FAKT - EUROPA - 16.06.2004
Zachód nie ma granic
uważa sławny historyk, Paul Johnson
Dla Paula Johnsona historia to nieustająca gra pomiędzy "postępem" i "tradycją". Dawne pojęcia i wartości potrafią niespodziewanie odegrać w niej rewolucyjną rolę (jak stało się to chociażby w epoce Thatcher i Reagana), a egoizmy jednostek i nowych, wchodzących w życie pokoleń stają się siłą sprawczą, która zmienia oblicza całych społeczeństw i kultur. Najpopularniejszy dzisiaj pisarz historyczny zastanawia się nad żywotnością pojęć takich jak "Europa" i "Zachód". Przypomina, że większość pojęć i tożsamości, które zwykliśmy traktować jako wieczne, powstała w bardzo konkretnym czasie i może kiedyś "przejść do historii".
JAN WRÓBEL
Pierwszy polski wielki historyk, Joachim Lelewel, polecał swoim następcom szukać "sprężyn historii". Czym one, pana zdaniem, są?
Idealistycznymi aspiracjami młodszego pokolenia. Od jakichś
dwóch stuleci każde wchodzące na arenę nowe pokolenie wyraża
niezadowolenie ze starego porządku i pragnie zmian. Czasem z większą
intensywnością, na przykład w 1848, 1945, 1968... Ludzkie ambicje to
sprężyna historii. Na ogół ręką zaciskającą hamulec jest starsze
pokolenie. Starsi odciskają piętno konserwatywne - niekiedy z sukcesem.
Triumf hamulca historii to chociażby rok 1815 i kongres wiedeński,
przywrócenie starego porządku po Rewolucji Francuskiej i wojnach
napoleońskich. I mamy też dobry przykład hamulców historii w latach 80. XX
wieku w postaci sojuszu Ronalda Reagana i Margaret Thatcher.
To oni
właśnie pchnęli historię naprzód.
Ale odwoływali się do idei, które
uznawali za stare i sprawdzone. Thatcher i Reagan usiłowali (jak się
okazało, z powodzeniem) zakończyć zimną wojnę i wprowadzić na całym
świecie liberalny kapitalizm. Wie pan, stary, dobry liberalny kapitalizm.
Mamy więc z jednej strony idealizm młodych, którzy próbują wszystko
zmienić, z drugiej zaś triumfy konserwatystów starających się odbudować
stary porządek.
Czy dzisiaj też toczy się walka między starymi
i młodymi?
Teraz sytuacja jest bardziej skomplikowana. Zaczynamy
być jednym światem, staramy się połączyć świat rozwinięty, który kiedyś
był światem chrześcijańskim, a dziś jest oparciem społeczeństw
rozwiniętych i dopasować do tych ram średniowieczną część świata, czyli
kraje islamu. Chrześcijaństwo uległo dużym zmianom podczas reformacji i
kontrreformacji, religia żydowska miała swe oświecenie w wieku XVIII. Obie
te wielkie religie zmodernizowały się. Jak dotąd islam nie zdołał tego
uczynić, nie opuścił jeszcze średniowiecza, oczywiście poza Turcją, gdzie
fundamentalizm został złamany przez reformy Kemala Atatürka. Na ogół
jednak islam znalazł się w sytuacji konfliktu z globalizacją, czyli z
procesem, na który praktycznie mamy niewielki wpływ. W tej chwili nie
bardzo widać, by islamiści podejmowali duże wysiłki, konieczne, żeby się
zasadniczo zmienić. Myślę jednak, że nie mają innego wyjścia - nie można
długo bojkotować rzeczywistości i pozostawać ważną religią światową.
Globalizację odrzucają zarówno radykalni islamiści, jak
radykalna europejska lewica. Nie zaskakuje pana taki sojusz?
Niemal wszyscy na Zachodzie potępiają radykalny islam jako ze swej
istoty obskurancki. Właśnie jako radykalnie prawicowy, reakcyjny, pragnący
średniowiecznego systemu prawnego itd. Ale, oczywiście, dochodzi do tego
bieda wielu islamskich społeczeństw i dlatego niektórzy chcą traktować
islamistów jako część lewicy, walczącej o poprawę losu uciskanych itd.
Moim zdaniem jest to naprawdę nielogiczne i pozbawione sensu. Przyszłość
świata leży w liberalnych formach kapitalizmu, w demokracji - i tego broni
Zachód. Zatem islamiści, nawet jeśli ciągnie ich do lewicy i patrzą
zazdrośnie na świat bogatych, są w pewnym sensie obskurancką prawicą.
