DONALD RAYFIELD

Stalin i jego oprawcy

2009

 

(...)

 

Polacy, Łotysze i Żydzi

W równym stopniu co nieograniczona władza czerezwyczajki niezadowolenie wywoływał skład etniczny jej funkcjonariuszy. Emigranci nie bez podstaw twierdzili, że rewolucja była dziełem "żydowskich mózgów, łotewskich bagnetów i rosyjskiej głupoty". Aż do połowy lat 30. Rosjanie stanowili mniejszość w Czeka i OGPU. Tylko nieliczni spośród wyższych stopniem podwładnych Dzierżyńskiego byli Rosjanami - na przykład Iwan Ksenofontow, były robotnik fabryczny i chorąży (praporszczyk) w armii carskiej, był przewodniczącym trybunałów rewolucyjnych i organizował egzekucje zakładników. Ksenofontow, który był takim samym ascetą jak Dzierżyński, zmuszał czekistów do przestrzegania prohibicji i sam doprowadził się do całkowitego wyniszczenia organizmu. W 1922 roku, w wieku 38 lat, był już nazywany "dziadkiem". Przeniesiono go do ludowego komisariatu ubezpieczeń społecznych i w 1926 roku zmarł na raka żołądka. Jeszcze bardziej przerażającym człowiekiem okazał się niedouczony medyk i pianista Michaił Kiedrow, który w północnej Rosji mordował oficerów, uczniów i uczennice z takim zapałem, że w końcu wsadzono go do szpitala psychiatrycznego. Jego żona, Rebeka Majzel, osobiście rozstrzelała setki białych oficerów i burżujów, a następnie utopiła 500 zakładników umieszczonych na barce.

Ludzie z Kaukazu stanowili niewielką, ale groźną bandę. Przez krótki okres pracował w zarządzie Czeka Gruzin Sergo Ordżonikidze, sojusznik Stalina. Inny Gruzin, Aleksy Sadżaja, występujący pod pseudonimem doktor Kaliniczenko, znęcał się nad więźniami w Odessie. Gruzini, Ormianie i Azerowie wprowadzili do czerezwyczajki sadyzm, do którego ich kraje przywykły pod władzą Mongołów i Persów. Znany Stalinowi Gieorgij Atarbekow zastrzelił z karabinu maszynowego wszystkich pasażerów pierwszego pociągu - okazali się nimi gruzińscy lekarze i pielęgniarki powracający z Rosji do ojczyzny. W Piatigorsku Atarbekow zarąbał szablą setkę zakładników, w swoim gabinecie zamordował własną sekretarkę, a w Armawirze, w którym mieszkali ormiańscy zesłańcy, zabił kilka tysięcy osób. Dzierżyński zawsze zaciekle bronił Atarbekowa *[Atarbekow zginął razem z dwoma innymi czekistami w katastrofie samolotu pod Tbilisi. Wielu uznało, że jest to kara boża, ale nie bez podstaw podejrzewano o sabotaż młodego ambitnego czekistę Ławrientija Berię.].

Dzierżyński najchętniej otaczał się swoimi krajanami. Jego głównym współpracownikiem był Józef Unszlicht, do którego miał pełne zaufanie już od czasów wspólnej działalności w warszawskim podziemiu na początku XX wieku. Unszlicht został dowódcą ogromnej czekistowskiej armii, "jednostek specjalnego przeznaczenia", chociaż Trocki sprzeciwiał się takiemu podziałowi czerwonych sił zbrojnych. Aż do 1925 roku jednostki te pacyfikowały nieposłusznych cywilów, opornych chłopów, Kozaków i wycofujących się żołnierzy. Dzierżyński i Unszlicht liczyli na zwycięstwo rewolucji w całej Europie Wschodniej oraz w Niemczech, i dopóki Polska pod dowództwem marszałka Józefa Piłsudskiego nie rozgromiła w sierpniu 1920 roku Armii Czerwonej, zamierzali włączyć Polskę w skład Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich Europy i Azji. Krucjata w imię światowego proletariatu pomogła im zapomnieć o nienawiści do Rosji. Jednak w Polsce, która zdobyła niepodległość w 1918 roku, panowały nastroje patriotyczne. Władzę sprawował w niej Józef Piłsudski jako Naczelnik Państwa i rząd Związku Ludowo-Narodowego. W Polsce istniały silne tendencje socjalistyczne, ale nurt bolszewicko-internacjonalny nie cieszył się szczególną popularnością. Sam Piłsudski miał rodowód socjalistyczny - stał na czele PPS-Frakcji Rewolucyjnej, opowiadającej się za połączeniem walki o niepodległość z przemianami społecznymi o socjalistycznym charakterze. Duża część wojska polskiego wywodziła się z Legionów, mających korzenie w PPS-Frakcja Rewolucyjna. Przeciwko bolszewikom walczyło wiele osób o socjalistycznych poglądach, które w dwudziestoleciu międzywojennym nadal związane były z PPS, a niektórzy nawet z lewicą komunistyczną. Polskim komunistom i tym polskim Żydom, którzy nie znaleźli sobie miejsca w państwie Piłsudskiego, wydawało się, że jedyną możliwością zdobycia władzy będzie rewolucja proletariacka i wkroczenie Armii Czerwonej. Nie wzięli jednak pod uwagę nastrojów patriotycznych całkowicie zrozumiałych w kraju, który przez ponad 100 lat walczył o niepodległość w trzech powstaniach, a także faktu, że rosyjscy zaborcy budzili najwięcej wrogości z powodu wyjątkowo brutalnej polityki, a od Sowietów społeczeństwo polskie też nie mogło się spodziewać niczego dobrego - wiadomości z "Sowdepii", jak wówczas nazywano Związek Radziecki, nie zachęcały do bolszewickiej władzy.

Łotysze okazali się jeszcze bardziej skutecznie działającą grupą w składzie Czeka, zarówno na wyższych, jak i na niższych szczeblach. W lipcu 1918 roku Łotysz Joachim Vacetis ocalił rząd Lenina po tym, jak eserzy zabili niemieckiego ambasadora Mirbacha i wzięli Dzierżyńskiego jako zakładnika. Dobrze wyszkoleni łotewscy czekiści ostrzelali budynek, w którym znajdowała się eserowska jednostka moskiewskiej Czeka, i jeżeli nie fizycznie, to politycznie zniszczyli eserów, którzy wcześniej czerpali siłę z mas chłopskich. Nie było to oczywiście nic nowego - Łotysze od dawna służyli rosyjskiej tyranii jako narzędzie represji - pomagali i Iwanowi Groźnemu, i Piotrowi Wielkiemu zdobyć absolutną władzę.

Ale nie wszyscy Łotysze pracujący w Czeka byli najemnikami. Kiedy w 1919 roku, w czasie wojny domowej, Łotwa zdobyła niepodległość, jej nowy, burżuazyjny rząd zwalczał lewicowych agitatorów, którzy wprowadzali ferment w ryskich zakładach pracy. Łotewscy robotnicy, a było ich około 250 000, często woleli uciec do sowieckiej Rosji, gdzie od Piotrogrodu po Władywostok odgrywali znaczącą rolę, wydając własne czasopisma i posiadając swoje ośrodki kulturalne. Około 12 000 żołnierzy z Latgale we wschodniej Łotwie, gdzie silne były wpływy rosyjskie, w czasie I wojny światowej walczyło po stronie rosyjskiej. W 1917 roku biali oficerowie porzucili ich na pastwę losu, a Niemcy odcięli od rodzinnego kraju. Rozwścieczeni zdradą oficerów w oczywisty sposób sprzyjali Armii Czerwonej. Nic dziwnego więc, że trzy czwarte kadry centrali czerezwyczajki stanowili Łotysze. Kiedy rosyjscy żołnierze odmawiali dokonywania egzekucji, Łotysze (wraz z pomocniczym oddziałem 500 Chińczyków) chętnie ich zastępowali. Łotysze skutecznie walczyli przeciwko białym na Uralu, a dowódcą Armii Czerwonej przez cały rok był Vacetis. Od sformowania w kwietniu 1918 roku do rozpędzenia ich w listopadzie 1920 łotewscy strzelcy odegrali kluczową rolę w zwycięstwie rewolucji.

Dzierżyńskiemu pomagali dwaj groźni Łotysze - Jekabs Peters i Martins Łacis. Peters rozpoczął karierę w Rydze, działając w stoczni jako agitator. W 1905 roku carscy żandarmi w czasie przesłuchania zerwali mu paznokcie. Wyjechał do Londynu z grupą łotewskich i rosyjskich socjaldemokratów, aby dokonując tam grabieży zdobyć pieniądze. W 1911 roku zasłynął na cały świat w czasie oblężenia na Sidney Street, kiedy wraz z towarzyszami zabił trzech policjantów. Peters pracował z anarchistami, z których dwóch - Peter Piaktow "Malarz" i Fritz Svaars - było jego kuzynami. Peters zdołał uciec, ale wysłał do Churchilla, ówczesnego ministra spraw wewnętrznych, niezbyt gramatycznie napisany list: "Pilnuj swój automobil, kiedy jedziesz na posterunek. (...) Mamy zamiar ZABIJAĆ (...). Jestem tu, w Manchesterze. Wkrótce rozprawimy się z tą krwawą świnią Churchillem. Jego dni są policzone. Twój Peters". Schwytano go, ale w czasie procesu sędziowie przysięgli i sąd Old Bailey uniewinnili go. Peters zatrudnił bardzo zręcznego adwokata, a Scotland Yard pomimo zeznań naocznych świadków uznał, że wygodniej będzie uczynić odpowiedzialnym za zabójstwa nieżyjącego anarchistę.

Peters po uwolnieniu ożenił się z Angielką May Freeman, która urodziła mu córkę Maisie. W 1917 roku pojechał do Rosji i natychmiast rozpoczął pracę w czerezwyczajce. W Moskwie zręcznie zwabił w pułapkę brytyjskiego agenta Roberta Bruce'a-Lockharta, który nawet wśród bolszewików poszukiwał ewentualnych współpracowników, skłonnych doprowadzić do wznowienia przez Rosję działań wojennych przeciwko Niemcom. Gdy zamordowano niemieckiego ambasadora, a Dzierżyński wpadł w histerię i na 2 miesiące zrezygnował ze stanowiska, Czeka kierował Peters.

Podobnie jak inni Łotysze Peters domagał się, by Czeka nie była odpowiedzialna przed nikim poza Leninem i żeby miała nieograniczoną swobodę działania w przeprowadzaniu "rewizji, aresztowań i egzekucji". W Moskwie Peters dowodził obławą, w której zginęło ponad 100 anarchistów, a w Piotrogrodzie, za pomocą wydanego w 1916 roku almanachu "Wies' Pietrograd" przeprowadził masowe aresztowania kupców, urzędników, oficerów, inteligentów i innych "byłych" ludzi. Stali się oni zakładnikami podlegającymi rozstrzelaniu.

Bestialskie skłonności Petersa uznano za wystarczający powód, by go awansować. W pierwszej połowie lat 20. kierował tłumieniem powstania basmaczy i na kilka pokoleń wytępił najbardziej energiczne, zdolne rodziny w Turkmenii i Uzbekistanie. Mimo to Bruce-Lockhart uparcie twierdzi: "W charakterze Petersa nie było niczego, co przypominałoby opisywanego u nas nieludzkiego potwora. Opowiedział mi, że za każdym razem, gdy podpisuje wyrok śmierci, czuje ból fizyczny" *[Zdaniem Bruce'a-Lockharta Dzierżyński był o wiele straszniejszy: "Jego głęboko osadzone oczy płonęły nieustannym, fanatycznym ogniem. Nigdy nie mrugał powiekami, jakby miał je sparaliżowane. Bruce-Lockhart nie docenił Stalina, który razem z Dzierżyńskim uczestniczył w tych angielsko-radzieckich sondażach - "mocno zbudowany mężczyzna o żółtawej twarzy, czarnym wąsie, gęstych brwiach i czarnych włosach ostrzyżonych na jeża (...). Wydał mi się nie dość znaczącym, aby włączyć go do mojej galerii bolszewickich portretów".]. Najwidoczniej ów fizyczny ból szybko mijał. Peters często działał na masową skalę - typową operacją była przeprowadzona z 12 na 13 czerwca obława w Piotrogrodzie, dokonana razem z partyjnymi robotnikami pod kierownictwem Stalina - 15 000 uzbrojonych żołnierzy zatrzymało setki podejrzanych, albo po prostu krewnych dezerterów, i rozstrzelało ich.

W życiu osobistym Peters był w równym stopniu nieczuły. Wypuszczając Bruce'a-Lockharta, poprosił go, by przekazał list jego żonie w Londynie. W marcu 1921 roku May i Maisie przyjechały do Moskwy i dowiedziały się, że Peters ma już drugą, rosyjską żonę i syna. Peters nie pozwalał pierwszej rodzinie wrócić do Anglii *[Peters nigdy nie zmienił zdania. Maisie wbrew życzeniom ojca została tancerką, uczennicą Isadory Duncan. Kiedy w 1938 roku Petersa, podobnie jak niemal każdego Łotysza w partii lub Czeka, aresztowano, oskarżono o szpiegostwo na rzecz faszystów, torturowano i rozstrzelano, jego syn został tajnym współpracownikiem NKWD. Maisie długo głodowała, potem znalazła pracę w brytyjskiej ambasadzie, ale pomimo starań Bevina, brytyjskiego ministra spraw zagranicznych, i romansu z attache wojskowym w 1949 roku została aresztowana jako brytyjski szpieg i dostała wyrok 10 lat więzienia. Zmarła w 1971 roku, nie doczekawszy się wizy wyjazdowej.]. W zimie 1919 roku dziennikarz Michaił Kolcow pracował we względnie bezpiecznych warunkach w Kijowie. Opisywał tam swoje moskiewskie wrażenia:

Peters skulił się na wiosennej plusze i zaczął naciągać na wielkie dłonie rękawiczki. Stare, przetarte rękawiczki. Na czubkach palców były w typowy dla samotnego starego człowieka zszyte grubymi nitkami. Tak cerują swoje rzeczy ponurzy starzy kawalerowie, mieszkający w przesyconych kwaśnym odorem niskich, źle umeblowanych pokojach. W tym momencie zrobiło mi się żal Petersa.

Łacis był o wiele bardziej elokwentny niż Peters. Przed rewolucją i po niej pisał po łotewsku satyryczne, o społecznym wydźwięku wiersze oraz komedie. Jego dziełem była parodia Ojcze nasz, adresowana do Mikołaja II: "Ojcze nasz, któryś jest w Petersburgu, przeklęte niech będzie imię twoje, zniszczona władza twoja..." W 1912 roku zasłynął poematem Boli serce... poświęconym swojej pramatce-ojczyźnie, Łotwie. Zaczął działalność państwową, pracując jako śledczy w NKWD, który początkowo jeszcze przypominał normalny urząd państwowy, ale w maju 1918 roku w tak widowiskowy sposób zdemaskował (albo sfabrykował) spisek monarchistów, że przeniesiono go do Czeka. W 1919 roku razem ze swoim siostrzeńcem, czekistą Paraputsem, z równie teatralnym zapałem wyróżnił się w Kijowie, nie tylko wciągając swoje ofiary w pułapkę, ale także pozbawiając je pieniędzy i kosztowności. Łacis razem z Paraputsem otworzyli w Kijowie "Konsulat Brazylijski" (sam Łacis grał rolę konsula), który za ogromne sumy sprzedawał wizy, a następnie aresztował klientów w imieniu Czeka. Kiedy Kijów został zajęty przez wojska polskie i ukraińskie, znaleziono około 5000 zwłok zamęczonych ludzi, a 7000 innych aresztowanych zniknęło bez śladu.

Łacis zajmował się wizerunkiem czerezwyczajki, broniąc ją przed krytyką ze strony ludowego komisariatu sprawiedliwości. Założył czasopismo "Czerwony miecz", w którym regularnie drukowano statystyki egzekucji (poważnie zaniżone), sklasyfikowane według płci, pochodzenia społecznego ofiar oraz pory roku. Oznajmił:

Komisja nadzwyczajna to nie komisja śledcza, nie sąd ani trybunał. Jest to bojowy organ działający na wewnętrznym froncie wojny domowej. Nie sądzi wroga, ale go niszczy. Nie prowadzimy wojny z poszczególnymi osobami. Tępimy burżuazję jako klasę. Nie szukajcie w czasie śledztwa materiałów i dowodów na to, że oskarżony czynem lub słowem działał przeciwko władzy sowieckiej. Pierwsze pytanie, jakie powinniście mu zadać, to do jakiej klasy należy, jakiego jest pochodzenia, jakie ma wychowanie, wykształcenie, zawód. Te pytania powinny określić los oskarżonego. [Czerwony terror] nie okazuje litości, ale obraca w popiół każdego, kto znajduje się po tamtej stronie barykady.

