Leszek Biały

MISTYCY

 

 

Mógłbym tu mówić o pewnych kobietach, które fabrykują fałszywe stygmaty, rany, cierniowe korony i wizerunki Chrystusa na piersi, gdyż nasze czasy wszystko to widziały (...). Ludzie mądrzy i obeznani z życiem duchowym nie przywiązują wagi do tych urojeń; ale ludzie z gminu myślą w swej prostocie, że jest to oznaka świętości; i byle jakaś kobieta parę razy udała, że mdleje, oni wysławiają jej świętość, i odtąd ma ona zapewnione pożywienie i wszystko, co jej do życia potrzebne...

św. Jan od Krzyża

 

 

Wiara w to, że poprzez modlitwę, ascezę, medytację i oderwanie się od spraw tego świata dusza ludzka może nawiązać bezpośredni kontakt z Bogiem, który ze swej strony może udzielić jej łaski iluminacji, to jest bezpośredniego wglądu w swoje tajemnice, występowała we wszystkich wielkich religiach. Także chrześcijański mistycyzm jest zjawiskiem bardzo dawnym, ale Kościół zawsze traktował go ze sporą dozą nieufności. Nieufność ta brała się nie tylko z obawy przed nie zawsze łatwą do wykrycia mistyfikacją, lecz miała również swoje głębsze powody. Otóż, z teologicznego punktu widzenia, wszelkie wizje, ekstazy, objawienia czy dar proroczy mogły pochodzić zarówno od Boga, jak i od Szatana, a ponadto każdy mistycyzm stwarzał pokusę oddalenia się od nauki lub praktyki Kościoła powszechnego. Ludzie szukający mistycznego zjednoczenia z Bogiem odrzucali niejednokrotnie jakiekolwiek pośrednictwo instytucjonalnego Kościoła, uważali, że mogą obejść się bez jego kapłanów, obrzędów i sakramentów, lekceważyli sobie kult świętych, cudownych miejsc i wizerunków, a wreszcie uznawali samych siebie za wybrańców, czystszych i lepszych od zwykłych wiernych. Czasami ta, ocierająca się o pychę, postawa prowadziła adeptów mistycyzmu do głębokiego przekonania o własnej bezgrzeszności, jak miało to miejsce w przypadku średniowiecznych begardów, a to z kolei, prędzej czy później, kończyło się otwartym konfliktem z Kościołem. Nic zatem dziwnego, że Kościół akceptował tylko niektóre z odmian mistycyzmu i wynosząc na ołtarze jednych mistyków, takich jak św. Franciszek czy św. Bonawentura, potępiał jako heretyków innych, takich jak Amaury de Bene czy Mistrz Eckhart.

W Hiszpanii, która kojarzy nam się dzisiaj m.in. z nazwiskami św. Teresy z Avila czy św. Jana od Krzyża, mistycyzm pojawił się dopiero z początkiem XVI wieku, a więc znacznie później niż w innych krajach Zachodu. Jego pojawienie się związane było z co najmniej dwiema okolicznościami historycznymi: z powszechnym w ówczesnej Europie kryzysem zaufania do Kościoła jako instytucji zapewniającej zbawienie - i w tym sensie wczesny hiszpański mistycyzm był zjawiskiem spokrewnionym z kazaniami Savonaroli, szyderstwami Erazma, a nawet z buntem Lutra - oraz z charakterystycznym dla nowej, renesansowej już świadomości poczuciem wartości i samoistności myśli i doznań każdego ludzkiego indywiduum.

Najważniejszą cechą wczesnego mistycyzmu hiszpańskiego, mającą zasadnicze znaczenie dla zrozumienia postawy, jaką - także wobec późniejszych jego wcieleń - zajęła Inkwizycja, była jego nieortodoksyjność, przybierająca kształt tzw. iluminizmu (w Hiszpanii używano raczej nazwy alumbradismo), średniowiecznej herezji potępionej już przez Kościół. Hiszpańscy iluminiści, zwani alumbrados, wśród których dominował żywioł ludowy o dość mętnych i niesprecyzowanych poglądach teologicznych, głosili, a może raczej wcielali po prostu w życie, szereg zasad sprzecznych ze stanowiskiem oficjalnego Kościoła. Alumbrados nie stworzyli jakiejś spójnej doktryny, a ich poglądy znane są fragmentarycznie z dzieł ich wrogów oraz z akt ich procesów przed trybunałami Świętego Oficjum.

Szukając bezpośredniego kontaktu z Bogiem alumbrados odrzucali pośrednictwo Kościoła, kładli nacisk na zbawczą moc wiary i miłości, gardzili "zewnętrznymi" przejawami pobożności, za jakie uważali np. głośną modlitwę, uczestnictwo w mszy, posty, a nawet dobre uczynki, w niektórych przypadkach akcentowali też swoją osobistą bezgrzeszność. Podkreślanie roli miłości w stosunku do Boga i innych ludzi prowadziło ich niekiedy do negowania idei piekła, zaś wiara we własną bezgrzeszność do sporej swobody obyczajów czy wręcz rozpusty. Charakterystyczny dla alumbrados plebejski antyintelektualizm popychał ich ponadto do lekceważenia teologii i wszelkich prób poznania Boga na drodze rozumowej.

