Życie
z dnia 2001-04-14
Stoczony do poziomu literata
Sergiusz Piasecki
Od 10 lat polski rynek wydawniczy nadrabia zaległości. Na półki
księgarń powracają dawno zapomniani, przede wszystkim przedwojenni
autorzy. Żaden z nich nie przeżył jednak powrotu w tak imponującym stylu
jak Sergiusz Piasecki. Jego koronna powieść - "Kochanek Wielkiej
Niedźwiedzicy" - według rankingu "Rzeczpospolitej" uplasowała się na
pierwszej pozycji pod względem sprzedanych egzemplarzy w kategorii
polskiej prozy fabularnej XX wieku. Mnożą się dodruki innej jego książki -
"Zapiski oficera Armii Czerwonej". Wydawców dodatkowo zaskoczył fakt, że
wśród pytających o książki Piaseckiego najwięcej było nastolatków.
- Widać, że ten człowiek ma coś do powiedzenia - krótko
skomentowała zjawisko szefowa oficyny LTW, która przygotowuje wydanie
wszystkich dzieł Piaseckiego. Ostatni sukces wydawniczy Piaseckiego
potwierdził jego przedwojenną sławę. Sławę, którą zdobył pierwszą swoją
powieścią. Dwa lata międzywojennych wydań i wznowień "Kochanka Wielkiej
Niedźwiedzicy" wyniosły autora na trzecie miejsce pod względem liczby
sprzedanych egzemplarzy po "Karierze Nikodema Dyzmy" Dołęgi-Mostowicza i
"Dzikusce" Zarzyckiej, a w plebiscycie czytelników "Wiadomości
Literackich" w roku 1938 proza Piaseckiego uzyskała drugą lokatę,
ustępując jedynie "Ładowi serca" Jerzego Andrzejewskiego. Choć zdaniem
wielu krytyków pisarstwo Piaseckiego nie wytrzymuje konkurencji takich
mistrzów pióra jak Witold Gombrowicz, Bruno Schulz czy Józef Mackiewicz,
to w historii polskiej literatury tzw. klasy B ten poczytny autor nadal
broni się skutecznie i utrzymuje wysoką pozycję.
Niebezpieczny
Niezwykłe okoliczności debiutu Piaseckiego to
nie tylko komercyjny sukces wydawniczy. Edycja "Kochanka Wielkiej
Niedźwiedzicy" stała się kluczem, który w 1937 roku otworzył autorowi
drzwi od celi najcięższego zakładu karnego przedwojennej Rzeczypospolitej - Świętego Krzyża. - Byłem w więzieniach sześć razy -
przyznawał po latach. - W sumie odsiedziałem 14 lat. Po raz ostatni
jedenaście lat bez przerwy. Piasecki został skazany na karę śmierci
prawomocnym wyrokiem wileńskiego sądu doraźnego za dwa napady rabunkowe z
bronią w ręku. Prezydencka łaska zamieniła szubienicę na długoletnie
więzienie. Nigdy nie był pokornym pensjonariuszem zakładów
penitencjarnych. - Przesiedziałem w karnej izolacji prawie dwa lata -
wspominał. - Jeden raz bez przerwy jedenaście miesięcy. (...) Jako
przywódca buntu lidzkiego nosiłem trzy miesiące karne kajdany. Jako
przywódcę rawickiego wysłano mnie karnie na Święty Krzyż. To przekreśliło
ostatecznie skrócenie mi kary. Od więzienia do więzienia wraz ze
skazanym wędrowała kartoteka, a w niej dokument, jak sam wspominał, "z
dwukrotnie podkreślonym, czerwonym odręcznym dopiskiem >>
NIEBEZPIECZNY!<< ". Biograf autora "Wielkiej Niedźwiedzicy"
Ryszard Demel tak tłumaczył więzienną agresję Piaseckiego: "Nie tolerował
bezgranicznego chamstwa wśród personelu zakładów karnych i okrutnego
traktowania współwięźniów. Otwarcie protestował przeciw brutalności
dozorców, za co siedział całe tygodnie w kajdanach w celi
odosobnienia".