Łacis twierdził, że w okresie od 1918 do 1920 roku stracono zaledwie 21 000 osób. Szczegóły podniecały go bardziej niż liczby - na przykład to jak po powstaniu eserowców w Jarosławiu w lipcu 1918 roku na miejscu rozstrzelał 57 buntowników, a potem kolejnych 350, którzy poddali się po tym, jak zbombardował miasto z samolotów i ostrzelał z pociągu pancernego.

Łacisa, podobnie jak Dzierżyńskiego, przeniesiono potem do sfery gospodarczej, gdzie zawsze uparcie twierdził, że Czeka powinna otrzymywać coraz większe uprawnienia. Oddając hołd pamięci Dzierżyńskiego, oznajmił: "Ten, kto choćby poprzez nierozwagę przeszkadza w rozwoju sił produkcyjnych kraju (...) podlega likwidacji i rzeczą Czeka jest wziąć tę sprawę w swoje ręce (...)". Po jakimś czasie nawet Łacis zaczął tracić rozmach. Został członkiem łotewskiego oddziału Związku Pisarzy i wystawiał swoje sztuki na scenie Teatru Łotewskiego w Leningradzie. Później został komendantem milicji kolejowej i zmarł, jak się wydaje, na skutek pęknięcia tętnicy w 1937 roku. Uprzedził tym samym nastanie jeżowszczyzny, która zmiotłaby go razem z całą łotewską kadrą NKWD.

Znacząca rola, jaką odegrali Żydzi w morderczym terrorze lat 1918-1921, stanowi bardzo drażliwą kwestię, choćby z tego powodu, że trzeba ją rozważać pospołu z szowinistami i zaciekłymi antysemitami *[Pierwszą udaną próbą spojrzenia faktom prosto w oczy, bez posługiwania się prymitywnym rusofilskim antysemityzmem, jest drugi tom książki Sołżenicyna, Dwiesti let wmiestie (Russkije i jewriei), Moskwa 2003. Niestety niektóre fakty stanowią pożywkę dla propagandy antysemitów, ale ich przemilczenie byłoby jeszcze większą przysługą wyświadczoną antysemityzmowi.]. Od Trockiego poczynając, na odeskich oprawcach kończąc, rosyjscy Żydzi bezlitośnie mścili się za pogromy z ostatnich 30 lat i dlatego nie tylko członkowie czarnej sotni, ale również monarchiści, a nawet we wszystkich innych kwestiach obiektywni i sprawiedliwi liberałowie głosili pogląd, że bolszewicy i ich komitet centralny są wielką żydowską intrygą. Jednak eksplozji przemocy, w czasie której Żydzi mordowali gojów w Rosji, nie można uznać za wyrównanie rachunków czy też zemstę za 200 lat carskiego ucisku. Można porównać żydowską grupę w Czeka z działaniami bandy Sterna i bojówek Irgunu w Izraelu, wymierzonymi przeciwko ludności arabskiej i brytyjskim władzom, z eksplozją pewności siebie po o wiele okrutniejszych prześladowaniach. Żydzi, którzy pracowali w Czeka, nie byli syjonistami, nie byli nawet Żydami w rzeczywistym tego słowa znaczeniu. Wojna czerezwyczajki z rosyjską burżuazją nie miała charakteru ani czysto klasowego, ani politycznego. Można ją uznać za konflikt żydowskich internacjonalistów z rosyjską kulturą narodową.

Kiedy urzędnicy w carskiej Rosji albo w hitlerowskich Niemczech mówili o Żydach, to pochodzenie rodzinne, nazwisko znaczyło tyle samo, co przekonania religijne czy związki kulturowe. Ale co, poza pochodzeniem, pozostało z żydostwa u takich bolszewików jak Zinowjew, Trocki czy Swierdłow? Niektórzy z nich byli renegatami w drugim albo trzecim pokoleniu, najczęściej nie znali ani jidisz, ani hebrajskiego. Wychowanie mieli rosyjskie, a styl życia i wartości europejskie. Byli Żydami w nie większym stopniu niż na przykład Karol Marks. W carskiej Rosji uwolnić się od żydostwa można było tylko poprzez emigrację, zdobycie wykształcenia lub rewolucję, przy czym te dwa ostatnie wyjścia prowadziły do przyłączenia się do antyżydowskich ugrupowań czy instytucji.

Bolszewicy cieszyli się poparciem wśród żydowskiej ludności biednych miasteczek w zachodniej Rosji i na Ukrainie przede wszystkim dlatego, że w pierwszych latach władza sowiecka tolerancyjnie traktowała syjonizm *[W 1924 roku Dzierżyński pisał o syjonizmie do swoich zastępców Mienżyńskiego i Jagody: "Program syjonistów nie jest dla nas niebezpieczny, wręcz przeciwnie, uważam go za pożyteczny. Kiedyś byłem zwolennikiem asymilacji, ale to >>dziecięca choroba<<. Powinniśmy asymilować tyko możliwie jak najmniejszy procent. Pozostali powinni zostać syjonistami. I nie powinniśmy im w tym przeszkadzać, pod warunkiem że nie będą się wtrącać w naszą politykę. (...) Powinniśmy też dawać stanowiska tym, którzy uważają ZSRR, a nie Palestynę za swoją ojczyznę".]. Po drugie, żydowski Bund, popierany nawet przez tych Żydów, którzy nie byli inteligentami ani syjonistami, stanowił partię socjalistyczną, gotową zawierać sojusze z szerokim spektrum ugrupowań socjalistycznych, nie wyłączając bolszewików. Po trzecie, 5-milionowa ludność żydowska, szczególnie 30 lat przed pełną emancypacją w 1913 roku, była obiektem straszliwych pogromów i bezsensownych oskarżeń, nie posiadała praw obywatelskich, dostępu do dużych miast i niektórych zawodów. Front I wojny światowej przechodził przez okręgi gęsto zasiedlone przez Żydów. Ponad 500 000 Żydów zesłano na wschód bez zrekompensowania strat. Od 1918 do 1920 roku Żydzi byli ofiarami pogromów urządzanych przez białych Kozaków, ukraińskich nacjonalistów i wojska polskie. Biali generałowie, na przykład Denikin, nie zawsze poskramiali antysemityzm młodszych oficerów. Wśród czerwonoarmistów tylko Kozacy Siemiona Budionnego bestialsko obchodzili się z Żydami.

Jeżeli chodzi o Czeka i partię, Lenin obawiał się, że żydowskie mózgi mogą okazać się w równym stopniu niewygodne co przydatne, a i sami Żydzi dobrze zdawali sobie sprawę, że wśród ludności rosyjskiej mogą wywoływać silną, negatywną reakcję. Lenin zatroszczył się o to, by nazwisko Trockiego zostało wykreślone ze składu komisji, która miała zniszczyć Cerkiew prawosławną. Zinowjew, po powrocie z wyjazdu na Ukrainę, wyraził obawę, że wśród komunistów jest "zbyt wielu Żydów". W połowie lat 20. Kaganowicz, sekretarz ukraińskiej partii komunistycznej, który sam był Żydem, w ciągu trzech lat zmniejszył procent Żydów na Uniwersytecie w Charkowie z 40 do 11 procent, a odsetek Ukraińców zwiększył z 12 do 38 procent. Każda inicjatywa Trockiego lub Jagody mogła dolać oliwy do ognia rosyjskiego antysemityzmu. Nawet jeśli procent Żydów wśród cierpiących z powodu głodu i chłodu mieszkańców Piotrogrodu i Moskwy nie malał, ich liczba w organach represji i w partii rosła.

W 1922 roku w partii osiągnęła maksymalną większość (choć nie można tu stwierdzić, by Żydzi stanowili zwartą, jednakowo myślącą grupę) - było ich 15 procent (podczas gdy etnicznych Rosjan było 65 procent).

Czekista jako inteligent i organizator

Gdy zakończyła się I wojna światowa, stare, ale wciąż jeszcze nienaruszone imperia - Wielka Brytania i Francja, nie wspominając o nowych burżuazyjnych, niepodległych państwach nadbałtyckich i Europy Środkowej, zwróciły uwagę na zagrożenie ze strony sowieckiej Rosji. W związku z tym Czeka musiała przesunąć część swoich sił z działań związanych z wewnętrznymi represjami do walki z zewnętrznym wrogiem - szpiegostwo i kontrwywiad stały się o wiele ważniejsze. Obecnie czerezwyczajka potrzebowała nie tylko takich, którzy potrafili celnie strzelać, ale również wykształconych ludzi, znających języki obce. Aby zwalczać szpiegów, tworzyć propagandę, potrzebni byli specjaliści od dezinformacji, manipulacji i fałszerstw. Umiejętność zabijania już nie wystarczała, trzeba było również posiadać wyższe wykształcenie. Bardzo często najlepiej wykwalifikowanymi czekistami okazywali się Żydzi, ponieważ wśród Bałtów i Polaków było niewielu inteligentów, choć i tu zdarzały się wyjątki, takie jak arystokrata z Łotwy baron Romuald Pillar von Pilchau czy też prawnik z Piotrogrodu Ronczewski.

Czeka miała też inne zadania. Poza tłumieniem kontrrewolucji i działalności wywiadowczej powinna była również odbudowywać zniszczoną rosyjską gospodarkę. Od samego początku Lenin i Trocki liczyli na zorganizowanie armii pracy, wysyłanej tam, gdzie potrzeba, i utworzenie chłopskich spółdzielni na państwowej ziemi. W lecie 1918 roku Trocki stworzył podwaliny Gułagu, organizując obozy pracy na Powołżu. Trocki wciąż ślepo wierzył, że "nieproduktywność pracy przymusowej jest liberalnym mitem", ale dopiero za 10 lat Czeka zdołała zorganizować obozy, które przynosiły dochód gospodarce państwowej.

Gospodarcza działalność Czeka pod pewnymi względami wyprzedzała działalność Hitlera. Czerezwyczajka pozyskiwała pieniądze dla państwa nie tylko konfiskując majątek banków i zakładów pracy, ale również grabiąc swoje ofiary. Kosztowności zabitej carycy, które mordercy przywieźli do Moskwy w 10 walizkach, sprzedano za 100 000 000 dolarów. Skazani na rozstrzelanie prawdziwi lub rzekomi kontrrewolucjoniści tracili dobytek na rzecz Czeka. Pod koniec 1919 roku, kiedy we wszystkich okręgach, rejonach i miastach powstały rezydentury Czeka - na kolei, w fabrykach, w wojsku - egzekucje zaczęto przeprowadzać w inny sposób. Zamiast rozstrzeliwać gdzieś na dworze, ofiary zmuszano, aby rozebrały się do naga w piwnicy lub garażu, a kiedy już strzelono im w potylicę, ich odzież była starannie segregowana i pakowana. Sam Lenin otrzymał od oprawców z czerezwyczajki garnitur, buty, pas i szelki *[Pokwitowanie zamieszczono w 51. tomie jego dzieł zebranych.]. Bieliznę przekazywano Armii Czerwonej albo wydawano innym więźniom. Trupom wyrywano złote zęby. (Michaił Frinowski, czekista, sławny w czasie Wielkiego Terroru, kiedy stracił zęby wybite kopniakiem przez więźnia, otrzymał cały komplet złotych zębów "pozyskanych" ze zwłok rozstrzelanych).

Pod koniec wojny domowej sowieckie siły zbrojne bez zrabowanych dóbr nie byłyby w stanie walczyć. Jagoda otrzymał meldunek z oddziału tłumiącego powstanie chłopskie w Symbirsku: "Z powodu braku w Armii Czerwonej obuwia spisków i zjawisk kontrrewolucyjnych nie odnotowano". Po każdym zwycięstwie oddziały czerwonoarmistów skrupulatnie spisywały każdą zdobycz. W 1920 roku dowódca N. Jepaniesznikow z dumą melduje sztabowi, że posyła: "64 strzelby ładowane odprzodowo, 17 strzelb myśliwskich (...) 86 karabinów różnego typu, jeden topór, 16 wyprawionych skór cielęcych owczych i kozich, 11 starych szyneli, jeden szynel rozpruty, 2 pary kalesonów dzianych (...) 10 par kalesonów cienkich, 2 worki gazet, 45 niewyprawionych skór końskich, dzwon, aparat do pędzenia bimbru (...).

Władimir Zazubrin, który w 1918 roku przeszedł z białych wojsk na stronę czerwonych, bardzo szybko okazał się utalentowanym autorem opowiadań i wspomnień (w 1938 roku Stalin rozstrzelał go za zbytnią szczerość) o trudnym żywocie czekistów katów:

Białe, szare tusze [rozebrani ludzie] runęły na podłogę. Czekiści z dymiącymi rewolwerami odbiegli do tyłu i znów odciągnęli kurki. Nogi rozstrzelanych podrygiwały w agonii. (...) Dwóch w szarych szynelach zgrabnie zakładało pętle na szyje trupów i wywlekało je w ciemny kąt piwnicy. Dwóch innych kopało łopatami ziemię i zasypywało dymiące strumyki krwi. Sołomin wsunął rewolwer za pas i segregował bieliznę rozstrzelanych. Starannie układał kalesony z kalesonami, koszule z koszulami, a wierzchnią odzież oddzielnie (...). Trzech strzelało jak automaty, ich oczy były puste, z martwym szklanym połyskiem.

Łacis, Zazubrin i wielu innych czekistów uważało, że mają talent literacki, podobnie jak potem niektórzy pisarze wyobrażali sobie, iż mogą spróbować sił jako śledczy. W 1921 roku, kiedy Armia Czerwona zajęła Gruzję, czekiści opublikowali antologię wierszy zatytułowaną Uśmiech czekisty. Szczególnie wstrząsające są wiersze Łotysza Aleksandra Eiduka, kata i wojskowego delegata.

Nie ma większej radości, nie ma piękniejszej muzyki

Niż chrzęst łamanych istnień i kości.

Dlatego właśnie, gdy zmęczenie pojawia się w naszych oczach

I pasja burzą zaczyna w piersi wzbierać,

Chciałbym napisać na waszym wyroku

Zdecydowane słowa: "Pod ścianę! Rozstrzelać!"

W czasie służby w Moskwie Eiduk wyznał pewnemu znajomemu dyplomacie "z rozkoszą w głosie, jak oszalały maniak seksualny", że ryk silników ciężarówek, którymi podczas rozstrzeliwań więźniów zagłuszano huk wystrzałów, podniecał go i że "krew doskonali człowieka". Eiduka (którego Stalin umieści w 1938 roku w spisie przeznaczonych do rozstrzelania) rząd odkomenderował w 1922 roku do sprawowania nadzoru nad amerykańską Agencją Pomocy, która w tym czasie karmiła na Powołżu 10 000 000 głodujących chłopów.

Jeszcze bardziej surowo należy osądzić prawdziwych poetów, nie czekistów, którzy, jak Majakowski, zhańbili się takimi wierszami:

Nie będę opiewał wodę i czajkę

Będę opiewał wam czerezwyczajkę (...)

odzieńcowi, co rozmyśla o swym życiu,

Postanawia, ułożyć go według wzoru jakiego,

Powiem bez namysłu:

"Naśladuj towarzysza Dzierżyńskiego!"

Czekistów i poetów ciągnęło do siebie jak pytony i króliki, często, jak to bywa pomiędzy tymi zwierzętami, ze śmiertelnymi konsekwencjami dla tych ostatnich. Przekonywali się, że mają wiele wspólnego - jedni i drudzy pragnęli sławy, wyobrażali sobie, że walczą o prawdę, są w awangardzie. Choć pod względem twórczym byli niepełnowartościowi, mimo wszystko byli przekonani o swojej wyższości nad burżujami, nad zwykłymi śmiertelnikami, niezdolnymi zrozumieć ich bohaterskich czynów. Niewiele dzieliło poetę symbolistę, który chciał zaszokować burżuja, od czekisty, który chciał postawić burżuja pod ścianą.

