Gazeta Wyborcza - 17/01/2002

 

 

SZACH I MAT W KRAJU RAD

z Markiem Dworeckim, wybitnym trenerem szachowym rozmawia Anna Żebrowska

 

 

Kiedy połowa Rosji kibicowała Karpowowi, a druga połowa Kasparowowi, po czyjej był Pan stronie?

Odpowiem pytaniem na pytanie: kiedy Iran walczył z Irakiem, była pani po stronie Chomeiniego czy Husajna?... To mniej więcej taki sam wybór jak między Karpowem i Kasparowem.

Ejże, Anatolij Karpow był faworytem władzy: geniusz szachowy z prowincji, członek KC Komsomołu, niebieskooki, jasnowłosy Rosjanin.

Nie to co smagły Garri Kasparow, pół Ormianin, pół Żyd.

Karpow także ma w żyłach sporo krwi żydowskiej, ale od początku umiał się ustawić. Przydomek "Czerwony Tolek" mówi sam za siebie. Obaj są fenomenalnie uzdolnieni i obaj to skrajni egoiści. Gdy jednak nerwus Kasparow zrażał do siebie wszystkich naokoło, Karpow skrzętnie ukrywał emocje i przyjaźnił się z ludźmi, którzy mogli być potrzebni. Pochodzi z Uralu; robiąc karierę szachową, trafił w Leningradzie do świetnego trenera Siemiona Furmana. Tam jego talent okrzepł, a do tego jako modelowy obywatel ZSRR - pochodzenie robotnicze, komsomolec - był bardzo promowany.

Komsomoł nie mógł jednak zrobić z niego mistrza świata.

Ale rozwiązał mu problemy materialne, dał do dyspozycji najlepszych trenerów, wysyłał na turnieje. W 1974 roku, przed pierwszą rozgrywką z Wiktorem Korcznojem - o to, który z nich zmierzy się z Robertem Fischerem - wszystkie warunki dyktował Karpow. Korcznojowi po prostu bano się pomagać, by nie narazić się władzy, nie wypaść z kolejki po wyjazd zagraniczny. Pod Karpowa ustawiano nawet czas zawodów - lubi dłużej pospać. Do pomocy miał ogromny sztab. W 1978 roku, podczas kolejnego meczu w Baguio na Filipinach, sekundował mu eksmistrz świata Michaił Tal - był to pierwszy przypadek w historii szachów, gdy pretendentowi do tytułu pomagał arcymistrz najwyższej klasy.

Ponoć Tal przed śmiercią wyznał, że KGB planowało morderstwo Korcznoja, gdyby pokonał Karpowa. W Baguio był hipnotyzer, który przeszkadzał Korcznojowi w koncentracji. Podczas meczu w Merano we Włoszech - twierdził Korcznoj - KGB oddziaływało na niego za pomocą specjalnej aparatury. Wierzy pan w to?

KGB bardzo interesowało się szachami i jego funkcjonariusze nie odstępowali zawodników. Potwierdziły to akta wywiezione przez Wasilija Mitrochina i opublikowane na Zachodzie. Do Baguio i Merano jeździło z Karpowem po kilkunastu i więcej kagiebistów. Głośna historia z hipnotyzerem Zucharem trafiła nawet do musicalu "Szachy" ("Chess"), którego libretto osnuto na walce Korcznoj - Karpow i wystawiano na Zachodzie... Statystyka 93 dni meczu w Baguio pokazała, że w obecności Zuchara Korcznoj przegrywał. Zuchara podjęła się unieszkodliwić para Hindusów, która ostentacyjnie zasiadła na sali w pozycji lotosu. Może to przypadek, ale Korcznoj zaczął wygrywać, co zdenerwowało naszą delegację. Strony zawarły dżentelmeńską umowę, że i Hindusi, i Zuchar opuszczą salę. Hindusi zniknęli, ale przed ostatnią partią, gdy Korcznoj, będąc w sytuacji beznadziejnej, wyrównał 5:5, Zuchar znowu się pojawił. "Umowy obowiązują dżentelmenów" - skwitowano to w sztabie Karpowa.

Po zwycięstwie Karpow wysłał słynny telegram do Breżniewa: "Obowiązek wobec ojczyzny wykonany".