Muza i bandyta
Zapadł na ciężką gruźlicę. Od
niechybnej śmierci za kratami Świętego Krzyża uratował Piaseckiego talent
i wewnętrzny przymus pisania. Palił się w nim - jak ujmował stan swojego
ducha po kilkuletnim pobycie za kratkami - olbrzymi pożar tamtego,
przedwięziennego życia. Atmosfera więziennej celi nie sprzyjała
przelewaniu myśli na papier. Jednak dzięki umiejętności wyjątkowej
koncentracji Piasecki potrafił tworzyć nawet w zupełnie niesprzyjających
warunkach. - W klitce o wymiarze pięciu metrów sześciennych siedziało nas
osiemnastu - opisywał. - Wolno było mieć tylko jeden brulion, który po
zapisaniu należało oddać władzom więziennym. Nigdy nie mogłem mieć przy
sobie całej swej powieści. W ten sposób - na więziennych parapetach i
betonowych podłogach, pisana chemicznym ołówkiem - powstawała literatura.
Piasecki borykał się z jeszcze jedną trudnością. Kto wie, czy nie
poważniejszą niż zatłoczona cela i brak papieru. Do tej kwestii sam
nawiązał w jednym z późniejszych wywiadów: - Nie znałem prawie języka
polskiego. Chodziłem do szkoły rosyjskiej. Na granicy, gdzie żyłem,
posługiwałem się wyłącznie tą mową, a w więzieniu istniała specjalna
gwara. Dopiero po paru latach pobytu w więzieniu na Świętym Krzyżu
udało mu się zdobyć pierwszy podręcznik polskiej gramatyki. Zanim go
otrzymał, studiował budowę zdań w "Wiadomościach Literackich". Periodyk
przesyłał mu regularnie Melchior Wańkowicz, którego poznał podczas wizyty
reportera w jednym z więzień. Po latach to właśnie Wańkowicz podjął się publikacji pierwszej
powieści Piaseckiego i przeprowadzenia śmiałej akcji medialnej na rzecz
uwolnienia utalentowanego więźnia. Poparła go cała plejada ówczesnych
pisarzy, dziennikarzy i publicystów, m.in. Stanisław Cat-Mackiewicz i
Juliusz Kaden-Bandrowski. W końcu do apeli wysyłanych z
międzywojennego parnasu literatury polskiej przychylił się prezydent i
położył swój podpis na akcie łaski dla Sergiusza Piaseckiego.
Zdjęcie z Krzyża
Święty Krzyż Piasecki opuścił
nietypowo, niczym bohaterowie jego powieści. Pod bramą czekało na niego
auto. Służbowego samochodu wraz z kierowcą użyczył jednemu z najbardziej
krnąbrnych pensjonariuszy... naczelnik najcięższego więzienia II RP. Były
więzień pojechał prosto do Kielc, gdzie oczekiwały go tłumy dziennikarzy.
Zanim zaczął udzielać wywiadów, poszedł najpierw na pocztę. Nadał telegram
do swego wybawcy - Wańkowicza: "Za zdjęcie z krzyża dziękuję, dziękuję,
dziękuję". Nazajutrz popularna przed wojną gazeta "Kurier Poranny"
podała następującą informację: "Uwolnienie Piaseckiego koła literackie
powitały z dużą sympatią". Natomiast władze więzienne niebawem miały
przekląć dzień, w którym świeżo upieczony pisarz opuścił mury podległego
ich opiece zakładu. Naśladując Piaseckiego, z myślą o wyjściu na wolność,
za pióra chwyciły rzesze kryminalistów. Jak informowała ówczesna prasa:
"... grafomania zaczęła szerzyć się w więzieniach w sposób niebywały.
Naczelnicy więzień przeżywają obecnie te same udręki, które od dawna są
udziałem redaktorów i dyrektorów teatrów, zmuszonych przeglądać znoszone
im zwały grafomańskich rękopisów autorów przebywających na
wolności".
