Polityka - 13 maja 2010 

 

Joanna Solska

Nasi tropią ropę

Szejkom zmiękła rura

 

Na warszawskim parkiecie znów zapachniało wielką ropą. Tym razem ma trysnąć Janowi Kulczykowi. Kupując akcje Kulczyk Oil Ventures (KOV) możemy zrobić podobny interes, jak w 2007 r. na udziałach Petrolinvestu Ryszarda Krauzego.

 

Za papiery Petrolinvestu w chwili debiutu giełdowego inwestorzy płacili po 227 zł, co oznaczało, że wyceniają wartość firmy na prawie 1,3 mld zł (462 mln dol.). Lada moment spółka miała się dowiercić do bogatych złóż ropy w Kazachstanie. Ich zasoby szacowano na ponad 2 mld baryłek. Niedługo potem akcje skoczyły do 700 zł za sztukę, dziś można je kupić za 17 zł, bo ropa do tej pory nie trysnęła. Petrolinvest ciągle nie zarabia pieniędzy, a coraz więcej ich potrzebuje na wiercenia.

Jan Kulczyk ma nadzieję, że po debiucie wartość jego spółki wyniesie około 1,3 mld dol. (z rynku chce ściągnąć aż 756 mln zł). Trudno się jednak zorientować, co ma się na nią złożyć. Dotychczas poniesione inwestycje tak wysokiej wyceny nie uzasadniają. Szacowane zasoby surowca także są dziesięciokrotnie mniejsze niż Krauzego. Zarejestrowana w Kanadzie Kulczyk Oil Ventures ma mniejszościowe udziały w spółce poszukującej ropy w Brunei, może też wiercić w Syrii. Sam Kulczyk podkreśla, że od Petrolinvestu różni go m.in. to, że ryzyko w jego spółce jest zdywersyfikowane w różnych krajach. Już po debiucie na parkiecie KOV stanie się właścicielem ukraińskiej spółki Kub Gas, produkującej gaz. Na razie nie ma za nią czym zapłacić, bo spółka Kulczyka do tej pory przynosiła straty. Dopóki ropa nie tryśnie, ukraińska spółka będzie jedynym źródłem przychodu Kulczyk Oil Ventures. Petrolinvest żadnych przychodów nie ma oprócz 70 mln zł, które w 2009 r. zarobił na handlu gazem LPG.

Na tropie ropy

Dla Ryszarda Krauzego Petrolinvest jest ostatnim szańcem, w którym bronić się może przed wypadnięciem z wielkiego biznesu. Dla Jana Kulczyka inwestycje w ropę - szansą, by do niego wrócić. Chciałby znów być wielkim graczem w energetyce, zaoferował rządowi chęć zakupu Lotosu wspólnie z libijskim Tamoilem, chce budować elektrownię na Pomorzu i Białorusi. Krauzemu dramatycznie brakuje pieniędzy, doktor Jan ciągle jest zaliczany do grona najbogatszych Polaków. Obu łączy to, że swoje marzenia o wielkiej ropie usiłują sprzedać innym: to akcjonariusze kontrolowanych przez nich spółek mają zapłacić za poszukiwania surowca. Przy okazji oferują im całe związane z tym ryzyko. (Jan Kulczyk zamierza mieć w KOV 25 proc. akcji, Krauze już ma tylko 18 proc. w swojej spółce, zaś jego kazachscy partnerzy 20 proc.). Przykład Petrolinvestu pokazuje, że nie jest to najlepszy sposób organizacji akcjonariatu. Drobni inwestorzy są bowiem niecierpliwi. Kupują akcje, żeby na nich szybko zarobić. Jeśli jednak ropy ciągle nie widać, ich cena leci na łeb, na szyję.

Na ropie zarobić może tylko ktoś, kto w jej poszukiwanie włoży własne ogromne pieniądze. Francuski Total tylko w ubiegłym roku w różnych regionach świata zainwestował 10 mld euro, z tego 3 mld euro w Kazachstanie. Kulczyk jednak, jak widać, własnymi pieniędzmi ryzykować nie chce.

