Gazeta Wyborcza - 29/10/1993

 

Paweł Smoleński

Bohaterowie są zmęczeni

 

Odwiedzam generała Skalskiego w jego warszawskim mieszkaniu. Widzę niewysokiego, siwego mężczyznę, żywotnego i ruchliwego nad swój wiek. Mocny uścisk dłoni, krótkie słowa brzmiące jak wojskowe komendy: - Cześć. Proszę wejść, siadać. Kawa, herbata, piwo? Musi pan przyzwyczaić się, że ja strasznie klnę.

- Panie generale...

- Zna pan moje wypowiedzi dla prasy? Tak. To wie pan, że mnie można pytać o wszystko.

- Generale, chciałbym...

- ...Wie pan, co myślę o żydokomunie? O żydowskiej prasie i telewizji? O politykach, którzy powinni być w Knesecie, nie w Sejmie?

- Generale...

- Ale pan mi na obrzezanego nie wygląda. Nazwisko też normalne. Zresztą, co mnie to obchodzi? Nie jestem antysemitą.

- Generale...

- Ja tak cały czas o was, a pan przyszedł pytać o mnie. Co pan chce wiedzieć?

- Chciałbym pana zrozumieć.

- Ale żeś pan sobie sprawę zadał! - generał klnie. - Przecież nawet ja siebie nie rozumiem.

Wiśniowiecki fajny chłop

Siedzimy w pokoiku wykrojonym z większego salonu. Na ścianach odznaczenia wojskowe, patent oficerski przyznany przez prezydenta Mościckiego, szable i kordziki, zdjęcia samolotów i towarzyszy broni, modele samolotów, kilka obrazów.

W domu generała znajdują się prawdziwe skarby: obrazy Kossaka, Fałata, Malczewskiego, dzieła mniej znanych mistrzów pędzla minionych stuleci. Jest kilka współczesnych bohomazów połączonych z Kossakiem wspólnotą tematyki: na wszystkich obrazach jest wojna.

- Gdy umrę, niech rodzina dzieli się pieniędzmi (nie mam ich za wiele) - wyznaje generał. - Ale obrazy zapisałem ojczyźnie; mówiłem o tym generałowi Jaruzelskiemu już w 1988 roku. Rodzina mogłaby sprzedać, a tak zostaną dla narodu. Teraz, cholera, nawet porządnie nie mogę ich pokazać.

Kolekcjonowanie sztuki to hobby generała. Na obrazy wydawał wszystkie zarobki. Miał zaprzyjaźnione sprzedawczynie w "Desie"; chowały pod ladę płótna, kiedy Stanisław Skalski akurat nie miał pieniędzy. Mówił im wtedy: - 48 godzin i będzie gotówka. Nie zdarzyło się, by nie dotrzymał słowa.

- Wypatrzyłem kiedyś obraz, taki sienkiewiczowski, jak z "Ogniem i mieczem" - wspomina. - Chodź pan, pokażę.

Wzrok generała obojętnie mija Fałata i Malczewskiego, ledwie zatrzymuje się na żołnierskim obrazie Kossaka. Podchodzimy do płótna, z którego patrzy na nas kozacki rebeliant wbijany na pal.

- Patrz pan, to właśnie mi się spodobało - mówi generał. - Ten Wiśniowiecki (on Kozaków kazał wbijać na pal) to był (kilka niecenzuralnych słów) fajny chłop.

Byłem młody, głupi, miałem szczęście

Czym była wojna dla gen. Skalskiego? Raz opowiada o niej jak o igraszce, innym razem jak o rycerskiej przygodzie. Refleksja też jest: dotyczy samolotów. Gdy latał na brytyjskich hurricane'ach i spitfire'ach, czuł respekt dla niemieckich messerschmittów i fockewulfów. Gdy przesiadł się na amerykańskie mustangi, nie miał respektu dla nikogo; lepszych maszyn wtedy nie było.

Wojna zaczęła się dla Skalskiego 1 września tuż po godzinie 5 rano. Podniósł samolot, wypatrzył Niemców, strzelił, strącił. Był pierwszym polskim pilotem, który we Wrześniu zestrzelił wrogi samolot.

Wylądował gdzieś w polu obok płonącej niemieckiej maszyny. Rannych przeciwników zabrano do szpitala, Skalski zdobył bezcenne mapy z zaznaczonymi kierunkami natarcia i... dostał burę od przełożonych. Zarzucono mu brak wyobraźni: podczas lądowania mógł rozbić samolot, trafić do niewoli.

