WISŁAWA SZYMBORSKA
POCZTA LITERACKA
czyli jak zostać (lub nie zostać) pisarzem
2000
(...)
H. J., Rożnica Dość często zdarza się redaktorowi "Poczty" czytać listy z groźbami. Listy te brzmią mniej więcej tak: proszę mi powiedzieć, czy moje teksty są coś warte, bo jeśli nie - skończę z tym natychmiast, podrę, wyrzucę, pożegnam się z marzeniami o sławie, będę zrozpaczony, zwątpię w siebie, załamię się, rozpiję, przestanę wierzyć w sens własnego życia, i tak dalej, i tak dalej. Redaktor nie wie wtedy, co robić. Cokolwiek ma bowiem do napisania - wszystko staje się groźne. Napisze, że wiersze czy proza są złe - i wielka tragedia gotowa. Napisze, że dobre - i autor dostanie bzika na punkcie swych uzdolnień. (Były już takie wypadki). Niektórzy żądają jeszcze, aby odpowiadać natychmiast, bo mogą stać się rzeczy straszne. Nawet namyślić się nie pozwalają.
Harry, Szczecin Sporządził Pan długą listę pisarzy, na których talencie redaktorzy i wydawcy początkowo wcale się nie poznali, a potem żałowali i wstydzili się bardzo. Aluzję pojęliśmy w lot. Felietony przeczytaliśmy ze stosowną dla naszej omylności pokorą. Są nieaktualne, ale to nic. Zostaną na pewno zamieszczone w Pismach zebranych, jeśli napisze Pan ponadto coś w rodzaju Lalki i Faraona.
M. Z., Warszawa Życie redaktora "Poczty" pełne jest niespodzianek. Żąda się od nas rzeczy niemożliwych. Na przykład bywamy proszeni o napisanie listu (prywatnego!), jak i co należy pisać, żeby zostało wydrukowane. Inni proszą nas o zbieranie materiałów do szkolnych zadań albo o pisanie referatów. Jeszcze inni proszą nas o pełny wykaz książek, które należy przeczytać, jak gdyby rozwój pisarza nie wymagał absolutnej w tym zakresie samodzielności. Pan, Panie Marku, uzupełnił w miły sposób ten rejestr, przesyłając nam garść wierszy fińskich (w oryginale!) z propozycją, żebyśmy sobie wybrali do druku, które chcemy - a kiedy już dokonamy wyboru, Pan obiecuje je przełożyć. Otóż wszystkie wiersze bardzo się nam na oko podobają, napisane są na ładnym papierze, czcionka czysto i wyraźnie odbita, odstępy i marginesy równe, tylko jedno słowo skreślone długopisem niebieskim, co za bardzo wiersza nie szpeci, a nadto świadczy, że autor sprawdzał z troską maszynopis.
Ata, Kalisz Rozmarzyły nas te zgrabne, pełne dwornej afektacji wierszyki. Gdybyśmy mieli zamek z przyległościami, piastowałaby Pani urząd nadwornej poetessy, opiewała przykrość płatka róży, na którym siedzi muszka nieproszona, i chwaliła nas za to, że subtelnymi palcami spędzamy brzydulę z czarownego kwiecia. Oczywiście poeta, który by nam wypomniał otrucie bigosem dwunastu stryjów, siedziałby wówczas w lochu jako beztalencie. A najdziwniejsze, że wierszyk o róży mógłby być arcydziełem, natomiast wiersz o stryjach kiepski... Tak, tak, muzy są amoralne i kapryśne. Czasem sprzyjają błahostkom. Byleby jednak poeta mówił językiem swojej epoki. Utwory Pani są staroświeckie w formie i zakresie pojęć. Jest to osobliwe u dziewiętnastoletniej dziewczyny. A może są to strofki przepisane ze sztambucha prababki?
J. Szym., Łódź No, no. Przepisał Pan starannie fragmenty opowiadania Jana Stoberskiego i przysłał do nas z prośbą o zamieszczenie jako debiut. Ale to jeszcze nic wobec pewnego tytana pracy z Gdańska, który przepisał na czysto jeden rozdział z Czarodziejskiej góry, dla niepoznaki zmieniając nazwiska postaci. Było tego około trzydziestu kartek. Kiepsko Pan wygląda ze swoimi czterema stronami rękopisu. Trzeba przysiąść fałdów. Na pierwszy ogień polecamy Komedię ludzką. Niezłe i dużo.