Obok wielkich graczy pieniądze na szukaniu czarnego złota usiłuje zarobić liczne grono małych firemek, z których każda marzy, że trafi los podobny do tego, jaki wyciągnął kanadyjski Hurricane. W połowie lat 90. Kanadyjczycy, podobnie jak Petrolinvest teraz, mieli koncesję od rządu kazachskiego na szukanie ropy. Także byli pewni, że ją znajdą. Ale żeby tak się stało, trzeba mieć ogromne pieniądze na wiercenia. - Jeden odwiert na głębokości 6 km, a tak głęboko położone są złoża w tym kraju, kosztuje 40-60 mln dol. - twierdzi Paweł Gricuk, prezes Petrolinvestu. Kanadyjczycy rozpaczliwie szukali kogoś, kto te poszukiwania sfinansuje. Zgłaszali się nawet do naszego PGNiG z propozycją odstąpienia 20 proc. koncesji w zamian za zrobienie odwiertów. Polska firma uznała, że propozycja pachnie przekrętem.

W końcu Hurricane zdobył pieniądze na giełdzie w Toronto. W wyniku wierceń okazało się, że zasoby wynoszą 500 mln baryłek. Kazachski rząd zmusił wprawdzie Kanadyjczyków, żeby sprzedali firmę Chińczykom, ale ci zapłacili godziwą cenę 4,5 mld dol.

Mają mieć

Żeby marzyć o losie, który trafił się Kanadyjczykom, nie wystarczy mieć szczęście. W rejonach poszukiwania ropy, czyli w Kazachstanie, na Bliskim Wschodzie, Rosji, firm takich jak Petrolinvest czy Kulczyk Oil Ventures jest wiele. Kupiły koncesje, zapłaciły geologom za zdjęcia sejsmograficzne, z których wynika, że w złożu na pewno coś jest. Nie da się jednak powiedzieć, czy to ropa, czy też gaz lub woda. Prawdopodobieństwo wystąpienia ropy na tych terenach jest duże, ale zamiana tego w pewność - niezwykle kosztowna. Krauze już przekonał się, jak bardzo, Kulczyk na razie jest w stanie oszacować tylko wstępne wydatki. Żeby wyścig po czarne złoto zakończył się sukcesem, trzeba bowiem pokonać trzy wysoko ustawione poprzeczki. Krauze po trzech latach właśnie zwalił drugą, Kulczyk dopiero przeskoczył pierwszą.

Tą pierwszą jest możliwość wiercenia na obszarach zawierających w ziemi tzw. zasoby perspektywiczne. Ich wielkość określa się na podstawie badań geosejsmicznych i próbnych odwiertów. Petrolinvest tylko w dużym złożu w Kazachstanie (OTG) szacuje je na 2 mld baryłek. Prócz tego ma kilka małych. Z kolei Kulczyk w Brunei i Syrii łącznie badane złoża szacuje na 164 mln baryłek, są one jednak położone płyciej niż te kazachskie. Rynkowa wartość firmy, mającej tylko złoża perspektywiczne, liczona jest nisko, 10-20 centów za baryłkę.

Kulczyk Oil Ventures w prospekcie chwali się złożami warunkowymi w Brunei, ocenianymi na 51 mln baryłek. To coś więcej niż złoże perspektywiczne, ponieważ ropa jest pewna. W tym przypadku wiadomo o tym, ponieważ przed laty wydobywał ją w tym miejscu Shell. Z jakiegoś powodu jednak zrezygnował. Może nie opłaciło się jej wydobywać, może było to zbyt trudne, nie wiadomo. Nie wiadomo też, czy poradzi sobie KOV ani też, ile go to będzie kosztować. Okaże się, jak zacznie wiercić.

O sukcesie można mówić dopiero, gdy złoże uzyska status potwierdzonego. Z odwiertu ropa musi nie tylko trysnąć, ale złoże trzeba zacząć eksploatować. Wtedy cena firmy poszukiwawczej rośnie do 3 dol. za baryłkę. Żeby jednak tak się stało, w wiercenia trzeba zainwestować sporo pieniędzy. Na starcie nie sposób nawet przewidzieć ile. Kulczyk Oil Ventures ani Petrolinvest nie mają w zasadzie złóż potwierdzonych. Ma je spółka ukraińska, którą firma Kulczyka dopiero ma kupić, jak uzyska pieniądze z giełdy. Jej złoża są jednak malutkie, zaledwie 3,8 mln baryłek. W dodatku, nie bardzo wiadomo, kto jest jej właścicielem.

