Jo Durden Smith

Mafia. Pełna historia

2011

 

(...)

 

MAFIA ZWRACA SIĘ PRZECIW PAŃSTWU: LUCIANO LIGGIO

W 1970 roku, po serii spotkań w Palermo i Mediolanie oraz spadku aktywności policji, sycylijska Cupola wznowiła działalność. Miała teraz formę triumwiratu: Luciano Liggio reprezentował rodziny wiejskie, a dwóch szefów z Palermo - Gaetano Badalamenti i młody przywódca rodziny Santa Maria del Jesu Stefano Bontate - całą resztę. Po kilku miesiącach nastąpiło zdarzenie rozpoczynające nowy rozdział dziejów mafii: zamordowano naczelnego prokuratora Palermo Pietra Scaglionego (jak zeznał później Buscetta, za tym mordem stali Liggio i Toto Riina).

Scaglione, przynajmniej do pewnego czasu, był dobrym przyjacielem mafii. Za jego sprawą ginęły akta, sprawy toczyły się "właściwym" torem, a oskarżeni (w tym cała rodzina z Castellamare, gdzie urodził się "Bananowy Joe", której zarzucano udział w przerzucie heroiny francuskim szlakiem) zostawali zwolnieni z braku dowodów. Być może prokurator zmienił zdanie co do współpracy z gangsterami i jego śmierć zleciła Komisja, a być może była to osobista inicjatywa Liggia (jak później zeznał pentito, skruszony mafioso, za "zbytnie faworyzowanie Badalamentiego"). Niezależnie jednak od przyczyn wskazywało to, że niektórzy członkowie cosa nostry zdecydowali się posunąć naprawdę daleko. Od czasów II wojny w Palermo nie zabito ani jednego urzędnika wymiaru sprawiedliwości - niepisane prawo zapewniało im nietykalność - ale teraz dano sygnał: nikt, nawet przedstawiciele państwa, nie jest bezpieczny.

Jeżeli morderstwo prokuratora stanowiło osobistą zemstę Liggia, to zarazem policzek otrzymała Komisja (i najprawdopodobniej o to chodziło).

Liggio, kurujący się po operacji kości (przeprowadzonej w Rzymie przez osobistego chirurga prezydenta Włoch), wkrótce posunął się jeszcze dalej. Jego człowiek w Palermo, Toto Riina, zaczął porywać dla okupu członków bogatych rodzin, naruszając delikatne więzi, jakie łączyły mafię z arystokratycznymi posiadaczami ziemskimi i liderami chrześcijańskiej demokracji. Zrodziło to liczne problemy, gdyż Komisja nie mogła się przeciwstawić temu procederowi - Badalamenti oraz Bontate znajdowali się wtedy w więzieniu Ucciardone, oczekując na oskarżenie. Dopiero gdy je opuścili, porwania zostały formalnie i ostatecznie zabronione.

Pewną ulgą dla Komisji musiał okazać się fakt, że w 1972 roku Liggio wyjechał z wyspy do Mediolanu i zabawił tam dłuższy czas. Na kontynencie powrócił do porwań dla okupu, uczestnicząc m.in. w słynnym uprowadzeniu Johna Paula Getty'ego III, który stracił część ucha, zanim jego dziadek przekazał pieniądze. Liggio został aresztowany i osadzony w więzieniu w roku 1974, co otworzyło pole działania jego przybocznemu, o wiele niebezpieczniejszemu i wyrafinowanemu Toto Riinie.

Toto Riina dochodzi do władzy

Salvatore "Toto" (lub "Mały") Riina urodził się w 1930 roku w chłopskiej rodzinie. Nie miał prawie żadnego formalnego wykształcenia, niemal nie mówił po włosku i mało co potrafił napisać, ale w wieku dziewiętnastu lat zabił jednego z przyjaciół i trafił do więzienia. Gdy wyszedł po sześciu latach - już jako "swój" - prędko przyłączył się do Liggia i awansował w rodzinie kierowanej przez doktora Navarrę, przewodniczącego Stowarzyszenia Rolników w Corleone i szefa lokalnego oddziału Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej.

Gdy Navarra miewał problemy - np. z organizującymi związki zawodowe - Liggio zawsze je rozwiązywał: w małej, chaotycznie zabudowanej wiosce Corleone w latach 1953-1958 popełniono 153 morderstwa.

Liggiowi i Riinie, który stał się jego prawą ręką, coraz mniej przypadała jednak do gustu niechęć Navarry do podążania z prądem czasu. Ten pogląd zaszczepił im prawdopodobnie kuzyn doktora, De Carlo, Amerykanin pochodzenia sycylijskiego, który brał udział w II wojnie światowej, a po jej zakończeniu osiadł w Corleone i następnie w Palermo. W roku 1958 rozpoczął się jawny kryzys: obaj współpracownicy zostali podczas podróży zaatakowani przez nieznanych sprawców (podejrzewano w tym rękę Navarry). Riina ocalił wtedy ponoć życie Liggiowi. Gdy zabili Navarrę, stali się niemal nierozłączni. Liggio przedkładał Riinę nad drugiego głównego przybocznego Bernarda Provenzano (chociaż Toto ukrywał się przed policją, został wysłany przez szefa, by reprezentował go w Palermo). Trzy lata później, gdy Liggio trafił do więzienia, Riina w tajemnicy poślubił siostrę mafiosa z Corleone, z którą miał czwórkę dzieci.

Jeden ze "skruszonych" powiedział później o Riinie: "Nigdy nie widziałem go rozgniewanego, czasem robił się trochę czerwony na twarzy, ale nigdy nie był agresywny czy bezczelny". Według innej opinii bywał zarazem "sprytny i okrutny, rzadkie połączenie w cosa nostrze". Tommaso Buscetta, świadek koronny o najwyższej randze, powiedział, że mimo chłopskiego wyglądu Riina zachowywał się jak dyplomata, "a tylko Bóg wie, ile w cosa nostrze znaczy dyplomacja. Miał wielką umiejętność perswazji i wiedział, jak rozmawiać z ludźmi, gdy tego potrzebował".

Buscetta opisał go także jako żyjącego cosa nostrą "przez całą dobę. Zawsze rozmawiał, dyskutował, zbierał informacje o wszystkim od swych szpiegów, znał wewnętrzne sprawy każdej rodziny. Chłodny i baczny na najmniejsze szczegóły [...] nigdy nie męczyło go sugerowanie, rozkazywanie, wydawanie wyroków śmierci [...]".

Nie wiadomo, czy Liggio sterował wszystkim zza krat, gdy jednak Komisja odrodziła się ostatecznie w 1975 roku w pełnym sześcioosobowym składzie, ponowiła zakaz porwań. Niemal natychmiastową reakcją Riiny było uprowadzenie teścia Nina Salvy, jednego z dwóch kuzynów, którzy wprowadzili mafię w branżę pobierania podatków i wielce skorzystali na pomocy płynącej na Sycylię siedem lat wcześniej, po trzęsieniu ziemi w dolinie Belice. Podczas tej katastrofy zginęło 500 ludzi, a 90 tys. zostało bez dachu nad głową; siedem lat później 60 tys. z nich wciąż mieszkało w barakach. Nie powstał ani jeden nowy dom, a za rządowe fundusze wybudowano jedynie prowadzące donikąd drogi i wiadukty, pod którymi chroniły się owce. Owe drogi i wiadukty były dziełem Salvów.

Salvowie tworzyli oczywiście rodzinę, więc porwanie teścia jednego z nich wprowadziło członków Komisji w poważne zakłopotanie, pogłębione jeszcze śmiercią uprowadzonego, który zmarł na zawał, zanim został uwolniony. Na zakłopotaniu jednak się skończyło. Riina kontrolował już burmistrza Palermo, byłego fryzjera z Corleone Vita Ciancimina, a teraz ogłosił, że jedynym źródłem władzy pozostaje on sam. Komisja nie miała ani woli, ani jedności, by wyrazić sprzeciw. Riina zdołał usunąć z Komisji, a nawet z szeregów mafii Gaetana Badalamentiego i zastąpić go własnym sprzymierzeńcem Michele "Papieżem" Greco. Gdy Badalamenti uciekł do Brazylii, Riina żył w ukryciu i przekonał Komisję, że z tego powodu ma specjalne potrzeby - niezbędnych jest mu do pomocy kilku ludzi wszystkich innych rodzin (innymi słowy, stworzył małą armię zabójców, lojalnych tylko względem niego i szpiegujących potencjalnych rywali lub w razie potrzeby pośredniczących w kontaktach z nimi).

Riina odniósł całkowite zwycięstwo dzięki urokowi i sianiu postrachu - podzielił przeciwników, a następnie ich zwyciężył.

ŁĄCZNICY Z MONTREALEM I MIAMI

Heroina produkowana w laboratoriach francuskiego szlaku trafiała głównie do Kanady, której mafijną stolicą był Montreal. Leżące w pobliżu Stanów miasto miało sporą kolonię włoską, a jako część francuskojęzycznej prowincji Quebec stanowiło również naturalną przystań dla francuskich i korsykańskich gangsterów z Marsylii. Tutejsza rodzina mafijna, kierowana przez Vincenta Cotroniego, była sprzymierzona z nowojorską rodziną Bonanno.

Pomysł wykorzystania Montrealu jako punktu przerzutowego heroiny narodził się po II wojnie światowej, najprawdopodobniej w głowie Antoine'a d'Agostino, francusko-korsykańskiego gangstera wysłanego tam zapewne przez Lucky'ego Luciano. Dostarczał on narkotyk rodzinie Genovese, organizował także, nazwane na cześć innego protegowanego Luciana, "europejskie wycieczki Gina". Polegały one na regularnych wakacyjnych podróżach włoskich rodzin, płynących liniowcem do Montrealu i wyposażonych we Włoszech lub Francji w specjalnie przygotowany samochód. Przybywszy do Ameryki, turyści szli podziwiać widoki Nowego Jorku, a samochód uwalniano od dodatkowego ładunku.

Gdy d'Agostino został usunięty z Kanady w roku 1954, osiedlił się w Meksyku i otworzył tam nowy szlak przemytu heroiny do Stanów. Od tego momentu ogniwem kanadyjskim zawiadywali młodszy brat Vincenta Cotroniego Giuseppe ("Pep") oraz Carmine Galante, przedstawiciel nowojorskiej rodziny Bonanno. W 1956 roku para ta (wraz z reprezentantem rodziny Genovese) kontrolowała około 60 proc. heroiny przybywającej na kontynent amerykański. Narkotyk przebywał granicę w cadillacach zaopatrzonych w specjalne przedziały, otwierane dopiero po równoczesnym przekręceniu kilku elementów wyposażenia samochodu (w swym szczytowym okresie tą najwyraźniej niezawodną metodą dostarczano do Stanów 50 kg czystej heroiny na miesiąc).

Szlak został przerwany w roku 1961 dzięki wspólnej tajnej operacji amerykańskiego Biura ds. Narkotyków i kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej. Pep Cotroni, Carmine Galante i reprezentant rodziny Genovese trafili za kratki, należało więc znaleźć inną drogę.

Wiodła ona przez Miami, gdzie żywot (pozornego) emeryta pędził Meyer Lansky. Miejscową mafią kierował Santo Trafficante Jr., którego ojciec blisko współpracował z Lanskym i Lucianem, a po przejęciu rządów na Kubie przez Fidela Castro w mieście nie brakowało emigrantów - potencjalnych kurierów, zabójców i nabywców heroiny. Miami było także ośrodkiem handlu z całymi Karaibami, Ameryką Środkową i Południową, gdzie mógł trafiać narkotyk dostarczany z Marsylii, Sycylii i innych miejsc.

Ku "złotemu trójkątowi"

Dotychczasowe źródła morfiny - Turcja i Liban - zaczynały się wyczerpywać. Z pomocą pospieszyli jednak ponownie rycerze zimnej wojny: choć Francuzi zostali zmuszeni do opuszczenia swych kolonii na Dalekim Wschodzie, tłumieniem tamtejszych ruchów komunistycznych zajęli się Amerykanie. Wkrótce stali się sojusznikami górskich plemion Laosu, które, tak się złożyło, czerpały środki do życia z uprawy opium. Ceną za ich współpracę w walce z komunistami był transport surowego narkotyku samolotami firmowych linii CIA, Air America. Dostarczone na Bliski Wschód opium trafiało do rąk Korsykanów i Sycylijczyków w Marsylii, gdzie przetwarzano je na czystą heroinę i rozprowadzano na rynku lokalnym i w Europie.

