Przekrój
ANDRZEJ ŁOMANOWSKI
HONOR i ŚMIERĆ KUCHARZA
Francuski mistrz kuchni popełnił samobójstwo, bo przewodnik kulinarny obniżył noty jego restauracji
Znaleziono go wieczorem w jego własnym domu. Bernard
Loiseau, jeden z najsłynniejszych francuskich szefów kuchni, leżał martwy na
dywanie. Przy boku miał myśliwski sztucer, z którego strzelił sobie w głowę.
Prokurator przez trzy dni dokładnie badał, czy naprawdę było to samobójstwo.
Nikt nie chciał uwierzyć, że kawaler Legii Honorowej i właściciel giełdowej
firmy, którego znała i lubiła cała Francja, mógł odebrać sobie
życie.
52-letni szef kuchni zastrzelił się tydzień po opublikowaniu
tegorocznego wydania przewodnika kulinarnego "Gault Millau". Jego restauracji La
Côte dŐOr krytycy przyznali w tym roku 17 na 20 możliwych punktów, czyli o dwa
mniej niż rok wcześniej. - Brawo, "Gault Millau", wygrałeś! Twój wyrok kosztował
życie - powiedział na wieść o śmierci przyjaciela patriarcha francuskich
kucharzy Patrick Bocuse. Mimo gwałtownych protestów środowiska krytyków
kulinarnych opinia publiczna uważa, że to właśnie oni zaszczuli energicznego,
sympatycznego i zawsze uśmiechniętego petit bourgeois.
Loiseau i kilkunastu
innych wielkich kucharzy są we Francji uważani za kapłanów chroniących
największą świętość kraju - sztukę kulinarną. Artyści kuchni cieszą się tam
sławą równą filmowym gwiazdom. Ludzie rozpoznają ich na ulicy, proszą o
autografy i podziwiają na talerzach ich dzieła. Wiadomość o śmierci Loiseau
trafiła na pierwsze strony gazet, a kolorowe francuskie pisma z "Paris Matchem"
na czele oddały mu hołd okładką i dużymi artykułami.
Pucybut
milionerem
Bernard Loiseau był symbolem awansu. Pochodził z rodziny, w
której nie było żadnych restauratorów ani szefów kuchni, nie miał żadnego
formalnego wykształcenia gastronomicznego. - Za innymi stała tradycja, rodzinne
związki, a on nie miał nic - wspomina Marc Veyrat prowadzący swą restaurację w
Annecy.
Ale Loiseau nie potrzebował dyplomu. Uczył się u najlepszych mistrzów
rondla, słynnych do dziś braci Troisgros. W roku 1975, mając 26 lat, został już
samodzielnym dyrektorem restauracji, którą później rozsławił - La Côte dŐOr.
Awans zmusił go jednak do wyjazdu z Paryża - jego nowe miejsce pracy leżało
bowiem w Burgundii, 72 kilometry od najbliższej stacji kolejowej. Miejscowość
Saulieu ma trzy tysiące mieszkańców i siedem restauracji. We Francji ponad
połowa najsłynniejszych szefów prowadzi swoje restauracje poza Paryżem, a
lokalna kuchnia cieszy się równie wielkim powodzeniem jak wielkomiejska.
Dwa
lata po objęciu La Côte dŐOr, w roku 1977, Loiseau zdobył już dla niej pierwszą
gwiazdkę w renomowanym przewodniku restauracyjnym Michelina. Na drugą pracował
kolejne cztery lata, a w roku 1982 wykupił restaurację i stanął do wyścigu o
pieniądze i sławę. Loiseau chciał być na samym szczycie, wśród 25 francuskich
restauratorów mających trzy gwiazdki ("luksusowa restauracja, dla której
odwiedzenia warto ułożyć specjalną trasę"). Do szacownego grona dołączył
dziewięć lat później. W roku 1991 przewodnik Michelina nagrodził go trzecią
gwiazdką.
Czy je z nami krytyk?
Jednak bieg na szczyt wymagał
ofiar. Michelin, tak jak inne gastronomiczne przewodniki (na przykład "Gault
Millau", "Hubert", "Le Boutin" czy "Gourmond"), wymaga nie tylko nienagannej
jakości potraw, obsługi i wystroju stołu, lecz także eleganckich wnętrz i równie
przyjemnego otoczenia. By sprostać wymogom i przebudować swe Złote Wybrzeże,
Loiseau pożyczył więc trzy miliony dolarów.
- To był czysty luksus. Miał
nawet własnego kwiaciarza na stałym kontrakcie, który codziennie ozdabiał sale i
stoły świeżymi kwiatami - wspominała Amerykanka, która praktykowała u Loiseau. -
Żył w niebywałym stresie, w ogóle był bardzo emocjonalny. W czasie mojego
pierwszego weekendu podaliśmy 741 dań. Od krzyczenia i obrzucania nas wyzwiskami
szef stracił głos. Przedtem jednak zmieszał z błotem swoich dwóch zastępców,
którzy dodali zbyt dużo pieprzu do pasztetu z gęsich wątróbek.
