Kulisy - 2003.28.01
ANDRZEJ GASS
Redaktor walczący
Adam Michnik
Afera z łapówką, której Lew Rywin miał oczekiwać od spółki Agora za korzystny zapis w ustawie o radiu i telewizji, wymknęła się jej bohaterom spod kontroli i przypomina śnieżną lawinę. Z brytyjskiego Times'a świat dowiedział się, że w tle afery jest rywalizacja między polskim premierem a prezydentem, popieranym przez wpływowego redaktora.
Według jednej z wersji wydarzeń, za aferą kryją się Aleksander Kwaśniewski
i Adam Michnik, naczelny wydawanej przez Agorę Gazety Wyborczej. Chodzi o
zdyskredytowanie premiera Leszka Millera i utworzenie centrowej partii z
niedobitków UW i części SLD, która pójdzie za Aleksandrem Kwaśniewskim.
Ile w tym prawdy - nie wiadomo. Nie wiadomo również, czy przyszłość zastąpi
tę wersję wydarzeń jakąś bardziej wiarygodną.
Życiorys z Alei Przyjaciół
"Gdy po śmierci pójdę na Sąd Ostateczny, Święty Piotr spyta mnie: -
Co dobrego, synu, zrobiłeś? A ja odpowiem: - Mojego synka Antosia i Okrągły
Stół" - powiedział Adam Michnik w głośnej rozmowie z generałem
Kiszczakiem, opublikowanej przez Gazetę Wyborczą.
56-letni dziś Adam Michnik po raz pierwszy zaistniał publicznie w wieku 15
lat, na zebraniu Klubu Krzywego Koła - w miejscu spotkań inteligencji i
studentów korzystających z popaździernikowej "wolności". Jąkający
się uczeń wypowiedział się w dyskusji o PRL-owskiej oświacie. Któryś ze
starszych dyskutantów zaproponował mu, aby wrócił do szkoły. W obronę wziął
go prezes klubu, Jan Józef Lipski. Tak rozpoczęła się ich wieloletnia współpraca
i przyjaźń. W Klubie mógł Michnik poznać innych późniejszych przyjaciół
i współpracowników: Leszka Kołakowskiego, Karola Modzelewskiego, Aleksandra
Małachowskiego, Stefana Kisielewskiego, Antoniego Słonimskiego.
Michnik pochodził z - jak to sam określił - "liberalnej żydokomuny".
Matka Helena była przed wojną działaczką socjalistycznej organizacji "Życie".
Ojciec, Ozjasz Szechter - wysokiej rangi działaczem Komunistycznej Partii
Zachodniej Ukrainy. Odsiedział w więzieniu osiem lat i był torturowany. - Ja
tylko sześć i dostałem tylko parę razy w gębę - porównywał się Michnik
do ojca.
Wojnę rodzice Michnika przetrwali w ZSRR. W Polsce nie zrobili kariery
politycznej (matka pisała podręczniki historii dla uczniów i nauczycieli,
ojciec pracował w partyjnym wydawnictwie i tłumaczył dzieła Marksa), ale
należeli do elity. Mieszkali w Alei Przyjaciół, skąd niedaleko do Alei Róż,
gdzie rezydowali komunistyczni prominenci. Michnik wspominał, że atmosfera
domu skierowała jego zainteresowania ku historii. Fascynowała go m.in. Róża
Luksemburg.
Kluczem do poglądów i środowiska Michnika, zdaniem Jarosława Kaczyńskiego,
były znajomości wyniesione z Alei Przyjaciół. - Przecież jak Michnik szedł
ze mną tamtędy, to co drugiemu człowiekowi podawał rękę, a później mnie
pytał: "Wiesz, kto to jest? " i wymieniał nazwiska, które się
jednoznacznie kojarzyły. Z tego pokolenia (według niego była to "resztówka
Komunistycznej Partii Polski, a wszystko wskazuje, że formacja czysto
enkawudowska" - przyp. A. G.) pochodzili rodzice wielu obecnych czołowych
działaczy środowiska Unii Demokratycznej i Gazety Wyborczej oraz znanych
dziennikarzy prasy i telewizji - napisał obecny lider Prawa i Sprawiedliwości
w książce "Czas na zmiany".
