JOSEPH CUMMINS

POWSTANIE TAJPINGÓW: JEDEN Z NAJGORSZYCH KONFLIKTÓW W HISTORII

 

 

W powstaniu Tajpingów, czyli chłopskim buncie, który wybuchł w połowie XIX wieku w Chinach, walczyło więcej ludzi niż w jakiejkolwiek innej wojnie tamtego stulecia. Zginęło w nim więcej osób niż w jakimkolwiek konflikcie poza II wojną światową (liczba ofiar waha się od dwudziestu do czterdziestu milionów). Buntownicy o mały włos nie obalili rządzącej od wieków dynastii, a powstanie wpłynęło na przyszłe losy całego kraju. Mimo to niewiele osób spoza Chin dowiedziało się o tym wydarzeniu. Nieliczni też słyszeli o mesjanistycznym przywódcy buntu, Hong Xiuquanie, który podczas apokaliptycznej wizji doznał objawienia, jakoby był młodszym bratem Jezusa Chrystusa.

Istnieją fascynujące analogie między tym dziwnym, kryptochrześcijańskim buntem chłopskim z lat 1845-1864 a marksistowską rewoltą Mao Zedonga z połowy XX wieku. Podobnie jak Armia Czerwona Mao, wojsko Tajpingów Hong Xiuquana powstało w głębi kraju, orędowało za równością mężczyzn i kobiet oraz wprowadziło kolektywne reformy agrarne. Ręce Hong Xiuquana tak jak dłonie Mao zbroczyła chińska krew. Chociaż Hong Xiuquan nie zdołał objąć kontroli nad Chinami, jego mało znane powstanie stanowiło jeden z czynników, które złożyły się na sukces Mao.

PIERWSZA WOJNA OPIUMOWA

W latach trzydziestych XIX stulecia na chińskim tronie zasiadała mandżurska dynastia Qing, rządząca już od prawie dwustu lat. Rozbudowany system biurokracji scentralizowano w cesarskim Pekinie, skąd rozprzestrzeniał się na dalsze, głównie rolnicze, najczęściej zubożałe tereny Chin, których populacja sięgała czterystu milionów, czyli zwiększyła się ponad dwukrotnie od połowy XVIII wieku. Członkowie dworu cesarskiego byli wykształceni, lecz skupieni na wewnętrznych sprawach kraju. Na tronie zasiadał marionetkowy cesarz, kontrolowany przez potężnych, działających z ukrycia doradców mandaryńskich. Zagranicznym handlowcom, szczególnie Brytyjczykom i Francuzom, uważanym za barbarzyńców, pozwolono przebywać jedynie w obrębie specjalnych osiedli poza murami miasta portowego Guangzhou (Kanton). Nie powstrzymało to jednak Brytyjczyków przed zaopatrywaniem Chińczyków w opium. Kompania Wschodnioindyjska sprowadzała tony tego narkotyku z własnych plantacji w Indiach i wymieniała go na herbatę i jedwab. W tym samym czasie w Wielkiej Brytanii używanie go było zabronione. Wpływ tej substancji na chińskie społeczeństwo okazał się tragiczny w skutkach: tysiące uzależnionych robotników marniało w palarniach opium.

W 1839 roku pewien odważny urzędnik cesarski rozkazał zniszczyć brytyjskie magazyny opium w Guangzhou. Nakłonił dwór cesarski, by zagrożono Brytyjczykom zerwaniem stosunków handlowych, jeśli nie zaprzestaną sprowadzania narkotyku do kraju. To, co potem nastąpiło, stanowi jedno z najhaniebniejszych wydarzeń w dziejach Wielkiej Brytanii - w odpowiedzi zaatakowała ona Chiny i za pomocą nowoczesnej broni pokonała je całkowicie w tak zwanej pierwszej wojnie opiumowej. Traktat nankiński z 1842 roku, którego podpisaniem zakończyła się ta wojna, przyznawał Brytyjczykom więcej przywilejów handlowych niż któremukolwiek z pozostałych narodów handlujących z Chinami, dostęp do pięciu (a nie jednego) otwartych portów oraz wznowienie sprzedaży opium, którego dostawy w ciągu następnych trzydziestu lat wzrosły ponad dwukrotnie.

Z powodu tej poniżającej klęski poddani uznali dynastię Qing za słabą i niedołężną. Mniej więcej w tym samym czasie kraj dotknęły wylewy Żółtej Rzeki i Jangcy, wywołując głód w nadrzecznych dolinach. Nadchodziła odpowiednia chwila na przewrót.

Co ciekawe, podobna sytuacja (korupcja dynastii Qing pokonanej w wojnie, klęska głodu i epidemie) zaistniała również na początku XX wieku, kiedy Mao Zedong wchodził w wiek męski, a jego bohater, Sun Yat-sen, przygotowywał się do rewolucji, która raz na zawrze miała obalić dynastię mandżurską.

