Christopher Andrew, Wasilij Mitrochin

Archiwum Mitrochina. KGB w Europie i na Zachodzie - 2

The Mitrokhin archive I : the KGB in Europe and the west, 1999

 

(...)
 

Wojna

W drugiej połowie 1940 roku, kiedy Trockiego już pochowano i kończył się upust krwi w INO, Centrala przystąpiła do odbudowy sieci wywiadu zagranicznego. Do czasu "wielkiego terroru" wszyscy nowo przyjęci funkcjonariusze INO byli szkoleni indywidualnie w tajnych lokalach w Moskwie i pieczołowicie izolowani od kontaktów z pozostałymi uczniami. Do 1938 roku zdemaskowano jednak wśród oficerów INO tak wielu wyimaginowanych wrogów ludu, że dla przyspieszenia dopływu nowych kadr Centrala zdecydowała się na szkolenia grupowe. Rozkazem NKWD numer 00648 z 3 października 1938 roku założono pierwszą w Związku Sowieckim szkolę wywiadu zagranicznego, ukrytą w środku lasu koło miejscowości Bałaszycha, piętnaście kilometrów na wschód od moskiewskiej obwodnicy. Oficjalnie zwana Szkołą Osobogo Naznaczenija, była lepiej znana pod skrótem SZON. Na uczniów werbowano posiadających wyższe wykształcenie członków partii i Komsomołu lub świeżo upieczonych absolwentów uniwersytetów w Moskwie, Leningradzie, Kijowie i innych dużych miastach.

Większość nowo przyjętych kursantów znała jedynie nędzne warunki mieszkaniowe w ciasnych i zatłoczonych miejskich blokach, w kołchozach i barakach wojskowych, w szkole uczono ich więc kulturalnego zachowania - tak, by czuli się swojsko w dobrym, zachodnim towarzystwie. Pokoje uczniów SZON-u miały, jak to uroczyście opisują oficjalne historie, "dywany, wygodne i piękne meble, gustownie dobrane obrazy na ścianach, łóżka ze świetną pościelą i drogimi narzutami". Ponieważ kursanci nigdy nie doświadczyli prywatności i byliby zdezorientowani mieszkając pojedynczo, lokowano ich w pokojach po dwóch, chociaż w szkole nie brakowało miejsca. Program nauczania obejmował cztery godziny nauki języków obcych dziennie, dwie godziny wykładów z wywiadowczego rzemiosła oraz wykłady z dziejów KPZR, historii, dyplomacji, filozofii, religioznawstwa i malarstwa - w sumie eklektyczny melanż, zaplanowany z jednej strony dla ugruntowania ideologicznej ortodoksji, a z drugiej dla zapoznania kursantów z burżuazyjną kulturą Zachodu. Do regularnych zajęć należały wieczorki muzyczne, a instruktorzy z doświadczeniem życia na Zachodzie uczyli kursantów w przyspieszonym tempie burżuazyjnych manier, dyplomatycznej etykiety, modnego stylu ubierania i generalnie "dobrego smaku". W ciągu pierwszych trzech lat SZON kończyło rocznie do stu dwudziestu uczniów - samych mężczyzn z wyjątkiem czterech kobiet *[Z dniem 5 czerwca 1943 SZON została przeorganizowana na Szkołę Wywiadu (RASZ) Pierwszego Zarządu NKWD (wywiad zagraniczny). Program nauczania wydłużono do dwóch lat. Do zakończenia wojny szkołę ukończyło około dwustu oficerów wywiadu zagranicznego. W latach "zimnej wojny" szkoła nosiła kolejno nazwy: Wyższa Szkoła Wywiadu (kryptonim Szkoła nr 101), Instytut Czerwonego Sztandaru oraz Instytut im. Andropowa. W październiku 1994 roku szkołę przemianowano ponownie na Akademię Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej.].

Najbardziej udanym uczniem z pierwszego rocznika SZON byl Paweł Michajłowicz Fitin, który wcześniej pracował w wydawnictwie rolniczym. W lutym 1938 roku został przyjęty do wewnętrznego ośrodka wyszkolenia NKWD, żeby zapełnił lukę w szeregach, powstałą po zlikwidowaniu "wrogów ludu". W październiku przeniesiono go do SZON, gdzie zgodnie z oficjalną hagiografią jego "wielki intelekt i wyróżniające się umiejętności organizacyjne" zrobiły natychmiastowe wrażenie. Zaledwie po kilku miesiącach, jeszcze przed ukończeniem szkolenia, rozpoczął pracę w wywiadzie zagranicznym. W maju 1939 roku był już naczelnikiem INO. Trzydziestojednoletni Fitin był najmłodszym i najmniej doświadczonym szefem wywiadu zagranicznego w sowieckiej historii. W dniu raptownego awansu jego perspektywy rysowały się mało zachęcająco. W chaosie minionych piętnastu miesięcy trzech poprzedników na tym stanowisku zostało rozstrzelanych, a czwartego przeniesiono *[Słucki, Pasow i Szpigelglas zostali zlikwidowani w 1938 roku. Zausznik Berii Władimir Gieorgiewicz Diekanozow, który na krótko zastąpił Szpigelglasa, został w maju 1939 roku zastępcą komisarza spraw zagranicznych.]. Fitin jednak okazał się niesamowicie odporny. Był naczelnikiem INO przez siedem lat, dłużej niż jego kolejni poprzednicy od 1920 roku, aż wypadł z łask i wrócił na prowincjonalny margines.

Z rozkazu Fitina pod koniec 1940 roku czterech oficerów INO wyjechało do Londynu, żeby ponownie uruchomić legalną rezydenturę. Nowym rezydentem został Anatolij Wieniaminowicz Gorski (pseudonim WADIM), ostatni z oficerów wycofanych w lutym z Londynu przed zamknięciem rezydentury. Gorski był ponuro wydajnym, pozbawionym poczucia humoru, ortodoksyjnym stalinowcem i dużo mu brakowało do wielkich nielegałów z połowy lat trzydziestych. Blunt uznał go za niesympatycznego "platfusa". Inny z prowadzonych przez niego agentów z lat wojny opisał go jako "niskiego, grubawego faceta po trzydziestce, z zaczesanymi do tyłu blond włosami i okularami, które nie ukrywały pary przenikliwych i zimnych oczu". Gorski, tak jak Fitin, szybką promocję zawdzięczał niedawnej likwidacji większości kolegów.

Gorski wrócił do Londynu o wiele lepiej zorientowany w sytuacji niż w czasie poprzedniej kadencji, kiedy musiał prosić Centralę o materiał źródłowy na temat Kima Philby'go. Teraz, w Wigilię 1940 roku, meldował, że wznowił kontakt z SÖHNCHENEM. Centrala zdawała się być wielce uradowana meldunkiem Gorskiego. W lecie 1940 roku Burgess ściągnął Philby’ego do Sekcji D w Secret Intelligence Service, którą wkrótce połączono w nową organizację Kierownictwo Operacji Specjalnych - SOE (Special Operations Executive). Churchill wydał jej rozkaz: "Podpalcie Europę" - drogą sabotażu i dywersji na tyłach wroga. Po trwającej sześć tygodni kampanii na kontynencie, zakończonej klęską Francji i krajów Beneluksu, rozkaz premiera brzmiał niezwykle optymistycznie. Centrala z zadowoleniem przyjęła meldunek Gorskiego, że Philby "pracuje jako instruktor polityczny w ośrodku szkoleniowym brytyjskiej służby wywiadowczej, która przygotowuje agentów sabotażystów przed wysłaniem do Europy". We wczesnych doniesieniach Philby’ego znalazła się wiadomość, która zaskoczyła Centralę. "Według informacji agenta SÖHNCHENA [SOE] nie wysłało dotychczas agentów do Związku Sowieckiego, a nawet ich jeszcze nie szkoli. Związek Sowiecki jest na dziesiątym miejscu listy krajów, do których zamierza się wysłać agentów" - meldował Gorski. W błędnym przekonaniu, że Związek Sowiecki to główny cel brytyjskich operacji specjalnych, sceptyczny oficer dyżurny w Centrali podkreślił ten fragment i postawił dwa duże, czerwone znaki zapytania na marginesie.

Na początku 1941 roku londyńska rezydentura wznowiła kontakt z innymi członkami Piatiorki. Maclean nadal dostarczał dużą liczbę dokumentów Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Burgess, w przeciwieństwie do Philby’ego, nie zdołał załatwić sobie przeniesienia z Sekcji D do SIS, a potem do SOE, a więc powrócił do BBC. Blunt dostał się natomiast w lecie 1940 roku do Służby Bezpieczeństwa i wynosił wiele materiału z archiwum MI-5. Blunt prowadził także subagenta, byłego studenta z Cambridge, "Leo" Longa (pseudonim ELLI), który pracował w wywiadzie wojskowym *[Jak się wydaje, służby brytyjskie ustaliły tożsamość agenta ELLIEGO dopiero wiele lat po II wojnie światowej. W rzeczywistości pseudonim ELLI, podobnie jak wiele pseudonimów sowieckich z tamtych czasów, był stosunkowo łatwy do rozszyfrowania. Po rosyjsku ELLI oznacza kilka "L" - inicjały "Leo" Longa to LL.]. Wśród pierwszych partii materiału, dostarczonego przez Blunta z teczek archiwalnych MI-5, znalazły się dowody, że w ciągu dwóch lat poprzedzających wybuch II wojny światowej NKWD porzuciło jednego z najlepiej uplasowanych agentów brytyjskich. Latem 1937 roku, w szczycie paranoicznych podejrzeń wywołanych przez "wielki terror", Centrala doszła do pochopnego wniosku, że nielegalny rezydent w Londynie Teodor Mały zdradził brytyjskiemu wywiadowi kapitana Kinga, zwerbowanego trzy lata wcześniej szyfranta Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Tymczasem Blunt odkrył, że King został zdemaskowany dopiero na początku wojny, kiedy zidentyfikował go sowiecki uciekinier *[Uciekinierem był Walter Krywicki, pseudonim GROLL.].

W opinii Centrali Cairncross również zajmował doskonałe stanowisko w strukturach rządowych. We wrześniu 1940 roku zrezygnował z pracy w Ministerstwie Skarbu i został osobistym sekretarzem jednego z ministrów Churchilla, lorda Hankeya, kanclerza Księstwa Lancaster. Hankey nie zasiadał wprawdzie w gabinecie wojennym, w którego skład wchodziło początkowo tylko pięciu najważniejszych ministrów, ale dostawał wszystkie papiery gabinetu, przewodniczył wielu tajnym komisjom i nadzorował pracę służb wywiadowczych. Zanim rok się skończył, Cairncross dostarczał tak wiele tajnych dokumentów, między innymi stenogramy z posiedzeń gabinetu wojennego, raporty SIS, depesze Ministerstwa Spraw Zagranicznych, oceny sztabu generalnego, że Gorski narzekał na nadmiar materiału do przesłania szyfrem.

W roku 1941 Londyn był najbardziej aktywną legalną rezydenturą NKWD. Jak wynika z tajnej statystyki Centrali, rezydentura przysłała do Moskwy siedem tysięcy osiemset sześćdziesiąt siedem tajnych dokumentów politycznych i dyplomatycznych, siedemset piętnaście dokumentów o tematyce wojskowej, sto dwadzieścia siedem o problemach gospodarczych i pięćdziesiąt jeden dokumentów, dotyczących brytyjskich służb wywiadowczych. Ponadto dostarczyła wiele meldunków opartych na ustnych informacjach od "Pięciu Wspaniałych" i pozostałych agentów. Na podstawie tej statystyki nasuwa się wniosek, że do czasu włączenia się Związku Sowieckiego do wojny większość tych wywiadowczych skarbów została po prostu zmarnowana.

Wyobrażenie Stalina o brytyjskiej polityce zagranicznej było tak wypaczone przez teorie spiskowe, że nawet olbrzymie ilości wiarygodnych materiałów wywiadowczych nie były w stanie zmienić jego poglądów. Chociaż toczyła się wojna między Wielką Brytanią a Niemcami, Stalin nadal wierzył, nie zmieniając zdania od połowy lat trzydziestych, że Brytyjczycy spiskują, żeby powaśnić go z Hitlerem. Ta głęboka wiara w nieistniejący spisek brytyjski zaślepiła go do tego stopnia, że nie dojrzał realnych przygotowań Niemców do najazdu na Związek Sowiecki.

Legalna rezydentura zakamuflowana w ambasadzie berlińskiej podjęła pracę w 1940 roku, mniej więcej w tym samym czasie, co rezydentura w Londynie. W czerwcu 1938 roku NKWD utraciło kontakt z najcenniejszym niemieckim agentem, Arvidem Harnackiem, pseudonim KORSIKAN, urzędnikiem w Ministerstwie Gospodarki. Kontakt wznowiono wczesnym rankiem 17 września 1940 roku. Podjął go nowo przybyły zastępca rezydenta w Berlinie, Aleksandr Michajłowicz Korotkow (używał nazwiska "Erdberg" i miał pseudonimy SASZA i DLINNYJ).

To, że Korotkow po prostu zapukał do drzwi Harnacka i zaproponował następne spotkanie w sowieckiej ambasadzie, jest z jednej strony dowodem pogorszenia się umiejętności wywiadowczych, spowodowanego likwidacją najbardziej doświadczonych oficerów INO, a z drugiej świadectwem, że w tej fazie wojny gestapo nie było tak wszechobecne, jak się wydawało.

Działający w podziemiu komunista niemiecki, Reinhold Schӧnbrunn, wspominał:

Harnack [...] miał niewielkie poczucie humoru i w jego obecności zawsze czuliśmy się skrępowani. Było w nim coś purytańskiego, coś wąskiego i doktrynerskiego, ale był wyjątkowo oddany.

Harnack, podobnie jak Burgess i Philby, miał tak silną motywację, że kontynuował werbunek nowych źródeł wywiadowczych nawet w czasie ponad dwóch lat, kiedy Centrala nie utrzymywała z nim kontaktu. Korotkow meldował, że Harnack dysponował luźną siatką, złożoną z około sześćdziesięciu osób, chociaż zastrzegał się, iż nie może "osobiście ręczyć za każdego człowieka":

Z podanej przez KORSIKANA metody kamuflażu operacji wynika, że nie wszyscy członkowie siatki znają się, ale istnieje coś w rodzaju łańcucha. KORSIKAN sam stara się pozostawać za kulisami, choć jest sercem organizacji.

Najważniejszym źródłem prowadzonym przez Harnacka był porucznik wywiadu Luftwaffe, Harro Schulze-Boysen, pseudonim STARSZYNA, którego dynamiczny charakter kontrastował z wiecznie ponurym Harnackiem. Leopold Trepper, który znał obu, uważał, że Schulze-Boysen "jest tak porywczy i gorącogłowy, jak Arvid Harnack spokojny i zamyślony". Jego wysoki wzrost, atletyczna sylwetka, jasne włosy, niebieskie oczy i aryjskie rysy odbiegały daleko od przyjętego w gestapo stereotypu komunistycznego wywrotowca. Centrala poleciła 15 maja 1941 roku, żeby Korotkow skontaktował się bezpośrednio z Schulze-Boysenem i namówił go na stworzenie własnej siatki informatorów, niezależnej od Harnacka. Schulze-Boysen opierał się, potrzebował troszkę perswazji.

Nawet bardziej doświadczony oficer wywiadu niż Korotkow miałby duże trudności z prowadzeniem Harnacka, Schulze-Boysena i ich grupy. Obie siatki były w stałym niebezpieczeństwie, gdyż ze szpiegostwem dla Związku Sowieckiego łączyły konspiracyjną działalność opozycyjną wobec hitlerowskiego reżymu. Schulze-Boysen i jego urocza żona Libertas prowadzili wieczorowe kółka dyskusyjne dla członków i potencjalnych kandydatów do antyhitlerowskiego podziemia. Swobodna w poglądach Libertas miała przy tym wielu kochanków, co stwarzało dodatkowe niebezpieczeństwo zdemaskowania siatki. Zdarzało się, że kiedy młodzi konspiratorzy rozklejali antyhitlerowskie plakaty na murach Berlina, Schulze-Boysen stał na straży w mundurze oficera Luftwaffe, z nabitym i odbezpieczonym pistoletem w ręku.

Najcenniejsze materiały wywiadowcze, dostarczone w pierwszej połowie 1941 roku przez siatkę Harnacka i Schulze-Boysena, dotyczyły przygotowań Hitlera do operacji BARBAROSSA, czyli ataku na Związek Sowiecki. Korotkow ostrzegał 16 czerwca Centralę, że meldunki obu siatek wskazują, iż "zakończono cały program ćwiczeń wojskowych Niemiec przed przygotowywanym atakiem na Związek Sowiecki i uderzenia można się spodziewać w każdej chwili". Podobne meldunki wywiadowcze dotarły do Centrali ze źródeł NKWD w odległych od Europy Chinach i Japonii. Historycy KGB doliczyli się później "ponad stu" ostrzeżeń wywiadowczych o przygotowaniach do niemieckiego ataku. Fitin przekazał je Stalinowi między 1 stycznia a 21 czerwca 1941 roku. Ostrzeżenia przekazywał też wywiad wojskowy. Wszystkie zlekceważono. Stalin był równie odporny na wiarygodne informacje wywiadowcze z Niemiec, jak na wiarygodne wiadomości z Wielkiej Brytanii.

Okres "wielkiego terroru" zinstytucjonalizował paranoidalne przyzwyczajenia w przygotowywaniu ocen materiałów wywiadowczych. Wielu oficerów NKWD podzielało, chociaż zazwyczaj w mniej groteskowym stopniu, stalinowską tendencję do tworzenia teorii spiskowych. Odpowiedzialność za katastrofalne zlekceważenie ostrzeżeń przed zaskakującym atakiem 22 czerwca ponosi jednak Stalin, który nadal uważał się za najlepszego analityka informacji wywiadu. Stalin nie tylko zignorował całą serię precyzyjnych i wiarygodnych sygnałów ostrzegawczych, ale także krytykował tych, którzy je nadesłali. Odpowiedzią na otrzymany od Schulze-Boysena meldunek NKWD z 16 czerwca był ordynarny dopisek na marginesie: "Możecie posłać swoje 'źródło' z niemieckiego lotnictwa w kurwa mać! To nie jest 'źródło', ale dezinformator. J. Stalin" 23 . Stalin obrzucił też obelgami sławnego nielegała GRU Richarda Sorgego, który przysyłał podobne ostrzeżenia z Tokio, gdzie spenetrował niemiecką ambasadę i uwiódł żonę ambasadora. Alarmujące wiadomości Sorgego o operacji BARBAROSSA Stalin zbył jako dezinformację kłamliwego "gówna, które usadowiło się w Japonii między fabryczkami a burdelikami".