Miał dwóch braci. Po ojcu - Jerzego (w 1957 roku wyjechał z Polski), a po
matce - Stefana (wyjechał z Polski w 1969 roku). Stefan, mając niewiele ponad
20 lat, robił karierę w bierutowskim sądownictwie wojskowym. Ma na sumieniu
kilka wyroków śmierci. "Walono w niego, żeby zdyskredytować mnie"
- zapewniał Michnik. "Nie jest moją sprawą rozliczać własnego
brata" - dodał w książce "Między panem a plebanem".
Gdy władze rozwiązały Klub Krzywego Koła, Michnik wraz z Janem Grossem (po
latach autorem głośnej książki o Jedwabnem) i Janem Kofmanem założyli Klub
Poszukiwaczy Sprzeczności. Choć patronował temu przedsięwzięciu partyjny
filozof Adam Schaff, władze szybko spotkań klubowiczów zabronili.
Gdy w 1964 roku Michnik zdał maturę, w nagrodę rodzice wysłali go w podróż
po Europie. Pod Paryżem odwiedził Jerzego Giedroycia, szefa Kultury, z którym
toczył długie rozmowy. W Monachium zawitał do Radia Wolna Europa. Wartownik
zatelefonował do Jana Nowaka-Jeziorańskiego, czy może wpuścić 18-letniego młodzieńca
z paszportem PRL. Wizyta, jak pisze Nowak we wspomnieniach, była nie
zapowiedziana.
Zapytany, co go sprowadziło do RWE, odpowiedział: "Ciekawość, chęć
poznania z pierwszej ręki poglądów ludzi, których przedstawia się w Polsce
jako demonów, wrogów państwa, agentów i wyrobienie sobie o nich niezależnego
sądu". Nowaka uderzyło "niezwykłe przywiązanie do idei, której był
bez reszty oddany". Był to socjalizm. "Michnik chciał socjalizmu
opartego na demokracji i pluralizmie poglądów".
Przypalona zupa od Kiszczaka
Po powrocie Michnik zaczął studia na wydziale historii, wkrótce wybił się
na czoło grupy dyskusyjno-towarzyskiej, zwanej komandosami, w której byli także
między innymi: Seweryn Blumsztajn, Jan Gross, Jan Lityński, Robert Mroziewicz
i Barbara Toruńczyk.
Gdy w lipcu 1965 roku sąd skazał Kuronia i Modzelewskiego za opublikowanie
"Listu otwartego do członków POP PZPR i członków organizacji
uczelnianej ZMS na UW" na 3 i 3,5 roku więzienia, Michnik w sądzie z ławki
intonował "Międzynarodówkę".
W 1968 roku komandosi wraz z Michnikiem protestowali przeciwko zdjęciu
teatralnego spektaklu "Dziadów", który władze uznały za
antysowiecki. Michnika i jego przyjaciela Henryka Szlajfera wyrzucono z uczelni.
Wywołało to zamieszki na Uniwersytecie Warszawskim.
Gdy zaczęła się antysemicka nagonka i masowa emigracja ludzi pochodzenia żydowskiego,
ojciec Michnika namawiał go na wyjazd z kraju. Jednak młody Adam postanowił
zostać, gdyż - jak twierdził - nie mógł wyjechać, skoro w jego obronie
studenci protestowali. Został skazany na trzy lata więzienia. Głównym
punktem aktu oskarżenia był wywiad o marcowych zamieszkach dla francuskiego
korespondenta.
Twierdził, że w więzieniu utracił wiarę w komunizm, bo okazało się, że w
wydaniu polskim jest antysemicki. Po wyjściu z więzienia, pracował w zakładach
imienia swej idolki z wczesnej młodości - Róży Luksemburg. W 1973 roku
pozwolono, mu jako eksternowi, dokończyć studia na uniwersytecie w Poznaniu.
Został sekretarzem Antoniego Słonimskiego.
W 1976 roku, po protestach w Radomiu i Ursusie, Michnik znalazł się w gronie
ludzi, którzy powołali Komitet Obrony Robotników. - Wtedy najważniejsze były
pryncypia, takie jak przyzwoitość, honor, godność, hołdowanie prawdzie -
wspomina Zbigniew Bujak. - Toczyliśmy dyskusje, czy taktyka daje jakieś
nadzieje. Odpowiedzi nie było. Drogowskazem był dla nas tekst Vaclawa Havla
"Siła bezsilnych", dyskutowany w opozycyjnych środowiskach polskich,
czechosłowackich, węgierskich. Historia potwierdziła, że mieliśmy rację. W
1980 roku robotnicy nie mieli wątpliwości, do kogo można mieć zaufanie.
