Polityka - 2009-04-04

 

Marcin Kołodziejczyk

Pigułki

 

 

W każdym większym mieście Polski są hotele pielęgniarskie. Zastępy kobiet idą stąd do pracy ratować cudze życie. Własne życie pielęgniarek wraca do nich po pracy w żeńskich koszarach.

 

Marzena i Regina w 2007 r. Przed dyżurem, o godzinie przed piątą rano, kłócą się o łazienkę, chociaż było ustalone, która korzysta pierwsza. Jest to nie do wytrzymania: Marzena (wtedy 29 lat) stoi nad zlewem, naciąga palcami skórę twarzy (wygląda się przy tym głupio), gdy nagle wchodzi zaspana Regina (wtedy 42 lata) i siada na klozet. Halo? Przepraszam? - pyta Marzena.

Regina miała ciężkie życie. To o niej na drzwiach hotelowej windy ostatni mężczyzna (technolog) wydrapał kluczem w olejnej farbie "Regina is dead forever". Regina drze się, aż inne dziewczyny drą się, że potrzebują spokoju. Proszę bardzo. Korzystaj. Nie zależy mi - Marzena owija się ręcznikiem. I wydaje jej się, że Regina płacze, ale może to woda z kranu.

Marzena w 2000 r. Na starcie w hotelu nie trzeba mieć żadnych znajomości. Szukasz pracy, jedziesz do Warszawy (Rzeszowa, Katowic), pokazujesz papiery pielęgniarskie i zawsze są wolne pokoje. Mieszkania są dwu-, trzy- i czteroosobowe. Trafiasz na zupełnie przypadkowe koleżanki (różny wiek, różne podejście). A potem na przykład były sytuacje, że koleżanki się nie dogadywały i w tym samym pokoju jedna słuchała radia, a druga oglądała telewizję.

Marzena (wtedy 22 lata) przyjeżdża do hotelu z południa Polski. W dziewięciometrowym pokoju ma stolik, krzesło, szafkę, półkę i tapczan. Koleżanka z pokoju obok jest na urlopie, nie zakluczyła drzwi, być może sama także okaże się osobą otwartą. Ze wsi od Marzeny wiele dziewczyn idzie pracować do służby zdrowia (ciekawi ludzie) i jedzie do miast (szersze horyzonty). W mieście wzrasta szansa zapoznania kogoś sensownego na całe życie. Miasto ze wszystkimi swymi obietnicami przetacza się za oknem pokoju Marzeny.

Kaśka w 2009 r. W korytarzu hotelowym słychać obcasy Kaśki (33 lata). Schodzi z dyżuru zmęczona ludzką głupotą. Idzie pomóc córce przy lekcjach. Niesie słoik z kolacją z bufetu. Pacjent S. (zator) ma pretensję o pocerowaną pościel, która uwłacza jego godności (modne słowa wśród pacjentów). S., mimo zakazu forsowania, wlecze się oparty o ścianę do kierownictwa szpitala poskarżyć na łaty i cery. Pacjentka Z. (starość) płacze, że siostra Kasia zła, głos ma zmieniony. Nie jestem pani siostrą, pracuję tu tylko - mówi Kaśka i natychmiast jej żal, bo Z. wlepia wzrok w ścianę.

Kierownictwo pyta, czemu Kaśka nie zmienia pościeli pacjentowi S. (Co mi pani będzie tu dyskutować!). Na Kaśkę w państwowym szpitalu przypada trzydziestu pacjentów. Trzydziestu zbolałych, samotnych ludzi. Kaśka nie tyle schodzi z dyżuru, co ucieka.

W hotelu słychać, jak Kaśka odrabia lekcje z córką. Ty jesteś jakaś nienormalna! - krzyczy. To się musi skończyć wreszcie, te twoje zakochania, amory jakieś! Gówniaro! Co żeś tu napisała? Masz głowę? Na początku odrabiania cienki głosik dzielnie rezonuje. Ale Kaśka zwycięża przez zakrzyczenie. O godzinie w pół do rozpoczynają się seriale na programie drugim i już dziewczyny w hotelu drą się, prosząc o uwagę.

