O sportowej młodości, usunięciu ze szkoły za czytanie Mrożka i o tym, że w więzieniu lepiej grypsować niż nie grypsować Maciek Maleńczuk opowiada Michałowi Cichemu, którego przy okazji nawyzywał od inteligentów.



Jestem z marginesu





Michał Cichy: Powiedziałeś kiedyś w jednym z wywiadów: "Miałem ojczyma, który mnie napierdalał"...

Maciek Maleńczuk: Wolałbym rozmawiać o sztuce.

- Ja też, tylko - wiesz - zastanawiam się, jak się z człowieka robi ktoś, kto sam siebie nazywa "wojownikiem ", i myślę, że to najczęściej ma coś wspólnego z głęboko doświadczoną nieufnością.

- Że może mieć coś wspólnego z domowym terrorem? To nie jest nic dziwnego, wszyscy to mają. Pokaż mi człowieka, który miał fajne dzieciństwo! Być może to jest chęć zemsty. Zemstę uważam za absolutne prawo każdego człowieka. Uważam że kodeks Hammurabiego- oko za oko, ząb za ząb - jest wciąż aktualny, nawet gdyby mówiono inaczej.

- Chrześcijanie mówią inaczej. Zamiast "oko za oko... ", Jezus mówił coś o drugim policzku...

- Chrześcijanie mówią, ale czynią inaczej. A jak nie czynią, to źle kończą, jak Jezus. Ale w ogóle Jezus jest w porządku. Ja lubię Jezusa. Uważam, że wcale nie był taki łagodny, jak się go przedstawia. Podburzał tłumy: Wystarczy się trochę wczytać w Biblię, żeby zobaczyć, że to był zadymiarz. On jak wpadał w szał, to wszyscy spieprzali!

- Nie był posłuszny mamie?

- Raczej nie!

- A Ty?

- Byłem bardzo grzecznym dzieckiem. Ale to, co spotykało mnie po drodze, powodowało, że stawałem się coraz bardziej zły i biłem się. Waliłem kolegom z byka, bo uczyli mnie tego starsi kumple. Miałem same dwóje, repetowałem w podstawówce szóstą klasę.

- A liceum to już było za dużo, co ?

- Ze dwie, może trzy klasy liceum skończyłem. Nie pamiętam dokładnie. Zmieniałem szkoły; na moim koncie była też szkoła "liceum zawodowe o specjalności obróbki skrawaniem". Frezarki, strugarki, cud, że nie straciłem palców. Wszyscy, którzy mnie uczyli zawodu, mieli oberwane palce. Każdy instruktor! Raczej nie miałem do nich zaufania.

- To po cholerę chodziłeś na to skrawanie?

- To była szkoła sportowa. A ja wtedy byłem dobrze zapowiadającym się płotkarzem i dostałem się do tej szkoły z rozdzielnika. Jako płotkarz musisz pokonać 10 przeszkód i to najlepiej tak, żeby się samemu nie uszkodzić. Miałem mistrzostwo okręgu. Skakałem też wzwyż.

- Jaki miałeś rekord?

- Dwa metry wzwyż, piętnaście zero na 110 m przez płotki.

- Nieźle.

- Dwa metry to raczej damski wynik. Ale nie było tak źle. Jakiś czas to szło, dopóki były wyniki. Później już mi się nie chciało.

- I zostałeś hipisem ?

- Tak. Miałem wtedy 18 lat.

- I taki dwójowy uczeń, repetent i tak dalej, jednocześnie masę czyta i słucha klasyki i jazzu ?

- Prawdopodobnie właśnie dlatego, że nie chodząc do szkoły, miałem czas, żeby się kształcić. Ze szkoły wyrzucili mnie zresztą przez Mrożka.

- Przez Mrożka?

Tak. To był gwóźdź do trumny: Po prostu nauczycielka od PO zabrała mi jego opowiadania, które sobie czytałem pod ławką. Chyba Dwa listy. Ona mi, oczywiście, postawiła pałę, ale na pałę lałem, bo już miałem pał całą kolekcję. Wkurzyło mnie, że nie chciała mi oddać książki, zacząłem o nią dymić i wyrzucili mnie ze szkoły. Z tej obróbki skrawaniem. A byłem taki szczęśliwy! "Wsadźcie sobie tego Mrożka w dupę" - i odwróciłem się na pięcie; otrzepałem pył z kolan i odszedłem.

- Chociaż książkę oddali ?

