Przegląd - 46/2010



Krzysztof Kęciek

Krwawe ofiary w deszczu

 

Kulturę peruwiańskich Indian Moche zniszczyły potężne zaburzenia klimatu

 

Archeolodzy pracujący w kompleksie piramidy Huaca Colorada w dolinie peruwiańskiej rzeki Jequetepeque dokonali spektakularnego odkrycia. Odsłonili platformę piramidy wzniesionej z cegły mułowej. Znaleźli tam fragmenty poćwiartowanych ciał oraz osmalone ogniem szkielety pięciu młodych kobiet z pętlami na szyjach. Dziewczyny złożono bogom na ofiarę przed 14 wiekami.

Huaca Colorada to dzieło Indian kultury Moche, zwanej też Mochica, kwitnącej w północnym Peru mniej więcej od 100 do 650 r. n.e., której ostatnie enklawy przetrwały 150 lat dłużej. Prace wykopaliskowe prowadzi tu od sierpnia 2009 r. zespół naukowców, na którego czele stoją Edward Swenson z University of Toronto oraz John Warner z University of Kentucky. Badacze ustalili, że podstawa Huaca Colorada ma wymiary 390 na 140 m. Wzniesiona na zboczu piramida oglądana z północy wydaje się niemal płaska. Jednak widziana z południa sprawia imponujące wrażenie - w najwyższym punkcie ma siedem kondygnacji. "Indianie Moche umiejętnie wykorzystywali topografię, aby nadać budowlom monumentalną strukturę", tłumaczy prof. Warner.

Archeolodzy byli zdumieni, ponieważ kompleks Huaca Colorada okazał się absolutnie nietypowy dla cywilizacji Mochica. Zazwyczaj huacas (piramidy, dosłownie miejsca święte) służyły do ceremonii religijnych, a także jako miejsca kultu zmarłych. Na piramidzie w dolinie Jequetepeque składano też ofiary z ludzi. Huaca Colorada była jednak również ośrodkiem hutnictwa miedzi. W dolnej części budowli odsłonięto otwory, w których wytapiano ten metal. Odkryto tam ponadto noże, łyżki i inne narzędzia miedziane. Powyżej, na 19 platformach z cegły adobe (suszonej na słońcu), mieszkali ludzie. Nie wiadomo, czy sami trudnili się obróbką metalu, czy nadzorowali tylko pracę hutników z niższych warstw społecznych. Trudno wyobrazić sobie, dlaczego zdecydowali się żyć w takich warunkach - platformy znajdujące się nad piecami z pewnością często zasnute były gęstym dymem.

Ale Indianie z piramidy potrafili cieszyć się życiem, urządzali obfite uczty. Na platformach mieszkalnych odkryto wielkie stągwie na wodę i piwo, resztki upieczonych lam i świnek morskich, liście czerwonego pieprzu oraz koki. Można sobie wyobrazić, że ludzie z piramidy biesiadowali, aby uczcić udany wytop metalu. A może urządzali święta po złożeniu ofiar z ludzi? W każdym razie odkrycie hutniczej Huaca Colorada świadczy o zaawansowaniu, bogactwie i zróżnicowaniu kultury Moche.

Ta tajemnicza cywilizacja rozwinęła się na północnym wybrzeżu Peru, w dolinach rzek Lambayeque, Jequetepeque, Chicama, Moche, Virú, Chao, Santa i Nepeźa. Indianie Mochica nie tworzyli jedności politycznej, łączyły ich religia, język, sztuka i obyczaje. Na małych, jednoosobowych łodziach zwanych balsas, sporządzonych z drzew totora, śmiało wyprawiali się w morze na połów ryb i małży oraz polowali na foki. Byli mistrzami obróbki złota i miedzi, sporządzali misterną biżuterię zdobioną turkusami. Ale podstawą gospodarki było rolnictwo. W tym regionie Ameryki Południowej deszcze padają bardzo rzadko, toteż Moche stworzyli skomplikowany system sztucznego nawadniania, który umożliwił intensywną uprawę roli oraz przyczynił się do wzrostu liczby ludności. W czasach kultury Moche doliny wymienionych rzek zamieszkiwały z pewnością liczniejsze społeczności niż obecnie. Woda rzeczna płynęła na pola kanałami i akweduktami, z których część do dziś jest używana, tak jak kanał La Cumbre, mający 113 km długości i łączący źródła rzeki Chicama z okolicami jej ujścia. Akwedukt Ascope w dolinie Chicama to triumf sztuki inżynieryjnej prekolumbijskiego Peru. Ma 1400 m długości i 15 m wysokości, zbudowano go z 785 tys. m sześc. ziemi.

Mieszkańcy dolin dobrze rozumieli, że tylko woda umożliwia im przetrwanie. Znalazło to wyraz w religii i w budzących często grozę obyczajach. Indianie ci najwidoczniej wierzyli, że łaskę bóstw, zsyłających rzeczną wodę i deszcz, można zapewnić dzięki krwi i spermie.

Królowie kapłani stojący na czele poszczególnych społeczności cieszyli się ogromnym autorytetem, ponieważ wierzono, że tylko odprawiane przez nich okrutne ceremonie zapewnią łaskę bóstw, obfitość wody i dobre zbiory.

