Maciej Iłowiecki
Rozmowa z goryliczką Koko
W 1978 r. we Frankfurcie nad Menem Berend H. Feddersen, znawca i kolekcjoner dzieł sztuki, zorganizował w jednej z tamtejszych galerii wystawę abstrakcyjnych obrazów młodej malarki japońskiej Yamasaki, której talent - jak powiadał - odkrył zupełnie przypadkowo. Krytycy ocenili obrazy na ogół pochlebnie, podkreślając pewien ich "surowy prymitywizm" i dziecięcą naiwność barwnych plam. Publiczność była zachwycona, tym bardziej że sama malarka pozostawała w ukryciu, a tajemniczość autora zwykle dodaje uroku jego pracom. Krytykom zrzedły miny, a publiczność obraziła się, kiedy Feddersen na konferencji prasowej przedstawił wreszcie tajemniczą malarkę. Ku zgrozie wszystkich okazała się nią szympansica zwana Barbelhen...
Historyjka ta może służyć do żartów na temat względności ocen współczesnej sztuki abstrakcyjnej czy też w ogóle jej poziomu, snobizmu dzisiejszych koneserów sztuki, relatywizmu estetyki w ogóle itd. Ale można też sytuację odwrócić i zapytać: a może obrazy szympansa zawierały jednak jakieś elementy "sztuki prymitywnej"! oceny
Krytyków nie były tak zupełnie pozbawione podstaw? Taka interpretacja większości z nas wydaje się nie do przyjęcia. Jakże to, małpa miałaby być t w ó r c ą ? U podstaw całej, kultury, systemów wychowawczych i oświatowych leży przekonanie, iż pomiędzy człowiekiem a resztą żywych istot na Ziemi istnieje przepaść nie do przebycia. Że jesteśmy o tyle "wyżsi" od zwierząt, iż możliwość traktowania ich jako "młodszych braci" - zdolnych może do jakichś odczuć nie tylko fizjologicznych lub do działań nie tylko instynktownych - większości ludzi w ogóle nie przychodzi do głowy.
Naturalnie, "wiemy ze szkoły", iż z resztą żywych istot na Ziemi łączy nas pewne ewolucyjne pokrewieństwo i że z małpami człekokształtnymi pochodzimy nawet "od wspólnego przodka". Wspólne pochodzenie nie zmienia jednak przekonania, iż granica między zwierzęciem a człowiekiem jest absolutna, nieprzekraczalna i zarazem najzupełniej jednoznaczna i oczywista.
Otóż najnowsze badania nad zachowaniem na przykład delfinów i małp podważają nieco pewność tego przekonania. Zajmijmy się na razie małpami.
Organizm małp człekokształtnych mniej różni się od organizmu człowieka, niż bylibyśmy skłonni przypuszczać. Na przykład spośród 1065 charakterystycznych cech anatomicznych - 753 cechy mamy wspólne z szympansem. Na poziomie niższym, tj. molekularnym, różnice są jeszcze mniejsze. Na przykład pewne bardzo ważne białko, enzym dzięki któremu może oddychać każda komórka, tzw. cytochrom C, zbudowany jest ze 104 podstawowych cegiełek, aminokwasów. Spośród tych 104 aminokwasów tylko jeden jest inny u człowieka niż u rezusa, małpki z rodziny koczkodanów, zatem nawet nie antropoida (tj. nie człekokształtnej małpy). Można twierdzić, że gdyby na przykład przedstawiciele obcej cywilizacji zechcieli odróżnić ludzi od małp na podstawie wyłącznie różnic biochemicznych, mieliby ogromne trudności.
Małpy obdarzone są dużą inteligencją, wrażliwością i każda z nich stanowi odróżnialną od innych indywidualność (co zresztą łatwo zauważyć także na przykład u psów, kotów czy koni, a nawet - czego nie chcemy zauważyć - u świń!). Łączą nas z nimi podobne choroby, podobne - jednak - sposoby zachowania, podobne reakcje wyrażające te same podstawowe uczucia: niepokój, strach, ból, smutek, gniew, radość, przywiązanie... Małpy posługują się niekiedy narzędziami, umieją podejmować wspólne działania, by osiągnąć jakiś cel, potrafią się uczyć i przewidywać różne sytuacje.
No tak, ale my posługujemy się przecież mową!
