programem? Ten przejaw inicjatywy studenckiej wydaje mi się akurat dosyć cenny. To ich pierwszy samodzielnie przygotowany spektakl.

Również nowy dziekan łódzkiej szkoły Bronisław Wrocławski postanowił skrócić czas fuksowania i zlikwidować najbardziej upokarzające przejawy, jak np. identyfikatory czy nocne apele.

- Jedno jest pewne - mówi Zdzisław Jaskuła, dyrektor łódzkiego Teatru Studyjnego. - Jeśli młodzież ze szkół elitarnych, podlegających Ministerstwu Kultury, zaczyna naśladować kryminogenny margines społeczny, jest to zjawisko niezwykle groźne. Tym bardziej że im brutalniej był ktoś fuksowany, tym chętniej próbuje później przenieść podobne obyczaje za kulisy teatru, stosuje wobec młodszych kolegów getto bufetowe (muszą siadać przy osobnym stoliku) itp. Nie zauważyłem natomiast, by te praktyki wpłynęły na większe zdyscyplinowanie aktorów - np. jeden z najbardziej aktywnych fuksujących na studiach teraz spóźnia się permanentnie na próby. W moim teatrze takie zachowania tępię.

Krystyna Janda przerażona

- Moja córka jest na czwartym roku szkoły warszawskiej - mówi Krystyna Janda, matka Marii Seweryn. - Gdy rozpoczynała studia, nie spotkało jej nic bardzo nieprzyjemnego, może dlatego że pewne formy grzecznościowe, jak na przykład okazywanie szacunku osobom starszym, wyniosła po prostu z domu. Opowiadała mi jednak o kolegach, którzy byli nieraz w bardzo brutalny sposób upokarzani. Byłam oburzona, a chwilami wręcz przerażona. Kiedy ja studiowałam, nic się takiego nie działo. Była tylko tzw. fuksówka, czyli wspólna zabawa ze starszymi kolegami. Wówczas starano się pielęgnować osobowości, indywidualności, szczególnie dbał o to prof. Bardini. Sądzę, że obecne zjawiska biorą się z nadużywanego terminu "otwarcia się", z teorii, że należy osiągnąć dno upodlenia, by się wznieść ku wyżynom. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Pamiętam, że na pierwszym roku prof. Kreczmar kazał nam przygotować samodzielną etiudę o swoim dotychczasowym życiu. I to było prawdziwe "otwarcie".

Dalszy ciąg w teatrze

Fuksowanie jest w środowisku aktorskim tematem tabu, czymś, o czym się nie mówi, zwłaszcza komuś z zewnątrz. Musiałem zagwarantować moim rozmówcom pełną anonimowość, tak silna była ich obawa narażenia się otoczeniu. Środowisko aktorskie jest bowiem stosunkowo niewielkie i hermetyczne. Wyniesione z uczelni zaszłości i układy trwają w życiu zawodowym, w teatrze czy na planie filmowym. Akceptacja otoczenia i umiejętność pracy w zespole jest w nim czymś niezmiernie ważnym. Może warto jednak ostrzec ludzi marzących o blasku wielkich scen i ekranów, jakie będą musieli zapłacić za to "frycowe".