Cywilizacja Moche nie znała pisma, pozostały po niej jednak niezliczone malowidła na murach oraz bogato zdobione naczynia. Dzbany i wąskie butelki miały barwę białą i żółtą. Na jasnym tle sporządzano czarne lub brązowe rysunki, zaznaczane wyrazistymi konturami. Jednym z ulubionych motywów artystów był Dekapitator, czyli Ścinający Głowy (Ai Apaec Ayapec), często przedstawiany jako pająk, niekiedy jako stworzenie ze skrzydłami lub ośmiornica czy potwór morski. Na niektórych wizerunkach Dekapitator ściska w jednym ramieniu nóż, w drugim trzyma za włosy ściętą głowę. Na makabrycznych malowidłach można spostrzec bezbronnych jeńców, którym oczy wydziobują ptaki lub wydłubują je zwycięzcy wojownicy. Jak wynika z tej ikonografii, pod piramidami odbywały się przerażające ceremonie, podczas których kapłani w rytualnych szatach gwałcili jeńców analnie i oralnie. Na rysunkach widać, że z naturalnych otworów w ciałach ofiar obficie spływają płyny - symbol klęski i upokorzenia. Jak wynika z malowideł, jeńcy byli torturowani, w końcu podcinano im gardła. Prawdopodobnie kapłani i arystokraci pili krew ofiar i spożywali ich ciała. Potem zdzierano mięso z kości, a szkielety wieszano na ścianach piramid.

Naukowcy długo nie wierzyli w te okropieństwa. Przypuszczali, że to tylko ikonografia, za pomocą której królowie i arystokraci próbowali utrzymać w posłuszeństwie poddanych i zastraszać wrogów. Niemniej jednak odkrycia archeologiczne wykazały, że huacas spływały krwią.

Misja, którą kierowali dr Santiago Uceda z Trujillo, Steve Bourget z University of Texas i John Verano z Tulane University, odsłoniła w pobliżu piramid w Moche plac przeznaczony do sakralnych obrzędów, gdzie pogrzebano w błocie szczątki ponad 70 osób oraz prawie tyle samo ceramicznych figurek przedstawiających jeńców. Zidentyfikowano dwie warstwy szkieletów, pierwsza z lat 150-200, druga z około 500 r. Szkielety należały do młodych mężczyzn, z pewnością wojowników, o czym świadczą zaleczone rany na żebrach, obojczykach i kościach ramieniowych. Jeńców zabito, podcinając im gardła, na co wskazują cięcia na kręgach szyjnych. Niektóre szkielety obdarto z mięsa, prawdopodobnie, aby powiesić je na ścianach piramidy w charakterze trofeów.

Ikonografia dowodzi, że wojownicy z różnych społeczności Moche, w takich samych strojach, z podobnym uzbrojeniem, toczyli ze sobą rytualne bitwy, których celem było zdobycie jeńców na ofiary dla bogów. Pojmanych prawdopodobnie torturowano przez kilka tygodni - upuszczano im krew, którą kapłani zbierali do czarek i wypijali. W końcu osłabionych jeńców wprowadzano po rampach na platformy piramid, gdzie ich los się dopełniał.

Wiele szkieletów zostało pogrzebanych w głębokim błocie, czyli ofiary składano podczas ulewnych deszczów, jak wspomniano, niezwykle rzadkich w tych regionach Peru. Być może Indianie Moche odprawiali krwawe ceremonie w odpowiedzi na niezwykłe zjawiska pogodowe, których natury nie rozumieli. Jak inne społeczności pustynne, próbowali wywołać deszcz lub świętowali życiodajne ulewy. Usiłowali uczynić nieprzewidywalny świat bardziej przewidywalnym.

Surowe środowisko naturalne doprowadziło do ukształtowania się okrutnej cywilizacji. Ale przelana krew jeńców nie ocaliła budowniczych kanałów. Wszystko wskazuje na to, że do zagłady kultury Moche doprowadziły potężne i niszczycielskie anomalie pogodowe.

Dr Lonnie Thompson z Ohio State University przebadała historię klimatu, zapisaną w lodowcach andyjskich. Okazało się, że susza w górach odpowiada bardzo wilgotnej pogodzie na wybrzeżu, spowodowanej przez El Niźo (masy ogrzewających powietrze ciepłych wód u wybrzeży Pacyfiku). Innymi słowy susza w Andach oznacza katastrofalne ulewy na wybrzeżu. Z analiz lodowców wynika, że mniej więcej w latach 560-650, kiedy doszło do załamania się kultury Moche, w górach przez 30 lat panowała posucha, po której przyszły obfite opady deszczu i śniegu.

Prawdopodobnie w tym samym czasie nad oceanem panował mega-El Niźo, trwający trzy dekady, po którym nadeszło 30 lat rzęsistych deszczów. Taka 60-letnia katastrofa prawdopodobnie zabiłaby nawet współczesną cywilizację. Indianie Moche z prymitywną gospodarką, bez maszyn i prądu byli skazani na zagładę.

Piramidy zniszczyła deszczowa erozja. Nieustanne ulewy w Huancaco zmusiły ludzi do przerwania budowy nowej huaca, robotnicy porzucili narzędzia i uciekli. A potem nadeszła potworna susza. Ogromne piaskowe wydmy pogrzebały wiele osiedli.

Trudnym do pojęcia cudem niektóre społeczności Moche ocalały z wszystkich kataklizmów. Ale Indianie nie budowali już piramid, lecz fortyfikacje. Nie ma archeologicznych śladów obcego najazdu, mieszkańcy dolin walczyli ze sobą. Tym razem nie były to rytualne walki o zdobycie jeńców, lecz bezlitosna wojna o dostęp do coraz bardziej kurczących się zasobów. Królowie kapłani, których obrzędy nie potrafiły odwrócić potopów i suszy, utracili władzę. Zapanowała krwawa anarchia, toczyła się walka o przetrwanie. Ludzie Moche, którzy przetrwali klęski naturalne, bronią wyniszczyli się nawzajem. Niewykluczone, że jeśli dojdzie do długotrwałych i potężnych zaburzeń klimatycznych, naszą cywilizację czeka podobny los.