Wybitnym, wzorowym czekistą inteligentem okazał się 20-letni eser Jakow Blumkin. Tuż po ukończeniu szkoły wstąpił do odeskiej czerezwyczajki, gdzie zasłynął jako "Nieustraszony Naum". Wstrząsnął całym światem, kiedy wszedł do niemieckiej ambasady z nakazem rzekomo podpisanym przez Dzierżyńskiego i zastrzelił ambasadora hrabiego Mirbacha. Chciał jakoby pomścić haniebny pokój brzeski i doprowadzić do zerwania z Niemcami, a tym samym zapoczątkować rewolucję światową. Blumkina ukarano tylko symbolicznie (podejrzewa się, że za kulisami eserowskiego przewrotu w rzeczywistości stali bolszewicy). W 1919 roku czekista Blumkin budził już grozę w Kijowie.

Blumkin był genialny. Mówił wieloma europejskimi i azjatyckimi językami, pisał wiersze i pomimo zamiłowania do sadystycznych żartów oszałamiał wielbicieli swoimi wyczynami. W ekstremalnym stopniu stanowił uosobienie błyskotliwego inteligenta, zdeprawowanego możliwością bezkarnego zabijania. W czerwcu 1918 roku, na krótko przed zamordowaniem ambasadora, chwalił się Osipowi Mandelsztamowi, że zamierza rozstrzelać pewnego "pozbawionego charakteru inteligenta". Mandelsztam oburzył się i jak przystało na człowieka, który zawsze lekceważył własne bezpieczeństwo, dzięki pośrednictwu Łarisy Reisner został przyjęty przez Dzierżyńskiego. Być może dzięki temu inteligent ten ocalał. Blumkin przyjaźnił się z Jesieninem i wziął go ze sobą do Iranu (gdzie na krótki okres powstała republika radziecka Gilestan), czym zainspirował "perskie" wiersze Jesienina. Nawet pryncypialny monarchista Nikołaj Gumiliow był dumny ze znajomości z Blumkinem. W wierszu Moi czytelnicy napisał:

Człowiek, który w tłumie łudzi

Zastrzelił cesarskiego posła,

Podszedł uścisnąć mi rękę,

Podziękować za moje wiersze.

Takie związki poety i czekisty były krótkie i dla obu stron zabójcze. Ludzie Dzierżyńskiego, jak też ludzie z rosyjskiego Parnasu rzadko kiedy dożywali później starości. W 1926 roku Jesienin odebrał sobie życie, a Blumkina Mienżyński rozstrzelał za związki z Trockim. Cztery lata później zastrzelił się Majakowski, a jego przyjaciela czekistę Agranowa rozstrzelał Jeżow.

Poeta mógł, jak Mandelsztam, być przerażony władzą, która w jego odczuciu była "odrażająca niczym dłoń golibrody", albo zachwycać się nią jak Majakowski - tak czy owak drogi czekisty i poety musiały się przeciąć. W 1919 roku Czeka zatrzymała Aleksandra Bloka i przesłuchała go jako esera i sympatyka "mistycznego anarchizmu". Blok przez jakiś czas utrzymywał kontakt z Czeka - interweniował, niekiedy z powodzeniem, w sprawach innych aresztowanych. Ozolin, śledczy, który się nim zajmował, a także kierował masowym mordem w Saratowie, ogłosił się towarzyszem poetą.

Maks Wołoszyn, dzięki swojej sławie poety oraz maga, wzbudził zarówno w czerwonych, jak i w białych święty lęk i dlatego zdołał przeżyć na Krymie pomimo orgii okrucieństw urządzanych przez białych i czerwonych po kolei zdobywających półwysep. Barwnie opisał w 1921 roku to, co wyprawiali obalony przywódca węgierskich komunistów Bela Kun i jego kochanka Rozalia Ziemlaczka:

Terror

Przychodzili do pracy w nocy. Czytali

Donosy, informacje, akta.

Pospiesznie podpisywali wyroki.

Ziewali. Pili wino.

Z rana rozdawali żołnierzom wódkę.

Wieczorem przy świecy

Wywoływałi według spisów mężczyzn i kobiety,

Spędzali na ciemne podwórze.

Zdejmowali z nich obuwie, bieliznę i suknie.

Związywali w toboły.

Ładowali na wóz. Wywozili.

Dzielili się pierścionkami, zegarkami.

Nocą gnali bosych, nagich

Po oblodzonych kamieniach

Na północno-wschodnim wietrze

Za miasto, na pustkowia.

Zapędzali kolbami na brzeg urwiska.

Oświetlali ręczną latarką.

Przez pól minuty pracowały kulomioty.

Wykańczali bagnetem.

Jeszcze niedobitych wrzucali do jamy.

Pospiesznie zasypywali,

A potem z rozlewną rosyjską pieśnią

Wracali do miasta, do domu.

Bela Kun wezwał Wołoszyna, aby sam przeczytał listę skazanych, wspaniałomyślnie wykreślił nazwisko poety, a potem zaprosił go, by uczestniczył w układaniu listy i wybierał jednego z 10 do ułaskawienia *[Takie przypadki nie należały do rzadkości. Czekiści często interesowali się twórczością poetów, których aresztowali i rozstrzelali. Kiedy Owanes Tumanian zmarł w 1923 roku, niejaki Martuni opublikował w Erewaniu krytyczną ocenę jego "twórczej i społecznej działalności". Martuni naprawdę nazywał się Aleksander Miasnikianc i z polecenia Czeka wymordował wszystkich najbliższych przyjaciół Tumaniana.].

Kiedy rozpoczęły się masowe mordy, inteligentom trudniej było utrzymywać znajomości z czekistami. Już 1 września 1918 roku Czeka przystąpiła do realizacji "czerwonego terroru", traktowanego jako środek obrony, który zezwala na ignorowanie zasad prawa i moralności. Pretekstem do czerwonego terroru stało się zabicie przez młodego poetę Leonida Kannegisera szefa piotrogrodzkiej Czeka, Moisieja Urickiego. Wydaje się, że Lenin nie miał ochoty pozwolić Dzierżyńskiemu, by rozpoczął terror przeciwko kontrrewolucjonistom, ale został pozbawiony możliwości podejmowania decyzji, trafiony pociskiem wystrzelonym jakoby z rewolweru byłej anarchistki Dory Kapłan. Mało prawdopodobne, by Kapłan rzeczywiście była niedoszłą zabójczynią, ponieważ nie mogła wiedzieć - nawet w otoczeniu Lenina nie wiedziano o tym - że Lenin pojawi się na mityngu w jednej z moskiewskich fabryk. Poza tym Kapłan w tym czasie już od 10 lat była niemal ślepa. Był to skutek wybuchu w pracowni, w której terroryści montowali bomby. Podobno cztery dni później znaleziono rewolwer Kapłan, ale pocisk, który trafił Lenina w szyję, został wystrzelony z zupełnie innej broni. W przeciwieństwie do natychmiast aresztowanego Kannegisera, który chętnie się przyznał, ale zanim go rozstrzelano, cały rok był przesłuchiwany w więzieniu (liczono na to, że wymieni pozostałych spiskowców), Kapłan milczała nawet wtedy, gdy przesłuchiwał ją Peters, i została niezwłocznie przekazana na Kreml na dalsze przesłuchania. Tydzień później rozstrzelał ją w garażu komendant Kremla Paweł Małkow. Bliski przyjaciel Stalina, poeta Diemian Biedny, pomógł Małkowowi spalić jej zwłoki w żelaznej beczce po mazucie *[Istnieje bardzo prawdopodobna teoria, że w rzeczywistości strzelali do Lenina ludzie Swierdłowa, próbując dokonać przewrotu. W tym czasie Trocki był na froncie w Kazaniu, Stalin w Carycynie, a Dzierżyński w Piotrogrodzie. Dlatego też cała władza przeszła w ręce Swierdłowa, który rozkazał zabić Kapłan bez uzyskania od niej przyznania się do winy i bez sądu. Swierdłow usilnie namawiał Lenina, aby odpoczywał do końca października. Nie mniej dziwny jest fakt, że w marcu następnego roku Swierdłow zmarł, jakoby na grypę, i jego stanowisko (przewodniczącego Komitetu Wykonawczego) zostało przekazane Stalinowi i marionetkowemu działaczowi państwowemu Kalininowi. Wkrótce potem uruchomiono w moskiewskim Donieckim Monastyrze pierwsze rosyjskie krematorium. Moskwianie protestowali, utrzymując, że niepotrzebnie marnuje się drewno na palenie trupów, gdy tymczasem żywi ludzie marzną, bo brakuje opału.].

Mordercza działalność Czeka nabierała rozmachu. Takie próby likwidacji przywódców, nie mówiąc już o ofensywie białej armii oraz angielsko-francuskich interwentów na północy, południu i wschodzie, stały się pretekstem do urządzenia trzyletniej krwawej orgii. Demoralizujący wpływ zarządzeń Dzierżyńskiego był koszmarny: eksplozja zbrodniczego sadyzmu ogarnęła cały kraj. W czasie kilku dni w Moskwie rozstrzelano setki ludzi. Następca Urickiego w Piotrogrodzie, zboczeniec Gleb Bokij, rozstrzelał 1300 mężczyzn i kobiet, mimo że Dzierżyński wyznaczył mu limit 500 osób *[Bokij przeprowadził później masowe mordy w Turkiestanie, a po powrocie do Rosji założył w Kuczynie komunę, gdzie jego goście i podwładni urządzali orgie z udziałem nagich prostytutek i nieletnich córek Bokija, i bawiąc się w rozstrzeliwania.]. Trocki i Karol Radek głośno wychwalali terror. Radek prosił nawet, aby egzekucje odbywały się publicznie, a Lenin w lecie 1918 roku proponował nie rozstrzeliwać, lecz wieszać, aby ludzie mogli dłużej patrzeć na trupy.

Panujące podczas wojny domowej panika i żądza zemsty w nieunikniony sposób pociągały za sobą koszmarne okrucieństwa, zwłaszcza w takich miastach jak Kijów i Astrachań, które kilkakrotnie przechodziły z rąk do rąk. Katorżnicy i jawni psychopaci, podając się za funkcjonariuszy Czeka, gwałcili i zabijali każdego, kogo zechcieli. Białym oficerom wydawano przepustki gwarantujące osobiste bezpieczeństwo, a potem wzywano ich na rejestrację i rozstrzeliwano, palono w piecach, topiono na barkach albo zarąbywano szablami lub toporami. Czerwoni starali się podtrzymywać morale na polu walki, rozstrzeliwując co 10. wycofującego się żołnierza i wszystkich dezerterów. Taką politykę Trocki i Stalin wprowadzali na wszystkich frontach, które odwiedzali. Istnieje, budząca nieco wątpliwości, statystyka za rok 1921, w którym wojna domowa już dobiegała końca - tylko wtedy rozstrzelano 4337 czerwonoarmistów.

Niekiedy jakiś cały naród uznawano za "biały", co prowadziło do ludobójstwa, Iona Jakir, słynny czerwony dowódca, wymordował połowę męskiej części Kozaków dońskich miotaczami ognia oraz rozstrzeliwał z karabinów maszynowych kobiety i dzieci *[Polityka wojenna okazała się zbyt łagodna dla Aleksandra Biełoborodowa (który podpisał rozkaz zamordowania rodziny carskiej), upoważnionego do zdławienia kozackich powstań: "Schwytanych nie sądzić, ale rozprawiać się z nimi w masowy sposób".]. Z kolei czerwoni Kozacy ogłosili, że "białymi" są ich nierosyjscy sąsiedzi, Kałmucy oraz Czerkiesi, i mordowali ich. Pod osobistym nadzorem Dzierżyńskiego rozstrzeliwano w Moskwie "kontrrewolucjonistów" według spisów i kategorii. Tak właśnie zlikwidowano skautów i członków klubu tenisa ziemnego.

Nie wszyscy czekiści byli mężczyznami - najokrutniejsze, zwłaszcza w Kijowie, Odessie i Charkowie, były kobiety. Na Krymie towarzyszka Stalina z Baku Rozalia Ziemlaczka wraz ze swoim kochankiem Belą Kunem z błogosławieństwem Lenina zabiła 50 000 białych oficerów, którzy uwierzyli we Frunzego, dowodzącego czerwonymi wojskami. Sadystka Ziemlaczka (która dożyła do emerytury), kazała przywiązywać żywych oficerów parami do desek i palić ich żywcem albo topić w barkach niedaleko wybrzeża.

W Odessie szczególnie bano się dwóch czekistek: Wiery Griebieniukowej (nazywanej "Dorą"), która przez prawie trzy miesiące 1918 roku znęcała się nad więźniami, zanim ich rozstrzelała, i "Mopsa", łotewskiej sadystki, głównego kata w tym mieście. W kijowskiej Czeka Węgierkę Remower wysłano do szpitala psychiatrycznego, kiedy zaczęła rozstrzeliwać nie tylko więźniów, ale także świadków. Również w centralnym więzieniu Moskwy w 1919 roku kobieta kat lubiła zabierać skazanych ze szpitalnych łóżek i zapędzać ich nahajką do piwnicy.

Bardzo często katami Czeka byli katorżnicy, na przykład Jankiel-Jakow Jurowski, który rozstrzelał cara, albo jedyny Murzyn w Czeka, mieszkaniec Odessy Johnston, który obdzierał swoje ofiary żywcem ze skóry. Niektórzy spośród tych zapamiętałych oprawców wariowali. Sajenko w Charkowie, który miał prywatną izbę tortur, zaatakował swoich przełożonych i trzeba go było rozstrzelać, ten sam los spotkał Maga, głównego kata w Moskwie. Kiedy jednak ogarnięty szaleństwem kat odgrywał ważną rolę polityczną, postępowano z nim w bardziej humanitarny sposób - Belę Kuna umieszczono w szpitalu psychiatrycznym, z którego wyszedł, by zasilić kadry Kominternu. Doktor Michaił Kiedrow, przyjaciel i wydawca Lenina, kuzyn dwóch członków Komitetu Centralnego, został zdjęty ze stanowiska, kiedy nie tylko zgodnie z najlepszymi tradycjami rewolucji francuskiej utopił wziętych do niewoli białych oficerów, ale również przygotowywał się do totalnego wymordowania ludności Wołogdy i innych miast na północy Rosji. W przypadku Kiedrowa szaleństwo było dziedziczne. Jego ojciec, znakomity skrzypek, zmarł w przytułku dla psychicznie chorych. Syn również jakiś czas spędził w szpitalu psychiatrycznym, ale później przyjęto go ponownie do Czeka i znowu mordował i torturował ludzi, tym razem w rejonie Morza Kaspijskiego. Po wojnie domowej, wykorzystując swoje doświadczenie, objął kierownictwo instytutu neurochirurgii. Tam też w 1939 roku aresztował go Beria *[Kiedrow jest unikatem wśród aresztowanych czekistów. Sądzono go zgodnie z prawnymi procedurami i w 1941 roku uniewinniono. Ale Beria i tak go rozstrzelał.].

Niewątpliwie biali również popełniali masowe zabójstwa i stosowali terror. Śmierć kilku tysięcy czerwonych w niewoli fińskiego marszałka Karla Mannerheima na początku 1918 roku, jak też obozy koncentracyjne, w których nowe rządy Estonii i Finlandii zamknęły bolszewików, stały się pretekstem do zemsty. Na południu Rosji, pod rządami białych, miały miejsce straszliwe okrucieństwa, choć nie można utrzymywać, iż stanowiły normę w białej armii, w której służyło wielu uczciwych, dobrze wykształconych oficerów, a miejscowa administracja nie zawsze zapominała o zasadach moralnych. Tacy szaleni sadyści, jak baron Roman Ungern-Szternberg, który mordował ludność Mongolii, byli wyjątkami. Jedynie ukraiński "anarchista" Machno i niektóre kozackie dywizje systematycznie stosowały terror porównywalny z czerwonym terrorem.

