Focus Historia - 26/05/2008

 

Andrzej Gass

¦wintuchy z dobrego towarzystwa

 

Sprawa Arcybiskupa Paetza, afera poznañskich s³owików... Nie tylko w XXI wieku poznaniem wstrz±sa³y seksualne skandale. Najwiêksze zdarzy³y siê tam przed wojn±. Za fasad± uroczysto¶ci patriotycznych i ko¶cielnych kry³y siê brudy, I to jakie!

 

Zamo¿na panna z dobrego domu wysy³a³a anonimowe listy, szanta¿uj±ce szereg osób w Poznaniu - og³osi³ 1 stycznia 1932 r. "Dziennik Poznañski". Próbowa³a wy³udziæ w sumie 17 tysiêcy z³otych. "Ka¿dy ma jakie¶, choæby drobne grzechy na sumieniu, wiêc za milczenie chêtnie zap³aci³" - podsumowa³a gazeta, dodaj±c, ¿e toczy siê ¶ledztwo.

Wkrótce gazety poznañskie poda³y inicja³ nazwiska szanta¿ystki: "panna L.". Pieni±dze kaza³a przysy³aæ do biura og³oszeñ "Kuriera Poznañskiego" jako oferty na has³o "72623", pod którym ukaza³o siê og³oszenie: "Psa ma³ego, czujnego, porz±dnego kupiê".

Sprawa wysz³a na jaw, gdy jeden z szanta¿owanych mê¿czyzn (adwokat z zawodu) pokaza³ list ¿onie. Uda³a siê z nim do znajomego ksiêdza - okaza³o siê, ¿e on te¿ dosta³ taki list. Uradzili, ze trzeba zawiadomiæ policjê. Do w³adz zg³osi³o siê jeszcze kilku szanta¿owanych. W biurze og³oszeñ "Kuriera Poznañskiego" zasiad³ policyjny agent. Gdy zjawi³a siê m³oda kobieta po oferty nades³ane pod numer 72623, pracownica biura wylegitymowa³a j±.

Pannê L., jak nazywa³y j± gazety, wezwano do urzêdu ¶ledczego. Okaza³o siê, ¿e we wrze¶niu 1931 roku adwokat Hoppe dosta³ list gro¿±cy ujawnieniem ¿onie znajomo¶ci z pann± L. Mia³ daæ jej 3 tysi±ce z³, aby przekaza³a szanta¿ystom. Adwokat spotka³ siê z dziewczyn± (by³a to tzw. bli¿sza znajomo¶æ) i us³ysza³, ¿e otrzyma³a anonimowy list, w którym ¿±dano, aby namówi³a mecenasa do zap³acenia. Adwokat chcia³ zawiadomiæ policjê, panna L. poradzi³a, by tego nie robi³. Telefonicznie zosta³a powiadomiona, ¿e w kopertach z odpowiedzi± na ofertê o piesku znajdzie pieni±dze. Ma je po³o¿yæ w ogrodzie, w miejscu znaku zrobionego kred±. W nocy kto¶ puka³ do okna jej pokoju i "zduszonym g³osem dopytywa³ siê o pieni±dze" - twierdzi³a.

Tajemnica maszynowego pisma

Pó¼niej panna L. przynios³a list, w którym "szanta¿y¶ci" grozili jej ¶mierci±, je¶li bêdzie kontaktowa³a siê z policj±. Tego samego dnia policja otrzyma³a list nadany w Warszawie: "Hej szkie³y! (policjanci w gwarze wielkopolskiej - przyp. aut.). Dziewczynie dajcie spokój! Nic nie zawini³a, bo g³upia! Nas nie nakryjecie. Szpiclowanie nie ma sensu!".

Policja dosta³a wiadomo¶æ, ¿e panna Maria Jastrzêbska mia³a kiedy¶ konflikt z pann± L., któr± podejrzewa³a o anonimy z ¿±daniem zerwania z narzeczonym. Adres na kopercie listu mia³ identyczn± wadê jednej z liter, jaka widnia³a na anonimie do policji. Okaza³o siê, ¿e sublokator matki panny L. mia³ maszynê do pisania marki Barr-Morse, która podczas jego nieobecno¶ci zosta³a zast±piona maszyn± Underwood. Sublokator us³ysza³, ¿e jego maszyna jest w naprawie. Porównano teksty napisane na Barr-Morse z szanta¿owymi anonimami. By³y identyczne. Maszynê sublokatora znaleziono u s±siadki.

