Nowoje Wremia - 15.04.2002
"Protokoły mędrców Syjonu", to najbardziej udane fałszerstwo w
historii świata. Właśnie obchodzi swoje stulecie i bez wątpienia będzie
jeszcze żyło długo.
WALERIJ KADŻAJA
Książka z piekła
Sto lat temu w Rosji ukazał się utwór, który stał się w swoim rodzaju książką
wieku. Broszurka za parę kopiejek, niczym tyleż warta świeczka, wznieciła płomień,
od którego zajęła się cała Europa. Nosiła tytuł "Protokoły mędrców
Syjonu". Dziś zna ją cały świat. Dla antysemitów jest podstawowym
dowodem na ogólnoświatowy spisek Żydów. Dziś wiadomo, "Protokoły"
zostały napisane (czy raczej sfabrykowane) jeszcze u schyłku XIX wieku, jednakże
pierwsza publiczna wzmianka o nich pochodzi z kwietnia 1902 roku, kiedy to w
petersburskim konserwatywnym piśmie "Nowoje Wremia" ukazał się
artykuł znanego publicysty Michaiła Mienszykowa pod tytułem "Spiski
przeciwko ludzkości".
Paliwo Hitlera
Wkrótce broszura ta pobiła wszystkie rekordy popularności, zalewając Europę
i Amerykę. Wielokrotnie przekroczyły nakłady wszystkich innych najbardziej
poczytnych książek XX wieku, astronomiczne liczby wydanych egzemplarzy osiągnęła
też towarzysząca "Protokołom" literatura. Najbardziej zaś zdumiewa
to, że "Protokoły" przeżywają renesans w naszych czasach.
Znalazłszy się na jakiś czas w więzieniu po tak zwanym piwnym puczu -
operetkowej próbie zamachu stanu w Monachium w listopadzie 1923 r. - Adolf
Hitler zaczął w swojej zacisznej celi, przypominającej raczej hotelowy pokój,
dyktować stenografistce swoje "myśli i opinie". Opracowane potem
przez wytrawnych redaktorów tyrady Fuhrera zyskały sobie rozgłos jako "Mein
Kampf".
Źródłem natchnienia Hitlera były "Protokoły mędrców Syjonu".
Znaczna część "Mein Kampf" to nic innego jak wolny przekład
"Protokołów" lub komentarz do nich - na temat tego, jak Żydzi dążą
do panowania nad światem i w jaki sposób należy ich powstrzymać. Jak posłużywszy
się bolszewizmem, podporządkowali sobie Rosję, i jak teraz, posługując się
kapitałem, próbują skłonić elity rządzące Niemcami, by służyły ich
celom. Kapitalizm, demokracja, liberalizm - oto instrumenty, za pomocą których
Żydzi - według Hitlera (i "Protokołów") - skłonili najpierw burżuazję,
by obaliła arystokrację, a potem proletariat, by zmiótł burżuazję.
"Protokoły mędrców Syjonu" już wtedy były w Niemczech prawdziwym
bestsellerem. Tuż po pierwszej wojnie światowej kolportażem książki zajmowało
się sześć instytucji: dwie w Berlinie, trzy w Hamburgu, jedna w Lipsku;
przedrukowywało ją co najmniej 12 gazet. Po dojściu Hitlera do władzy
minister edukacji teraz już nazistowskich Niemiec uznał "Protokoły"
za jedną z fundamentalnych lektur szkolnych. W istocie rzeczy stały się
swoistym symbolem wiary; urzeczywistniało się to, o czym marzył przed dziesięcioma
laty demoniczny autor "Mein Kampf", książki, która w istocie rzeczy
winna była nosić tytuł "Mein Kampf mit Juden".
Wymysł carskiej ochrany
"Protokoły" dostały się do Niemiec z ogarniętej wojną domową
Rosji. W 1903 roku dziennik "Znamia" drukował je w odcinkach od 28
sierpnia do 7 września. Redaktorem tego organu "Czarnej Sotni" był
Paweł Kruszewan, jeden z przywódców tej grupy i organizator pamiętnego
pogromu w Kiszyniowie, który miał miejsce cztery miesiące wcześniej.
Mniej więcej w tym samym czasie "Protokoły" dostały się do rąk
znanego pisarza o nastawieniu mistycznym, Siergieja Nilusa, który był opętany
wizją, że Antychryst mający związek z Żydami objawi się w 1920 roku. Stąd
"Protokoły" wydały mu się darem niebios. Nie podejrzewał jednak,
że sam okazał się takim darem ludziom, którzy sprokurowali "Protokoły".
