Gazeta Wyborcza - 22/05/1998

 

 

Anna Żebrowska

NIKITA I NIKITA

 

 

Sala Kolumnowa z wystawionymi zwłokami Stalina, nieprzebrany potok ludzki. Za kotarą orkiestra gra marsze pogrzebowe. Nagle w szparę kotary wsuwa się łysa głowa Chruszczowa. - Weselej, chłopaki! - mówi i znika. Autentyczne!

 

Sałatkę z krabów, którą sprokurowałam na jego cześć, Nikita Siergiejewicz Chruszczow zjadł bez obrzydzenia, zgrabnie operując sztućcami. Przyszedł z kwiatkiem, ale ubrany bezpretensjonalnie: wiatrówka nie pierwszej młodości, dżinsy, obuwie sportowe. Posturą przypominał dziadka, choć przerósł go o głowę, a gęsta czupryna ani myślała łysieć. Gdy się uśmiechał, na szerokiej twarzy z trzema brodawkami pojawiały się zabawne dołeczki.

Uśmiechał się Nikita często i był duszą naszej dwuosobowej kolacji, jako że wymowność także odziedziczył po dziadku. Dla I sekretarza KC KPZR Nikity S. Chruszczowa (1894-1971) czterogodzinny referat, a po nim - trzygodzinne zagajenie dyskusji znaczyły tyle co kichnięcie. Odczytywanie gotowych tekstów nudziło go, więc odkładał maszynopis i wdawał się w dygresje. Mówił niegramatycznie, lecz obrazowo, sypał przysłowiami, zapalał się i jego cienkawy tenor nierzadko zmieniał się w krzyk. Wystąpienia Chruszczowa były spektaklami jednego aktora, toteż towarzyszyły im "brawa", "gorące brawa" i "długotrwałe brawa, przechodzące w owacje". Wnukowi musiało wystarczyć, że zamieniałam się w słuch i pilnie konspektowałam jego opowieść.

Bo też 38-letni Nikita ma w głowie kilka megabajtów pasjonującej informacji o rodzinie i ojczystej historii ostatnich dziesięcioleci. Wie, że tajne protokoły paktu Ribbentrop-Mołotow zostały skatalogowane w Archiwum KC (obecnie - Archiwum Prezydenta) pod hasłem "Dokument w pomarańczowej kopercie" - dlatego za nic nie można ich było odnaleźć. Inny obiekt w tymże archiwum, pt. "Walizka z gabinetu A.I. Mikojana" może, jego zdaniem, kryć rarytasy z sejfów dotyczących Lenina i Stalina, ale nikt nie miał czasu tam zajrzeć.

Gdy jedziemy trolejbusem z Cmentarza Nowodziewiczego do centrum Moskwy, Nikita opowiada historię mijanych domów: tu zmarł Mikołaj Gogol, tamten gmach sztabu wojsk lotniczych kazał dla siebie wybudować syn Stalina, Wasilij. Rzucam hasło: "bankier Chodorkowski", Nikita odpowiada: "były drugi sekretarz moskiewskiego Komsomołu". Pytam o Mołotowa - ma od niego autograf: "Pozdrowienia dla młodego psychologa radzieckiego! Wiaczesław Mołotow, 18 VI 1977". Wspominam Timura Gajdara, ojca eks-premiera - okazuje się, że Nikita grywał z nim w pokera w nomenklaturowym sanatorium na Krymie.

Oprócz historii pasjonują go sztuki piękne, od dziecka rzeźbi w drewnie i maluje. Kilka akwarelek, które mi pokazał, były abstrakcjami najbardziej abstrakcyjnymi ze wszystkich, jakie widziałam.

- Jakby osioł machnął ogonem! - zgadując moje myśli, Nikita powtórzył słynną opinię Chruszczowa o malarstwie nowoczesnym. I uśmiechnął się rozbrajająco.

Komunizm ze smalcem

Doinformowanie Nikity funduje mu różne niespodzianki. U zarania pierestrojki w redakcji "Moskowskich Nowosti" zadzwonił telefon: - "Nikita Siergiejewicz? Proszę się tylko nie przestraszyć - w męskim głosie zabrzmiały pieszczotliwe nuty. - Dzwonię z sekretariatu przewodniczącego KGB. Przepraszamy za kłopot, ale może pan wie, kiedy pański dziadek powiedział: >>Komunizm jest dobry, lecz z sadłem wieprzowym będzie jeszcze lepszy<<. Od wczoraj zwróciło się do nas w tej sprawie kilkadziesiąt osób". Nikita obiecał sprawdzić i zadzwonił do Roja Miedwiediewa, autora biografii Chruszczowa. "Ty także? - jęknął do słuchawki Miedwiediew. - Telefon mi się urywa, wszyscy pytają o komunizm ze smalcem!".

Szperając wieczorem w domowym archiwum Nikita nie bez trudu odszukał skrzydlatą frazę dziadka. Wyleciała mu z ust na jednym ze spotkań partii z inteligencją twórczą, a uwiecznił ją w swoich wspomnieniach reżyser Michaił Romm. W KGB dziękowano gorąco i z westchnieniem ulgi. Zdradzili też Nikicie przyczynę zainteresowania cytatem: Głos Ameryki urządził konkurs na znajomość wypowiedzi przywódców państwa i na zwycięzców czekało pięć dwuosobowych, miesięcznych wycieczek po Stanach.

- Nawet wizy miały być natychmiastowe i bezpłatne - wspomina Nikita. - Ludzie stawali więc na głowie i paraliżowali pracę KGB w przekonaniu, że t a m wiedzą wszystko!