T. Z., Jelenia Góra List Pana reprezentuje trzeci gatunek, też budzący wiele zastrzeżeń. "Mój? - spyta Pan. - Ja przecież napisałem list na parę stron! Na oko też chyba wyglądał dobrze. Nie wiem, doprawdy, czego wy jeszcze chcecie". List rzeczywiście jest długi i starannie napisany, tylko że absolutnie o niczym. Przez trzy i pół strony autor zwierza się nam, że postanowił do nas napisać, że z początku nie chciał, ale potem się zdecydował, bo jak już się pisze, to się powinno wiedzieć, co się napisało, a samemu się nie wie, więc trzeba komuś pokazać, choć w pierwszej chwili czuje się opór i wahanie, czy wysłać, czy nie wysłać, no ale w końcu człowiek wysyła, bo raz to mu się podoba, co napisał, a drugi raz to wcale nie, czyli nic innego nie pozostaje, jak zdać się na sąd kogoś, kto sam tego nie napisał, żeby ten ktoś napisał, czy warto to pisać i czy warto było wysyłać, czy nie warto, i tak dalej, i tak dalej... List tego typu także źle wróży tekstom. Od razu widać, że autor nie ma poczucia formy, uważa, że im więcej słów, tym większe zrobią wrażenie, że w gruncie rzeczy brak mu energii i wyobraźni. W dziewięćdziesięciu pięciu przypadkach na sto diagnoza nasza się sprawdza: dołączone do listu utwory wykazują te same ułomności. Jednak czytamy wtedy pilnie, bo tych pięć procent to jakaś nadzieja. Zresztą na tym słowie chcemy dzisiejszy przegląd zakończyć.
J. G., Szczecin, A. Z., Łódź, H. K., pow. Gniezno Wiosna, wiosna. Okrutne dziewczęta opuszczają jednych poetów dla drugich, czego skutkiem jest zdwojony napływ do redakcji wierszy pełnych - a) wyrzutów sumienia: "Mówiłaś mi komplementy, choć miałem duże mankamenty", b) determinacji: "Ale daremny to trud, nie wyrwie mi cię cały świata lud", c) goryczy: "Smutno nie było tobie, kiedy leżałem w grobie, lecz duszą byłem przy ciebie, a myślami w niebie", d) pochopnych przyrzeczeń: "Ja do tego nie dopuszczę, żeby los cię porwał w puszczę", oraz e) miłej zachęty: "A kiedy już będę twym, ty się popluszcz w oku mym"... Wszystko to ludzkie i w jakiś sposób ujmujące, ale czy trzeba się dziwić, że każda kolejna wiosna budzi w naszych redaktorskich duszach uczucie trudnej do określenia trwogi?
P.Z.D., Chorzów "Albo dajcie mi jakąś nadzieję na drukowanie lub chociaż pocieszcie..." - Musimy, po lekturze, wybrać to drugie. A więc uwaga, pocieszamy. Czeka Pana wspaniały los, los czytelnika, i to czytelnika w najlepszym gatunku, bo bezinteresownego; los kochanka literatury, który zawsze będzie jej silniejszym partnerem, czyli nie tym, który zdobywać musi, ale który jest zdobywany. Będzie Pan sobie czytał różne różności dla samej przyjemności czytania. Nie śledząc "chwytów", nie zastanawiając się, czy to a to można by napisać lepiej albo tak samo dobrze, tylko inaczej. Bez zazdrości, bez stanów przygnębienia i napadów podejrzliwości, jakie towarzyszą czytelnikowi, który sam coś pisze.
Dante to będzie dla Pana Dante, niezależnie od tego, czy miał, czy nie miał ciotki w wydawnictwie. W nocy nie będzie Pana dręczyć pytanie, dlaczego Iks, który nie rymuje, został wydrukowany, a ja, który wszyściuteńko zrymowałem i na palcach policzyłem zgłoski, nie mam nawet słówka odpowiedzi. Miny redaktora nie będą Pana nic a nic obchodzić, a grymasy rozmaitych "etapów" albo nic, albo nie tak znów bardzo. No i jeszcze ta niemała korzyść, że często się mówi: "niewydarzony pisarz", a nigdy: "niewydarzony czytelnik". Owszem, istnieją całe rzesze nieudanych czytelników - naturalnie nie widzimy Pana w tym gronie - ale jakoś uchodzi im to na sucho, natomiast jeśli ktoś pisze i nie bardzo mu to wychodzi, to wszyscy od razu dookoła mrugają i wzdychają. Nawet na własną dziewczynę liczyć tu za bardzo nie można. No i jak? Poczuł się Pan jak król? No chyba.
