Rafał Księżyk

 

Thomas Pynchon

TĘCZA NAD POLSKĄ

 

Wycie przeszywa niebo na wskroś. Tak brzmi pierwsze zdanie "Tęczy grawitacji". Aura katastrofy, którą ze sobą niesie, utrzymuje się przez całą powieść. Czytelnik zdąży oswoić się z tą niepokojącą tonacją, gdy w finale zorientuje się, iż stoi w tym samym miejscu. Wycie jest odgłosem pikującej Rakiety. Książka kończy się, gdy pocisk spada wprost na czytelnika...

Pierwsze polskie tłumaczenie "Tęczy Grawitacji" Thomasa Pynchona wydano w grudniu 2001 roku. "Gazeta Wyborcza" powitała książkę sugestią, iż ukazała się 10 lat za późno. Czemu akurat 10? Najwyraźniej tyle wystarcza, aby móc potraktować powieść - w geście w gruncie rzeczy małodusznie umniejszającym - jako okaz archiwalny. W "Polityce" napisali, iż ten nieudany eksperyment sprawia wrażenie niewartego zachodu bełkotu w "narkotycznym transie". Co już zupełnie nie przystoi gazecie, która szczyci się posiadaniem na pokładzie felietonisty sławnego z wyznań alkoholika. Nic tak nie służy dziełom sztuki jak niedookreśloność i stająca w gardle kontrowersyjność. 30 lat od napisania "Tęcza Grawitacji" pozostaje powieścią o porażającej sile. Gdy ukazała się w 1973 roku, porównywano ją z "Ulissesem" Joyce'a i okrzyknięto arcydziełem postmodernizmu. Równie dobrze wydać się mogła ciągnącą się do kresu nocy boską komedią, jako zapowiedź epoki informacji i jej kontestatorskich taktyk, w latach 80. okazała się Biblią generacji cyberpunk. Eksplorowano ją jako encyklopedię spiskowej teorii dziejów. Jej duch towarzyszył "Z Archiwum X" i "Matrixowi". Dziś, porwać może antyglobalistów z obozu "No Logo", jako przejmująca wizja podboju świata przez wielkie korporacje. Osnową powieści są perypetie Tyrone Slothropa, wywodzącego się z purytańskiego rodu, amerykańskiego oficera, a potem dezertera. Okazuje się, iż jego erekcje pozostają w osobliwym związku z eksplozjami "cudownej broni" Hitlera - rakiet V. Z nadzieją odnalezienia SuperRakiety, Slothrop wędruje po, obejmującej po części i Polskę, Strefie - okupowanych przez aliantów obszarach upadłej Rzeszy. To miejsce bezprawia, płynnych granic, nerwowej wędrówki ludów, gry wywiadów i czarnego rynku. Wizja Pynchona wynurza się z chaosu II wojny światowej, koncentruje się jednak na tym, jak zawiązuje się w nim nowy ład, który doszedł do głosu w latach 50. Spisał ją na przełomie lat 60. i 70. Obrazy bombardowanego Londynu lat 40. natchnione są atomowymi lękami Zimnej Wojny. Odcisnął się też na "Tęczy" współczesny jej wzlot i upadek kontrkultury lat 60. Powieść jest wypadkową wibracji najbardziej przełomowych 30 lat XX wieku - ich historii, przemian obyczajów, nauki, filozofii, sztuki, mitów i... mroków podświadomości.

 

600 STRON DO KOŃCA ŚWIATA: WIBRACJE CHAOSU

 

Buuum! l na tym można by poprzestać. Ponoć jednak przed śmiercią staje przed oczami całe życie. Owe 600 stron - gęstej, jakby siliła się na odwleczenie katastrofy - prozy Thomasa Pynchona wzbudza agonalny taniec tworzących cywilizację Zachodu emocji, znaków i idei.

Nie ma żadnego posiania, nie ma domu, są tylko miliony ostatnich chwil... nic więcej. Nasze dzieje to suma ostatnich chwil.