Loiseau
wiedział, że w walce o noty przewodników nie ma miejsca na błędy. Krytycy
kulinarni nigdy się nie przedstawiają, więc w każdej chwili na sali mogło
siedzieć nawet kilku kontrolerów Michelina lub innego wydawnictwa
przewodnikowego. Krytyk je, notuje i wychodzi, a od jego wyroku nie ma
odwołania. Szefowie kuchni żyją w ciągłym strachu przed taką wizytą, która w
ciągu jednego gorszego wieczoru może zrujnować dorobek całego życia.
- Gdy
ktoś samotnie jadł obiad w jego restauracji, Loiseau natychmiast zaczynał
przepytywać swych pracowników, co o nim mówi i czy dobrze mówi. Cały czas się
bał, że to może być kontrola anonimowych rewizorów Michelina - wspomina
Amerykanka. Inni szefowie kuchni mówią, że ten wieczny strach i idące za tym
napięcie wywołują dziwne reakcje. Niektórzy kucharze stają się brutalni, a inni
wpadają w megalomanię graniczącą z obłędem.
Zdobycie trzeciej gwiazdki nie
pozwoliło Loiseau osiąść na laurach. Był już sławny, ale teraz zaczęła się walka
o utrzymanie zdobytego statusu. W dodatku Loiseau musiał się przekonać, że z
samej sławy nie da się żyć, a trzygwiazdkowe restauracje ledwo są w stanie na
siebie zarobić. Prawdziwe pieniądze artyści sztuki kulinarnej zarabiają na
wydawaniu książek kucharskich, na własnych programach w telewizji i firmowaniu
nazwiskiem różnych produktów. Ale wtedy coraz mniej czasu pozostaje na
pilnowanie restauracji, a przecież armia anonimowych kontrolerów wciąż
czyha.
Wyścig szczurów
W roku 1995 Loiseau spotkał kolejny
zaszczyt. Prezydent Francji osobiście udekorował go Legią Honorową,
odznaczeniem, które 200 lat wcześniej Napoleon ustanowił dla swych zwycięskich
żołnierzy. Loiseau był na szczycie, w jednym rzędzie z lyońskim geniuszem kuchni
Paulem Bocusem, który 10 lat wcześniej też dostał Legię.
Tymczasem
wydawnictwa przewodnikowe podnosiły poprzeczkę coraz wyżej, domagając się coraz
bardziej luksusowego wyposażenia sal i zaplecza. - A przecież francuscy
restauratorzy nie mają na to kapitału - mówi James Macguire, szef kuchni z
Montrealu.
Michelin był powszechnie krytykowany za wspieranie luksusu. Odkąd
Bocuse zaproponował odrzucenie całej procedury oceny, jego restauracje nie
znajdują się w rankingach. Paryżanin Alain Ducasse zrezygnował z prowadzenia
restauracji w luksusowym hotelu, dochodząc do wniosku, że to nie ma już
sensu.
Loiseau nie chciał jednak rezygnować, choć jego przyjaciel Marc Veyrat
z Annecy omal nie zbankrutował, próbując dorównać rosnącym wymaganiom w wyścigu
o utrzymanie gwiazdek i punktów. Rozpoczął grę o życie z koteriami wydawnictw i
niejasnymi powiązaniami towarzysko-finansowymi. Równie niejasnymi jak system
oceny restauracji i szefów kuchni.
- Co roku nagradzają i karzą ludzi, by
wzbudzić zainteresowanie wokół swoich wydawnictw. No bo jeśli nie odbiorą tu
gwiazdki, a tam paru punktów, to co za sens kupować co roku ich książki? -
tłumaczy jeden z kucharzy, który stracił gwiazdki, a potem wycofał się z zawodu.
Dla renomowanych szefów kuchni oznacza to, że każde danie może być dla nich
końcem świata.
Chociaż Francuzi kochają swą tradycyjną kuchnię, państwo
francuskie ściąga z tradycyjnych restauratorów wyższy VAT niż z fast foodów. Z
tego powodu co roku bankrutuje we Francji trzy tysiące restauratorów. Niezrażony
Loiseau mimo to postanowił inwestować. W ciągu kilku lat do restauracji
dobudował luksusowy hotel, otworzył trzy filie w Paryżu oraz butik w Saulieu.
Zbudował też własną linię do produkcji świeżej żywności i wydał osiem
książek.
- Jak się panu udaje to wszystko utrzymać? - spytał go kiedyś
prezydent Mitterrand, częsty gość w Saulieu. - Tak jak panu. Tłumacząc
Francuzom, że jestem najlepszy - odpowiedział bez namysłu impetyczny Loiseau.