Stalin był mniej podejrzliwy w stosunku do Hitlera niż do Winstona Churchilla. Churchilla uważał za diabelskiego geniusza, który przed dwudziestu laty, w czasie wojny domowej, wzywał do antybolszewickiej krucjaty i od tamtej pory nie przestał spiskować przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Stalin twierdził, że za doniesieniami o niebezpieczeństwie niemieckiego ataku wyczuwa dezinformacyjną kampanię Churchilla, zmontowaną w ślad za trwającymi od dawna brytyjskimi knowaniami, których celem jest poróżnienie go z Hitlerem. Prywatne ostrzeżenie Churchilla o przygotowaniach do operacji BARBAROSSA tylko wzmogło podejrzenia Stalina. Z materiałów wywiadowczych, przysłanych przez rezydenturę w Londynie, Stalin musiał się dowiedzieć, że do czerwca 1941 roku Wspólny Komitet do spraw Wywiadu - JIC, ciało odpowiedzialne za ocenę materiałów zebranych przez brytyjskie służby, nie wierzył, że Hitler przygotowuje atak na Związek Sowiecki. Jeszcze 23 maja podkreślano w notatce dla Churchilla, że "[...] korzyści [...] dla Niemiec z zawartego porozumienia ze Związkiem Sowieckim są ogromne". Ocena JIC była najprawdopodobniej dla Stalina tylko kolejnym dowodem, że ostrzeżenia Churchilla są zwodnicze. Głęboka nieufność Stalina wobec Churchilla i generalnie brytyjskiej polityki zagranicznej zostały mądrze wykorzystane przez Niemców. W działaniach pozoracyjnych, poprzedzających operację BARBAROSSA, niemiecki wywiad wojskowy - Abwehra - rozpowszechniał pogłoski, że groźba niemieckiego ataku na Związek Sowiecki jest elementem brytyjskiej kampanii dezinformacyjnej.

W pierwszych dniach czerwca doniesienia o przesunięciach wojsk niemieckich w kierunku sowieckiej granicy były tak liczne, że nawet Stalin nie mógł dłużej tłumaczyć ich brytyjską dezinformacją. Podczas prywatnego obiadu w Ambasadzie Niemieckiej w Moskwie ambasador hrabia von der Schulenberg ujawnił, że Hitler podjął definitywną decyzję rozpoczęcia inwazji. Zaskoczonemu rozmówcy, którym był Władimir Gieorgiewicz Diekanozow, sowiecki ambasador w Niemczech, powiedział otwarcie: "Zapyta pan, dlaczego to robię. Wychowano mnie w duchu Bismarcka, który był zawsze przeciwny wojnie z Rosją". Reakcją Stalina była rzucona na posiedzeniu Politbiura uwaga, że "[...] dezinformacja dotarła już do ambasadorskiego szczebla!". Jednak 9 czerwca, lub może nieco później, Stalin otrzymał meldunek, że niemiecka ambasada dostała telegraficzny rozkaz przygotowania się w ciągu tygodnia do ewakuacji. W podziemiach ambasady rozpoczęto już palenie dokumentów.

Wprawdzie Stalin był nadal zaabsorbowany nieistniejącym spiskiem brytyjskim, to jednak coraz częściej podejrzewał, że Niemcy również coś knują, chociaż nie przypuszczał, że celem miał być zaskakujący atak na Związek Sowiecki. Ruchy wojsk niemieckich były coraz trudniejsze do ukrycia, a więc Abwehra poczęła rozpowszechniać pogłoski, że Hitler zamierza postawić ultimatum i zażąda od Związku Sowieckiego nowych ustępstw. Ultimatum miało być wsparte wojskową demonstracją siły. W ostatnich tygodniach i dniach pokoju przed rozpoczęciem operacji BARBAROSSA groźba rzekomego ultimatum bardziej martwiła Stalina niż realne niebezpieczeństwo niemieckiej inwazji. Nie był w tych obawach odosobniony. Wielu polityków i dziennikarzy zagranicznych dało się nabrać na fałszywą pogłoskę o niemieckim ultimatum.

Beria, chcąc uchronić swoją pozycję przewodniczącego NKWD, demonstrował rosnące oburzenie na ludzi wewnątrz i na zewnątrz służby, którzy ważyli się wysyłać nadal alarmujące meldunki o przygotowaniach Niemców do ataku. Jeszcze 21 czerwca 1941 roku rozkazał "zmielić na pył obozu pracy" czterech oficerów NKWD, którzy słali mu natrętnie podobne raporty. Tego samego dnia pisał do Stalina w charakterystycznym dla siebie stylu, pełnym chamstwa i wazeliny:

Raz jeszcze podkreślam potrzebę odwołania i ukarania naszego ambasadora w Berlinie Diekanozowa, który wciąż bombarduje mnie raportami o rzekomych przygotowaniach Hitlera do ataku na Związek Sowiecki. Ostatnio meldował, że atak ten ma się rozpocząć jutro [...] Lecz ja i moi ludzie, Josifie Wissarionowiczu, mamy wyryte głęboko w pamięci wasze mądre słowa: Hitler nie zaatakuje nas w 1941 roku.

Człowiekiem, który narażał się na spore niebezpieczeństwo niełaski, wysyłając meldunki wywiadowcze o zbliżającym się niemieckim ataku, był starszy stopniem oficer INO, Wasilij Michajłowicz Zarubin, późniejszy starszy rezydent w Stanach Zjednoczonych. Na początku 1941 roku Zarubin wysłany został do Chin na spotkanie z Walterem Stennesem, niemieckim doradcą przy przywódcy chińskich narodowców Czang Kaj-szeku. Stennes był kiedyś zastępcą szefa sztabu faszystowskich bojówek SA (Sturm Abteilungen), lecz zniechęcił się do Hitlera po wyrzuceniu go z SA w 1931 roku. "W 1939 roku rezydentura NKWD w Czuncingu zwróciła się do niego - i Stennes się zgodził - aby dostarczył materiał wywiadowczy o Hitlerze. W styczniu 1941 roku Zarubin meldował do Centrali, że gość, który przyjechał z Berlina, zwierzył się w tajemnicy Stennesowi, iż "atak Niemiec Związek Sowiecki [...] został zaplanowany na koniec maja bieżącego roku" (było to zgodne z pierwszym terminem, ustalonym przez Hitlera, który potem przesunięto). Zarubin kablował 20 czerwca: "PRZYJACIEL [Stennes] powtarza i potwierdza kategorycznie - opierając się na całkowicie pewnej informacji - że Hitler zakończył przygotowania do wojny ze Związkiem Sowieckim". Fitin potraktował to i podobne ostrzeżenia bardzo poważnie, czym rozwścieczył Berię. Oficjalna historia SWR konkluduje, prawdopodobnie słusznie, że "od plutonu egzekucyjnego uratował P.M. Fitina wybuch wojny".

Osiągnięte we wczesnych godzinach porannych 22 czerwca niszczące zaskoczenie niemieckiego natarcia było możliwe dzięki ówczesnemu charakterowi sowieckich służb wywiadowczych oraz osobistym wadom dzierżącego władzę dyktatora. W brytyjskim aparacie władzy cierpliwa, być może bezduszna analiza materiałów wywiadowczych przez cały system komisji i komitetów doprowadziła do zmiany przekonania. Zrezygnowano z poglądu, że Niemcy ciągną "niesamowite" korzyści z wynegocjowanej ugody z Rosją, na rzecz przekonania, że Hitler podjął decyzję zaatakowania Związku Sowieckiego. W Moskwie cały system analizy informacji wywiadu zdominowany był przez przerażające wazeliniarstwo skondensowane w niepisanej regule - "wyniuchać, podlizać się, przetrwać" - oraz przez kulturę wielopiętrowych teorii spiskowych.

Stalin zinstytucjonalizował paranoję i służalczą poprawność polityczną, które w większym lub mniejszym stopniu wypaczały oceny wywiadowcze nawet po wybuchu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej w 1941 roku. Od 1942 do 1944 roku "Piątka z Cambridge", złożona prawdopodobnie z najzdolniejszych sowieckich agentów okresu wojennego, była długo podejrzewana przez Centralę o pracę na dwie strony i lojalność wobec wywiadu brytyjskiego tylko dlatego, że dostarczane przez nią obszerne i ściśle tajne dokumenty nie pasowały czasami do stalinowskich teorii spiskowych. Stalin nie jest jednak jedynym winnym. Zwyczaj pisania ocen zgodnych z aktualnymi poglądami kierownictwa był dziedzictwem wpisanym w autokratyczny charakter sowieckiego systemu i utrzymał się przez całą "zimną wojnę". Centrala zawsze wzdragała się przed oznajmieniem Kremlowi czegoś, czego nie chciano tam usłyszeć. Ostatni naczelnik wywiadu zagranicznego KGB Leonid Szebarszyn zwierzył się w 1992 roku, że do początków głasnosti Gorbaczowa KGB "musiało przedstawiać sprawozdania, utrzymane w fałszywie pozytywnym świetle", które trafiały w upodobania politycznego kierownictwa państwa.

W początkowych miesiącach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, kiedy niemieckie wojska jak walec posuwały się w głąb Rosji, Stalin stanął w obliczu przerażającej perspektywy wojny na dwa fronty. Ribbentrop instruował niemiecką ambasadę w Japonii: "Zróbcie wszystko, żeby popchnąć Japończyków do rozpoczęcia wojny z Rosją [...] Nasz cel nie zmienia się. Nadal chcemy przed rozpoczęciem zimy uścisnąć Japończykom dłoń na transsyberyjskiej linii kolejowej". W Tokio opinie były podzielone. Jedni opowiadali się za "rozwiązaniem północnym", czyli wojną ze Związkiem Sowieckim, inni popierali "rozwiązanie południowe", a więc wojnę z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi. Sorge, do którego Stalin nie miał zaufania, szukał w Tokio jakiegoś potwierdzenia, że rzecznicy "południowego rozwiązania" biorą górę. Jednak 18 października Sorge został aresztowany i jego siatkę szybko zlikwidowano.

Radiowywiad zdołał skuteczniej niż Sorge przekonać Stalina, że nie musi się obawiać japońskiego ataku. Pod koniec 1938 roku rozpadła się wspólna komórka radiowywiadu NKWD i 4 Wydziału Sztabu Generalnego. Radiowywiad NKWD przeniósł się do byłego hotelu "Select" przy ulicy Dzierżyńskiego i skoncentrował się na dekryptażu korespondencji dyplomatycznej. Za niemal całość dekryptażu korespondencji o charakterze wojskowym odpowiadali teraz kryptoanalitycy GRU (następcy 4 Wydziału). W lutym 1941 roku kryptoanalityków NKWD zespolono w nowy i rozbudowany V Zarząd (szyfry), którego sercem była sekcja badawcza, zajmująca się łamaniem obcych kodów i szyfrów.

Głównym specjalistą sekcji od szyfrów japońskich został Siergiej Tołstoj, który zakończył wojnę jako najbardziej udekorowany kryptoanalityk, nosząc na piersi dwa Ordery Lenina. Jesienią 1941 roku kierowana przez niego grupa powtórzyła sukces amerykańskich kryptoanalityków sprzed roku, łamiąc główny japoński szyfr dyplomatyczny, nazwany przez Amerykanów PURPUROWYM, pod którą to nazwą opisywany jest obecnie przez historyków. Amerykańscy kryptoanalitycy, będąc abstynentami, oblali sukces skrzynką coca-coli. Tołstoj prawdopodobnie nie miał czasu na świętowanie. Dostarczane przez niego japońskie dekryptaże dyplomatyczne miały najwyższą wagę i dobitnie udowodniły, że Japonia nie zaatakuje Związku Sowieckiego *[Szyfr PURPUROWY został wprowadzony w 1939 roku. Kryptoanalitycy sowieccy złamali również wcześniejszy, mniej skomplikowany CZERWONY szyfr japoński.].

Stalin, upewniony przez radiowywiad o intencjach Japończyków, mógł przesunąć na zachód połowę dywizji dalekowschodniego okręgu wojskowego. W październiku i listopadzie 1941 roku od ośmiu do dziesięciu dywizji piechoty, około tysiąca czołgów i tysiąca samolotów zostało przerzuconych na front z Niemcami. Siły te, wraz z trzymanymi w rezerwie dywizjami Armii Czerwonej, uratowały zapewne Związek Sowiecki od klęski. Profesor Richard Overy na zakończenie studium o froncie wschodnim konkludował: "To nie ciężka zima powstrzymała niemieckie wojska [w grudniu 1941 roku], ale niebywałe odrodzenie sowieckich szeregów po straszliwych porażkach poniesionych latem i jesienią".

Oprócz pewności, że Japonia nie planuje ataku na Związek Sowiecki, radiowywiad dał Moskwie orientację w przygotowaniach Tokio do wojny z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi. Dekryptaże korespondencji dyplomatycznej nie wspominały jednak o planach zaskakującego ataku na Pearl Harbor. Odczytana depesza dyplomatyczna Tokio dla ambasady w Berlinie (prawdopodobnie z kopią dla ambasady w Moskwie) z 27 listopada 1941 roku, czyli na dziesięć dni przed atakiem na Pearl Harbor, zawierała następujące instrukcje dla ambasadora:

Zobacz się z Hitlerem i Ribbentropem i wytłumacz im w tajemnicy nasze stosunki ze Stanami Zjednoczonymi [...] Wyjaśnij Hitlerowi, że główne działania Japonii skoncentrowane zostaną na południu i że proponujemy powstrzymać się od planowania operacji na północy [przeciwko Związkowi Sowieckiemu].

Mimo sukcesów w łamaniu szyfrów japońskich sowieccy kryptoanalitycy nie potrafili w czasie wojny dorównać brytyjskiemu ośrodkowi radio-wywiadu w Bletchley Park, gdzie łamano szyfry niemieckich sił zbrojnych o najwyższym stopniu skomplikowania i utajnienia. Nie udało im się to po części ze względów technicznych. Sowiecki wywiad nie potrafił skonstruować potężnych elektronicznych "bomb", po raz pierwszy zbudowanych w Bletchley Park w 1940 roku, żeby złamać klucze dzienne niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma 1 *[Wyjątkowa koncentracja nieścisłości. "Bomby" nie były urządzeniami elektronicznymi, tylko elektromechanicznymi. Zbudowano je po raz pierwszy nie w Bletchley Park w 1940 roku, ale w wytwórni AVA przy ulicy Stępińskiej w Warszawie jesienią 1938 roku. Marian Rejewski napisał matematyczny model urządzenia w połowie października 1938 roku. Kilka dni później Jerzy Różycki wymyślił nazwę "bomba kryptologiczna". Podzespoły "bomb" wykonano w wytwórni AVA w ostatnich dniach października 1938 roku. W pierwszej dekadzie listopada przewieziono je do tajnego ośrodka BS4 w Pyrach pod Warszawą, gdzie zaprzysiężeni technicy zmontowali "bomby". Pierwsze brytyjskie bombes zbudowano w zakładach British Tabulating Company w Letchworth na podstawie dokumentacji technicznej, przekazanej przez polski radiowywiad 25 lipca 1939 roku - przyp. tłum.]. Jeszcze trudniej było im zbudować replikę COLOSSUSA, pierwszego na świecie elektronicznego komputera, używanego od 1943 roku w Bletchley Park do dekryptażu korespondencji, szyfrowanej za pomocą urządzenia zwanego Geheimschreiber, szyfrującego i deszyfrującego automatycznie impulsy dalekopisowe. Dekryptaż korespondencji przekazywanej tym urządzeniem dał w dwóch ostatnich latach wojny więcej operacyjnych materiałów wywiadowczych niż odczytane depesze Enigmy. Obok technicznych istniały też ludzkie przyczyny mniejszych możliwości sowieckiego radiowywiadu w porównaniu z brytyjskim. Sowiecki system nigdy nie był przygotowany do przyjęcia olbrzymiego wręcz zastrzyku młodych, niekonwencjonalnych talentów, którym Bletchley Park zawdzięczał w dużej mierze swe sukcesy. Alan Turing, genialny ekscentryk, który zakopał cały dorobek życia (wymieniony na sztabki srebra) w Bletchley Woods i zapomniał, gdzie je ukrył, należał do ludzi, którzy wynaleźli COLOSSUSA. Ten sam Turing to jeden z wielu brytyjskich kryptoanalityków, którzy z pewnością nie byliby w stanie dopasować się do politycznej poprawności, wymaganej przez stalinowski system. Niemniej jednak niektóre brytyjskie dekryptaże ULTRA (odczytane przez radiowywiad niemieckie depesze najwyższego stopnia utajnienia) przekazywane były oficjalnie Moskwie w przeredagowanej dla kamuflażu formie, a także przesyłane w oryginale przez kilku sowieckich agentów.

Po wielu latach KGB starało się odciąć od zbrodni stalinowskiej przeszłości, budując wyidealizowany obraz leninowskiej złotej ery rewolucyjnej czystości. Równolegle usiłowano podkolorować czasy Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, przedstawiając lata 1941-1945 jako okres bezinteresownego heroizmu i wykorzystując w tym celu rolę odegraną w operacjach specjalnych i walkach partyzanckich na tyłach wroga. Według Pawła Anatoliewicza Sudopłatowa, w latach II wojny światowej naczelnika zarządu NKWD do spraw operacji specjalnych i partyzanckich: "Ten rozdział w historii NKWD jest jedynym, który nie został oficjalnie napisany na nowo, ponieważ zasługi lśniły własnym blaskiem, nie splamione stalinowskimi zbrodniami, które trzeba było kryć" *[Po niemieckiej inwazji Zarząd do zadań specjalnych i wojny partyzanckiej Sudopłatowa (oficjalnie zwany wywiadem dywersyjnym), który przejął obowiązki przedwojennej administracji zadań specjalnych, został oficjalnie wyłączony z Pierwszego Zarządu NKWD i przeorganizowany jako nowy IV Zarząd. Oba zarządy były formalnie niezależne do kwietnia 1943 roku, ale istniała między nimi stała wymiana personelu.]. Jednak w rzeczywistości wojenna historia NKWD również została w dużej mierze spreparowana.

Do najbardziej znanych i najczęściej cytowanych przykładów odwagi funkcjonariuszy NKWD, działających na tyłach wroga, należą bohaterskie czyny oddziału działającego w Odessie, portowym mieście ukraińskim nad Morzem Czarnym, w czasie dziewięciuset siedmiu dni okupacji wojsk niemieckich i rumuńskich. Oddział ten miał bazę w odeskich katakumbach, podziemnym labiryncie tuneli, z których wydobywano piaskowiec, używany przy budowie eleganckich dziewiętnastowiecznych gmachów, stojących nadal przy głównych ulicach i bulwarach Odessy.

Liczące ponad sto kilometrów, nie zaznaczone na żadnych mapach tunele katakumb o wielu wejściach i wyjściach były niemal idealną bazą dla prowadzenia działań partyzanckich. W 1969 roku, w dwudziestą piątą rocznicę zwycięstwa nad Trzecią Rzeszą, otwarto fragment katakumb na przedmieściach Odessy i zlokalizowano w nim Muzeum Partyzanckiej Chwały, które do końca sowieckich rządów zwiedzało rocznie ponad milion osób.

