Przegląd - 36/2010
Ile jest prawdy w legendach o antarktycznej twierdzy Hitlera?
Krzysztof Kęciek
Tajemniczy rejs U-977
Była to niezwykła ucieczka. Kapitan U-977 nie chciał się poddać aliantom. Okręt płynął w zanurzeniu przez rekordowe 66 dni. Dopiero 17 sierpnia 1945 r. zawinął do argentyńskiego portu Mar del Plata. Przybycie jednostki ponad trzy miesiące po klęsce hitlerowskich Niemiec stało się prawdziwą sensacją.
Natychmiast pojawiły się teorie, że U-977 szedł w konwoju okrętów podwodnych przewożących broń, złoto i brunatnych dygnitarzy. Twierdzono, że na pokładzie U-boota znalazł się reichsleiter Martin Bormann, a być może nawet sam führer z Evą Braun. Schronili się oni rzekomo w Nowym Berchtesgaden, ostatnim bastionie hitlerowców, gigantycznym kompleksie obronnym w jaskiniach w pobliżu antarktycznej Ziemi Królowej Maud. To oczywiście czysta fantazja, jednak mit o polarnej twierdzy Hitlera, którą Amerykanie zdołali zniszczyć dopiero za pomocą bomb atomowych w 1958 r., utrzymuje się do dziś.
Faktem jest, że U-977 rzeczywiście odbył niezwykły rejs. Okręt ten, zwodowany w 1943 r., podczas prób morskich na Bałtyku uczestniczył w trzech kolizjach. Kadłub jednostki został mocno nadwerężony. Uznano, że U-boot nie nadaje się do akcji bojowych. Używano go tylko do szkolenia. Pod koniec wojny wielki admirał Karl Dönitz postanowił rzucić przeciw alianckiej żegludze wszystkie "szare wilki". 2 maja 1945 r., już po śmierci Hitlera, U-977 wyszedł z norweskiego portu Kristiansand w pierwszy bojowy patrol. Miał operować w kanale La Manche. Z uwagi na ogromną przewagę sprzymierzonych, dysponujących niezliczonymi samolotami i okrętami wyposażonymi w nowoczesne sonary i radary, była to misja niemal samobójcza.
Kapitan Heinz Schaeffer, do tej pory dowodzący tylko w rejsach szkoleniowych, był zdecydowany wykonać zadanie. Ale III Rzesza skazana była na zagładę.
5 maja Dönitz polecił okrętom zaprzestanie ataków. Po kapitulacji Niemiec 8 maja rozkazał podwodniakom, aby wynurzyli U-booty, wywiesili czarne flagi i poddali się. Kapitan Schaeffer nie posłuchał. Później, przesłuchiwany przez oficerów USA, oświadczył: "Jedną z najważniejszych przyczyn mojej decyzji przejścia do Argentyny była niemiecka propaganda twierdząca, że amerykańskie i brytyjskie gazety domagają się, aby po zakończeniu wojny wszyscy niemieccy mężczyźni zostali niewolnikami i byli wysterylizowani. Uwzględniłem też złe traktowanie i późny powrót do domu niemieckich jeńców wojennych przetrzymywanych we Francji po zakończeniu I wojny światowej. Oczywiście miałem też nadzieję na lepsze warunki życia w Argentynie". Schaeffer zapewniał, że uważał odtąd swój okręt za środek ucieczki, a nie jednostkę bojową. Liczył jakoby, że silniki U-boota zostaną użyte do odbudowy Europy.
10 maja kapitan naradził się ze swoimi ludźmi. 16 żonatych marynarzy, w tym 13 doświadczonych podoficerów, wolało pozostać w Niemczech. Dowódca umieścił ich w pontonach, którymi dostali się na norweską wyspę Holsenöy koło Bergen. Ludzie ci mieli opowiadać, że U-977 wszedł na minę, a oni są jedynymi, którzy ocaleli. Norwegowie przekazali "rozbitków" Brytyjczykom.