W grudniu 1905 roku ukazało się drugie wydanie jego książki "Wielkie w
małym"; Nilus włączył do niej pełny tekst "Protokołów",
tak oto tłumacząc jego pochodzenie: "Protokoły te były potajemnie
wykradzione z wielkiej księgi protokolarnej, jaka przechowywana jest w tajnym
sejfie syjonistycznej Głównej Kancelarii, znajdującej się obecnie na
terytorium Francji".
Książka była wydana luksusowo - jak jej metryczka wskazuje, nakładem oddziału
Czerwonego Krzyża w Carskim Siole, gdzie, jak wiadomo, była rezydencja cara.
Wydawca bezbłędnie trafił w cel: car bardzo uważnie przeczytał zarówno
rzecz Nilusa jak appendix, o czym świadczą liczne uwagi na marginesach:
"Co za głębia myśli!", "Jakie precyzyjne sformułowanie
programu!", "Naszym rokiem 1905 wyraźnie dyrygowali mędrcy!",
"Wszędzie jest widoczna niszczycielska ręka żydostwa". Końcowy
wniosek cara był jednoznaczny: "Nie można wątpić w autentyczność tych
protokołów..."
Dowiedziawszy się o tym, przywódcy Związku Narodu Rosyjskiego z Kruszewanem
na czele zwrócili się do Piotra Stołypina, niedawno mianowanego premierem i
ministrem spraw wewnętrznych, z wnioskiem o spożytkowanie "Protokołów"
w walce z wrogami samodzierżawia, do których zaliczali przede wszystkim Żydów.
Stołypin, człowiek surowy, a nawet okrutny, nie pałający szczególną
sympatią do Żydów, nie był jednak pozbawiony zdrowego rozsądku i trzeźwości
umysłu: z miejsca pojął, że "Protokoły" to czystej wody
szalbierstwo i natychmiast wydał polecenie zbadania sprawy. Przeprowadzone
przez wysokiej rangi funkcjonariuszy departamentu policji śledztwo szybko
wyjawiło, że autorami "Protokołów" nie są tajemniczy "mędrcy
Syjonu", lecz... agenci paryskiej agentury carskiej ochrany. Ze zrozumiałych
powodów szczegóły śledztwa znane były jedynie nielicznym osobom - inaczej
bowiem mogła zostać rozpracowana cała agenturalna siatka, utworzona przez
Piotra Raczkowskiego.
Raczkowski i S-ka
Była to na swój sposób wybitna osobowość, godna pióra powieściopisarza.
Przez niemalże dwie dekady stał on na czele zagranicznego departamentu
ochrany; jego ludzie we Francji, Anglii, Niemczech, Austrii, na Węgrzech, w
Szwajcarii i gdziekolwiek indziej sprawowali tajny nadzór nad rosyjskimi
rewolucjonistami. Raczkowski miał opinię niedoścignionego mistrza intryg i
wszelakich prowokacji. Jednym z jego ulubionych chwytów było fabrykowanie listów,
pism, pamfletów - a na nieszczęście był on, podobnie jak Nilus,
patologicznym antysemitą, że zaś wśród rosyjskich rewolucjonistów na
emigracji było wielu Żydów, jego judofobia natchnęła go do wiekopomnego
czynu. Mikołaj II zmartwił się ogromnie, dowiedziawszy się prawdy o
"Protokołach", i wpisał uwagę na marginesie książki Nilusa:
"Protokoły zdjąć, nie można w imię obrony czystej sprawy stosować
brudnych metod". Nietrudno zgadnąć, co car miał na myśli, mówiąc o
"czystej sprawie": nigdy nie skrywał swojej niechęci do Żydów.
Oczywiście nikt nie zamierzał respektować carskiego zalecenia i wycofywać
książki Nilusa z obiegu księgarskiego. Była ona kilkakrotnie wznawiana pod
tytułem "Blisko, tuż przy drzwiach" - po raz ostatni w dawnej Rosji
jeszcze w 1916 roku. Sam Nilus przeżył zarówno rewolucję jak i wojnę domową
i zmarł w 68. roku życia we wsi Krutiec pod Władimirem.