"Tęcza" jest ekspresją świata, z którego zniknął boski porządek, a rozwój nauki doprowadził do tego, iż jęła głosić niepewność. Duchowość rozprasza się, ucieka w sekciarstwo, perwersję, lęk: przybiera postać paranoi. Codzienny ład organizują ekonomia i technika: określają tempo i funkcjonalność, w którym rozmywają się i mieszają tradycyjne wartości. Wycie, które przeszywa niebo, to przede wszystkim skowyt jednostki udręczonej w tym świecie. Cóż innego, jeśli nie wrzenie emocji, sprawiło, iż powieść wyszła z akademicko-artystowskiego getta i jęła wieść drugi, bujniejszy żywot undergroundowej wyroczni.

Diagnoza, jaką wystawia cywilizacji Zachodu "Tęcza", jest bezlitosna, ale wolna od czczej rozpaczy i łzawego eskapizmu. Życie w Systemie jest jak jazda po bezdrożach autokarem kierowanym przez maniaka gnanego myślą o samobójstwie... choć właściwie facet jest sympatyczny i opowiada dowcipy przez głośniki.

Sarkazm jest dobrą próbką tonacji "Tęczy" Z jego grymasów wyłania się męstwo. W bezpośrednim kontakcie "Tęcza" jest również popisem szalonego dowcipu w duchu - ze wszech miar niepoprawnych, jeśli idzie o seks, narkotyki i czarną groteskę - undergroundowych komiksów lat 60. i najwyższych lotów zabawy w literaturę: od maestrii stylu po błyskotliwość parodii i anegdoty. "Tęcza" bombarduje nas, ale nie po to, by paraliżować. Chaos, który wznieca, działa jak pobudzająca szczepionka. Siła ludzkiego wycia urasta bowiem do buntowniczej wibracji. Zrobiliście z tego świata piekło. Pokażę, jak ono wygląda - zdaje się mówić Pynchon. Nic w tym nowego, ale poraża konsekwencja, z jaką "Tęcza" realizuje ten program. Pynchon tworzy wedle reguł świata, w którym żyje. Natchnieniem i metodą są dlań odkrycia chemii i fizyki kwantowej, cybernetyka i teoria informacji. Bezlitosny wymiar katastrofy wynika właśnie stąd, iż znajduje ona uzasadnienie w beznamiętnych regułach nauki. Człowiek w tym świecie ma zostać zaprogramowany jak funkcjonalne kółko maszyny. Pierwiastek ludzkiej indywidualności - nazbyt nieobliczalny, aby dopasował się ściśle do takich reguł - musi wydać się wobec tego czymś szalonym. l Pynchon przemawia głosem szaleńca - "Tęcza" jest dziełem rozwibrowanym paranoiczną podejrzliwością i schizofrenicznym rozszczepieniem. Nie jest to jednak bełkot. Dzięki misternej konstrukcji, Pynchon rozprasza się w swym dziele i przyjmuje wiele punktów widzenia. Pokazuje równocześnie, że od szaleństwa nie są wolni inżynierowie ładu. Ich klęska w wojnie przeciw nieporządkowi wynika z tych samych, naukowych przesłanek, którymi się kierują. Projekt ładu może wydać się zaćmieniem. Żyjemy w nieustającej agonii kolejnych porządków. Entropia - fizyczny proces rozpraszania energii - zostaje wyniesiona przez Pynchona do rangi zasady władającej światem. Cierpimy w dwójnasób - w owym rosnącym na skalę kosmiczną nieuporządkowani i w opresji wojennej dyscypliny, jaką narzuca walcząca z nim cywilizacja.

 

INNE CZĘSTOTLIWOŚCI: WIBRACJE WYKLUCZENIA

 

Znajomość naukowo-technicznych podstaw powojennego nowego ładu - gdzie wiedza = władza - sprawia, że Pynchon może stawać się jego sabotażystą. W jego powieści pełno jest aktów sabotowania i omijania Systemu. Są jeszcze inne częstotliwości, powyżej i poniżej widocznego pasma.