Dużą część tego interesu finansowali popierani przez Amerykanów generałowie Wietnamu Południowego, a pewien wkład wniósł także Santo Trafficante, który w 1962 roku zwiedził ten obszar świata. Za ironię losu można uznać fakt, że najliczniejszymi ofiarami heroiny byli amerykańscy żołnierze, uzależniający się w alarmującym tempie.

Korsykanie i ich marsylscy sojusznicy zwiększyli teraz swoje znaczenie: większość otrzymywanej z nowych źródeł heroiny trafiała do USA przez siatkę południowoamerykańską, zorganizowaną po II wojnie przez marsylskiego gangstera Auguste'a Ricorda. Działał on w Buenos Aires i paragwajskim Asuncion (gdzie uzyskanie ochrony nieprawdopodobnie skorumpowanego rządu było jedynie kwestią ceny), organizując grupę pilotów, kurierów i ochroniarzy, którzy przerzucali kontrabandę do Ameryki Północnej rozmaitymi metodami - z pomocą "mułów" lub drogą lotniczą do Meksyku, skąd przewożono ją przez granicę albo dostarczano do Miami lekkimi samolotami. Przez dziesięć lat (do chwili aresztowania Ricorda w roku 1971) jego ludzie, zasilani przez uciekinierów z Marsylii, przemycili do Ameryki Północnej około 5 ton heroiny o czystości 90 proc. wartej co najmniej miliard dolarów.

Głównym portem, do którego trafiała heroina z Europy i Dalekiego Wschodu, było Buenos Aires, gdzie mieszkało wielu Włochów - podobnie jak w brazylijskim Sao Paulo (tu osiedlili się liczni Sycylijczycy, zbiegli na skutek wojen gangów na rodzinnej wyspie) - choć narkotyk przewożono do rozmaitych innych miejsc. Część przemytu dostarczano bezpośrednio do Meksyku, gdzie zajmowali się heroiną najpierw niedobitkowie korsykańskiej sieci Antoine'a d'Agostina, a następnie grupa finansowana przez bogatego biznesmena Jorge Asafa y Balę, znanego jako "meksykański Al Capone". Ważnym punktem pozostawał Montreal, choć tutaj z konieczności zmieniły się metody przerzutu przez granicę. Heroinę przenosili teraz nielegalni imigranci (w większości Sycylijczycy), udający się do pracy w pizzeriach kontrolowanych przez mafię (głównie nowojorskich). Po pewnym czasie lokale te stały się centrami składowania i rozprowadzania importowanej heroiny, tworząc tzw. szlak pizzy. Sycylijczycy pełnili teraz funkcję ekspertów i nieuchwytnych zabójców - szczególnie w rodzinie Bonnano, rozdzieranej przez wewnętrzne walki o heroinowe zyski.

Cena bogactwa

Zyski te, trzeba podkreślić, były ogromne. Jeden z mniejszych sycylijskich szefów, późniejszy pentito, opisał je tak: "Wszyscy zostaliśmy milionerami. Nagle, w ciągu kilku lat. Wszystko dzięki narkotykom". Na wyspę pieniądze płynęły rzeką - w latach 1970-1980 obrót sycylijskich banków, zwolnionych z nadzoru centralnego, wzrósł czterokrotnie, a ich liczba znacznie się zwiększyła. Miasteczko Trapani (70 tys. mieszkańców) miało w pewnym momencie więcej banków od Mediolanu, finansowego centrum Włoch.

Pieniądze umożliwiały wszystko. Na Sycylię przenoszono coraz więcej oczyszczających heroinę laboratoriów, gdyż prowadzona przez Nixona wojna z narkotykami ostatecznie skłoniła francuskie władze do działań wymierzonych w szlak marsylski. Pieniądze jednak także dzieliły: pojedynczy mafioso mógł teraz łatwiej niż kiedykolwiek przedtem zacząć działać na własną rękę, finansując rozmaite przedsięwzięcia i czerpiąc z nich korzyści. To destabilizowało stary porządek, niszcząc ustalone więzi - takie jak te, które łączyły "Bananowego Joe" z przemycającymi narkotyki krewnymi w Castellamare, i te scalające rodzinę Carla Gambino z kuzynami w Palermo, Salvatorem Inzerillem i Rosariem Spatolą.

Podniosły się też, i to znacznie, ryzyko i korzyści, jakie można było osiągnąć. Organy sprawiedliwości miały bardzo ograniczone pole działania: nie mogły na przykład sprawdzać osobistych kont bankowych, nawet osób podejrzanych. Istniały jednak inne metody, jak obserwacja międzynarodowych transferów bankowych czy śledzenie ukrytych laboratoriów. Pojawił się także nowy problem - upadek banku Michele Sindony - głównego finansisty mafii.

Bankier mafii

Michele Sindona urodził się w Patti, mieście leżącym na północnym wybrzeżu Sycylii. Jego ojciec wyrabiał wieńce pogrzebowe, lecz Michele - który ponoć w młodym wieku poznał Vito Genovesego - wyspecjalizował się w bankowości. W roku 1961 był już większościowym udziałowcem w mediolańskim Banca Privata Finanzaria, a gdy handel heroiną zaczął przynosić ogromne dochody, z dużym prawdopodobieństwem został bankierem sycylijskiej mafii.

W drodze na szczyt zajmował się także innymi poważnymi interesami. Przez jego ręce przechodziły fundusze CIA dla Grecji w okresie przewrotu czarnych pułkowników (1968), a cztery lata później 11 mln dolarów przeznaczonych na kampanię włoskich polityków antykomunistycznych. Sindona był wyjątkowo blisko związany z chadecją i w roku 1969, po zakupieniu watykańskiej firmy deweloperskiej, został doradcą finansowym papieża Pawła VI. Pod jego kontrolą znajdowało się wtedy pięć banków i ponad setka firm w jedenastu krajach. Ten sam Sindona został dwa lata wcześniej zidentyfikowany w liście szefa waszyngtońskiego Interpolu do policji włoskiej jako aktywny uczestnik handlu narkotykami.

Informacja ta przeszła bez echa. Sindonę uznano w światowej prasie finansowej za najlepszego biznesmena Włoch i w roku 1971 rozpoczął swe największe przedsięwzięcie: próbę przejęcia dwóch głównych holdingów kraju. W pierwszym obsadził zarząd swymi ludźmi (wśród nich znalazł się prowadzący niejasne interesy bankier, bardzo później sławny Roberto Calvi), ale w drugim działania Sindony zablokował Bank Włoch, który zarządził kontrolę jego interesów.

Wykazała ona liczne nieprawidłowości, Bank Włoch nie podjął jednak żadnych działań. Sindona przejął tymczasem osiemnasty pod względem wielkości bank USA, Franklin National, i przeprowadził się do Nowego Jorku, gdzie w tajemnicy spekulował przeciw lirowi (do momentu wezwania przez włoski rząd do zadośćuczynienia za poniesione straty). Powoli tracił szczęśliwą rękę: poniósł wielkie straty na rynkach i w październiku 1974 roku gra się skończyła - jego banki po obu stronach Atlantyku upadły w ciągu paru dni. Federalna Rezerwa Bankowa, by ratować przed bankructwem Franklin National, pożyczyła Sindonie 1,7 mld dolarów.

Był to największy w historii USA i Włoch krach bankowy. Włochy straciły w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze około 5,5 mld dolarów - nie wiadomo, jak bardzo ucierpiał Watykan, ale najgorzej wyszła na wszystkim cosa nostra - być może straciła kilka miliardów dolarów, które wyciekły z amerykańskiego rynku narkotykowego. Gangsterzy musieli poradzić sobie także z dwoma dodatkowymi problemami: samym Sindoną (dzięki kaucji 3 mln dolarów mieszkającym w nowojorskim Pierre Hotel) i Giorgio Ambrosolim - zawziętym człowiekiem wyznaczonym na syndyka mediolańskich banków Sindony.

Mafia uruchomiła wszelkie kontakty z przywódcami chadecji, by nawet teraz ratować Sindonę. Ten ostatni znał wiele tajemnic i (jak zobaczymy) wiedział, jak wysoko w tej partii sięgają macki cosa nostry. Syndyk Ambrosoli nie należał jednak do ludzi, którzy łatwo rezygnują: wkrótce odnalazł ukrytą w Liechtensteinie główną firmę Sindony i odkrył jej światową sieć powiązań. Należało go uciszyć i na początku lipca 1979 roku został zastrzelony przed swoim mediolańskim domem przez nieznanego sprawcę.

W ten sposób ostatnim problemem pozostał sam Sindona, który trzy tygodnie po zabójstwie Ambrosoliego zniknął z Pierre Hotel. Jego sekretarka otrzymała wiadomość, że porwali go "komunistyczni terrorystyści", w rzeczywistości jednak syn Carla Gambina przewiózł go do Palermo na spotkanie z kierownictwem cosa nostry. To z Sycylii wysłano kilka wiadomości od "porywaczy" grożących wydobyciem od Sindony szczegółowych informacji o głównych włoskich eksporterach, ich zagranicznych kontach bankowych, firmach wykorzystywanych do przekupywania polityków i tym podobnych. Groziło to upadkiem całej klasy politycznej i czołówki gospodarczej Włoch, zorganizowano więc w Wiedniu spotkanie ludzi "zainteresowanych zwolnieniem Sindony".

List z instrukcjami na jego temat, adresowany do adwokata Sindony, przewoził mafijny kurier, brat Rosaria Spatoli. Dokument został przechwycony dzięki podsłuchowi telefonicznemu, wiedeńskie rozmowy nie doszły więc do skutku, a sam Sindona wkrótce powrócił do Pierre Hotel, rozpowiadając o tym, jak uwolnili go porywacze.

Po prawnej walce z obu stron Atlantyku Sindonę skazano w końcu za defraudację, a w 1986 roku otrzymał we Włoszech dożywocie za zabójstwo Ambrosoliego. Choć nigdy nie wyjawił znanych sobie tajemnic, trzy dni po zasądzeniu wyrok dożywocia, zmarł po wypiciu filiżanki kawy (jak Lucky Luciano) w więzieniu w Vogherze, gdzie miał być pilnowany przez okrągłą dobę.

DRUGA SYCYLIJSKA WOJNA MAFIJNA

Sytuacja w Palermo przedstawiała się latem 1979 roku następująco: Michele Sindona ukrywał się w willi lekarza i masona Josepha Miceli Crimiego, obywatela Włoch i USA. Próbował stamtąd szantażować pod patronatem cosa nostry włoskie osobistości (w tym premiera Giulio Andreottiego), by uratować swój bank i odzyskać pieniądze mafii. Komisja boleśnie odczuła straty finansowe i zaczęła odnosić wrażenie, że po raz pierwszy chadecy nie dostarczają jej należytej ochrony: policja i sędziowie śledczy zbliżali się na niebezpieczną odległość, stary porządek się rozpadał, a przejęciem władzy grozili Liggio i Riina.

W tym momencie morderstwa zaczęły się na dobre. Zastrzelenie Michele Reiny, sekretarza chadecji w Palermo, miało zwrócić uwagę jego politycznych szefów w Rzymie. Pod koniec lipca zginął Boris Giuliano, zastępca szefa policji, który odbył z Ambrosolim w Mediolanie podejrzanie długą rozmowę trzy dni przed śmiercią syndyka. Następnie przyszła kolej na Cesare Terranovę, nowego szefa sądu śledczego w Palermo (jego ambicją było uczynienie z Luciana Liggia głównego wroga publicznego), zastrzelonego w odległości 100 metrów od swego mieszkania wraz z policyjnym ochroniarzem Leninem Mancuso.