TAJEMNICZY CUDZOZIEMIEC

Hong Xiuquan, którego imię oznacza "syna niebios", urodził się w 1814 roku w południowo-wschodniej prowincji Guangdong jako Hong Huoxiu. Jego ojciec i dziadek byli rolnikami. Rodzina Honga należała do ludu Hakka, co dosłownie oznacza "przybyszów". Lud ten pochodził z centralnych równin, skąd w następstwie rozmaitych wojen domowych i klęsk głodowych stopniowo przenosił się na południe. Hakka posługiwali się innym dialektem niż Chińczycy z Guangdong, a ich kobiety nie przestrzegały zwyczaju krępowania stóp. Z tego powodu mężczyźni z innych plemion nie żenili się z nimi, a kultura Hakka pozostała endogamiczna *[Oznacza to, że członkowie ludu Hakka zawierali małżeństwa wyłącznie z przedstawicielami własnej grupy etnicznej].

Mimo skromnego pochodzenia rodowód rodziny Honga sięgał aż XII wieku. Jako dziecko Hong był nad wiek rozwinięty i bardzo wcześnie nauczył się czytać. Jego rodzina poniosła wiele wyrzeczeń, by mógł zostać urzędnikiem cesarskim. Wiosną 1836 roku, po zdaniu egzaminu kwalifikacyjnego w rodzinnej wiosce, Hong udał się aż do Guangzhou, aby przystąpić do państwowego egzaminu konfucjańskiego. Pozytywny wynik takiego egzaminu pozwalał pełnić służbę cywilną, co Chińczycy zawsze uważali za wielki zaszczyt; każdy uczony, który go zdał, miał zapewnioną pracę, a oprócz tego cieszył się dużym uznaniem ze strony najbliższych - mógł dosłownie defilować uliczkami swojej wsi.

Bardzo możliwe, że dwudziestodwuletni Hong znalazł się wtedy z dala od domu i najbliższych po raz pierwszy w życiu. Na pewno nigdy wcześniej nic odwiedzał tak wielkiego miasta. Jak każdy inny przyjezdny ze wsi, gapiąc się, wędrował rojnymi ulicami Guangzhou. Kiedy dotarł przed salę egzaminacyjną, jego oczom ukazał się niezwykły widok. Na rogu stało dwóch mężczyzn, miejscowy i cudzoziemiec odziany w chiński strój, z włosami zwiniętymi w węzeł. Cudzoziemiec spojrzał prosto na Honga i za pośrednictwem kantońskiego tłumacza powiedział tajemniczo: "Osiągniesz najwyższą rangę, lecz nie smuć się, bo smutek doprowadzi cię do choroby".

Potem dziwacznie odziany cudzoziemiec podał mu broszurkę - rozprawę religijną chińskiego autora, zatytułowaną "Nauka dla pokoleń". Zaskoczony Hong grzecznie podziękował i poszedł dalej.

Bardzo prawdopodobne, że cudzoziemcem tym był amerykański misjonarz, Edwin Stevens, który nabrał zwyczaju noszenia chińskiego stroju. Aby nawracać Chińczyków, dostawał się do Guangzhou przekupstwem lub wkradając się tam. Było to pierwsze, lecz nie ostatnie spotkanie Honga z tym misjonarzem.

Hong wziął udział w egzaminie. Ku swemu zawstydzeniu, nie zdał go. W drodze do domu przejrzał broszurkę, którą wręczył mu misjonarz. Wypełniały ją opowieści o chrześcijańskim Bogu. Jak później opowiadał Hong, pierwszą rzeczą, którą zauważył w spisie treści, było słowo "Hong", oznaczające "powódź". Streszczenie wskazywało, że była to historia powodzi, która zniszczyła cały świat, a ocalała z niej garstka ludzi i zwierząt zebranych na wielkiej łodzi przez człowieka o imieniu Noe. Hong zainteresował się tą historią i przeczytał, że powódź zesłał mściwy Bóg zwany Ye-huo-hua. Słowo "Huo", oznaczające "ogień", stanowiło pierwszą sylabę imienia Honga - Huoxiu. Choć było to tylko luźne spostrzeżenie, Hong pomyślał sobie: "Nazywam się tak samo, jak ten Bóg".

ODPĘDZANIE DEMONÓW

W 1837 roku Hong powrócił do Guangzhou, by kolejny raz przystąpić do egzaminu. I znowu go nie zdał. Nieszczęśliwy, powrócił do rodzinnej wioski, powiadomił rodzinę oraz młodą, ciężarną żonę o niepowodzeniu i zachorował. Dręczyła go gorączka, a jego bliscy sądzili, że umiera. W gorączce Hong miał niesamowity sen, czy raczej wizję, która odmieniła jego życie oraz wpłynęła na losy Chin.

Leżący w łóżku Hong śnił, że przybyły do niego demony, chcące go zabrać do piekieł. Uciekł im i w cudowny sposób pojawiła się przed nim lektyka, do której wsiadł. Niesiony przez czterech służących, frunął w powietrzu. Znalazł się w pałacu skąpanym światłem. Ludzie odziani w przepiękne szaty rozcięli jego ciało. Nie lękał się jednak, bo zastępowali jego zbrukane organy wewnętrzne nowymi. Następnie zaprowadzono go przed oblicze mężczyzny o złotej brodzie, odzianego w cesarskie szaty i wielki kapelusz, który miał być jego ojcem. Hong upadł przed nim na twarz i usłyszał słowa mężczyzny: "A jednak wróciłeś? Wysłuchaj mnie zatem!". Ojciec wyglądał na zasmuconego. Powiedział Hongowi, że demony sprowadziły Chińczyków na manowce; prześladowały także trzydzieści trzy poziomy niebios zamieszkiwanych przez ojca. Słysząc te słowa, Hong zerwał się i z potężnym, złocistym mieczem w ręku przegonił demony.