KOV, żeby zacząć szukać ropy, potrzebuje około 190 mln dol. Uzyska je na giełdzie. Skąd będzie brał pieniądze, gdy trzeba będzie wydać więcej? Nie wiadomo. W prospekcie emisyjnym nie ma słowa o tym, że jakieś zobowiązania inwestycyjne podejmują partnerzy większościowi w Brunei. Losów spółki przewidzieć więc nie sposób. Na tym etapie akcjonariusze zapłacą tylko za marzenia.

Szarża ułańska

Wielkości koniecznych wydatków nie przewidział także Ryszard Krauze. Już na starcie popełnił poważny błąd - zamiast sprzedać więcej akcji (chętnych było wielu, można było uzyskać z giełdy nawet 1 mld zł), postanowił szukanie ropy finansować kredytem z PKO BP. Jego zamiar był czytelny - sprzeda więcej papierów, gdy ich cena stanie się wyższa. Bank okazał się jednak jeszcze mniej cierpliwy niż drobni akcjonariusze. Żeby spłacić część zobowiązań, Krauze musiał sprzedać latyfundium rolne na Żuławach. W dodatku kredyt okazał się za mały. W ciągu trzech lat Petrolinvest wydał w Kazachstanie na poszukiwanie ropy 300 mln dol., a efektów nie widać. Przestały skutkować wysyłane do mediów przecieki, że jeszcze trochę, że są coraz bliżej, że właśnie zaczęli kolejny odwiert. Wszystko zgodne z regułą, że dopóki ropa nie tryśnie, kierowanie spółką polega na umiejętnym dawkowaniu informacji podgrzewających emocje akcjonariuszy. Żeby czuli jej zapach i nie przestawali liczyć potencjalnych zysków.

Brak pieniędzy Petrolinvest nadrabiał ułańską fantazją. Dawni pracownicy PGNiG zatrudnieni przez Krauzego wydawali się w branży naftowej bardzo doświadczeni. Kiedy jednak okazało się, że wiercić trzeba na głębokość aż 6 km, to doświadczenie było już za małe. A właśnie ten odwiert miał doprowadzić do sukcesu - ropa popłynie, złoże zostanie uznane za potwierdzone, a wtedy łatwiej będzie zorganizować kolejne pieniądze. I pewnie tak by się stało, gdyby rury nie zmiękły. Ropa wprawdzie trysnęła, ale wkrótce potem rury zostały zmiażdżone. Żeby test został uznany za sukces, ropa musi płynąć dłużej, traktuje się to jako dowód, iż złoże można eksploatować komercyjnie. Z braku środków zaoszczędzili na jakości stali, nadzieję szlag trafił. Zamiast ropy w zniszczonym odwiercie zaczęła się gromadzić płuczka.

Stało się jasne, że Ryszard Krauze na szukanie ropy jest za biedny. Petrolinvest stanął na skraju przepaści. Inwestorzy, którym tak bardzo zależało na zakupie akcji w chwili debiutu, po wybuchu kryzysu zniknęli. Paweł Gricuk jeździł po świecie, roztaczając przed funduszami perspektywy ogromnego zysku, jednak bez powodzenia. Nieudany odwiert, w którym zmiękły rury, zwrócił jednak na Petrolinvest uwagę ludzi francuskiego Totala, który też szuka ropy w Kazachstanie. Dla nich było jasne, że ropa w tym miejscu jest na pewno, ale Polacy nie mają pieniędzy, żeby to udowodnić. Totalowi trafiła się niezła okazja, Petrolinvestowi - szansa na drugie życie. Francuzi za 70 mln dol. odkupili od polskiej firmy połowę koncesji na największym polu OTG, tym z zasobami perspektywicznymi na 2 mld baryłek.