Gdy w 1980 roku powstała Solidarność, Michnik został doradcą Regionu
Mazowsze. Wspominał później: "Byłem w obrębie frakcji anty-Wałęsowskiej".
Uważał, że Wałęsa zmierzał w Solidarności do "modelu sułtańskiego,
dyktatorskiego".
13 grudnia 1981 roku Michnik został internowany. Więziono go w Białołęce i
Mokotowie. Napisał wtedy "Listy z Białołęki" - analizę sytuacji w
Polsce. W jednym z listów przyrównał to, co się stało do ataku gangsterów
(generałów) na wariatów (Solidarność). W 1983 roku generał Czesław
Kiszczak, przez odwiedzającą Michnika Barbarę Szwedowską, przekazał mu
propozycję wyjazdu "na jakiś czas" za granicę, bo inaczej czeka go
proces i wiele lat w więzieniu. Michnik zareagował pełnym furii listem. Nazwał
ekipę Jaruzelskiego "pozbawionymi honoru świńtuchami", a Kiszczaka
"durniem".
Kiszczak powiedział wtedy arcybiskupowi Jerzemu Dąbrowskiemu: "Sytuacja
Michnika jest specyficzna. Pisze listy do Wolnej Europy i ubliża mi. Uważa, że
go wciąż prześladujemy, specjalnie mu podajemy przypaloną zupę".
Naczelny parapolityczny
Gdy rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu, Michnik oświadczył
pryncypialnie: - Zgoda na prezydenta w osobie generała Jaruzelskiego oznaczałaby
uznanie, że 13 grudnia był potrzebny. Dla Solidarności jest to nie do przyjęcia.
W kilkanaście dni później miał już inne zdanie o Jaruzelskim, uważał, że
tylko on ze swoim autorytetem mógł być rozjemcą. Po obradach Michnik otrzymał
od Wałęsy stanowisko redaktora naczelnego Gazety Wyborczej. Opublikował
artykuł "Wasz prezydent, nasz premier". Jaruzelski został
prezydentem.
- Rozmawiać, dogadywać się, to najważniejsza wartość politycznego
zachowania - tak Zbigniew Bujak ocenia dziś kompromis Okrągłego Stołu. -
Bilans tego, co zrobiliśmy jest dodatni.
Stanisław Remuszko, dziennikarz pierwszego zespołu GW, autor książki o
Gazecie, zna Michnika od 1968 roku. - Od Okrągłego Stołu on zaczął się
zmieniać. Odczuwało się, że ma jakąś misję do spełnienia. Do dziś ta
przemiana jest dla mnie zagadką. Pierwsza hipoteza - to władza. Sądzę, że
po dogadaniu się przy Okrągłym Stole Adam realizuje to, co ustalono - mówi
Remuszko.
W październiku 1990 roku Michnik zamieścił artykuł "Dlaczego nie oddam
głosu na Lecha Wałęsę". Kandydatowi na prezydenta zarzucił "antyinteligencki
populizm i antysemickie fobie". Poparł Tadeusza Mazowieckiego w wyborach.
"Czuj się odwołany" - zarządził Wałęsa, szef Solidarności i
chciał odebrać Michnikowi kierowanie GW, uważaną za głos związku. Okazało
się, że Wyborcza należy do prywatnej spółki. Można było tylko odebrać
jej emblemat związku.
Swoją współpracę z Wałęsą Michnik podsumował w "Między panem a
plebanem" - "... dopóki grał przeciwko komunie, pomagałem mu jak
mogłem. Ale potem zaczął grać o swoje. I tu się nasze drogi rozeszły".
W latach 1989-1991 Michnik był posłem. Potem nigdy nie kandydował, chociaż
mając za sobą gazetę bez problemów wywalczyłby sejmowy fotel. - Ale od
dawna pełni on rolę parapolityczną - uważa Tomasz Wołek, były naczelny Życia.
- Zawsze redaktor naczelny, publicysta, jest także politykiem. Może wywierać
większy wpływ, niż gdyby politykiem był formalnie.
Tak też było, gdy GW walczyła przeciwko lustracji, ścigała polskie wady:
ksenofobię, antysemityzm; popierała Unię Wolności, głosiła zakończenie
rozliczeń z epoką PRL.
