Paweł Wieczorkiewicz

Łańcuch historii

Studia i publicystyka

 

(...)

 

KOBIETY I SEKS NA KREMLU

O ŻYCIU RODZINNYM I INTYMNYM SOWIECKICH ELIT W DOBIE STALINA

Jeśli trzeba wybierać pomiędzy partią a jednostką (czy też rodziną), wybiera się partię, ponieważ partia ma cel nadrzędny, dobro wszystkich ludzi. (Dewiza bolszewików)

 

Lata przełomu sprzyjają rozluźnieniu norm obyczajowych. Pisał o tym Jan Skotnicki, którego z racji zawodu i liberalnej umysłowości trudno podejrzewać o bigoterię i kołtuństwo: "kobiety tej sfery [chodzi o elity II Rzeczypospolitej w końcu lat trzydziestych - P.W.], wyprowadzone z równowagi, opanowane zostały istnym szałem bezmyślnych zabaw. Wiele z nich wpadło w alkoholizm; erotyzm doprowadził do tego, że rzadko można było spotkać nierozbite rodziny. Zamiana żon stała się zwyczajem. Znałem takiego, który był obciążony alimentami czterech rozwiedzionych żon i stosowną ilością dzieci". Podobne zjawisko dało się zaobserwować we Francji za Ludwika XVI, a także w Rosji za panowania Mikołaja II.

Nowe obyczaje seksualne przyniósł tam przewrót bolszewicki, zrywający demonstracyjnie z całą tzw. moralnością burżuazyjną. Rangę powszechnego wyznania wiary sowieckiego funkcjonariusza zyskała sobie osławiona teoria "szklanki wody". Jedna z jej konsekwentnych głosicielek, Aleksandra Kołłontaj, członek KC i autorka programowego manifestu wolnej miłości zawartego w grafomańskiej powieści Miłość pszczół-robotnic, szokowała swym romansem z prostym marynarzem Floty Bałtyckiej Pawłem Dybienką, notabene pierwszym małżeństwem zarejestrowanym w urzędzie stanu cywilnego. Starsza o 17 lat (!), zgodnie ze swym moralnym credo, uwiodła bez większych trudności dorodnego marynarza i stała się sprężyną jego niezwykłej, nawet jak na tamten czas, kariery - do stanowiska członka kolegialnego kierownictwa Komisariatu do Spraw Wojskowych i Morskich. Ich opiewany w poetyce rewolucyjnego romantyzmu związek stał się symbolem nowych czasów, rozsławionym na cały świat przez nielicznych korespondentów zagranicznych. Skończył się jednak po paru latach, partner bowiem, co miała mu za złe jego ascetyczna egeria, jak wielu podobnych mu wydwiżeńców, pławił się w luksusach, pił tęgo, a na dodatek zażywał kokainę. Bezpośrednią przyczyną rozstania kochanków stały się kolejne romanse kochliwego morjaka.

Poglądy Kołłontaj, choć w początkowym okresie władzy sowieckiej popularyzowane w nieco tylko zwulgaryzowanej postaci jako koncepcja "szklanki wody" (potrzeby seksualne powinny być zaspokajane równie powszechnie i łatwo jak łaknienie płynu przez organizm), zostały z czasem, gdy za Stalina powrócono do propagowania modelu tradycyjnej rodziny, poddane surowej krytyce.

Kolejną przyczyną tego zwrotu stał się fakt, że rewolucja seksualna nie stała się nigdy normą w bolszewickiej elicie. Przeciwnie - przywódcy partyjni, przedrewolucyjni inteligenci, pozostawali w stałych i stabilnych związkach, najczęściej sformalizowanych, niekiedy zresztą w cerkwi. Na przykład Lew Trocki był przykładnym mężem Natalii Siedowej (listy do niej podpisywał: "Twój wierny kundel"), a Lew Kamieniew - Olgi Bronstein (notabene siostry Trockiego) *[Obie podzieliły niedole mężów: Siedowa wygnanie i emigrację; Olga Bronstein została aresztowana wraz z Kamieniewem i rozstrzelana w 1941 r., już po wybuchu wojny.]. Nawet Lenin nie posunął się dużo dalej i przez lata, grubo przed rewolucją, żył w przykładnym mieszczańskim trójkącie z żoną Nadieżdą Krupską i pełną temperamentu Inessą Armand. Jedynym w tym gronie mężczyzną zwracającym nieco większą uwagę na sprawy płci był Grigorij Zinowiew, od 1932 r. wdowiec z drugiego małżeństwa *[Ponieważ jego pierwsza żona Sara Rawicz, zajadła bolszewiczka, komisarz spraw wewnętrznych Obwodu Północnego w latach wojny domowej, nie tylko podtrzymywała kontakty ze swym "Griszą", lecz także wspomagała go w okresie zsyłki, za co zapłaciła później kolejnymi wieloletnimi wyrokami.].

Starzy bolszewicy w latach konspiracyjnej pracy lub w pełnych najwyższego napięcia czasach wojny domowej swe życiowe partnerki odnajdywali najczęściej wśród towarzyszących im dzień i noc, w biurach i na frontach, sekretarkach, jak choćby Józef Stalin w Nadieżdie Alliłujewej. Znał zresztą dobrze jej rodzinę, a podobno w swoim czasie łączył go przelotny romans z jej matką.

Niniejszy tekst będzie dotyczyć życia prywatnego sowieckich przywódców w latach trzydziestych i ich kobiet. Był to okres o tyle ciekawy, że załamywał się wówczas porewolucyjny wzorzec swobody obyczajowej na rzecz wprowadzanej purytańskiej tzw. moralności socjalistycznej. Skupię się na Stalinie i jego otoczeniu, gdyż w miarę utrwalania kultu Wodza jego styl nie tylko pracy, ale i życia zaczął promieniować na wszystkie szczeble hierarchii.

Badanie obyczajowości, zwłaszcza w tak nieuchwytnej sferze jak seks, jest wyjątkowo trudne. Podstawę muszą stanowić źródła narracyjne, których do niedawna nie opublikowano zbyt wiele. Palatyni Stalina, Mołotow, Kaganowicz, Mikojan czy Chruszczow, bywali w swych relacjach i pamiętnikach niezwykle powściągliwi w sprawach prywatnych, a prawdę mówiąc - niewiele ciekawego mieli w tej sferze do opisania. Natomiast wyjątkowo cenny jest opublikowany ostatnio dziennik pruderyjnej i zawistnej szwagierki Wodza - Mariko Swanidze. Sporo danych przyniosły też rozplotkowane, jak to zwykle bywa z memuarystyką kobiecą, wspomnienia starej bolszewiczki Lidii Szatunowskiej, pisane do tego bardzo szczerze, bo na emigracji. Interesujących, ale - co zrozumiale - bardzo selektywnych i poddanych autocenzurze informacji dostarczyły pamiętniki sowieckich infantów - Swietłany Alliłujewej, Stiepana Mikojana, Siergieja Chruszczowa, Sergo Berii i Andrieja Malenkowa. Tzw. kremlowskie żony i dzieci doczekały się nadto kilku mniej czy bardziej poważnych książek utrzymanych w duchu reportażu historycznego, opartych na wywiadach, przede wszystkim Łarisy Wasiliewej, a także Liny Tarchowej, Walentiny Kraskowej oraz Leonida Gałagana i Olgi Trifonowej. Jest wreszcie kilka wspomnień napisanych bądź podyktowanych przez kobiety obracające się w kręgu sowieckiej elity władzy, przede wszystkim artystki - Tatianę Okuniewską, Ninę Aleksiejewnę i Wierę Dawydową. Te ostatnie, wydane w formie swego rodzaju autobiografii przez skandalizującego dziennikarza Leonarda Gendlina, począwszy już od frapującego tytułu - Wyznania kochanki Stalina, są całkowicie niewiarygodne, a przypisane jej wypowiedzi usiłowała bez większego powodzenia prostować sama zainteresowana *[Książka nie jest w całości skonfabulowana, ale biorąc ją literalnie, Dawydowa nie mogłaby co najmniej przez kilka lat przygotować żadnego koncertu, gdyż niemal codziennie była co najmniej porywana lub zgoła gwałcona, kolejno przez wszystkich członków establishmentu, od Stalina i marszałka Michaiła Tuchaczewskiego (jej rzekomo wielką miłość) - po posępnych, ale i podstępnych szefów NKWD: Gienricha Jagodę i Nikołaja Jeżowa.]. W ostatnich latach ukazało się też sporo biografii stalinowskich i okołostalinowskich, podejmujących także prywatne strony życia ich bohaterów. Najciekawszymi i najbardziej płodnymi z punktu widzenia niniejszego tekstu są jednak dotyczące samego Generalissimusa prace Lilly Marcou i Simona Sebaga Montefiore, obydwoje bowiem autorzy nie tylko zdołali przeprowadzić wywiady z ostatnimi świadkami lat trzydziestych, często wnukami pokolenia będącego przedmiotem opisu, ale także wykorzystali prywatne archiwalia sowieckich notabli zawierające wiele pierwszorzędnych materiałów, od korespondencji począwszy, na dziennikach i pisanych na wewnętrzny użytek pamiętnikach skończywszy *[L. Marcou, Życie prywatne Stalina, Warszawa 1999; S.S. Montefiore, Stalin. Dwór czerwonego cara, Warszawa 2004.]. Należy wspomnieć także o książce Borisa Ilizarowa, który jako jeden z pierwszych miał możność solidnego przebadania dokumentów pozostałych po Stalinie.

Kobiety odgrywały w życiu politycznym i społecznym Związku Sowieckiego na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych znaczącą rolę, nieporównywalną do żadnego innego kraju. Emancypowane z konieczności w czasie wojny domowej, starały się strzec uzyskanej niezależności. Towarzyszki partyjne i weteranki ruchu rewolucyjnego rozpierała żądza czynu i kariery. Nie jest przypadkiem, że kilka z nich zaczęło robić, jak mogło się im to wydawać, samodzielne kariery: Polina Żemczużyna, żona Mołotowa, i Dora Chazan, żona członka Politbiura Andrieja Andriejewa, doszły do stanowisk komisarza aprowizacji i wicekomisarza przemysłu lekkiego. Innym sposobem szybkiego osiągania miejsca w elicie stały się małżeństwa. Wystarczyło być sprytną, obrotną, a nade wszystko ładną kobietą i pokazać się we właściwym miejscu, aby zawrócić w głowie partyjnemu aparatczykowi. Jeśli wybór był trafny, droga na szczyty władzy stawała otworem. Doświadczyły tego Waleria Gołubcowa, wspierając karierę Gieorgija Malenkowa, Jewgienia Feigenberg, żona Nikołaja Jeżowa, i Bronisława Masenkis-Mietallikowa, towarzyszka życia Aleksandra Poskriebyszowa - dyskretnego sekretarza Stalina; a w sferach wojskowych Kira Simonicz, podobno najpiękniejsza w tych czasach, u boku Gieorgija Kulika, Galina Cieszkowska z Aleksandrem Jegorowem czy Olga Michajłowa (notabene Polka z pochodzenia) przy Siemionie Budionnym (wszyscy trzej zostali marszałkami Związku Sowieckiego). Tego rodzaju kariera miała jednak swoje cienie. Młode żony starszych zwykle mężów, aby kompensować sobie stan na poły wdowieństwa, w jakie wprawiał ich tryb pracy, starały się brylować w towarzystwie. W Moskwie, także na nudnawych przyjęciach dyplomatycznych, świeciły urodą Cieszkowska, Michajłowa i Olga Bubnowa (żona starego bolszewika, naonczas komisarza oświaty RFSRS). Wszystkie, posiadając kontakty w świecie artystycznym (Jegorowa występowała epizodycznie w filmach, Michajłowa zaś była śpiewaczką Teatru Wielkiego), nie gardziły przy tym przelotnymi flirtami i romansami; plotki łączyły Cieszkowską i Simonicz nawet ze Stalinem. Inną łowczynią była Timosza Pieszkowa, synowa Gorkiego, która uwiodła, z zapałem godnym fanatycznego kolekcjonera, bodaj wszystkich godnych uwagi mężczyzn z kremlowskiego milieu *[Po aresztowaniu kolejnego z nich, architekta Mirona Mierżanowa, Timosza wpadła w histerię: Jestem przeklęta. Każdy, kogo dotknę, ginie". Oczywiście problem polegał nie na tym, że niszczono jej kochanków (np. Jagodę), ale na skali podbojów ograniczonych do kremlowskich pałaców, gdzie w czasie czystki trup padał gęsto.]. Jednak prawdziwą Mesaliną na kremlowskim dworze była Ivy Low, żona komisarza spraw zagranicznych Maksima Litwinowa, która wniosła do moskiewskiej pruderii nieco londyńskiej rozwiązłości (mawiała podobno: "przerastam o głowę wszystkich, którzy znajdują rozkosz w plotkowaniu na takie trywialne tematy, jak na przykład kto z kim sypia").

