Archiwum | |
Życie
z dnia 2000-10-19
Odszedł pisarz, pozostał salon
Polska kultura po śmierci Gustawa Herlinga-Grudzińskiego
Dzisiejsze forum otwiera przegląd inteligenckich periodyków. Wybrane fragmenty tekstów dotyczą obecności w polskim życiu literackim i intelektualnym Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, jego odejścia, a także pozostałej po nim pustki, którą zwykliśmy nazywać polskim salonem intelektualnym i artystycznym.
Ostatni wywiad
Cezary Gawryś: Czy zgodziłby się Pan z opinią, że społeczeństwo
w ciągu ostatnich lat zachowywało się lepiej niż jego elity? Gustaw
Herling-Grudziński: Tak jest, ma pan absolutnie rację. Ludzie wylewają
co prawda swoje czarne żale, ale jednak ten kraj idzie naprzód. To jest
widoczne zwłaszcza dla kogoś, kto przyjeżdża po paru latach z zagranicy.
Niesamowita jest także ogromna dysproporcja pomiędzy tym, co o Polsce
pisze się w kraju, a co za granicą. Polska ma w tej chwili na Zachodzie
bardzo wysokie notowania w związku z tym, co się stało w ciągu tych
dziesięciu lat. Agnieszka
Magdziak-Miszewska: W Rosji, zwłaszcza w szkole, ciągle panuje schizofrenia. Proszę sobie wyobrazić, że
w Rosji wciąż nie napisano nowych podręczników do historii. (...) Nowa
rosyjska oligarchia nie potrzebuje historii, a dla wielu ludzi zajętych
codzienną walką o byt jest to problem abstrakcyjny. Gustaw
Herling-Grudziński: Ale w Rosji trudno znaleźć rodzinę, która by nie
miała jakichś koligacji z ofiarami. Kiedy mój "Inny świat" ukazał się po
rosyjsku, dostawałem listy od osób, które rzekomo rozpoznawały w
bohaterach książki swoich bliskich, o których nie wiedzieli nic, co się z
nimi stało. Nawet jeśli przeżyli, nic nie było wiadomo, bo wracali z
obozów i milczeli. (...) Jestem zdania, że ta historia znowu Rosjan
zainteresuje, nawet tych młodych, którzy właściwie nie mieli jeszcze
bliskiego kontaktu z tymi sprawami. Agnieszka
Magdziak-Miszewska: Jeśli Rosja kiedyś stanie się normalnym,
demokratycznym państwem, to Rosjanie być może zaczną pytać, dlaczego tak
późno stali się normalni? Gustaw Herling-Grudziński: I będą
mieli coś w rodzaju tęsknoty do własnej historii. Agnieszka
Magdziak-Miszewska: Tak, ale nie teraz. Gustaw
Herling-Grudziński: Nie teraz, absolutnie nie teraz, to jest zupełnie
niemożliwe. Teraz nawet Szałamowa nie chcą czytać. A pamięta Pani, co się
działo, kiedy ukazał się "Jeden dzień Iwana Denisowicza"? Konieczna była
interwencja Chruszczowa, bo nagle ludzie zaczęli nadsyłać własne
wspomnienia - tysiące wspomnień. (...) Agnieszka
Magdziak-Miszewska: Być może dzieje się tak dlatego, że niemal
wszystko, co zrobiono dotąd w sferze rozliczeń z komunizmem, służyło
doraźnym celom politycznym rządzącej elity: tzw. proces KPZR,
antykomunistyczny festiwal wyborczy w 1996 roku itp. A z drugiej strony
ludzie widzą komunistę Ziuganowa obejmującego patriarchę w cerkwi, Cerkiew
stojącą zawsze po stronie władzy i Jelcyna czy Putina, choć wiedzą, że ten
pierwszy, jako obwodowy sekretarz partii kazał zrównać z ziemią dom, w
którym rozstrzelano rodzinę carską, a ten drugi był funkcjonariuszem KGB.
Rosjanie doskonale wyczuwają polityczne manipulacje i po prostu przestają
wierzyć w to, że rozliczenie z przeszłością służy czemuś więcej, niż
doraźnym interesom tej czy innej grupy polityków. Gustaw Herling-Grudziński: A więc jest to zemsta zza grobu: ustrój oparty na kłamstwie mści się na rzeczywistości, która go pokonała. Naprawdę - to jest wielka tragedia. Myślę, że to może się kiedyś zmienić. Mam nadzieję, ale nie jestem pewien. (...) Zakończmy ten wątek na konkluzji, która wydaje mi się bardzo ważna i w której całkowicie się zgadzam z moim szefem Giedroyciem: musimy naprawdę większą uwagę zwracać na wschód Europy, a nie ciągle wpatrywać się w tę Amerykę i w tych durniów niemieckich, francuskich czy innych. To jest naprawdę kwestia gardłowa, bo jeżeli Rosjanom uda się zrobić z Ukrainą to, co zrobili z Białorusią, to biada nam.