- Jeszcze teraz ludzie pytają mnie, co wtedy myślałem - wspomina z irytacją. - Panie (przekleństwo), w takich sytuacjach człowiek w ogóle nie myśli. Byłem młody, głupi i miałem szczęście.

Potem było jeszcze kilka trafień, klęska, ucieczka do Londynu, bitwa o Anglię. Skalski walczył w brytyjskim dywizjonie, wyszło, że nie ma lepszego od niego.

Po Anglii Skalski lata nad Afryką, dowodzi Polish Fighting Team. Korespondenci wojenni szybko ochrzcili polskich lotników "cyrkiem Skalskiego" - ze względu na profesjonalizm i brawurę.

Wojenny bilans - co najmniej 22 strącone samoloty.

Przed końcem wojny Skalski trafił do Stanów Zjednoczonych. Gdy odwoływano go z frontu, był przekonany, że na rozkaz przełożonych jedzie pobierać nauki. Rzeczywiście, trafił do szkoły lotniczej. Wykładał taktykę walki myśliwców. Słuchaczami byli oficerowie starsi od polskiego pułkownika.

Co jeszcze pamięta z wojny Stanisław Skalski? Pamięta, że bombowce to były latające hotele: załoga mogła napić się herbaty, zjeść kanapki. Co innego w jego myśliwcach. Nerwy napięte jak postronki, bezustanne przepatrywanie nieba. Po dwóch godzinach lotu można było zwariować, a generał latał cztery-pięć godzin bez przerwy.

Skalski pamięta komendy, które wydawał podwładnym: macie pokazać Niemcom, Anglikom, Amerykanom, że potraficie latać i walczyć. Pamięta szacunek, jakim otaczano go po obu stronach frontu. Szacunek, który przetrwał do dziś.

Stanisław Skalski dostaje listy od żołnierzy II wojny z całego świata. Gdy jedzie do Anglii, podejmowany jest przez emerytowanych dowódców Royal Air Force, dawnych towarzyszy broni. Gdy jest w Niemczech, spotyka się z pilotami Luftwaffe, kiedyś wrogami, dziś dobrymi znajomymi. Fotografują się razem, razem udzielają wywiadów.

Po wojnie po raz pierwszy spotkał się z Niemcami w 1969 roku na premierze filmu "Bitwa o Anglię". Wtedy usłyszał od gen. Luftwaffe Alfreda Galanda, że tacy piloci jak Skalski uratowali wolny świat. Spotkał się z Niemcami tuż przed pięćdziesiątą rocznicą wybuchu wojny. Peerelowscy generałowie mieli za to do niego pretensje. Więc Skalski przez telefon powiedział generałom: "Całujcie mnie wszyscy w dupę".

- Gdy Wałęsa jechał do Niemiec, zadzwoniłem do Belwederu i powiedziałem, żeby znalazł dla mnie miejsce w samolocie - Skalski uważa, że jego stosunki z Niemcami mogą służyć za wzór pojednania. - Mówiłem, że pojednanie między politykami to jedno, a między narodami drugie. Niech młodzież uczy się ode mnie. Wałęsa miejsca dla mnie nie znalazł, choć chciałem zapłacić za podróż.

Powiedziałem Różańskiemu "ty żydowski parchu"

W 1947 roku Skalski wraca do Polski. Na Zachodzie obiecywano mu złote góry, straszono komunistycznym więzieniem. Ale kiedy on się uprze, nic go nie przekona.

W Anglii był pułkownikiem, w stalinowskiej Polsce dostał ledwie majora. Do aresztowania służył w wojsku. Później proces, wyrok za szpiegostwo, rok w celi śmierci, zamiana na dożywocie. Siedział na Mokotowie, we Wronkach, w Rawiczu. Torturował go Adam Humer. Jedni klawisze bili generała, drudzy chcieli, żeby opowiadał o pojedynkach myśliwców nad Anglią. W więzieniu napisał książkę "Czarne skrzydła nad Polską".

Kiedyś Różański, szef departamentu śledczego MBP, napluł generałowi w twarz.

- Powiedziałem mu wtedy: "Wcześniej zdechniesz, ty parchu żydowski, niż mnie wykończysz" - opowiada podniecony. - I co, nie miałem racji? Ale teraz nie mogę o tym nawet mówić. Wszystko jest w żydowskich rękach, więc tego parcha nigdy mi nie puszczą.