Czysty plagiat
Raczkowski niewątpliwie był arcymistrzem prowokacji, lecz zarówno on jak i
jego podwładni marnie władali piórem. "Protokoły" tymczasem
charakteryzują się nieskazitelną francuszczyzną. Kto więc był prawdziwym
autorem tego dziełka? Wyjaśniło się to dopiero w lipcu 1921 roku, po
artykule w londyńskim "Timesie" w związku z angielskim przekładem
Protokołów". Korespondent "Timesa" w Stambule Filip Graves kupił
za 337 funtów od niejakiego Michaiła Rosłowlewa postrzępioną francuską
broszurę, którą ten rosyjski emigrant radził mu porównać z "Protokołami".
Broszura nosiła tytuł "Dialog w piekle między Monteskiuszem a
Machiavellim". Był to polityczny pamflet na reżym Napoleona III. Autor
"Dialogu", paryski adwokat i literat Maurice Joly, wydał swoją książkę
w 1864 roku w Brukseli i pragnął potajemnie przemycić ją do Francji. Nie
docenił jednak napoleońskiej tajnej policji, która, gdy tylko przekroczył
granicę, zarekwirowała cały nakład książki i aresztowała autora, którego
sąd skazał na rok i trzy miesiące więzienia: cenzorzy bezbłędnie
rozszyfrowali, kogo i co miał na myśli Joly. I otóż wszystko, co u Joly'ego
mówi Machiavelli - autorzy "Protokołów" przypisali mitycznym
"mędrcom Syjonu". Świetnie znający francuski Graves zdumiewał się
niefrasobliwością literackich plagiatorów: "Zdumiewa - pisał w 'Timesie'
- brak najmniejszej próby ukrycia kradzieży".
Ponad 160 fragmentów "Protokołów", czyli około dwu piątych całego
tekstu, zostało żywcem przepisane z "Dialogu"; dziewięć rozdziałów
w połowie składa się z zapożyczeń, inne są skopiowane w trzech czwartych.
"Protokół VII" jest przepisany od A do Z.
Kim jest autor?
Długo pozostawało zagadką, w jaki sposób wpadła w ręce Raczkowskiego
nikomu nieznana i praktycznie rzecz biorąc zniszczona książka Joly'ego.
Dopiero ostatnio udało się znaleźć odpowiedź na to pytanie. W zeszłym roku
prof. Wadim Skuratowski opublikował w Kijowie studium zatytułowane
"Problem autorstwa 'Protokołów mędrców Syjonu' ". Dokonawszy
skrupulatnej analizy historycznej, tekstologicznej i lingwistycznej napisanych
po rosyjsku części "Protokołów", ukraiński uczony udowodnił, że
są one pióra Matwieja Gołowińskiego, drugorzędnego dziennikarza, którego
losy rzuciły do Paryża, gdzie współpracował z dziennikiem "Figaro".
Na jego publikacje w tym piśmie zwrócił uwagę Raczkowski i w 1892 roku
powierzył mu pieczę nad tymi wszystkimi falsyfikacjami, które przygotowywał
w swojej kuchni prowokatora.
Prof. Skuratowski odkrył pewien niezwykle istotny szczególik, który stawia
kropkę nad i. W 1902 roku, dwa miesiące przed ukazaniem się w "Nowoje
Wremia" artykułu M. Mienszykowa, przebywał w Petersburgu korespondent
"Figaro" Charles Joly, syn Maurice'a. Przypuszczać można, że pracujący
w jednej redakcji z Gołowińskim Charles Joly pokazał książkę ojca swojemu
rosyjskiemu koledze. Jak wielką niekiedy rolę odgrywa w historii Jego Wysokość
Przypadek...
Kłamstwo wiecznie żywe
Po przejęciu władzy w Niemczech naziści skierowali propagandową antyżydowską
ofensywę w stronę Austrii i Szwajcarii. Jedyną poważną próbą zahamowania
rzeki kłamstwa i nienawiści podjęto w 1933 roku w Bernie, gdzie w miejscowym
kasynie 13 czerwca odbył się faszystowski wiec, na którym przywódcy Frontu
Narodowego (partii szwajcarskich nazistów) wznosili antyżydowskie hasła i
wzywali do pogromu. Na wiecu sprzedawano także "Protokoły mędrców
Syjonu".
26 czerwca szwajcarska gmina żydowska złożyła w sądzie skargę - nie na
organizatorów mityngu jednakże, gdyż w Szwajcarii prawo nie zabraniało
propagandy nacjonalistycznej - lecz na wydawców książki, będącej fałszerstwem.
Oszukiwanie konsumenta, czyli czytelnika, było w Szwajcarii karane.
Sąd nad fałszywą książką był w istocie sądem nad fałszywą ideologią.