Pragmatyk Karpow rozumiał, że tym zwycięstwem zbija kapitał polityczny. Dla Korcznoja niespodzianką było zachowanie szefa filipińskiej federacji szachowej Florencio Campomanesa, który wyraźnie sprzyjał ekipie radzieckiej. (Dzięki temu został później prezesem FIDE). Korcznoj dwa lata wcześniej uciekł z ZSRR, gdzie stworzono mu atmosferę nie do wytrzymania - nie grał w turniejach, nie wypuszczano go za granicę. Gdy wreszcie w 1976 roku wyjechał - poprosił o azyl. Jako człowiek prześladowany w ZSRR sądził, że Zachód w tym meczu będzie po jego stronie. Zapomniał, że Filipiny to Trzeci Świat i tutaj wszystko można kupić. Choć rzeczywiście dostawał mnóstwo telegramów od ludzi, którzy odbierali mecz jako walkę dysydenta z przedstawicielem nomenklatury. Napisał o tym w książce "Antyszachy".

Karpowa zwyciężył Kasparow, dziecko pierestrojki, outsider, który jak Dawid pokonał Goliata.

Outsider, za którym murem stał KC Azerbejdżanu z pierwszym sekretarzem Hajdarem Alijewem na czele?!... Walka Kasparowa z Karpowem była jednocześnie wojną klanu azerskiego z moskiewskim. Karpow miał swoich szpiegów wśród sekundantów Kasparowa, to niemal kryminalna historia. Zneutralizowano ich dzięki zdecydowanej interwencji władz Azerbejdżanu w KGB. Już po rozpadzie ZSRR byli kagiebiści ujawnili, jak zacięte rozgrywki toczyły się za kulisami tego meczu. Małe republiki ogromnie dbały o swoje talenty. Karpow zaczął odcinać kupony dopiero jako 17-latek, po pierwszych zwycięstwach. Kasparow od dziecka miał w Azerbejdżanie idealne warunki rozwoju, jako trenera wynajęto mu samego Botwinnika. Mnie także zaangażowano, Botwinnik prosił, abym opracował z 11-letnim Garrim końcówki gry. Potem zrezygnowałem, zraziła mnie bałwochwalcza atmosfera w jego otoczeniu. Choć geniusz Kasparowa zaimponuje każdemu szachiście.

Czym różnią się w grze dwaj panowie K?

To zupełnie różne typy talentów. Karpow ma świetną intuicję, jest urodzonym graczem, nie tylko w szachy, ale i w karty. Wyczuwa nastrój przeciwnika, wie, kiedy zaryzykować, kiedy poczekać. Zachowuje zimną krew, jest sportowcem odważnym i wytrzymałym. Aż dziw, bo w życiu prywatnym to człowiek bardzo ostrożny i słaby fizycznie - dużo słabszy od tryskającego energią Kasparowa. Jako zawodnik Kasparow ma wiele czułych punktów, poczynając od braku opanowania. Często tworzy w głowie jakiś obraz sytuacji, a jeśli fakty tego nie potwierdzają - tym gorzej dla faktów. Ale to genialny analityk o wielkiej erudycji szachowej. Zna teorię, studiuje poszczególne partie. W odróżnieniu od dość leniwego Karpowa, który zawsze liczył na brygady pomocników i korzystał z ich analiz.

Czy szachiści są bardziej inteligentni od innych ludzi?

Logicznie byłoby odpowiedzieć: tak - pracują na podstawie książek, muszą wiele zapamiętywać i dobrze główkować. Znam jednak wielu typków ograniczonych i prymitywnych, nie ma więc reguły. Poza tym w szachach, jak wszędzie w sporcie, panuje atmosfera zajadłej konkurencji, ostrej walki. To sprzyja wyrabianiu gruboskórności i napastliwości w stosunku do przeciwników. Dla trenera jest to jeden z największych problemów: jak hartować u podopiecznych charakter i wolę, ale tak, by nie przeradzały się w egocentryzm i chamstwo. By formować wojowników, nie agresorów.

Jak Kasparow?

Kasparow był początkującym szachistą, gdy zmarł mu ojciec, Kim Weinstein, człowiek szanowany i lubiany. Matka i trener Aleksander Nikitin zdecydowali, że Garri zmieni nazwisko na matczyne. Było to praktyczne, z żydowskim nazwiskiem żyło się gorzej, ale sądzę, że niekorzystnie odbiło się na charakterze chłopca. Rósł w przekonaniu, że dla sukcesu można wszystko: można wyrzec się nazwiska ojca, można wstąpić do partii w wieku 17 lat, można się z nikim nie liczyć. W rezultacie mamy kłębek sprzeczności i kompleksów. Wykształcony, oczytany, szybko kojarzący intelektualista Kasparow jest zarazem nietolerancyjny, złośliwy, chętnie szkodzi bliźnim.