- Był w Rawiczu klawisz-sadysta, Utrata - to następna anegdota z więzienia. - Nie bałem się go, więc wszyscy myśleli, że zwariowałem. Spotkałem go na wolności, zaczął przede mną uciekać. Tylko pogroziłem mu pięścią. Ale - zastanawia się generał - co on miał robić? Rozkaz jest rozkazem.

Październikowa odwilż przyniosła Skalskiemu wolność i rehabilitację. Wrócił do wojska, został szefem Aeroklubu PRL. Bywał na salonach władzy i popieranych przez władzę artystów. Spodobała mu się prosta wizja świata generała Mieczysława Moczara - do dziś mówi o nim z szacunkiem. Gazety pisały, że Stanisław Skalski może być przykładem dla innych: tyle wycierpiał, ale nie obraził się na Polskę.

W 1988 roku mianowano go generałem.

- Panie, mnie na tytułach nie zależy - wyznaje. - Ciekaw jestem, dlaczego dali mi tego generała. Ale generał to zawsze jest generał. Wtedy dawali (wiązanka przekleństw) wszystkim, nawet Dobraczyńskiemu, Sokorskiemu, choć Sokorski powinien dostać, bo był żołnierzem frontowym.

W 1988 roku Stanisław Skalski powiedział prasie, że przyjmuje tytuł w imieniu wszystkich polskich żołnierzy walczących na Zachodzie.

To właśnie wojsko jest treścią życia generała Skalskiego. Wojsko, gdzie nie ma dyskusji, ale jest rozkaz, gdzie nie ma mięczaków, tylko siła, nie ma wahania, lecz komenda.

- Przed wojną ekwipunek podchorążego mieścił się w kilku walizkach - wspomina Skalski - a mundur to było coś. Człowiek w mundurze nie mógł przekląć na ulicy. Od razu wszyscy by wiedzieli, że coś jest nie w porządku.

- A po wojnie?

- Wojsko to jest wojsko.

Nie ma dyskusji.

Trzeba wbić do łbów patriotyzm i kulturę

Za wojskiem przemawia porządek. Wojsko jest najsilniejszą organizacją, mocniejszą od partii, parlamentów, rządów. Wojskowy dryl to remedium na bolączki. Mundur i dystynkcje to zewnętrzne oznaki pozycji społecznej.

- Gdybym miał władzę, oparłbym się na wojsku - marzy generał. - Zebrałbym grupę trzydziestolatków, pułkowników, którzy dowodzili już batalionami. Powiedziałbym: urodziłeś się w Wałbrzychu, będziesz wojewodą w Suwałkach, za pół roku melduj mi o efektach. Byłby wreszcie ład i spokój. Za niewykonanie rozkazu w wojsku jest kula w łeb.

- Chciałby pan Polskę złapać za twarz?

- Ten naród musi być trzymany krótko. Trzeba zagonić do roboty, niech pracują, produkują. Trzeba prawie wszystkiego nauczyć od nowa. Mówić po polsku, jeść nożem i widelcem. Trzeba wbić do łbów patriotyzm i kulturę.

- Już próbowano...

- ...ee tam - generał pogardliwie macha ręką. - Żeby był porządek, poszedłem do "Samoobrony". No bo gdzie miałem iść? Do Żydów, do wazeliniarzy z BBWR?

- Jak pan trafił do "Samoobrony"?

- Sami mnie znaleźli.

- Generale, co pan, świetny pilot, wojenny bohater, robi w takim towarzystwie?

- Lepper to ludowy demagog, daleko zajdzie. W "Samoobronie" jest ten profesor od FOZZ, pan Balcerek, pan Poręba. Wie pan, że Poręba chciał zrobić film o Zygielbojmie, i Żydzi mu nie pozwolili.

- To chyba dobrze, bo Poręba nie umie robić filmów.

- Nie znam się na tym, ale wiem, że chciał zrobić film o Żydzie i Żydzi nie dali pieniędzy.

- Z wyborami też wam nie wyszło.

- Jak miało wyjść, skoro ten rządzi, kto ma pieniądze, a pieniądze mają Żydzi.

Gen. Stanisław Skalski zdobył w Warszawie 5 tysięcy głosów.

Od Żydów zaznałem wiele dobrego

To niepojęte, ale generał Skalski też odczuwa strach. Poznał to uczucie jeszcze w Anglii, w knajpie u Anzela, Żyda z Polski, gdzie wszyscy lotnicy przychodzili pić whisky.