Świat przebojowych aktywistek nie współgrał z przyzwyczajeniami i poglądami na życie Stalina. Nie lubił kobiet przeświadczonych o swej misji: "śledzie z ideałami, skóra i kości" - jak obrazowo określił je (przecież nie bez racji!) w męskiej rozmowie z krnąbrnym synem Wasilijem. Przełom lat dwudziestych i trzydziestych był wspominany później w jego otoczeniu jako ostatnie szczęśliwe lata: "to były cudowne czasy" - pisała z żalem Jekatierina Woroszyłowa. Wódz spędzał wolne chwile w otoczeniu swej tradycyjnej wielkiej kaukaskiej rodziny aktualnej żony - Nadieżdy i jej zmarłej poprzedniczki - Kato (Jekatieriny) Swanidze, wraz ze szwagrami, kuzynami itd. Grono to uzupełniali jego najbliżsi współpracownicy i przyjaciele - Mołotow, Mikojan, Woroszyłow, Ordżonikidze, ojciec chrzestny Nadii - Jenukidze, a nawet odsunięty już Bucharin, zwykle także z żonami i dziećmi. Wolny czas, którego - przy katorżniczej na co dzień pracy - pilnowano jak świętości, upływał sielsko na polowaniach, grze w tenisa i bilard (w czym celował Stalin), biwakach, szaszłykach i biesiadach. W atmosferze było co nieco z Czechowa, dokładnie jak w pierwszych kadrach Spalonych słońcem Nikity Michałkowa. Na wakacje wyjeżdżano często w męskim gronie; nie był to tylko bolszewicki erem, jak Mikojan pisywał do żony, być może zresztą, aby ją nieco uspokoić, czasami bowiem pozwalano sobie na swobodniejsze rozrywki. Sam Stalin uważał, że po wytężonej pracy jemu i najbliższym należy się czasem chwila pełnego relaksu. Brytyjski korespondent wojenny Alexander Werth opisuje szczególne przyjęcie wydane na Kremlu 7 listopada 1943 r. Był to dzień wyjątkowy: wojenne szczęście przechyliło się ostatecznie na stronę Armii Czerwonej, a zaproszeni kilka tygodni wcześniej do zamkniętego konkursu kompozytorzy i tekściarze ukończyli pracę nad sowieckim hymnem, który miał zastąpić Międzynarodówkę. "Przyjęcie miało w sobie coś z tej dzikiej i nieodpowiedzialnej ekstrawagancji, którą kojarzy się zwykle z przedrewolucyjną Moskwą." W morzu alkoholu topili się wszyscy, w tym dowiezione na Kreml (!) celem obsługi sojuszniczych misji kurewki. Na zdradę żony pozwolił sobie nawet przykładny Mikojan.

Jednocześnie przynajmniej oficjalnie królowała pruderia: Stalin gorszył się na widok gołych kolan nastoletniej córki, narzucając swoje poglądy w tej mierze nie tylko otoczeniu, ale i krajowi, poprzez cenzurowanie obyczajowe filmów na przedpremierowych, specjalnych pokazach. Z obrazu Aleksandrowa Wołga, Wołga, wycięto na jego żądanie kadry pocałunku, a z inscenizacji operowej Oniegina scenę, w której Tatiana ukazywała się na scenie w nocnej koszuli ("Jak kobieta może się pokazać mężczyźnie w takim stroju"). Inni starali się naśladować gusta Wodza. Zinaida Żdanowa zauważała z przekąsem, że pisarz Ilia Erenburg uwielbia jeździć do Paryża, ponieważ może tam napawać się do syta widokami "nagich kobiet". U podstaw takich opinii i reakcji leżały wychowanie i kompleksy; Stalin miał je na tle swej niesprawnej lewej ręki (z tego powodu w zasadzie nie tańczył) i trapiącej go na tle nerwowym łuszczycy i w związku z tym - jak można mniemać zgodnie z zasadami psychologii - bał się i wstydził nagości. Nadto zdaniem Szatunowskiej, która przyjaźniła się z osobami mu bliskimi, "jego seksualny potencjał był bardzo niewielki".

Seks wśród przykładnych mężów i żon w jego otoczeniu nie był tematem pierwszoplanowym. Wiele fermentu w środowisku, choć przyjaznego, wniosło sensacyjne z obyczajowego punktu widzenia małżeństwo Bucharina, który w roku 1934 poślubił z szalonej miłości młodszą o 26 lat Annę, przybraną córkę starego bolszewika Jurija Łarina (Michaiła Luriego). Sam Stalin gratulował dawnemu przyjacielowi w typowy dla siebie sposób: "Tym razem też mnie przechytrzyłeś - Dobra żona, piękna żona... młodsza od mojej Nadii".

Nieco inaczej, może bez takiej sympatii, ale z pewnego rodzaju pobłażliwością, traktowano "wujaszka Awla" Jenukidzego czy "wszechzwiązkowego starostę" Michaiła Kalinina. Obaj, kultywując tradycje przedrewolucyjnych magnatów i wielkich burżua, opiekowali się z upodobaniem nastoletnimi baletnicami, dając pożywkę do skandalizujących plotek. Za rozpustników uchodzili też, stojący nieco na uboczu, Walerian Kujbyszew (do tego zawołany pijak) i Jan Rudzutak, wikłający się w liczne romanse (Mołotow mówił o nim później, że "zadawał się diabli wiedzą z kim, z kobietami", Kaganowicz zaś precyzował, że obiektem jego zainteresowań były oczywiście "młode dziewczęta"). Wyjątkiem, jeśli idzie o opinię, był Ordżonikidze, któremu - choć jeszcze za życia Lenina miewał "pijackie orgie z babami" - wszystko uchodziło płazem jako bolszewickiemu rycerzowi bez skazy.

Więcej ożywienia wnosiły postacie drugiego planu. Tam wymieniano się mężami i żonami, kwitły romanse i flirty. Na czoło wybijał się uznawany powszechnie nie tylko za pięknego, ale i niezmiernie interesującego mężczyznę Michaił Tuchaczewski, który zresztą bardziej ulegał zaborczym kobietom, niźli je zdobywał. Za kobieciarza uchodził także Gienrich Jagoda, który w przeciwieństwie do "czerwonego Bonapartego" trzymał się lojalnie swej mało pociągającej żony Idy Awerbach, siostrzenicy Jakowa Swierdłowa, której powiązaniom rodzinnym zawdzięczał całą swą karierę *[Po jego aresztowaniu skonfiskowano: kolekcję zdjęć i pocztówek pornograficznych (3904 sztuki) i amatorskich filmów (11 taśm) oraz 1 gumowego penisa (pełny spis liczył 130 kategorii przedmiotów). Jest to informacja o tyle zastanawiająca, że niemal analogiczne zarzuty czyniono potem jego następcom - Nikołajowi Jeżowowi i Berii. Może zresztą był to najbardziej ludzki sposób odreagowania wykonywanych przez nich zadań?].

Stalin był nie tylko dobrym ojcem, ale i dobrym mężem, w czym upewniają nie tylko jego korespondencja, ale i świadectwa bliskich. "Tatasza" czy "Tatka" - jak nazywał żonę, podobno kobietę pełną czaru i wdzięku, choć nie urody, czego oczywiście nie oddają jej fotografie - stanowiła, jak to zwykle bywa, czynnik destrukcji w ich związku. Była na tyle impulsywna i niezrównoważona psychicznie, że nawet najbliżsi uważali ją za schizofreniczkę. Jedną z przyczyn jej wybuchów bywały okazjonalne zdrady Stalina *[Obiektem jednej z nich była balerina Siemionowska, wydana później za wicekomisarza spraw zagranicznych Lwa Karachana.]. Mołotow zauważał co prawda, ze znawstwem rzeczy, że Koba, mając pięćdziesiąt parę lat, wciąż przystojny i atrakcyjny nie tylko dzięki posiadanej władzy, stanowił obiekt nie tyle bezustannej adoracji, ile swego rodzaju molestowania. Jako pełnokrwisty Gruzin, z całą tradycją swego narodu, bliską bardzo modelowi południowoamerykańskiego macho, od czasu do czasu nie mógł odmawiać. Okazjonalne i w istocie niemal niewinne flirty i zdrady powodowały histeryczne wybuchy zazdrości skądinąd namiętnej, ale i niezrównoważonej emocjonalnie Nadieżdy (bywało, że Iosif zamykał się przed nią w łazience). Są powody, aby przypuszczać, że podczas feralnej nocy, zakończonej jej samobójstwem (crime passionnel ze strony Stalina należy raczej wykluczyć), po awanturze, jaką wywołała, spędził noc na daczy w Zubałowie bądź z Jegorową, bądź z równie ponoć powabną żoną byłego szefa Zarządu Politycznego Armii Czerwonej - Siergieja Gusiewa.

Śmierć Alliłujewej stanowiła dla uczuciowego życia Stalina katastrofę. Jeśli po zgonie pierwszej żony przyjął pozę niezłomnego bojownika ("ta dziewczyna zmiękczyła moje serce z kamienia - oświadczał patetycznie. - Umarła, a wraz z nią moje ostatnie ciepłe uczucia do ludzi"), to teraz histeryzował i składał rezygnację ze stanowiska (chyba po raz drugi i zarazem ostatni w życiu). Wielekroć później pomiędzy najbliższymi, mając poczucie winy, wypominał jej rodzinną tragedię...

Według rozpowszechnionych pogłosek dość szybko się związał, a nawet potajemnie ożenił, z siostrą, bratanicą lub córką Lazara Kaganowicza -Rojzą (Rosą). Wiadomość tę, jako pewnik, powielała później propaganda goebbelsowska. Jeszcze później, po śmierci Wodza, o owej pogłosce wypowiedzieli się, negując ją w całości, Swietłana i klan Kaganowiczów, dowodząc min., że Rachil Kaganowicz zmarła w połowie lat dwudziestych. Za wart uwagi należy uznać w tej sytuacji przekaz Sergo Berii, świadomego zarówno całej legendy, jak i prób jej dezawuowania, który wspomina adoptowanego przez Kaganowicza Jurę, chłopczyka w typie niewątpliwie gruzińskim, który - jak zdradził mu to ojciec - był "synem Stalina" *[Sam Kaganowicz twierdził, że chłopiec wzięły z przytułku miał rysy raczej uzbeckie, pomimo rosyjskiego nazwiska Baranow.]. Być może, że z tą całą historią ma też związek list wydobyty ostatnio z archiwum Malenkowa. Tuż przed śmiercią Wodza zwróciła się doń Regina Kostiukowska-Swiesznikowa, która chciała go pilnie zobaczyć. Za rekomendację miał posłużyć fakt, iż podawała się za córkę niejakiej Anny Rubinstein - "byłej żony tow. Stalina". W sumie wydaje się, że trzecie matrymonium Stalina, jeśli nawet do niego doszło, miało co najwyżej charakter formalny, sankcjonujący jego ewentualne ojcostwo. Stałej towarzyszki życia nie dałoby się bowiem ukryć nawet w Kuncewie przed dziećmi i wścibstwem rodziny.

Tymczasem w życiu familijnym dyktatora, przynajmniej formalnie, przez kilka lat trwały silą inercji, niejako dla uczczenia pamięci Nadieżdy, wspólne wakacje i rodzinne posiłki. Nowym i na krótko pierwszym członkiem wewnętrznego kręgu stał się Siergiej Kirow, co ponoć po części rekompensowało Stalinowi doznaną stratę. Tryb życia Kirowa - liczne romanse będące być może skutkiem ciężkiej i przewlekłej choroby żony - nie budził sensacji, prowadził je bowiem w miarę dyskretnie, tylko u siebie, w Leningradzie. Według jednak jednej z wersji związek z niejaką Mildą Draule miał się stać przyczyną jego śmierci, ponieważ zabójca, Leonid Nikołajew, był jej zdradzanym mężem. Z różnych powodów, choćby tylko estetycznych, wydaje się to jednak wątpliwe, gdyż toporna, grubo ciosana Łotyszka nie wytrzymywała najmniejszego porównania ze stałymi partnerkami Kirowa - baletniczkami z Teatru Maryjskiego.

W epoce czystki pojęcia zdrady i wierności nabrały innego, już nie seksualnego znaczenia; wodewil Erosa zamienił się w ponury spektakl Tanatosa. Szło o życie i śmierć. W "teatrze Stalina", jak trafnie inscenizacje procesowe lat trzydziestych określił Władimir Antonow-Owsiejenko, kobiety miały przypisane role drugoplanowe, choć istotne. Żony i mężowie, kochanki i kochankowie różnie znosili tę, zadaną im na polecenie Stalina, ostateczną próbę.