Wymyślał nowe potrawy i zaczął nawet propagować "nową kuchnię", czyli potrawy
gotowane na wodzie, a nie z masłem i śmietaną, jak tradycyjnie robiono to w
Burgundii. Wymyślał i parł do przodu.
W roku 1998 jego firma weszła na
paryską giełdę - Loiseau został pierwszym na świecie kucharzem, który miał
spółkę publiczną. Natomiast jego żabie udka w purée z czosnku i sosie z
pietruszki weszły do kanonu kuchni francuskiej.
Pomnik inteligentnej
kuchni
Choć na zewnątrz wydawało się, że odnosi sukces za sukcesem,
przyjaciele i znajomi z branży mówili, że była to tylko ucieczka przed górą
długów, która przygniatała go od czasu walki o trzecią gwiazdkę. Z rocznych
raportów finansowych firmy Loiseau wynika jednak, że cały czas przynosiła
dochód. Gros zarabiała duma szefa, czyli restauracja Złote Wybrzeże (około
trzech milionów euro rocznie).
- Jak mogła przynosić dochód, jeśli zatrudnia
25 osób, a w tygodniu prawie nikt tam nie zaglądał? - pyta jeden z francuskich
kucharzy. - Czasami, w czasie weekendów, było czworo, pięcioro gości. Ale tej
restauracji Loiseau nie mógł zamknąć, to jej trzy gwiazdki były przepustką do
sławy. Bez La Côte dŐOr Loiseau byłby skończony. Tylko przyjaciołom przyznawał,
że ma kłopoty - sytuacja międzynarodowa wypłoszyła amerykańskich turystów z
Europy, dochody spadały.
Jeszcze w roku 2002 przewodnik "Gault Millau"
nazywał jego restaurację "pomnikiem inteligentnej kuchni". Ale już w grudniu
tego samego roku pojawiły się plotki, że Michelin chce odebrać Loiseau jedną z
ciężko zapracowanych gwiazdek. Utrata gwiazdki to upadek z raju do piekła,
niesława i spadek dochodów o jedną czwartą. W roku 1966 paryski restaurator Alan
Zick popełnił samobójstwo na wieść o takiej stracie.
Przez trzy ostatnie
tygodnie grudnia po paryskich salonach krążyła plotka, że Michelin ostrzegł
Loiseau o nadciągającej katastrofie. Nikt nie wie, za co wydawnictwo chciało
ukarać restauratora ani dlaczego w końcu nie obniżyło not La Côte dŐOr. Michelin
zaprzecza, jakoby nosił się z takim zamiarem. W wydanym w połowie lutego
przewodniku restauracja Loiseau nadal ma trzy gwiazdki.
Wydawnictwo ma
kłopoty
Cios padł z innej strony. "Jego kuchnia to nic oszałamiającego" -
napisał w tym roku "Gault Millau", odbierając Loiseau aż dwa punkty. Dlaczego
"pomnik inteligentnej kuchni" nagle przestał oszałamiać? Wydawnictwa nie
publikują kryteriów oceny, a jedynie suche dane: nazwisko szefa kuchni, główne
ceny, nazwy dwóch miejscowych win, nazwy trzech specialités de la maison.
Czasami pochlebne lub ironiczne komentarze, to wszystko. "Jesteśmy symbolem
osiągnięć kuchni francuskiej i gwarancją jej wysokich standardów" - mówią
wydawcy. Jednak jeden z byłych udziałowców "Gault Millau", który mieszka obecnie
w USA, powiedział miejscowej prasie, że wydawnictwo od dwóch lat przeżywa
kłopoty finansowe, traci na prestiżu i popularności. Obecny rozgłos jest mu
bardzo na rękę.
"Gault Millau" nie spodziewał się tak dramatycznego finału. -
Przecież jeszcze trzy lata temu pan Loiseau mówił nam, że jeśli spadnie z 19 na
17 punktów, to będzie bardzo podekscytowany walką o powrót na szczyt - bronił
się wydawca Patrick Mayenobe.
- Ci krytycy są jak eunuchowie: wiedzą, jak się
robi, ale sami nie potrafią - powiedział kawaler Legii Honorowej Paul Bocuse
przed pogrzebem swego przyjaciela. Na pożegnanie Loiseau zjechali do Saulieu
wszyscy mistrzowie kuchni. Żegnali go też ministrowie rolnictwa i kultury. Już
po uroczystości wdowa powiedziała, że zamierza dalej prowadzić firmę męża. -
Akceptuję przewodniki jako część systemu - dodała zrezygnowana.
- Teraz
ludzie będą kupowali te książki z dreszczykiem emocji. Będą myśleć: "Och,
spójrzmy, kto stracił gwiazdkę. O Boże, co się teraz stanie?" - mówi jeden z
kucharzy.
Bernard Loiseau w dniu, w którym jego restauracja zdobyła trzecią
gwiazdę w przewodniku Michelina (marzec 1991 roku)