Ojciec Honga był wdzięczny, lecz powiedział mu, że musi wracać na ziemię i tam stoczyć walkę ze złymi demonami. Aby mu w tym zadaniu dopomóc, nadał synowi nowe imię: Hong Xiuquan, czyli "niebiański król".

Wszystko to rozgrywało się w rozgorączkowanej wyobraźni Honga, a w tym czasie jego rodzina patrzyła, jak chory zwija się w łożu, wykrzykując "ciąć demony!". Kiedy wreszcie majaki odeszły, Hong nalegał, by wszyscy zwracali się do niego używając nowego imienia. Oznajmił ojcu, że nie jest jego synem, a rodzeństwu, że nie jest ich bratem. Swoje doświadczenia opisał zarówno prozą, jak i w formie poetyckiej.

Wszystkim wydawało się, że oszalał, i był pilnie strzeżony. W miarę upływu czasu zdawał się uspokajać i choć nalegał, by zwać go Niebiańskim Królem, nie był już taki spięty jak wcześniej. Jeszcze dwukrotnie podszedł bez powodzenia do egzaminu, aż w końcu ustatkował się i przyjął posadę nauczyciela w wiejskiej szkole. Urodziła mu się córka. Gdyby siedem lat później nie natrafił ponownie na tekst "Nauki dla pokoleń", wizja, którą przeżył, mogła okazać się tylko pojedynczym, zagadkowym zajściem.

KAZNODZIEJA

W 1843 roku, po straszliwych niepokojach wywołanych przez pierwszą wojnę opiumową, domostwo Honga odwiedził jego przyjaciel, Li Jingfang, zobaczył starą broszurkę i spytał, czy może ją pożyczyć. Hong, który wciąż jeszcze jej nie przeczytał, zgodził się. Po powrocie Li wydawał się rozogniony. Nalegał, by Hong przeczytał książkę wraz z nim.

"Naukę dla pokoleń" napisał wędrowny kaznodzieja chiński, Liang Afa. Stanowiła ona przekład wybranych historii biblijnych, które opowiadali nauczający w Chinach misjonarze, głównie amerykańscy i brytyjscy protestanci. Misjonarze uważali za swój życiowy cel nakłanianie Chińczyków do porzucenia Buddy i Konfucjusza i przyprowadzenie ich do Chrystusa. Byli zdeterminowani do tego stopnia, że postanowili zapomnieć o dzielących ich różnicach doktrynalnych, które mogły zdezorientować Chińczyków - nie przedstawiali się jako baptyści, metodyści czy prezbiterianie, lecz jako jedna grupa protestantów. Jeszcze zanim pierwsza wojna opiumowa umożliwiła im wstęp do kraju, nieustraszeni misjonarze, tacy jak Amerykanie Edwin Stevens i Issachar Roberts, zdołali nawiązać kontakt z licznymi mieszkającymi w głębi kraju Chińczykami i przekazywać im słowa Chrystusa.

Liang Afa był drukarzem, który w 1816 roku został ochrzczony przez szkockiego pastora Williama Milne'a. Po śmierci Milne'a głosił Słowo Boże w swoich broszurach. "Nauka dla pokoleń" prezentowała więc chrześcijaństwo "z drugiej ręki", widziane oczami chińskiego neofity, niepojmującego właściwie doktryny chrześcijańskiej i zmieniającego ją wedle własnych potrzeb. Liang Afa dokonał także chińskiej transkrypcji fonetycznej imion biblijnych, a napomnienia starotestamentowych proroków przekazał w żarliwy chiński sposób.

Gdy dwudziestodziewięcioletni Hong wreszcie przeczytał broszurę, zrozumiał znaczenie snu. Dowiedział się, że bóg Ye-huo-hua miał syna imieniem Jezus. Uznał zatem, że on, Hong Xiuquan, musi być młodszym bratem Jezusa, chińskim synem Boga. Pojął wówczas prawdę o demonach: występowały w świętych pismach, które czytał; węża z historii o Edenie Liang nazwał "wężowym demonem" i stwierdził, że musi on zostać zmiażdżony. W końcu Hong zrozumiał, co Bóg Ojciec powiedział mu podczas wizji: miał nauczać oczyszczających słów Ojca otaczających go ludzi.

Pierwszym nawróconym przez Honga człowiekiem był Li Jingfang, który wraz z nim przeczytał "Naukę dla pokoleń". Hong "ochrzcił" go, najlepiej jak umiał, posługując się wskazówkami dotyczącymi tej ceremonii znalezionymi w broszurce. Potem ochrzcił swego kuzyna, Hong Rengana. Otaczała go coraz większa grupa uczniów. Ich świętą księgą była "Nauka dla pokoleń", rozpływali się nad nią i odkrywali w niej coraz więcej szczegółów pasujących do wizji Honga. Wykonali nawet ogromny miecz metrowej długości, przypominający ten, którego Hong użył przeciwko demonom.

