Polityka - 2007-09-29

 

Ewa Winnicka, Edyta Gietka

Śpiewające telewizory

 

W stajniach, jak mówią o sobie telewizyjne stacje, bronią jest teraz śpiew i taniec. Obok walki o głosy wyborcze trwa dziś inna, równie gorąca: śpiewających i tańczących celebrytów o esemesowe głosy widzów oraz morderczy bój stajni - o słupki oglądalności.

 

Sobota, godzina 20.00 - celebryci śpiewają w Polsacie, a Polak głosuje. Dwie godziny później Polak podśpiewuje z TVP1 przy "Przebojowej nocy" z udziałem Nataszy Urbańskiej, która kiedyś śpiewała w Polsacie. Niedziela, godzina 20.00 - celebryci tańczą w TVN, a Polak głosuje. Środa, godzina 21.30 - Polak ogląda "You Can Dance - po prostu tańcz". Prowadzi Kinga Rusin, która w TVN już skończyła tańczyć. Za tydzień, w piątek o 20.00 Polak będzie głosował na celebrytów, którzy w TVP 2 zatańczą na lodzie.

Układ taneczno-polityczny

W starej lakierni traktorów Ursus wicepremier Roman Giertych z małżonką, zostawiwszy dzieci z babcią, po raz pierwszy obejrzy "Taniec z gwiazdami", bo niedzielna godzina 20.00 to nie pora na oglądanie, gdy ma się dwójkę dzieci, które trzeba położyć do snu.

Pewnie nigdy nie obejrzeliby show, gdyby nie tańczył w nim poseł Krzysztof Bosak, konserwatysta z LPR, który przedtem musiał zmierzyć się z krytyką jeszcze większych konserwatystów, oburzonych, że tańce mocno erotyczne nie przystoją katolikowi. Poseł odpowiedziawszy konserwatystom, że zdecydowanie bardziej erotyczne jest leżenie na plaży, postanowił tańczyć. Zresztą sam Giertych namawiał: Idź, jesteś młody, wykorzystaj to, zrób to, czego ja już nie zrobię.

- Dziś panie tańczą rumbę, seks w atmosferze można będzie kroić nożem! - etatowa od podgrzewania atmosfery w studio odlicza sekundy do wejścia na antenę. Tancerki w pończochach, porozbierane do gorsetu, otwierają szóstą edycję "Tańca z gwiazdami".

Poseł Bosak tańczył w pierwszym odcinku (z powodu dużej ilości par na początku edycji naprzemiennie jedną sobotę tańczą panie, drugą osobno panowie), więc wicepremier Giertych zobaczy posłankę Sandrę Lewandowską. A ponieważ na Bosaku był wicepremier Lepper, można domniemywać, że przyszli obejrzeć konkurencję. W scenariuszu pożeniono nawet w dowcipach taniec z polityką: Czy wiecie, że będą zamykać wszystkich choreografów? Bo tworzą nowe układy. Na sali rechot podgrzewany gestykulacją pani od atmosfery.

A co do Krzysztofa, partia jest spokojna, bo to typ sportowca. Ponoć był nawet didżejem w klubie i nosił spodnie z krokiem w kolanach, jak hiphopowiec.

Przerwa na reklamy. Pani od atmosfery: - To nie wieczorek poetycki, aplauz, marynarki mają fruwać! W przerwie wicepremier gratuluje pani od aplauzu efektów.

Poseł Bosak i inni celebryci płci męskiej są dziś na deser. W rytm "Smokey Joe's Cafe" poseł Bosak pokazuje swinga, a jury przyznaje, że w pośle jest coraz więcej seksapilu i nawet obserwuje biodra partnerki. Partnerka potwierdza, że stał się pewniejszy siebie, swobodniejszy i nie unika już jej wzroku.

W końcu ćwiczą od wakacji sejmowych, a gdy poseł Bosak miał czas, ćwiczył nawet cztery godziny dziennie. Potem poseł zwolnił tempo, bo posiedzenia trwały całe dnie, a do Sejmu biegał z butami do tańca w aktówce. Buty są specjalne, z Londynu, z miękkiej skórki.

Mimo ładnej akcji bioder w rumbie do "In the Air Tonight" Phila Collinsa i obecności na widowni posła Maksymiuka, głosami widzów odpada posłanka Lewandowska. Flesze na premiera Giertycha. Czy jest w duchu kontent? Czy myśli o tym, jak to się przełoży na wybory? Poseł Bosak tak nie spekulowałby, bo nie uznaje publicystycznej hochsztaplerki.