Niektórzy z alumbrados odrzucali też całe życie praktyczne - dom, rodzinę, pracę zarobkową - przy czym skrajna wersja tej postawy, nosząca nazwę dejamiento (poniechanie, zaniedbanie), przypominała abnegację znaną z niektórych religii Wschodu. Jej zwolennicy, tzw. dejados, poprzez rezygnację z własnej woli, uczuć i myśli starali się poddać całkowicie woli boskiej. Długotrwała medytacja lub kontemplacja jakiegoś przedmiotu wprawiała ich w trans, podczas którego każdy obraz, słowo czy myśl, jakie pojawiały się w ich wyobraźni, odbierane były jako sygnały płynące bezpośrednio od Boga.

Alumbrados żyli w nieformalnych komunach, z dala od pogardzanych starych chrześcijan, którzy z reguły traktowali ich podejrzliwe, oskarżając ich o pychę, sekciarstwo, ekskluzywizm, a przede wszystkim o ukrywanie jakichś gorszących sekretów. Animozja ta była tym silniejsza, że wielu spośród alumbrados wywodziło się z rodzin żydowskich conversos. Nie obciążonym wielowiekową tradycją chrześcijaństwa, a przeczulonym na tle swego pochodzenia konwertytom podobał się zapewne w iluminizmie brak wszelkiego formalizmu, krytyczne spojrzenie na tradycyjne formy hiszpańskiej pobożności, a także indywidualne podejście do dogmatów wiary, co nie przychodziło równie łatwo przyzwyczajonym do istniejącego stanu rzeczy i nie przeżywającym podobnego kryzysu tożsamości starym chrześcijanom. Należy jednak podkreślić, że konflikty między alumbrados i starymi chrześcijanami nie miały bynajmniej charakteru powszechnego i niejeden z iluministów zażywał w swej okolicy sławy szczególnej świętości.

Ogromną rolę wśród alumbrados odgrywały kobiety, tzw. beatas (nabożnisie, dewotki, świętoszki), które składały rozmaite śluby niczym zakonnice, choć nie wstępowały do żadnego klasztoru.

Do połowy lat dwudziestych XVI wieku Inkwizycja nie interesowała się nadmiernie działalnością i poglądami alumbrados. Była zbyt zajęta prześladowaniem nowych chrześcijan, a ponadto nie miała żadnego doświadczenia w podobnych sprawach. Do zmiany postawy Świętego Oficjum wobec alumbrados, podobnie jak wobec erazmistów, doszło dopiero po pojawieniu się zagrożenia luterańskiego. Zawarta w iluminizmie jawna bądź zawoalowana krytyka oficjalnego Kościoła, wzgarda dla "zewnętrznych" oznak pobożności, uzurpowane sobie prawo do niczym nie skrępowanego interpretowania Biblii, nacisk położony na zbawczą moc wiary i miłości wydały się wtedy inkwizytorom podejrzanie zbliżone do poglądów Lutra.

W roku 1523 trybunał w Toledo wydał nakaz aresztowania działającej w Pastrana głośnej beaty Izabeli de la Cruz, a wkrótce potem jej towarzysza, Pedra de Alcaraz. Wyrok Izabeli nie zachował się, jeśli zaś chodzi o Alcaraza, to po śledztwie trwającym do roku 1529 skazano go na "wieczne więzienie", sambenito i chłostę.

Rok 1529, będący rokiem odsunięcia stosunkowo liberalnego Generalnego Inkwizytora Manrique, zapoczątkował etap systematycznych prześladowań alumbrados i wzmożonej czujności Świętego Oficjum wobec wszelkich przejawów mistycyzmu. Inkwizycja zatrzymała wtedy inną sławną beatę, Franciskę Hernandez, której działalność, owianą atmosferą erotycznych skandali, tolerowała przez długie lata. Ta bardzo piękna i fascynująca wielu współczesnych kobieta znajdowała się pod obserwacją Trybunału Wiary już od roku 1519. Francisca Hernandez często wpadała w ekstazę, doznawała rozmaitych wizji, a ponadto głosiła publicznie, że jest żoną Chrystusa i żyła na koszt swoich uczniów i wielbicieli, do których należeli między innymi: Francisco de Osuna, pierwszy pisarz mistyczny w Hiszpanii i mistrz św. Teresy z Avila, Francisco Ortiz, wybitny teolog i kaznodzieja franciszkański, Bernardino de Tovar, siostrzeniec sławnego erazmisty i filozofa z Alcala, Juana de Vergary, a także niejaki Antonio de Medrano, ksiądz z Navarrete, niepoprawny iluminista i hedonista, który utrzymywał, że jego skądinąd jak najbardziej cielesne stosunki z piękną beatą są natury czysto duchowej, jako że grzech nie ma do nich obojga żadnego dostępu.