Us³ugi cia³a

Panna L. na przes³uchaniu u sêdziego ¶ledczego, p³acz±c, przyzna³a siê do winy. O¶wiadczy³a, ¿e "gdy listy te pisa³a, znajdowa³a siê w stanie silnego przygnêbienia i depresji, i ¿e wysy³ka listów mia³a na celu skompromitowanie siê publiczne, które uniemo¿liwi³oby jej jakiekolwiek wspó³¿ycie z osobami, do których szczególnie przywi±za³a siê".

"My nazywamy rzecz po imieniu" - og³osi³ "Tajny Detektyw" 31 stycznia 1932 roku. "G³ówn± aktork± jest 22-letnia panna (w rzeczywisto¶ci mia³a 26 lat - przyp. aut.), nauczycielka, której matka posiada jedn± z wiêkszych kamienic przy pryncypialnej ulicy. To Maria Lewandowska". Na ok³adce opublikowano jej fotografiê, a w tek¶cie zdjêcie domu, w którym mieszka³a (S³owackiego 12) oraz reprodukcjê anonimu: "WPan korzysta³ z us³ug mego cia³a za co dobrze zap³aci³" - g³osi³ tekst. Autorka zapewnia³a, ¿e zachowa to w tajemnicy, je¶li adresat przy¶le 100 z³ do biura og³oszeñ "Kuriera Poznañskiego". Je¿eli nie dostanie pieniêdzy, zawiadomi ¿onê lub prze³o¿onych. "Przy¶lij kobietce, która Ci da³a tyle rozkoszy, te 100 z³, które mi s± niezbêdne, aby ¿yæ, a Tobie zagwarantujê spokój na zawsze. Czekam! Czekam g³odna!!!!!!".

Na li¶cie szanta¿owanych byli adwokaci, kupcy, urzêdnicy, in¿ynierowie, dyrektorzy i liczni ksiê¿a, a w¶ród nich redaktor naczelny tygodnika "Przewodnik Katolicki". W sumie 30 mê¿czyzn.

Ojcem szanta¿ystki by³ zmar³y w 1927 roku Zenon Lewandowski, znany w Poznaniu polityk, dzia³acz prawicowy, dobry katolik, zas³u¿ony powstaniec wielkopolski, wieloletni radny miejski, pose³ na Sejm Ustawodawczy, cz³owiek walcz±cy o polsko¶æ Warmii i Mazur, organizator osadnictwa w Brazylii.

Gazety informowa³y, ¿e bohaterka afery, oczekuj±c na proces, pisze "Pamiêtnik szanta¿ystki". Lewandowska otrzymywa³a listy z gratulacjami, wyrazami poparcia, pro¶bami o fotografie z autografem, a tak¿e z "wyznaniami mi³osnymi" i "propozycjami ma³¿eñstwa".

Wujek znies³awiony

Proces rozpocz±³ siê 16 marca 1932 roku. "Jestem zupe³nie niewinna. Listów szanta¿owych do nikogo nie pisa³am" - o¶wiadczy³a Lewandowska. "Oskar¿ona przyzna³a siê do tego w ¶ledztwie" - zdziwi³ siê sêdzia Cyprian. "Przyzna³am siê, aby nie dostaæ siê do wiêzienia" - odpowiedzia³a. Stwierdzi³a, ¿e ukry³y z matk± maszynê do pisania, bo wiedzia³y, kto pisa³ na niej anonimy. Da³a s³owo honoru, i¿ tego nie zdradzi.

Matka oskar¿onej Janina nie skorzysta³a z prawa do odmowy zeznañ. S±d zapyta³, czy wie, kto pisa³ anonimy. "Autorem anonimów jest mój zmar³y niedawno brat W³odzimierz Jerzykowski" - wyzna³a cichym g³osem. "Zeznanie to rzucaj±ce straszne oskar¿enie na ¶wiêtej pamiêci 67-letniego Jerzykowskiego, który cieszy³ siê ogólnym powa¿aniem na terenie Poznania, spotyka siê z niedowierzaniem audytorium i wywo³uje niezwyk³e poruszenie oraz liczne komentarze" - oceni³ "Dziennik Poznañski".

