Rene Reouven
Słownik zabójców
1992
Richard LOEB i Nathan LEOPOLD
Kiedy Andre Gide pisał Lochy Watykanu, nie przeczuwał, że w ten sposób stanie się inspiratorem jednej z najohydniejszych zbrodni stulecia. Loeb i Leopold bowiem powoływali się właśnie na przykład Lafcadia. Pragnęli popełnić zbrodnię idealnie czystą, wolną od wszelkiej banalnej nienawiści i jakiejkolwiek żądzy zysku. I trzeba przyznać, że była to istotnie zbrodnia bez precedensu. Maniacy wszelkiej maści, jak Kurten, Fish czy nawet Matuska, czerpali ze swoich czynów zwierzęcą satysfakcję. Natomiast zbrodnia Loeba i Leopolda dostarczyła im przyjemności o charakterze czysto intelektualnym. Nie miała, jak przypuszczano w pierwszej chwili, podłoża seksualnego, pozbawiona była wszelkich motywów, poza jednym: chęcią udowodnienia sobie, że są w stanie wyzwolić się z jarzma praw, którym podlega większość śmiertelników. Chodziło o akt w stanie czystym, spełnienie "boskiej wolności nadczłowieka". Kim są ci dwaj mordercy? Mając lat dwadzieścia, Nathan Leopold - syn króla przemysłu tekstylnego z Chicago - zna czternaście języków i jest już uznanym autorytetem w dziedzinie ornitologii. Nieco odeń młodszy (urodzony w roku 1904) Richard Loeb to równie nieprzeciętna postać. Jego wyniki w testach na inteligencję są, podobnie jak wyniki Leopolda, najlepsze ze wszystkich uzyskanych na uniwersytetach środkowego Zachodu. Niemniej, podczas gdy Leopold należy do gatunku intelektualistów o powściągliwym zachowaniu, oderwanych od życia i aspołecznych, Loeb - tęgi pijanica i poszukiwacz przygód miłosnych - jest pieszczoszkiem dobrze urodzonych dziewcząt z Chicago. To typowy przywódca, atleta o blond włosach i jasnoniebieskich oczach. Za przykładem Napoleona, Aleksandra Wielkiego, Mussoliniego (Hitler jest jeszcze nieznany), pragnie stworzyć sobie własny kodeks moralny, wyzwolony spod wpływu wszelkich tabu, którymi posługuje się vulgum pecus. Doskonała postać nazisty avant la lettre!
A przecież Loeb, podobnie jak Leopold, jest Żydem: jego ojciec, biznesmen-multimilioner, należy do najwyższych sfer Chicago. Ci dwaj studenci związani są bardzo dwuznaczną przyjaźnią - czyż nie głoszą swego wyzwolenia od wszelkich zasad, nawet dotyczących życia seksualnego, którym poddają się inni? - a wspólną zbrodnię planują w szale wykolejonej pychy. Motyw? Właśnie: brak. Ofiara? Chłopczyk, którego wybiorą na chybił trafił na ulicy, przy wyjściu ze szkoły. Nasuwa się myśl o restauracjach, w których wisi ogłoszenie: "Wybierzcie sami waszego pstrąga". Kelner podchodzi do akwarium z naczyniem, a wy wskazujecie palcem rybę, której nić życia postanowiliście przeciąć...
Owego majowego dnia 1923 r. wybór pada na małego Bolly'ego Francksa, syna człowieka interesu o nieco mętnej przeszłości. Młodzi ludzie wdzięczą się do chłopca i uwożą go samochodem. Loeb zadaje mu cios dłutem w głowę, po czym dusi go. Wówczas rozbierają zwłoki, a dla opóźnienia identyfikacji spryskują twarz zabitego kwasem. Wreszcie topią ciało w bagnie. Przewidziane jest także żądanie okupu w celu zapewnienia sobie alibi: któż by podejrzewał synów bogaczy? W sprawę wdaje się jednak przypadek: ciało zostaje odkryte wcześniej, niż to przewidywali. Leopold zgubił na miejscu zbrodni okulary. Są to szkła bardzo drogie, sprzedawane przez najlepszego optyka w Chicago w tak małych ilościach, że policja szybko wpada na trop przestępcy. W tym momencie niedyskretni dziennikarze podają do wiadomości publicznej listy, ujawniające szczególny charakter stosunków między Loebem i Leopoldem. W powszechnym mniemaniu chodzi o zbrodnię na tle seksualnym - co jest nieprawdą - ale to wystarczy, by skierować podejrzenia we właściwą stronę. Od tej chwili zaczynają się gromadzić poszlaki, a błędy młodych zbrodniarzy powodują, że części układanki zaczynają do siebie pasować - samochód, szlafrok, w który było zawinięte ciało, wreszcie maszyna do pisania Leopolda, której zdefektowane czcionki zostawiły ślad w liście z żądaniem okupu - i podejrzani załamują się. W wyższych sferach Chicago panuje osłupienie. Skandal wstrząsa tym zamkniętym środowiskiem, dźwigającym ciężar pieniędzy i szacowności. Nikt nie może w to uwierzyć, ludzie nie wiedzą, co robić. Czy oskarżeni powinni przyznać się do winy? Wysunąć argument niepoczytalności? Dołączają się do tego subtelności prawa amerykańskiego i - podobnie jak później, w sprawie Haigha w Anglii - obrona użyje szczególnego chwytu: ujawni, że nie jest to pierwsza zbrodnia Loeba. Zabił uprzednio już trzykrotnie, bez motywu, dla sztuki. Jego ofiary to włóczęga, którego potrącił z premedytacją jadąc samochodem, oraz dwaj studenci, których śmierć rzeczywiście pozostawała dotąd nie wyjaśniona, jeden zastrzelony, drugi utopiony.
Proces zaczyna się 24 lipca 1924 r., w trzy miesiące po morderstwie, wśród rozhuśtanych namiętności. Opinia publiczna domaga się kary śmierci i urąga sądowi, posiedzenia mają przebieg niezwykle gwałtowny. Obronę prowadzi wielki adwokat Clemence Darrow. Przez czterdzieści dni będzie walczył zażarcie, stawiając czoło obelgom i pogróżkom. Wyrok zapada ostatecznie 10 września: dożywotnie więzienie.
Naszych uzdolnionych osobników oczekuje zakład karny z jego ohydnym tłokiem, szykanami i codziennym upodleniem. Richard Loeb, playboy, zginie w roku 1936, poszatkowany pięćdziesięcioma ciosami brzytwy, otrzymanymi podczas awantury między więźniami. Leopold tymczasem poświęci się walce o polepszenie warunków życia swoich towarzyszy niedoli. Uwolniony w roku 1958, umrze w 1971. Patrick Hamilton oparł się na tej historii pisząc swoją sztukę Sznur, którą przeniósł na ekran Alfred Hitchcock. Należy jeszcze podkreślić jedną rzecz: mały Bolly Francks był także Żydem. Miałoby się ochotę powiedzieć "Na szczęście", gdyby bowiem było inaczej, mielibyśmy tu do czynienia z pełnym wstępem do nowej sprawy Mendla Bejlissa, której konsekwencje w dziedzinie nienawiści rasowych byłyby zapewne na miarę Ameryki, to znaczy gigantyczne.