Małgorzata Sadowska, Bartosz Żurawiecki
W filmach Krzysztofa Zanussiego kwestia homoseksualizmu rzadko pojawia się w sposób otwarty. A jeśli już, to otrzymuje jednoznacznie negatywną kwalifikację moralną. W filmie Kontrakt z roku 1980 grupa "ciot" z baletu bawi się hałaśliwie w prominenckiej willi, w Paradygmacie (1985) zamożny fabrykant (grany przez Vittoria Gassmana), chcąc upokorzyć zależnego od siebie młodego studenta teologii (Benjamin Voltz) każe mu spuścić spodnie, odwrócić się, pochylić - sugeruje, że zaraz dokona na nim aktu seksualnego (do którego zresztą nie dochodzi). Z kolei w Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest... (1987) sfabrykowane zdjęcie przedstawiające dwóch mężczyzn w sytuacji intymnej ma etycznie skompromitować jednego z nich. Ukoronowaniem tej homofobicznej tendencji jest film z cyklu Opowieści weekendowe - Urok wszeteczny (1996). Zbigniew Zapasiewicz gra tutaj - z groteskową przesadą - bogatego, zmanierowanego pedała, hrabiego, który, wykorzystując swoje pieniądze i swoją pozycję, lubi deprawować i poniżać młodszych od siebie mężczyzn. Próbuje także złamać żonatego pracownika naukowego, Karola (Maciej Robakiewicz), który z przyczyn zarobkowych podejmuje u niego pracę sekretarza. Karol jednak nie daje się Hrabiemu, zachowuje moralną niezłomność i koniec końców ośmiesza swego Kusiciela.
Wymowa Uroku wszetecznego pozostaje, oczywiście, w zgodzie z otwarcie głoszonymi przez reżysera konserwatywnymi poglądami. Komentując dla miesięcznika "Kino" swój film, Krzysztof Zanussi powiedział: "Dziś uważa się, że wszystko wolno, panuje taki klimat. Tylko pedofilia nie uzyskała dotychczas akceptacji, chociaż pojawiają się głosy domagające się zniesienia i tego zakazu. Coraz słabszy wydaje się instynkt samozachowawczy ludzkości. Żałuję, że Kościół w podobnych sprawach odwołuje się tylko do argumentacji nadprzyrodzonej, zamiast mówić o zagrożeniu gatunku". Ponieważ słowa te wypowiedział człowiek, który - jak wiadomo - sam potomstwa nie posiada, wydają się one mocno podszyte hipokryzją. Nie wchodźmy jednak na teren prywatny, pozostańmy w ramach "świata przedstawionego". Demonstrując perwersyjną naturę bohatera Uroku wszetecznego, autor sam ulega... pruderii, co zawiesza w próżni jego tezę o demonicznym charakterze homoseksualizmu. W jednej ze scen Hrabia, chcąc pokazać swoją władzę nad ciałem i duszą młodego chłopca, nakazuje mu się rozebrać. Chłopiec posłusznie się rozbiera do... bielizny, co Hrabiemu okazuje się wystarczać. Nasuwa się ciekawe pytanie natury poznawczej - czy jest się obnażonym, będąc w majtkach?
To, co widać na pewno, to homofobiczne stereotypy, z jakich hojnie korzysta Zanussi. Homoseksualizm w jego filmach jest zawsze powiązany z relacjami władzy, z dominacją, przemocą, szantażem, wykorzystywaniem młodego przez starego (Paradygmat, Dotknięcie ręki z 1992 roku) lub starego przez młodego (Urok wszeteczny), podwładnego przez przełożonego. Wspomnijmy głośne Barwy ochronne (1976), w których docent Szelestowski (Zbigniew Zapasiewicz) próbuje zdeprawować magistra Kruszyńskiego (Piotr Garlicki), opierając się na całym systemie służbowych zależności. Intencja homoerotyczna nie zostaje tutaj wypowiedziana wprost, trudno jednak nie dostrzec podobieństw między układem przedstawionym w Barwach ochronnych, a tym z Uroku wszetecznego. Hrabia to starsza o dwadzieścia lat wersja Docenta (obie postaci gra zresztą ten sam aktor, Zbigniew Zapasiewicz). W Barwach ochronnych kulminacyjnym momentem napięcia między męskimi bohaterami jest ich walka wręcz na wrzosowisku. W Uroku wszetecznym do żadnej konfrontacji nie dochodzi. Jest tylko gest jednoznacznego potępienia. Wstyd - który jest przecież wstydem reżysera, nie jego bohatera - przed rozebraniem do naga chłopca, kieruje naszą uwagę na ukryty, wstydliwy właśnie nurt homoseksualnego pożądania obecny w filmach Zanussiego.