Po II wojnie światowej bohaterskie walki o wyzwolenie Odessy z jarzma wrogiego okupanta zostały zawłaszczone przez KGB, które chciało przedstawić w lepszym świetle swe mocno podejrzane wojenne dokonania. Najlepsze miejsce w Muzeum Partyzanckiej Chwały oddano na ekspozycję czynów oddziału NKWD, dowodzonego przez kapitana Władimira Aleksandrowicza Mołodcowa, którego nagrodzono pośmiertnie tytułem Bohatera Związku Sowieckiego i zmieniono mu nieludzko życiorys, żeby pasował do roli gipsowego świętego stalinowskiej ery. Początków bohaterskiego żywota Mołodcowa oficjalny życiorys dopatruje się w bezinteresownym poświęceniu w górniczym współzawodnictwie dla przekroczenia normy w latach pierwszego Planu Pięcioletniego. "Jakaż to wspaniała rzecz nie odczuwać ani nie widzieć, jak płynie czas i mija dzień pracy, nie czekać na koniec szychty, tylko starać się ją przedłużyć, biec za wagonikiem [węgla], ociekać potem i wreszcie wyjechać na koniec zmiany na powierzchnię, zwycięsko wykonując plan!" - miał ponoć oświadczyć w 1930 roku.

W Muzeum Partyzanckiej Chwały "zrekonstruowano" podziemne kwatery oddziału NKWD, z sypialniami, magazynem amunicji, warsztatami, magazynem opału, kuchnią i salą masówek z nieodzownym portretem Lenina (ale już nie Stalina) na ścianie. Opodal jest pionowy szyb o długości siedemnastu metrów, łączący kwatery z powierzchnią, przez który odbierano wiadomości i żywność od agentów w Odessie. W latach władzy sowieckiej bohaterskie akcje oddziału NKWD opisywano w licznych filmach, książkach i artykułach prasowych. Wiele z nich inspirowanych było przez KGB. Wynikało z nich, że oddział wiązał w Odessie tysiące niemieckich i rumuńskich żołnierzy, zanim wszyscy bohaterowie nie oddali życia w obronie ojczyzny.

Odkrycie prawdziwej historii odeskich katakumb Mitrochin zawdzięcza koledze z Zarządu S (do spraw nielegałów) Pierwszego Zarządu Głównego, który wypożyczył z archiwum wielotomowe akta Odessy, a kiedy oddawał, rzucił mimochodem uwagę, że są interesujące. Akta otwierał rozkaz wyjazdu do Odessy dla grupy Mołodcowa, złożonej z sześciu oficerów NKWD, na krótko przed zajęciem miasta przez Niemców w październiku 1941 roku. Mieli oni zorganizować podziemną rezydenturę, która prowadziłaby rozpoznanie, sabotaż i operacje specjalne na niemieckich tyłach. W Odessie do grupy dołączyło trzynastu funkcjonariuszy z lokalnego oddziału NKWD do zadań specjalnych pod dowództwem porucznika W.A. Kuzniecowa. Według wersji oficjalnej obie grupy zebrały się wieczorem 15 października na wspólnej naradzie komitetu partyjnego i komitetu Komsomołu u wejścia do katakumb, a potem zeszły na dół założyć w tunelach partyzancką kwaterę. W rzeczywistości, jak wynika z akt KGB, nie była to partyjna narada, tylko hałaśliwa kolacja i popijawa, która zakończyła się bójką między moskiewskim i odeskim oddziałem NKWD. Następnego dnia obie grupy weszły do katakumb, nadal gotowe do starcia, przy czym Mołodcow i Kuzniecow spierali się, kto obejmie dowództwo nad całością. Przez kolejne dziewięć miesięcy grupy z Moskwy i Odessy na zmianę prowadziły wspólne operacje przeciwko wojskom niemieckim i rumuńskim lub walczyły między sobą.

Ostatnie chwile Mołodcowa mogły być rzeczywiście pełne heroizmu. Zgodnie z oficjalną wersją złapano go w lipcu 1942 roku, ale odrzucił szansę wybłagania życia, mówiąc odważnie okupantom: "Jesteśmy w naszym własnym kraju i nie będziemy prosić o zmiłowanie". Dalsza historia odeskich katakumb była przerażającym dramatem funkcjonariuszy NKWD. Kuzniecow po egzekucji Mołodcowa rozbroił jego ludzi i trzymał ich pod strażą w katakumbach. Wszyscy oprócz N.F. Abramowa zostali kolejno rozstrzelani z rozkazu Kuzniecowa, który zarzucił im knucie przeciwko niemu. W miarę jak warunki życia w katakumbach robiły się coraz gorsze, funkcjonariusze z Odessy zaczęli kłócić się między sobą. Kurczące się zapasy żywności zapleśniały, zapas nafty prawie się wyczerpał i oddział zmuszony był żyć w półmroku. Za kradzież kromki chleba Kuzniecow zastrzelił 28 sierpnia jednego ze swoich ludzi o nazwisku Mołoczny. Miesiąc później, 27 września, dokonano egzekucji Połszykowa i Kowalczuka - za kradzież żywności i "brak dyscypliny seksualnej". Abramow ze strachu, że będzie następnym, zastrzelił w październiku Kuzniecowa. W notatniku odnalezionym potem w katakumbach i zachowanym w odeskich aktach KGB Abramow zapisał:

Były naczelnik 3 Wydziału Okręgowego NKWD w Odessie, porucznik bezpieczeństwa państwowego WA. Kuzniecow, zastrzelony został przeze mnie dwoma pociskami w potylicę w podziemnej "Fabryce Luster" [baza w katakumbach] 21 października 1942 roku.

Do tego czasu zginęło w walkach z wrogiem kilku funkcjonariuszy i w katakumbach zostało trzech żywych żołnierzy NKWD: Abramow, Głuszczenko i Litwinow. Abramow i Głuszczenko wspólnie zabili Litwinowa, po czym zaczęli spoglądać na siebie wrogo w półmroku podziemi.

Głuszczenko zapisał w dzienniku, że Abramow chciał się poddać: "Jesteśmy pobici. Nie ma co czekać na zwycięstwo. Powiedział mi, bym się nie bał zdrady albo tego, że mnie rozstrzelają, ponieważ ma wielu przyjaciół w niemieckim wywiadzie". Jak się wydaje, mając halucynacje Głuszczenko zapisał pod datą 18 lutego 1943 roku: "[Abramow] pochylił się nad papierami. Wyjąłem pistolet zza paska i strzeliłem mu w tył głowy". Przez kilka dalszych miesięcy Głuszczenko spędzał większość czasu poza katakumbami, w mieszkaniu żony w Odessie, aż w końcu porzucił podziemną kwaterę 10 listopada 1943 roku. Po wyzwoleniu Odessy przez Armię Czerwoną w kwietniu 1945 roku Głuszczenko powrócił do katakumb z funkcjonariuszami ukraińskiego NKWD, by zabrać sprzęt i kompromitujące papiery. Został jednak śmiertelnie ranny, kiedy eksplodował mu w ręku podniesiony granat.

Przez prawie dwadzieścia lat Centrala była pewna, że nie ostał się świadek, który mógłby rzucić cień na spreparowany pieczołowicie bohaterski mit o odeskich katakumbach. Można więc sobie wyobrazić niepokój, gdy w 1963 roku dotarła do KGB wiadomość, że Abramow nie został zabity przez Głuszczenkę, tylko uciekł i mieszka we Francji. Jego ojciec, który również mógł znać prawdziwą historię odeskich katakumb, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Rzekoma wdowa po Abramowie, Nina Abramowa, która pracowała w PZG, została więc po cichu przeniesiona do innej pracy. Mit herosów NKWD z odeskich katakumb trwał nadal.

Według statystyk znajdujących się w aktach KGB podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej NKWD zorganizowało w sumie na tyłach wroga dwa tysiące dwieście dwadzieścia dwie "operacyjne grupy bojowe". Mitrochin nie znalazł jednak żadnych wiarygodnych ocen skuteczności działań partyzanckich. Wbrew twierdzeniom powojennych hagiografii sowieckich grupy bojowe tylko w nielicznych przypadkach wiązały liczniejsze od siebie siły niemieckie. Ponieważ ponad połowę partyzantów stanowili funkcjonariusze NKWD lub pracownicy aparatu partyjnego, grupy partyzanckie były często traktowane bardzo nieufnie przez ludność chłopską, od której pomocy zależały. Przykładem może być praktyczny zastój działań partyzanckich w zachodniej Ukrainie, spowodowany w dużej mierze wrogością lokalnych mieszkańców do partii komunistycznej i NKWD *[Nie ma się czemu dziwić, bowiem zachodnia Ukraina to polskie Kresy Wschodnie - przyp. tłum.]. Chociaż skuteczność działań partyzanckich wzrosła po niemieckiej klęsce pod Stalingradem, istniały ważne obszary, zwłaszcza Krym i stepy, na których partyzantka nigdy nie stała się istotnym czynnikiem w walkach toczących się na froncie wschodnim.

Poza granicami Europy terenem najbardziej udanych akcji NKWD przeciwko obiektom niemieckim była Argentyna, gdzie działała nielegalna rezydentura *[W Argentynie nic było rezydentury legalnej. Na początku II wojny światowej żaden kraj Ameryki Łacińskiej nie utrzymywał stosunków dyplomatycznych ze Związkiem Sowieckim. W październiku 1942 roku stosunki takie nawiązała Kuba. Do początku 1945 roku w jej ślady poszło osiem państw latynoamerykańskich. Argentyna nawiązała stosunki z Moskwą dopiero w 1946 roku.], prowadzona przez Josifa Romualdowicza Grigulewicza (pseudonim ARTUR), weterana operacji sabotażowych z czasów hiszpańskiej wojny domowej i pierwszej próby zlikwidowania Trockiego w Meksyku *[W notatkach Mitrochin podaje, że ARTUR to Grigulewicz. Rozwiązało to jedną z większych zagadek dekryptaży operacji VENONA. Są w nich bowiem częste wzmianki o agencie ARTURZE, ale jego tożsamości nigdy nie ustalono ani w NSA, ani w FBI.]. We wrześniu 1941 roku oficjalne dochodzenie władz Argentyny doprowadziło do panikarskiego wniosku, popartego przez Izbę Deputowanych, ale odrzuconego przez rząd, że niemiecki ambasador jest zwierzchnikiem ponadpółmilionowej armii nazistowskich bojówkarzy, działających potajemnie w Ameryce Łacińskiej. Przez kilka miesięcy po ataku na Pearl Harbour Argentyna i Chile były jedynymi państwami Ameryki Południowej, które nie zerwały stosunków dyplomatycznych z Niemcami i Japonią. Plotki o nazistowskiej konspiracji wśród argentyńskiej, liczącej ćwierć miliona osób niemieckojęzycznej mniejszości oraz o proniemieckich sympatiach w korpusie oficerskim armii argentyńskiej, a także obecności aż do 1944 roku argentyńskiej misji zakupów wojskowych w Berlinie, przekonały Centralę, że Argentyna to potężna baza nazizmu. Była to duża przesada, ale przeświadczenie to podzielało również OSS, działająca w czasie wojny amerykańska służba specjalna, która meldowała, że doktor Ramon Castillo, prezydent Argentyny w latach 1941-1943, był na żołdzie Hitlera. Meldunki takie docierały do Centrali poprzez licznych agentów w OSS i departamencie stanu *[W czasach II wojny światowej dostęp do amerykańskich dokumentów na temat polityki wobec Argentyny miało kilku sowieckich agentów, w tym: Laurence Duggan, ekspert od spraw latynoamerykańskich w departamencie stanu oraz Maurice Halperin, szef latynoamerykańskiego wydziału w departamencie badań i analiz OSS.] i z pewnością potwierdzały podejrzenia Moskwy, wietrzącej stale nazistowskie spiski w Argentynie.

Po wybuchu wojny niemiecka flota handlowa nie była w stanie rzucić wyzwania brytyjskiej Royal Navy i wpłynąć do argentyńskich portów. Rezydentura Grigulewicza informowała w 1941 roku, że miedź, saletra, bawełna oraz inne surowce strategiczne wywożone są z Argentyny neutralnymi statkami do Hiszpanii, a potem transportowane potajemnie lądem przez Francję do Niemiec. Chcąc przerwać ten kanał, Grigulewicz zwerbował grupę sabotażystów, złożoną z ośmiu komunistów, dokerów i marynarzy, pod wodzą polskiego emigranta Feliksa Klemensiewicza Wierzbickiego (pseudonim BESSER), który w grudniu 1941 roku podjął pracę ślusarza w porcie Buenos Aires. Pierwszą poważniejszą akcją przeprowadzoną przez grupę Wierzbickiego było spalenie niemieckiej księgarni w Buenos Aires, którą Grigulewicz uważał za główne centrum hitlerowskiej propagandy. Później grupa koncentrowała się na podkładaniu min z opóźnionym zapłonem na statkach i w magazynach, składujących towary przeznaczone na eksport do Niemiec. Grigulewicz organizował również, ale na mniejszą skalę, grupy sabotażowe i siatki wywiadowcze w Chile i Urugwaju. W sumie rozciągnięta daleko nielegalna rezydentura Grigulewicza liczyła siedemdziesięciu agentów i tworzyła bazę operacyjną sowieckiego wywiadu w Argentynie, Urugwaju i w mniejszym stopniu w Chile, która przetrwała II wojnę światową i funkcjonowała jeszcze w początkowej fazie "zimnej wojny".

Według statystyk, znajdujących się w aktach KGB, od początku 1942 roku do lata 1944 roku agenci Grigulewicza przeprowadzili ponad sto pięćdziesiąt udanych podpaleń ładunków przeznaczonych dla Niemiec. Zatonęła przy tym nieokreślona liczba statków hiszpańskich, portugalskich i szwedzkich. Jedna z ocen Centrali, prawdopodobnie przesadna, twierdzi, że dzięki sabotażom w roku 1943 zatrzymano całkowicie wywóz towarów dla Niemiec z Buenos Aires. Poważniejszym niż sabotaże zmartwieniem Niemców była zmiana rządu Argentyny. Wojskowy przewrót latem 1943 roku, a potem wykrycie nazistowskiej siatki szpiegowskiej, skłoniły w styczniu 1944 roku Argentynę do zerwania stosunków dyplomatycznych z Niemcami *[Argentyna wypowiedziała wojnę Niemcom dopiero w marcu 1945 roku.].

Przez prawie całą wojnę łączność między rezydenturą Grigulewicza a Centralą była powolna i przypadkowa, utrzymywana przez okazjonalnych kurierów krążących między Buenos Aires a rezydenturą w Nowym Jorku *[Kurierem Grigulewicza na szlaku do Nowego Jorku byli między innymi chilijski komunista Eduardo Pecchio oraz pracownik latynoamerykańskiej sekcji Columbian Broadcasting Service, Ricardo Setaro (pseudonim GONIEC).]. W lecie 1944 roku, niedługo po utworzeniu legalnej rezydentury NKGB w Urugwaju, Grigulewicz wezwany został do Montevideo, żeby zdać dokładny raport z przeprowadzonych operacji wywiadowczych, rozliczyć się z finansów i przedstawić siatkę agenturalną, zbudowaną w czasie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Centrala była mocno zaniepokojona skalą podpaleń neutralnych statków i obawiała się, że Grigulewicz może zostać zdekonspirowany. We wrześniu Centrala rozkazała wstrzymać operacje sabotażu i ograniczyć się do zdobywania materiałów wywiadowczych na terenie Argentyny, Brazylii i Chile. Kiedy Grigulewicz polecił wstrzymać akcje, Wierzbicki rozpoczął produkcję granatów dla podziemnej Komunistycznej Partii Argentyny. W październiku Wierzbicki został ciężko ranny w wyniku przypadkowej eksplozji w jego wytwórni. Stracił lewą rękę i wzrok w jednym oku. Grigulewicz meldował, że Wierzbicki zachował się z ogromną odwagą podczas śledztwa policji, nie odstępując od uzgodnionej legendy, iż to prywatny wróg podłożył w warsztacie materiał wybuchowy, ukryty w pudełku mleka w proszku. W 1945 roku komuniści argentyńscy zorganizowali ucieczkę Wierzbickiego z więzienia i wywieźli go przez granicę do Urugwaju, gdzie żył na partyjnej emeryturze.

Sabotażowe akcje rezydentury w Buenos Aires były wyjątkowe, ale nie miały większego wpływu na przebieg Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Kiedy opadła w Centrali fala obaw z lata 1944 roku, Grigulewicz zyskał reputację wybitnego sabotażysty i zamachowca. Wojenne sukcesy sabotażowe w Argentynie tłumaczą, dlaczego wybrany został na wykonawcę najważniejszego zamachu, planowanego w okresie "zimnej wojny". Dla kontrastu Wierzbickiego, czołowego sabotażystę Grigulewicza, uważano w Centrali za kłopotliwą zawadę, ponieważ był inwalidą. Złożoną przez niego w 1946 roku prośbę o zgodę na przyjazd do Związku Sowieckiego szorstko odrzucono. Zezwolenie wydano po ponownej prośbie, dopiero w 1955 roku, kiedy Wierzbicki był już całkiem niewidomy. Być może obawiano się, że zrażony ujawni rolę, jaką odegrał w czasie wojny. Po przyjeździe do Związku Sowieckiego Wierzbickiemu przyznano emeryturę inwalidzką w wysokości stu rubli miesięcznie, ale odrzucono jego podanie o przyjęcie do Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego.

Z wyjątkiem indywidualnych aktów bohaterstwa NKWD i NKGB (takie nazwy otrzymały służby bezpieczeństwa i wywiadu po przemianowaniu w 1943 roku) dały się poznać w latach II wojny światowej raczej z brutalności niż z heroizmu. Po przymusowym przyłączeniu wschodnich ziem Polski do Związku Sowieckiego we wrześniu 1939 roku, a potem po zagarnięciu państw bałtyckich i Mołdawii latem 1940 roku, NKWD szybko rozpoczęło likwidację "wrogów klasowych" i zmuszanie ludności do posłuszeństwa. Trzy dni po hitlerowskiej inwazji, 25 czerwca 1941 roku, NKWD otrzymało rozkaz zabezpieczania tyłów Armii Czerwonej, aresztowania dezerterów i wrogich agentów, ochrony linii łączności i likwidacji izolowanych ognisk oporu wojsk niemieckich. W sierpniu 1941 roku przebrani za Niemców sowieccy spadochroniarze wylądowali między nadwołżańskimi wioskami niemieckiego okręgu autonomicznego, prosząc miejscową ludność, by ukryła ich aż do przybycia czołowych jednostek Wehrmachtu. Wioski, gdzie ich wysłuchano i ukryto, zostały w całości wybite przez NKWD. Resztę ludności niemieckiej wołżańskiego okręgu, nawet najbardziej lojalnej, NKWD wywiozło, przy ogromnych stratach, na Syberię i do północnego Kazachstanu.

Po rozpoczęciu w 1943 roku ofensywy Armii Czerwonej NKWD szło w ślad za nią, oczyszczając zdobyty teren z opozycji i elementów wywrotowych. Na koniec roku Beria dumnie meldował Stalinowi:

W 1943 roku wojska NKWD, odpowiedzialne za bezpieczeństwo tyłów frontowych jednostek Armii Czerwonej, aresztowały, w procesie oczyszczania wyzwolonych od wroga terenów, 931 549 osób w celu przeprowadzenia śledztwa.