Samotność Elżbieta Morawiec Mottem i dewizą życia Herlinga-Grudzińskiego mogłoby być zarówno
Conradowe: "oddawać sprawiedliwość widzialnemu światu", jak i zwłaszcza
Herbertowskie: "Ocalałeś nie po to, by żyć/ocalałeś aby dać świadectwo". I
nie przypadkowo głęboka przyjaźń połączyła tych dwu twórców - obaj, jakby
zgodnie ze wskazaniem Herbertowego "Przesłania Pana Cogito" - byli wierni.
W jednym z ostatnich swoich publicznych wystąpień, na Uniwersytecie
Jagiellońskim, w maju br., w wykładzie po przyznaniu doktoratu honoris
causa autor "Innego świata" mówił o podwójnej roli pisarza, w której
funkcję równie ważną jak twórczość oryginalna pełni zaangażowanie
polityczne w historię, obowiązek służby, doświadczenie wieku. Wymienił i
przeciwstawił sobie - świadków "fałszywej wiary", z Sartre'm na czele, i
pisarzy sumienia - Orwella, Camusa. Ten wykład, swoisty - jak dziś widać -
testament ideowy pisarza nikłym śladem odbił się w mediach - ogólnopolski
program TV ograniczył go stosownie do rozmiarów politycznej poprawności.
Po śmierci pisarza większość gazet, z najpotężniejszym dziennikiem -
"Ministerstwem Prawdy" na czele, "zapomniała" w ogóle o tym trzecim i
ostatnim doktoracie honorowym Herlinga w ojczyźnie, zapominając tym samym
o testamencie-apelu, skierowanym do umysłów i sumień dzisiejszych pisarza
polskich (...)
...pozostał salon Agata Bielik-Robson Jeżeli prawdą jest, że humaniści nie rozwiązują problemów, a tylko się
nimi nudzą, to prawdą jest również, że co uczciwsi spośród nich co jakiś
czas na nowo powracają do kwestii, które innym wydają się już "niemodne".
Fryderyk Schiller świadomie narażał się na śmieszność, kiedy w "Listach o
estetycznym wychowaniu człowieka" nastawał na poważne traktowanie kultury,
z której powinno zostać zdjęte piętno francuskiego salonu i jego
bezprzedmiotowej błyskotliwości; kiedy powiedziano mu, że jego podejście
jest "naiwne", przyjął tę pogardliwą dezaprobatę za dowód słuszności swego
stanowiska, które odtąd chętnie nazywał "wtórną naiwnością". Nietzschego
stosunek do salonu był może bardziej złożony i resentymentalny - w końcu
wypracował on model rapsodycznego stylu, którym dziś najchętniej posługują
się salonowi bywalcy - nie zmienia to jednak faktu, że głosił on prymat
życia nad gadaniem, który wyrażał się choćby w jego niechęci do
prowadzenia rozmów "salonowo", czyli na siedząco. Brzozowski też nie miał
łatwo ze swoim postulatem zrównania kultury i życia, który przypłacił
szyderstwem ze strony młodopolskich salonów: krytyka byłego mistrza,
którego myśl nazwał "kwiatem buntującym się przeciw swoim korzeniom", a
więc piękną fantazją abstrahującą od brzydoty realnych uwarunkowań,
kosztowała go ostracyzm we wpływowym wówczas salonie przybyszewszczyków.
Dzikus i barbarzyńca Już Schiller przestrzegał przed
wątpliwą unią personalną dzikusa i barbarzyńcy. W liście czwartym
wspomnianego dziełka przedstawia on obie postaci jako dwie skrajne
deformacje zachodniego człowieczeństwa, optując za "człowiekiem
kulturalnym", człowiekiem prawdziwie przeżywającym kulturę i dlatego też
wygnanym z europejskich salonów: "W dwojaki sposób człowiek może stanąć w
sprzeczności z samym sobą - pisze Schiller - albo jako dzikus, gdy jego
uczucia panują nad jego zasadami, albo też jako barbarzyńca, gdy jego
zasady niszczą jego uczucia. Dzikus pogardza sztuką i uznaje naturę za
swego niczym nie ograniczonego władcę; barbarzyńca wyszydza i bezcześci
naturę, ale, o wiele bardziej od dzikusa godzien pogardy, często bywa
niewolnikiem własnego niewolnika. Człowiek kulturalny czyni z natury swego
przyjaciela i szanuje jej wolność, pohamowując jedynie jej samowolę". I
chwilę dalej: "Tu zdziczenie, tam gnuśność - dwie ostateczności upadku
ludzkiego, a obie w jednym zespolone czasie".
Poza wybranymi przez nas fragmentami zachęcamy do lektury całości
ostatnich numerów "Więzi", "Arcanów" i "Czasu Kultury". W "Więzi"
szczególnie warto polecić rozmowę "Co się stało z państwem policyjnym", w
której Maria Łoś, Andrzej Paczkowski i Piotr Niemczyk starają się
odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób "siłowe" struktury PRL-u przetrwały
przełom roku 1989 i jaką rolę odgrywają w nowym polskim państwie. W
"Arcanach" polecamy blok "Stasi i jej dziedzictwo", gdzie znajdą państwo
m.in. opis okoliczności, w jakich do współpracy z SB i Stasi został
zwerbowany profesor Włodzimierz Brus. |