Tu mała dygresja. Twórca Bilansu kwartalnego swoje najgłośniejsze i najlepsze zarazem dzieła stworzył w latach 70., w ramach tak zwanego "kina moralnego niepokoju". Kino to, będące filmową, artystyczną opozycją w socjalistycznym ustroju, stanowiło jednocześnie znakomity kamuflaż. Co kamuflowało? To, co intymne, prywatne, osobiste. Autorzy "kina moralnego niepokoju", głosząc konieczność opisania świata czasów "propagandy sukcesu", zdemaskowania jego patologii i wypaczeń, wymierzenia mu sprawiedliwości, jednocześnie odsuwali możliwość prywatnej lektury ich filmów. Autor rzekomo nie zwierzał nam się z tego, co mu w duszy i ciele gra, lecz pokazywał problem albo wyrażał zatroskanie stanem etycznym społeczeństwa. Także widzowie i krytycy mieli patrzeć na te filmy jak na portret zbiorowy lub zgoła jak na publicystyczny materiał interwencyjny. Bohaterowie "moralnego niepokoju" coś sobą reprezentują: jakąś postawę, zjawisko, sprawę. To, co prywatne zostało więc skrzętnie ukryte pod tym, co publiczne.
Dzisiaj, gdy uleciały dawne konteksty, tamte filmy zaczynają się obnażać, choć pewnie twórcy woleliby je zostawić w publicznych majtkach. Ich wymowa społeczna czy polityczna ma już znaczenie historyczne, natomiast znaczenia współczesnego zaczynają nabierać rzeczy dotąd przeoczone.
W przypadku filmów Zanussiego będzie to chociażby narcyzm męskich bohaterów. Są przystojni, pewni siebie, siebie kontemplujący i w sobie pogrążeni. Ostrożni w kontaktach ze światem, unikający bodźców, które mogłyby wytrącić ich ze stanu intelektualnego samozadowolenia, sprowadzić na przykład na seksualne manowce. Marek - robiący karierę naukowiec ze Struktury kryształu, inżynier Wit z Życia rodzinnego, Docent Jan z filmu Za ścianą, mąż Marty z Bilansu kwartalnego, easy rider Jacek z tego samego filmu, Docent z Barw ochronnych... Zanussi obsadził w głównych rolach ówczesnych amantów polskiego kina, aktorów będących w rozkwicie męskiej urody: Andrzeja Żarneckiego, Jana Nowickiego, Daniela Olbrychskiego, Zbigniewa Zapasiewicza, Piotra Garlickiego czy reżysera, Marka Piwowskiego, mającego w środowisku filmowym opinię playboya. Oko kamery spoczywa na nich, patrzy z wyraźnym, choć dyskretnym zachwytem. Pokazuje ich nierzadko w dezabilu, ale zawsze tylko do pasa...
Męscy bohaterowie konfrontowani są z brzydkimi kobietami, które ich otaczają czy wręcz podglądają, jak samotna i nieszczęśliwa Anna z filmu Za ścianą. W rolę tę wcieliła się swego rodzaju "muza" Krzysztofa Zanussiego, Maja Komorowska. Można zaryzykować twierdzenie, iż jest ona w jego filmach nie tyle figurą kobiecości, co Innej seksualności. Wskazuje na to już jej specyficzna, zdecydowanie odbiegająca od stereotypów piękności uroda, wyraźnie mająca w sobie pierwiastek męski. Owa męskość czyni z niej postać niemal transwestytyczną, przekraczającą ograniczenia płci, dziwną, neurotyczną, nieprzystawalną. Ciekawe, że właśnie ktoś taki odgrywa u Zanussiego rolę femme fatale...