Pouczające są losy Jeżowa i jego żony. On sam, pomimo karlego wzrostu (151 cm) i fizycznego defektu (lekko powłóczył nogą), uchodził, i to na długo przed tym, nim wszedł jako szef NKWD do najściślejszej elity, za wielce interesującego mężczyznę. Kobiety zdobywał niepokojącym spojrzeniem fiołkowych lub - jak chcą inni - błękitnych oczu ("w najgłębszym odcieniu błękitu, jaki kiedykolwiek widziałam" - wspominała Wiera Trail, która zetknęła się z nim na Łubiance, gdzie - jedyny to bodaj taki wypadek - ocalił jej życie) i melodyjnym barytonem, którym z upodobaniem recytował swego ukochanego Jesienina i śpiewał z talentem popularne pieśni. W młodości organizował orgietki z płatnymi kobietami, ale też bywał homoseksualistą (jednym z jego kochanków był starszy od niego kat rodziny carskiej Filip Gołoszczokin). W 1934 r. "Komitet Centralny", czyli w istocie otaczający go wówczas iście ojcowską opieką Stalin, wysłał go na kurację do Berlina, gdzie zgodnie z najnowszymi zaleceniami medycyny był leczony elektrowstrząsami. Burzliwy romans z młodą Jewgienią (do tego czasu już dwukrotną mężatką), wkrótce zakończony rejestracją związku, nawiązał w roku 1930 *[Oznaczało to rozwód z pierwszą żoną Antoniną (Tonią) Titową.]. Małżonkowie nie byli sobie wierni: Chajutina-Gładuna (używała nazwisk obydwu poprzednich mężów) prowadziła salon literacki, którego uczestnicy zostawali najczęściej jej kochankami; na długiej liście byli: Isaak Babel, którego fascynowała ta szczególna forma zbliżenia do "żelaznego komisarza", Michaił Kolcow i Michaił Szołochow *[Dwaj pierwsi mieli zapłacić za romans życiem; Szołochowa wybronił Stalin.]. Jeżow romansował z wieloma kobietami, m.in. z przyjaciółką Jewgienii Zinaidą Glinkiną i żoną sowieckiego posła w Polsce Jewgienią Podoską; nie uratowało to jednak później tej ostatniej przed aresztowaniem i rozstrzelaniem. W połowie 1938 r. gwiazda Jeżowa przybladła, a mianowany jego zastępcą Ławrientij Beria zaczął przygotowywać na polecenie Stalina kompromat na zwierzchnika; w tych okolicznościach tryb życia jego żony stał się dogodnym pretekstem. Gdy zaczęto aresztować jej kochanków, a rozpaczliwe apele do Stalina nie odnosiły skutków ("w moim życiu osobistym zdarzały się błędy"), postanowiła ratować rodzinę i "Koluszeńkę", z którym mimo wszystko łączyło ją głębokie uczucie. Samobójstwo, w którym jej dopomógł, dostarczając trucizny, nie przyniosło jednak spodziewanego skutku. Osamotniony Jeżow topił strach w alkoholu i biseksualnych orgiach *[Informacja, skażona policyjną proweniencją, nie wydaje się w pełni wiarygodna. Niemniej jednak przyjaciel narkoma, Konstantinow, przyznał w śledztwie, że aby ukoić jego smutki, sprowadził mu pewnego razu własną żonę. Zeznawał następnie, że nazajutrz zabawę powtórzono i wtedy on sam, gdy usnął - "poczuł coś w ustach. Kiedy otworzył oczy, zobaczył, że Jeżow wsunął mu członka do ust".]. Gdy go aresztowano, jednym z głównych punktów oskarżenia było, że utrzymywał "stosunki seksualne z mężczyznami" - co potraktowano jak najcięższe przestępstwo, na równi ze sfingowaniem zamachu na własne życie i organizowaniem "zabójstw całego szeregu osób mogących zdemaskować jego zdradziecką działalność". Jeżow na swym procesie odrzucał, co prawda nie wprost, zarzuty obyczajowe ("Byłem na widoku partii. Widzieli mnie wszyscy, lubili za skromność i rzetelność. Gdzież ten rozkład moralny?"), ale w ostatnim słowie ujmował się jednocześnie z wielkim żarem za swym ostatnim faworytem, szefem Zarządu Moskiewskiego NKWD mjr. Aleksandrem Żurbienką (ur. 1903), "uczciwym i oddanym sprawie Lenina i Stalina człowiekiem", błagając o oszczędzenie mu życia *[Żurbienko został osądzony i stracony 15.02.1940, czyli 11 dni po Jeżowie.].

Bywały i takie kobiety, które dochowywały wierności mężom, nie bacząc na nic. Saria Łakoba, żona Nestora, I sekretarza KC Abchaskiej ASRS, zmarłego, a w istocie zamordowanego przez Berię w 1936 r., została rok później aresztowana. Wszelkie propozycje pośmiertnego oczernienia męża, pomimo zadawanych jej i jej synom tortur, odrzucała ze spartańską godnością *[Przypadek ten, odosobniony (!), wspomina z podziwem Jaures Miedwiediew w swych licznych publikacjach stalinowskich.]. Podobnie, choć próba nie była tak dramatyczna, potrafiła zachować się podczas śledztwa Łarina, tak jak i inne nieświadome jeszcze swego stanu młode wdowy.

Niektóre z kobiet traktowano jako swojego rodzaju zakładniczki. Już w początkach 1937 r. Stalin poinformował marszałka Budionnego, że jego ówczesna druga żona, wspomniana powyżej Michajłowa, "kompromituje go" swymi kontaktami w dyplomatycznym milieu Moskwy. Potwierdził to następnie Jeżow, sugerując nadto, że w grę wchodzą również: romans z tenorem lirycznym Teatru Wielkiego Aleksandrem Aleksiejewem oraz podejrzane powiązania z Cieszkowską i Bubnową. W lipcu, podczas kolejnej rozmowy z szefem NKWD, Budionny został ostrzeżony, iż Michajłową "trzeba aresztować", aby "wyjaśnić charakter jej związków z zagranicznymi ambasadami". Ponieważ protestował, Jeżow uspokoił go: "jeśli okaże się niewinna, można ją potem zwolnić". Aby uniknąć zbędnych kłopotów, narkom wykorzystał wyjazd krewkiego rębajły na letnie manewry i dopiero wtedy, w sierpniu 1937 r., zamknął Olgę. Celem całej operacji było oczywiście zebranie kompromitujących materiałów na Budionnego. Marszałek zdawał sobie z tego doskonale sprawę i - choć było to wielce ryzykowne - uprzedził o zbierających się chmurach Cieszkowską, która rzekomo stać miała na czele szpiegowskiej szajki.

Michajłowa, notabene bardzo piękna kobieta, oskarżona o pracę na rzecz polskiego wywiadu, co wiązało się z jej pochodzeniem, przeżyła drakońskie śledztwo, gwałcona zbiorowo przez funkcjonariuszy NKWD, do tego podobno w sposób wyjątkowo sadystyczny. Metody takie okazały się jednakże efektywne jedynie częściowo, gdyż zeznania, które złożyła, były na tyle ogólnikowe, że nie mogły zadowolić jej oprawców. W rezultacie skazano ją na osiem lat łagru. Budionny, po wyczerpaniu możliwości obrony Olgi, wypłakał się (!), pogodził z losem i rychło, jeszcze w 1937 r., pojął za żonę jej kuzynkę Marię, która wprowadziła się już wcześniej do marszałka pod pozorem prowadzenia mu domu *[Fakt, że Olgę amnestionowano dopiero w 1955 r., w przeciwieństwie np. do zwolnionej natychmiast po śmierci Stalina Żemczużyny, dowodzi, iż Budionny pozostawił ją własnemu losowi, relację zaś, jaką złożyła po oswobodzeniu, uznał ponoć za "opowieści wariatki". Biograf marszałka, usiłując przynajmniej częściowo usprawiedliwić jego zachowanie, twierdzi, jakoby "pomog, cziem smog" wiarołomnej (!) małżonce -"ustroił bolnicu, wychłopotał kwartiru", a nawet (!) przyjmował ją w domu]. Podobnie zachował się Kalinin. Gdy do więzienia trafiła jego żona, Jakatierina Lorberg, teatralnie rozpaczał, ale w istocie niewiele go to obeszło, ponieważ od dłuższego czasu zdradzała zainteresowania nie nim, ale własną płcią, żyli w faktycznej separacji, a on sam był już w tym czasie związany z prowadzącą mu dom Aleksandrą Gorczakową. Stalin z właściwą sobie diablą przewrotnością zwrócił mu podstarzałą i wyniszczoną łagrem Jekatierinę przed samą śmiercią. Także Poskriebyszow przebolał utratę swej Bronki, która naraziła się Wodzowi lekkomyślną prośbą o łaskę dla brata. Bezskutecznie wstawiał się za nią u Stalina ("Co mam zrobić z moimi dziewczynkami. Co się z nimi stanie?"), ale i szybko, nie tylko z uwagi na dzieci, ożenił się powtórnie. Inną zakładniczką stała się Aino Kuusinen, zamężna z wysokim funkcjonariuszem Kominternu, a w czasach Chruszczowa - członkiem Politbiura. Poza elementem nacisku na męża w grę wchodziła jednak i jej współpraca z sowieckim wywiadem wojskowym, którego kadry agentów były w czasach czystki dosłownie dziesiątkowane.

Postawieni w analogicznym położeniu mężowie także zachowywali się różnie. Wicekomisarz przemysłu ciężkiego Gieorgij Piatakow, potępiając uwięzioną żonę, mającą, czego, zdaje się, nie chciał przyjąć do wiadomości, grać rolę przynęty, zgłosił się do Jeżowa. Odegrał tam komedię oszukanego i oburzonego męża i prosił komisarza, aby umożliwił mu osobiste zastrzelenie wiarołomnej małżonki; nie na wiele to pomogło, wkrótce bowiem sam znalazł się w więzieniu. Podobnie potoczyła się sprawa Cieszkowskiej i Jegorowa. Galinę zatrzymano w początkach lutego 1938 r. Gdy marszałek dowiedział się o tym, choć był z nią "w bliskiej komitywie" *[Stalin podkreślał to później z podwójnie zgryźliwą ironią, zważywszy na łączący ich romans.], najspieszniej wystąpił o rozwód. Motywował to tym, że Cieszkowska zataiła (!) przed nim działalność na rzecz wywiadu RP, a konkretnie szpiegowskie kontakty z ambasadorem Juliuszem Łukasiewiczem i attache wojskowym - ppłk. Janem Kowalewskim. Nie pomogło mu to w niczym i po niespełna dwu miesiącach podzielił jej los, a do tego załamana w śledztwie Cieszkowska podpisywała wszystko, co tylko jej podsunięto, a z chęcią ratunku współgrało zapewne również pragnienie pomsty na wiarołomnym małżonku. Ponieważ wiedziała sporo, a zeznać mogła jeszcze więcej, uzyskane od niej materiały posłużyły do utkania sieci, z której Jegorow wyplątać się nie miał prawa. Rozstrzelano oboje.

Dla pozostawionych na wolności żon okres kilku tygodni po aresztowaniu męża był czasem próby. Warunkiem ratunku było publiczne wyrzeczenie się go, najlepiej w prasie. Uczyniła tak na przykład Sarra Jakir, żona jednego ze współoskarżonych w procesie Tuchaczewskiego, która odcięła się odeń na łamach "Prawdy" *["Prawda" 18.07.1937. Jakirowa usiłowała po latach za wszelką cenę zdezawuować ów tekst, tłumacząc, że był apokryfem bądź też że została zmuszona do jego podpisania.], a następnie wysłała prywatny list do Woroszyłowa, w którym zapewniała, iż "jej przekleństwo, jej pogarda do tego człowieka wypływa z głębi duszy", a nadto "gardzi wszystkim, co ma z nim związek". Jest więcej niż prawdopodobne, że w ten sposób okupiła swe życie, gdyż posłanie, z aprobującą adnotacją marszałka ("Myślę, iż szczerze wyrzekła się wroga ludu, któremu dawniej wierzyła, ponieważ nie znała bezmiaru jego podłości"), trafiło do sekretariatu Stalina.

Czasami wątek seksualny wykorzystywano propagandowo dla dezawuowania aresztowanych. O "rozwiązłość", nie całkiem gołosłownie, oskarżano m.in. Jenukidzego *[Jak twierdzi Maria Swanidze, pod koniec zajmował się już tylko dziewczątkami w wieku 11-12 lat.], Rudzutaka *[Aresztowano go wiosną 1937 r. podczas niedoszłej orgietki z kilkoma młodymi dziewczętami, które krążyły potem po więzieniach i łagrach w strzępkach wydekoltowanych, wieczorowych sukienek.], a także Tuchaczewskiego i jego towarzyszy. Woroszyłow na przykład publicznie piętnował ich prowadzenie: "to degeneraci! Obrzydliwi w swoim życiu prywatnym"!.

W domu Stalina atmosfera lat trzydziestych została zatruta intrygami kobiet, które rywalizowały o uwagę, jeśli nie względy Gospodarza; wszystkie się w nim mniej lub bardziej jawnie podkochiwały, marząc o zajęciu miejsca po Nadieżdie. Starały się przy tym uzurpować nad nim władzę: Maria Swanidze chełpiła się, że jest silniejsza niż Politbiuro, jest bowiem w stanie wpływać na decyzje Iosifa. W końcu cel - jak się zdaje - osiągnęła, podobno incydentalnie dopuszczona do rodzinnego kręgu Poskriobyszowa; na dłużej zaś, co najmniej na kilka lat - szwagierka Żenia (Jewgienia) Alliłujewa, równie powabna i zalotna ("posągowa kobieta z błękitnymi oczami, falującymi jasnymi włosami, wciąż młoda, świeża i absolutnie kobieca w swych plisowanych spódniczkach, kwiecistych bluzkach i jedwabnych szalach"), a do tego obdarzona silną osobowością i charakterem. Jako jedna z pierwszych ich zażyłość zauważyła zazdrosna, a więc podwójnie czujna, Mariko: "teraz, kiedy wiem wszystko, uważnie się im przyglądam" *[Związek Stalina i Żeni potwierdzają zadziwiająco zgodnie wszystkie kremlowskie dzieci i kremlowskie wnuki.]. Wesoła i niezależna, podtrzymywała z nim stosunek partnerski; w razie potrzeby nie obawiała się wypowiadać własnych poglądów, nawet jeśli nie były kochankowi miłe. Gdy owdowiała *[Jej mąż Pawieł Alliłujew, jedyny brat Nadii, wyższy oficer Armii Czerwonej, komisarz polityczny Zarządu Politycznego Wojsk Pancernych i Samochodowych, zmarł w 1938 r. w wysoce podejrzanych okolicznościach, być może otruty, ponieważ próbował przeciwstawiać się czystce w szeregach wojska.], w roli swata zwrócił się do niej Beria, zawsze nadskakujący, z nieoczekiwaną propozycją, aby przeniosła się na Kreml. Był to już czas wielkiej czystki, która zdziesiątkowała także krąg rodzinny i spowodowała rozpad rodziny. Być może dlatego Żenia odmówiła i aby zabezpieczyć się przed ponowieniem oświadczyn, szybko wyszła za mąż za swego starego przyjaciela Nikołaja Mołocznikowa. Okazało się to fatalnym błędem, Stalin bowiem wyczekał kilka lat i nakazał w 1946 r. osadzić ją na 10 lat w więzieniu. Po zwolnieniu, po jego śmierci, nie miała mu tego za złe, natomiast nie chciała się spotkać z małżonkiem, który okazał się agentem NKWD od wielu lat pracującym "na nią".

