Przegląd - 12/2009
Krzysztof Kęciek
Posępne groby wampirów
Zmarłych, podejrzanych o to, że szkodzą żywym, przebijano, wiązano, obciążano kamieniami
Wiara w wampiry jest tak stara jak ludzkość. W wielu kulturach świata ludzie byli pewni, że niekiedy zmarli wstają z grobów, spragnieni krwi żywych. Podejmowano więc drastyczne środki, aby się przed nimi bronić.
Ciało martwej kobiety było nabrzmiałe i cuchnęło straszliwie. Z ust zmarłej kapała krew. W całunie na wysokości warg widoczna była dziura. Kapłan lub grabarz wenecki, który zobaczył ten przerażający widok, z pewnością przeżegnał się, zdjęty trwogą. Był pewien, że odnalazł wampirzycę, która żywi się ludzką krwią. Bez wahania chwycił kamień i wbił go w usta "nie-umarłej".
Po wiekach na wysepce Lazzaretto Nuovo, położonej 3 km na północny wschód od Wenecji, archeolodzy odnaleźli szkielet z kamieniem między zębami. Odkrycia dokonano w 2006 r., ale poinformowano o nim dopiero w marcu br. Szczątki domniemanej wampirzycy poddał szczegółowym badaniom Matteo Borrini, archeolog i antropolog z uniwersytetu we Florencji. "Wampiry nie istnieją, ale to znalezisko świadczy, że ludzie wtedy w nie wierzyli. Po raz pierwszy mamy tu dowód egzorcyzmu wampira", powiedział naukowiec.
Na wyspie Lazzaretto Nuovo od 1468 r. znajdował się szpital dla chorych na dżumę, będący jednocześnie miejscem kwarantanny. Epidemie tej straszliwej choroby bardzo często nawiedzały Wenecję, wielkie, portowe miasto, do którego przybywali kupcy i pełne szczurów okręty z całego świata. Kobieta, którą potem uznano za wampirzycę, zmarła na dżumę w 1576 r. w wieku ok. 60 lat i została pochowana w masowym grobie. W końcu XVI lub na początku XVII w. w Wenecji znów szalała zaraza. Otworzono stare groby, aby chować nowych zmarłych. "Oczywiście ciało kobiety zostało zniekształcone na skutek procesów rozkładu. Ale ludzie widzieli tylko nabrzmiałe zwłoki i dziurę w całunie. Myśleli więc: ona żyje, pije krew i zjada swój własny całun", wyjaśnia dr Borrini.
Człowiek, który wbił kamień w usta "wampirzycy", nie mógł wiedzieć, że otwór w całunie jest dziełem bakterii z ust. Liczył, że jeśli zakorkuje kamieniem wargi "nie-umarłej", ta wreszcie umrze. Z głodu.
Naukowcy przypuszczają, że ludzie wymyślali opowieści o wampirach, aby zrozumieć przyczyny epidemii, gdyż prawdziwych przecież nie znali. Zarazę uznawano za karę za grzechy, niekiedy za dzieło trucicieli, także Żydów.
Innym wyjaśnieniem był wampir, poprzez swe ukąszenia zarażający żywych. Mieszkańcy Wenecji pocieszali się, że jeśli "nie-umarli" krwiopijcy zostaną unieszkodliwieni za pomocą ostrych kołków czy kamieni, epidemia się zakończy.
Dzięki takim opowieściom mogli lepiej przetrwać koszmarny czas zarazy.
Z pewnością legendy o spragnionych krwi żywych trupach rodziły się po otwarciu grobów. "Obecnie ludzie kojarzą wampira z eleganckim arystokratą z książki Brama Stokera >>Drakula<<. Ale tradycyjny wampir był inny - to rozkładające się zwłoki", wyjaśnia Matteo Borrini.