- Nie. No, więc słuchałem muzyki, hipisowałem, a w pewnej chwili stanęło na przeciwko mnie całe Ludowe Wojsko Polskie. Oczywiście, nie byłem w stanie go pokonać, ale byłem w stanie je ominąć - w taki sposób, że poszedłem siedzieć do więzienia i w więzieniu nikt mi już nie mógł niczego więcej odebrać. W więzieniu możesz być naprawdę człowiekiem, bo jak nie jesteś - to śpisz pod łóżkiem.

- Wtedy pierwszy raz ludzie zetknęli się z twoim nazwiskiem - na afiszach mogli przeczytać "Uwolnić Maleńczuka! Czy Chrystus przyjąłby kartę powołania do wojska?" Kto to rozwieszał?

- To była organizacja WiP Wolność i Pokój, wówczas w zalążku. Później przekształciła się w trampolinę do kariery politycznej paru osób, na przykład pana Rokity, którego zresztą lubię. Wtedy go nie znałem, on był z późniejszego rzutu. Ludzie, którzy zakładali organizację, nie porobili karier, np. Paweł Dębicki albo niejaki Tadeusz Drwal, który wyjechał do Stanów. To był hipis, przeintelektualizowany mroczny poeta z wadą wymowy; w okularach jak szkła od butelek. On nakręcał ruch hipisowski, który miał wtedy duże przebicie wśród młodzieży. Nosiło się koraliki i rzemyki.

- Nosiłeś długie włosy?

- Tak, ale szybko przestałem nadstawiać drugi policzek. A Drwal nigdy nie nadstawiał. Organizacja robiła dymy i po prostu brała czynny udział w starciach z policją. Więc tutaj o hipizmie nie ma mowy, już raczej o anarchizmie, tylko z insygniami hipisowskimi - długimi włosami, koralikami i paleniem trawy.

- I grzaniem kompotu?

- Myśmy wtedy niczego nie grzali, najwyżej łykaliśmy prochy: Byliśmy po prostu zbiorem ludzi, którzy mieli na bakier z komunistami - zresztą wtedy wszyscy mieli na bakier, my tylko mieliśmy może trochę bardziej.

- Chcesz powiedzieć, że hipisi to była opozycja antykomunistyczna ?

- W tamtym czasie, oczywiście. Z kręgów hipisowskich wywodzili się ludzie, którzy pozakładali różne, mniej lub bardziej bojówkarskie organizacje.

- A inni twoi kumple z hipiserki też poszli siedzieć za wojsko?

- No, raczej wszyscy się wywinęli sprytniej ode mnie. Ale taka była moja karma. Nie chciałem się chować jak szczur. Chciałem samemu się przekonać czy moje człowieczeństwo jest coś warte. Może inna osoba by powiedziała: "A dobra, będę służył, pobiegam w tym mundurze, poczołgam się". Ja już i tak miałem wyrok gotowy. W momencie, kiedy podpisałem oświadczenie, że odmawiam służby wojskowej, popełniłem przestępstwo z art. 305 kk, za które grozi od 6 miesięcy do 5 lat więzienia. Nawiasem mówiąc, ten artykuł cały czas obowiązuje! Jeszcze na rozprawie adwokat mówił, że rozmawiał z sędzią i że jeżeli w tym momencie powiem, że zmieniam zdanie i idę do jednostki, to dostaję zawiasy, które mijają mi w trakcie służby i wychodzę na czysto. A to mi się w ogóle nie kalkulowało, bo dostaję dwuletni wyrok, nie służę i tak samo wychodzę na czysto, tyle tylko, że mam w papierach "karany". Ale ta argumentacja w ogóle do mnie nie trafiała. No, i znalazłem się w kryminale, w którym połowa lądowała z wojska. Ja też z wojska, nie z domu.

- A, to jednak Chrystus przyjął kartę powołania?

- Przyjął. Ale pojechałem do jednostki po tygodniu głodówki, wycieńczony. Piłem, paliłem, brałem dragi, nic nie jadłem, wyglądałem jak cień człowieka. Jak mnie zbadano, to mnie skierowano na izbę chorych. I ciągle mnie pytano, dlaczego właściwie nie przyjmuję pokarmów. Była wiosna '81.

- A nie chciałeś się ukrywać?

- Jeżeli bym się ukrył, to byłaby piątka, a ja dostałem dwójkę, to było dla mnie duże szczęście. A gdybym poszedł do wojska i gdyby mnie ktoś obrażał i ubliżał bez przerwy, to bym go walnął i dostał trójkę.

- Stasiuk, który w rok po tobie siedział w Stargardzie za to samo, to się chował i też chyba dostał dwójkę.