Czystka przyniosła zagładę klanom Swanidze i Alliłujewów. Stalin, wykorzystując sytuację, postanowił wyzwolić się spod tyranii wścibskich szwagierek i pozbyć zbyt prostolinijnych szwagrów. Bez wahania wydał zatem na śmierć czekistę Stanisława Redensa (męża Anny Alliłujewej) i Aloszę Swanidzego (brata Kato) oraz jego żonę, krzykliwą i ambitną Marię.

Wodzowi pozostały: praca, wychowanie córki, którą aż do wybuchu wojny zajmował się troskliwie, i okazjonalne przygody. Jedną z nich była Kira Simonicz-Kulik, jedna z trójki wspomnianych już gwiazd moskiewskich rautów, żona wyższego oficera, a w przyszłości marszałka Związku Sowieckiego i wicekomisarza obrony. Była podobno prześliczna i czarująca, o nader bujnym życiorysie i zupełnie niesłychanych, jak na ówczesną sowiecką rzeczywistość, koligacjach. Gdy Stalin przejrzał jednak grę jej mocodawców z NKWD, którzy chcieli - podstawiając mu kochankę - zyskać bezpośredni dostęp do najgłębszych kremlowskich tajemnic, osobiście nakazał jej porwanie, a potem likwidację na Łubiance.

Nauczony tym i innymi smutnymi doświadczeniami, preferował dość rzadkie spotkania albo z kobietami jawnie znajdującymi się na żołdzie NKWD, albo z rodaczkami; wiemy o aktywistce komsomolskiej i letniczce, które zostały zaproszone na noc na Kreml. W czasie wojny, gdy nie było czasu nawet na jednorazowe romanse, stałe miejsce w sypialni wodza zajęła jego gospodyni, młoda, hoża i bezpretensjonalna Rosjanka, Walentina Istomina, oczywiście powiązana z "organami". Jak wspominała Swietłana: była korpulentna, pyzata, z perkatym noskiem i wesołym optymistycznym usposobieniem, dzięki czemu wnosiła w ponury dom Wodza szczyptę humoru i radości.

Ich związek potwierdził po latach z rzadką jednoznacznością Mołotow: "Nawet gdyby była jego żoną, to co komu do tego?". "Waleczka" miała ściśle wyznaczoną rolę, a jej ograniczone horyzonty intelektualne, a nadto chłopski spryt, wykluczały nie tylko jakiekolwiek ingerencje w sferę polityki, ale nawet możliwość manipulowania nią przez dworzan i zwierzchników. "Była typem kobiety, która nie stwarzała żadnych problemów, a właśnie tego wówczas potrzebował" - objaśniał po latach istotę tego związku Aleksandr Burdonski, wnuk Stalina. Przy okazji trzeba sprostować lansowany uporczywie przez Włodzimierza Sokorskiego pogląd, jakoby kochanką Stalina była Wanda Wasilewska. Abstrahując od jej wielce wątpliwych walorów kobiecych, wyjąwszy może odwrotnie do nich proporcjonalny, jak to bywa, temperament, Wódz nie lubił kobiet emancypowanych i rozpolitykowanych, a na dodatek układ klientarny, jaki między nimi zachodził, wykluczał moim zdaniem z jego strony jakąkolwiek możliwość intymności.

Po wojnie - jak wspomina Jakub Berman - "w otoczeniu Stalina nie spotykało się kobiet. Te sprawy załatwiano niesłychanie dyskretnie i nie wychodziły one poza krąg najbliższych. Stalin troskliwie dbał, by na jego temat nie było żadnych plotek; plotki są zawsze bardzo groźne, gdy bierze się takiego pana na języki. Stalin to rozumiał i chciał się w każdym calu pokazać jako ten nieskazitelny".

Narzucony ostatecznie w trakcie czystki katorżniczy reżim pracy nie sprzyjał miłostkom także w otoczeniu Generalissimusa. Jego akolici bywali na ogół, niejako z konieczności, wiernymi mężami. Mołotow, zakochany do końca życia w swej Polinie, który płakał, ale nie protestował, gdy Stalin kazał ją aresztować, i aby ostatecznie upokorzyć, przedstawił kłamliwe chyba jednak zeznania o jej rzekomo płomiennym romansie z jednym z sekretarzy; Kaganowicz, który ze swą Marią, ongi towarzyszką konspiracyjnych misji, prowadzał się po wielu latach małżeństwa za rękę; Andriejew, sterowany przez ambitną Dorę Woroszyłową, uchodzący za duszę każdego towarzystwa, a zdany na rozlazłą i tłustą w złym stylu Jekatierinę - nie zdradzali swych kobiet. Nie bez znaczenia było, że wszystkie były Żydówkami z ubogich, religijnych rodzin, z jednej strony wychowanymi w bojaźni Bożej, a z drugiej obdarzonymi silnymi osobowościami i dominującymi w życiu domowym. Wierni bywali również Mikojan ze swą ormiańską, wściekle zazdrosną Aszchen, Malenkow, Żdanow i do czasu Chruszczow, który dopiero jako I sekretarz KC dał się, jednak na krótko, opętać żądnej władzy i pozbawionej skrupułów Jekatierinie Furcewej.

Wyjątkiem był Beria. Jednak Beria - Casanova i Beria - seksualny maniak to wymysły chruszczowowskiej propagandy, które umiejętnie sączone utknęły na długo w społecznej świadomości. Montefiore pisze, że "w wielu wypadkach nie da się przeprowadzić rozróżnienia pomiędzy kobietami, które uwiódł, gdy przyszły do niego błagać o łaskę dla swoich ukochanych, a tymi, które po prostu uprowadził i zgwałcił. Mimo to matki często stręczyły własne córki w zamian za limuzyny i przywileje". Autor zdaje się nie dostrzegać logicznej sprzeczności wywodu, gdyż o zeznaniach owych rzekomo "uprowadzonych i zniewolonych" dowiedzieliśmy się dopiero na procesie Ławrientija Pawłycza, który był sądową farsą. Na jego ofiary było wtedy zapotrzebowanie i wiele z tych, które trafiły do jego łóżka po dobrej woli, czując się zaniepokojone i zagrożone, pospieszyło z zasuflowanymi oskarżeniami. Jednym z poważnych zarzutów na procesie stał się "rozkład moralny", polegający właśnie na rzekomych masowych gwałtach, jakich dopuszczał się na nastoletnich ofiarach. I dzisiaj jeszcze krążą legendy o jego czarnej limuzynie, która ponoć krążyła po Moskwie i wyłapywała gimnazistki; wiarygodnych potwierdzeń na to jednak brak.

Fakty wyglądają za to następująco: pułkownik Rafaił Sarkisow, szef gabinetu Berii, prowadził notatnik, w którym skrupulatnie zapisywał w oddzielnej rubryce wszelkie randki szefa. Spis zawierał 79 lub nawet tylko 39 nazwisk. Zważywszy, że w tym czasie Beria nie współżył już z żoną *[Nina była niewątpliwie najpiękniejszą i najbardziej dystyngowaną kobietą na Kremlu. Stalin, nawet wówczas, gdy jego stosunki z Berią bardzo ochłodły, traktował ją jak ojciec.] (przyczyną był być może syfilis, jakiego nabawił się po rozpoczęciu wojny), roczna norma 8 lub nawet 4 kochanek, często okazjonalnych, nie stanowi wyczynu godnego jakiegokolwiek upamiętniania. Wątpliwe są także osławione gwałty narkoma, wobec bowiem pruderii Stalina nie kładłby szyi pod topór. Chyba że rzecz dałoby się ukryć: za ofiarę jednego z nich podawała się aktorka Tatiana Okuniewska, zesłana potem do łagru. O wiele bardziej wiarygodny opis nocy z Berią pozostawiła jednak Nina Aleksiejewa, która wydaje mu świadectwo jako czułemu, troskliwemu i nader hojnemu kochankowi.

Bywały takie, które potrafiły oprzeć się złowrogim, pomimo wszystko, zalotom. Gdy jedna z nich odbierała tradycyjne kwiaty, które należały się każdej opuszczającej willę Berii kobiecie, ten miał jej szepnąć z sardonicznym poczuciem humoru: "to nie kwiaty, to wieniec".

Prawdziwy był też romans, jaki nawiązał z nastoletnią dziewczyną. Zgwałcona, czy tylko uwiedziona, pozostała w domu Berii, gdzie urodziła mu wychowywaną troskliwie nieślubną córkę. W innych wypadkach pod czujnym okiem pułkowników Sarkisowa i Sardeona Nadarji dokonywano rzekomo aborcji w szpitalach należących do resortu (co, przypomnijmy, stanowiło w ZSRS od 1935 r. ciężkie przestępstwo!) lub, gdy było to z jakichś względów niemożliwe, narodzone dzieci oddawano do sierocińców. Dodajmy do tego, że Ławrientij Pawłycz, bywając kochankiem, zawsze był przykładnym wręcz mężem Niny Gegeczkori. Ich związek zawarto w romantycznych okolicznościach: 17-letnia Nina przyszła do o kilka lat starszego Berii, wstawiając się za uwięzionym stryjem. Sprawili na sobie takie wrażenie, że wyjechali razem, co dało potem powody do plotki, jakoby miał ją zniewolić.

Bodaj najbardziej wydajnym kochankiem tamtej doby był zatem nie Beria, a szef kremlowskiej ochrony, gen. Nikołaj Własik, który z chłopską pazernością i witalnością starał się zachłannie najlepiej zdyskontować swą niespodziewanie zawrotną pozycję i spraszał do siebie po kilka młodych kobiet na raz. Po wojnie zatracił wszelkie hamulce i ze swym przybocznym orszakiem ludzi sztuki i czekistów organizował orgiastyczne przyjęcia w rezydencjach rządowych, z udziałem przywożonych specjalnie "narzeczonych".

Dyktatorzy europejscy w XX w., w odróżnieniu od afrykańskich, bliskowschodnich czy latynoamerykańskich tyranów, o innej proweniencji kulturowej, rzadko bywali rozpustnikami *[Wyjątkiem, potwierdzającym jednak samą regułę, był Benito Mussolini.]. Nie był nim i Stalin. Narzucił swym poddanym własne poglądy obyczajowe. Gdy seks stał się podejrzany, jeśli nie zakazany, a seksualność głęboko wstydliwa, człowiekowi sowieckiemu pozostała już tylko wódka. Skromność i obyczajowa oficjalna pruderia, przysłaniająca krewkie czasem temperamenty, stały się normami w życiu kremlowskich władców aż do ostatnich lat istnienia Związku Sowieckiego. Gdy marszałek Gieorgij Żukow, już jako osoba prywatna, chciał rozwieść się ze swą pierwszą żoną, stawiano mu niemal nieprzezwyciężalne trudności. Później najgłębiej, jak tajemnice produkcji sowieckich bomb atomowych, ukrywano romanse kochliwego Leonida Breżniewa i więcej niż naganne prowadzenie się jego córki. Lud rosyjski zachował pomimo to w kwestiach seksu zdrowy pogląd. Gdy ekipa Michaiła Gorbaczowa usiłowała skompromitować Borysa Jelcyna opowieścią o tym, jak pijany, uciekając przed zazdrosnym mężem swej kochanki, wylądował w rzece Moskwa, przysporzyło mu to o wiele więcej zwolenników niż wrogów. Może dlatego, że Rosjanie wytrzeźwieli?