Już sama forma "Tęczy" staje w gardle tradycyjnie nastawionemu odbiorcy. Z samych tych względów oswojenie z poetyką komiksu czy muzycznego kolażu ery techno okazuje się wielkim sprzymierzeńcem lektury. Pynchon odrzuca nawyki linearnej narracji. Niczym kwantowy mechanik literatury konstruuje opowieść przelewającą się w wirach i mgławicach. "Tęcza" to powieść - fraktal, gdzie fragment zawiera informację o całości.

"Tęcza" opowiada o powojennym i poprzemysłowym świecie, gdzie zbankrutowała racjonalistyczno-humanistyczna tradycja Zachodu, której symbolem jest Logos. Ci, co udają, że nic się nie zmienia, twierdzą, iż straszy ich powieść, by lekceważyć diagnozę, którą stawia. Pynchon nie szuka w sztuce sensu i pewności. Używa jej, aby wypracować taktykę na miarę bezsensu i niepewności świata. Wymiar fraktala mieści się gdzieś pomiędzy 0 i 1 - wymiarami geometrii euklidesowej i wartościami kodu cybernetyki. Podobnie Pynchon, który stara się zajmować pozycje gdzieś pomiędzy sensem i bezsensem, ładem i chaosem, pewnością i niepewnością. "Tęcza" nie podlega ostatecznej, jedynej słusznej interpretacji, a równocześnie domaga się nieustannych indywidualnych interpretacji. Sabotując cybernetyczny ład, Pynchon demonstruje, iż informacja nie wiąże się z sensem. Od szumu odróżnia ją tylko kontekst intencji nadawcy. Informacja oddziałuje raczej siłą perswazji, niż znaczeniem. Każdy racjonalny porządek określa się poprzez wykluczenie. Dopiero na tle szumu, zła, bezsensu wyłania się sens, dobro, znaczenie, W jednym z epizodów "Tęczy" mowa o europejskich kolonistach, którzy dokonują zagłady całego gatunku ptaków dodo. Ptaki wydają się im tak szpetne, jakby "ucieleśniały drwinę z dzieła bożego", są w dodatku nieme - zostają wykluczone ż dzieła Zbawienia.

Pynchon nie buduje zatem systemu. Daje czytelnikowi gęsto skompresowane informacje. Nie po to, by szukali w nich sensu, ale by posłużyli się nimi wedle własnej woli. Dryfując w sferze "pomiędzy", stara się przy tym Pynchon wygrywać dla nas to, co inne, nieme, wykluczone. Nie tylko poprzez opis, czy katalogowanie, ale też zmieniając percepcję odbiorcy:

Nasilają się zmiany dynamiki. Nieuchwytne skoki głośności, zagęszczanie nut (...) po chwili meloman zaczyna słyszeć pauzy zamiast nut - ucho dostraja się w  taki sam sposób, jak oko patrzące na zdjęcie z rozpoznania lotniczego, gdzie leje po bombach wyskakują na plan pierwszy. Ten opis koncertu stanowi doskonałe wprowadzenie w wibrującą prozę Pynchona - pisarza wielce muzykalnego. W jednej z najsłynniejszych scen "Tęczy" (bo jest zaraz na początku) - zduplikowanym w "Trainspotting" nurkowaniu w kiblu, głusi krytycy dostrzegają tylko to, że Murzyni, a wśród nich młody Malcolm X, chcą zgwałcić Slothropa. Tymczasem wpleciony tu został jeden z najpiękniejszych literackich hołdów dla rebelianckiego Czarnego jazzu. W knajpie grają tęskną piosenkę o indiańskiej dziewczynie. Grany kawałek jest jeszcze jednym kłamstwem, ukrywającym zbrodnie białej rasy. Ale co to? Czyżby spisek indiańskich duchów? Pada wieść, że w NYC gra Charlie Parker. "Prorok", który wykorzenia nieskończenie, bez charakteru retuszowany "odurzający kicz" kołysanek z sal koncertowych i fal radiowych.