Kiedy mamy dwa kompletnie różne światy, łączące się za sprawą
globalizacji, ujawniają się najdziwniejsze sprzeczności i anomalie.
Globalizacja dotyka także tożsamości Europy.
Nie sądzę,
aby należało jeszcze używać słowa "Europa". Myślę, że trzeba mówić Zachód.
Europa jest w świecie gasnącą siłą. Bardzo szybko spada jej udział w
liczbie ludności świata. Od końca średniowiecza zawsze w Europie było
wiele kobiet i wielu mężczyzn niezadowolonych z istniejącej sytuacji,
bystrych, chcących zmian lub emigrujących. Jeśli populacja rozwija się
dynamicznie, dynamiczne są też idee..
Zatem Indie powinny być
potęgą intelektualną?
Indie nie mają tej podstawowej ramy, którą
dla Europy jest kombinacja chrześcijaństwa i cywilizacji grecko-rzymskiej.
To projekt społeczny, który odniósł największy sukces, najlepszy, jaki
wymyśliła ludzkość. A wymyśliła go Europa, teraz konstytuuje to Zachód
jako całość. Od XV wieku Europa rozprzestrzeniała się na cały świat.
Dynamikę nadawał temu procesowi wzrost liczby ludności. Dzisiaj sytuacja
całkowicie się zmieniła. Włochy na przykład mają jeden z najniższych
wskaźników urodzeń na świecie! To do Europy przyjeżdżają imigranci. Toteż
jej znaczenie przez cały czas spada, jej wpływ na świat jest
zminimalizowany. Europa jest raczej w defensywie.
Wolę więc termin
"Zachód". Anglia na przykład stworzyła Stany Zjednoczone, Kanadę,
Australię, Nową Zelandię. Kraje łacińskie stworzyły Amerykę Południową i
Środkową. Te kraje łączy znacznie więcej niż europejskie korzenie,
nazwanie tego świata Europą byłoby zwodnicze. Chociaż można zapytać, czy
nazywanie tego wszystkiego Zachodem nie będzie trochę mylące, bo przecież
co to za Zachód, w którym rządzi dyktatura - a są i takie państwa w
Ameryce Łacińskiej, zgoda. Zachód to te kraje, które u podstaw mają
najważniejsze zachodnie idee, to znaczy: kapitalizm, demokrację
przedstawicielską, wolność handlu, wolność słowa. Na szczęście, można
nawet powiedzieć, że świat się stopniowo okcydentalizuje. Nie -
europeizuje.
Odkąd Hiszpanie i Portugalczycy zajęli wyspy na
Atlantyku, potem Karaiby i Amerykę Południową, przez 300 - 400 lat
Europejczycy podróżowali i osiedlali się na całym świecie, radzili sobie,
tworzyli nowe społeczności. Na przykład Australia - jesteśmy tam ledwo 225
lat, ale stworzyliśmy całkowicie europejską cywilizację na antypodach,
tysiące mil od Europy. To samo w Południowej Afryce. Zatem myślę, że
natura europejska przetrwa w jakiejś formie, choć może oderwana od
europejskich korzeni.
Zatem tożsamość europejska, krótko
mówiąc, zniknie?
Czym jest Europa? Jej siła twórcza wyrosła z
połączenia chrześcijaństwa z cywilizacją grecką i rzymską, dokonanego
gdzieś na początku średniowiecza. Skutki przetrwały do dzisiaj w języku i
kulturze, w szacunku dla jednostki, w idei rządów prawa. Historia dowodzi,
że ludzie na świecie zawsze będą pragnąć tych wartości, bo składają się
one na właściwą mieszankę wolności, kultury i postaw obywatelskich. W
wolnym świecie ludzie będą wybierać to, czego pragną. Mogą dać się zwieść
średniowiecznym klerykom, którymi są na przykład islamscy fundamentaliści,
ale i w świecie muzułmańskim widzę znaki optymistyczne i zachęcające.
Takim znakiem było przyjęcie w Maroku, bez nacisków z zewnątrz, praw
podnoszących społeczny status kobiet. Moim zdaniem ta zmiana, w pełni
dobrowolna, nie została wystarczająco dostrzeżona. Ludzie interesowali się
Irakiem i Afganistanem, a w Maroku z własnej woli przyjęto zachodnie
standardy. Sądzę, że to początek długiej rewolucji w islamie, która go
zmodernizuje i zokcydentalizuje.