Marzena z koleżanką w 2006 r. Letnim wieczorem Piotrek (inżynier, wtedy późno po trzydziestce) z kolegą z pracy spotykają na mieście Marzenę (wtedy 28 lat) z koleżanką. Po drodze do domu wstępują na piwo do pubu country, inżynierowie za nimi. One szepcą, oni krążą, one tańczą, oni tupią pod stołem. Country jest dla wieśniaków według mnie, więc się zastanawialiśmy, czyby nie wyjść - mówi teraz Piotrek. Ale wtedy one już na nich popatrują, więc oni udają, że nic nie widzą. Potem one nie patrzą, więc oni owszem. One udają, że sobie idą, to oni pytają, czy można się przysiąść.

Piotrek z kolegą są samotni. Polują. Przyzwyczajeni są raczej do męskich dziewczyn, które rano, po intensywnej znajomości, zbierają z podłogi swoje rzeczy i znikają. W miastach równouprawnienie zatarło granicę między myśliwym i zwierzyną. A te dwie czynią jakieś dziewiętnastowieczne supozycje (nie powinieneś nieść mojej torby jako mężczyzna?). Mężczyźni niosą. Eskortują panie do domu, choć obietnica czułości w zamian jest wątła. Czemu jesteście takie pasywne w kontaktach z mężczyznami? - pyta Piotrek. Bo my nie pochodzimy z grona miejskiego, uważamy, że to kobieta ma być zdobywana - mówi Marzena.

Dziewczyny nie pozwalają się odprowadzać pod hotel. Hotel wygląda przez okna, judasze w długich, pustych korytarzach. Szepce, obgaduje, podśmiewa się. Nie lubi, gdy któraś wyrwie się ze wspólnej samotności. Więc Marzena i koleżanka każą się zostawić gdzieś na osiedlu, dają telefony. Jesteśmy służby mundurowe - mówią ze śmiechem. Policjantki - przypuszcza kolega Piotrka. Ale Piotrek zna tę dzielnicę. Piguły - mówi. Tam za rogiem jest hotel dla piguł.

Maria w 2006 r. Maria (wtedy 34 lata) pracuje na trzy etaty i właściwie nie ma jej w hotelu. Normalnie pielęgniarka szpitalna ma dwunastogodzinny dyżur, a następną dobę wolną. Może wtedy spać, sprzątać w pokoju, oglądać telewizję, gadać z koleżankami (myśleć za dużo). Nie tak dawno koleżanka powiesiła się pod prysznicem. I właśnie żeby nie użalać się nad sobą w wolnym czasie, Maria bierze ekstra zlecenia. Popłatne jest zwłaszcza asystowanie przy przeszczepach. Dziewczyny kupują potem kawalerki na kredyt. Żeby mieć jakiś skrawek dla siebie - mówi Maria. Najtańsze do życia są przedmieścia. I jak się wpadnie w ten kierat, to już nie masz wyhamowania. Wpada ci coś nowego, wiadomo - pieniądze. Bierzesz to, bo kredyt.

Po kilku tygodniach na swoim Maria odkrywa, że żyje w pracy i w autobusie. Wraca z roboty po 72 godzinach, żeby się wyspać, i znowu do pracy na 72. Jedzie do domu (pusto, daleko, zimno). Daje ogłoszenie, że wynajmie komuś to swoje mieszkanko. Wraca mieszkać do hotelu. Jedzie do rodziców na wieś. Miło jest pierwszego dnia, potem się zaczyna: mama załamuje ręce, czy jej Marysia już zawsze będzie sama (bez męża i dziecka)? Ojciec milczy. Kiedy Maria wyjeżdża ze wsi do hotelu, mówi: Jadę do domu. Matka nie chce, żeby się rozstawały na smutno. Pakuje wałówkę dla córki. Ale musi powiedzieć swoje: tu jest dom.

