Gazeta Wyborcza - 7-8 lipca 2012

 

MARCIN KĄCKI

WÓDKO, POZWÓL DZIAŁAĆ

CZYLI 6 POWODÓW, DLA KTÓRYCH PZPN NIE TRZEŹWIEJE, A POLSKĄ PIŁKĘ MĘCZY KAC

 

Krzysztof Sikorski, trener Varsovii Warszawa, o bankiecie Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej: działacze pijani wychodzą na czworakach, właściciel kawiarni wściekły, bo potłuczone są naczynia, zginęły sztućce. Mówi: - PZPN utknął w PRL-u. Tylko młodzi mogą to uratować. Ale dyscyplina to arcytrudna. Michał Gniatkowski, 35-latek, chce być szefem wielkopolskich struktur związku. - Gdyby tak człowiek mógł więcej wypić, wygrana w kieszeni. Jacek Masiota, 36-latek, prawnik, chce na szefa całego PZPN. - Będzie ciężko, to nie moja liga alkoholowa.

Powód nr 1 - 70 flaszek to za mało

Gniatkowski był na piątym roku studiów, gdy 12 lat temu przyszedł do Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej. Wciągnął do pracy innych studentów z wydziału prawa, został szefem wydziału dyscypliny. Cztery lata temu zamarzył mu się fotel szefa wielkopolskiego futbolu. - Byłem naiwny - wzdycha. - Obiecałem walkę z korupcją, przejrzystą strukturę, jawne podejmowanie decyzji.

Jego konkurentem był Stefan Antkowiak, regionalny baron związkowy. Gniatkowski głównie rozdawał ulotki, Antkowiak objeżdżał delegatów na wojewódzki zjazd mających zdecydować o wyborze.

- Pan nie mógł jeździć? - pytam Gniatkowskiego.

- Nie jestem w stanie tyle wypić - odpowiada z uśmiechem. Przegrał, a za rzucenie rękawicy baronowi wraz z młodymi kolegami wyrzucono go ze związkowych stanowisk.

Antkowiak: - Nie wiem, kto pije, ile pije; ja niewiele, bo codziennie jeżdżę samochodem.

O słabościach działaczy legendy krążą jednak od lat. Cztery lata temu wielkopolscy działacze wybrali się autokarem na Euro w Austrii i Szwajcarii. Opowiada mi jeden z uczestników wyjazdu: - W drodze na mecz Polaków wódka płynęła podłogą, między siedzeniami, bo wszyscy byli tak pijani, że nie zakręcali butelek. Wracaliśmy bez jednego z nas. Padł i zasnął pijany gdzieś pod stadionem, wrócił stopem, bez pieniędzy i dokumentów.

Rok temu we Wrocławiu do samolotu wszedł Zdzisław Kręcina, ówczesny sekretarz generalny PZPN. Pasażerowie zażądali wyrzucenia go z pokładu, LOT tłumaczył, że "był pod bardzo mocnym wpływem alkoholu i używał obscenicznych słów". Kręcina bagatelizował sprawę, mówiąc, że po wejściu do samolotu zasnął, a pasażerom musiało przeszkadzać jego chrapanie.

Działacze związkowi, jak podał tabloid "Fakt", zasiedli w loży honorowej gdańskiego stadionu podczas Euro 2012, by jeden z meczów uświetnić 70 butelkami wódki. Gdy się skończyła, mieli żądać więcej, ku przerażeniu ludzi z UEFA przekonanych, że taki zapas starczy na cały turniej.

Powód nr 2 - Więź pokoleniowa

Aby zostać, jak chce Gniatkowski, szefem okręgowego związku, mocna głowa potrzebna jest do zebrania głosów delegatów z województwa. - To są często "leśne dziadki". Szanse, że zagłosują na młodego, są nikłe - mówi Gniatkowski.

Zaglądam do rejestru związku w Wielkopolsce. Jadę po PESEL-ach: prawie wszyscy z kilkunastu członków zarządu to urodzeni przed 60 laty. Prezes, wspomniany Antkowiak, ma 64 lata, wiceprezes ds. marketingu - 72. Podobnie w Pile, Lesznie i Koninie. 40-latkowie to rodzynki. Nie inaczej ponoć w pozostałych 15 wojewódzkich związkach.