Charlie Parker pokazuje, jak można wykorzystać najwyższe dźwięki akordów do rozbicia linii melodycznej na... litości, co to, kurwa jest karabin maszynowy, czy co człowieku on chyba ma bzika trzydziestodwójki (...).

 

CYBERPLAN: WIBRACJE MOCY

 

Do najbardziej niezwykłych cech "Tęczy" należy fakt, iż została ona mocno osadzona na gruncie nauk ścisłych i techniki. Z rzadką u pisarzy biegłością Pynchon porusza się po obszarze najnowszej fizyki i chemii. Ich odkrycia pozwoliły rozszczepić materię do tego stop nią, iż można nią swobodnie manipulować. Powstało tworzywo sztuczne - jedna z obsesji "Tęczy" - ostateczny wyraz uzurpowanej władzy człowieka nad światem. Najczęściej pożądaną właściwością było moc - pierwsza z triady cnót Plastyczności: Moc, Wytrzymałość i Biel (...) jakże często brano je za nazistowskie hasła. Ta moc wykorzystana podczas Wojny rozpętała totalny chaos. Nowy ład zimnowojennych lat 50. wyznaczają cybernetyka i powiązana z nią teoria informacji, działające w imię opanowania chaosu, którego nieuniknioną obecność ogłosiła równocześnie fizyka kwantowa.

Jedną z inspiracji "Tęczy" była rozprawka "Cybernetyka i społeczeństwo" amerykańskiego matematyka Norberta Wienera. Proklamuje ona doniosłość cybernetyki jako nauki o sprawowaniu kontroli nad maszynami i społeczeństwem. Jak pisze Wiener: Najlepiej jest unikać wszelkich wątpliwych terminów opartych na zasadzie błędnego koła, takich jak "życie", "dusza", "witalizm", a wypowiedzi na temat maszyn ograniczyć do stwierdzenia, że nie ma powodu, dla którego nie miałyby przypominać istot ludzkich w tym, że są wysepkami malejącej entropii w obrębie systemu, w którym entropia ma tendencję do wzrastania. W podobny tonie przemawia jedna z najbardziej odstręczających kreatur "Tęczy", Pointsman - psycholog behawioralny ze szkoły Pawłowa, dla którego psychika ma czysto fizjologiczne podstawy. W "Cybernetyce" układ nerwowy porównany jest do maszyny cyfrowej: można go programować. Stanowiąc nowy ład, inżynierowie społeczni i pawłowiści dążą, by wykluczyć zeń przypadek, charyzmę, marzenia.

W imię ochrony przed "szatanem chaosu" Wiener lansuje technokratyczne zarządzanie, gdzie człowiek traktowany jest jak maszyna. Teoria informacji zapowiada jednak kolejną, wzbierającą od środka systemu katastrofę: do sprawnej organizacji ładu potrzeba informacji - nadmiar informacji zmienia się w chaos. Relacja pomiędzy chaosem a ładem traci swą jednoznaczność. Pynchon przypomina o tym na każdym kroku:

To, co wydaje się destrukcją jest w istocie kształtowaniem przestrzeni torowisk do innych potrzeb (...) Dla ludzi obdarzonych szczególnym słuchem muzycznym dysonans jest wyższą formą konsonansu.

Na moim, zdobytym w antykwariacie, polskim egzemplarzu "Cybernetyki i społeczeństwa z 1961 roku (wyd. II, 10 000 egz.) widnieje zdecydowany podpis: "To moje!!!". A właściciel podpisał się jako generał brygady Wojska Polskiego. Ja, dla potomności podkreśliłem ołówkiem taki pasus:

Fakt, że nie potrafimy przetelegrafować struktury człowieka z jednego miejsca do innego, wydaje się wynikiem trudności technicznych, a zwłaszcza zachowania żywego organizmu w czasie fok radykalnej jego rekonstrukcji. Sama koncepcja jest w wysokim stopniu do przyjęcia.