Nie byt to koniec listy, znanej później powszechnie jako "lista szacownych nieboszczyków". Szóstego stycznia 1980 roku został zabity Piersanti Mattarella, szef chadecji na Sycylii, który wszedł w drogę cosa nostrze, a w ciągu kilku miesięcy zginęło dwóch kolejnych ludzi. Emanuele Basile, kapitan karabinierów prowadzący po Giulianie śledztwo w sprawie finansów mafii, otrzymał parę pocisków w plecy, gdy niósł czteroletnią córeczkę (dziecku cudem nic się nie stało), a szefa prokuratury w Palermo Gaetana Costę zabito skrytobójczo przy stoisku księgarskim w okolicach jego domu.

Nigdy do tej pory zabójstwa nie następowały po sobie tak szybko, świadczyło to o ostatecznym podziale w Komisji opanowanej obecnie przez sojuszników Riiny i Liggia. Jej dwóch ostatnich niezależnych członków stopniowo izolowano i choć szanowany mafioso Tommaso Buscetta podjął próbę mediacji, spełzła ona na niczym. Podczas przepustki z więzienia Buscetta zbiegł więc do Brazylii. Jak się okazało, w samą porę - w kwietniu 1981 roku jego przyjaciel Stefano Bontate został zastrzelony w dniu swych 43. urodzin, gdy jego alfa romeo zatrzymała się na światłach. Ten sam los spotkał wkrótce Salvatore Inzerilla, zabitego po wyjściu z domu kochanki (nie zdążył wsiąść do swego nowego, kuloodpornego samochodu). W obu wypadkach posłużono się tą samą bronią: karabinem AK-47.

Wkrótce zaczęła się prawdziwa masakra. W latach 1981-1982 na ulicach Palermo znaleziono ponad 200 ciał ofiar lupara biancha ("białej strzelby"), nie licząc 300 zaginionych. Pewnego popołudnia na obiedzie u Riiny i Michele "Papieża" Greca zlikwidowano całą mafijną rodzinę. Tropiono i likwidowano podwładnych Inzerilla i Bontatego, a nawet ich krewnych - szesnastoletniemu synowi Inzerilla, który groził, że zabije Riinę, przed śmiercią odcięto prawą rękę (w niej trzymał broń), jego wuj zniknął ze swego domu w New Jersey, a brat został znaleziony w bagażniku samochodu w Nowym Jorku z odciętymi genitaliami i odrąbaną głową, w której usta wciśnięto zwitek dolarów. Zginął także siostrzeniec Gaetana Badalamentiego, przewodzący rodzinie po wyjeździe wuja. Nawet mediator Tommaso Buscetta nie okazał się nietykalny - na liście zaginionych lub zastrzelonych znaleźli się jego dwaj synowie, zięć, siostrzeniec i brat pierwszej żony.

W 1982 roku do listy ofiar dołączyło jeszcze dwóch "szacownych nieboszczyków". Ich śmierć okazała się najbardziej szokująca. Jednym był Pio La Torre, komunistyczny poseł sycylijski, który niedawno przedłożył projekt drakońskiej ustawy antymafijnej. W jej myśl przynależność do cosa nostry stanowiła poważną zbrodnię, prowadzący śledztwa przeciw mafii mieli uzyskać dostęp do wszystkich danych bankowych, a rząd mógłby konfiskować cały majątek podejrzanych o udział w przestępczości zorganizowanej. Jego śmierć nie polepszyła sytuacji, ale drugie morderstwo zwróciło na Sycylię oczy wszystkich Włochów. Zabito bowiem bohatera narodowego, nowego prefekta Palermo, generała Carla Alberta dalla Chiesę.

Zabójstwo generała Alberta dalla Chiesy

Generał dobrze znał Sycylię. Na początku swej kariery pełnił służbę w Corleone w czasach doktora Navarry, a w latach 60. i wczesnych 70. był szefem karabinierów w Palermo. Od tego czasu zyskał ogólnonarodową sławę, złamawszy kręgosłup terroryzującym kraj, dobrze zorganizowanym Czerwonym Brygadom. Oczekiwano, że to samo zrobi z sycylijską mafią.

Jego pierwszym oficjalnym obowiązkiem było uczestnictwo w pogrzebie La Torrego, gdzie tłumy robotników i młodzieży skandowały hasła w rodzaju: Lima! Ciancimino! Chi di voi e l'assassino? ("Który z was jest zabójcą?") i Governo DC, La Mafia sta li! ("Mafia jest w rządzie chadecji!"). Generał już na początku stał na straconej pozycji: zażądał specjalnych pełnomocnictw, których jednak nie otrzymał. Mimo wzrastającej izolacji zdołał - na podstawie zeznań podatkowych, aktów własności i dokumentacji dzierżawnej - ustalić istnienie związków biznesu, polityki i mafii oraz przymierza między corleończykami a rodzinami z Katanii, leżącej po przeciwnej stronie wyspy. Dalej nie zdążył się posunąć: gdy cztery miesiące po przyjeździe na Sycylię udał się z młodą żoną i ochroniarzem do restauracji, ich samochód został otoczony przez uzbrojonych motocyklistów, którzy zmusili go do zjechania na pobocze i zabili wszystkich pasażerów. Wśród morderców znajdowali się Giuseppe Greco i dwudziestojednoletni Giuseppe Lucchese. Według późniejszych pogłosek, tego wieczoru na ulicach Palermo znajdowały się zespoły obserwacyjne mafii, przekazujące przez krótkofalówki informacje o ruchach generała.

Jego wrogowie być może wiedzieli więc o potajemnej wizycie, jaką złożył amerykańskiemu konsulowi, prosząc o zwiększenie amerykańskiej presji na włoski rząd, by ten przyznał mu nadzwyczajne pełnomocnictwa i przyjął ustawę La Torrego. Generał zdawał się wiedzieć, że Rzym umyślnie zwleka z obu tymi kwestiami. W wywiadzie udzielonym na krótko przed śmiercią powiedział: "Świetnie zdaję sobie sprawę, co należy zrobić [...] i przedstawiłem to już właściwym władzom. Mam nadzieję na bardzo szybką reakcję. Jeśli nie nastąpi, nie możemy spodziewać się pozytywnych rezultatów". W dalszych wypowiedziach przebija zmęczenie i rezygnacja: "Chyba zrozumiałem nowe zasady gry: potężny sługa rządu zostaje zabity przy zbiegu dwóch okoliczności - staje się zbyt niebezpieczny i równocześnie jest izolowany. Wtedy ginie".

Tommaso Buscetta, który przebywał wówczas w Brazylii, powiedział później: "Generał dalla Chiesa musiał zostać zabity, gdyż znał tajemnice". Salvo Lima, przedstawiciel mafii w sferach rządowych, najwyraźniej podzielał to zdanie. Gdy po śmierci generała ostatecznie przyjęto ustawę La Torrego, miał powiedzieć: "Dla pewnych rzymian był niebezpieczniejszy jako odsunięty emeryt niż prefekt ze specjalnymi uprawnieniami". Dlaczego?

Mafia trafia do władz państwa

Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy cofnąć się do czasów powojennych, gdy powstawała popierana przez Amerykanów i papieża partia chadecka. Od roku 1947 stale pozostawała ona w rządzie, zachowując władzę do 1992 roku W tym okresie Sycylia pozostawała bastionem chadecji (jeśli nie liczyć pierwszych wyborów) - 10 proc. całego włoskiego elektoratu partii pochodziło właśnie z Sycylii. Gdy mafia sama dostała się do polityki, przejmując lokalny aparat partyjny, jedynym możliwym krokiem było szukanie sponsora i patrona na najwyższym szczeblu. Jej wybór padł wkrótce na najprzebieglejszego z chadeków - Giulio Andreottiego.

Salvo Lima, były burmistrz Palermo, został w 1968 roku członkiem parlamentu. Wkrótce zaczął zbliżać się do Andreottiego, uznając, że Rzym i okolice dostarczają mu zbyt małego poparcia. Lima należał wtedy do innego odłamu chadecji, ale bliski współpracownik Andreottiego wspominał później:

"Poznałem Limę [...] powiedział mi: «Jeśli przejdę do Andreottiego, nie zrobię tego sam, ale z moimi przybocznymi, wodzami, piechotą, fanfarami i sztandarami». Rozmawialiśmy przez trzy dni bez przerwy, a kiedy nadszedł dzień spotkania w biurze Andreottiego [...] Lima rzeczywiście przybył jak wódz armii".

W rewanżu za wsparcie Lima otrzymał stanowisko podsekretarza w Ministerstwie Finansów drugiego rządu Andreottiego, a w roku 1974 został faktycznym ministrem budżetu. Czołowy ekonomista resortu podał się do dymisji, poznawszy działalność Limy jako burmistrza Palermo, a w parlamencie wniesiono jedenaście wniosków o jego odwołanie. Choć wszystkie upadły, Lima został odstawiony na boczny tor i trafił do Parlamentu Europejskiego.

Śmierć i dokumenty Aldo Moro

Jak się później okazało, Andreotti odbywał w tym okresie spotkania na Sycylii - nie tylko z całą lokalną chadecją, ale i mafijnym szefostwem. By tak rzec, był członkiem rodziny, o czym wiedział ktoś bardzo ważny - przewodniczący partii chrześcijańskich demokratów Aldo Moro.

Aldo Moro jako premier zawarł w latach 70. "historyczny kompromis" z Włoską Partią Komunistyczną (dysponującą jedną trzecią głosów wyborców), co na zawsze zmieniło krajową politykę. Rankiem 16 marca 1978 roku zmierzał na zaprzysiężenie rządu swego następcy Giulio Andreottiego, który po raz pierwszy miał rządzić przy wsparciu komunistów, nigdy tam jednak nie dotarł. Jego samochód został zaatakowany przez lewackich terrorystów, ochroniarze i kierowca zabici, a Moro porwany. Czerwone Brygady ogłosiły, że w zamian za jego uwolnienie chcą wypuszczenia z więzień swych towarzyszy.

Były premier został tymczasem "przesłuchany", "osądzony" i (jak wynikało z kolejnych komunikatów) napisał wiele listów do przyjaciół z kręgów chadecji, błagając o podjęcie negocjacji. Ci jednak odmówili - rząd uznał, że negocjacje z terrorystami nie leżą w "interesie narodowym". Stało się zresztą jasne, że coraz bardziej gorzkie listy powstawały pod przymusem łub nawet pod dyktando porywaczy. Przyczyny niepodejmowania rozmów nie były jasne dla wielu ludzi, gdyż uwalnianie zakładników omawiano już z Czerwonymi Brygadami przy wcześniejszych porwaniach. Władze pozostały jednak nieugięte (z wyjątkiem posłów socjalistycznych), Moro został więc skazany na śmierć. Członek Komisji sycylijskiej i jej ówczesny przedstawiciel w Rzymie Pippo Caló wyjaśnił tę postawę (według późniejszych zeznań pewnego skruszonego mafiosa) Stefano Bontatemu, sugerującemu, że cosa nostra powinna zorganizować odbicie zakładnika: "Nic nie rozumiesz. Przywódcy jego własnej partii nie chcą, by został uwolniony". Po niespełna ośmiu tygodniach od uprowadzenia ciało Moro znaleziono w bagażniku samochodu stojącego na Via Caetani, w centrum Rzymu.

Nie minęło pięć miesięcy, a antyterroryści pod dowództwem generała Alberta dalla Chiesy zaatakowali pewne mediolańskie mieszkanie i aresztowali dziewięciu członków Czerwonych Brygad, pracowicie przepisujących listy i notatki Moro, których nie zdążył wysłać, oraz długi protokół jego przesłuchania. Dokumenty te gdzieś zaginęły, a w druku pojawiła się jedynie okrojona wersja, co na nowo wzbudziło stare plotki na temat Andreottiego. Wkrótce okazało się, że pełną wersję widziało co najmniej dwóch ludzi: Mino Pecorelli, wydawca brukowego czasopisma "Osservatore Politico", i generał dalla Chiesa, którzy na dokładkę regularnie się spotykali. Pecorelli został zastrzelony na ulicy w marcu 1979 roku, zanim cokolwiek opublikował, a dalla Chiesa przekazał kopie dokumentów Andreottiemu, prosząc o komentarz.