Aresztowanie Franciski miało głównie na celu jej kompromitację oraz rozproszenie kręgu jej wielbicieli, do którego należało zbyt wiele znanych i powszechnie szanowanych osób. Inkwizycji zależało zwłaszcza na ratowaniu reputacji Francisca Ortiza, człowieka zażywającego wówczas sławy największego kaznodziei w Hiszpanii i będącego nadzieją tamtejszych franciszkanów. Ortiz był do tego stopnia zafascynowany Franciską, że całkiem poważnie uważał ją za świętą i zlekceważył zakaz spotykania się z nią, wydany przez swoich przełożonych. Po jej aresztowaniu, podczas publicznego kazania, Ortiz zarzucił Inkwizycji niesprawiedliwość i ślepotę, za co został zresztą natychmiast aresztowany. Przesiedział w "tajnym więzieniu" trzy lata nie chcąc odciąć się od znajomości z piękną beatą, w końcu zrobił jednak to, czego od niego żądano i resztę życia spędził na dobrowolnej pokucie w klasztorze.

Na dożywotnią pokutę w klasztorze, tym razem w trybie przymusowym, udał się również ksiądz Medrano, uznany przez toledańskich inkwizytorów za notorycznego hipokrytę (w trakcie śledztwa bronił się przekonując sędziów, iż jest tak bezgrzeszny, że może sypiać z kobietami nie odczuwając przy tym żadnej pokusy ani zdrożnej myśli). Co ciekawe, Święte Oficjum nie zrobiło nic złego samej Francisce, która ze swej strony oskarżyła podczas śledztwa o herezję niemal wszystkich swoich znajomych - zadowolono się tylko zwichnięciem jej dalszej kariery.

Podobnymi karami zakończył się odbywający się w tym samym czasie proces innej grupy alumbrados, skupionej wokół natchnionej beaty, Petronili de Lucena.

Inkwizycja skłonna była traktować wybryki iluministów raczej łagodnie, o ile tylko wykazywali oni chęć wyrzeczenia się błędów i pojednania z Kościołem. Zaledwie paru najbardziej zatwardziałych alumbrados skazano na początku lat trzydziestych XVI w. na śmierć: taki właśnie los stał się udziałem Juana Lopeza de Celaina, Juana del Castillo i Antonia Garzóna, którzy negowali do końca wartość dobrych uczynków, mszy i postów.

Stosunkowa łagodność Inkwizycji względem alumbrados wynikała przede wszystkim z tego, że Święte Oficjum uznało ich za kategorię mistyków wprowadzonych w błąd przez siły szatańskie (misticos ilusos); znacznie surowiej traktowało jednak coraz liczniejsze przypadki fałszywego mistycyzmu (misticos impostores), czyli próby żerowania na łatwowierności i metafizycznych tęsknotach ludu przez rozmaitych hochsztaplerów, którzy wyspecjalizowali się w udawaniu proroków i świętych. W XVI, XVII, a nawet i XVIII wieku Inkwizycja przeprowadziła wiele procesów tego rodzaju oszustów, z których wypada przypomnieć tylko najgłośniejszych.

W roku 1543 aresztowano czczoną w całej Hiszpanii beatę, Magdalenę de la Cruz z Kordoby, która niemal na zawołanie wpadała w ekstazę, wyprowadzała tysiącami dusze pokutujące z czyśćca, komunikowała się z niebem i twierdziła (rzecz bardzo typowa dla tego typu oszustów), że żywi się wyłącznie hostią. Jej sława była tak ogromna, że hiszpańscy marynarze, zaskoczeni na pełnym morzu przez sztorm, wzywali jej imienia, a szlachetne damy bliskie rozwiązania przysyłały jej do pobłogosławienia wyprawki przyszłych dzieci (postąpiła tak nawet sama cesarzowa Izabela przed urodzeniem przyszłego Filipa II). Do Magdaleny pielgrzymowali Generalny Inkwizytor Manrique i nuncjusz papieski w Hiszpanii Giovanni di Reggio. Karol V, wybierając się na wyprawę przeciw Tunisowi, prosił ją o pobłogosławienie wojskowych sztandarów. Tylko bardzo nieliczni ludzie w Hiszpanii - a należał do nich m.in. św. Ignacy Loyola - śmieli podawać w wątpliwość nadprzyrodzone przymioty wielbionej powszechnie beaty. Inkwizycja hiszpańska umiała być jednak bezkompromisowa i działać na przekór potocznym opiniom i najwyższym nawet protekcjom. Po osadzeniu jej w "tajnym więzieniu" Magdalena de la Cruz nader szybko poczuła przyziemny głód, a jej sławne w całym kraju stygmaty okazały się zręcznym fałszerstwem. W końcu rzekoma mistyczka sama przyznała się do swych oszustw i w maju 1546 r. musiała wystąpić na auto de fe, na którym skazano ją na dożywotnią pokutę w klasztorze.

Przypadek Magdaleny de la Cruz zwiększył jeszcze podejrzliwość Świętego Oficjum wobec wszelkich form mistycyzmu. Inkwizycja przyjęła na swe barki bardzo niepopularną w społeczeństwie, a czasami także źle widzianą u dworu rolę obrończyni zdrowego rozsądku i sprawdzała odtąd każdy przypadek wizjonerstwa, odkrywając przy okazji wiele mniej lub bardziej oszukańczych mistyczek i mistyków.