W spadku po dziadku

Blok w Zaułku Leontjewskim, gdzie mieszka wnuk Chruszczowa, swego czasu upodobali sobie członkowie KC KPZR, Andriej Gromyko, Dmitrij Ustinow, Wiktor Griszyn. Sąsiadką zza ściany była hiszpańska komunistka Dolores Ibarruri (jej wnuczka Lola przed paru laty stawiła się na ślubie brata Nikity; była ich przyjaciółką z dzieciństwa). Po powrocie Ibarruri do ojczyzny jej mieszkanie otrzymał emerytowany wówczas sekretarz KC Azerbejdżanu, dziś urzędujący prezydent Gajdar Alijew. Następnym lokatorem został pisarz Czyngis Ajtmatow, który reprezentuje Kirgizję w krajach Beneluksu i pomnaża skromne apanaże dyplomaty wynajmując swoje moskiewskie apartamenty. Nikicie zostawił książeczki czynszowe z prośbą o regulowanie należności, a w jego albumie znamienny wpis: "Pilnujmy naszego domu!" (mieszkanie Ajtmatowa, mimo zamków i dyżurnej na dole, zostało pewnego dnia ogołocone przez złodziei).

Dla jasności obrazu trzeba dodać, że w snobliwym otoczeniu Nikita Siergiejewicz ma kiepskie warunki bytowe. Trzypokojowe mieszkanie zajmują trzy rodziny: mama Galina z mężem, młodszy brat Sierioża z żoną i trzyletnim synem oraz Nikita solo w klitce powstałej po przegrodzeniu jednego z pokoi. Ale dzięki temu bez trudu zwabiłam go do siebie, by wykazać się sałatką z krabów oraz polskimi publikacjami o Chruszczowie - zwłaszcza że nasz język nie jest Nikicie obcy.

- Na daczy dziadków zawsze leżała świeża "Trybuna Ludu". Babcia Nina Pietrowna pochodziła z Zachodniej Ukrainy i znała polski. Niektóre artykuły czytywała na głos i tłumaczyła, dzięki czemu sporo rozumiem.

Nikita ukończył w 1981 roku studia na wydziale psychologii Uniwersytetu Moskiewskiego. Pracę dyplomową o metodach doboru psychologicznego załóg lotniczych pisał pod kątem potrzeb Instytutu Lotnictwa Cywilnego, gdzie miał obiecane zatrudnienie. Jednak złożone dokumenty zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a kiedy próbował wyjaśnić sprawę - zniknął dyrektor i nie było z kim rozmawiać. Sytuacja powtórzyła się jeszcze w kilku przedsiębiorstwach, gdy tylko wychodziło na jaw, że Nikita jest wnukiem t e g o Chruszczowa. Wreszcie ojczym upchnął go w Instytucie Problemów Zarządzania - po znajomości i pod nieobecność dyrektora.

Gdy nastała pierestrojka, Nikita przeszedł do "Moskowskich Nowosti" na zastępcę szefa służby informacyjnej. Przygotowuje komputerowy wariant pisma i comiesięczne kalendarium wydarzeń historycznych. Pracę ma ciekawą, choć mało płatną. Gdy w ubiegłym roku jechał na delegację do Niemiec, w programie figurowały spotkania z politykami. Nikita nie miał garnituru (właściwie to miał, ale stary, zawłaszczony przez mole, na nowy zaś nie było pieniędzy). Wówczas mama otrzepała z naftaliny granatowy garnitur dziadka Chruszczowa. Szczęśliwie i rękawy, i nogawki było z czego podłużyć. Gdybyż premier Bawarii, a jeszcze lepiej - firma aukcyjna Sotheby's wiedzieli, w czym paraduje Nikita! To nie był garnitur, lecz eksponat muzealny, zabytek historii, uszyty z przedniej wełny w zakładzie, który obsługiwał tylko najwyższych funkcjonariuszy imperium. Eksponat pasował jak ulał.

Zawsze z ludem

Na hasło Nikita Chruszczow staje nam przed oczami niewysoka postać, naładowana energią niczym bomba trotylem. Idealnie krągła łysina, usiana brodawkami chłoporobotnicza twarz, częściej uśmiechnięta niż zafrasowana lub nadęta z irytacji. Na fotografiach i kadrach filmów dokumentalnych gruszkowaty Chruszczow jest zawsze w centrum uwagi. Bezceremonialnie tyka palcem Nixona, poklepuje na wpół gołego aborygena, wznosi kielich z przezroczystym płynem, obejmuje Walentynę Tierieszkową, triumfalnie potrząsa kolbą kukurydzy... Nieważne zresztą, co robi, wokół niego zawsze kipi życie.

W odróżnieniu od wyniosłego, ponurego Stalina, który odgrodził się od świata murem Kremla i nawet przy stole prezydialnym siadał z boku, jego następca uwielbiał bratać się z ludem. Chętnie "pryskał" ochronie, potrafił podczas kremlowskiego koncertu opuścić wysokie grono towarzyszy i przysiąść się do dawno nie widzianego ziomka. Na wakacjach lubił popłynąć łódką ze strzeżonego pensjonatu na plażę publiczną, by osłupiałym kuracjuszom złożyć życzenia owocnego wypoczynku.