Bohaterki Mai Komorowskiej - a przypomnijmy, że zagrała między innymi w Życiu rodzinnym, Bilansie kwartalnym, Za ścianą, Pokuszeniu, Górach o zmierzchu, Drogach pośród nocy - zawsze wnoszą do filmu aurę niepokoju graniczącego z histerią. Są zakłóceniem, zaburzeniem, niweczą istniejący ład, destruują świat bohaterów, niszcząc przy tym same siebie. Zawsze stoją w opozycji do męskiego świata, zbudowanego na intelekcie, racjonalności, powściągliwości, obowiązku, logiczności, wiedzy, rytualnym wręcz porządku. To świat uczelni (ale wyłącznie wydziałów matematycznych, fizycznych czy technicznych), laboratorium, biura projektowego i tym podobnych, który sytuuje się w przestrzeni publicznej i odwołuje do powszechnie akceptowanych ról społecznych. (I tylko mężczyźni w filmach Zanussiego nie chcą lub nie potrafią, o dziwo, wypełniać jakże istotnych ról mężów i ojców. Nawiasem mówiąc, ich przygodne partnerki, przyjaciółki i z rzadka żony, zaskakująco często dokonują aborcji. Zdarzają się również, na przykład w Pokuszeniu, poronienia).
Tematem wielu filmów Krzysztofa Zanussiego jest konfrontacja owych dwóch rzeczywistości, która może być odczytywana jako konfrontacja męskiego bohatera z własną seksualnością. Mężczyźni Zanussiego, choć odtwarzani przez amantów polskiego kina, całkowicie wyprani są z pożądania. Jedynym jego śladem jest, jak już wspomnieliśmy, spojrzenie posyłane im zza kamery, spojrzenie eksponujące ich niepospolitą urodę, a nawet od czasu do czasu pięknie zbudowane ciało. Pretekstem do jego pokazania bywa najczęściej sport lub toaleta - vide scena kąpieli żołnierzy w Drogach pośród nocy, czy scena z trenującymi wioślarzami w Bilansie kwartalnym - a więc sytuacje, w których częściowa przynajmniej nagość jest akceptowana społecznie. Reżyser zabrania swoim bohaterom jawnie pożądać, jednocześnie czyniąc ich obiektami pożądania. Nagość kobieca u Krzysztofa Zanussiego pojawia się dużo rzadziej. A jeśli nawet, jak w Życiu rodzinnym, Maja Komorowska obnaża piersi, widok ten nie ma w sobie nic zmysłowego, choć teoretycznie występuje tu w kontekście erotycznym. Ale nagość zwariowanej Belli czy oszalałej Niny (Renee Soutendjik) z filmu Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest... to coś gorszego, zwierzęcego, prymitywnego.
Paradoksalnie, w niezwykle chłodnych, wypranych z seksualności aż po granice impotencji, filmach Krzysztofa Zanussiego, pożądanie pojawia się również za sprawą intelektu. Pełni on tu dwuznaczną funkcję - sposobu obrony przed ciałem, które pożąda "niewłaściwie", i zarazem metody uwodzenia. Najlepiej widać to na przykładzie wspomnianych Barw ochronnych, gdzie gra erotyczna, między docentem i asystentem, mająca swoją kulminację w scenie mocowania w błocie, przybiera formę intelektualnego sporu.