Psychiatrzy powo³ani przez obroñcê zapewniali, ¿e pisanie i wysy³anie anonimów "nie wynika³o z chêci zysku, ale by³o efektem chorobliwej wyobra¼ni oskar¿onej". Prokurator Hrabyk nazwa³ Lewandowsk± "z³±, przewrotn±, zdeprawowan±, nie wahaj±c± siê kalaæ pamiêci zmar³ego wuja". Za¿±da³ dla niej pó³tora roku wiêzienia. Adwokat Hejmowski stwierdzi³, i¿ wobec ujawnienia, ¿e autorem anonimów móg³ byæ W³odzimierz Jerzykowski, upad³a przyczyna oskar¿enia. Gdyby s±d tego nie uzna³, prosi³, aby przy wyrokowaniu oprzeæ siê na opinii psychiatrów, ¿e oskar¿ona nie dzia³a³a z chêci zysku. Wniós³ o uniewinnienie. S±d uzna³ Mariê Lewandowsk± winn± wymuszania pieniêdzy za pomoc± anonimowych listów i 30 marca 1932 r. skaza³ j± na rok wiêzienia.

Erotyczna burza nad miastem

W czasie przerwy w procesie Lewandowskiej, 22 marca 1932 r., jak grom z jasnego nieba uderzy³a w Poznañ nowa afera. Policja zatrzyma³a czterech znanych i szanowanych obywateli pod zarzutem "dopuszczenia siê przez nich czynów niemoralnych z nieletnimi dziewczêtami, niemal dzieæmi, rekrutuj±cymi siê z biednych sfer" - doniós³ "Ilustrowany Kuryer Codzienny".

Komunikat policji "w sprawie aresztowania za czyny niemoralne" og³oszony zosta³ 24 marca 1932 r. Najpierw wymienia³ cztery kobiety: 25-letnia Ma³gorzata Genslerowa (nie¿yj±ca z mê¿em matka dwójki dzieci), 51-letnia Maria Hermanowa (matka Genslerowej), 62-letnia Maria Mehringowa (wdowa) oraz 35-letnia Helena Stró¿ykówna (panna, modystka). Genslerowa "uprawia³a nierz±d zarobkowo i strêczy³a ma³oletnie dziewczynki do nierz±du". By³y to 13-letnie: Maria Sz. i Izabela T. Hermanowa i Mehringowa "oddawa³y swe mieszkania do uprawiania nierz±du". Mi³o¶nikami nieletnich byli: 49-letni "dzia³acz spo³eczny" Feliks Piekucki, "¿yj±cy w rozwodzie"; 48-letni W³adys³aw Andrzejewski, kupiec, tak¿e rozwodnik; 61-letni Feliks Hirschberg, w³a¶ciciel restauracji, ¿onaty, maj±cy dwójkê dzieci, by³y sêdzia pokoju, dzia³acz Polskiego Czerwonego Krzy¿a oraz 58-letni Alfons Pawlicki, kierownik fabryki mebli, "¿yj±cy w separacji". U mê¿czyzn znaleziono 150 fotografii nagich dziewczynek, tak¿e w ich towarzystwie...

"IKC" ujawni³, ¿e Feliks Piekucki to podpu³kownik rezerwy, podczas powstania wielkopolskiego komendant miasta. W 1932 r. komendant Zwi±zku Towarzystw Powstañców Wielkopolskich i urzêdnik Krajowego Ubezpieczenia Ogniowego. Zwi±zany ze Stronnictwem Narodowym jako "wybitny cz³onek Legionu Wielkopolskiego". Podczas miêdzynarodowego Kongresu Eucharystycznego w Poznaniu by³ organizatorem religijnego widowiska plenerowego "Mêka Pañska".

Seks polityczny

Tekst "IKC" endecki "Kurier Poznañski" nazwa³ atakiem na "spo³eczeñstwo poznañsko-wielkopolskie". Gazeta przyzna³a, ¿e Piekucki "odgrywa³ do niedawna pewn± rolê w organizacjach spo³ecznych", ale "w politycznych organizacjach i w politycznej dzia³alno¶ci ¿adnej nie odgrywa³ roli".

"Dziennik Poznañski", zwi±zany z sanacj±, zarzuci³ "Kurierowi" zak³amanie i próbê zrzucenia winy "z bark endecji na ca³e spo³eczeñstwo Wielkopolski". Przecie¿ Piekucki by³ "g³ównym komendantem Legionu Wielkopolskiego, czysto endeckiej organizacji, stworzonej i kierowanej przez senatora obozu narodowego dr. Czes³awa Meissnera".

Sensacyjny tygodnik "Tajny Detektyw" opublikowa³ reporta¿ "Hipokryci". Ok³adkê ozdabia³a fotografia Piekuckiego w mundurze powstañca wielkopolskiego w towarzystwie wychudzonego dziewcz±tka. Okrzykniêto go "Szefem klubu zwyrodnialców". "Zdemaskowanie tego ¶wiêtoszka wywo³a³o w pewnych sferach Poznania wielk± konsternacjê. Obóz, do którego Piekucki by³ przynale¿ny, teraz siê go na gwa³t wypiera".