Recykling celebrytów

Po show celebryci pakują się w taksówki. Podczas gdy posłanka może już spokojnie wracać do polityki, poseł Bosak, niepodobny do siebie, ze sportową torbą przewieszoną przez ramię, składa autograf w pamiętniczku 5-letniej Madzi, która zna posła z telewizji.

W czasie gdy poseł składa autograf, już się drukują poniedziałkowe tabloidy. Piszą, że w sobotę widziano posła na turnieju tanecznym Cin Cin Polish Cup w warszawskim hotelu Gromada, potem w lokalu rozrywkowym przy ul. Sienkiewicza, gdzie jednak nie było miejsc, więc wszedł do klubu przy placu Teatralnym, tanecznym krokiem od razu na parkiet. Poseł się nie przejmuje. W poniedziałek rano leci ćwiczyć rytm, potem załatwia sprawy, biegnie na spotkanie do firmy PR w sprawie kampanii (niektórzy sugerowali posłowi, że taniec będzie istotny przy kształtowaniu wizerunku, że poseł pokaże się jako człowiek, a nie bokser polityczny), o 21.00 znów na parkiet. Bo posła, który oglądał każdą edycję "Idola", wciągnęła rywalizacja, ale nie planuje - jak spekulują tabloidy - dostać rólki w serialu, jak nie dostanie się do Sejmu.

Bo taki jest recykling celebrytów - najpierw grają w serialu o miłości, potem tańczą w TVN, po czym śpiewają w innej stacji, jak bracia Mroczek, albo odwrotnie - najpierw tańczą w TVN, potem śpiewają w Polsacie, a potem grają w serialu o miłości, jak Edyta Herbuś.

Ale wizerunek to ryzyko posła, który obawia się, że będzie się kojarzył z tym, jak wsiada do Porsche, a nie z dwuletnią pracą w parlamencie. Poseł: - Nie byłem człowiekiem znikąd, nie wyskoczyłem jak królik z kapelusza. Ale jak jest odbierana osoba, która w niedzielę tańczy, a w poniedziałek dyskutuje z posłem Kurskim w programie "Teraz my"? Tego nie wiem.

Ale to nie ryzyko komercyjnej stacji. Poseł nakręca show. I znów po niedzielnym odcinku jest jedna trzecia udziałów w rynku. Porażkę posłanki Lewandowskiej oglądało 5,5 mln, w tym 65 proc. pań. Oglądanie wciąga jak łuskanie słonecznika.

Cała sala śpiewa

Ludzie spacerujący z psami wśród bloków na warszawskiej Woli nie mają pojęcia, że tuż za samochodowym parkingiem przy ul. Sowińskiego, w hali, gdzie niegdyś robiono materiały biurowe marki Pelikan, Polsat kręci show, którym widzowie zabijają czas sobotnich wieczorów.

- Zimno jak w lodówce - Krzysztof Chabiera, kierownik studia Rochstar, producenta "Jak oni śpiewają", zaciera ręce. Zimno ciągnie od lodowiska. Ale dziś jest sobota, więc lodowisko, na którym za tydzień w TVP 2 gwiazdy zatańczą na lodzie, jest puste, żeby nie przeszkadzać show Polsatu, które zacznie się o 20.00 za przepierzeniem z kotary.

Od rana w hali trwają próby, bo w show na żywo wszystko musi być co do minuty. To się nazywa symulacja czasem. Kwestie jury i płaczących matek, które wieczorem będą gośćmi celebrytów imitują statyści: Kocham cię! Zaśpiewaj najpiękniej, jak potrafisz! - statyści wygłaszają kwestie. Jury nie słucha prób. Mają śpiew usłyszeć po raz pierwszy, tak jak ludzie przed telewizorem.

Janusz Tylman, człowiek robiący w muzyce, jeszcze szlifuje głosy, które trenuje: głos Piotra Polka o ciekawej emocjonalności, głos Kuby Przebindowskiego, jeszcze nieznanego, ale bardzo przystojnego aktora serialu "Na Wspólnej", oraz głos Darka Jakubowskiego, uwielbianego przez kobiety, bo jest ginekologiem w "Na dobre i złe". Codziennie po dwie godziny ćwiczą u Tylmana głos, żeby półtorej minuty zaśpiewać w sobotę, bo show to czubek góry, a pod spodem jest praca u podstaw.