Konsekwencją wojny domowej i czerwonego terroru było to, że dla całego pokolenia Rosjan masowe, aresztowania i egzekucje stały się czymś normalnym, uzdrawiającym. Ludobójstwo, które miało miejsce w latach 1918-1921, dotyczyło nie jakiejś rasy, ale klasy społecznej. Dlatego cierpienia ofiar nie docierały do świadomości zachodniego świata. Tym bardziej, że dokumenty przepadły i, jak lubił powtarzać Stalin, "zwycięzców się nie sądzi". (W każdym bądź razie można utrzymywać, że hiszpanka i tyfus spowodowały o wiele więcej ofiar niż kule czekistów i czerwonoarmistów). Najważniejsze jest jednak to, że nikt nie wyraził skruchy z powodu terroru; przypominał on uśpiony wirus, który czaił się we krwi, aby ożyć w następnym pokoleniu. Ci, którzy bez wyrzutów sumienia mordowali wrogów klasowych, czekali, aż nastąpi chwila, kiedy znowu będzie można zabijać.

Trudno ogarnąć rozumem zakres ludobójstwa rozpętanego przez Lenina, Trockiego, Dzierżyńskiego i Stalina. Można zestawić demograficzne statystyki ZSRR z lat 20. z cyframi prognozowanymi 10 lat wcześniej, można korzystać z wiarygodnych spisów ludności z 1926 roku, prognozując na podstawie danych z tych okręgów, w których stale i dokładnie zapisywano narodziny i zgony. W okresie od 1914 do 1917 roku wojna spowodowała śmierć 3 000 000 żołnierzy i 300 000 cywilów. W latach 1917-1920 ludność europejskiej części Rosji zmniejszyła się o 6 000 000 (5 procent). Ukraina, Białoruś i Kaukaz ucierpiały mniej więcej tak samo *[Tylko na Syberii dzięki zesłaniom, migracjom i oddaleniu od teatru działań wojennych liczba ludności rosła.]. W dużych ośrodkach przemysłowych śmiertelność dawno przewyższała liczbę urodzeń - miasta rozrastały się kosztem wsi, skąd czerpały nową siłę roboczą. Przed rewolucją na wsi na 60 zgonów przypadało 100 narodzin. Ale od 1917 do 1920 roku również na wsi śmiertelność przewyższyła liczbę urodzeń, a w miastach uległa podwojeniu. Epidemie i głód pochłonęły więcej istnień ludzkich niż kule. W grudniu 1919 roku Lenin oświadczył, że "albo wszy [tyfusowe] zwyciężą socjalizm, albo socjalizm pokona wszy". Gruźlica, choroby kardiologiczne, dyzenteria, choroby powodowane niedożywieniem, chłodem i stresem pustoszyły kraj.

W czasie rewolucji i wojny domowej zabito prawie 2 000 000 czerwonoarmistów i czekistów, 500 000 białogwardzistów, 300 000 ukraińskich i białoruskich Żydów (w pogromach urządzonych przez ukraińskie, białogwardyjskie i polskie wojska), 5 000 000 zmarło z głodu, zwłaszcza na Powołżu w latach 1921-1922. Do tej liczby strat należy dodać 2 000 000 rosyjskich emigrantów, którzy wyjechali do różnych europejskich i azjatyckich krajów. W ogólnym rozrachunku pod koniec wojny domowej okazało się, że liczba ludności ZSRR zmniejszyła się o 10 000 000 ludzi. W rzeczywistości straty były jeszcze poważniejsze - w normalnych warunkach przez pięć lat liczba mieszkańców powinna była wzrosnąć o 5-10 procent. Poza tym istnieją podstawy, by przypuszczać, że rozstrzelanych, powieszonych i zapędzonych do obozów koncentracyjnych było o wiele więcej niż przedstawiają oficjalne statystyki (na przykład w 1918 roku 12 000 rozstrzelanych, albo 9701 rozstrzelanych i 21 724 uwięzionych w 1921 roku). Same tylko represje po powstaniu w Kronsztadzie czy Tambowie w 1921 roku pociągnęły za sobą dziesiątki tysięcy egzekucji.

Wiek, pochodzenie klasowe i płeć ofiar dodatkowo przyspieszały katastrofę. Polegli żołnierze byli najczęściej młodymi mężczyznami, a emigranci, którzy opuścili kraj, w dużej mierze byli wykwalifikowaną kadrą zawodową. Odeszli ci, którzy powinni orać ziemię, uruchamiać fabryki, odbudowywać gospodarkę. Dzierżyński doskonale to rozumiał. Bolszewicy, praktycznie rzecz biorąc, zniszczyli dwa pokolenia i jedyną rękojmią lepszej przyszłości były dzieci, w tym wiele głodujących, pozbawionych domu i opieki sierot. W konsekwencji doszło do utraty zasobów ludzkich i zagrożenia porządku społecznego. Właśnie te dzieci staną się materiałem, z którego powstanie stalinowski Związek Radziecki. Nie współczucie, ale strategia skłoniła Czeka, GPU i NKWD do zajęcia się budową kolonii dla bezdomnych dzieci. Domy sierot, komuny dziecięce i teorie wychowania stanowiły przedmiot zainteresowania tajnej policji - to ona wyprodukowała ogromną liczbę sierot i chciała się nimi posługiwać.

Kiedy Dzierżyński, Lenin lub Stalin przepraszali za nadmierne bestialstwa Czeka, zawsze wspominali o jej braku doświadczenia. Przecież marynarze, nauczyciele, robotnicy nie zawsze mogą w takiej zawierusze walki ze szpiegami i terrorem okazywać wyważony profesjonalizm, przestrzegać prawa. Ale w porewolucyjnym okresie również we wszystkich innych sferach życia państwowego odczuwało się rozpaczliwy brak kadry kierowniczej. Ludzie podejmowali działalność, do której nie mieli najmniejszego nawet przygotowania. Żeby jednak żołnierz, lekarz, palacz czy chłop został czekistą, potrzebne było tylko krótkie przeszkolenie, w czasie którego przyzwyczajał się do stosowania przemocy.

Dobrym czekistą w równym stopniu mógł się stać szybko wspinający się po drabinie społecznej, idący w górę chłopak z żydowskiego miasteczka albo bratający się z ludem szlachcic. Na przykład Michaił Frinowski był jednym z ośmiorga dzieci dość zamożnych rodziców (ojciec - nauczyciel, matka - dziedziczka). Podobnie jak w przypadku Stalina i Dzierżyńskiego ojciec był sadystą, a sam Frinowski otrzymał wykształcenie w seminarium, może więc jego bunt był do przewidzenia. Frinowski, aby móc zaciągnąć się do carskiej armii, skłamał, podając, że ma więcej lat, a potem dosłużył się w kawalerii podoficerskiego stopnia. Rozczarowany bezsensownym rozlewem krwi zdezerterował. Będąc wyjęty spod prawa, skłaniał się do anarchizmu i terroryzmu. W 1917 roku razem z grupą bandytów zamęczył na śmierć pewnego generała-majora, a potem, żeby uniknąć wytropienia, zatrudnił się w wojskowym szpitalu jako księgowy. Bolszewicy uznali, że to, co uczynił, kwalifikuje go do Czeka. Po pewnym czasie Frinowski stał się jednym z najokrutniejszych czekistów w Moskwie, a podczas wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku pojechał razem ze Stalinem na front.

Inni czekiści, na przykład Naftali Frenkiel, gdyby nie wojna, nadal pozostaliby kombinatorami i hochsztaplerami, działającymi wśród gangów Odessy. Frenkiel w czasie wojny zrobił majątek w stoczniach i na budowach Odessy, zajmując się spekulacją. Kiedy rewolucja położyła kres kontraktom eksportowo-importowym, wstąpił do Czeka i pomógł uwolnić miasto od białych. Czeka najczęściej rozstrzeliwała swoich sprzymierzeńców gangsterów, kiedy ich usługi okazywały się już niepotrzebne, ale Frenkiel był zbyt utalentowanym organizatorem, by go likwidować. W dalszym ciągu spokojnie działał w porcie i pomagał Czeka, aż wreszcie Dzierżyński postanowił zaprowadzić porządek i wysłał Frenkla na Daleką Północ, pozornie jako aresztanta, ale w rzeczywistości na stanowisko komendanta łagru. Ostatecznie Frenkiel został głównym budowniczym Biełomorkanału, wykopanego przez więźniów politycznych na początku lat 30.

W Czeka były tysiące takich jak Frinowski czy Frenkiel. Czerezwyczajka brała ludzi, którzy 10 lat wcześniej chcieli stać się bogatymi i wpływowymi, a potem rozmieszczała ich we wszystkich częściach sowieckiego społeczeństwa. Temu, któremu udało się wykazać w Czeka, mogli powierzyć każdą dziedzinę w gospodarce czy w wojsku. W ten sposób oprawcy i funkcjonariusze śledczy rozpełzli się po całej administracji, rozwiązując jedynymi znanymi sobie metodami problemy, które wcześniej załatwiano za pomocą umów i perswazji. Od połowy 1919 roku Lenin wysyłał Dzierżyńskiego, Stalina i Trockiego na każdy odcinek frontu, na którym wojska się wycofywały, do każdego okręgu, gdzie można było zarekwirować zboże dla głodujących miast, wszędzie tam, gdzie nie podporządkowano się zadekretowanej linii partii - tam gdzie bezlitosna wiara w przemoc i ideologia mogły uratować sytuację.

Pomimo ciągłego odpływu uzdolnionych ludzi do innych komisariatów ludowych Dzierżyński zdołał stworzyć do połowy 1919 roku taką Czeka, która działała nadal nawet pod jego nieobecność. Jego bliscy podwładni - Peters, Łacis, Ksenofontow, Mienżyński i Jagoda, a zwłaszcza dwaj ostatni - byli nie mniej od niego oddani sprawie. Atmosfera była zadziwiająco harmonijna, jak na takie kłębowisko żmij - należy przyznać, że przełożeni mieli swój wdzięk, a ludzie na niższych szczeblach, którzy dobrze wiedzieli, na czym rzecz polega, okazali się wiernymi poddanymi. Wspólnie stworzyli mit, że rozlew krwi w służbie partii to szlachetny, bohaterski czyn.

Sam Dzierżyński uważał, że dwuletnia służba w Czeka, to maksymalny okres, jakiego można wymagać od młodego czekisty. Podobnie jak Himmler widział tylko dobre strony w rzezi, którą kierował. Martins Łacis oświadczył:

Bez względu na to, jak uczciwy byłby człowiek, jak czyste serce by posiadał, praca Czeka, prowadzona w tak wyjątkowych warunkach, bez żadnych ograniczeń, źle wpływała na system nerwowy.

Nikt nie wyrażał słowami wątpliwości, ale organizm protestował, dając o sobie znać atakami nerwowymi, bólami głowy, zapaleniami jelit. Trockiemu i Dzierżyńskiemu zdarzały się bliskie histerii kryzysy nerwowe, po których nie mogli ani pracować, ani utrzymywać kontaktów z ludźmi. Kiedy po zabójstwie Mirbacha Dzierżyńskiego zatrzymali eserzy, rozpiął bluzę i powiedział, by go rozstrzelali. Tak bardzo to przeżył, że gdy tylko został uwolniony, a eserów wykończono, złożył dymisję. Na jesieni, upokorzony tym, że Czeka nie zdołała zapobiec zabójstwu Urickiego i zamachowi na Lenina, Dzierżyński ogolił głowę, podrobił polski paszport na nazwisko Feliksa Domańskiego i pojechał do Szwajcarii, do niczego niepodejrzewającej żony i syna. Dopiero po odpoczynku nad jeziorem Lugano, po którym wówczas pływał, polepszyło mu się i wrócił do Rosji na swój posterunek. (Kiedy Szwajcarzy wyrzucili z Berna sowiecką misję, Zofia i Janek pojechali za nim do ZSRR). Od początku 1920 roku, wspierany przez żonę, siostrę, szwagierkę i dwie siostrzenice, ale nadal śpiący w swoim gabinecie i żywiący się czarnym chlebem i herbatą, Dzierżyński wykonywał dla Lenina wiele zadań specjalnych. Te zlecenia wciągały go w orbitę Stalina.

 

Zabójstwo Siergieja Kirowa

 

Ogóreczek i połówka pomidora

Stalin na korytarzu zabił Kirowa.

Piosenka rosyjska z 1934 roku

 

Pierwszego grudnia 1934 roku o godz. 16.30 w Leningradzie rozległ się strzał. W ciągu następnych czterech lat spowoduje nie tylko śmierć Gienricha Jagody, ale także większości partyjnej "wierchuszki", komisarzy, sędziów, prokuratorów, dowódców wojskowych, dyrektorów fabryk, nie mówiąc już o milionie zwykłych obywateli. Leonid Nikołajew, usunięty z partii leningradzkiej, strzałem w głowę zabił Siergieja Kirowa. Kirow był nie tylko sekretarzem leningradzkiego komitetu partii i Komitetu Centralnego oraz członkiem Politbiura, ale również ulubieńcem Stalina. Po raz pierwszy i ostatni w historii Związku Radzieckiego zamordowano członka Biura Politycznego. Po kwadransie lekarze zrozumieli, że reanimacja jest bezcelowa, i zadzwonili do Stalina. Nikołajew próbował popełnić samobójstwo, ale spudłował. Wykrzykiwał: "Zemściłem się!"

Telefon zastał Stalina w gabinecie, gdzie był z Mołotowem, Kaganowiczem i Żdanowem. Żdanowa od razu wyznaczył następcą Kirowa, a następnie wezwał ochroniarza Karla Paukera, Jagodę, kilkunastu członków Biura Politycznego i sekretariatu, zaprosił nawet Bucharina, podówczas redaktora "Izwiestii". Stalin zamówił pociąg specjalny, żeby wieczorem pojechać do Leningradu, i zasiadł do pisania projektu nowej ustawy przeciwko terrorystom. Kalinin, jako szef państwa, i Awel Jenukidze, jako sekretarz prezydium Kalinina, swoimi podpisami przemienili projekt Stalina w obowiązującą ustawę:

1. Władzom śledczym poleca się prowadzić sprawy oskarżonych o przygotowanie bądź dokonanie aktów terrorystycznych w trybie przyspieszonym.

2. Organom sądowym poleca się nie wstrzymywać wykonywania wyroków śmierci ze względu na prośby przestępców wymienionej kategorii o zastosowanie prawa laski, jako że Prezydium KC nie uważa za możliwe przyjmowanie takich próśb do rozpatrzenia.

3. Organom komisariatu spraw wewnętrznych poleca się wykonywać wyroki śmierci na przestępcach wymienionej kategorii natychmiast po wydaniu wyroku.

Gdy Stalin wrócił do Leningradu, ustawę doprecyzowano:

1. Śledztwo w takich sprawach nie powinno przekraczać 10 dni.

2. Akt oskarżenia wręczać oskarżonym na dzień przed rozprawą w sądzie.

3. Rozprawę prowadzić bez udziału stron.

4. Nie dopuszczać do apelacji i próśb o ułaskawienie.

5. Wyroki najwyższego wymiaru kary wykonywać natychmiast po ogłoszeniu wyroku *[Interesująco wypada zestawienie tej ustawy z "Procedurą obecności Inkwizycji w sądzie nad heretykami" (Bernard Guy, ok. 1310 r.), gdzie sąd również obchodził się bez adwokatów, świadków czy apelacji. Już we wrześniu 1934 roku Stalin i Mołotow zezwolili Robertowi Ejche, satrapie zachodniej Syberii, na wyznaczanie trójek, bez żadnych formalności skazujących oskarżonych na śmierć - ale tylko przez sześć tygodni, w czasie zdawania zboża.].

Na podstawie tych bezlitosnych zmian w kodeksie postępowania karnego Stalin mógł wysłać na tamten świat setki tysięcy ludzi - dopiero w 1939 roku pozwolił Wyszyńskiemu wprowadzić ustawy bardziej odpowiadające normom prawnym.

Szeroko rozpowszechnione jest przekonanie, że Stalin napisał ową ustawę i zamówił pociąg specjalny przed zabójstwem Kirowa - co znaczyłoby, że to on sam zlecił jego zabójstwo. Rejestr dokumentów gabinetu Stalina wykazuje jednakże, że Kalinin i Jenukidze podpisali ustawę nie wcześniej niż o szóstej i nie później niż o ósmej wieczorem, zaś archiwa kolejowe świadczą, że pociąg zamówiono po zabójstwie. W latach 1956-1990 żadne komisje (nie mówiąc już o zeznaniach świadków czy starannym przestudiowaniu archiwów) nie zdołały dowieść winy Stalina i, jak to często bywa, wypadnie uwierzyć w najprostsze wyjaśnienie: że Leonid Nikołajew był szalonym zabójcą, działającym w pojedynkę, któremu niestety udało się dopaść Kirowa bez ochrony.