Proces pod przewodnictwem sędziego Waltera Meiera, dalekiego od postawy
bogobojnego chrześcijanina, który nawet nie słyszał dotąd o "Protokołach",
trwał dwa lata. W czasie rozprawy został zdemaskowany mit o żydowskim spisku
i księdze, w której jakoby jacyś "mędrcy Syjonu" zaprotokołowali
jego zasady. Uzasadniając wyrok, w którym "Protokoły" zostały
zakwalifikowane jako "literatura nieprzyzwoita", sędzia Meier
powiedział: Mam nadzieję, że nadejdą czasy, kiedy nikt nie będzie w stanie
zrozumieć, jak to się stało, że w 1935 roku niemal tuzin zdrowych na umyśle,
odpowiedzialnych ludzi (mowa o przedstawicielach pozwanych, tj. szwajcarskich i
niemieckich nazistach, przyp. "Nowoje Wremia") mogło w ciągu
czternastu dni szydzić z rozumu sądu miasta Berna, dowodząc autentyczności
tak zwanych "Protokołów", które nie są niczym innym, jak tylko śmieszną
bzdurą.
Mądry sędzia nawet w koszmarnym śnie nie mógł wyobrazić sobie nieodległej
i strasznej przyszłości, jaka czekała sześć milionów Żydów, którzy
znaleźli się w ręku wielbiciela "Protokołów", Adolfa Hitlera.
Poświęcone berneńskiemu procesowi studium czyta się niczym pasjonującą
powieść. Książka nosi tytuł "Kłamstwo, które nie chce umierać";
napisała ją Hadassa Ben-Itto, polska Żydówka, która jako dziecko wyemigrowała
z rodzicami do Palestyny. Ta prawniczka, pierwsza kobieta na stanowisku sędziego
sądu najwyższego Izraela, zetknąwszy się w 1991 roku z "Protokołami"
zrezygnowała ze swojego wysokiego stanowiska, by całkowicie poświęcić się
studiom nad tym utworem; zajęło jej to sześć lat.
Jak relacjonuje w swojej książce Hadassa Ben-Itto, przez sąd w Bernie przewinęła
się ogromna kolejka świadków, m.in. ludzie Raczkowskiego, którzy teraz już
mogli powiedzieć całą prawdę, a nawet były premier Rosji Aleksander
Kierenski. Co prawda Kierenski osobiście nie stawił się przed obliczem sądu,
lecz przysłał zeznania na piśmie z Ameryki. Przy okazji zaprzeczał, jakoby
był Żydem. Naziści uporczywie rozpuszczali wieści, że prawdziwe nazwisko byłego
szefa rządu tymczasowego brzmiało Kibris. (Trudno w tym miejscu nie przypomnieć,
że dzisiejsi nasi neonaziści przechrzcili Jelcyna na Elcina). Tragizm sytuacji
polega na tym, że mimo licznych demaskacji i fałszerstw "Protokoły"
ciągle mają nie tylko czytelników, ale także wiernych wyznawców. W roku
2000 ukazała się w Petersburgu książka Nilusa "Blisko, tuż przy
drzwiach" - wydana przez północno-zachodnie centrum literatury prawosławnej
"Dioptra" wraz z błogosławieństwem arcybiskupa permskiego i
solikamskiego Afanasija, co jest równoznaczne z oficjalnym usankcjonowaniem jej
przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną. Trudno uwierzyć, że hierarcha nie
wiedział, co czyni, błogosławiąc diabelską intrygę, jaką są
"Protokoły".
Inne petersburskie wydawnictwo Carskoje Dieło wydało almanach zatytułowany
"Tajemnica bezprawia", którego zasadniczą częścią jest książka
Nilusa z "Protokołami". Almanach opatrzony jest błogosławieństwem
biskupa Władywostoku Wieniamina, powszechnie znanego ze swojej wiary w
istnienie światowego spisku, skierowanego przeciwko Rosji, gorącego zwolennika
restauracji monarchii... i kanonizacji Rasputina.
Namiętnym propagatorem "Protokołów" był również zmarły przed
kilku laty metropolita Petersburga i Ładogi Joann. Dzięki jego wsparciu powstało
stowarzyszenie "Prawosławny Sankt-Petersburg", które ustanowiło
nagrodę literacką imienia Sergieja Nilusa. W preambule do jej regulaminu
podkreśla się, że "prawosławnemu ludowi Nilus znany jest przede
wszystkim jako człowiek, który opublikował "Protokoły mędrców
Syjonu"...