Z innej gliny
Piasecki był typem człowieka
walczącego. Czas, który spędzał na delektowaniu się dniem codziennym,
trwał bardzo krótko. Dwa lata. Od wyjścia z więzienia do wybuchu drugiej
wojny światowej. Powodzenie jego książki i mecenat Melchiora Wańkowicza
otworzyły mu drzwi literackiego salonu. Z racji urodzenia najmocniej
pociągało go wileńskie środowisko artystyczno-kulturalne. Ponieważ
przedstawicieli ówczesnych elit paliła wprost ciekawość poznania
nietypowego pisarza, Piasecki nie miał problemów z zawieraniem nowych
znajomości. Po publikacji kolejnych powieści: "Piąty etap" i "Bogom nocy
równi" dostaje listy z wyrazami uznania i sympatii od Wacława
Sieroszewskiego i Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Współpracę przy redagowaniu
projektowanego tygodnika zaproponowali mu poeci Tuwim ze Słonimskim.
Podczas pobytu w Zakopanem Piasecki spotkał się z Henrykiem Worcellem. Ten
uznał go za "samotnika i zarozumialca", który "ma pogardliwy stosunek do
inteligentów czy raczej intelektualistów-mięczaków. Uważa, że tacy jak on
awanturnicy i ryzykanci mają najwięcej do powiedzenia w literaturze". Ale
to wszystko nie przeszkadzało Worcellowi przedstawić go Marii
Kasprowiczowej, u której zbierała się cała śmietanka Zakopanego. Pod
Giewontem dość często spędzał czas na dyskusjach ze Stanisławem Ignacym
Witkiewiczem. "Poznałem w Zakopanem Piaseckiego, pisarza bandytę -
wspomniał w jednym z listów Witkacy. - Ciekawy chłop, ale ma już >>
setnie<< przewrócone we łbie. Ale to co przeżył, to jest >>
coś tak piekielnego<< , że wierzyć się nie chce, że on jeszcze
żyje". Witkacy kilkakrotnie sportretował pisarza, a ten odwdzięczył się
odręczną dedykacją na jednym z wydań swej powieści: "St. Ig. Witkiewiczowi
- król granicy i bóg nocy, który się stoczył do poziomu literata
polskiego".
Groza komunizmu
Kim był naprawdę Piasecki? Czy
tylko uzdolnionym literacko kryminalistą? Czytając suche uzasadnienie
wyroku wileńskiego sądu, próżno by szukać w jego postaci jakichś
szczególnych cech osobowości, które po upływie lat uczynią z niego nie
tylko pisarza, ale człowieka uczciwego, akceptowanego społecznie i
darzonego zaufaniem. Prawdziwą odpowiedź na pytanie "kim był Piasecki"
znaleźć można jedynie w jego skomplikowanym życiorysie. Urodził się na
Kresach z ojca polskiego szlachcica i matki Białorusinki. Oddany do
rosyjskich szkół szybko się wynarodowił i za dumę poczytywał sobie bycie
Rosjaninem. Wybuch rewolucji październikowej - Piasecki znalazł się wtedy
w ogarniętej walkami Moskwie - uświadomił mu grozę nadchodzącej, nowej
rzeczywistości. Jak na swój młody wiek szybko zorientował się w demagogii
uprawianej przez bolszewickich przywódców. Obserwując ich zachowanie na
moskiewskich ulicach, stał się nieprzejednanym wrogiem sowieckiego
systemu, a wraz z nim całej ideologii komunizmu. Z Moskwy uciekł do
Mińska, gdzie związał się ze środowiskiem przestępczym. Nie kierował się
bynajmniej żądzą zysku. Bardziej fascynowało go mocne życie w towarzystwie
lojalnych i, jak sam powiadał, "honornych" kompanów niż upokarzająca w
warunkach wojny domowej i ciągle na krawędzi głodu mieszczańska
egzystencja. Tamten czas Piasecki opisał barwnie w złodziejskiej trylogii
"Jabłuszko", "Spojrzę ja w okno..." oraz "Nikt nie da nam zbawienia".