Aby zostać, jak chce Jacek Masiota, szefem centrali, trzeba zdobyć ponad połowę głosów od 118 delegatów - aż 60 z nich to właśnie "dziadki" z okręgów. Ekstraklasa i I liga, młodsza o jakieś jedno pokolenie, ma 50 delegatów.

Na stronie internetowej PZPN w rubryce "członkowie zarządu" Masiota, który dostał się tam z ramienia Ekstraklasy, wygląda jak najmłodszy syn 16 pozostałych (na początku kadencji zarząd liczył 18 członków, ale oskarżony o korupcję pomorski baron Henryk K. został zawieszony), z których wielu karierę zaczynało w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. 68-letni wiceprezes Adam Olkowicz, również dyrektor Euro 2012, był w służbach PRL, w komórce inwigilującej Kościół. Dziś tłumaczy, że tylko "prowadził z Kościołem dialog". Czerwoną legitymację miał Jan Bednarek, 57-letni baron pomorski PZPN, technik instalacji sanitarnych, który karierę polityczną kończył w Samoobronie. W PZPR działał także Antkowiak, od 12 lat szef Wielkopolskiego ZPN. Janusz Hańderek, 65-letni szef komisji rewizyjnej PZPN, w stanie wojennym pisał na zlecenie bezpieki paszkwile wymierzone w opozycjonistów, a nawet uczestniczył - wedle wspomnień ludzi "Solidarności" - w ich przesłuchaniach. Andrzej Placzyński, szara eminencja PZPN, był oficerem prowadzącym ojca Konrada Hejmę.

Niektórzy, jak wiceprezes PZPN Rudolf Bugdoł, 69-latek, otarli się o aferę korupcyjną. Na zarzuty, że oferował przed laty pieniądze za mecz, co sugeruje w swojej biografii "Spalony" były piłkarz Andrzej Iwan, Bugdoł Odparł: "Myśmy tylko motywowali do sportowej walki".

Na ich czele stoi 62-letni Grzegorz Lato. Piłkarz wybitny, stukrotny reprezentant Polski, król strzelców mundialu. Zawiódł jako trener, przeleniuchował kadencję senatora SLD, pracował w Arnice Wronki, gdy wygrywanie załatwiał jej "Fryzjer", oskarżony o kierowanie piłkarską mafią. Walory reprezentacyjne prezesa określają cytaty "Aj weri hepi if mister Surkis" i "Kto nie pije, ten kabluje". W czwartek ogłosił, że w październiku znów wystartuje w wyborach na szefa PZPN, bo "nigdy nie oddał meczu walkowerem".

Masiota chce powalczyć z Latą o fotel prezesa, ale przyznaje, że ma słabszą głowę, a głosy delegatów z Ekstraklasy (jest szefem jej rady nadzorczej) nie dają mu w wyborach przewagi.

- No to klapa - mówię. - Zobaczymy. Mam argument być może mocniejszy niż wódka - podkreśla z błyskiem w oku.

Powód nr 3 - Kasa

Delegatom głosującym na szefa PZPN, wywodzącym się często z małych klubów piłkarskich, Masiota może obiecać tylko mniejsze opłaty na rzecz PZPN. Aby zrozumieć argument kasy, sięgnijmy do sprawozdania finansowego związku za ubiegły rok.

PZPN utrzymuje się w zasadzie z handlu. Miał w budżecie ponad 70 mln zł, 4 mln zł zysku. Połowa przychodów pochodziła ze sprzedaży praw do transmisji telewizyjnych, z reklam itp. Około 10 mln z umów sponsorskich, dotacji z UEFA, biletów na mecze reprezentacji. Ale nawet kilkanaście milionów przynoszą PZPN i związkom wojewódzkim wpływy z klubów. Od tych małych, w gminach, po ekstraklasę. - Za co płacą kluby? - pytam Andrzeja Krzywickiego, dyrektora Varsovii, w której trenuje 250 dzieci.

- Płacę związkowi za zarejestrowanie zawodnika w rozgrywkach, za jego przyjście z innego klubu, wynajęcie sędziów piłkarskich, dopuszczenie murawy do gry, za żółte kartki, które zawodnicy otrzymują podczas meczów... - wylicza Krzywicki.