- No, i też go złapali. Ja to przynajmniej prosto w twarz im mówiłem, żeby spieprzali. Jako hipis miałem jakąś podstawę ideologiczną, mogłem powiedzieć, że nie chcę służyć, bo nie chcę zabijać. Ale tak naprawdę nie byłem pacyfistą. Odmówiłem, żeby żaden frajer nie mówił mi, co mam robić. Teraz też bym chyba odmówił.

- Niepodległej byś odmówił?

- Wiesz, niepodległa Polska to jedno, a moja niepodległość prywatna to drugie. Uważam, że każdy powinien być niepodległy na własny rachunek. Mogę się nago czołgać po błocie, ale z własnej, nieprzymuszonej woli. Nie na rozkaz frajera. A ta armia, którą ja widziałem, to jest po prostu banda szwejów. Nie byłaby w stanie obronić niczego. Nawet własnej dupy. Jak był stan wojenny, to moje zielone otoki z Gdańska, z Łąkowej, pacyfikowały stocznię, a ja miałem labę na maksa. Wszyscy sobie leżeliśmy na koju i mieliśmy raporty za wszystko.

 

armio armio - najzdrowszych z nas wybierasz

uczysz ich chamstwa mściwości i zdrady

nam do ręki bagnet nam do rąk karabin

Innym władzy kapralskiej poznać dajesz smak

 

Armia, 1988 r.

 

Była gigantyczna zima, zamknęli nas w celach i nie wypuszczali nawet na spacer, wpadali rozwścieczeni klawisze i próbowali pokazać, kto tu rządzi. Za leżenie - też raport. No, to wszyscy: "Niech pan pisze przez kalkę, panie oddziałowy, nas jest dwunastu w celi, szybciej pójdzie..."

- Dostałeś dwójkę, a odsiedziałeś...

- Półtora roku. Cztery miesiące w Gdańsku na Kurkowej, a resztę wyroku w Stargardzie Szczecińskim, bardzo kiepskim więzieniu, bez kanalizacji, w barakach, w których było tak zimno w nocy; że woda zamarzała. Historia jak z łagru, bo to był łagier. Baraki, które zbudowali Niemcy dla jeńców radzieckich, a po wojnie zrobiono z tego kryminał. On chyba do tej pory stoi. Ciekawe, czy im wodę zrobili. Jak ja byłem, nie było bieżącej wody, w wiadrach stała woda. Miska do rąk, miska do nóg, kubek do wody do rąk, kubek do wody do nóg... Jak się pomyliłeś, to były jaja!

- Grypsujący pilnowali?

- Ja też byłem grypsujący, więc też pilnowałem.

- Wtedy zacząłeś grypsować?

- Oczywiście, przecież na wolności nie możesz grypsować. Zacząłem jeszcze w Gdańsku, a później grypsowałem do końca i byłem w porządku.

- I czym dla ciebie była wspólnota grypsujących ?

- To są rzeczy; o których nie mogę mówić.

- Co ty, tyle książek o grypserce powychodziło...

- Ale to są rzeczy, które docierają tylko do specjalistów i powiem ci, że nawet klawisze nie wiedzą, o co chodzi. Potrafią tak dopieprzać do pieca, że wszyscy się z nich śmieją. Znają słowa, ale nie wiedzą, co znaczą. Jedno słowo w różnym kontekście może znaczyć zupełnie coś innego. I trzeba umieć ich użyć. A czasem, jak klawisz coś powiedział, to cały blok się kładł ze śmiechu.

- Moją klasę w podstawówce uczyli grypserki na boisku tacy niewydarzeni gitowcy z zawodówki, z którymi pewnie rówieśnicy nie chcieli się bawić, więc z rozpaczy przychodzili deprawować nas. I moi kumple z klasy strasznie sobie imponowali tym językiem, którego wcale nie rozumieli. Pamiętam, jak opowiadali o "herbatnikowaniu " i byli święcie przekonani, że chodzi o seks.

- A wiesz w końcu, co to jest?

- Że się dzielisz żarciem, nie ?

- To jest "wafel". A "herbatnik" to wersja bardziej pieszczotliwa, wiesz, grypsujący jak złapie wieczorem dobry humor, to mówi: "Mój ty herbatniczku słodki"... Ale ogólnie "herbatnik" to jest to samo co "wafel", czyli wszystko co masz, dzielisz na pół z kolegą, z którym się waflujesz. Czasami są waflarnie więcej niż dwuosobowe, ale nie można nikogo zmusić, żeby się z kimś waflował na siłę. A jak wszyscy grypsują w celi i nagle ktoś sobie wymyśli, że będą się waflować w dwunastu, to z tego nigdy nie wynika nic dobrego. Ja się waflowałem tylko z jednym kolegą. My byliśmy prawdziwe wafle i do tej pory jesteśmy, chociaż się nie widujemy za często.