Wracali z psich wyścigów, gdzie generał wygrał akurat 80 funtów (- Inni grali po pensie, ja po funcie, bo jak ryzyko, to ryzyko. 80 funtów to był wtedy majątek). Siedli za stołem, aż tu jeden ze znajomych Anzela poprosił Skalskiego, by zszedł z nim do piwnicy po nową butelkę. Propozycja podejrzana, bo whisky nie brakowało.

- Powiedział mi wtedy - mówi generał - żebym do nich przystąpił, a na całym świecie drzwi do kariery będę miał otwarte.

- Do kogo?

- Do żydowskiej masonerii.

- Kto panu to proponował?

- Nie powiem.

W piwnicy u Anzela Stanisław Skalski skłamał, że do masonerii należy jego ojciec, który jest w Polsce, a przed podjęciem decyzji musi zasięgnąć jego opinii. Że się zgodzi, ale musi pomyśleć. Znajomy Żyda Anzela zostawił Skalskiemu adres i telefon, prosił o kontakt.

- Zadzwonił pan?

- Sami chcieli się ze mną skontaktować, ale już więcej tam nie chodziłem. Bałem się.

- Pan się bał?

- Gdy się im sprzeciwisz, mogą nawet zabić.

Generał Skalski ma w domowej bibliotece zniszczoną, jeszcze przedwojenną książkę "Wielka sekta". W książce jest napisane, że zgodnie z wytycznymi żydowskiej masonerii żydowscy bolszewicy zawładnęli Rosją. Że miał być to tylko pierwszy krok. Po Rosji żydowscy masoni chcieli połknąć cały świat.

- Chciałem zostać posłem, żeby dowiedzieć się, jak można wydać tę książkę - mówi generał. - Porządek musi być, nie chcę naruszać niczyich praw autorskich.

Od Żyda miałem wziąć? Wstydziłbym się

- Dlaczego mówi pan o Żydach z taką nienawiścią?

- Bo nienawidzę tych, którzy chcą mną rządzić. Żydokomunę trzeba sprawdzić do trzeciego pokolenia, wypalić laserem. A dobrzy Żydzi niech się na kamieniu rodzą.

- Ucierpiał pan kiedyś od Żydów?

- Ja? - generał łagodnieje. - Nigdy w życiu. Raczej zaznałem wiele dobrego.

Stanisław Skalski pamięta Żydów jeszcze z dzieciństwa. Był więc żydowski lekarz, który wyleczył jego ojca z choroby serca. Lekarz mówił do Szymona Skalskiego: - Chce pan być zdrowy, musi pan przestać palić. Ja też paliłem, panie Skalski, serce mi nawalało, więc teraz, panie Skalski, ja nie palę.

- Lekarz wyszedł, ojciec powiedział do matki: Żyd umiał przestać, i ja przestanę. Od tego czasu nie wziął papierosa.

Był czas, kiedy generał Skalski palił 80 papierosów dziennie. Pewnego sylwestra powiedział, że już nigdy nie zapali.

- Gniotło mnie w środku, ręce ściskałem w pięści, ale się zawziąłem - opowiada.

- Bo Żyd potrafił?

- To był Żyd, ale fajny chłop. Taki to miał charakter.

Stanisław Skalski pamięta, jak pewnego przedwojennego marca (był jeszcze chłopcem) stał nad brzegiem Ikwy przecinającej wołyńskie Dubno. Po rzece pływała łódka z Żydami. Łódka wywróciła się, Żydzi zaczęli tonąć.

- Zdjąłem marynarkę, skoczyłem do wody, koledzy pukali się w czoło. Musiałem uderzyć Żydówkę, bo inaczej utopiłaby mnie i siebie. Ach, jak mi potem dziękowali. A koledzy się śmiali, że będę miał cukierki i czekoladę za darmo we wszystkich żydowskich sklepach.

- I miał pan?

- Od Żyda miałem wziąć? Wstydziłbym się.

Stanisław Skalski pokazuje zdjęcie pięknej dziewczyny, Zuzanny Fiszman, pierwszej dziewczyny, w której się zakochał. Zginęła w getcie.

Przypomina sobie Anzela, który przestrzegał: nie jedź do komunistów, u mnie będziesz miał złote góry, za rok kupię ci knajpę, lepszą knajpę niż moja.