Gdy w 1992 roku we Francji Wojciech Jaruzelski opublikował wspomnienia, okazało
się, że zamyka je wywiad generała z... Michnikiem. Niedawny opozycjonista
twierdził, że 13 grudnia mógłby zastrzelić Jaruzelskiego, ale teraz wie, że
ocalił on Polskę od sowieckiej interwencji, więc trzeba rozmawiać bez
nienawiści.
Sędzia, alfa i omega
"Ostatnio nie bardzo przyjaźnię się z Michnikiem. Widujemy się raz na pół
roku i raczej się kłócimy" - napisał Stefan Kisielewski pod koniec życia.
Michnik uznawał Kisielewskiego za jednego ze swoich mistrzów. Często można
ich było zobaczyć dyskutujących przy koniaku w warszawskiej kawiarni "Na
Rozdrożu". "Kochałem go niemal w czasie KOR-u, to było wspaniałe.
Natomiast to, co on teraz mówi i pisze, jest bardzo często bez sensu. (...)
Ten dzisiejszy Michnik to totalitarysta. Demokratą jest ten, kto jest po mojej
stronie. Kto ze mną się nie zgadza, jest faszystą i nie można mu podać ręki.
A tylko Michnik wie, na czym polega demokracja i tolerancja. On jest tutaj sędzia,
alfa i omega" - pisał Kisielewski.
- Do końca między nimi nie zmieniły się relacje międzyludzkie, a była
tylko polemika o poglądy - mówi Jerzy Kisielewski, syn Stefana. - Ojciec nie
uznawał "jedynie słusznych" poglądów. Nie doszło jednak do
zerwania czy rozstania z Michnikiem. To były spory, dyskusje.
Ostateczne rozstanie z Wałęsą, ojcem chrzestnym Antosia, syna Michnika, nastąpiło
najpewniej w 1995 roku, gdy GW opublikowała ich rozmowę. "Lechu",
"Adasiu" - mówili do siebie. Wałęsa rozluźniony, gadał, co mu
przyszło do głowy. Został ośmieszony. Była to - twierdził rzecznik Wałęsy
- rozmowa prywatna, nie do druku, bez autoryzacji.
W 2001 roku GW opublikowała na 16 stronach rozmowę z generałem Kiszczakiem. -
Generałowie odkupili swe grzechy? - padło pytanie. - Sto tysięcy razy -
odpowiedział Michnik.
- Żadnych rozliczeń nie powinno być? Żadnych sądów? - Z nimi nie. Z nimi
zamykamy rachunek, wojna skończona.
Kiszczak stwierdził, że układ zawarty przy Okrągłym Stole został przez
"stronę rządową" dotrzymany.
- To dlatego ja pana, generale, bronię jak niepodległości. Bo pan był
uczciwy - podsumował Michnik.
Morderczą ocenę Adama Michnika dał, słynący pod koniec życia z
jednoznacznych wypowiedzi, Zbigniew Herbert w filmie "Obywatel poeta"
(obaj kiedyś się wzajemnie cenili):
- Michnik jest manipulatorem. To człowiek złej woli, kłamca, oszust
intelektualny.
- Kiedy Michnik mówi o zakończeniu podziałów w Polsce na dawną opozycję i
postkomunistów, ma rację - mówi dziś Stefan Niesiołowski, prawicowy polityk
i publicysta. - Taki podział miał rację bytu jeszcze pięć lat temu, ale dziś
jest anachronizmem. Stąd rozmowy Michnika z Jaruzelskim i Kiszczakiem. Nie
akceptowałem tego. Ale taka jest koncepcja Michnika. Nie ma sensu prowadzić
sporów, gdy Samoobrona i Liga Polskich Rodzin są zagrożeniem i niszczą
demokrację w Polsce. Dziś liczy się podział na populistów i zwolenników
wejścia do Unii Europejskiej. Inne podziały są dziś mniej istotne.
Zaklęty krąg
Nie udało się nam porozmawiać z Adamem Michnikiem. Poinformował, że będzie
to możliwe dopiero, gdy złoży zeznania przed sejmową komisją śledczą.
- Publikując rozmowę z Rywinem, Michnik po raz pierwszy przełamał zaklęty
krąg niemożności - ocenia Stefan Niesiołowski. - Tego typu korupcyjne
rozmowy w polityce i biznesie odbywały się wiele razy, mówiono o tym
wielokrotnie, ale zawsze kończyło się niczym. Michnik zrobił bardzo dobrze,
drukując artykuł o tej sprawie, bo albo z korupcją się walczy, albo nie. Czy
jest to element szerszej gry? Sądzę, że nie.