W roku 1591 trybunał w Toledo ukarał 200 batami beatę Marię de Morales, która zdobyła sobie reputację świętej rozlicznymi transami, objawieniami i przepowiedniami. W roku 1623 inkwizytorzy z Sewilli osadzili w "tajnym więzieniu" niezwykle popularnego w tym mieście księdza Fernando Mendeza, cieszącego się od wielu lat sławą szczególnej świętości. Ksiądz Mendez nie tylko oglądał podczas swych ekstaz niebo, ale podejmował się też załatwienia w nim rozmaitych spraw, uwalniał ponadto z czyśćca pokutujące dusze, a dotknięte jego ręką przedmioty sprzedawano jako cudowne amulety chroniące przed złym urokiem i wszelkimi chorobami, Mendez otaczał się gronem wielbicielek - należały do nich nawet damy z arystokracji, takie jak markiza de Tarifa czy hrabina de Palma - z którymi dopuszczał się głośnych erotycznych wybryków. Największym jednak jego wyczynem było publiczne przepowiedzenie daty własnej śmierci, na którą w najwyższym podnieceniu oczekiwała od tego momentu cała Sewilla. W miarę zbliżania się zapowiedzianego terminu Mendez spędzał całe dnie na pokucie, a każde wypowiedziane przez niego słowo było zapisywane przez towarzyszącą mu świtę na wieczną rzeczy pamiątkę, niczym proroctwo płynące bezpośrednio z nieba. W wigilię dnia, w którym spodziewał się umrzeć, pożegnał się czule z przyjaciółmi, zapisując im w testamencie dary Ducha Świętego i obiecując wstawić się za nimi w niebie. Następnego dnia, na oczach licznie zgromadzonych widzów, przyjął komunię i modlił się przez wiele godzin w oczekiwaniu śmierci. Ta jednak sprawiła mu zawód, a jej niepunktualność naraziła go na złośliwe docinki i kpiny rozczarowanych obserwatorów, którzy dla obejrzenia cudu fatygowali się nieraz piechotą z odległych okolic Sewilli. Okryty śmiesznością Mendez zmarł w kilka lat później w lochu Inkwizycji, gdzie wtrącono go pod zarzutem iluminizmu i religijnego szarlataństwa.

W związku z jego sprawą Święte Oficjum przesłuchało ponad 700 osób, z których 11 wystąpiło w sambenitos na auto de fe celebrowanym 30.IX.1624 r. Najsurowiej potraktowano na nim niejakiego Juana de Jesus, zwanego Pustelnikiem, który śmiał wmawiać inkwizytorom, iż przepełniająca go miłość boża jest tak gorąca, że doprowadza do wrzenia pijaną przez niego wodę: wymierzono mu publicznie 200 batów, po czym skierowano go na dożywotni pobyt w klasztorze.

Na auto de fe zorganizowanym 28.11.1627 r. wystąpiło dwoje innych popularnych w Sewilli mistyków: Juan de Villalpando, proboszcz jednej z miejscowych parafii oraz karmelitanka Catalina de Jesus. Oskarżono ich o iluminizm i niemoralność, co skończyło się dla nich wyrokami 4 i 6 lat zamknięcia w klasztorze, nie licząc kar ściśle duchowych.

W 1673 r. aresztowano w Madrycie inną fałszywą mistyczkę, Marię Manuelę de Tho, która chwaliła się często, że bywają u niej archaniołowie Gabriel i Rafael, a żyła z handlu pobłogosławionymi przez siebie krzyżami z drewna oliwkowego.

Przypadków tego typu było bardzo wiele, jako że zapotrzebowanie na cud było w ówczesnej Hiszpanii ogromne. Jak skarżył się w 1634 r. pewien jezuita: "Tak rozmnożyli się stygmatycy, iż nie uszanują sługi bożego, jeśli nie pokazuje Pięciu Ran". Święte Oficjum walczyło jednak niestrudzenie z mnożącymi się wciąż przejawami religijnej szarlatanerii, zachowując przy tym umiar w ich karaniu. Do rzadkości należą procesy fałszywych świętych i proroków zakończone wyrokiem śmierci. Tak właśnie zakończyła się jednak sprawa Marii de los Dolores López, spalonej w Sewilli 22.VIII. 1781 r. Ta sławna w Hiszpanii beata utrzymywała, że wyszła w niebie za mąż za Dzieciątko Jezus (świadkami na tym ślubie mieli być św. Józef i św. Augustyn), że wyciągnęła z czyśćca miliony dusz i że nader często rozmawia z Matką Boską. Trzeba przyznać, że przesłuchujący ją inkwizytorzy zrobili wszystko, co było możliwe, aby doprowadzić ją do odwołania tych stwierdzeń: całymi miesiącami dyskutowali z nią wybitni teologowie, podsuwano jej odpowiednie lektury - wszystko na próżno. Dopiero na widok stosu Maria de los Dolores załamała się i poprosiła o spowiedź - przyjęto ją z powrotem na łono Kościoła, po czym uduszono w drodze łaski przed spaleniem.