Archeolodzy natrafiają na tzw. grobowce wampiryczne stosunkowo często. Najstarszy znany do tej pory, sprzed 4 tys. lat, odkryty został w pobliżu miejscowości Mikulovice we wschodnich Czechach. Podczas penetracji cmentarzyska z epoki żelaza archeolodzy zauważyli, że jeden ze zmarłych pochowany został nieco na uboczu. Szkielet przygniatały dwa duże kamienie, jeden położony na piersiach, drugi na głowie. Radko Sedlacek, kurator Muzeum Archeologicznego, nie ma wątpliwości, że pochowano tu jakiegoś odmieńca, którego uznano za wampira. Kamienie miały go powstrzymać przed nawiedzaniem żywych.
Brytyjski dziennikarz Gabriel Ronay, autor książki "Mit Drakuli", uważany za jednego z czołowych "wampirologów", zwraca uwagę, że podobny rytuał "antywampiryczny" - kamienie na grobach domniemanych krwiopijców, stosowali zamieszkujący Irlandię Celtowie, nazywający swoje wampiry Dearg-dul. Wierzono, że Dearg-dul przybierają postać pięknych dziewcząt, rzadziej młodzieńców, i uwodzą ludzi, aby zaznać z nimi zmysłowej rozkoszy i przy okazji wyssać krew. Te irlandzkie wampiry uważano za relatywnie "łagodne", ponieważ długo utrzymywały swoich kochanków przy życiu. W niektórych regionach Irlandii zwyczaj obciążania kamieniami "wampirycznych" grobów przetrwał aż do XVII w. Gabriel Ronay uważa, że być może ludy protoceltyckie, wędrujące po całej Europie, rozprzestrzeniły wierzenia wampiryczne. Ale to tylko jedna z hipotez, a jest ich wiele.
Niektórzy reprezentują pogląd, że Hunowie i inne ludy prototureckie, koczujące na mongolskim stepie, przejęły mity o nocnych krwiopijcach od Chińczyków. Ci ostatni opowiadali sobie, że osoby, które za życia skrzywdzono, po śmierci atakują żywych, aby wyssać z nich życiodajną energię qi. Zgodnie z powyższą teorią słowo "wampir" pochodzi od tureckiego słowa Uber, co znaczy wiedźma. Ale większość badaczy jest zdania, że słowo wampir pochodzi z języków słowiańskich (rosyjski upýr, bułgarski vampir, polski wąpierz). Wydaje się, że wiara w wampiry ma źródła indoeuropejskie, wywodzące się jeszcze z pierwotnych wspólnot w epoce kamienia. Prawdopodobnie narodziła się niezależnie od siebie w różnych kręgach kulturowych, "groby wampirów" pochodzące z wielu epok znajdowane są bowiem na całym świecie.
Nie brakuje ich także na ziemiach polskich. W Pawłowie koło Zawichostu archeolodzy odsłonili cmentarzysko kultury pucharów lejkowatych (ok. 3200-2400 r. p.n.e.). Niektórych zmarłych pochowano ze skrępowanymi rękami i nogami, innym obcięto głowy. Pewnego mężczyznę przed wrzuceniem do dołu przecięto na pół, dla pewności związano mu ręce, groby innych przyciśnięto kamieniami. To prawdopodobnie najstarsze w Polsce dowody "praktyk antywampirycznych".
Archeolodzy z toruńskiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika od wielu lat prowadzą w Kałdusie, niedaleko Chełmna, badania mające wzbogacić wiedzę o pogańskim kulcie Słowian. W roku 2007 znaleźli na wczesnośredniowiecznym cmentarzysku ślady praktyk, które miały chronić ludzi przed "powracającymi" zmarłymi. Jednym z najciekawszych znalezisk był grób z XI w. ze szczątkami mężczyzny i kobiety, którym ścięto głowy. Archeolodzy znaleźli również szkielety ułożone na boku lub na brzuchu - być może chodziło o to, aby wampir wgryzał się w ziemię.
Pochówki wampiryczne odsłonięto nawet na krakowskim Rynku.