Zwierzęta, jak wiadomo, doskonale porozumiewają się między sobą różnymi sposobami i w wystarczającym dla swoich potrzeb zakresie. A także potrafią porozumieć się z ludźmi; ci, którzy kochają psy, wiedzą w jak wielkim zakresie można porozumieć się z psem-przyjacielem. Wszakże język ludzki, pojęciowy, operujący systemem sygnałów drugiego stopnia, to znaczy "sygnałami sygnałów", miałby być zwierzętom z natury niedostępny. Miałby być właśnie ową nieprzekraczalną granicą między światem zwierząt i ludzi. Żeby bowiem posłużyć się takim właśnie językiem, trzeba dysponować przynajmniej zaczątkami myślenia, trzeba umieć odróżniać rzeczy od symboli rzeczy, mieć poczucie upływu czasu i poczucie własnej tożsamości. Trzeba mieć zatem jakiś rodzaj świadomości, początki własnego myślenia.
Otóż właśnie, nigdy nie udało się nawet najinteligentniejszych małp nauczyć ludzkiej mowy. To zdawało się przesądzać sprawę. Zdumiewające, że dopiero zaledwie kilkanaście lat temu zwrócono uwagę na rzecz oczywistą: układ anatomiczny małpich krtani nie pozwala na wydawanie artykułowanych dźwięków mowy ludzkiej. I wówczas - od razu w kilku ośrodkach badawczych - zrodził się pomysł prosty i genialny: próby nauczenia małp języka symboli nie muszą przecież ograniczać się do nauki wymawiania słów, bowiem język symboli może operować także obrazem lub gestem. Na Uniwersytecie Stanu Nevada w Reno małżeństwo Gardnerów zaczęło więc uczyć szympansiczkę Washoe języka gestów - mowy głuchoniemych (tzw. american sign language, w skrócie ameslan). Małpka szybko opanowała około 300 znaków, tzw. migów. Po kilku latach można się było całkiem nieźle z nią porozumieć. Umiała wypełniać liczne polecenia przekazane ameslanem, umiała owym językiem gestów wyrażać swoje pragnienia, uczucia! nastroje. W styczniu 1979 r. Washoe urodziła syna. Nazwano go Sequoyah (na cześć twórcy alfabetu dla języka szczepu Indian Cherokee) i po paru miesiącach opiekunowie małego szympansa spostrzegli z najwyższym zdumieniem, że nie uczony przez ludzi Sequoyah także potrafi posługiwać się niektórymi migami ameslanu! Zakrawało to na cud: szympansica Washoe zaczęła uczyć swe dziecko ludzkiego języka gestów i to bez jakiejkolwiek zachęty ze strony ludzi.
Kiedy czyta się sprawozdania Gardnerów, rzeczywiście pewne rzeczy "nie mieszczą się w głowie". Kiedyś na przykład zastano Washoe kontemplującą swe odbicie w lustrze. "Kto to?" - zapytał językiem gestów Allen Gardner, wskazując odbicie. "Ja, Washoe" - odpowiedziała odpowiednimi migami małpka (odrębny znak oznacza "ja", inny - imię). Małpka wskazała na siebie, nie na odbicie w lustrze. Zatem wiedziała, co to znaczy "ja" i wiedziała, że w lustrze znajduje się tylko jej obraz *[W informację tę wprost trudno uwierzyć - dotąd właśnie jednym z dowodów na brak u zwierząt świadomości istnienia samego siebie była niemożność rozpoznania siebie samych w lustrze! Może Gardnerowie źle interpretują zachowanie Washoe?], nie zaś jakaś inna małpa. Washoe umie też określić swój stan psychiczny ("jestem smutna"), doskonale rozumie, czego się od niej żąda i czego może oczekiwać za spełnienie wymagań ("będę grzeczna, dasz banana?").
Na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii młoda badaczka Francine Patterson opiekuje się goryliczką Koko. Małpka ta (urodzona w 1971 r.) potrafi językiem głuchoniemych wyrazić bodaj jeszcze więcej niż Washoe. Kiedy Francine Patterson musiała raz opuścić goryliczkę rano i wróciła wieczorem, Koko poinformowała opiekunkę: "Dziś rano byłam smutna i płakałam". Jest zatem świadoma upływu czasu i przemijania...
Kiedyś Koko podrapała Francine, ta zaś odgrywała przez cały dzień obrażoną. Na drugi dzień Koko nie mogła już tego znieść i ze skruszoną miną oświadczyła: "Koko była niedobra, źle (jest) drapać i gryźć". "Dlaczego mnie podrapałaś?" - spytała Francine. "Byłam szalona" - odpowiedziała małpka i zaczęła częstować opiekunkę mlekiem, które właśnie dostała - z wyraźnym trudem przełamując łakomstwo.