Do historii wszedł razem z takimi pojęciami, jak: odwilż, XX Zjazd Partii, referat "O kulcie jednostki i jego następstwach", rehabilitacja ofiar represji politycznych i destalinizacja. Za wypuszczenie milionów ludzi z łagrów należy mu się pomnik w każdym mieście i wsi. Ale pomników nie ma, a nagrobek na Cmentarzu Nowodziewiczym - czarno-biała kompozycja marmuru i granitu - przypomina o sąsiedztwie dobra i zła w naturze ludzkiej. Zwłaszcza gdy człowiek otrzymuje władzę, której ogrom jest odwrotnie proporcjonalny do poziomu jego inteligencji, wykształcenia, kultury osobistej. W wypadku Nikity Chruszczowa chłopski pragmatyzm i szczera chęć ulżenia współobywatelom nieustannie walczyły o lepsze z doktrynerską ślepotą, sobiepańskim prostactwem i nie sposób było przewidzieć, które z nich i w jakich sytuacjach zwyciężą.

"Dziś niczym - jutro wszystkim my!"

Zarządca jednej szóstej części ziemskiego lądu pasał do piętnastego roku życia owce, cielęta i krowy u obszarnika w rodzinnej wsi Kalinówka pod Kurskiem. Dorosłe życie zaczął jako ślusarz w kopalni, następnie - mistrz ślusarski, któremu za złote ręce płacono miesięcznie 30 rubli złotem (dwa do trzech razy więcej niż pozostałym). Mimo to w roku 1917 Chruszczow stanął na czele bolszewickiej Rady Komitetów Metalurgów Donbasu. Do rewolucji poszedł nie z bagażem teorii marksizmu-leninizmu, lecz wiedziony, jak wówczas pisano, "instynktem klasowym". Podczas wojny domowej - szeregowy czerwonogwardzista, następnie komisarz pułku. Po wyparciu białych uczył się w Technikum Dońskim i na fakultecie robotniczym. Z funkcji sekretarza szkolnej organizacji partyjnej trafił wprost do aparatu KC Ukrainy. Na konferencjach i rozdyskutowanych moskiewskich zjazdach partii twardo popierał linię Stalina. Do umysłu Chruszczowa proste stalinowskie hasła trafiały celniej, niż dywagacje bolszewickich inteligentów.

Na przełomie lat 20. i 30. krótko studiował w Akademii Przemysłowej w Moskwie. Z inicjatywy Łazarza Kaganowicza od roku 1932 sekretarz dzielnicowy, następnie - I sekretarz komitetów partii, moskiewskiego i obwodowego.

O uczestnictwie Chruszczowa w krwawych czystkach lat 30. mówiono zawsze ciszej niż o udziale pozostałych gwardzistów Stalina, jednak jego podpis figuruje na niejednym haniebnym dokumencie.

W styczniu 1938 roku skierowano go na Ukrainę. Jako I sekretarz KC, okresowo także premier, spędził tam 12 lat, w tym - wojnę. Były to dla niego ważne lata, podczas których poznawał życie nie tylko zza biurka. W roku 1946, gdy całe ukraińskie wsie wymierały z głodu, a z centrum przyszedł plan obowiązkowych dostaw - 400 milionów pudów zboża - Chruszczow odmówił wysłania ziarna i nie ugiął się nawet zbesztany przez Stalina.

Pod koniec lat 40. ponownie wezwany do Moskwy na znane mu stanowisko I sekretarza komitetów miejskiego i obwodowego. Znów był przy Stalinie jako jeden z najbliższych towarzyszy broni i nocnych pijaństw, podczas których z oddaniem "robił za błazna" - dowcipkował i tańczył hopaka.

Po śmierci Gospodarza rządy w imperium objął potężny narkom spraw wewnętrznych Ławrenty Beria, który na fotel głównego sukcesora wysunął swego bezwolnego druha, Gieorgija Malenkowa. Niespodziewanie wesołek Chruszczow, "Iwanuszka-duraczok" z partyjnych szczytów, zawiązał przeciwko Berii iście szatański spisek. Rozbił jego tandem z Malenkowem i przy pomocy Gieorgija Żukowa oraz armii zlikwidował konkurenta w najlepszym, stalinowskim stylu. Funkcję przywódcy partii objął we wrześniu 1953 roku, pięć lat później skumulował władzę, przejmując także obowiązki premiera.

Dogonić i przegonić

Jedenastoletnie rządy Chruszczowa to otwarcie ZSRR na świat, pojednanie z Jugosławią, powrót deportowanych Kałmuków, Czeczenów i innych narodów kaukaskich na swoje ziemie, pierwsze na świecie atomowe elektrownie i lodołamacze, sukcesy w kosmosie. Ale także krwawe akcje w Tbilisi, na Węgrzech i w Nowoczerkasku, wzniesienie muru berlińskiego, konflikt z Chinami i próba instalacji rakiet na Kubie, która omal nie wywołała trzeciej wojny światowej.

Epoka Chruszczowa to również wyjazdy komsomolców do Kazachstanu i na Syberię (zorane ugory zmieniały się w step i rezultatem nierzadko bywała katastrofa ekologiczna), megalomańskie hasła typu "Dogonimy i przegonimy Amerykę!", obietnice bez pokrycia. Nikita Siergiejewicz obliczył na przykład, że komunizm nastanie w roku 1980 i w kraju będzie jak w raju: skrócony tydzień pracy, mieszkanie dla każdej rodziny, czynsze zniesione, bezpłatna komunikacja miejska, bezpłatne lekarstwa, sanatoria, stołówki, przedszkola, odzież i pomoce szkolne. W przypływie dobrego humoru Chruszczow "podarował" też Ukrainie Krym, a Czeczenii żyzne ziemie dwóch kozackich obwodów na lewym brzegu Tereku. Hojność I sekretarza, wprost proporcjonalną do ilości wypitych trunków, Rosjanie wspominają obecnie słowami nie nadającymi się do druku. Można się też spodziewać, że napięcia etniczne na ukrainizowanym Krymie oraz między Kozakami i administracją czeczeńską jeszcze niejednokrotnie dadzą o sobie znać.