Ich treść pozostała wtedy nieznana - Andreotti twierdził, że nigdy nie widział czegoś takiego. Dwanaście lat później, w roku 1990, we wspomnianym mediolańskim mieszkaniu przeprowadzono jednak remont, podczas którego robotnicy znaleźli za warstwą tynku kompletną kopię dokumentów Moro. To było obciążające świadectwo: zapiski mówiły o tajnej antykomunistycznej organizacji wojskowej, powstałej po zakończeniu wojny przy amerykańskiej pomocy, o finansowaniu chadecji przez CIA i wykorzystywaniu przez rząd włoski w latach 70. prawicowego terroryzmu. Dowodziły także wyjątkowo bliskiej więzi Andreottiego z Michele Sindoną i napomykały o istnieniu dowodu na to, że Andreotti posłużył się bankiem państwowym, by udzielać kredytów swym zausznikom (część z nich pochodziła z mafijnych pralni pieniędzy prowadzonych przez Pippa Caló).

Ujawnienie tych informacji zniszczyłoby karierę Andreottiego. To one zapewne ściągnęły śmierć na generała Carla Alberta dalla Chiesę. Palermo było w końcu dużo niebezpieczniejszym miejscem od Rzymu - szczególnie dla izolowanego człowieka bez większej realnej władzy, przeciw któremu zaczęto już spiskować.

GIOVANNI FALCONE I TOMMASO BUSCETTA, DON DWÓCH ŚWIATÓW

W dniu aresztowania Badalamentiego Tommaso Buscetta przebywał w brazylijskim więzieniu, oczekując na ekstradycję do Włoch, gdzie miał zostać przesłuchany przez sędziego śledczego z Palermo Giovanniego Falcone. Choć jeszcze tego nie wiedział, obu mężczyzn wiele łączyło. Falcone nie tylko urodził się w Palermo, ale też doskonale znał działalność sycylijskiej mafii. Zetknął się z nią prawie na początku pracy, gdyż do mafii zdawały się prowadzić wszystkie jego sprawy. Do poznawania jej działań nakłaniał go też szef i przyjaciel Rocco Chinnici, który zastąpił jako prokurator naczelny zamordowanego Cesarego Terranovę.

Falcone zajął się obiegiem heroiny między południowo-wschodnią Azją a Sycylią, gdy na statku w Kanale Sueskim znaleziono 233 kilogramy oczyszczonego narkotyku. Zaczął się też przyglądać milionerom, którzy zbili majątek na pobieraniu podatków, Ninowi i Ignaziowi Salvom. Gdy policja finansowa przeszukała ich biura oraz domy w Palermo, zabierając trzydzieści pudeł dokumentów, Falcone odkrył zastanawiające fakty: 97 proc. środków finansowych, które obaj kuzyni przeznaczyli na swój luksusowy hotel Zagarella, pochodziło z funduszy rządowych, a swe uroczystości organizowała tam nie tylko mafia, ale i rządzący chadecy (np. wesele wydane przez sycylijskiego parlamentarzystę dla 1800 gości nie kosztowało go ani grosza).

Falcone i Chinnici podpisali nakaz aresztowania Toto Riiny i członków palermskiej Cupoli jako winnych zabójstwa generała Carla Alberta dalla Chiesy. Trzy tygodnie później, w lipcu 1983 roku pierwszy z nich musiał uczestniczyć w pogrzebie drugiego, zabitego przez wybuch samochodu pułapki wraz z kierowcą, dwoma ochroniarzami i portierem budynku, w którym mieszkał (za zabójstwo Chinniciego Michele Greco otrzymał później wyrok dożywocia).

Gdy Falcone i Buscetta spotkali się w rzymskim więzieniu Rebibia, każdy z nich właściwie ocenił rozmówcę. Buscetta zaczął mówić i zeznawał przez dwa miesiące. Jego słowa miały wstrząsnąć fundamentami mafii po obu stronach Atlantyku.

Buscetta: "Wskrzesić honor mafii"

Tommaso Buscetta urodził się w Palermo w lipcu 1928 roku jako syn szklarza. Porzucił szkołę, mając czternaście lat, a rok później zainteresowała się nim mafia (czy cosa nostra, "nasza sprawa" - Buscetta pierwszy podał prawdziwą nazwę organizacji), gdy zabił kilku niemieckich żołnierzy. Ten czyn wystarczył, by znaleźć się wśród "ludzi honoru": mając osiemnaście lat, Buscetta został wprowadzony do rodziny Porta Nuova przez jej szefa Gaetana Filipponego.

Przez jakiś czas pracował w rodzinnym zakładzie szklarskim i ożenił się z ciężarną przyjaciółką, nie zdradzał jednak oznak stabilizacji. Na krótko przeniósł się w poszukiwaniu pracy do Turynu, a wróciwszy do Palermo, równie krótko był aktywistą związkowym. W roku 1948 wreszcie wyemigrował z żoną i dwójką dzieci do Argentyny. W Ameryce Południowej założył fabryki szkła - najpierw w Buenos Aires, potem w Sao Paulo. Jego żona nie polubiła jednak tego kontynentu, w roku 1951 Buscetta niechętnie powrócił więc na Sycylię. Podczas rozmów z Falconem wspominał ze smutkiem stare tradycje cosa nostry i "ludzi honoru", z którymi zetknął się wtedy. Wyraźnie gardził mafiosami nowego typu - z których rąk zginęło siedmiu członków jego rodziny, w tym dwóch synów - jako odstępcami od szacownej tradycji. Opowiedział wtedy długą historię swego życia, zaczynając od pierwszych spotkań z Luckym Luciano na początku lat 50., spotkania w Palermo z "Bananowym Joe" w roku 1957 i zabójstwa doktora Navarry, dokonanego przez Liggia, które zdaniem Buscetty rozpoczęło upadek starych tradycji. Mówił o założeniu Komisji, w którym odegrał niepoślednią rolę, i pierwszych wojnach mafijnych z lat 60., gdy uciekł do Meksyku, a potem do Stanów.

Co do własnego udziału w przestępstwach Buscetta pozostawał dziwnie milczący. Falcone zrozumiał jednak w lot, że ma do czynienia z kimś o wielkim znaczeniu, gdy rozmówca wyłożył mu strukturę cosa nostry, historię powstania Komisji i podał nazwiska kierujących handlem narkotykami. Buscetta prawdopodobnie uczestniczył w zakładaniu szlaku pizzy, z dużym prawdopodobieństwem brał udział w przejęciu przez Sycylijczyków korsykańskich siatek w Ameryce Łacińskiej i może nawet odpowiadał (wraz z neapolitańczykiem Michele Zazą) za tzw. nową rodzinę, koordynującą eksport kokainy do Europy i Stanów. Te kwestie Falcone pozostawił jednak na drugim planie. Buscetta, znany jako "don dwóch światów", był najważniejszym w historii świadkiem z własnej woli składającym zeznania przeciw mafii i jego współpraca przynosiła bezcenne efekty.

W połowie przesłuchań Falcone wezwał swego amerykańskiego partnera, który znał dość dobrze trzecią żonę mafiosa, i obaj śledczy zaczęli rozważać możliwość wykorzystania zeznań po obu stronach Atlantyku. Buscetta spokojnie wyraził zgodę. Nie chciał żadnych specjalnych względów dla siebie, prosił jedynie o pomoc dla swej rodziny. Wyraźnie wierzył, że to, co robi, służy nadszarpniętemu honorowi mafii z dawnych dni, starej cosa nostrze.

MASOWE ARESZTOWANIA NA SYCYLII I W NOWYM JORKU

Na podstawie zeznań Buscetty oraz tego, co Falcone i członkowie sztabu antymafijnego już wiedzieli, można było przystąpić do działania. Wczesnym rankiem 29 września 1984 roku rozpoczęła się operacja "San Michele" - policja otrzymała ponad 350 nakazów aresztowań, zamknęła ulice Palermo i przystąpiła do działania, wyciągając z łóżek zarówno żołnierzy, jak i przywódców mafii. To samo powtórzyło się miesiąc później - ogółem wydano ponad 500 nakazów. Choć rodzina Greco i Toto Riina wciąż się ukrywali, operacja stanowiła ogromny sukces. Trzy nakazy wystawiono na nazwiska byłego specjalisty ds. wyceny gruntów i burmistrza Palermo Vita Ciancimino oraz bajecznie bogatych kuzynów Nina i Ignazia Salvów. Były to pierwsze kroki ku tzw. trzeciemu poziomowi mafii.

Trzy miesiące po Salvach - również dzięki zeznaniom Buscetty, ale i prowadzonym przez Amerykanów podsłuchom telefonicznym i ukrytym mikrofonom (jeden z nich znajdował się nawet w samochodzie szefa mafii) - aresztowano całą nowojorską Komisję: Paula "Big Pauliego" Castellano z rodziny Gambino, Phila "Rusty'ego" Rastellego (Bonanno), reprezentującego rodzinę Genovese Anthony'ego "Grubego Tony'ego" Salerno, Tony'ego "Tony Ducks" Coralla (Lucchese) i Gennaro "Gerry'ego Langa" Langellę, kierującego rodziną Colombo. Ich średni wiek wynosił 70 lat, a średnia kaucja ponad 2 mln dolarów (jej wpłacenie nie zabrało im nawet godziny).

Proces rozpoczął się 8 września 1986 roku, poprzedzony przygotowaniami prawnymi - wydzieleniem kilku spraw do osobnego rozpatrzenia i dodaniem nowych oskarżonych, jak Carmine Persico - kolejny szef rodziny Colombo, czy jeden z zabójców Carmine Galantego - Anthony "Bruno" Indelicato. Buscetta był pierwszym i najważniejszym świadkiem oskarżenia, choć nie jedynym (jeden z zabójców zgodził się zostać świadkiem koronnym, gdyż nie mógł znieść rozłąki ze swym przyjacielem). Ważnych danych dostarczyły też wielogodzinne nagrania z podsłuchów. Cztery miesiące później sędzia uznał wszystkich oskarżonych za członków "działającej od lat organizacji przestępczej" i skazał każdego z nich na 100 lat więzienia (z wyjątkiem Indelicata, który za morderstwo Galantego dostał 45 lat). Słowa, które wypowiedział pod adresem jednego z podsądnych, można odnieść do każdego z nich: "Pańskie życie polegało w zasadzie jedynie na terroryzowaniu tej społeczności dla własnych korzyści finansowych".

Na ławie oskarżonych zabrakło jednak Paula Castellano, który według nagrań przesłuchanych przez agencje amerykańskie (a później adwokatów obwinionych) tracił panowanie nad sytuacją. Kilka lat wcześniej potępił handel heroiną, co poważnie zachwiało jego rodziną, a obecnie okazało się, że w domu Castellana zainstalowano podsłuch, miejscowi związkowcy wymknęli mu się spod kontroli, a na swego zastępcę zamierzał wyznaczyć zwykłego szofera, z którym omawiał działalność Komisji. Na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia w roku 1985 zarówno Castellano, jak i ambitny szofer zostali zastrzeleni przed manhattańską restauracją "Sparks" przez trzech mężczyzn w prochowcach i kapeluszach. Morderstwo zostało zlecone przez Johna Gottiego, równie ambitnego przywódcę niższej rangi w kierowanej przez Castellana rodzinie Gambino, który musiał jednak uzyskać wcześniej zgodę Komisji.

Sycylijski superproces

W lutym 1986 roku, miesiąc po wydaniu wyroku, który zakończył proces nowojorski, rozpoczął się na Sycylii superproces. Rozprawa przebiegała w specjalnie wybudowanym i zabezpieczonym bunkrze, połączonym z palermskim więzieniem Ucciardone. Czterystu pięćdziesięciu sześciu oskarżonym przedstawiano rozmaite zarzuty.