Innym razem Koko bawiąc się w łazience zbiła umywalkę. Natychmiast pognała do swego pomieszczenia, gdzie zaczęła się spokojnie bawić. "Co zrobiłaś?" - pyta Francine. "Nic, byłam grzeczna i spokojna" - miguje goryliczka. "Kto zbił umywalkę?" - pyta dalej Francine. - "Kasia - tam - niegrzeczna" - brzmi spokojna odpowiedź (Kasia jest asystentką dr Patterson, zresztą głuchoniemą, posługuje się wyłącznie ameslanem).
Zatem goryliczka k ł a m i e i czyni tak po to, by uniknąć kary! Zdawało się dotąd, że kłamanie jest wyłączną właściwością człowieka...
Koko na codziennym spacerze zatrzymuje się przed koniem ciągnącym wózek mleczarza. "Koń - smutny" - pokazuje gestami. "Dlaczego?" - pyta opiekunka. Goryliczka wskazuje na wędzidło: "Zęby - boli - smutny". Czy można przypuszczać, by zwierzę znało w s p ó ł c z u c i e ?
Koko płacze, gdy Francine opuszczają choć na chwilę. Ale potrafi też nieźle wymyślać opiekunce, stosując swoiste stopniowanie. "Zwykłe" przezwisko to po prostu: "ty - brudna" (i ciekawe, że wszystkie małpy uczone języka gestów używają w gniewie tego właśnie określenia). Kiedy Koko naprawdę jest zła na kogoś, gniewnie gestykuluje: "ty - ptak" (wyraźnie nie lubi i boi się ptaków) albo "ty - obcas" (to już nie wiadomo dlaczego, może ktoś ją kiedyś kopnął?). Raz, kiedy rozzłoszczona goryliczka popłakała się ze złości, gdy jej czegoś zabroniono, nazwała opiekunkę "brudną, złą ubikacją"...
Małpka Koko często bawi się w przyjęcia n a n i b y, tak jak małe dzieci. Częstuje wtedy swoje lalki p u s t ą filiżanką i gestami zaprasza: "pij mleko". Potrafi nazwać nowy, nie znany sobie przedmiot, posługując się nauczonymi już znakami gestów. Na przykład nazwała kiedyś maskę karnawałową "otworem na oczy". Dr Patterson ocenia, iż możliwości Koko sięgają poziomu czteroletniego, inteligentnego ludzkiego dziecka.
W Ośrodku Badania Ssaków Naczelnych im. Yerkesa (w Atlancie w Georgii, USA) uczy się małpy języka, w którym rolę słów grają proste symbole geometryczne (koło, trójkąt, kwadrat itd.). Jest to więc język ideograficzny, nazwany yerkishem (od nazwiska patrona Ośrodka). Rysunki umieszczone są na klawiszach, które należy przyciskać. Kombinacja różnych znaków oznacza odpowiednie pojęcie, a na ekranie komputera ukazują się odpowiadające kombinacjom znaków zdania po angielsku. Sześcioletnia szympansica Lana potrafi - naciskając klawisze - wyrazić co najmniej 100 poprawnych, choć krótkich zdań, stanowiących odpowiedzi na pytania lub wyrażających jej prośby czy stany psychiczne. Wyniki doświadczeń z Laną były tak obiecujące, iż system "yerkish" postanowiono zastosować w pracy z dziećmi upośledzonymi, nie mogącymi mówić.
I jeszcze jedna niezwykłość z tej dziedziny. Szympansica Moja z pracowni Gardnerów lubi rysować kredą na tablicy. Zwykle rysuje dziwaczne "abstrakcje" albo po prostu nieregularne kreski. Raz narysowała jednak kształt, przypominający skrzyżowanie ryby z samolotem. "Co to jest?" - spytano Moje. "Ptak" - odpowiedziała. Potem, w obecności zwołanych szybko ekspertów, narysowała jeszcze inne kształty, oświadczając, iż jest to kot i truskawka. Rysunki Moji, publikowane w wielu pismach na świecie, przypominają malowanki przedszkolaków. Są przecież rysunkami ś w i a d o m i e mającymi coś przedstawić. Szympans chciał narysować ptaka i zrobił to, rysując nie tego, konkretnego ptaka, ale "ptaka w ogóle", symbol ptaka.
Trzeba pamiętać, iż doświadczenia tego typu dopiero się zaczęły *[W 1985 r. wszystkich swoich poprzedników wyprzedził w możliwościach "wypowiadania się" czteroletni szympans Kanzi.]. Małpy człekokształtne w ich naturalnym środowisku nie mają takich "bodźców intelektualnych", nie bywają uczone przez ludzi i w ogóle mają inne problemy do rozwiązywania. Zdolności do symbolicznego myślenia, posługiwania się abstrakcyjnym językiem i pewną swoistą logiką są zdolnościami potencjalnymi. Można przypuszczać, że u wielu zwierząt, zwłaszcza wyższych, można byłoby przez odpowiedni trening ujawnić owe potencjalne możliwości. Wiele zależy od klucza, którym można trafić do psychiki zwierzęcej.