Lubin Jak zostać literatem? Zadaje Pan kłopotliwe pytanie. Zupełnie jak ten chłopczyk, który pytał, jak się robi dzieci, a kiedy matka powiedziała, że wytłumaczy mu później, bo teraz jest bardzo zajęta, zaczął nalegać: "To wytłumacz mi chociaż głowę"... No cóż, spróbujmy i my wytłumaczyć chociaż głowę: otóż trzeba mieć trochę talentu.
Marlon, Bochnia Nie każdy, kto umie narysować siedzącego kota, domek z dymem z komina oraz twarz złożoną z kółka, dwóch kresek i dwóch kropek, będzie w przyszłości wielkim malarzem. Na razie wiersze twoje, kochany Marlonie, są w stadium takich właśnie rysunków. Pisz dalej, myśl o poezji, czytaj poezję, ale i pomyśl o zdobyciu praktycznego fachu, niezależnego od protekcji muz. Są to, jak nam mówiono, histeryczki, a na histeryczki liczyć nie można.
Rom. L., Zakopane Podał Pan tak brzydki kryptonim, że odpisujemy pod inicjałami. W wierszach również nie widzimy żadnych zahamowań w zakresie słownictwa. My, redaktorzy "Poczty", występujemy czasem pod postacią subtelnej kobiety. Jesteśmy wtedy trochę zakłopotani. Ale do rzeczy! Drewniane płoty ustępują coraz częściej drucianej siatce. Wskutek tych (jakże pomyślnych!) ulepszeń cywilizacyjnych pewien rodzaj poezji traci właściwy sobie teren oddziaływania na szerokie kręgi społeczeństwa. Bardzo Panu współczujemy, jest Pan bez wątpienia niewinną ofiarą postępu.
H. C, Kraków Brak talentu literackiego nie jest żadną hańbą. Zdarza się wielu ludziom mądrym, światłym, szlachetnym tudzież uzdolnionym wybitnie w innych dziedzinach. Pisząc, że tekst jest marny, nie zamierzamy nikogo obrażać ani odbierać mu wiary w sens istnienia. Natomiast, istotnie, nie zawsze wypowiadamy swój sąd z chińską uprzejmością. Och Chińczycy, ci umieli niegdyś, jeszcze przed rewolucją kulturalną, odpowiadać niezbyt fortunnym poetom! Brzmiało to mniej więcej tak: "Wiersze Pana przewyższają wszystko, co napisano do tej pory, i wszystko, co będzie jeszcze napisane. Gdyby zostały wydrukowane, w ich oślepiającym świetle zbladłaby cała literatura, a inni uprawiający ją autorzy boleśnie odczuliby swoją nicość...."
Alcybiades, Żywiec Wiersz, przezornie opatrzony trzema gwiazdkami, zaczyna się tak: "Zabrali mi dom / schronienie dla strachu / Zabrali powietrze / pleśń zabrali z komnat..." Jedno jest pewne: ktoś tu lamentuje, ale kto, to się do końca wiersza nie wyjaśnia. Komnata przywodzi na myśl jakieś wydarzenia dawne. Jakie? Może zresztą rzecz się dzieje dzisiaj, tylko w starym budynku. Zagadka. A kim są owi złoczyńcy? Zabrali dom! Zabrali powietrze! Jeśli zabrali powietrze, to znaczy, że udusili. Ale za jednym zamachem zabrali i pleśń, co znowuż zasługuje na pewną pochwałę. W jakim celu zrobili jednocześnie to i tamto? Cztery linijki, a sto wątpliwości. Sto? Ani jednej. Po prostu sam autor nie wiedział, co pisze. Nie pierwszy, nie ostatni. A życie mija.