Regina w 2000 r. Kiedy Regina (wtedy 35 lat) wraca z urlopu (żniwa z rodzicami), serdecznie wita Marzenę (wtedy 22 lata). Skacze do sklepu po czerwone wytrawne i ciastka pieguski. Regina jest pięknie opalona, obyta z hotelem i pracą (imponuje). Pracuje w niepaństwowej, luksusowej przychodni. Oprócz tego ma prywatnych pacjentów domowych. Wyjaśnia Marzenie, gdzie się po co skacze: spożywczy, bilet miesięczny, higiena kuchenna i łazienkowa. W tej sytuacji drzwi do pokoju nie będziemy zamykać na klucz - mówi Regina z zaufaniem do Marzeny. Jakbyś chciała jakąś książkę ode mnie, to się nie krępuj.

Regina poucza, że na ubaw najlepiej chodzić do country pubu (najbliżej hotelu). Jeśli wpadnie ekstra kasa, można też jechać do centrum. Ale tam jest trzy razy drożej - mówi. Piwo trzy razy droższe, za to facetów więcej i bardziej wyluzowani. Do domu się wraca taksówką (druga taryfa nocna). Wychodzi 200, 300 ciężko zarobionych złotych wyrzuconych w błoto w jeden wieczór. I przenigdy nie wolno chodzić na podryw w większej grupie osób - mówi Regina. Faceci źle odbierają, jak wchodzi do pubu na przykład osiem kobiet. Dwie, trzy jest akurat. I - dodaje starsza koleżanka - jeżeli faceta dobrze nie znasz, nie gadaj od razu, że jesteś pielęgniarką. Oni boją się pielęgniarek. Mów, że jesteś służby mundurowe. Będzie tajemniczo.

Regina była już raz mężata, u siebie, na wschodzie kraju, ale nie lubi o tym mówić. Wieczorami przychodzi do niej sympatia Darek (wtedy 44 lata, kucharz). Jest przez dziewczyny z hotelu lubiany. Gdy gotuje dla Reginy, zawsze zrobi więcej i zaprosi koleżanki z hotelu. Potem Regina zamknie się z Darkiem u siebie. U Marzeny, udając rozmowę, dziewczyny będą podawać sobie szklankę, przystawiać ją do ściany i nasłuchiwać odgłosów szczęścia.

Kaśka w 2009 r. Córka śpi, Kaśka idzie na korytarz zapalić. Gdy mała się rodziła (2001 r.), wszystkie dziewczyny z hotelu trzymały Kaśki stronę. Ten jej (bez zawodu) na wieść najpierw się upił. Potem zniknął w mieście. Zmienił komórkę. Gdy wrócił w końcu z kwiatami, dziewczyny z hotelu go Kaśce odradzały. Mówiły, że nie wiadomo, skąd ma kasę. Łysy ma łeb, chodzi w łańcuchu. Będzie mu Kasia paczki nosić do zakładu karnego. Ten jej (w 2001 r. 26 lat) jest honorowy. Bukiet uwiązał u klamki zamkniętych drzwi i przepadł.

Kaśce się z początku wydaje, że dzieci w hotelu pielęgniarskim będą jakby wspólne. Każda pigułka się chętnie zaopiekuje podczas dyżuru matki (nakarmi, przytuli). Nic podobnego się nie wydarza. Hotelowe dzieci jeżdżą korytarzami na rolkach. Biegają po piętrach. Przeganiane, bo są za głośne. Dzieci są samotne, choć jeszcze nie znają tego słowa. Matki z hotelu mówią o bezdzietnych koleżankach ze złośliwością: te panienki. Panienki mówią o samotnych matkach brzydko.

Na korytarzu, na półeczce, jest ogólnodostępny telefon. Wokół niego zbierają się palaczki. Przychodzą w szlafrokach i dresach, mówią wyłącznie na tematy szpitalne. Przynoszą herbatę z kuchni. Telefon nie dzwoni. Trzaskają drzwi. Wszystkie drzwi są wypaczone przy górnej i dolnej futrynie. Dziewczyny mówią, jak bardzo są zmęczone. Jak im się nie chce nigdzie iść (pub, dyskoteka, kawiarnia). Pod ścianami stoją szafy wyrzucone z pokojów, bo zajmują miejsce ludziom. Dziewczyny popatrują na ekrany komórek.