Psychotyczny prorok i generał? Pynchon lubuje się w wynajdywaniu - jakże licznych - przypadków tego rodzaju flirtów. W "Tęczy" przywołuje całą paradę reżyserów wyobraźni, wynalazców i społecznych inżynierów. Bierze ich idee i bawi się w badanie wynikających z nich konsekwencji.  l w tym procesie kryje się entropia. Następstwa owych odkryć i zamysłów ulegają degeneracji - nauka zanurza się w przestrzeń mitu i przesiąka perswazyjną ideologią. Szczególnie frapuje autentyczna postać Wernhera von Brauna, który konstruował rakietową broń dla Hitlera, a potem stał się pionierem amerykańskiego programu kosmicznego i gwiazdą familijnych programów popularnonaukowych produkowanych przez koncern Disneya.

 

KATALOG PERWERSJI: WIBRACJE KONTROLI

 

Entropia to ówczesna obsesja Pynchona. Jej rozpraszające działanie dostrzega Pynchon - z iście paranoicznym zacięciem - także w kulturze, na rynku, w psychice. Obserwuje społeczeństwo pełne stygnących układów zamkniętych. Jego symbolem jest paranoja - dzięki niej jednostka stawia siebie w centrum wydarzeń - choćby za cenę brnięcia w chorobliwe urojenie i alienację: Jak widać, paranoja może być u Pynchona najbardziej zwięzłym podsumowaniem losów całego gatunku ludzkiego. Paranoik postrzega świat jako arenę zorganizowanego przeciw niemu spisku. I chociaż Pynchon nie omieszkał nadać swej powieści paranoicznej atmosfery, szaleństwo jego bohaterów znajduje podstawy w ich losach. Oto Tyrone Slothrop - arcyparanoik, w dzieciństwie poddawany był deprogramującym eksperymentom inżynierów-pawłowistów. "Tęcza" to najlepsza - encyklopedyczna wręcz - powieść o kontroli i ujarzmianiu jednostek we współczesnym społeczeństwie. Patrząc przez wyniesiony z mechaniki kwantowej pryzmat mikroświata, Pynchon kataloguje praktyki mikrowładzy.

O mikrowładzach pisał Foucault, twierdząc, że nowoczesna władza "zewsząd się wyłania" jako sieć rozproszonych dyscyplinujących technik.

Najgłośniejszym z licznych skandali wokół "Tęczy" było cofnięcie przyznanej książce nagrody Pulitzera. Tłumaczono to jej "niezrozumiałością i obscenicznością". W rzeczy samej, znaleźć można w "Tęczy", podany z fetyszystycznym przepychem, katalog dewiacji seksualnych. Konsumpcja gówna, którego wszędzie tu pełno, orgie sado-maso, akty pedofilii i wszelkiego molestowania. Sięga to niekiedy czarnej groteski. Nade wszystko jednak, ta wywichnięta, pełna agresji seksualność stanowi tu - jakby wylewające się z podświadomości - odbicie przemocy, której doświadcza jednostka w społeczeństwie. Katalog ów przeplata się z drugim, nie mniej perwersyjnym, przynoszącym opisy tresury i ujarzmienia, czy po prostu "prania mózgu", które wnoszą: armia, klinika medyczna, instytuty naukowe, kultura masowa i rynek. Wśród owych opresji znajdujemy: biurokratyczną obsesję klasyfikowania i statystyk, wszelkie techniki masowej perswazji i propagandy, modyfikujące człowieka teorie naukowe i kliniczne praktyki.

Czyż skalpel i sonda nie są równie ozdobnymi i eleganckimi przedłużeniami penisa, jak bicz i laska? Zaprawiony w strukturalizmie i semiotyce, Pynchon śledzi również, jak władza i kontrola oddziałują poprzez system znaków i symboli. Wymowna jest tu opowieść o Nowym Alfabecie Tureckim, który ma zostać wprowadzony w azjatyckiej części nowo powstałego Związku Radzieckiego. Dywersyjna zmiana czcionki w maszynie do pisania wywołuje zamieszki.

