TIMOTHY SNYDER 

SKRWAWIONE ZIEMIE

2011

 

(...)

 

"Już będziemy żyli!" - powtarzał głodny młody Polak, idąc poboczami opuszczonych dróg bądź przez puste pola. Jedzenie, które widział, istniało jednak tylko w jego wyobraźni. Całą pszenicę zabrano podczas bezdusznej kampanii rekwizycji, zapoczątkowującej erę masowych mordów w Europie. Był rok 1933 i Józef Stalin celowo głodził sowiecką Ukrainę. Młody mężczyzna umarł wraz z ponad trzema milionami innych ludzi. "Ja ją spod ziemi dostanę" - mówił o swojej żonie młody mieszkaniec Związku Radzieckiego. W istocie zastrzelono go wkrótce po niej, a oboje pogrzebano wśród siedmiuset tysięcy ofiar stalinowskiego wielkiego terroru lat 1937-1938. "Zażądali mojej obrączki, którą..." - wpis w pamiętniku urywa się na chwilę przed straceniem polskiego oficera przez sowiecką tajną policję w 1940 roku. Był on jednym z prawie dwustu tysięcy obywateli polskich zastrzelonych przez Sowietów i Niemców na początku II wojny światowej, gdy nazistowskie Niemcy i Związek Radziecki wspólnie zagarnęły jego kraj. Pod koniec 1941 roku jedenastoletnia Rosjanka z Leningradu zakończyła swój skromny dziennik: "Została tylko Tania". Adolf Hitler zdradził już Stalina, miasto oblegała armia niemiecka, a jej rodzina znalazła się wśród czterech milionów obywateli sowieckich zamorzonych głodem przez Niemców. Następnego lata na Białorusi dwunastoletnia żydowska dziewczynka pisała ostatni list do ojca: "Zegnam się z Tobą, zanim umrę. Bardzo boję się tej śmierci, bo małe dzieci wrzucają żywcem do masowych grobów". Była wśród ponad pięciu milionów Żydów, których zagazowali lub zastrzelili Niemcy.

W połowie XX wieku w środku Europy reżimy nazistowski oraz sowiecki wymordowały około czternastu milionów ludzi. Skrwawione ziemie - obszar, gdzie zginęły wszystkie ofiary - rozciągają się od środkowej Polski po zachód Rosji poprzez Ukrainę, Białoruś i kraje bałtyckie. W okresie konsolidacji narodowego socjalizmu i stalinizmu (1933-1938), wspólnej niemiecko-sowieckiej okupacji Polski (1939-1941) oraz wreszcie wojny niemiecko-sowieckiej (1941-1945) region ten dotknęła przemoc na skalę nieznaną wcześniej w dziejach. Jej ofiarami padły przede wszystkim narody zamieszkujące omawiane tereny: Żydzi, Białorusini, Ukraińcy, Polacy, Rosjanie i Bałtowie. Wspomniane czternaście milionów wymordowano w ciągu zaledwie dwunastu lat, od 1933 do 1945 roku, gdy władzę sprawowali jednocześnie Hitler i Stalin. Chociaż w połowie opisywanego okresu ich ojczyzny ogarnęła pożoga, ludzi tych należy bez wyjątku zaliczyć do ofiar morderczej polityki, nie zaś działań wojennych. Druga wojna światowa rozwinęła się w najbardziej śmiercionośny konflikt w historii, a co drugi z żołnierzy, którzy polegli na polach bitewnych całego świata, padł właśnie tu - na skrwawionych ziemiach. Nikt wśród tych czternastu milionów zabitych nie był jednak żołnierzem służby czynnej. Większość stanowili kobiety, dzieci i starcy, wszyscy bezbronni; wielu z nich pozbawiono wcześniej dobytku z ubraniami włącznie.

Najbardziej znanym miejscem mordu na skrwawionych ziemiach jest Auschwitz. Dziś symbolizuje on Holocaust, a Holocaust - zło stulecia. Ludzie, których w Auschwitz wyselekcjonowano do pracy, mieli wszakże szansę przeżyć; nazwa obozu trafiła do naszej świadomości właśnie dzięki pamiętnikom i powieściom napisanym przez ocalałych. O wiele więcej Żydów, w większości pochodzących z Polski, zagazowano w innych niemieckich fabrykach śmierci, gdzie umierali niemal wszyscy, a ich nazwy wspomina się rzadziej: w Treblince, Chełmnie, Sobiborze i Bełżcu. Jeszcze więcej Żydów - z Polski, Związku Radzieckiego oraz krajów bałtyckich - zastrzelono nad rowami i dołami. Większość z nich zginęła tam, gdzie mieszkali: w okupowanej Polsce, na Litwie, Łotwie, sowieckiej Ukrainie i sowieckiej Białorusi. Niemcy przywozili też na skrwawione ziemie Żydów z innych krajów, by ich tam zabić. Do Auschwitz trafiały transporty kolejowe z Węgier, Czechosłowacji, Francji, Holandii, Grecji, Belgii, Jugosławii, Włoch i Norwegii. Niemieckich Żydów przed zastrzeleniem lub zagazowaniem deportowano do miast na skrwawionych ziemiach: Łodzi, Kowna, Mińska czy Warszawy. Mieszkańców kwartału w dziewiątej dzielnicy Wiednia, gdzie piszę te słowa, wywieziono do Auschwitz, Sobiboru, Treblinki i Rygi - bez wyjątku na skrwawione ziemie.

Niemcy dokonywali masowych mordów na Żydach w okupowanej Polsce, na Litwie, Łotwie i w Związku Radzieckim, ale nie w samych Niemczech.

Hitler prowadził antysemicką politykę w kraju zamieszkiwanym przez niewielką społeczność żydowską. Gdy obejmował urząd kanclerza w 1933 roku, Żydzi stanowili mniej niż 1 procent ludności Niemiec; kiedy zaczynała się II wojna światowa, było ich około 0,25 procent. W pierwszych sześciu latach rządów Hitlera Żydom pozwalano emigrować, choć w upokarzających warunkach i odbierając im majątek. Większość niemieckich Żydów, którzy zobaczyli na własne oczy zwycięstwo nazistów w wyborach w 1933 roku, zmarła z przyczyn naturalnych. Wymordowanie 165 tysięcy niemieckich Żydów było samo w sobie potworną zbrodnią, ale drobną zaledwie częścią tragedii europejskiego żydostwa: to mniej niż 3 procent ofiar Holocaustu. Dopiero gdy nazistowskie Niemcy najechały w 1939 roku Polskę i w 1941 roku Związek Radziecki, hitlerowskie wizje usunięcia Żydów z Europy skonfrontowały się z dwiema największymi populacjami Żydów na tym kontynencie. Swoje ambicje eliminacji żydostwa w Europie Hitler mógł realizować tylko na tych jej obszarach, które Żydzi zamieszkiwali najliczniej.

Holocaust usunął w cień inne niemieckie plany zakładające jeszcze większą liczbę ofiar. Hitler pragnął nie tylko zlikwidować Żydów; zamierzał też unicestwić Polskę i Związek Radziecki jako państwa, eksterminować ich elity rządzące oraz zabić dziesiątki milionów Słowian (Rosjan, Ukraińców, Białorusinów i Polaków). Gdyby wojna Niemiec z ZSRR potoczyła się zgodnie z jego planem, pierwszej zimy zagłodzono by trzydzieści milionów cywilów, a w późniejszym okresie wygnano by, zabito, zasymilowano lub uczyniono niewolnikami kolejne dziesiątki milionów. Chociaż zamiarów tych nigdy nie wprowadzono w życie, dostarczyły one przesłanek moralnych niemieckiej polityce okupacyjnej na wschodzie. Niemcy wymordowali w czasie wojny mniej więcej tyle samo nie-Zydów co Żydów, przede wszystkim morząc głodem sowieckich jeńców wojennych (ponad trzy miliony) i mieszkańców oblężonych miast (ponad milion) oraz rozstrzeliwując w akcjach odwetowych ludność cywilną (ponad pół miliona - głównie Białorusinów i Polaków).