M. M., Wrocław Syn, lat szesnaście i pół, zaczął w ostatnich miesiącach pisać wiersze, sposępniał, usiłuje zapuszczać brodę, nosi na palcu wielki pierścień ze szkiełkiem, na szyi wiąże jakieś chusty, a twórczość swoją obnosi po mieście w futerale od skrzypiec. Pyta nas Pan jako znawców przedmiotu, czy to, co się dzieje z synem, dziać się koniecznie musi, no i czy jest jakaś nadzieja, że mu to kiedyś przejdzie. Przejdzie, oczywiście, że przejdzie. Chłopiec na razie chce wszelkimi sposobami zwrócić na siebie uwagę - a jest akurat w tym wieku, w którym wierzy się w skuteczność rekwizytów. Wątpimy tylko, czy to wszystko zaczęło się od pisania wierszy. Raczej zaczęło się wszystko naraz - i przeważnie wszystko naraz mija. Jeżeli w chłopcu istnieje naprawdę materiał na pisarza, przyjdzie mu wkrótce przeżyć inną fazę rozwoju. Odkryje z zakłopotaniem, że jest naprawdę inny, a to w życiu wygodne nie jest. Będzie starał się to za wszelką cenę zmienić albo choćby ukryć. Jest o tym mowa w Toniu Krogerze. Nie chodzi już tam bynajmniej o dziecinne manifestacje inności, ale o inność prawdziwą, o tym rodzaju wewnętrznego wyczulenia, które zwiastuje niejedną życiową komplikację. Ale nie galopujmy tak daleko. Zostańmy chwilowo przy futerale i pierścieniu. Co ma czynić w takim wypadku nieszczęsny rodzic? Nieszczęsny rodzic czeka cierpliwie, wspomina sobie, jak to on sam był w tym wieku, i szuka pociechy w dziełach filozoficznych.
M. O., Trzebień "Pożegnanie lata wypływa jak pierś biała z tuniki klejnotem spiętej..." - Nasuwa się wiele pytań: dlaczego jak pierś, czemu koniecznie biała, czemu wypływa, dlaczego z tuniki. Dalszy ciąg wiersza pozostawia nasz niepokój bez odpowiedzi. Pojawia się natomiast Adam kuszony przez węża, co jest śmiałą nowością, która jednak nie przyjmie się chyba. Ludzkość z dużą przyjemnością przyswoiła sobie pogląd, że to Ewa jest wszystkiemu winna.
Janusz Brt., Kraków Dlaczego w Pańskich wierszach Izyda kroczy po kaifaszach dziedzińca? Dlaczego Napoleon pada przeszyty włócznią? Dlaczego kolumna pęka jak wrzątek, a fuga krwawi bryłę oczekiwania?
W tym szaleństwie brak metody - jak by zauważył Poloniusz. Naturalnie Poloniusz w rozmowie z kapitanem Cookiem podczas grzybobrania.
Kar. M., Sędziszów Lekarzom dobrze, zawsze mogą przepisać jakieś pigułki. Dla naszej branży Polfa niczego nie wymyśliła. Polecamy więc gramatykę języka polskiego trzy razy dziennie po jedzeniu.
Z. Ł., Brzeg Transkrypcja polska nie oddaje wiernie francuskiej wymowy. Podajemy więc z grubsza. La Rochefoucauld wymawia się: Laroszfuko, z akcentem na ostatniej zgłosce i lekkim pochyleniem głowy. Montaigne wymawia się: Mąteń, z akcentem na ostatniej zgłosce i przyklęknięciem na jedno kolano. Ucałowania.
Z. H., Poznań Kłopoty z rozwojem potocznego języka to temat niebłahy. Cieszymy się, że są ludzie, którzy w tej sprawie potrafią kropnąć list na cztery strony papieru kancelaryjnego. Nas także martwi inwazja terminologii administracyjnej, której powoli zaczynają wszyscy używać na co dzień, w okolicznościach najzupełniej do tego nie pasujących. Jest to mowa wyjątkowo uboga, bezosobowa i służąca nie temu, żeby coś dokładnie wyrazić, ale przeciwnie, żeby uniknąć jakiejkolwiek dokładności. Natomiast nie martwią nas tak bardzo wyrazy obcego pochodzenia, każdy język cywilizowany ma ich mnóstwo, a mimo to odrębność swoją zachowuje. No owszem, w takim na przykład zdaniu: "magazynier z personalną jedli w kajaku czekoladę", pierwszy rzeczownik jest pochodzenia arabskiego, drugi etruskiego, trzeci jest eskimoski, a czwarty aztecki. Ale czy to nie wzruszające, że taka rzecz zdarza się czasem na urlopie w Pupach?