Jeden z kuzynów Salvo nie mógł się pojawić - zmarł na raka w szwajcarskiej klinice - a Toto Riina wciąż się ukrywał. Na ławie oskarżonych zasiadł jednak Luciano Liggio i Pippo Caló, szef rodziny Porta Nuova (do której przyjęto Buscettę), pełniącego funkcję ambasadora cosa nostry w Rzymie, gdzie Caló miał 11 apartamentów. W jednym z nich policja znalazła jedenaście kilogramów czystej heroiny, a w innym duży zapas materiału wybuchowego T4, bardziej znanego jako heksogen. Jak się okazało, materiału tego użyto w zamachu bombowym przeprowadzonym dwa lata wcześniej na ekspres Neapol-Mediolan i uważanym dotąd za akcję prawicowych terrorystów. Zginęło wtedy 16 ludzi, a 200 odniosło rany. Nagłośnienie tej sprawy miało odciągnąć uwagę opinii publicznej od zeznań Buscetty i innych informatorów. Z opóźnieniem pojawił się na procesie Michele "Papież" Greco, aresztowany podczas porannego nalotu na leżącą 40 kilometrów na wschód od Palermo farmę (do tego czasu sądzony był in absentia).

Akt oskarżenia - rezultat nadzwyczajnej pracy Falconego i jego zespołu - liczył ponad 8000 stron, zawierał zeznania coraz liczniejszych pentiti, w tym bliskiego sojusznika i przyjaciela Tommasa Buscetty. Świadectwa te zebrano nie bez ryzyka: w kwietniu 1985 roku na sędziego śledczego w Trapani dokonano zamachu bombowego i choć on sam uszedł z życiem, zginęła przechodząca ulicą kobieta i jej dwoje dzieci. W lipcu i sierpniu 1986 roku, w ciągu dziewięciu dni dymisje otrzymali szef policji w Palermo Giuseppe Montana i zastępca dowódcy lotnej brygady policyjnej Antonio Cassara. Połowa członków tej ostatniej formacji złożyła wtedy rozpatrzone pozytywnie podania o przeniesienie z Sycylii.

W trakcie procesu pojawiły się jednak oznaki zmian na lepsze. W lipcu 1985 roku burmistrzem Palermo został Leoluca Orlando, radykalny polityk młodego pokolenia, który uczynił miasto stroną postępowania. Mówił on otwarcie o mafii, pojawiał się na sali sądowej i siadał obok rodzin ofiar gangsterów. W ten sposób zaczynała się rodzić społeczna odwaga i "palermska wiosna" - studenci organizowali demonstracje, a miejscowi jezuici kampanię mającą na celu przekonanie Kościoła, by chociaż przemówił przeciw cosa nostrze.

Proces ciągnął się przez dwa lata, ale 344 oskarżonych zostało w końcu uznanych za winnych. Dziewiętnastu szefów otrzymało wyroki dożywocia - wśród nich znaleźli się Liggio, Pippo Caló i "Papież" Greco. Sprawiedliwość nie tknęła jednak "trzeciego poziomu" mafii: popierających ją polityków, którzy bez wątpienia pozostawali w całej sprawie nadzwyczaj aktywni. Falcone powtarzał podczas całego śledztwa każdemu, kto zechciał go wysłuchać: "Całymi miesiącami prosiliśmy o ludzi i środki [...], ale prawie bez skutku". Po procesie oskarżyciel został po prostu odstawiony na boczny tor. Na stanowisko naczelnego prokuratora wyspy mianowano człowieka, który ostatnią sprawę kryminalną prowadził w północnych Włoszech w roku 1949, a sam Falcone musiał złożyć podanie o przyjęcie do pracy w rzymskim Ministerstwie Sprawiedliwości. Podjęto nieliczne nowe śledztwa, a w społeczności pojawiła się obawa, że sąd apelacyjny wkrótce uniewinni skazanych (co regularnie zdarzało się w przeszłości). Kwiaty "Wiosny palermskiej" bez opieki ze strony rządu zaczynały więdnąć.

Stopień tego uwiądu ujawnił się w 1991 roku, gdy drobny przedsiębiorca z Palermo Libero Grassi ogłosił publicznie w państwowej telewizji, że odmówił płacenia haraczu, i wkrótce potem został zastrzelony, gdy wychodził z domu. Mimo klimatu "Wiosny palermskiej", na jego pogrzebie pojawiła się tylko najbliższa rodzina. Sytuacja zaczęła przypominać przeszłość: nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie mówił. Dopiero piętnaście lat później, w październiku 2006 roku, za morderstwo Grassiego skazano członków mafii, braci Francesca i Salvina Madiniów.

Giovanni Falcone pracuje na drugim planie

Za kulisami zdarzyło się tymczasem coś, co zaskakuje nawet dzisiaj. Premierem w latach 1989-1992 (jak się okazało, kluczowym okresie) był Giulio Andreotti. Choć wyznaczył on na ministra spraw wewnętrznych człowieka zdemaskowanego później jako bliski współpracownik neapolitańskiej kamorry i agitował z zapałem na rzecz co najmniej jednego niewątpliwego kandydata mafii do parlamentu sycylijskiego, walka z cosa nostrą mimo wszystko trwała. Zatwierdzono (z pomocą Falconego w Ministerstwie Sprawiedliwości) nowe prawo powołujące między innymi policyjną jednostkę antymafijną o zasięgu krajowym i biuro prokuratora antymafijnego. Andreotti, znajdujący się pod presją prawników i opinii publicznej po zabójstwie Libero Grassiego, odmówił tymczasem wypuszczenia na wolność przed apelacją skazanych w superprocesie.

W Palermo mafia wygrała już jedną apelację Sąd odrzucił tzw. zasadę Buscetty, głoszącą, że członkostwo w Komisji w określonym czasie oznacza także odpowiedzialność za popełnione w tym okresie morderstwa. Latem 1991 roku miało jednak nadejść wielkie starcie: ostateczne rozpatrzenie sprawy przez Najwyższy Sąd Apelacyjny w Rzymie, który zdaniem ogółu miał odrzucić wyroki. Opinia ta opierała się na założeniu, że sędzią będzie Corrado Carnevale, znany w kręgach prawniczych jako Amazzasentenze ("zabójca wyroków"). Carnevale uchylił już wyroki ponad 400 członków cosa nostry i według późniejszych pentiti jej przywódcy uznali zapewne, że ich sprawy potoczą się tak samo.

Doznali jednak zawodu. Pod wielką presją parlamentarzystów, członków aparatu sądownictwa i Ministerstwa Sprawiedliwości prezes sądu wyznaczył nie Carnevalego, ale innego sędziego o nieposzlakowanej uczciwości. W styczniu 1992 roku wyroki zostały utrzymane.

Cosa nostra wypowiada wojnę państwu

Po dwóch miesiącach od tej decyzji mafia rozpoczęła wojnę z państwem. Jej przedstawiciel w Rzymie Salvo Lima, który miał odpowiadać za załatwienie wszystkiego po myśli cosa nostry, został zastrzelony przez zabójców na motocyklach w nadmorskim kurorcie Mondello (12 marca). Lima był uważany za nietykalnego - siedmiokrotny burmistrz Palermo cieszył się znacznymi wpływami i nawet w Parlamencie Europejskim znano go powszechnie jako "wicekróla Sycylii". Jego śmierć na początku nowej kampanii wyborczej stanowiła najwyraźniejszy z możliwych komunikat dla władz centralnych: "nie posłuchaliście nas na własną odpowiedzialność". Lima przygotowywał się właśnie do przyjazdu Andreottiego, który za kilka dni miał wesprzeć kandydatów chadecji. W związku z zamachem premier przyjechał wcześniej, by wziąć udział w pogrzebie - według zgodnych relacji, poszarzały na twarzy, sprawiał wrażenie zaszokowanego i wstrząśniętego.

Riina i Komisja nie poprzestali jednak na tym. Dwudziestego trzeciego maja Giovanni Falcone wylatywał z żoną z Rzymu na weekend do swego domu w Palermo. Podróż rządowym samolotem miała tajny charakter, a na lotnisku oczekiwali ich liczni ochroniarze. Był tam też jeszcze ktoś -mafioso z telefonem komórkowym zaalarmował grupę czekającą nad lotniskiem i zjazdem na autostradę w Capaci. Gangsterzy pilnowali tu rur odwadniających, w których kilka dni wcześniej umieścili pół tony plastiku. Gdy pojawiły się samochody wiozące Falconego i ochroniarzy, jeden z mafiosów odpalił ładunek wybuchowy.

Ochroniarze w czołowym wozie zginęli na miejscu, ci jadący z tyłu odnieśli jedynie lekkie obrażenia. Falcone i jego żona (także sędzia), siedzący w środkowym samochodzie, zmarli w nocy, krótko po dotarciu do szpitala.

Paolo Borsellino, przyjaciel Falconego, który zajął pod koniec 1991 roku jego stare stanowisko w Palermo, pojawił się na bloku intensywnej terapii, by towarzyszyć mu przy łożu śmierci, Świadkowie opowiadali później, że zdawał się wtedy składać jakąś przysięgę. Borsellino odtąd pracował coraz intensywniej: przesłuchiwał nowych pentiti, porównując ich zeznania i podążając podsuniętym mu tropem. Jego zastępca powiedział: "Straszliwie się spieszył [...], jak ktoś, kto wie, że jego godziny są policzone [...]. Wiedział, że czas ucieka".

Czas dobiegł końca 19 lipca, gdy wiadomości z Mediolanu pokazały, jak dalece korupcja przeżarła całe Włochy. Borsellino, korzystając z rzadkiej wolnej niedzieli, zadzwonił do swej matki w Palermo, uprzedzając o wizycie. Rozmowa ta została podsłuchana i przed domem jego matki stanął pospiesznie wysłany, podniszczony samochód. Gdy Borsellino przybył na miejsce, sześciu ochroniarzy (w tym kobieta) rozstawiło się na ulicy z gotowymi do strzału pistoletami maszynowymi. Wybuch rozerwał całą siódemkę na kawałki. Domy w okolicy zostały zniszczone do wysokości trzeciego piętra, choć dom matki Borsellina był oddalony od ulicy o 30 metrów.

Między zgonami Falconego i Borsellina kolejną sprawę superprocesu poprowadził sędzia Corrado Carnevale z Najwyższego Sądu Apelacyjnego. Oświadczył wtedy, że nie istnieje żadna Komisja czy Cupola, nie ma też osób zwanych donami czy "ludźmi honoru", powtarzając nieświadomie stare sycylijskie powiedzenie: "Mafia? Co to takiego?". Carnevale został później usunięty ze składu sądu, a wkrótce potem po raz pierwszy przeprowadzono w jego sprawie śledztwo.

W roku 1993 Carnevalego zawieszono za związki z Giulio Andreottim, któremu postawiono zarzuty powiązań z mafią. Osiem lat później sędzia został skazany na sześć lat za przestępczą konspirację z cosa nostrą. Wyrok ten unieważniono w 2002 roku, Carnevale mógł więc wrócić do pracy.

Pogrzeby: reakcja opinii publicznej

Śmierć Falconego i Borsellina zmieniła wiele. Na pogrzebie Falconego i innych ofiar "masakry w Capaci" pojawiło się około 40 tys. ludzi. Młoda wdowa po jednym z policjantów zmusiła zgromadzonych przywódców państwa do uklęknięcia; po uczczeniu pamięci zabitych i modlitwie powiedziała: "Państwo, państwo - dlaczego w organach państwa wciąż znajdują się mafiosi? Przebaczam wam, ale uklęknijcie. Oni się nie zmienią - zbyt dużo krwi, a nie ma miłości, nie ma miłości, nie ma miłości. Miłości nie ma tu wcale".

Na balkonach, a potem w szkołach całego Palermo wnet pojawiły się transparenty: "Falcone, wciąż żyjesz w naszych sercach", "Wiem, ale nie mam dowodu" czy "Palermo zrozumiało, a państwo?". Odbywały się demonstracje i warsztaty a studenci udali się nawet do wioski trapionej ostatnio wojnami mafijnymi i symbolicznie zajęli ją na jeden dzień.

