Rzeczpospolita - 23.12.2006

 

Maja Narbutt

Manuela się wciela

 

Manuela Gretkowska

 

Nigdy nie mów nigdy. To mogłoby być motto pisarki Manueli Gretkowskiej, o której znów głośno za sprawą tworzonej przez nią Partii Kobiet. A przecież jeszcze tak niedawno skrytykowana za felieton przez Kancelarię Prezydenta walczyła, by politycy zajęli się polityką, a literaci literaturą

 

Nie pierwszy raz Manuela Gretkowska zaskakuje swych czytelników. Gdy wykpiła gwiazdeczki obnoszące się po gazetach z rozmnażaniem i macierzyństwem, sama ku swemu zaskoczeniu zaszła w ciążę i temu fascynującemu zjawisku poświęciła całą książkę.

Jak rękawiczki zmienia twarzowe wcielenia, pozuje do zdjęć roznegliżowana i w zapiętej pod szyję mieszczańskiej sukni, w towarzystwie partnera w tużurku oraz dziecięcia w marynarskiej sukieneczce. Promuje na zmianę skandal i rodzinne wartości, tarota i katolicyzm, pisze do "Playboya" i pisma dominikanów "W drodze".

Sama nazywa się czasem przekornie "najemnym intelektualistą", ale bardziej pasuje do niej określenie "trendsetterka idei" - wyczuwa i promuje trendy, które dopiero mają nadejść. Z genialnym wyczuciem czasu zaczęła mówić o utworzeniu partii broniącej praw kobiet tuż przed tym, gdy za sprawą posłów Samoobrony stało się to gorącym tematem.

Czasem popełnia spore gafy. W ostatnią środę na założonej przez nią stronie internetowej "polskajest kobieta.org" jak meteor przemknęło dziwne obwieszczenie, by po paru godzinach dyskretnie wyparować.

"Zdecydowaliśmy się zamknąć obecne forum, ponieważ nie możemy firmować większości pojawiających się tam wypowiedzi. W najbliższym czasie zostanie otwarte nowe forum dla osób, które są z nami". Żeby wszystko było jasne - "osób, które są z nami" napisano tłustym drukiem. Plewy zostały oddzielone od ziarna, jedynie słuszne poglądy od niesłusznych (czyżby przeważających?). Wyznawcy niesłusznych potępieni i zakneblowani. Kolejny paradoks Manueli, która przecież tak niedawno walczyła o wolność wypowiedzi.

A jednak sporo wskazuje na to, że Partia Kobiet w końcu powstanie. Bo przecież Manuela Gretkowska wyprzedza pewne zjawiska. Kto, jak nie ona, pisząc scenariusz filmu Andrzeja Żuławskiego "Szamanka", wymyślił bohaterkę, która wyjada kochankowi mózg łyżeczką? Trzeba było czekać parę lat, by światowym bestsellerem stał się film o Hannibalu Lecterze.

Co mogą powiedzieć znajomi

- Partia Kobiet to jest żart. Nie mam żadnych wątpliwości. Minęły czasy, w których można było założyć Partię Przyjaciół Piwa. Manuela tworzy więc Partię Kobiet - mówi jeden z dawnych przyjaciół Gretkowskiej Robert Tekieli. - A dlaczego Manuela upiera się, by traktować to poważnie? To oczywiste. W ten sposób powstaje napięcie, które sprawia, że jej słuchają. Bez tego nie uda się żadna prowokacja.

"Trochę romansowaliśmy, trochę filozofowaliśmy, jak to dwudziestolatkowie pochłonięci wyjątkową misją bycia bezkompromisowo młodym" napisała o Tekielim Gretkowska w swej ostatniej książce. Od czasu, gdy w latach osiemdziesiątych Tekieli jako student Uniwersytetu Jagiellońskiego założył obrazoburczy kwartalnik "brulion", w którym debiutowała Gretkowska, dużo się zmieniło. Tekieli jest teraz dziennikarzem katolickiego Radia Józef.

Jak mówi, nie czytał niczego, co pisze o nim Gretkowska, gdyż nie czytuje tego typu literatury.

- Żona czytała. Ale w poczekalni u dentysty przejrzałem felieton Manueli we "Wróżce". Myślę, że dostosowała się do pisma - mówi uprzejmie Tekieli, który kiedyś stwierdził, że nauczył Gretkowską pisać, lecz dialogów już nie dało się jej nauczyć.