Pod koniec pierwszej wojny światowej w Mińsku panowała atmosfera
ciągłej tymczasowości. Kilkakrotnie miasto przechodziło z rąk do rąk.
Rządzili w nim Niemcy, bolszewicy, Polacy, a raz nawet próbujący wybić się
na niepodległość Białorusini. Po wkroczeniu do Mińska lokalnych oddziałów
powstańczych "Zielonego Dębu" Piasecki zrezygnował ze złodziejskiego fachu
i zaciągnął się do nich. "Podstawę tej nacjonalistycznej organizacji
białoruskiej - głosił raport ówczesnego Sztabu Generalnego Armii Polskiej
- tworzyły bandy dezerterów bez określonego planu działania, jednak z
odcieniem nacjonalistycznym i antysowieckim". Kiedy na ulicach Mińska
pojawiły się maszerujące na wschód oddziały Piłsudskiego, wielu
partyzantów z "Zielonego Dębu" wstąpiło do formującej się u boku Polaków
Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Ranny w walkach o Mińsk, Piasecki trafia do
polskiej podchorążówki, a w 1920 r., jeszcze jako żołnierz formacji
białoruskich, broni Warszawy w walkach pod Radzyminem. Antybolszewizm
powoli zbliżał Piaseckiego do Polski.
Człowiek
rozbrojony
Dopiero krwawa konfrontacja dwóch cywilizacji w wojnie
polsko-bolszewickiej sprawiła, że część mieszkańców Kresów uznała za swego
opiekuna Rzeczpospolitą. Inni, jak Piasecki, powracali powoli do
polskości. Nie zawsze wybór okazywał się łatwy. Wojna, oprócz ruiny
gospodarczej, pozostawiła w spadku Polsce problem weteranów. Majątek ojca
Piaseckiego został po sowieckiej stronie, choć wojska polskie posunęły się
dalej na wschód, aż za główne miasto Białorusi. Pokrzywdzeni decyzjami
politycznymi traktatu ryskiego kresowi żołnierze czuli się upokorzeni.
Pozostawieni sami sobie, nie mieli nawet na chleb.
Znalezienie uczciwej pracy w Wilnie lub okolicy graniczyło wtedy wręcz z
cudem. "Wyrzucono nas na śmietnik - pisał ze smutkiem i goryczą o
tamtych latach w >> Żywocie człowieka rozbrojonego<< Piasecki.
- (...) Syte i bezpieczne społeczeństwo nie zainteresowało się losem tych,
którzy bronili jego wolności. Nie raz żałowałem potem, że nie zginąłem na
froncie".
Człowiek uzbrojony
Po roku błąkania się zaułkami
Wilna Piasecki postanawia nawiązać współpracę z ekspozyturą wschodnią II
Oddziału Sztabu Generalnego, czyli z polskim wywiadem. Granicę zna jak
własną kieszeń, włada rosyjskim i lokalnymi dialektami, a w Mińsku
pozostał jego ojciec. Piasecki jest jakby stworzony do tej służby - młody
i brawurowo odważny, przy tym świadomy oblicza bolszewizmu. Pogranicze
tamtych czasów nie było spokojną ziemią. Z jednej strony Sowieci
destabilizując Kresy wysyłali do Polski terrorystyczne bandy, z drugiej,
by uprzedzać o zagrożeniach, działała liczna agentura II Oddziału. Dla
kogoś mieszkającego w przedwojennej Polsce sama już konfrontacja z
sowiecką rzeczywistością przekraczała ludzkie wyobrażenia. "Tu w bufecie
obiady, pomarańcze, czekolada - mówi Piasecki ustami jednego ze swoich
bohaterów w szpiegowskiej dylogii >> Piąty etap<< i >>
Bogom nocy równi<< . - Tam - farbowana herbata z sodą, słodzona
sacharyną. Tu - perfumy, jedwab, pończochy na nogach kobiet. Tam - smród
brudnych, połatanych kożuchów (...), łapcie lub >> oporki<< na
nogach". Zieloną granicę agenci przekraczali pieszo, brnąc lasami,
przez bagna, z rewolwerem w ręku. Piasecki przyznawał, że tylko latem 1925
zrobił 8 tysięcy kilometrów "klucząc wzdłuż ściany wschodniej". Wpadka
oznaczała nieludzkie tortury i śmierć w ponurych lochach mińskiego
więzienia. Niepisana zasada agentów "za kordonem" głosiła, że ostatnią
kulę należy zachować dla siebie.