Jest rzeczą niemal pewną, że w takich jak ten przypadkach inkwizytorzy mieli do czynienia nie tyle z religijnymi hochsztaplerami, co po prostu z ludźmi chorymi umysłowo, z czego jednak, przy ówczesnym stanie medycyny, nie zawsze potrafili zdać sobie sprawę. Mówiliśmy już, że walka Inkwizycji z różnymi mistycznymi wynaturzeniami ówczesnej religijności nie była popularna wśród znacznej części społeczeństwa. Czasami, chcąc wytoczyć proces jakiemuś oszustowi cieszącemu się szacunkiem ludu i protekcją możnych, Święte Oficjum natrafiało na nie lada problemy. Za przykład może posłużyć tu sprawa Luisy de Colenares, zwanej Luisą de Carrión, klaryski z klasztoru św. Klary w Carrión de los Condes, głośnej XVII-wiecznej beaty, z którą korespondowali papieże i którą opiekował się sam Filip IV.

Matka Luisa miewała częste ekstazy i wizje, przepowiadała przyszłość i udzielała rozmaitych porad możnym tego świata. Pędziła życie na pokucie i surowych umartwieniach: sypiała na specjalnym krzyżu, codziennie biczowała swe grzeszne ciało, ranione dodatkowo ostrymi żelaznymi kolcami, którymi nabijana była jej włosiennica, nieustannie pościła i modliła się za tysiące osób, które dzień w dzień zasypywały ją prośbami o wstawiennictwo. Była jedną z założycielek Bractwa Obrońców Niepokalanego Poczęcia, do którego w 1625 r. należało ok. 40 tys. członków, w tym sam Filip IV, radzący się jej w rozmaitych ważnych i nieważnych sprawach. O czynionych przez nią cudach opowiadano legendy: przypisywano jej dar jednoczesnego przebywania w różnych miejscach (i tak np. nie opuszczając Hiszpanii miała osobiście nawrócić na chrześcijaństwo Indian Xumana z Meksyku, a także prowadzić do ataku wojska hiszpańskie walczące we Flandrii), umiejętność wypędzania demonów i uzdrawiania nieuleczalnie chorych, a nawet wskrzeszania umarłych. Jednocześnie jej klasztor ciągnął ogromne zyski ze sprzedaży pobłogosławionych przez nią krucyfiksów, szkaplerzy, różańców, wizerunków świętych, a nawet strzępów jej szat, sprzedawanych jako talizmany przynoszące szczęście.

Inkwizycja pilnie obserwowała matkę Luisę od roku 1635 i dość szybko wykryła w jej wypowiedziach wiele błędów doktrynalnych. W końcu zdecydowała się ją aresztować i przewieźć do "tajnego więzienia" w Valladolid. Podróż do więzienia stała się jednak wielkim tryumfem matki Luisy: wszędzie witały ją bramy tryumfalne, bicie w dzwony i tysięczne tłumy wiwatujące na jej cześć i złorzeczące eskortującym ją familiares. Niektórzy usiłowali zdobyć jakikolwiek należący do niej przedmiot, wielokrotnie rozdzierano na strzępy jej habit. Aby uniknąć starcia z groźnym tłumem, inkwizytorzy musieli wprowadzić aresztowaną do Valladolid nocą. Od tego momentu siedziba trybunału wyglądała na oblężoną, a dostępu do niej broniły wzmocnione straże familiares. Miejscowi franciszkanie podjęli się obrony matki Luisy, a biskup Valladolid domagał się po prostu jej natychmiastowego uwolnienia. Inkwizytorzy byli jednak nieugięci - dysponowali licznymi dowodami nieprawomyślności popularnej beaty w postaci krążących po całej Hiszpanii i podpisanych przez nią osobiście oświadczeń, w których stwierdzała m.in., że wielokrotnie widziała Boga na własne oczy, że Chrystus zamienił się z nią sercami, jak też ofiarował jej autentyczne jabłko z raju, które miało zapewnić jej nieśmiertelność do dnia Sądu Ostatecznego, kiedy to, wraz z prorokami Enochem i Eliaszem, miała pokierować walką hufców niebieskich z Antychrystem.

W warunkach więziennych matka Luisa, utrzymująca dotąd - jak wielu podobnych jej religijnych oszustów - że żywi się wyłącznie hostią, zaczęła prędko odczuwać głód, a jej wizje i ekstazy ustały, jak ręką odjął. Podczas śledztwa wyszła na jaw jej przerażająca ignorancja w kwestiach doktrynalnych: uważana za świętą mistyczka nie potrafiła na przykład podać katolickiej wykładni dogmatu o Trójcy, chociaż z drugiej strony uparcie przekonywała inkwizytorów, że pobłogosławione przez nią przedmioty zapewnią ich posiadaczom bezwarunkowe zbawienie!