Nieujarzmiony temperament lidera i totalitarny model sprawowania władzy nakazywały mu wtrącać się do każdej dziedziny życia. W kulturze oznaczało to z jednej strony publikację "Jednego dnia Iwana Denisowicza" Aleksandra Sołżenicyna, koncerty poetyckie na stadionach, z drugiej - nagonkę na Borysa Pasternaka, pohukiwania na inteligencję twórczą, pogrom malarstwa abstrakcyjnego. "I to stado nami rządzi!" - zanotowała w roku 1961 malarka Wiera Prieobrażenska po wystawie sztuki nowoczesnej w Maneżu, gdzie podjudzony przez świtę Chruszczow zelżył artystów od pederastów i zagroził im deportacją na Zachód.

Szokował i śmieszył świat, kiedy zdjętym z nogi półbutem walił podczas sesji ONZ w pulpit lub obiecywał pokazać Ameryce "kuźkiną mać" (inaczej - gdzie raki zimują, co niedouczeni tłumacze przełożyli dosłownie i agencje światowe poszukiwały zdjęć groźnej matki tajemniczego Kuźki). W ojczyźnie przezwano go "kukuruźnikiem", ponieważ z jego błogosławieństwa "kiełbasę na łodydze" sadzono niemal pod kręgiem polarnym. Z ust do ust powtarzano dowcipy w stylu: "Amerykanie przylecieli na Marsa, a Marsjanie mówią im: Za późno! Był już tu taki łysy, gadatliwy i kazał całą planetę zaorać pod kukurydzę".

Kukurydza i soja nie rozwiązały problemów żywnościowych ZSRR. W ostatnich latach rządów Chruszczowa po chleb ustawiały się kolejki, a w niektórych rejonach (np. w okolicach Lwowa) białe pieczywo sprzedawano tylko wrzodowcom na recepty lekarskie. Ramki ideologii nie pozwalały sekretarzowi-premierowi przeprowadzić istotnych reform ekonomicznych. Z kolei zapasy energii wewnętrznej nie dawały mu spocząć na laurach, zająć się polowaniem i przyznawaniem sobie orderów - czym wkrótce zajmie się Breżniew z kompanią. Chruszczow eksperymentował, tasował kadry administracyjne, podzielił regiony na przemysłowe i rolnicze, zmniejszył chłopom działki przyzagrodowe, niemal o połowę zredukował armię (i wieś, i armia znienawidziły go), zapowiedział rotację kadr w najwyższych organach partyjnych. Potężny aparat, zmęczony innowacjami i manią reorganizacji wszystkiego, poczuł się zagrożony. W październiku 1964 roku, korzystając z urlopu Pierwszego, rozszerzone prezydium KC KPZR postawiło wniosek o odsunięcie go od władzy.

Był to już drugi zamach na "Chruszcza" (z pierwszego, w roku 1957, wyszedł cało dzięki poparciu Żukowa i armii), tym razem skuteczny.

Spisek

Historię upadku ojca opisał Siergiej Chruszczow, który na kilkanaście dni przed zaplanowaną akcją odebrał telefon od szefa ochrony jednego ze spiskowców. Oficer KGB, ryzykując całą swą karierą, uprzedził o tym, co się święci. Opowiedział o potajemnych spotkaniach, wymienił nazwiska przywódców przewrotu pałacowego: Leonid Breżniew, Nikołaj Podgorny, Michaił Susłow (członkowie KC), szef KGB Siemiczastny...

To nieprawdopodobne, że chytry lis Chruszczow, który swego czasu uśpił czujność Berii ("Dobrze odegrałem rolę przyjaciela Berii?" - żartował, gdy było po wszystkim), pozbył się Malenkowa, Mołotowa, Kaganowicza, Bułganina, usunął w cień Żukowa, zbagatelizował ostrzeżenie, po prostu nie uwierzył. I nie wymyślił nic mądrzejszego, niż to, żeby zapytać Podgornego, co knują. Oczywiście Podgorny wszystkiemu zaprzeczył: "Przecież my was kochamy, Nikito Siergiejewiczu!".

Pół roku wcześniej Chruszczow obchodził 70-lecie urodzin. Z tej okazji Leonid Breżniew wręczył mu Gwiazdę Bohatera Związku Radzieckiego, Order Lenina i uwieńczył gratulacje pocałunkiem usta-usta. Wraz z Breżniewem i KC cieszył się cały kraj. W kinach wyświetlano filmy dokumentalne "Nasz Nikita Siergiejewicz" i "Opowieść o honorowym górniku". Fotografie szefa partii i rządu zdobiły wszystkie numery gazet codziennych. Podręczniki historii przepisywano pod kątem uwypuklenia roli Chruszczowa w rewolucji, wojnie domowej, II wojnie światowej i współczesnym marszu ku świetlanej przyszłości. Po kraju kursowała anegdota: Rosyjski spiker podaje wyniki wyścigu przywódców dwóch supermocarstw: "Mimo deszczu i złego stanu trasy Nikita Siergiejewicz pokonał metę na wysokiej, drugiej pozycji. Prezydent Kennedy był przedostatni".