Jednak konfucjańskie władze we wsi nie mogły zaakceptować podobnej herezji. Hong utracił posadę nauczyciela i nikt nie chciał go zatrudnić. Wraz z żoną i kilkoma zwolennikami wyruszył w drogę z nadzieją, że zdoła utrzymać się ze sprzedaży pędzelków do pisania i atramentu, a w trakcie podróży będzie mógł głosić naukę o niebiańskim królestwie. W kwietniu 1844 roku dotarli do położonej na zachodzie górzystej prowincji Guangxi. Hong nauczał przez całą drogę. Mówił ludziom, że jest synem bożym i że niebiański ojciec nakazał mu uwolnić Chiny od władających krajem "demonów". Słowa Honga dotknęły czułej struny ubogich członków ludu Hakka: rolników i wydobywających węgiel górników. Przypadł im w udziale ciężki los, nie tylko ze względu na podatki czy korupcję urzędników - okoliczni mieszkańcy prześladowali ich jako cudzoziemców, a do tego dręczyli ich bandyci.

Jako jeden z ludu Hakka, niosący budzące nadzieję przesłanie, Hong spotkał się w tej prowincji z życzliwym przyjęciem, zaś liczba jego zwolenników wciąż rosła. Hong twierdził, że zwiastuje nie tylko bunt, ale nowy, całkiem odmienny, obyczajny sposób życia. Mężczyźni i kobiety mieli mieć równe prawa, a ziemię podzielono by między ludzi po obaleniu starych rodów. "Braterstwo ludzi - braterstwo ludzi na świeżym powietrzu", jak napisał Hong, miało pomóc ocalić Chińczyków. Harmonia była drogą do zbawienia.

Działo się jednak coś zupełnie innego. Wędrujący przez wsie Hong nie mówił już o sobie "ja". Zamiast tego zaczął posługiwać się i podpisywać słowem "Zhen", oznaczającym "ja, władca".

Być może te zaczątki megalomanii były przyczyną niechęci amerykańskiego misjonarza, Issachara Robertsa, który spotkał się z Hongiem w tym czasie. Hongowi zależało na zdobyciu jego aprobaty, w tym celu napisał nawet oświadczenie, w którym prosił Robertsa o chrzest. Zaszło jednak coś niejasnego między nimi, czego nie wyjaśnił ani Hong, ani Roberts. Kilka dni po spotkaniu Hong odszedł, a Roberts odnotował jedynie, że Hong "nie podobał mu się" jako kandydat na ochrzczonego.

BITWA O OSTOWĄ GÓRĘ

W 1847 roku Hong i niewielka grupa jego uczniów zebrali się w wiosce blisko Ostowej Góry w prowincji Guangxi. "Stowarzyszenie Czcicieli Boga", jak się teraz nazywali, w coraz bardziej otwarty sposób okazywało wrogość zwolennikom konfucjanizmu. Organizowało nawet protesty przed świątyniami konfucjańskimi. Oczywiście, władze zaczęły nakładać na nich restrykcje, oskarżając Honga o czarną magię i podburzanie do buntu, odmawiały też jego zwolennikom wstępu do niektórych wiosek w regionie. Emocje wzrosły, gdy miejscowy wieśniak z ludu Hakka stwierdził, że jest Jezusem Chrystusem i ma posłanie dla "młodszego brata", czyli Honga. "Brat" przebiegle to zaakceptował i wysłuchał jego słów, ogłaszających Honga panem i władcą Taiping Tien-kuo, czyli "Niebiańskiego Królestwa Pokoju", które miało zostać wzniesione nu ziemi.

Oczywiście, owe niebiańskie królestwo nie pozostawiało miejsca dla doczesnego państwa dynastii Qing, zatem dwór Mandżurów zaczął się niepokoić. Szczegółowe doniesienia mówiły, że grupa Honga, licząca już czterdzieści tysięcy osób, kupuje proch i zaopatruje się w broń. Pozostaje niejasne, czy Hong od samego początku zamierzał zaatakować chińskie władze, czy też po prostu chciał się bronić, jak twierdził. Niezależnie od tego, bitwa była nieuchronna - i doszło do niej w styczniu 1851 roku, kiedy siedem batalionów armii Qingów przypuściło atak na Ostową Górę i mocno ucierpiało w walce z Tajpingami, czy też - jak ich teraz nazywano - Niebiańską Armią.

Był to dopiero początek. Tajpingowie bezustannie odnosili zwycięstwa nad siłami Qingów. Gdy opuścili górską bazę w Guangxi, dotarli do doliny Jangcy, Nankinu i portu w Szanghaju. Takiej armii nikt jeszcze nie widział - i ponownie nie miał ujrzeć do czasu, gdy z gór spłynęła Czerwona Armia Mao, by pod koniec II wojny światowej walczyć z nacjonalistycznymi siłami Czang Kaj-szeka.

Żołnierzami Tajpingów byli zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Mężczyźni zapuszczali włosy do ramion, wyrażając w ten sposób sprzeciw wobec Mandżurów podgalających czoła, a z reszty włosów splatających warkocze. Nosili czerwone tuniki i błękitne spodnie. Zdaje się, że byli doskonale zdyscyplinowani.