- Mirek Jankowski ?

- Tak, to jest i będzie mój wafel, jakby kiedykolwiek jeszcze, nie daj Boże, zemścił się na nas los...

 

Mirek Jankowski

w mieście nadmorskim

bratu młodszemu ukochanemu

nóż W piersi wbił

uklęknął przy nim

zdziwiony patrzył

to na nóż kuchenny w sercu

brata swego to na ręce

płakać nie miał sił (...)

- czarna godzino

potworna chwilo

czemuś ty wybrała jego Mirka Jankowskiego

na sługę swego

czemu jego

co tak pięknie rysował

co nigdy nie przeklinał

co ml bratem później był

ostatnim się petem dzielił

śmy do rana czaj pili

o dziewczętach marzyli

I wolności czekali

 

Mirek Jankowski, 1985 r.

 

- Słuchaj, taka wspólnota grypsujących to właściwie daje człowiekowi dużą wolność od więzienia, nie?

- Ściśle przestrzegasz pewnych zasad, część z nich to zasady higieny, ale są też zasady higieny psychicznej. Przede wszystkim nie możesz sobie pozwolić na to, żeby ktoś ci ubliżył. Klawisz ci nie może ubliżyć, może się tylko przedstawić - używa się takiego określenia. Ale jak rzuca hasła, nie takie jak powinien, to - jeżeli jesteś frajerem - spuścisz uszy po sobie i pobiegniesz do celi, ściskając pośladki. A jeżeli jesteś człowiekiem, to musisz stanąć naprzeciwko niego i powiedzieć mu co najmniej tyle samo, ile on ci powiedział. I to jest krótka różnica między frajerem i grypsującym. Dlatego grypsujący mówią o sobie, że są ludźmi. Nie każdy jest człowiekiem w kryminale.

- Człowiekiem, czyli wojownikiem?

- Być człowiekiem, to znaczy być w załodze tych, którzy ci nie pozwolą być innym. Jak się okaże, że jesteś inny, to wylecisz z klubu. Jak się okaże, że pozwalasz sobą pomiatać, to za chwilę dostaniesz jeszcze wpierdol od własnych kolegów. I to jest dobre. Od samego początku mi to imponowało i dopóki byłem poza tym, około dwóch miesięcy na samym początku, to czułem się źle. Dopiero w momencie, kiedy zacząłem grypsować, to się normalnie poczułem, zacząłem się normalnie bujać. Jeżeli np. mówią ci: "Nie garb się, kurwa, wyprostuj się, trochę się bujaj, pokaż, że jesteś gość!", to od razu się prostujesz. Wyjaśnia ci się pod kopułą. Nie chodzisz jak popieprzony. Nie patrzysz się na kraty, tylko się bujasz. Masz teraz inne życie, inne obowiązki. Wyjdziesz na wolność, to możesz sobie robić, co chcesz, a teraz jesteś tutaj i musi być tak. I to jest, kurwa, dobre. I to w pewnym sensie daje ci większą wolność. Bo, powiem ci, dobrowolnie przestrzegasz pewnych zasad.

- Ładna mi dobrowolność, jak za nieprzestrzeganie jest łomot.

- No, tak. Ale myślisz, że jeden odpadał? Co chwilę trzeba było się wykazywać. I co chwilę się też zdarzało, że ktoś się nie wykazywał i szedł do wora, nic mu nie pomagało. Ani nie pomógł mu strach przed własnymi kolegami, żeby się nie zeszmacić. Pruł się jak stara szmata.

- A te wszystkie rozrywki typu dymanie cweli ?

- To są mity. Znaczy... to jest, ale nie aż takie nagminne i patrzy się na to w taki sposób, że... Nie ma obowiązku, nie wyobrażam sobie...

- Słuchaj, czy grypserka ze wszystkimi swoimi rygorami nie była dla ciebie szkołą poezji ?

- Oczywiście! Bardzo. Do tej pory tego nie wykorzystałem. Tyle tylko, że jak śpiewam niektóre rzeczy; a nie mogę ci powiedzieć które, to czuję, że jako grypsujący powinienem użyć trochę innych sformułowań.

- Ktoś mi mówił, że na przykład jest zapis na seksualne słowo "ciągnąć" i zamiast ciągnąć trzeba mówić "targać". Nawet "pociąg" to "targacz" nie?