Michał Gniatkowski pokazuje mi symulację opłat: każdy mały klub w Polsce płaci na PZPN i związki wojewódzkie od 15 do 20 tys. zł rocznie. Te duże po 100 tys. O tym, jaką wagę przykłada PZPN do opłat klubowych, czytam w stenogramie posiedzenia zarządu z maja tego roku. Odbyło się ono w stołecznym hotelu Sheraton. Księgowa PZPN tłumaczy, że w bilansie finansowym po stronie "strata" jest 1,5 mln zł. - A skąd to? - pyta zarząd. - To zaległe opłaty od klubów, które spadły do niższej ligi - mówi księgowa. - To pieniądze nie do odzyskania - przyznaje ktoś z zarządu.

- Co pan ma z PZPN? - pytam Krzywickiego. Nie przypomina sobie, by dostał złotówkę. - Pieniądze na działalność klubową i opłaty dla związków muszę wyżebrać od rodziców zawodników lub sponsorów.

Marek Śliwiński, prezes Znicza Pruszków, w którym parę lat temu grał Robert Lewandowski, do kasy związku oddaje każdego roku nawet po 100 rys. zł. To jedna piąta budżetu akademii młodzieżowej w jego klubie. - Jeśli związek nas wspiera, to nazwałbym to pomocą śladową.

W sprawozdaniu finansowym PZPN znajduję jeszcze rubrykę "transfery krajowe i zagraniczne" z kwotą blisko 4 mln zł. Masiota: - Jeśli klub sprzedaje zawodnika, 3 proc. prowizji płaci do PZPN, a 2 proc. do swojego związku wojewódzkiego.

Powód nr 4 - PZPN nie szkoli

Lewandowski, gwiazda reprezentacji, został sprzedany przez Lecha Poznań do Borussii Dortmund za blisko 5 mln euro. PZPN, zgodnie z przelicznikiem, dostał za to około miliona złotych, a kilkaset tysięcy wpadło związkowi wielkopolskiemu, choć w Wielkopolsce grać w piłkę się nie uczył, przyszedł do Lecha jako piłkarz ukształtowany. Pytam Krzysztofa Sikorskiego z Varsovii, jednego z pierwszych trenerów Lewandowskiego, czy PZPN pomagał w jego rozwoju.

- Pan żartuje - śmieje się Sikorski. - "Bobek" [pseudonim Lewandowskiego] grał u nas na piaszczystym klepisku, bo dopiero dwa lata temu zrobiliśmy boisko. Sami kupujemy sprzęt, opłacamy obozy, wszystkie koszty meczów. Tylko raz, gdy szkoliłem "Bobka", widziałem na trybunach koordynatora ze związku. Ale nikogo nie interesował, uznano, że jest zbyt cherlawy.

- A pana szkolili? - pytam Sikorskiego, który jest trenerem od 30 lat.

- Chyba z picia - mówi z przekąsem. Sikorski był co prawda na kursokonferencjach trenerskich PZPN, ale niczego nowego tam nie zobaczył.

Marek Śliwiński ze Znicza Pruszków wysyła swoich trenerów np. do Manchesteru. Płaci za to klub lub sami szkoleniowcy.

Sikorski, dopiero gdy pojechał z Varsovią do Duisburga, zobaczył system szkolenia, który rzucił go na kolana. - Trener młodzieżówki dostaje od tamtejszego związku najnowsze opracowania, techniki szkoleń, taktyki, rozwoju zdrowotnego zawodnika. Gdy pojechałem do mazowieckiego związku rejestrować piłkarza, jedna pani powitała mnie z pretensjami: "Po co wam tylu?".

W Niemczech, jak mówi Sikorski, system szkolenia młodzieży jest ujednolicony dla wszystkich klubów i zawodników. - Do pewnego wieku ćwiczy się przyjęcie piłki, podanie, potem taktykę. PZPN nie ma spójnego systemu, każdy klub szkoli, jak chce, co przekłada się na niski poziom.

Mirosław Wrzesiński, szef wydziału szkolenia młodzieżowego PZPN, który stworzył pierwszą w Polsce akademię piłkarską dla dzieciaków, protestuje. - Zaczęliśmy budować spójny system szkolenia. Rok temu z puli PZPN i Ministerstwa Sportu wydano na to grube miliony.