Jednak Andrzej Drzycimski, były rzecznik Lecha Wałęsy, dziennikarz,
specjalista PR, jest zszokowany metodami dziennikarskimi Michnika.
- Tej klasy dziennikarz nie powinien używać metod służb specjalnych - uważa
Drzycimski. - W tej sprawie nie mamy do czynienia z dziennikarstwem, ale z czymś
innym, być może próbą odwrócenia uwagi.
Czy kiedyś dowiemy się, jak to z aferą Michnik-Rywin było? Na razie Michnik
przyznał się, że jego błędem było niezawiadomienie prokuratury i tłumaczy,
gdzie tylko może, że nie miał żadnych złych zamiarów w stosunku do
premiera; Rywin pisuje przepraszające listy, a z kręgu jego znajomych dochodzą
wieści, że ma własne nagranie rozmowy z Michnikiem i w swoim czasie je
ujawni. Powolna - zwykle - prokuratura bierze się ostro do pracy, a Sejm III RP
- po raz pierwszy w swoich dziejach - powołuje komisję śledczą. Opinia
publiczna zaś coraz mniej rozumie z afery wywołanej przez publikację w
Gazecie Wyborczej. Michnik zdecydował się nawet na osobiste upokorzenie: do
siedziby Gazety Wyborczej przy ulicy Czerskiej zaprosił Marka Barańskiego,
naczelnego postkomunistycznej Trybuny, symbol propagandy stanu wojennego, i
zapewniał go, że nie jest intrygantem politycznym.
Życie dla polityki
O życiu prywatnym Michnika niewiele wiadomo. Od śmierci
rodziców mieszka samotnie w 100-metrowym mieszkaniu po rodzicach w Alei
Przyjaciół. Ludzie, którzy w nim byli, opowiadają, że jest to mieszkanie
intelektualisty, wszędzie regały z książkami i papierami. Pod szklaną taflą
pokrywającą stary, stylowy stół w największym pokoju leżą dziesiątki
fotografii. Ostatnie z wycieczki z synem do Grecji.
Michnik unika noszenia krawatów i garniturów. Nie gardzi dobrym alkoholem. Dużo
pali. W burzliwych studenckich czasach prowadzał się z Barbarą Toruńczyk, ładną
panną, studentką socjologii, córką Henryka Toruńczyka, "dąbrowszczaka",
pierwszego dowódcy Wojsk Wewnętrznych (przekształconych w Korpus Bezpieczeństwa
Wewnętrznego) . Do dziś redaguje ona snobistyczne - w dobrym tego słowa
znaczeniu - Zeszyty Literackie. Michnik nigdy nie założył rodziny. Nawet z
matką swojego dziecka nie związał się formalnym małżeństwem. Syna urodziła
mu Barbara Szwedowska z Sopotu, prawniczka, nazywana kiedyś "prokuratorem
Solidarności".
- To wspaniała kobieta, on jej wiele zawdzięcza, dała mu syna i wychowała go
- mówi Zbigniew Bujak, ale jest dyskretny. Syn Michnika, urodzony w drugiej połowie
lat 80., otrzymał imię Antoni na cześć Słonimskiego. Antoniego chrzcił prałat
Henryk Jankowski, a rodzicami chrzestnymi byli: Lech Wałęsa i żona Bujaka.
Matka z synem mieszkają w Sopocie, ojciec dojeżdża do nich na weekendy,
zabiera syna na wakacyjne podróże do ciepłych krajów, do których ostatnio
jeździ coraz częściej.
Przy pisaniu materiału korzystałem z: Adam Michnik: "Cienie zapomnianych
przodków", 1978; Adam Michnik: "Listy z Białołęki" (bez daty
wydania) ; Adam Michnik: "My ludzie Solidarności", 1985; Adam Michnik,
Józef Tischner, Jacek Żakowski: "Między panem a plebanem", 1995;
Jacek Kuroń: "Wiara i wina: do i od komunizmu" 1989; Jacek Kuroń:
"Gwiezdny pył", 1991; Witold Jedlicki: "Klub Krzywego Koła",1989;
Jerzy Eisler: "Marzec 1968. Geneza. Przebieg. Konsekwencje", 1992 oraz
teksty Adama Michnika i rozmowy z jego udziałem publikowane w Gazecie Wyborczej
w latach 1990-2003.