Matka Luisa zmarła w "tajnym więzieniu" nie doczekawszy ogłoszenia wyroku, co zostało natychmiast wykorzystane przez miejscowego biskupa, który kazał wykraść jej ciało z lochu i sprawił mu uroczysty i katolicki pochówek. Inkwizytorzy zażądali w odwecie ekshumacji zwłok i spalenia ich na auto de fe. Rozgniewany biskup zagroził im wówczas ludowym powstaniem w obronie czci zmarłej beaty, i zapewne nie były to tylko czcze pogróżki, skoro sprawę załatwiono w końcu polubownie: Święte Oficjum nie ogłosiło nigdy swojego wyroku, ale nakazało jednocześnie zwrot i zniszczenie wszystkich krążących po kraju przedmiotów pobłogosławionych kiedyś przez matkę Luisę oraz zabroniło jakichkolwiek dalszych dyskusji na jej temat.

W przypadku Luisy de Colmenares Inkwizycji nie udało się doprowadzić sprawy do końca, aczkolwiek zniszczyła mit rzekomej świętej; w przypadku innej sławnej beaty, matki Marii Jesus de Agreda, ręce Świętego Oficjum okazały się po prostu za krótkie. Matka Maria Jesus była długoletnią przyjaciółką i powierniczką Filipa IV, który korespondował z nią ponad dwadzieścia lat. Jej pozycja na dworze była tak mocna, że chociaż Inkwizycja prowadziła przeciwko niej tajne śledztwo, dochodząc w końcu do przekonania, że ma do czynienia z kolejnym szalbierstwem, nigdy nie odważyła się jej aresztować. Kult matki Agreda był w Hiszpanii tak silny, że nie zaszkodziło mu również wciągnięcie jej dzieł (kilka opasłych tomów) na indeks rzymski, a po jej śmierci w 1665 r. dwór hiszpański rozpoczął nawet w Rzymie starania o jej beatyfikację.

W latach osiemdziesiątych XVII wieku Inkwizycja hiszpańska musiała stawić czoło nowej fali nieortodoksyjnego mistycyzmu, tzw. molinizmowi (od nazwiska jego głównego teoretyka Miguela de Molinosa), zwanego też kwietyzmem. Molinos, hiszpański teolog osiadły od 1665 r. w Rzymie, zdobył tam rozgłos świetnego kaznodziei i spowiednika ludzi z najwyższych sfer towarzyskich, cieszył się też szacunkiem i protekcją papieża Innocentego XI. Szczególną popularność przyniosło mu jego dzieło Guida spirituale (Przewodnik duchowy), przełożone szybko na wiele języków, w tym na hiszpański (wydania w latach 1676, 1677 i 1685). Mistycyzm Molinosa nawiązywał do abnegacyjnego nurtu we wczesnym iluminizmie hiszpańskim (dejamiento) i zalecał bierne poddanie się woli bożej, beznamiętny stosunek do spraw tego świata oraz kontemplację jako drogę wiodącą ku mistycznej unii z Bogiem. Pośrednio, zgodnie z tradycją hiszpańskich alumbrados, Molinos zakwestionował tym samym rolę Kościoła, jego kapłanów i publicznych obrzędów, a także wartość "zewnętrznych" aktów wiary i norm moralności chrześcijańskiej.

Wnikliwą krytykę poglądów hiszpańskiego doktrynera pierwsi podjęli jezuici i doszukali się w nich licznych błędów doktrynalnych. Podobnie zareagowała Inkwizycja hiszpańska, która umieściła jego dzieła na swym indeksie już w roku 1685. W dwa lata później do akcji przeciwko Molinosowi włączyła się Inkwizycja rzymska, która uznała jego poglądy za heretyckie, a ich autora skazała na "wieczne więzienie". Poczynając od roku 1689, za pontyfikatu nowego papieża Aleksandra VIII, molinistów zwalczano już w całych Włoszech, co dało niemały powód do satysfakcji hiszpańskiemu Świętemu Oficjum, osamotnionemu jak dotąd w walce z różnymi wynaturzeniami mistycyzmu. Jego trybunały sądziły zwolenników kwietyzmu na przestrzeni całego XVIII stulecia, ponieważ jednak były to już czasy daleko posuniętej dekadencji i liberalizacji hiszpańskiej Inkwizycji, wymierzane im kary nie były zbyt surowe i ograniczały się przede wszystkim do publicznego odrzeczenia się błędów, chłosty, zamknięcia w klasztorze, rzadziej - do dłuższego lub krótszego wygnania z dotychczasowego miejsca zamieszkania. W przypadku osób duchownych dochodził jeszcze do tego kilkuletni zakaz nauczania, wygłaszania kazań i przyjmowania spowiedzi.

Największe zainteresowanie ówczesnej opinii publicznej budziły te procesy o molinizm, w których - jak w przypadku XVI-wiecznych alumbrados - podsądnym zarzucano nie tylko wyznawanie heretyckich poglądów, ale także jaskrawe naruszenie zasad moralności katolickiej. Wspomnijmy w tym miejscu o dwóch najgłośniejszych sprawach tego rodzaju - procesach biskupa Oviedo Jose Fernandeza de Toro i grupy molinistów z Corella.