Niejednokrotnie, w latach 20., Stalin dowiódł, że jest w stanie zlecić zabójstwo człowieka, którego jeszcze niedawno obejmował, ale dopiero po 1934 roku naprawdę zaczęto się go bać. Dlaczego nagle miałby znienawidzić Kirowa, którego wyznaczył na miejsce Zinowjewa w Leningradzie, który przez całe swoje dorosłe życie podążał za Stalinem i przyklaskiwał jego polityce? Ktoś z tych nielicznych delegatów na XVII Zjeździe Partii w 1934 roku, którzy przeżyli Stalina, twierdził, że niezadowoleni delegaci spotkali się potajemnie w mieszkaniu Ordżonikidze (wówczas najbliższego człowieka w otoczeniu Stalina) i umówili się, żeby wybrać Kirowa na stanowisko sekretarza generalnego. Ostatecznie jednak zaledwie trzy głosy były przeciwko Stalinowi. Podobno Stalin miał spalić kilkaset kart do głosowania. Mówi się również, że Kirow przyznał się Stalinowi do spisku, wołając w rozpaczy, że "jego głowa już leży na pniu", że Stalin "nigdy mu nie wybaczy". Ale te pogłoski pochodzą od takich osób jak bratowa Kirowa, Sofia (która nigdy nie była mu bliska), i przeczą faktom. Co prawda, rzeczywiście było zaledwie kilka głosów przeciwko Stalinowi i mniej było kart do głosowania niż głosujących, ale może nie wszyscy głosowali.

Nikt nie widział spalonych kart i trudno uwierzyć, żeby Kirow zgodził się na propozycję spiskowców. Kirow nie lubił polityki na najwyższym szczeblu, chociaż był utalentowanym mówcą; cenił sobie proste kontakty z urzędnikami partyjnymi i robotnikami leningradzkich fabryk, podobnie jak wcześniej na Kaukazie. Nie miał własnych idei. Dwudziestego ósmego listopada po raz ostatni widział się ze Stalinem, gdy odprowadzał go on po teatrze na Dworzec Leningradzki. Kirowowie latami przyjaźnili się ze Stalinem i Alliłujewą; po samobójstwie Nadieżdy Kirow i Ordżonikidze spędzali ze Stalinem całe dnie, pocieszając go. Gdy wypoczywali latem na Kaukazie, Kirow i Stalin zażywali leczniczych kąpieli błotnych. Wódz rozbierał się do naga tylko w obecności dwóch mężczyzn: Kirowa i ochroniarza Własika. Kirow, Własik i Stalin grywali razem w kręgle (partnerem Stalina był człowiek z kuchni). Jedyne, o co Stalin mógł mieć pretensje do Kirowa, to jego przedrewolucyjna przeszłość, gdy Kirow pracował jako dziennikarz w liberalnej gazecie władykaukaskiej. Ale podobnie jak Wyszyński Kirow podobał się Stalinowi właśnie dlatego, że miał coś do ukrycia.

Leonid Nikołajew swoim dziwnym zachowaniem zwracał uwagę władz leningradzkich jeszcze przed zabójstwem. Już w październiku zatrzymano go w budynku partii - zachowywał się podejrzanie, jak się okazało, miał broń, ponieważ jednak posiadał zezwolenie na broń sportową, a Instytut Smolny nie był gmachem o podwyższonym poziomie czujności, puszczono go wolno. Z dziennika Nikołajewa można bez trudu wywnioskować, że był złym człowiekiem, zarozumiałym maniakiem. Gdy potrącił pieszego rowerem, został zwolniony ze stanowiska instruktora politycznego. Odmówił podjęcia się pracy fizycznej. Żył, nienawidząc samego siebie, z pensji żony, coraz bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że jest niedocenionym geniuszem. Niezgrabne aforyzmy i liczne pretensje wypełniają kartki jego dziennika: "Ludzi jest dużo, ale różnic między nimi mało", "Chcę umrzeć z taką radością, z jaką się narodziłem". Na ostatnich stronach znajdują się szczegółowe zapiski dotyczące czasu, adresów, odległości, kątów strzału: "Po pierwszym strzale zaatakować samochód: a) rozbić szybę i strzelić; b) otworzyć drzwi. (...) W Smolnym: przy pierwszym spotkaniu zebrać siły i zdecydowanie (...) moja droga cierniowa (...) list do KC. Brak perspektyw, 8 miesięcy bezrobocia (...) chwila i skrucha. Historyczne akty. My i oni".

Czy Jagoda i Stalin użyliby tak nieprzewidywalnego psychopaty jak Nikołajew, skoro mieli na usługach profesjonalnych zabójców? Ponadto, jak zauważył amerykański historyk Adam Ulam, dlaczego Stalin miałby pozbywać się Kirowa, zabijając go "na ulicy"? Przecież dałoby to społeczeństwu do myślenia, że każdy obywatel może zabić przywódcę partyjnego. Gdy Stalin chciał zniszczyć swojego rywala, nazywałby go zdrajcą, aresztowano by go, osądzono i rozstrzelano. Albo nagle zachorowałby śmiertelnie lub zginął w wypadku samochodowym.

Stalinowski pociąg specjalny pędził przez całą noc, na 700 kilometrach drogi stały tysiące ochroniarzy z NKWD. Rano, razem z przedstawicielem każdej gałęzi władzy *[Stalin zabronił Ordżonikidze jechać z nim, chociaż był on bardzo blisko związany z Kirowem. Powodem zakazu miały być problemy Ordżonikidze z sercem - w rzeczywistości Stalin bał się, że Ordżonikidze nie zgodzi się na jego interpretację wydarzeń.] - Woroszyłowem, Mołotowem, Żdanowem, Jagodą, Jeżowem, Chruszczowem, Paukerem, Wyszyńskim i Kosariewem - Stalin wysiadł z pociągu. Powitał go szef leningradzkiego NKWD i przyjaciel Kirowa, Filip Miedwied'. Stalin uderzył go w twarz i zwyzywał.

Jagoda i Wyszyński zajęli się dochodzeniem w sprawie zabójstwa. Stalin postanowił osobiście przesłuchać Nikołajewa i Michaiła Borysowa, ochroniarza Kirowa. (Kirow zawsze twierdził, że po ulicach Leningradu najlepiej chodzi się piechotą, i bardzo nie lubił, gdy jego ochroniarze przebywali zbyt blisko; dlatego Borysów został w tyle, gdy Kirow niespodziewanie wszedł z powrotem do Smolnego). Stalin polecił NKWD przywieźć Borysowa, ale wszystkie samochody były już zajęte i można było użyć jedynie ciężarówki z zepsutymi resorami. Samochód nagłe gwałtownie skręcił i latarnia zmiażdżyła Borysowowi głowę *[Podejrzana śmierć jedynego świadka zabójstwa nasuwa myśl o spisku, jednak zły stan techniczny ciężarówki i reakcja wstrząśniętego kierowcy zostały potwierdzone przez świadków.].

Nikt nie zarejestrował, o czym konkretnie rozmawiali Nikołajew i Stalin. Mołotow, któremu na tysiącach stron dyktowanych "wspomnień" z rzadka udawało się powiedzieć choćby półprawdę, tak opisuje Nikołajewa: "Z wyglądu mizerak. Chyba miał jakieś pretensje. (...) Wykorzystali go zinowjewowcy". Zachowanie Nikołajewa w czasie rozprawy często traktuje się jako dowód, że to Stalin zlecił zabójstwo: według słów konwojenta, gdy ogłoszono wyrok, Nikołajew krzyknął: "To okrutne!" i "Oszukali mnie!" Jeśli tak było, to zapewne chodziło o to, że Stalin nie dotrzymał słowa - bardzo często NKWD i Stalin osobiście obiecywali oskarżonemu (w zamian za złożenie odpowiednich zeznań), że darują życie jemu i jego rodzinie. Z każdym następnym procesem, gdy oskarżeni obrzucali się z błotem, a mimo to otrzymywali wraz z krewnymi wyrok śmierci, takie obietnice stawały się coraz bardziej nieprzekonujące. Jednak w grudniu 1934 roku taka umowa mogła wydawać się Nikołajewowi korzystna. Można by sądzić, że Nikołajew obciążył Zinowjewa i Kamieniewa w zamian za obietnicę, że nie zostanie rozstrzelany, dając w ten sposób Stalinowi niezbędny materiał do ostatecznej rozprawy z resztkami "lewicowej" opozycji.

Po procesie Nikołajewa przyszła kolej na inne aresztowania i rozprawy. Jagoda oznajmił, że Nikołajew jest agentem emigracji, i rozstrzelał ponad 100 tak zwanych białogwardzistów, których NKWD uwięziło dawno temu - gazety doniosły o wykonaniu wyroków. Jagoda najwyraźniej nie wierzył w istnienie spisku i uwikłanie w to Zinowjewa. Jeżow przekazał mu przez telefon, że Stalin domaga się oskarżenia Zinowjewa i Kamieniewa, a ponieważ Jagoda coraz bardziej zwlekał z uzyskaniem odpowiednich zeznań, Stalin sam do niego zadzwonił i huknął: "Uważajcie, bo obijemy mordę!" Po kolejnych trzech tygodniach przesłuchań Nikołajewa zmuszono do przyznania się, że poprzez niemiecką ambasadę jest powiązany z Trockim oraz (jego żona, Milda Draule była Łotyszką) z wywiadem łotewskim. Potem doszło do masowych aresztowań stronników Zinowjewa, wiernych staremu leningradzkiemu aparatowi partyjnemu, jednak Stalina nie satysfakcjonowały te nikłe powiązania, jakie Jagoda "wykrył" między Nikołajewem i Zinowjewem.

Jeszcze latem tego roku Stalinem wstrząsnęła próba zamachu na kierownictwo bolszewickie, jaką podjął inny samotny psychopata, znacznie wyższy rangą od Nikołajewa. Piątego sierpnia pod Moskwą szef sztabu dywizjonu artylerii, Artiom Nachajew, wezwał oddział kursantów do zabrania broni z wartowni i pójścia na Kreml. Powiedział:

Państwo zniewoliło chłopów i robotników. Nie ma wolności słowa, krajem rządzą semici. Towarzysze robotnicy, gdzie fabryki, które wam obiecywano? Towarzysze chłopi, gdzie ziemia, którą mieliście dostać? Precz ze starym kierownictwem! Niech żyje nowa rewolucja!

Kursanci ani drgnęli, zastygli przerażeni. Nachajew próbował się otruć, ale został natychmiast aresztowany. Stalin kazał Jagodzie "zlikwidować" Nachajewa, a potem sfabrykować spisek. Poprzez Kaganowicza Stalin ponaglił Jagodę:

Sprawa Nachajewa jest bardzo pilna. Nachajew, oczywiście, nie jest sam. Należy przycisnąć go, zmusić do mówienia - niech powie całą prawdę - a następnie ukarać z całą surowością. Zapewne jest agentem polsko-niemieckim (albo japońskim). Czekiści stają się śmieszni, gdy dyskutują z nim o jego poglądach politycznych! (I to ma być przesłuchanie!) Sprzedawczyk nie może mieć poglądów politycznych - w przeciwnym razie nie byłby agentem obcych sił.

Na kilka dni przed zabójstwem Kirowa Nachajew został rozstrzelany, jako agent byłego carskiego generała, pracującego dla estońskiej ambasady w Moskwie.

Czwartego grudnia Stalin wrócił z ciałem Kirowa do Moskwy. Wystawiono otwartą trumnę do pożegnania. Stalin był bardzo wzruszony; słyszano, jak mówi: "Spij spokojnie, drogi przyjacielu, pomścimy cię". Owa pomsta zrodziła istne tsunami masowej psychozy, które zaleje cały kraj na następne cztery lata.

Dzisiejsi neostalinowcy wysuwają tezę, że wszystkie okrutne, mordercze czyny Stalina do 1934 roku były jak najbardziej konieczne i celowe. ZSRR musiał stać się państwem silnym i uprzemysłowionym, tak by wrogowie zewnętrzni nie ośmielili się wtargnąć na jego terytorium. Mówi się, że po wielkim kryzysie w krajach zachodnich ZSRR nie zdołałby samym tylko eksportem surowców opłacić techniki niezbędnej do industrializacji, że jedynym cennym towarem było zboże, którego bez przeprowadzenia kolektywizacji chłopi nie wyprodukowaliby w wystarczającej ilości. Dowodem tej tezy ma być zwycięstwo Stalina nad faszystowskimi Niemcami i Japonią. Innymi słowy, ludzkość powinna być wdzięczna Stalinowi za jego umiejętność dalekosiężnego patrzenia - gdyby Adolf Hitler i admirał Isoroku Yamamoto uścisnęli sobie dłonie gdzieś na Uralu w 1942 roku, faszyzm zniewoliłby świat na kilka następnych pokoleń, doprowadzając do ludobójstwa, znacznie straszniejszego niż czystka lat terroru.

Jednak ta teza jest bezpodstawna. Do 1937 roku nikt poważnie nie myślał o inwazji na ZSRR, takie podejrzenia żyły wyłącznie w paranoidalnym umyśle Stalina. Ponadto, w czasie spadku wartości surowców naturalnych w kryzysowych latach 30., takie pokojowe, bezkrwawe projekty, jak "Nowy Ład" Roosevelta z powodzeniem przemieniały nieproduktywnych robotników wiejskich w budowniczych elektrowni i fabryk - przeprowadzona przemocą kolektywizacja i rozkułaczenie są więc ekonomicznie nieusprawiedliwione. Oczywiście, ze złych rzeczy mogą wynikać dobre konsekwencje, jak też odwrotnie, jednak trzeba być wyjątkowo naiwnym optymistą, by przypisywać stalinowskiej pogoni za władzą totalną i wymordowaniu milionów ludzi jakieś humanitarne pobudki.

Po 1934 roku to, co się działo w ZSRR, było nie tylko amoralne, ale również nielogiczne. Z wyjątkiem Wiaczesława Mołotowa, który nawet na łożu śmierci twierdził, że on i Stalin zlikwidowali "piątą kolumnę", która wydałaby ZSRR na pastwę nazistów, nikt nie jest w stanie znaleźć rozsądnego wytłumaczenia stalinowskich okrucieństw po zabójstwie Kirowa. Zabójstwo to stało się pretekstem do likwidacji wszystkich bolszewików, którzy kiedykolwiek ośmielili się nie zgodzić w jakiejś kwestii ze Stalinem, lub byliby zdolni go zastąpić. Można z pewnością powiedzieć, że gdyby Kirow nie został zamordowany, pretekstem do terroru stałoby się inne wydarzenie.

Wydarzenia lat 1929-1934 nie wywołały głośnych protestów - w ZSRR faktycznie nie było już społeczeństwa obywatelskiego. Z Cerkwi zostało jedynie kilku wystraszonych kapłanów, z prawników - jedynie krasomówcy; prestiżowi niegdyś lekarze stali się niewolnikami administracji kremlowskiego szpitala, inteligencja twórcza znajdowała się na zesłaniu, w więzieniach, została sparaliżowana strachem lub przekupiona samochodami i mieszkaniami. Mimo to absolutne, powszechne milczenie, jakie nastąpiło w grudniu 1934 roku, zdumiewa historyków - przecież wtedy sami oprawcy powinni byli zrozumieć, że również ich czeka taki los. Pracownikom OGPU, kadrom partyjnym, a przede wszystkim dowódcom wojskowym przychodziło już do głowy, że także oni skazani są na zagładę, w miarę jak Stalin naruszał jedno tabu za drugim. Teraz wódz obstawał przy likwidacji politycznych dysydentów, prawdziwych i urojonych. Co mieliby do stracenia dysydenci, gdyby się wtedy zbuntowali? Co powstrzymywało Jagodę, Tuchaczewskiego czy Ordżonikidze przed zadaniem uprzedzającego ciosu? Jednak, jak się wydaje, żaden z nich nawet nie pomyślał o unieszkodliwieniu Stalina.