Marzena w 2006 r. Piotr (inżynier, po trzydziestce) nie dzwoni. Marzena (wtedy 28 lat) się waha, czy w ogóle warto się umawiać, jeśli zadzwoni. Piotr jest z miasta, zaradny, z własnym mieszkaniem (spłaconym). Albo tylko tak mówi. Regina aktualnie chodzi z Markiem (45 lat, rozwodnik). O Marii korytarz szepce, że związała się z doktorem M. (42 lata, anestezjolog, żonaty). Korytarz mówi, że to stąd tyle nocnych dyżurów u Marii. Kaśka (wtedy 30 lat) zapoznaje Patryka (25 lat, informatyk), który akceptuje jej córkę. Ale Patryk, mówią dziewczyny, jest jakiś autystyczny. Mówi mało, uśmiecha się za dużo - nie wiadomo, czy jest całkiem normalny. Ponadto jest gówniarzem. Kasia trzyma go w odwodzie i na dystans. Piotr nie dzwoni do Marzeny, choć tamtego wieczora zapisywał numer długopisem na dłoni.

Atmosfera się napina. Na windach są nowe napisy: kocham Renię, Ala Hui, chcesz druta? (numer telefonu). To opinie otaczającego hotel miasta, które wpada w odwiedziny (kochać, zrywać, zaręczać się). Na parterze działa fryzjer i siłownia. W sali konferencyjnej rozkłada się komiwojażer z kosmetykami. Dziewczyny wracają z dyżurów zmęczone, nie mają na to wszystko czasu. Korytarz napełnia się zapachem gotowania i szumem wody. Hotel to jest damskie zagłębie, do wyboru do koloru - mówi Marek (rozwodnik). Ale trzeba mieć kod dostępu, bo to bogactwo siedzi pochowane w pokojach, nie pójdzie na imprezę, gdzie byś sobie mógł normalnie powybierać.

Korytarz podaje, że dwie dziewczyny z dolnych pięter się kochają. Koleżanka wraca na wieś, bo się żeni (pożegnalne wino). Piotr nie dzwoni do Marzeny. Koleżance rodzice kupują mieszkanie blisko hotelu. Spotkana na mieście mówi, że bardzo miło hotel wspomina, ale to jednak tylko hotel był (nie dom). No, i zaczyna się Marzenie lekka panika. Wracasz z pracy, wychodzisz do pubu raz, drugi, trzeci, chcesz fajną osobę poznać i nikt na twojej drodze nie staje - mówi Marzena. Wydaje ci się, że jesteś fajną dziewczyną, masz pracę jedną, drugą, trzecią, studiujesz, ale wracasz do tego hotelu i jest non stop to samo. Te same twarze ciągle, te same rozmowy.

Marzena zwierza się Reginie. Siostrzyczko - mówi do niej. Regina przytula Marzenę. Kilka dni później Piotr jednak dzwoni do Marzeny umówić się.

Maria w 2009 r. Sprząta pokój. Czwarty raz w tym tygodniu. Maria (37 lat) dobrze się prezentuje nawet w chustce na głowie. Blond kosmyki się wymykają na boki (ładny nieład). Dziewczyny z piętra to widzą i współczują przy półce z telefonem. Taka ładna Marysia i też nic. Ona czyści nawet fugi między kafelkami i spoiny klepek podłogi. Segreguje ciuchy i pyta, czyby dziewczyny czegoś sobie nie wybrały. Mają honor, nie wybierają. Maria znosi wór z ciuchami pod zsyp (wór zaraz znika). Myje okna. Kładzie dywan z Ikei. Nową deskę na sedes, fikuśną. Gdy 12 lat temu zamieszkałam w hotelu, dziewczyny pokazały mi stare pielęgniary, nasze sąsiadki - mówi Maria. Zapadły mi w głowę jak memento. Myślałam: jestem młoda, ale to może być także moja historia.

Najstarsze lokatorki hotelu zbliżają się do pięćdziesiątki. Któregoś dnia odchodzą, często bez pożegnania. Czasem spotyka się je na mieście i mówią, że są na swoim. Jeśli się ich nie spotyka, znaczy, że wróciły do wsi i miasteczek. Do pustych domów po rodzicach. Kiedy do hotelu wprowadzają się nowe osoby, portier pokazuje pokój Marii jako wzorzec. Maria trzepie wycieraczkę. Pucuje framugę. Zamyka drzwi na klucz i znika w tej sterylności (sama).