Po drugim zamachu ludzi ogarnęła wściekłość i rozpacz. Żona Borsellina odrzuciła ofertę państwowego pogrzebu, a gdy w katedrze w Palermo chowano zabitych ochroniarzy, politycy i szef miejscowej policji musieli być chronieni przed gniewem tłumu i wielu obecnych policjantów. Skandal Tangentopoli ("Łapówkowa"), skomplikowanego systemu przekupstwa działającego na każdym poziomie włoskiego państwa, zaczynał sięgać najwyższych sfer rządowych, a przyszłość zapowiadała się niesłychanie posępnie. W londyńskim "Observerze" pisano: "Kraj znajduje się w stanie chaosu, w stanie wojny. Ma najwyższy współczynnik morderstw we Wspólnocie Europejskiej, szalejącą korupcję, chorowitą gospodarkę, nieudolny rząd oraz rozgniewane i zażenowane społeczeństwo".

Aresztowanie Toto Riiny: pojawiają się "skruszeni"... i Giulio Andreotti

Dla mieszkańców Palermo pojawiła się jednak pewna nadzieja. Przyniosło ją po śmierci Borsellina 7000 żołnierzy wysłanych na Sycylię. Niedługo potem, 15 stycznia 1993 roku, w Palermo ujęto przywódcę mafii, ukrywającego się od dwudziestu czterech lat Toto Riinę. "Kim jesteście?" - brzmiało pierwsze pytanie bossa cosa nostry, wyciągniętego z samochodu i rzuconego na chodnik. Najprawdopodobniej obawiał się jakiegoś wewnętrznego przewrotu i z ulgą przyjął aresztowanie. Policję doprowadził do niego jeden z nowych pentiti Baldassare Di Maggio, przekonany, że Riina wydał na niego wyrok śmierci. Gdy został zatrzymany, zrozumiał, że nie ma wyjścia. "Jestem martwy - oświadczył - ale jestem człowiekiem honoru. Mogę was doprowadzić do Riiny".

Po tym aresztowaniu liczni pentiti, składający wcześniej zeznania ze względu na, jak to określił jeden z nich, "nieubłaganą taktykę śmierci stosowaną przez cosa nostrę", podjęli nowy wątek. Bezpieczni w kryjówkach na terenie Włoch lub (jak w przypadku Buscetty) USA, zaczęli mówić o Andreottim. Na szczęście zeznań tych wysłuchiwał Gian Carlo Caselli, nowy naczelny prokurator i według historyka Paula Ginsborga "najodważniejszy i najbardziej oddany służbie urzędnik Europy swych czasów". To właśnie on w marcu 1993 roku formalnie poinformował Andreottiego, polityka Republiki Włoskiej o najdłuższym stażu i sześciokrotnego premiera, o wszczęciu wobec niego śledztwa w sprawie współpracy z cosa nostrą.

MAFIA I POLITYKA

Do powojennej polityki włoskiej wkraczało się na własne ryzyko. Stanowiła ona labirynt stale zmieniających się sojuszy, układów sił, rządów, zdrad i łask, udzielanych, oczekiwanych i kupowanych. Fundament tego wszystkiego, owego ponurego gnojowiska bizantyjskich intryg, stanowiła mieszanka klientyzmu i pieniędzy.

Politycy okresu powojennego mieli bowiem do swej dyspozycji więcej pieniędzy niż w jakimkolwiek innym okresie historii Włoch. Mogli też kierować je prawie zawsze tam, gdzie zechcieli. Ta finansowa potęga wydatnie zwiększała ich szanse na utrzymanie stanowisk dzięki wdzięczności obdarowanych.

Ponieważ podobnie działała mafia sycylijska, dołączenie do tego systemu dystrybucji (polegającego w dużym skrócie na zasadzie "pieniądze za głosy") nie stanowiło dla niej większych kłopotów. Gangsterzy zorganizowali więc wiele lokalnych oddziałów chadecji, dostarczając nowych członków i głosów wyborczych. Gdy okazało się, że obrali właściwy kierunek, rozpoczęli przejmowanie tych samorządów miejskich, których jeszcze nie opanowali.

Ten krok okazał się przełomowy, gdyż władza na tym szczeblu (szczególnie w Palermo) dawała nieograniczoną wolność działania: mafia mogła teraz zanieczyszczać środowisko czy budować rudery i uzyskiwać na to zezwolenia. Korzystała z tego podczas rozkwitu budownictwa pod koniec lat 50., gdy jej ludzie Salvo Lima i Vito Ciancimino objęli w Palermo stanowiska burmistrza i kontrolera robót publicznych. Jak utrzymywał Buscetta, ojciec Limy był pełnoprawnym członkiem mafii, a Ciancimino z dużym prawdopodobieństwem został wprowadzony do rodziny, którą kierował później Toto Riina. Obaj utrzymywali z pewnością stały kontakt z cosa nostrą, podobnie jak ich przyjaciele Nino i Ignazio Salvowie, którzy dorobili się fortuny jako poborcy podatkowi.

Gdy poczyniono ten pierwszy krok (uzyskując w nim wolność działania lokalnego bez ingerencji czy nawet większego zainteresowania ze strony rzymskich patronów), macki piovry, mafijnej ośmiornicy, nieuchronnie zaczęły sięgać wyżej. Gdy Salvo Lima, niezmiernie bogaty i potężny, został w roku 1968 parlamentarzystą, przystąpił do bardzo starannego wyboru człowieka, któremu zaoferuje smakowity kąsek, jaki stanowiła Sycylia.

Salvo Lima, Salvowie i "apoteoza"

Giulio Andreotti - przygarbiony okularnik o odstających uszach - pełnił w trakcie wojny i po niej rozmaite funkcje w katolickich organizacjach studenckich, by w 1947 zostać ministrem (w wieku 28 lat). Od tego czasu wchodził w skład każdego gabinetu rządowego, choć nie był premierem - jego wpływy w chadecji okazywały się zbyt ograniczone. Gdy Lima zaoferował swą pomoc na Sycylii, Andreotti mógł wreszcie dostać to, czego pragnął. Tak jak Lima i jego przyjaciele.

Do andreottańczyków, jak ich nazwano na wyspie, wkrótce przylgnęła opinia nieposkromionych łapówkarzy. Choć sam Andreotti stale twierdził, że nie miał pojęcia o sytuacji na Sycylii, przeczy to jego wizerunkowi niestrudzonego zbieracza nawet najdrobniejszych informacji. Regularnie odwiedzał wyspę w trakcie kampanii wyborczych i nie szczędził czasu na omawianie tutejszych spraw. Gdy Ciancimino, któremu nie udało się zbudować własnej sieci poparcia, złożył premierowi w listopadzie 1976 roku wizytę z pokojową ofertą, został wraz z Salvo Limą uprzejmie przyjęty w biurze Andreottiego. Lima pisał o tym spotkaniu jako: "dążącym do ustanowienia w Palermo ogólnego spokoju".

W roku 1979 Andreotti poleciał do Palermo, by wygłosić mowę na wielkim wiecu wspierającym kandydaturę Salvo Limy do Parlamentu Europejskiego. Pojawił się na scenie przy dźwiękach hymnu w towarzystwie Limy i wszystkich ważniejszych postaci Sycylii: Piersantiego Mattarelli, szefa tamtejszej chadecji (zastrzelonego rok później), sekretarza Rosaria Nicolettiego (w 1984 roku popełnił samobójstwo po oskarżeniu o współpracę z cosa nostrą), Vita Ciancimina (po pięciu latach aresztowanego; był pierwszym włoskim politykiem skazanym za członkostwo w mafii) oraz Nina Salva (aresztowanego przed superprocesem, lecz zmarłego w jego trakcie; jego kuzyn Ignazio został skazany, a w roku 1992 zastrzelony w Palermo). Po wiecu w należącym do Salvów podmiejskim hotelu Zagarella odbył się bankiet na 300 osób. Według słów świadka wyglądał on "jak apoteoza" (choć Andreotti później wypierał się jakiejkolwiek znajomości z właścicielami ośrodka).

Andreotti przed Komisją

W roku 1980 Andreotti pojawił się ponownie w Palermo, przylatując prywatnym, wynajętym przez Salvów samolotem na swe pierwsze spotkanie z Komisją (w rozmowie uczestniczyli Lima i Salvowie). Miało się ono odbyć w należącym do mafii domku myśliwskim. Andreotti chciał dowiedzieć się, dlaczego zabito Piersantiego Mattarellę, a jeden z późniejszych pentiti, pełniący straż na zewnątrz, słyszał krzyki. Stefano Bontate, reprezentant cosa nostry w rozmowach z politykami (zamordowany przez Riinę rok później), opowiedział temu świadkowi, co przekazano Andreottiemu: "Na Sycylii my wydajemy rozkazy. Jeśli nie chcesz kompletnie zniszczyć chadecji, rób to, co mówimy. W przeciwnym razie wycofamy głosy na ciebie. Nie tylko na Sycylii, ale w całych południowych Włoszech. Możesz wtedy liczyć tylko na wyborców z północy, a tam wszyscy i tak głosują na komunistów. Przyjmij to do wiadomości".

Buscetta, bliski przyjaciel Bontatego, nazwał później chadeków Andreottiego "politycznym ramieniem cosa nostry". Inny pentito, były radny z Palermo, posunął się dalej, określając chadeków jako prawdziwą rodzinę mafijną, w której Andreotti był znany Sycylijczykom jako "wujek Giulio" (Riina nosił przydomek "wujka Toto"). Andreottiego, Limę i Bontatego przypuszczalnie łączyło coś jeszcze: członkostwo w tajnej loży masońskiej Propaganda Due (P2). W tym miejscu opowieść zaczyna się robić jeszcze mroczniejsza.

SKANDAL Z P2: ROBERTO CALVI, WATYKAN I MAFIA

W marcu 1981 roku oddział policji finansowej, działający na zlecenie sędziów śledczych badających bankructwo Michele Sindony, przeszukał willę pod Florencją. Należała do finansisty Licio Gellego. W jego biurze znaleziono niepełną listę członków tajnej dotąd loży o nazwie P2, której Gelli był czcigodnym mistrzem. Lista zaczynała się od numeru 1600 i zawierała nazwiska wszystkich szefów tajnych służb, 12 generałów karabinierów, 5 policji finansowej, 22 armii, 4 lotnictwa i 8 admirałów, a ponadto 14 sędziów, 44 parlamentarzystów i 10 szefów banków. Widniał tam też Michele Sindona, zabity dziennikarz Mino Pecorelli i biznesmen oraz przyszły premier Silvio Berlusconi.

Policja znalazła w domu Gellego teczki ze ściśle tajnymi materiałami, pochodzące najwyraźniej od pracujących w odpowiednich służbach członków P2. Materiałów tych zamierzano bez wątpienia użyć - lub nawet już użyto - do szantażu. Ujawniono poza tym bezsprzeczne dowody, że P2 organizowała prawicowy zamach stanu, i ciekawy dokument odnoszący się do przelewu na szwajcarskie konto sekretarza Włoskiej Partii Socjalistycznej Bettina Craxiego siedmiu milionów dolarów. Transferu dokonał bankier i członek loży Roberto Calvi.

Mussolini zakazał działalności masonerii, odrodziła się ona jednak po II wojnie światowej pod wpływem Amerykanów widzących w niej tajny bastion antykomunizmu. W roku 1971 stało się jednak jasne, że organizacja nie odegrała większej roli w walce ze wstrząsami społecznymi poprzedniej dekady, wielki mistrz jednego z najważniejszych jej zgrupowań, Wielkiego Wschodu Włoch, powierzył więc Gellemu (zdeklarowanemu faszyście) misję odbudowy starej loży "Propaganda" pod nazwą P2.

Dokumenty odnalezione później w walizce wywiezionej potajemnie z kraju przez córkę Gellego świadczyły, że P2 uznawała za wrogów partię komunistyczną i ruch związkowy. Jej cel stanowiła "całkowita kontrola" rządu, osiągnięta dzięki rozległej korupcji. Loża kupiła już czołową gazetę Włoch "Corriere delia Sera", a jej środki finansowe zwiększyły inwestycje z banku Watykanu, Instytutu Dzieł Religijnych, kierowanego przez urodzonego w Chicago arcybiskupa Paula Marcinkusa.