- A, to gratuluję - mówię zaskoczony.

- Ale już nie ma czego - wzdycha Wrzesiński. - PZPN kilka dni temu zlikwidował mój wydział, połączył go z innym. Dla mnie w nowym miejsca zabrakło.

- To kto teraz buduje ten system? - pytam.

- Nowym szefem jest Padewski. Proszę nie pytać, nie wiem, czy się na tym zna.

Andrzej Padewski to baron związkowy z Dolnego Śląska. - Ja tylko na kilka miesięcy - mówi.

- A kto potem? - pytam.

- Nie wiem. Jesienią PZPN wybierze nowy zarząd, który zdecyduje, z kim mu będzie po drodze.

Wróćmy do posiedzenia zarządu z maja tego roku. Dariusz Śledziewski z komisji technicznej ubolewa, że o 30 proc. spadło czytelnictwo pisma "Trener" wydawanego przez PZPN. - A przecież jego poziom jest bardzo dobry - przekonuje. Głos zabiera wtedy Antoni Piechniczek, dawny trener reprezentacji, członek zarządu PZPN. - Rozprowadzanie pisma musi odbywać się nie systemem nakazowym, ale poprzez uświadamianie - mówi i proponuje, by trenerom, którzy nie zaprenumerują związkowej broszury, odmówić wydania licencji.

Czesław Michniewicz, były trener m.in. Lecha Poznań - "Trener"? Od lat nie zaglądałem, ściągam na własną rękę pisma z Europy Zachodniej.

Śledziewski, jak czytam dalej w stenogramie, chwali się jeszcze, że zakończono prace nad "unifikacją procesu szkolenia młodzieży", że są gotowe broszury, "natomiast nie ma środków na ich wydanie".

Jan Bednarek, wiceszef PZPN ds. piłkarstwa amatorskiego, chwali też, że 27 polskich trenerów otrzymało od FIFA dyplom ukończonych kursów trenerskich. W piłce plażowej.

Powód nr 5 - Biurokracja

Trener Sikorski nie lubi jeździć do biura Mazowieckiego Związku Piłki Nożnej. Bo kolejki, papiery, pieczątki, kłótnie. PZPN kupił kilka lat temu system komputerowy, zawodnicy dostali kartę z chipem. Krzywicki, dyrektor Varsovii: - System nie działa. Karty to bezużyteczne kawałki plastiku, za które musieliśmy, oczywiście, zapłacić.

Rok temu piłkarze Sikorskiego wygrali z Unią Warszawa, ale w rozpisce związkowej widnieje, że jednak przegrali. Trener Sikorski. - Dzwonię, mówię, że zrobili błąd, niech poprawią, bo punkty tracę, a oni, że mam pismo napisać.

- Napisał pan? - pytam.

- A z jakiej racji?! I nadal tam wisimy jako przegrani.

Przeglądam strukturę organizacyjną PZPN. Przypomina plan budowy metra - nie wiadomo, gdzie się kończy. Jest 15 komisji, trzech rzeczników, sąd polubowny, izba ds. sporów, kolegium sędziów, jeden wydział ds. bezpieczeństwa, klub seniora. We wszystkich od kilku do nawet 40 osób. Sama komisja ds. odznaczeń to 13 działaczy. Zaglądam do planu posiedzenia zarządu PZPN na 27 czerwca w hotelu w Sękocinie pod Warszawą. Miał tam powołać grupy robocze ds. przygotowania sprawozdania z działalności PZPN oraz grupy ds. zmian statutowych, podjąć uchwałę w sprawie interpretacji innej uchwały, przyjąć plan nowych struktur związku oraz kilkanaście regulaminów dla nowych komisji. Powołani zostaną też przewodniczący nowych komisji, zastępcy, sekretarze, członkowie. - Czyli nowy model biurokracji, a i bez tego posiedzenia są frapujące - komentuje Masiota.

Sięgam znów do protokołu z posiedzenia, ale z maja, by sprawdzić, co wtedy frapowało.