Spośród aresztowanych osiemdziesiąt tysięcy dwieście dziewięćdziesiąt sześć osób zostało "zdemaskowanych", w wielu przypadkach błędnie, jako szpiedzy, zdrajcy, dezerterzy, bandyci i "elementy kryminalne". Większość została prawdopodobnie rozstrzelana.

Wewnątrz Związku Sowieckiego Stalin użył NKWD do ukarania i deportacji całych narodów, które oskarżył o zdradę, między innymi Czeczenów, Inguszów, Bałkarów, Karaczajów, Tatarów krymskich, Kałmuków, meschetiańskich Turków. W odpowiedzi na polecenie Stalina, by nagrodzić "tych, którzy wzorowo wykonywali rozkaz deportacji", Beria pisał:

Zgodnie z twoim poleceniem przedstawiam szkic dekretu Prezydium Rady Najwyższej Związku Sowieckiego o dekoracjach i medalach dla najbardziej wyróżniających się uczestników operacji, obejmujących deportację Czeczenów i Inguszów. W akcjach tych brało udział 19 000 pracowników NKWD, NKGB i Smiersza oraz do 100 000 funkcjonariuszy sil NKWD [...]

Wielu funkcjonariuszy NKWD i NKGB, udekorowanych podczas wojny, otrzymało medale nie za odwagę w obliczu wroga, ale za zbrodnie przeciwko ludzkości 69 .

Dane o wojennych osiągnięciach wywiadu sowieckiego na froncie wschodnim są niepełne. Do końca 1942 roku głównym systemem wywiadowczym, dostarczającym materiały z terenu Trzeciej Rzeszy i okupowanej Europy, była luźno skoordynowana nielegalna siatka wywiadowcza GRU, powiązana z pracującymi dla NKWD grupami Harnacka i Schulze-Boysena. Abwehra nadała jej kryptonim Rote Kapelle (Czerwona Orkiestra). "Muzykami" byli operatorzy radiowi, którzy wysyłali zaszyfrowane depesze do Moskwy, a "dyrygentem" polski Żyd Leopold Trepper, używający fałszywego nazwiska "Jean Gilbert", znany wewnątrz siatki jako le grand chef (Wielki Szef). Rote Kapelle liczyła stu siedemnastu agentów: czterdziestu ośmiu w Niemczech, trzydziestu pięciu we Francji, siedemnastu w Belgii i siedemnastu w Szwajcarii *[Ogółem było znacznie więcej źródeł niż te, którym Centrala przyznała status agenta. Zgodnie z aktami KGB w charakterze agentów współpracowało: pięćdziesięciu pięciu Niemców; czternastu Francuzów; pięciu Belgów; trzynastu Austriaków, Czechów i Węgrów; sześciu Rosjan oraz szesnaście osób innych narodowości. Wedle tych samych akt najważniejszymi szefami siatki byli: Sektor belgijski - Leopold Trepper; Sektor niemiecki - Harro Schulze-Boysen; Sektor francuski (z wyłączeniem Lyonu) - Henry Robinson; Lyon - Isidor Springer; Sektor holenderski - Anton Winterinck; Sektor szwajcarski - Sandor Rado.]. Siatka została stopniowo zwinięta w ostatnich miesiącach 1942 roku, gdy niemieckie służby goniometryczne namierzyły "muzyków". Treppera aresztowano 5 grudnia, kiedy siedział na fotelu u dentysty w okupowanym Paryżu. Kierujący akcją oficer Abwehry wspominał, że Trepper: "[...] Szarpnął się na sekundę, a następnie stwierdził bezbłędną niemczyzną: 'To była dobra robota' ". Po rozbiciu Czerwonej Orkiestry pozostała tylko nielegalna rezydentura Sandora Rado w Szwajcarii, znana jako Rote Drei, od trzech głównych nadajników. Była poza zasięgiem niemieckiego wywiadu i kontynuowała działalność przez następny rok, aż została zlikwidowana przez Szwajcarów.

Mimo że po wojnie Trepper i Rado skazani zostali w Moskwie na dziesięć lat więzienia, sowieccy historycy przyznali, że materiały, pochodzące od Rote Kapelle, były bardzo przydatne Armii Czerwonej.

W rzeczywistości materiały wywiadowcze zaczęły mieć poważniejszy wpływ na sowieckie operacje wojskowe dopiero po aresztowaniu Treppera i zwinięciu większości jego siatki. Wojskowemu wywiadowi nie udało się wykryć szybkiego zwrotu Niemców na południe, dzięki czemu zajęli Kijów we wrześniu 1941 roku. Dowództwo sowieckie było też zaskoczone siłą październikowego uderzenia na Moskwę. Strata Charkowa w maju 1942 roku została częściowo spowodowana faktem, że Stawka (połączone na czas wojny sztab generalny i naczelne dowództwo) spodziewała się kolejnego natarcia w kierunku Moskwy. Letnia ofensywa Wehrmachtu na południe była kolejnym zaskoczeniem dla Stawki. Mimo iż Niemcy posunęli się już do Stalingradu i Kaukazu, sowieckie wojska nadal nie miały pewności, gdzie spadnie na nie kolejne uderzenie. Kiedy Armia Czerwona okrążyła wojska państw Osi pod Stalingradem w listopadzie 1942 roku, obliczała, że trzyma w pułapce od osiemdziesięciu pięciu do dziewięćdziesięciu tysięcy żołnierzy. W rzeczywistości otoczone wojska liczyły trzy razy więcej ludzi.

Najważniejszym zadaniem NKWD pod Stalingradem nie było dostarczanie dobrych materiałów wywiadowczych, ale zmuszanie Armii Czerwonej do żelaznej dyscypliny. Około trzynastu tysięcy pięciuset sowieckich żołnierzy rozstrzelano w tym czasie za defetyzm i łamanie dyscypliny wojskowej na polu walki. Egzekucje przeprowadzały najczęściej oddziały specjalnego przeznaczenia NKWD. Przed egzekucją większość skazanych musiała zdjąć mundur i buty, żeby można było ich ponownie użyć. Prowadzona przez NKWD cenzura poczty polowej wyławiała wiele nieprawomyślnych komentarzy z żołnierskich listów do rodzin. Były one uznawane za dowody zdrady. Porucznik, który napisał w liście: "Niemieckie samoloty są bardzo dobre [...] nasi przeciwlotnicy zestrzeliwują tylko nieliczne maszyny", został bez wątpienia uznany za zdrajcę. Tylko w 62 Armii, w pierwszej połowie października 1942 roku, NKWD twierdziło, że "w 12 747 listach, ujawniono tajemnice wojskowe". Wielkie zwycięstwo pod Stalingradem na początku 1943 roku, uwieńczone kapitulacją niemieckiego marszałka polnego Friedricha von Paulusa, dwudziestu dwóch generałów i dziewięćdziesięciu jeden tysięcy żołnierzy, zostało osiągnięte raczej wbrew niż dzięki aktywności NKWD. Po stalingradzkiej bitwie sowiecki wywiad wojskowy na froncie wschodnim znacznie się poprawił, co było częściowo spowodowane dużymi dostawami amerykańskiego i brytyjskiego sprzętu radiołączności *[Zgodnie z porozumieniem lend-lease, zawartym z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi w 1941 roku, Związek Sowiecki otrzymał trzydzieści pięć tysięcy radiostacji, trzysta osiemdziesiąt tysięcy telefonów polowych oraz dziewięćset pięćdziesiąt sześć tysięcy mil kabla telefonicznego.]. Pod koniec 1942 roku Stawka powołała bataliony radiołączności specjalnego przeznaczenia, wyposażone w osiemnaście do dwudziestu dwóch odbiorników nasłuchu radiowego i cztery zestawy radionamiaru. Efektem, jak podaje sowiecki historyk, który miał dostęp do archiwów specjalnych radiobatalionów, był "jakościowy skok w rozwoju działań radioelektronicznych sowieckiej armii".

Chociaż sowieckim kryptoanalitykom brakowało najnowszych urządzeń technicznych, które pozwoliły ośrodkowi w Bletchley Park na dekryptaż depesz Enigmy i teleksów Geheimschreibera, to jednak osiągali duże sukcesy w radionamiarze, analizie ruchu w eterze i łamaniu szyfrów niższego stopnia utajnienia, w czym zmuszali do pomocy opierających się szyfrantów niemieckich, wziętych do niewoli pod Stalingradem. W latach 1942-1943 radiowywiad sowiecki korzystał także z dekryptaży nadawanych Enigmą depesz Luftwaffe, które dostarczał agent wewnątrz ośrodka w Bletchley Park.

Korzyści z dokonanych zmian uwidoczniły się w pełni podczas bitwy pod Kurskiem w lecie 1943 roku, kiedy Armia Czerwona powstrzymała ostatnią wielką ofensywę niemiecką na froncie wschodnim. Ze zdobytych w czasie bitwy przez Wehrmacht ocen wywiadowczych Armii Czerwonej wynikało, że sowiecki radiowywiad prawidłowo ustalił pozycje i miejsca postoju dowództw 6, 7 i 11 dywizji pancernej II i III Korpusu Pancernego, a także miejsce postoju dowództwa 2 Armii. Również rozpoznanie lotnicze przed Bitwą Kurską i podczas niej prowadzone było na większą skalę i przyniosło lepsze efekty niż w poprzednich latach.

Zwycięstwo pod Kurskiem otworzyło drogę do praktycznie nieprzerwanego natarcia Armii Czerwonej na wschodnim froncie, które zakończył historyczny moment, gdy marszałek Żukow przyjął kapitulację Berlina w maju 1945 roku. Przewyższając liczebnie siły Wehrmachtu w stosunku 4 do 1, dysponując dużymi ilościami sprzętu wojskowego, dostarczonego przez zachodnich aliantów, oraz rosnącą przewagą w powietrzu, Armia Czerwona parła niepowstrzymanie naprzód mimo olbrzymich strat. W miarę posuwania się na zachód zdobywano od czasu do czasu kompletne listy kluczy dziennych maszyn szyfrujących Enigma wojsk lądowych i to nawet na miesiąc naprzód. Zdobywano także maszyny szyfrujące i brano do niewoli operatorów Enigmy. W ostatniej fazie wojny zdobycze te umożliwiały sowieckim kryptoanalitykom okresowy dekryptaż nadal nieznanej liczby depesz, zaszyfrowanych za pomocą Enigmy.

Znaczna jakościowa poprawa pracy sowieckiego wywiadu na froncie wschodnim, notowana po zwycięstwie pod Stalingradem, a w szczególności radiowywiadu, nie mogła jednak przynosić materiałów wywiadowczych o Niemczech tej klasy, co uzyskiwane przez aliantów zachodnich. Materiały wywiadowcze ULTRA, które otrzymywali dowódcy brytyjscy i amerykańscy, były po prostu najlepsze w historii wojen. W latach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej wywiad sowiecki odnosił największe sukcesy nie w zmaganiach z wrogiem, lecz w operacjach wywiadowczych przeciwko wojennym sojusznikom: Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym.

 

Wielka koalicja

Przez większą część okresu międzywojennego Stany Zjednoczone zajmowały dalsze, za Wielką Brytanią, miejsce na liście krajów, którymi interesował się sowiecki wywiad zagraniczny. Jeszcze w połowie lat trzydziestych najważniejsze siatki szpiegowskie Moskwy w Stanach Zjednoczonych prowadził IV Zarząd (wywiad wojskowy przemianowany później na GRU), a nie NKWD. Wśród agentów IV Zarządu było wielu młodych idealistów, przed którymi stała otworem kariera we władzach federalnych. Najbardziej znani z nich to Alger Hiss i Julian Wadleigh, którzy w 1936 roku podjęli pracę w departamencie stanu, Harry Dexter White z departamentu skarbu oraz George Silverman, statystyk rządowy, zwerbowany najprawdopodobniej przez White'a *[Jeszcze na początku lat trzydziestych IV Zarząd interesował się Stanami Zjednoczonymi przede wszystkim jako bazą do zbierania informacji wywiadowczych o Niemczech i Japonii. Mitrochin nie miał dostępu do personalnych teczek amerykańskich agentów IV Zarządu, a w materiałach archiwalnych KGB nie widział informacji dotyczących agentury wywiadu wojskowego. Sprawa przeciwko Hissowi, chociaż dobrze udokumentowana, budziła kontrowersje od czasu jego skazania za krzywoprzysięstwo w 1951 roku. Obecnie jest całkiem jasna w świetle nowych dowodów, zawartych w ujawnionych w latach dziewięćdziesiątych dekryptaźach operacji VENONA, aktach KGB, z których korzystali Weinstein i Wasiliew, gdzie wspominano o jego pracy dla wywiadu wojskowego, oraz w węgierskich protokołach przesłuchań Noela Fielda, agenta z tej samej siatki co Hiss. Źródła te potwierdzają wiarygodność głównego świadka oskarżenia Whittakera Chambersa, który był łącznikiem IV Zarządu.]. Podobnie jak "Piątka z Cambridge", waszyngtońscy agenci penetracyjni uważali się za podziemnych rycerzy walczących z faszyzmem. Wadleigh wspominał po latach:

W czasach, gdy Międzynarodówka Komunistyczna była jedyną na święcie siłą przeciwstawiającą się skutecznie nazistowskim Niemcom, zaoferowałem swoje usługi sowieckiemu podziemiu w Waszyngtonie, widząc w tym drobny wkład w dzieło powstrzymania faszystowskiego potopu.

W połowie lat trzydziestych najważniejsze operacje NKWD w Stanach Zjednoczonych prowadziła powołana w 1934 roku nielegalna rezydentura, którą kierował były rezydent w Berlinie Boris Bazarow, pseudonim NORD. Jego zastępcą był Icchak Abdułowicz Achmerow, z pochodzenia Tatar, który nosił pseudonim JUNG. Hede Massing, austriacka agentka jego rezydentury, wspominała Bazarowa jako jednego z najsympatyczniejszych ludzi w NKWD. W rocznicę rewolucji październikowej przysłał jej w 1935 roku pięćdziesiąt róż z miłym bilecikiem:

Nasze życie jest niezwykle, dalekie od naturalności, ale musimy je znosić dla ludzkości. Chociaż nie zawsze nam wolno to wyrazić, naszą niewielką grupkę łączą więzy miłości i troski o innych. Ślę Ci wiele ciepłych myśli.

Achmerow był w oczach Hede Massing "moskiewskim automatem", ale okazało się, że nie aż takim, na jakiego wyglądał *[Fakt, że Massing zdezerterowała z NKWD w 1938 roku, czyni jej pochwałę Bazarowa jeszcze bardziej wiarygodną.]. Massing nie wiedziała, że Achmerow zakochał się na zabój i miał płomienny romans ze swoją asystentką, Helen Lowry, kuzynką Earla Browdera, przywódcy Komunistycznej Partii USA. Rzecz niezwykła, dostał nawet zezwolenie Centrali na zawarcie z nią ślubu.

Wśród agentów zwerbowanych przez Bazarowa i Achmerowa znajdowali się trzej pracownicy departamentu stanu o pseudonimach ERICH, KIJ oraz 19. Najcenniejszym był prawdopodobnie agent 19, jedyny, którego udało się niepodważalnie zidentyfikować. To Laurence Duggan, który został później w departamencie stanu szefem wydziału Ameryki Łacińskiej. W opinii Hede Massing Duggan był "wyjątkowo spiętym, niezwykle wrażliwym młodym intelektualistą". Werbowanie go trwało długo, głównie dlatego, że Alger Hiss usiłował go równocześnie zwerbować dla IV Zarządu. W kwietniu 1936 roku skarżył się Centrali, że "uparty Hiss" wcale nie zamierza zrezygnować. Rok później, kiedy w Moskwie toczyły się procesy pokazowe, Duggan nie krył przed Achmerowem obawy, że jeśli będzie teraz "współpracował" z sowieckim wywiadem, to wsypie go jakiś trockistowski zdrajca. Jednak już na początku 1938 roku Duggan dostarczał Achmerowowi dokumenty departamentu stanu, które fotografowano potajemnie w lokalu nielegalnej rezydentury, a potem zwracano na miejsce. W marcu 1938 roku Duggan zawiadomił, iż jego bliski przyjaciel Sumner Welles, zastępca sekretarza stanu w latach 1938-1945, zwrócił mu uwagę, że interesuje się zanadto marksizmem, co odczytał jako przyjacielskie ostrzeżenie przed afiszowaniem się ze znajomymi o lewicowych poglądach. Mimo to przyszłość Duggana w amerykańskim departamencie stanu rysowała się w równie jasnych barwach, jak Donalda Macleana w brytyjskim Foreign Office.

Centrala liczyła także na szybką karierę Michaela Straighta (pseudonimy NOMAD i NIGEL), bogatego młodego Amerykanina zwerbowanego w 1937 roku, tuż przed uzyskaniem dyplomu uniwersytetu w Cambridge. Optymizm Centrali opierał się w tym przypadku bardziej na koneksjach rodzinnych Straighta niż na jego chęci do wywiadowczej pracy. Poszukiwanie etatu po powrocie ze studiów do Stanów Zjednoczonych Straight rozpoczął od herbatki w Białym Domu z państwem Roosevelt. Z niejaką pomocą pani Eleanor Roosevelt dostał się na początku 1938 roku na bezpłatną praktykę w departamencie stanu. Nieco później zatelefonował do niego Achmerow, który przekazał mu "pozdrowienia od przyjaciół z uniwersytetu w Cambridge" i zaprosił na kolację do waszyngtońskiej restauracji. Achmerow przedstawił się jako "Michael Green", a potem zamówił obfite dania. Straight obserwował go bacznie w trakcie jedzenia:

Był ciemnowłosy, krępy, o szerokich ustach gotowych do uśmiechu. Mówił poprawnie po angielsku, a zachowywał się układnie i nieskrępowanie. Widać było, że cieszy go życie w Ameryce.

Achmerow przyjął ze zrozumieniem fakt, że sporo jeszcze czasu minie, zanim Straight będzie miał dostęp do ważnych dokumentów państwowych, i wyraźnie gotów był czekać cierpliwie. Zanim jednak zapłacił rachunek, udzielił początkującemu dyplomacie krótkiego wykładu na temat bieżącej sytuacji międzynarodowej. Straight był "zbyt zaskoczony, żeby jasno myśleć", niemniej jednak, chociaż zastrzegał się później, że "nie miał chęci stać się sowieckim agentem w departamencie stanu", nie powiedział tego otwarcie Achmerowowi. Obaj panowie "rozstali się jak przyjaciele" i Straight zgodził się kontynuować spotkania.