 

 

 

CZSIRIKI

O REPRESJACH WOBEC ŻON WYŻSZYCH OFICERÓW ARMII CZERWONEJ W OKRESIE WIELKIEJ CZYSTKI 1

"Aresztowania, z reguły, przeprowadzano przed świtem - wspomina Nikołaj Skrjagin. -- Aż do wejścia podjeżdżał czarny kruk i wysypywali się z niego dwaj konwojenci z karabinami przewieszonymi przez plecy i ich dowódca w ciemnym płaszczu i galiffe z błękitnymi lampasami. Po kilku minutach z klatki schodowej wychodził pod bronią znajomy kombrig czy komdiw... Ręce na plecach, porozpinany płaszcz...". Po rewizji na gruzach mieszkania pozostawała zrozpaczona żona *[W NKWD, badając rodzinne powiązania ofiar czystki, bynajmniej nie formalizowano: to np., że związek komdiwa Nikołaja Bobrowa i Elizawiety Priwes nie był zarejestrowany, nie uchroniło jej bynajmniej od więzienia.], która stawała się tym samym, z ducha i litery sowieckiego prawa, tzw. "czsirką - czlenem siemii izmiennika rodiny". Nim została wdową - najczęściej była już więźniarką lub łagierniczką. Zdarzało się, że płaciła życiem na równi z mężem. Od losu tego nie było w zasadzie apelacji ani wyjątków. Tryb postępowania z rodzinami "wrogów ludu" regulował drobiazgowo rozkaz operacyjny nr 00486 komisarza spraw wewnętrznych Nikołaja Jeżowa z 15 sierpnia 1937 r. Przewidywał, że represjom podlegają zarówno "żony, będące w momencie aresztowania w prawnym lub faktycznym związku ze skazanym", jak również i rozwiedzione, o ile: ukrywały byłych mężów, uczestniczyły w ich "kontrrewolucyjnej działalności" lub wiedząc o niej, "nie poinformowały o tym właściwych organów władzy", co stanowiło przestępstwo z morderczego art. 58, par. 12 Kodeksu karnego RFSRS. Wyjątki uczyniono dla dwóch kategorii. Należały do nich kobiety wymagające opieki, a więc w podeszłym wieku, chore lub karmiące, oraz te, które "zdemaskowały swoich mężów i udostępniły dowody, które dały podstawy do aresztowania". Humanitaryzm Jeżowa, mający u źródła przepełnienie więzień śledczych, miał wszakże granice, w obydwu przypadkach bowiem oznaczał jedynie czasowe pozostawienie potencjalnych czsirek pod obserwacją. Żony "wrogów ludu" miano kierować do Tiemnikowskiego Obozu Pracy *[Łagier ten, położony na terytorium Mordwińskiej ASRS, liczył ok. 20 tys. więźniów, pracujących głównie przy eksploatacji lasów.] na podstawie wyroków instancji sądowych lub OSO, Osobogo Sowieszczania, pozaprawnej instytucji działającej przy Komisariacie Spraw Wewnętrznych.

Niedole czsirek, które ukraińska badaczka Olga Grankina określa jako "najdramatyczniejszy przejaw stalinowskich represji", nie znalazły dotąd szerszego odzwierciedlenia, wyjąwszy odnośne fragmenty magistralnego dzieła Aleksandra Sołżenicyna i kilka najbardziej głośnych pamiętników *[Przede wszystkim znane z samizdatu pamiętniki Jewgienii Ginzburg i Galiny Sieriebriakow, a także przejmujące wspomnienia Anny Łariny - żony Nikołaja Bucharina.], a przecież w nich, niczym w odłamkach rozbitego zwierciadła, odbija się praktyka i filozofia Wielkiego Terroru. Autor zetknął się z tym problemem na marginesie badań nad czystką w Armii Czerwonej, dzięki czemu udało się, z większą bądź mniejszą dokładnością, odtworzyć drogę życiową stu dwu towarzyszek życia wyższych oficerów RKKA *[Powyżej pułkownika. W Armii Czerwonej od 1935 r. istniała skomplikowana hierarchia rang, związana semantycznie z obowiązującym uprzednio systemem funkcyjnym. W korpusie broni głównych były to stopnie marszałka Związku Sowieckiego, komandarmów 1. i 2. rangi (odpowiedniki generała armii i generała pułkownika), komkora (generała lejtnanta), komdiwa (generała majora) i kombriga (bez ekwiwalentu). Inne rangi, ale w analogicznej strukturze, obowiązywały w służbach, aparacie politycznym i marynarce wojennej.].

W domach "krasnych komandirow", nawet w spokojnej dla nich pierwszej połowie lat trzydziestych, rzadko rozmawiano o polityce. Gęstniejąca wraz z postępami rozpoczętych latem 1936 r. represji atmosfera zagrożenia skłaniała jednak do przygotowania bliskich na najgorsze. Głafira Blucher zapamiętała, że mąż pewnego razu zwrócił się do niej ze zdumiewającym oświadczeniem: "Wystąpisz kiedyś przed swoim komsomołem i powiesz, że nigdy nie byłem łajdakiem" *[Marszałek Wasilij Blucher, dowódca Frontu Dalekowschodniego, jedna z ostatnich ofiar czystki, aresztowany 22.10.1938, zmarł w więzieniu 9.11.1938 na skutek pobicia.]. Wicekomisarz obrony, "komandarm" 1. rangi Iwan Fied'ko odbył zawczasu pożegnalną rozmowę z domownikami. Dowodził w niej, że "był zawsze uczciwym komunistą", starając się zarazem uprzedzić żonę Zinaidę o najbardziej prawdopodobnym biegu zdarzeń ("być może wyjadę na dłuższy czas"; z uwagi na podsłuchy trudno było wysłowić się jaśniej). Pozostawił też kopię dramatycznego listu, skierowanego do Stalina, z zaleceniem ukrycia, a "w razie czego" zniszczenia dokumentu, i nakazał, w obawie o jedynego syna, aby po ukończeniu szkoły posłała go do fabryki, gdyż "wrogowie szybko się nie uspokoją i będą kontynuować swą działalność".

Najczęściej pożegnania następowały jednak w momencie, gdy progi mieszkania przekraczali enkawudziści. Wykładowca Akademii Frunzego komdiw Grigorij Zamiłacki żegnał żonę z pełną świadomością tego, co może ją spotkać: "Warwaro, przebacz, że zmarnowałem ci życie". Inni, aby nie odbierać bliskim ostatków nadziei, zapewniali - jak zastępca szefa Zarządu Politycznego RKKA armkom 2. rangi Gaik Osepian - że "wrócą rano", czy - jak brigwojenjurist Grigorij Susłow: "jestem jak kryształ. Zorientują się...". Niewiele to zwykle pomagało: zrozpaczona Jekatierina Kork "wyrwała się z łap czekistów" i biegła za uwożącym męża samochodem z krzykiem: "Nigdy nie uwierzę! Nie zapomnij, że nigdy nie uwierzę w nic złego o tobie!" *[Komandarm 2. rangi Awgust Kork, komendant Akademii Frunzego, aresztowany 15.05.1937, został stracony już 12.06., jako współoskarżony w procesie marszałka Tuchaczewskiego.].

Traumatyczny szok, jaki stanowiły najście NKWD i towarzyszące temu okoliczności, pogłębiał styl przeprowadzenia nieodzownej rewizji: żona wykładowcy Akademii Sztabu Generalnego komandarma 2 rangi Jana Ałksnisa, "płacząc, opowiadała, jak brutalnie, po chamsku" zachowywali się przybyli po męża funkcjonariusze. Zrozpaczone czsirki, zwykle nie pojmując jeszcze grozy własnego położenia, starały się zrazu interweniować w najwyższych instancjach, mając nadzieję na wstawiennictwo wpływowych i licznych, jak się im zdawało, przyjaciół. Leontina Wołkowa pisała aż do Stalina: "przeżywszy z moim mężem 18 lat, analizując całą jego drogę życiową, nie jestem w stanie znaleźć jakiegokolwiek epizodu, który rzucałby na niego cień, jako na oddanego członka partii i wiernego syna swojej Ojczyzny". Wszelkie supliki i listy pozostawały tymczasem bez odzewu, a zwierzchnicy, towarzysze broni, a nawet najbliżsi, odwracali się od kobiet dotkniętych stygmatem aresztowania męża jak od trędowatych. Komisarz obrony marszałek Kliment Woroszyłow nie przyjmował żadnych penitentek, nawet dobrze mu znanych. Obojętność nie była jednak jeszcze najgorsza. Zdaniem jednego z szefów sowieckich władz bezpieczeństwa Siergieja Krugłowa interwencje dokonywane na szczeblu Politbiura "miały na celu nie uratowanie życia niewinnych ludzi, ale były sposobem pozbycia się niewygodnych świadków".

Jeśli nie dawało się pomóc uwięzionym, należało szukać dróg ratunku dla siebie i dzieci. Zgodny z sowiecką moralnością sposób ocalenia stanowiło publiczne wyrzeczenie się małżonka jako "wroga ludu". Postąpiła tak Sarra Jakir, która - gdy w ramach śledztwa przeciwko marszałkowi Michaiłowi Tuchaczewskiemu aresztowano i jej męża - odcięła się od niego na łamach "Prawdy" *[Jakirowa usiłowała po latach za wszelką cenę zdezawuować ów tekst, tłumacząc, że był apokryfem bądź też że została zmuszona do jego podpisania.], a następnie wysłała prywatny list do Woroszyłowa, w którym zapewniała marszałka, iż "jej przekleństwo, jej pogarda do tego człowieka wypływa z głębi duszy", a nadto "gardzi wszystkim co ma z nim związek". Jest więcej niż prawdopodobne, że w ten sposób okupiła swe życie, gdyż posłanie, z aprobującą adnotacją marszałka ("Myślę, iż szczerze wyrzekła się wroga ludu, któremu dawniej wierzyła, ponieważ nie znała bezmiaru jego podłości"), trafiło do sekretariatu Stalina. W efekcie, w odróżnieniu od rozstrzelanych po pewnym czasie wdów po Tuchaczewskim czy komandarmie Ieronimie Uborewiczu, dano jej w łagrze spokój. Sarra tłumaczyła się później, że szło jej o ratowanie życia syna - Pietii. Gdy doczekała rehabilitacji Jakira, ogłosiła w poświęconym mu tomie swoje wspomnienie pod wymownym tytułem: O drogim i kochanym (O dorogom i lubimom). Podobnie postąpiła rodzina płk. Siemiona Bogdanowa, który notabene przeżył łagry i doszedł później do rangi marszałka wojsk pancernych. Męża wyrzekła się również - "z uwagi na syna" - żona kpt. 2. rangi Siergieja Rykowa. Choć przypadki takie, jak można mniemać, nie należały do rzadkości, milczy o nich zwykle historiografia, najwidoczniej uznając podobne postawy za usprawiedliwione. Tymczasem odmowa potępienia męża czy tylko konkubenta nie musiała w każdym przypadku oznaczać najgorszego. Kilka miesięcy po aresztowaniu komdiwa Konstantego Rokossowskiego u jego przyjaciółki i matki naturalnego syna, Ludwigi Bryłowskiej, pojawiła się ekipa śledcza. Po zakończeniu przeszukania jeden z funkcjonariuszy złożył jej charakterystyczną propozycję: "Jest akurat dogodny moment, abyście napisali oświadczenie piętnujące zdradziecką działalność wroga ludu Rokossowskiego. Tak będzie lepiej dla was. I nieźle byłoby synowi zmienić nazwisko". Ponieważ Bryłowska pozostała nieugięta, co prawda wyrzucono ją nazajutrz z zajmowanego lokalu i w związku z rzekomą "kompresją etatów" zwolniono z pracy, ale pozostawiono jednak na swobodzie.

Bezpośrednią konsekwencją aresztowania głowy domu była eksmisja całej rodziny ze służbowego mieszkania, dosłownie na bruk. Często, jak w przypadku Zamiłackiej, przyczyną stawały się donosy sąsiadów liczących zachłannie na zasiedlenie tak deficytowego "metrażu". Opuszczenie go wiązało się z przewidzianą prawem konfiskatą mienia, sprowadzającą się najczęściej do rozgrabienia wszelkich ruchomości. Lejtnant Wasilij Popow, kursant I Moskiewskiej Szkoły Artylerii im. Krasina, wspominał, że we wrześniu 1938 r. wysłano go z polecenia zwierzchników do mieszkania aresztowanego właśnie komendanta - płk. Miedwiediewa: "Wynosimy stoły, krzesła, łóżko, szyfonierę i inne meble. Żona i córka we Izach, a my, idioci, mówimy między sobą: Taki z niej wróg, a jeszcze płacze". Utrata majątku mogła stać się katastrofą na całe życie. Fiedosija Tuchareli, w licznych suplikach i zażaleniach, upominała się przez wiele lat już nie o męża, którego najwidoczniej przebolała, ale o swój dentystyczny gabinet - bez którego nie mogła wykonywać intratnego w sowieckiej rzeczywistości zawodu *[Komdiw Gieorgij Tuchareli, zastępca dowódcy Zakaukaskiego Okręgu Wojskowego, został aresztowany 17.04.1937, stracony 12.07.1937.].

Ankietowe piętno bliskości z "wrogiem ludu" oznaczało nie tylko utratę wszelkich wcale na tym szczeblu niemałych apanaży, ale praktycznie niemożność zatrudnienia i co za tym idzie - konieczność podjęcia walki o najbardziej prymitywny byt. Nina Czeriednik-Dubowaja, zwolniona ze stanowiska dyrektora Państwowego Wydawnictwa Literackiego Ukraińskiej SRS, ekspulsowana z partii i wyrzucona z domu, usiłowała, powołując się na rozpaczliwą sytuację bytowo-materialną, zmiękczyć żelazne serce Woroszyłowa: "nie dali nam nawet bielizny pościelowej, poduszek, nawet dziecięcego łóżeczka, nawet dziecinnych zabawek...". Prośba: "pomóżcie, tow. Woroszyłow, wydajcie polecenie, aby przydzielili mi jakąkolwiek robotę", poskutkowała o tyle, że znalazła zatrudnienie... w charakterze łagierniczki *[Dubowaja przetrzymała łagry i późniejszą zsyłkę; zrehabilitowano ją w dobie "odwilży". Komandarm 2. rangi Iwan Dubowoj, dowódca Charkowskiego Okręgu Wojskowego, uwięziony 12.08.1937, skazany na śmierć i zastrzelony 29.07.1938.]. Jelizawieta Neronowa, Kozaczka z pochodzenia i wychowania, była mniej sentymentalna, a bardziej konkretna. W podaniu do głównego prokuratora wojskowego przypominała, że po powrocie z wakacji zastała mieszkanie opieczętowane: "wkrótce rozpoczyna się rok szkolny, dziecko powinno pójść do szkoły, a wobec braku lokalu i odzieży i w ogóle środków do życia nie może tego uczynić" *[Komkor Iwan Neronow, komisarz Akademii im. Frunzego, aresztowany 10.08. i stracony 10.12.1937.]. Nędza była dolą przypisaną wszystkim czsirkom. Warwara Kamieniewa, wdowa po byłym naczelnym dowódcy Armii Czerwonej, zmarłym w roku 1936, jeszcze w sławie i zaszczytach, a ogłoszonym pośmiertnie (!) "wrogiem ludu", pozbawiona wszelkich środków zakończyła życie w niedostatku. Podobny los omal nie spotkał rodziny również zmarłego kilka lat wcześniej Pawła Lebiediewa, pierwszego szefa Sztabu RKKA; przed usunięciem ze służbowego mieszkania, odebraniem sutej renty, a później zapewne i aresztowaniem uratowało ją - na zasadzie zupełnego wyjątku - wstawiennictwo Woroszyłowa.