Agent przemytnikiem
Za tę
wyjątkowo niebezpieczną pracę wywiad nie płacił dużych pieniędzy, a życie
w ciągłym napięciu kosztowało drogo. Odreagowywano na ogół przy wódce i
kobietach. Piasecki znalazł jednak dość nieoczekiwane rozwiązanie. Związał
się ze szmuglerami. "W owym okresie pracowałem w wywiadzie wojskowym.
Przemytnicy nic o tym nie wiedzieli - przyznawał. - Wywiad zaś nie
wiedział, że pracuję z przemytnikami". Szmugiel, oprócz dochodów,
dawał Piaseckiemu doskonałe alibi, gdyby złapali go Sowieci. Kary za
przemyt były niewspółmiernie mniejsze niż za działalność agenturalną.
Z drugiej strony "aktywność Piaseckiego jako szpiega była imponująca"
- pisze w wydanej ostatnio książce poświęconej jego życiu i twórczości
Krzysztof Polechoński. W ciągu jednego miesiąca przekracza granicę 30
razy. Ranny ucieka z zastawionej przez GPU pułapki i przedziera się 130 km
poleskimi bagnami, ratując kolegę. W uznaniu zasług awansuje do stopnia
podporucznika. Tymczasem w drugim, szmuglerskim życiu, popada w
konflikt z nie dotrzymującymi umów przemytnikami i rozbija całą ich grupę.
Siedzi w aresztach polskich i sowieckich, ale za każdym razem udaje mu się
wyjść. W Polsce wyciągali go przełożeni z wywiadu, a w Sowietach
pieniądze, spryt, odwaga i, jak mawiał, czuwająca nad nim oraz wskazująca
powrotną drogę Wielka Niedźwiedzica. Po kilku latach życia w
nieustającym napięciu nastąpiła katastrofa. Zasmakował w kokainie, którą
przemycał do Sowietów, by pozyskiwać kontakty z wysokimi oficerami GPU.
Coraz częściej tracił panowanie nad sobą, wszczynając pijackie burdy.
Zwykle kończyły się na kresowych komisariatach policji. Jest również
wysoce prawdopodobne, że w tym czasie przekazał przełożonym kompromitujące
materiały szpiegowskie na kogoś związanego z najwyższymi sferami rządowymi
Polski, co spowodowało ostateczne zwolnienie Piaseckiego z pracy w
wywiadzie.
W desperacji
Po raz kolejny, prawie z dnia na
dzień, został bez pracy i środków do życia, mimo że, jak sam przyznawał, w
ciągu czterech lat działalności jako agent wywiadu i przemytnik przez jego
ręce przeszło nie mniej jak milion funtów. - Były to moje pieniądze, bo
Oddział II dawał bardzo mało, ja zaś utrzymywałem za granicą wiele
placówek wywiadowczych - wspominał. - Chciałem, żeby moi ludzie byli
dobrze opłacani. Nie zabezpieczył siebie, a później głodował w
więzieniu. Chciał wstąpić do Legii Cudzoziemskiej, ale na przeszkodzie
stanął niedawny awans. Prawo nie zezwalało polskiemu oficerowi służby w
obcej armii. Wędruje więc pieszo z Wilna do Brześcia, gdzie liczy na pomoc
brata. Bezrobotny krewny znajdował się niestety w podobnej sytuacji.