Patrząc z boku, wydaje się, że mecze szachowe rozgrywają spokojni, ślamazarni ludzie.

Napięcie podczas gry sprawia, że wielu arcymistrzów zapadało na choroby psychiczne: Amerykanin Paul Morphy, pierwszy mistrz świata Wilhelm Steinitz, genialny szachista polski Akiba Rubinstein. Robert Fischer także nie jest zdrowy. Przy ogromnym obciążeniu psychicznym o wyniku gry decydują często drobiazgi. Nana Aleksandrija przegrała partię, gdy rywalka podczas gry zamiast do swojej garderoby niespodziewanie poszła do jej pokoju. Zamiast zwrócić się do sędziego lub w ogóle to zlekceważyć, Nana zdenerwowała się i o niczym już nie mogła myśleć. Mało kto wie, że przełomowy moment w zmaganiach Kasparowa z Karpowem nastąpił tuż po publikacji w "Spieglu" artykułu "Milion Tolka" - o kontrakcie reklamowym Karpowa w Niemczech, zatajonym przed naszą władzą. Szkodliwe są także radosne niespodzianki. Podczas turnieju w Moskwie w 1925 roku eksmistrz świata Emanuel Lasker otrzymał na scenę telegram, iż w berlińskim teatrze wystawiono jego sztukę. Ładna kombinacja, którą wówczas przeoczył, weszła do podręczników szachowych pod nazwą "młynek".

Sukces w szachach to sprawa bardziej talentu czy znajomości reguł gry?

Patriarcha szachów Michaił Botwinnik mówił o czterech filarach sukcesu, na pierwszym miejscu stawiając wrodzony talent, na drugim - sportowy charakter, ambicję, pewność siebie. Czynnik trzeci to żelazne zdrowie, zapas energii, odporność na stresy. I wreszcie opanowanie teorii gry. Co do mnie, z tym ostatnim nie mam problemów, Bóg dał mi też wrodzone zdolności. Niestety, reszta to moja pięta achillesowa.

Jak zaczęła się Pana przygoda z szachami?

Pierwsze szachy dostałem w dzieciństwie na urodziny. Kółko szachowe w domu pionierów stało się antidotum na nudne zajęcia szkolne. Przed maturą wypełniłem normę i dostałem tytuł mistrzowski. Wygrałem półfinał i finał mistrzostw stołecznych i w 1973 roku zostałem mistrzem Moskwy. Dzięki temu przeszedłem przez sito egzaminów wstępnych na Wydział Cybernetyki Ekonomicznej Uniwersytetu Moskiewskiego. Uczelnie rywalizowały między sobą w sporcie, w sztukach pięknych i komisje kwalifikacyjne zwracały uwagę na dodatkowe umiejętności kandydatów. Niestety, tytuł szachowy nie pomógł mi w znalezieniu dobrej pracy.

Były z tym problemy?

Nie z pracą w ogóle, tylko z pracą interesującą i ambitną. Praktykę dyplomową odbywałem w Centralnym Instytucie Ekonomiczno-Politycznym przy Akademii Nauk ZSRR. Bardzo mnie chwalono, póki nie zapytałem o możliwość zatrudnienia. Wicedyrektor Instytutu rozłożył ręce i napomknął o piątym punkcie w mojej ankiecie personalnej - żydowskim pochodzeniu. "Kadrowiec tego nie przeoczy". Był początek lat 70. Żydów dyskryminowano z racji wojny izraelsko-arabskiej, bo ZSRR trzymał z Arabami. Miałem wybór między szeregowym pracownikiem podrzędnego instytutu lub trenerem szachowym. Wybrałem to drugie i odnalazłem swoje powołanie.

W publikacjach o Panu powtarza się określenie "najlepszy trener świata".

