Książki. Magazyn do czytania - czerwiec 2012
W każdym z nas, bez względu na narodowość, od małego dziecka po godną starość tkwi zaklęty motyl. Tako rzecze Blanka Matragi
MARIUSZ SZCZYGIEŁ
SATY PRO ARABSKE PRINCEZNY
**["czes.: Suknie dla arabskich księż
niczek]
Kiedy inny projektant robi show na 150 modelek, JA robię
na 200. JA nie potrzebuję rad. JA, proszę pana, muszę mieć wszystko największe
Jadł
em właśnie zupę, kiedy zadzwonił kolega Tomasz, że dziś, już za godzinę, mam jedyną życiową szansę zjeść obiad z Blanką Matragi. - Ale właśnie jem obiad - odparłem. - Zwymiotuj go natychmiast - powiedział - i przychodź pod sklep Gucciego. Blanka będzie właśnie po zakupach i pójdziemy razem na obiad.- Ale zaraz, kto to jest? - spytałem. - Co ci będę mówił! 13-letnia córka znajomych marzy tylko o tym, żeby być Blanką Matragi Każdy czeski dziennikarz wszystko by oddał, żeby zjeść z nią obiad, a ty się wahasz. Muszę kończyć, bo mam zarezerwować przynajmniej dwie restauracje, żeby miała jakiś wybór. Wejdź do jakiejkolwiek księgarni i zorientujesz się, kim ona jest.
Wszedłem. Książka Blanki Matragi o posrebrzonym tytule "Blanka" leżała wszędzie. To autobiografia czeskiej projektantki, która od ponad 30 lat pracuje w Libanie i tworzy stroje dla księżniczek z pałaców nad Zatoką Perską. Skończyła wydział szkła artystycznego i projektowanie odzieży i wyjechała za mężem (wydawca zresztą podkreśla, że książka powstała w "autentycznej przestrzeni Bejrutu"). Za kreatywność otrzymała Międzynarodową Nagrodę Salvadora Dalego.
Przy sukniach Blanki każdy paw ze wstydu popełniłby harakiri. Książka pełna
jest zdjęć jej kreacji tak nieopisywalnych, że jedyne nasuwające się skojarzenie to egzotyczne motyle. Nie bez racji. Bo "w każdym z nas, bez względu na narodowość, od małego dziecka po godną starość tkwi zaklęty motyl. Jego swoboda i elegancja wciąż są dla mnie niewyczerpanym źródłem inspiracji ze względu na jego romantyzm, delikatność i fantazyjną barwność" - pisze Blanka Matragi na początku książki. Gdyby ktoś się wciągnął w temat dodaję w imieniu projektantki: "Lekki motyli dotyk jest moim marzeniem o wolnej duszy. A wolność i swoboda są moimi życiowymi lejtmotywami".Książka jest opisem trudnej drogi, jaką pokonała Blanka Kyselova ze środkowych Czech do świata, w którym klient wyciąga plik dolarów spiętych gumką, żeby zapłacić za ubranie. Bo ów świat nie uznaje czeków i przelewów.
Po godzinie stawiłem się pod sklepem Gucciego na najdroższej ulicy Pragi. Czekali tam już mąż Blanki i prawie mąż Tomasza. Kiedy Blanka wyszła z Tomaszem i zakupami, ujrzałem atrakcyjną kobietę w nieokreślonym wieku o długich rudych włosach, zgrabną i wyniosłą. Ona za to mnie w ogóle nie ujrzała i zaraz wyznaczyła kierunek - na Rynek Staromiejski, żeby obejrzeć kamienice na sprzedaż. Przystąpili z mężem do przetargu na trzy domy i chcą się im jeszcze raz przyjrzeć.
Stanęliśmy pod renesansową kamienicą obok sławnego zegara z figurami świętych, a ponieważ nie lubię być całkowicie ignorowany, zwróciłem się do Blanki: - Już sobie wyobrażam, jak dostawia pani do ściany tego domu szerokie schody, a modelki powoli schodzą z okna na trzecim piętrze wprost na rynek
Twarz Matragi zamieniła się w głowę węża. - Pan mi nie musi podpowiadać pomysłów... - zasyczała.
- Na najlepsze pomysły JA zawsze wpadam. JA proszę pana. zrobię wybieg dla modelek w powietrzu między tym domem a tamtym, po drugiej stronie placu. I będą chodziły nad głowami ludzi.
Wzięła oddech. - Kiedy ktoś wyrzeźbi rzeźbę trzymetrową, JA rzeźbię czterometrową. JA nie potrzebuję rad. JA, proszę pana, muszę mieć wszystko największe.
Potem przez sekundę zastanowiła się nad czymś.
- Tak! - powiedziała rozpromieniona - zawsze uważałam, że powinnam pisać książki filozoficzne.
Potem uśmiechnęła się z podziwem dla samej siebie i wydała rozkaz: - Idziemy jeść!
Postanowiłem jednak nie żegnać towarzystwa przed obiadem. Czułem, że biorę udział w rzeczach niepowtarzalnych, a unoszenie się honorem sprawia, że tracimy z życia najcenniejsze kąski. Zaczęliśmy iść w stronę restauracji, a Blanka Matragi zaczęła szeptać z Tomaszem. Ten jej coś wyjaśnił, nagle odwróciła się i krzyknęła teatralnie: - To pan?!
- Nie wiem - odparłem. - To pan napisał "Gottlandbestseller"?! - Nie wiem, czy to jest bestseller... - zacząłem z tą swoją fałszywą skromnością. - Ale tak to ja - dokończyłem.
- Boże! - zaczęła. - Właśnie dziś kierowniczka księgarni na placu Wacława, to największa księgarnia w środkowej Europie, mówiła: "Blanko, TO musisz przeczytać! To jest >>Gottlandbestseller<<". Ona mi zawsze zostawia 15 ważnych książek, gdy przyjeżdżam z Bejrutu. Oczywiście był pan w tym roku na targach książki? Ile osób przyszło do pana po autografy?
- Z dwieście. Trwało to dwie i pół godziny.
- Ja miałam 360 i trwało to trzy i pól godziny, ale i pan kiedyś osiągnie prawdziwy sukces, jestem przekonana.
Kiedy już siedzieliśmy w drugiej restauracji (pierwsza się Blance nie spodobała) i Blanka z Tomaszem zrecenzowali wszystkie hotele w Nowym Jorku, nagle zwróciła się do mnie rozradowana - Musimy razem napisać książkę!
Zakrztusiłem się makaronem.
- Ile czasu pan pisał swoją?
- Powstawała pięć lat.
- Ja swoją pisałam dwa tygodnie. Dyktowałam wynajętemu człowiekowi. Ale kiedyś i pan osiągnie właściwe standardy. Pod warunkiem że napiszemy razem książkę. Napijmy się z tej okazji...
Wychyliłem kieliszek i odważyłem się zapytać.
- A o czym miałaby być ta nasza książka?
- No jak to? - zdziwiła się wyrozumiale. - O tym, jak bestseller spotkał bestseller.