Po powrocie do Kremla Stalin nakreślił schemat, dzielący przeciwników na centrum "leningradzkie" i "moskiewskie", które połączyły się w celu przygotowania zabójstwa Kirowa. Wezwał do swojego gabinetu 33 ludzi, wśród nich Iwana Akułowa (prokuratora generalnego), jego zastępcę Krylenkę i Wyszyńskiego. Sfabrykowanie owych dwóch "centrów" i stworzenie zarzutów dla ich potencjalnych członków zajęło jeszcze miesiąc *[Ze wszystkich aresztowań i procesów, poza sądem nad Nikołajewem, zrozumiałe były tylko sądy nad enkawudzistami, odpowiedzialnymi za bezpieczeństwo Kirowa. Filipa Miedwiedia aresztowano, 7 grudnia zatrzymano jego zastępcę Iwana Zaporożca (chociaż w chwili, gdy Nikołajew strzelił do Kirowa, Zaporożec leczył na Kaukazie złamaną nogę i od pół roku nie pracował). Następnych 11 czekistów skazano za przestępcze niedbalstwo. Miedwiedia i Zaporożca przewieziono do wschodniej Syberii, gdzie szef Gułagu Jan Bierzin przyjął ich serdecznie; pojechały tam również ich żony i dzieci - wszyscy zostali rozstrzelani zaraz po aresztowaniu Bierzina.].

 

Sto dni Berii

 

Chlapnęli kiedyś jacyś zbóje,

Ze ludzi władza deprawuje.

Od tamtej pory każdy człek, powtarza to za wiekiem wiek. A mieć powinien na uwadze -

To ludzie deprawują władzę.

Jurij Andropow

 

Reakcja narodu na śmierć Stalina była bardzo różna. Większość - robotnicy, chłopi, dzieci, studenci, kobiety - byli w stanie histerycznej rozpaczy, czuli się jak rozbitkowie po katastrofie statku, rzuceni na pastwę wrogów, tajnych i jawnych, wewnętrznych i zewnętrznych. Więźniowie Gułagu śmiali się, podrzucali czapki w górę, patrzyli na zakłopotaną ochronę. Zaś aparatczycy i kaci zastanawiali się, kto dostanie władzę. Czekali, podczas gdy kierownictwo udawało, że jednolitość Politbiura i Rady Ministrów zostaje zachowana i cała machina będzie działać normalnie, nawet po utracie głównego elementu.

Zasługi Stalina można by zmierzyć według tego, z jaką łatwością państwo przeżyło jego śmierć. Zaledwie cztery dni po zgonie Stalina Beria, Malenkow, Bułganin i Chruszczow rozdzielili między sobą, pozornie bez zgrzytów, strefy wpływów. Wodzowie partii wschodnioeuropejskich, którzy przyjechali na pogrzeb Stalina, poczuli ulgę, odzyskali pewność siebie. Malenkow został premierem Rady Ministrów, Mołotow odzyskał nie tylko swoją żonę, którą Beria przywiózł z zesłania, ale również Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Beria objął ministerstwo spraw wewnętrznych (które połączył z Ministerstwem Bezpieczeństwa Państwowego), a Bułganin został ministrem obrony (były minister obrony, marszałek Wasilewski, został jego zastępcą). Chruszczow kierował KC partii, Mikojan i Kaganowicz otrzymali stanowiska odpowiadające ich ambicjom, a Woroszyłow rozkoszował się nic nieznaczącym tytułem głowy państwa.

Beria z niesamowitą szybkością i odwagą wziął w swoje ręce wszystkie główne dźwignie władzy. Podobnie jak wschodnioeuropejscy komuniści, zrozumiał, że ministerstwa spraw wewnętrznych i bezpieczeństwa państwowego będą decydować o wszystkich kwestiach politycznych. Tworząc swoje superministerstwo, od razu odsunął od bezpieki Siergieja Ignatjewa, jednak jego koledzy (nie mówiąc już o partii, narodzie czy wojsku) nie darzyli go ani zaufaniem, ani sympatią. Mołotow ucieszył się z powrotu żony, ale nie podziękował Berii. Beria zrehabilitował brata Kaganowicza, Michaiła i przyznał rentę wdowie po nim, ale Łazar Kaganowicz chłodno przyjął ten gest.

Od razu po pogrzebie Stalina Beria stworzył cztery komisje, które miały po dwóch tygodniach przedstawić raporty Krugłowowi, Kobułowowi i Goglidze. Pierwsza komisja uniewinniła kremlowskich lekarzy, druga rehabilitowała tych pracowników MGB, których oczernił Riumin, trzecia uwolniła artylerzystów, aresztowanych przez Stalina, czwarta odesłała do Gruzji Megrelów, których Ruchadze zesłał do łagrów. Beria osobiście zrehabilitował zamordowanego Sołomona Michoelsa. Można by pomyśleć, że nie pozostało w nim ani śladu dawnej pamiętliwości: z zabójców Michoelsa ucierpieli tylko Ogolcow i Canawa; Riumina znaleziono w szopie nieopodal sewastopolskiej poczty (według innych źródeł, w Tule) i aresztowano. Beria przesłuchiwał go prawie godzinę i obiecał mu życie w zamian za przyznanie się do winy, a potem przekazał go Włodzimirskiemu i Chwatowi. W dniu 24 marca Riumin napisał do Berii:

Jeśli przyjdzie mi umrzeć, niezależnie od tego, w jaki sposób i w jakich okolicznościach, moimi ostatnimi słowami będą: pozostałem wierny partii i jej Komitetowi Centralnemu!

W chwili obecnej pokładam swoją nadzieję w mądrości L.P. Berii i obecnego kierownictwa MWD ZSRR. Sądzę, że moja sprawa będzie miała sprawiedliwy koniec.

Po powtórnej naradzie z Berią Riumin usłyszał: "Więcej się nie zobaczymy. Zlikwidujemy was". Riumin rozchorował się z rozpaczy, ale Beria, jak się wydawało, zapomniał o nim.

Ci, którzy byli otwartymi wrogami Berii, albo, przeciwnie, zbyt gorliwie mu służyli jak Własik, Ruchadze (mimo prześladowań Megrelów), Abakumow ze swoimi bestialskimi śledczymi - pozostali w więzieniu, ale zostawiono ich w spokoju. W marcu 1953 roku Beria wezwał Ruchadze do swojego gabinetu; potem na Łubiance płaszczył się on przed Berią:

Płaczę, zadręczam się, kajam za to, co się stało. Jest mi tak bardzo, bardzo ciężko... Proszę wierzyć, Ławrientiju Pawłowiczu, że nie miałem złych zamiarów. Okoliczności, w jakich się znalazłem, a także samotność odegrały ogromną rolę w tym, że popełniałem grzechy. (...)

Zwracam się do was z prośbą jak do ojca rodzonego i wychowawcy, i na kolanach, ze łzami w oczach proszę: oszczędźcie mnie, wybaczcie, zmiłujcie się... W imieniu moich dzieci proszę pozwolić mi umrzeć na wolności, po zobaczeniu się z nimi po raz ostatni. Wy i tylko wy, Ławrientiju Pawłowiczu, możecie mnie uratować.

W pierwszych dniach beriowskich reform nowego wodza popierał Malenkow, który w kwietniu stworzył brudnopis przemowy, osądzającej "kult jednostki", ale nie wymieniającej nazwiska Stalina. Jednak zjazd partii odłożono i Malenkow nie wygłosił tej przemowy. Dwudziestego szóstego marca Beria zaskoczył swoich kolegów, składając Malenkowowi propozycję ogłoszenia największej amnestii w historii świata: wypuszczenia z Gułagu około 1 000 000 więźniów. Połowa z nich, jak wyjaśnił Beria, siedzi z powodu stalinowskiej ustawy z 1947 roku, dającej długie wyroki za każdą kradzież. Wszyscy, którzy mieli wyrok mniejszy niż pięć lat, podlegali zwolnieniu i całkowitej rehabilitacji, wyroki powyżej pięciu lat miały zostać skrócone o połowę. Kobiety ciężarne lub z małoletnimi dziećmi oraz mężczyźni powyżej 50. i poniżej 18. roku życia mieli zostać zwolnieni. Ponadto Beria polecił Ministerstwu Sprawiedliwości (któremu przekazał administrowanie Gułagiem), żeby w ciągu miesiąca za większość przestępstw zaczęto karać bez pozbawiania wolności.

Rzecz jasna, Beria kierował się bardziej pragmatyzmem niż humanitaryzmem. Zdawał sobie sprawę, że każdego roku sądy napełniały Gułag ogromnym strumieniem 650 000 nowych więźniów. Rada Ministrów nie chciała zastosować amnestii dla więźniów politycznych: było ich 500 000 i niemal wszyscy (oprócz tych, którzy dostali niskie wyroki) mieli pozostać w łagrach do końca kary.

Dwa miesiące później Beria zniósł OSO, trójki składające się z pracownika MWD, prokuratora i sekretarza partyjnego, którzy miliony ludzi skazali na wysiedlenie, uwięzienie czy rozstrzelanie. Następnie Beria, przekazując część MGB Ministerstwu Sprawiedliwości, uwolnił się od systemu penitencjarnego (prócz więzień i obozów specjalnych, w których przebywało 250 000 więźniów politycznych i przestępców wojennych). Po raz pierwszy od 36 lat Beria wprowadził w ZSRR porządek prawny, z powodu skromności lub ostrożności nazywając te posunięcia amnestią "woroszyłowską". Na wiosnę zwolniono 1 200 000 więźniów i zamknięto niemal 500 000 spraw karnych. W lecie 1953 rosyjskie miasta przeżywały najazd amnestionowanych złodziei, rabusiów i gwałcicieli, a więźniowie polityczni i ich rodziny nadal poddawani byli represjom.

Trzeciego kwietnia 1953 roku rehabilitowano 37 lekarzy; Siergieja Ignatjewa zwolniono, a Lidii Timaszuk odebrano order. Beria przesłał do prezydium rządu tajną teczkę z zeznaniami Abakumowa, Ogolcowa i Canawy przyznających, że na rozkaz Stalina zamordowali Sołomona Michoelsa i jego przyjaciela Gołubowa-Potapowa. Żeby nie szokować maszynistki brakiem szacunku dla pamięci wodza, Beria odręcznie wpisywał nazwisko Stalina. Zabójcom odebrano ordery. Czwartego kwietnia 1953 roku Beria zakazał stosowania "przymusu fizycznego", czyli tortur w czasie śledztwa, specjalne cele w Lefortowie zlikwidowano i zniszczono narzędzia tortur (pozostawiając jednak laboratorium toksykologiczne).

Cztery dni później prezydium otrzymało jeszcze jeden list od Berii: niepokoił go los Gruzji. Dzięki temu Megrelowie, aresztowani przez Ruchadze i Stalina, zostali zrehabilitowani razem z 11 000 innych Gruzinów, wysiedlonych i pozbawionych majątku. W tym dokumencie nazwisko Stalina również zostało wpisane ręką Berii tam, gdzie nie ulegało wątpliwości, że decyzja została podjęta na najwyższym szczeblu. Jednak Beria się nie mścił: Akakij Mgeładze, którego Stalin mianował sekretarzem partii gruzińskiej, przeszedł na nowe stanowisko do kachetyńskiego leśnictwa, a jego miejsce zajął zrehabilitowany Megrel Aleksiej Mircchulawa.

W gospodarce Beria również postępował rozsądnie; poinformował generałów, że na siły zbrojne wydaje się zbyt dużo pieniędzy, odwołał gigantyczne projekty inżynieryjne (kanały na pustyniach Azji Środkowej, linie kolejowe na wiecznej zmarzlinie) i w ten sposób oszczędził miliony rubli oraz ocalił setki tysięcy robotników. Zaoszczędzone środki przeznaczył na podniesienie pensji kołchoźnikom i obniżenie cen artykułów spożywczych.

Pierwszego maja Beria zadziwił nie tylko Radę Ministrów, ale również całe społeczeństwo, organizując paradę bez portretów przywódców - wydawało się, że czasy oddawania czci ikonom przeminęły. Słowa Berii brzmiały coraz bardziej liberalnie: mówił o tym, że Kanadyjczycy nie potrzebują dokumentów osobistych na terenie swojego kraju i pora znieść ograniczenia w ruchu obywateli również w ZSRR. Wszystkie zamknięte miasta, oprócz trzech wojskowych i portów, otworzono, a ich mieszkańcy uzyskali prawo do zamieszkania w dowolnym mieście, nawet Leningradzie czy Moskwie, jeśli tylko znajdą tam pracę. Mieszkańcy 300 do tej pory zamkniętych miast i ogromnych stref przygranicznych mogli być wdzięczni Berii za to, że połączył ich z resztą kraju.

Beria sterował powierzonym okrętem z takim rozmachem i prędkością, że reszta załogi zaczęła obawiać się katastrofy. A on, jakby wiedząc, że nie pozostało mu już wiele czasu, coraz szybciej wydawał zarządzenia, który mogły doprowadzić do buntu. Pod koniec maja zaproponował, żeby przekazać władzę w zachodniej Ukrainie i na Litwie ludziom, którzy się tam urodzili i posługują się tamtejszymi językami. W efekcie Beria stał się bardzo popularny wśród ukraińskich inteligentów, za to znienawidziła go zrusyfikowana część partyjnej elity. Na Litwie wszystkie protokoły, na polecenie Berii, pisano po litewsku i sekretarze partyjni, nieznający litewskiego, stracili pracę *[Sam Beria byl zdenerwowany, gdy otrzymał raport ministra spraw wewnętrznych w języku litewskim.]. To samo działo się na Białorusi i Łotwie.

Dla Malenkowa i Chruszczowa takie kroki równały się rychłemu rozpadowi ZSRR. Beria posunął się jeszcze dalej - i to już rozgniewało Malenkowa i Chruszczowa. Drugiego czerwca zaproponował podjęcie kroków w celu stworzenia "zdrowego klimatu politycznego w Niemieckiej Republice Demokratycznej". NRD znajdowało się w stanie kryzysu i robotnicy świetnie zdawali sobie sprawę, jak źle im się żyje w porównaniu z robotnikami z RFN. W ciągu ostatnich dwóch lat 500 000 ludzi - w tym 3000 działaczy partyjnych i 8000 milicjantów - uciekło na Zachód. Beria zaproponował rozmowy między niemieckimi komunistami i socjaldemokratami o odrodzeniu "demokratycznych pokojowych Niemiec", a tymczasem chciał zezwolić na udział kapitału prywatnego, znieść spółdzielnie oraz zwolnić więźniów. Ogłosił, że jego celem jest "pokojowe rozwiązanie problemów międzynarodowych", i zademonstrował to na Węgrzech, zmuszając psychopatę Matyasa Rakosiego do powołania na stanowisko premiera liberalnego Imre Nagy (wcześniej znanego jako agent Berii "Wołodia"). Beria anulował stalinowskie rozkazy zamordowania Tity i podjął próbę naprawienia stosunków z Jugosławią; na wschodzie namawiał Chińczyków i mieszkańców Korei Północnej do rozpoczęcia negocjacji w celu zakończenia wojny koreańskiej, a także ściągnął do Moskwy wszystkich agentów zagranicznych MWD, żeby sprawdzić ich znajomość języków obcych.

Beria zagrażał w ten sposób władzom partii, dominacji wpływów rosyjskich, całości ZSRR oraz jego wschodnioeuropejskiemu imperium. Wszyscy jego towarzysze zrozumieli, że najwyższy czas się go pozbyć. Chruszczow później podawał czysto etyczne powody obalenia Berii: Ławrientij Pawłowicz był człowiekiem zdemoralizowanym do szpiku kości i absolutnie pozbawionym zasad. To bez wątpienia prawda, chociaż można zaryzykować twierdzenie, że podpisy Mołotowa i Chruszczowa zabiły więcej ludzi niż rozkazy Berii. Istotna różnica polegała na tym, że Mołotow, Malenkow czy Chruszczow zabijali piórem - podpisem czy donosem - a Beria nie brzydził się krwawych plam na swojej koszuli. Jeśli chodzi o legendarne seksualne wyczyny Berii, nie ulega wątpliwości, że gwałcił (bardziej emocjonalnie niż fizycznie) i deprawował małoletnich. Z drugiej strony, niektóre z jego licznych kochanek szanowały go, a nawet kochały. W porównaniu z innymi radzieckimi przywódcami, którzy traktowali Teatr Bolszoj jak dom publiczny, a nawet w porównaniu z Johnem Kennedym czy Davidem Lloydem George'em, Beria nie był potworem seksualnym, chociaż w przerwach w posiedzeniach zamawiał kobiety z dostawą do domu, tak jak zamawia się pizzę.