W kwietniu, zaraz po zwolnieniu z aresztu, Feliks Piekucki w "Kurierze Poznañskim" opublikowa³ o¶wiadczenie: "W zwi±zku z artyku³ami czê¶ci prasy poznañskiej i pozamiejscowej o rzekomej aferze niemoralnych czynów z nieletnimi oraz w zwi±zku z atakiem na moj± osobê, niniejszym wyja¶niam, ¿e aresztowany by³em niewinnie, bêd±c ofiar± szanta¿u. ¯adnych karygodnych czynów z nieletnimi nie mia³em". Grozi³ gazetom procesami.

Mi³o¶nicy fotografii

Proces uczestników afery erotycznej rozpocz±³ siê 11 sierpnia 1932 r. w Poznaniu. "Jako dowody rzeczowe spoczywaj± na stole: aparat fotograficzny, liczne fotografie, rysunki oraz grypsy, pisane przez oskar¿onych w wiêzieniu" - poda³ "Dziennik Poznañski". S±d zarz±dzi³ tajno¶æ rozprawy.

Wyrok og³oszono 13 sierpnia 1932 r. Piekucki i Andrzejewski zostali uznani "winnymi zbrodni uprawiania czynów nierz±dnych z nieletnimi dziewczynkami". Jakie to by³y czyny, tego s±d "ze wzglêdu na obyczajno¶æ nie móg³ ujawniæ". Dostali po pó³tora roku wiêzienia. Hirschberg i Pawlicki za "dopuszczenie siê czynu nierz±dnego w jednym wypadku" otrzymali po 6 miesiêcy wiêzienia w zawieszeniu na 5 lat. Za okoliczno¶æ "wysoce ³agodz±c±" w przypadku Hirschberga s±d uzna³ fakt, ¿e "raz tylko jeden dopu¶ci³ siê czynu nierz±dnego i to podniecony alkoholem, a gdy dziewczynki po raz drugi przysz³y do niego, odprawi³ je od drzwi, o¶wiadczaj±c, by zaniecha³y powy¿szego, poniewa¿ s± za m³ode". Okoliczno¶ci± ³agodz±c± dla Piekuckiego by³a "dzia³alno¶æ na polu spo³ecznym". Stró¿ykówna zosta³a uniewinniona. Hermanow± skazano na rok, Mehringow± na cztery miesi±ce, Genslerowa dosta³a trzy lata. "Nak³ania³a dziewczêta do nierz±du i wyznacza³a im schadzki z oskar¿onymi. Tote¿ j± spotka³a najsurowsza kara, gdy¿ gdyby nie jej po¶rednictwo, mo¿e do ca³ej afery by nie dosz³o" - oceni³ "Kurier Poznañski".

Uzasadnienie wyroku opublikowa³ "Dziennik Poznañski". By³o co czytaæ. "Oskar¿ony Piekucki przyzna³ siê, ¿e z dwiema dziewczynkami dokonywa³ zdjêæ fotograficznych nago, zaprzeczy³ za¶, jakoby pope³ni³ na nich czyny nierz±dne. Oskar¿ony Andrzejewski tak¿e przyzna³ siê do dokonywania zdjêæ nagich dziewczynek, przy czym przy zdjêciach tych ca³owa³ je i g³aska³ po ciele. Oskar¿ony Hirschberg przyzna³ siê, ¿e tylko raz by³y u niego dziewczynki w towarzystwie Genslerowej, to samo zezna³ Pawlicki, twierdz±c, ¿e by³ wówczas w stanie nietrze¼wym".

Pikantniejsze szczegó³y poda³y 13-latki. "Dziewczynki zezna³y przed s±dem, ¿e Genslerowa, jako te¿ one same, bywa³y u oskar¿onych, a w szczególno¶ci u Piekuckiego i Andrzejewskiego, przy czym oskar¿eni dopuszczali siê na nich czynów nierz±dnych. Poza tym dziewczynki by³y ¶wiadkami stosunków p³ciowych z oskar¿onymi".

Opublikowanie uzasadnienia wyroku ostatecznie skompromitowa³o mê¿czyzn. Przed s±dem czeka³ na nich t³um. "Ani Piekucki, ani Andrzejewski nie mieli odwagi opu¶ciæ s±du wyj¶ciem frontowym, woleli wybraæ os³onê policji i chy³kiem, tylnym wyj¶ciem przez podwórze wiêzienia ¶ledczego wymknêli siê na boczn± ulicê, by tam szybko wsi±¶æ w oczekuj±c± na nich doro¿kê samochodow±".