W 2008 r. ok. 5 m poniżej obecnego poziomu Rynku, w piasku nienaruszonym działalnością człowieka, archeolodzy odnaleźli dobrze zachowany szkielet kobiety zmarłej prawdopodobnie między 20. a 30. rokiem życia w XI w. Została pochowana w rzędzie innych grobów, na osi wschód-zachód, z głową na zachód, zgodnie z chrześcijańskim obyczajem. Zmarłą skrępowano i ułożono na brzuchu, z pewnością uważając, że z jej strony istnieje niebezpieczeństwo dla żywych. Kobieta cierpiała na reumatyzm, miała mocno zniekształconą lewą dłoń. W średniowieczu wierzono, że wada fizyczna jest odbiciem jakiejś skazy na charakterze. Za wampiry uznawano więc inwalidów, karłów, garbatych, ludzi dotkniętych powodującą zmianę wyglądu chorobą, np. porfirią. Obawiano się również, że w krwiopijców mogą po śmierci przemienić się wyklęci przez Kościół, martwo urodzone dzieci, samobójcy. Niekiedy zdarzały się prawdziwe "epidemie wampiryzmu". Augustin Calmet (1672-1757), opat klasztoru benedyktynów w Senones w Lotaryngii, w dziele "Rozprawa o pojawianiu się duchów i wampirów" tak opisywał sytuację: "Nowe zjawisko ma miejsce od ok. 60 lat na Węgrzech i na Morawach, na Śląsku i w Polsce. Powszechnie powiada się, że można zobaczyć ludzi zmarłych od wielu lat lub od wielu miesięcy, którzy powracają, mówią, chodzą, niepokojąc wsie, zadają rany ludziom i zwierzętom, wysysają krew sąsiadów, zarażają ich chorobami i doprowadzają do śmierci. Uwolnić się od tych uciążliwych i męczących wizyt można jedynie poprzez odkopanie ciała zmarłego, obcięcie głowy, wypchanie słomą, wyrwanie serca i spalenie. Tych, którzy powracają, nazywa się upiorami i wampirami, co znaczy tle, co krwiopijca".
Niekiedy przerażeni wieśniacy zmuszali władze do interwencji. Tak było w 1725 r. we wsi Kisolowa, w pozostającej pod panowaniem Habsburgów Wojwodinie. Kiedy w krótkim czasie dziewięciu mieszkańców zeszło z tego świata, pozostali uznali, że to sieje śmierć zmarły niedawno wieśniak Piotr Plogojowitz, który zmienił się w wampira. Chłopi zażądali ekshumacji zwłok. Proboszcz i miejscowy oficer wojsk cesarskich nie chcieli się zgodzić, lecz gdy mieszkańcy zagrozili, że porzucą wieś - ustąpili. Po wykopaniu ciała okazało się, że w ustach domniemanego wampira widoczna jest krew (następstwo rozkładu). Zatrwożeni chłopi natychmiast przebili pierś "nie-umarłego" ostrym kołkiem, a w końcu spalili zwłoki na stosie.
Podobne praktyki stały się tak powszechne, że w 1755 r. cesarzowa Maria Teresa wydała rozporządzenie, zabraniające duchowieństwu urządzania pośmiertnych procesów zmarłym podejrzewanym o wampiryzm. Przypadki tego rodzaju mają być zgłaszane władzom politycznym, które przy pomocy biegłego lekarza ustalą, jakiego rodzaju i w jakim stopniu zaistniało oszustwo i jak należy ukarać winnych - rozkazała monarchini.
Niekiedy dawne lęki powracają. W 2005 r. w brytyjskim Birmingham rozeszły się pogłoski, że na ulicy Glen Park Road wampiry atakują ludzi. Reporter miejscowej agencji informacyjnej Newsteam napisał: "Kiedy słońce kryje się za dachami przy sennych ulicach, mieszkańcy biegną do domów, pospiesznie zabierając bawiące się dzieci, ponieważ po zapadnięciu zmroku grasuje spragniony krwi wampir. Doniesienia o tym, że napastnik w stylu hrabiego Drakuli kąsa niewinnych ludzi, sieją grozę w dzielnicach Birmingham, powodując, że wielu lęka się ciemności".