Chociaż Gretkowska nazywa go "nowoczesnym inkwizytorem", rozmawiając ze mną o jej duchowości, starannie wystrzega się kaznodziejskich tonów.

- Proszę usunąć z mych wypowiedzi ton agresji. Nie chcę, by było w nich też coś, co Manuela mogłaby odebrać jako poklepywanie po ramieniu - mówi, a ja rozumiem, że to drugie jest raczej zadaniem beznadziejnym.

O nowym wcieleniu Manueli Gretkowskiej i w ogóle o niej samej nie chce rozmawiać Cezary Michalski, jej były mąż, prawicowy publicysta i zastępca redaktora naczelnego "Dziennika ".

- Proszę znaleźć innych rozmówców - mówi krótko, odkładając słuchawkę,

Najbliżsi znajomi Gretkowskiej o jej partyjnych pomysłach wypowiadają się na ogół niechętnie lub zdawkowo. - Manuelka nie przejawiała do tej pory społecznego zaangażowania, ale ludzie się przecież zmieniają - mówi jeden z nich. Inny, też zastrzegając sobie anonimowość, formułuje znacznie bardziej brutalną tezę.

- Złośliwi mogliby powiedzieć, że Manuela musi się wymyślić na nowo. Nie można być bez przerwy skandalistką, staje się to śmieszne w wieku czterdziestu dwóch lat, gdy młodość i uroda zaczynają przygasać. A poza tym Manuela może mieć kłopoty z pisaniem. Gdyby było inaczej, pisałaby książki, a nie jeździła na polityczne spotkania.

Na paryskim bruku

Na stole u sędziwego Józefa Czapskiego w podparyskim Maison Laffitte leżały czekoladki. Manuela Gretkowska, zatrudniona u niego jako sekretarz, nie przerywając głośnego czytania, ukradkiem rozwijała złote papierki. "Obiad podawano po moim wyjściu. Sądzę, że nie powstrzymałabym się i korzystając ze ślepoty starca, wyjadałabym mu z talerza parujący kleik" - napisała po latach.

- Życie ją mocno wtedy doświadczyło. Przyjechałam do Paryża, gdy Manuela już wróciła do Polski, ale wśród emigracji nadal krążyły legendy o tym, w jakiej nędzy żyła - mówi zaprzyjaźniona z nią Jolanta Kilian z poznańskiego Teatru Ósmego Dnia - po tym, jak zostawił ją mąż, nie miała w nikim oparcia.

Sprzątanie w tanich hotelach, podmywanie staruszek, dziwne i krótkotrwałe zajęcia. Wyjeżdżając z Polski pod koniec PRL z hasłem "strzelaj lub emigruj", absolwentka filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego nie miała pojęcia, że w Paryżu przeżyje tak ciężkie chwile.

- Manuela wykazuje empatię w stosunku do ludzi, którzy nie mają pieniędzy, Wiem, bo sama tego doświadczyłam - śmieje się Jolanta Kilian. - I może dlatego Manuelka jest osobą praktyczną. W końcu wychowała się na robotniczych Bałutach i do wszystkiego musiała dojść sama.

Kiedy rozmawiam ze znajomymi Manueli Gretkowskiej, opowiadają mi o niej dwa rodzaje anegdot. Pierwsze polegają na prowokacji obyczajowej ze strony pisarki - ale w końcu staje się to monotonne, przestają nawet szokować zakrwawione podpaski wykładane pośrodku zastawionego potrawami stołu. Pewien wdzięk ma jedynie anegdota o tym, jak Manuela Gretkowska przebrana za anioła do sesji fotograficznej w "Elle", słuchając komplementów, gwałtownie zadarła spódnicę i pokazała gimnastyczne majtki. Anioł skażony perwersją.

Ale jest też drugi rodzaj anegdot. I tu zaczynają się problemy, bo znajomi niechętnie je przytaczają, jakby wstydząc się, że zauważyli pewne rzeczy. A już przenigdy nie chcą zgodzić się, by je drukować. Anegdoty te dotyczą na przykład sytuacji, w których Manuela rozstrząsała niepotrzebne wydatki w nieoszałamiającej w końcu wysokości kilkunastu złotych.

