Focus Historia -
01/07/2008
Marcin Rogoziński
Smak wroga
Podczas
rewolucji kulturalnej w Chinach komuniści zabijali, a następnie jedli "wrogów
klasowych". Właśnie mija 40 lat od tych makabrycznych wydarzeń
Policja i straż graniczna
brytyjskiego Hongkongu była bezradna. Każdego dnia wody zatoki opodal portu
wyrzucały na brzeg ludzkie szczątki. Śledczy nie mieli wątpliwości, że
ludzie ci padli ofiarą mordu w Chinach kontynentalnych, a szczątki przynosiła
z głębi lądu wezbrana w porze monsunu rzeka Qian. Jej wody przepływają
przez prowincję Guangxi i Guangdong, by w końcu połączyć się z rzeką Perłową,
która ma ujście w Morzu Południowochińskim w pobliżu Hongkongu.
Było lato 1968 roku i
rewolucja kulturalna sięgała apogeum. Chiny terroryzowała Czerwona Gwardia, a
informacje o zbrodniach przenikały do Hongkongu. Policjanci z brytyjskiej
kolonii już wtedy przypisywali zabójstwa siepaczom Mao Zedonga. Ale nawet w
koszmarach nikomu się wtedy nie śniło, że ludzie ci padli ofiarą
kanibalizmu.
Jak na chińskie standardy,
300-tysięczny Wuxuan jest miastem niewielkim. Ma wyraźnie rolniczy charakter,
tak samo jak cały Autonomiczny Region Guangxi. Tę położoną na południowym
wschodzie Chin prowincję zamieszkują mniejszości etniczne, różniące się
kulturowo od dominującego w Państwie Środka ludu Han. Licząca około 47
milionów mieszkańców Guangxi jest jedną z najbiedniejszych i najbardziej
zacofanych prowincji w kraju.
Sąsiad sąsiadowi
kanibalem
Sąsiad sąsiadowi
kanibalem W 1968 r. Wuxuan był jeszcze dużą wsią. Ludzie znali się od
pokoleń, każdy o każdym wiedział prawie wszystko. Trudno było ukryć przed
sąsiadami pochodzenie, majątek, poglądy. Gdy podczas rewolucji kulturalnej
trwało polowanie na kontrrewolucjonistów, w Wuxuan nie było problemu z ich
odnalezieniem.
W maju i czerwcu 1968 r. główny
targ stał się areną krwawych igrzysk. Na placu odbywały się propagandowe
wiece, podczas których tłum zmuszał "wrogów klasowych" do wyznania win i
pokuty. Ofiarami sprawiedliwości ludu padali właściciele ziemscy, bogaci chłopi,
rodziny mające krewnych za granicą. Pojmanych upokarzano i bito, zwykle na śmierć.
Podobne publiczne egzekucje miały miejsce w całych Chinach. Nigdzie jednak
poza Guangxi sąsiad nie jadł napiętnowanego politycznie sąsiada. W Wuxuan
udokumentowano najwięcej takich praktyk.
Zhou Shiana, fryzjera z sąsiedztwa,
wyciągnął z domu Liao Huoshou. Skrępował mu ręce drutem i z rzeźnickim nożem
w ręku gnał go ulicą na plac targowy. Po drodze przyłączali się następni
oprawcy, którzy bili, opluwali i obrażali Zhou Shiana. Gdy dotarli do skrzyżowania,
wokół zebrał się tłum. Pojawili się młodzi czerwonogwardziści, którzy
zainscenizowali rozprawę "trybunału ludowego". Ludzie zmusili Shiana do
wyznania win na klęczkach i złożenia samokrytyki. Potem pod gradem ciosów i
obelg wleczono go po schodach w dół nad rzekę.
Zhou jeszcze żył, gdy
niejaki Wang Chunrong prawie 13-centymetrowym nożem rozciął jego ciało i
wydobył z niego serce i wątrobę. Przyłączyli się inni i niebawem obdarto
go ze skóry. Następnie przy pomocy drewnianej łodzi utopili szczątki w
rzece. Zwłoki porwał nurt, płynący w stronę Hongkongu. Mieszkańcy Wuxuan
wrócili na plac, ugotowali wnętrzności i podczas uczty zjedli wroga ludu.