W ostatecznym rachunku czsirki musiały zatem radzić sobie same, korzystając co najwyżej z lękliwego wsparcia najbliższej rodziny, jeśli ta, mieszkając, bywało, o setki kilometrów, była w stanie go udzielić. Gdy żonę płk. Iwana Wasiliewa, służącego na Dalekim Wschodzie, wygnano ze służbowego mieszkania, nie mając środków do życia, ruszyła piechotą wzdłuż linii kolejowej, aby znaleźć po drodze jakiś azyl. Szura (Aleksandra) Schmidt była osobą młodą i przedsiębiorczą. Eksmitowana wraz z córeczką z zajmowanego lokalu, porzuciła studia w instytucie lotniczym i najęła się jako kierowca w miejskim przedsiębiorstwie taksówkowym, gdzie pracowała do momentu, gdy NKWD zainteresowało się i nią *[Uwięziona 26.09.1937, dostała 5 lat w trybie OSO, a następnie, już w osławionym Karłagu, jeszcze "czwórkę". Uwolniono ją po odsiedzeniu całego wyroku 27.09.1946. Komdiw Schmidt (Dawid Gutman), dowódca 8 Brygady Zmechanizowanej, jeden z najgłośniejszych bohaterów wojny domowej, był pierwszą ofiarą wielkiej czystki w wojsku; aresztowany 6.08.1936, został stracony 20.06.1937.].

Groźba ta wisiała nad wszystkimi żonami zatrzymanych wcześniej oficerów. Najpewniejszą metodą ocalenia stawała się ucieczka w najdalsze rejony kraju, najczęściej do krewnych. Wojenjurist 1. rangi Michaił Iszow, zastępca prokuratora Syberyjskiego Okręgu Wojskowego, w chwili aresztowania zachował tyle przytomności umysłu, że zdołał szepnąć żonie, aby natychmiast wyjechała z dziećmi jak najdalej od Nowosybirska. Śledczy, o dziwo "porządny człowiek", pouczał przesłuchiwaną na razie z wolnej stopy żonę uwięzionego z tzw. polskiego paragrafu płk. Iwana Strielbickiego: "powinni was aresztować, a więc w rozmowach z sąsiadkami w kuchni trzeba się wygadać, że udajecie się do jakichś znajomych na północ, a sama z córkami wyjeżdżajcie w przeciwną stronę - na południe". Rada okazała się zbawienna, pouczona w ten sposób doczekała bowiem rehabilitacji męża na wolności. U matki na prowincji ukryła się skutecznie także Nina Gorbatowa *[Kombrig Aleksandr Gorbatow, zastępca dowódcy 6 Korpusu Kawalerii, aresztowany 21.10.1938, wyszedł w 1940 r. z tzw. beriowskiej amnestii. W 1965 r. opublikował cytowane powyżej głośne wspomnienia, jedyny wydany w ZSRS aż do czasów Gorbaczowa pamiętnik wyższego oflcera-łagiernika.]. Podobnie postąpiła Zamiłacka, która ugięła się pod presją sąsiadów ("Ile jeszcze będziesz tu przesiadywać i hańbić nas, ty żono wroga ludu!") *[Nie było to nieudolne wyzwisko, ale oficjalna kategoria prawna - Żena Wroga Naroda.] i wyjechała z Moskwy do Połtawy. Ponieważ jednak powiadomiła o tym naiwnie władze, odszukano ją bez trudu u krewnych i aresztowano; została uwolniona po usunięciu Jeżowa. Poza wszystkim - ucieczka przed NKWD oznaczała ostateczne zerwanie kontaktu z uwięzionym mężem i w konsekwencji pozbawienie go życiodajnych paczek, czego doświadczył na przykład wspomniany już Iszow. Najbardziej przewidujące kobiety posuwały się jeszcze dalej, aby oszczędzić swym dzieciom gehenny "zakładów opiekuńczych" o statusie więzień dla nieletnich lub - w przypadku starszych - łagrów dla młodocianych przestępców. Nikołaj Czeruszow twierdzi, że nierzadkie bywały przypadki, gdy matki zawczasu oddawały je na wychowanie. Aby zatrzeć ślady, zmieniano nazwiska, imiona, daty urodzenia i wszelkie inne dane umożliwiające identyfikację potomstwa "wrogów ludu".

Zdarzało się jednak, że wyczekiwana z drżeniem serca powtórna wizyta "gości" nie następowała. Przypadki takie należały do rzadkości, wykreślenie z listy czsirek mogło bowiem nastąpić jedynie na skutek decyzji Stalina. Wielce pomocne mogły tu być również uprzednie ścisłe kontakty z Resortem Spraw Wewnętrznych, który czasami okazywał zmiłowanie "swoim".

Uratowała się sławna i kochliwa Lila Brik, pozostająca w wolnym związku zjedna z pierwszych ofiar czystki, komkorem Witalijem Primakowem. Po dwu tygodniach namysłu, po jego aresztowaniu, napisała list do zaprzyjaźnionego wicekomisarza spraw wewnętrznych Jakowa Agranowa z błaganiem o pomoc, a po kolejnych dwu - suplikę do Woroszyłowa, w którym zapewniała o jego niewinności. Nawet i to nie ściągnęło na nią jednak represji na skutek jednoznacznej dyrektywy Stalina - "żony Majakowskiego ruszać nie będziemy". Nie bez znaczenia była niewątpliwie i pozycja siostry Brik - Elsy Triolet, żony Louisa Aragona, a także wcześniejsze na poły agenturalne związki obydwu czerwonych egerii z OGPU/NKWD *[Primakow, aresztowany 14.08.1936 i skazany wraz z Tuchaczewskim, był zastępcą dowódcy Leningradzkiego Okręgu Wojskowego.].

Podobnie na swe szczęście zapracowała młodziutka Aurora Sanchez, którą w charakterze wojennego łupu przywiózł z Hiszpanii główny doradca wojskowy rządu republikańskiego arnikom 2. rangi Jan Berzin. Pomimo najcięższych zarzutów, jakie mu stawiano w śledztwie, nie tylko nie została uwięziona, ale NKWD zajęło się troskliwie jej sprawami bytowymi, zapewniając nawet samodzielny pokój, co w ówczesnej Moskwie zakrawało na cud. Objaśnić to można nie tylko wyjątkową raczej uległością armkoma, który poszedł na pełną współpracę z "organami", ale i związkami z nimi samej Sanchez, która - na co wiele wskazuje - miała za zadanie rozpracowywanie hiszpańskiej emigracji politycznej, a może nawet i samego Berzina *[Berzin był faktycznym twórcą i przez lata szefem wywiadu wojskowego, Razwiedupru.].

Losy czsirek były funkcją toku śledztw w sprawach ich życiowych towarzyszy. Związane z najbardziej prominentnymi oficerami, stawały się zakładniczkami w psychologicznej grze, którą podejmowano z nimi na Łubiance. Żona armkoma 2. rangi Antona Bulina, bystra i biegła w niuansach sowieckiej polityki, jako że była funkcjonariuszką partyjną, zauważa, że w rękach swego śledczego kapitana bezpieczeństwa państwowego Fiodora Malyszewa stała się wraz z dziećmi mimowolnym "instrumentem tortury", w zależności bowiem od postawy męża skłaniano ją do pisania listów, w których miała informować go, że znajduje się na wolności albo przeciwnie, że wszyscy trafili za kraty ("Jestem w więzieniu butyrskim, dzieci aresztowane, podejmij odpowiednie działania") *[Bulin, zastępca szefa Zarządu Politycznego Armii Czerwonej, a następnie szef Zarządu Kadr, sam zresztą czynnie uczestniczący w pierwszej fazie czystki, aresztowany 5.11.1937, złamany w śledztwie, także za pomocą "fizycznych środków oddziaływania", początkowo dawał wszelkie żądane zeznania, które jednak w końcu odwołał. Stracono go 29.07.1938.].

Często argumentem wystarczającym, aby skruszyć więźnia, stawała się sama groźba aresztowania jego kobiety, czy nawet dzieci, pod standardowym zarzutem z art. 58 par. 12. Starszy lejtnant bezpieczeństwa państwowego Siemion Prygow, zastępca szefa kontrwywiadu (Osobogo Otdiela) w Kijowskim Okręgu Wojskowym, straszył kombriga Władimira Turczana uwięzieniem żony Marii i potomstwa. Podobnie złamano prokuratora Samodzielnej Armii Dalekowschodniej diwwojenjurista Władimira Małkisa. Wedle późniejszych zeznań jednego z osobistów, jego szef, kapitan bezpieczeństwa państwowego Leonid Choroszyłkin, wezwał Małkisa na przesłuchanie "i oznajmił: Jeśli nie złożysz zeznań, zbierzemy dziesięć świadectw przeciwko twojej żonie". Niektórzy posuwali się jeszcze dalej. Kombrig Michaił Zaporożczenko pisał pod koniec 1939 r. w skardze do Woroszyłowa: "gdy [śledczy Dudkin - P.W.] powiedział mi, że aresztuje żonę i syna (i pokazał nakaz aresztowania) i będzie bił ich w mojej obecności, a mnie - w ich, nie wytrzymałem, i oczerniłem siebie przy pomocy prowokatora [agenta celnego - P.W.]". Śledczy Pieriedumow, szantażując "aresztowaniem rodziny, torturowaniem żony i zgwałceniem córki", zmusił do podpisania samooskarżającego protokołu wykładowcę Akademii Motoryzacji i Mechanizacji płk. Dmitrija Donczenkę *[Pieriedumowa rozstrzelano za czasów Berii za "slużebnyj banditizm".]. Najczęściej sposób ów stosował cieszący się zasłużoną renomą jednego z najsprawniejszych instygatorów major bezpieczeństwa publicznego Zinowij Uszakow. Groził na przykład komkorowi Jakowowi Wołkowowi, że odmową zeznań narazi na tortury, i to zadawane na jego oczach, żonę, 15-letnią córkę i 12-letniego syna *[Leontinie Wołkowej, podczas dziewięciomiesięcznego pobytu w więzieniu, nie przedstawiono żadnego zarzutu. Wołkow, członek Rad Wojennych Floty Bałtyckiej, a następnie Floty Oceanu Spokojnego, aresztowany 1.07.1938 i skazany na 10 lat łagru, został zrehabilitowany po śmierci Stalina. Podczas prowadzonych wówczas prac śledczych był jednym z niewielu, którzy mogli świadczyć przeciwko swym prześladowcom.]. Marszałka Tuchaczewskiego złamał podobno, uprzedzając, że zgwałci w jego obecności 13-letnią córkę *[Relacja frontowego przyjaciela autora -Tieslenki, potwierdzona przez historyka Jurija Hellera.].

Niekiedy żona odgrywała rolę swoistej przynęty. Jelenę Siwkową, małżonkę dowódcy Floty Bałtyckiej flagmana 1. rangi Aleksandra Siwkowa, aresztowano na kilka dni przed nim, pod pretekstem, że jest córką pułkownika przedrewolucyjnej armii 47. Komkor Aleksandr Todorski, inspektor wyższego szkolnictwa wojskowego, był dla NKWD więźniem nader pożądanym. Aby nakłonić go, jeszcze na wolności, do odgrywania roli agenta, uwięziono jego żonę Ruzię Czernjak-Todorską, z zawodu inżyniera chemika. Nie sprawiło to specjalnego kłopotu, sama bowiem, jako uczestniczka październikowego przewrotu i wojny domowej, podkomendna znanej z okrucieństwa i sadyzmu Rozalii Ziemlaczki, a następnie przyszłego męża jako szef zarządu politycznego jego brygady, należała do szczupłego grona "starych bolszewików" *[Ruzię Czernjak stracono jeszcze w 1937 r. Todorskiego aresztowano o wiele później, 19.10.1938; 4.05.1939 został skazany na 15 lat obozu. Łagry opuścił po śmierci Stalina; obdarzony jako jeden z nielicznych wysoką rangą generała lejtnanta, odegrał istotną rolę w akcji rehabilitacyjnej.].