Piasecki, w podartych butach, z rewolwerem i resztkami kokainy w kieszeni
błąka się przez pewien czas po lasach Grodzieńszczyzny. Zażywa ostatnią,
stosunkowo dużą dawkę kokainy i napada z bronią w ręku na dwóch Żydów
jadących na jarmark. Za zrabowane pieniądze usiłuje wyciągnąć z więzienia
kolegę. Wkrótce po tamtym rabunku napadają wraz z kompanem na
pasażerów konnej kolejki wąskotorowej. Pieniądze tym razem poszły na
"wódkę, kobiety i śpiew". Najprawdopodobniej zadenuncjowała ich w Wilnie
była żona słynnego rosyjskiego śpiewaka Fiodora Szalapina, u której ostro
biesiadowali. Wyrok: kara śmierci. W innym rejonie Polski skończyłoby się
na trzech, czterech latach, ale na Kresach obowiązywał wówczas stan
wyjątkowy i za napad z bronią w ręku szło się na szubienicę. Obydwu
przestępców przed stryczkiem uratowały wcześniejsze zasługi Piaseckiego.
Łaska prezydenta RP zamieniła wyrok śmierci dla Piaseckiego i jego
towarzysza na 15 lat więzienia.
W konspiracji
Wybuchła II
wojna. Komendzie Okręgu Armii Krajowej w Wilnie znane były przymioty
Piaseckiego. Nikt tak jak on nie nadawał się lepiej na tamtym terenie do
konspiracyjnej roboty. Zadanie, które chciano mu powierzyć, było bardzo
odpowiedzialne i niewdzięczne. Zaproponowano mu dowodzenie grupą, która
miała egzekwować wyroki śmierci wydane przez podziemny sąd. Piasecki
jednak nie chciał złożyć przysięgi. Tłumaczył się swoim indywidualizmem.
Ale tak naprawdę chodziło o kwestię odpowiedzialności. W przypadku
zaprzysiężenia byłby zobowiązany do bezwzględnego wykonywania rozkazów i
ponoszenia ich moralnych konsekwencji. W końcu objął dowodzenie komórką
likwidacyjną, ale nigdy nie wypowiedział roty przysięgi. Piasecki znał
dobrze środowisko wileńskiego ZWZ i AK. Wiedział, że niektórzy z dowódców
nie są ludźmi posiadającymi odpowiednie predyspozycje, zwłaszcza moralne,
do wykonywania kierowniczych funkcji w konspiracji. Zresztą przekonał się
o tym osobiście. Zamiast do zdecydowanych i świadomych wagi wykonywanych
zadań ludzi trafił do grupy, w której nie brakowało podszytych strachem
karierowiczów i intrygantów. Wiele osób wychowanych na Kresach inaczej
postrzegało wojenną rzeczywistość polityczną niż Komenda Główna AK i rząd
londyński. Punktem spornym, który dzielił środowiska wileńskie, był zbyt
ugodowy stosunek aliantów do Sowietów. Wrażliwość mieszkańców Kresów na
nadchodzące niebezpieczeństwo ze Wschodu zwiększała się w miarę zbliżania
się końca wojny. Na tym tle dochodziło do konfliktów. Dla Piaseckiego i
innego znanego ze swojej bezkompromisowości pisarza Józefa Mackiewicza
tzw. wyzwolenie przez Armię Czerwoną równało się drugiej okupacji i
całkowitemu zawładnięciu polskich ziem wschodnich przez ZSRR. Był to
kolejny ważny powód, dla którego Piasecki nie chciał złożyć przysięgi.
Jednak mimo odmiennego zdania, pozostał dla wileńskiej Komendy Dywersji
bezcennym nabytkiem. Przełożeni zaufali mu i pozwolili działać na własną
rękę. Jak czas pokazał, nie zawiedli się. Przeżycia i dylematy z
tamtych lat Piasecki zawarł w opublikowanych już po wojnie, na emigracji,
książkach "Człowiek przemieniony w wilka" i "Dla honoru Organizacji".