Na froncie wschodnim II wojny światowej Związek Radziecki pokonał nazistowskie Niemcy, przez co Stalin zyskał wdzięczność milionów i możliwość odegrania zasadniczej roli w kształtowaniu powojennego porządku w Europie. Jeżeli chodzi o masowe morderstwa, czyny Stalina były jednak niemal tak straszne jak Hitlera, a w czasach pokoju znacznie gorsze. W imię obrony i modernizacji Związku Radzieckiego stał się w latach trzydziestych sprawcą głodowej śmierci milionów oraz rozstrzelania trzech czwartych miliona ludzi. Stalin zabijał własnych obywateli nie mniej wydajnie, niż Hitler czynił to z mieszkańcami innych krajów. Z czternastu milionów ludzi celowo wymordowanych na skrwawionych ziemiach w latach 1933-1945 jedną trzecią należy zapisać na konto sowieckie.

Praca ta jest historią masowych mordów dokonanych z pobudek politycznych. Czternaście milionów, o których mowa, to bez wyjątku ofiary sowieckiej lub nazistowskiej polityki mordu, często również interakcji między Związkiem Radzieckim a nazistowskimi Niemcami, ale w żadnym razie żniwo wojny między nimi. Jedną czwartą tych ludzi zgładzono jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, a kolejne dwieście tysięcy zginęło w latach 1939-1941, gdy nazistowskie Niemcy i Związek Radziecki zmieniali oblicze Europy jako sojusznicy. Śmierć tych czternastu milionów bywała zakładana w planach gospodarczych lub przyśpieszana względami ekonomii, nie została jednak wymuszona potrzebą ekonomiczną w żadnym ścisłym tego słowa znaczeniu. Stalin wiedział, co się stanie, gdy odbierał pożywienie głodującym chłopom ukraińskim w 1933 roku, podobnie jak Hitler miał świadomość, czego należy się spodziewać, odmawiając sowieckim jeńcom wojennym żywności osiem lat później. W obydwu przypadkach kosztowało to życie ponad trzech milionów ludzi. Setki tysięcy sowieckich chłopów i robotników rozstrzelanych podczas wielkiego terroru w latach 1937-1938 były ofiarami wyraźnych dyrektyw Stalina, podobnie jak miliony Żydów rozstrzelanych oraz zagazowanych w latach 1941-1945 padły ofiarą jasno sprecyzowanej polityki Hitlera.

Wojna zmieniła niemniej bilans zabójstw. W latach trzydziestych Związek Radziecki prowadził politykę masowych mordów jako jedyne państwo europejskie. Podczas pierwszych sześciu i pół roku sprawowania władzy przez Hitlera przed II wojną światową reżim nazistowski zabił co najwyżej około dziesięciu tysięcy ludzi. Do tego momentu ustrój stalinowski zdążył już zagłodzić miliony i rozstrzelać ponad pół miliona. Niemiecka polityka masowych mordów zaczęła współzawodniczyć z sowiecką w latach 1939-1941 po tym, gdy Stalin pozwolił Hitlerowi rozpętać wojnę. We wrześniu 1939 roku Wehrmacht i Armia Czerwona zaatakowały Polskę, niemieccy dyplomaci podpisali z sowieckimi traktat o granicach i przyjaźni, a wojska niemieckie oraz sowieckie wspólnie okupowały polskie ziemie przez niemal dwa lata. Gdy Niemcy poszerzyli zasięg swojego imperium na zachodzie w 1940 roku, najeżdżając Norwegię, Danię, Belgię, Holandię, Luksemburg i Francję, Sowieci zajęli i przyłączyli Litwę, Łotwę, Estonię oraz północno-wschodnią Rumunię. Podczas panowania obydwu reżimów rozstrzelano dziesiątki tysięcy i deportowano setki tysięcy wykształconych obywateli polskich. Dla Stalina masowe represje tego rodzaju były kontynuacją starej polityki na nowych ziemiach, z punktu widzenia Hitlera stanowiły natomiast przełom.

Czas najgorszych mordów nadszedł, gdy Hitler zdradził Stalina, a niemieckie wojska wkroczyły na powiększone niewiele wcześniej terytorium Związku Radzieckiego w czerwcu 1941 roku. Chociaż II wojna światowa zaczęła się we wrześniu 1939 roku wspólną niemiecko-sowiecką napaścią na Polskę, ogromnej większości zabójstw dopuszczono się po drugiej inwazji na wschodzie. Na sowieckiej Ukrainie, sowieckiej Białorusi i w obwodzie leningradzkim - na ziemiach, gdzie Związek Radziecki zagłodził oraz rozstrzelał w ciągu poprzednich ośmiu lat około czterech milionów ludzi - siły niemieckie zdołały zamorzyć głodem i zastrzelić jeszcze więcej w krótszym o połowę czasie. Natychmiast po inwazji Wehrmacht zaczął głodzić sowieckich jeńców, a specjalne grupy operacyjne zwane Einsatzgruppen zabrały się do rozstrzeliwania przeciwników politycznych i Żydów. Wraz z niemiecką policją porządkową (Ordnungspolizei), Waffen-SS i Wehrmachtem oraz przy udziale lokalnych policji pomocniczych i ochotniczych milicji, Einsatzgruppen rozpoczęły tego lata eliminację całych społeczności żydowskich.

Na skrwawionych ziemiach mieszkała większość europejskich Żydów i zbiegły się tam imperialne wizje Hitlera oraz Stalina; na tych terenach zmagały się Wehrmacht z Armią Czerwoną, a sowieckie NKWD i niemieckie SS skoncentrowały tam swoje siły. Większość miejsc mordu znalazła się na skrwawionych ziemiach: w kategoriach geografii politycznej przełomu lat trzydziestych i czterdziestych oznaczało to Polskę, kraje bałtyckie, sowiecką Białoruś, sowiecką Ukrainę oraz zachodni kraniec sowieckiej Rosji. Zbrodnie Stalina kojarzy się często z Rosją, a Hitlera - z Niemcami, lecz najstraszliwsze wydarzenia w Związku Radzieckim rozegrały się na jego nierosyjskich peryferiach, a naziści generalnie zabijali poza terytorium Niemiec. Za symbol okropności XX wieku uważa się obozy, a jednak większość ofiar narodowego socjalizmu i stalinizmu nie zginęła w obozach koncentracyjnych. Te nieporozumienia co do lokalizacji i metod masowych mordów przesłaniają nam rzeczywisty obraz okropności XX wieku.

W Niemczech działały obozy koncentracyjne wyzwolone w 1945 roku przez Amerykanów i Brytyjczyków; rosyjska Syberia mieściła oczywiście znaczną część Gułagu, o którym opowiedział Zachodowi Aleksander Sołżenicyn. Fotograficzne lub prozatorskie ujęcia tych miejsc sugerują zaledwie skalę niemieckiej i sowieckiej przemocy. Około miliona ludzi zginęło, gdyż skazano ich na roboty w niemieckich obozach koncentracyjnych; z kolei w niemieckich komorach śmierci, na niemieckich polach śmierci i w niemieckich strefach głodu życie straciło dziesięć milionów. W latach 1933-1945 wyczerpanie i choroby skróciły w sowieckim gułagu życie ponad milionowi ludzi; na sowieckich polach śmierci oraz w sowieckich regionach głodu zmarło w tym okresie około sześciu milionów, z tego mniej więcej cztery miliony na skrwawionych ziemiach. Aż 90 procent więźniów gułagu uszło z niego z życiem. Przeżyła też większość ludzi, którzy przekroczyli bramy niemieckich obozów koncentracyjnych (w przeciwieństwie do niemieckich komór gazowych, dołów śmierci i obozów jenieckich). Los więźniów obozów koncentracyjnych, choć straszny, należy odróżnić od losu milionów, które zagazowano, zastrzelono lub zagłodzono.