Tajpingowie zrezygnowali z własności osobistej i wszystkie swoje pieniądze oddawali do wspólnego skarbca. "Kiedy zamieszkujący Ziemię ludzie nie będą niczego zatrzymywać przy sobie na cele prywatne, lecz wszystko oddadzą Bogu na wspólny użytek, każda miejscowość w całej krainie będzie miała w nim równy udział, tak by każdy człowiek został odziany i nakarmiony" - pisał Hong. Na wieść o tym do jego zwolenników zaczęły się przyłączać tysiące wieśniaków. Cel ich armii był jasny: należało wyprzeć mandżurskie demony z Chin i ustanowić ziemski raj.

TWÓRCA KRÓLÓW

Większość przebywających w Chinach przybyszów z Zachodu dostrzegła armię Tajpingów, dopiero gdy rozpoczęła ona marsz i zaczęła się powiększać. Początkowo misjonarze byli nawet zadowoleni z obrotu sprawy, bo wydawało się im, że oto naprzeciw skorumpowanej dynastii mandżurskiej, która sprawiła im tyle kłopotów, rusza zdyscyplinowana armia chrześcijańska. Nawet Issachar Roberts, który odmówił Hongowi chrztu, napisał: "Patrzcie, co Bóg uczynił... powstał jeden z Chińczyków głoszący im prawdziwego Boga i silną dłonią zrzucający bożki. A skupiają się wokół niego dziesiątki tysięcy ludzi". Hong, który miał starotestamentowe podejście do chrześcijaństwa, rozkazał ludziom niszczyć świątynie i posągi bóstw. Zabronił prostytucji, alkoholu, opium i hazardu. Tylko nieliczni misjonarze ostrzegali przed nim. Pewien zaskoczony Amerykanin na wieść o tym, że Hong Xiuquan obwołał się bratem Jezusa, napisał, że "musi mu chodzić o coś więcej niż to, do czego upoważnia go Biblia".

SAMOWOLNE DZIECKO

Chrześcijańscy misjonarze wzdragali się ze wstrętem na myśl o bluźnierczej teologii Tajpingów i gniewali się, gdy Hong mówił, że to on, a nie misjonarze, wyznaje prawdziwą religię chrześcijańską. Przerażały Ich również następstwa buntu Tajpingów. Jednak to właśnie ich nauki, zasiane w mieszkańcach niespokojnego państwa i przepuszczone przez pryzmat kulturalnego wychowania chińskiego, jakie odebrał Hong Xiuquan, podsyciły zarzewie rebelii. Częściowo wynikało to z odmiennej Interpretacji Biblii. Chińczycy skupiali się bardziej na Apokalipsie i wskazywali na analogie do własnego społeczeństwa. Zdaniem Honga, Bóg miał wielkie plany, by ocalić Chińczyków, a jeśli przytrafił się przy tym drobny rozlew krwi, no cóż - wystarczy popatrzyć, jakie masakry opisują święte księgi chrześcijaństwa. Większość cudzoziemskich misjonarzy nie umiała sobie z tym poradzić. Jedynie pastor Walijskiego Kościoła Kongregacyjnego, John Griffith, napisał w jednym z listów: "Do protestanckich misjonarzy w Chinach. To powstanie wam zawdzięcza istnienie. Brak rodzicielskiej opieki doprowadził do tego, że wyrosło na samowolne i szpetne". Ostrzeżenie ze strony pastora nic jednak nie dało. Nawet we wczesnej fazie powstania misjonarze nie byli w stanie go kontrolować.

Stojący na czele armii Tajpingów tajemniczy megaloman Hong Xiuquan znalazł się w swoim żywiole. Wyznaczył królów północy, południa, wschodu i zachodu - Królem Zachodu został ów wieśniak, który otrzymał podczas wizji przesłanie do "młodszego brata". Hong wyznaczył także Króla Tarczy, którym został jego kuzyn nawrócony jako drugi po Li - Hong Rengan. Swoich dwóch starszych braci Hong mianował Królem Pokoju i Królem Błogosławieństw.

Silnie zmotywowani żołnierze Tajpingów wciąż dobrze walczyli. W październiku 1851 roku zajęli otoczone murami Yongan i odparli straszliwe ataki Qingów. Jednak gdy oblężenie miasta przez Qingów stawało się coraz szczelniejsze, Hong postanowił, że Tajpingowie powinni się stamtąd wydostać; uczynili to wiosną 1852 roku. Armia podjęła wędrówkę przypominającą Długi Marsz Armii Czerwonej Mao, wyprzedzając o krok ścigające ją siły Qingow, a Hong poszukiwał ziemskiego raju, który miał stać się centrum jego królestwa. Wojna przyjęła niezwykle krwawy przebieg. W maju 1852 roku Tajpingowie dotarli do miasta Quanzhou. Tam Król Południa został postrzelony i zabity przez wyborowego Strzelca Qingow. Rozwścieczeni Tajpingowie zorganizowali atak i wyrżnęli wszystkich przebywających w mieście ludzi, włączając w to nawet osoby niebiorące udziału w walce.