Kaśka w 2009 r. Maluje się przed lusterkiem. W pokoju ma tylko umywalkę. Za ceratową zasłonką córka leży na tapczanie, ogląda telewizję. Z hotelowego korytarza dochodzi gwar, śmiechy dziewczyn i stukot obcasów. Kaśka (33 lata) spryskuje pasemka lakierem. Siada na stołku, wciąga kozaki na szpilce. Zapina łańcuszek. Poprawia dekolt (serduszko wytatuowane na obojczyku). Mamusiu, znowu? - woła córka zza ceraty. Znowu, śpij - odburkuje Kaśka. Nie będę długo - mówi już cieplejszym głosem.

Idzie korytarzem do wyjścia, wygląda wystrzałowo. Pacjent S. (zator) zmarł, łóżko po nim prześcielała. Sama się dziwiła, jak bardzo jej to nie rusza (stwardniałam). Postanowiła zimno wykonywać obowiązki. Od-do. Ruchy robota. Przewinie. Poprawi poduszkę. Poda basen. Wszystko dokładnie w zakresie, za jaki ma płacone. Nic więcej. Znowu gdzieś idziesz? - pyta dziewczyna koło telefonu. Też byś poszła, Matko Tereso! - rzuca Kaśka złośliwie.

Wszystkie lokale na rynku mają zagraniczne nazwy. Habana, Gitana, Sphinx, Costa, Mistral, pizzeria Vesuvio. Chłopaki są dżolasami z tlenioną grzywką, w bluzach we wzorek. Bywają poważnymi panami (inżynierowie, wicedyrektorzy). Albo tylko tak mówią. W tygodniu lokale zamykają się za wcześnie. W hotelu ustawia się kolejka dziewczyn w ręcznikach do kabin prysznicowych.

Marzena i Regina w 2009 r. Dzień dobry, Reginko - mówi Piotr (inżynier), gdy pierwszy raz przychodzi z wizytą do hotelu, do Marzeny. Przynosi kwiaty i zestaw ciastek. Regina dziamga pod nosem. Regina (44 lata) źle wygląda. Marzena (31 lat) ciągnie Piotra do pokoju, zamyka drzwi. Czy Regina ma zapalenie spojówek bez przerwy, czy tak dużo płacze? - pyta Piotr.

Regina milknie na długo przed odejściem ostatniego mężczyzny (technologa). Któregoś dnia nie ma ochoty z Marzeną rozmawiać. Potem wpada do Marzeny pokoju i mówi, że Marzena ją osacza, wszędzie jej za dużo, aż nie można oddychać. Marzena chce wiedzieć, co się stało. Ale Regina sama nie wie.

Hotel pielęgniarski to jest miejsce pełne zawiści, przelotowe, bez poczucia ciepła - mówi Piotr. Panują stereotypy rodem z prowincji, na przykład, że jak nie wyjdziesz za mąż i nie urodzisz dziecka, to jesteś dziwna.

Marzena siedzi w swoim pokoju na tapczanie, oparta o ścianę. Za ścianą brzęczy maszyneria windy. W szybie przeciąg, od tego ściana robi się zimna. Piotr podkłada Marzenie pod plecy poduszkę, bo boi się o swoją małą córeczkę w brzuchu Marzeny. Po ślubie Marzena zamieszka u Piotra. I tego właśnie Regina nie może wybaczyć Marzenie najbardziej.

 

Marcin Kołodziejczyk

Historie, z których składa się tekst, zostały opowiedziane przez pielęgniarki z hoteli pielęgniarskich Warszawy, Katowic, Rzeszowa i Dąbrowy Tarnowskiej. Wszystkie rozmówczynie prosiły o anonimowość.

 

PS. MARZENA WYSZŁA ZA PIOTRA, ICH CÓRKA DOBRZE SIĘ CHOWA. REGINA NADAL MIESZKA W HOTELU. WIELE DZIEWCZYN OBRAZIŁO SIĘ NA AUTORA ZA TEN TEKST. DZWONIŁY Z PRETENSJAMI, ŻE KOLEŻANKI JE ROZPOZNAŁY I ROBIĄ PRZYKROŚCI.