Olga Lipińska
Damska katorga
Zadzwoniła do mnie znana aktorka. Państwo pozwolą, że nie wymienię w tym wypadku nawet jej prawdziwego imienia. Nazwę ją, powiedzmy, Zuzia. No więc dzwoni strasznie zdenerwowana Zuzia, że urządzają jej jubileusz trzydziestolecia pracy artystycznej.
- Mój teatr, w którym całe życie gram amantki, wycina mi taki numer! - płacze w słuchawkę.
No nie! Zuzia jest wspaniałą aktorką, ale jest także bądź co bądź kobietą i może najwyżej znieść trzydziestolecie urodzin, ale pracy?! To jest rzeczywiście grube chamstwo. Zuzia sobie na nie absolutnie nie zasłużyła. Od lat pilnuje figury, cery, włosów, zębów i naprawdę wygląda, no... góra na 32-35 lat. I chwała jej za to. Ja także nie cierpię zapuszczonych kobiet w naszym wieku, które wyglądają na tyle lat, ile mają, a nawet na więcej.
- Nie zgadzaj się na żaden jubileusz! - krzyczę.
- Za późno, wszystko przygotowali w tajemnicy przede mną, to miała być niespodzianka! - rozpacza Zuzia.
Niespodzianka, no proszę! Niespodzianki są urocze w dzieciństwie, trochę później bywają nieco kłopotliwe, a w wypadku Zuzi to rozpacz. Ona nawet nie pamięta, gdzie podała jaką datę urodzenia.
- Mężczyźni są kompletnie pozbawieni wyobraźni - atakuję Piotra. - Czy wiesz, że dyrektor Zuzi urządza jej jubileusz?
- Bardzo dobrze - ucieszył się. - Zuzia to świetna aktorka i słusznie jej się to należy.
- A jak ty myślisz, ile lat ma Zuzia?
- Nie wiem, nie zastanawiałem się, no... chyba tyle co ty, razem kończyłyście studia.
- No to ile?
- Nie wiem, obie jesteście już chyba po trzydziestce.
- Chyba tak, ale ona ma mieć jubileusz trzydziestolecia pracy, rozumiesz!
- Rozumiem. I co w tym złego, dlaczego się tak denerwujesz?
No, nie ma dyskusji. Mój mąż to przypadek beznadziejny, ale też i odosobniony. Rzeczywiście, nigdy nie robi uwag na temat wieku kobiet czy mężczyzn. Po prostu go to nie interesuje. Potrafi przegadać w kącie z jakimś staruszkiem całą zabawę. Parę lat temu na imieninach tak zaprzyjaźnił się z dziadkiem solenizantki, że do dziś dzwonią do siebie. Niezwykle lubił mojego wuja, który w wieku piętnastu lat uciekł z domu do legionów i bardzo dzielnie się sprawował w obu wojnach. Wuj miał wszystkie wojskowe odznaczenia, ale nigdy nie należał do żadnych kombatanckich organizacji, nawet za Marszałka. Po prostu nie znosił kombatanctwa. Opowiadał tak barwnie i dowcipnie o swoich losach, że mój mąż bywał na spotkaniach rodzinnych tylko ze względu na wuja. Interesował go bardziej niż piękne i młode członkinie naszej rodziny. Dziś, gdy nie ma już wujowych opowieści, mąż nie chodzi na rodzinne spotkania, co doprowadza do szewskiej pasji moją mamę.
Każdy ma swojego bzika. Jedni na punkcie kotów, inni lubią młode panienki, a mój mąż lubi staruszków.
- Interesuje mnie Historia, a starsi ludzie są jej żywymi świadkami, rozumiesz?
- Oczywiście, tylko że niektórzy strasznie ględzą.
- Owszem - zgadza się ze mną - ale zawsze można się czegoś ciekawego od nich dowiedzieć.
No więc jestem w tym szczęśliwym położeniu, że nie boję się tak panicznie starości i nie złoszczą mnie już ludzie liczący innym lata. Bo żeby człowiek (mówię o kobietach) stawał na głowie, zawsze jest źle. Liczą i liczą. Starasz się nie nosić przed sobą brzucha i zamiast pokrowca masz na sobie coś wesołego. Źle! Zawsze znajdzie się lisek chytrusek, co szybko liczy i skomentuje, że jak na twoje lata nieźle się trzymasz lub że twój wygląd zawdzięczasz chirurgom. No i dobrze.
Drogie Panie, mam od Was gorzej. Bywa, iż dopada mnie starszawy grubasek i oświadcza wszem wobec, że już jako dziecko wychowywał się na moich kabaretach, lub leciwa pani krzyczy z radości, że chodziłam do szkoły z jej mamusią. Dzieje się to wszystko oczywiście w miejscach publicznych. Stoję w kolejce po karteczkę do prześwietlenia zęba.
- Ile pani ma lat?! - wrzeszczy zza szyby panienka. Kolejka nadstawia ucha.
- Osiemnaście - odpowiadam tak stanowczo, że panienka milknie i pozwala mi prześwietlić ząb.
Często także proponują mi członkostwo różnych stowarzyszeń lub zapraszają do jury i skwapliwie pytają o datę urodzenia. Podaję zależnie od nastroju. Lat 85 lub 25. Są jeszcze jakieś pytania? Nie ma. To ja mam pytanie. Po co w najgłupszej sprawie musimy pisać cały życiorys z datą urodzenia własną, ojca, matki i jej panieńskim nazwiskiem? Po diabła pielęgniarce, która robi mi zastrzyk, wiedza, ile mam lat?
Uważam, że moją datę urodzenia ma prawo znać mój lekarz, zakład pracy, notariusz, gdzie zawieram poważne życiowe umowy, i mój bank. Reszta niech sobie liczy, jak chce. Chyba że wytną mi taki numer jak Zuzi. Jubileusz trzydziestolecia pracy artystycznej. Na szczęście na to nie zasłużyłam.
listopad 1998
"Mój pamiętnik potoczny" 2005