Na okręcie pozostała szkieletowa załoga 32 marynarzy, z których niewielu przekroczyło 20. rok życia. Rejs zapowiadał się jako beznadziejne przedsięwzięcie. U-boot wyposażony był w chrapy, czyli urządzenie składające się z dwóch rur i zaworów, umożliwiające podwodną żeglugę na silnikach spalinowych. Ale podczas nieostrożnego manewru pierwszy oficer uszkodził główny peryskop, tak że prowadzenie obserwacji spod wody nie było możliwe.
Uszkodzony okręt płynął w dzień na głębokości 50 m na silnikach elektrycznych, w nocy na głębokości chrap przy użyciu silników spalinowych, które ładowały akumulatory. Powietrze dostarczane przez chrapy przeznaczone było tylko dla maszyn, ludziom pozostał tlen z butli. We wnętrzu okrętu panowały półmrok i wilgoć. Najpierw pleśniał prowiant, potem ubrania, wreszcie ludzie, którzy, jak napisał potem w wydanych w 1952 r. wspomnieniach Schaeffer, powoli zmieniali się w żywe trupy. Wolni od służby marynarze leżeli na mokrych kojach, czekając na śmierć.
Dopiero po 66 dniach upiornej żeglugi Schaeffer zdecydował się wynurzyć, ponieważ zapasy tlenu były na wyczerpaniu. U-977 znajdował się wtedy w pobliżu Gibraltaru. W tym regionie nie było wielu alianckich patroli. Okręt został przewietrzony i mógł już pod osłoną nocy płynąć na powierzchni. Kapitan rozkazał załodze gruntownie wyczyścić statek. Ale marynarze byli zniechęceni i zmęczeni, niektórzy otwarcie się buntowali. Na czele niezadowolonych stanął pierwszy oficer, który głosił, że w zbiornikach jest za mało paliwa, aby U-boot dotarł do Argentyny, a zresztą i tak wcześniej zostanie zatopiony. Dowódca stłumił jednak rebelię w zarodku, pierwszy oficer musiał oddać broń.
Prawdziwy odpoczynek uciekający urządzili sobie na bezludnej wysepce Branca należącej do archipelagu Zielonego Przylądka. Marynarze opalali się na pokładzie, kąpali, łowili ryby, a nawet jeździli na prowizorycznych nartach wodnych. Od tej pory U-boot przez cały czas szedł w wynurzeniu. Za pomocą płótna żaglowego załoga próbowała sprawić, by przypominał frachtowiec, pod kominem z blaszanych puszek palono śmieci, aby powstał dym. 23 lipca okręt przekroczył równik, na pokładzie urządzono tradycyjny chrzest morski.
Wtedy na niebie pojawił się samolot. Załoga przebrana do ceremonii rzuciła się na stanowiska bojowe. Schaeffer napisał we wspomnieniach: "Tetyda, córka Neptuna, siedziała przy 37-milimetrowym działku. Nadworny lekarz i cyrulik obsługiwali karabiny maszynowe. Dwór Neptuna był gotów do manewru zanurzenia". Ale atak nie nastąpił i morski obrzęd dokończono.
Z komunikatów radiowych załoga U-boota dowiedziała się, że 10 lipca do Mar del Plata dotarł niemiecki okręt podwodny U-530, ale Argentyńczycy przekazali go Amerykanom. Wśród podwładnych Schaeffera zapanowała rozpacz - wielu marynarzy chciało zatopić okręt i dostać się potajemnie na ziemię argentyńską. Podwodniacy pakowali już dobytek oraz narzędzia, dzięki którym zamierzali zarabiać na życie jako mechanicy. Kapitan jednak przekonał marynarzy, że należy poddać okręt oficjalnie. Tak też się stało.