Bywało, że więzień, licząc naiwnie na ocalenie, poświęcał najbliższych. Postąpił tak mjr Walentin Samsygin. Aresztowany 19 czerwca 1937 r., przyznał, pod wpływem odpowiednich perswazji, że do spisku wciągnęła go uwięziona zresztą już nazajutrz po nim żona. Ma rację rosyjski badacz wielkiej czystki Oleg Suwienirow, że tego rodzaju zeznanie stanowiło "balsam dla śledczych i sędziów", pozwalało bowiem na wygrywanie małżonków przeciwko sobie. W efekcie stracono obydwoje: majora - już 2 września 19"37 r., nieszczęsną zaś Samsyginę-Wiszniakową - 8 marca 1938 r.

Najbardziej znanym tego rodzaju przypadkiem była sprawa marszałka Aleksandra Jegorowa. W czasie, gdy instalował się w Tbilisi, gdzie, po dymisji ze stanowiska I zastępcy komisarza obrony, zesłano go na dowódcę Zakaukaskiego Okręgu Wojskowego, w Moskwie aresztowano jego żonę Galinę Cieszkowską. Co ciekawe, dano jej możliwość powiadomienia domowników, że "wyjeżdża na kilka dni w podróż służbową", co w ówczesnych czasach miało jednoznacznie złowieszczy wydźwięk, ale jednocześnie stanowiło czytelny sygnał dla drżącego o swój los męża. Cieszkowska, nie dość iż uchodząca powszechnie za Polkę, przyjaźniła się jeszcze z Olgą Michajłową-Budionną (por. niżej) i Olgą Bubnową, żoną byłego szefa Zarządu Politycznego RKKA, a w latach trzydziestych komisarza oświaty RFSRS. Wszystkie trzy - z racji kontaktów w świecie artystycznym (Jegorowa występowała epizodycznie w filmach), a także urody i temperamentu - brylowały na nudnawych moskiewskich przyjęciach dyplomatycznych. Towarzyskie kontakty z pracownikami obcych ambasad były już w tym czasie na tyle obciążające, że na ich tylko podstawie można było zmontować solidny scenariusz szpiegowskiego spisku. Miałby w danym wypadku dodatkowe podstawy, dom Jegorowów bowiem nazywano podobno na Łubiance z przekąsem, z racji stałego składu gości, "Towarzystwem Przyjaźni Sowiecko-Polskiej".

Marszałek, choć - jak podkreślał to zgryźliwie w oficjalnym dokumencie partyjnym Stalin - był z żoną "w bliskiej komitywie", najspieszniej wystąpił o natychmiastowy rozwód. Motywował to tym, że zataiła (!) przed nim działalność na rzecz wywiadu RP, a konkretnie szpiegowskie kontakty z ambasadorem Juliuszem Łukasiewiczem i attache wojskowym - ppłk. Janem Kowalewskim. Gdy po pewnym czasie aresztowano jednak i jego, przyjął w śledztwie postawę całkowitej uległości, oszczędzając sobie w ten sposób tortur, a nawet szykan. Aby się ratować, podczas konfrontacji pogrążał wszystkich, m.in. Cieszkowską. Nie wyszło mu to jednak bynajmniej na dobre. Załamana Galina również bowiem podpisywała wszystko, co tylko jej podsunięto, z chęcią ratunku zaś współgrało zapewne pragnienie pomsty na małżonku. Ponieważ wiedziała sporo, a zeznać mogła jeszcze więcej, uzyskane od niej materiały posłużyły do utkania sieci, z której Jegorow nie miał prawa się wyplątać *[Biograf marszałka Albert Nienarokow zwraca uwagę, że zarzutów, które potwierdzały zeznania żony, nie włączono do procesowego aktu oskarżenia, co wskazuje, że były potrzebne jedynie do złamania marszałka w śledztwie.]. Cieszkowską, która na swym procesie odwołała wszystkie zeznania śledcze, motywując to kryzysem psychicznym, jaki spowodowało aresztowanie, a następnie szokiem, wywołanym postępowaniem męża, w przeciwieństwie do większości czsirek skazano, wedle pierwszej kategorii, czyli na karę śmierci. Wiarołomstwa NKWD nie wybaczało nigdy.

Inną z zakładniczek Łubianki stała się wspomniana Olga Michajlowa, śpiewaczka Teatru Wielkiego i żona dowódcy Moskiewskiego Okręgu Wojskowego marszałka Siemiona Budionnego. Już w początkach 1937 r., nim czystka rozgorzała na dobre, Stalin poinformował go o kompromitujących kontaktach, jakie utrzymuje w dyplomatycznym milieu Moskwy. Potwierdził to następnie Jeżow, sugerując, że poza podejrzanymi związkami z Cieszkowską i Bubnową w grę wchodzi nadto romans z tenorem lirycznym Teatru Wielkiego Aleksandrem Aleksiejewem. Podczas kolejnej rozmowy z szefem NKWD Budionny został ostrzeżony, że Michajłową "trzeba aresztować, aby wyjaśnić charakter jej stosunków z zagranicznymi ambasadami". Gdy protestował, Jeżow uspokajał go w wielce charakterystyczny sposób: "jeśli okaże się niewinna, można [sic!] ją potem zwolnić". Niemniej, znając kawaleryjski temperament marszałka, wykorzystał jego wyjazd na letnie manewry i dopiero wtedy zamknął Olgę.

Michajłowa, notabene bardzo piękna kobieta, oskarżona o pracę na rzecz polskiego wywiadu, co wiązało się z jej pochodzeniem *[Świadczy o nim m.in. otczestwo - Stiefanowna.], przeżyła drakońskie śledztwo, gwałcona zbiorowo przez funkcjonariuszy NKWD, do tego podobno w sposób wyjątkowo sadystyczny. Metody takie okazały się jednakże efektywne jedynie częściowo. Co prawda "przypomniała sobie", że mąż pospołu z marszałkiem Jegorowem wyrażał wielekroć żywe niezadowolenie z działalności Woroszyłowa, a raz nawet pozwolił sobie na bezprzykładną "napaść na Iosifa Wissarionowicza", ale podobnego rodzaju insynuacje wobec osobistości tej rangi nie mogły jeszcze wywołać bezpośrednich skutków. Inne jej zeznania także nie wnosiły wiele nowego do dossier marszałka, jego kontakty bowiem, o których zeznawała, znane były już wcześniej.

Wedle mało wiarygodnej, a nawet podejrzanej, aliści w danym przypadku psychologicznie prawdopodobnej relacji innej primadonny - Wiery Dawydowej, Budionny, gdy tylko zaznajomiono go z materiałami śledztwa, miał zażądać podczas półoficjalnej audiencji na Kremlu, aby małżonkę rozstrzelano, zgłaszając się na ochotnika do przeprowadzenia egzekucji. Choć oczywiście gorliwość ta nie mogła przekonać Stalina, marszałka ostatecznie pozostawiono w spokoju, tym bardziej że "łagierna żona", podobnie jak w przypadku wielu innych notabli z najwęższego kręgu władzy (m.in. Mołotowa), miała ciążyć mu niczym miecz Damoklesa, skłaniając do większej jeszcze dyspozycyjności.

Obiektem rozgrywki podjętej na najwyższym szczeblu władzy, ponad NKWD, stała się żona kolejnego marszałka - Grigorija Kulika *[Jeden z tzw. wydwiżeńców, oficerów podczas czystki szybko awansujących - z poręki Stalina - z dowódcy korpusu i komkora do wicekomisarza obrony i marszałka Związku Sowieckiego.]. Kira Simonicz-Pławnek-Szapiro, podobno prześliczna i czarująca, wychodząc za niego (było to jej trzecie małżeństwo), wdarła się przebojem do kremlowskiej elity, co dla córki zrusyfikowanego Serba, wyższego oficera białej armii, zamordowanego przez bolszewików, było karierą wręcz nieprawdopodobną. Zważywszy na jej koligacje rodzinne, wydaje się, że związek ów nie był jednak przypadkowy: NKWD bowiem posługiwało się w pracy agenturalnej nader chętnie "byłymi ludźmi", czyli wydziedziczoną arystokracją i szlachtą. Kira, już po ślubie z Kulikiem, prowadziła nader bujne życie: wśród jej kochanków, obok Tuchaczewskiego oraz komisarzy spraw wewnętrznych Jagody i Jeżowa, nie zabrakło ponoć i Stalina. Woroszyłow, nie bacząc, że obdarzała wdziękami także jego, zdając sobie najpewniej sprawę z podwójnej roli, jaką grała, wielokrotnie namawiał Kulika do rozwodu. Ten pozostawał głuchy na wszelkie rady, nawet Stalina, który przestrzegał go wprost, że żona "związała się z Włochami".

Gdy nie poskutkowała perswazja, gensek chwycił się innych środków. Specjalna grupa operacyjna NKWD na jego tajny rozkaz porwała Kirę, jako podejrzaną o pracę dla obcego wywiadu, ze stołecznej ulicy *[Nastąpiło to dwa dni przed nadaniem Kulikowi rangi marszałka Związku Sowieckiego!]. W salonowej rozmowie na Łubiance, jaką przeprowadził z nią sam Beria, zgodziła się informować (nadal?) o wszelkich posunięciach męża *[W aktach Simonicz znajdowały się liczne dokumenty wskazujące, że obiektem zainteresowania NKWD była nie ona, ale oczywiście sam Kulik.]. Układ nie został jednak dopełniony. Winnym okazał się - jak twierdzą niektórzy - Kulik, który, tyleż prymitywny, co sprytny, wyczuł zastawioną pułapkę i nie wykazywał zainteresowania powrotem żony.

Stalin tłumaczył, że Kiry nie można już zwolnić, wygada bowiem wszystko mężowi i ten "zostanie stracony dla władzy". W efekcie, jako zbędny świadek nieudanej prowokacji, została rozstrzelana w podmoskiewskiej Suchanowce. Jak oświadczył podwładnym nie bez wyczuwalnego żalu Beria, nastąpiło to na podstawie "rozkazu z góry". Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że Stalin, zorientowawszy się w dawniejszych powiązaniach kochanki z NKWD, uznał ją za podstawioną agentkę, która dostarczała Jagodzie, a później Jeżowowi materiałów o nim i ich romansie.

Gdy więzień okazywał się krnąbrny lub też wymagała tego ranga śledztwa, następowało nieuchronne aresztowanie "zakładniczki". Gdy nie powiodła się ucieczka, pozostawało tylko wyjście ostateczne. Wybrała je żona członka Trybunału Wojskowego Północnokaukaskiego Okręgu Wojskowego brigwojenjurista Karła Seppego: kilkanaście dni po jego uwięzieniu udusiła 11-letniego syna, a następnie popełniła samobójstwo. Jest to jednak jedyny bodaj przypadek tak daleko posuniętej determinacji. Inne kobiety, jak Barbara Budkiewiczowa, z fatalizmem "czekały na swą kolej" *[Brigkom Stanisław Budkiewicz, Polak, był przez pewien czas adiutantem Woroszyłowa. Uwięziony 9.06.1937, został stracony 21.09.1937.]. Przychodziła ona niejako automatycznie, przynajmniej w odniesieniu do żon wyższych oficerów. Jeszcze w roku 1941 Maria Niestierienko, sama zresztą pilot wojskowy, została aresztowana pod zarzutem, że "będąc ukochaną żoną" gen. lejtnanta Pawła Ryczagowa, byłego dowódcy sił powietrznych RKKA, "nie mogła nie wiedzieć" o jego przestępczych machinacjach *[Aresztowanie Ryczagowa stanowiło prolog do kolejnej czystki szykowanej w wojsku przez Stalina, którą zahamował wybuch wojny z Niemcami. Obydwoje rozstrzelano 28.10.1941.].

Uwięzione kobiety skłaniano per fas et nefas do obciążających zeznań, a czasem używano i do konfrontacji. Aleksandra Pokus poddawana zabiegowi młynka, jaki śledczy Althausen kręcił jej ciasno skutymi rękami, traciła z bólu przytomność. Wcześniej napominał podczas całodobowego przesłuchania, że musi napisać wszystko pod jego dyktando i groził, że w przeciwnym razie "zrobi" z niej "kotlet" *[Mężem jej był komdiw Jakow Pokus, aresztowany 22.02.1938, zwolniony w 1940 r. i wkrótce uwięziony ponownie. Osadzony w łagrze zmarł 18.09.1945.]. Galinę Kolczuginę, dawną konkubinę marszałka Bluchera, bito do utraty przytomności. Maria Bajraczna doświadczyła jeszcze szerszej gamy środków śledczych: "Pomyśl, Sierioża - skarżyła się przypadkowo spotkanemu w więzieniu towarzyszowi służby męża. - Biją! Znęcają się! Sutki smarują musztardą, swołocze!" *[Brigkom Piotr Bajraczny, członek Rady Wojennej Floty Północnej, aresztowany 17.05.1938, został stracony (popełnił samobójstwo?) 19.08. tegoż roku.].