Niedługo potem Qingowie wciągnęli w zasadzkę Tajpingów, płynących na prowizorycznych statkach w górę rzeki Xiang, i zdziesiątkowali ich. Zginęło dziesięć tysięcy członków armii Honga, włączając w to rodowitych Hakka. Potrzebujący nowych żołnierzy Hong werbował mniej oddanych ludzi, którzy co prawda nienawidzili reżymu Qingow oraz religii konfucjańskiej, lecz tylko udawali współwyznawców Stowarzyszenia Czcicieli Boga. Tajpingowie śpiewali teraz:

Milionerzy nam zawdzięczają pieniądze...

Ambitni, lecz biedni do nas powinni dołączyć.

Pierwotną, oddaną armię Tajpingów stopniowo zastępowali mężczyźni i kobiety, którzy dostrzegli w powstaniu szansę osiągnięcia zysku. Na początku nie stanowiło to problemu, bo wielu nowych rekrutów, byłych żołnierzy czy bandytów, wiedziało, jak walczyć i chętnie pomagało zdobywać miasto za miastem, kiedy wojsko Tajpingów wstrząsało armią Qingów.

W marcu 1853 roku Tajpingowie wycięli sobie drogę przez dolinę Jangcy i stanęli przed ogromnym miastem Nankin. Ich armia osiągnęła liczbę około pięciuset tysięcy ludzi. Zaatakowali i wyrżnęli około trzydziestu tysięcy żołnierzy Qingów oraz pięćdziesiąt tysięcy cywilów. W ciągu roku siły Tajpingów rozrosły się do miliona osób, skupiając się głównie wokół Nankinu, w którym Tajpingowie wreszcie odnaleźli miasto odpowiadające ich wyobrażeniom o ziemskim raju. Hong Xiuquan postanowił zmienić nazwę miasta na Tien Ching, czyli "Niebiańska Stolica".

NIEWYOBRAŻALNA GROZA

Po ujarzmieniu Niebiańskiej Stolicy 29 marca odziany w żółte szaty i buty (kolor zarezerwowany w Chinach wyłącznie dla cesarza) Hong Xiuquan został wniesiony do miasta na złotym tronie. Za nim jechały konno trzydzieści dwie młode kobiety z żółtymi parasolkami - w drodze do Nankinu Hong Xiuquan przynajmniej dla siebie ustanowił niebiański raj. Mimo że pod karą ścięcia zabronił "rozwiązłości" i cudzołóstwa, sam zaczął utrzymywać liczne konkubiny. Wydał edykt, na mocy którego każda z owych "sióstr", jak je nazywał, miała zostać stracona, jeśli okazałaby zazdrość o inną. A jeśli usłyszano by kogoś dyskutującego o związku Honga z którąś z tych kobiet, człowiek ten również zostałby ścięty.

W momencie największego tryumfu Tajpingów pojawiły się zalążki ich klęski - podobnie jak w czasach późniejszych, kiedy politycy Armii Czerwonej przestrzegali, że zachowanie przywódców bezpośrednio wpływa na żołnierzy. W 1853 roku w Nankinie Hong Xiuquan ze stojącą za nim ogromną armią rozpoczął życie poświęcone mistycyzmowi i dogadzaniu sobie, przez co stał się podobny do chińskich cesarzy z przeszłości.

Tajpingowie zdołali utrzymać Nankin przez jedenaście lat, od 1853 do 1864 roku. W tym czasie wojna weszła w fazę niewyobrażalnej grozy. Latem 1853 roku Hong wysłał siły ekspedycyjne liczące trzydzieści tysięcy żołnierzy, aby przebiły sobie drogę do Pekinu. Zanim zostały otoczone i unicestwione w 1855 roku, o mały włos nic zdobyły miasta. Qingowie i Tajpingowie stoczyli później serię zażartych walk na całym terytorium środkowych Chin. Jak ujął to niemiecki pisarz W.G. Sebald: "krwawa groza, jaka zapanowała w owych czasach w Chinach, przekroczyła wszelkie wyobrażenia".

Zginęły miliony Chińczyków. Niegdyś żyzna dolina Jangcy została zaścielona trupami. Misjonarze próbujący dostać się w tamte okolice, aby dowiedzieć się, co się wydarzyło, opisywali, jak ich łodzie wpadały na zwłoki, gdy usiłowali dotrzeć w górę rzeki. Jeden z nich zaobserwował grupę Chińczyków świętujących obchody Nowego Roku w otoczeniu niepochowanych ciał ludzi z ich wioski; zdawało się, że trupy stały się groteskowym tłem, na które nikt już nie zwracał uwagi.

Ginęły całe wsie; ludność była powoływana do wojska lub wypędzana ze swoich domów przez wojska obu stron. Plony gniły na polach, co doprowadziło do powszechnej klęski głodowej. W całej okolicy pojawiły się ogromne, sklecone naprędce obozy uchodźców, w których mnożyły się choroby. Gdziekolwiek się pojawili niezdyscyplinowani żołnierze Tajpingów, tam gwałcili, rabowali, zabijali i palili. Misjonarze widzieli ich pijanych, palących opium i ścinających niewinnych obywateli za najdrobniejsze wykroczenia.