I tak magia znana szamanom na równinach od zarania dziejów, zaczyna teraz funkcjonować w trybie politycznym. Programowanie świata, ukierunkowana na określone cele ingerencja w jego poszczególne struktury jest u Pynchona zestawiana z ezoterycznymi tradycjami magii, alchemii i kabały. Geniusze nauk ścisłych, wywiadowcy-manipulatorzy, szefowie korporacyjnych zarządów i wywrotowi agenci informacji miewają mistyczne wglądy, usiłują kontaktować się w światach astralnych z "biurokracją po drugiej stronie".

W "Tęczy" pełno jest nawiązań do archetypowych symboli i motywów czerpanych z kręgu mitów, religii i kultury. Pynchon eksploruje przede wszystkim mitologię grecką i germańską oraz mistykę żydowskiej Kabały i purytański system moralny amerykańskich protestantów. Wiele miejsca poświęca artystycznym ideologiom "niemieckiego ducha": od Beethovena, poprzez Rilkego i Hessego na ekspresjonistycznym kinie kończąc. Ich znaki zestawia  z krzykliwą współczesną mitologią kultury masowej: ikonami pop, komiksami, szlagierami.

W aurze karnawałowej maskarady owe mityczne motywy o podświadomej sile i uświęcone tradycją znaki poddane zostają drapieżnej parodii. Bajka o Jasiu i Małgosi służy za scenariusz sado-masochistycznej orgii. Zamieszanie wokół szansonisty-idola, Franka Sinatry przyrównane jest do upadłych dionizejów. W świecie znaków i symboli tworzących system kultury Zachodu również zachodzą rozpraszające procesy płynności i wymieszania. Pynchon zaciekle tropi jałowy eskapizm i perswazyjne ideologie, jakie przenikają wzloty ducha i wyobraźni. Tak zaciekle, jakby egzorcyzmował swe własne demony.

 

TOTALNY KONCERN: WIBRACJE PRODUKTYWNOŚCI

 

Dla dzisiejszych antyglobalistów "Tęcza" okaże się niedoścignioną wizją totalnego koncernu. Opisując "megakartet" IG Farben, daje Pynchon popisowe wydanie spiskowej teorii dziejów. Z paranoicznych oparów wynurza się jednak przenikliwe studium polityki korporacji, która konsekwentnie wciela w praktykę techniki cybernetycznego zarządzania. Wypada tu przywołać drugie dzieło z epoki, które wywarło wpływ na "Tęczę" - wydaną w 1947 roku pracę Richarda Sasuly "IG Farben". Autor przedstawia tam dzieje niemieckiego koncernu chemicznego IG Farben, który wsparł nazistów i jeszcze po dojściu do władzy Hitlera kooperował z amerykańskimi biznesmenami.

W wizji Pynchona pączkujący o międzynarodowe filie IG Farben tworzy totalną strukturę, pilniejszą niż narodowe państwa - temat eksploatowany potem przez cyberpunk. Pojawia się sugestia, iż polityka jest spektaklem, za którym kryje się wojna toczona pod dyktando potrzeb techniki. Potęga koncernu zbiega się z ideą Rakiety: sztuczne tworzywa produkowane przez IG mają zastosowanie przy jej budowie. Jedną z macek megakartelu jest Sandoz: szwajcarska firma medyczna, gdzie wysyntetyzowano LSD. Samo IG produkuje narkotyk, onirynę. W jej laboratoriach trwa poszukiwanie środka, który usuwałby ból, nie powodując uzależnienia. Kryje się za tym pasja, by "kontrolować uzależnienie".