Między obozami koncentracyjnymi a miejscami mordów nie da się dokonać jednoznacznego rozróżnienia, jako że w obozach też dochodziło do egzekucji i głodzenia, istnieje jednak różnica między wyrokiem skazującym na obóz a wyrokiem śmierci, między pracą a gazem i między niewolnictwem a kulą w głowie. Ogromna większość ofiar śmiertelnych reżimów niemieckiego i sowieckiego nigdy nie zobaczyła obozu koncentracyjnego. Auschwitz pełnił jednocześnie dwie funkcje - obozu pracy i miejsca zagłady - a los skazanych na roboty nie-Żydów i Żydów wyselekcjonowanych do pracy różnił się diametralnie od losu Żydów kierowanych do komór gazowych. Auschwitz stanowi zatem temat dwóch powiązanych, a jednak odmiennych historii. Auschwitz jako obóz pracy jest świadectwem bardziej reprezentatywnym dla doświadczeń wielu ludzi, którzy padli ofiarą niemieckiej (lub sowieckiej) polityki obozów koncentracyjnych, natomiast Auschwitz jako miejsce zagłady odzwierciedla los tych, których celowo zamordowano. Większość Żydów, którzy przybyli do Auschwitz, po prostu zagazowano; podobnie jak niemal całe czternaście milionów, które wymordowano na skrwawionych ziemiach, nie zostali oni nigdy więźniami obozu koncentracyjnego.

Niemieckie i sowieckie obozy koncentracyjne otaczają skrwawione ziemie od wschodu i zachodu, rozmywając czerń odcieniami szarości. Pod koniec II wojny światowej wojska amerykańskie i brytyjskie oswobodziły niemieckie obozy koncentracyjne, takie jak Bergen-Belsen czy Dachau, lecz alianci zachodni nie wyzwolili żadnego z ważnych miejsc zagłady. Mordów na wielką skalę Niemcy dopuścili się bez wyjątku na ziemiach okupowanych później przez Sowietów. Auschwitz, jak również miejsca zagłady: Treblinkę, Sobibór, Bełżec, Chełmno i Majdanek, wyzwoliła Armia Czerwona. Żołnierze amerykańscy oraz brytyjscy nie dotarli na skrwawione ziemie i nie zobaczyli najważniejszych miejsc mordowania. Nie chodzi tutaj tylko o fakt, że Amerykanie i Brytyjczycy nie ujrzeli żadnych śladów zabójstw sowieckich, przez co zbrodnie stalinizmu udokumentowano dopiero po zakończeniu zimnej wojny i otwarciu archiwów. Nie widzieli oni też nigdy lokalizacji mordów niemieckich, w związku z czym ogarnięcie zbrodni hitlerowskich zajęło równie długi czas. Zdjęcia i filmy z niemieckich obozów koncentracyjnych były wszystkim, co większość ludzi Zachodu poznała w związku z masowymi zbrodniami. Choć straszne, sugerowały one jedynie przebieg wydarzeń na skrwawionych ziemiach. Nie tylko nie stanowią one całej opowieści - nie dają niestety nawet wprowadzenia do niej.

Masowe mordy w Europie utożsamia się zwykle z Holocaustem kojarzonym ze sprawnym zabijaniem technikami przemysłowymi. To obraz zbyt prosty i czysty. W miejscach zabójstw dokonywanych przez Niemców i Sowietów metody mordu były dość prymitywne. Z czternastu milionów cywilów i jeńców wojennych zabitych na skrwawionych ziemiach w latach 1933-1945 ponad połowa zmarła, gdyż odmówiono im żywności. W połowie XX wieku Europejczycy celowo morzyli Europejczyków głodem na straszliwą skalę. Tę metodę zastosowano w przypadku dwóch największych po Holocauście masowych zbrodni - sterowanych stalinowskich klęsk głodu wczesnych lat trzydziestych oraz hitlerowskiego głodzenia sowieckich jeńców wojennych na początku lat czterdziestych. Głodzenie wysuwało się na pierwszy plan nie tylko w rzeczywistości, ale i w wyobraźni. W ramach planu głodowego reżim nazistowski planował zimą 1941 roku zagłodzić na śmierć dziesiątki milionów Słowian oraz Żydów.

Po morzeniu głodem nadszedł czas rozstrzeliwania, a później gazowania. Podczas stalinowskiego wielkiego terroru lat 1937-1938 rozstrzelano niemal siedemset tysięcy obywateli sowieckich. Tą samą metodą Niemcy i Sowieci zabili około dwustu tysięcy Polaków w czasie wspólnej okupacji Polski. W odwetowych egzekucjach niemieckich zastrzelono ponad trzysta tysięcy Białorusinów i porównywalną liczbę Polaków. Żydzi, którzy zginęli w Holocauście, byli mniej więcej równie często zabijani kulami, jak gazowani.

Jeżeli chodzi o samo gazowanie, nie było ono niczym szczególnie nowoczesnym. Około miliona Żydów, których zagazowano w Auschwitz, zabił cyjanowodór, a więc związek chemiczny wyodrębniony w XVIII wieku. Mniej więcej 1,6 miliona Żydów zgładzonych w Treblince, Chełmnie, Bełżcu i Sobiborze udusił tlenek węgla, którego zabójcze właściwości znali już starożytni Grecy. W latach czterdziestych XX wieku cyjanowodór wykorzystywano jako pestycyd, a tlenek węgla wytwarzały silniki spalinowe. Sowieci oraz Niemcy posługiwali się środkami technicznymi, które nawet w latach trzydziestych i czterdziestych nie były niczym nowym: silnikami spalinowymi, kolejami, bronią palną, pestycydami i drutem kolczastym.

Niezależnie od technologii zabijanie miało charakter osobisty. Ludzi, których morzono głodem, obserwowali - często z wież strażniczych - ci, którzy odmawiali im pożywienia. Rozstrzeliwanych oglądano z bardzo bliska przez celownik karabinu albo trzymało ich dwóch mężczyzn, podczas gdy trzeci przykładał pistolet do podstawy czaszki. Tych, których miano zagazować, wyłapywano, ładowano do pociągów i gnano do komór gazowych. Tracili dobytek, później ubrania, a na końcu - w przypadku kobiet - również włosy. Każdy ginął inną śmiercią, gdyż życie każdego wyglądało inaczej.

Sama liczba ofiar może nam utrudnić wyobrażenie sobie każdej z osobna. "Imiona ich zawsze bym chciała pamiętać - pisała rosyjska poetka Anna Achmatowa w swoim Requiem - spisałam je wszystkie, lecz spis mi odjęto". Dzięki ciężkiej pracy historyków mamy jednak część spisów, a od otwarcia archiwów w Europie Wschodniej jest już gdzie ich szukać. Zachowało się też zaskakująco wiele głosów ofiar, na przykład wspomnienia młodej Żydówki, której udało się wygrzebać z wykopanego przez nazistów dołu śmierci w Babim Jarze pod Kijowem, oraz innej, która zdołała uczynić to samo w Ponarach pod Wilnem. Są pamiętniki kilku spośród kilkudziesięciu ludzi, którzy wyszli żywi z Treblinki. Mamy skrupulatnie zgromadzone, zakopane, a później (w większości) odnalezione archiwum getta warszawskiego. Dysponujemy dziennikami polskich oficerów zastrzelonych w 1940 roku w Katyniu przez sowieckie NKWD - odkopano je wraz z ich ciałami. Przetrwały karteczki wyrzucane z autobusów wiozących Polaków do dołów śmierci podczas niemieckich egzekucji w tym samym roku. Nie zatarły się słowa wydrapane na ścianie synagogi w Kowlu ani te pozostawione na murze gestapowskiego więzienia w Warszawie. Pozostały wspomnienia Ukraińców, którzy przeżyli sowiecką klęskę głodu w 1933 roku, sowieckich jeńców wojennych, którzy przetrwali niemiecką kampanię głodową w 1941 roku, oraz leningradczyków, którzy wyszli cało z oblężenia lat 1941-1944.