Ofiarami kanibalizmu padło tego dnia w Wuxuan jeszcze 5 osób.
Pieczyste ze zdrajcy
Wydarzenia z wiosny 1968 r.
miały zwykle podobny przebieg. Nieszczęśników gnano na plac, gdzie owładnięty
rewolucyjną gorączką tłum wymierzał sprawiedliwość. Najczęstszym
wyrokiem była śmierć. Raport, sporządzony dopiero 20 lat po tych
wydarzeniach, wylicza następujące rodzaje egzekucji: "pobity na śmierć,
utopiony, zastrzelony, zadźgany nożem, uduszony, poćwiartowany żywcem".
Pojmani, którzy po "oczyszczającej" sesji publicznej uchodzili z życiem,
mogli mówić o szczęściu.
Qian była świadkiem wielu
okropności. Płaskie głazy nad brzegiem rzeki służyły jako rytualne ołtarze,
na których zarzynano ofiary. Wśród aplauzu ciała ćwiartowano i rozdawano
zgromadzonym. Ludzie wyrywali sobie najlepsze kąski. Wątroba, serce i mózg
trafiały się obecnym podczas "uczty" partyjnym notablom i członkom
"komitetu rewolucyjnego". Motłoch musiał się zadowolić innymi częściami
ciała, które gotowano i publicznie spożywano.
Historia trzech braci o
nazwisku Li, choć typowa dla Wuxuan, mrozi krew w żyłach. Rodzeństwo poddano
na targu warzywnym publicznemu "procesowi". Jeden z oprawców odczytał listę
ich domniemanych win: "Mamy ich zabić?" - krzyknął wreszcie w stronę
zgromadzonego tłumu. - "Zabić!" - odpowiedzieli zgodnie mieszkańcy
Wuxuan. Bracia Li natychmiast zginęli. "Ich ciała przeniesiono następnie
nad rzekę, gdzie banda usunęła im wątroby i obcięła penisy. Ciała
wrzucono do rzeki. Tej nocy zgwałcono jedną z wdów, zabito jej świnię i świętowano,
by uczcić "wielkie zwycięstwo dyktatury proletariatu". Chiński lud podążał
w mrok ścieżką wytyczoną przez Wielkiego Sternika.
Mao Zedong rozpoczął
Wielką Proletariacką Rewolucję Kulturalną w 1966 r. Kampania była początkowo
próbą wyeliminowania politycznych rywali. Czystki w aparacie władzy szybko
wymknęły się jednak spod kontroli i - jak w przypadku Wuxuan - objęły
wszystkich domniemanych "wrogów klasowych". Rewolucja kulturalna wkrótce
przerodziła się w masowy ruch społeczny, którym kierowała Czerwona Gwardia,
najbardziej krwawa organizacja młodzieżowa w historii świata. Jej członkowie,
zwani z języka chińskiego hunwejbinami, zaczynali od rozprowadzania ulotek z
komunistyczną propagandą oraz list nazwisk domniemanych kontrrewolucjonistów,
a kończyli na publicznych egzekucjach "wrogów ludu".
Najbardziej rozpowszechnioną
formą potępienia nieprawomyślnych obywateli stały się tak zwane wiece walki
klas. Publiczne sesje organizowano - jak w Wuxuan - w centralnym punkcie
miast lub na stadionach. "Wrogów klasowych" prowadzono lub obwożono w błazeńskich
czapkach i z zawieszonymi u szyi tabliczkami, na których wypisywano domniemane
winy. Ceremonii przewodzili najczęściej czerwonogwardziści i członkowie
"komitetów rewolucyjnych". W połowie przypadków wiece kończyły się
linczem dokonanym przez tłum na "kontrrewolucjonistach". Pewien zbiegły do
Indii Tybetańczyk wspominał: "Tak zwane wiece walki klas były to
demoniczne, okrutne spektakle, podczas których zmuszano dzieci do oskarżania
rodziców o niepopełnione zbrodnie; chłopów - do bicia właścicieli majątków;
uczniów do znieważania nauczycieli. Podczas tych wieców odbierano ludziom
resztki godności rękoma sąsiadów, krewnych, najbliższych i dzieci. Sędziwych
mnichów zmuszano do publicznego spółkowania z prostytutkami".