- Oczywiście. Ale np. recydywa, bracie, mówi w taki sposób, ze ktoś, kto przychodzi z petki, czyli jest pierwszy raz karany i ląduje na recydywie, to się łapie za głowę i mówi: "Ja spieprzam, jak oni sobie ubliżają!" A tu się nagle okazuje, że recydywie, która ma na koncie ładnych parę wyroków, już się nie chce. Liczą się tylko i wyłącznie intencje. Jeżeli jesteś z gościem w celi i wiesz, że on jest w porządku i on wie, że ty jesteś w porządku, to możesz mu powiedzieć nawet: "Ciągnij faję". I podać mu fajkę. W sensie palenia, oczywiście. Ale gdybyś powiedział to na petce, to by się krew polała. Tak, że zasady są sztywne, ale nie dla każdego.

- To jest jak z wierszem wolnym, który tak naprawdę dobrze wychodzi komuś, kto przedtem jednak rymował i trzymał się rygorów.

- Dla mnie wiersz wolny to rozwolnienie, a nie wiersz. Wiersz nie musi mieć rymów, ale musi mieć rytm i dyscyplinę w sobie. Piwo w szklance to jest dobry wiersz, a jak wyleję piwo na glebę, to jest gówno, a nie wiersz. To jest właśnie wiersz wolny;

- Kiedy właściwie zacząłeś śpiewać?

- W więzieniu, przy prasie hydraulicznej. Robiłem andaluzje, to były podpórki do taśmociągów w kopalni "Andaluzja". Z ceownika stalowego, który trzeba było w odpowiedni sposób w prasie mimośrodowej przyciąć i wygiąć. I to cię mogło tak walnąć, stary, że byś w powietrze poleciał. Prasa ma 150 ton nacisku na cm2. Nie urwało mi palców, ale dłonie mi się pokrzywiły; Śpiewałem sobie bluesy, żeby mi praca lepiej szła i naprawdę lepiej mi szła. Pick A Bale Of Cotton (Uzbieraj belę bawełny) Leadbelly' ego albo jakieś proste spiritualsy, które czasem nawet improwizowałem, udając angielski. Ale nie mógłbym już wreszcie wyjść z tego więzienia?

- Za chwileczkę. Po prostu więzienie jest jednak w twoim życiu, a więc i pisaniu, bardzo ważne.

- W tej chwili już nie jest aż tak ważne, ale wtedy, oczywiście, zmieniło moją osobowość. Utwardziło mnie. Zdecydowanie nabrałem cech mężczyzny; Wcześniej byłem chłopakiem, chciałem mieć długie włosy i chciałem być ładny. Patrzyłem w lusterko i podobałem się sam sobie. A jak już wyszedłem, to byłem zupełnie kimś innym. Właściwie dopiero wtedy stałem się tym chuliganem, do czego predestynowało mnie całe moje życie. Dopiero po wyjściu z kryminału naprawdę się przekonałem, że jestem człowiekiem z marginesu, że nie powinienem szukać szczęścia w establishmentach, nie powinienem piąć się po szczeblach urzędowej kariery, nie powinienem w ogóle zadawać się z gośćmi, którzy mają za dużo pokończonych fakultetów. Raz na zawsze mi się to wyjaśniło. Po prostu nie jestem tym samym, co ty. Bo ty jesteś człowiekiem po jakichś studiach, można cię uznać za inteligenta. A ja jestem człowiekiem stąd, jestem tym samym, co moja widownia! To jest ważne dla mnie, bo jak do mnie przychodzą dziennikarze, to najczęściej są to ludzie z innej bajki, wychowani w innych warunkach, którzy rozmawiają ze mną, jak z jakimś endemitem. Nie mamy wspólnego języka. Ja ci, bracie, muszę tłumaczyć najprostsze sprawy. A z tymi ludźmi, z którymi ja cały czas jestem i cały czas będę, to o pewnych sprawach się rozmawia za pomocą mrugnięcia okiem.

Wiesz, Maciek, bycie z innej bajki to jeszcze nie jest żaden grzech. Ty też jesteś dla mnie człowiekiem z innej bajki, a jednak interesuję się tobą.

- O tyle, o ile możesz coś zarobić!

- A ty jak grasz, to za darmo?

Nie. Nigdy w życiu. Zawsze gram za pieniądze. Za punkt honoru zawsze sobie brałem, żeby nie grać za darmo. Jak zdarza mi się raz na pięć lat zagrać charytatywny koncert, to zawsze mam chandrę, że się nie mogę pozbierać. Muszę się upić jak świnia, zaraz wziąć gitarę, wyjść na róg i coś zarobić. Nie będzie żadnego grania za darmo! Za darmo to boli gardło.

 

Rozmawiał Michał Cichy