Mój pierwszy uczeń, Walerij Czechow, w 1975 roku został mistrzem świata juniorów. Następny, Artur Jusupow, został mistrzem w 1977 roku, rok później triumfował kolejny wychowanek, Siergiej Tołmazow. W ciągu czterech lat wychowałem czterech mistrzów świata. Tytuł The World's Best Chess Trainer pojawił się w amerykańskim periodyku szachowym i jakoś to określenie do mnie przylgnęło.

Czy szachy były w ZSRR formą dysydenctwa?

Według mnie bardzo cichego, chociaż wyjeżdżając na Zachód wcześniej od innych, przeczytałem "Archipelag GUŁag" Sołżenicyna i Wojnowicza opowieść o Iwanie Czonkinie. Tę ostatnią zobaczyłem u zawodniczki holenderskiej, która w ten sposób uczyła się języka rosyjskiego. Wypożyczyła mi ją, prosząc o zachowanie tajemnicy. Ja się bałem, że złapany z książką nie wyjadę więcej za granicę, ona - że nie zaproszą jej na turnieje do ZSRR... Kiedy w 1971 roku Mark Tajmanow wracał z przegranego meczu z Fischerem, celnicy urządzili mu dokładną rewizję. Znaleźli dolary, których nie wpisał do deklaracji, oraz "Krąg pierwszy" Sołżenicyna. Tajmanowi odebrano tytuł zasłużonego działacza sportu i różne przywileje, a po kraju poszedł dowcip: "Słyszeliście jakie nieprzyjemności ma Sołżenicyn? Znaleziono przy nim książkę Tajmanowa »Obrona Nimzowitscha«".

Animator ruchu szachowego po rewolucji narkom Nikołaj Krylenko uważał, że szachy są dla mas formą rozumnej aktywności. Zajmowały czas wolny, odciągając lud od wódki i polityki.

Po czym zdjęto go ze stanowiska ministra sprawiedliwości pod pretekstem, że więcej czasu poświęcał szachom i alpinizmowi niż swoim głównym obowiązkom. I w 1938 roku rozstrzelano... Szachy były popularne już w Rosji carskiej. Nasz największy ówczesny talent, Michaił Czigorin, walczył ze Steinitzem o mistrzostwo świata, zakładał kółka szachowe, organizował turnieje, redagował i wydawał gazety. Człowiek prosty, typowy Rosjanin, pijanica od gradobicia, ale z ogromnie ciekawym stylem gry. Po rewolucji uznano go za światły wzór do naśladowania, przeciwstawiając szkołę "szachów twórczych i bojowych" dogmatycznej rzekomo grze szachistów Zachodu. Wszyscy radzieccy szachiści musieli być kontynuatorami idei Czigorina, tak jak członkowie partii - Lenina, biolodzy - Miczurina. Kiedyś Michaiła Tala, który też był pijanicą, chociaż Żydem, a cierpiąc na różne choroby, brał narkotyki, spytano, czy to prawda, iż jest morfinistą. "Skądże, jestem czigorinistą!" - odparł Tal, dowcipnie ogrywając nazwiska Czigorina i Morphy'ego.

O rozwój szachów w ZSRR bardzo dbał arcymistrz Michaił Botwinnik?

To rzadki przykład faworyta władzy, który wykorzystał wpływy dla dobra ogólnego. Był typem komsomolca z lat 30., po bolszewicku uczciwego i pryncypialnego. Kiedy przed śmiercią Stalina wzniecono kampanię przeciwko lekarzom kremlowskim, szykowano pogromy i wywóz Żydów na Syberię, wybrana setka Żydów miała potępić współziomków i pochwalić represje. Botwinnik odmówił podpisu. Ale o koledze, który uciekł za granicę, powiedział: "Gdyby mi wpadł w ręce - sam bym go powiesił!". Przyjaźnił się z Mołotowem, wierzył w komunizm i nieograniczone możliwości nauki. Pracował nad programem komputerowym do gry w szachy i wbił sobie do głowy, że jego wdrożenie do ekonomiki rozwiąże wszystkie nasze problemy. Na jednym z naszych spacerów z początku lat 70., kiedy pomagałem mu prowadzić szkołę szachową, mówił: "Zakończę program i zrobimy porządek. Zapełnią się półki sklepowe i wszystko będzie na odwrót: u nas zapanuje wolność słowa, a na Zachodzie cenzura"... Botwinnik mówił o sobie: krew żydowska, kultura rosyjska, wychowanie radzieckie.

