ANARCHIŚCI NA WESOŁO
Tortem w pysk
Noel Godin nie walczy z establishmentem kamieniami czy koktajlami Mołotowa.
Jego bronią sa torty z kremem.
ANITA & MARIAN BLASBER
21.06.2002
Wyrazy uznania, panie Godin. Pan i pańscy przyjaciele
od trzydziestu lat obrzucają wszystkich możliwych prominentów tortami i
jeszcze nigdy nie zostaliście za to ukarani.
Noël Godin: To prawda. Rzucanie tortem sprawia dziką satysfakcję. Zawsze
potem jestem co prawda zatrzymywany, na posterunku rozdaję zwykle tylko kilka
autografów i po kilku godzinach mogę sobie pójść.
Francuski kandydat na prezydenta Chevenement, któremu niedawno tort wylądował
na twarzy, zagroził, że pana pozwie.
Zgadza się. Zamierza to uczynić. Ale wystawi się tylko na śmieszność. Z
prawnego punktu widzenia nie ma żadnych szans, przecież nie zrobiłem mu
krzywdy. A rzucanie tortami także we Francji nie jest czynem karalnym. Nie ma
żadnego przepisu, który by tego zabraniał.
Czy nikt ze wszystkich tych ludzi, którzy dostali od pana tortem - wśród
których byli na przykład Bill Gates, Jean-Luc Godard, Marguerite Duras - nie
zdecydował się na wytoczenie panu procesu?
Owszem - jedna osoba. Zrobił to były francuski minister kultury, Douste-Blazy.
Jednak mój adwokat wytłumaczył sędziemu, że rzucanie tortem to taki stary,
belgijski obyczaj.
Czy pańskie ofiary nigdy nie próbują oddać?
Zdecydowanie zbyt rzadko - niestety. Filozof Bernard-Henry Levy kiedyś nieźle
mi przyłożył. Jeśli go nie znacie - to taki nadęty, wygadany bufon, zawsze
wymuskany. Już cztery razy od nas oberwał, za piątym razem nie wytrzymał i
wpadł w szał. Popchnął mnie na ziemię i wściekle krzyczał.
Czy są wśród pańskich ofiar takie, które ze zrozumieniem przyjmują pańską
zabawę?
To zdarza się wyjątkowo rzadko. Jedynym człowiekiem, który przez te
wszystkie lata nas rozumiał, był Godard. Włożył sobie cygaro w zaklejone
kremem usta i powiedział, uśmiechając się, że to był hołd złożony kinu
niememu.
Na przykład Flipowi i Flapowi?
Tak, też. Ale proszę tego źle nie zrozumieć. Przede wszystkim chodzi nam o
zdjęcie z piedestału tych wszystkich próżnych, ważnych osobistości.
Jak właściwie udaje się panu zaskoczyć swoje ofiary?
Weźmy Billa Gatesa - to dobry przykład. Bill był tak nielubiany w oddziale
Microsoftu w Belgii, że pewien pracownik stamtąd chętnie udzielił nam kilku
logistycznych informacji. Ruszyliśmy wówczas grupą 32 pięknie wystrojonych
ludzi. W cukierence na rogu zaopatrzyliśmy się w amunicję i przeszmuglowaliśmy
ją w torbach fotograficznych. Już na miejscu podzieliliśmy się ładunkiem i
ten, któremu udało się najbardziej zbliżyć do Billa, rzucił mu tortem w
twarz.
Poczęstowaliście go tortem wiśniowym czy sernikowym?
Już nie pamiętam. Bierzemy to, co jest dostępne na miejscu. Ważne jest
tylko, żeby miały miękkie spody, tak by nie istniało niebezpieczeństwo
zranienia kogoś. Nie chcemy przecież podpaść wymiarowi sprawiedliwości.
Co się dzieje z niewykorzystanymi tortami?
No cóż, poświęcamy się i zjadamy je. Jestem wielkim pogromcą glukozy.
Rzut w Gatesa ostatecznie uczynił z pańskiej grupy - "Ciastkarze bez
granic" - gwiazdy.
Tak. Istnieją nawet sieci piekarni, które chcą zostać naszymi sponsorami.
Nie dostrzegają jednak, że z anarchistami nie da się zrobić żadnych reklam.
Odmawiamy także pracownikom, którzy chcą obrzucić tortami swoich szefów.
Mamy swoją własną czarną listę i tylko wybrani na nią trafiają.
Dlaczego trafił na nią Chevenement?
Czysty przypadek. On był na targach książki i ja również tam byłem. Musiałem
po prostu zareagować. Wspaniała chwila, bo po raz pierwszy od dawna zrobiłem
to własnoręcznie. Zwykle jestem rozpoznawany przez ochronę i wyprowadzany.
Kto obecnie znajduje się na czołowych miejscach pańskiej listy?
Wciąż czekamy na nowego papieża. Jan Paweł II nie przeżyłby pewnie nawet wówczas,
gdybyśmy trafili tortem jedynie w Papamobile. Berlusconi się nada, a dla Le
Pena wymyśliliśmy coś odpowiedniego: brązową ślicznotkę o konsystencji gówna.
Süddeutsche Zeitung