Archiwum  

¯ycie z dnia 2001-02-23

 

Poeta Pegaza

Marcin ¦wietlicki



Jeszcze niedawno uwa¿any za gwiazdê m³odej poezji, dobiega czterdziestki. Liczba zajêæ, jakich siê ima, ¿eby zarobiæ na chleb, jest imponuj±ca. Marcin ¦wietlicki: korektor w "Tygodniku Powszechnym", lider rockowych ¦wietlików, prezenter telewizyjnego "Pegaza", sta³y pasa¿er poci±gu relacji Kraków-Warszawa, za swoje g³ówne zajêcie uwa¿a jednak pisanie.

Od 1993 r., gdy debiutowa³ tomikiem wierszy, Marcin ¦wietlicki, z poety uto¿samianego z m³odzieñczo¶ci± sta³ siê dzi¶ klasykiem.
"¦wietlicko¶æ" sta³a siê wytrychem dla krytyków zajmuj±cych siê m³od± literatur±. Chc±c opisywaæ literaturê m³odszego pokolenia, do ¦wietlickiego "trzeba" siê odnosiæ.
- M³odzi poeci te¿ za swój obowi±zek uwa¿aj± odnie¶æ siê do tego, co ¦wietlicki stworzy³. Nie jest on jednak uwa¿any za mentora. Raczej za kolegê - mówi Tadeusz D±browski, poeta z Gdañska, rocznik 1979.
O ile jeszcze kilka lat temu o samym ¦wietlickim mówiono, ¿e jest przedstawicielem o'haryzmu (od nazwiska amerykañskiego twórcy) w polskiej literaturze, o tyle dzi¶ sam da³ swoim nazwiskiem nazwê dla okre¶lenia zjawisk wystêpuj±cych w nowej polskiej poezji.

Poeta publiczny

Choæ m³odszy od ¦wietlickiego o pokolenie, Tadeusz D±browski przyznaje siê do fascynacji jego twórczo¶ci±. Podobnie jest z innymi adeptami pióra. ¦wietlicki, chc±c nie chc±c, jeszcze przed czterdziestk± sta³ siê klasykiem, od¿egnuj±c siê w swej poezji od klasycyzmu i powinno¶ci poety.
- Ironi± losu jest fakt, ¿e Marcin wyznaj±cy w swoich wierszach prawo do prywatno¶ci, sta³ siê jednym z najbardziej publicznych poetów w polskiej literaturze - mówi Pawe³ Dunin-W±sowicz, publicysta, autor "Parnasu-Bis", s³ownika polskiej m³odej literatury.
Dzi¶ ¦wietlicki dzieli czas miêdzy pisanie wierszy, pracê w korekcie "Tygodnika Powszechnego", prowadzenie odnowionego "Pegaza" w I programie telewizji publicznej, koncerty z w³asnym zespo³em rockowym, którego gwiazda ostatnio przyblad³a i wychowywanie syna.
Wielu innych tzw. poetów m³odego pokolenia zatrzyma³o siê w rozwoju twórczym. Niespe³na 40-letni ¦wietlicki wyró¿nia siê na tym tle: nie zakoñczy³ artystycznego rozwoju na ho³ubieniu w³asnej m³odo¶ci.
Najnowszy tomik jego poezji "Czynny do odwo³ania", który wkrótce siê uka¿e, wydaje siê byæ po¿egnaniem z wizerunkiem poety pokoleniowego.
Zreszt± ¦wietlicki od bycia poet± pokoleniowym zawsze siê od¿egnywa³.
Ju¿ w wierszu "Polska", gdy po otrzymaniu w 1990 roku Nagrody Poetyckiej "bruLionu", zacz±³ byæ rozchwytywany, konstatowa³:

Wydaje im siê, ¿e maj± swojego poetê.
A ja odczekujê ironiczn± gorzk±
chwilê, krzywiê siê
i triumfalnie zaprzeczam