Mamy też relacje sprawców: zeznania Niemców - przesłuchiwanych, gdyż przegrali wojnę - jak też świadectwa odnalezione w rosyjskich, ukraińskich, białoruskich, polskich czy bałtyckich archiwach po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku. Zachowały się raporty oraz korespondencja niemieckich policjantów i żołnierzy, którzy strzelali do Żydów, jak też niemieckich oddziałów walczących z partyzantką oraz rozstrzeliwujących białoruskich i polskich cywilów. Są petycje słane przez aktywistów partii komunistycznej niedługo przedtem, zanim wywołali w latach 1932-1933 głód na Ukrainie. Przetrwały liczby przeznaczonych do zabicia chłopów i mniejszości narodowych przekazywane w latach 1937-1938 z Moskwy do obwodowych urzędów NKWD oraz odpowiedzi, w których wnioskowano o zwiększenie tych kontyngentów. Dysponujemy protokołami przesłuchań obywateli sowieckich, których wówczas skazywano i zabijano. Istnieją niemieckie rachunki dotyczące Żydów zabitych nad dołami śmierci i zagazowanych w miejscach zagłady, podobnie jak sowieckie podliczenia rozstrzelanych w latach wielkiego terroru i w Katyniu. Mamy dość dokładne ogólne szacunki liczby Żydów zgładzonych w najważniejszych miejscach mordów oparte na zestawieniach niemieckich zapisów i komunikatów, zeznaniach ocalałych oraz sowieckich dokumentach. Możemy z rozsądnym przybliżeniem oszacować liczbę ludzi, którzy zmarli z głodu w Związku Radzieckim (nie wszystkie zgony odnotowano). Znamy treść listów Stalina do najbliższych towarzyszy, rozmów Hitlera przy stole, terminarza Himmlera i wielu innych źródeł. O ile w ogóle da się napisać książkę taką jak niniejsza, jest to możliwe dzięki dokonaniom innych badaczy i wykorzystaniu przez nich powyższych oraz niezliczonych innych źródeł. Chociaż niektóre fragmenty tej pracy bazują na moich własnych kwerendach archiwalnych, olbrzymi dług, jaki zaciągnąłem u kolegów i wcześniejszych pokoleń historyków, daje się dostrzec na dalszych stronach i w przypisach.

Przypominam głosy samych ofiar oraz ich przyjaciół i rodzin. Cytuję też sprawców - tych, którzy zabijali i tych, którzy nakazali zabijać. Na świadków przywołuję także garstkę pisarzy europejskich: Annę Achmatową, Hannę Arendt, Józefa Czapskiego, Guntera Grassa, Wasilija Grossmana, Garetha Jonesa, Arthura Koestlera, George'a Orwella i Aleksandra Weissberga. Siedzę oprócz tego losy dwóch dyplomatów: amerykańskiego specjalisty od Rosji George'a Kennana, który był obecny w Moskwie w najważniejszych momentach tego okresu, oraz japońskiego szpiega Chiune Sugihary, który brał udział w działaniach usprawiedliwiających masowy terror w oczach Stalina, po czym ratował Żydów z hitlerowskiego Holocaustu. Część z wymienionych pisarzy odnotowała jeden epizod masowych mordów, inni dwa lub nawet więcej. Jedni pozostawili po sobie klarowne analizy, drudzy fałszywe porównania, a jeszcze inni niezapomniane obrazy. Za ich wspólną cechę należy uznać wytrwałość w opisywaniu Europy między Hitlerem a Stalinem, często wbrew tabu obowiązującym w ich czasach.

Porównując reżimy sowiecki i nazistowski, teoretyczka polityki Hannah Arendt napisała w 1951 roku, że warunkiem przetrwania faktów jako takich jest dalsze istnienie świata nietotalitarnego. Amerykański dyplomata George Kennan wyraził to samo prościej w Moskwie w 1944 roku: "Tutaj ludzie decydują, co jest prawdą, a co fałszem".

Czy prawda rzeczywiście sprowadza się do konwencji ustalanej przez rządzących, czy też rzetelne relacje historyczne mogą oprzeć się sile ciążenia polityki? Nazistowskie Niemcy i Związek Radziecki pragnęły ujarzmić samą historię. Związek Radziecki był państwem marksistowskim, którego przywódcy ogłosili się inżynierami dziejów. Narodowy socjalizm roztaczał apokaliptyczną wizję całkowitej przemiany, której mieli dokonać ludzie przeświadczeni, iż wola i rasa mogą zrzucić brzemię przeszłości. Dwanaście lat władzy nazistowskiej i siedemdziesiąt cztery lata sowieckiej wywarły bez wątpienia ogromny wpływ na naszą zdolność oceny świata. Wielu ludzi uważa, że skala zbrodni nazistowskiego reżimu stawia go poza obrębem historii. To niepokojące echo przekonania samego Hitlera, że wola triumfuje nad faktami. Inni utrzymują, iż zbrodnie Stalina, choć straszliwe, można usprawiedliwić potrzebą stworzenia lub obrony nowoczesnego państwa. Przywołują tym samym wizję konieczności dziejowej, którą miał pojąć Stalin, i która z perspektywy czasu legitymizowałaby jego politykę.

Jeżeli historii nie oprzemy na zupełnie innych fundamentach, okaże się, że Hitler i Stalin wciąż determinują sposób, w jaki postrzegamy ich czyny. Jakie mogłyby to być fundamenty? Chociaż niniejsza praca łączy historię wojskową, polityczną, gospodarczą, społeczną, kulturalną oraz intelektualną, u jej podstaw leżą trzy proste zasady: jednoznaczne stwierdzenie, że żadne wydarzenie z przeszłości nie wykracza poza granice zrozumienia historycznego lub zasięg badań historycznych; refleksja nad możliwością alternatywnych wyborów i akceptacja nieredukowalności wyboru w działaniach ludzkich; wreszcie uporządkowany chronologicznie opis wszystkich działań stalinowskich i nazistowskich, które doprowadziły do śmierci wielkiej liczby cywilów oraz jeńców wojennych. Jej kształt nie jest pochodną geografii politycznej imperiów, lecz geografii ludzkich ofiar. Skrwawione ziemie nie stanowiły realnego ani wyimaginowanego terytorium politycznego - był to po prostu obszar, gdzie najbardziej zbrodnicze reżimy Europy dokonały swoich najbardziej morderczych czynów.

Historia narodowa - żydowska, polska, ukraińska, białoruska, rosyjska, litewska, estońska, łotewska - opierała się przez całe dziesięciolecia nazistowskiej oraz sowieckiej konceptualizacji popełnionych zbrodni. Historię skrwawionych ziem utrwalano - często w inteligentny i odważny sposób - dzieląc przeszłość Europy na części odpowiadające poszczególnym narodom i dbając, by się one nie stykały. Niezależnie od tego, jak sprawny byłby historyk, skupienie się na którejkolwiek z prześladowanych grup nie pozwoli wszakże zrelacjonować tego, co wydarzyło się w Europie od 1933 do 1945 roku. Nawet doskonała znajomość historii Ukrainy nie umożliwi odkrycia przyczyn głodu. Badanie dziejów Polski nie jest najlepszą metodą do zrozumienia, dlaczego tak wielu Polaków zgładzono podczas wielkiego terroru. Żadna wiedza o historii Białorusi nie wyjaśni sensu obozów jenieckich ani kampanii przeciw partyzantom, w których zginęło tak wielu Białorusinów. Opis życia społeczności żydowskiej może uwzględnić Holocaust, ale go nie wytłumaczy. To, co spotkało jedną grupę, bywa często zrozumiałe tylko w świetle tego, co stało się z inną. To jednak zaledwie początek powiązań. Reżimy nazistowski i sowiecki trzeba także interpretować przez pryzmat tego, jak ich przywódcy usiłowali podporządkować sobie opisywane ziemie oraz jak postrzegali wymienione grupy ludzkie i ich wzajemne związki.