Jak popularne były szachy, pokazuje "Dwanaście krzeseł" Ilfa i Pietrowa z 1928 roku. Scena seansu gry jednoczesnej, danego przez Ostapa Bendera w Wasiukach, należy do niezapomnianych w literaturze.

Dla jej uczczenia przewodniczący FIDE Kirsan Ilumżynow wybudował w Kałmucji osiedle szachowe New Wasiuki... W książce Ostap Bender marzy o międzyplanetarnym kongresie szachowym, na którym Capablanka mówi do Laskera: "Zawsze byłem zwolennikiem pańskiej idei przestawienia w partii hiszpańskiej gońca z b5 na c4". Przypadkowo sprawdziłem: Lasker naprawdę wykonał taki ruch, Ilf i Pietrow świetnie orientowali się w rozgrywkach szachowych... Skądinąd seanse jednoczesnej gry były w ZSRR naprawdę niezłym zarobkiem: zaproszony do fabryki czy instytutu naukowego mistrz dostawał zwyczajowo 25 rubli, co wystarczało na tydzień życia.

Ludzie przy szachownicy ustawionej na ławce w parku są stałym elementem pejzażu rosyjskiego.

To bardzo tani sport, nie trzeba budować kortów, basenów ani płacić biletów wstępu. Wystarczy szachownica, choćby z ceraty (są takie), i komplet figur. Zgubione można zastąpić kawałkiem drewna lub korkiem od butelki. Po rewolucji kraj był biedny, ludzie zdezorientowani; aby ich wziąć w karby, bolszewicy postawili na tani sport masowy. Już pod koniec lat 20. kółka szachowe były w każdym klubie zakładowym, w każdym domu kultury. Szachy okazały się pożytecznym instrumentem w kampanii przeciwko analfabetyzmowi, ba!, w kampanii antyreligijnej. Z ich pomocą przekonywano naród, że o powodzeniu decyduje nie siła wyższa, ale sprawność umysłowa, umiejętność analizowania.

W pierwszych olimpiadach szachowych triumfowali jednak Węgrzy, Amerykanie, w 1930 roku - Polacy. Co sprawiło, że ZSRR stał się imperium szachowym?

To samo, co obecnie jest źródłem sukcesów Chin. Państwa oparte na ideologii przywiązują ogromne znaczenie do demonstracji swojego priorytetu nad resztą świata. Trudno zaimponować przemysłem lekkim czy stanem opieki medycznej nad społeczeństwem - nawet gdyby były doskonałe, nikt tego nie zauważy. Stawia się na sukcesy za granicą.

"A także w balecie jesteśmy pierwsi na planecie" - śpiewał żartobliwie Jurij Wizbor.

Właśnie: sztuka i sport, olimpiady, konkursy muzyczne, festiwale... Te dziedziny były sowicie finansowane, działał potężny aparat wyławiania talentów. Zdolne dzieci kierowano do odpowiednich szkół i tam hodowano przyszłych mistrzów jak pomidory w szklarniach. Szachy są grą umysłową, a zarazem to gra wojenna. Zwycięstwo tutaj, w naszej uzbrojonej po zęby ojczyźnie, traktowano jako dowód wyższości intelektualnej i wojskowej systemu radzieckiego. Czasem dla spopularyzowania gry wystarczył dobry trener - jak Wachtang Karseładze w Gruzji. Gdy pojawiły się autentyczne gwiazdy, przyciągnęły rzesze wielbicieli i naśladowców. Z drugiej strony ludzie zdolni, pozbawieni szans na karierę zawodową, związaną najczęściej z upartyjnieniem, realizowali się tam, gdzie liczył się czysty wynik ich starań. Niekoniecznie była to ucieczka od komunizmu. O tym, kto jest wybitnym pisarzem i wydaje książki, kto dostaje nagrody i odznaczenia, decydowała władza, układy w hierarchii. Na desce szachowej, mimo wszystkich nacisków z zewnątrz, rządziły pojęcia: szach i mat.

Czy Rosja pozostanie zagłębiem szachowym?