Jose Fernandez de Toro, były inkwizytor z Murcji, a od 1706 r. biskup Oviedo, uległ poglądom molinistycznym jeszcze w latach osiemdziesiątych XVII wieku i z tego to właśnie powodu jego dziełko zatytułowane Remedio facilissimo para no pecar (Najprostszy sposób, by nie grzeszyć) trafiło na indeks. Kwietystyczne ciągoty biskupa łączące się z jego gorszącym życiem prywatnym zwróciły nań uwagę Inkwizycji, która w roku 1709 wystąpiła do papieża Klemensa XI o zgodę na przeprowadzenie jego procesu. Po jej uzyskaniu aresztowała pasterza Oviedo oskarżając go o popełnienie aż 104 błędów doktrynalnych w pismach i kazaniach. Ponieważ Fernandez de Toro uparcie odmawiał przyznania się do winy i żądał przekazania jego sprawy sędziom papieskim, w roku 1716 inkwizytorzy hiszpańscy odesłali go do Rzymu. Proces rzymski, w którym uczestniczyli obserwatorzy z ramienia hiszpańskiego Trybunału Wiary, ciągnął się do roku 1719, kiedy to wreszcie ogłoszono wyrok: za herezję, bluźnierstwa i wykorzystywanie spowiedzi do niemoralnych celów biskup Oviedo został złożony z urzędu, pozbawiony wszystkich beneficjów i funkcji kapłańskich oraz musiał publicznie wyrzec się swoich poglądów, przekazać na cele dobroczynne część posiadanego majątku i spędzić resztę życia o chlebie i wodzie w jednym z włoskich klasztorów. Skruszony Fernandez de Toro w pełni zaakceptował tę sentencję.

Proces kwietystów z Corella ujawnił sprawy bardziej drastyczne. Jego głównymi bohaterami byli przełożeni żeńskiego i męskiego zgromadzenia karmelitów w tej miejscowości: matka Agueda de Luna i Juan de la Vega - prowincjał karmelitów i zarazem pisarz, który uważał się za największego hiszpańskiego mistyka od czasów św. Jana od Krzyża. Również matka Agueda de Luna była postacią dość znaną za panowania Filipa V: opis jej ekstaz i cudów, wydany wówczas drukiem, cieszył się ogromną popularnością, co pozwalało kierowanemu przez nią klasztorowi ciągnąć spore zyski ze sprzedaży pobłogosławionych przez nią przedmiotów. Inkwizytorzy z Logrono zainteresowali się bliżej tą parą, kiedy doniesiono im, że w klasztorze karmelitanek w Corella w jawny sposób lekceważone jest szóste przykazanie, co stanowiło dla nich poszlakę, że hołduje się w nim doktrynie kwietystów, sakralizującej życie płciowe człowieka. Upewniwszy się o zasadności tej denuncjacji nakazali aresztowanie matki Aguedy, a wraz z nią wielu zakonnic i odwiedzających je karmelitów z Juanem de la Vega na czele. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że uważana powszechnie za świętą beata miała z Juanem de la Vega pięcioro dzieci, które dla uniknięcia zbędnych komplikacji uduszono zaraz po narodzeniu. Sprawa ta wywołała ogromny skandal. Matka Agueda nie wytrzymała zaaplikowanych jej tortur i zmarła w "tajnym więzieniu" w roku 1743; pozostałe zamieszane w tę sprawę zakonnice i zakonników skazano na dożywotnie uwięzienie w różnych klasztorach całej Hiszpanii, nakazując jednocześnie zwrot i zniszczenie wszystkich pochodzących z Corella relikwii, amuletów, talizmanów i dewocjonaliów.

Uporczywa walka Inkwizycji hiszpańskiej z nieortodoksyjnym bądź fałszywym mistycyzmem nie pozostała naturalnie bez wpływu na jej stosunek do tych z mistyków, których Kościół katolicki wyniósł z czasem do grona świętych. Za życia wszyscy oni byli podejrzani i bacznie obserwowani, gdyż z całą pewnością inkwizytorzy zgodziliby się z następującą opinią XX-wiecznego znawcy tej problematyki:

"Bez iluminizmu nie da się wyjaśnić żadnego z fundamentalnych zagadnień hiszpańskiej duchowości wieku XVI... Trudno znaleźć jakiegoś ważnego pod względem duchowym Hiszpana XVI stulecia (pisarza, reformatora, prawodawcę, heretyka czy świętego), który nie miałby żadnych związków z iluminizmem".