W Europie zbliżała się wojna i Centrala coraz bardziej interesowała się Stanami Zjednoczonymi. W 1938 roku NKWD wykorzystało dezercję czołowego kuriera IV Zarządu Whittakera Chambersa jako pretekst do przejęcia większości zasobów agenturalnych wywiadu wojskowego, ze znaczącym wyjątkiem Algera Hissa. Podobnie jak w innych krajach, rozwój pracy wywiadowczej w Stanach Zjednoczonych zahamowała pogoń za mitycznymi "wrogami ludu". Iwan Andriejewicz Morozow (pseudonimy JUZ i KIR), który w latach 1938-1939 służył w nowojorskiej rezydenturze, tak bardzo chciał wykazać się lojalnością wobec Centrali, że zadenuncjował jako ukrytych trockistów rezydenta Piotra Dawidowicza Gutzeita (pseudonim NIKOŁAJ) oraz większość kolegów. W 1938 roku Gutzeit i Bazarow, czyli legalny i nielegalny rezydent w Stanach Zjednoczonych, zostali odwołani do Moskwy i rozstrzelani. Donos Morozowa na kolejnego legalnego rezydenta, Gaika Badałowicza Owakimiana (pseudonim GIENNADIJ) widać nie trafił w odpowiednie ręce, a niewykluczone, że stał się powodem odwołania donosiciela w 1939 roku *[Rzecz znacząca, materiał o donosach Morozowa na dwóch kolejnych rezydentów został wyłączony z dokumentów udostępnionych przez SWR dla studium na temat sowieckiego szpiegostwa w Stanach Zjednoczonych w latach stalinizmu, przygotowanego przez Weinsteina oraz Wasiliewa, The Haunted Wood. Zmuszona faktami SWR potwierdza już, że była czystka wielu lojalnych oficerów wywiadu zagranicznego, ale stara się nie ujawniać przypadków, kiedy zostali zadenuncjowani przez współtowarzyszy. Pomimo takich przykładów cenzury ze strony SWR praca Weinsteina oraz Wasiliewa, The Haunted Wood, jest bardzo cenną pozycją o historii sowieckich operacji wywiadowczych.].

Funkcje Bazarowa przejął jego zastępca Icchak Achmerow, który od tego momentu prowadził większość operacji sowieckiego wywiadu politycznego w Stanach Zjednoczonych *[Z notatek Mitrochina nie wynika jasno, czy Achmerow otrzymał zwierzchnictwo nad niezależną nielegalną rezydenturą przed, czy po odwołaniu Bazarowa. Hede Massing utrzymuje w swych wspomnieniach, że Bazarow i Achmerow należeli do tej samej nielegalnej rezydentury przynajmniej do 1937 roku.]. Mitrochin wynotował z dokumentów archiwalnych pseudonimy ośmiu agentów z różnych środowisk, których w przededniu wybuchu II wojny światowej Centrala uważała za rokujących spore nadzieje *[Znamienne, ale lista nazwisk wynotowanych przez Mitrochina nie zawiera nazwiska Samuela Dicksteina, kongresmana Partii Demokratów z Manhattanu (pseudonim CROOK), który sam zgłosił się do współpracy z NKWD w 1937 roku, ale żądał wysokiego honorarium w zamian za dostarczane informacje. Przez dwa lata NKWD wahało się między chęcią posiadania agenta w Kongresie USA a obawą, że Dickstein będzie dostarczał tylko ogólnie dostępne informacje. W czerwcu 1939 roku Owakimian potępił go w depeszy do Centrali jako "kompletnego szalbierza i szantażystę".]. Byli to: Laurence Duggan (kryptonim 19, a potem pseudonim FRANK) z departamentu stanu, Michael Straight (NIGEL) również z departamentu stanu, Martha Dodd Stern (LIZA), córka byłego ambasadora Stanów Zjednoczonych w Niemczech Williama E. Dodda oraz żona milionera Alfreda Kaufmana Sterna (również sowieckiego szpiega), brat Marthy, William E. Dodd jr (PREZYDENT), który startował bez powodzenia w wyborach do Kongresu, ale nie wyzbył się ambicji politycznych, Harry Dexter White pracujący w departamencie skarbu (pseudonimy KASSIR i JURIST), agent o pseudonimie MORIS (prawdopodobnie John Abt) z departamentu sprawiedliwości, Boris Morros (MOROZ), producent z Hollywood, znany z komedii Flying Deuces ze słynnymi aktorami Laurelem i Hardym (Flipem i Flapem) oraz innych kasowych filmów, Mary Wolf Price (pseudonimy KID oraz DIR), cicha komunistka, sekretarka znanego komentatora prasowego Waltera Lippmanna, oraz Henry Buchman (pseudonim CHOZIAIN), właściciel domu mody w Baltimore.

W sierpniu 1939 roku sowieckie operacje wywiadowcze w USA, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, sparaliżowało podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow. Laurence Duggan zerwał w proteście kontakt z Achmerowem. Inni, tak jak Michael Straight, mieli poważne wątpliwości, czy współpracować dalej. W październiku 1939 roku na spotkaniu w restauracji w podziemiach waszyngtońskiego dworca Union Station Achmerow usiłował dodać ducha wątpiącemu agentowi, zapewniając go, że "nadchodzą wielkie dni!", a rozpoczęcie II wojny światowej sprawi, że we Francji i w Niemczech rewolucja rozprzestrzeni się jak pożar. Nie przekonał Straighta, który nie stawił się na następne spotkanie. Jest mało prawdopodobne, żeby Duggan i Straight byli jedynymi agentami którzy, choćby tylko tymczasowo, zerwali kontakt z NKWD.

Chaos zwiększyło odwołanie Achmerowa, którego wezwano do Moskwy krótko po spotkaniu ze Straightem. Po powrocie do kraju Beria oskarżył go o zdradziecką współpracę z "wrogami ludu". Z nieznanych powodów sprawę umorzono, Achmerowa przeniesiono do rezerwy NKWD i przez dwa lata uważano za podejrzanego, a przez ten czas sprawdzano dokładnie każdy jego ruch i kontakt. Po odwołaniu Achmerowa centralnym punktem sowieckich operacji wywiadowczych w Stanach Zjednoczonych stała się po raz pierwszy rezydentura legalna, którą kierował wówczas Gaik Owakimian, zwany później przez FBI "chytrym Ormiaszką". Owakimian był koszmarnie przepracowany, zwłaszcza od czasu, gdy musiał również brać aktywny udział w skomplikowanych przygotowaniach do zamordowania Trockiego w Meksyku. Zdarzało się, że wracał wieczorem do domu wyczerpany do ostateczności po dziesięciu spotkaniach z agentami w ciągu jednego dnia.

Największe sukcesy Owakimian odnosił w zdobywaniu nie tyle politycznych, co naukowych i technicznych materiałów wywiadowczych. W INO był jednym z nielicznych oficerów, którzy mogli się wylegitymować doktoratem moskiewskiej politechniki, i od 1939 roku działał w Stanach Zjednoczonych zakamuflowany jako inżynier zatrudniony w nowojorskim biurze Amtorgu (Amerikanskaja Targowaja Organizacija, angielska nazwa American-Soviet Trading Corporation). W 1940 roku zapisał się na podyplomowe studia w nowojorskim instytucie chemicznym, żeby wypatrywać tam młodych kandydatów na agentów. Owakimian był pionierem sowieckiego wywiadu naukowo-technicznego w Stanach Zjednoczonych i udowodnił, jak wielki potencjał tkwi w zbieraniu informacji o nowych technologiach.

Tylko w 1939 roku, głównie dzięki jego inicjatywie, NKWD pozyskało w Stanach Zjednoczonych osiemnaście tysięcy stron dokumentacji technicznych, czterysta osiemdziesiąt siedem zestawów rysunków technicznych i planów oraz pięćdziesiąt cztery próbki nowych rozwiązań technologicznych.

Prawdopodobnie to właśnie Owakimian zaproponował, żeby wysyłać oficerów INO na zagraniczne studia i staże naukowe i w ten sposób spenetrować słynną amerykańską uczelnię techniczną - Massachusetts Institute of Technology. Pierwszym "studentem" był Siemion Markowicz Siemionow (pseudonim TWEN), który rozpoczął studia na MIT w 1938 roku. W ciągu dwóch lat nawiązał tyle kontaktów, że kiedy zmienił kamuflaż i przeszedł do pracy w Amtorgu, można było korzystając z nich zasiać ziarno, które w czasie II wojny światowej dało stukrotny plon w postaci wyjątkowej ilości naukowo-technicznego materiału wywiadowczego. Jeden z kolegów Siemionowa z nowojorskiej rezydentury zapamiętał jego "wielkie oczy, które w trakcie rozmowy [obracały się] jak paraboliczne anteny". W kwietniu 1941 roku zasoby agenturalne NKWD w Stanach Zjednoczonych liczyły 221 agentów, z czego 41 charakteryzowano w statystykach NKWD jako "inżynierów", co prawdopodobnie stanowiło szerszą kategorię i obejmowało również naukowców z innych dziedzin *[W dekryptażach operacji VENONA, czyli odczytanych szyfrogramach NKWD z lat II wojny światowej nadanych ze Stanów Zjednoczonych, znajdują się pseudonimy około dwustu agentów, z czego połowa nadal nie jest zidentyfikowana. Ponieważ szyfrogramy te stanowią zaledwie ułamek wojennej korespondencji między Centralą a rezydenturami w USA, siatka szpiegowska NKWD musiała być znacznie większa. W notatkach Mitrochina brak danych statystycznych o wielkości agentury po 1941 roku. Podział agentów na zawody dla stanu z kwietnia 1941 roku ma poważne braki. Mitrochin wymienia tylko czterdziestu dziewięciu agentów jako "inżynierów" oraz podaje zawody jeszcze trzydziestu sześciu agentów, z czego dwudziestu dwóch było dziennikarzami. Wielu agentów to imigranci lub uchodźcy. W latach 1940-1941 z republik bałtyckich wyemigrowało do Stanów Zjednoczonych sześćdziesięciu sześciu zwerbowanych uciekinierów.]. W tym samym miesiącu Centrala powołała w największych rezydenturach nowe sekcje, specjalizujące się w zbieraniu informacji naukowych i technicznych, które później przekształciły się w Pion X. Było to świadectwo stopniowo rosnącego znaczenia wywiadu technicznego.

Oficjalna historia SWR ubolewa, że zbyt duża liczba agentów, z którymi musiał kontaktować się Owakimian, sprawiła, iż "nie dbał o ostrożność". W maju 1941 roku został zatrzymany przez FBI na gorącym uczynku odbierania dokumentów od agenta OCTANE. Aresztowano go na krótko, zwolniono za kaucją i pozwolono wyjechać w lipcu ze Stanów Zjednoczonych. Gdyby nie wyjątkowy brak troski o bezpieczeństwo w administracji Roosevelta, straty operacyjne NKWD mogły być znacznie większe niż aresztowanie Owakimiana. Następnego dnia po wybuchu wojny w Europie, 2 września 1939 roku, kurier siatki Whittaker Chambers przekazał niemal wszystkie posiadane wiadomości o sowieckiej agenturze Adolfowi Berlemu, zastępcy sekretarza stanu i doradcy prezydenta Roosevelta do spraw bezpieczeństwa wewnętrznego. Berle sporządził natychmiast memorandum dla prezydenta, w którym wymienił nazwiska Algera Hissa, Harry’ego Dextera White’a oraz innych najcenniejszych szpiegów sowieckich, dla których Chambers pracował jako kurier. Na liście znalazł się również doradca prezydenta Lauchlin Currie, któremu Berle błędnie zapisał imię Lockwood. Roosevelt nie zainteresował się memorandum. Machnął ręką uważając za absurd istnienie siatki szpiegowskiej w jego administracji. Co dziwniejsze, mając taki raport w ręku Berle odłożył go spokojnie na półkę. Nie wysłał nawet kopii do FBI. Przypomniał sobie o nim dopiero w 1943 roku, gdy Federalne Biuro Śledcze zwróciło się do niego o wydanie cennego świadectwa.

W grudniu 1941 roku, zaraz po japońskim ataku na Pearl Harbor i wypowiedzeniu przez Hitlera wojny Stanom Zjednoczonym, Wasilij Zarubin (posługujący się również nazwiskiem "Zubilin", pseudonim MAKSIM) został mianowany legalnym rezydentem w Nowym Jorku. Wątpiąc, czy Brytyjczycy rzeczywiście zamierzają walczyć z nazistowskimi Niemcami, Stalin podejrzewał również o polityczną nieszczerość Stany Zjednoczone. Wezwał więc Zarubina przed wyjazdem i jako główne zadanie polecił mu zbadać, czy przypadkiem Roosevelt i "amerykańskie koła rządzące" nie prowadzą poufnych negocjacji z Hitlerem i nie zamierzają zawrzeć odrębnego porozumienia pokojowego. Mieszkając w Nowym Jorku i pracując w sowieckim konsulacie, Zarubin nadzorował również ekspozytury w Waszyngtonie, San Francisco i w Ameryce Łacińskiej. Istnieją fragmentaryczne dowody sugerujące, że Stalin przez całą wojnę sterował osobiście operacjami wywiadowczymi przeciwko sojusznikom.

Oficjalna historia SWR w świetlanych barwach przedstawia wojenne dokonania Zarubina w Nowym Jorku, a potem w Waszyngtonie. W rzeczywistości jego przyjazd spowodował bunt w rezydenturze. Zarubin był chamski, klął jak dorożkarz, forytował oficerów, których przywiózł z sobą z Moskwy, w tym żonę Jelizawietę Juliewną Zarubinę, pomiatał natomiast dotychczasowym personelem. Dwaj oficerowie operacyjni, których obraził, Wasilij Dmitriewicz Mironow oraz Wasilij Gieorgiewicz Dorogow, słali do Centrali sążniste donosy, skarżąc się na jego "prostactwo, ogólny brak manier, używanie rynsztokowego języka i słów nieprzyzwoitych, nieostrożność w pracy oraz odpychającą enigmatyczność". Obaj żądali natychmiastowego odwołania rezydenta oraz jego równie niepopularnej żony. Wewnętrzna walka w rezydenturze trwała aż do końca II wojny światowej.

Zarubin przyjął bardzo prostą strategię werbowania. Zażądał od kierownictwa Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych dostarczenia mu listy członków i sympatyków, nadających się na agentów i zatrudnionych w instytucjach państwowych. Zarubin przybył do Nowego Jorku, kiedy sekretarz generalny KPUSA Earl Browder (pseudonim RULEWOJ) odsiadywał w więzieniu wyrok za posługiwanie się fałszywym paszportem w trakcie częstych, potajemnych wyjazdów do Związku Sowieckiego. Pierwszym kontaktem Zarubina w partii był więc Eugene Dennis (właściwe nazwisko Francis X. Waldron, pseudonim RYAN). Był to przeszkolony w Moskwie agent Kominternu, który później zastąpił Browdera na stanowisku sekretarza generalnego KPUSA. Dennis poinformował Zarubina, że spora grupa komunistów (przede wszystkim tajnych członków partii) znalazła się w pierwszej profesjonalnej organizacji wywiadowczej Stanów Zjednoczonych - Biurze Koordynatora Informacji (Office of the Coordinator of Information), które po zreorganizowaniu w czerwcu 1942 roku zostało przemianowane na Biuro Służb Strategicznych - OSS (Office of Strategic Services). Krótko przed utworzeniem OSS Browder wyszedł z więzienia i przejął kierownictwo KPUSA, będąc, jak donosił Dennis Moskwie, w "świetnym nastroju".

Do pierwszych sowieckich agentów, którym udało się spenetrować OSS, należał Duncan Chaplin Lee (pseudonim KOCH), który został osobistym asystentem szefa służby, generała Williama Donovana, znanego powszechnie z przydomku "Dziki Bill" (Wild Bill). Donovan lekceważył ostrzeżenia przed zatrudnianiem komunistów w służbie wywiadu. "Wziąłbym nawet Stalina na etat w OSS, gdybym sądził, że pomoże mi w zwycięstwie nad Hitlerem" - powiedział kiedyś. W konsekwencji przez całą wojnę NKWD wiedziało znacznie więcej o OSS niż OSS o NKWD *[Kilka dekryptaży operacji VENONA potwierdza, że Lee pracował dla Związku Sowieckiego. Inni istotni agenci w OSS zdemaskowani przez dekryptaże operacji VENONA to: Maurice Halperin, pseudonim HARE, J. Julius Joseph, pseudonim CAUTJOUS oraz Donald Niven Wheeler. W dowództwie OSS działało prawdopodobnie kilkunastu albo więcej agentów sowieckich. Komunistów (ale niekoniecznie agentów) wykryto w sekcjach ewaluacyjnych: rosyjskiej, hiszpańskiej, bałkańskiej, węgierskiej i latynoamerykańskiej oraz w sekcjach operacyjnych: niemieckiej, japońskiej, koreańskiej, włoskiej, hiszpańskiej, węgierskiej i indonezyjskiej.].

Wśród zwerbowanych za pośrednictwem Browdera agentów znaleźli się również komuniści i sympatycy komunizmu z innych krajów, których wojenna zawierucha zagnała do Stanów Zjednoczonych. Do najcenniejszych należał Pierre Cot, francuski polityk o radykalnych poglądach, który w krótkotrwałych rządach przedwojennej III Republiki sześciokrotnie zajmował stanowisko ministra lotnictwa i dwukrotnie ministra handlu. Cot został najprawdopodobniej zwerbowany przez NKWD jeszcze w połowie lat trzydziestych, ale, jak się wydaje, kontakt z nim urwał się w chaosie stalinowskich czystek w wywiadzie zagranicznym oraz po podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow, z którym Cot się nie zgadzał. Odtrącony przez przywódcę Wolnych Francuzów generała de Gaulle’a, Cot po kapitulacji Francji w 1940 roku schronił się na kilka lat w Stanach Zjednoczonych. W listopadzie Browder zawiadomił Moskwę: "Cot pragnie poinformować przywódców Związku Sowieckiego o swej gotowości do wypełnienia każdego powierzonego mu zadania. Gotów jest nawet sprzeniewierzyć się własnym poglądom politycznym".

Prawdopodobnie mniej więcej miesiąc po przyjeździe do Nowego Jorku Zarubin spotkał się z Cotem i ze zwykłym sobie chamstwem zmusił go do pracy w charakterze sowieckiego agenta. Z przechowywanej w archiwach KGB teczki Cota wynika, że był niemile zaskoczony stanowczością rozkazu Zarubina i twierdził, że zanim podejmie pracę, musi otrzymać zgodę jednego z przebywających w Moskwie przywódców Francuskiej Partii Komunistycznej. Minęło kilka miesięcy i 1 lipca Zarubin meldował Centrali o "zapisaniu Pierre’a Cota", który otrzymał pseudonim DAEDALUS. W 1944 roku rząd tymczasowy generała de Gaulle’a wysłał Cota z trzymiesięczną misją sondażową do Moskwy. Sprawozdanie z wyjazdu Cot zakończył zdaniem: "W kapitalizmie zakres wolności zmniejsza się nieustannie, w socjalizmie nieustannie rośnie".

Centrala była zadowolona z jakości zaproponowanych przez Browdera agentów, wyselekcjonowanych z szeregów partii komunistycznej, ale mimo to ostrzegała Zarubina, żeby zbytnio na nich nie polegał:

Zezwalamy na wykorzystanie umiejętności wywiadowczych komunistów do nielegalnej pracy [...] w charakterze uzupełnienia normalnej działalności rezydentury, ale byłoby błędem uznanie ich możliwości za fundament pracy operacyjnej.