A show "Jak oni śpiewają" to sprawdzony format, bo wypalił w wielu krajach. Według Eli Zapendowskiej, członka jury, jeżeli coś się sprawdza w RPA, Rumunii i Grecji, to można robić już w Polsce.

- Fenomenem jest, że ludzie kupują muzyczny program z łapanki, typu "Idol", a nie wychodzi nigdzie na świecie program szukający aktorów, gdzie się mówi, a nie śpiewa. Show mówione ma zerową oglądalność, choć zdawałoby się, że tekst jest inspirujący dla człowieka. Ale do pani Gieni nie przemawia słowo. Gienia siądzie przed telewizorem, będzie gryzła kiełbasę i przy kiełbasie śpiewała ze znanymi ludźmi znane przeboje. Jak znany jest w serialu bohaterem pozytywnym, będzie miał głosy - Zapendowska nieco dystansuje się od swojej roli.

Trwa dyskusja w VIP Roomie. Rudi Schubert, członek jury, nie jest przerażony taką diagnozą społeczeństwa, bo ludzie lubią stare piosenki, a nie zmiksowane kawałki hiphopowców w stylu łup łup łup. Nawet rockowcy zrozumieli sentyment Polaka do starego i zaczynają zapraszać takiego Połomskiego czy Santor do duetu. A propos "Jak oni śpiewają", Rudi, człowiek śpiewający "Monika, dziewczyna ratownika", nie lubi zbyt dużych zmian w aranżacji. W zeszłą sobotę tak spieprzono ładny numer, że dzwonili do Rudiego z całej Polski z niesmakiem. Ludzie nie lubią słuchać przeróbek, tylko tego, co znają. A ci jazzujący aranżerzy chcą się popisać, na siłę wciskając ludziom swoje ambicje i ze swojskiego robi się dziwne.

Co się tyczy zaś repertuaru dobieranego gwiazdom, jest starannie selekcjonowany podczas burzy mózgów ludzi od show. Najpierw propozycje składają same gwiazdy, dyskutują je z trenerami głosu, przedstawiają producentowi, producenci dyskutują ze sobą, potem ze stacją Polsat, potem z Radiem Zet, na końcu z Markiem Sierockim - czy Polak to kupi, czy nie. A pomijając odstępstwa od znanego, Rudi jeszcze nie jest w stanie określić, jak oni śpiewają, ale ich podziwia, bo wie, jaki to stres wyjść przed miliony co tydzień, bo wychodzi rzadziej i też ma stres: - Trzeba uświadomić widzom, że to nienormalne. Praca tytaniczna. W cztery dni mają wydać głos.

Tylman do Rudiego w VIP Roomie: - Weźmy Kubę Przebindowskiego. Tydzień temu miał kozią barwę. Zobaczysz, co on zrobił w tydzień.

Jeszcze większe show

Ale już zaczyna się show prowadzone przez Kasię Cichopek, która - zgodnie z regułą telewizyjnego recyklingu celebrytów - najpierw grała w serialu o miłości, potem zatańczyła w TVN, teraz prowadzi śpiewany show w Polsacie. - Panowie, panie, gwiazdy zeszły z nieba i są z nami! - zaczyna.

Na początek licealistka z serialu "Egzamin z życia" Patrycja Kazadi. - Będzie taka oglądalność, że ksiądz pozna was wszystkich jutro w kościele! - to kwestia Cichopek.

Po Patrycji Kazadi śpiewa "piękność, która zbłądziła pod strzechy", czyli Małgorzata Teodorska, w serialu "Plebania" Irka Tosiek. Hurtowo zaproszeni do studia najbliżsi gwiazd mają z show zrobić jeszcze większy show. Rodzina musi być. Rodzina to emocje, nerwy, płacz i pytanie: Co pani czuła oglądając córkę?

- Kochanie, kocham cię, zaśpiewaj najpiękniej, jak potrafisz - płacze żona ginekologa z "Na dobre i na złe". Żona otarła łzę, że zagościło lato w jej sercu po tym, jak aktor-ginekolog wykonał "Dziewczyny lubią brąz". Iwona Aleksandrowska, obserwatorka śpiewo-tańca z ramienia prasy kobiecej, siedząca w rządku innych kobiet tej samej profesji, już zna psychologię Polaka: - Ginekolog dostał niskie noty, to znaczy, że daleko zajdzie. Polak jest przekorny.