W Polsce niektórzy oburzali się, że za psie pieniądze sprzedaje się ropę wartą miliardy, nie zdawali sobie jednak sprawy, że bez tych pieniędzy Petrolinvest będzie musiał spakować manatki. Teraz tempo prac na roponośnym polu określa Total. On narzucił też Polakom program inwestycyjny. Na początek trzeba zrobić kolejny, tym razem w pełni profesjonalny, głęboki odwiert. Koszty (50-60 mln dol.) sfinansują Francuzi. Gdyby okazało się, że trzeba jednak robić kolejne dwa, to koncern oczekuje, że będą opłacone już po połowie.

Wielcy gracze, gdy pewni są sukcesu, wiercą do skutku. Trzy nietrafione na cztery wykonane odwierty uważane są za normę - podkreśla prezes Gricuk. Oznacza to, że wkalkulowują w swój biznesplan koszt 150 mln dol. na puste odwierty. Ułańska fantazja, z jaką wydają się szarżować na ropę niedoszli polscy szejkowie, zakłada, że trafić trzeba za pierwszym razem. Na drugi nie ma już pieniędzy.

Strzał w plecy

Wiadomość o umowie z Totalem akcjonariusze Petrolinvestu uznali za doskonałą, cena akcji wzrosła. Wiadomo, że polisą ubezpieczającą Francuzów od ryzyka politycznego są doskonałe stosunki prezydenta Sarkozy'ego z kazachskim prezydentem Nazarbajewem. Dodatkowo cenę akcji polskiej firmy podbiła umowa Gricuka z Europejskim Bankiem Odbudowy i Rozwoju, który (pod pewnymi warunkami) zdecyduje się zasilić kapitałowo firmę szukającą ropy.

Dwaj tak poważni partnerzy czynią całe przedsięwzięcie bardziej wiarygodnym. Dzień po tym, gdy cena akcji Petrolinvestu imponująco wzrosła, w plecy akcjonariuszom swojej firmy strzelił Krauze, sprzedając spory pakiet udziałów. Dlaczego? Bo dramatycznie brakowało mu pieniędzy. Akcje znów zdołowały. - Krauze nas wydoił - mówi z goryczą posiadacz małego pakietu akcji Petrolinvestu. - Chodziło mu tylko o to, by podpompować ceny i jak najkorzystniej sprzedać swoje akcje. Obecnie kosztują po 17 zł, co oznacza, że rynkowa wartość firmy szacowana jest na 175 mln dol, to jest mniej niż rynkowa wartość zasobów perspektywicznych na jednym tylko złożu - OTG.

Jakie będą dalsze losy Petrolinvestu? Na razie firma ma nóż na gardle, jej sytuacja finansowa jest fatalna. Petrolinvest musi zwrócić bankowi kazachskiemu 37 mln dol., których nie ma na koncie. Nie zanosi się, by Ryszard Krauze je wyłożył. Zwłaszcza że PKO BP trzeba jeszcze zwrócić 80 mln dol. Wprawdzie rząd kazachski ostatnio przedłużył firmie koncesję na kolejne pięć lat (stara traciła ważność w marcu 2011 r.), ale teraz trzeba z nim uzgodnić szczegółowy plan inwestycyjny. Do jakich inwestycji może zobowiązać się spółka, która nie ma pieniędzy? Jeśli pierwszy odwiert, zrobiony za pieniądze Totala, okaże się trafiony, łatwo będzie pożyczyć pieniądze. Jeśli nie - Francuzi prawdopodobnie zaczną przejmować kontrolę nad Petrolinvestem. Dla akcjonariuszy firmy nie byłaby to wcale zła wiadomość.

Na złożu OTG ropa jest, Petrolinvest przez te trzy lata bardzo się do niej zbliżył. Wystarczy wyciągnąć rękę, trzeba w niej mieć jednak spory zwitek dolarów. Paweł Gricuk szacuje wartość inwestycji, jakie trzeba ponieść na złożu OTG, jeszcze na 1,5 mld dol. Pierwsza ropa popłynie nie wcześniej jak w 2012 r. Jeśli ktoś dzięki niej zostanie szejkiem, to raczej nie Krauze. A Kulczyk? Za wcześnie dziś mówić.