Przebywający w Nankinie Hong Xiuquan coraz częściej uciekał w samotność i popadał w paranoję. Większość czasu spędzał w haremie, a trzynastoletniego syna, Młodego Monarchę - Tiangui Fu, wyznaczył na głównego zarządcę Niebiańskiego Królestwa. Issachor Roberts zdołał przedostać się do Nankinu, by spotkać się z Hongiem, przerażony dziwnym obrotem spraw. Jego były, niegdyś pragnący chrztu uczeń "wyglądał znacznie lepiej, niż go zapamiętałem... wysoki, dobrze zbudowany, o pięknych rysach i gęstych, czarnych wąsach". Roberts był zażenowany, kiedy Hong ofiarował mu trzy kobiety za żony. Grzecznie odmówił, a wtedy usłyszał czyjś wrzask: "uklęknij w obecności Pana". Prędko ukląkł, zanim zrozumiał, że padł na kolana przed Hongiem.

Prawdopodobnie najprzystępniejszym członkiem administracji Tajpingów był Hong Rengan, noszący okulary kuzyn Hong Xiuquana, mianowany przez niego Królem Tarczy. Dobrze wykształcony, został kimś w rodzaju apologety Hong Xiuquana, specjalistą od stosunków z Zachodem, trzymającym się wyznaczonego "stanowiska partyjnego" co do pierwotnych wizji Honga,

Hong zaczął głosić, że nawiedza go duch Króla Wschodu, Yang Xiuginga, którego zabił, gdy przeprowadzał czystkę. Obwieścił także, że jego ciało zamieszkuje duch Melchizedeka, wysokiego kapłana i proroka biblijnego. Wątpliwe jednak, by jacyś obcokrajowcy dowiedzieli się o tym.

Dwór w Nankinie opanowała korupcja. Aby załatwić choćby najdrobniejszą sprawę, zwykli obywatele musieli kupić "pozwolenie od któregoś z urzędników Tajpingów, tak samo jak kiedyś pod rządami Mandżurów. Z powodu korupcji, u także śmierci i głodu na szeroką skalę rządy Tajpingów zaczęły tracić poparcie ludu i zachodnich misjonarzy.

UPADEK NIEBIAŃSKIEGO KRÓLA

W 1862 roku armia Tajpingów pod wodzą generała Li Xiuchenga pokusiła się o zdobycie portu w Szanghaju. Gdyby Tajpingowie zdołali przejąć miasto, zyskaliby dostęp do oceanu, możliwość załadunku i transportu w inne części kraju, jak i prowadzenia handlu z cudzoziemcami. Li Xiucheng, otaczający Szanghaj na czele siedemdziesięciu tysięcy ludzi, przeraził się na wieść, że cudzoziemcy z osiedli zamierzają przyłączyć się do obrońców miasta. Główne siły z Zachodu - Wielka Brytania, Ameryka i Francja - dotychczas trzymały się z dala od konfliktu; dopiero teraz stwierdziły, że w ich najlepszym interesie handlowym jest walka po stronie dynastii Qing.

Pomimo to żołnierze Li kontynuowali oblężenie (które doprowadziło do tego, że niektórzy mieszkańcy miasta pozjadali swoje domowe zwierzęta) i przygotowywali się do ostatecznego ataku. Wówczas Szanghaj zaskoczyła rzadka w tamtych stronach burza śnieżna, uniemożliwiająca poruszanie się; na ziemi leżało siedemdziesiąt pięć centymetrów śniegu, a Tajpingowie nie mieli odzieży odpowiedniej do takich warunków pogodowych. W końcu zostali zmuszeni do odejścia.

W maju 1864 roku Nankin obiegły osiemdziesięciotysięczne oddziały cesarskie oraz "zawsze zwycięska armia", czyli zdyscyplinowana, dobrze uzbrojona brygada chińskich żołnierzy, musztrowanych i szkolonych przez oficerów z Zachodu, którą poprowadził brytyjski dowódca Charles "Chińczyk" Gordon. Oblegający wykopali pod murami miasta ogromne tunele, w których umieścili ładunki wybuchowe. W odpowiedzi na Tajpingowie wykopali własne tunele; głęboko pod Nankinem wywiązała się rozpaczliwa walka wręcz. Mieszkańcy miasta zaczęli umierać z głodu, a na dworze Hong Xiuquana zapanowała panika.

Kiedy Hongowi doniesiono, że w Nankinie zabrakło żywności, odpowiedział: "Wszyscy w mieście powinni jeść mannę. To utrzyma ich przy życiu". Innymi słowy, Bóg miał ludziom zapewnić pokarm. Kiedy mieszkańcy narzekali, że nie mogą znaleźć pożywienia, oburzony Hong Xiuquan pokazał im, co mają robić.

Wyszedł do pałacowych ogrodów i nazrywał chwastów, które następnie ugotował i zjadł. Rozchorował się po tym i umarł 1 czerwca 1864 roku. Pochowano go bez trumny, owiniętego w żółty jedwabny całun - skoro miał wznieść się do nieba, nie potrzebował drewnianej skrzyni.