T., Kraków "Obliczyłem, że na 1000 słów przeciętnie (jestem z zawodu statystyk) wypada 6,0874 razy użycie słów «praktyka», «praktyczny» i pochodnych. Około 300 razy na arkusz wydawniczy, 3000 razy na 10 arkuszy. U Francuzów pisze się «pratique», a zatem «pratyka» i «pratyczny» powinny brzmieć powyższe słowa. Przy przeciętnej wydajności średniej drukarni w stosunku rocznym da to oszczędność 8 483 010 znaków, co w przemnożeniu przez ilość drukarni w Polsce i przeliczeniu na złp. wyniesie rocznie 1 255 000 zł. Zaznaczam, że przyjąłem najniższe wskaźniki. Chyba więc gra warta świeczki dla tych, którym dobro Ojczyzny naszej leży na sercu. Proszę o zainteresowanie tą sprawą odnośnych czynników". - Nareszcie wiemy, skąd Francuzi mają wieżę Eiffla, a Grecy ze swoją "praksis" tylko jakieś ruiny.
Br. Z-ki, Gdańsk Klasyczna stara panna była to istota bez posagu, skazana na uwiąd i bezczynność u boku rodziców. Nie wypadało jej pracować zawodowo i żyć na własną odpowiedzialność. Żywot starej panny był piekłem. Każdy karnawał przynosił jej nowe upokorzenie, każdy rok coraz bardziej stanowczo oddalał nadzieje zamążpójścia i macierzyństwa. Ze starych panien się śmiano. Był to śmiech z cudzego nieszczęścia, czyli w bardzo kiepskim gatunku. W noweli pod tytułem Krakowskie czasy wprowadza Pan postać starej panny jako element humoru. Aleśmy się wcale nie ubawili.
Baśka "Mój chłopiec twierdzi, że jestem za ładna, żeby pisać dobre wiersze. Co myślicie o tych, które załączam?" - Sądzimy, że jest Pani rzeczywiście piękną dziewczyną.
Honorata O. "Kichocie półobłędny ze samotnością - katem, nawet w ramionach Ofelii będziesz mi bratem!..." - Czy aby tylko Telimena, porwana przez Fausta do Troi, nie będzie temu przeciwna??
Luda, Wrocław To prawda, że Eluard nie umiał po polsku, czy jednak przekładając jego wiersze, trzeba to aż tak mocno podkreślać?
Pegaz, Niepołomice Pyta Pan wierszem, czy życie ma sęs. Słownik ortograficzny daje odpowiedź negatywną.
"Homo", Trzebinia Zapytuje Pan, jakie jest nasze zdanie o Homerze. Dotychczas jak najlepsze. A co, stało się coś?
Mimu, Kraków Pańskich manuskryptów, które początkowo braliśmy za wiersze, nikt z nas nie potrafił odcyfrować. Dopiero w aptece odczytano je. Medykamenty do odebrania w sekretariacie redakcji.
W. Karb, Kraków Pyta Pan, do czego potrzebny jest Kochanowski współczesnemu poecie. Do czytania.
P. G. Kr., Warszawa Trzeba koniecznie zmienić długopis. Ten, którym Pan pisze, robi mnóstwo błędów. Pewnie zagraniczny.
J-M. K, Myślenice Wiersz na razie nieaktualny. Jeszcze ciągle piszemy: strzelec, mrówka, wziąłem. Jeżeli w ortografii zajdą jakieś korzystne dla Pana zmiany, nie omieszkamy zawiadomić osobnym listem.
"Astra", Katowice Niewykluczone, że sto lat temu otrzymałby Pan z redakcji taką oto odpowiedź: "Śmiało, młodzieńcze! W wierszach twoich kwili jakowaś nuta dźwięczna a własna, jakoweś zapowiedzi poezyji nowej malują się świeżymi kolory..." Dziś tak napisać nie możemy. Jest już o te sto lat za późno.
Malina Z., Krynica "Zmieńcie co chcecie, tylko wydrukujcie!" - Zmieniliśmy gruntownie i wyszły Liryki lozańskie. Niestety, już wydrukowane.
A. K., Słupsk "Naszą wyspę owiewa cyklop namiętności..." Groźne, ale i tak lepsze od jednookiego cyklonu.
Żegota, Białystok Jeżeli wydrukujemy, prosimy podać aktualny adres Kazimierza Przerwy-Tetmajera, abyśmy mogli wysłać mu osiemdziesiąt procent honorarium autorskiego.