NIE - 10/2012

 

MALINA BŁAŃSKA

Wincenty Kadłubek parlamentu

 

Jest w Sejmie jeden człowiek, który naprawdę ciężko pracuje.

Szukałam go 2 tygodnie. Krążyłam po Sejmie między barem, stołówką i biblioteką. Pytałam ludzi. Nie widzieli go od jakiegoś czasu.

- Wygląda jak troll, od razu go poznasz - podpowiadali posłowie.

Gdy go spotkam, nie muszę się powoływać na kogokolwiek, wystarczy, że połowę ceny zapłacę przed otrzymaniem towaru. 

Znalazłam go w sejmowym barze. Siedział nad gazetami i gyrosem z frytkami. Przywitałam się i ściszonym głosem zagadałam: - Słyszałam, że do Pana można zwracać się z różnymi problemami.

Podniósł wzrok i bez słowa zaprosił do stołu, przegryzł surówkę z marchwi: - Pani Iwonka tak mi dogodziła, że czuję się przejedzony.

- Chciałabym zamówić coś u Pana - spróbowałam jeszcze raz.

- Czy robiłem już coś dla was? - nareszcie zaskoczył.

- Nie jestem posłanką, ale przychodzę w imieniu posła.

- Rozumiem. U mnie tak się to odbywa. Nie muszę znać nazwiska. Chodzi o partię rządzącą czy w opozycji?

- Opozycja.

- Palikot?

Nie zaprzeczyłam.

- Niech mi pani powie, czy dyrektorem biura jest u państwa taki pan Karol Jene? Bo on prowadził jako sekretarz komisję Przyjazne Państwo i coś dla niego robiłem. Zresztą i dla Palikota 2 razy coś robiłem, ale to dawno. Dobrze płacił. Miał pieniądze, a teraz u was podobno krucho.

- Proszę się nie martwić o pieniądze?

- A o co dokładnie chodzi?

- O drogi.

- To ja mogę pani nawet od ręki napisać, bo to jest proste. Chodzi o jakość dróg? O terminy?

- O kompletny strzał.

- Rozumiem. To kopiecie leżącego. Słyszałem wypowiedzi Nowaka. Trochę mi go żal, ale niedużo. Wiem, jaki jest drań.

- Dlaczego drań?

-Taką ma naturę. O ile Grabarczyk był poczciwy jako człowiek, tylko taki trochę nieruchawy, o tyle ten to drań. Wie pani, że był modelem?

- Widać.

- Jest taki wzorzec. Każda interpelacja zaczyna i kończy się tak samo, i to może pani sama zrobić. Meritum, mięso dostarczę pani ja.

- W jakiej mierze można na Pana liczyć. Zajmuje się Pan również bardziej zawiłymi sprawami?

- Umiem sięgać do źródeł. Teraz piszę wspólnie z takim ekspertem z biura analiz sejmowych o kwestii przechodzenia na emeryturę w różnych krajach. Ostatnio miałem dużo zamówień i nie palę się do pisania, ale nie odmawiam pomocy. Nawet rady. Życzliwy jestem.

- Jaką ma Pan stawkę?

- W zasadzie to się dziennikarską stawkę przyjmuje 100 zł za stronę, taką przyzwoitą stronę, ale ponieważ ja jestem teraz półemeryt, to tak nietypowo działam. Mam trudności z posługiwaniem się komputerem. Umawiałem się z asystentami - dawałem rękopis, za to brałem mniejsze pieniądze. Na szczęście piszę czytelnie, bo to stara szkoła, trochę nas kaligrafii uczyli.

- Ale przemówienia też Pan pisze?

- Od tego zacząłem swoją działalność. W tym jestem najlepszy.

- Czy w archiwum Sejmu mogę wyszukać Pana perełki?

- Nie mogę się przyznać, komu piszę. Był czas, że nawet premierom pisałem exposé.

- Nie wierzę.

- Uczestniczyłem w pisaniu dwóch exposé. Dam pani moje dossier. Mam stałych odbiorców i nowych nawet nie szukam. Mam teraz duże zlecenia, jak te ekspertyzy, i to mi załatwia sprawę. Mogę panią nauczyć pisać interpelacje, a tę konkretną bym z kapelusza w godzinę napisał, pogrzebałbym w prasówkach. Oglądałem Nowaka, jak się wił w telewizji. To jest łatwa interpelacja.

- Płatność? Jak to załatwiamy?

- Z ręki do ręki.

- Czy pracuje Pan w bibliotece? Musi Pan być gdzieś w Sejmie zatrudniony, ma Pan przepustkę?

- Biuro analiz mi wystawia. Znam się ze starymi strażnikami marszałkowskimi.

- Od jak dawna pisze Pan przemówienia posłom?

- Pracowałem w kancelarii premiera. 5 lat temu spuścił mnie Kaczyński, ale zdarzyło mi się pracować u Mazowieckiego i Pawlaka. Za Millera pracowałem w Ministerstwie Pracy i byliśmy w dobrych relacjach. Nawet z nim jeździłem w teren, pomagałem mu merytorycznie.

- Taka szara eminencja z Pana.

- Ale passé.

- A dla Tuska Pan pisał?

- Premier zna mnie, ale nie pisałem dla niego. Dla niego pisał Grupiński. To pierwsze exposé miał fatalne.

- No tak. 3 godziny ględzenia.

- Najlepsze miał chyba Kaczor, ale on pisze sam. Pracowałem z nim przed laty w Instytucie Polityki Naukowej i Szkolnictwa Wyższego, to wiem. Marcinkiewicz był premierem, grał w piłkę w gabinecie i nic nie rozumiał, a ja go znałem wcześniej, bo za Buzka też tam byłem. No i Marcinkiewicz mnie zwalniał, starając się załatwić mi przyspieszoną emeryturę. Znaczy wcześniejszą, bo staż miałem. Byłem na wypowiedzeniu. Potem Kaczyński zrobił się premierem i szefem kancelarii został Gosiewski, którego znałem i który bez wiedzy Kaczyńskiego przywrócił mnie do pracy. No i coś tam dla niego zrobiłem.