Przepustka do niewie¶cich serc

¦wietlicki urodzi³ siê w 1961 r. w Lublinie, ale wychowa³ siê w Piaskach, miejscowo¶ci opisanej ¶wietnie przez Isaaka Bashevisa Singera w "Sztukmistrzu z Lublina".
- Mój ojciec jest historykiem regionalist±. To dziêki niemu mia³em ¶wiadomo¶æ miejsca, gdzie siê urodzi³em, oraz ¶wiadomo¶æ historii - mówi ¦wietlicki.
W 1984 r., gdy skre¶lono go z listy studentów Uniwersytetu Jagielloñskiego (studiowa³ polonistykê, ale rzadko na studia uczêszcza³), poszed³ do wojska. Gdyby dzi¶ znalaz³ siê w za³odze obs³ugi mo¼dzierza, poradzi³by sobie. - Mog³em siê od wojska wymigaæ, ale kombinowanie zawsze mnie brzydzi³o, wydawa³o mi siê niemêskie. Powoli zapominam, jak tam by³o. Koszmarne sny wypiera siê z pamiêci - mówi.
Po powrocie z wojska zacz±³ pracowaæ - jak mówi - jako goniec i sekretarka w jednej z instytucji kulturalnych. - Pracowa³y tam same kobiety, nic wiêc dziwnego, ¿e by³em ho³ubiony - wspomina.

ON tu debiutowa³

Czytaæ nauczy³ siê, gdy mia³ piêæ lat i czytanie do dzi¶ pozosta³o jego g³ównym zajêciem. - Czyta³em wszystko, co wpad³o mi w rêce: poezjê, prozê, encyklopedie, krymina³y.
- Tym siê wyró¿nia, ¿e czytaj±c nie kieruje siê ¿adnymi hierarchiami czy modami literackimi i do tego nie ¿a³uje ¿adnej przeczytanej linijki - mówi Pawe³ Dunin-W±sowicz.
Razem z czytaniem ¦wietlicki nauczy³ siê pisaæ. Choæ pierwszy tomik poezji opublikowa³ ju¿ jako trzydziestolatek, pierwsze wiersze zacz±³ publikowaæ pod pseudonimem kilkana¶cie lat wcze¶niej. Nie chce siê przyznaæ, jaki to by³ pseudonim.
Najstarsze znane utwory ¦wietlickiego pochodz± z 1978 r. z tygodnika "Radar". Choæ oficjalnie "Radar" by³ organem komunistycznej organizacji m³odzie¿owej, zajmowa³ siê promowaniem m³odej literatury. Wiersze ¦wietlickiego, jak wielu innych poetów "Radaru", przesz³y niezauwa¿one. Potem publikowa³ w lubelskim "Akcencie", który po latach chwali³ siê, ¿e ON tu w³a¶nie debiutowa³.
Lublin szybko dla ¦wietlickiego sta³ siê za ma³y. Do dzi¶ deklaruje, ¿e lubi du¿e miasta, choæ Kraków, gdzie siê przeprowadzi³, sta³ siê dla niego ju¿ za ma³y.
Do Warszawy jednak, jak zapewnia, nigdy siê nie przeprowadzi. Z Polski te¿ nie wyjedzie. - Ze wzglêdu na jêzyk. Kiedy jestem gdzie¶ za granic±, nie mogê siê nadziwiæ, ¿e ludzie mówi± jakim¶ innym jêzykiem. Kilka razy czyta³em przet³umaczone swoje wiersze, ale czu³em, jakby nie by³y moje - mówi.

Mi³osza specjalnie nie obesz³o

Kto odkry³ ¦wietlickiego jako dobrego poetê, pozostaje zagadk±. Za wkroczenie na salony literackie ¦wietlickiego nale¿y uznaæ jego wspó³pracê z pismem mówionym "Na g³os". Po tym debiucie przyszed³ czas na publikacje w "Tygodniku Literackim" i "Po prostu", gdzie Piotr Bratkowski og³osi³, ¿e wiersze ¦wietlickiego s± debiutem literackim dwudziestolecia.
Bardziej znany sta³ siê jednak dopiero, gdy w 1990 r. otrzyma³ nagrodê "bruLionu", "kultowego" pisma, redagowanego przez Roberta Tekieliego. Z dnia na dzieñ o jego wiersze zaczê³y zabiegaæ znane pisma literackie, a ¦wietlicki sta³ siê gwiazd±.
W 1992 r., gdy do Krakowa przyjecha³ Czes³aw Mi³osz, m³odego poetê zaproszono na spotkanie z noblist±. ¦wietlicki wyst±pi³ w towarzystwie muzyków rockowych i w akompaniamencie ostrego rocka wykrzycza³ swoje wiersze.
- Mi³osza zdaje siê specjalnie to nie obesz³o, s³ysza³em, ¿e powiedzia³ tylko z lekcewa¿eniem: znam to z Ameryki - wspomina ¦wietlicki. Mi³osz dla ¦wietlickiego jednak do dzi¶ jest punktem odniesienia.