Manuela zaś woli się stylizować na kobietę trochę luksusową, a trochę zagubioną w brutalnym świecie pieniędzy, której życiowy partner, psycholog Piotr Pietucha, musi pomagać w przełamywaniu lęku w zetknięciu z notariuszem.

Prowokatorka potrzebna od zaraz

- Co to znaczy, że Manuela jest praktyczna? Umie dbać o swe interesy. Sprawia wrażenie oderwanej od rzeczywistości artystki. Jakby miała jęknąć: "a jak się płaci za taksówkę? Ojej, to takie skomplikowane". Ale tak naprawdę wie doskonale, co robi i wie za ile - mówi Renata Obniska-Wolska, która w czasach, gdy Gretkowska pracowała w "Elle", była tam dyrektorem artystycznym. Jak podkreśla, ta dbałość o własne interesy nie dotyczyła u Gretkowskiej tylko spraw finansowych. - Nigdy w swej karierze nie spotkałam osoby publicznej, która by tak bardzo dbała o swój wizerunek. U Manueli nic nie było przypadkowe. I do niczego nie można jej było zmusić. Dotyczyło to nawet detali - jeśli jakiś fragment garderoby nie spodobał się jej w czasie sesji zdjęciowej, nie było siły, by to włożyła.

W świecie luksusowych magazynów kobiecych Manuela pojawiła się w połowie lat dziewięćdziesiątych, świeżo po powrocie z Paryża. Trochę wcześniej do "Twojego Stylu" przesłano wywiad z nią zrobiony przez tajemniczą nieznajomą, co do której istniały spore podejrzenia, że jest nią sama Gretkowska.

Manuela Gretkowska, młoda pisarka, stała się szybko ikoną kultury masowej. Namaszczona przez Czesława Miłosza, którego list znalazł się na okładce jej debiutanckiej książki "My zdies' emigranty", owiana aurą skandalistki piszącej o odgryzanych łechtaczkach, fascynowała krytyków literackich i szeroką publiczność. Kiedy napisała scenariusz do filmu Żuławskiego, jej popularność sięgnęła zenitu

- Była bardzo miła, zabawna, dowcipna i nawet ciepła - powtarzają jej ówczesne redakcyjne koleżanki i brzmi w tym nuta dawnego zdziwienia, że ekscentryczna artystka okazała się zaskakująco normalną koleżanką. Co nie znaczy, że nie potrafiła ich czasem zaskoczyć.

- Manuela ma kompletnie siwe włosy. Pewnego dnia wkroczyła do redakcji jako blondynka. Kiedy jedna z koleżanek powiedziała jej "o, ufarbowałaś włosy", Manuela palnęła: "ale cipa pozostała taka sama" - wspomina jedna z dawnych dziennikarek "Elle".

Prowokacja była zawsze naturalnym żywiołem Gretkowskiej. Gdy w redakcji "Playboya" szukano kobiety felietonistki, "atrakcyjnej prowokatorki", jak określono to na kolegium redakcyjnym, wybór był oczywisty.

- Mężczyznom Manuela zawsze się podobała. To znaczy mam na myśli to, jak pisała - mówi krytyk filmowy Tomasz Raczek, twórca i wieloletni redaktor naczelny polskiego "Playboya". - Kobiety zawsze mają tendencję do owijania rzeczy w bibułkę, tworzenia klimatów i nastrojów. A Manuela pisała fizjologicznie i obscenicznie, co zawsze podnieca mężczyzn.

Atrakcyjna prowokatorka Manuela Gretkowska, której błyskotliwej inteligencji nie mogą odmówić najwięksi wrogowie, wymyka się światopoglądowym klasyfikacjom i irytuje różne środowiska.

- To dziwna osoba. Jak można pojąć, że lubi Wojciecha Cejrowskiego? I proszę sobie wyobrazić, że w Paryżu wyrażała się pozytywnie o Le Penie - mówi z irytacją liberalny intelektualista, z którym łączy ją wieloletnia znajomość.

Męczennica za wolność słowa

Manuela Gretkowska jechała samochodem. Z narastającym niepokojem obserwowała, jak kierowcy mrugają jej światłami, prawdziwa groza zaś ogarnęła ją, gdy zauważyła, że migają jej też światłami awaryjnymi. Zaczęła się bać, że "groźby urzędu prezydenta nie były tylko słowne". Gdy dojeżdżała już do domu i uznała, że jednak ocali swe życie, zorientowała się, że nie włączyła świateł mijania.