Współcześnie panuje powszechna zgoda co do tego, że masowe zabójstwa XX stulecia mają ogromne znaczenie moralne z punktu widzenia XXI wieku. Uderzająca jest w tym kontekście nieobecność historii skrwawionych ziem. Masowy mord oderwał dzieje żydowskie od europejskich i wschodnioeuropejskie od zachodnioeuropejskich. Zbrodnia nie ukształtowała narodów, nadal przesądza jednak o ich intelektualnej separacji - całe dziesięciolecia po odejściu w niebyt ery narodowego socjalizmu i stalinizmu. Niniejsza praca łączy opis reżimów nazistowskiego i sowieckiego, dziejów żydowskich i europejskich oraz historii poszczególnych krajów. Przedstawia zarówno ofiary, jak i sprawców. Omawia ideologie i plany, ustroje i społeczeństwa. To historia ludzi zabitych przez politykę odległych przywódców. Ojczyzny ofiar leżały między Berlinem a Moskwą; skrwawionymi ziemiami stały się po dojściu do władzy Hitlera i Stalina.

(...)

W dziejach nowożytnych wojen nigdy wcześniej nie wzięto w tak krótkim czasie tak wielu jeńców. W wyniku samej bitwy pod Smoleńskiem Grupa Armii "Środek" Wehrmachtu pojmała 348 tysięcy żołnierzy; pod Kijowem Grupa Armii "Południe" schwytała ich 665 tysięcy. Tylko te dwa wrześniowe zwycięstwa zaowocowały łącznie ponad milionem jeńców (wśród których były też kobiety). Do końca 1941 roku do niewoli niemieckiej trafiło około trzech milionów żołnierzy sowieckich. Dla Niemców nie stanowiło to zaskoczenia. Oczekiwano, że wszystkie trzy Grupy Armii będą posuwać się nawet szybciej, więc należało się spodziewać jeszcze większej liczby jeńców. Symulacje pozwoliły przewidzieć rozwój wydarzeń. Mimo to Niemcy nie przygotowali się na wzięcie jeńców, a przynajmniej nie w konwencjonalny sposób. Zgodnie ze zwyczajowym prawem wojennym jeńcom zapewnia się żywność, schronienie i opiekę medyczną, choćby po to, by przeciwnik czynił podobnie.

Hitler odwrócił jednak tradycyjną logikę. Traktując żołnierzy sowieckich w straszliwy sposób, chciał wzbudzić w szeregach niemieckich strach przed takim samym losem ze strony Sowietów - miało to skłonić Niemców do walki do ostatka, by nie trafić do niewoli. Wydaje się, że nie mógł się pogodzić z myślą o żołnierzach z rasy panów poddających się podludziom z Armii Czerwonej. Stalin rozumował podobnie, uznając, że czerwonoarmiści nie powinni pozwolić się wziąć żywcem. Odmawiał żołnierzom sowieckim prawa do odwrotu i poddania się. Mieli nacierać, zabijać - i ginąć. W sierpniu 1941 roku Stalin obwieścił, iż jeńcy sowieccy zostaną potraktowani jak dezerterzy, a ich rodziny czeka aresztowanie. Gdy Niemcy pojmali jego syna, kazał uwięzić synową. Właśnie ta przenikająca sowieckie planowanie tyrania ofensywy powodowała, że żołnierze sowieccy trafiali do niewoli. Dowódcy obawiali się nakazywać odwrót, by nie obciążono ich winą i stracono. Dlatego ich podwładni pozostawali na pozycjach zbyt długo, byli okrążani i kończyli w obozach jenieckich. Polityka Hitlera i Stalina wspólnie czyniły żołnierzy sowieckich jeńcami wojennymi, a następnie odbierały im status ludzi.

Jeńców sowieckich po poddaniu się szokowała brutalność niemieckich strażników. Pojmanych czerwonoarmistów eskortowano w długich kolumnach z pola bitwy do obozów, bijąc ich brutalnie po drodze. Na przykład żołnierzy schwytanych pod Kijowem prowadzono bez żadnego odpoczynku przez ponad czterysta kilometrów. Jak wspominał jeden z nich, jeżeli wyczerpany jeniec siadł na poboczu, niemiecki konwojent "podjeżdżał na koniu i smagał go pejczem. Tamten nadal siedział z opuszczoną głową. Wtedy konwojent sięgał do siodła po karabin lub do kabury po pistolet". Rannych, chorych i zmęczonych zabijano strzałem na miejscu, pozostawiając ciała rodakom, by odnaleźli ich, umyli oraz pochowali.

Transportując jeńców sowieckich koleją, Wehrmacht korzystał z otwartych wagonów towarowych, które nie chroniły przed warunkami pogodowymi. Gdy pociągi docierały do miejsc przeznaczenia, z otwartych drzwi wypadały setki, a czasem tysiące zmrożonych ciał. Śmiertelność w drodze sięgała 70 procent. Podczas tych marszów i transportów śmierci umarło około dwustu tysięcy jeńców. Wszyscy, którzy dotarli do mniej więcej osiemdziesięciu obozów utworzonych na okupowanych terenach Związku Radzieckiego, odczuwali zmęczenie i głód, a wielu cierpiało wskutek ran lub chorób.

W normalnych warunkach obóz jeniecki jest nieskomplikowanym obiektem wzniesionym przez żołnierzy dla innych żołnierzy, lecz jego celem jest utrzymanie więźniów przy życiu. Obozy takie powstają w trudnych warunkach i w nieznanej okolicy, budują je wszakże ludzie świadomi, iż armia przeciwnika przetrzymuje ich własnych towarzyszy. Niemieckie obozy jenieckie w Związku Radzieckim nie miały jednak wiele wspólnego z normalnością. Zaprojektowano je, by kładły kres życiu. W teorii dzieliły się one na trzy rodzaje: dulagi (obozy przejściowe), stalagi (podstawowe obozy dla szeregowców i podoficerów) oraz mniejsze oflagi (dla oficerów). W praktyce wszystkie trzy rodzaje sprowadzały się często do otwartej przestrzeni ogrodzonej drutem kolczastym. Jeńców nie rejestrowano, a jedynie liczono. Stanowiło to zadziwiające odejście od przepisów prawa i zwyczajów - nazwiska spisywano nawet w niemieckich obozach koncentracyjnych. Nie odnotowywano ich tylko w jeszcze jednym rodzaju niemieckich obiektów, ale ten wynaleziono dopiero później. Nie dbano z wyprzedzeniem o to, by zapewnić żywność, schronienie czy opiekę medyczną. Brakowało szpitali, a bardzo często i toalet. Jeńców zazwyczaj nie chroniono przed warunkami zewnętrznymi. Oficjalny przydział kalorii dalece nie wystarczał, by przeżyć, a i tego często nie zapewniano. W praktyce tylko jeńcy silniejsi i ci, których wyznaczono na strażników, bywali pewni, że dostaną cokolwiek do jedzenia.