Szkarłatny memoriał
Świat prawdopodobnie nie
dowiedziałby się o rewolucyjnym kanibalizmie, gdyby nie Zheng Yi. Ten chiński
dziennikarz i dysydent, który po masakrze na placu Tiananmen w 1989 r. uciekł
do USA, słyszał o jedzeniu ludzi w Guangxi jeszcze na początku rewolucji
kulturalnej. Nastoletni Zheng był wtedy członkiem Czerwonej Gwardii w nieodległym
od Wuxuan mieście Guilin. Jak większość ludzi, nie wierzył jednak w krążące
po okolicy pogłoski. Politycznym kanibalizmem w Guangxi zajął się dopiero
pod koniec lat 80., gdy był już znanym w Chinach dziennikarzem. Prowadząc
reporterskie dochodzenie, Zheng dotarł do wspomnianego raportu na temat
kanibalizmu, który władze Wuxuan sporządziły potajemnie w 1987 r.
Publikacja tych porażających
materiałów w Chinach była niemożliwa. Dopiero w pierwszej połowie lat
dziewięćdziesiątych, mieszkając już w USA, Zheng napisał dla "New York
Timesa" artykuł o politycznych ludożercach w regionie Guangxi. Kilka lat później
powstała na ten temat książka "Szkarłatny memoriał" ("Scarlet
Memorial"). Autor przeanalizował niesamowite zjawisko kanibalizmu w Guangxi.
Według Zhenga proceder jedzenia ludzkiego mięsa podczas rewolucji kulturalnej
przeszedł kilka etapów. W pierwszej, początkowej fazie ludożerczego obłędu
ludzie mordowali potajemnie pod osłoną nocy. Pojedyncze przypadki kanibalizmu
był skrywane przed światem. W kolejnym stadium, które Zheng określa jako "świąteczne",
jedzenie ludzi odbywało się już publicznie, z udziałem rozentuzjazmowanego tłumu.
Za przyzwoleniem Czerwonej Gwardii i miejscowych notabli, a często przy ich
aktywnym udziale, motłoch konsumował "wrogów klasowych". Uczty odbywały
się na placach i ulicach, a nawet w szpitalach, szkołach i państwowych urzędach.
Ludzkie organy krojono i gotowano w wielkich kotłach razem z wieprzowiną, a
następnie wspólnie raczono się potrawą. W ostatniej fazie zbiorowego szaleństwa,
kanibalizm osiągnął poziom "masowego ruchu", który urzeczywistniał
marksistowsko-leninowską ideę przewodniczącego Mao. Jedzenie ludzi należało
do dobrego tonu.
Jak inaczej niż obłędem
można określić przytoczone przez Zhenga opisy? "Kierownik miejscowej izby
handlowej (w Wuxuan) szedł do domu, niosąc ludzką nogę przewieszoną przez
ramię. Z nogi zwisał jeszcze kawałek męskich spodni" albo: "Pewna
dziewczyna, która zabiła sześciu ludzi, kazała z dumą mówić o sobie »siostra
sześć«, inna, której ofiarą padło dziewięć osób, »siostra dziewięć«".
Ludzkie zwyrodnienie
przekroczyło wszelkie granice: "W dystrykcie Tongwan w lipcu 1968 roku »wróg
klasowy« o nazwisku Gao Dazuo, skrytykowany podczas wiecu, musiał uklęknąć,
a następnie został uderzony kijem w głowę. Jeden z prześladowców zdarł z
niego spodnie, by odciąć mu penisa. "»Pozwólcie mi najpierw umrzeć - błagał
Gao - potem możecie mi go obciąć!«. Ale penisa i tak usunięto przy przeraźliwym
krzyku ofiary". Łatwo się domyślić, jaki był cel tej zbrodni. Jak pisze
Zheng Yi, niejaka Wang Wenliu, wiceprzewodnicząca "komitetu rewolucyjnego"
w Wuxuan, "stała się kimś w rodzaju specjalistki od konsumowania męskich
narządów rozrodczych". Według pierwotnych i, jak widać, do niedawna wciąż
obecnych w niektórych kręgach chińskiego społeczeństwa wierzeń, ludzkie
organy posiadają magiczną i uzdrawiającą moc. Mózg również był wysoko
ceniony, zwłaszcza wśród ludzi starych. Mieli oni nadzieję, że organ ten wróci
im młodość. Zaostrzone w jednym końcu metalowe rurki ludożercy wbijali w głowy
ofiar i, niczym jogurt, przez słomkę, wysysali z nich substancję mózgową.