Spełnia ją "nowy narkotyk", istniejący tytko w filmie: po jego zażyciu człowiek traci zdolność przekazywania swych odczuć - nikt nie wie skąd wzięć towar - "narkotyk znajduje człowieka, a nie odwrotnie". Jeden z geniuszy badań rynkowych bryluje tu tezą, iż "konsumenci potrzebują poczucia grzechu". Z drugiej strony Pynchon wspomina o "zimnym pragmatyzmie" realnej polityki Imperium Brytyjskiego, pod którego egidą na linii Indie - Chiny kwitł handel opium. Ucieleśnieniem IG jest jeden z jej głównych technologów - chemik, pawłowista i cybernetyk - Laszlo Jamf - postać o "bezbarwnej, plastikowej wszechobecności". To ten sam, który podczas klinicznych badań torturował małego Slothropa. Kieruje nim tęsknota wyjścia poza życie, w stronę nieograniczoności. Eksperymentując z uszkodzonymi pierścieniami molekuł, Jamf tworzy mutację oniryny - narkotyk, który produkuje paranoję. Związki rynku i narkotyków są w "Tęczy" wielopłaszczyznowe - łączy je to, iż prowokują płynność i wymieszanie. W anegdocie o katastrofie na niemieckim rynku kokainy mowa o  tym, jak nie sposób zdobyć nadmanganianu potasu, który jest "kamieniem probierczym" pozwalającym odróżnić narkotyk od białego proszku. Nadmanganian zużywany jest przez przemysł zbrojeniowy. Gdy go zabrakło wszystko, co wyglądało podobnie, stało się więcej warte, niż sama kokaina - nic nie było już rzeczywiste. Takiego "kamienia probierczego", miary brakuje całemu światu "Tęczy", którym rządzi destrukcyjne pomieszanie, jest ono jednak równocześnie podstawą funkcjonowania rynku, który sam się stwarzał, od wewnątrz, stwarzał własną logikę, rozpęd styl. Znajdujemy tu echa myśli Simmla, wedle którego moc elastyczności i wymienialności pieniądza rozproszyła metafizyczny fundament kultury Zachodu. Nowoczesny koncern jest maszyną doskonale przystosowaną do tych warunków firmą bez fabrycznej ojczyzny, bez konkretnego oblicza i tradycji. Rynek, inżynieria społeczna, technika stwarzają podstawy nowego ładu, który przyrównany jest do złowrogiego Imperium. To System, w którym nie ma miejsca dla marzycieli i charyzmatyków. Jego porządek określa mechaniczny determinizm, pragmatyzm, a nade wszystko:

Branie bez dawania, postulał, by "produktywność" i "dochody" zwyżkowały z upływem czasu; System odbiera reszcie Świata ogromne ilości energii, żeby jego mały desperacki wycinek wykazywał stały przyrost.

Brak miary i miara pozostają w równie płynnej relacji, jak ład i chaos, ludzka miara -powoływana na drodze wykluczania tego, co inne - narzuca bowiem nierównowagę rozpraszającą ład, którego ma strzec. To zakwestionowanie oczywistości gry przeciwieństw znajduje podsumowanie w przenikającym całą powieść wątku poszukiwania SuperRakiety. Okazuje się - cóż za absurd - że w sercu upadłej Rzeszy krąży, skuteczniejsze niż dywizje SS, Schwarzkommando. Oddział czarnoskórych Herrerów, którzy przywiezieni zostali z niemieckich kolonii w Afryce, a teraz przygotowują się do odpalenia SuperRakiety!

 

POWIEŚĆ JAKO RAKIETA: WIBRACJE MASZYNY

 