W momencie odkrycia wspomnianej walizki Roberto Calvi (zwany z racji powiązań z Watykanem i Marcinkusem "bankierem Boga") już nie żył - znaleziono go w Londynie, wiszącego pod mostem Blackfriars. Jego Banco Ambrosiano, który przejął po Sindonie rolę pralni mafijnych dochodów z handlu narkotykami, właśnie zbankrutował z długami sięgającymi 1,3 mld dolarów. Londyński koroner uznał śmierć Calviego za samobójstwo, jednak podczas dalszego śledztwa ustalono w roku 1993, że został on zamordowany (prawdopodobnie przez masonów, gdyż członkowie P2 określali się jako frati neri, "czarni bracia"). Skruszony gangster Francesco Marino Mannoia wymienił nawet nazwisko mordercy: był nim mafioso i handlarz narkotyków Franco Di Carlo, wykonujący rozkaz Licio Gellego i Pippa Caló. Walizka, którą Calvi miał ze sobą, pojawiła się jeszcze publicznie, choć na krótko: razem z zawartością kupił ją biskup z Watykanu, wystawiając czek w dolarach na ośmiocyfrową sumę, płatny przez watykański bank Marcinkusa.

Marcinkus i anonimowy biskup, jako obywatele suwerennego państwa Watykan, byli wyłączeni spod włoskiego śledztwa. Gelli został aresztowany w Szwajcarii i wydany Włochom, uciekł jednak z więzienia helikopterem, by skryć się w swych posiadłościach w Urugwaju. W ręce sprawiedliwości trafił ponownie w Szwajcarii, która wydała go Włochom pod warunkiem sądzenia jedynie za przestępstwa finansowe związane z upadkiem Banco Ambrosiano (choć formalnie Gellego oskarżono o zlecenie morderstwa Roberto Calviego). W późniejszym okresie skazano go także za organizację zamachu bombowego na bolońskim dworcu głównym (gdzie zginęło 85 osób), nie odbył jednak tego wyroku. We wszystkich sprawach dotyczących P2 jedynie generał Gianadelio Maletti, szef kontrwywiadu wojskowego, otrzymał wyrok bez zawieszenia, ale i on zdołał przed jego ogłoszeniem zbiec do RPA. Bettino Craxi, były premier z partii socjalistycznej, skazany na 25 lat więzienia za korupcję, wybrał później to samo rozwiązanie - uciekł w trakcie procesu do swej rezydencji w Tunisie, gdzie nie mogła go dosięgnąć ekstradycja, i wyrok wydano zaocznie.

Franco Di Carlo zgodził się zostać świadkiem koronnym, zaprzeczył jednak, by zabił Calviego, choć prosił go o to Pippo Caló. Według zeznań Di Carla, mordercami byli Sergio Vaccari i Vincenzo Casillo, członkowie kamorry, którzy sami później zginęli. W lipcu 2003 roku na ławie oskarżonych zasiedli Pippo Caló, Flavio Carboni, Manuela Kleinszig, Ernesto Diotallevi oraz były ochroniarz i kierowca Calviego Silvano Vittor. Proces odbył się w specjalnie ufortyfikowanej sali sądowej w rzymskim więzieniu Rebibia. W czerwcu 2007 roku cała piątka została uniewinniona z "braku wystarczających dowodów".

Mafia i masoni

Jak bardzo w działalność P2 była zaangażowana mafia? Nie wiadomo. Część wyższych członków cosa nostry z pewnością uczestniczyła w loży obok Limy, Calviego i Sindony; mogła też istnieć sieć lóż prowincjonalnych, szczególnie na Sycylii i w Kalabrii. Jeden z przywódców Wielkiego Wschodu poświadczył związki między masonerią a mafią, a pewien wielki mistrz, zbadawszy listy własnej organizacji, podał się natychmiast do dymisji, oświadczając: "Zobaczyłem potwora". Istnieją również dowody na to, że pod koniec lat 70. mafiosi licznie dołączyli do lóż, a burmistrz Palermo Leoluca Orlando utrzymywał, że cosa nostrę i masonerię łączy ścisły związek.

O istnieniu takich powiązań świadczy praca pewnego sędziego śledczego z Kalabrii, który zajął się oszustwami w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej. Odkrył on korespondencję między Gellim a lokalną lożą kalabryjską i ustalił, że ten pierwszy (wraz ze 128 wspólnikami) tworzył sieć handlu bronią, narkotykami oraz drogimi metalami. Na tym śledztwo się zakończyło - personel sędziego został natychmiast zredukowany o połowę, a on sam nie otrzymał awansu. Wysunął on później oskarżenie pod adresem skorumpowanych policjantów, należących do opanowanych przez kryminalistów lóż, i dostarczył Radzie Sądownictwa listę nazwisk sędziów masonów wspomagających przestępczość zorganizowaną. Poinformował nawet rzymską komisję antymafijną, że jeden z jej członków należy do P2.

Cała sprawa P2 została jednak rozmyta, mimo że pierwsze wieści na ten temat doprowadziły do upadku rządu. Dochodzenie odebrano sędziom śledczym i przekazano prokuratorowi w Rzymie, a w 1994 roku tamtejszy sędzia ostatecznie uznał P2 za "zwykłą" lożę masońską, tajemną jedynie dla "głuchych i niepiśmiennych". Wyrok Sądu Najwyższego był bardziej wyważony, ale i on uznawał lożę nie za organizację konspiracyjną, lecz za "stowarzyszenie biznesowe"!

Czy funkcję wielkiego mistrza tego "stowarzyszenia biznesowego" rzeczywiście pełnił Giulio Andreotti, jak przysięgała wdowa po Calvim? Większość Włochów nie uwierzyłaby, gdyby tego nie robił, gdyż wielki manipulator zdawał się trzymać wszystkie sroki za ogon. Nigdy jednak nie pojawiły się dowody, które by to potwierdzały lub temu zaprzeczały. Andreotti przyznawał, że natknął się na Gellego w Buenos Aires, w oficjalnej rezydencji Juana Peróna, a wcześniej znał Gellego jedynie jako szefa firmy produkującej materace. W programie dyskusyjnym powiedział: "Pomyślałem, że to ktoś, kto wygląda jak dyrektor generalny fabryki materaców Permaflex z Frosinone".

Pocałunek: szczyt Andreotti-Riina

Andreotti znał jednak Toto Riinę - tak przynajmniej zeznał pentito Baldassare Di Maggio, kierowca Riiny, który wydał go policji. W roku 1993, gdy Riina znalazł się za kratkami, Di Maggio opowiedział przesłuchującym o pewnym wrześniowym dniu sprzed sześciu lat, gdy podczas corocznego Festiwalu Przyjaźni organizowanego przez chadecję miał zawieźć "wujka Toto" na ważne spotkanie.

Andreotti zatrzymał się w hotelu Villa Igiea. Tego dnia miał odbyć dwie rozmowy: pierwszą rano, a drugą o 18.00. Pomiędzy nimi dał wolne ochronie, ustalając spotkanie z nią na późniejszą godzinę. Nie pojawił się na obiedzie w hotelowej restauracji. Jednym słowem, zniknął.

Baldassare Di Maggio zabrał tymczasem Toto Riinę do mieszkania Ignazia Salva, gdzie ten czekał w areszcie domowym na wyrok w superprocesie. Di Maggio opisał później szczegółowo wystrój domu, włącznie z umeblowaniem salonu, do którego wprowadził ich mafioso służący gospodarzowi za kierowcę i przybocznego. Siedziało tam trzech mężczyzn: Ignazio Salvo, Salvo Lima i Giulio Andreotti, "którego rozpoznałem bez najmniejszej wątpliwości". Di Maggio dodał, że Andreotti przed przejściem do innego pokoju pocałował Ignazia Salva i podał rękę pozostałym, natomiast "Riina pocałował wszystkich trzech: Andreottiego, Limę i Salva".

W tradycji mafijnej pocałunek oznacza czasami wyrok śmierci, stanowi jednak także symbol najwyższego szacunku. Tym razem nadawał spotkaniu charakter szczytu międzypaństwowego, rozmowy na równym poziomie. "Wujek Toto" i "wujek Giulio" mieli omawiać sprawy o życiowym znaczeniu (i być może również śmiertelnym).

Spotkanie według relacji Di Maggia trwało 3-3,5 godziny. Świadek uznał, że jego tematem był niewątpliwie superproces ciągnący się już od półtora roku (miał trwać jeszcze trzy miesiące). Cosa nostra próbowała go storpedować wszelkimi środkami: nie powiodła się próba odsunięcia sędziego pod pretekstem stronniczości i wykroczeń.

Zażądano, by wszystkie dokumenty (ponad 8000 stron) odczytywano w sądzie na głos, tak by proces przeciągnął się do czasu, aż minie termin dopuszczalnego przetrzymywania oskarżonych w areszcie, jednak parlament specjalnie uchwalił nową ustawę, mającą zapobiec podobnym wybiegom. Riina chciał teraz dowiedzieć się, dlaczego chadecy nie dołożyli wszelkich starań, by ją zablokować. Musiał także zażądać od Andreottiego gwarancji na przyszłość.

Po spotkaniu szef mafii milczał i Di Maggio po prostu odwiózł go do domu. Andreotti wrócił do hotelu, spotkał się z ochroniarzami i ledwie zdążył na swą drugą rozmowę.

Andreotti przed sądem

Gdy ta relacja częściowo naocznego świadka dotarła do opinii publicznej, Andreotti nie otrzymał nominacji na prezydenta z powodu wiszących już nad nim podejrzeń. Jako pocieszenie przyznano mu tytuł dożywotniego senatora, zapewniający immunitet, który należało uchylić w razie wytoczenia procesu. Buscetta tymczasem złożył zeznanie w senacie, twierdząc, że Andreotti kierował politycznym wydziałem mafii, a inny pentito wyraził się bez ogródek: "Najpewniejszym politycznym punktem oparcia dla cosa nostry był senator Andreotti". Sędziowie śledczy z Palermo przedstawili z kolei jako dowód dziennik zamordowanego generała dalla Chiesy, uznając, że należy wykluczyć możliwość pisania nieprawdy w całkowicie prywatnym dokumencie.

Dalla Chiesa utrwalił w nim kilka spotkań z pełniącym wówczas funkcję premiera Andreottim. Na jednym z nich poskarżył się na niedostateczne wsparcie ze strony chadeków, na co Andreotti nie udzielił odpowiedzi wprost. Wspomniał za to Pietra Inzerillego, którego zwłoki przypłynęły na Sycylię z dolarami w ustach, zdaniem śledczych znaczyło to, że generał powinien się zastanowić, zanim posunie się za daleko.

Podczas innego spotkania generał delia Chiesa oznajmił Andreottiemu, że nie zamierza przymykać oczu na uwikłanie jakiegokolwiek chadeka w korupcję. Na te słowa premier "zbladł jak ściana".

Po uchyleniu immunitetu Andreotti został po raz pierwszy przesłuchany w grudniu 1993 roku W jego relacji spotkania z generałem wyglądały oczywiście zupełnie inaczej, zaprzeczył też znajomości z Salvami (którzy już wówczas nie żyli, podobnie jak Salvo Lima). Nawet skonfrontowany z Baldassarem Di Maggio zachował całkowity spokój.

Dwa lata później trafił jednak na ławę oskarżonych pod zarzutami członkostwa w cosa nostrze i współpracy z nią w Palermo, oraz współudziału w zabójstwie Mino Pecorellego w Perugii. Zanim rozpoczął się drugi proces, "Jego Świątobliwość Jan Paweł II znalazł w Watykanie czas, by gorąco uścisnąć dłonie Andreottiego w fotogenicznej scenie opisanej przez media jako «prawie objęcie». Były premier zdawał się pokrzepiony gestem Ojca Świętego, lecz pewien student wypomniał to papieżowi w Bazylice św. Piotra. Była to pierwsza krytyka pod adresem papieża w jego własnym kościele od 700 lat" (według Petera Robba, autora znakomitej książki Midnight in Sicily).