Smakołykiem była wątroba. Spożycie ludzkiego serca miało z kolei sprawić,
że cała zawarta w nim odwaga przechodziła na ludożercę.
Podczas rewolucji
kulturalnej również w innych miejscowościach Autonomicznego Regionu Guangxi
dochodziło do spontanicznego jedzenia podejrzanych politycznie sąsiadów.
Zheng Yi odwiedził pięć okręgów, gdzie potwierdził liczne przypadki nieustępujące
bestialstwu z Wuxuan. Niezwykle drastyczne są wspomnienia zbrodni popełnionych
przez szkolnych uczniów na nauczycielach. Wychowankowie, zwykle fanatyczni
czerwonogwardziści, mścili się na swoich pedagogach. 12-, 13-letnie dzieci
zabijały i jadły nauczycieli. W Wuxuan nauczyciela szkoły średniej Wu
Shufanga pobito na śmierć. Uczniowie poćwiartowali jego ciało, po czym je
ugotowali.
Partia piętnuje
W starożytnych Chinach
powszechne było jedzenie mięsa pokonanych wrogów. Historie chińskich
dynastii pełne są opisów aktów kanibalizmu. Już w trzecim wieku przed
Chrystusem chiński filozof Mengzi (Mencjusz) pisał: "Ludzie pozbawieni
sprawiedliwości i życzliwości stają się jak zwierzęta i pożerają swoich
towarzyszy". Ba, pojedyncze zbrodnie kanibalizmu zdarzają się do dzisiaj. W
2006 roku pracownicy biura bezpieczeństwa publicznego w mieście Lanzhou
potwierdzili doniesienia mediów o odkryciu dwóch ludzkich rąk kiszonych w
beczkach razem z imbirem i chili. Z kolei gazeta "The Sydney Morning Herald"
pisała o aresztowaniu w Pekinie mężczyzny, podejrzanego o kradzież z
cmentarza 30 ludzkich zwłok, które ugotował w zupie i podał jako lekarstwo
swojej chorej żonie. Władze na wszelkie sposoby starają się nie dopuścić,
by informacje o kanibalizmie wyciekały do mediów. W roku 2003 bezpieka w
Guangdong aresztowała dziennikarzy, podejrzewających właścicieli jednej z
restauracji o przyrządzanie zupy z martwych noworodków. Danie miało być
serwowane bogatym biznesmenom z Hongkongu.
Z pewnością wielu "wrogów
klasowych" padłoby jeszcze ofiarą politycznych ludożerców w Wuxuan, gdyby
nie Wang Zujian. Ten były działacz partyjny został kilka lat wcześniej
skazany za krytykę Mao na przymusowe roboty w jednym z państwowych gospodarstw
rolnych. Po wyjściu z obozu pracy Wang starał się nie rzucać w oczy i trzymać
z dala od kłopotów. Wiódł spokojne życie urzędnika w miejskim biurze do
spraw kultury. Wracając z pracy do domu, Wang był niejednokrotnie świadkiem
kanibalizmu, który w pewnej chwili wymknął się spod kontroli. Urzędnik nie
mógł dłużej znieść widoku ludzi jedzących ludzi i postanowił donieść władzom
w Pekinie o praktykach w Wuxuan. W czasie rewolucji kulturalnej takie działanie
było aktem najwyższej odwagi. Wang wiedział, że każda korespondencja wysyłana
do stolicy podlega wewnętrznej cenzurze. Urzędnik nie chciał ryzykować i
samemu trafić na stół oszalałych kanibali. List z donosem wysłał do
jednego z krewnych z prośbą o przekazanie go innej zaufanej osobie, która
dostarczy pismo gdzie potrzeba. Wiadomość o kanibalizmie w Wuxuan dotarła do
przewodniczącego Mao. Wojsku udało się zaprowadzić porządek i zapobiec
potwornościom.
Nigdy najpewniej nie
poznamy liczby ofiar kanibalizmu w Chinach. Najgorsze, że winni tej apokalipsy
nigdy nie zostali ukarani.