Najbardziej frapująco jednak, naszym zdaniem, konfrontację mężczyzny z jego seksualnością pokazuje telewizyjny film Za ścianą (1971). Bohaterem jest tu grany przez Zbigniewa Zapasiewicza pracownik naukowy, Jan. Poznajemy go jako pedantycznego, schludnego mężczyznę, całkowicie oddanego pracy w laboratorium. Podczas porannego golenia Jan dostrzega przez okno, że obserwuje go kobieta stojąca na balkonie swojego mieszkania. To Anna (Maja Komorowska). Okno funkcjonuje tu niczym lustro (rytuał golenia zwykle odbywa się przed lustrem), w którym bohater spotyka siebie, a dokładnie mówiąc swoją wypartą seksualność. Musiała ona zostać amputowana całkowicie, gdyż jest Inna. Znakiem Inności jest tu postać ucieleśniającej (nomen omen) ją kobiety szczególnej, balansującej na granicy płci. Wkrótce okaże się, że nieznajoma sąsiadka wie o Janie wszystko, mało tego, pod pretekstem przeczytania mu swoich prac naukowych (w końcu tylko to go jeszcze podnieca), zwabia go do mieszkania. Mimo wyraźnych sygnałów ze strony kobiety, nie dojdzie między bohaterami do seksualnego kontaktu, bo oznaczałby on zburzenie uporządkowanego getta intelektu, w jakim żyje Jan. Swego rodzaju sublimacją cielesnego zbliżenia jest wspólne słuchanie muzyki. Na fakt, iż nie pozostaje ona tutaj niewinna, wskazuje choćby gorączkowe zapewnienie Jana, że nie znosi Czajkowskiego...
Charakterystyczne - po wyjściu z mieszkania Anny, Jan nie może trafić do domu. To tylko znak o wiele poważniejszego zagubienia, które może go czekać, gdyby poszedł za podszeptem ciała. Resztką woli mężczyzna opiera się pokusie. Anna próbuje po jego wyjściu popełnić samobójstwo, co można interpretować jako chęć ostatecznego zlikwidowania własnej, kłopotliwej, odrzucanej seksualności.
W innym filmie - Życiu rodzinnym (1970) - mamy do czynienia z sytuacją iście gombrowiczowską. Wit (Daniel Olbrychski) wraca po latach do domu rodzinnego, podupadającego dworku byłych właścicieli huty szkła, zwabiony przez swoją siostrę, Bellę - w tej roli znowu Maja Komorowska - depeszą o rzekomej poważnej chorobie ojca. Ponieważ Bella ma opinię nimfomanki (dowiadujemy się nawet, że siedziała w więzieniu za czyny lubieżne) można powiedzieć, że Wita przywołuje jego własna seksualność. Zwłaszcza że Wit jest człowiekiem spiętym, ściśniętym i hermetycznie zamkniętym. Uciekając kiedyś z domu, chciał wyrwać się z okowów Ojcostwa i Synostwa. Ale nigdy się nie wyzwolił, nie poszedł za głosem własnego pragnienia. Do domu przyjeżdża w towarzystwie Marka (Jan Nowicki), kolegi ze studiów i z pracy. Ponieważ Marek pochodzi z nizin społecznych, z chłopstwa, jest dla Wita takim gombrowiczowskim parobkiem, który go fascynuje i jednocześnie wprawia w kompleksy. Witowi imponuje męskość Marka, jego bezpośredniość i swoboda, także erotyczna. Gdy obaj kładą się spać, Marek rozbiera się bez skrępowania, natomiast Wit wstydliwie pozostaje w siatkowym podkoszulku. Zamiast niego noc z przyjacielem spędzi Bella. Gdy nad ranem Marek zniesmaczony i rozczarowany całą sytuacją robi Witowi wyrzuty i wyjeżdża, bohater nie jest w stanie się przełamać i w jakikolwiek sposób zareagować. Tylko płacze na kolanach Belli jak porzucony kochanek. Bella to ewidentny synonim natury - tej niepoddającej się żadnym formom - obyczajowym, seksualnym, społecznym. Niezwykły jest już sposób, w jaki pojawia się w filmie: półnaga zjeżdża na linie z drzewa. Seksualność Belli jest instynktowna, niemal zwierzęca - z Markiem kocha się w zaroślach, naga biega po zapuszczonym ogrodzie. Nie wiadomo, kim jest, czym się zajmuje, z czego utrzymuje. Trudno oprzeć się wrażeniu, że bohaterki Komorowskiej przychodzą z innego niż realistyczny porządku, z innej konwencji. Wskazuje na to choćby sposób gry aktorki - nadekspresyjny, histeryczny, niemal groteskowy. Taka postać, będąca w stanie nieustającego procesu transgresyjnego - który w końcu nigdy się nie dokonuje - rozsadza klasyczną narrację, a przez to każe zadać pytanie o naturę własnej obcości.