Miasto broniło się jeszcze przez miesiąc. Kiedy 19 lipca do Nankinu wkroczyły siły Qingów, stał się on sceną niesłychanych, niemal apokaliptycznych okropności. Żaden ze stu tysięcy usidlonych Tajpingów nie poddał się. Tysiące popełniały samobójstwo na niewyobrażalne sposoby - na przykład podpalając się lub grzebiąc się żywcem. Historyk Orville Schell napisała, że w tej ostatecznej masakrze było coś "paraliżującego". Podkreślała, że powstanie Tajpingów było przede wszystkim wyrazem kultu religijnego - można powiedzieć, że zbiorowe samobójstwo zwolenników Jima Jonesa w Ameryce Południowej lub członków sekty Gałęzi Dawida spalonych w teksańskim Waco miały podobny wydźwięk, choć na znacznie mniejszą skalę. Pokonanych Tajpingów można porównać również do ginących z własnej ręki żydowskich obrońców Masady, którzy nadali swojej śmierci rangę ostatecznego, wolnego działania.

MŁODY MONARCHA

Jednym z najsmutniejszych szczegółów powstania Tajpingów byl los syna Hong Xiuquana, Tiangui Fu - Młodego Monarchy. Gdy miał dziewięć lat, ojciec dal mu cztery żony i pałac na własność. Miał zaledwie trzynaście lat, kiedy coraz bardziej szalony Hong Xiuquan uczynił go zarządcą Niebiańskiego Królestwa.

Gdy siły Qingów przebiły się przez mury Nankinu, Młody Monarcha przebrał się w uniform wroga i uciekł konno z miasta wraz z Hong Renganem. Jego towarzysza schwytano i stracono; Młody Monarcha uciekał coraz dalej w głąb kraju. Przez krótki czas był więziony przez wieśniaka, który wysługiwał się nim jak niewolnikiem. Jesienią 1864 roku został schwytany przez Qingów.

Powiedział władzom, że nigdy nie chciał być zarządcą ani w ogóle mieć cokolwiek wspólnego z powstaniem Tajpingów. Twierdził, że wszystkim, czego pragnął, było studiowanie starożytnych ksiąg konfucjańskich, lecz ojciec powiedział mu, że są one "demoniczne". Gdyby Qingowie go wypuścili, mówił, chciałby zostać uczonym i studiować literaturę konfucjańską, tak samo jak czynił to jego ojciec, zanim przeżył wizje. Dwór odmówił mu łaski i 18 listopada 1864 roku ściął czternastoletniego Młodego Monarchę.

Cudzoziemscy najemnicy widzieli, jak w okolicach Nankinu tracono w tym czasie tysiące ludzi podejrzanych o sympatyzowanie z Tajpingami. Włóczący się po okolicy Qingowio brutalnie gwałcili, łupili i wzniecali pożary. Dynastia Qing zatryumfowała, lecz wojna pochłonęła miliony istnień ludzkich i miała w zadziwiający sposób wpłynąć na przyszłość Chin. Zniszczone zbiory i mienie oraz liczba ofiar na całe stulecie zmieniły żyzną dolinę Jangcy w pustynię. Władcy z dynastii Qing nie mogli już obciążać tak wyniszczonego kraju wysokimi podatkami, dlatego coraz bardziej polegali na opłatach celnych, jakie nakładali na obce mocarstwa. To oraz brak silnego centralnego rządu pozwoliło obcym siłom, a szczególnie Japonii, zdobyć większe wpływy. Nawet dopracowany system chińskich egzaminów, tych, które kilkakrotnie oblewał Hong Xiuquan, zaczął się rozsypywać.

Kraj dojrzewał do rewolucji, która miała odnieść powodzenie. Rozpoczęła się powstaniem Sun Yat-sena i obaleniem dynastii Qing w 1911 roku.

WYRÓŻNIENIE REWOLUCJONISTY

Czy chińscy komuniści odnieśliby zwycięstwo bez rebelii Drugiego Syna Niebios? Niemal na pewno tak. Jednak Mao i wcześni komuniści wiele się nauczyli od Tajpingów, łącznie z ważną informacją, że chłopskie powstanie oparte na egalitarystycznych pobudkach może w Chinach odnieść powodzenie. Ciekawe, że zarówno Mao, jak i Niebiański Król, mówiąc o swoich przeciwnikach, posługiwali się określeniami "węże", "bestie", "demony". Oba ruchy cechował surowy moralizm w odniesieniu do spraw seksu, podczas gdy ich przywódcy robili, co im się żywnie podobało, i byli krańcowymi paranoikami. Bardziej oczywiste jest, że Hong Xiuquan był szalony. Co jednak sądzić o Mao, który wprowadził kult jednostki, a w trakcie swoich rządów wymordował miliony?

Niewątpliwie Mao Zedong identyfikował się z Hongiem, gdyż tak jak Drugi Syn Niebios pochodził z ludu Hakka. Gdy objął władzę w Chinach, nakazał budowę Muzeum Upamiętniającego Byłe Mieszkanie Hong Xiuquana w pobliżu miejsca jego narodzin, w prowincji Guangdong. Ku czci Honga zasadzono tam drzewo i wzniesiono replikę domu, w którym mieszkał - gdyż prawdziwy został spalony przez żołnierzy Qingów. Nazwano go Domem Nauki. Muzeum przypomina o "rewolucyjnych" działaniach Hong Xiuquana, a zarazem sprawia, że historia jego Niebiańskiego Królestwa popada w zapomnienie. Do dziś stanowi popularną atrakcję turystyczną.