Jeńców sowieckich takie traktowanie ze strony Wehrmachtu początkowo dezorientowało. Jak sądził jeden z nich: "Niemcy uczą nas zachowania wobec towarzyszy". Nie potrafiąc sobie wyobrazić, że głód stanowi obowiązującą politykę, sądził, iż Niemcy chcą, by więźniowie okazywali sobie solidarność, dzieląc się jedzeniem. Być może po prostu nie mógł uwierzyć, że - podobnie jak Związek Radziecki - nazistowskie Niemcy celowo morzą głodem. O ironio, całe postępowanie Niemców wobec jeńców wynikało z przekonania, że nie są oni tak naprawdę równoprawnymi istotami ludzkimi, a więc nie można ich uznać za żołnierzy, a już na pewno nie za towarzyszy. W wytycznych z maja 1941 roku pouczano żołnierzy niemieckich, by pamiętali o rzekomej "nieludzkiej brutalności" Rosjan na polu bitwy. Niemieckich strażników obozowych poinformowano we wrześniu, że za zbyt oszczędne używanie broni grozi kara.

Jesienią 1941 roku jeńcy we wszystkich dulagach i stalagach głodowali. Chociaż nawet Goring zdał sobie sprawę, że wdrożenie planu głodowego nie jest możliwe, priorytety okupacji niemieckiej gwarantowały zamorzenie więźniów sowieckich. Naśladując i radykalizując politykę sowieckiego Gułagu, władze niemieckie dawały tym, którzy nie mogli pracować, mniej żywności niż zdolnym do pracy, przyśpieszając tym samym śmierć słabszych. Dwudziestego pierwszego października 1941 roku racje żywnościowe niezdolnych do pracy zmniejszono oficjalnie o 27 procent. Z punktu widzenia jeńców stanowiło to często redukcję wyłącznie teoretyczną, gdyż w wielu obozach nikogo nie karmiono regularnie, a w większości słabsi i tak nie zawsze miewali szansę cokolwiek zjeść. Uwaga głównego kwatermistrza armii Eduarda Wagnera wyraźnie określała zasady selekcji: jak stwierdził 13 listopada, niezdolnych do pracy jeńców "należy zagłodzić". Zamknięci w obozach ludzie zjadali wszystko, co znaleźli: trawę, korę i igły sosnowe. Mięso zdarzało się tylko, gdy zastrzelono psa. Niewielkiej części więźniów udało się przy paru okazjach dostać koninę. Jeńcy walczyli ze sobą, by wylizać naczynia, a niemieccy strażnicy z nich się naśmiewali. Gdy doszło do pierwszych przypadków kanibalizmu, Niemcy przedstawili je jako rezultat nieucywilizowania Sowietów.

Drastyczne warunki wojenne pchały Wehrmacht coraz silniej w ramiona ideologii narodowego socjalizmu. Nazyfikacja wojska niemieckiego postępowała zresztą od 1933 roku - w 1934 roku Hitler zażegnał niebezpieczeństwo stwarzane przez Rohma i jego SA, a w 1935 roku ogłosił w Niemczech remilitaryzację oraz pobór rekruta. Przestawił przemysł niemiecki na produkcję broni, odniósł też kilka bardzo realnych zwycięstw w latach 1938 (Austria, Czechosłowacja), 1939 (Polska) i 1940 (Dania, Norwegia, Luksemburg, Belgia, a przede wszystkim Francja). Miał kilka lat, by wybrać spośród oficerów wyższych rang swoich faworytów, pozbywając się tych, których poglądy uznał za zbyt tradycyjne. Zwycięstwo nad Francją w 1940 roku bardzo zbliżyło niemieckie dowództwo armii do Hitlera, gdyż oficerowie uwierzyli w jego talent.

To jednak właśnie brak triumfu w Związku Radzieckim uczynił związek między Wehrmachtem a reżimem nazistowskim nierozerwalnym. Jesienią 1941 roku w głodującym ZSRR wojsko niemieckie znalazło się w pułapce moralnej, z której jedyną drogę ucieczki wydawał się oferować narodowy socjalizm. Resztki tradycyjnych ideałów żołnierskich trzeba było porzucić na rzecz destrukcyjnej etyki pozwalającej zracjonalizować trudne położenie armii. Żołnierzy niemieckich należało oczywiście karmić, jedli wszakże, by zyskać siły do toczenia przegranej już wojny. Aby wyżywić wojsko, kalorie zdobywano z konieczności na obszarach wiejskich, ale skutkowało to bezcelowym w istocie głodem. Naczelne dowództwo armii oraz oficerowie na froncie prowadzili bezprawną i morderczą politykę, nie znajdując żadnego usprawiedliwienia oprócz tego, którego dostarczał Hitler: istoty ludzkie stanowią zbiorniki kalorii, które należy opróżnić, a Słowianie, Żydzi i Azjaci - narody Związku Radzieckiego - reprezentują podludzi, co czyni ich zbytecznymi. Podobnie jak komuniści ukraińscy w 1933 roku, oficerowie niemieccy w 1941 roku realizowali politykę morzenia głodem. W obydwu przypadkach wielu ludzi odczuwało początkowo wątpliwości lub zgłaszało zastrzeżenia, ale grupy ludzkie wikłały się na koniec w zbrodnie reżimu, podporządkowując się tym samym moralnym uroszczeniom swoich przywódców. Stawały się częścią systemu niosącego katastrofę.

To Wehrmacht stworzył i nadzorował w hitlerowskiej Europie pierwszą sieć obozów, w których ludzie umierali tysiącami, dziesiątkami i setkami tysięcy, a w końcu milionami.

Część otoczonych najgorszą sławą obozów jenieckich działała na okupowanej sowieckiej Białorusi, gdzie pod koniec listopada 1941 roku śmiertelność sięgnęła 2 procent dziennie. W stalagu 352 pod Mińskiem, który jeden z ocalałych określił jako "piekło w czystej postaci", jeńców upakowano tak gęsto za drutem kolczastym, że ledwie mogli się ruszać. Mocz i kał oddawali z konieczności tam, gdzie stali. Zmarło tam około 109 500 osób. W dulagach 185 i 127 oraz stalagu 341 we wschodniobiałoruskim Mohylewie świadkowie widzieli poza obrębem drutów góry niepogrzebanych zwłok. W obozach tych zginęło trzydzieści do czterdziestu tysięcy więźniów. W dulagu 131 w Bobrujsku w głównym budynku obozowym wybuchł pożar. Tysiące jeńców spłonęły, a kolejnych 1700 zastrzelono przy próbie ucieczki. Ogółem w Bobrujsku zmarło co najmniej trzydzieści tysięcy ludzi. W dulagach 220 i 121 w Homlu połowa jeńców chroniła się w opuszczonych stajniach, a reszta spała pod gołym niebem. W grudniu 1941 roku śmiertelność w tych obozach poszybowała z dwustu czy czterystu do siedmiuset więźniów dziennie. W dulagu 342 w Mołodecznym panowały warunki tak straszliwe, że jeńcy składali podania na piśmie, by ich zastrzelić.

Obozy na okupowanej sowieckiej Ukrainie przedstawiały się podobnie. Strażnicy niemieccy ze stalagu 306 w Kirowogradzie donosili, że jeńcy zjadają ciała zastrzelonych towarzyszy, czasem jeszcze przed śmiercią. Ocalała z obozu kobiecego we Włodzimierzu Wołyńskim Rozalia Wołkowskaja zapamiętała, co działo się z mężczyznami w tamtejszym stalagu 365: "My, kobiety, widziałyśmy z góry, że wielu jeńców zjada zwłoki". W stalagu 346 w Krzemieńczuku, gdzie osadzeni dostawali co najwyżej dwieście gramów chleba dziennie, zwłoki wrzucano co rano do dołu. Podobnie jak na Ukrainie w 1933 roku żywych grzebano czasem razem ze zmarłymi. W obozie tym zakończyło życie co najmniej dwadzieścia tysięcy ludzi. W dulagu 162 w Stalino (dziś Donieck) za drutem kolczastym niewielkiego obozu w centrum miasta nieustannie tłoczyło się co najmniej dziesięć tysięcy jeńców. Wszyscy stali. Kładli się tylko umierający, gdyż leżących bez wyjątku zadeptywano. Zmarło tam około dwudziestu pięciu tysięcy jeńców, robiąc miejsce dla następnych. Jednym z większych obozów był dulag 160 w Chorole na południowy zachód od Kijowa. Chociaż powstał na terenie opuszczonej cegielni, więźniom zakazano chronić się w jej zabudowaniach. Do tych, którzy próbowali tam uciec przed deszczem i śniegiem, strzelano. Komendant obozu lubił patrzeć, jak więźniowie walczą o żywność. Miał też zwyczaj wjeżdżać w tłum na koniu, tratując ludzi na śmierć. W tym i innych obozach pod Kijowem zmarło około trzydziestu tysięcy więźniów.