Na razie procentują pieniądze inwestowane jeszcze w epoce radzieckiej, ale na Zachodzie jest coraz więcej mocnych zawodników. Często są to nasi szachiści, w ubiegłym dziesięcioleciu bardzo wielu wyjechało. Wcześniej poziom gry był znacznie niższy niż u nas, bo zawodowo grają tam tylko cudacy i fanatycy. Szachy nie przynoszą dochodu, byle informatyk po kilku latach pracy zarabia więcej od arcymistrza. Chyba że osiągnie się sukces jak Fischer. Co tu kryć, miniony ustrój był dla szachów wymarzony! Średni trener żył na wyższym poziomie niż główny inżynier fabryki, a zwycięzcy w turniejach zagranicznych byli elitą finansową. Muzyków, tancerzy, aktorów państwo niemiłosiernie obdzierało z honorariów zagranicznych, toteż zaczęli uciekać. Żartowano: wyjechał na tournee Teatr Wielki, a wrócił Teatr Mały... Szachistom (załatwił to z władzą właśnie Botwinnik) zostawiano z premii pieniężnych równowartość 500 rubli, czyli 800 dolarów, a z sum wyższych otrzymywaliśmy procent w postaci czeków do realizacji w sklepach walutowych.

To se ne vrati - dolar po 60 kopiejek! A tak między nami, dlaczego większość szachistów stanowią Żydzi?

Jest pewnie kilka odpowiedzi na to pytanie. Jedna to tradycja kształcenia dzieci, kultywowana w rodzinach żydowskich. Rodzice zawsze byli gotowi na wielkie wyrzeczenia, byle dzieci skończyły szkoły. Studiowanie Talmudu - scholastyka przeradzająca się w ćwiczenia z logiki - gimnastykowało umysły. A ponieważ zamykano drogę w wielu dziedzinach, Żydzi wykazywali się tam, gdzie mogli. Można sięgnąć także do interpretacji religijnej, według której Żydzi są narodem wybranym... Może naprawdę Bóg uczynił z nas naród wybrany - do szachów?






Mark Dworecki (1947) - z wykształcenia ekonomista i matematyk, z pasji - szachista. W 1973 - mistrz Moskwy, 1975 - uzyskał tytuł mistrza międzynarodowego. W połowie lat 70. zajmował 35. miejsce wśród szachistów świata (ranking FIDE), następnie - trener szachowy, wykształcił plejadę mistrzów świata juniorów - Walerija Czechowa, Artura Jusupowa, Siergieja Dołmatowa, Aleksieja Driejewa, Nanę Aleksandriję, a także mistrzów Rosji, Gruzji. Konsultant klubów szachowych (niemieckiego Bawaria) i arcymistrzów, w tym mistrza świata Viswanathana Ananda. Zasłużony trener ZSRR, Rosji i Gruzji. W 1993 "American Chess Journal" nazwał go "najlepszym trenerem szachowym świata". Prowadzi szkołę szachową w Niemczech (wspólnie z Arturem Jusupowem) i w Rosji. Autor dziesięciu książek poświęconych teorii i metodyce gry, w tym pięciotomowej serii "Szkoły przyszłych mistrzów" (wraz z Jusupowem). Trzy z niej: "Metody szachowego treningu", "Sekrety debiutowego przygotowania", "Technika gry szachowej", ukazały się w Polsce w wydawnictwie Arden.



Garri Kasparow (1963)- fenomenalna pamięć, pasja analityka, zapas energii bojowej - to główne cechy 13. mistrza świata. Sześciokrotnie zwyciężał w meczach o mistrzostwo świata - z Anatolijem Karpowem, Anglikiem Nigelem Shortem i Viswanathanem Anandem (Indie); jako pierwszy przekroczył granicę 2800 punktów w rankingu szachowym i pozostaje jego liderem z 2838 punktami. Dla porównania: Karpow - 2692, Korcznoj - 2639.

W szachy gra od piątego roku życia, jako dziewięciolatek występował na turniejach na równi z dojrzałymi szachistami. Tytuł mistrzowski otrzymał w wieku 15 lat, mając 17 lat został arcymistrzem, a rok później wygrał mistrzostwa ZSRR. Do legendy weszło pięć pojedynków Kasparowa z Anatolijem Karpowem.

Konflikty z FIDE zakończyły się wystąpieniem Kasparowa z Międzynarodowej Federacji Szachowej. Założył kolejno trzy alternatywne organizacje, ostatnia to Światowa Rada Szachów (WCC). W 2000 r. w zorganizowanych przez Braingames Network mistrzostwach świata Kasparow przegrał z Władimirem Kramnikiem, lecz mimo to uważany jest za najsilniejszego szachistę świata.