Przyjazd Zarubina do Nowego Jorku w grudniu 1941 roku zbiegł się z powrotem Icchaka Achmerowa (kolejne pseudonimy JUNG i ALBERT), który przystąpił do odbudowy nowojorskiej rezydentury nielegalnej, opuszczonej przed dwoma laty na rozkaz Moskwy. Za pierwszym pobytem w Stanach Zjednoczonych korzystał z dwóch paszportów: tureckiego i kanadyjskiego, teraz posługiwał się podrobionym paszportem amerykańskim, który uzyskał w 1938 roku. W przeciwieństwie do Zarubina, Achmerow unikał kontaktów z Browderem, chociaż pomagająca mu w pracy wywiadowczej żona, Helen Lowry (pseudonimy MADLEN i ADA), była siostrzenicą przywódcy amerykańskich komunistów. W marcu 1942 roku państwo Achmerow przeprowadzili się z Nowego Jorku do Baltimore, skąd było znacznie wygodniej prowadzić agentów w Waszyngtonie. W Baltimore Achmerow, którego ojczym był kuśnierzem, otworzył wspólnie z agentem CHOZIAINEM sklep z futrami i odzieżą, służący za uzasadnienie źródła dochodów.

Michael Straight, w którym przed wojną Achmerow pokładał tak wielkie nadzieje, teraz odmówił współpracy z sowieckim wywiadem. Ostatni raz spotkał się z Achmerowem na początku 1942 roku, ale tylko po to, żeby zakomunikować o zerwaniu kontaktu, i na pożegnanie silnie uścisnął dłoń Achmerowa. Większość przedwojennych agentów wznowiła działalność. Między innymi Laurence Duggan o pseudonimie FRANK *[Obawiając się, że funkcjonariusze bezpieczeństwa departamentu stanu wykryli jego wcześniejsze kontakty z sowieckim wywiadem, Duggan był w latach wojny znacznie ostrożniejszy. W czerwcu 1944 roku zrezygnował z pracy w departamencie stanu i przeszedł do nowo utworzonej agencji pomocy UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration), gdzie pełnił funkcję doradcy dyplomatycznego.] i Harry Dexter White, noszący pseudonim JURIST. Henry Wallace, wiceprezydent USA w trzeciej kadencji Roosevelta w latach 1941-1945, wspominał po wojnie, że gdyby FDR zmarł wcześniej i on został prezydentem, zrobiłby Duggana sekretarzem stanu, a White’a sekretarzem skarbu. Fakt, że Roosevelt przeżył trzy miesiące bezprecedensowej czwartej kadencji w Białym Domu oraz że od stycznia 1945 roku Harry Truman, a nie Henry Wallace, był wiceprezydentem, pozbawił sowiecki wywiad najbardziej spektakularnego sukcesu w penetracji aparatu władzy wielkiego mocarstwa. Jednak nawet bez tak oszałamiającego sukcesu NKWD bardzo skutecznie spenetrowało najbardziej utajnione sektory administracji Roosevelta.

Najskuteczniejszą siatką Achmerowa w Waszyngtonie była grupa komunistów i sympatyków Moskwy, zatrudnionych w instytucjach federalnych, którą kierował Nathan Gregory Silvermaster (kolejne pseudonimy PAL i ROBERT), statystyk Administracji Bezpieczeństwa Rolnictwa (Farm Security Administration) oddelegowany w czasie wojny do Zarządu Walki Ekonomicznej (Board of Economic Warfare). "Greg" Silvermaster wierzył święcie w idealistyczną rewolucyjną przyszłość. Cierpiał na chroniczną astmę, co powodowało, że musiał często przystawać dla złapania oddechu. Mimo to nie tracił nadziei i podkreślał, że: "Moje dni są policzone, ale umierając, chcę czuć, że przyczyniłem się czymś do zbudowania lepszego życia dla tych, co przyjdą po mnie".

Achmerow uważał, prawdopodobnie słusznie, że pomimo ryzyka, jakie stwarzały niecodzienne metody stosowane przez Silvermastera, agent ten zbierze więcej cenniejszych informacji od rosnącej stale sieci nowych źródeł, niż gdyby źródło to prowadził bezpośrednio kadrowy oficer sowieckiego wywiadu. Silvermaster gardził biurokratycznymi, czyli, jak mawiał, "ortodoksyjnymi" metodami NKWD. Wprawdzie większość źródeł musiała się orientować, gdzie trafiają przekazane informację, ale cała siatka prowadzona była ostentacyjnie pod "flagą partii komunistycznej". Tak przynajmniej twierdził Achmerow. Informatorom mówiono, że pomagają KPUSA i to ona decyduje, czy ewentualnie dopomoże towarzyszom sowieckim *[Kiedy Moskwa zmieniła z biegiem wojny metody prowadzenia agentów, nowojorska rezydentura tłumaczyła Centrali: "W opinii ALBERTA [Achmerowa] nasi pracownicy [oficerowie sowieckiego wywiadu] tylko z wielkim trudem dadzą radę osiągnąć te same sukcesy, co mamy obecnie działając pod flagą ZIEMLAKÓW [partii komunistycznej]. Być może będziemy w stanie nawiązać bezpośredni kontakt z [członkami siatki, którą prowadził Silvermaster], ale można wątpić, czy uda nam się uzyskać te same wyniki co ROBERT [Silvermaster], który spotyka się z nimi stale i pod wieloma względami ma nad nami przewagę". Jednocześnie rezydentura donosiła, że Silvermaster "nie wierzy w nasze ortodoksyjne metody".].

W celu zmniejszenia ryzyka rozpracowania Achmerow utworzył dwie skrzynki kontaktowe, dzielące go od siatki, którą kierował Silvermaster. Pierwszą skrzynką była kurierka, Elizabeth Bentley, nosząca początkowo pseudonim MIRNA, który zmieniono potem na bardziej odpowiedni UMNICA.

Mając trzydzieści lat, Bentley ukończyła w 1938 roku ekskluzywne kolegium Vassar, po czym przekonano ją, że powinna zerwać otwarte związki z KPUSA i podjąć tajną pracę dla NKWD. Co dwa tygodnie zabierała mikrofilmy, na których Silvermaster z żoną kopiowali tajne dokumenty. Przewoziła je w torbie z robótkami ręcznymi do drugiej skrzynki, którą był Jacob Golos *[Właściwe nazwisko Jakub Rasin, urodzony w zamożnej rodzinie żydowskiej na Ukrainie, która na początku stulecia wyemigrowała do USA i osiadła w Kalifornii.] (pseudonim ZWUK), kolejny nielegał w rezydenturze Achmerowa. Dla Bentley był to "Timmy". Pewnej śnieżnej nocy w Nowym Jorku Golos złamał reguły NKWD i uwiódł kurierkę. Wedle entuzjastycznego opisu Elizabeth Bentley "dała się ponieść ekstazie bez początku i końca". Zachęcona brakiem profesjonalizmu Golosa zaczęła łączyć życie towarzyskie ze szpiegostwem w sposób, który budził zgrozę Centrali. Na każde Boże Narodzenie kupowała z kasy NKWD pieczołowicie dobrane prezenty dla agentów, których prowadził Silvermaster, poczynając od starej whisky, a na eleganckiej bieliźnie kończąc. Były to, jak wspominała później, "stare, dobre czasy, kiedy pracowaliśmy razem jak zaufani towarzysze" *[Ocenzurowana przez SWR wersja kariery Golosa nie zawiera wzmianki o jego wyczynach seksualnych i kończy się stwierdzeniem: "Rosyjscy oficerowie operacyjni [wywiadu] będą zawsze z niego dumni i będą go darzyć szacunkiem".].

Podobnie jak legalna rezydentura Zarubina, nielegalna placówka Achmerowa werbowała nie tylko Amerykanów, ale także obywateli innych państw. Jednym z jej najcenniejszych agentów był brytyjski dziennikarz, a w czasie wojny oficer wywiadu, Cedric Belfrage, pseudonim CHARLIE. Zaraz po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do wojny Belfrage rozpoczął pracę w nowojorskim przedstawicielstwie brytyjskich służb specjalnych British Security Co-ordination, BSC (Koordynacja Bezpieczeństwa Brytyjskiego).

Kierowana przez szefa placówki SIS w Nowym Jorku, sir Williama Stephensona, BSC przez prawie całą wojnę służyła za wspólne biuro łącznikowe SIS, SOE i MI-5 z amerykańskimi służbami specjalnymi. Belfrage był tak zwanym samorodkiem, czyli sam zgłosił się do sowieckiego wywiadu. Podobnie jak wielu innych agentów amerykańskich nawiązał kontakt z Earlem Browderem, a ten przekazał go Golosowi. Z uwagi na bezprecedensową liczbę materiałów wywiadowczych wymienianych w latach wojny przez służby brytyjskie i amerykańskie, Belfrage miał dostęp do bardzo wielu tajnych informacji z różnych dziedzin.

Roczna liczba rolek mikrofilmów dostarczanych Centrali przez nielegalną rezydenturę Achmerowa za pośrednictwem legalnej rezydentury w Nowym Jorku zwiększyła się w czasie wojny niemal czterokrotnie. W 1942 roku było ich pięćdziesiąt dziewięć, w 1943 roku dwieście jedenaście. Mimo to Zarubin uważał, że Achmerow jest mało energiczny i oszczędza się, nie chce bowiem utrzymywać bezpośrednich kontaktów z kierownictwem KPUSA oraz okrężną drogą prowadzi siatkę, którą kieruje Silvermaster. Zarubin skarżył się, że Achmerow jest "suchy i nieufny" w obcowaniu, co mogło być prawdą, przynajmniej jeśli chodzi o kontakty z legalnym rezydentem. Znacznie pochlebniejszą opinią Zarubin darzył żonę Achmerowa, Helen Lowry, którą uważał za bardziej inteligentną i bardziej zdecydowaną, a ponieważ była Amerykanką, nadawała się lepiej, jego zdaniem, do utrzymywania bezpośrednich kontaktów z miejscowymi agentami.

Między tym, co w czasie II wojny światowej Stalin wiedział o Stanach Zjednoczonych, a tym, co wiedział Roosevelt o Związku Sowieckim, istnieje olbrzymia, wręcz przepastna różnica. Centrala spenetrowała wszystkie ważniejsze instytucje administracji Roosevelta, natomiast OSS, podobnie jak brytyjska SIS, nie miało ani jednego agenta w Moskwie. Podczas konferencji Wielkiej Trójki w listopadzie 1943 roku w Teheranie, gdzie Stalin i Roosevelt spotkali się po raz pierwszy, przywódca Związku Sowieckiego miał przewagę w negocjacjach dzięki doskonałym materiałom wywiadowczym. Wprawdzie dokładnie nie wiadomo, jakie meldunki wywiadowcze i dokumenty pokazano Stalinowi przed wyjazdem do Teheranu, ale nie ulega wątpliwości, że przygotowano go świetnie. Niemal na pewno wiedział, że Roosevelt przyjechał na konferencję zdecydowany za wszelką cenę zawrzeć porozumienie ze Stalinem, nawet kosztem urażenia Churchilla. FDR dał tego dowód natychmiast po przyjeździe. Nie zgodził się na proponowane przez Churchilla spotkanie prywatne przed rozpoczęciem obrad konferencji, natomiast przyjął nachalne zaproszenie Stalina, poparte rzekomym zagrożeniem bezpieczeństwa, i zamieszkał w budynku na terenie ambasady sowieckiej, a nie w willi poselstwa Stanów Zjednoczonych. Jak się wydaje, do Roosevelta zupełnie nie docierało, że w budynku z pewnością zainstalowano podsłuch i każde słowo wypowiedziane przez członków delegacji amerykańskiej jest skrzętnie notowane, tłumaczone i regularnie przedkładane Stalinowi.

Stalin musiał być również zadowolony z faktu, że Rossevelt zostawił w Waszyngtonie sekretarza stanu Cordella Hulla, natomiast zabrał do Teheranu najbliższego w latach wojennych doradcę politycznego Harry’ego Hopkinsa. Hopkins miał w Moskwie niebywałą reputację, dzielił się bowiem z Rosjanami w zaufaniu różnymi tajemnicami. Przykładowo, na początku 1943 roku ostrzegł prywatnie Ambasadę Sowiecką w Waszyngtonie, że FBI podsłuchało tajne spotkanie, na którym czołowy działacz komunistycznego podziemia w Stanach Zjednoczonych Steve Nelson otrzymał pieniądze od Zarubina (jak się wydaje, Hopkins uważał go za zwykłego dyplomatę). Wysłane do Moskwy przez nowojorską rezydenturę informacje na temat przebiegu rozmowy Roosevelta z Churchillem w maju 1943 roku prawdopodobnie pochodziły również od Hopkinsa. Istnieje budzący zaufanie, choć kontrowersyjny dowód, że Hopkins nie tylko zdradzał sekrety sowieckiemu ambasadorowi, ale również posługiwał się Achmerowem jako dyskretnym kanałem łączności z Moskwą, podobnie jak wiele lat później prezydent Kennedy korzystał z oficera GRU Gieorgija Bołszakowa. Poufne informacje Hopkinsa robiły tak wielkie wrażenie w Centrali, że po latach niektórzy oficerowie KGB chwalili się, iż najbardziej zaufany doradca Roosevelta był sowieckim agentem. Przechwałki te były dalekie od prawdy. Hopkins to amerykański patriota, który nie darzył sojusznika sympatią. Był jednak pod wielkim wrażeniem sowieckiego wysiłku wojennego; uważał, że "jeśli Rosja jest decydującym czynnikiem w tej wojnie, to trzeba jej udzielić wszelkiej pomocy i nie wolno szczędzić wysiłków dla utrzymania jej przyjaźni" *[Starania Hopkinsa, żeby uniknąć sowiecko-amerykańskich tarć, obejmowały także usunięcie ze stanowisk ludzi, których poglądy i działania oceniał jak antysowieckie. Byli wśród nich: ambasador Stanów Zjednoczonych w Moskwie Laurence A. Steinhardt, attache wojskowy major Ivan D. Yeaton oraz Loy W Henderson, kierownik sowieckiej sekcji w departamencie stanu. Kiedy sowiecki minister spraw zagranicznych Mołotow odwiedził Waszyngton w maju 1942 roku, Hopkins wziął go na bok i doradził mu, co ma powiedzieć, żeby wbrew stanowisku amerykańskich wojskowych przekonać prezydenta Roosevelta o konieczności szybkiego otwarcia "drugiego frontu".]. Charles "Chip" Bohlen, który pełnił funkcje tłumacza delegacji amerykańskiej, wspominał, że podczas konferencji w Teheranie Hopkins miał "kapitalny" wpływ na Roosevelta.

To właśnie w Teheranie Churchill przekonał się po raz pierwszy, jak niewielkim krajem jest Wielka Brytania. Pisał:

Siedziałem tam z wyciągającym łapy, wielkim rosyjskim niedźwiedziem z jednej strony i potężnym amerykańskim bizonem z drugiej, a między nimi był mały, biedny angielski osiołek [...].

Chociaż Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię łączyły w czasie wojny "specjalne stosunki", a Roosevelt i Churchill przyjaźnili się, priorytetowym celem amerykańskiego prezydenta w Teheranie było osiągnięcie porozumienia ze Stalinem. Opowiadał staremu przyjacielowi, sekretarzowi do spraw pracy Francesowi Perkinsowi, jak:

Churchill robił się czerwony i miał kwaśną minę, a im bardziej się krzywił, tym częściej Stalin się uśmiechał. W końcu Stalin ryknął serdecznym śmiechem i po raz pierwszy od trzech dni zobaczyłem światełko w tunelu. Będzie dobrze, jeśli Stalin będzie się śmiał razem ze mną. To właśnie wówczas zwróciłem się do niego per "wujaszek Joe". Dzień wcześniej pomyślałby, że coś ze mną nie w porządku, ale tego dnia roześmiał się, wstał od stołu i uścisnął mi dłoń. Od tego momentu nasze stosunki przestały być oficjalne [...] Rozmawialiśmy jak mężczyzna z mężczyzną, jak bracia.

W trakcie konferencji w Teheranie Hopkins odwiedził Churchilla prywatnie w brytyjskiej ambasadzie i powiedział mu, że Stalin i Roosevelt są zdecydowani zarządzić operację OVERLORD, czyli brytyjsko-amerykańską inwazję okupowanej Francji przez kanał La Manche następnej wiosny, a zatem wszelkie opory Wielkiej Brytanii muszą się skończyć. Churchill zgodził się posłusznie. Najważniejszym ustępstwem politycznym była brytyjsko-amerykańska zgoda na powojenne granice Związku Sowieckiego, które miały przebiegać według linii z 1941 roku. Stalin uzyskiwał w ten sposób terytoria zdobyte w pakcie Ribbentrop-Mołotow: wschodnie ziemie Polski, państwa bałtyckie i Mołdawię. Z polskim rządem w Londynie nawet się nie konsultowano.

Stalin wrócił do Moskwy we wspaniałym nastroju. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania zdawały się rozumieć, że, jak to ujął prywatnie jeden z rosyjskich dyplomatów, Związek Sowiecki "ma prawo zainstalować przyjazne rządy w krajach ościennych". Objawiająca się w Teheranie gotowość Roosevelta do zaspokajania życzeń Stalina brała się przede wszystkim z poczucia militarnego zadłużenia Zachodu wobec Związku Sowieckiego w czasie, kiedy Armia Czerwona ponosiła główny ciężar wojny z Niemcami. Nie ulega jednak wątpliwości, że sukcesy Stalina przy konferencyjnym stole brały się również z tego, że wiedział, jakie karty ma w ręce Roosevelt.

Pomimo znacznych sukcesów legalnej i nielegalnej rezydentury w Stanach Zjednoczonych w penetrowaniu administracji Roosevelta obie placówki zawiodły zdecydowanie w jednej ważnej kwestii. Instrukcje wydane Zarubinowi przed wyjazdem z Moskwy przewidywały zwerbowanie agentów w licznej społeczności niemieckiej, zamieszkałej w Stanach Zjednoczonych. Centrala chciała ich wykorzystać w pracy przeciwko Trzeciej Rzeszy. Legalna rezydentura nie zwerbowała ani jednego. Pytany przez Centralę dlaczego, Zarubin odpowiedział, że większość Amerykanów pochodzenia niemieckiego to Żydzi, a wobec tego nie nadają się. Wydaje się jednak, że Zarubin, podobnie jak Centrala, był tak zaabsorbowany wywiadowczą ofensywą przeciwko aktualnemu sojusznikowi, że z lekceważeniem traktował pracę przeciwko wrogowi.