Uważam, że odpowiednim modelem
społeczeństwa zachodniego, atrakcyjnym dla świata, jest model amerykański,
nie europejski. W Ameryce mamy do czynienia z minimalnymi ograniczeniami
wszelkich wolności - myślenia, działania, wyrażania poglądów, a zwłaszcza
z minimalnymi ograniczeniami działalności gospodarczej. Zyskuje się tam
ten rodzaj wolności, który pozwala bardzo konkretnie myśleć o własnej
przyszłości, z poczuciem, że tak wiele zależy od nas samych.
Czy możliwe jest odrodzenie wiary chrześcijańskiej? Wydaje się
podstawowa dla tożsamości europejskiej.
Chrześcijaństwo wykonało
już swoją robotę. Oczywiście, tylko do pewnego stopnia, bo tak jest zawsze
z wysokimi wymaganiami etycznymi, jednak to, co zawiera Kazanie na Górze,
zostało przez Europejczyków uznane za ideały cywilizacji europejskiej. Nie
powiem, że europejskie społeczeństwa zawsze i wszędzie praktykowały te
ideały, ale uznały je za swoje. Chrześcijaństwo to składnik naszego
wyposażenia intelektualnego, którym meblujemy dom cywilizacji
europejskiej. Tak jak ideami Arystotelesa, Platona, Cycerona. Chcemy czy
nie, nie uwolnimy się od tych ideałów. Zresztą dlaczego mielibyśmy?
Słabość europejskich chrześcijańskich Kościołów jest zauważalna w sferze
religijnej. W sferze postaw etycznych Kazanie na Górze triumfuje, choć
nigdy nie będzie to triumf pełny.
Papież wykonał zresztą wspaniałą
robotę. Uratował Kościół przed popełnieniem samobójstwa. Mieliśmy
szczęście.
Wyobraża pan sobie biskupa z Azji czy Afryki jako
papieża?
Ja bym się ucieszył. W Anglii biskupi, tak anglikańscy
jak katoliccy, myślą głównie o tym: co ludzie o nas powiedzą, co napiszą o
nas jutro w "The Guardian"? Brakuje im kwalifikacji do przywództwa
duchowego. Prędzej znajdziemy takich liderów w Kościele afrykańskim, bo
tam dosłownie trwa walka z muzułmanami; tym bardziej w Azji. Jeżeli pojawi
się stamtąd ktoś, kto ma charyzmę przywództwa duchowego - to go wybiorą.
Nie widzę, żeby był nacisk - no, teraz weźmy Azjatę czy kogoś z Afryki, po
prostu na konklawe nie będzie miało dla kardynałów większego znaczenia,
skąd kandydat pochodzi. Oczywiście każde konklawe to pewnego rodzaju
rozgrywka, ale bierze też w niej udział Duch Święty i w nim pokładam
nadzieję.
Czytałem pański felieton na temat wegetarianizmu.
Można odnieść wrażenie, że pan, sławny współczesny konserwatysta, wierzy
jednak w moralny rozwój ludzkości.
Jestem liberałem, tyle że takim
z czasów Gladstone'a. Wierzę w ramy moralności i etyki, bez których
człowiek cywilizowany nie może istnieć, budować. Tak, wierzę w rozwój
ludzkości, co nie oznacza, żebym wierzył w taki sam postęp, jak liberalna
lewica, czy jak tam pan chciałby ich nazwać. Postęp to na pewno nie jest
odwracanie się od moralności. A jedzenie mięsa to dziwny i prymitywny
nawyk, zupełnie niepotrzebny człowiekowi. Jestem pewien, że zniknie,
chociaż zajmie to sporo czasu. Każda metoda pozyskiwania mięsa zawsze
będzie wiązała się z okrutnym traktowaniem zwierząt. Wielkie zakłady
mięsne są stale zamknięte dla obcych, żebyśmy nie mogli zobaczyć, jak to
wszystko wygląda. Na całym świecie. Lepiej jeść jarzynki.
Źle
ocenia pan przyszłość Europy, a przecież dopiero co rozszerzyła swoje
granice Unia Europejska. To chyba przejaw żywotności Starego Kontynentu.
Unia dla czego? Dla zubożenia - tak to teraz działa. Gospodarka
niemiecka naprawdę się kurczy, a kurczyłaby się bardziej, gdyby nie
wysiłki, żeby jej pomóc. Na przykład mamy liczne siły zbrojne w Niemczech,
chcielibyśmy sprowadzić je do domu, bo utrzymywanie ich tam jest
bezcelowe, ale utrzymujemy je, żeby nie zaburzyć równowagi budżetowej
Niemiec. A przecież Niemcy powinni pomóc sobie sami, a mogą to zrobić
tylko wtedy, gdy zmienią swój przestarzały system. Wcale się im do tego
nie spieszy. To samo we Francji. Czytuję "Le Monde" - każdego dnia pojawia
się nowa grupa społeczna twierdząca, że umiera z głodu, że obniża się jej
standard życia. Od nauczycieli i naukowców po trenerów narciarskich.
