JULIAN TUWIM

PELASIA

 

Pelasiu moja miła. Przyjmij wierszyk w dani

Dedykuje go tobie i twej słodkiej pani

Samotwór - obie razem - jesteście całością

Pani twa mym kochaniem - ty naszą radością

Harda główka twej pani w ideałach tonie

W tobie, miła Pelasiu, chuć i żądza płonie

Nigdy nas nie pojedna pełne zrozumienie

Chociaż łączy was obie jednakie pragnienie

Panią wątpliwość dręczy, cnota nogi zwiera

Pelasia, służebnica, śni o kawalerach

Zwyczajnie jest spokojna, czyściutko umyta

Otulone czuprynką śpią zwarte usteczka

Oliwy świeżej pełna - biblijna lampeczka

Dopiero gdy głos męski o panią zapyta

I wejdzie gość proszony, Pelasia rozkwita

Przyjaznym zrozumieniem i radosną chętką

Ciesząc się po swojemu miłą pogawędką

Wystarczy, że kawaler czulej szepnie zdanie

Pelasia wnet odnajdzie swe powołanie

Czy odczuwasz niepokój? Bo mnie jakoś dziwnie

Coś we mnie przybiera. Ty sądzisz naiwnie

że on umysł twój ceni. Dla niego to bzdury

On jawnie węszy teraz zapach twej skóry

Podszepty swoje robią. Przez piersi, kolana...

Niemoc jakaś napływa, słodka i nieznana

Coś łaskocze te miejsce, skryte w fałdach ciała

Coś obrzękłe, jak pączek, namiętnością pała

Rozpulchnia pożądania zatulone wargi...

Słabną gesty obrony... cicho biegną skargi...

Gdy kawaler wciąż mocniej do siebie przygarnie

Biedny Pachoł w ukryciu przeżywa męczarnie

Pelasia, opętana zbożną żarliwością

Namaszcza się pośpiesznie na przyjęcie gościa

Uda pani wciąż zwarte, drżą chwile milczące

Aż pani wreszcie legła jak pokos na łące

Udręczona Pelasia mokra i spłakana

Gotowa wbrew swej pani rozchylić kolana

Krepują ją majteczki, których zdjąć nie zdoła

Gdy łakome jej wargi wzywają Pachoła

Strumyczek żądzy z głębi tajemnych wypływa

Ach prędzej, precz z majtkami. Skróćcie moją mękę

Dajcie tu, ku pomocy, śmiałą męską rękę

Niech pogłaszcze kudełki i rozchyli wargi

To wysłannik Pachoła - przyjmie go bez skargi...

...Niech miły paluszek

Sięgnie tu, do mej norki, do pani pod brzuszek

Otulę go swym ciałem, namaszczę, wykąpię

Za miłe odwiedziny pieszczot nie poskąpię

Chciwe palce sięgają głębiej pod staniczek

Polując na przedziwny a czuły guziczek

Co podobny w kolorze różowej stokroci

Ozdabia pierś kobiecą jak cenny klejnocik...

Spódniczka podkasana, widać biały brzuszek

Uważnie pod czuprynką gdzieś błądzi paluszek

Ciało pani jak kiepsko napięta cięciwa

Drga pod ręki pieszczotą i biodra podrywa

Na szczęście nie wystarczą miłosne zadatki

Więc pani lekko dźwignie bielutkie pośladki

Następnie zaś, podgiąwszy okrągłe kolana

Pozwoli zdjąć majteczki - do reszty oddana..

Moment cudownych objawień. Z tajemnego cienia

Wykwita utęsknione źródło ukojenia

Oczy chłoną z rozkoszą ciała kształt prześliczny

I symbol kobiecości - trójkącik magiczny

Twarz się nad nim pochyla, włosów dotkną skronie

Pani głowę wybrańca ujęła w swe dłonie

I chce usta mu podać, uległa i dobra

Lecz on teraz całuje dół brzuszka i biodra....

Chwila to wielkiej wagi - bo równa oddaniu

Decyduje częstokroć o całym kochaniu

Lecz gdy prośba rozkoszą zmysły rozkolebie

To w pieszczocie jesteśmy stworzeni dla siebie

Obawa rewanżu niech panią nie płoszy

Bo gdy sama w igraszce tej zazna rozkoszy

Zrozumie, że pieszczota to istotnie godna

I że czarę rozkoszy wypić warto do dna

Mrok otulił twarz męską śród ciała miękkości

Język dziwnie myszkuje w rogu obfitości

Aż znajdzie punkt najczulszy, łechtaniem go dręczy

Ciało w łuk się wypina, pani słodko jęczy

Ręce pani pozornie odchylają głowę

Kierują kawalera uważnie, gotowe

Czuwać nad tym by język nie zbłądził z pagórka

Gdzie najbardziej chutliwa jest Pelasi skórka

Język w takiej potrzebie jest dziwnie przydatny

Lubieżny jęk kanapy i przedziwne cuda

Pośród gładkich nóg pani owłosione uda

Zawibruje Pelasia - mokrzuteńka cała

A przed nią prężnie sterczy maczuga zuchwała

Pani zdobycz mnie w ręku, całuje Pachoła

Próbuje sprężystości, czułym głosem woła

Oboje pokonani jak dziewczynka pusta

Gdy cukierka ma w łapce, pcha go zaraz w usta

Tak czyni dobra pani, każąc zamknąć oczy

Gdy Pachoła raz pierwszy w usteczka zamoczy

Językiem i zębami dręczy go z umiarem

Łaskocząc wędzidełko z naiwności czarem

Pomysłów jej przybywa po niedługiej chwilce

Wargi po nim przesuwa jak po harmonijce

Śmiało topi go w ustach i wraża głęboko

Aż zazdrosnej Pelasi z zazdrością błyska oko

Uważać również musi by Pachoła w biegu

Pohamować, gdy sięga zbyt daleko brzegu

Nawet trochę jej przykro, że buzia nie zdoła

Wpuścić w głąb - jak Pelasia - jucznego Pachoła

Prastary to rytuał - stary Egipt ożył

Kawaler na ołtarzu ciało swe rozłożył

A na biodrach ofiary w swej białości święta

Siedzi naga kapłanka, mrużąc swe oczęta

Czaruje go bezwstydem. Uda rozchylone

Nad nimi brzuszek, piersi, liczko spłonione

A dołem dwa futerka - jak jedno bez mała

Okrywają przedziwne tajemnica ciała

Królują jednak piersi. Dwie kuliste chmurki

Ozdobione w różowiutkie, nabrzmiałe pagórki

Radując kawalera miękkością rysunku

Aż proszą się pieszczoty albo pocałunku

Jęk zachwytu, ruch bioder nagle się zacina

Pani gnie się w rozkoszy, coś szeptać zaczyna

Pelasia jak tulipan rozchylona cała

Wdarł się Pachoł w sekrety kobiecego ciała

A teraz kierunek pani ruchom nada

Unosi się jak w strzemionach, łagodnie przysiada

Pachoł szaleć zaczyna w Pelasinej toni

To nurkuje, to lśniący z głębi się wyłoni

Chlupoce coś w Pelasi, pani słodko jęczy

Szukając kawalera w białych nóg obręczy

Chwila to wspaniała, sercu najgorętsza

Bryzgnął strumień z Pachoła do Pelasi wnętrza

Dokonana ofiara na zmysłów ołtarzu

Lecz pani jeszcze błądzi w upojeń mirażu

Jej orgazm gaśnie wolniej, kawaler to czuje

Więc tuli ją w ramiona, tkliwie całuje.