Pełnego asortymentu metod NKWD zaznała też Zoja Michajłowa, wojenwracz 1. rangi, pracownica Wojskowego Instytutu Biotechnicznego i żona jego komendanta, diwwracza Iwana Wielikanowa. Po aresztowaniu męża poddano ją bezskutecznej presji na zebraniu partyjnym, na którym miała wyrzec się go i - "zdemaskować". Szok, jaki przeżyła, przypłaciła atakiem serca, co nie przeszkodziło ekipie NKWD w natychmiastowym zabraniu jej na śledztwo. Pomimo różnorodnych sposobów perswazji pozostała nieugięta i zamknęła się w upartym milczeniu. Nadzorujący jej sprawę, znany jako zawołany łamignat, starszy lejtnant Aleksandr Awsiejewicz, meldował, że "zachowuje się wyzywająco, obraża funkcjonariuszy. Przy przesłuchaniu przez pełnomocnika 2. wydziału tow. Kapłana nazwała go sadystą, takim jak i wszyscy współpracownicy NKWD". Ponieważ najwyraźniej stracono nadzieję, że będzie zeznawać przeciwko mężowi, została formalnie oskarżona, że "będąc zorientowana w jego antysowieckiej i szpiegowskiej działalności, brała aktywny udział w przygotowaniu zamierzonej przez Wielikanowa [...] bakteriologicznej dywersji". Postawiona przed Kolegium Wojskowym Sądu Najwyższego, odrzuciła oskarżenia i potwierdziła raz jeszcze wszystkie zaprzeczenia, jakie składała w śledztwie. Nie przeszkodziło to, aby po 15-minutowej rozprawie skazano ją na karę śmierci, wykonaną w trybie natychmiastowym.

Michajłowa była nader rzadkim przykładem hartu i heroizmu, presji ulegały bowiem niemal wszystkie więźniarki i więźniowie NKWD. Wspomniana Zinaida Fied'ko była zmuszana groźbami do samooskarżenia o szpiegostwo, które we wstępnej fazie śledztwa mogły być przydatne przeciwko komandarmowi: "stworzymy wam takie warunki, że nie ujrzycie światła dziennego i nie zostawimy z was mokrej plamy". Gdy, dręczona na dodatek poprzez agentkę celną, popadła w schizofrenię i podjęła próbę samobójstwa, niezrażony tym śledczy wymógł na niej oświadczenie potwierdzające winę Fied'ki. Rolę prowokatorki odegrała wobec niej żona dowódcy Białoruskiego Okręgu Wojskowego komandarma 1. rangi Iwana Bielowa. Początkowo kompletnie załamana, po swym aresztowaniu "całymi dniami nieprzerwanie szlochała i biła w histerii głową o ścianę". Wykorzystano to i tuż po straceniu męża została skaptowana na służbę. Lepiej traktowana i żywiona, zdołała się na tyle pozbierać psychicznie, że doczekała wolności.

Rozprawy czsirek, a bywało, że i śledztwa w ich sprawach, traktowano zazwyczaj nader pospiesznie i formalnie. Gdy wydobyto z nich zeznania na temat kręgu znajomych i przyjaciół domu, trybu życia itp., które następnie wykorzystywano przeciw mężom, i gdy zostali oni już, także i na tej podstawie, straceni, w przepełnionych więzieniach stawały się zbędnym balastem. Bywało, że wobec pomyślnego biegu głównego śledztwa świadectwa okazywały się zbędne: w przypadku żon komkora Nikołaja Jefimowa czy komkora Morducha Chorosza postępowania przygotowawcze zakończono po jednym przesłuchaniu! W efekcie wdowy, nieświadome jeszcze długo swego stanu, były szybko i sprawnie sądzone w trybie OSO. Podstawę wyroku, zwykle ośmioletniego, stanowił wspominany już par. 12 art. 58 o odpowiedzialności członków rodziny ("wiedział, ale nie doniósł"). Te, którym nie dało się go wlepić, sądzono zwykle wedle nader pojemnej kategorii SOE ("socyalno-opasnyj elemient", czyli element niebezpieczny społecznie) z rutynowymi pięcioma latami ITŁ.

Dobroczynną dla większości rolę odegrało przejęcie Komisariatu Spraw Wewnętrznych przez Ławrientija Berię, który miał za zadanie przyhamowanie represji i rewizję przynajmniej niektórych spraw. Doświadczyła tego Głafira Blucher. Przesłuchiwał ją osobiście sam "Ławrientij Pawłycz". Jak później wspominała - "wcale nie wypytywał o wrogie zamiary, nie groził, że się ze mną rozprawi". Po niemal półrocznym pobycie w pojedynce (był to rzadki w tamtych czasach luksus, świadczący o rezygnacji z chęci wyciągnięcia zeznań za wszelką cenę) wyrok śmierci, wydany jeszcze przez Jeżowa, zamieniono w trybie OSO na 8 lat łagru, za to, że we właściwym czasie nie zadenuncjowała męża.

Wyroki śmierci wobec czsirek zapadały stosunkowo rzadko: w mojej kartotece odnotowałem 19 takich przypadków (czyli 19%). Były najczęściej rezultatem azjatyckiej mściwości Stalina, który osobiście zatwierdzał kary i dla tej kategorii więźniów. Doświadczyły jej żony skazanych w procesie Tuchaczewskiego (Nina Aronsztam-Tuchaczewska, Bluma Awerbuch-Gamarnik, Feldmanowa, Kork, Nina Uborewicz): osadzone w łagrach zostały rozstrzelane w roku 1941, po wybuchu wojny. Z podobnych powodów, jak można mniemać, na najwyższy wymiar kary skazano kobiety obracające się nazbyt blisko najtajniejszych kremlowskich tajemnic: Budkiewiczową, Ninę Frinowską (żonę wszechmocnego Michaiła, komisarza marynarki wojennej, a wcześniej szefa Głównego Zarządu Bezpieczeństwa Państwowego Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych, totumfackiego Jeżowa i jednego z najkrwawszych realizatorów czystki), Maję (Marię) Łaskiewicz-Kujbyszewą i Antoninę Zamszewą-Kujbyszewą (pierwszą (?) i drugą żonę dowódcy Zakaukaskiego Okręgu Wojskowego komkora Nikołaja Kujbyszewa, szwagierki zmarłego członka Biura Politycznego - Waleriana) i Annę Muklewiczową (żonę Romualda, Polaka, wicekomisarza przemysłu obronnego i jednego z twórców sowieckiej floty wojennej). Stracono także pierwszą żonę Bluchera - Galinę Pokrowską, pod zarzutem, że znała "antysowieckie nastroje i zdradzieckie zamiary byłego męża", a także wspomnianą już Kolczuginę, jako współuczestniczkę antysowieckiego spisku w armii, co poniekąd tłumaczy fakt, że była słuchaczką wojskowej akademii łączności. Obydwa wyroki wiązały się z przebiegiem śledztwa w sprawie marszałka, w którym przecięły się dramatycznie interesy Jeżowa i Berii. Bezlitośnie potraktowano również te czsirki, których mężowie mieli związki z tajnymi służbami: stracono Innę Mieżłauk-Tynis, Zinaidę Tairową, Raisę Wieńcową i Jekatierinę Zilbert, która wraz z mężem, wyższym oficerem Razwiedupru, czynnie uczestniczyła w operacjach wywiadowczych.

Ze zgromadzonych danych wynika, że osadzono w łagrach lub co najmniej zesłano 65 czsirek z interesującej nas grupy (9 uniewinniono w litościwszych czasach Berii). Ponieważ były zwykle kobietami wykształconymi, niektórym udawało się zaczepić w jakiejś funkcji, dającej szansę przeżycia. Zinaida Fied'ko, wysłana "bez kopiejki przy duszy i w letnim paletku" na Syberię, dochrapała się w Tajszetłagrze, w Irkuckiej Obłasti, lukratywnego stanowiska lekarza. Podobnie poszczęściło się żonie wicekomisarza obrony i dowódcy marynarki wojennej flagmana 1. rangi Władimira Orłowa, która, pomimo odsiadywania dziesięcioletniego wyroku, otrzymała mandat Berii na zreformowanie opieki zdrowotnej we wszystkich obozach położonych na obszarze Autonomicznej SRS Komi. Zdaniem Stanisława Swianiewicza, nieskorego do pochwał pod adresem Sowietów, uczyniła na tym stanowisku tyle dobrego, że wdzięczne więźniarki traktowały ją z "respektem graniczącym z uwielbieniem". Wiele z czsirek odsiadywało wyroki w stosunkowo lekkich obozach karagandyjskich, zwłaszcza zaś w ich filii w Akmolińsku, w Mordwińskiej ASRS, zwanej z tego powodu powszechnie AŁŻIR-em *[Akomolinskij Łagier Żeń Izmiennikow Rodiny, czyli Akmoliński Obóz Żon Wrogów Ludu.]. W więzieniach, łagrach i na zsyłce zmarły tylko cztery czsirki. Jedną z nich była Mila Garkawa, siostra Sarry Jakir i żona dowódcy Uralskiego Okręgu Wojskowego komkora llii Garkawego. Po aresztowaniu męża usiłowała apelować do Woroszyłowa, oczywiście bez żadnego skutku; po jakimś czasie zamknięto zarówno ją, jak i ich obydwu kilkunastoletnich synów: starszy Jura został skazany na 5 lat łagru, młodszy Władimir trafił do domu dziecka. Gdy wybuchła wojna, poszli na ochotnika na front, gdzie mężnie padli. Nieszczęsna matka, której nawet poświęcenie synów nie otwarło drogi na wolność, zmarła na miesiąc przed upływem wyroku, może i dlatego, że nie miała już do kogo wracać.

Niemal wszystkie kobiety, które przeżyły wojnę, odzyskały wolność po odsiedzeniu kary, najczęściej standardowej "ósemki", około roku 1945. Większość aresztowano w ramach swoistej profilaktyki ponownie, trafiały jednak już nie do obozów, ale na zsyłkę. Te, którym się poszczęściło, samotne, pozbawione środków do życia, a nadto obarczone zakazem powrotu do miejsca zamieszkania (par. 39 w dowodzie osobistym), często, jak Rozalia Kreplak, wdowa po komkorze Borisie Gorbaczowie i z zawodu lekarz, decydowały się pozostać za drutami, tyle że już na wolnej stopie.

Wolność przyniosła im, i to nie od razu, śmierć Stalina. Powroty z Syberii bywały tragiczne. Doświadczyła tego Michajłowa. Budionny po jej aresztowaniu podobno sentymentalnie wypłakał się (!), a następnie, nim jeszcze obeschły łzy, pogodzony z losem, wprowadził do domu jej kuzynkę - Marię. Po śmierci Stalina nie poczynił żadnych starań o przedterminowe zwolnienie dawnej, wręcz kłopotliwej żony. Gdy wyszła w trybie powszechnej amnestii w roku 1955, uznał relację, jaką próbowała mu złożyć o swych przeżyciach, za "opowieści wariatki".

Inaczej bywało zwykle, gdy do domu powracał mąż. Żona Rokossowskiego, który siedział zresztą stosunkowo krótko, nieco ponad dwa i pół roku, Julia Barnima, okazała się kobietą na miarę dekabrystek. "Przychodziła do mnie do więzienia [z paczkami - P.W.] na bosaka", tłumaczył kochliwy skądinąd marszałek, dzięki czemu, w przeciwieństwie do większości sowieckich notabli, pozostał z nią do końca życia. O wiele dłużej musiała czekać na swego komkora Ludmiła Lisowska, sama zresztą aresztowana, ale po 14 miesiącach szczęśliwie uwolniona od winy. Gdy powrócił po 16 latach, wiernie towarzyszyła mu w kolejnych sanatoriach, gdzie bezskutecznie usiłował ratować zdrowie doszczętnie zrujnowane więzieniem i łagrami *[Komkor Nikołaj Lisowski, podpułkownik armii przedrewolucyjnej, jeden z najzdolniejszych sztabowców sowieckich, aresztowany 22.02.1938 i skazany w 1941 r., już po ataku niemieckim, na 10 lat łagru; uwięziony ponownie po upływie wyroku i zesłany, na wolność wyszedł w 1954 r.].

Najważniejsze dla czsirek stawało się odzyskanie rozproszonych w chwili aresztowania po dietdomach dzieci. Glafirze Blucher udało się odnaleźć córkę Wairę; syn Wasilij, który w momencie aresztowania rodziców nie miał jeszcze roku, zaginął bez śladu. Na córkę natrafiła w sierocińcu w Kemerowie:

"Kierowniczka domu dziecka przyprowadziła dziewczynkę. Chudziutka, maleńka jak na swoje trzynaście lat, zawahała się sekundę i rzuciła na szyję matce. Zacinała się ze zdenerwowania.

- Ma... Ma...

Potem, uspokoiwszy się trochę, poskarżyła się:

- Mamo, a wczoraj zabrali mi lalkę...".

Po mniej czy bardziej szczęśliwym połączeniu się z rodziną należało zadbać o byt. Kluczową sprawą była rehabilitacja męża, najbliższym bowiem rodzinom po "niesłusznie skazanych" przysługiwało odszkodowanie w wysokości dwu rewaloryzowanych pensji i (lub) renta. Wdowa po komdiwie Danile Srdiću, analfabetka (!), miała szczęście, że w Rostowskiej Obłasti, gdzie mieszkała głodno i biednie, przypadkiem trafiła na geologa, który napisał w jej imieniu wniosek rehabilitacyjny. Nawet jednak po przeprowadzeniu właściwej procedury sowieckie państwo nie rozpieszczało swych ofiar. Anastasja Małyszenkowa, która zresztą sama doświadczyła losu czsirki, pisała w skardze do Chruszczowa, że przyznana jej początkowo kwota 1020 rubli została następnie obniżona do 360: "w roku 1957 zapewniono mi względnie godziwe warunki, a w roku 1960 postanowiono mnie ich pozbawić" *[Kombrig Gieorgij Małyszenkow, dowódca 13 Brygady Zmechanizowanej, aresztowany 12.09. i rozstrzelany 19.12.1937.].