- Z Anzelem wszyscy piloci się ściskali - wspomina ze śmiechem. - Raz jeden z naszych ścisnął go za mocno. Złamał Żydowi żebro.

Generał zdejmuje ze ściany fotografię: grupa ludzi pozująca do zdjęcia po premierze filmu "Bitwa o Anglię".

- Patrz pan, ten to Żyd, fajny chłop. Jednego razu przyjaciel, Żyd, mówi mi: "Stasiek, ty przygotuj taką polską wigilię, jak ja lubię, tak przed moim wyjazdem na zawsze" - wzruszenie wyciska generałowi łzy. - Panie - mówi ze ściśniętym gardłem - czy ja jestem antysemitą?

- A może Żydzi pana bili, gdy był pan w więzieniu?

- Nie dam się wrobić. Bili mnie Polacy, słudzy żydowscy.

Z dobrymi Żydami Stanisław Skalski chciałby porozmawiać jak Polak z Żydem.

Chcę polskiej Polski

- Jakiej Polski pan chce, generale - spytałem na koniec.

- Polskiej, nie żydowskiej.

Więc polska Polska to taka Polska, gdzie każdy będzie znał swoje miejsce. Gdzie powróci entuzjazm czasów powojennych, kiedy naród podnosił kraj z ruin. Gdy Skalski wrócił do Polski, dobrowolnie chodził odgruzowywać Warszawę i nikt mu za to nie płacił. Gdyby jeszcze do Polski dotarł Plan Marshalla, wtedy bylibyśmy daleko przed Niemcami.

Polska Polska to taka Polska, gdzie mundur wyznaczy pozycję człowieka, a władza nie będzie się patyczkować.

- Niech pan spojrzy na Wałęsę - mówi Skalski. - Jak on mówi? Mamle ustami jak ryba. Taki Hitler, gdy doszedł do władzy, miał obok siebie najlepszych niemieckich aktorów. Uczyli go dykcji, słowa, gestu; przecież polityk także jest na scenie. Dobry był. Wiem, co mówię, przed wojną chciałem być aktorem.

- Chyba pan przesadza, generale.

- Hitler zaczynał cicho, prawie szeptem - generał chyba nie usłyszał mojej uwagi - a potem grzmiał tak, że miał u stóp miliony. Ludzi rozpierał entuzjazm. Słuchałem Hitlera przez radio, jeszcze dziś mógłbym go słuchać. Te jego przemówienia, ludzie krzyczący na komendę... Nie tak, że każdy sobie.

Na stoliku pojawia się odbitka artykułu z amerykańskiego pisma "Forbes" i jego polskie tłumaczenie. Artykuł napisany przez dwóch amerykańskich ekonomistów ma przekonać, że USA nie powinno angażować się gospodarczo w Europę Wschodnią, bo mija się z celem finansowanie przemian, które doprowadziły do ekonomicznej stagnacji. Polskie tłumaczenie dodaje, że przemiany są skutkiem zmowy masońskiej.

- Jest wiele artykułów, również z tego samego "Forbes", które dowodzą, że przemiany w Polsce mają sens - mówię.

- To pan nie wie, że prasa jest w rękach żydowskich - odpowiada Stanisław Skalski.

Generał wyciąga kolejny "dokument". Jakiś człowiek dwojga nazwisk: polskiego i żydowskiego, interpretuje w nim najnowszą historię Europy Wschodniej. Wszystko układa się w spisek doskonały. Recesja, drogie kredyty bankowe, otwarcie na Europę, międzynarodowe napięcia i konflikty. Politycy wschodnioeuropejscy, którzy zabrali władzę totalitarnym dyktaturom, to gracze czczeni w Izraelu jak biblijni żydowscy herosi: walczą o panowanie Żydów nad światem. Ale jest nadzieja: Polska przejrzy na oczy.

- Pan czyta do końca - nakazuje generał.

Na końcu jest stwierdzenie o niewdzięczności Zachodu, który nie podziękował Polsce, obrończyni Europy, za zatrzymanie hord tatarskich pod Legnicą i tureckich pod Wiedniem.

- To jakieś brednie, generale.

- Pan mówi, że brednie, a ja wiem, że to prawda.

- Generale, jest pan lotnikiem, a prowadzenie samolotu wymaga precyzji, jasności...

- ...masz pan prawo, młody człowieku, do własnego zdania. Ja zostanę przy swoim.

 

Rozmowa autoryzowana