Zwłaszcza z początku, a więc właśnie w XVI stuleciu, które widziało wspaniały rozkwit hiszpańskiej mistyki, inkwizytorzy nie potrafili odróżnić bezbłędnie ziarna od plew. Za alumbrado uchodził na przykład Juan de Avila, mistrz św. Teresy, który w roku 1533 spędził nieco czasu w "tajnym więzieniu" inkwizycji sewilskiej. Uwolniono go wprawdzie z lochu, ale jego książka Audi, filia znalazła się na pierwszym hiszpańskim indeksie z roku 1559. Podobnie potraktowano jedno z najwspanialszych dzieł - Guia de pecadores (Przewodnik grzeszników) - wielkiego mistyka Luisa de Granada, który naraził się Świętemu Oficjum ślepym popieraniem i propagowaniem w Hiszpanii sławnej beaty z Lizbony, Marii de la Visitación, której ekstazy, stygmaty i lewitacje rychło okazały się jeszcze jednym fałszerstwem. Pod stałą obserwacją Trybunału znajdowała się również sama św. Teresa z Avila, której dzieła - nigdy za jej życia nie wydane - były jednak drobiazgowo wertowane przez kwalifikatorów Świętego Oficjum, zgłaszających do nich rozmaite pretensje. Inkwizycja zbierała też skrupulatnie liczne donosy na Świętą z Avila, choć na jej szczęście nigdy nie zrobiła z nich użytku. Fakt ten pozwala przypuszczać, że to właśnie na przykładzie życia i twórczości św. Teresy inkwizytorzy zdołali wypracować sobie wreszcie kryteria odróżniania świętości od herezji w dziedzinie tak trudno poddającej się racjonalnym analizom jak mistycyzm. Św. Teresa nie miała za życia żadnych kłopotów z Inkwizycją, warto jednak pamiętać, że nawet jej kanonizacja w roku 1622 nie uchroniła jej Myśli o miłości bożej (Conceptos del amor divino) przed losem Audi, filia jej mistrza, Juana de Avila. O iluminizm pomawiano również św. Jana od Krzyża oraz założyciela zakonu pijarów, św. Józefa de Calasanz. Na szczęście i tym razem obyło się bez przykrych konsekwencji. Nie uniknęli ich natomiast pierwsi jezuici.

Św. Ignacy Loyola został oskarżony o ukryty iluminizm podczas swych studiów w Alcala i w Salamance. Z polecenia sądów biskupich spędził łącznie ok. 7 tygodni w tamtejszych więzieniach, po czym zabroniono mu zajmować się jakąkolwiek działalnością publiczną przez trzy lata. Jego Ćwiczenia duchowe (Ejercicios espirituales) zostały potępione przez, znanego nam już z procesu prymasa Carranzy, MeIchora Cano. Oskarżeń o iluminizm nie uniknęli także dwaj następni generałowie Towarzystwa Jezusowego: Diego de Lainez, którego generalny Inkwizytor Valdes usiłował "podłączyć" do sprawy Carranzy oraz św. Franciszek Borgia (Borja), którego Obras del cristiano (Uczynki chrześcijanina) znalazły się na indeksie z 1559 r. Kiedy w latach 70. XVI wieku Święte Oficjum odkryło w Llerenie grupę alumbrados dopuszczających się rozmaitych ekscesów erotycznych, tamtejsi inkwizytorzy starali się za wszelką cenę wplątać w tę aferę właśnie jezuitów. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w ciągu całego XVI stulecia członkowie Towarzystwa mieli zaprzysięgłych wrogów w osobach inkwizytorów i większości hiszpańskiej hierarchii kościelnej. Warto w tym miejscu wyjaśnić, że wrogość ta miała swoje szczególne i nie związane bynajmniej z iluminizmem uzasadnienie. Otóż pierwsi generałowie jezuitów i kierowany przez nich zakon zwalczali wówczas co sił mocno zakorzeniony w społeczeństwie hiszpańskim i podtrzymywany przez Inkwizycję i znaczną część episkopatu przesąd "czystości krwi" i nie uznawali wypływających z niego ograniczeń. Towarzystwo Jezusowe było bodaj jedynym zakonem w Hiszpanii, który chętnie widział w swoich szeregach nowych chrześcijan, co sprawiało, że ten tak bardzo hiszpański zakon dość długo był raczej niepopularny we własnej ojczyźnie.

Walka Inkwizycji hiszpańskiej przeciw nieortodoksyjnym lub szalbierczym nurtom mistycyzmu, prowadzona nie tylko w imię czystości wiary, ale także w imię zdrowego rozsądku, była walką bardzo trudną i nie została nigdy uwieńczona pełnym sukcesem. Zapotrzebowanie na cudowność i niemal namacalne dowody istnienia świata nadprzyrodzonego było w ówczesnej Hiszpanii tak wielkie i powszechne, że Święte Oficjum płynęło w tym wypadku pod prąd wierzeń i oczekiwań przytłaczającej większości społeczeństwa. W miejsce jednych zdemaskowanych heretyków lub oszustów natychmiast pojawiali się inni i walka z nimi przypominała pojedynek z hydrą. Inkwizycja potrafiła rozgromić judaizantes, przyczynić się do wykorzenienia w Hiszpanii islamu i zlikwidować w zarodku rodzimy protestantyzm, ale nie umiała dać sobie rady z wynaturzeniami mistycyzmu, które pieniły się bujnie na glebie ludowej religijności, skłonnej do zabobonu, łatwowierności i, tak charakterystycznego dla Hiszpanów, anarchicznego indywidualizmu. O porażce poniesionej przez inkwizytorów na tym polu świadczy najlepiej fakt, że przypadki fałszywego mistycyzmu i podejrzanej sławy, jaką cieszyły się rozmaite rozhisteryzowane beatas, zdarzały się w Hiszpanii jeszcze w mocno zaawansowanym wieku XIX, a więc w wiele lat po zniesieniu samego Trybunału Wiary.

 

"Dzieje inkwizycji hiszpańskiej" 1989