Sprawozdania na temat "mówiących małp" wywołały naturalnie głosy sceptyków. Niektórzy bowiem uczeni nie mogą po prostu uwierzyć, że zwierzęta, nawet tak bliskie człowiekowi jak szympans czy goryl, są w stanie pojmować symbole i wyrażać nimi różne informacje. Być może mamy tu do czynienia jedynie z doskonałą pamięcią, z czysto mechanicznym odtwarzaniem wyuczonych bezmyślnie znaków. A może Gardnerowie, pani Patterson i inni badacze - ludzie, którzy bardzo kochają zwierzęta - podświadomie naciągają wyniki? Może też uzyskane wyniki dałyby się wyjaśnić inaczej?
Być może. Kiedy w 1819 r. pewien przyjaciel psów wskazał możliwość ich użycia do pomocy niewidomym, spotkał się z zarzutem oszustwa, a co najmniej fantazjowania. Nikt nie chciał wierzyć w psie możliwości. I dopiero w sto lat później, w 1916 r., rozpoczęto tresurę psów-przewodników.
Rzeczywiście, niezmiernie trudno jest uwierzyć, że być może pozycja ludzi wśród zwierząt nie jest aż tak absolutnie wyjątkowa.
Skądinąd zawsze mnie też zastanawiało, dlaczego temat porozumiewania się ze zwierzętami dość rzadko pojawia się w literaturze SF. Najsłynniejszą bodaj książką na ten temat jest piękna baśń dla dzieci Hugha Loftinga o doktorze Dolittle, który poznał języki różnych gatunków i potrafił rozmawiać ze wszystkimi stworzeniami Ziemi. Znana jest również książka Vercorsa pt. "Zwierzęta niezwierzęta" i kilka innych.
Nie wydaje mi się fantazją myśl, iż kiedyś odnajdziemy klucz do tego, by w pełni zrozumieć, co mogłyby nam przekazać szympans, delfin albo pies. Czego się wówczas od nich dowiemy?
Maciej Iłowiecki "Z tamtej strony lustra", 1986
Maciej Iłowiecki
Czego pan chce, panie dzięciole?
(...)
Właśnie czysto naukowe doświadczenia z szympansami i gorylami dowiodły, że stworzenia te mają poczucie tożsamości (rozumieją w jakiś sposób swą jednostkową indywidualność, swoje "ja", które jest czymś odrębnym od całej reszty świata). Mają też poczucie swego trwania w czasie, mogą się cieszyć, smucić, rozpaczać, zazdrościć, tęsknić, cierpieć nie tylko z powodu odczuwania głodu, bólu czy strachu, okazywać nieuzasadnione sympatie i antypatie (coś chyba jest w starym przekonaniu, że zwierzęta "wyczuwają" ludzi dobrych, podobnie i złych), także kłamać i wreszcie... zakochiwać się "jak nastolatki". W innej swej książce *[Z tamtej strony lustra, 1986.] pisałem o goryliczce Koko, uczącej się wówczas amerykańskiego języka głuchoniemych (język migów, czyli znaków, pokazywanych palcami i dłońmi). Dziś Koko jest dorosła (ma 18 lat) i potrafi się porozumieć z ludźmi mniej więcej tak, jakby była sześcioletnim, głuchym ludzkim dzieckiem, wyuczonym języka migów. W 1988 r. Koko oświadczyła swej opiekunce, doktor Francine Patterson, że chciałaby mieć własne dziecko. Podsunięto jej pięknego, młodego goryla Michaela, ale Koko z pogardą odrzuciła jego zaloty i dała opiekunce do zrozumienia, że... wolałaby samca rodzaju ludzkiego, na przykład swego opiekuna Rona Cohna. Zaczęła też niedwuznacznie uwodzić odwiedzających ją mężczyzn (sposobem gorylim, ale wystarczająco podobnym do kobiecego). Nie mogła pojąć, kiedy tłumaczono jej, że może mieć dziecko tylko z gorylem, ponieważ sama jest gorylem - ale trzeba przyznać, że nie jest to wyjaśnienie, mogące satysfakcjonować kogoś zakochanego. A Koko zakochała się w swoim opiekunie; kiedy pojęła, że Ron jej nie chce, wpadła w czarną rozpacz. Była to rozpacz tak silna, że Koko do dziś nie chce wyjść za mąż za któregokolwiek z goryli, zapraszanych do towarzystwa. Przypuszczalnie trzeba będzie zastosować sztuczne