Trenerzy mówią, że zarabiają tak mało, że nie stać ich na wynajęcie pokoju
w miejscowości, w której pracują. Francuzi to wielki naród
niezadowolonych.
Europa zamknęła się w federacji politycznej,
sięgającej korzeniami czasów powojennych. Pamiętam te czasy, między 1945 a
1955 rokiem, kiedy wielu inteligentnych, oświeconych Europejczyków pod
przywództwem Jeana Monneta postanowiło powstrzymać Europę przed
samobójstwem wzajemnych wojen, zwłaszcza między Francją a Niemcami. I
skonstruowali system, który miał temu zapobiec. W swoim czasie była to
bardzo korzystna inicjatywa. Dzisiaj zatrzymała się na sposobie myślenia z
lat 50. Unia Europejska jest wysoce zbiurokratyzowana, bardzo
konserwatywna, obskurancka i zramolała. Kierują nią tysiące staromodnych
biurokratów, a każdy z nich ma obok siebie biurokracje krajów
członkowskich. Unia całkowicie zawiodła w dziele wprowadzania systemu
demokratycznego. W swej istocie jest to stary system francuski:
biurokracja i polityczne kierownictwo. To musi się całkowicie zmienić.
Inaczej Europa będzie tracić na znaczeniu - gospodarczym, politycznym i
militarnym. Osobiście chciałbym zobaczyć destrukcję maszynerii
brukselskiej i zastąpienie jej czymś bardziej demokratycznym. Może pomogą
w tym nowe kraje, takie jak Polska. Monnet powtarzał nieraz: wszystko, co
buduje Europę, ma mieć jak najmniej biurokracji. Bo oni wezmą wszystko, a
potem zrujnują. I tak się właśnie dzieje. Europa jest wsteczna i
obskurancka.
Polacy rozumieją terminy "wsteczny" czy
"postępowy" w tradycyjny sposób...
Z biegiem historii trzeba
modyfikować terminologię i własny ogląd spraw. W tej chwili postrzegam
Europę jako obszar bardzo wsteczny. W Singapurze tętni życie. Podobnie w
Hongkongu, w Kalifornii. Ilekroć jadę do Ameryki, jestem pod wrażeniem
gwaru, ruchu idei, nowych produktów, procesów, nowych sposobów działania.
W Europie mówi się wiele bzdur o Ameryce. Francuzi mówią na przykład: Bush
to teksaski kowboj. A ja im wskazuję, że w Teksasie jest więcej dobrych
uniwersytetów niż w całej Francji. Ostatnio uniwersytet w Szanghaju - nie
wiem dlaczego akurat ten - sporządził listę 500 najlepszych uczelni na
świecie. Najlepszy francuski uniwersytet, Paryż VI, jest na 68 miejscu,
potem długa przerwa i jeszcze dwa. Europa odpada. Mamy przestarzały
system. Nowe kraje, jak Polska, powinny to zmienić, poprawić,
zmodernizować.
My - Czesi, Polacy - raczej nie ufamy swym
możliwościom intelektualnym...
Zawsze mówiłem, że kiedy zniknie
żelazna kurtyna, nowe idee będą nadchodzić z Europy Środkowej i
Wschodniej. Chcę przeczytać wielką, całkowicie nowatorską książkę
ekonomiczną napisaną przez Polaka czy Węgra lub kogoś z Rumunii, nawet z
Rosji. To chcę zobaczyć. Stara Unia jest antydemokratyczna, biurokratyczna
i produkuje rozporządzenia, a nie ducha.
Dopóki nie napiszemy
własnych wielkich dzieł, których zachodnich autorów radziłby pan
czytać?
Poppera. I Keynesa - w istocie rzeczy jest znacznie
głębszy, a jego zainteresowania były znacznie szersze, niż zwykło się
sądzić. Milton Friedman to także bardzo ciekawy przewodnik.
A
nie ktoś młodszy? John Gray? Anthony Giddens?
Nie czytałem od lat
niczego, co by mnie naprawdę poruszyło. Pocieszę pana, że czas
intelektualistów bezpowrotnie, jak myślę, minął. Anglia w ogóle nie jest
krajem, w którym intelektualistów nadmiernie by szanowano. Za bardzo
cenimy sobie własny rozsądek. Natomiast za dużą siłę mają dzisiaj media,
zwłaszcza telewizja. Nie cierpię jej. Myślę, że władza mediów musi być
zmniejszona. Rządzą, wdzierają się w ludzką prywatność, wypełniają swoje
programy gadaniem o niczym i o nikim.