Likwidator kultu Stalina nie miał nic przeciwko własnemu kultowi. Jednak władca bizantyjskiego imperium, który przestaje czuć za plecami oddech rywali i nie trzyma ich na muszce - na dobrą sprawę sam wystawia się na odstrzał. Przekonany o swej niezbędności Chruszczow najspokojniej w świecie odleciał na urlop do Picundy. Wezwany po tygodniu nie ujrzał na moskiewskim lotnisku powitalnego orszaku dostojników - przyjechał tylko szef KGB Siemiczastny. Chruszczow zrozumiał wszystko i jakoś tak od razu pogodził się z przegraną. Dwa dni później, 15 października 1964 roku, był już zasłużonym emerytem ZSRR, miłościwie zesłanym do podmoskiewskiej daczy rządowej.

Na określenie jego rządów pojawiło się słowo-wytrych: woluntaryzm. Nazwisko głównego woluntarysty przemilczano przez ćwierćwiecze z uporem godnym lepszej sprawy. Po raz pierwszy z wysokiej trybuny wymienił je dopiero Michaił Gorbaczow. Nieprzypadkowo też epokę Gorbaczowa nazywano "drugą odwilżą" - w awangardzie ówczesnych przemian główną rolę grały posiwiałe, ale wiecznie młode duchem "dzieci XX Zjazdu".

Spowiedź

Brzmi to również jak anegdota, ale prądom zainicjowanej przez siebie odwilży Chruszczow uległ dopiero po odsunięciu go od władzy. Na daczy w Pietrowo-Dalnieje namiętnie słuchał "wrogich rozgłośni". W dziesięć lat po zaszczuciu Pasternaka za zachodnią publikację "Doktora Żywago", Nikita Siergiejewicz sam przystąpił do spisywania "antyradzieckich" memuarów. Tłumaczył się koniecznością przeciwdziałania cichej rehabilitacji Stalina.

- Wielokrotnie widziałem, jak dziadek rankami zamykał się w swoim pokoju na klucz i nikogo nie wpuszczał. Teraz wiem, że w tym czasie nagrywał na taśmie wspomnienia - mówi Nikita, który w chwili śmierci dziadka miał dwanaście lat.

Chruszczow pozostawił trzysta nagranych taśm magnetofonowych - prawie cztery tysiące stron maszynopisu. KGB zarekwirowało pierwszą część nagrań, jednak kopie były już przezornie ukryte i pierwszy tom pamiętników ukazał się w USA jeszcze za życia autora. Dwa wezwania do KC, które domagało się, by zaprzestał pracy, skończyły się dwoma zawałami. Trzeciego nie przeżył. Wybrane fragmenty "Wspomnień" są dziś dostępne w każdej moskiewskiej księgarni. Spowiedź Chruszczowa, pełną przemilczeń i płycizn myślowych, czytałam jednak z narastającą irytacją.

- "Byłem wprost wstrząśnięty: ileż rozpleniło się wrogów!" - zdumiewał się w rozkwicie terroru. Nie raz i nie dwa słyszał od cudem ocalałych ofiar o torturach, którymi wymuszano przyznanie się do nie popełnionych zbrodni. Słyszał, ale nie chciał usłyszeć i przy aresztowaniu kolejnego współpracownika, "najuczciwszego komunisty", znów szczerze się dziwił: "I ten przyznał, że jest wrogiem. Co się dzieje z ludźmi?".

A jednak to właśnie ograniczony Chruszczow, zapatrzony w Stalina jak w ikonę, okazał się koniem trojańskim systemu, który go wykarmił i wyniósł na wyżyny władzy. Ironia historii: Stalin zniszczył wszystkich ewentualnych konkurentów, w ostatnich miesiącach życia odsunął nawet Mołotowa i Mikojana. Tylko w Chruszczowie nie dojrzał grabarza swego kultu, choć czasem w żartach nazywał go polskim szpiegiem - Chruszczowskim.

Referat epoki

Tajny referat "O kulcie jednostki i jego następstwach", wygłoszony 24 i 25 lutego 1956 roku, na zakończenie XX Zjazdu KPZR, długo nazywano sensacją epoki. Nadal pozostaje on jedną z tajemnic tej epoki. Pierwszym cudem, jakiego dokonał Chruszczow, było przekonanie partyjnego betonu o konieczności ujawnienia zbrodni Stalina. Zbrodni, w których każdy wyższy urzędnik partyjny miał swój udział, podpisując dziesiątki, setki list z wyrokami. Mołotow, Malenkow, Kaganowicz sprzeciwiali się gorąco: po co prać partyjne brudy w obecności 200 członków KC i 1436 delegatów zjazdu? Mimo to Chruszczow postawił na swoim: "Masy partyjne winny wiedzieć wszystko".

Zaakceptowany przez prezydium KC tekst przygotowała tzw. komisja Pospiełowa. Jednak już podczas trwania zjazdu Chruszczow wraz z Pospiełowem i pomocnikami zniknęli z sali obrad i przez dwa dni w odosobnieniu rozszerzali ten wariant. Przemówienie Chruszczowa na posiedzeniu, zamkniętym dla gości zjazdu, trwało ponad cztery godziny i jego dokładna treść nie jest znana - stenografistek nie było, słuchacze nie mogli notować, a ewentualne nagrania i materiały operacyjne KGB zniszczono w roku 1991. Wiadomo, że Chruszczow wielokrotnie odkładał na bok maszynopis i swoim zwyczajem uzupełniał tekst "z głowy". Wiadomo też, że na sali notowano omdlenia - wszak imię Stalina nadal figurowało w hymnie państwa, w nazwach miast, a jego portrety wisiały w każdym urzędzie. Słuchy o tajnym referacie rozeszły się natychmiast. Z jego tekstem, skróconym do półtoragodzinnego wystąpienia, wkrótce zapoznawano radziecki aktyw partyjny. Po egzemplarzu referatu otrzymali sekretarze bratnich partii. Legenda głosi, że Bolesław Bierut przeczytał, zachorował i umarł. Z przyzwolenia jego następcy, Edwarda Ochaba, referat przetłumaczono, powielono (oficjalnie w liczbie trzech tysięcy numerowanych egzemplarzy, nieoficjalnie - w liczbie ponad piętnastu tysięcy, z powtarzającą się numeracją) i rozesłano do organizacji partyjnych w całym kraju. Oczywiście tajne stało się niemal jawnym.