Zbieranie materiału wywiadowczego o Wielkiej Brytanii rozwijało się w równie szybkim tempie, co o Stanach Zjednoczonych. Na początku 1942 roku powołano drugą legalną rezydenturę w Londynie. Jej kierownictwo objął Iwan Andriejewicz Cziczajew (pseudonim JOHN), który pracował równolegle z Gorskim (kolejne pseudonimy HENRY i WADIM). W przeciwieństwie do Gorskiego, który nadal prowadził siatki agenturalne, Cziczajew zgłosił swe istnienie władzom i pełnił funkcję oficera łącznikowego do spraw wywiadowczych dla rządu brytyjskiego i rządów emigracyjnych krajów sojuszniczych. Cziczajew prowadził również agenturę, złożoną z urzędników rządów emigracyjnych krajów Europy Środkowej i Wschodniej, od której otrzymywał informacje o brytyjskich negocjacjach z polskim rządem na wychodźstwie, z prezydentem Czechosłowacji Eduardem Benesem, królem Jugosławii Piotrem oraz jego premierem Iwanem Subasicem.

Równocześnie fenomenalne ilości materiału wywiadowczego przekazywała "Piątka z Cambridge". Materiały otrzymane tylko od Macleana w 1942 roku zapełniły ponad czterdzieści pięć tomów w archiwach Centrali. Również Philby przekazywał wiele ściśle tajnych dokumentów. Od września 1941 roku Philby pracował w Sekcji V (kontrwywiad) Secret Intelligence Service, Wprawdzie Sekcja V urzędowała wówczas w St. Albans, a nie w londyńskiej siedzibie SIS w Broadway Buildings, ale Philby skorzystał z faktu, że obok mieściła się kartoteka, a w niej archiwa tajnej służby. Przez pewien czas urabiał archiwistę, Billa Woodfielda, aż zaprzyjaźnił się z nim dzięki wspólnemu upodobaniu do różowego dżinu. "Ta przyjacielska znajomość opłaciła się setnie" - wspominał.

W kolejnych miesiącach Philby wypożyczał akta operacyjne brytyjskich agentów pracujących za granicą i oddawał je Gorskiemu do przefotografowania. Na początku kwietnia 1942 roku Centrala sporządziła długą analizę akt SIS, dostarczonych przez Philby’ego do końca 1941 roku. Chwalono w niej agenta SÖHNCHENA za "systematyczne nadsyłanie wielu interesujących materiałów" i zastanawiano się, dlaczego z materiałów tych wynika, źe SIS nic ma ani jednej siatki agenturalnej w Rosji i prowadzi tylko "zupełnie nieznaczące" operacje przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Analitycy Centrali widzieli dwie przyczyny tej zgodnej z rzeczywistością obserwacji. Po pierwsze, byli przekonani, że przez całe lata trzydzieste SIS prowadziła szeroko zakrojone operacje wywiadowcze przeciwko Związkowi Sowieckiemu, wykorzystując "najbardziej utalentowanych agentów", świadomych, że ich poprzedników zlikwidowano, posługując się sfałszowanymi dowodami współpracy z brytyjskim wywiadem. W rzeczywistości SIS nawet nie posiadała placówki w Moskwie, co w Centrali po prostu było nie do pomyślenia. Centrala nie chciała uwierzyć, żeby Związek Sowiecki stał niżej na liście priorytetów brytyjskiego wywiadu (nastawionego w całości na wysiłek wojenny) niż Wielka Brytania na liście sowieckich służb.

Jeśli HOTEL [SIS] zwerbował w ciągu kilku lat setki agentów w Europie, głównie z krajów okupowanych przez Niemcy, to niewątpliwie z równą uwagą traktował nasz kraj.

Oceny takie stanowiły echo podejrzeń Stalina, który nie ufał brytyjskiemu sojusznikowi.

W pierwszym roku Wielkiej Wojny Ojczyźnianej z londyńskiej rezydentury nadszedł materiał, pochodzący od Cairncrossa, który miał olbrzymi wpływ na Stalina i Centralę. W szyfrogramie do Centrali z 25 września Gorski pisał:

Informuję was skrótowo o zawartości ściśle tajnego raportu rządowej komisji do spraw rozwoju uranowej energii atomowej w celu wyprodukowania materiału wybuchowego. Raport ten przedłożono gabinetowi wojennemu 24 września 1941 roku.

Tajną komisją rządową, która przygotowała raport, była Doradcza Komisja Naukowa pod przewodnictwem lorda Hankeya. W sowieckim wywiadzie nadano mu pseudonim BOSS, był bowiem przełożonym Cairncrossa. Wyniesione przez Cairncrossa i dostarczone Gorskiemu opracowanie zaalarmowało Centralę, że Brytyjczycy planują zbudować bombę atomową.

Niesłychanie ważny raport od Cairncrossa oraz kolejne cenne materiały o bombie atomowej nadesłane z Londynu w kolejnych miesiącach musiały jednak poczekać. Kiedy Cairncross przysłał pierwszy raport, Stalin i Stawka zajęci byli hamowaniem niemieckiego walca, który w październiku 1941 zmusił Rosjan do ewakuacji Moskwy. Dopiero w marcu 1942 roku Beria przekazał Stalinowi pełną ocenę zaawansowania brytyjskich badań jądrowych. Według Berii najwyższe dowództwo brytyjskie było zadowolone, że teoretyczne problemy związane ze skonstruowaniem bomby atomowej "zostały w zasadzie rozwiązane", a najlepsi naukowcy brytyjscy i największe firmy współpracują w realizacji projektu. Zgodnie z sugestią Berii w następnych kilku miesiącach prowadzono szczegółowe konsultacje z naukowcami sowieckimi.

W czerwcu 1942 roku prezydent Roosevelt polecił nie szczędzić wysiłków i zrealizować program budowy amerykańskiej bomby atomowej pod kryptonimem MANHATTAN. Wprawdzie minął rok, zanim formalnie uzgodniono brytyjski udział w tym programie, ale NKWD odkryło, że Roosevelt i Churchill dyskutowali możliwość współpracy w budowie bomby 20 czerwca na konferencji w Waszyngtonie *[Roosevelt i Churchill uzgodnili ustnie, że informacje o badaniach atomowych będą wymieniane bez ograniczeń i ustaleń tych nigdzie nie zapisano. Amerykanie odpowiedzialni za program MANHATTAN twierdzili później, że nic nie wiedzą o takich uzgodnieniach. Dopiero podczas konferencji w Quebecu w sierpniu 1943 roku uzgodniono zapis o "pełnej i skutecznej współpracy" między Wielką Brytanią a Stanami Zjednoczonymi.]. Po szerokich konsultacjach z sowieckimi naukowcami Centrala przedłożyła 6 października szczegółowy raport o anglo-amerykańskich planach skonstruowania bomby atomowej. Raport otrzymał Komitet Centralny oraz Państwowy Komitet Obrony. Przewodniczącym obu instytucji był Stalin. Jeszcze przed końcem 1942 roku postanowił on rozpocząć prace nad budową sowieckiej bomby atomowej. Podejmując tę kluczową decyzję w trakcie stalingradzkiej batalii, która stanowiła przełomowy moment wojny na froncie wschodnim, Stalin nie myślał o potrzebach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, ponieważ wiedział, że bomba nie będzie gotowa przed pobiciem Niemiec. Myślał już o powojennych układach światowych, w których - jeśli Stany Zjednoczone i Wielka Brytania miały posiadać broń jądrową - podobne uzbrojenie powinno również znaleźć się w arsenale Związku Sowieckiego.

Prawie do końca Wielkiej Wojny Ojczyźnianej Moskwa pozyskiwała więcej materiału wywiadowczego o bombie atomowej z Wielkiej Brytanii niż ze Stanów Zjednoczonych. W grudniu 1942 roku londyńska rezydentura otrzymała szczegółowy raport o postępie badań atomowych w Wielkiej Brytanii i w Stanach Zjednoczonych od naukowca-komunisty o kryptonimie K. Kierownik sekcji wywiadu naukowo-technicznego rezydentury Władimir Barkowski meldował, że K "pracuje dla nas z entuzjazmem, ale [...] odrzuca nawet najdelikatniejszą propozycję wynagrodzenia finansowego". Korzystając z klucza dorobionego osobiście przez Barkowskiego z woskowego odcisku dostarczonego przez K, agent wykradał liczne tajne dokumenty z sejfów kolegów, które dołączał do materiałów zabranych z własnej szafy pancernej. Z punktu widzenia Centrali najcenniejsze były materiały, dotyczące "budowy stosu uranowego". Materiały wywiadowcze o brytyjskim programie atomowym, który miał kryptonim TUBE ALLOYS (Stopy Rurowe), dostarczało, obok K, jeszcze dwóch uczonych, o pseudonimach MOOR i KELLY.

Najcenniejszym brytyjskim szpiegiem atomowym był Klaus Fuchs, fizyk o komunistycznych przekonaniach, naturalizowany w Wielkiej Brytanii uciekinier z nazistowskich Niemiec. Początkowo pracował dla GRU, a nie dla NKWD. Fuchs był zagorzałym stalinowcem, który został zaangażowany do programu budowy pierwszej bomby atomowej. Przed wojną brał z entuzjazmem udział w organizowanych przez Towarzystwo Więzi Kulturalnej ze Związkiem Sowieckim udramatyzowanych czytaniach stenogramów z moskiewskich procesów pokazowych i zaskoczył swego kierownika badań, przyszłego laureata Nagrody Nobla sir Nevilla Motta, pasją, z jaką odtwarzał postać prokuratora Wyszynskiego, "oskarżając podsądnych z zimnym jadem, którego nie spodziewałem się po tym cichym i unikającym towarzystwa młodym człowieku". Pod koniec 1941 roku Fuchs poprosił przywódcę podziemia Komunistycznej Partii Niemiec, KPD, w Wielkiej Brytanii, Jürgena Kuczynskiego, o pomoc w przekazaniu Rosjanom wiadomości, które uzyskał biorąc udział w programie Stopów Rurowych na uniwersytecie w Birmingham. Kuczynski skontaktował go z Simonem Dawidowiczem Kremerem, oficerem londyńskiej rezydentury GRU, który irytował Fuchsa naleganiem na długie podróże taksówką, tam i z powrotem, żeby zgubić ewentualny ogon *[Fuchs wolał się spotykać na stacjach londyńskiego metra. Skarżył się później w rozmowach z Markusem Wolfem, że Kremer oglądał się stale przez ramię, sprawdzając, czy ktoś ich nie śledzi "czym budził większą uwagę otoczenia, niż gdyby nic nie robił".].

Latem 1942 roku Fuchsa przejął sympatyczniejszy prowadzący GRU, Ursula Beurton (pseudonim SONIA). Była to siostra Jürgena Kuczynskiego, o czym Fuchs najprawdopodobniej nie wiedział. Spotykali się zazwyczaj w okolicach Banbury, w połowie drogi między Birmingham a Oksfordem, gdzie mieszkała Beurton, udając "panią Brewer", Żydówkę, która uciekła z nazistowskich Niemiec. Beurton zapamiętała, że materiał odbierany od Fuchsa przypominał "sznureczki hieroglifów i wzorów zapisanych tak drobnym pismem, że wyglądały jak wijące się robaczki".

Przy każdym spotkaniu spędzaliśmy ze sobą nie więcej jak pół godziny. W zasadzie wystarczały dwie minuty, ale, pomijając przyjemność ze spotkania, mniej podejrzeń wzbudzał krótki wspólny spacer niż szybkie rozejście się. Nikt, kto nie żył w izolacji, nie potrafi docenić, jak cenne były spotkania z innym niemieckim towarzyszem.

W uznaniu jej wyjątkowych osiągnięć i zasług dla GRU SONIA, jako jedyna kobieta, otrzymała honorowy stopień pułkownika Armii Czerwonej. Centrala rzadko powoływała kobiety na oficerów prowadzących cennych agentów i wyraźnie nie doceniała potencjału tkwiącego w motywowanych ideologicznie agentkach. Jednym z nielicznych wyjątków była HOLA, którą ujawniły dopiero notatki Mitrochina, chociaż pracowała długie lata, wierząc niezachwianie w zwycięstwo komunizmu. Akta personalne KGB identyfikują ją jako Melitę Stedman Norwood (z domu Sirnis), urodzoną w 1912 roku. Jej ojciec był Łotyszem, a matka Brytyjką. Pani Norwood mieszka obecnie w jednym z południowo-wschodnich hrabstw Anglii. Jak wynika z zachowanych dokumentów, była najcenniejszą agentką brytyjską w historii KGB oraz najdłużej działającym szpiegiem, sowieckim w Wielkiej Brytanii.

W 1932 roku Melita Sirnis, wówczas jeszcze panna, podjęła pracę sekretarki w Brytyjskim Towarzystwie Badawczym Metali Nieżelaznych (British Non-Ferrous Metals Research Association) i pracowała w nim przez czterdzieści lat aż do przejścia na emeryturę. Niemal przez cały ten czas była tajnym członkiem Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii. Jej talenty odkrył w 1935 roku Andrew Rothstein, jeden z założycieli KPWB, a partyjna egzekutywa zarekomendowała ją jako zdolną kandydatkę do pracy wywiadowczej. Dwa lata później została zwerbowana. Podobnie jak agenci z siatki "Pięciu Wspaniałych", Norwood pracowała dla NKWD z motywów ideologicznych, inspirowana przez mityczny obraz Związku Sowieckiego z broszur propagandowych, daleki od brutalnej rzeczywistości stalinowskich rządów. Niewiele brakowało jednak, a jej szpiegowska kariera skończyłaby się zaraz po zwerbowaniu. Norwood związana była bowiem z siatką działającą wewnątrz Arsenału w Woolwich, której trzej czołowi agenci zostali aresztowani w styczniu 1938 roku i trzy miesiące później osądzeni i skazani.

MI-5 nie wykryła jednak jej powiązań, chociaż klucz do jej tożsamości znajdował się w notatniku znalezionym u szefa komunistycznej siatki, którym był Percy Glading, pseudonim GOT. Zamrożony natychmiast kontakt z HOLĄ wznowiono w maju 1938 roku. Miarą wysokich notowań panny Sirnis w Centrali może być fakt, że utrzymywano z nią kontakt nawet w ciągu dwudziestu dwóch miesięcy małej aktywności rezydentury w Londynie, spowodowanej czystkami oficerów wywiadu zagranicznego. Zerwano wówczas kontakt z wieloma agentami, w tym nawet z niektórymi członkami "Piątki z Cambridge", ale nie z HOLĄ. Jeszcze na początku II wojny światowej Centrala interesowała się bardziej panną Sirnis niż Kimem Philbym. Kontakt z nią przerwano dopiero w marcu 1940 roku, gdy zamknięto na pewien czas rezydenturę w Londynie.

Po wznowieniu kontaktu w 1941 roku Melitę Sirnis przekazano z bliżej nieznanych powodów pod opiekę Ursuli Beurton (SONIA) z GRU zamiast oddać ją oficerowi prowadzącemu NKWD. Tak więc przez co najmniej kilka lat czołowa sowiecka agentka w Wielkiej Brytanii prowadzona była przez jedną z nielicznych kobiet - oficerów prowadzących w sowieckim wywiadzie. Praca Sirnis w Brytyjskim Towarzystwie Badawczym Metali Nieżelaznych dawała jej dostęp do olbrzymiej liczby opracowań naukowych i dokumentacji technicznych, które przekazywała podczas spotkań z prowadzącą, przypominających rendez-vous Beurton-Fuchs: krótki spacer, podczas którego prowadząca i agentka wymieniały serdeczności, jak dwójka towarzyszy pracujących wspólnie dla wielkiej szlachetnej sprawy. W czasie II wojny światowej Melita Sirnis poślubiła partyjnego towarzysza, nauczyciela matematyki w liceum, i zmieniła nazwisko na Melita Stedman Norwood. W ostatnich miesiącach wojny pani Norwood dostarczała obszerny materiał wywiadowczy na temat programu Stopów Rurowych. Z wypisów Mitrochina wynika, że w Centrali oceniano ją jako "oddaną, godną zaufania i zdyscyplinowaną agentkę, starającą się ze wszech sił służyć pomocą".

Na początku 1943 roku, wiedząc już, że Amerykanie planują zbudować bombę atomową, Centrala zaczęła usilniej zbierać wiadomości naukowe w Stanach Zjednoczonych niż w Wielkiej Brytanii. Widomym świadectwem wagi, jaką przywiązywano do bacznego obserwowania rozwoju programu MANHATTAN, było wysłanie do rezydentury w Nowym Jorku naczelnika sekcji wywiadu naukowo-technicznego Leonida Romanowicza Kwasnikowa (pseudonim ANTON), który w styczniu 1943 roku objął stanowisko zastępcy rezydenta do spraw naukowo-technicznych.

Natomiast w Rosji Igor Wasiliewicz Kurczatow, mianowany niedawno na szefa sowieckiego programu badań atomowych, pisał 7 marca do Berii:

Z ocenianego przeze mnie materiału [wywiadowczego] wynika, że jego przepisanie ma olbrzymie i bezcenne znaczenie dla naszego kraju i naszej nauki. Z jednej strony materiał ujawnia wagę i energię badań nad uranem prowadzonych w Wielkiej Brytanii, z drugiej można z niego wyciągnąć istotne wskazówki dla naszych badań, skracając w ten sposób wiele niezwykle trudnych etapów rozwiązywania problemu, można się nauczyć nowych naukowych i technicznych rozwiązań, stworzyć trzy nowe obszary badań fizycznych w Związku Sowieckim i nauczyć się wykorzystywać nie tylko izotop uranu-235, ale również uran-238.

Kiedy Beria czytał raport Kurczatowa, w Los Alamos w stanie Nowy Meksyk uruchamiano nowe, ściśle tajne laboratorium, w którym planowano zbudować pierwszą bombę atomową. Zgromadzono wówczas w Los Alamos chyba największą na świecie grupę młodych talentów technicznych i naukowych. Większość uczonych pracujących nad bombą nie przekroczyła jeszcze trzydziestki. Najstarszy, szef laboratorium Jacob Robert Oppenheimer, miał zaledwie trzydzieści jeden lat. O poziomie naukowym może świadczyć fakt, że w Los Alamos pracowało dwunastu przyszłych laureatów Nagrody Nobla.

W kwietniu 1943 roku, miesiąc po otwarciu laboratorium w Los Alamos, rezydentura nowojorska zameldowała o pojawieniu się nowego źródła związanego z programem MANHATTAN. Do sowieckiego konsulatu zgłosiła się nieznana kobieta i zostawiła zwykłą kopertę. Wewnątrz był anonimowy list, zawierający tajne informacje o programie budowy broni atomowej. Miesiąc później kobieta dostarczyła kolejny list, w którym podawano szczegóły prób ze zbudowaniem bomby jądrowej w oparciu o pluton. Kobieta odmówiła podania nazwiska lub adresu. Kiedy rezydentura ustaliła jej tożsamość z pomocą przyjaciół z Towarzystwa Przyjaźni ze Związkiem Sowieckim, kobieta (nadano jej pseudonim OLIWIA) oświadczyła, że działa jako łączniczka szwagra, naukowca pracującego w laboratoriach Du Pont Company. Zwerbowany w szybkim tempie naukowiec otrzymał pseudonim MAR i, zgodnie ze znanymi dokumentami, był pierwszym Amerykaninem należącym do grona tak zwanych szpiegów atomowych.