Sowieckich jeńców przetrzymywano też w kilkudziesięciu obiektach na terenach okupowanej Polski, w Generalnym Gubernatorstwie (którego granice przesunięto na południowy wschód po inwazji na Związek Radziecki). Członkowie polskiego ruchu oporu donosili o masowych zgonach sowieckich żołnierzy na przełomie 1941 i 1942 roku. W obozach Generalnego Gubernatorstwa w ciągu dziesięciu dni - od 21 do 30 października 1941 roku - zmarło około 45 690 ludzi. W stalagu 307 w Dęblinie w latach wojny zakończyło żywot około osiemdziesięciu tysięcy sowieckich jeńców. W stalagu 319 w Chełmie zginęło ich około sześćdziesięciu tysięcy; w stalagu 366 w Siedlcach pięćdziesiąt pięć tysięcy; w stalagu 325 w Zamościu dwadzieścia osiem tysięcy, a w stalagu 316 w Siedlcach dwadzieścia trzy tysiące. W Generalnym Gubernatorstwie głodem zamorzono mniej więcej pół miliona sowieckich jeńców wojennych. Pod koniec 1941 roku największą grupą śmiertelnych ofiar rządów niemieckich w okupowanej Polsce nie byli rodowici Polacy ani Żydzi, ale znajdujący się w niewoli Sowieci, których przewieziono na zachód do okupowanej Polski i pozostawiono na śmierć z zimna oraz głodu. Pomimo niedawnej sowieckiej inwazji na Polskę miejscowi chłopi często próbowali karmić głodujących jeńców. W odwecie Niemcy strzelali do niosących bańki z mlekiem Polek i niszczyli całe polskie wioski.

Nawet gdyby sowieccy więźniowie byli bez wyjątku zdrowi i dobrze żywieni, zimą 1941 roku umarłoby wielu. Wbrew wyrażanym często przez Niemców opiniom Słowianie nie cechowali się wrodzoną odpornością na zimno. W przeciwieństwie do Niemców żołnierze sowieccy miewali czasem wyposażenie zimowe, które teraz jednak im ukradziono. Jeńcy pozostawali zwykle bez schronienia i ciepłej odzieży, musząc znosić temperatury znacznie poniżej zera. Obozy zakładano często na polach, więc od bezlitosnego zimowego wiatru nie chroniły drzewa ani pagórki. Więźniowie kopali gołymi rękami w zmrożonej ziemi proste ziemianki, w których spali. W Homlu trzech towarzyszy próbowało się wzajemnie ogrzewać, śpiąc obok siebie. Kolejno zajmowali najlepsze miejsce w środku, gdzie śpiący korzystał z ciepła dwóch przyjaciół. Co najmniej jeden z tej trójki przeżył i opowiedział o tym.

Dla setek tysięcy jeńców nastała druga polityczna klęska głodu na Ukrainie w ciągu ośmiu lat. Wiele tysięcy żołnierzy z sowieckiej Ukrainy po raz drugi opuchło z głodu lub po raz drugi stało się świadkami kanibalizmu. Bez wątpienia wielu spośród tych, którzy przeżyli pierwszy masowy głód, nie przetrwało drugiego. Kilku Ukraińców, jak Iwan Szulinski, ocalało z obydwu tragedii. Szulinski był synem deportowanego kułaka i pamiętał klęskę 1933 roku; mawiał, że pochodzi z "kraju głodu". W niemieckiej niewoli pocieszał się, śpiewając tradycyjną piosenkę ukraińską:

Gdybym tylko miał skrzydła,

Wzniósłbym się do nieba,

W chmury,

Gdzie nie ma bólu i kar.

Podobnie jak podczas sowieckiej kampanii głodowej w 1933 roku, tak i w czasie tych samych działań podjętych przez Niemców w 1941 roku wielu miejscowych na Ukrainie starało się na wszelkie sposoby pomagać jeńcom. Kobiety wskazywały żołnierzy jako krewnych, załatwiając ich zwolnienie. Młodsze wychodziły za więźniów, którzy pracowali poza terenem obozu. Niemcy zezwalali czasem na to, bo uwolniony jeniec pracował na terenach pod okupacją niemiecką, produkując dla nich żywność. W Krzemieńczuku, gdzie sytuacja żywnościowa nie była, jak się wydaje, skrajnie zła, idąc rano do pracy robotnicy z obozów zostawiali w mieście puste torby, po czym zabierali je wieczorem wypełnione zostawionym przez przechodniów jedzeniem. W 1941 roku warunki sprzyjały takiej pomocy, gdyż zbiory okazały się nadzwyczaj obfite. Kobiety (w tym kontekście prawie zawsze jest mowa o nich) próbowały żywić jeńców podczas marszów śmierci lub w obozach. Większość komendantów obozów uniemożliwiała jednak zwykle cywilom podchodzenie do obozów z żywnością. Zazwyczaj odpędzano ich strzałami ostrzegawczymi, a czasem wręcz zabijano.

Organizacja obozów na wschodzie ujawniała pogardę dla życia (a przynajmniej życia Słowian, Azjatów i Żydów), co pozwoliło zastosować masowy głód wobec pokonanych. Umieralność w niemieckich obozach jenieckich dla czerwonoarmistów wyniosła w okresie całej wojny 57,5 procenta. W pierwszych ośmiu miesiącach po operacji "Barbarossa" musiała być znacznie wyższa. W niemieckich obozach jenieckich dla aliantów zachodnich umieralność nie sięgała 5 procent. Każdego dnia jesieni 1941 roku sowieckich jeńców wojennych umierało tylu, ilu brytyjskich i amerykańskich przez całą II wojnę światową.

Podobnie jak ludności sowieckiej nie dało się zagłodzić wedle uznania, państwa sowieckiego nie dało się zdruzgotać jednym ciosem. Niemcy podjęli jednak taką próbę. Koncepcja "błyskawicznego zwycięstwa" opierała się między innymi na założeniu, że Wehrmacht będzie przeć naprzód tak szybko, iż żołnierze i podążające za nimi Einsatzgruppen zdołają wybić sowieckie elity polityczne oraz politruków Armii Czerwonej. Wydane 19 maja 1941 roku oficjalne Wytyczne w "Rozporządzenie o zachowaniu się wojsk w Rosji" wskazywało na konieczność "rozprawy" z czterema grupami: agitatorami, partyzantami, sabotażystami i Żydami. W tak zwanym rozkazie o komisarzach z 6 czerwca 1941 roku stwierdzono, że schwytanych politruków należy zabijać.

W rzeczywistości lokalne elity sowieckie zbiegły na wschód; im wyżej ktoś plasował się w hierarchii, tym częściej podlegał ewakuacji lub posiadał środki pozwalające samodzielnie zorganizować ucieczkę. Kraj był ogromny, a Hitler nie miał nacierającego z drugiej strony sojusznika, który mógłby wyłapać takich ludzi. Niemiecka polityka masowych mordów dotykała przywództwo sowieckie tylko na tych ziemiach, które rzeczywiście podbito: na Ukrainie i Białorusi, w krajach bałtyckich oraz na bardzo niewielkim skrawku terytorium Rosji. Okupowany obszar nie stanowił znaczącej części Związku Radzieckiego, a ustrój sowiecki potrafił sobie bez tych ludzi poradzić. Dokonywano rozstrzeliwań, ale ich konsekwencje dla państwa sowieckiego pozostawały znikome. Wydaje się, że większość oddziałów Wehrmachtu nie napotykała trudności w wykonywaniu rozkazu o komisarzach; aż 80 procent meldunków donosiło o egzekucjach politruków. W archiwach wojskowych zachowały się informacje o 2252 rozstrzelanych oficerach politycznych; rzeczywista liczba była zapewne większa.