Opisywane z beletrystycznym zacięciem wydarzenia składają się na powieści
faktograficzne, a zachowania osób w nich występujących są w dużym stopniu
prawdziwe. Postawy te często szokują czytelnika, tym bardziej że pod
zmienionymi przez autora nazwiskami i pseudonimami kryją się prawdziwe,
już historyczne postacie.
Krzyż Zasługi
Choć decyzje
Piaseckiego jako dowódcy oddziału specjalnego do wykonywania wyroków
śmierci budziły niejednokrotnie niezadowolenie decydentów wileńskiego
podziemia, to z czasem okazały się zbawienne w skutkach. Dzięki zimnej
odwadze dowódcy udało się uratować wielu ludzi od niechybnej śmierci.
Piasecki osobiście, w karkołomny sposób, włamał się do ochranianego przez
gestapo urzędu. Udało mu się wynieść dokumenty jednej z głównych postaci
wileńskiej AK - Zygmunta Andruszkiewicza, którego Niemcy aresztowali kilka
dni wcześniej. Wśród wykradzionych papierów znajdowało się m.in. archiwum
dokumentujące zbrodnię katyńską sporządzone przez Józefa Mackiewicza. Za
wyczyn ten Piaseckiego udekorowano Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami.
Umiejętności nabyte za młodu w środowisku mińskich przestępców tym razem
wydały dobry owoc.
Sprawa Mackiewicza
Piasecki ratował życie
Józefowi Mackiewiczowi dwukrotnie. Jako "włamywacz", wynosząc obciążające
go papiery i jako szef komórki likwidacyjnej. Na Mackiewiczu ciążył bowiem
wyrok śmierci podziemia za rzekomą kolaborację z Niemcami. Gdyby nie
interwencja Piaseckiego, który odmówił egzekucji pisarza, skończyłoby się
tragicznie. Po wojnie sąd emigracyjny przy II Korpusie gen. Andersa
uwolnił ostatecznie Mackiewicza z zarzutów, lecz do tej pory trwa spór,
dlaczego pochopnie skazano go na śmierć. Najprawdopodobniej chodziło o
intrygę sowieckiego wywiadu, któremu udało się wejść w wysoko osadzone
struktury nie tylko wileńskiej AK. Wówczas Piasecki z Mackiewiczem w
ogóle się nie znali. Spotkali się dopiero we Włoszech, gdzie obaj wstąpili
do II Korpusu. - W Rzymie, po wojnie - wspominał Mackiewicz - gdzieśmy [z
Piaseckim] wypili niemało wspólnej "grappy" i wina, dumnie nosił swój
mundur podporucznika. Choć żalił się, że panowie oficerowie czynią mu
niejakie wstręty, ze względu na jego przeszłość...
Na
emigracji
Piasecki po wojnie przez rok grał na nosie ścigającemu go
Urzędowi Bezpieczeństwa. Zmieniał tożsamość i mieszkania, aż po raz
ostatni w życiu pokonał zieloną granicę i przedostał się do Włoch. Wiódł
tam ubogi żywot literata. Często dorabiał, pracując fizycznie, dopóki
pozwalały mu na to siły. Zaczęły się kłopoty ze współemigrantami.