...W s³uchawce odezwa³ siê
Czes³aw
Mi³osz zdecydowanie g³osem Czes³awa Mi³osza.
- Tu Czes³aw Mi³osz - powiedzia³. - Z kim mówiê - zapyta³.
- Marcin ¦wietlicki - odpowiedzia³em, zgodnie z prawd±, g³osem
Marcina ¦wietlickiego. - To ja poproszê z kim innym -
powiedzia³ Czes³aw Mi³osz.

- pisze poeta w swoim najnowszym tomiku w wierszu "Rozmawianie (na koniec wieku)".
W wypowiedzi za¶ dla "Gazety Wyborczej" pytany, jak chcia³by umrzeæ, mówi³, ¿e po roztrwonieniu resztek z Nagrody Nobla.

Spe³nienie marzenia nastolatka

Wystêp przed Mi³oszem mo¿na uznaæ za pocz±tek ¦wietlików. - ¦wietliki to spe³nienie marzenia ka¿dego chyba nastolatka o posiadaniu w³asnego zespo³u rockowego. Choæ akurat ja o tym nigdy nie marzy³em - mówi.
W wywiadzie dla "Machiny" ¦wietlicki stwierdzi³, ¿e zespó³ za³o¿y³ zniechêcony przetrzymywaniem przez Tekieliego jego tomiku w szufladzie.
M³odzi kontestatorzy maj± ¦wietlickiemu za z³e, jak mówi±, rozmienianie siê na drobne. ¦wietlicki nie stroni od kultury uznawanej przez zbuntowanych za nisk±. W 1994 r. ¦wietliki da³y koncert na festiwalu w Opolu. Podobnym kamieniem obrazy dla wielbicieli wizerunku buntownika by³o opublikowanie wiersza i wywiadu w "Polityce".
- Pisz±c wiersze, jestem zawsze w kontakcie z kultur± wysok±. Jednocze¶nie mentalnie jestem przedstawicielem kultury niskiej i w³a¶nie z tego spiêcia robi siê poezja - mówi³ w wywiadzie.

W nastroju nieprzysiadalnym

Dla ludzi tzw. pokolenia e-generacji przekaz ¦wietlickiego, czêsto mówi±cego ich jêzykiem, przesta³ byæ ciekawy. Inna rzecz, ¿e niektóre zwroty z jego utworów przeniknê³y do jêzyka tego pokolenia; tyle ¿e wielu nawet nie wie, i¿ mówi±c "jestem w nastroju nieprzysiadalnym", cytuj± ¦wietlickiego.
Sam poeta swojego najbardziej znanego cytatu ju¿ nie lubi. Daje temu wyraz w najnowszym tomiku:

...znów pada banalne:
czy jeste¶ dzisiaj przysiadalny? Da³bym
wiele za to, by ju¿ przy mnie nie
cytowano mnie, nie, to nie jest przyjemne,
a nadto nie mam ani grosza,
a oni pragn±, by im postawiæ

¦wietlicki przyznaje, ¿e koncertowanie przychodzi mu z du¿ym trudem. Jak mówi, koncert jest aktem bohaterstwa z jego strony, bo dla niego, cz³owieka opowiadaj±cego siê za intymno¶ci±, ka¿dy publiczny wystêp jest przezwyciê¿aniem samego siebie.
Jest w tym jednak sporo kokieterii. Zagra³ przecie¿ w filmie Wojciecha Smarzowskiego "Ma³¿owina" i dzia³a na wielkim forum, jakim jest telewizja.

Dwóch b³aznuj±cych d¿entelmenów

Wspólnie z Grzegorzem Dyduchem, te¿ "¶wietlikiem", ¦wietlicki prowadzi od roku "Pegaz", program kulturalny o najd³u¿szej tradycji w historii telewizji. ¦wietlicki i Dyduch zerwali zreszt± z dotychczasow± stylistyk± tego programu, do której zwykle nawi±zywali kolejni jego twórcy.
"W nowym >> Pegazie<< wszystko jest g³upkowate - od kamery, która czyni rozmaite wygibasy, po dwóch b³aznuj±cych d¿entelmenów, którzy ca³e to widowisko prowadz±" - opisywa³ niedawno program na ³amach ¯YCIA Ryszard Legutko, nie wymieniaj±c zreszt± ¦wietlickiego z nazwiska.
- To wielko¶æ dêta przez ¶rodowisko, na szczê¶cie jego czas siê koñczy - ucina rozmowê na temat ¦wietlickiego prof. Legutko.
Tadeusz D±browski nie uwa¿a, by ¦wietlicki przesta³ pisaæ dobre wiersze. - Jego poezja z najnowszego tomiku nie pozwala na konstatacjê, jakoby ¦wietlicki skoñczy³ siê jako poeta, ale nie pozwala te¿ spodziewaæ siê, ¿e jeszcze siê rozwinie - mówi.
Podstawowym zarzutem pod adresem nowej poezji sformu³owanym przez Juliana Kornhausera jest bezideowo¶æ. ¦wietlicki z innymi poetami, Marcinami - Sendecim i Bareanem, odgry¼li siê Kornhauserowi w wierszu:

Napisaliby¶my wiersze
pe³ne niez³ych idei
lub jakichkolwiek.
Ale, drogi Julianie,
¿adna nie stoi za oknem.
Tak, za oknem ni chuja idei

Wojciech Wencel, zwi±zany ze ¶rodowiskiem "Frondy", atakuj±cy ¦wietlickiego z podobnego co Kornhauser powodu, te¿ niechêtnie rozmawia o ¦wietlickim. Kiedy¶ napisa³, ¿e problemy ¦wietlickiego to problemy Mariuszów i Patryków z trzeciej klasy LO, i nazwa³ go twórc± odmiany literatury dla m³odzie¿y.
- Mam ju¿ dosyæ wystêpowania w charakterze oponenta ¦wietlickiego, zw³aszcza ¿e uwa¿am go za dobrego poetê. Wiem jednak, ¿e m³ode ¶rodowisko literackie uwa¿a go za bledn±c± gwiazdê - mówi Wencel.

Motory napêdowe

¦wietlicki, który zerwa³ ze ¶rodowiskiem "bruLionu" po nawróceniu siê Roberta Tekieliego na katolicyzm, uwa¿a, ¿e poezja promowana teraz przez to pismo (a tak¿e przez "Frondê") s³u¿y wy³±cznie wype³nianiu obowi±zków. - A poezja ¿adnych obowi±zków nie ma - mówi.
Przyznaje siê do wiary w Boga, choæ do ko¶cio³a dawno przesta³ chodziæ. Nie do koñca wierzy w szczero¶æ przemiany swoich dawniejszych kolegów z "bruLionu". - Bardziej do mnie przemawiaj± takie nawrócenia, gdy grzesznik staje siê ¶w. Franciszkiem, a nie Ignacym Loyol±.
Wzorem chrze¶cijan s± dla niego ludzie z "Tygodnika Powszechnego", przede wszystkim nie¿yj±cy ju¿ - ks. Józef Tischner i Jerzy Turowicz.
"Tygodnik" dla ¦wietlickiego jest oaz±. Jak twierdzi, praca korektora przy Wi¶lnej w Krakowie jest dla niego motorem napêdowym. - Etat sprawia, ¿e codziennie mam powód, by wstaæ z ³ó¿ka i udaæ siê do centrum miasta. Gdyby nie "Tygodnik", spêdza³bym wiêkszo¶æ czasu, gapi±c siê w sufit - mówi.
Drugim motorem napêdowym jest dla niego syn. Sprawia wra¿enie ojca zaprzyja¼nionego ze swoim dzieckim. Mimo etykietki buntownika, gdy odmawia dziecku kupna s³odyczy lub kolejnej talii "Pokemonów", wydaje siê byæ konserwatywny.
Wkrótce uka¿e siê skandalizu-j±ca powie¶æ "Katecheci i frustraci", o ¶rodowisku krakowskich elit, autorstwa... Marianny ¦wieduchowskiej. ¦wietlicki nie przyznaje siê, jakoby by³ jej autorem.
Jaki prywatnie jest piewca prywatno¶ci? Sprawia wra¿enie cz³owieka nieco zagubionego, gdy w mie¶cie, które zna na pamiêæ, b³±ka siê tras± wyznaczon± przez kolejne knajpy i puby. Pali camele, pije wódki kolorowe, ale szczególnym sentymentem darzy "Monastyrkê" ze ¶liwek.
Ludzi, których spotyka, traktuje ciep³o. Oni mu odwzajemniaj± siê tym samym. Choæ czêsto siê u¶miecha, jest w tym u¶miechu smutek. Dlaczego? Mo¿e dlatego:

Skoñczy³o siê dzieciñstwo.
Baczno¶æ - mówi Pani.
Napiszemy felieton do
kolorowego
pisemka. To doprawdy jest
zajêcie dla prawdziwych
mê¿czyzn. I poprowadzimy
telewizyjny program kulturalny.
Mieli¶my ton±æ, jednak utrzymamy
siê na powierzchni. I skoñczy³o
siê dzieciñstwo.

 
 
Cezary Gmyz