Prof. Wiesław Godzic ogląda ginekologa w domu i jest identycznego zdania, analizując jako medioznawca głosowania widza Polaka.

- Powinni odpadać najgorsi, jak Stachurski, któremu osłabły kości podczas pierwszego odcinka "Tańca z gwiazdami". Ale Polak głosuje na tych, którym się źle dzieje, którzy są atakowani, co też tyczy wyborców. Polak chce pomóc tym, którzy są na końcu. Nie dojrzeliśmy do prawdziwych zawodów, walki, twardych reguł gry, my premiujemy jeszcze wartości melodramatyczne.

Popłakali się mama i tata Oli Woźniak, mama Joanny Trzepiecińskiej (mąż, pisarz Janusz Anderman, się nie popłakał, bo nie ogląda show z powodu braku zainteresowania). Chłopczyk, zdaje się synek Piotra Polka, leci na scenę z kwiatkiem.

- Dobre, będzie więcej esemesów od matek - prognozuje Iwona Aleksandrowska z rzędu kobiecej prasy.

Gwiazda w gwieździe

Gwiazdy popłakawszy z rodzinami, wpadają na chwilę do garderoby ozdobionej fioletowym brokatem. Na drzwiach są gwiazdy z pozłotka, w gwiazdach są nazwiska gwiazd. Więc wynika z nazwisk, że zaśpiewa jeszcze gwiazda Katarzyna Sowińska, modelka i prezenterka MTV, znana z tego, że podczas prezentowania pokazała majtki. I wiele innych gwiazd, po dwie na garderobę. Tylko Edyta Górniak i Joanna Trzepiecińska mają sale osobno, o czym świadczy jedno nazwisko w gwieździe, co z kolei ma świadczyć, że to już naprawdę gwiazdy. Inne gwiazdy jeszcze może nie są dużymi gwiazdami, ale na pewno będą. Tak jak Edyta Herbuś, która cztery lata temu przyjechała z kieleckiego blokowiska z walizką najładniejszych ciuchów, najpierw tańczyła, potem śpiewała, teraz gra w serialu o miłości i przyjaźni się z prezydentówną Wałęsówną, ma swoje 27 zdań w Wikipedii, a w googlach 270 tys. wejść. A taki Gustaw Holoubek tylko 47 tys.

Janusz Tylman robił z Schubertem w telewizji publicznej "Śpiewające fortepiany", przygrywał na fortepianie, a gwiazdy śpiewały znane przeboje. Program bardzo się sprawdził i trwałby, ale gwiazdy się skończyły. Dopiero się robią w rozmaitych serialach. Według Rudiego to nie potrwa długo, bo gwiazdy się rodzą jak kamienie na polu. Już - według Rudiego - można by spokojnie nagrać ze 30 programów z nowymi.

Po występie jest szybkie interwiu na zapleczu. Trzeba porobić na cały tydzień mnóstwo zajawek. Będą mantrowane w Polsacie od poniedziałku do soboty, żeby widza zachęcić. Tylko należy rozmazać brokatowy fiolet w tle, bo jest to logo tańca na lodzie, a taniec jest telewizji publicznej, która ma wspólne garderoby ze śpiewającą komercyjną. I trzeba będzie w piątek wymienić nazwiska w gwiazdach na drzwiach.

- Kicz, ale efektowny, w stylu elvisowskim - zadziera głowę kamerzysta Polsatu. Gwiazdki ze srebra też trzeba rozmazać w Polsacie, bo są z publicznej.

Sukces! Stajnia Polsat dogania stajnię TVN. Było 3,5 mln widzów. Ale według Iwony Aleksandrowskiej, śpiewający nie rokują, czyli nie będzie skandali, bo większość ma dzieci i wraca do domów.

Tabloidy mają 30 sekund na jedną gwiazdę. Rano zmielą zdjęcia i show będzie się rozkręcać. Póki co trwa walka o spojrzenia. - Krzysiek, na mnie - to do Ibisza. - Broda niżej!

Familijna noc

Zapendowska, członek jury w Polsacie, nie czuje, że robi misję. Robi rzetelną robotę i kasę. Misję, filharmonię i tak dalej ma mieć publiczna, a nie Zapendowska, która ocenia, jak celebryt śpiewa "Kormorany".