Już w dzieciństwie pasjonowały go historia, geografia, czytał trudne traktaty filozoficzne. Ukończył Azerbejdżański Instytut Pedagogiczny Języków Obcych, w wieku 20 lat napisał pierwszą książkę "Próba czasu", publikuje artykuły w prasie światowej. W ostatnich latach daje upust swojemu krytycznemu stosunkowi do zafałszowanej, jego zdaniem, przez historyków koncepcji dziejów. Twierdzi na przykład, że Moskwę założył Dżyngis-chan, a nie ruski książę Jurij Dołgoruki, co nie przysparza mu w Rosji sympatii.



Wiktor Korcznoj (1931)- jeden z tych geniuszy szachów, którzy - jak Akiba Rubinstein czy Aron Nimzowitsch - zasługując na tytuł mistrza świata nigdy go nie zdobyli. Pretendentem do najwyższego tytułu był od 1962 r. do 1987, niekiedy do zwycięstwa brakowało mu jednego punku i odrobiny szczęścia... Urodzony w Leningradzie, przeżył blokadę wojenną. Z wykształcenia historyk. Mistrz ZSRR w latach 1960, 1961/63, 1964/65, 1970. Ogromne emocje wzbudziły jego mecze z Anatolijem Karpowem. Po moskiewskim w 1974 r. rozżalony Korcznoj w wywiadzie dla prasy jugosłowiańskiej poddał ostrej krytyce stosunki w rodzimych szachach. Rezultatem była nagonka w prasie, zakaz udziału w turniejach krajowych i zagranicznych. Wypuszczony po dwóch latach do Holandii - poprosił o azyl. Ponieważ ośmielił się startować w turniejach i ogrywał byłych kolegów, radzieckie władze sportowe ogłosiły bojkot zawodów z jego udziałem. Był to bolesny cios: organizatorzy nie chcieli rezygnować z najsilniejszej, radzieckiej ekipy, bo to ona przyciągała sponsorów.

Drugi pojedynek Korcznoja z Karpowem w Baguio na Filipinach (1978) był kłopotliwy dla sprawozdawców telewizji radzieckiej: mieli zakaz wymieniania nazwiska "renegata", więc Karpow grał z pretendentem, rywalem, przeciwnikiem... Przed meczem w Merano (Włochy) w 1981 r., by złamać psychicznie Korcznoja, jego syna skazano w ZSRR na 2,5 roku łagrów. Korcznoj mieszka w Szwajcarii. W ostatnim dziesięcioleciu parokrotnie odwiedzał Petersburg, gdzie organizowano turnieje na jego cześć. Ku zdumieniu młodszych partnerów 70-letni Korcznoj nie utracił motywacji do walki, gra z pasją i często wygrywa. - Gram po to, by pokazać młodym szachistom, ile jeszcze mogą się ode mnie nauczyć - mawia.



Anatolij Karpow (1951)- 12. szachowy mistrz świata - urodził się w Złatouście na Uralu. W szachy grał od czwartego roku życia, w 1969 r. - mistrz świata juniorów, mistrz ZSRR 1976, 1983, 1988. W latach 1972-1984 był szefem drużyny radzieckiej na czterech olimpiadach szachowych, czterech mistrzostwach Europy i wielu turniejach. Indywidualne mistrzostwo świata zdobył w 1975 r. bez walki, gdy poprzedni mistrz, Amerykanin Robert Fischer, odmówił przystąpienia do gry. Utrzymał je do jesieni 1985 r.

Z wykształcenia ekonomista, z urodzenia - gracz. W najlepszym swoim okresie imponował umiejętnością pokonywania przeciwnika według rosyjskiego przysłowia "wolniej jedziesz - dalej dojedziesz". Intuicja kazała mu nie okazywać emocji, unikać ryzyka, ale wykorzystywać nawet najdrobniejszy błąd rywali. Jego epoka wyprowadziła szachy na nowy, wyższy poziom gry.

Jego koniunkturalizm stal się przedmiotem żartów: Karpow był członkiem KC Komsomołu, pupilem Breżniewa. W jednym z zachodnich wywiadów powiedział, iż ma dwie życiowe miłości: szachy i marksizm. Za osiągnięcia szachowe odznaczony orderami Czerwonego Sztandaru (1978) i Lenina (1981). Jako marksista jest dolarowym milionerem.