Tę anegdotę świadczącą o jej lekko paranoidalnym stosunku do rzeczywistości opowiedział niegdyś na łamach "Plusa Minusa" Smecz, czyli znany eseista i pisarz Tomasz Jastrun.

- Manuela śmiertelnie obraziła się na mnie na pół roku. Twierdziła, że opowiadała mi o tej sytuacji z dystansem, a ja ten dystans zagubiłem - przyznaje Tomasz Jastrun, dodając, że nie jest już skłonny do wynurzeń na jej temat, bo "Manuela będzie się złościć".

Kiedy w lutowym numerze (2006) miesięcznika "Sukces" ukazał się felieton Gretkowskiej, wybuchł skandal. Ze swadą komentowała zmiany na stanowisku ministra finansów, kiedy to Teresę Lubińską zmieniła Zyta Gilowska. Zbudowała całą psychoanalityczną konstrukcję. Kaczyńscy, wychowani przez owdowiałą wcześnie matkę, która twardą ręką trzymała kasę, chcą mieć w swym politycznym otoczeniu przypominającą ją silną kobietę. Konstrukcja ta miała zasadniczy mankament - ojciec Kaczyńskich nie osierocił ich w dzieciństwie, lecz w zeszłym roku. Zupełną błahostką był przy tym fakt przekręcenia nazwiska Lubińska na Lubelska.

Na felieton Gretkowskiej odpowiedziała nerwowo szefowa biura prasowego prezydenta, określając go w liście do redakcji jako "pseudointelektualny bełkot, naszpikowany kłamstwami" . Redaktor naczelna "Sukcesu" Karolina Korwin-Piotrowska przyniosła list do "Rzeczpospolitej", która go opublikowała. Gretkowska napisała zaś nowy felieton, kpiąc w nim, że "jeszcze nie musimy znać na pamięć życiorysów Wielkich Wodzów i jedynie to mam na swoje usprawiedliwienie". A potem zdarzyło się coś, co naprawdę zbulwersowało opinię publiczną.

- Zadzwoniłam do Manueli, że właściciel pisma Zbigniew Jakubas zadecydował, że felieton zostanie z każdego egzemplarza pisma wycięty. Miała oczy szeroko otwarte ze zdumienia - opowiada Karolina Korwin-Piotrowska. - To znaczy myślę, że tak wyglądała. Pytała jak dziecko: to co, będą wycinać nożyczkami? Kto? Powiedziałam: wszyscy dziennikarze, wszyscy pracownicy. Już to robią, nie ma tylko mnie i ciebie. I tych, co są na urlopach. Była wstrząśnięta.

Jak twierdzi Korwin-Piotrowska, wydawca próbował załagodzić sytuację. - O ile wiem, oferował jej dużo, nawet podróż dookoła świata. Bardzo się wtedy do siebie zbliżyłyśmy, jak na wojnie. Ja odeszłam i ona też. Normalnie szok, Manuela była niczym Wolność prowadząca lud na barykady.

Duża propaganda

Manuela Gretkowska nie chciała się ze mną spotkać. "Albo udzielam wywiadu, który autoryzuję, albo piszę tekst. Jeśli tekst pisze ktoś inny, życzę mu powodzenia. Nie widzę w tym swojej roli potwierdzającej lub wyjaśniającej" - napisała do mnie, sugerując, bym zwróciła się do wydawnictwa Bertelsmann o informacje na temat mającej się ukazać za parę tygodni jej nowej książki.

Wydawca z Bertelsmanna jest pełen entuzjazmu.

- To będzie stara, dobra Gretkowska. Książka ma drastyczne sceny łóżkowe, brutalny język, obsceniczne opisy - relacjonuje Paweł Szwed. - Kiedy Gretkowska zaproponowała, że napisze dla nas książkę, od razu powiedziałem: droga Manuelko, jeśli myślisz, że ci wydamy kolejny pseudopamiętnik, to się mylisz. I powstała powieść. "Kobieta i mężczyźni".

Kampania promocyjna ma być pełna rozmachu - To będzie duża propaganda, przynajmniej jak na polskie warunki. Z ręką na sercu powiem, że nie przewidywaliśmy tego zamieszania wokół Partii Kobiet. No, ale wszystko się świetnie złożyło. Manuelka przebiła się znów do telewizji, która była dla niej ostatnio zamknięta. Cieszymy się bardzo.