Tymczasem misyjna telewizja publiczna w atrakcyjne weekendowe wieczory systematycznie traciła widzów i reklamodawców, bo w dziedzinie wielkoformatowej rozrywki posiadała ziejącą dziurę. Ma ją załatać "Przebojowa noc", kosztowny show rozrywkowy, będący spóźnioną kliszą amerykańskiej rozrywki sprzed 40 lat, i rozruszać publiczną za państwowe pieniądze. "Przebojowa noc" jest też - jak się okazuje - częścią biznesowego planu Wiktora Kubiaka, przedsiębiorcy ze szwedzkim paszportem. Kubiak był producentem pierwszego polskiego musicalu "Metro", współzałożycielem teatru muzycznego Buffo, a także kreatorem gwiazd: Edyty Górniak i Anity Lipnickiej. Teraz chce pomóc Nataszy Urbańskiej, która - w ramach recyklingu - już śpiewała w Polsacie.

- Lansuję nową królową - zapowiada. - Umieszczenie Nataszki w programie TVP to wstęp do naszych planów zagranicznych. Ludzie mają ją pokochać, a potem pójdziemy dalej.

Choć pierwszy odcinek programu miał oglądalność grubo poniżej oczekiwań, to ta karawana i tak pojedzie dalej przynajmniej przez sześć odcinków, bo tyle twórcy programu mają zagwarantowane. Dopiero potem niezadowolona telewizja może zerwać współpracę. Ale nawet wówczas nie powinni czuć się stratni. Współproducentem programu jest Studio Buffo, rodzinna firma Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy. Józefowicz, prywatnie narzeczony Nataszy Urbańskiej, jest autorem pomysłu, reżyserem i był współprowadzącym. Do programu jako gości zaproszono synów Józefowicza i Stokłosy. Na ewentualne otarcie łez coś zawsze zostanie w rodzinie.

Według Anety Wrony, rzeczniczki TVP, "Przebojowa noc" świetnie mieści się w misji, z którą związana jest - jak wyjaśnia - artystyczna podróż po świecie, edukacja i nauka języków podczas śpiewania piosenek w oryginale.

Misja ma dotrzeć do inżyniera Mamonia, który chce słuchać tego, co już dobrze zna, a zamysł Mamonia jest nawet nadrealizowany, ponieważ wykonanie znanych piosenek jest niemal identyczne z oryginałami, schody oświetlane żarówkami i tancerki z doczepionymi pawimi piórami, jak w TVP już kiedyś bywało. No, ale jeśli chce się mieć słupki, czyli oglądalność, to dziś widać nie można robić inaczej.

"Przebojową noc" przeniesiono z niedzieli na sobotę, bo taniec w TVN położył ją na łopatki. Pierwszą noc prowadził z Urbańską Józefowicz, ale się nie spodobał, więc na drugiej nocy miał go zastąpić pogodynek Jarosław Kret, ale ponieważ w piątek przetrenował się tańcząc na lodzie dla TVP 2, wziął tabletki nasenne i zasnął na 20 godzin, zostawiwszy "Przebojową noc" na lodzie. Wcześniej na lodzie zostawił noc Tomasz Kammel, bo właśnie zaczął tańczyć w TVN. Awaryjnie ściągnięto z telewizji Polonia Radosława Brzózkę. Wśród prowadzących też obowiązuje recykling.

***

Gdy koledzy z ekipy Wojciecha Iwińskiego, producenta "Tańca z gwiazdami", szykują własne wesele, po naukach w kościele idą na nauki tańca. Bo wesele też ma być show.

Gdy Rudi Schubert wraca do domu, czyli na wieś Otnoga, gdzie jest pięć domów i 26 dusz, w sklepie spożywczym, na drodze, przez płot mówią, że sobie pośpiewali z telewizorem. Nawet na wesela zaczęli zamawiać karaoke.

Gdy Ela Zapendowska kupuje bułeczki, sklepowa się złości, czemu była taka niedobra dla takiej ładnej pani z serialu.

Gdy trwa polsatowskie show, za kotarką, na pustym lodowisku z banerami TVP 2, zwolnionym przez gwiazdy, żeby nie przeszkadzać w śpiewie, robią piruety dzieci szarych pracowników, kierowników, ochroniarzy.

W piątek na garderobach zmienią się nazwiska gwiazd.