- Marcinkiewicz korzystał z Pana usług?

- Marcinkiewicz był za głupi, by korzystać z porad ekspertów. Gosiewski był jednak inteligentniejszy. Chodziłem sobie jak chciałem po tej kancelarii i spotkał mnie raz Kaczyński przy wejściu. Ja w tych swoich pepegach, na luzie i wtedy Kaczyński kazał mnie drugi raz zwolnić.

- Ale co robiliście w tym instytucie, że on się mścił?

- On się nie mścił. To było co innego. On mi po prostu nie ufał - nie wiedział, z kim gram, z kim trzymam. 7 lat pracowaliśmy razem. To, co on tam wyprawiał, to było nie do zniesienia. Obrażał ministrów, profesorów, ale był wybitnie inteligentny i zdolny. I nawet zrobił doktorat wcześniej niż ja, mimo że ja o rok starszy jestem.

- Geniusz.

- Spuścił mnie i zapewnił wcześniejszą emeryturę. Przeflancował tutaj do biura analiz, więc nie mam powodów go przeklinać. Tym bardziej żeśmy się nigdy nie lubili. Wojujący zawsze, nieznośny. Do tego stopnia, że go przerzucili do biblioteki. Nie chcieli go zwalniać. I tam przesiedział jakiś czas. To było dla niego poniżające.

- Chciał nosić koronę?

- Nie że bufon, ale konfliktowy. Taki kontestator wieczny. A kurdupel przy tym, gruby. Nigdy się kobietami nie interesował, a miał narzeczoną i to właśnie nie jest prawda, jak robią z niego pedałowicza. On miał dziewczynę w owym czasie. To była dziewczyna chyba z afrykanistyki. W każdym razie rzuciła go dla jakiegoś Murzyna czy Araba i pamiętam, że on to strasznie przeżywał.

- Co Pana motywuje do dalszej pracy w Sejmie? Ma Pan dobrą emeryturę.

- Lubię pisać ekspertyzy. Tylko martwię się, czy tej o emeryturach nie utajnią. Już kilka ekspertyz dla Biura Analiz Sejmowych napisałem, ale niektóre utajnili ze względu na wnioski niekorzystne dla rządu. I tę mogą utajnić, ponieważ stan zdrowia Polaków według wskaźników ONZ i Międzynarodowej Organizacji Pracy jest gorszy niż tych społeczeństw, które wydłużyły wiek emerytalny do 67. roku życia. Te wskaźniki są tak katastrofalne, że naprawdę należy bardzo ostrożnie do tego podchodzić.

- To pewnie utajnią.

- Ale jak już zapłacą, to szlag by ich trafił. Jeśli chodzi o te drogi, to tam jest wiele aspektów, temat rzeka. Można mądrą interpelację napisać.

- A jakie są głupie?

- Pisałem dla Godsona na temat zakazu picia alkoholu na pokładach samolotu. Leciał samolotem z Londynu i narzekał, że Polacy wracający z pracy piją. Zyskał sławę dzięki tej interpelacji, bo nawet rzecznik rządu Graś się do tego odniósł. Aj, jaki był krzyk! Pisząc tę interpelację, już wiedziałem, że jest bzdurna, ale wstyd, że oni nie wiedzieli - żadna linia lotnicza nie przyciągnie przecież klientów takim zakazem. Nawet pół ceny mi zapłacił, bo myślał, że jestem na etacie w PO. On był naiwny i nadal jest, mimo że doktór z doktoratem. Przy czym w dobrej wierze składał tę interpelację.

- Może doradzi mi Pan, jak powinnam pisać wystąpienia. Z czasem się nauczę.

- Przy pisaniu warto wykazać się wiedzą. Takie interpelacje zyskują jakiś odbiór. Normalnie to się coś formalnie odpowie, ale jak się taką mądrą, z cytatami, analogiami napisze, to jest zauważona. I w tym jestem dobry, ale wie pani - perły przed wieprze.

- Pewnie gardzi Pan posłami i ich wiedzą, co?

- Nie każdy miał czas się uczyć, ale żeby nie mieć politycznego wyczucia? Ostatnio pisałem platformersom o Geremku. Nie wiem, po co. Geremka w programie opluł Pospieszalski i ja broniłem Geremka. Pisałem to łagodnie, bo wiedziałem, że Tusk był w konflikcie z Geremkiem, ale oni kazali mi to wyostrzyć, żeby uderzyć w Pospieszalskiego. Nie wiedzieli, że Tusk chronicznie nie znosił Geremka, bo Geremek wygrał z nim rywalizację o fotel przewodniczącego Unii Wolności i go zgnoił. Geremek uważał, że Tusk jest głupkiem i Mazowiecki też tak uważał.

Pamiętam taką scenę jak Tusk - marszałek Senatu i wiceprzewodniczący Unii Wolności - siedział w knajpie sejmowej. Byli tam też Geremek i Mazowiecki. Tusk nie mógł się dosiąść, nie dostępował zaszczytu. Traktowali go jak chłopca z podwórka od kopania w piłkę, a oni byli familia. Tusk był marginalizowany.

- To co? Nauczy mnie Pan?

- Mówiłem, że jestem życzliwy. Już kilkunastu asystentów poselskich nauczyłem.

 

Z panem WOJCIECHEM PADOWICZEM rozmawiała w Sejmie MALINA BŁAŃSKA