Pisząc o dostępności referatu w Polsce, rosyjski historyk Aksiutin twierdzi, że sprzedawano go na warszawskim czarnym rynku i właśnie stamtąd trafił na Zachód - za trzysta dolarów jedną z kopii kupił dziennikarz amerykański.

Ówczesny szef Komitetu Warszawskiego PZPR Stefan Staszewski podał Teresie Torańskiej (książka "Oni") inną wersję - jeszcze ciepłe egzemplarze osobiście podarował korespondentom "Le Monde", "Herald Tribune" i "New York Timesa", którzy oczywiście zrobili z tego użytek. Czy jednak Zachód musiał korzystać z polskiej niedyskrecji, skoro na Tajwan, jak zapewnił Chruszczowa-wnuka niegdysiejszy dyplomata, referat, już przełożony na język chiński, dotarł w dzień po wygłoszeniu - 26 lutego 1956 roku?

Wśród tylu niejasności pewne jest jedno: w ZSRR wystąpienie Chruszczowa oficjalnie wydrukowano dopiero w roku 1989. Nie ujawniało ono mechanizmów zbrodni - system pozostał bezgrzeszny. Jako przyczynę terroru wskazano despotyczny charakter Stalina, jego mściwość i łamanie leninowskich norm.

Następny akt destalinizacji rozegrał się w roku 1961, po XXII Zjeździe KPZR. W ciągu jednej nocy z mauzoleum zniknęła trumna ze Stalinem. Spoczęła pod murem Kremla, głęboko w ziemi, zalana tonami betonu (jakby obawiano się zmartwychwstania). Stalingrad stał się Wołgogradem, przemianowano ulice, kołchozy. Proces masowego burzenia granitowych pomników uwiecznił bard Aleksander Galicz na melodię popularnej "Cyganoczki":

 

Mróz, wichura, ciemno w krąg

Oj ludzie kochani!

Drżący biorę łom do rąk

I buch wodza w granit!

Nagle podpalili lont -

Sposób to najlepszy,

Ja upadłem, upadł on

Pół dworca rozpieprzył.

(tłum. Jerzy Czech)

 

Odtrącony

Tak wyglądało siedem lat tłustych Chruszczowa, ale po nich nadeszło siedem lat chudych. Wieloletniego aparatczyka i urodzonego lidera pozbawiono z dnia na dzień sztabu pomocników i tłumów słuchaczy, wyrwano z kołowrotu zajęć wagi państwowej, nie dając w zamian choćby elektrowni w Kazachstanie lub ambasadorowania w Mongolii, co otrzymali od Chruszczowa zdymisjonowani Malenkow i Mołotow. Telefon zamilkł, zegar nie wzywał do pracy, pod bramą nie czekał wierny kierowca, by zawieźć szefa na Kreml. A życie w kraju, mimo upadku "komunisty numer 1", biegło swoim torem, gazety sławiły nowych przywódców, opiewały sukcesy kolejnych planów produkcyjnych.

Chruszczow załamał się. Przez pierwsze miesiące prawie nie rozmawiał z bliskimi, płakał. Na daczy nie bez powodu czuł się jak w areszcie domowym. Przez całą dobę w obrębie posesji dyżurowali dwaj żołnierze, w dzień dołączał do nich oficer. O każdym wyjeździe do miasta Nikita Siergiejewicz obowiązany był wcześniej uprzedzić ochronę. Obsługa (kucharka i gosposia) były pracownicami KGB. Dla nikogo z rodziny nie było tajemnicą, że listy są czytane, część korespondencji do Chruszczowa po prostu nie dochodziła.

Minęły bodajże dwa lata, zanim eks-sekretarz doszedł do siebie i nie bez dumy stwierdził: "Dokonałem tego, że można mnie było zdjąć na drodze prostego głosowania". Zajął się fotografią amatorską i uprawą ogródka. Eksperymentował z hodowlą roślin bez ziemi, na różnych wyściółkach, co podpatrzył podczas podróży zagranicznych. Jego oczkiem w głowie były pomidory, które, troskliwie pielęgnowane, osiągały po kilogramie wagi. Spacerował po okolicznym lesie, zaglądał na pogaduszki do pobliskiego sanatorium, z rzadka jeździł do Moskwy na spektakle teatralne. Przeprosił twórców, których publicznie sponiewierał na osławionych spotkaniach partii z inteligencją: poetów Jewgienija Jewtuszenkę i Andrieja Wozniesienskiego, rzeźbiarza Ernsta Nieizwiestnego, malarza Borysa Żutowskiego... O polityce nie chciał rozmawiać, jednak na krótko przed śmiercią wyznał dramaturgowi Michaiłowi Szatrowowi: "Wierzyłem święcie w Stalina i robiłem wszystko, co kazał. Ręce mam po łokcie we krwi. To najstraszniejsze, co obciąża moje sumienie".