Niektórzy nie mogli pogodzić się z faktem, że przedstawił ich w swojej
twórczości w negatywnym świetle. Ale do najpoważniejszego konfliktu doszło
w 1951 r., po ucieczce z kraju Czesława Miłosza. Piasecki, który nie
dopuszczał do relatywizacji systemu komunistycznego, ostro wystąpił
przeciwko postawie świeżo upieczonego emigranta. W opublikowanym w
paryskiej "Kulturze" artykule "Nie" Miłosz nie potępił, ani nie odciął się
od panującego w Polsce komunizmu. "Miłosz pisze, że służył krajowi,
chociaż służył Bierutowi - atakował Piasecki w pamflecie >> Były
poputczik Miłosz<< . - (...) Ale czy możemy sobie wyobrazić Polaka,
który by w razie zwycięstwa Hitlera i stworzenia przez niego przemocą w
Polsce ustroju nazistowskiego, reprezentował ten ustrój za granicą jako
attaché kulturalny i twierdził poważnie, że służy Polsce? Jak byśmy
nazwali takiego typa?" Należy pamiętać, że ostre słowa Piaseckiego
odnosiły się do czasów, w których Urząd Bezpieczeństwa w Polsce torturował
i mordował członków niepodległościowego podziemia, a wokół panował
przeszczepiony przez reżim Bieruta stalinowski terror. Piasecki uznał,
że "Miłosz jest jeszcze szkodliwszy niż poprzednio, bo wprowadza w błąd
opinię publiczną Zachodu. Publikując fałszywe informacje o Polsce
przedwojennej i o stanie rzeczy w Polsce obecnej. Robi to dlatego, że chce
wybielić to plugastwo, któremu dla kariery i mamony wiele lat
służył". Rozpętała się burza. Przeciwnicy Piaseckiego, jak Konstanty A.
Jeleński, pisali oburzeni do szefa paryskiej "Kultury" Jerzego Giedroycia:
"Artykuł Piaseckiego był nikczemny - pierwszy raz przedstawił się w
świetle prawdziwego kryminalisty na usługach Korpusu Obrony Pogranicza z
Kensingtonu". Ale w swojej surowej ocenie Miłosza Piasecki nie
pozostał osamotniony. "To samo właściwie chciałem napisać, ale nie wiem,
czy potrafiłbym to zrobić z taką pasją, taką, powiedziałbym,
bezpośredniością oburzenia. (...) Właśnie ten artykuł, w którym każdy
argument trafia >> bez pudła<< jest dowodem jego talentu" -
konkludował poeta Jan Lechoń.
Na uboczu
Wojna Piaseckiego z
relatywizowaniem komunizmu żywo przypominała postawę Józefa Mackiewicza.
Obydwaj zapłacili za bezkompromisowość w obliczu zła, które niósł za sobą
system totalitarny, podobną cenę. Choć pisarstwo ich przeszło do historii
literatury polskiej, a Mackiewicz był wręcz mistrzem stylu, obaj żyli do
końca swoich dni w biedzie i częściowym zapomnieniu. Piasecki po
publicystycznych bojach z Miłoszem wycofał się z życia emigracji. Pisał
książki na poddaszach i w wynajętych pokoikach. Niedługo przed śmiercią
ktoś na zebraniu Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie zaproponował
kandydaturę autora "Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy" do Komisji
Rewizyjnej. - Na sali było niewiele osób - wspominała Maria Danilewicz
Zielińska - a obecni wykręcali się od przyjęcia niewielkich zresztą
obowiązków. Ponieważ nie widziałam racji, by go pomijać, powiedziałam
kilka słów popierających kandydaturę, która potem przeszła większością
głosów. Wyraźnie wzruszony Piasecki spytał Danilewicz Zielińską, czy
rekomendując go do ciała kontrolującego finanse, znała jego kryminalną
przeszłość. - Odruchowo odpowiedziałam coś w tym rodzaju, że przecież nie
uciekł z więzienia, ale był legalnie zwolniony, a więc tamte sprawy są
zamknięte. Obcałowywał mnie po rękach i odprowadził do kolejki podziemnej
- wspominała pani Maria. Pod wpływem tego wydarzenia Piasecki
zdecydował się przekazywać Bibliotece Polskiej w Londynie jedną trzecią
swoich skromnych honorariów. Zmarł niespełna dwa lata później w 1964
roku. Odszedł pisarz, który w szkole dostał pałę za swoje pierwsze
wypracowanie. Jak wielu jemu podobnych ludzi, żyjących ciągle na krawędzi
życia i śmierci, umarł spokojnie w łóżku.
Andrzej Rafał
Potocki |