Jerzy Pilch

KONDUKT UPOJNY

 

 

Dla wszystkich tych, co są święcie przekonam, iż rozpoczęty rok temu pogrzeb Krzysztofa Kieślowskiego trwa nadal, wydana właśnie przez Znak jego autobiografia (O sobie) stanowić będzie łakomy kąsek. Doprawdy nie potrzeba wielkiej intuicji, by odgadnąć, które fragmenty, stronice czy wręcz zdania tej książeczki będą teraz przepisywane, cytowane, przytaczane, opatrzane gorzkimi i przejmującymi komentarzami i na dziesiątki innych sposobów plugawione.

Kiedy niedawno umarł Hrabal, wiadomo było, iż okoliczności jego śmierci wprawią w euforię wszystkich tutejszych tandeciarzy duchowych; i faktycznie, źródło żałobnej poezji z silnie wyeksploatowanym motywem praskiego gołębia (który to gołąb, zstąpiwszy z kart prozy Hrabala, przyszedł po swego autora, by go za karę zabrać na tamten świat...), otóż źródło tego typu poezji trysnęło obficie. W związku z autobiografią Kieślowskiego lada chwila nastanie (już jest) koniunktura na recenzje funebralno-eschatologiczne. Kończyć się one będą rozmaitymi wariantami zdania mówiącego o tym, iż KRZYSZTOF "znalazł spokojniejsze i lepsze dla siebie miejsce - tam" (por. Krzysztof Kieślowski O sobie, s. 110).

Wiadomo: im większy krótkowidz, tym silniej chce mu się daleko patrzeć, im większy głuszec, tym subtelniej chce słyszeć, im mniej kto ma do powiedzenia o tym świecie, tym gorliwiej będzie o tamtym świecie ględził. Już byli trochę zmęczeni, już im nogi przemarzały, już im trumna trochę za bardzo zaczynała ciążyć. A tu masz! Cóż za nieoczekiwane zasilenie duchowe! KRZYSZTOF znów jest z nami! A ponieważ KRZYSZTOF jest na tamtym świecie i zarazem jest z nami, i my jak zawsze z nim jesteśmy, to jest trochę tak, jakbyśmy i my bezpośredni wgląd w tamten świat mieli. KRZYSZTOF trzyma nas za rękę i zaprasza - tam - na obiad. I idziemy z nim "nie do paryskiej ani nie do rzymskiej knajpy, ale do baru mlecznego. Jak związkowcy wracają do źródeł w sali bhp, my wrócimy do baru mlecznego" (por. Hanna Krall, "Jakiś czas" «TP» nr 11). I zmęczenie (po posiłku) mija, i cieplej się robi, i raźniej się kroczy. I znowu idą, i znowu go niosą, i wywijają zapisanymi przez niego kartkami, i przekrzykują się cytatami o śmierci, zwłaszcza cytat ze strony 88: "Śmierć tak czy tak będzie naszym udziałem, wszystko jedno, czy to się stanie w samolocie, czy w łóżku", zwłaszcza ten cytat raz po raz cały kondukt żwawo obiega, idą i radzi są temu cytatowi, bo ten cytat mówi, że oni też kiedyś umrą i będą wtedy całkiem jak KRZYSZTOF, a niektórym wręcz (nie bez pewnej racji zresztą) już się wydaje, że już teraz trochę nie żyją i że są w tej swojej quasi-nieboszczykowatości trochę tam, z nim. W każdym razie trochę tu, trochę tam.

Idą, tupocą, krzyczą i śpiewają. A na czele w kiry spowity mistrz ceremonii Tadeusz Sobolewski kroczy. Kroczy Sobolewski posępnymi kroki, w żałobny tamburynek piachami zajadle wali, pioruny złowrogich spojrzeń śle obojętnemu narodowi, a głos jego dudni: W Moskwie retrospektywa twórczości jest? Jest. W Rzymie retrospektywa twórczości jest? Jest. W Nowym Jorku retrospektywa twórczości jest? Jest. A u nas? I wibruje to pytanie w białej jak sam żywioł wstydu ciszy. A u nas? O jasny gwint, a u nas Lary Flynt! - słychać głos przychodzącego do przytomności narodu. Ale i tak jest za późno, oni idą dalej, bo i tak by szli. Idą i go niosą. Są z nim.