Czasem odwiedzali go znajomi jeszcze sprzed politycznego wzlotu: koledzy z Donbasu i z krótkich studiów w Akademii Przemysłowej. Wnuczka Julia zapraszała znajomych artystów - pewnego dnia przywiozła ze sobą Włodzimierza Wysockiego, który dał zaimprowizowany koncert. Establishment partyjny omijał daczę byłego sekretarza z daleka. Nawet Anastas Mikojan, jedyny, który bronił go podczas pamiętnego październikowego plenum i wkrótce sam znalazł się na uboczu polityki, nigdy nie odwiedził starego druha. Może bał się, że zostaną z Chruszczowem posądzeni o spisek? Zadzwonił z życzeniami na 75-lecie i przysłał wieniec na pogrzeb.

Przystań rodzinna

Emerytowany Chruszczow obcował głównie z rodziną, która po wymuszonej dymisji była jego przystanią i oparciem. Domem dyrygowała Nina Pietrowna Kucharczuk, kobieta władcza, pryncypialna komunistka rodem z Wasylowa pod Chełmem. Gdy jednak mąż, wbrew woli partii, nagrywał wspomnienia, wierna żona odręcznie spisywała je z taśmy i przekazywała kartki maszynistce. O niesławnym końcu kariery Chruszczowa nie pozwalała rozmawiać nawet w kręgu najbliższych. Przeżyła męża o czternaście lat. Do końca uczęszczała na zebrania partyjne, prowadziła prasówkę dla mieszkańców swojej kamienicy, redagowała gazetkę ścienną.

Trójkę dzieci - Radę, Siergieja i Lenę - wychowywano surowo. Córki w dzieciństwie zaplatały włosy w dwa warkocze, nosiły mundurki z wyłożonym kołnierzykiem i były mistrzyniami w cerowaniu. Nina Pietrowna wręczała dziurawą skarpetkę, igłę, nici, żarówkę do podłożenia i potem sprawdzała rezultat. Jeśli był niezadowalający - wycinała w skarpetce jeszcze większą dziurę i trzeba było cerować od nowa. Może dlatego Rada i Lena oraz dorastająca w domu dziadków wnuczka Julia (córka zmarłego syna z pierwszego małżeństwa) wcześnie wyszły za mąż - był to jedyny sposób wyrwania się na swobodę.

Rada Chruszczowówna wydała się w roku 1949 za początkującego dziennikarza Aleksieja Adżubeja, który po śmierci Stalina szybko wspiął się na szczyt drabiny służbowej. Z tamtych lat pochodzi anonimowy wierszyk: "Nie imiej sto rublej, a żenis kak Adżubej". Umiejętności zawodowe Adżubeja nie podlegały dyskusji: za jego kadencji "Komsomolska Prawda" z organu agitacji i propagandy stała się poczytną gazetą młodzieżową, "Izwiestia" zwiększyły nakład z 400 tysięcy do 8 mln egzemplarzy. Adżubej wszedł do KC i był bliskim doradcą Chruszczowa, człowiekiem do zadań specjalnych, kontrowersyjnie ocenianym. Jego dwuznaczne wypowiedzi w Niemczech o ewentualnej rewizji granic z Polską wywołały ostrą reakcję Gomułki.

W dniu dymisji Chruszczowa Aleksiej Adżubej przestał być naczelnym "Izwiestii", członkiem KC i do emerytury pracował w trzeciorzędnej prasie, zmuszony do publikowania pod pseudonimem. Historię swego wzlotu i upadku opisał w książce wydanej w latach pierestrojki. Zmarł przed kilku laty.

Rada Nikiticzna nigdy nie była na świeczniku i po odsunięciu ojca od władzy nie ucierpiała zawodowo. Jest zastępcą redaktora naczelnego w miesięczniku "Nauka i Życie". W środowiskach naukowych i dziennikarskich mówi się o niej wyłącznie dobrze - skromna, pracowita, uczynna.

Z trzech synów Rady i Aleksieja Adżubejów najstarszy, Nikita Adżubej, wsławił się w rodzinie już jako pięciolatek pytaniem: "Dziadku, kim ty jesteś - carem?"... Dziś ekonomista Nikita (45 lat) ze zmiennym powodzeniem próbuje sił w biznesie. Po nieudanym małżeństwie przez piętnaście lat był samotny, aż nagle przeżył coup de foudre.

- Płynęłam kutrem, nawiedzana myślami dalekimi od romantyki, a tu klęka przy mnie lekko pijany mężczyzna i mówi: "Jaka jesteś podobna do mojej babci! Wyjdź za mnie za mąż!" - opowiada ze śmiechem Swietłana, z pochodzenia Kozaczka dońska. - Pomyślałam: wariat! - i żeby go nie drażnić, podjęłam rozmowę.

Swietłana i Nikita Adżubej są małżeństwem siódmy rok, dzieci nie mają, mieszkają wspólnie z teściową.

Średni syn Aleksiej, fizyk, od lat przebywa z żoną i córką w Anglii, prowadzi badania nad rakiem. Doktor biologii Iwan Adżubej pracuje na Uniwersytecie Moskiewskim i zajmuje się molekularną strukturą białka. Żonaty, bezdzietny. Dziadka Chruszczowa zapamiętał głównie z wakacji, bo każde lato spędzali z braćmi w Pietrowo-Dalnieje. Łowili ryby, pływali w Istrze, chodzili po lesie. Wspólnie z żołnierzami ochrony, którym nudziło się na służbie, bawili się w chowanego, w wojnę i inne męskie gry.

Druga córka Chruszczowów, Lena, była nieuleczalnie chora i zmarła młodo. 63-letni dziś syn Siergiej z początkiem lat 90. przeniósł się z trzecią żoną do USA. Wyjazdu nie rozpatruje w kategoriach ideologicznych, np. jako zdrady ojczyzny - każdy ma prawo żyć tam, gdzie się dobrze czuje. Wydał kilka książek o ojcu, niedawno zakończył redagowanie pełnej wersji jego pamiętników, wykłada na uniwersytecie. W Rosji pozostawił dwóch dorosłych synów - znanego już nam Nikitę Siergiejewicza Chruszczowa i jego młodszego brata, Siergieja.