W kolejnym filmie z udziałem Komorowskiej - Bilansie kwartalnym (1974) zmienia się nieco charakter granej przez nią postaci, choć w gruncie rzeczy wciąż jest to wariant tej samej sytuacji. Tym razem sama bohaterka, Marta, musi uporać się z własnym rozdwojeniem. Mąż Jan (Piotr Fronczewski) reprezentuje w filmie tyranię rozsądku, świat uporządkowany, z konwencjonalnymi relacjami międzyludzkimi, natomiast Jacek, grany przez Marka Piwowskiego, jest po stronie ciała, natury, wolności, obyczajowej swobody. To postać wzięta z amerykańskich filmów drogi, nasyconych atmosferą kontestacji i homoerotycznego pragnienia (w klasycznych filmach drogi podróżują i uciekają mężczyźni, parami *[Por. choćby filmy Nocny kowboj (Midnight Cowboy, 1969, reż. Johh Schlesinger), Easy Rider (1969, reż. Dennis Hopper), Strach na wróble (Scarecrow 1973 reż. Jerry Schatzberg).]). Easy rider, przeniesiony w polskie realia, to kierowca stara - osoba nieustabilizowana, enigmatyczna, o której znów właściwie nic nie wiemy. Jedynym jego zakorzenieniem jest sport. I ta jego sportowa pasja pozwala kamerze wejść w świat męskich ciał: umięśnione torsy wioślarzy, uprawiających ćwiczenia w sali gimnastycznej, są przez nią obserwowane - a raczej podglądane - z wyraźną przyjemnością.
Bohaterka Bilansu kwartalnego wybierze świat męża, odrzuci pokusę, nawet jej nie skosztuje, ucieknie od seksualności tuż przed prawdopodobnym, bezpośrednim z nią spotkaniem. Można zaryzykować teorię, że bohaterka jest jedynie medium między mężem a jego Inną seksualnością uosabianą przez Jacka. W pewnym momencie Marta, pytając Jana, czy nie poszedłby z nią któregoś dnia na trening, zachęca go słowami: "Tam są sami mężczyźni". Marta jest pomiędzy światem intelektu a ciała, próbuje je scalić w harmonijną jedność. I po raz kolejny okazuje się, że w świecie filmów Krzysztofa Zanussiego jest to niemożliwe.
Jacek, Marta i Jan są więc tą samą osobą (jakież to freudowskie...), która toczy walkę z własnym, Innym pożądaniem. Co zatrzymuje ową osobę po stronie tak zwanej "moralności"? Przede wszystkim obowiązek - jego znakiem jest dziecko, którego przecież nie wolno porzucić. O powinnościach przypomina też grana przez Halinę Mikołajską samotna, zgorzkniała koleżanka z pracy. Jej postać reprezentuje też smutną przyszłość Jacka/Jana - smutną, bo wypraną z pragnień, ale za to jakże bezpieczną.
I właśnie na tym polega tragizm bohaterów Zanussiego, którzy zmuszeni są do dokonywania wyborów ostatecznych, jednoznacznych, nieodwołalnych. Albo-albo. Albo spokój, porządek, rozum, sfera publiczna. Albo prywatność, ciało, rozpad, chaos. Jakby te sfery nie tylko nie mogły się przeniknąć, ale nawet zetknąć. Reżyser "amputuje" swoim bohaterom pewną sferę życia, owo kalectwo uznając za "normę". Ta walka z ciałem, której areną są filmy Zanussiego, zwykle prowadzi do unicestwienia ciała, obnażenia jego ohydy i zwycięstwa umysłu. Zabić pożądanie, zniszczyć pragnienia ciała, oto miara człowieczeństwa - mówi reżyser. Ale sam fakt, że Krzysztof Zanussi wciąż robi filmy jest najlepszym dowodem na to, że udręczone, rzucone w kąt "źle pożądające" ciało nieustannie walczy o swoje prawa.
Tekst został wygłoszony podczas konferencji " Różnica i tożsamość: kultura odmieńców wobec marginalizacji i homofobii" w Ośrodku Studiów Amerykańskich w Warszawie (5-8.12.2002)