Co ja mam z nimi wszystkimi wspólnego, jak ja sam ze sobą nie mam nic wspólnego - mawiał Franz Kafka.

*

Gdy w roku 1981 Krzysztof Kieślowski realizował na Dworcu Centralnym w Warszawie film dokumentalny pod tytułem Dworzec, pojawiła się w pewnym momencie milicja i zaaresztowała cały nakręcony materiał.

Dopiero później, gdy nam już oddali te taśmy, dowiedzieliśmy się, że tej nocy pewna dziewczyna zamordowała swoją mamę, pokroiła ją na kawałki, wsadziła do dwóch walizek i włożyła te walizki do jednej ze skrytek na Dworcu Centralnym. (...) Zabrali nam tę taśmę w nadziei, że uda im się w ten sposób wykryć morderczynię. Okazało się, że nie sfotografowaliśmy tej morderczyni. (...) Ale co ja wtedy zrozumiałem? - pyta Kieślowski. - Że chcąc nie chcąc, zupełnie niezależnie od mojej woli i intencji mogłem stać się donosicielem. No dobrze, nie sfotografowaliśmy tej dziewczyny, ale gdybyśmy ją przypadkiem sfotografowali? Przecież mogliśmy. Gdybyśmy kamerę obrócili w lewo zamiast w prawo, być może byśmy ją sfotografowali i stałbym się współpracownikiem policji.

Otóż opisane w powyższym fragmencie rozterki moralne są pozorne. Zbrodnia, o której mowa, była swego czasu głośną i bardzo szczegółowo opisywaną zbrodnią. Matkobójczyni była cały czas doskonale znana policji, była główną podejrzaną, była bez przerwy obserwowana, przesłuchiwana itd. Do jej aresztowania wystarczył detal - na przykład porządniejsze niż za pierwszym razem zbadanie śladów pozostawionych w mieszkaniu. Istniała tylko kwestia czasu (krótkiego) i oswojenia się funkcjonariuszy z istotnie trudną do pojęcia prawdą, iż to śliczne dziewczę ma rzadki dar: umie mianowicie z prawdziwie rzeźnicką wprawą ćwiartować, a ścięgna tnie jak urodzony chirurg. (Zaplecze psychologiczne zbrodni było zresztą powikłane, wymierzono w końcu, jeśli dobrze pamiętam, najniższą z możliwych karę.) Nie w tym rzecz. Rzecz w tym, iż obecność lub nieobecność matkobójczyni na taśmie nakręconej przez Krzysztofa Kieślowskiego nie miałaby żadnego decydującego czy demaskującego znaczenia, bo i tak wszyscy by wiedzieli, iż oto została sfotografowana osoba dobrze wszystkim znana. Podobnie jak niestety sfotografowana (na przykład w filmie Niebieski) przez Krzysztofa Kieślowskiego wolność. Została ona triumfalnie i demaskatorsko sfotografowana, i wyszło mu, iż nie ma wolności czystej, choć wszyscy w koło od dawna wiedzieli, iż nie ma wolności czystej. Pisałem o tym swego czasu i nie będę się powtarzał.

Śmierć artysty być może niejedno zmienia w jego dziele, ale jej działania w zakresie skali prawdy w tym dziele obecnej muszą być nikłe. Kieślowski wspomina w swej autobiografii, jak to Wajda nakłaniał go swego czasu do zajęcia się klasyką. "Słuchaj, weź dobrą sztukę, którą ktoś kiedyś napisał - na przykład Szekspir albo Czechów - i zrozumiesz, jak piękne jest odkrywanie tego, co już zostało napisane". Jedynym klasycznym tekstem, po który sięgnął Kieślowski, był Dekalog, i był to wybór mający, delikatnie mówiąc, wszystkie wady swoich zalet.

Śmierć Krzysztofa Kieślowskiego bardzo mnie poruszyła i dałem temu wyraz w tym miejscu. Było to rok temu i wtedy też, moim zdaniem, odbył się jego pogrzeb. Jestem dumny, iż retrospektywy twórczości mojego rodaka odbywają się w ważnych stolicach świata. I jest mi zarazem najzupełniej obojętne, że nie pójdę na krajową retrospektywę jego twórczości.

 

* Jerzy Pilch "Tezy o głupocie, piciu i umieraniu", 1997