Dziennikarze gorsi od
intelektualistów...
Każda epoka ma swoich wrogów... W Wielkiej
Brytanii mieliśmy pokolenie agresywnych działaczy związkowych, byli
naprawdę gorsi od intelektualistów. A teraz media. Spędziłem w mediach
kawał życia, wiem jak mało rozgarnięci i wykształceni są bardzo często
pracujący w nich ludzie. Niestety, nie wiem co z tym zrobić, zwłaszcza że
politycy żyją w strachu przed telewizją.
Japonię zaliczy pan do
Zachodu?
Japonia to bardzo dziwne zjawisko. Nazywam ją
"państwem-pustelnikiem", bo też tym chciała być do lat 60. XIX wieku -
zachować całkowicie niezmienioną strukturę społeczną, którą uważano za
najlepszą i najbardziej oddającą ducha narodu. Amerykanie otworzyli
Japonię siłą. Pogodzono się z tym, ale powierzchownie, w gruncie rzeczy
niechętnie. Widziałem niedawno japońskiego turystę, który tu, w Londynie,
chciał kupić jakieś lekarstwo. Aptekarz mówi mu: "Nie mamy japońskiej
wersji tego leku, ale mamy coś bardzo podobnego i działającego tak samo".
Pokazał amerykańską i brytyjską wersję... ale turysta ich nie kupił, bo
chciał tylko wersję japońską. Japończycy importują mało, głównie
eksportują. Nie lubią żadnych obcych produktów, jeśli mogliby je sami
produkować. Poza tym to najwięksi rasiści na świecie. Mąż lub żona innej
rasy napotka wielkie kłopoty, chcąc zintegrować się ze społeczeństwem.
Nawet skłonić Japończyka do efektywnej pracy w ramach zachodnich jest
niezwykle trudno. Oni nie czują się częścią Zachodu, chociaż nauczyli się
z nim żyć i z niego korzystać.
W latach 70. mówiono, że Japonia to
"siła przyszłości", jej gospodarka rozwijała się szybko. Ale Japonia nie
stała się siłą przyszłości, bo nie ma tam wolnego społeczeństwa, takiego
jak w Stanach. USA wciąż ulepszają wydajność, bazę technologiczną, a
Japonia pozostaje raczej statyczna. Dopóki Japonia się nie zmieni, nie
otworzy na wolność intelektualną i ekonomiczną, pozostanie zawsze numerem
2 albo 3 gospodarki światowej. Jeśli nie będą czujni, wkrótce znajdą się
za Chinami, bo Chińczycy - mimo systemu komunistycznego - wydają się
myśleć bardziej otwarcie niż Japończycy.
Niestety Japonia jest
społeczeństwem zdominowanym przez mężczyzn. Dużo łatwiej jest porozumieć
się z kobietami. Mają bardziej otwarte głowy. Dostrzegają swoje położenie
i zaczynają budować inne miejsce kobiet w społeczeństwie. Rok czy dwa lata
temu miałem wykład dla 250 Japonek w Londynie. Powiedziałem wówczas, że za
50 - 60 lat Japonią będą rządzić kobiety i że będzie to bardzo dobrze
służyć i ich krajowi, i światu.
Jak to przyjęły?
Zobaczymy.
Czuje się pan Europejczykiem?
Anglikiem. Nie byliśmy nigdy naprawdę częścią Europy. 26 mil
dzielących nas od kontynentu jest w istocie większe niż cały Atlantyk,
dzielący nas od Stanów Zjednoczonych. Kiedy przekraczam Kanał, czuję się
jak w obcym kraju. Kiedy wysiadam w Nowym Jorku, jestem u rodziny. Widzę w
Amerykanach ten sam nerw, który cechuje nowoczesne społeczeństwa. W latach
70. stracili tempo, myślałem, że nieuchronnie. Ale odrodzili się. Mimo
wszystkich kłopotów wciąż pokazują umiejętność łączenia zbiorowej
współpracy w rozwiązywaniu problemów społecznych z indywidualizmem.
Paul Johnson, ur. 1928, historyk brytyjski, felietonista, kiedyś redaktor lewicowego "New Statesman", od wielu lat stały współpracownik konserwatywnego "Spectatora". Autor niezwykle popularnych książek historycznych, w tym dostępnych na rynku polskim, jak: "Narodziny nowoczesności", "Historia chrześcijaństwa", "Historia Anglików", "Historia Żydów", "Intelektualiści".