Kiedy U-977 został przekazany marynarce wojennej Argentyny, w tym kraju panowała już prawdziwa psychoza U-bootów. 16 lipca 1945 r. dziennikarz Ladiszlav Szabó, emigrant z Węgier, opublikował w argentyńskim czasopiśmie "Crítica" artykuł, w którym twierdził, że Hitler umknął na pokładzie okrętu podwodnego i pozostaje przy życiu. Ku swemu zdumieniu Schaeffer został potraktowany jako potencjalny arcyzbrodniarz. Najpierw długo przesłuchiwali go Argentyńczycy, potem trafił do obozu dla jeńców o wyjątkowym znaczeniu w Waszyngtonie, wreszcie Amerykanie oddali go Brytyjczykom. Nie znaleziono jednak żadnych dowodów rzekomego konwoju ze złotem i hitlerowskimi dygnitarzami. U-977 został przeholowany do Bostonu i przejęty przez marynarkę wojenną USA. Poszedł na dno 13 listopada 1946 r., trafiony torpedą amerykańskiego okrętu podwodnego "Atule". Kapitan Schaeffer odzyskał wolność w 1947 r. Nie mógł znaleźć pracy w Niemczech, wrócił więc do Argentyny. Dziwił się niezmiernie, kiedy mówiono tam o nim: "Oto człowiek, który ocalił führera".
W tym roku Ladiszlav Szabó opublikował bowiem książkę "Hitler está vivo" ("Hitler żyje"), w której opisywał, jak dyktator uciekł okrętem podwodnym do antarktycznej twierdzy nazistów, założonej w końcu lat 30. w pobliżu Ziemi Królowej Maud. Zbudowano tam rzekomo sztuczne jaskinie, podziemne korytarze i magazyny, w których umieszczono nieprzebrane zapasy żywności, paliwa i broni.
Fortecę tę nazwano Nowe Berchtesgaden (Berchtesgaden - alpejska rezydencja Hitlera). Jak twierdzi historyk Holger Meding z uniwersytetu w Kolonii, mit o antarktycznym mateczniku nazistów podsycali z jednej strony szermierze idei skrajnie lewicowych, z upodobaniem oskarżający peronistowskie władze Argentyny o współpracę z hitlerowcami, z drugiej strony, neonaziści, którzy pragnęli wykazać, że III Rzesza przetrwała.
Dwie książki na temat Nowego Berchtesgaden wydał kanadyjski pogrobowiec Hitlera, Ernst Zündel. Załoga antarktycznej fortecy rzekomo odparła w 1945 r. atak komandosów brytyjskich z jednostki SAS, zimą 1946-1947 r. zaś skutecznie stawiła czoła armii Stanów Zjednoczonych. Naziści kryjący się na Antarktydzie skonstruowali jakoby cudowną broń - latające talerze. Unicestwiły ich dopiero amerykańskie bomby nuklearne.
Mitem Nowego Berchtesgaden zajęli się polarnicy Colin Summerhayes z Wielkiej Brytanii i Peter Beeching z Kanady. W renomowanym czasopiśmie "Polar Records" opublikowali artykuł "Antarktyczna baza Hitlera". Doszli do wniosku, że w legendzie są tylko maleńkie ziarna prawdy. Badacze zwracają uwagę, że w lipcu i sierpniu na południowym kontynencie panuje sroga zima. Okręty podwodne nie mogłyby przedrzeć się przez masy lodu do Ziemi Królowej Maud.
Na przełomie 1938 i 1939 r. u wybrzeży Antarktydy rzeczywiście krążył niemiecki statek "Schwabenland", jednak szukał on odpowiednich terenów do założenia bazy wielorybniczej (Niemcy poszukujący surowców zamierzali produkować nitroglicerynę z tranu i tłuszczu).
Armia Stanów Zjednoczonych zimą 1946-1947 r. prowadziła operację "Highjump" - największe w historii manewry militarne, które odbyły się na Antarktydzie. Wzięło w nich udział 4,7 tys. żołnierzy, 13 okrętów i 33 samoloty. Ale Amerykanie nie wykazali wtedy żadnego zainteresowania Ziemią Królowej Maud. W 1958 r. US Army rzeczywiście zdetonowała trzy bomby atomowe na południe od Kapsztadu. Eksplozje nastąpiły wysoko w atmosferze w odległości od 2,2 tys. do 3,5 tys. km na północ od rzekomej polarnej twierdzy Hitlera.