Zadanie strzelania do cywilów powierzono głównie Einsatzgruppen, które robiły to już w Polsce w 1939 roku. Podobnie jak na ziemiach polskich nakazano im mordować konkretne grupy polityczne, by doprowadzić do upadku państwa. Za Wehrmachtem do Związku Radzieckiego podążyły cztery Einsatzgruppen: Einsatzgruppe A wkroczyła za Grupą Armii "Północ" do krajów bałtyckich, udając się w kierunku Leningradu, Einsatzgruppe B za Grupą Armii "Środek" przez Białoruś ku Moskwie, Einsatzgruppe C za Grupą Armii "Południe" na Ukrainę, a Einsatzgruppe D szła za 11. Armią na samym południu Ukrainy. Jak wyjaśnił w telegramie z 2 lipca 1941 roku (wydawszy wcześniej stosowne rozkazy ustnie) Heydrich, Einsatzgruppen miały zabijać funkcjonariuszy komunistycznych, Żydów na stanowiskach partyjnych i państwowych oraz inne "niebezpieczne elementy". Zarówno w przypadku planu głodowego, jak i podczas eliminacji ludzi określanych jako zagrożenie polityczne w największym niebezpieczeństwie znaleźli się ci, którzy trafili do niewoli. W połowie lipca nadeszły rozkazy dokonania masowych mordów przez rozstrzelanie w stalagach i dulagach. Ósmego września 1941 roku Einsatzkommandos nakazano przeprowadzić "selekcję" jeńców oraz stracić funkcjonariuszy państwowych i partyjnych, komisarzy politycznych, intelektualistów oraz Żydów. W październiku naczelne dowództwo armii dało Einsatzkommandos i policji bezpieczeństwa nieograniczony dostęp do obozów.

Einsatzkommandos nie miały możliwości dokładnego przesiania sowieckich jeńców wojennych. Przesłuchania odbywały się zaraz po pojmaniu, wewnątrz ogrodzeń, w których ich przetrzymywano. Komisarzom, komunistom i Żydom nakazywano wystąpić z szeregu, prowadzono ich na bok, rozstrzeliwano i wrzucano do dołów. Nieliczni tłumacze obecni przy procedurze wspominali, że przebiegała ona dość przypadkowo. Pojęcie Niemców o rangach i emblematach Armii Czerwonej bywało mgliste; za oficerów politycznych początkowo brali trębaczy. Wiedzieli, że oficerowie mogą nosić włosy dłuższe od szeregowców, ale nie zawsze pozwalało ich to rozróżnić: większość jeńców dawno nie widziała fryzjera. Jedyną grupą, którą dało się łatwo zidentyfikować na tym etapie, byli mężczyźni żydowskiego pochodzenia; niemieccy strażnicy sprawdzali, kto nie ma napletka. W pojedynczych przypadkach Żydom udawało się wymknąć śmierci, gdy podali się za obrzezanych muzułmanów; częściej zdarzało się jednak, że tych ostatnich zabijano jako Żydów. Wydaje się, że niemieccy lekarze dobrowolnie uczestniczyli w całej procedurze; odsetek nazistów wśród medyków był znaczny. Jak wspominał lekarz z obozu w Chorole: "Dla każdego oficera i żołnierza w owych czasach było rzeczą najzupełniej naturalną, że każdy Żyd był rozstrzeliwany". Po selekcji zastrzelono co najmniej pięćdziesiąt tysięcy sowieckich Żydów, jak też około pięćdziesięciu tysięcy ludzi niebędących Żydami.

Niemieckie obozy jenieckie na wschodzie okazały się znacznie bardziej zabójcze niż niemieckie obozy koncentracyjne. Istniejące obozy koncentracyjne zmieniły w istocie charakter, gdy trafili tam jeńcy. Dachau, Buchenwald, Sachsenhausen, Mauthausen i Auschwitz stały się miejscami zabijania, kiedy SS zaczęła wykorzystywać je, by dokonywać egzekucji sowieckich jeńców wojennych. W Auschwitz stracono około ośmiu tysięcy sowieckich więźniów, w Mauthausen dziesięć tysięcy, a w Sachsenhausen - osiemnaście tysięcy. W Buchenwaldzie w listopadzie 1941 roku SS zorganizowała masowy mord jeńców w sposób uderzająco podobny do metod sowieckich z lat wielkiego terroru, choć bardziej przemyślny i wyrafinowany. Więźniów prowadzono do pomieszczenia pośrodku dość hałaśliwej stajni. Wystrojem przypominało ono gabinet lekarski, a w środku krzątali się udający lekarzy esesmani w białych kitlach. Jeńcowi polecano stanąć pod ścianą we wskazanym miejscu, rzekomo by zmierzyć jego wzrost. Przez pionową szczelinę w ścianie widać było kark więźnia, a w sąsiednim pomieszczeniu czekał jeszcze jeden esesman z pistoletem. Gdy zobaczył przez szczelinę kark, strzelał. Ciało wrzucano następnie do trzeciego pomieszczenia, "gabinet" szybko czyszczono i wzywano następną ofiarę. Zwłoki trafiały w partiach po trzydzieści pięć do czterdziestu na ciężarówkę, która zawoziła je do krematorium, co stanowiło postęp techniczny w stosunku do praktyk sowieckich.

Według ostrożnych ocen Niemcy zastrzelili pół miliona sowieckich jeńców wojennych. Głodząc i źle traktując ich podczas transportu, zabili ich około 2,6 miliona. Ogółem zginęło w przybliżeniu 3,1 miliona jeńców sowieckich. Brutalność ta nie spowodowała wszakże upadku sowieckiego porządku, podnosząc wręcz morale. Odsiewanie politruków, komunistów i Żydów okazało się bezsensowne. Zabijanie tych ludzi, i tak zamkniętych już w obozach, nie osłabiało zanadto państwa sowieckiego. W rzeczywistości polityka głodzenia i selekcji wzmocniły opór Armii Czerwonej. Świadomość, że w niemieckiej niewoli będą umierać w męczarniach z głodu, z pewnością dodawała żołnierzom zapału do walki. Zdając sobie sprawę, iż czeka ich rozstrzelanie, komuniści, Żydzi i oficerowie polityczni nie widzieli powodu by się poddawać. W miarę jak rozchodziły się wieści o niemieckich metodach, obywatele dochodzili do wniosku, że być może wolą jednak władzę sowiecką.

W listopadzie 1941 roku, gdy wojna wciąż trwała, a na froncie ginęli kolejni żołnierze niemieccy, których zastępowano poborowymi z Niemiec, Hitler i Goring zdali sobie sprawę, że część jeńców okaże się niezbędnych w Rzeszy jako siła robocza. Siódmego listopada Goring wydał rozkaz o selekcji pozytywnej (do pracy). Pod koniec wojny w Niemczech pracował ponad milion sowieckich jeńców wojennych. Skutków złego traktowania i głodu nie dało się łatwo cofnąć. Jak zauważył pełen współczucia niemiecki obserwator: "Z milionów więźniów do pracy zdolnych jest zaledwie parę tysięcy. Niewiarygodna liczba zmarła, wielu choruje na tyfus, a reszta jest tak słaba i udręczona, że nie są zdolni do pracy". Z więźniów wysłanych do Niemiec zmarło około czterystu tysięcy.