ZMIANA SOJUSZY: SILVIO BERLUSCONI I FORZA ITALIA

System politycznego rozdawnictwa, charakterystyczny dla rządów powojennych Włoch, został w dużej mierze zniszczony na skutek lawiny oskarżeń wysuniętych pod adresem polityków i biurokratów w przetaczającej się przez cały kraj tzw. aferze Tangentopoli. Gdy runął mur berliński i zniknęło zagrożenie ze strony Rosji, zmniejszyło się też poparcie Ameryki dla władz, które z jej pomocą i zachętą przeżarł rak korupcji. Podobne stanowisko zajęła cosa nostra. W wyborach roku 1994 władzę objął były członek P2 Silvio Berlusconi - nowa partia Forza Italia zwyciężyła w całych Włoszech i co warte zauważenia, na Sycylii (tamtejszy szef cosa nostry Giovanni Brusca zdecydował ponoć, że chadekom należy wymierzyć jak najboleśniejszą karę). To Brusca zdetonował bombę, która zabiła Giovanniego Falcone, on także przetrzymywał przez dwa lata dwunastoletniego syna jednego z pentiti (chłopiec został ostatecznie uduszony, a jego zwłoki rozpuszczono w kwasie).

To ostatnie morderstwo popełnił ponoć w jego imieniu nastoletni syn Toto Riiny (później oskarżony), który zgodnie z tradycją ukłonił się trupowi przed wrzuceniem go do kadzi. Forza Italia przegrała co prawda kolejne wybory (1996), ale utrzymała pozycję na Sycylii. Przyczynił się do tego właśnie Giovanni Brusca, który postawił sobie za doraźny cel zabicie jak największej liczby krewnych skruszonych mafiosów.

Mafia zbiera siły

Podczas procesu Andreottiego policja odniosła pewne sukcesy, aresztując w 1996 roku Bruscę, a niedługo po nim kolejnego pomocnika Riiny Leolucę Bagarellę. Gian Carlo Caselli zdołał także postawić w stan oskarżenia Bruna Contradę, byłego szefa zespołu dochodzeniowego policji w Palermo, awansowanego na trzecie stanowisko w hierarchii włoskich tajnych służb. Według zeznań świadków koronnych (których było już ponad 500) Toto Riina mógł ukrywać się przez 23 lata właśnie dzięki Contradzie.

Proces przeciw Giulio Andreottiemu, oskarżonemu o współdziałanie z mafią, rozpoczął się w Palermo i trwał ponad trzy lata (w 1999 roku zakończył się uniewinnieniem). W roku 2002 osiemdziesięciotrzyletni Andreotti został skazany na 24 lata więzienia za współudział w zamordowaniu dziennikarza Mino Pecorellego, który opublikował materiały na temat jego związków z mafią, po złożeniu apelacji wypuszczono go jednak na wolność, a rok później Sąd Najwyższy uchylił wyrok. Premier Silvio Berlusconi potępił uniewinnienie, a sędzia z Perugii, który w pierwszej instancji skazał Andreottiego, otrzymał policyjną ochronę po groźbie śmierci. Wymiar sprawiedliwości w Palermo pozostawiał, mówiąc łagodnie, wiele do życzenia. Jeden z szefów mafii, Vito Vitale, ujęty przy niebywałym rozgłosie, został także zwolniony i to nawet bez apelacji, a Toto Riinę uznano za niewinnego (po raz pierwszy w jego życiu) zamordowania sędziego, choć skazano go za ponad setkę zabójstw.

Świadectwem stałej potęgi cosa nostry było spotkanie sycylijskich capi, które w 1998 roku odbyło się w więzieniu Ucciardone (goście z zewnątrz mogli przenocować na miejscu). Zdarzenie to, szeroko opisywane w miejscowej prasie, miało charakter "konstruktywnej dyskusji". Giovanni Brusca, odsiadujący wyrok za porwanie i uduszenie małoletniego syna jednego ze "skruszonych", wygłosił ponoć poruszającą mowę o wartości człowieczeństwa. Jak twierdzi Norman Lewis w książce In Sicily, "został zapewniony przez słuchaczy, że jest to wspólny cel".

Bernardo "Traktor" Provenzano

W pewnym sensie mogła to być prawda. Liczba morderstw na Sycylii spadła z kilkuset do kilkudziesięciu (w skali rocznej), a jedyny znany przywódca mafii pozostający jeszcze na wolności - przyboczny Riiny Bernardo Provenzano - wystąpił przeciw zamachom bombowym, które tak źle wpłynęły na wizerunek cosa nostry. Provenzano próbował także zatrzymać wzrost liczby "skruszonych" - nie przez atakowanie ich rodzin, ale przywracając stare zasady mafijne, naruszone przez Riinę i Liggia, i używając przemocy tylko w razie niezbędnej konieczności. "Traktor" komunikował się jedynie przez posłańców roznoszących wypisane na maszynie notatki (zwane pizzini). Zaczynały się one od charakterystycznego zwrotu: "Najdrożsi, w nadziei, że list znajdzie Was w najlepszym zdrowiu" i kończyły: "Niech Pan Was błogosławi i chroni". Przydomek "Traktor" (U Tratturi) pochodził z czasów młodości (jak wyjaśnił to jeden z pentiti, "rozjeżdżał ludzi"), później jednak Provenzana nazywano "Księgowym" (ze względu na łagodniejszy styl przywództwa i systematyczne opanowywanie finansów publicznych).

W roku 2006 ten siedemdziesięciotrzyletni szef mafii został aresztowany w małym gospodarstwie pod swym rodzinnym Corleone. Policja trafiła tam, podążając za rzeczami, które właśnie wyprała jego żona. Provenzano ukrywał się od 43 lat.

Zaocznie został oskarżony o ponad dwanaście morderstw (w tym Giovanniego Falcone i Paola Borsellina), a na jego nazwisko wystawiono jeszcze dziesięć nakazów w innych sprawach. Za pomoc w ukrywaniu Provenzana 57 innych mafiosów otrzymało wyroki na łączny okres 300 lat.

Po raz pierwszy "Traktor" pojawił się w sądzie za pośrednictwem połączenia wideo, gdyż znajdował się w więzieniu o wysokim stopniu bezpieczeństwa w Terni (środkowe Włochy). Na ekranie towarzyszył mu Toto Riina, również tam osadzony. Giovanni Brusca twierdzi, że Riina został sprzedany karabinierom przez Provenzana w zamian za kompromitujące go archiwum, które zgromadził "wujek Toto".

Gdy Bernardo Provenzano trafił za kratki, mafiosi rozpoczęli walkę o stanowisko capo di tutti capi, szefa szefów.

"Nie możemy popełnić błędu, przyjmując, że aresztowanie Bernarda Provenzana oznacza początek końca mafii - powiedział główny sycylijski antymafijny sędzia śledczy Antonio Ingroia. - Pokolenie pięćdziesięciolatków jest gotowe".

Ingroia wymienił co najmniej dwóch potencjalnych następców Provenzana: Salvatore Lo Piccola i Mattea Messina Denaro. Pierwszy z nich, sześćdziesięciotrzyletni szef gangu z Resuttana (dzielnicy Palermo), był najbliższy staremu bossowi i uważany za "staromodnego". Denaro miał ledwie czterdzieści sześć lat. Pochodził z Castelvetrano - biednego, prowincjonalnego miasteczka w zachodniej Sycylii i był znany jako "boss playboy" (ze względu na namiętność do złotych zegarków, szybkich samochodów i pięknych kobiet). Tak jak Riina i Provenzano, obaj ukrywali się od pewnego czasu - Lo Piccolo od 1983, Denaro od 1993 roku. Innymi uczestnikami walki o władzę byli lekarz Toto Riiny Antonio Cina, budowniczy Francesco Bonura, pionier laboratoryjnego przetwarzania heroiny Gerlando Alberti i Nino Rotolo - zausznik Luciana Liggia (skazany, ale przebywający w areszcie domowym ze względu na stan zdrowia).

Gdy Pax Mafiosa, trwający od przejęcia władzy przez Provenzana w 1993 roku, zaczął się kruszyć, policja aresztowała 52 szefów rodzin i 45 capimandamento (szefów okręgów) oraz tymczasowo pełniących te obowiązki. Wśród nich znaleźli się Cina, Bonura, Alberti i Rotolo, choć siedmiu gangsterom udało się uniknąć zatrzymania. Dowodów potrzebnych do aresztowań dostarczyły: złamanie kodu, jakiego używał Provenzano w swych pizzini (na farmie, gdzie się ukrywał, znaleziono ich całe stosy adresowane do jego przybocznych), podsłuch w mieszkaniu w Palermo, wykorzystywanym przez Francesca Bonurę jako biuro, oraz obserwacja prowadzona z baraku przy basenie podmiejskiej willi Nina Rotola. W tym ostatnim wypadku policja nagrała scenę, gdy rzekomy chory przeskakuje płot między willą a basenem (lekarz Rotola, by uzyskać mu zwolnienie, najprawdopodobniej dawał mu środki na podwyższenie ciśnienia).

W jego wyłożonym warstwą stali drewnianym domu nie było telefonów i sprzętu elektronicznego: jedynie stół, osiem plastikowych krzeseł i urządzenia antypodsłuchowe. Rotolo uznał, że to uniemożliwi policji podsłuch, był jednak w błędzie. Ufny w swe zabezpieczenia regularnie gościł innych gangsterów. Sygnał dla wartowników, że zaczęło się poufne spotkanie, stanowiła piłka wystawiona przed drzwi.

Zgromadzone dowody uzmysłowiły policji, że Rotolo (nr 25 w kodzie Provenzana) planował przejęcie władzy z pomocą swych przybocznych - Ciny i Bonury. Gdy Provenzano wciąż jeszcze przebywał na wolności, Rotolo przejął uprawnienia do wydawania wyroków śmierci na innych szefów mafii. Zapisy rozmów przekazują, jak pomstował na pewnego uwięzionego przywódcę rodziny, nazywając go "pedofilem" (z racji stosunków tamtego z nieletnią dziewczyną): "Nawet jeśli dożyje setki i wyjdzie, jeden z moich chłopców będzie na niego czekał".

Co ważniejsze, Rotolo wydał najprawdopodobniej wyrok śmierci na Lo Piccola i jego syna Sandra. We wrześniu 2005 roku miał pytać o beczki z kwasem siarkowym, by pozbyć się ich ciał. Konflikt spowodowali niedobitkowie rodziny Inzerillo, którzy uciekli ze Stanów w czasie wojen mafijnych lat 80. z klanem Gambino, a obecnie chcieli wrócić na Sycylię. Lo Piccolo zgadzał się na to, Rotolo nie.

"Jeśli zacznie się strzelanina, ja dostanę pierwszy, a potem nadejdzie twoja kolej", powiedział Bonurze.

Śmierć Lo Piccolich zapoczątkowałaby kolejną wojnę mafii sycylijskiej, jednak szybkie działania policji i prokuratury zapobiegły jej wybuchowi. Przy tej okazji wyszło na jaw, że polityczne wpływy cosa nostry pozostały nienaruszone - 11 lipca 2006 roku aresztowano Giovanniego Mercadante, zastępcę przewodniczącego lokalnego oddziału Forza Italia, pod zarzutem związków z mafią. Ten zatrudniony w szpitalu lekarz zajmował się ponoć zdrowiem ukrywającego się Bernarda Provenzano, a w zamian otrzymywał poparcie wyborców.

"To dobry dzień dla parlamentu - powiedział minister spraw wewnętrznych Giuliano Amato. - Walka z mafią pozostaje wśród najważniejszych zadań naszego kraju".

Walka ta wygląda na daleką od zakończenia. Byli mafiosi nie pędzą chyba zresztą zbyt ciężkiego żywota. W znajdującym się pod Pizą więzieniu Fortezza Medicea skazanym gangsterom pozwolono otworzyć restaurację, gdzie zatwierdzeni przez Ministerstwo Sprawiedliwości klienci obsługiwani są przez wielokrotnych morderców. Lokal zyskał taką popularność, że więziennictwo włoskie rozważa otwarcie takich restauracji w innych więzieniach. Mafiosi, jak Włosi w ogólności, zdają się traktować jedzenie i przyrządzanie potraw bardzo poważnie.