Na cmentarzu

- Jak oceniasz dziadka? - pytam Nikitę, gdy z wiaderkiem wody, szczotką i sekatorem idziemy przez Cmentarz Nowodziewiczy w stronę grobu na wiosenne porządki.

- Był prawdziwym komunistą i ostatnim romantykiem w aparacie władzy. Nie podważał zasadności ustroju, próbował reformować to, co było niereformowalne - mówi Nikita, kłaniając się po drodze to cmentarnej sprzątaczce , to wdowie po ministrze łączności. - Ktoś słusznie powiedział: Chruszczow był człowiekiem, który próbował przeskoczyć przepaść dwoma susami.

Przy grobach Niny i Nikity Chruszczowów stoi wycieczka i słucha dyżurnych sformułowań. Na widok wnuka przewodnik uchyla kapelusza i kieruje grupę w głąb kwatery, gdzie złożono poetę Aleksandra Twardowskiego, liberała, przydzielając mu do sąsiedztwa wiecznego zawistnika, pisarza i partyjnego ortodoksa Wsiewołoda Koczetowa.

- Dziadka początkowo kazali pochować pod samą ścianą, gdzie teraz leży Twardowski. Trzeba się było starać, by dali bardziej reprezentacyjne miejsce przy głównej alei - opowiada Nikita, myjąc nagrobek z czarnego labradoru z napisem: "Nina Kucharczuk-Chruszczowa. Zm. 1984". Znacznie więcej pracy ma z pomnikiem dziadka: bloki z białego marmuru przez zimę zrobiły się szare, na czarnym granicie widać każdą kroplę deszczu. Na koniec wilgotną gąbką Nikita pieszczotliwie przeciera głowę Chruszczowa, wykonaną z brązu w technice realistycznej (z trzema metalowymi brodawkami). W tym czasie ja zmiatam z płyty liście, usuwam świeże ślady świec, zwiędłe goździki, wstążkę z zatartym napisem.

O śmierci Chruszczowa kraj dowiedział się z dwudniowym opóźnieniem ze skąpego nekrologu w "Prawdzie". Władze zrobiły wszystko, by pogrzeb byłego przywódcy państwa nie stał się wydarzeniem politycznym. W zimny poniedziałek 11 września 1971 roku wokół Cmentarza Nowodziewiczego to tu, to tam mokły na deszczu grupy ludzi - dzień i godzinę pochówku podało Radio Wolna Europa. Wraz z ludźmi mokło pięć kordonów milicji, które nie przepuszczały na cmentarz nikogo spoza rodziny. Na bramie wisiał napis: "Cmentarz zamknięty, sprzątanie". Mimo to, prócz dziennikarzy zagranicznych, przez niechętnie otwieraną furtkę przedarło się około dwustu osób.

Były przemowy, orkiestra zagrała hymn ZSRR. Przyroda płakała rzewnymi łzami, przemoczeni mężczyźni w identycznych prochowcach bezskutecznie jednak ponaglali zebranych do rozejścia się. W ciągu następnych dni i tygodni ludzie usypywali na grobie kopce kwiatowe, więc wkrótce wyszło zarządzenie, że wstęp na Nowodziewiczy mają tylko rodziny pochowanych tam osób. Zakaz wpuszczania postronnych obowiązywał do lat dziewięćdziesiątych.

Nim od śmierci Chruszczowa minął zwyczajowy rok, syn Siergiej zamówił pomnik u gruzińskiego monumentalisty Zuraba Cereteli. Cereteli pomyślał i odmówił - cenił sobie dobre stosunki z władzą. Wówczas rodzina zwróciła się do Ernsta Nieizwiestnego, rzeźbiarza, który parokrotnie ostro ściął się z Chruszczowem i długo był w niełasce. Nieizwiestny westchnął: "Nieboszczyk zmarnował mi kilka lat życia, teraz zrobi to samo po śmierci", ale zamówienie przyjął. Jednak pomnik stanął na grobie dopiero po trzech latach: władza domagała się zmniejszenia go, usunięcia głowy. Nieizwiestny szedł w zaparte - żadnych zmian. Zezwolenie wydał dopiero premier Kosygin.

Wnuk Nikita nie jest entuzjastą wielkiego jak dwie szafy, kubistycznego nagrobka, bo myjąc go kilka razy do roku musi się dobrze napocić. Gdy przychodzi na grób, najczęściej znajduje jakąś niespodziankę. Mogą to być, jak dzisiaj, goździki lub wieniec z napisem: "Od wdzięcznych narodów kaukaskich", czy kamienne popiersie Chruszczowa niefabrycznej roboty. Rokrocznie na Wielkanoc ktoś przynosi zajadłemu komuniście "święcone": pisankę, kawałek babki, zieloną gałązkę i układa je na płycie. "To pewnie jakiś były represjonowany modli się o spokój duszy dziadka" - myśli głośno Nikita. Kiedyś spotkał przy nagrobku dwóch młodzieńców, którzy specjalnie przyjechali do Moskwy, by zgodnie z rosyjskim obyczajem wypić za Chruszczowa na jego mogile. Nie tłumaczyli, dlaczego to robią, więc nie pytał, po prostu wychylił z nimi kielicha. A ostatnio jakiś dowcipniś położył przy metalowej, łysej głowie dziadka rogowy grzebień. Nikita się nie obraził - żartują - widać pamiętają.