Czym jest Rakieta u Pynchona? Czym tylko kto zechce. Powieść, która od pierwszego zdania zawisa groźnie nad czytelnikiem, by w końcu nań spaść, jest przecież Rakietą. Powieść jako rakieta? A czemu nie. Analizując prozę Marcela Prousta, Gilles Deleuze sformułował teorię powieści-maszyny: Logosowi, którego sens należy odkryć we wszystkim, do czego należy, przeciwstawia się antylogos, maszya i maszyneria, której sens (wszystko czego zapragniecie) zależy wyłącznie od funkcjonowania, to zaś od oderwanych kawałków. Dzieło sztuki nowoczesnej nie stwarza problemu sensu, lecz wyłącznie problem użytkowania. To rytuał podjęty w powadze, choć z ryzykiem, iż okaże się pustym gestem? Wybujała sublimacja dandyzmu? Operacja niczym z magii chaosu (Kiedy podejmuje się pewne działania, pewne sprawy się zdarzają)? Deleuze zdaje się iść dalej. Dopiero, gdy znacząca treść lub idealne znacznie ustępują miejsca wielorakości fragmentów i chaosowi, a formy subiektywne chaotycznej i wielorakiej bezosobowości, dzieło sztuki nabiera właściwego sensu, to znaczy wszystkich sensów, których spodziewać się można po jego funkcjonowaniu. Z owych rozważań wywodzą się idee, które uczyniły z Deleuze'a guru generacji cyberpunk i awangardy techno. Proklamując wolną od hierarchii strukturę kłącza i wojenne strategie nomadów, jął wzywać Deleuze do tworzenia "nowych maszynerii" produkujących sensy. Odnieść to można także do "Tęczy" - rakietowej maszyny literackiej epoki mechaniki kwantowej i informacji. Taka konstrukcja pozwala Pynchonowi na skuteczną nawigację pomiędzy ruinami dawnych oczywistości i na ostateczną konsekwencję. W finale powieść, wraz z czytelnikiem, zostaje rozproszona w eksplozji. Wcześniej rozprasza się także jej główny bohater. Pynchon wymazuje dzieło, tak jak swą tożsamość. Pisarz maniakalnie dba o anonimowość. W swej kolejnej powieści, wydanym w 17(!) lat po "Tęczy", "Vineland" składa swoisty hołd francuskiemu filozofowi. Mowa tam o The Vomitores, heavymetalowej grupie, która na włoskim weselu wykonuje kawałki z "Italian Wedding Fake Book" - dzieła autorstwa Gillesa Deleuze'a i Felixa Gauttari'ego. W rzeczywistości duet Deleuze-Gauttari stworzył cykl "Kapitalizm i schizofrenia". Głosili tam, iż Wałęsający się schizofrenik jest na pewno lepszym wzorem, niż rozciągnięty na kozetce neurotyk. Ich wyzwolony ze społecznych stłumień Schizo opisany został równocześnie z pynchonowskim paranoikiem.

Dzieło sztuki okazuje się po prostu maszyną, która organizuje chaos, nie tworząc równocześnie systemu, który uzurpowałby pretensje do sensu i całości. Rozdartego świata nie można scalić. Machina Pynchona nawiguje po nim, czerpiąc napęd z iskrzeń na jego przetartych szwach, z wirów ziejących w jego szczelinach, ze złuszczeń żrących oficjalne fasady. Swą funkcjonalność opiera na ich płynnych i nieokreślonych relacjach. Nie przekonuje i nie ustanawia, a raczej dryfuje na fali budzonej przez rozchwiania rzeczy zdawałoby się ustalonych.

Czyżby miało to być naszą kondycją, przed którą nie ma ucieczki? Jak w takim razie można użytkować tę powieść? Może posłużyć jako rodzaj nauki jazdy w warunkach nieufności, niepewności i nadmiaru? Pynchon stara się sprostać tęsknocie by uporać się z nieprzystającymi do siebie kawałkami świata, a równocześnie demaskując wszelkie mity całości, mierzy się z rozczarowaniem wobec bankrutujących idei. Lot jego Rakiety napędzanej tymi niepokojami, niezależnie od finału, jest imponujący. l prawdziwie wznosi. Najlepiej budować własną Rakietę. Choćby miał to być wehikuł wyobraźni. Ważne, by funkcjonował, wynosząc w swym ruchu Wasze sensy.

 

Cytaty

T. Pynchon "Tęcza Grawitacji" tłum. Roberta Sudół

G. Deleuze "Proust i znaki" tłum. Michał Paweł Markowskij

N. Wiener "Cybernetyka a społeczeństwo" tłum. Olgierd Wojtasiewicz