W czerwcu 1943 roku nowojorska rezydentura przesłała kolejny raport, tym razem o eksperymentach nad separacją izotopów uranu drogą dyfuzji gazowej. Materiał pochodził od agenta o pseudonimie KWANT, którego dotychczas nie udało się zidentyfikować. Wiadomo, że pracował w zespole prowadzącym program MANHATTAN. KWANT żądał pieniędzy i za swoje informacje dostał trzysta dolarów. Po przeanalizowaniu ostatnich materiałów uzyskanych przez agenturę w Stanach Zjednoczonych, Kurczatow pisał do kierownictwa NKWD (prawdopodobnie bezpośrednio do Berii):

Przejrzałem wymienione na załączonej liście materiały dotyczące amerykańskich badań uranowych. Niemal każdy z nich jest dla nas niezwykle cenny [...] Materiały te mają olbrzymią wartość i są niezwykle interesujące [...] Dalsze otrzymywanie podobnych materiałów byłoby bardzo pożądane.

Pomimo większej liczby meldunków, napływające ze Stanów Zjednoczonych wiadomości nie były tak szczegółowe, jak otrzymane z Wielkiej Brytanii w latach 1941-1942 102 . Wśród agentów dostarczających kolejne informacje, o które prosił Kurczatow, znajdował się MAR, który wyznał oficerowi prowadzącemu, że jego celem jest sabotowanie "przestępczych" usiłowań amerykańskich wojskowych, zmierzających do ukrycia przez sojuszniczym Związkiem Sowieckim tajemnic konstrukcji nowych bomb atomowych.

Do świąt Bożego Narodzenia 1943 roku MAR dostarczył tajne informacje dotyczące konstrukcji reaktora atomowego, rozwiązań technicznych układu chłodzenia reaktora, produkcji plutonu z napromieniowanego uranu oraz ochrony przed promieniowaniem. Innymi źródłami cennych informacji byli między innymi "postępowy profesor" z laboratorium badań nad promieniowaniem uniwersytetu w Berkeley w stanie Kalifornia oraz - prawdopodobnie - naukowiec z zespołu prowadzącego badania w ramach programu MANHATTAN w laboratorium metalurgicznym uniwersytetu w Chicago. Płatny najemnik KWANT znikł gdzieś, przynajmniej z archiwalnych dokumentów, ale na początku 1944 roku pojawił się kolejny agent, komunista, inżynier budowlany o pseudonimie FOGEL (potem PERS), który dostarczał informacje o pracach budowlanych w ramach programu MANHATTAN i o używanym sprzęcie *[Russell McNutt (1914-2008)]. Nie ma natomiast żadnego konkretnego dowodu świadczącego, że wywiad sowiecki miał swojego agenta wewnątrz tajnego ośrodka badawczego w Los Alamos.

Penetracja tajnego programu MANHATTAN była najbardziej spektakularnym, ale nie jedynym osiągnięciem licznych siatek sowieckiego wywiadu naukowo-technicznego, który w latach wojny penetrował ośrodki badawcze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Zebrane informacje przyczyniły się wydatnie do rozwoju nie tylko sowieckiej broni jądrowej, ale również radaru, łączności radiowej, konstrukcji okrętów podwodnych, silników odrzutowych, samolotów i syntetycznej gumy. Zbieranie informacji o broni atomowej nosiło kryptonim ENORMOZ, o napędzie odrzutowym WOZDUCH, natomiast o radarze - RADUGA. Konstruktor samolotów i zastępca komisarza przemysłu lotniczego Aleksandr S. Jakowlew nie ukrywał prywatnie, że wywiad naukowo-techniczny przyczynił się wielce do budowy sowieckich samolotów Jak. Równolegle z technicznym rozwijał się szybko sowiecki wywiad polityczny i wojskowy. Dzięki rosnącej aktywności waszyngtońskich siatek prowadzonych przez Achmerowa z najważniejszych instytucji administracji Roosevelta płynął coraz szerszy strumień informacji i dokumentów. Liczba rolek filmów zawierających zdjęcia tajnych dokumentów stale rosła. W 1943 roku nielegalna rezydentura wysłała przez Nowy Jork do Moskwy dwieście jedenaście rolek, w 1944 roku - sześćset filmów.

Jakość materiału nadsyłanego przez wywiad polityczny z Wielkiej Brytanii była wyższa niż podobnego materiału nadchodzącego ze Stanów Zjednoczonych. Sprawiała to większa centralizacja i lepsza koordynacja brytyjskiego aparatu państwowego oraz okresowe oceny poczynań własnego wywiadu, dokonywane przez gabinet wojenny i Wspólny Komitet do spraw Wydziału (Joint Intelligence Commitee).

W Stanach Zjednoczonych istniały instytucje o podobnych nazwach, ale nie tworzyły syntetycznych opracowań. Archiwa londyńskiej rezydentury z lat II wojny światowej zawierają według uwag Mitrochina "wiele tajemnic brytyjskiego gabinetu wojennego", korespondencję między Churchillem a Rooseveltem, szyfrogramy wymieniane przez Foreign Office z ambasadami w Moskwie, Waszyngtonie, Sztokholmie, Ankarze i Teheranie, z ministrem pełnomocnym w Kairze, a także raporty i meldunki wywiadu brytyjskiego. W okresie od lata 1942 do lata 1943 roku wśród meldunków brytyjskich służb specjalnych znajdowały się materiały ULTRA, czyli dekryptaże niemieckich depesz utajnianych maszynami szyfrującymi Enigma. Przez ten rok w Bletchley Park, wojennym ośrodku brytyjskiego radiowywiadu, pracował bowiem sowiecki agent John Cairncross. Prowadzący go Anatolij Gorski, który wszystkim agentom "Pięciu Wspaniałych" znany był jako "Henry", dał mu nawet pieniądze, żeby kupił sobie używany samochód i miał czym dowozić dekryptaże ULTRA w wolne dni do Londynu. Z uwagi na niezwykle szeroką, wojenną współpracę brytyjskich i amerykańskich służb wywiadowczych, londyńska rezydentura przekazywała również Centrali wiele materiałów wywiadu Stanów Zjednoczonych.

Zawodowo podejrzliwe umysły w Centrali trapiła jedna wątpliwość. Napływający z Londynu materiał był za dobry, żeby był prawdziwy. Biorąc przykład z siedzącego na Kremlu mistrza teorii spiskowych, Centrala doszła w końcu do wniosku, że najlepsze materiały nadchodzące z Wielkiej Brytanii zostały przez Brytyjczyków sfabrykowane i podsunięte. "Piątkę z Cambridge", którą po latach uznano za najlepszą siatkę agenturalną w historii KGB, w czasie II wojny światowej kierownictwo Centrali uznało za zdyskredytowaną, nie potrafiła bowiem dostarczyć dowodów potężnego, brytyjskiego spisku przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Centrala uważała, że spisek taki musi istnieć z definicji. Był o tym przekonany Stalin, a więc również kierownictwo jego wywiadu. W październiku 1942 roku Stalin pisał do Iwana Majskiego, sowieckiego ambasadora w Wielkiej Brytanii:

Wszyscy tutaj w Moskwie odnosimy wrażenie, że Churchill pragnie porażki Związku Sowieckiego, żeby później ugodzić się z Niemcami Hitlera lub Brüninga kosztem naszego kraju.

Próbując dopatrzyć się rzekomych spisków Churchilla, Stalin miał cały czas na myśli Rudolfa Hessa, zastępcę Hitlera, którego - jak pisał Majskiemu - Churchill "trzyma w odwodzie". W maju 1941 roku Hess poleciał niespodziewanie do Szkocji *[Wyleciał 10 maja 1941 roku z lotniska Augsberg dwusilnikowym myśliwcem Me110 i wyskoczył na spadochronie kilkanaście kilometrów od szkockiej posiadłości księcia Hamiltona, znanego z proniemieckich sympatii. Hess poznał księcia Hamiltona podczas olimpiady w Berlinie w 1936 roku i miał nadzieję wynegocjować pokój za jego pośrednictwem - przyp. tłum.] w maniakalnym przekonaniu, że uda mu się wynegocjować porozumienie pokojowe między Wielką Brytanią a Niemcami. Przywódcy polityczni w Londynie i w Berlinie doszli do poprawnego wniosku, że Hess cierpi na zaburzenia psychiczne, natomiast Stalin był dogłębnie przekonany, że dziwny lot zastępcy Führera to element głęboko zakonspirowanego spisku przewrotnych Brytyjczyków. Jego podejrzenia pogłębiły się po czerwcowym ataku wojsk niemieckich. Jeszcze przez co najmniej dwa lata Stalin uważał, że Hess jest pionkiem w brytyjskich planach niespodziewanej zmiany frontu, porzucenia sojuszu ze Związkiem Sowieckim i podpisania separatystycznego porozumienia pokojowego z Niemcami. Podczas bankietu wydanego na Kremlu na cześć Churchilla w październiku 1944 roku Stalin zaproponował toast za "brytyjską służbę wywiadowczą, która zwabiła Hessa do Anglii", Hess "nie mógł wylądować bez otrzymania sygnałów. Musiał za tym wszystkim stać wywiad" - zapewniał Stalin siedzących za stołem. Stalin był tego wieczoru w jowialnym nastroju, ale jego teorie spiskowe były śmiertelnie poważne. Nawet jeśli jego niezrozumienie rzeczywistych przesłanek lotu Hessa nie wzięło się z błędnych ocen wywiadu, to Centrala przyczyniła się wielce do podsycania podejrzeń władcy Kremla. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych rzecznik KGB publicznie zapewniał, że w 1941 roku Hess "wiózł ze sobą pokojową propozycję Führera oraz plan ataku na Związek Sowiecki". Mit ten, jak się wydaje, pokutuje nadal wśród oficerów SWR - spadkobierczyni KGB.

Po długiej analizie całych tomów materiałów wywiadowczych nadesłanych przez Piatiorkę Centrala poinformowała 25 października 1943 roku rezydenturę w Londynie, że w siatce są podwójni agenci inspirowani przez SIS lub MI-5. Zdaniem kontrolerów Centrali jeszcze w latach studenckich na uniwersytecie w Cambridge Philby, Maclean i Burgess otrzymali prawdopodobnie od brytyjskich służb specjalnych rozkaz infiltracji młodzieżowego ruchu lewicowego, a potem nawiązania kontaktu z NKWD.

Tylko w ten sposób można było w opinii Moskwy uzasadnić fakt, że SIS i MI-5 zatrudniają obecnie na stanowiskach dających dostęp do największych tajemnic absolwentów uniwersytetu w Cambridge, o których wiadomo, że za młodu sympatyzowali z komunistami. Brak jakiejkolwiek wzmianki o zwerbowaniu agentów w Związku Sowieckim w materiałach wywiadowczych SIS dostarczanych przez SÖHNCHENA (Philby) lub w materiałach MI-5, które przekazywał TONY (Blunt) uznano w NKGB za jeszcze jeden dowód, że są oni inspirowani i wykorzystywani do podsuwania dezinformacji:

Przez cały czas pracy dla brytyjskich służb specjalnych S [SÖHNCHEN] i T (TONY] nie pomogli w wykryciu ani jednego cennego agenta WYSPIARZY [Brytyjczyków] działającego w Związku Sowieckim lub w sowieckiej ambasadzie na WYSPIE [w Wielkiej Brytanii].

Brytyjskie służby nie miały wówczas żadnych "cennych agentów", których mógłby wykryć Philby lub Blunt, ale taka możliwość nie docierała do zwolenników teorii spiskowych w Centrali. Przekazany przez Philby’ego zgodny z rzeczywistością meldunek, że "obecnie HOTEL [Secret Intelligence Service] nie prowadzi aktywnej działalności przeciwko Związkowi Sowieckiemu", był w rozumieniu Centrali czystą dezinformacją.

Skoro Piatiorka składała się z podwójnych agentów, to logiczną konsekwencją było, że agenci zwerbowani przez nich dla NKWD również pracują dla drugiej strony. Przykładem, który w specjalny sposób nurtował Centralę, był Peter Smollett *[Właściwie Henri Peter Smolka, urodzony w Wiedniu w 1912 roku w rodzinie austriackich Żydów. Przybył do Wielkiej Brytanii w 1933 roku. Naturalizował się w marcu 1938 roku jako obywatel brytyjski i przyjął nazwisko H. Peter Smollett. Początkowo podpisywał się Smolka-Smollett] (pseudonim ABO), któremu w 1941 roku udało się osiągnąć niebywały sukces, został bowiem naczelnikiem rosyjskiego departamentu w powołanym na czas wojny Ministerstwie Informacji. Wykorzystując swoje stanowisko, Smollett przeprowadził w 1943 roku prosowiecką kampanię propagandową na olbrzymią skalę. W lutym zorganizował w Albert Hall wielki koncert z okazji dwudziestopięciolecia Armii Czerwonej. W programie wystąpił olbrzymi chór, a także słynni aktorzy John Gielgud i Laurence Olivier. Rocznicowy koncert zaszczycili czołowi politycy wszystkich liczących się partii. Dzięki staraniom Smolletta film propagandowy USSR at War (Związek Sowiecki w wojnie) wyświetlano na pokazach w fabrykach i obejrzało go ponad milion dwieście pięćdziesiąt tysięcy widzów.

Tylko we wrześniu 1943 roku Ministerstwo Informacji zorganizowało masówki poświęcone wysiłkowi obronnemu Związku Sowieckiego w trzydziestu czterech salach publicznych, trzydziestu pięciu fabrykach, siedzibach stu stowarzyszeń ochotniczych, dwudziestu ośmiu grupach obrony cywilnej, dziewięciu szkołach i jednym więzieniu. W tym samym miesiącu BBC nadała trzydzieści programów radiowych poświęconych Związkowi Sowieckiemu. Mimo takich osiągnięć Smollett uważany był w Centrali za podwójnego agenta, ponieważ zwerbował go Kim Philby. Jego sukcesy w organizowaniu prosowieckich imprez propagandowych na bezprecedensową skalę interpretowane były jako przebiegły manewr brytyjskiego wywiadu dla oszukania czujności NKWD.

Jednak nawet najbardziej zatwardziali rzecznicy teorii spiskowych w Centrali mieli kłopot ze znalezieniem odpowiedzi na pytanie, dlaczego Piatiorka oprócz, jak uważano, dezinformacji dostarcza tak wiele autentycznych i bardzo cennych materiałów. W piśmie do londyńskiej rezydentury, datowanym 25 października, Centrala sugerowała kilka odpowiedzi. Olbrzymia liczba dokumentów Foreign Office dostarczanych przez Macleana mogła wskazywać, że, w przeciwieństwie do pozostałej czwórki, nie oszukiwał on świadomie NKWD, ale był bardzo umiejętnie manipulowany przez innych. Centrala sugerowała, że Piatiorka otrzymała polecenie przekazywania wywiadowi sowieckiemu prawdziwych materiałów dotyczących spraw niemieckich, które nie mogły wyrządzić szkody interesom brytyjskim, żeby uwiarygodnić podsuwane dezinformacje o polityce brytyjskiej.

Najcenniejszym "materiałem dokumentarnym o działalności Niemców" były w 1943 roku dekryptaże niemieckich depesz, które dostarczał Cairncross pracujący w Bletchley Park. Krótka oficjalna biografia Pawła Michajowicza Fitina, opublikowana przez SWR, wymienia jako zasługujące na szczególne uznanie otrzymane z Wielkiej Brytanii dekryptaże ULTRA o niemieckich przygotowaniach do bitwy pod Kurskiem, gdzie Armia Czerwona powstrzymała ostatnią wielką ofensywę Hitlera na froncie wschodnim *[Podczas spotkania z Christopherem Andrew w sierpniu 1990 roku Cairncross przyznał, że dostarczał NKGB materiał wywiadowczy z Bletchley Park przed bitwą pod Kurskiem, ale odmówił podania jakichkolwiek szczegółów.]. Udostępnione przez Cairncrossa dekryptaże tajnej korespondencji Luftwaffe miały kluczowe znaczenie dla wyniku niespodziewanej riposty sowieckiego lotnictwa, które przeprowadziło potężny nalot wyprzedzający i zniszczyło na niemieckich lotniskach ponad pięćset wrogich samolotów (?).

Przyzwyczajenie Centrali do analizowania faktów z perspektywy wielopiętrowej prowokacji było tak silne, że od jej podejrzeń o dwulicowość nie był wolny nawet agent, który dostarczył wiadomości o kluczowym znaczeniu dla zwycięstwa w bitwie pod Kurskiem. Widziano w tym raczej element rozbudowanej gry wywiadowczej. Dlatego też polecono rezydenturze w Londynie utworzyć nową siatkę agenturalną, niezależną od "Piątki z Cambridge". Centrala była wprawdzie przekonana, że Piatiorka składa się z "niewątpliwych podwójnych agentów", ale zalecała rezydenturze nie zrywać z nią kontaktu. Podawano przy tym trzy uzasadnienia tej pozornej sprzeczności. Po pierwsze, jeśli brytyjska służba zorientuje się, że jej wielka gra dezinformacyjna z wykorzystaniem Piatiorki została rozpracowana, to zapewne wykryje i obróci nową siatkę albo podsunie kogoś innego. Po drugie, Centrala potwierdzała, że chociaż podwójni agenci "w niekwestionowany sposób usiłują nas dezinformować", to jednak przekazują "cenny materiał dotyczący Niemiec i innych spraw". Po trzecie, "nie wszystkie wątpliwości dotyczące tych agentów zostały do końca wyjaśnione". Innymi słowy mówiąc, Centrala nie bardzo wiedziała, co myśleć o Piatiorce i do czego ona dąży.

Chcąc wykryć prawdziwy charakter brytyjskiej gry wywiadowczej, Centrala wysłała do Londynu, po raz pierwszy w swej historii, specjalną, ośmioosobową ekipę inwigilacyjną. Miała ona wesprzeć siły londyńskiej rezydentury i śledzić członków "Piątki z Cambridge" oraz innych agentów podejrzanych o podwójną grę w nadziei, że uda się uzyskać dowody ich kontaktów z nieistniejącymi w rzeczywistości brytyjskimi oficerami prowadzącymi. Ten sam zespół miał też obserwować osoby odwiedzające sowiecką ambasadę, podejrzewano bowiem, że są wśród nich prowokatorzy MI-5. Specjalny zespół inwigilacyjny zawiódł i skompromitował się na całej linii. Nikt z ośmioosobowej ekipy nie znał angielskiego. Wszyscy chodzili ubrani według zdecydowanie rosyjskiej mody, widać było na kilometr, że czują się w Londynie obco i nie pasują do Anglii. Często też gubili trop ludzi, których mieli śledzić.

Absurdalność decyzji inwigilowania Piatiorki podkreśla główną wadę sowieckiego systemu wywiadowczego. Umiejętności Centrali w zdobywaniu materiału wywiadowczego na Zachodzie zawsze przewyższały zdolność do analizy i interpretacji. Poglądy Moskwy na brytyjskiego sojusznika zaciemniała nadmierna podejrzliwość i skłonność do snucia teorii spiskowych. Sowieckiemu kierownictwu łatwiej przyszło skopiować pierwszą bombę atomową niż zrozumieć obowiązujące w Londynie zasady prowadzenia polityki państwa.