Koniec katów

Deria bez wątpienia wiedział wszystko o wszystkich, ale od marca do czerwca 1953 roku nie zrobił nic, co mogłoby świadczyć o tym, że planuje skorzystanie ze swoich informacji, by szantażować czy zniszczyć swoich towarzyszy. W historii ZSRR nigdy nie było tak mało aresztów i rozstrzelań, jak wówczas. MWD zaprzestało mordowania wrogów zagranicznych, wydawać by się mogło, że Berii obrzydł zapach krwi, że już nie pragnął zemsty. Gdy zwalniał sekretarza partyjnego, nie stawał się on więźniem, lecz ambasadorem lub dyrektorem zakładu. Jedyne, co pozostało w nim niezmienne aż do ostatniej nocy wolności, to nienasycona żądza kobiecego ciała.

Beria nikomu nie groził, nawet Chruszczowowi ani Malenkowowi, ale podkopywał system, od którego uzależniona była ich władza *[Panuje przekonanie, że Malenkow bał się, iż Beria go zdemaskuje: w maju 1953 roku dowiedział się, że cały ustęp w przemowie Malenkowa na XIX Zjeździe partii został zapożyczony z przemowy carskiego ministra spraw wewnętrznych. Beria nie wspomniał o tym nikomu ani słowem, ale mimo to Malenkow się go obawiał.]. Co ciekawe, nie podjął żadnych kroków, żeby uchronić się przed spiskami w swoim otoczeniu - przez 33 lata wszystkich wyprzedzał i ubiegał, jako jeden z najbardziej wytrawnych polityków na tej ziemi, a teraz nagle pozwolił, żeby garstka miernot zjednoczyła siły i obaliła go.

Osobista popularność w ZSRR nie miała większego znaczenia. Chociaż Beria być może uratował 2 000 000 Żydów i dziesiątki profesorów medycyny, szeregowi członkowie partii nie zaakceptowaliby kolejnego Gruzina jako przywódcy mimo wszystko głównie rosyjskiego państwa. Żadne gesty nie mogły Berii pomóc: budował dla czołowych działaczy partyjnych osiedle willowe niedaleko Suchumi, ale wielu uważało je za przedsionek Gułagu.

Zamieszki w Berlinie były dla Chruszczowa znakomitym pretekstem. Beria spóźnił się z propozycją rozładowania atmosfery w NRD i musiał wydać rozkaz, by radzieckie czołgi zmiażdżyły buntujących się robotników w miastach Niemiec Wschodnich. Mołotow, będąc ministrem spraw zagranicznych, przekonał się, że Beria jako dyplomata jest zupełnie niekompetentny; strach przed konsekwencjami przezwyciężył jego ostrożność i Mołotow przyłączył się do spisku Chruszczowa i Malenkowa.

Pierwszym krokiem Chruszczowa było odciągnięcie Malenkowa od Berii, z którym lubił on chadzać pod rękę - Malenkow był zaniepokojony nie tylko perspektywą ewentualnego zdemaskowania, ale również tym, że Beria obniżył status jego podwładnych. Następnie Chruszczow musiał pokonać wahania Woroszyłowa i Kaganowicza. Spiskowcy omawiali przewrót w parkach i na ulicy, obawiając się, że Beria ma na podsłuchu wszystkie telefony i naszpikował ściany mieszkań mikrofonami. Pod koniec czerwca całe prezydium rządu, oprócz Berii, wiedziało już o spisku, chociaż Mikojan i Woroszyłow, którzy nie lubili przelewu krwi, prosili, żeby Berii nie rozstrzeliwać, zesłać do Baku, gdzie miałby kierować nafciarzami.

Pozostawało już tylko zwerbować resorty siłowe; w każdym razie część MWD i Armii Czerwonej. W MWD Siergiej Krugłow i Iwan Sierow ochoczo przystali na rolę Judaszy: nienawidzili ludzi z Kaukazu - Kobułowa i Goglidze - których Beria wysunął, gardząc rosyjskimi czekistami. Poprzez Bułganina Chruszczow sondował czerwonoarmistów. Beria miał przyjaciół wśród wojskowych, na przykład generała Sztiemienkę, którego mianował szefem Sztabu Generalnego, ale inni generałowie gardzili takimi jak Sztiemienko i nigdy nie wybaczyli Berii zamordowania Bluchera. Obietnicami władzy Chruszczow zwerbował generała Moskalenkę i marszałka Żukowa - chociaż tego ostatniego to właśnie Beria uratował przed zemstą Stalina.

Niełatwo było zebrać grupę uzbrojonych oficerów, nie niepokojąc agentów Berii. W maju Bułganin wysłał na odległy poligon tych oficerów, którzy mogliby przeciwstawić się przewrotowi, a Malenkow i Mołotow namówili Berię, żeby poleciał razem z generałami do Berlina. Beria zaczął coś podejrzewać, gdy dowiedział się, że zbiera się prezydium rządu, i wybrał się do Moskwy. Spiskowcy jeszcze się nie przygotowali i omawiali właśnie kwestie rolnictwa. Są świadkowie, którzy twierdzą, że Beria planował ściągnięcia z Kaukazu do Moskwy wiernych wojsk MWD, ale jeśli nawet faktycznie miał taki zamiar, to było już za późno.

Do przewrotu doszło 26 czerwca w trakcie następnego posiedzenia prezydium rządu. Tylko Malenkow, Bułganin i Chruszczow wiedzieli, co ma się wydarzyć. Rzekomo w ramach ćwiczeń każdemu kremlowskiemu ochroniarzowi przydzielono żołnierza Armii Czerwonej, a Bułganin przywiózł swoim samochodem generałów i marszałka Żukowa - wbrew kremlowskim zasadom generałowie mieli przy sobie broń palną. Wojskowi i kilku członków partii czatowali na Berię za drzwiami dawnego gabinetu Stalina; mieli wejść, gdy Chruszczow naciśnie przycisk i rozlegnie się dzwonek.

Beria, ubrany w pomięty szary garnitur, bez krawata, przyszedł jako ostatni. Zapytał, jaki jest plan dnia. Odpowiedziano mu: "Ławrientij Beria". Jedynym znanym dokumentem tego posiedzenia jest brudnopis wystąpienia Malenkowa:

Wrogowie chcieli postawić MWD ponad partią i rządem. (...) Chodzi o to, żeby nie dopuścić do nadużycia władzy.

(...)

1. Fakty - Ukraina, Litwa, Łotwa. Czy potrzebne nam te kroki? (...)

2. Min. spraw wewnętrznych tow. Berii - stąd kontroluje on partie i rząd. Grozi to ogromnymi niebezpieczeństwami, jeśli się w porę, teraz, tego nie naprawi.

3. Nieprawidłowe (...) Sąd - przyg[otować]. Posiedź, specjalne. (...)

4. Dostrajamy się do siebie! Potrzebny jest kolektyw monolityczny. (...)

5. Towarzysze nie są pewni, kto kogo podsłuchuje.

6. Ze stanowiska zastępcy - zwolnić i mianować ministrem przemysłu naftowego. (...) Kto chce przedyskutować...

Zaczęły się chaotyczne obrady. Beria odpowiadał na obelgi, gdy Malenkow nacisnął przycisk i wszedł marszałek Żukow z czterema oficerami - stanęli za Berią, dwóch z nich przystawiło pistolety do jego głowy. Beria nie wstawał z miejsca, 19 razy napisał słowo "alarm". Wyprowadzono go z gabinetu i przeszukano, zdjęto mu pince-nez, którego więcej nie zobaczył.

Początkowo Berię zawieziono do koszar. Następnego dnia odwiedził go Krugłow, który został ministrem bezpieczeństwa państwowego. Krążyły słuchy o spadochroniarzach, którzy mieli jakoby przybyć na pomoc Berii. Ławrientija Pawłowicza przewieziono do podziemnego betonowego bunkra, Łubiankę zajęli wojskowi, do Moskwy wjechały czołgi - Bułganin mówił żołnierzom, że Beria, Abakumow i oficerowie starego MGB chcieli zaprowadzić masowy terror. Wkrótce czołgi wyjechały, żeby rozbroić dwie dywizje wojsk MWD, a potem powróciły i otoczyły centrum Moskwy.

We wszystkich miejscach publicznych zdjęto portrety Berii. Trzech pracowników MWD wygarnęło z sejfu Berii wszystkie papiery, większość spalono - obawiano się, że zawierają materiały kompromitujące partię. W Berlinie Ulbricht odetchnął z ulgą, agentów Berii odwołano do Moskwy i nie było już mowy o połączeniu NRD i RFN.

W pierwszym tygodniu uwięzienia w bunkrze Beria dostawał od pilnującego go generała Batickiego skrawki papieru i ołówek. Natychmiast, w panice, napisał do Malenkowa: "Jegor, czy ty wiesz co się stało? Uwięzili mnie jacyś nieznani ludzie. Opowiem ci o wszystkim, gdy mnie wezwiesz". Dwa dni później znowu napisał: "Jegor, czemu milczysz". Następnego dnia Beria opanował się i napisał do byłych kolegów bardziej składny list, w którym prosił, żeby mu "wybaczyli, jeśli coś było nie tak w ciągu tych 15 lat owocnej, choć czasem niełatwej wspólnej pracy". Malenkowa prosił: "Jeśli uznacie to za możliwe, zajmijcie się moją rodziną (żoną i matką staruszką oraz synem Sergo, którego znasz)". W tym samym dniu, co Berię, aresztowano syna, ciężarną synową i dwóch wnuków. Wkrótce zabrano również Ninę Berię, zostawiając w spokoju tylko starą matkę, głuchoniemą siostrę i córkę Eteri (wówczas synową W. W. Griszina, sekretarza moskiewskiego komitetu miejskiego).

Pierwszego lipca Beria napisał do Malenkowa, Mołotowa i wszystkich swoich katów długi, pełen skruchy list: "Szczególnie niewybaczalne jest moje zachowanie w stosunku do ciebie, gdzie jestem winien w 100 procentach", zapewniał Malenkowa, przypominając mu jednak, że na niektóre reformy razem wyrażali zgodę, a jego błąd polegał na tym, że przekazywał MWD dokumenty rzucające cień na Chruszczowa i Bułganina. Kajał się w sprawie NRD i osłabienia władzy Rakosiego. Rzecz jasna odwoływanie się do sumienia Malenkowa nie miało sensu, ale można było liczyć na jego instynkt samozachowawczy - Beria sugerował, że jego upadek pociągnie za sobą Malenkowa.

Zapewniając Mołotowa o niezmiennym szacunku wobec niego, Beria prosił go, żeby przypomniał sobie, jak razem pojechali do Stalina, żeby pomóc mu wyjść z szoku na początku wojny. Odwoływał się też do Woroszyłowa, Mikojana, Kaganowicza, Chruszczowa i Bułganina, którym nigdy nic złego nie robił. Bardzo chciał żyć: był gotów pracować w kołchozie albo na budowie.

Następnego dnia ogarnął go paniczny strach:

Drodzy towarzysze, chcą mnie załatwić bez sądu i śledztwa, pięć dni uwięzienia bez jednego przesłuchania, błagam was, żebyście do tego nie dopuścili, proszę o natychmiastową interwencję, póki nie jest za późno. Trzeba uprzedzić telefonicznie.

Prosił, żeby komisja zbadała jego sprawę:

Czy jedynym słusznym sposobem rozwiązania sprawy, bez sądu i dochodzenia, w stosunku do członka KC, jest stracenie go po pięciodniowym zamknięciu w piwnicy? (...) Tow. Malenkowa i tow. Chruszczowa proszę, żeby się nie upierali się; czy to będzie źle, jeśli wasz towarzysz zostanie zrehabilitowany?

Później nie dawano już Berii papieru. Chruszczow mianował nowego prokuratora generalnego, młodego, ambitnego Romana Rudenkę, który błyskotliwie poprowadził sprawy w Norymberdze (poprzedni prokurator Grigorij Safronow nie zaaprobował aresztowania Berii, przeprowadzonego przez wojskowych, bez sankcji i nakazu).

Drugiego lipca rozpoczęło się plenarne posiedzenie KC. W ciągu sześciu dni kilkuset mężczyzn i dwie kobiety (z których tylko nieliczni ucierpieli z powodu Berii, a większość właśnie jemu wszystko zawdzięczała) słuchali, odcinając się, rzucając obelgi, wymyślając. Uczestnicy plenum przemawiali tak obraźliwie, że trzeba było niemal w całości przeredagować stenogramy. Nawet to straszne plenum z wiosny 1938 roku, kiedy sądzono Bucharina i Rykowa, nie może się równać - pod względem obłudy i służalczości - z tym z 1953 roku.

Chruszczow przyznał, że spisek lekarzy i sprawa megrelska to mistyfikacje, ale plenum mimo wszystko uznało, że nie należało uniewinniać ani lekarzy, ani Megrelów - Chruszczow dał do zrozumienia, że Beria uniewinnił tylko tych, którzy byli jego agentami. Większość jego przemowy stanowiła plątanina chaotycznych, bezsensownych oskarżeń. Jak się okazało, to Beria doprowadził do deficytu chleba i mięsa i było mu obojętne, w jakich warunkach żyją robotnicy. Rehabilitował lekarzy, żeby zaskarbić sobie ich wdzięczność, amnestionował połowę Gułagu, żeby stworzyć udzielne księstwo złodziei i morderców. Był człowiekiem "w duchu Bonapartego, który w drodze do władzy zostawiał za sobą stosy trupów i rzeki krwi".

Gruzińscy delegaci atakowali Berię ze szczególna zajadłością: skarżyli się, że zrehabilitowani Megrele domagali się ministerialnych stanowisk. Stary przyjaciel Berii, przywódca Azerbejdżanu Mir-Dżafar Bagirow (który potem podzieli los Berii), przemawiał z taką złością, że aż zaatakowali go słuchacze. Mołotow i Kaganowicz byli lepiej przygotowani: ukazywali Berię jako człowieka, który wprowadzał Stalina w błąd, niweczył plany państwowe, narażał na szwank bezpieczeństwo kraju - żeby zadowolić kapitalistów - mało tego, już w 1920 roku faszyści nasłali go, żeby zniszczył władzę radziecką. Biorąc przykład z Mołotowa i Kaganowicza, inni delegaci wymyślali nowe oskarżenia: to Beria poszczuł Stalina na Ordżonikidze, a potem na Mołotowa. Andriej Andriejewicz Andriejew specjalnie podniósł się ze szpitalnego łóżka, żeby zaatakować Berię wyjątkowo celnym oskarżeniem: Beria to drugi Tito. Inni przemawiający mogli się już tylko skarżyć, że Beria śni im się w koszmarach.

Malenkow dokonał podsumowania: oświadczył, że pod pewnymi względami Beria miał słuszność - kult starzejącego się dyktatora, który utracił możliwość rządzenia, był faktem, aresztowanie żydowskich antyfaszystów było nieuzasadnione, budowanie socjalizmu w NRD - nieprzemyślane. Ale jeśli nawet Beria postępował słusznie, mówił Malenkow, to i tak miał na względzie wyłącznie własne, ohydne cele.

Piętnastego lipca Berię pozbawiono wszystkich odznaczeń, nagród i tytułów. Zaczęły się intensywne przesłuchania tych, którzy mieli z nim kontakty osobiste lub służbowe. Około 30 kobiet - w tym żony i córki przywódców partyjnych, aktorki, śpiewaczki operowe i prostytutki - wypytywano o jego zachowania seksualne. Z Baku i Tbilisi przybywali świadkowie mający dowody, że Beria był szpiegiem brytyjskim, pracującym wśród azerbejdżańskich nacjonalistów *[Śledztwo do tej pory jest niedostępne dla historyków, rzekomo dlatego, żeby zaoszczędzić wstydu kobietom, które Beria zdeprawował. Bardzo ograniczony dostęp do protokołów śledztwa i sądu otrzymali jedynie ci pracownicy KGB i MWD, którzy zajęli się badaniem historii, oraz koledzy śledczych.].

Prócz Berii do oskarżenia włączono pięciu jego ludzi z Tbilisi - Diekanozowa, Mierkułowa, Włodzimirskiego, Goglidze, Bogdana Kobulowa i jednego Słowianina - Pawła Mieszyka. Wszyscy liczyli na to, że współpracując ze śledczymi unikną losu swojego szefa. Do akt dołączono historię chorób Berii dowodzącą, że Beria uprawiał seks, wiedząc, że jest chory wenerycznie. Prokuratura posiadała całkiem nieprawdopodobne zeznania służby Berii: że wpychał ciała zamordowanych kobiet do kanalizacji albo rozpuszczał je w wannie z kwasem solnym, ale postanowiono nie włączać ich do sprawy.