zapłodnienie, gdyż byłoby niezwykle cennym doświadczeniem obserwowanie zachowania Koko wobec własnego dziecka. Czy goryliczka uczyłaby swe goryle dziecko języka migów? Pytanie jest uzasadnione, ponieważ Koko usiłuje uczyć migów swą lalkę (układa dłonie lalki w kształt odpowiedniego znaku). Ciekawe, że o ile lalkę traktuje jako "zastępcze gorylątko" (dziewczynki bawiące się lalkami także traktują lalki tak, jak traktowały je same ich matki), o tyle na przykład kotem opiekuje się jak "istotą niższą". Nie oznacza to, żeby lekceważyła jego potrzeby, przeciwnie jest nawet "nadopiekuńcza" - ale na przykład nigdy swego kotka nie usiłowała uczyć języka migów. Kiedy zginął jej poprzedni kot (w 1984 r.) Koko wpadła w rozpacz. Do dziś na widok jego zdjęcia Koko mówi językiem migów: "Płaczę z żalu". Na zdjęciu rozpoznaje zatem konkretnego kota, wie, iż był to jej przyjaciel, i zdolna jest długo odczuwać żal po jego stracie.
Wiele zwierząt potrafi długo odczuwać żal po stracie przyjaciół lub kogoś z własnej rodziny. Stwierdzono to ponad wszelką wątpliwość m.in. u psów, wilków, małp, niedźwiedzi, słoni i nawet u świń. Piszę "nawet", bo jakoś tak się utarło, że nikt nie chce dostrzec w świni czującej, żywej istoty - a świnie właśnie są zwierzętami nadzwyczaj inteligentnymi, mało odpornymi na stresy (czyli szczególnie wrażliwymi na cierpienia fizyczne i psychiczne - tak!) i także... czystymi. Nie chce się takich rzeczy przyjmować do wiadomości, bo mogłoby to mącić spokój - w istocie, los świni jest wyjątkowo okrutny.
Gorylica Koko miała wielkie szczęście, że znalazła się wśród dobrych ludzi. Być może jej opiekunka podświadomie "antropomorfizuje" wychowane przez siebie zwierzę. Ale co zrobić z faktami? Takim na przykład, jak ten, że Koko w czasie rozmowy tworzy nowe znaki-symbole - co oznacza, iż jej gesty nie są tylko zręcznym naśladowaniem, lecz są wyrazem pewnego poziomu świadomości, wyrazem myślenia. Określenie wielkiej, kluchowatej lalki jako "dziecko-słoń" (Koko widziała słonia w ZOO) jest rodzajem metafory. Maska - to w języku Koko "kapelusz na oczy", zapalniczka - "zapałka butelkowa" (chodzi chyba o kształt?). Koko położyła sobie kiedyś na głowie klucz i "zamigała" do opiekunki, że ma kapelusz - pomarszczona twarz gorylicy miała przy tym wyraźnie kpiącą minę, małpka "śmiała się bezgłośnie", jak to potem zapisano w "dzienniczku zachowań" (taki zapis prowadzony jest bardzo skrupulatnie dla celów naukowych). Świadczy to o swoistym (choć dziecinnym) poczuciu humoru, małpy człekokształtne są zatem zdolne także do żartów.
Muszę wyznać, że na mnie największe wrażenie wywarła jednak odpowiedź goryliczki Koko na pytanie: "dokąd idą goryle po śmierci?" - "Do wygodnej jamy na uboczu" - odpowiedziała migami Koko i doprawdy trudno w tę odpowiedź uwierzyć... *[Podaję na odpowiedzialność popularnonaukowego pisma Discover z sierpnia 1988 r. Pismo jest poważne, wydawane przez koncern New York Timesa]
Doświadczenia z Koko, a także z innymi małpami (m.in. słynnymi szympansicami Washoe i Sara) dowiodły w każdym razie, że możliwe jest porozumiewanie się ludzi z małpami w dość szerokim zakresie, zaś małpy zdolne są do wyrażania językiem symboli wielu uczuć i emocji, które dotąd przypisywano tylko ludziom. Małpy zdolne są również do myślowych operacji logicznych, takich jak stawianie pytań, zaprzeczanie, porównywanie, a także klasyfikowanie (np. dobór obrazków przedstawiających te same owoce, choć w różnym kształcie, liczbie i w różnych kolorach).
Maciej Iłowiecki "Figle naszego wieku" 1992