Reprezentacja. Antoni Piechniczek powiedział, że aby osiągnąć sukces i dojść do finału [Euro], Polacy muszą grać tak, by w pięciu meczach nie stracić więcej niż trzy-cztery bramki, a strzelić więcej niż osiem. Zwrócił uwagę na znaczenie stałych fragmentów gry, choć przyznał, że nie są silną stroną polskiej drużyny, ale "podkreślił, że w drużynie jest coraz więcej optymizmu". Bankiet. Zarząd i szef komisji rewizyjnej w dniu otwarcia mistrzostw Europy wezmą udział w kolacji na Zamku Królewskim, potem pojadą do hotelu autokarem, stamtąd na stadion, a po meczu z powrotem do hotelu.

Bilety. Grzegorz Lato oświadczył, że on, zarząd i członkowie komisji rewizyjnej dostaną na Euro po jednym bilecie VIP, ale uprzedził, że nie można go nikomu odstępować. Po dziesięć biletów dostaną też szefowie wojewódzkich związków piłki nożnej, ale podkarpacki baron PZPN naraził się prezesowi Lacie szykanami. Podjęto więc uchwałę, że za karę biletów nie dostanie. Prezes Lato zaapelował też, by działacze występowali na stadionach w garniturach związkowych.

Siedziba. Jeden z członków zarządu uważa, że elewacja planowanej siedziby budynku to wysokie koszty mycia więc "należy się nad tym poważnie zastanowić, czy nie zmienić decyzji w tym zakresie". Inny członek zarządu zaproponował "sprecyzowanie składu zespołu ds. budowy siedziby tak, aby mógł zająć się takimi problemami, o jakich wspomniał przedmówca". Ustalono, że w skład zespołu ds. budowy nowej siedziby wejdzie pięciu działaczy.

Powód nr 6 - Związek doskonały

- Krytyka związku nie ma sensu, bo każdą podpowiedz z zewnątrz traktują jak zamach - mówi mi Robert Zawłocki, adwokat. Cztery lata temu wprowadził go do PZPN minister sportu. Zawłocki jako kurator wszedł triumfalnie, ściskając kilkadziesiąt stron zarzutów, które ujrzały światło dzienne po ministerialnej kontroli, np. podejmowanie przez zarząd PZPN bezprawnych uchwał. - No i co z tego? - mówi Zawłocki. - Działaczy to nie ruszało. Wiedzą, że ustawa o sporcie daje im monopol na zarządzanie piłką nożną, że mają poparcie UEFA i FIFA. Jest jeszcze ich wewnętrzne przekonanie, że są superkompetentni.

Zawłocki, prywatnie szwagier... Masioty, został ze związku wycofany po miesiącu, gdy UEFA i FIFA zagroziły ministerstwu, że jeśli kurator nie pójdzie precz, to reprezentacja Polski zniknie z międzynarodowych rozgrywek. A co sądzi o działalności swojego szwagra w PZPN? - Przy rodzinnych obiadach zawsze się o to kłócimy - mówi.

Związkowcy, upojeni poczuciem doskonałości, od lat bez mrugnięcia okiem jako jedyni wypowiadają się o związku pozytywnie. Zwierają szeregi zwłaszcza po porażkach reprezentacji. Media i uznani sportowcy, jak Zbigniew Boniek, próbują ich otrzeźwić, ale to jak wyciągnięcie alkoholika z gorzelni, by stawił się na antyalkoholową kurację. Zawłocki: - Tyle że oni karmią się swoją legendą, a to zasoby niewyczerpane.

Trzy lata temu PZPN dokonał zmiany kosmetycznej. Rzecznikiem została Agnieszka Olejkowska, młoda ładna elokwentna, choć na konferencjach wygląda jak wnuczka związkowych działaczy i sprawia wrażenie figurantki powtarzającej oficjalne komunikaty.

Pytam Adama Łaszyna, doradcę wizerunkowego, jaki widzi obraz PZPN. - Występuj ą tu wszystkie najgorsze parametry minionej epoki, oblężonej twierdzy, reliktu historii - odpowiada.

Pomysł na zmianę?

Łaszyn wzdycha - Jestem co prawda zwolennikiem ewolucji w zmianie wizerunku, ale musiałbym tu zrobić wyjątek. Trzeba by to zburzyć i zbudować na nowo.