O ile można wnioskować ze skąpych relacji z rozprawy, Beria zachowywał się z większą godnością niż prokurator czy sędziowie. Jednak gdy Rudenko odczytywał 100-stronicowe oskarżenie, Beria zatkał sobie uszy i ogłosił głodówkę. Najprawdopodobniej proces odbywał się w drugiej połowie września, wiadomo że nie było ani świadków obrony, ani obrońców. Przewodniczącym sądu został marszałek Koniew, który nie miał żadnego wykształcenia prawniczego, a jego zastępcą generał Moskalenko, którego w 1938 roku Beria aresztował. W pewnej chwili Moskalenko kazał obciąć guziki przy spodniach Berii, żeby przestał się on ciągle zrywać z ławy oskarżonych *[Moskalenko wykreślił zeznania, w których Beria mówi o wykonywaniu rozkazów Stalina, na przykład o sondowaniu Hitlera przez bułgarskiego ambasadora w latach 1941-1942.].

Beria nigdy nie wymienił nazwiska Stalina jako swojego "wspólnika" (widocznie dostał kategoryczny zakaz) i z nietypową dla siebie rycerskością prosił sąd, żeby nie wymieniać nazwisk kobiet, które składały zeznania świadczące o jego rozkładzie moralnym. Kochanki Berii nie okazywały najmniejszego sentymentu, matka pewnej dziewczyny domagała się nawet majątku Berii w ramach odszkodowania za utraconą cześć córki. Niektórzy krewni, na przykład cioteczny brat Gierasim, zeznawali, że w więzieniu Kutaisi Beria był mienszewickim szpiegiem. Nawet syna Berii skompromitowano "kontaktami z wrogami ludu" (gdy był mały, Jagoda podarował mu rower). Świadkowie oskarżali Berię o niewiarygodną liczbę zabójstw, poczynając od słynnej katastrofy Junkersa w 1925 roku w Tbilisi (w której zginęli Mogilewski, Atarbekow i Aleksander Miasnikianc), a kończąc na zabójstwie Michoelsa w Mińsku. Beriowcy mówili, że Beria nie ma krzty honoru, opowiadali o więźniach, których nie tylko kazał bić, ale również bił osobiście.

Beria przyznał się niemal do wszystkich zarzutów - zabójstw niewinnych obywateli, przynależności do Musawatu, stosunków płciowych z małoletnimi - oprócz współpracy z zagranicznymi szpiegami i napisania książki o roli Stalina w historii bolszewizmu na Kaukazie.

Wyrok zapadł taki, jakiego się spodziewano: rozstrzelanie. Wszystkich beriowców rozstrzelano 23 grudnia 1953 roku. Berię oddzielnie, o godzinie 19.50, pozostałych półtorej godziny później. Beriowców rozstrzeliwali profesjonalni kaci z Łubianki. Dla Berii urządzono ohydny spektakl. Celę, w której miała się odbyć egzekucja, wyłożono drewnianymi płytami, żeby rykoszety nie zagroziły życiu świadków ani katów; Berię ubrano w najlepszy czarny garnitur. Oficerowie losowali, kto będzie strzelał pierwszy, a Beria nieulękle patrzył katom prosto w oczy. Chciał coś powiedzieć, ale Rudenko kazał mu zatkać usta ręcznikiem. Generał Baticki, który od sześciu miesięcy pilnował Berii, wziął nietypowo wielki rewolwer i strzelił Berii w czoło. Ciało zawinięto w brezent i zawieziono do krematorium. Jedynie więzienny stolarz, który przynosił Berii jedzenie do celi i zrobił drewniane obicie ścian, był wyraźnie rozstrojony tym widowiskiem.

Dwudziestego piątego sierpnia 1953 roku Mircchuława pisał z Gruzji do Chruszczowa:

Jego bliscy krewni prowadzą szkodliwe rozmowy, rozpowszechniają różne prowokacyjne plotki. Matka Berii, Marta Beria, kobieta głęboko wierząca, chodzi do cerkwi i modli się za swojego syna - wroga ludu. Po zdemaskowaniu Berii wzrosła częstotliwość podejrzanych spotkań krewnych w jej mieszkaniu.

Krewnych Berii nie zostawiono w spokoju: 15 osób wysiedlono na Ural, do Kazachstanu i na Syberię. Dwie cioteczne siostry aresztowano za to, że opłakiwały Berię. Krewnych Kobułowa, Goglidze, Diekanozowa i innych również wysiedlono z Gruzji.

Trzeba jednak powiedzieć, że Chruszczow i Malenkow nie ukarali wszystkich "wspólników" Berii, nie mówiąc już o pozostałych katach Stalina. Wielu po prostu znalazło się w więzieniach. Młodszego brata Kobułowa, Amajaka, i Sołomona Milsztejna stracono w październiku 1954 roku. Szalwa Cereteli, arystokrata, który zajmował się porwaniami i morderstwami, został zabrany z Tbilisi, gdzie już był na emeryturze, prosto na rozstrzelanie. Lew Szwarcman znów udawał niepoczytalnego, co tym razem nie uchroniło go przed rozstrzelaniem w kwietniu 1955 roku. Sarkisow także symulował obłęd. Aksentij Rapawa, gruziński minister spraw wewnętrznych, został skazany w listopadzie 1955 roku. Jako ostatnich rozstrzelano jesienią 1956 roku sadystę Borysa Rodosa i przywódcę Azerbejdżanu Bagirowa *[Za ostatniego represjonowanego beriowca można uznać Imre Nagy'a, który stał się przywódcą Węgrów po powstaniu w 1956 roku i którego Chruszczow 16 czerwca 1958 roku powiesił, podstępnie obiecując mu nietykalność.].

W kwietniu 1957 roku sądzono Aleksandra Langfanga, być może najbardziej znienawidzonego ze wszystkich ludzi Berii. Langfang bronił się bardzo energicznie, mówiąc: "Jeśli sądzicie mnie, to dlaczego nie Mołotowa, którego wina została dowiedziona?" Gdy prokurator zażądał, żeby skazać Langfanga na 25 lat więzienia, poprosił on, żeby go rozstrzelać, bo w więzieniu i tak zostanie zabity. Zasądzono 10 lat, ale po proteście Sądu Najwyższego przesiedział 15. Po odbyciu wyroku Langfang przeżył na wolności jeszcze 18 lat. Niektórzy beriowcy wyszli z całej sprawy niemal bez szwanku: Leonid Rajchman, którego śledczy opisał jako "wielką, przerażającą bestię, doświadczonego, chytrego, zręcznego obrońcę i twórcę bezprawia", przesiedział w więzieniu zaledwie rok, został amnestionowany w 1957 roku i dożył spokojnie do 1990 roku.

Bardziej inteligentnych współpracowników Berii (prócz rozstrzelanego Mierkułowa) i tych pracowników wywiadu (na przykład Nauma Eitingona i Pawła Sudopłatowa), którzy służyli najpierw Berii, a potem Abakumowowi, również wsadzono do więzienia i trzymano w dość znośnych warunkach. Pisarz Konstantin Gamsachurdia nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności za swoją 20-letnią przyjaźń z Berią. Żyjąc jak książę feudalny w swojej tbiliskiej wieży, szykując syna na prezydenta, dorobił się majątku i cieszył się autorytetem jako największy pisarz gruziński. Piotr Szaria, redaktor gruzińskich dzieł Stalina, pisał:

Przykro i gorzko tak umierać, czemu, nie wiem, 

A przecież nie mam nawet za co kajać się! 

Gdybym choć wiedział, co to za fatalna siła 

bezdusznie tak na wolnym ogniu spala mnie (...)

Jak inni uwięzieni beriowcy, Szaria spędził 10 lat w więzieniu, gdzie kontakty ze strażnikami i dostęp do książek umocniły w nim niezachwianą wiarę w Stalina. Potem wrócił do siebie, do Tbilisi, a jego ostatnimi słowami były: "Dusi mnie krew".

Zdrajców Berii hojnie wynagrodzono: Chruszczow mianował Iwana Sierowa szefem KGB (Sierow zmarł śmiercią naturalną w 1990 roku), Krugłow miał gorzej, w 1958 roku wykluczono go z partii i wyeksmitowano z luksusowego mieszkania za "represje polityczne", w 1977 roku wpadł pod pociąg. Micheił Gwisziani, który zabił jeszcze więcej Czeczeńców niż Krugłow, uniknął zemsty, stając się zięciem wybitnego przywódcy. Co prawda Gwisziani został pozbawiony dystynkcji generalskich za to, że się "zdyskredytował". W ten sam sposób zdegradowano Wasilija Michajłowicza Błochina, głównego kata NKWD. Wkrótce potem Błochin zachorował i w 1955 roku zmarł w wieku 60 lat. Nadaraja, kat i kierowca Berii, oraz Sarkisow, jego sutener, trafili do więzienia, ale nie na długo. Aleksander Chwat, który między innymi torturował Nikołaja Wawiłowa, jeszcze w latach 90. otrzymywał wysoką emeryturę.

Wiktor Abakumow domyślił się, że Beria został aresztowany, gdy znów zaczęto go przesłuchiwać. Za czasów Chruszczowa Abakumowa już nie torturowano, szykowano jedynie materiał do oskarżenia i przewieziono go na Łubiankę, gdzie lekarzom łatwiej było utrzymać go przy życiu. Malenkowowi bardzo zależało na procesie Abakumowa: interesowały go nie aresztowania Żydów i lekarzy, lecz fałszowanie sprawy ministrów lotnictwa w 1946 roku, która omal nie doprowadziła do upadku Malenkowa. Na salę rozpraw wybrał ten sam klub oficerski, w którym skazano na śmierć Kuzniecowa i Wozniesienskiego. Abakumowa sądzono razem z jego pięcioma wspólnikami. Sam Abakumow był już na tyle zdrowy, że mógł się bronić: winił Berię i Riumina za to, że siedzi na ławie oskarżonych, mimo że tylko ślepo wykonywał rozkazy Stalina. Dziewiętnastego grudnia 1954 roku sąd skazał Abakumowa i jeszcze trzy osoby na rozstrzelanie. Abakumow nie podejrzewał chyba, że wyrok zostanie wykonany. Powiedział: "Napiszę do Politbiura" w chwili, gdy kula trafiła go w kark.

Ławrientija Canawy, choć był aresztowany za panowania Berii, Malenkow i Chruszczow nie uwolnili - powiesił się w październiku 1955 roku. Zastępca Ignatjewa, ostrożny Ogolcow, został uwolniony w sierpniu 1953 roku, ale pozbawiony dystynkcji generalskich za "dyskredytację" - zmarł w 1977 roku. Sam Ignatjew, kierujący prześladowaniem Żydów, został wysłany jako sekretarz partii do Baszkirii; wcześnie przeszedł na emeryturę i żył jeszcze długo.

Riumin, który torturował Żydów i lekarzy, musiał wypić swoją czarę do dna. Kompletnie odizolowany od świata zewnętrznego, nie podejrzewał nawet, że Berię aresztowano, gdy w sierpniu 1953 roku pisał do niego:

Drogi Ławrientiju Pawłowiczu!

Niegdyś, gdy bywałem w KC, moje myśli zawsze były zwrócone ku wam, zawsze spodziewałem się od was cennej rady, pomocy, obrony...

Teraz zrozumiałem, jak ciężko znosić łzy dzieci, żon i matek. I w tych trudnych dla mnie chwilach moje nadzieje i myśli również zwrócone są do was - wielkiego działacza państwowego, człowieka obdarzonego najlepszymi cechami. (...) Co chwila myślę o łzach trójki dzieci, żony i matki, dożywającej (jeśli jeszcze nie umarła) ostatnich dni w głębokiej rozpaczy. Drogi Ławrientiju Pawłowiczu, błagam was, wybaczcie.

Może Abakumowa mógłby pocieszyć fakt, że jego dręczyciel Michaił Riumin został rozstrzelany 7 lipca 1954 roku, na pięć miesięcy przed nim.

Ruchadze, który sfabrykował sprawę Megrelów, spodziewał się, że jako przeciwnik Berii zostanie uwolniony, ale pozostał w więzieniu i w 1955 roku rozstrzelano go. Za to profesor Grigorij Majranowski, główny truciciel Jagody, Jeżowa i Berii, po krótkim uwięzieniu napisał podanie do KGB i otrzymał pracę w laboratorium - co prawda nie w Moskwie, lecz w Machaczkale.

Partyjna elita - Kaganowicz, Chruszczow, Malenkow, Mołotow i Woroszyłow, nie mniej niż Beria czy Abakumow - ponosili odpowiedzialność za śmierć setek tysięcy ludzi, a jednak zmarli we własnych łóżkach, w otoczeniu rodziny. Z wyjątkiem Chruszczowa, w którym tliły się jeszcze jakieś iskierki ludzkich uczuć, wszyscy umierali bez cienia skruchy za popełnione zbrodnie.

Związek Radziecki i Federacja Rosyjska nigdy nie zdołały ostatecznie rozprawić się ze spuścizną przeszłości. "Destalinizacja" Chruszczowa była głównie serią kombinacji politycznych, które pomogły mu pozbyć się Malenkowa i Mołotowa i dojść do jedynowładztwa. Ani on, ani tacy zaufani ludzie Stalina jak Mikojan, nie mogliby całkowicie odżegnać się od genseka, nie oddając się do dyspozycji prokuratury za masowe zabójstwa. Chruszczow, a po nim Breżniew nie przestawali wierzyć, że wiele ofiar terroru stalinowskiego, na przykład trockiści, zasłużyło na rozstrzelanie. Ci, którzy przeżyli Gułag, i krewni rozstrzelanych zostali zrehabilitowani i otrzymali pieniężną rekompensatę. Nikt jednak wobec nich nie okazał skruchy. Za każdym razem, gdy radzieccy historycy czy literaci próbowali posunąć destalinizację choćby o krok naprzód, wtrącała się władza: zakazywała wydawania książek, zwalniała ludzi i mentorskim tonem przypominała ludziom o świętym dziedzictwie leninizmu i "pozytywnych" stronach rządów Stalina. Nawet po pieriestrojce Gorbaczowa, gdy historycy zaczęli ujawniać tajemnice z archiwów i gdy ekshumowano ciała rozstrzelanych, najpierw KGB, a potem FSB, które należałoby zlustrować, robiły wszystko, co się dało, by im przeszkodzić.

Studiując kulturę Rosji, można dostrzec paradoks: wszak już Dostojewski i Tołstoj we wszystkich swoich dziełach mówili, że jedynie poprzez całkowitą skruchę można odkupić zbrodnie przeszłości i móc żyć dalej. Mimo to państwo rosyjskie nie chce ostatecznie odżegnać się od Stalina i jego katów. Wszystkie akty odcinania się wypływają od organizacji pozarządowych, jak Memoriał czy Centrum Sacharowa, zbierających i publikujących cały posiadany materiał historyczny; a ludzie, którzy, jak Chruszczow, byli unurzani po szyję we krwi, mają prawo donosić tylko na siebie. Do tej pory w prasie i w oficjalnych przemowach chwali się Stalina i jego tajne służby. W oficjalny mit, że morderstwa i terror Stalina są jedynie odchyleniami od słusznej drogi, z której zepchnęli wodza Jeżow i Beria, wierzy większość narodu. Dzisiejsze FSB jest dumne ze swojej czekistowskiej spuścizny i hołubi samurajski kult Dzierżyńskiego, wmawiając sobie, że jest tarczą i mieczem, jeśli już nie klasy robotniczej, to narodu rosyjskiego. Trzeba być niewiarygodnie tępym, żeby postrzegać takich zawodowych morderców, jak Mienżyński czy Jagoda, jako szlachetnych bojowników, którzy padli ofiarą jeżowskich i beriowskich rzeźników. Ale rosyjskie środki masowego przekazu oraz system oświatowy nie sprzyjają rozwiewaniu tych kłamstw. Ofiary stalinizmu nie korzystają z przywilejów, nie cieszą się szacunkiem, a ich dręczyciele otrzymują ogromne emerytury i z dumą noszą ordery.